Przecinaczka - Kika Hatzopoulou - ebook

Przecinaczka ebook

Kika Hatzopoulou

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Powieść nominowana do Goodreads Choice Awards w kategorii Young Adult Fantasy!

W świecie, w którym dzieci bogów dziedziczą ich moce, potomkini greckich Mojr pracuje nad sprawą serii dziwacznych zabójstw, a jednocześnie musi ocalić swoje siostry, całe miasto, a także chłopaka, z którym łączy ją nić przeznaczenia.

W rodzie bogiń losu zawsze przychodzi na świat troje dzieci opiekujących się nićmi, które łączą ludzi z ukochanymi osobami, ulubionymi rzeczami, a także samym życiem. Jedno je tka, drugie wzmacnia lub osłabia, a trzecie – przecina. Najmłodsza z sióstr Ora, Io, wykorzystuje swoje zdolności w prywatnej agencji detektywistycznej w na wpół zatopionym mieście Alante. Jej życie się zmienia, gdy dostaje niecodzienne zlecenie. Ktoś uprowadza kobiety, okalecza ich nici życia i ożywia w ten sposób przerażające zmory, które następnie krążą po mieści jako bezwzględne zabójczynie. Io robi wszystko, aby odszukać winowajcę. Musi współpracować z Edeiem Rhuną – prawą ręką niesławnej królowej gangów, chłopakiem, z którym łączy ją rzadka, powstała jeszcze zanim się poznali, nić przeznaczenia.

"Ekscytująca, niesamowicie klimatyczna, zaskakująca. Wciągające od pierwszych stron uniwersum, zachwycające mrokiem i gęstą od tajemnic atmosferą, oraz dziewczyna walcząca o sprawiedliwość, której sama nie zaznała, i o miasto, które chciało ją zniszczyć.” Monika Łukaszek, @fantastyka.na.luzie

"Powiew świeżości w gatunku fantasy. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo był mi potrzebny! Z siostrami Ora bez wątpienia łączy mnie nić przeznaczenia – po prostu musiałam wpaść na tę książkę, a gdy już ją poznałam, połączyła mnie z nią nić miłości.” Zuzanna Garczyńska @divergent.library

"Gdybym mogła ujrzeć własne nici, które prowadzą do ukochanych postaci i rzeczy, jedna z nich na pewno łączyłaby mnie z tą książką, bo stała się ona dla mnie wyjątkowa. Rozkochała mnie w sobie absolutnie wszystkim – klimatem, zagadkami, wykreowanym światem oraz bohaterami. Jest też powiewem świeżości w świecie fantastyki. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnym klimatem!” Aleksandra Zawadzka, @mooncharm.books

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 414

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Kika Hatzopoulou

PRZECINACZKA

przełożyła Katarzyna Agnieszka Dyrek

Tytuł oryginału: Threads That Bind

Copyright © Kika Hatzopoulou, 2023

First published in United States of America by Razorbill, an imprint of Penguin Random House LLC, 2023

Jacket art © Corby Brickley, 2023

Copyright © for the Polish edition by Grupa Wydawnicza Foksal, 2024

Copyright © for the Polish translation by Katarzyna Agnieszka Dyrek, 2024

Wydanie I

Warszawa 2024

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

George’owi i członkom mojej rodziny, którzy tworzą gobelin naszego życia

Część I. Ta, która przędzie

Prolog. Trzask

Wagonik przemknął kilka centymetrów nad falą przypływu. Zwolnił przed przystankiem, liny jęknęły pod naporem przeładowanej kolejki. Pasażerowie obrócili głowy i spojrzeli z trwogą. Niedawno taka lina pękła nad ulicą Szałwiową, a podróżujący spadli do kiepsko ukształtowanego kanału. Troje trafiło do szpitala, bo woda w zatoce była paskudnie zimna, mimo że zaraz miało nadejść lato.

Siedząca na tyłach wagonika kobieta poruszała palcami upstrzonymi plamami wątrobowymi, jakby plotła niewidzialny węzeł. Nie pochodziła z rodu Mojr, nie trzymała nic w dłoniach. Był to powszechny gest, który miał na celu odpędzić najmłodszą z Mojr, boginię losu decydującą o przecięciu linii życia.

Porzekadło mówiło: „Zapleć węzeł, a będzie wiedziała, że nadal walczysz”.

Ludzie w Namulisku dodali drugi wers: „Zapleć tysiąc węzłów, a ona i tak przetnie nić”.

Staruszka nie pochodziła z Namuliska. Miała na sobie czyste, niepołatane futro, a siwe włosy upięła na karku niczym dama z klasy wyższej. Szpilki jednak nie połyskiwały jadeitami, matowe muszle raziły brakiem kamieni.

Liny jęknęły na pożegnanie, gdy wagonik ponownie ruszył. Staruszka poczekała, aż pozostali pasażerowie zejdą ze stacji, nim ruszyła przez most, ciągnąc za sobą wózek sklepowy, a przenikliwe piszczenie jego kół odbijało się echem od każdego słupa. Ulice były opustoszałe, a mimo to zerkała na każdy przemykający cień, zwracała uwagę na najmniejsze szuranie.

Jej mąż, który był dwadzieścia lat starszy i lubił straszyć niewinną żonę, powiedział niegdyś, że po zalanych ulicach Alante nocą pływa coś strasznego. Ukrywa się w cieniach dziewcząt, drwi z nich, owija się wokół ich kostek i przenigdy nie puszcza. Kobieta owdowiała już dawno temu, ostatnio rzadko nawet wspominała małżonka, mimo to codziennie myślała o wstrętnym potworze. Mogła przysiąc, że czuła jego obecność niczym okowy krępujące nogi i ciągnące się za nią.

Jakże pragnęła należeć do rodu Mojr, czuć w palcach trwałe, pełne życia nici. Przyspieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się bezpiecznie u siebie: umościć się w fotelu, zawinięta w koce, z zaprawioną spirytusem herbatą w dłoni, i wysłuchać najnowszego odcinka ulubionej audycji radiowej.

Słuchowisko musiało się już rozpocząć. Weszła do mieszkania i natychmiast skierowała się w stronę odbiornika; przestrzeń wypełniła się znajomymi głosami aktorów. Zaczęła rozpakowywać zakupy: herbatę rumiankową, krakersy serowe, przeceniony słoik suszonych fig, gdy nagle wyczuła wokół siebie jakiś ruch.

Czyjaś dłoń zakryła jej usta, a słoik wyślizgnął się z pomarszczonych palców i rozbił na podłodze. Walczyła, by się uwolnić, kopała, uderzała łokciami, drapała na oślep. Siwy kok rozplątał się i pasma włosów zasłoniły jej oczy, a podeszwy butów stały się lepkie od rozsypanych na posadzce fig. Zza ściany rozległo się nawoływanie zmartwionej sąsiadki.

– Spokojnie – szeptało jej do ucha to coś. Nie wiedziała, czy to osoba, czy może spowity cieniem potwór. – To nie koniec.

Gdyby było tak, jak o tym marzyła, gdyby pochodziła z rodu Mojr, poczułaby, jak z jej kłębka zostaje wyjęta nić życia. Obserwowałaby, jak ciągnie się w górę, do sufitu, i znika dalej, w niebie. Zobaczyłaby, jak intruz napina między palcami własną srebrną, ostrą niczym stal nić.

Ale staruszka usłyszała jedynie towarzyszący pękaniu trzask.

I nić została przerwana.

Rozdział I. Postrzępienie

Io stała przy krawędzi dachu i starała się przekonać samą siebie do postawienia pierwszego kroku.

Wyjaśniała to już po tysiąckroć: nie bała się wysokości, tylko raczej… krawędzi. Nie miała problemu z jazdą kolejką, mogła tańczyć na balkonach, ale musiała przystanąć, odetchnąć głęboko i przygotować się psychicznie, aby wejść na wiszący most.

– Mała wariatka – mawiała jej siostra Thais, gdy Io była młodsza. – Jesteś z rodu Mojr, widzisz nici losu. Nie dostrzegasz, że nić twojego życia w najbliższym czasie się nie wystrzępi?

Thais wymieniała porozumiewawcze spojrzenie z drugą siostrą, Avą, po czym powalały Io na ziemię. Siłowały się we trzy z dzikimi uśmiechami na twarzach, aż Io się poddawała. Ava wyciągała jej nić życia, by kilkakrotnie za nią szarpnąć. Nić rozciągała się niczym srebrny łańcuszek i błyszczała jasno.

– Patrz – droczyła się Thais. – Jak zawsze wytrzymała.

– Lubi się bać – rzucała wesoło Ava. – I mieć powód, by nic nie robić.

A mała Io za każdym razem jęczała:

– Wcale nie!

Teraz nie znosiła jęczeć. To ich wina – traktowały ją jak dziecko, więc tak się zachowywała. Rodzice przed śmiercią pracowali za miastem, na równinach Neraida, i zostawiali małe córki samym sobie. Najstarsza Thais wcielała się w rolę opiekunki, sprzątała, gotowała i zarządzała pieniędzmi, podczas gdy dwa lata młodsza od niej Ava poświęcała się zabawie, wymyślała zajęcia, by jakoś zabić czas, i czytała ludziom los, by sobie dorobić. Urodzona sześć lat po Avie Io była dzieckiem, o które się troszczyły i z którym się przekomarzały. „Jedna dusza w trzech ciałach” – szeptały wtulone w siebie we wspólnym łóżku.

Oczywiście to było wiele lat temu. Zanim Thais wyjechała z miasta, zanim wszystko się zmieniło.

Io ostrożnie weszła na mostek, który zakołysał się pod jej ciężarem i trzeszczał przy każdym kroku. Nie zaprojektowano go z myślą o ludziach. To raczej długi, cienki pas metalu, rozciągnięty dla kotów, aby mogły swobodnie wędrować po mieście podczas powodziowych przypływów. Zarządzenie wyszło z ratusza i miało na celu ograniczenie rosnącej populacji gryzoni, które przenosiły choroby.

Problem z kocimi mostkami polegał na tym, że nie miały żadnych balustrad.

Urzędnicy stwierdzili, że kotom nie są potrzebne, bo nie tracą one równowagi. Jednak nie była to prawda, kociaki mogły się poślizgnąć i spaść jak każde inne stworzenie, potrafiły jedynie wylądować na czterech łapach. Io sądziła, że całość stworzono nieintuicyjnie. Pod spodem brakowało bezpiecznej przestrzeni, płynęła tam mętna woda, której – jak powszechnie wiadomo – koty nienawidzą.

Powinny być balustrady, ale ich nie zamontowano. Zdaniem Io to dość adekwatne podsumowanie rzeczywistości całego zatopionego miasta Alante. Nigdy nie zaspokajano tu potrzeb mieszkańców. Ludzie się o coś upominali, ale im tego odmawiano, więc musieli nauczyć się żyć z tym, co mieli.

Io brakowało poręczy, ale nie brakowało obaw. Owinęła się strachem i ściskała go mocno jak tarczę. Siostry nigdy nie rozumiały tego, że lęk nie prowadzi do odrętwienia, lecz sprawia, że człowiek staje się czujny, ostrożny. Zawsze była rozważna. Dlatego tak świetnie radziła sobie w tej pracy. Małymi krokami ostrożnie przemierzyła mostek, po czym odetchnęła z ulgą, gdy ponownie stanęła na twardym podłożu.

Właz na dachu opuszczonego teatru został niechlujnie zabity deskami, więc z łatwością wślizgnęła się do środka. Poczuła pleśń i zgniliznę, gdy schodziła w ciemności, sunąc ręką po ścianie. Wielką salę oświetlała księżycowa poświata. Deski sceny nabrzmiały od wilgoci, a pozostała część pomieszczenia, czyli jakieś dwa tysiące miejsc, była całkowicie zanurzona w wodzie. Spod powierzchni przebijały ciemne kontury. Io naciągnęła apaszkę na nos i przeszła w kierunku lóż, następnie skręciła w stronę środkowego rzędu, który zawalił się dawno temu i zniszczył ścianę.

Okropny widok – drewno i metalowe pręty z fragmentami betonu zwisające niczym wnętrzności wypatroszonej bestii. Poza tym jednak reszta budynku wydawała się w porządku.

Dziura w murze po strzaskanych lożach teatru, ziejąca od lat na ulicy Dziobatej, pozostawała jednym z nielicznych miejsc w Namulisku, skąd roztaczał się niczym niezakłócony widok na wszystkie trzy księżyce. Pandia była największa i najjaśniejsza, Nemea przemierzała nieboskłon tuż nad horyzontem, a Ersa wschodziła jedynie na kilka godzin. W tej chwili jaśniała tylko ona, powlekając miasto mlecznoróżową poświatą. Pokryta rosą tapeta lśniła różanym blaskiem, woda na ulicach miała łagodny wiśniowy odcień, przez co zalane nocnym przypływem miasto prezentowało się niemal urodziwie. Pewnego dnia Io odłoży sobie na aparat i uwieczni tę niesamowitą scenerię.

W wysokim budynku naprzeciwko teatru, w oknie po lewej na trzecim piętrze, włączono światło. Io oderwała wzrok od księżyca i nałożyła okulary. Tak, to było mieszkanie, które zlecono jej obserwować. W środku poruszała się postać… a może nawet dwie? Przesunęła się niżej, położyła dłonie na połamanym drewnie loży. „Zanim wejdziesz do Gobelinu, upewnij się, że jesteś bezpieczna” – poleciła jej Thais. – „Nie chcemy, byś spadła z dachu, prawda?”

Io zamrugała i przed jej oczami pojawił się Gobelin – plątanina nici w fizycznym świecie. Tylko potomkinie Mojr, bogiń losu, widziały srebrne, wychodzące z każdego człowieka pasma, łączące go z tym, co najbardziej uwielbiał. Io skupiła się na mieszkaniu na trzecim piętrze. W Gobelinie sięgała wzrokiem poza cegły i drewno, mogła patrzeć wprost na dwoje ludzi w pomieszczeniu. Wokół ich ciał ciągnęły się dziesiątki sznureczków, których końce prowadziły do ich ukochanych miejsc, rzeczy i ludzi. Jedna z najjaśniejszych nici łączyła te dwie osoby, pulsowała żywo, przyćmiewając wszystkie inne. „Wyjątkowy blask miłosnej nici”, jak mawiała beznadziejnie romantyczna Ava.

Raczej wyjątkowo przewidywalne cierpienie. Io westchnęła. Dlaczego zawsze chodziło o zdradę? Dlaczego chociaż raz to nie mogło być dziwaczne hobby czy nauka do późna, coś, co nie złamie serca jej klientki? Io wyraźnie to widziała: jutro Isidora Magnussen usiądzie przy stoliku w kącie kawiarni na ulicy Szałwiowej, ściskając w palcach połę płaszcza jak ścierkę, a Io będzie musiała powiedzieć jej: „Tak, pani mąż poszedł do mieszkania, które trzy tygodnie temu rzekomo sprzedał. Tak, nie był sam”. Potem najtrudniejsze: „Czy ją kocha?”. Każdy inny prywatny detektyw wzruszyłby ramionami i rzucił: „A skąd mam wiedzieć?”.

Ale Io była nadnaturalna. Pochodziła z rodu Mojr. Właśnie dlatego klienci ją wybierali – nie chcieli jedynie zdobyć potwierdzenia informacji, że ukochani ich zdradzają, uprawiają hazard lub piją. Pragnęli poznać sekrety, które mógł ujawnić jedynie Gobelin, dowiedzieć się, czy bliscy zdradę, hazard bądź alkohol przedkładali ponad miłość do nich.

Io będzie więc musiała jej powiedzieć: „Przykro mi, pani Magnussen. Ich nić jest tak jasna, że nie byłam w stanie skupić na niej wzroku na dłużej niż dwie sekundy, co oznacza, że pani mąż jest zakochany w tej kobiecie”. Następnie zapragnie zapaść się pod kawiarnianą podłogę i nigdy nie wrócić. Właśnie dzięki temu Io miała co jeść i gdzie spać. Dzięki łamaniu ludzkich serc.

Przyglądała się dwóm osobom nieco dłużej, by mieć pewność. W Gobelinie nie widziała ciał, jedynie nici, ale nie mogła się pomylić – para zbliżyła się do siebie, srebrne struny splatały się w powolnym uścisku. Io poczuła, że się czerwieni, po czym odwróciła wzrok.

Nagle coś przykuło jej uwagę. Niedaleko tych dwojga, również na trzecim piętrze budynku, znajdował się człowiek… który jednocześnie nim nie był.

Człowiek nieczłowiek miał tylko jedną nić. Ludzie kochali tak wiele, przywiązywali się do miejsc, rzeczy, nawet pomysłów. Przeciętna osoba nosiła w sobie z piętnaście nici. Najmniej miały zawsze noworodki: nić życia oraz dwie łączące z matką i jedzeniem, zazwyczaj tworzące jedną grubszą. Ale ten osobnik stał na korytarzu kamienicy i miał zaledwie jedną nić, co samo w sobie wydawało się bardzo mało prawdopodobne, choć nie niemożliwe.

Niemożliwe było jednak to, że została ona zerwana. Wychodziła z piersi i postrzępionym końcem opadała luźno na podłogę. Nici zawsze się łączyły, nie istniało coś takiego jak nić przymocowana tylko z jednej strony.

Co gorsza, ta zerwana układała się pod nienaturalnym kątem, jakby istota zaciskała ją w obu dłoniach i mocno napinała, gotowa przeciąć nią nić innej osoby. Ta anomalia pod postacią człowieka o jednej nici musiała być przecinaczem. Io doskonale o tym wiedziała, ponieważ sama dzierżyła tę moc.

Zbliżając się do mieszkania kochanków, postać uniosła samotne pasmo niczym broń. Io się spięła, wstrzymała oddech.

Mała wariatka, zaintonowała siostra w jej głowie.

Wypuściła powietrze i pobiegła.

*

Drzwi do mieszkania były uchylone.

Z pospiesznie bijącym sercem wślizgnęła się do środka. Zobaczyła długi korytarz z trojgiem otwartych drzwi, zza których ziała ciemność.

Io opuściła Gobelin, gdy przechodziła przez budynek, ale teraz ponownie do niego weszła. W drugim pokoju znalazła przecinacza z jego pojedynczą nicią, którą trzymał rozciągniętą w dłoniach. W kącie kulił się osobny kłębek.

Poczuła na języku ostry, cierpki smak przerażenia. Jej kroki były powolne i ciężkie, jakby brnęła przez wodę. Złapała w palce jedną z własnych nici – w tej chwili nie miało znaczenia którą – i nawinęła na palec wskazujący i kciuk. Tylko nić mogła przeciąć inną nić. Osoba przed nią była uzbrojona, więc ona musiała również się zabezpieczyć.

W mieszkaniu położono wykładzinę dywanową, która tłumiła odgłos kroków. Na ścianie wisiało lustro, a pod nim znajdował się wąski stolik pełen kosmetyków. Io dostrzegła w odbiciu, że pośrodku salonu stoi kobieta; siwe kosmyki wymknęły się z jej koka, talia zdawała się nienaturalnie wysunięta do przodu. Pojedyncza nić zwisała z jej dłoni na podłogę, a postrzępiony koniec owijał się wokół nogi kobiety niczym wąż.

Io nie mogła zrozumieć tego obrazu. Z bliska nić miała blask ludzkiego istnienia, była tą najważniejszą dla człowieka, ponieważ łączyła go z samym życiem. Normalnie ciągnęły się one do nieba i znikały w chmurach, ta jednak opadała na ziemię, z niczym niepołączona, potworna w swej nieprawidłowości.

Kobieta powinna być martwa.

Io dostrzegła leżące na podłodze zwłoki. Natychmiast rozpoznała do kogo należą – pani Magnussen pokazywała jej ślubne zdjęcia. Mężczyzna miał na sobie jedynie bokserki w paski, a jego szyja była wygięta pod dziwnym kątem. Ersa malowała nagie ciało różem, zakłamując rzeczywistość. W Gobelinie nie ciągnęły się od niego żadne nici. To trup. Uwagę Io zwrócił teraz rwany oddech, więc spojrzała w głąb pokoju, w którym za fotelem kuliła się zapłakana kobieta. Io potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie, do kogo należą platynowe blond włosy – to asystentka pana Magnussena. Rano widziała ich razem, jak palili papierosy na ulicy za biurem. Wtedy wyglądali na pogrążonych w niewinnej rozmowie. Teraz nie miała wątpliwości, że byli kochankami.

Starsza kobieta z dziwną pojedynczą nicią stała nieruchomo niczym posąg, obserwując pokój. W poświacie Ersy jej siwe włosy wydawały się skąpane w różanych płatkach. Io powinna odejść. Powinna zawrócić do drzwi frontowych, krzyczeć tak głośno, by obudzić wszystkich w budynku, znaleźć sposób, aby odciągnąć staruszkę od asystentki.

Ruszaj się, nakłaniała samą siebie. Odetchnęła głęboko.

W panującej w mieszkaniu ciszy jej oddech był niczym wystrzał z broni. Kobieta obróciła głowę i spojrzała w lustro.

– Są zbrodnie – wypowiedziała jakby w transie – które nie mogą pozostać bezkarne. Powstanę z popiołów jako córa ognia.

Zanim Io zdołała zareagować, kobieta rzuciła się w jej stronę. Zderzyła się z nią kościstym ciałem, a Io upadła na plecy. Tamta usiadła na niej i walczyła chaotycznie, drapiąc po twarzy i torsie. Io uniosła ręce i próbowała ją z siebie zrzucić, ale zamiast tego uderzyła w mur.

Rozległ się huk, staruszka zamarła i spojrzała w dół na swoją ofiarę, a raczej na nić pomiędzy palcami Io.

– Jaka ładniutka nitka. Mała potomkini Mojr – wychrypiała. – Widzę cię. Twoje przewiny również.

Io musiała pomyśleć – jakie przewiny?

Zadrżała – które dokładnie?

Zaczęła panikować – wyrządziłam tak wiele złego.

Staruszka znów zaczęła drapać ją połamanymi paznokciami. Ból rozgorzał w policzku i szyi Io, wyrywając ją z odrętwienia. Złapała, co miała pod ręką, czyli włosy napastniczki, i pociągnęła. Kobieta upadła z upiornym krzykiem. Io natychmiast wstała i pobiegła w kierunku otwartych drzwi. Staruszka gnała za nią, przytrzymując się ścian.

– Ukryj się! – krzyknęła Io przez ramię do płaczącej asystentki, z nadzieją, że posłucha.

Wypadła na korytarz i zaczęła głośno wzywać pomocy. Obejrzała się na ścigającą ją oszalałą istotę, która poruszała się na czworakach jak zwierzę i raz po raz unosiła ręce, wymachując ku niej pokrzywionymi palcami, a nić, ta okropna, postrzępiona nić życia, wciąż znajdowała się w jej dłoni, niczym broń gotowa do użycia.

– Pomocy, do cholery! – wrzeszczała Io, waląc pięściami w drzwi.

Krótki postój wystarczył, by staruszka ją dogoniła. Szarpnęła Io za nogawkę. Dziewczyna z hukiem upadła na podłogę. Obróciła się i z przerażeniem dostrzegła, że kobieta trzyma w prawej ręce jedną z jej nici.

Wtedy otworzyły się drzwi i korytarz zalała smuga światła. Wysoki, ciemnoskóry mężczyzna krzyknął coś w obcym języku. Kurkz?

Staruszka i Io zamarły.

Tego właśnie trzeba było dziewczynie. Chwili, by zaczerpnąć tchu.

Przyciągnęła do siebie kolano, po czym mocno kopnęła nim kobietę w zęby. Tamta poleciała łukiem do tyłu. Io odczołgała się, aby zwiększyć dystans między nią a złowieszczymi palcami. Wstała i oparła się o ścianę na końcu korytarza. Na plecach poczuła chłodną bryzę, która wpadała przez otwarte okno.

Z mieszkań powychodzili lokatorzy, Kurkz maszerował ku niej. Io chciała pokazać, by trzymał się z daleka, aby sprowadził pomoc, ale głos ją zawiódł…

Nagle staruszka wyrosła znów przed nią i rzuciła się naprzód, trzymając w lewej dłoni odciętą nić życia. Była tak blisko, że Io poczuła na twarzy jej włosy, nim odsunęła się od otwartego okna. Kobieta zauważyła to zbyt późno. Próbowała wyhamować, ale siła pędu nieubłaganie pchała ją do przodu. Uderzyła udami w parapet, przechyliła się i wypadła przez otwór, głową w dół.

Rozległ się plusk, gdy uderzyła w zalaną wodą przypływu ulicę. Io oddychała płytko, jakby płuca skurczyły jej się o połowę. Czuła odrętwienie w dłoniach – jedną kurczowo przytrzymywała się okiennicy, a w drugiej ściskała przypadkową nić, za którą złapała, by się chronić.

Nie wzdrygnęła się, gdy Kurkz chwycił ją za ramiona i przesunął, po czym wyjrzał przez okno i oznajmił, że kobieta zniknęła. Io stała, dysząc. Świat bardzo powoli nabierał ostrości: ludzie wyłaniający się z mieszkań, ich szlafroki i skarpety, zmierzwione włosy, pomieszane języki.

Tkwiła w tym samym miejscu przy ścianie, zaciskając pięści, kiedy poczuła wibracje w klatce piersiowej. Pulsowała jedna z jej nici. Czy staruszka ją nadwyrężyła? Io wystraszyła się i spięła. Nie miała siły na kolejną walkę.

Nić naprężyła się; prowadziła wzdłuż korytarza, do torsu młodzieńca, który właśnie wbiegł po schodach. Miał szerokie ramiona, brązową karnację i kastet na palcach prawej dłoni. Rozejrzał się na boki, po czym obrócił głowę i dostrzegł Io.

Wyczuła, że ją rozpoznał, gdy zmarszczył znajdujące się nad ciemnymi oczami brwi.

– Gdzie się podziała? – zapytał.

Io ruchem głowy wskazała na okno. Zawrócił i odszedł, zabierając ze sobą jej nić. Nigdy wcześniej go nie widziała, lecz zdawała sobie sprawę, kim jest.

Jej przeznaczeniem.

Chłopakiem, którego miała pokochać.

Rozdział II. Zmora

Złazienki dochodził cichy odgłos pociągania nosem. Io oparła czoło o drzwi, starając się odsunąć od siebie myśl o nici przeznaczenia i chłopcu na jej końcu – teraz nie była pora na takie rozważania. Zapukała łagodnie.

– Może pani wyjść – powiedziała. – Już jej nie ma.

Zgrzytnął zamek, drzwi się uchyliły. Z ciemności wyłoniły się szeroko otwarte ze strachu oczy i włosy tak jasne, że niemal białe. Nina Panagou, jak przypomniała sobie Io, to dwudziestosiedmiolatka, a od ośmiu lat asystentka pana Magnussena. Siedziała teraz oparta o wyłożoną płytkami ścianę, jej policzki znaczył rozmazany makijaż, w dłoni trzymała odłamek lustra. Sprytnie, że je rozbiła i uczyniła z niego broń.

Io przykucnęła na progu, aby znaleźć się na podobnym poziomie.

– Nic się pani nie stało?

– Czy Jarl… – Nina zerknęła w lewo, gdzie mieścił się salon.

Io zagryzła zęby. Dyplomowana dostarczycielka złych wieści, zawodowa łamaczka serc.

– Bardzo mi przykro.

Do oczu kobiety napłynęły łzy, jej głos stał się piskliwy.

– Wpadła do nas znikąd. Jarl kazał mi się ukryć, a ja… – urwała.

– Rozpoznała ją pani? – zapytała cicho Io. – Czy któreś z państwa ją znało?

Nina pokręciła głową.

– Ja nie, ale mówiła, jakby znała Jarla. Powtarzała, że widzi jego zbrodnie. Że za takie złe uczynki należy się kara. Co to w ogóle znaczy?

– Nie jestem pewna – szepnęła Io. – Mówiła to samo do pani?

– Nie. Ukrywałam się za fotelem, ale kiedy na mnie spojrzała, powiedziała jedynie: „Nie mogę cię ukarać, dziecino. Twoje przewiny nie są tak naprawdę twoje”. Potem skupiła się na Jarlu. Na bogów, Jarl… – Rozpłakała się, zakryła twarz dłońmi. – Stała po drugiej stronie pokoju, ale go dusiła. Nie wiem jak…

Io dopadły wyrzuty sumienia. Nie potrafiła wyjaśnić kobiecie, dlaczego sekretne spotkanie zakończyło się śmiercią jej kochanka z ręki tej przerażającej staruchy. To nie Nina była jednak celem, ona jedynie znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie. Ciało Io przeszywał paraliżujący strach. Nie mogła sobie nawet wyobrazić, przez co musiała teraz przechodzić ta kobieta.

– Niebawem zjawią się policjanci – poinformowała Ninę. – Poradzi sobie pani? Czy mam z panią zostać?

W oczach policji z Namuliska w mieście było niewielu niewinnych. Wszyscy choć przez chwilę pracowali dla gangów, nawet jeśli jedynie jako kelnerzy w ich klubach czy sprzątacze w kasynach. Dla takich jak Io i Nina to było uczciwe zajęcie, które nikomu nie wyrządzało szkody, za to zapewniało im chleb. Jednakże dla policjantów równie dobrze mogło oznaczać wyrok. Nie okazywali życzliwości osobom stąd, nawet kobiecie, która widziała, jak zabito jej kochanka, i ledwo uszła z życiem przed oszalałą morderczynią.

– Nie. Proszę zostać. – Nina wyciągnęła rękę i wbiła pomalowane paznokcie w nadgarstek Io, która zauważyła u niej gęsią skórkę. Musiało być jej zimno. Io pomyślała, że powinna przynieść jej ubranie z salonu, być może nakryć też prześcieradłem ciało Jarla Magnussena.

Ujęła dłoń kobiety.

– Proszę się nie martwić. Nigdzie się nie wybieram. Zaraz wrócę.

*

Funkcjonariusze wezwani na miejsce zbrodni spisali zeznania świadków i odesłali Ninę radiowozem do domu. Poinformowali też wszystkie patrole w Namulisku, by rozglądały się za staruszką, a następnie nalegali, by odwieźć i detektywkę.

Io i Ava mieszkały w budynku, w którym niegdyś mieściła się fabryka papierosów. Policjanci marszczyli nosy z powodu dochodzącego z wewnątrz cierpkiego zapachu, gdy Io otwierała drzwi. Te odbiły się od łańcucha i wróciły na miejsce. Pukała tak długo, aż siostra w końcu otworzyła. Miała potargane włosy i przekrwione oczy. Jakakolwiek wesołość błąkała się wcześniej na jej ustach, zniknęła w chwili, w której Ava dostrzegła za plecami Io mundury funkcjonariuszy.

Twierdzili, że muszą obejrzeć akta sprawy Isidory Magnussen, ale Io wiedziała, o co tak naprawdę im chodzi. Chcieli ją sprawdzić. Była przecinaczką, a już samo to czyniło ją potencjalnie groźną. Mogła zbiec z miejsca zdarzenia przed przyjazdem policji, ale po co miałaby to robić? Istnieli świadkowie, którzy ją widzieli. Śledczy mogli znaleźć jej adres w rejestrze publicznym. Ze względu na traktat o pokrewieństwie nadnaturalni nie mieli prywatności. Ponadto chciała zyskać pewność, że Nina zostanie należycie potraktowana.

Io minęła siostrę i zaczęła przeglądać dokumenty leżące na biurku pod antresolą z łóżkiem. Po dwóch długich minutach w których pozostawała boleśnie świadoma obecności funkcjonariuszy rozglądających się po mieszkaniu, znalazła i podała im tę cholerną teczkę.

– Pani też jest z rodu Mojr? – zwrócił się policjant do Avy, uważnie rozglądając się po mieszkaniu.

– Aha. – Siostra opierała się o wyspę kuchenną, zielony szlafrok z satyny odkrywał jej długie, smukłe nogi. Pytająco uniosła brwi. – Chce pan zobaczyć i mój certyfikat?

Był to poniekąd akt urodzenia, ale zawierał również dane medyczne, zatwierdzoną sądownie ocenę zdrowia psychicznego, a także coś, co stanowiło powód do wstydu, czyli rodzaj posiadanej mocy oraz wykaz znanych krewnych.

Nadnaturalni nigdy nie byli jedynakami: mieli dwoje, troje lub więcej rodzeństwa wywodzącego się od siostrzanych bogów. Mity mówiły również o istnieniu innych bóstw, ale tylko te, które miały siostry lub braci, obdarzały potomstwo swoją mocą. Niektórzy uważali, że jedna osoba nie była w stanie utrzymać tak wielkiej energii, ale Thais wydawało się, że chodziło o coś zgoła innego. „W mnogości siła” – mawiała. – „Razem jesteśmy silniejsze”.

– Coś ciekawego, pani kapitan? – zawołał przez pokój policjant, ignorując Avę.

Funkcjonariuszka przeglądająca zapiski ze sprawy pani Magnussen mrużyła oczy i unosiła brwi, jakby wątpiła w słowa na kartkach. Io stała wyprostowana, starając się wyperswadować sobie atak na policjantów. Musiała jedynie poczekać, aż całe to upokorzenie dobiegnie końca. Czas przedstawienia będzie zależeć od okrucieństwa tych ludzi, ale kiedyś się skończy. Skrupulatnie prowadziła akta spraw, jej certyfikat nadnaturalnej był nieskazitelnie czysty. Została sklasyfikowana, jeszcze zanim się urodziła. Rodzice mieli już dwie córki, które widziały Gobelin, co oznaczało, że urodzi się trzecia. W rodzie Mojr zawsze było troje dzieci – jak bogiń losu.

Pierworodne to tkacz, który tworzył nowe nici. Drugie to podawca, mający moc wydłużyć lub skrócić nić, wzmocnić lub osłabić odpowiadające jej uczucie. Najmłodsze zaś – przecinacz – może przeciąć dowolnie wybraną przez siebie nić, nawet nić życia.

Przecinacze byli niebezpieczni. W słuchowiskach radiowych przedstawiano ich jako czarne charaktery i na nich pierwszych padało podejrzenie w wypadku zbrodni. Tak jak w tym przypadku, przecinaczy eskortowano do domu, badano ich akta spraw, nawet jeśli mieli przy sobie pełną i aktualną licencję pozwalającą pracować im w zawodzie prywatnego detektywa oraz kilku naocznych świadków potwierdzających ich niewinność.

Dla Io jednak cierpliwość stanowiła swoistą broń. Całodzienne obserwacje i godziny grzebania w rejestrach publicznych? Szczerze mówiąc, to właśnie najbardziej lubiła w swojej pracy. Zdjęła skórzaną kurtkę i wzięła z kuchennego blatu przekąskę ze szpinakiem. Ciasto filo było cudownie świeże i głośno chrupało w zębach. Policjant przeniósł na nią spojrzenie.

– Co takiego uczyniłaś, siostro moja? – zapytała Ava.

Io wzruszyła ramionami.

– Nic – odpowiedziała swoim najspokojniejszym, najbardziej wyważonym głosem. – Wynajęto mnie do śledzenia mężczyzny. Został dziś zabity przez staruszkę, która następnie napadła na mnie i uciekła. Policjanci przyszli przejrzeć moje akta z tej sprawy.

– Nie zostawią kamienia na kamieniu, prawda? Bohaterowie naszego miasta – powiedziała słodko Ava, po czym dodała zaniepokojona: – Starucha chciała cię zabić?

– Nie to było najgorsze. Miała przeciętą nić życia, która zwisała bezwładnie z jej ręki.

– To niemożliwe. Byłaby martwa.

Io dostała gęsiej skórki.

– Jednak żyła.

– To zmora – powiedziała pani kapitan. Była Iyenką o jasnej skórze, ciemnych oczach i tak umięśnionej sylwetce, że mundur się na niej opinał. – Tak pani zeznała. Siwowłosa zmora.

Io tego nie pamiętała. W ogóle niewiele kojarzyła po tym, gdy kobieta wypadła przez okno. Jedynie kołatanie serca, pieczenie zadrapanej skóry, zalane łzami policzki asystentki, szok na widok chłopaka, do którego sięgała jej nić przeznaczenia.

– Dziwny dobór słów – stwierdził stojący w drzwiach policjant.

– Dlaczego zmora, przecinaczko?

– Brzmi lepiej niż duch – odparła Ava i przerzuciła czarne loki za ramię, odsłaniając przy tym ogolony bok głowy. Io wiedziała, że to zamierzone. Czubek małżowiny jej siostry zakrywała mosiężna nausznica, której charakterystyczna, stonowana barwa oznaczała, że właścicielka należy do gangu Fortuny.

Policjant wybałuszył oczy, po czym szepnął coś do partnerki. Kobieta mruknęła i wsunęła teczkę z dokumentami sprawy Magnussena pod pachę.

– Zabieram to. Sugeruję, by nie wyjeżdżała pani z miasta, panno Ora. Możliwe, że skontaktujemy się z panią za kilka dni.

Wyszli bez słowa pożegnania. Nawet gliniarze drżeli przed Biancą Rossi, właścicielką klubu Fortuna i niekwestionowaną królową oprychów w Namulisku.

Ava zamknęła drzwi i zerknęła na siostrę.

– Dobrze się czujesz?

Io przytaknęła. Zadrapania piekły, głowa pulsowała i dziewczyna po raz pierwszy zobaczyła dziś tego, z którym łączyła ją nić przeznaczenia, ale jakoś sobie z tym poradzi. Zarygluje drzwi i okna, a duszący ucisk w piersi zniknie. Jak zawsze. Nie mogła jednak jeszcze odpocząć. Skierowała się do wyjścia.

– Dokąd to?

– Do żony – wyjaśniła, zakładając na ramiona ciepłą, znoszoną kurtkę. Należała do matki, na Avę była za mała, a Thais preferowała inny styl, więc Io przejęła ją w spadku. I bardzo jej się podobała. Stara, wytarta skóra była jednym z jej ulubionych zapachów. – Muszę poinformować żonę, zanim zostanę przedstawiona jako złoczyńca w tej historii.

Na twarzy starszej siostry odmalowała się troska.

– Pójdę z tobą.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Co znowu? – wymamrotała Io pod nosem. Nie zdjęła łańcucha, gdy uchyliła drzwi.

Zobaczyła go w szczelinie.

Chłopak widziany wcześniej, ten, do którego biegła jej nić przeznaczenia.

Na bogów, jeszcze jego miała mieć teraz na głowie?

Odsunął się od drzwi, jakby chciał zmniejszyć poczucie zagrożenia, które mogła wywoływać jego pokaźna sylwetka. Miał ciemną cerę, czekoladowe oczy i bardzo krótkie, mocno skręcone loki. Kastet wisiał przy szlufce paska u spodni. Io przyglądała się broni – ulubionej broni członków gangu Fortuny – i głos uwiązł jej w gardle. To był znak rozpoznawczy ich królowej: zaokrąglony odcisk mosiądzu.

– Edei? – odezwała się za plecami siostry Ava. – Edei Rhuna, co tu robisz?

Ukryta za framugą Io zapytała bezgłośnie:

– Co, do licha?

Niemałym wysiłkiem przez niemal trzy lata unikała chłopaka, do którego sięgała jej nić przeznaczenia, a Ava go znała? Była z nim po imieniu?

Oto, proszę państwa, jawna zdrada.

Edei Rhuna na powitanie skinął głową.

Rzucił ukradkowe spojrzenie, po czym odezwał się niskim głosem:

– Szefowa chce się spotkać z Io.

Rozdział III. Postąpić jak należy

Io nieczęsto kłamała, ale kiedy już to robiła, bardzo się angażowała.

Oto kłamstwo, które powtarzała sobie niemal codziennie: nie zamierzała przejmować się nicią przeznaczenia.

Thais zauważyła ją pierwsza, kiedy miała osiemnaście lat, a Io – dziesięć. Było to niecały rok po śmierci ich rodziców. Stały na balkonie w starym mieszkaniu, rozkoszowały się pierwszym naprawdę ciepłym dniem po dwutygodniowym bezlitosnym neomonsunie. Wiatr niósł wczesnowiosenne pyłki z ogrodów dzielnicy Na Wzgórzu, przez co Io nieustannie kichała.

– Dziwne – powiedziała Thais, przesuwając jedną z nici siostry między palcami. – Ta zdaje się prowadzić do jakiegoś nieznanego miejsca. – Pociągnęła, aby pokazać Io: była jak promień srebrnego światła, który wystrzelił ponad dach i przeleciał nad miastem, by zniknąć za horyzontem. – To musi być nić przeznaczenia. Ekscytujące. Moja nauczycielka z rodu Mojr mówiła, że są rzadsze niż potrójny zachód księżyca.

Io wstała, bo udzieliła jej się radość siostry.

To były jej ulubione chwile: gdy Thais uczyła ją w Gobelinie, co takie jak one – potomkinie Mojr – mogą zrobić z nićmi, a także kiedy siostra się ekscytowała i uśmiechała.

– Co to jest nić przeznaczenia? – dociekała Io.

Thais oparła się plecami o ścianę.

– Nici łączą ludzi z tym, co im drogie. Z poznaną osobą, ulubioną rzeczą, miejscem pobytu. Kiedy zaczynasz coś lubić, tworzy się nić, jednak występują również rzadkie nici, które powstają, zanim coś bardzo ci się spodoba. Prowadzą do tego, co lub kogo będziesz w przyszłości kochać.

– Jak twoja nić domowa?

Thais również miała rzadką nić, o której mama opowiadała każdemu, kto tylko chciał poznać tę historię. „Słyszałeś o nici domowej mojej Thais? To prawdziwa miłość, prawda? Ma wyjątkowe znaczenie dla naszego domu, dla całego Alante. Poczekajcie, a pewnego dnia moja córeczka dokona wspaniałych rzeczy dla tego miasta”. Alante było częścią Thais, sednem jej duszy.

– Nie jest podobna do mojej nici domowej. – Thais puściła nić Io. – Zapracowałam na nią. Codziennie dowodzę miłości do tego miasta. Co ty zrobiłaś, by zasłużyć na swoją?

Odeszła, zostawiając zawstydzoną siostrę.

Początkową radość trudno było jednak zmącić. Pasja, której mocy jeszcze nie zaznała… Miłość, którą miała przeżyć… Odczuwała spokój, jak przy przebudzeniu po szczególnie wyraźnym śnie. Gdy dorastała, nić przeznaczenia rodziła niezliczone możliwości: zdobędzie nowe umiejętności, znajdzie lojalnego przyjaciela, spotka dawno zaginionego krewnego, który przybędzie, by wyciągnąć je z biedy. Albo – zarumieniła się na tę myśl – ktoś ją utuli i pocałuje, jak w słuchowiskach radiowych.

A pewnego dnia, gdy Io miała piętnaście lat, jej pierś zaczęła… mrowić.

Nić przeznaczenia się poruszała. Codziennie po szkole dziewczyna wspinała się na dach i obserwowała, jak ktoś znajdujący się po drugiej stronie nici zbliża się do niej. Ona i jej wspaniała nieznajoma osoba były niczym ciała niebieskie, które krążyły coraz bliżej siebie, a czekała je nieuchronna kolizja.

Przybył dzień przed Ucztą Zimową.

Thais opadła na kanapę, wyczerpana po podwójnej zmianie, a jej ubranie śmierdziało smażonymi potrawami. Położyła nogę na kolanach Io, która odrabiała zadanie domowe.

– To chłopak. Twoja nić przeznaczenia ciągnie się do chłopaka.

Io nie uniosła wzroku znad zeszytu, tylko przełykała szok jak gorzką pigułkę.

– Skąd wiesz?

– Nie mogłam pozwolić, byś każdego wieczoru usychała z tęsknoty na dachu, bo padniesz. Dziś podążyłam za twoją nicią. Prowadzi do chłopca.

Ava gwizdnęła nad zupą fasolową, którą mieszała.

– Chłopak!

– Jest młody. W wieku Io, a może rok starszy. Właśnie zawitał do polis, cały ranek spędził w urzędzie imigracyjnym przy zachodniej bramie. – Na powrót skupiła się na Io i jej spojrzenie zmiękło. – Przykro mi, ale… był z kimś, Io.

Najmłodsza z sióstr zacisnęła usta, starając się zachować pokerową twarz.

Miała w głowie plątaninę myśli, której nie potrafiła rozwikłać. Nawet nie znała tego chłopca, więc nie powinna czuć się zdradzona. A mimo to – zabolało.

– No i co? – zagadnęła Ava.

– Co masz na myśli, paskudo? – odparowała Thais.

– Jak byś się czuła, gdyby przyszła do ciebie dziewczyna i oświadczyła, że przeznaczone ci ją kochać?

– Zależy, jak bardzo byłaby urocza. – Thais przewróciła oczami.

– Jak bardzo on jest uroczy? – zapytała Ava, figlarnie poruszając brwiami.

Io nagle poczuła się bardzo mała i bardzo samotna.

– Odpuść, Ava.

– Och, weź się w garść, Io. – Ava wskazała na młodszą siostrę chochlą. – A co, jeśli z kimś jest? Czy nie zasługuje na to, by wiedzieć, że istnieje między wami nić przeznaczenia? Może to nie jest nić miłości, bo przecież nie musi nią być, prawda? Może być twoim przyszłym przyjacielem albo cenionym sojusznikiem, albo uczciwym partnerem biznesowym, albo twoim natchnieniem. Nie możesz wiecznie się bać, musisz go odnaleźć i o wszystkim mu powiedzieć.

– Zostaw ją w spokoju, Avo – wtrąciła się Thais. – Czy nie byłoby okrutne, gdyby ktoś podszedł do twojej dziewczyny i powiedział, że jest jej bratnią duszą?

– Noo… – Ava przesadnie się skrzywiła.

Thais pokiwała głową, a jej instynkt macierzyński został zaspokojony.

– Poinformowanie go o wszystkim nie byłoby właściwe.

Ciężar na piersi Io nieco zelżał, musiała postąpić jak należy. Oczywiście, że istniało dobre wyjście z sytuacji, i oczywiście, że Thais je znała.

– To co powinnam zrobić?

– Przeciąć nić. Uwolnić go.

Ciało Io natychmiast odrzuciło ten pomysł. Poczuła ucisk w klatce piersiowej i znajome napięcie w mięśniach. Nie mogła przeciąć nici. Przez pięć lat była jej kotwicą – nieustannym przypomnieniem, że bez względu na to, jak trudne stanie się życie po śmierci rodziców, pełne problemów finansowych i nieustannego smutku w oczach sióstr, coś zawsze będzie na nią czekać: nić błyszcząca srebrem na horyzoncie. Pewnego dnia on do niej przyjdzie, a ona zazna szczęścia. Taki był jej los, niemożliwy, nieziemski, całkowicie jej. Nie, nigdy nie przetnie nici.

Thais potrafiła odczytać z twarzy siostry każdą myśl i każde uczucie. Zmarszczyła brwi.

– To nie będzie łatwe, ale lepiej to zrobić, siostro moja. Chyba nie chcesz odebrać mu możliwości wyboru, prawda?

Io milczała.

Po chwili Thais wstała i poszła się umyć. Zjadły zupę. Rozmawiały o najnowszym słuchowisku kryminalnym. W kolejnych miesiącach Io zaczęła coraz bardziej ignorować nić. Było to szczególnie trudne, gdy chłopak znajdował się tak blisko, bo osiedlił się w Namulisku, a Ava widywała go często w restauracji, w której pracowała jako kelnerka. Nić przeznaczenia szarpała pierś Io i dziewczyna zazwyczaj mimowolnie stawiała krok w jego stronę. Jednak na swój bezwzględnie szczery sposób Thais się nie myliła.

On miał wybór i w tej chwili wybierał kogoś innego.

Io musiała to uszanować.

Ale ona również miała wybór. Przeciąć nić albo ją zachować. Nici losu manifestowały to, co kochasz, a co za tym idzie – to, kim jesteś. Io musiała odnaleźć własne przeznaczenie, poznać to, kim miała się stać.

Światło nici przeznaczenia świeciło jaśniej niż wszystkie nitki razem wzięte. Kotwica, latarnia morska i obietnica lepszych rzeczy. Wybrała więc zachowanie jej.

Zupełnie przestała jednak wspominać o tej sprawie, bo bała się, że Thais zdoła ją przekonać do przecięcia nici lub Ava nakłoni ją do odnalezienia chłopaka. Rok po jego przyjeździe do Alante Thais odeszła od nich, a wraz z nią Io opuścił strach.

Czasami przyłapywała Avę, jak ta zerka na nią kątem oka. Widziała, że słowa kłębią jej się na końcu języka, gotowe nabrać kształtu.

Nawet teraz, niemal trzy lata później, Ava czasem rzucała niespodziewanie:

– Widziałam go dziś.

Io zawsze milczała.

– Nie chcesz wiedzieć, kim jest, co robi?

– Nie obchodzi mnie to – kłamała Io, licząc, że pewnego dnia okaże się to prawdą.

Rozdział IV. Pozłacany tron z powybijanych zębów

Nikt nie odmawiał królowej gangów ani posłańcom, których wysyłała. Ci, którzy się o to pokusili, nie mieli już języków, by to powtórzyć.

Zatem Io zamknęła za sobą drzwi, zignorowawszy to, co próbowała powiedzieć jej siostra, i wyszła z budynku za Edeiem Rhuną, żywym przypomnieniem prawdy, że nie postąpiła jak należy w sprawie nici. Jak na człowieka Bianki Rossi był zaskakująco uprzejmy. Dostosował do niej swój szybki krok. Przytrzymał wiszący most, dopóki nie przeszła. Zerkał na nią tylko wtedy, gdy kontakt wzrokowy wydawał się niezbędny lub jego brak stałby się podejrzany.

Ta myśl ją ubodła. Nie miała powodu, by spodziewać się czegokolwiek złego. Po co go obserwowała? Zrozumiała jednak po kilku sekundach – przez nić przeznaczenia. Zastanawiała się, czy o niej wie, czy nić miała coś wspólnego z jego pobytem w kamienicy naprzeciwko opuszczonego teatru.

Zerknęła ukradkiem, w pełni świadoma każdego szczegółu w jego wyglądzie. Dekolt wełnianego swetra. Zanikający siniak na żuchwie. Ciężkie buty robocze, których tupanie powinno obudzić sąsiadów, ale tak się nie stało. Mocno skręcone włosy lśniące od jakiegoś oleju o specyficznym zapachu. Długi, prosty nos, pełne usta…

Nie wydurniaj się, Io.

Lecz sprawy przybrały dziwny i nieoczekiwany obrót w chwili, kiedy zobaczyła go w ciemnym korytarzu, zaraz po tym, jak niemal zginęła. Teraz szła u jego boku, znając jego imię, twarz i zajęcie, więc jej świat nieco zatrząsł się w posadach.

Nie mógł wiedzieć, prawda? Ava i Thais nigdy by mu nie powiedziały. W mieście mieszkało kilka innych potomkiń Mojr, które mogły zobaczyć jej nić przeznaczenia, ale Edei nie wyglądał na kogoś, kto zapłaciłby sporo kasy za odczytanie swojego losu.

Czy powinna mu powiedzieć? Na bogów, sama myśl mocno ją przerażała. Zobaczy, o co chodzi z tym wezwaniem do królowej gangów, i potem zdecyduje.

Wspięli się na Przejście Północne i zobaczyli ludzi czekających w kolejce. Przepuszczał ich gang outsiderów, co mogło skończyć się bijatyką. Chciała się wycofać, by znaleźć inną drogę, ale Edei założył na palce kastet i zastukał w najbliższą uliczną latarnię. Cztery uderzenia, przerwa, dwa uderzenia, przerwa, trzy szybkie uderzenia.

Odpowiedziało mu bębnienie z końca przecznicy. W ciągu kilku minut z zaułków wyłonił się patrol Fortuny – pięć uzbrojonych w stalowe pręty osób. Członkowie gangu zachowywali się w Namulisku, jakby byli stróżami prawa. Prawdziwi policjanci rzadko zapuszczali się w te rejony – zalewane falami przypływów i wypełnione chimerinkami, małymi, krwiożerczymi hybrydami stworzeń czającymi się w wodach Alante – chyba że przeprowadzali akurat nalot. Bianca Rossi całkiem nieźle tym wszystkim rządziła: powstrzymywała gangi outsiderów przed przejmowaniem mostów, przeganiała drobnych rzezimieszków z dzielnicy, polowała na najniebezpieczniejsze chimerinki, które zgłodniały na tyle, by żerować na ludziach. Popierała nawet związki zawodowe.

Na widok patrolu outsiderzy złapali wszystko, co mieli pod ręką, i uciekli. Edei skierował Io na wyzwolone właśnie przejście, na którym dzieciaki z Fortuny zasalutowały mu, przykładając kastety do czoła.

Kim on właściwie był w hierarchii gangu? Każdy członek znał wystukiwany kastetem kod. Znała go nawet Ava, która śpiewała w ich klubie i nie brała udziału w żadnych niebezpiecznych akcjach. Edei Rhuna jednak nie tylko umiał nadać zaszyfrowaną wiadomość, ale też znajdował się na tyle wysoko w orszaku królowej, aby zasłużyć na salut od jej młodszych zwolenników.

Niedługo później zbliżyli się do klubu Fortuna. Na dachu stało dwóch ochroniarzy strzegących wejścia. W tej chwili spowijał ich fioletowy blask neonu. Lokal był najmodniejszym miejscem w Namulisku, chociaż Io uważała go za nieco tandetny. Ceglane ściany pomalowano na czarno, futryny okien ozdobiono złotą farbą, a szyby przyciemniono. Przewody elektryczne wychodziły ze ścian niczym żyły z ciała, zasilały żyrandole, mikrofony i dziesiątki automatów do gier. Dwa mosty łączące budynek z sąsiednimi dachami były rozsuwane, co stanowiło krzykliwy dodatek w bogatszych dzielnicach miasta i musiało kosztować Biancę Rossi kupę kasy. Plotka głosiła, że po dojściu do władzy po Zamieszkach Księżycowych – ośmiodniowej brutalnej wojnie pomiędzy gangami sprzed dwunastu lat, w której niemal zniszczono Namulisko – szefowa żyła w ciągłym strachu przed ponownym atakiem.

Do klubu nie można było wnosić broni, więc ochroniarze rzucili się do przeszukania Io, ale Edei skinął im głową, a oni odstąpili od czynności i otworzyli drzwi. Chłopak prowadził ją korytarzami wyłożonymi wykładziną dywanową, z kasyna na parterze dobiegała muzyka fortepianowa. Zapukał do niczym niewyróżniających się drzwi i wszedł, nie zaczekawszy na zaproszenie.

Gabinet Bianki Rossi okazał się równie ekstrawagancki jak reszta jej klubu.

Każdą ścianę i sufit wyłożono sztukaterią z rzeźbionego czarnego drewna, co było ekstremalnie zbędną ekstrawagancją, zważywszy na to, że szybko zniszczy to panująca w mieście wilgoć. Na środku pomieszczenia leżał biały puszysty dywan, a wokół niego stały ciężkie meble: sofa, dwa fotele, barek z rzędami butelek, biurko inkrustowane czymś, co wyglądało jak łuski lewiatana. Za biurkiem znajdowało się duże okno.

Słońce zaczęło wschodzić, zalało biurko czerwienią i rozpaliło krwistymi promieniami jasne włosy Bianki. Królowa gangów z Namuliska była po trzydziestce, szczupła i zwinna niczym kot, z kilkoma przebarwieniami na szyi i ramionach. Ludzie nazywali je pocałunkami Ersy – od największego z księżyców Alante. Legenda głosiła, że te jaśniejsze plamki to szczątki, które spadły z nieba w noc, gdy jeden księżyc podzielił się na trzy.

Bianca nosiła wyłącznie męskie garnitury, skrojone tak, by podkreślały jej talię i opinały długie nogi. Dziś miała na sobie ubranie z ciemnozielonego aksamitu, a całości dopełniał jedwabny limonkowy krawat. Odkąd rok temu Ava zaczęła śpiewać w Fortunie, codziennie przynosiła do domu nowe opowieści, jak niezwykła jest jej szefowa, jednak Io nie była co do tego przekonana – Bianca Rossi rządziła z pozłacanego tronu z powybijanych zębów.

Królowa odsunęła się od dokumentów i przemówiła z silnym akcentem z Namuliska, przeciągając każdą samogłoskę.

– Io Ora.

Dziewczyna usiadła na wskazanym przez Biancę miejscu, odnotowując przy okazji, że Edei pozostał przy drzwiach.

– Dlaczego tu jestem? – zapytała ostrzej, niż zamierzała.

Bianca promieniała radością.

– Lubię siostry Ora. Wasza bezpośredniość graniczy z bezczelnością, chociaż nigdy nie przekracza jej granic. Kiedyś jeden z klientów zaczął obłapiać twoją siostrę. Opowiadała ci o tym? Wysłałam Edeia, by jej pomógł, ale zanim do niej dotarł, Ava rozbiła facetowi nos o stół. Wiesz, co powiedziała, kiedy zapytałam, dlaczego nie poczekała na wsparcie? „Mama nauczyła mnie, by nie brać jeńców”. Ty też wzięłaś sobie tę lekcję do serca, Io?

Brzmiało to jak podlizywanie się, więc tym pewnie było.

– Dlaczego tu jestem, pani Rossi?

Bianca ostentacyjnie przechyliła głowę w lewo. Io zaczęła się zastanawiać nad celem takiego zachowania. Chciała ją zastraszyć? Dziewczyna nie odważyła się wejść do Gobelinu, aby spojrzeć na nici szefowej. Kobieta wychwyciłaby nienaturalny srebrny błysk w oczach Io. Przypomniałaby sobie, że jest przecinaczką – złowrogim, niegodnym zaufania stworzeniem. Cierpliwość jest jak nóż, powtarzała sobie. Cierpliwość zawsze popłaca.

– Powiedziano mi, że jesteś detektywką.

Io przytaknęła i czekała. Nie dlatego ściągnięto ją tu o świcie.

– I że wieczorem zaatakowała cię niezwykła napastniczka.

Nie z tego też powodu się tu znalazła.

– Na szczęście nie jesteśmy tak bezużyteczni jak policja w tym mieście. – Bianca skinęła głową i otworzyły się drzwi za nimi. – Zobacz, co złapał dla ciebie Edei.

I oto pojawiła się ona. Zmora.

Dwoje członków gangu – rudy chłopak i ciemnoskóra dziewczyna w obcisłym stroju – popychało ją mosiężnymi prętami. W gabinecie natychmiast zaczęło śmierdzieć zgnilizną. Kobieta cuchnęła i wyglądała na zaniedbaną, podarte ubrania zwisały na niej, buty pokrywało błoto, a mokre włosy przylepiły się do ziemistej skóry.

Io otaksowała Edeia spojrzeniem. Miał inny sweter, niż gdy wcześniej go widziała, a jego buty zostawiały na drewnianej podłodze mokre ślady, na co uprzednio nie zwróciła uwagi. Czy właśnie dlatego zniknął po ataku? Czy wskoczył za zmorą do wody? Spojrzała mu w oczy i zarumieniła się, po czym wróciła wzrokiem do kobiety.

– Co tu widzisz, panno Ora? – zapytała Bianca.

Z bliska, w jasnym świetle poranka, usta staruszki były ciemnofioletowe, oczy podkrążone, jej ręce pokrywała niebieska siateczka żył, a łupież znaczył ubranie i włosy.

Wyglądała, jakby się rozkładała. Ciało było martwe. Żywy trup.

Io weszła do Gobelinu, wbrew rozsądkowi żywiąc nadzieję, że się myli. Że to tylko figiel światła. Jednak w dłoni kobiety nadal znajdowała się odcięta nić życia. Io obeszła ją szerokim łukiem, aby przyjrzeć się z bliska. Nić, która z niczym się nie łączyła, opadała na dywan przy stopach staruszki. Przecinaczka porównała jej barwę z kolorem własnej, a potem Bianki i Edeia. To zdecydowanie nić życia stworzona z takiego samego srebra, które przyćmiewało każde inne połączenie w ich piersiach.

– Co jest? – dociekała Bianca.

– Jej nić życia została przecięta – wyznała Io. – A mimo to ona żyje. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.

Ku jej zaskoczeniu Bianca nie wątpiła w te słowa jak Ava.

– Myślisz, że właśnie dlatego zabiła mężczyznę? Czy utrata nici życia doprowadziła ją do szaleństwa?

Nie wiem. Ale to nie była odpowiedź, na którą czekała królowa, ani taka, jakiej chciałaby udzielić Io. Od niewiedzy wolała powody, motywy, rozwiązania. Ludzie płacili duże pieniądze za jej racjonalne myślenie i zdolność widzenia tego, co łączy ich z innymi zarówno za pomocą nici w Gobelinie, jak i tych metaforycznych. Fakty, które mieli przed sobą, to: martwy mężczyzna, zerwana nić życia, nieumarła zabójczyni. Wyjaśnieniem było szaleństwo.

Kobieta powiedziała jednak: „Są zbrodnie, które nie mogą pozostać bezkarne”.

To motyw, jakkolwiek tajemniczy.

– Za jakie zbrodnie go ukarałaś? – zapytała staruszkę.

Zmora nie odpowiedziała. Odkąd weszła do gabinetu, nieprzerwanie wpatrywała się w Biancę z czymś w oczach, co można by określić jedynie jako głód.

Io stanęła przed królową gangsterów, by zasłonić staruszce widok.

– Skrzywdził cię – zgadywała. Praca detektywa polegała na odkrywaniu prawdy. – I chciałaś się zemścić.

Zmora skupiła teraz uwagę na niej i spiorunowała ją wzrokiem.

– Zemsta jest dla niegodziwych – odparła. – Moim celem jest wymierzenie sprawiedliwości. Jestem jej służką, a ona moją.

Io poczuła, że jej serce przyspiesza. Zmusiła się, by stać nieruchomo, gdy zbierała myśli, po czym przemówiła do wszystkich zgromadzonych:

– Były inne ofiary?

– Och, dobra jesteś, mała pani detektywko. – Bianca nonszalancko włożyła ręce do kieszeni. – Kilka dni temu zabiła jednego z moich ludzi. Zbiegła, ale wcześniej Edeiowi udało się zdobyć tę samą informację co tobie: chciała, aby mój człowiek okazał skruchę. Ale to nie jest pierwsza morderczyni, która czaiła się w Namulisku i wypluwała z siebie szaleńczy bełkot. Dwa tygodnie temu pojawiła się inna. Równie okropnie wyglądająca kobieta udusiła strażnika granicznego na oczach jego rodziny.

– Nasi ludzie poinformowali mnie – wtrącił Edei – że nieustannie powtarzała: „Twoje zbrodnie wymagają kary”.

Io przeszedł dreszcz.

– A czy jej dłonie były tak samo powykręcane? – Ruchem głowy wskazała na zmorę, której blade palce zaciskały się wokół nici widocznej tylko dla potomków Mojr. – Czy wyglądała podobnie? Jej skóra…?

Edei pokiwał głową.

– Znaleźliśmy pierwszą kobietę martwą pięć dni później…

– Głupcy! – warknęła zmora.

Z obrzydliwym uśmiechem ruszyła naprzód. Edei i dziewczyna doskoczyli równocześnie i mosiężnymi prętami nacisnęli na jej pierś. Rudy wyjął z tyłu spodni pistolet. Io nigdy nie widziała broni z tak bliska. Była duża, z drewnianą rękojeścią i długą lufą. Odbijała promienie słoneczne, tak że metal lśnił jasnopomarańczowym blaskiem.

– „Pokaż im swoją broń”, mówiono – syknęła kobieta. – „Niech zobaczą, co ich dopadnie”, powiedziano. Nie jestem szalona ani umierająca. Jestem oświecona.

Z prędkością błyskawicy zamachnęła się w kierunku Io swoją zerwaną nicią niczym lassem. Nić śmignęła przez pomieszczenie; Io syknęła i odskoczyła, jednak to nie ona była celem.

Wszystko wydarzyło się bardzo szybko: nić zacisnęła się na gardle Bianki, Rudy wypalił i trafił zmorę w tors, Bianca padła na kolana, dysząc, i uniosła ręce do szyi. Edei rzucił się na staruszkę, ktoś krzyknął, przewróciły się jakieś meble.

Io sięgnęła do swojej piersi po nić. Chwyciła ją we wprawne palce, podeszła i zbliżyła ją do przeciętej nici życia zmory.

– Przestań! – krzyknęła.

Bianca Rossi trzymała się za szyję, twarz miała już szkarłatną.

– Przestań! – ostrzegła ponownie Io.

Zmora nie puściła, zamiast tego z nieludzką siłą zrzuciła z siebie Edeia i zamachnęła się nicią. Bianca upadła, podpierała się teraz na rękach i kolanach.

Io nie wiedziała, czy przerwana nić kobiety w jakiś sposób wiąże ją z życiem lub czymkolwiek, czym było jej istnienie, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Użyła swojej jak ostrza.

Obie nici trzasnęły. W ręce Io nagle nic nie pozostało.

Królowa dyszała głośno na podłodze, wytrzeszczając oczy, po czym zaczęła się czołgać, aż zdołała oprzeć plecy o biurko. Zmora, nieutrzymywana już przez nić życia, padła na biały dywan.

– Nico – rzuciła ochryple Bianca.

Poruszył się rudy chłopak, który nadal celował z pistoletu w zmorę.

– Tak, szefowo?

– Przypomnij mi zasady Fortuny.

Siedziała dalej na podłodze, opierając łokcie na kolanach i sapiąc płytko. Na szyi miała sine ślady, oczy nabiegły jej krwią, ale trzymała się zaskakująco dobrze.

Tego samego nie można było powiedzieć o Io, której drżały ręce, oddech się rwał, a przestraszony wzrok skupiony był na krwi rozlewającej się po białym dywanie. Zamknij oczy, powiedziała Thais w jej głowie. Jeśli nie możesz znieść widoku, zamknij oczy”. Posłuchała.

– Żadnej broni, żadnych pijaw, żadnych kochanków – wymienił Nico.

Pijawy – określenie policjantów.

– A dlaczego?

– Bo to wszystko jest dość nieprzewidywalne.

– W co celowałeś, Nico?

– W jej głowę.

– A w co trafiłeś?

Chwila ciszy.

– W pierś.

– Chimdi stała jedynie pół metra dalej – wytknęła chłodno Bianca. – Dwa tygodnie patroli w dokach.

Klasa wyższa miała Namulisko za najgorszą część miasta, ale tylko dlatego, że żaden jej przedstawiciel nie bywał w dokach. Przypływ pochłaniał je całkowicie, specjalne kotwice pozwalały łodziom unosić się na wodzie. Rano na ląd wychodziły przeróżne nieziemskie stworzenia. Panował tam smród nie do opisania.

– Co się z tobą dzieje, młoda? – zapytała królowa.

Zapadła cisza.

Och. Bianca zwróciła się do niej. Io otworzyła oczy i zobaczyła, że szefowa gangu się jej przygląda. Chimdi, Nica i ciała staruszki już nie było, drzwi po lewej pozostały uchylone. Edei zwijał biały dywan poplamiony błotem i krwią.

Io poruszyła drżącymi palcami.

– Zabiłam… ją.

– Czy nie to właśnie robią przecinaczki?

Wściekłość nieco złagodziła drżenie. Bianca ze swoimi uprzedzeniami mogła iść do diabła. Io otworzyła usta…

– Z konieczności, nie z wyboru – odezwał się Edei spokojnym, niewymuszonym głosem.

To właśnie mniej więcej zamierzała powiedzieć, po czym zakończyć uroczym „wal się”.

Chłopak wyrzucił zwinięty dywan na korytarz i zamknął drzwi.

– I tak miała umrzeć – dodał, nie patrząc na Io. – Nico ją postrzelił. Ocaliłaś życie Biance. Zapewne nam wszystkim.

Kim był ten chłopak? Nosił kastet, wydawał rozkazy członkom gangu, zwijał zakrwawiony dywan, jakby odnosił brudne talerze po obiedzie. Ale to, co powiedział o przecinaczkach… Ludzie zazwyczaj nie myśleli w ten sposób o nadnaturalnych.

Bianca, nadal siedząc na podłodze, powiedziała:

– Cóż, mała Ora, wydaje mi się, że to przesądza sprawę. Podziękuj innym klientom, zatrudniam cię na najbliższy czas. Będziesz pracowała z Edeiem, aby rozwikłać zagadkę tych przeklętych morderstw.

– Nie mogę.

– Pewnie, że możesz. Zapłacę ci podwójną stawkę.

– Nie chodzi o pieniądze. – Io przestała wpatrywać się w ciemną plamę na podłodze i porzuciła chaotyczne myśli. – Pracuję dla wzgardzonych małżonków i zmartwionych rodziców. Nie zajmuję się zabójstwami.

Bianca odsunęła włosy z zaróżowionych policzków.

– Te kobiety zabijają nicią, a ty jesteś jedyną prywatną detektywką w Alante, która widzi Gobelin. Zatem tak, myślę, że jesteś odpowiednią osobą do tego zadania. Mogłam ją zabić. Mogę zabić również następną. Ale coś mi mówi, że będą pojawiać się kolejne.

Io zerknęła na drzwi. Musiała podjąć decyzję: odmówić i ryzykować wściekłość królowej gangów lub przystać na propozycję i ryzykować własne życie, by polować na duchy.

– Pracuję sama. – Prawdopodobnie zabrzmiała żałośnie, ale nie dbała o to. Zaczynała panikować, jej ciało drżało od adrenaliny. Myśl o Edeiu, który miał ją rozpraszać, dezorientować i przypominać jej o nici, gdy będzie ścigała zabójcze zmory, wydawała się nie do zniesienia. Przez trzy lata odsuwała się od niego i nie zamierzała tego kończyć. Jeśli musi to zrobić, zajmie się tym sama.

– Już nie – odparła stanowczo Bianca. – Zrobisz to z Edeiem albo znajdziesz sobie inne polis do pracy.