Ponad religią. Etyka dla wszystkich - XIV Dalajlama - ebook

Ponad religią. Etyka dla wszystkich ebook

XIV Dalajlama

0,0

Opis

"W porównaniu z wiekiem kosmosu życie ludzkie to ledwie mgnienie. Każdy z nas jest na tej planecie gościem. W dodatku tylko na chwilę. Trudno wyobrazić sobie większe szaleństwo niż spędzenie tego krótkiego czasu samotnie, nieszczęśliwie, w konflikcie z innymi gośćmi. Bez wątpienia o wiele lepiej żyć z sensem, w poczuciu więzi z otoczeniem, służąc innym".

fragment rozdziału "Pielęgnowanie wartości wewnętrznych"

"Ponad religią. Etyka dla wszystkich" rozwija ideę etyki świeckiej (czy inaczej: uniwersalnej, powszechnej), możliwej do przyjęcia – jako gwarant zdrowia psychicznego i spokoju umysłu oraz podstawa pokojowego współistnienia i współdziałania w obliczu globalnych wyzwań – w każdym miejscu kurczącego się w oczach świata.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 147

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

Beyond Religion. Ethics for a Whole World

Redaktor prowadząca

Elżbieta Brzozowska

Korekta

Liliana Skoczylas, Elżbieta Brzozowska

Projekt okładki i stron tytułowych

Wiktor Dyndo

Zdjęcie Jego Świątobliwości Dalajlamy na pierwszej stronie okładki – courtesy of Tenzin Choejor.

© Copyright by Gaden Phodrang Foundation of the Dalai Lama, 2011

© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2024

© Copyright for the Polish translation by Adam Kozieł

Księgarnia internetowa www.piw.pl

www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

Wydanie pierwsze, Warszawa 2024

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

[email protected]

Kompleksowy projekt typograficzny

Agata Mościcka / biały-ogród.pl

ISBN 978-83-8196-773-0

Słowo wstępne

Jestem już starym człowiekiem. Urodziłem się w 1935 roku, w małej wiosce, w północno-wschodnim Tybecie. Z przyczyn, na które nie miałem wpływu, większą część dorosłego życia spędziłem w Indiach, będących od ponad pół wieku moim drugim domem. Często żartuję, że można mnie nazywać najbardziej zasiedziałym gościem. Jak inni z mojego pokolenia byłem świadkiem wielu dramatycznych wydarzeń, które nadały kształt współczesnemu światu. Od końca lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia sporo podróżuję i mam zaszczyt spotykać wiele osób: nie tylko prezydentów, premierów, królów, królowe i przywódców głównych tradycji religijnych, ale przede wszystkim zwykłych ludzi.

Patrząc w przeszłość, widzę mnóstwo powodów do radości. Dzięki rozwojowi nauk medycznych udało się pokonać wiele groźnych chorób. Miliony ludzi przestały żyć w nędzy i uzyskały dostęp do nowoczesnej edukacji oraz opieki zdrowotnej. Mamy Powszechną deklarację praw człowieka i coraz większą świadomość ich znaczenia. Na całym świecie rośnie liczba zwolenników wolności i demokracji oraz przekonanie o jedności rodzaju ludzkiego i znaczeniu środowiska naturalnego. Pod wieloma względami ostatnie półwiecze to czas postępu i zmian na lepsze.

Mimo to wciąż cierpimy i zmagamy się z wielkimi problemami. Podczas gdy w bogatych krajach króluje konsumpcjonizm, gdzie indziej miliony ledwie wiążą koniec z końcem. Wraz z zakończeniem zimnej wojny zmalało ryzyko katastrofy nuklearnej, nadal jednak trwa, i przysparza bólu, wiele konfliktów zbrojnych. Dewastacja środowiska naturalnego zagraża zdrowiu i życiu. Źródłem cierpień są także nierówności, korupcja i niesprawiedliwość.

Problemy nie dotyczą tylko państw rozwijających się. W bogatych pleni się alkoholizm, narkomania, przemoc domowa i kryzys rodziny. Wielu martwi się o dzieci, o ich wykształcenie i przyszłość. Istnieje też niebezpieczeństwo, że osiągniemy punkt, w którym nie da się już naprawić szkód, jakie wyrządzamy naszej planecie, co stanowi kolejne źródło lęku. Presja, będąca integralną częścią współczesnego stylu życia, niesie ze sobą stres, niepokój, depresję i coraz bardziej dolegliwą samotność. Wszędzie słyszę przez to narzekanie. I sam się na nim łapię!

Nie ulega wątpliwości, że coś robimy nie tak. Tylko co? Moim zdaniem naszym fundamentalnym problemem – na każdym poziomie – jest przywiązywanie zbyt wielkiej wagi do materialnych aspektów życia kosztem etyki i wartości wewnętrznych.

Przez wartości wewnętrzne rozumiem cechy, które wszyscy cenimy u innych i do których naturalnie skłaniamy się jako zwierzęta, z racji biologii potrzebujące do życia i rozwoju otoczenia pełnego troski, czułości i ciepła – jednym słowem: współczucia. Jego esencją jest pragnienie uśmierzenia cudzego cierpienia i dawanie innym szczęścia. To duchowa zasada, z której wyrastają pozostałe wartości wewnętrzne. Lubimy, gdy bliźni są dobrzy, cierpliwi, tolerancyjni, wyrozumiali i szczodrzy, zaś cudza chciwość, podłość, nienawiść i zajadłość działają na nas odstręczająco. Każdy powinien więc docenić aktywne propagowanie przymiotów serca, które wyrastają z naturalnej skłonności do współczucia, oraz metod, pozwalających zapanować nad inklinacjami destrukcyjnymi. Pierwszymi beneficjentami takich ćwiczeń bez wątpienia będziemy my sami. Zapominając o życiu wewnętrznym, także najbardziej szkodzimy sobie. To zaniedbanie jest źródłem wielu największych problemów, z którymi zmaga się dziś świat.

Przed kilku laty odwiedziłem Orisę na południu Indii, gdzie ubóstwo, zwłaszcza rdzennych mieszkańców, wywołuje konflikty i niepokoje. Rozmawiałem o tym z lokalnymi parlamentarzystami, którzy powiedzieli mi, że ustanowiono odpowiednie mechanizmy prawne i uruchomiono kosztowne rządowe programy pomocowe, tyle że pieniądze nie docierają do adresatów z powodu powszechnej korupcji. Żadne rozwiązanie nie zadziała, jeśli będzie sabotowane przez nieuczciwość, niekompetencję i nieodpowiedzialność ludzi, mających wprowadzać je w życie.

Krótko mówiąc, nawet z dobrego narzędzia można zrobić zły użytek. Każdy system – zestaw zasad i procedur – jest wart tyle, ile obsługujące go osoby. Jeśli zabraknie im uczciwości, najlepiej pomyślane rozwiązanie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Dotyczy to każdej sfery aktywności człowieka, również religii, która niewątpliwie ma potencjał pomagania w prowadzeniu konstruktywnego i szczęśliwego życia, lecz wykorzystywana w złym celu, może stać się źródłem podziałów i konfliktów. Mimo dobrych założeń handel i finanse też nie będą służyć wspólnemu dobru w rękach ludzi pozbawionych skrupułów i motywowanych ślepą chciwością. Niestety widzimy to wszędzie, nawet w sporcie, któremu korupcja odbiera sens, uniemożliwiając uczciwą rywalizację.

Problemy te, rzecz jasna, widzi wielu ludzi. Starają się im zapobiegać politycy, urzędnicy, prawnicy, edukatorzy, ekolodzy i działacze. Należy się z tego cieszyć, co nie zmienia faktu, że sprawy nie załatwią nowe przepisy i regulacje. W ostatecznym rachunku źródło naszych problemów tkwi w nas samych. Brak uczciwości i moralności wykolei każdy system. Stawiając na pierwszym miejscu materializm, skazujemy się na niesprawiedliwość, korupcję, nierówność, nietolerancję, chciwość i całą resztę zewnętrznych symptomów zaniedbywania wartości wewnętrznych.

Co zatem robić? Gdzie szukać pomocy? Nauka, choć zrobiła tyle dobrego dla materialnego świata, nie wypracowała metod rozwijania indywidualnej prawości – podstawowych ludzkich wartości, które cenimy u innych i chcielibyśmy widzieć w sobie. Może więc powinniśmy szukać ich w religii, tak jak robiono to przez tysiące lat? Bez wątpienia wiara pomogła, pomaga i będzie nadal pomagać milionom ludzi. Wskazując moralny kierunek i sens życia, we współczesnym świeckim świecie sama nie jest już jednak wystarczającym fundamentem etyki. Dzieje się tak dlatego, że wielu nie wyznaje dziś żadnej wiary. Poza tym w epoce globalizacji i coraz ściślej powiązanych społeczeństw wielokulturowych moralność oparta na religii przemawiałaby tylko do niektórych i nie miała znaczenia dla pozostałych. Dawniej, gdy żyliśmy we względnej izolacji – jak choćby Tybetańczycy, przez długie wieki szczęśliwi za murem swoich gór – podział na grupy, posiadające systemy etyczne oparte na własnej wierze, nie stanowił problemu. Teraz jednak próba zaradzenia deficytowi wartości duchowych w oparciu o samą religię musi być skazana na niepowodzenie jako nieuniwersalna. Dziś potrzebujemy wyjścia, które będą mogli zaakceptować wszyscy, zarówno wierzący, jak niewierzący: etyki świeckiej.

Takie stanowisko może brzmieć dziwnie w ustach kogoś, kto od dziecka nosi szaty mnicha. Ja nie widzę tu jednak żadnej sprzeczności. Moja tradycja zobowiązuje mnie do pracy na rzecz wszystkich czujących istot, zatem także tych, którzy wyznają inne religie albo nie czują się związani z żadną.

Jestem przekonany, że można i należy szukać nowej, świeckiej wizji etyki powszechnej. Moja pewność bierze się z przeświadczenia, że wszyscy ludzie z natury chcą być dobrzy. Jeśli coś robimy, to dlatego, że wydaje się nam, iż będzie to pożyteczne. Każdy docenia też okazywaną mu dobroć. Woli być kochany, nie nienawidzony. Stykać się ze szczodrością, nie skąpstwem. W końcu kto przedkłada pogardę, niechęć i zajadłość nad tolerancję, szacunek i wybaczenie własnych błędów?

Jestem więc pewny, że możemy i potrafimy wyłożyć wartości wewnętrzne, nie przecząc żadnej religii ani – co ważniejsze – nie odwołując się do niej.

Muszę tu zaznaczyć, że nie zamierzam dyktować wartości moralnych. Nie wynikłoby z tego nic dobrego. Narzucanie zasad z zewnątrz, wmuszanie ich czy dekretowanie zwyczajnie nie może być skuteczne. Ja proszę tylko, żeby każdy z nas samodzielnie przekonał się o wadze wartości wewnętrznych, albowiem to one są źródłem tak etycznego świata, jak – indywidualnego – spokoju umysłu, pewności siebie i szczęścia, których wszyscy pragniemy. Tradycje religijne, które głoszą miłość, współczucie, tolerancję i wybaczenie, mogą, rzecz jasna, propagować wartości wewnętrzne, niemniej opieranie etyki na wierze przestało być adekwatne. Moim zdaniem w tej sytuacji powinniśmy zacząć szukać sposobu myślenia o duchowości i etyce poza kontekstem religijnym.

CZĘŚĆ IEtyka świecka

ROZDZIAŁ PIERWSZYNowe spojrzenie na sekularyzację

Wartości wewnętrzne w epoce nauki

Jestem duchownym, uważam jednak, że religia nie rozwiąże wszystkich problemów ludzkości.

Nie tak dawno uczestniczyłem w ceremonii otwarcia nowej świątyni buddyjskiej w Biharze, wyjątkowo gęsto zaludnionym, ubogim regionie północnych Indii. Szef lokalnej administracji (i mój stary przyjaciel), wygłosiwszy świetne przemówienie, stwierdził na koniec, że dzięki błogosławieństwom Buddy w Biharze zapanuje dobrobyt. Kiedy przyszła moja kolej, powiedziałem półżartem, że gdyby zależało to tylko od Buddy, cały stan pławiłby się w dostatku od wieków! W końcu tam właśnie znajduje się najbardziej czczone sanktuarium buddyjskie: Bodh Gaja, miejsce przebudzenia Siddharthy. Autentycznych zmian nie dokona się za sprawą samych, choćby najpotężniejszych błogosławieństw i modlitw. Trzeba zakasać rękawy i wziąć się do pracy pod kierunkiem kompetentnych przywódców, takich jak mój przedmówca!

Nie mówię przecież, że błogosławieństwa i rytuały są bezużyteczne. Przeciwnie, uważam, że modlitwa przynosi ogromne korzyści psychologiczne. Jeśli jednak czekamy na konkretne, namacalne rezultaty, lepiej od niej poradzi sobie choćby nauka. Kiedy przed kilku laty zachorowałem, cieszyłem się, rzecz jasna, że ludzie modlą się o moje zdrowie, ale jeszcze bardziej krzepiąca była myśl, że w szpitalu, do którego trafiłem, mieli najnowocześniejszy sprzęt!

Kontrola nad pewnymi aspektami zewnętrznego świata, jaką udało nam się uzyskać w ciągu ostatnich, powiedzmy, dwustu lat, sprawia, że wielu ludzi kwestionuje sens religii, i trudno się temu dziwić. Niedawne marzenia – skuteczne leki, możliwość szybkiego przemieszczania się w przestrzeni, komputery – stały się rzeczywistością dzięki nauce, w której coraz częściej upatruje się rękojmię czy wręcz źródło szczęścia.

Rozumiejąc, dlaczego nauka podkopuje wiarę w określone aspekty tradycyjnej religii, nie widzę powodu, dla którego owa erozja miałaby obejmować także wartości wewnętrzne czy, jak kto woli, duchowe. Uważam wręcz, że nigdy nie potrzebowaliśmy ich bardziej.

Dowód znaczenia podstawowych wartości i etycznego postępowania w dobie wiedzy najlepiej byłoby przeprowadzić językiem czysto naukowym. Jestem przekonany, że z czasem stanie się to możliwe, choć obecny stan badań zapewne jeszcze na to nie pozwala.

Oczywiście nie jestem uczonym, nauk ścisłych nie było w programie moich klasztornych lekcji. Zaległości z dzieciństwa starałem się jednak nadrabiać na wychodźstwie. Od lat spotykam się z naukowcami i badaczami dyscyplin takich jak fizyka, kosmologia, biologia, psychologia i (wysuwająca się ostatnio na pierwszy plan) neuronauka.

Tradycje kontemplacyjne wszystkich religii kładą nacisk na badanie wewnętrznego świata percepcji i świadomości, podczas naszych rozmów staram się więc dociekać naukowego rozumienia zagadnień takich jak myśli, emocje i subiektywne doświadczenie.

Bardzo się cieszę, że współczesna nauka poświęca coraz więcej uwagi zaniedbywanym tak długo kwestiom. Szczególną radość budzi rozwój metodologii, rozszerzającej tradycyjną zasadę niezależnej obiektywnej weryfikacji o sferę doświadczenia subiektywnego. Przykładem takiego podejścia jest neurofenomenologia mojego nieodżałowanego przyjaciela Francisco Vareli.

Od dawna ciekawi mnie też naukowa interpretacja efektów praktyk kontemplacyjnych i ćwiczeń, których celem jest rozwijanie współczucia, dobroci, uważności oraz spokoju umysłu. Sądzę, że można dowieść ich skuteczności i pożyteczności, co dawałoby szansę na propagowanie takich technik przez system oświaty.

Na szczęście biologia ewolucyjna i neuronauka dostarczają już ściśle naukowych dowodów na to, że altruizm i troska o innych nie tylko dobrze nam służą, ale też leżą w naszej naturze. W połączeniu z analizą własnych doświadczeń i szczyptą zdrowego rozsądku daje to solidne podstawy do uznania znaczenia podstawowych wartości bez żadnych odwołań do religii i wiary. Co napawa mnie wielką radością.

Sekularyzm

Stąd też wzięła się moja „etyka świecka”. Zdaję sobie sprawę, że samo określenie może się nie podobać. Część braci i sióstr, wyznających chrześcijaństwo i islam, widzi w nim odrzucenie, a nawet negowanie religii, przez co zapewne sądzi, iż postuluję wyłączenie wiary z systemów etycznych czy wręcz wszelkich spraw publicznych. Jest to jak najdalsze od moich intencji.

Zaczerpnąłem to słowo z leksykonu współczesnych Indii, które chlubią się swoją „świeckością”, oznaczającą nie wrogość, a najgłębszy szacunek, akceptację oraz równe traktowanie wszystkich tradycji religijnych oraz ich wyznawców, a także niewierzących.

Moje rozumienie „świeckości”, oznaczającej wzajemną tolerancję i szacunek wszystkich wyznań oraz niewierzących, wyrasta z historycznych i kulturowych realiów współczesnych Indii. Podobnie, jak mniemam, rzecz ma się z kontekstem europejskim. Nie jestem historykiem i nie studiowałem tych procesów, odnoszę jednak wrażenie, że gwałtownemu rozwojowi nauki towarzyszył silny trend racjonalistyczny, z którym wiązało się odrzucenie dawnych „przesądów”. Wielu radykalnych myślicieli najwyraźniej sądziło (podobnie zresztą jak dziś), że prymat rozumu wyklucza wiarę. Dobrym tego przykładem jest rewolucja francuska, która była wyrazicielką licznych idei europejskiego oświecenia, w tym także silnego antyklerykalizmu. To odrzucenie miało oczywiście ważny wymiar społeczny. Religia uchodziła za konserwatywną, związaną z tradycją i dawnym reżimem z jego wszystkimi przypadłościami. Na skutek tych procesów przez ponad dwieście lat większość najbardziej wpływowych zachodnich myślicieli i reformatorów uznawała wiarę za kłodę na drodze postępu, nie wrota do wyzwolenia. Marksizm – jedna z najważniejszych świeckich ideologii dwudziestego wieku – widział w religii „opium dla mas”, co przyniosło tragiczne konsekwencje w postaci komunistycznych prześladowań na całym świcie.

Wydaje mi się, że to za sprawą historii świeckość uchodzi na Zachodzie za przeciwstawną religii, przez co tworzą się dwa niemożliwe do pogodzenia, podejrzliwe i wrogie sobie obozy.

Naturalnie nie zgadzam się z tezą, że wiara przeszkadza człowiekowi w rozwoju, mogę jednak uznać historyczne przesłanki takich poglądów. Bolesna prawda jest taka, że w swoim czasie innowierców dręczyli wyznawcy wszystkich religii, które często bywały pretekstem konfliktów i prześladowań. Nawet buddyzm, formalnie propagujący niestosowanie przemocy, nie jest tu wyjątkiem.

Negatywnemu nastawieniu wobec religii – motywowanemu na Zachodzie czy gdzie indziej wołaniem o sprawiedliwość – należy się szacunek. Ludzie, którzy piętnują hipokryzję duchownych nieprzestrzegających głoszonych przez siebie zasad oraz nadużycia hierarchów czy struktur, w gruncie rzeczy wyświadczają religii przysługę. Nie powinno się jednak mylić wiary z instytucjami, które często nie mają z nią wiele wspólnego. Moim zdaniem idea sprawiedliwości społecznej w żaden sposób nie kłóci się z zasadami religii, albowiem celem wszystkich wielkich tradycji duchowych jest głoszenie i pielęgnowanie najważniejszych wartości: dobroci, współczucia, wyrozumiałości, cierpliwości i uczciwości.

Sekularyzm w Indiach

Osobiście nie boję się „świeckości”. Kojarzę ją przede wszystkim z autorami konstytucji Indii, B.R. Ambedkarem i Rajendrą Prasadem, którego miałem zaszczyt poznać osobiście. Nie przyświecała im chęć wyrugowania wiary, tylko formalnego uznania religijnej różnorodności. Mahatma Gandhi, duchowy ojciec tej konstytucji, był człowiekiem głęboko wierzącym. Do swoich codziennych praktyk włączał modlitwy wszystkich głównych religii Indii, które do dziś przestrzegają tej niezwykłej tradycji podczas uroczystości publicznych.

Tolerancja religijna Gandhiego nie jest w Indiach niczym niezwykłym. Niemal dwa tysiące lat temu Aśoka kazał wyryć na swoim filarze wezwanie do „szanowania cudzej wiary, jako że wzmacnia to także własną”. Kultura klasyczna – o czym wiemy z sanskryckich pism – była tolerancyjna i otwarta na debatę, a poglądy filozoficzne stanowiły przedmiot dysput od najdawniejszych czasów. Poważano nawet doktryny żywo przypominające współczesny materializm i ateizm! W starych traktatach znajdujemy mnóstwo wzmianek o ćarwakach, którzy kategorycznie odrzucali ideę Boga, duszy czy życia po śmierci. Choć inni myśliciele zapamiętale piętnowali ich nihilizm, traktowali go przecież poważnie, zgodnie tytułując ojca tej tradycji ryszim, mędrcem. Jego uczniów uznawali także indyjscy władcy, którzy często – jak choćby otaczający się hindusami i chrześcijanami padyszach Akbar – byli niesłychanie tolerancyjni.

Przed laty odbyłem bardzo interesującą rozmowę z wicepremierem L.K. Advanim, który powiedział mi, że źródła sukcesu indyjskiej świeckiej demokracji upatruje właśnie w pradawnej kulturze tolerancji, różnorodności i dialogu. Całkowicie się z nim zgadzam. Większość mieszkańców stanowią obecnie hindusi, ale inne tradycje także mają wielu wyznawców. W posługującym się na co dzień setkami języków kraju, obok milionów sikhów, chrześcijan, dźinistów, buddystów, zoroastrian i żydów, żyje, o czym często nie pamięta się na Zachodzie, druga co do liczności społeczność muzułmańska. Nikogo nie dziwią stojące obok siebie świątynie hinduistyczne i minarety meczetów, a w większości wiosek mieszkają przedstawiciele co najmniej dwóch wyznań.

Spotkałem niedawno rumuńskiego naukowca, który prowadził badania w indyjskich wioskach. Z widocznym zdumieniem opowiadał mi o muzułmańskiej osadzie w Radżastanie, w której – bez cienia lęku i niepokoju – mieszkały trzy hinduskie rodziny. Podejrzewam, że jego zdziwienie wyrastało z lansowanego przez zachodnie media przerysowanego obrazu Indii. Oczywiście dochodzi tam czasem do pożałowania godnych konfliktów, nie należy ich jednak generalizować. Mimo ogromnej różnorodności na wielkim subkontynencie panuje harmonia i spokój. Podstawą pokojowego współistnienia wszystkich religii wydaje się wierność starej indyjskiej zasadzie ahimsy, nieuciekania się do przemocy. To niezwykłe osiągnięcie powinno być inspiracją dla całego świata.

Tolerancja w epoce globalizacji

Przedstawiam się czasem jako posłaniec starożytnej cywilizacji indyjskiej. Zaczerpnąłem z niej dwa z najważniejszych przesłań, z którymi jeżdżę po świecie: niestosowanie przemocy oraz harmonię międzyreligijną. Choć jestem Tybetańczykiem, uważam się także za syna Indii. Ich filozofia kształtowała mnie od dziecka. Rozpocząwszy formalne studia monastyczne w wieku sześciu lat, uczyłem się na pamięć traktatów indyjskich mistrzów, z których większość wywodziła się z uniwersytetu Nalanda. Kiedy musiałem opuścić kraj, z Indii pochodziła już nie tylko strawa dla mego ducha, ale także ciała: ryż i dal, soczewica.

Z radością propaguję więc indyjską wizję sekularyzacji, w której widzę wielki dar dla całej ludzkości. We współzależnym, zglobalizowanym świecie mieszkają obok siebie ludzie różnych ras, wyznań i poglądów. Widać to zwłaszcza na Zachodzie, ale i gdzie indziej z dnia na dzień rośnie prawdopodobieństwo, że nasz sąsiad, kolega albo pracodawca będzie mówić obcym językiem, jeść odmienne potrawy i wyznawać inną religię.

Bardzo pilnie potrzebujemy więc recepty na współpracę w duchu wzajemnej akceptacji i szacunku. Choć wielu cieszy życie w kosmopolitycznym świecie, w którym mogą czerpać z różnych kultur, innym konieczność funkcjonowania w takim tyglu nastręcza autentycznych trudności. Czują się zagubieni, zalęknieni, wyobcowani, co może przeradzać się w otwartą wrogość i dawać asumpt do powstawania nowych ideologii wykluczenia na tle rasowym, narodowościowym czy religijnym. Nie da się ukryć, że konflikty społeczne stają się coraz powszechniejsze i zapewne będą podsycane przez migrację zarobkową.

Wszystko to sprawia, że coraz bardziej potrzebujemy stabilnej, uniwersalnej wizji etyki, wartości wewnętrznych i osobistej uczciwości – wizji przekraczającej różnice religijne, kulturowe, rasowe i przemawiającej do każdego na fundamentalnym, ludzkim poziomie. Sam nazywam ją etyką świecką.

Zanim przejdę do szczegółów, muszę podkreślić, że są ludzie, którzy rozumiejąc przedstawione przeze mnie indyjskie podejście do sekularyzmu, wciąż nie widzą sensu w oddzielaniu moralności od religii. Wśród wyznawców religii teistycznych ta niechęć bywa tak silna, że nieraz radzono mi, bym nie używał słowa „świecka”, wypowiadając się publicznie na temat etyki. Najwyraźniej wiele osób szczerze wierzy, iż ów rozbrat jest nie tylko błędem, ale również przyczyną wielu problemów i bolączek współczesnego świata: rozpadu rodzin, rosnącej liczby aborcji, rozwiązłości, alkoholizmu, narkomanii i tak dalej. Ich wysyp brać się ma z braku fundamentu wartości wewnętrznych, który zapewnić może jedynie religia. Kiedy wywodzi się moralność z wiary, trudno traktować je rozłącznie. Jeśli nie ma prawdy bez Boga, wiążące są tylko jego nakazy. Bez bożej rękojmi prawda może być wyłącznie względna, dobra dla jednych, lecz nieprzekonująca drugich, co uniemożliwia odróżnianie dobrego od złego, poskromienie szkodliwych, samolubnych impulsów oraz pielęgnowanie prawości.

Szanuję ten punkt widzenia, ale go nie podzielam. Nie zgadzam się, że etyka musi wyrastać z doktryn religijnych albo wiary, gdyż jestem całkowicie przekonany, iż moralność może być prostą, naturalną i racjonalną reakcją na naszą kondycję i człowieczeństwo.

Religia i etyka