Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom - Mirosław Słowikowski - ebook + książka

Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom ebook

Słowikowski Mirosław

4,4

Opis

Książka Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom niesie wsparcie nie tylko tym, którzy cierpią z powodu stanów depresyjnych, ale każdemu, kto tęskni za radością życia. Przedstawiono tu w zwięzłej formie problemy, z którymi boryka się większość z nas: od akceptacji siebie i swoich emocji, poprzez schematy myślowe, które determinują nasze zachowania i wywołują w nas gniew, aż po relacje z toksycznymi ludźmi. Autor, doświadczony coach i trener biznesu, zebrał w tej książce sprawdzone metody, które pozwolą zapanować nad przygnębieniem, niskim poczuciem wartości, lękami, apatią, nadpobudliwością czy poczuciem wyalienowania. Jego poradnik rozwoju emocjonalnego ma też praktyczny wymiar, zawiera bowiem zestawy technik i ćwiczeń, które są łatwe i bardzo skuteczne w codziennym zastosowaniu.

Jeśli czujesz się przytłoczony problemami dnia codziennego, sięgnij z autorem tej książki do źródła swoich trudności i wprowadź w życie zawarty w niej program regeneracyjno-rozwojowy, by wreszcie nawiązać kontakt ze sobą, odzyskać wewnętrzną wolność i zacząć cieszyć się własnym życiem.

To, że trafiłeś na tę książkę, oznacza, że uczyniłeś krok na drodze do większej samoświadomości – jedynego źródła siły, które jest odnawialne i niewyczerpane. Nie jest ono zasilane przez twoje otoczenie czy sytuację materialną, ale czerpie z twoich głębokich zasobów, które krok po kroku będziesz w sobie odkrywał i uczył się z nich korzystać. Uczucie, które pojawia się, kiedy zaczynamy rozumieć, iż sami stwarzamy swój świat i nie jesteśmy niewolnikami sytuacji bez względu na to, jak ocenialiśmy ją do tej pory, jest jedyne i niepowtarzalne. Stopniowo w nasze życie wkracza wówczas wolność, spokój i równowaga.

Ty także masz szansę je odczuć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 227

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (16 ocen)
10
4
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla kogo jest ta książka i czemu powstała?

Dla kogo jest ta książka i czemu powstała?

Porad­nik roz­woju emo­cjo­nal­nego Powiedz STOP depre­sji, lękom i tok­sycz­nym ludziom jest prze­zna­czony dla każ­dego, kto tęskni za rado­ścią życia. Tak naprawdę jest więc dla wszyst­kich – a zwłasz­cza tych, któ­rzy:

chcą się roz­wi­jać emo­cjo­nal­nie,

chcą zro­zu­mieć prawa rzą­dzące ludzką psy­chiką,

bywają przy­gnę­bieni, apa­tyczni, doświad­czają obni­że­nia nastroju, depre­sji,

są nad­po­bu­dliwi, zestre­so­wani, cier­pią na ner­wice,

mają niskie poczu­cie wła­snej war­to­ści,

mają złe rela­cje z oto­cze­niem,

są samotni, pesy­mi­styczni, wyalie­no­wani,

cier­pią z powodu braku życio­wej ener­gii,

są bli­sko tych, któ­rzy mają depre­sję,

czują się przy­tło­czeni pro­ble­mami dnia codzien­nego,

„wypa­dli z pele­tonu”,

nie potra­fią wyba­czyć,

cier­pią na cho­roby fizyczne.

Książka poru­sza pod­sta­wowe pro­blemy, z któ­rymi boryka się więk­szość z nas: od akcep­ta­cji sie­bie i swo­ich emo­cji, poprzez wzorce myślowe, któ­rymi się kie­ru­jemy, aż po nasze oto­cze­nie, które bywa tok­syczne, i zmiany wywo­łu­jące w nas lęk. Sta­ram się, aby przed­sta­wiona tu wie­dza miała cha­rak­ter zwię­zły i prak­tyczny. Opa­truję ją też zesta­wami tech­nik i ćwi­czeń, które są łatwe i bar­dzo sku­teczne w codzien­nym zasto­so­wa­niu. Aby dobrać naj­od­po­wied­niej­szy dla sie­bie spo­sób pracy z książką, prze­czy­taj roz­dział Jak pra­co­wać z porad­ni­kiem.

Ostat­nie kil­ka­set lat to nie­by­wały czas w naszej histo­rii. Rewo­lu­cja prze­my­słowa spo­wo­do­wała, że ze stat­ków paro­wych prze­sie­dli­śmy się na statki kosmiczne, par­ska­jące konie zamie­ni­li­śmy na konie mecha­niczne, a liczy­dła zastą­pi­li­śmy kom­pu­te­rami. W róż­nych dzie­dzi­nach inte­li­gen­cję czło­wieka sku­tecz­nie zastę­puje ta sztuczna. Żyjemy bowiem w dobie rewo­lu­cji cyfro­wej. Mamy nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści korzy­sta­nia z wie­dzy i dóbr kul­tury, dzie­le­nia się prze­my­śle­niami i wspar­ciem, nawią­zy­wa­nia rela­cji itd.

Oczy­wi­ście każdy postęp pociąga za sobą pewne nega­tywne skutki. Kiedy nie było samo­cho­dów, nie było także wypad­ków samo­cho­do­wych. Przed erą samo­lo­tów ludzie nie ginęli w kata­stro­fach lot­ni­czych. Prze­miany zawsze miały swoją mroczną stronę, ale bilans zysków i strat wycho­dził na plus. Należy się jed­nak zasta­no­wić, czy w ostat­nich dzie­się­cio­le­ciach na­dal na ten plus wycho­dzimy. Czy zysku­jemy jako ludzie? Czy dzięki postę­powi jeste­śmy tak zwy­czaj­nie szczę­śliwsi?

Trze­ciego marca 1972 roku sonda Pio­neer 10 wynio­sła w kosmos naj­waż­niej­sze infor­ma­cje o ludz­kiej cywi­li­za­cji, w tym nasze rysunki. Teraz, w trze­ciej deka­dzie XXI wieku, być może żału­jemy, że infor­ma­cja o nas miała rysun­kową formę, bo można by zapre­zen­to­wać wszech­świa­towi nasze realne zdję­cia. Prze­ko­pio­wa­li­by­śmy je z por­tali spo­łecz­no­ścio­wych i dzięki temu przed­sta­wi­ciele odle­głych cywi­li­za­cji dowie­dzie­liby się, że żyjemy na pięk­nej pla­ne­cie, jemy wyszu­kane potrawy i wyglą­damy tak, że klę­kaj­cie narody. Przede wszyst­kim jed­nak prze­ko­na­liby się, że jeste­śmy wręcz sza­leń­czo szczę­śliwi, co widać po naszych bia­łych jak śnieg, pro­stych, wyszcze­rzo­nych zębach oraz uśmiech­nię­tych twa­rzach, z któ­rych prysz­cze zni­kły bez­pow­rot­nie. Nie musie­liby wie­dzieć, że za tym sie­lan­ko­wym obraz­kiem kryje się bole­sna prawda, jest on bowiem efek­tem obróbki w pro­gra­mie gra­ficz­nym, któ­rym nawet dzieci potra­fią się już posłu­gi­wać.

A co z wie­dzą, z któ­rej możemy swo­bod­nie korzy­stać? Czy i w tej dzie­dzi­nie postęp ujaw­nia swoje mroczne obli­cze? Ostat­nio pewna far­ma­ceutka oświe­ciła mojego przy­ja­ciela, że Zie­mia jest pła­ska, i dodała, że ma na to dowód, bo na ulicy jej wózek stoi i się nie turla. „No jak nie, jak tak”. Gdyby nie była pła­ska – argu­men­to­wała z prze­ko­na­niem – to by się sam z sie­bie poto­czył. Taki dowód naukowy wyczy­tała w inter­ne­cie u wyznawcy teo­rii pła­skiej Ziemi, który ma tysiące fanów. Oto jeden ze skut­ków demo­kra­ty­za­cji wie­dzy za pośred­nic­twem inter­netu. Oczy­wi­ście nie ma co wyle­wać dziecka z kąpielą. W sieci istot­nie możemy odna­leźć wiele war­to­ścio­wych tre­ści, z któ­rych warto czer­pać wie­dzę. Jed­nak czę­sto nie posia­damy narzę­dzi umoż­li­wia­ją­cych wery­fi­ka­cję, co tę war­tość nie­sie, a co jest efek­tem zwy­kłej mani­pu­la­cji bądź niewie­dzy.

Dzięki rze­czy­wi­sto­ści wir­tu­al­nej zmie­nił się także cha­rak­ter naszych rela­cji. Możemy ich nawią­zać nie­skoń­cze­nie wiele i utrzy­my­wać tyle spo­śród nich, ile tylko mamy ochotę. Zaglą­damy zatem na jeden z por­tali inter­ne­to­wych lub otwie­ramy apli­ka­cję i widzimy, że nasi „przy­ja­ciele” mają super­pracę, dobrze się bawią, pięk­nie ubie­rają, cią­gle dokądś podró­żują, jedzą sushi i mają nie­praw­do­po­dob­nie uzdol­nione dzieci. A kiedy już to wszystko zoba­czymy, uświa­da­miamy sobie, że piłeczka jest po naszej stro­nie. Czu­jemy się zobo­wią­zani, by dosko­czyć do ide­ału. Robimy zatem kil­ka­dzie­siąt sel­fie i wybie­ramy to naj­lep­sze. Potem wrzu­camy na nie fil­try, wyma­zu­jemy nie­do­sko­na­ło­ści, tu wyszczu­plamy, tam pogru­biamy, doda­jemy jakieś tło… A, zostały jesz­cze zęby! I już jeste­śmy gotowi na rela­cje z innymi, „praw­dzi­wymi” ludźmi. Co za ulga, że nie musimy się z nimi spo­ty­kać na żywo. Na szczę­ście więk­szość z nich mieszka wiele kilo­me­trów od nas i dzięki temu możemy pie­lę­gno­wać tak pie­czo­ło­wi­cie wykre­owany wize­ru­nek.

W sieci mamy jed­nak nie tylko przy­ja­ciół, lecz także zaja­dłych wro­gów. Wraz z por­ta­lami spo­łecz­no­ścio­wymi poja­wiła się bowiem cyber­prze­moc. Współ­cze­śni ludzie nie­mal od pierw­szych lat świa­do­mego życia doświad­czają nie­by­wa­łej agre­sji, poni­ża­nia i wyśmie­wa­nia. Zale­d­wie jedno poko­le­nie wcze­śniej ludz­kie zacho­wa­nia, wygląd, opi­nie czy orien­ta­cję mogło wyśmie­wać zale­d­wie kilka osób z naj­bliż­szego oto­cze­nia. Teraz mogą to robić setki, a nawet tysiące użyt­kow­ni­ków medium, na któ­rym znaj­duje się nasz pro­fil. Żyjemy w rze­czy­wi­sto­ści, któ­rej czę­sto nie potra­fimy zro­zu­mieć, a już z pew­no­ścią coraz czę­ściej nie umiemy pora­dzić sobie z nią psy­chicz­nie.

Nasza pla­neta naprawdę stała się glo­balną wio­ską. To, gdzie się w danym momen­cie znaj­dziemy, jest uza­leż­nione jedy­nie od gru­bo­ści naszego port­fela, a w zasa­dzie od zasob­no­ści konta. Chęt­nie podró­żu­jemy, zwie­dzamy obce kraje i pro­wa­dzimy inte­resy za gra­nicą, para­dok­sal­nie jed­nak ta otwar­tość na świat pro­wa­dzi nas cza­sem do zamknię­cia. Wraz z nami prze­miesz­czają się bowiem roz­ma­ite pato­geny, a potem jakiś mały wirus na kilka lat zamyka nas w domach i zmu­sza do zakry­wa­nia twa­rzy.

Po inter­ne­to­wych łączach mkną też infor­ma­cje. Kiedy na innym kon­ty­nen­cie wyda­rza się coś złego, wiemy o tym w mgnie­niu oka. Gdy kli­kamy w taką wia­do­mość, algo­rytmy naszej wyszu­ki­warki auto­ma­tycz­nie wrzu­cają nas do bańki infor­ma­cyj­nej. Taki algo­rytm wyli­cza, że Mirka inte­re­sują kata­strofy, więc zaraz na ekra­nie tele­fonu lub kom­pu­tera wyświe­tla mu się setka innych kata­strof. Jesz­cze sto lat temu, aby się o nich dowie­dzieć, Mirek musiałby kupić gazetę. Teraz ta „gazeta” poja­wia się u niego sama i co chwila ata­kuje nowymi infor­ma­cjami.

Nie cho­dzi tu zresztą wyłącz­nie o nega­tywne infor­ma­cje, ale wszel­kie bodźce, które nas skła­niają do okre­ślo­nych zacho­wań. Bodźce te ugrun­to­wują nasze opi­nie o tym, co jest ważne, a co nie, co jest dobre, a co złe, co jest nam potrzebne, a co zbędne (tych ostat­nich rze­czy zresztą w zasa­dzie nie ma). Dzia­ła­nie cyber­świata służy głów­nie temu, aby nas do cze­goś nakło­nić, by wpły­nąć na nasze emo­cje, wyobraź­nię, sys­tem war­to­ści i potrzeby. Ma odpo­wied­nio prze­mo­de­lo­wać naszą psy­chikę. Pod wpły­wem tego bom­bar­do­wa­nia psy­chika roz­la­tuje się jed­nak na kawałki…

Odpo­wia­damy na to sil­nymi emo­cjami. Poja­wia się wysoki poziom stresu, lęku, a nawet agre­sji. Nie wiemy, jak sobie z nimi pora­dzić, bo nikt nas tego nie nauczył. Co za tym idzie, nie do końca potra­fimy wyra­zić to, co czu­jemy. W wir­tu­al­nym świe­cie uczu­cia i emo­cje przyj­mują – a jakże! – cyfrową postać. Uze­wnętrz­niamy je za pomocą odpo­wied­nich iko­nek, czyli emo­ti­ko­nów. Robimy to zresztą nie po raz pierw­szy w histo­rii. Gra­ficz­nie wyra­ża­li­śmy nasze uczu­cia w piśmie obraz­ko­wym już kilka tysięcy lat temu. Póź­niej przy­ję­li­śmy inne formy eks­pre­sji. Teraz z emo­ti­ko­nów korzy­stają ponad trzy miliardy ludzi na całym świe­cie.

Wła­ści­wie to współ­cze­śnie nie żyjemy w rze­czy­wi­sto­ści, ale we śnie o rze­czy­wi­sto­ści. Ten sen jest kre­acją, na którą skła­dają się wyide­ali­zo­wane, retu­szo­wane życia innych ludzi. Świat pod­suwa nam też coraz to now­sze, prost­sze recepty na życie i ofe­ruje sys­tem war­to­ści „być to mieć”. Oczy­wi­ście musimy mieć coraz wię­cej, pre­sja oto­cze­nia jest bowiem gigan­tyczna. Nie­za­leż­nie od tego, czy doty­czy to przed­mio­tów, pie­nię­dzy, urody, pozy­cji czy popu­lar­no­ści, ni­gdy nie jest dość, a my ni­gdy nie jeste­śmy wystar­cza­jąco dobrzy. To zresztą nie­prze­rwa­nie popy­cha nas do dzia­ła­nia. Wiemy, że nie wolno nam się zatrzy­mać, musimy iść do przodu, choć nie­rzadko jest to podróż na skraj emo­cjo­nal­nej prze­pa­ści. Nie zda­jemy sobie sprawy, jak bar­dzo sami się wynisz­czamy. Oczy­wi­ście cza­sem prze­bi­jają się gdzieś infor­ma­cje, że jakaś cele­brytka zmaga się z depre­sją. Wtedy jeste­śmy bar­dzo zasko­czeni. Rów­nie zaska­ku­jące są sta­ty­styki doty­czące samo­bójstw, zwłasz­cza wśród bar­dzo mło­dych ludzi, oraz ilość sprze­da­wa­nych leków uspo­ka­ja­ją­cych.

Dla­czego musimy śnić? Odpo­wiedź jest pro­sta: ponie­waż gdy­by­śmy się prze­bu­dzili, zoba­czy­li­by­śmy, jak bar­dzo jeste­śmy w tej cyber­prze­strzeni nie­szczę­śliwi. Powszech­nie doświad­czamy obni­że­nia nastroju i przy­gnę­bie­nia, nazy­wa­nych przez naszych przod­ków melan­cho­lią czy spli­nem. Ukry­wamy je jed­nak za fasadą zado­wo­le­nia. Notu­jemy też coraz wię­cej przy­pad­ków depre­sji oraz ner­wic. Przez nasz glob prze­ta­cza się naj­więk­sza w zna­nej nam histo­rii ludz­ko­ści fala róż­no­ra­kich zabu­rzeń emo­cjo­nal­nych, głów­nie lęko­wych. W wielu kra­jach liczba ludzi potrze­bu­ją­cych pomocy psy­cho­lo­gicz­nej lub psy­chia­trycz­nej prze­kro­czyła 20 pro­cent całej spo­łecz­no­ści. Mię­dzy postę­pem spo­łeczno-eko­no­micz­nym a roz­wo­jem emo­cjo­nal­nym ludz­ko­ści powstała ogromna prze­paść. Nie dostrze­gli­śmy, że w pędzie do przodu zgu­bi­li­śmy naj­waż­niej­szą część naszego czło­wie­czeń­stwa i teraz bole­śnie ten brak odczu­wamy.

Dla­czego tak się stało? Prze­cież wie­dza na temat życia emo­cjo­nal­nego czło­wieka nie jest tajna i nie­do­stępna. Wręcz prze­ciw­nie, ist­nieje od tysiąc­leci, a w ciągu ostat­nich kil­ku­dzie­się­ciu lat do tra­dy­cyj­nie doce­nia­nych myśli­cieli i bada­czy ludz­kiej psy­chiki dołą­czyli nowi świa­tli ludzie. Repre­zen­to­wane przez wielu z nich cało­ściowe podej­ście do natury czło­wieka jest milo­wym kro­kiem na dro­dze do zro­zu­mie­nia mean­drów naszej psy­chiki. Wystar­czy wymie­nić takich wybit­nych psy­cho­lo­gów i filo­zo­fów jak Aldous Hux­ley, Alan Watts, Jiddu Kri­sh­na­murti, Chögyam Trungpa, Dhi­ra­vamsa, Jacques Vigne, Anthony de Mello, Ken Wil­ber, Carl Gustav Jung, Fritz Perls, Sta­ni­slav Grof, Erik Erik­son, John Ruskan czy Arnold Min­dell. A jed­nak doro­bek świa­to­wej filo­zo­fii i psy­cho­lo­gii oraz powszechny dostęp do infor­ma­cji nie uchro­niły nas przed cier­pie­niem.

Dlaczego powstała ta książka?

Cho­ciaż ist­nieją zna­ko­mite publi­ka­cje pol­skich i zagra­nicz­nych auto­rów doty­czące roz­ma­itych zagad­nień psy­cho­lo­gicz­nych, to dla współ­cze­snego czło­wieka, który musi nie­ustan­nie zabie­gać o suk­ces i w związku z tym pozo­staje mu mało czasu na cokol­wiek innego, zdo­by­cie nawet ele­men­tar­nej wie­dzy o funk­cjo­no­wa­niu wła­snej psy­chiki oka­zuje się nazbyt kło­po­tliwe. Dla­tego zamiast czer­pać z mądro­ści spi­sa­nej w księ­gach wiel­kich mędr­ców, słu­chamy zwy­kle przy­god­nych dorad­ców, z któ­rych każdy usłuż­nie pod­suwa nam swoje złote myśli… W ten spo­sób w naszym życiu poja­wiają się kolejne mody, za któ­rymi bez­myśl­nie podą­żamy. Ode­rwane od istoty naszej indy­wi­du­al­nej oso­bo­wo­ści wzorce myślowe i zacho­wa­nia są błęd­nie inter­pre­to­wane jako znak podą­ża­nia drogą cywi­li­za­cyj­nego roz­woju. Współ­cze­sne sko­mer­cja­li­zo­wane spo­łe­czeń­stwo utrwala te sche­maty i wciąga nas w nie jak rzeczny wir. Jed­no­cze­śnie od rze­tel­nej wie­dzy psy­cho­lo­gicz­nej odcina nas zja­wi­sko wspo­mnia­nych już baniek infor­ma­cyj­nych. W efek­cie teo­ria jed­nego spraw­nego guru, iż wystar­czy „się uśmie­chać, aby mózg dostał sygnał szczę­ścia”, dociera do setek tysięcy ludzi. Aż 80 pro­cent z nich z cza­sem prze­kona się, że to bujda, ale zanim to się sta­nie, będą wie­rzyć w każde słowo „mistrza”.

Jed­nak nawet jeśli dys­po­nu­jemy wystar­cza­jącą ilo­ścią czasu i chęci oraz otwar­tym umy­słem, aby dogłęb­nie prze­stu­dio­wać zagad­nie­nia, o któ­rych piszę, to natra­fiamy na ścianę her­me­tycz­nego języka, naszpi­ko­wa­nego facho­wymi ter­mi­nami i abs­trak­cyj­nymi ana­li­zami, który sku­tecz­nie unie­moż­li­wia dotar­cie do sedna sprawy. Trudno się oprzeć wra­że­niu, że nie­któ­rzy auto­rzy trak­tują sto­pień skom­pli­ko­wa­nia ter­mi­no­lo­gicz­nego jako miarę wiel­ko­ści dzieła. No cóż, być może nie prze­ro­bili kwe­stii nar­cy­zmu.

I wła­śnie dla­tego powstał ten porad­nik. Cho­dziło o to, by prze­ło­żyć ważną dla współ­cze­snego czło­wieka, ponad­cza­sową wie­dzę psy­cho­lo­giczną na zro­zu­miały i nowo­cze­sny język. Jest to próba skon­stru­owa­nia pro­gramu rege­ne­ra­cyjno-roz­wo­jo­wego, opar­tego na sku­tecz­nych i spraw­dzo­nych meto­dach pracy z naszymi pro­ble­mami, pozwa­la­ją­cego wyko­rzy­stać nasz poten­cjał oraz mie­rzyć się z ogra­ni­cze­niami.

Dla­czego to ja go napi­sa­łem? Zagad­nie­niami ludz­kiej psy­chiki zaj­muję się od ponad dwu­dzie­stu pię­ciu lat. Pro­wa­dzę warsz­taty roz­wo­jowe, tera­peu­tyczne, spo­tka­nia indy­wi­du­alne i liczne szko­le­nia roz­wo­jowe. W tym cza­sie mia­łem kon­takt dosłow­nie z tysią­cami ludzi i wielu z nich prze­ka­zy­wało mi, że dzięki wie­dzy i umie­jęt­no­ściom, które zdo­byli z moją pomocą, uświa­do­mili sobie, jak wiele mogą zro­bić, aby ich życie było lep­sze. Wła­śnie oni dali mi man­dat do napi­sa­nia tej książki. Oni wytłu­ma­czyli mi, że decy­du­jące zna­cze­nie mają pasja, zaan­ga­żo­wa­nie i tro­ska o innych, poparte samo­dzielną inten­sywną nauką i doświad­cze­niem, nie zaś pięć lat stu­diów psy­cho­lo­gicz­nych (na cza­sem przy­pad­kowo wybra­nej wyż­szej uczelni).

Jak doszło do tego, że absol­went Szkoły Głów­nej Han­dlo­wej w War­sza­wie zajął się bada­niami nad tym, jak lepiej żyć? Wiele lat temu nic nie wska­zy­wało na to, że kie­dyś się temu poświęcę. Po ukoń­cze­niu stu­diów roz­po­czą­łem karierę zawo­dową. Pierw­sze kilka lat spę­dzi­łem w japoń­skim kon­cer­nie Sony, czę­ściowo w kraju, czę­ściowo za gra­nicą. Póź­niej przez bli­sko dzie­sięć lat pra­co­wa­łem w ame­ry­kań­skim gigan­cie Gene­ral Motors, a zwień­cze­niem tego okresu było obję­cie posady dyrek­tora han­dlo­wego. Doświad­czy­łem zarówno pre­stiżu i glo­rii wyso­kiego sta­no­wi­ska, jak i pod­dań­czo­ści, jaka panuje w kor­po­ra­cjach. Z pozoru wyda­wało się, że bar­dziej uda­nego życia nie mogłem sobie wyma­rzyć. Ale pomimo bla­sków kariery przez cały czas towa­rzy­szyło mi poczu­cie nie­za­do­wo­le­nia z egzy­sten­cji i nie­wy­ja­śnio­nej pustki.

Czę­sto doświad­cza­łem huś­tawki nastro­jów: od upa­ja­nia się suk­ce­sami do wpa­da­nia w dołki w momen­tach pora­żek. Trud­ność spra­wiało mi podej­mo­wa­nie decy­zji, i to by­naj­mniej nie z powodu nie­zde­cy­do­wa­nia, ale z braku moty­wa­cji i świa­do­mo­ści, czego naprawdę chcę. Wpa­dłem w pułapkę ana­li­zo­wa­nia, jaki powi­nie­nem być. Dyna­miczny i zde­cy­do­wany, bie­gnący szybko do przodu? Tak! – entu­zja­stycz­nie odpo­wia­da­łem sobie. Ale zaraz potem gdzieś z tyłu głowy poja­wiało się pyta­nie: „Dokąd bie­gnę?”. Na nie jakoś nie znaj­do­wa­łem odpo­wie­dzi. Ni­gdy nie prze­ko­ny­wały mnie teo­rie o praw­dzi­wym męż­czyź­nie, domu, drze­wie i synu. Może nale­ża­łoby więc zagłę­bić się w roz­my­śla­nia o sen­sie egzy­sten­cji? Także nie. Ludzie wiecz­nie roz­my­śla­jący zawsze mnie draż­nili. Widzia­łem, jak wyko­rzy­stują ducho­wość do ucieczki od praw­dzi­wych pro­ble­mów życia i dzi­wa­czeją.

Wpa­da­łem w pułapkę rosną­cych ocze­ki­wań oto­cze­nia doty­czą­cych pożą­da­nego wize­runku. Moim odizo­lo­wa­nym mikro­świa­tem, moją bańką, stały się luk­su­sowe hotele, piękne samo­chody, dobre restau­ra­cje, ludzie, dla któ­rych liczy się jedy­nie blichtr. Maska szczę­śliwca, którą nakła­da­łem przez lata, zaczy­nała mnie w tym cza­sie coraz moc­niej uwie­rać. Życie nadzieją, że dopiero w przy­szło­ści znajdę czas na odpo­czy­nek, książkę, przy­ja­ciół czy zwy­kłe prze­by­wa­nie ze sobą bez napię­cia i wra­że­nia, że muszę cią­gle się śpie­szyć, prze­stało mi wystar­czać.

Osta­tecz­nie stan „przy­gnie­ce­nia życiem” pogłę­biły tra­giczne prze­ży­cia oso­bi­ste. Dosze­dłem do wnio­sku, że coś nie­do­brego dzieje się z moją psy­chiką. Ni­gdy nie uwa­ża­łem, że z pomocy psy­cho­lo­gów korzy­stają tylko ludzie cho­rzy psy­chicz­nie, posta­no­wi­łem więc z pro­ble­mem udać się do spe­cja­li­sty. Jakież było moje zasko­cze­nie, kiedy pani psy­cho­log orze­kła, że roz­wią­za­nie mojego pro­blemu jest nie­zwy­kle pro­ste. Spe­cja­listka zasu­ge­ro­wała mi sto­so­wa­nie anty­de­pre­santu i zakoń­czyła tera­pię.

Moja nie­ustę­pli­wość w zgłę­bia­niu zagad­nie­nia zapro­wa­dziła mnie do kolej­nej poradni, ale i tę wizytę zwień­czył podobny finał. Pomy­śla­łem, że skoro fachowcy twier­dzą, iż to sprawa che­mii mózgu, to powi­nie­nem im zaufać, zaczą­łem więc zaży­wać anty­de­pre­sant. Po kil­ku­na­stu tygo­dniach oka­zało się jed­nak, że lek nie roz­wią­zał moich pro­ble­mów. Wów­czas tra­fi­łem wresz­cie do psy­cho­loga, który zna­lazł czas na roz­mowę. Dia­gnoza mojego stanu brzmiała: „depre­sja albo stan obni­żo­nego nastroju”. Ucie­szy­łem się, że wiem wresz­cie, z czym się zma­gam, ale odpo­wie­dzi, jaka jest przy­czyna moich kło­po­tów, nie otrzy­ma­łem, a na tym mi prze­cież zale­żało.

Wtedy wła­śnie zaczęła się moja długa podróż do pozna­wa­nia zasad rzą­dzą­cych życiem emo­cjo­nal­nym czło­wieka. Zro­zu­mia­łem, że kry­zys, któ­rego doświad­cza­łem, był sygna­łem do zmiany dotych­cza­so­wego życia. Wywo­łało go moje praw­dziwe „ja” po to, żebym mógł prze­bu­dzić się z letargu, w któ­rym tkwi­łem. Co wię­cej, dosze­dłem do wnio­sku, że pozna­nie zasad funk­cjo­no­wa­nia psy­chiki nie prze­kra­cza moż­li­wo­ści prze­cięt­nego czło­wieka i naprawdę nie trzeba do tego ukoń­czyć stu­diów z zakresu psy­cho­lo­gii. Potrzeba na to jed­nak czasu, chęci i wni­kli­wo­ści.

Odkry­cia te roz­bu­dziły we mnie ogromną cie­ka­wość. Prze­czy­ta­łem dzie­siątki porad­ni­ków o tym, jak żyć „lepiej i szczę­śli­wiej”, ale wydały mi się one tak dalece ode­rwane od realiów, że powinny przy­na­le­żeć do sfery baśni i bajek. Wiele z nich zawie­rało też w mojej opi­nii oczy­wi­ste błędy tera­peu­tyczne. Nawet pozy­cje autor­stwa popu­lar­nych uzdro­wi­cieli czę­sto stra­szyły naiw­no­ścią.

Się­gną­łem zatem po publi­ka­cje sza­cow­nych psy­cho­lo­gów. Zgłę­bia­nie ich wymaga wyjąt­ko­wego hartu ducha, gdyż pisane są wspo­mnia­nym żar­go­nem nauko­wym, nie­zro­zu­mia­łym dla zwy­kłego czy­tel­nika. Ponadto naukowcy mają ten­den­cję do wyno­sze­nia na pie­de­stał poglą­dów wła­snych, pomniej­sza­nia zaś lub pomi­ja­nia czę­sto­kroć kom­ple­men­tar­nych teo­rii kole­gów. Ze zdzi­wie­niem zauwa­ży­łem, że nawet ci naj­wy­bit­niejsi kwi­tują dowie­dzione suk­cesy innych stwier­dze­niem: „To nie­moż­liwe”. Ist­nieje także ogromna nie­chęć do metod pracy, które sytu­ują się poza obsza­rem tra­dy­cyj­nej psy­cho­lo­gii uni­wer­sy­tec­kiej, nawet jeśli ich sku­tecz­no­ści dowie­dziono za pomocą narzę­dzi nauko­wych. Natra­fi­łem też na wywody prze­strze­ga­jące przed eks­pe­ry­men­to­wa­niem, które tchnęły tak oczy­wi­stą hipo­kry­zją, że chyba tylko autor jej nie zauwa­żał. Prze­ra­zi­łem się tym, jak małost­kowi potra­fią być ludzie, któ­rym spo­łecz­ność powie­rzyła tak donio­słą misję jak opieka nad naszą psy­chiką.

Się­gną­łem do psy­cho­lo­gii bud­dyj­skiej, która naszej czę­ści świata wydaje się dość egzo­tyczna ze względu na odmienny kon­tekst spo­łeczny. Prze­sła­nie bud­dy­zmu bywa czę­sto­kroć wypa­czane; z filo­zo­fii psy­cho­lo­gicz­nej wielu pseu­do­bud­dy­stów stwo­rzyło sobie kolejne źró­dło ucieczki od świata, co jest wywró­ce­niem do góry nogami głów­nej idei czło­wieka w per­spek­ty­wie bud­dy­zmu.

Wresz­cie dosze­dłem do wnio­sku, że swoją wie­dzę zacznę pogłę­biać, uczest­ni­cząc w kur­sach, warsz­ta­tach i szko­le­niach. Po kilku latach spo­strze­głem, że tra­fiam albo na wyłu­dza­czy, któ­rzy chcą się doro­bić na naiw­nych uczest­ni­kach, albo na nawie­dzo­nych tera­peu­tów, opo­wia­da­ją­cych o ogniach pie­kiel­nych, ziem­skich i nie­bie­skich. Ich sto­su­nek do świata i ludzi stał w sprzecz­no­ści z gło­szo­nymi teo­riami miło­ści, wyba­cza­nia i akcep­ta­cji. Zna­la­złem także ludzi wybit­nych, ale tak nie­zdol­nych do dzia­ła­nia i nie­sku­tecz­nych, że swoją wie­dzą i war­to­ściami nie potra­fili się podzie­lić.

Coraz czę­ściej otrzy­my­wa­łem przy tym pyta­nia o godną pole­ce­nia książkę lub dobrze pro­wa­dzone warsz­taty. Musia­łem jasno odpo­wie­dzieć, że ist­nieje dużo zna­ko­mi­tych publi­ka­cji, które zawie­rają trafne porady, ale zapo­zna­nie się z nimi wymaga spo­rej ilo­ści czasu. Nie potra­fi­łem jed­no­cze­śnie wska­zać takiej zro­zu­mia­łej dla laika pozy­cji, w któ­rej zna­la­złby on wyja­śnie­nie swo­ich kło­po­tów i pro­ste rady, jak z tymi pro­ble­mami pra­co­wać. Dosze­dłem do wnio­sku, że jeśli zbiorę swoje prze­my­śle­nia i doświad­cze­nia w zwię­złą całość – swo­isty porad­nik zawie­rający ćwi­cze­nia i tech­niki wypró­bo­wane na sobie i tysią­cach ludzi na świe­cie – to osoby, które bory­kają się z dokucz­li­wymi pro­ble­mami emo­cjo­nal­nymi, mogą mieć z tego pewną korzyść. Więk­szość z tych pro­ble­mów można roz­wią­zać w pro­sty spo­sób, bez uży­cia table­tek, zanim poja­wią się nie­bez­pieczne sytu­acje i roz­wi­nie się stan cho­ro­bowy. Tak powstała ta książka.

Moje uwagi i kon­sta­ta­cje w niej zawarte mogą stać się przy­czyn­kiem do roz­po­czę­cia pracy nad sobą albo do wyboru metody pracy indy­wi­du­al­nej pole­ca­nej w ostrych sta­nach. Pod­kre­ślam, że niniej­szy porad­nik zawiera pro­gram pracy inspi­ro­wany teo­riami i meto­dami, które zaczerp­ną­łem od zna­nych i cenio­nych psy­cho­lo­gów, psy­chia­trów, psy­cho­te­ra­peu­tów, filo­zo­fów i nauczy­cieli ducho­wych. Nie rosz­czę sobie prawa do two­rze­nia wła­snych metod tera­pii, a jedy­nie do skon­stru­owa­nia pro­gramu zło­żo­nego z zestawu tech­nik, które są w mojej opi­nii naj­sku­tecz­niej­sze, bez­pieczne i moż­liwe do zasto­so­wa­nia w warun­kach samo­dziel­nej pracy nad sobą. Nie znaj­dziesz tu nie­spraw­dzo­nych eks­pe­ry­men­tów. Porad­nik ten nie zawiera też tre­ści reli­gij­nych ani ezo­te­rycz­nych, choć kon­kretne prze­my­śle­nia i metody pracy mogą się na nich opie­rać. Jest to dzia­ła­nie celowe, podyk­to­wane chę­cią wznie­sie­nia się ponad bariery wyzna­niowe.

Czy praca z porad­ni­kiem roz­wiąże wszyst­kie twoje pro­blemy? Oczy­wi­ście, że nie. Nawet naj­głęb­sza wie­dza i wyjąt­kowo inten­sywna praca nad sobą nie zamie­nią nas w wiecz­nie zado­wo­lo­nych i szczę­śli­wych ludzi. Po pro­stu życie nie wygląda jak wyre­tu­szo­wane zdję­cie. Wielu z nas doświad­cza trau­ma­tycz­nych sytu­acji i prze­żyć, w któ­rych praca indy­wi­du­alna z tera­peutą lub wspar­cie far­ma­ko­lo­giczne bywają konieczne. Sam korzy­stam z tych form, kiedy zacho­dzi taka potrzeba. Są jed­nak dzie­siątki pro­ble­mów, z któ­rymi mie­rzymy się zupeł­nie nie­po­trzeb­nie tylko dla­tego, że nikt nam nie powie­dział, jak możemy sobie pomóc. Wła­śnie ich roz­wią­za­niu służy ta książka.

Depresja – objawy i nieporozumienia

Depre­sja – objawy i nie­po­ro­zu­mie­nia

Poszu­ku­jąc teo­rii, która wyja­śni­łaby, czym jest depre­sja i jakie czyn­niki ją wywo­łują, prze­czy­ta­łem wiele publi­ka­cji. Chcia­łem, aby sta­no­wi­sko, które przed­sta­wię, było pod­parte auto­ry­te­tami nauko­wymi, a nie wyni­kało wyłącz­nie z moich oso­bi­stych prze­ko­nań. Nie będę ukry­wał, że prze­ży­łem głę­bo­kie roz­cza­ro­wa­nie, zauwa­żyw­szy, że więk­szość opi­nii wza­jem­nie się wyklu­cza. Nie­które z nich są tak dalece nie­zgodne z doświad­cze­niami sku­tecz­nych tera­peu­tów, któ­rych mia­łem szczę­ście poznać, oraz z moimi wła­snymi obser­wa­cjami, że w końcu posta­no­wi­łem zre­zy­gno­wać z oma­wia­nia róż­no­rod­nych podejść i przed­sta­wić tylko kon­cep­cję naj­bar­dziej mi bli­ską, pole­ca­jąc jed­no­cze­śnie czy­tel­ni­kowi się­gnię­cie do innych prac, aby wyro­bić sobie wła­sne zda­nie (bar­dzo czę­sto będę cię nama­wiał w tej książce do doko­ny­wa­nia samo­dziel­nych prze­my­śleń i nie­przyj­mo­wa­nia bez­kry­tycz­nie cudzych poglą­dów, w tym moich wła­snych).

Depre­sja jest nie­zwy­kle zło­żo­nym zabu­rze­niem. Kon­cep­cje, które zakła­dają, że ist­nieje jedna domi­nu­jąca przy­czyna tej dole­gli­wo­ści, prę­dzej czy póź­niej są wery­fi­ko­wane nega­tyw­nie. Bada­cze depre­sji Roger Gra­net i Robin K. Levin­son uwa­żają, że na jej powsta­nie mają wpływ czyn­niki bio­lo­giczne, psy­chiczne oraz śro­do­wi­skowe1. Zga­dzam się z tą opi­nią. Należy jed­nak zadać sobie pyta­nie, czy „dzie­dzi­czone” albo „poda­ro­wane” nam pre­dys­po­zy­cje do depre­sji ska­zują nas na cier­pie­nie i czy ozna­czają nie­uchron­ność jej nadej­ścia. W moim naj­głęb­szym prze­ko­na­niu tak nie jest.

Jacques Vigne roz­róż­nia dwie posta­cie depre­sji: psy­cho­genną, czyli pocho­dze­nia wyłącz­nie psy­chicz­nego, i endo­genną, czę­sto o pod­łożu dzie­dzicz­nym2. Przy­czyną tej dru­giej, jak twier­dzi Vigne, może być nie­do­bór enzy­mów, który unie­moż­li­wia pobór sodu przez błony komó­rek ner­wo­wych. Ten sam Vigne twier­dzi także, że znane mu są przy­padki depre­sji endo­gen­nej, w któ­rych praca tera­peu­tyczna przy­nio­sła znaczną poprawę. Wydaje się, że opi­nia, w myśl któ­rej depre­sję wywo­łują zmiany che­miczne w orga­ni­zmie, jest praw­dziwa tylko w czę­ści. Powstaje bowiem pyta­nie, jakie czyn­niki akty­wi­zują pre­dys­po­zy­cję do depre­sji. Mówiąc wprost, skoro teo­re­tycz­nie pewni ludzie powinni zapaść na depre­sję, to dla­czego nie każdy z nich na nią cierpi?

Czyżby było istot­nie tak, jak uważa Bar­bara Ann Bren­nan, że cho­roba jest lek­cją, którą otrzy­mu­jemy, by lepiej pamię­tać, kim jeste­śmy3? Czy nie ozna­cza to, że bez względu na posia­dane pre­dys­po­zy­cje lub ich brak, zrów­no­wa­żone funk­cjo­no­wa­nie lub poja­wie­nie się depre­sji deter­mi­nuje spo­sób, w jaki żyjemy?

Jestem prze­ko­nany, że pod­sta­wowa przy­czyna depre­sji tkwi w naszym spo­so­bie życia. Zga­dzam się w pełni z Joh­nem Ruska­nem, że do powsta­nia chro­nicz­nych sta­nów depre­syj­nych i mania­kalno-depre­syj­nych przy­czy­nia się nagro­ma­dze­nie stłu­mio­nych uczuć4. Ruskan twier­dzi wręcz, że depre­sji nie nabywa się gene­tycz­nie, ale powstaje ona w kon­se­kwen­cji braku wie­dzy i nie­od­po­wied­nich reak­cji na doświad­cze­nia życiowe. Nie­za­leż­nie od tego, czy Ruskan myli się, czy też nie, przy­czyna uru­cho­mie­nia depre­sji tkwi w spo­so­bie, w jaki sie­bie trak­tu­jemy. Uwa­żam, że zasada ta odnosi się do więk­szo­ści cho­rób, także tych o cha­rak­te­rze gene­tycz­nym. Gdyby tak nie było, pre­dys­po­zy­cje gene­tyczne byłyby wyro­kiem, a prze­cież medy­cyna już dawno udo­wod­niła, że są jedy­nie zagro­że­niem.

Za chwilę wró­cimy do tej tezy, ale naj­pierw określmy, kiedy można mówić o sta­nach depre­syj­nych albo ich zaląż­kach. Nie­rzadko pierw­sze objawy depre­sji nie są szcze­gól­nie ostre ani bole­sne, nie należy ich jed­nak igno­ro­wać, mogą bowiem sta­no­wić pre­lu­dium do sytu­acji kry­zy­so­wej. Depre­sja jest zwy­kle wyni­kiem nawar­stwie­nia się pro­ble­mów. Kiedy taka kumu­la­cja nastąpi, jedno dra­ma­tyczne zda­rze­nie może uru­cho­mić lawinę. Może to być śmierć bli­skiej osoby, roz­sta­nie z part­ne­rem albo utrata pracy, a nawet pozor­nie błaha sytu­acja, którą jed­nak subiek­tyw­nie postrze­gamy jako dra­mat: kło­poty w szkole albo w pracy czy oblany egza­min. Uzna­jemy wtedy, że wła­śnie to kon­kretne zda­rze­nie wywo­łało depre­sję, choć tak naprawdę już wcze­śniej solid­nie na nią zapra­co­wa­li­śmy. Depre­sja u mło­dzieży czę­sto wynika z nie­pra­wi­dło­wych rela­cji z rodzi­cami, rodzeń­stwem bądź rówie­śni­kami. Istotną rolę odgry­wają tu też mię­dzy innymi bańki infor­ma­cyjne w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, które są prze­peł­nione zafał­szo­wa­nymi obra­zami ludzi suk­cesu, w tym głów­nie influ­en­ce­rów, sowi­cie opła­ca­nych przez firmy mające na celu sprze­daż swo­ich pro­duk­tów lub usług.

Oto naj­częst­sze prze­jawy sta­nów depre­syj­nych bądź pro­wa­dzą­cych do depre­sji, które wyma­gają pod­ję­cia pracy nad sobą:

nie­chęć do dzia­ła­nia,

apa­tia,

trud­no­ści w podej­mo­wa­niu decy­zji,

pogor­szony nastrój,

smu­tek,

gwał­towne zmiany nastroju (rano smu­tek, wie­czo­rem eufo­ria),

wybu­chy emo­cji (gniew, agre­sja),

nad­po­bu­dli­wość,

stany per­ma­nent­nego zmę­cze­nia bez wyraź­nych przy­czyn zewnętrz­nych,

ner­wice,

silny stres,

cho­roby psy­cho­so­ma­tyczne (np. dusz­no­ści, bóle mię­śni, zawał serca, oty­łość),

niskie poczu­cie wła­snej war­to­ści,

trud­ność w kon­tak­tach z oto­cze­niem,

stany lękowe (z wyłą­cze­niem psy­choz, które świad­czą o zabu­rze­niach innego typu),

poczu­cie agre­syw­no­ści oto­cze­nia,

uczu­cie alie­na­cji i sepa­ra­cji,

samot­ność,

poczu­cie braku jakich­kol­wiek per­spek­tyw,

uczu­cie uwię­zie­nia w pułapce lub znie­wo­le­nia,

wszel­kie uza­leż­nie­nia (od uży­wek, nar­ko­ty­ków, jedze­nia, odchu­dza­nia itd.).

Doświad­cza­jąc dowol­nego z opi­sa­nych tu doj­mu­ją­cych sta­nów, nie­rzadko robimy co w naszej mocy, by po pro­stu zapo­mnieć o odczu­wa­nym dys­kom­for­cie. Nie­stety, w takim wypadku pro­blem, zamiast znik­nąć, odkłada się na póź­niej i z cza­sem powraca z więk­szą siłą. Poja­wia się stan, który Ruskan okre­śla jako „wyczer­pa­nie ener­ge­tyczne”, czyli „depre­sja”5.

Wtedy albo się w nim zagłę­biamy, albo się­gamy po tabletkę. Tabletka czę­sto pomaga i na doda­tek szybko przy­nosi ulgę. Ale szyb­kość nie jest rów­no­znaczna ze sku­tecz­no­ścią. Leki dzia­łają doraź­nie na objawy.

Dla­czego sub­stan­cje che­miczne na ogół tylko łago­dzą skutki? Ponie­waż wszystko wska­zuje na to, że głę­boką przy­czyną depre­sji nie jest jedy­nie „che­mia mózgu”. Ruskan twier­dzi wręcz, że „che­mia mózgu jest rezul­ta­tem uczuć, a nie odwrot­nie, i próba oddzia­ły­wa­nia na nią w celu zmiany uczuć czło­wieka jest po pro­stu absur­dem”6.

Podzie­la­jąc w dużej czę­ści pogląd Ruskana, nie jestem jed­nak prze­ciw­ni­kiem wspo­ma­ga­nia tera­pii lekami. Według mnie w wielu for­mach depre­sji korzystne jest poda­wa­nie środ­ków far­ma­ko­lo­gicz­nych w celu zła­go­dze­nia cięż­kich obja­wów cho­roby, tak aby można było roz­po­cząć sku­teczną pracę tera­peu­tyczną. Ogra­ni­cze­nie się jed­nak wyłącz­nie do lecze­nia far­ma­ko­lo­gicz­nego przy­nosi zwy­kle krót­ko­trwałe rezul­taty. Oczy­wi­ście ist­nieje depre­sja o pod­łożu bio­lo­gicz­nym. Aby odpo­wied­nio dobrać tera­pię, powinno się zatem prze­pro­wa­dzić spe­cja­li­styczne bada­nia, które wyklu­czą przy­czyny bio­lo­giczne. Przy­padki depre­sji endo­gen­nych cza­sami wyma­gają poda­nia leków, ale ni­gdy nie osią­gniemy trwa­łych rezul­ta­tów, jeśli w pro­ces zdro­wie­nia nie włą­czymy pracy roz­wo­jowo-tera­peu­tycz­nej. Na szczę­ście wielu leka­rzy psy­chia­trów myśli wła­śnie w taki spo­sób, dzięki czemu sku­tecz­nie poma­gają swoim pacjen­tom.

Depre­sja budzi się, kiedy całymi latami nie pozwa­lamy sobie na odczu­wa­nie wła­snych emo­cji. Nasza kul­tura wręcz zachęca, by część z nich uznać za nie­mą­dre, agre­sywne, nie­ade­kwatne, nie­przy­zwo­ite. W efek­cie wszyst­kie uczu­cia dzie­limy na dobre albo złe. Mamy dwie strony – tę, którą akcep­tu­jemy, i tę, z któ­rej ist­nie­nia powoli prze­sta­jemy zda­wać sobie sprawę. Co wię­cej, usu­wamy z naszego wyobra­że­nia o sobie pewne aspekty wła­snej oso­bo­wo­ści i nie dopusz­czamy do sie­bie myśli o ich ist­nie­niu. Two­rzymy na wła­sne potrzeby odre­al­niony obraz sie­bie. Uży­wamy w tym dziele zasady chciej­stwa, czyli jeste­śmy nie sobą, ale tym, kim chcie­li­by­śmy być, albo tacy, jakimi chcia­łoby widzieć nas oto­cze­nie. Ale prze­cież nie jeste­śmy tylko tacy, jacy chcemy być. Nie możemy wyrzec się naszego praw­dzi­wego ja. Łatwiej odciąć sobie nogę, niż pozbyć się kawałka swo­jej natury.

W pro­ce­sie, jakim jest nasze życie, ta nie­chciana część nas zaczyna dawać o sobie znać pod posta­cią takich emo­cji jak gniew, złość, agre­sja, smu­tek, apa­tia, nuda, a w końcu depre­sja. Zaczy­namy wal­czyć z przy­krymi emo­cjami, rodzą­cymi się z zaprze­czo­nych uczuć. Sta­ramy się roz­we­se­lić, zna­leźć sobie jakieś zaję­cie, wyci­szyć się, wypo­cić na boisku. Na gar­nek z kipią­cymi emo­cjami, któ­rym się sta­jemy, nakła­damy pokrywkę. Kiedy chce nam się krzy­czeć, mówimy: „Nie wypada”; kiedy cisną nam się do oczu łzy – powstrzy­mu­jemy płacz; kiedy czu­jemy gniew i agre­sję – wyco­fu­jemy się. Nie uświa­da­miamy sobie jed­nak, że kiedy nie dajemy sobie prawa do odczu­wa­nia tych emo­cji, uzna­jąc je za nega­tywne, to w naszym ciele, w wyniku pod­świa­do­mie two­rzo­nych napięć, powstają blo­kady. Oprócz trud­no­ści emo­cjo­nal­nych poja­wiają się wów­czas cho­roby psy­cho­so­ma­tyczne (soma – ciało), będące kon­se­kwen­cją tłu­mie­nia emo­cji. W ten spo­sób pro­blem jedy­nie się pogłę­bia.

Źró­dłem depre­sji nie jest che­mia orga­ni­zmu, lecz brak samo­świa­do­mo­ści. Nauczono nas, jak roz­mnaża się pan­to­fe­lek i ile dopły­wów ma Gan­ges, ale nikt nie pod­jął nawet próby prze­ka­za­nia nam, jak powin­ni­śmy żyć. Mimo że tyle insty­tu­cji wpaja nam całymi latami naj­róż­niej­szą, cza­sem cał­ko­wi­cie zbędną wie­dzę, wrzuca się nas w pro­ces życia jak do rwą­cej rzeki, nie nauczyw­szy nas wcze­śniej poru­sza­nia się w wodzie. Postrze­gamy świat jako pełen zagro­żeń i nie­bez­pie­czeństw. W rzece życia pod­ta­piamy się co chwila i ude­rzamy w wysta­jące kamie­nie. A prze­cież wystar­czy nauczyć się pły­wać, żeby strach zamie­nił się w cie­ka­wość, a bez­bron­ność w chęć dzia­ła­nia, aby pod­nieść głowę znad wody i dostrzec piękny w swej zmien­no­ści i róż­no­rod­no­ści świat. Ta książka jest taką lek­cją pły­wa­nia.

Nie ma pigułki, która mogłaby ule­czyć przy­czynę depre­sji, ale ist­nieje droga do odna­le­zie­nia tej przy­czyny. I wbrew pozo­rom nie jest to szlak nie­bez­pieczny. Wymaga tylko odwagi do zmiany sytu­acji i pod­ję­cia inten­syw­nej pracy nad „nauką pły­wa­nia”.

Coraz czę­ściej poja­wia się hasło, że depre­sja jest cho­robą i trzeba ją leczyć. Zga­dzam się z tym poglą­dem. Nie wolno sta­nów obni­żo­nego nastroju pozo­sta­wiać samym sobie, aż przejdą, bo wów­czas wra­cają. A wra­cają, ponie­waż prze­ka­zują wia­do­mość, że dzieje się coś nie­do­brego, że nie odna­leź­li­śmy wła­ści­wej dla sie­bie drogi życio­wej. Nie należy zatem tych sta­nów tłu­mić, ale dotrzeć do ich źró­deł, tak aby leczyć przy­czynę, a nie sku­tek.

Skłon­no­ści do depre­sji mają wszy­scy ci, któ­rzy nie pozwa­lają sobie na bycie peł­nymi ludźmi, z uwzględ­nie­niem róż­no­rod­nych aspek­tów oso­bo­wo­ści, także tych postrze­ga­nych jako nega­tywne. Jeśli zapy­tasz z powąt­pie­wa­niem, jak można polu­bić swoją ciemną stronę, odpo­wia­dam: nie masz wyj­ścia. Do tej pory ją potę­pia­łeś i czy przy­nio­sło to dobry sku­tek? Jeśli zasta­na­wiasz się nad tym, czy można cie­szyć się także z pora­żek, odpo­wia­dam: można. Co wię­cej, porażki mogą wno­sić w życie ogromną radość.

Zachę­cam cię do pracy z tym porad­ni­kiem. Prze­zwy­cię­ża­nie depre­sji to nie walka ze sobą, ale dla sie­bie. To droga do praw­dzi­wego ja, które będzie potra­fiło odkryć, czym jest życie. Ten porad­nik to poda­nie ci ręki na dro­dze do pozy­tyw­nych zmian, lecz decy­zję o wyru­sze­niu w tę podróż musisz pod­jąć sam.

Jak pracować z poradnikiem?

Jak pra­co­wać z porad­ni­kiem?

Z porad­ni­kiem mogą pra­co­wać zarówno osoby, u któ­rych została stwier­dzona depre­sja, stany obni­żo­nego nastroju czy inne dole­gli­wo­ści emo­cjo­nalne, jak i osoby, które od czasu do czasu doświad­czają łagod­nego przy­gnę­bie­nia, braku ener­gii czy nie­wy­ja­śnio­nego smutku. Zna­ko­mite rezul­taty roz­wo­jowe praca przy­nie­sie także tym, któ­rzy nie uskar­żają się na żadne dole­gli­wo­ści, ale dążą do samo­po­zna­nia.

W zależ­no­ści od swo­jego stanu powi­nie­neś prze­my­śleć nastę­pu­jące spo­soby postę­po­wa­nia:

Jeśli twoja depre­sja czy stany lękowe trwają długo i są silne

– nie ogra­ni­czaj się do pracy z porad­ni­kiem. Skon­tak­tuj się z psy­cho­lo­giem, psy­chia­trą bądź tera­peutą. Być może ist­nieje koniecz­ność wspar­cia two­ich wysił­ków inten­syw­niej­szą pracą indy­wi­du­alną albo lekiem. Porad­nik może pomóc ci w wybo­rze metody pracy. Pamię­taj jed­no­cze­śnie, żeby w takiej sytu­acji nie poprze­sta­wać na samym przyj­mo­wa­niu leku!

Jeśli zauwa­żasz u sie­bie stany psy­choz i sil­nych lęków o nie­uza­sad­nio­nym pod­łożu lub inne wyraźne, nie­po­ko­jące dole­gli­wo­ści

– skon­sul­tuj się z psy­chia­trą, a porad­nik sto­suj jedy­nie jako wspar­cie. Pomi­jaj ćwi­cze­nia odde­chowe albo prze­dys­ku­tuj ich sto­so­wa­nie z leka­rzem!

Jeśli cier­pisz na lekką depre­sję, stany obni­żo­nego nastroju lub okre­sowe zabu­rze­nia nastroju

– zade­cy­duj sam, czy sko­rzy­stasz rów­nież z indy­wi­du­al­nej pomocy psy­cho­loga bądź tera­peuty, czy ogra­ni­czysz się do pracy z porad­ni­kiem.

Jeśli tra­pią cię pro­blemy emo­cjo­nalne albo chcesz dowie­dzieć się wię­cej o sobie

– możesz ogra­ni­czyć się tylko do pracy z porad­ni­kiem.

Jeśli obec­nie korzy­stasz z tera­pii albo przyj­mu­jesz leki

– nie odsta­wiaj kura­cji bez kon­sul­ta­cji ze spe­cja­li­stą!

Pamię­taj: depre­sja nie jest wyro­kiem. Nawet jeżeli nie zna­la­złeś jesz­cze dobrej metody na radze­nie sobie z nią, nie ozna­cza to, że taka metoda nie ist­nieje.

Aby samo­dziel­nie pra­co­wać z porad­ni­kiem i osią­gnąć z tej pracy korzy­ści, potrzebne są dba­łość i sumien­ność. Ważne jest, abyś z jed­nej strony niczego nie przyj­mo­wał bez­kry­tycz­nie i nie wie­rzył mi na słowo, z dru­giej zaś byś pamię­tał, że może się w tobie budzić natu­ralny opór przed zmianą. Jeśli jesteś cze­muś prze­ciwny albo nie dowie­rzasz, że okre­ślona metoda przy­nie­sie ocze­ki­wany sku­tek, zamiast od razu ją odrzu­cić, przyj­mij wobec niej otwartą postawę. Po pro­stu sprawdź ją!

Wiedz także, że porad­nik, który trzy­masz w dło­niach, ma cha­rak­ter roz­wo­jowo-tera­peu­tyczny. Nie chcę zastę­po­wać leka­rzy w dia­gno­zo­wa­niu i lecze­niu depre­sji czy zabu­rzeń lęko­wych. Książka może zatem słu­żyć jako wspar­cie zro­zu­mie­nia pro­ce­sów emo­cjo­nal­nych, które w nas zacho­dzą, a także jako źró­dło ćwi­czeń autotera­peu­tycznych. Świa­do­mie ogra­ni­czam do mini­mum fachowe sfor­mu­ło­wa­nia, tak aby to, co piszę, było zro­zu­miałe dla każ­dego. Część tech­nik relak­sa­cji, które tu znaj­dziesz, to znane i wypró­bo­wane spo­soby zaczerp­nięte z mądro­ści Wschodu. Nie są one jed­nak powią­zane z jaki­mi­kol­wiek wie­rze­niami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Roger Gra­net, Robin K. Levin­son, A jeśli to… depre­sja, przekł. Jerzy Ludwik Pyś, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 2000. [wróć]

2. Jacques Vigne, Wpro­wa­dze­nie do psy­cho­lo­gii ducho­wej, przekł. Danuta Orle­wicz, Jacek San­tor­ski & CO, War­szawa 1995. [wróć]

3. Bar­bara Ann Bren­nan, Dło­nie pełne świa­tła, przekł. Mar­cin Waw­rzyń­czak, Amber, War­szawa 2005, s. 151. [wróć]

4. John Ruskan, Uzdra­wia­nie emo­cjo­nalne, przekł. Seba­stian Musie­lak, Rebis, Poznań 2002. [wróć]

5. Ibi­dem. [wróć]

6. Ibi­dem. [wróć]