Polanie i Leganie - Joanna Kasprzak - ebook

Polanie i Leganie ebook

Joanna Kasprzak

0,0

Opis

Gabrysia prowadzi poukładane i spokojne życie. Skończyła studia, dostała wymarzoną pracę i zamieszkała z ukochanym mężczyzną. Niespodziewanie jednak jej świat zostaje wywrócony do góry nogami. Wokół niej dzieją się dziwne rzeczy, ktoś próbuje ją porwać, a… Arek kończy ich związek. Gabrysia nic z tego nie rozumie, tym bardziej że w jej życie wkraczają Petris i Ana – magowie z Kalderii z rodu Polan.

Kto i dlaczego tak miesza w życiu tej młodej kobiety? Kim ona jest i dlaczego teraz wzbudza tak duże zainteresowanie przedstawicieli rodu i Polan, i Legan? Kto jej zagraża? Czy zagraża?

O autorce

Pochodzi z pięknego miasteczka położonego wśród Gór Wałbrzyskich Boguszowa-Gorc. Od dawna jednak mieszka we Wrocławiu. Lubi pisać bajki, które można znaleźć na stronie http://zieloneopowiesci.pl/, a także czytać i odnawiać stare zdjęcia. Skończyła studia pedagogiczne, ale pracuje w banku. Mam trzy cudowne koty, z których żaden nie jest czarny.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 234

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Joanna Krząkała, 2023

 

Projekt okładki: Dawid Duszka

Zdjęcie modelki na okładce: Paweł Konopa

Redakcja: Magdalena Ceglarz

e-book: JENA

ISBN 978-83-67539-61-6

 

Wydawca

tel. 512 087 075

e-mail: [email protected]

www.bookedit.pl

facebook.pl/BookEditpl

instagram.com/bookedit.pl

Niniejsza książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Całość ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.

Rozdział 1

– Ja? Czemu ja? O co chodzi? Kim pan jest? Kim są Polanie i Leganie? Nic nie rozumiem.

Patrzyła na stojącego przed nią człowieka zdziwiona jego słowami. Przyglądała mu się coraz uważniej. Wyglądał bardzo zwyczajnie, po prostu starszy pan, jakich wielu można spotkać na ulicach miast. Kiedyś musiał być przystojnym mężczyzną. Ubrany był na czarno. Nosił znoszoną kurtkę, spod której wystawał spłowiały golf, do tego spodnie o kroju wskazującym, że karierę rozpoczynały jako część eleganckiego garnituru. To jednak było dawno temu. Była przekonana, że nie widziała go nigdy wcześniej, chociaż jego rysy twarzy budziły wspomnienia. Doszła jednak do wniosku, że kiedyś musiała poznać kogoś podobnego.

Po kilku sekundach zaczęła się zastanawiać, czy powinna się go bać, czy też może z niego śmiać. To, co mówił, sprawiało wrażenie nieprawdopodobnego. Na wszelki wypadek rozejrzała się wokół siebie. Wszędzie byli ludzie, uznała więc, iż jest mała szansa, by ją zaatakował na ich oczach. Zapewne to wariat, być może nieszkodliwy, niemniej jednak lepiej spokojnie z nim porozmawiać, szukając jednocześnie sposobu na ucieczkę. Postanowiła posłuchać, co do niej mówi, i udawać, że ją to interesuje. Ku jej zaskoczeniu po niedługiej chwili wciągnęła ją ta dziwna rozmowa.

– Zacznijmy jeszcze raz, od początku – odpowiedział i usiadł obok niej, nie zwracając uwagi na to, że odruchowo się odsunęła. – Nazywam się Petris i jestem nauczycielem. Uczę osoby takie jak ty…

– Co znaczy, takie jak ja? – przerwała mu z niecierpliwością w głosie. – Obawa przed nim współgrała z rosnącą w niej ciekawością, co jeszcze chce jej powiedzieć. Nie wierzyła w ani jedno jego słowo. Było to jednak coś zupełnie innego niż wszystko, co dotąd słyszała. Chciała się dowiedzieć więcej. Podejrzewała jednak, że opowieść skończy się, jak zwykle w takich przypadkach, próbą wyłudzenia pieniędzy. Mimo to szanowała oryginalny pomysł swego rozmówcy i skłonna była nawet dać mu kilka złotych. – Kim według pana jestem?

Spojrzał z cierpliwością, której najwyraźniej jej brakowało. Widział przed sobą piękną, młodą kobietę, brunetkę o długich włosach.

– Osoby takie jak ty, czyli dopiero odkrywające swój dar…

– Jaki znowu dar? – Odniosła wrażenie, że wyczuł jej nastawienie i celowo przedłużał rozmowę swym milczeniem. Pewnie zastanawiał się, jak urozmaicić swą opowieść, aby była ciekawsza. Zaczęło ją to irytować.

– Dar magii…

– Magii? Jakiej magii? Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, magia istnieje tylko w filmach. – Przyszło jej na myśl jeszcze jedno rozwiązanie tej niecodziennej sytuacji. Że zaraz pojawią się jej przyjaciele i zaczną się śmiać.

– Tak, magii – uśmiechnął się. – Ona nie zniknęła wraz z dawnymi czasami. Wciąż nas otacza, tylko większość ludzi jej nie zauważa.

– Mówił pan coś o jakimś darze… – Wróciła do głównego tematu tej zadziwiającej rozmowy.

– Tak, masz dar magii i czas go odkryć. Potrzebujemy twojej pomocy.

– My? Znaczy kto? – Znowu przerwała coraz bardziej zaciekawiona. – Leganie czy Polanie?

– Leganie i Polanie – odparł.

– Kim wy jesteście? – zapytała po raz kolejny. – Kim pan jest?

– W moich żyłach płynie krew Legan i Polan. Nauczam przyszłe czarodziejki, takie jak ty.

– Pan wybaczy, nie jestem żadną czarodziejką. Nie umiem czarować. Proszę zobaczyć. Abrakadabra, ławko, unieś się. – Poruszyła ręką w powietrzu. – Widzi pan, ławka stoi, jak stała. Nie umiem czarować – powtórzyła.

– Naoglądałaś się stanowczo za dużo filmów. – Uśmiechnął się.

– I znowu się pan ze mnie śmieje – odpowiedziała bezsilnie.

– Prawdziwa magia nie wygląda tak jak w filmach, tu masz rację. To wytwór wyobraźni ludzi naszych czasów, którzy dzięki komputerom potrafią przedstawić niemal wszystko tak realnie, jakby działo się naprawdę. Nie, ta rzeczywista to coś zupełnie innego.

– Czyli co? – zapytała, dalej nic nie rozumiejąc. Sytuacja robiła się coraz dziwniejsza. Wbrew jej nadziejom przyjaciele nie pojawili się, a nieznajomy nie chciał odejść. Uznała, że mężczyzna da jej spokój, jeśli wyrazi swe rozdrażnienie poprzez ton głosu.

– Ta prawdziwa oplata nas niewidzialną nicią, tworzy coś, co tak naprawdę rozumieją tylko nieliczni.

– I ja niby jestem jedną z nich?

– Tak, jesteś jedną z nas. Pomyśl, ile razy myślałaś intensywnie o czymś, co logicznie rzecz ujmując, nie miało prawa się zdarzyć, a się zdarzyło. Ile razy wiedziałaś, co ktoś ci powie, zanim słowa zostały wypowiedziane? Ile razy zapisywałaś cyfry numeru telefonu, zanim padły z ust rozmówcy i faktycznie się zgadzały?

Zamyśliła się. Ten przerażający ją lekko człowiek miał rację. Wprawdzie nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale rzeczywiście często się tak działo.

– Ale… – zaczęła. Znów zwyciężyła ciekawość.

– To tylko zbiegi okoliczności – dokończył, uśmiechając się.

– Skąd pan wiedział, co chciałam powiedzieć? – spytała zaskoczona.

– Cóż, ja również jestem czarodziejem – powiedział, rozkładając ręce.

– Na tym polega magia? – zapytała rozczarowana.

– Na tym też, ale to tylko jeden z jej przejawów. Dzięki mnie odkryjesz powoli również inne i przekonasz się, od jak dawna jest obecna w twoim życiu, mimo że jej nie dostrzegasz.

– Nadal nic nie rozumiem, jaka magia? W moim życiu nie ma żadnej magii – próbowała jeszcze protestować.

– Zrozumiesz w odpowiednim czasie. Przypomnij sobie te wszystkie niewytłumaczalne sytuacje w swoim życiu. Więcej ci opowiem, jak spotkamy się następnym razem.

– Gdzie się spotkamy? Jak mam pana znaleźć?

– Ja ciebie znajdę, kiedy będziesz już na to gotowa.

* * *

Miała do niego jeszcze kilka pytań, ale nagle zniknął, wręcz rozpłynął się w powietrzu. Siedziała więc dalej na ławce, nic nie rozumiejąc. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej rozmówca sprzed kilku minut przygląda się jej z oddali. Był z siebie zadowolony. Zaintrygował ją i o to tak naprawdę chodziło. Nie oczekiwał tego, że mu uwierzy. Wiedział, jak absurdalnie brzmiała jego opowieść, dlatego też przybrał taką postać – dziwnego, lecz nieszkodliwego staruszka. I udało się. Nie dość, że wreszcie ją poznał, to jeszcze rozmawiali kilka minut. Słyszał o niej od lat, a od miesięcy obserwował. Wcześniej jednak nie miał okazji zamienić z nią sam na sam choćby kilku słów.

Gabriela wreszcie ocknęła się z zamyślenia.

– No tak – powiedziała sama do siebie. – Coś takiego mogło się zdarzyć tylko w takim dniu, jak dzisiejszy. Kiedy wreszcie on się skończy? – westchnęła.

Przypomniała sobie wydarzenia z całego dnia.

Rozdział 2

Dzień jej się dłużył, marzyła tylko o tym, by się zakończył. Była bardzo zmęczona, więc wracając z pracy, postanowiła zrobić coś dla siebie. Weszła do parku nieopodal domu, aby chwilę odpocząć. Usiadła wygodnie na ławce, zapatrzyła się przed siebie i zamyśliła. Arek…

Wszystkie jej dzisiejsze problemy zaczęły się od niego. Można rzec, że był preludium tego jakże trudnego dnia. Jak zwykle uparł się i trwał przy swoim, chociaż dobrze wiedział, że nie ma racji. Takie zachowanie było u niego normalne i powinna się była już do tego przyzwyczaić, ale jakoś nie potrafiła. Za każdym razem tak samo ją to denerwowało. Ten mechanik, do którego zawieźli samochód, nie spodobał się jej. Nie potrafiła jednak sprecyzować dlaczego. Był sympatyczny, wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie, tylko… Wprawdzie nie wiedziała, z jakiej przyczyny, ale miała ochotę wyjść od razu, jak tylko znalazła się na terenie warsztatu. Jednak zostawili tam samochód. Potem Arek cały wieczór śmiał się z niej, twierdząc, że to jakieś babskie widzimisię.

To działo się dwa tygodnie temu i wczoraj rano wreszcie odebrał samochód. Ona zapowiedziała kategorycznie, że już więcej tam nie pojedzie. Zadzwonił do niej i zaproponował wspólną przejażdżkę. Zgodziła się, więc przyjechał po nią do pracy. Postanowiła być miła i przemilczała wysoką kwotę rachunku za naprawę. Ustalili wcześniej, że to Arek zapłaci. Cieszyła się jazdą, ale niestety jej radość była przedwczesna. Po krótkiej chwili samochód stanął i nie chciał dalej ruszyć. Miała dość. Na szczęście nie zdążyli jeszcze wyjechać z miasta. Zostawiła więc Arka z samochodem i poszła na przystanek autobusowy. Kazała mu zadzwonić po lawetę i doprowadzić auto pod dom. Zanim Arek wrócił do domu późnym wieczorem, ona spała.

Do tematu wrócili rano. Uparła się i wymogła na Arku zmianę mechanika. Niechętnie, lecz zgodził się z nią. Tamten mechanik był jego kolegą. Dzień rozpoczął się więc nieprzyjemnie. Postanowiła, że to nie zepsuje jej dnia.

* * *

Chcąc uniknąć dalszej rozmowy z Arkiem, wyszła wcześniej z domu. Zdecydowała się przejść jeden przystanek pieszo, żeby opadły negatywne emocje, a gdy poczuła się lepiej, wsiadła do tramwaju. Liczyła na to, że będzie pierwsza i nikogo nie spotka w drodze do swojego biura. Niestety w holu budynku spostrzegła ją Ania. W tym momencie pożałowała, że nie rozglądała się uważniej, ale było już za późno na ucieczkę. Domyśliła się od razu, że czeka ona na nią z nowinami na temat swojego obecnego partnera. Co z tego, że ona wiedziała, kim on jest.

Znała takie typy jak on – zdawała sobie sprawę z tego, że złamie dziewczynie serce, gdy tylko się nią znudzi. Zakochana kobieta nie chciała jednak tego słuchać. Wciąż opowiadała każdemu, kto chciał lub nie chciał, jaki on jest cudowny. Tak było i tym razem. Po chwili Gabrielę uratował telefon. Niestety to był Arek, na którego wciąż była zła. Zdecydowała się jednak odebrać.

Narzeczony poinformował ją o wizycie u kolejnego mechanika. Tym razem był u tego, do którego jeździli zazwyczaj, ponieważ mieścił się koło ich domu i za każdym razem byli zadowoleni ze współpracy. Niechętnie przyznał, że miała rację co do poprzedniego specjalisty. Nie dość, że przetrzymał ich samochód dwa tygodnie i wystawił wysoki rachunek, to jeszcze niewiele zrobił, by rozwiązać problem. Awaria dotyczyła tej samej części samochodu. Od razu zapowiedziała, że kolejny rachunek również on zapłaci samodzielnie. Skruszony zgodził się z nią. Odniosła wrażenie, że robił wszystko, by ją udobruchać.

* * *

Mimo wszystko nadal uparcie trwała przy swoim postanowieniu.

– To będzie dobry dzień – powiedziała zdecydowanie sama do siebie i omijając windę, weszła powoli po schodach, kierując się do firmy.

Przystanęła przed drzwiami i zrobiła dwa głębokie oddechy, chcąc zostawić za sobą wszystko, co ją spotkało od rana. Próbowała symbolicznie zacząć dzień od nowa. Spojrzała na tabliczkę i przeczytała: Agencja Reklamowa Kaprest. Pomyślała, że niedługo minie rok, od kiedy w niej pracuje. Dobrze jej tu było, a przecież tak niewiele brakowało, by odrzuciła tę ofertę. Zbyt dużo działo się wówczas w jej życiu – ostatnie egzaminy na studiach, przygotowanie do obrony pracy magisterskiej. Wiedziała, że poszukują pracowników, bo kilka jej koleżanek składało tam dokumenty. Te dziewczyny marzyły o tej pracy i nie potrafiły skupić się już na studiach. Patrząc na nie, doszła do wniosku, że woli jednak skoncentrować się na ukończeniu nauki. W tym momencie to było najważniejsze. Pracy zamierzała poszukać po obronie.

Teraz uznała, że warto wreszcie wyjaśnić z Krzysztofem, dlaczego akurat jej zaproponowali wolny etat. Gdy sami zadzwonili z propozycją, była tak zaskoczona, że nie zapytała nawet, skąd mają jej numer ani dlaczego ją wybrali, skoro nawet nie wysłała im swojego życiorysu.

Otworzyła drzwi i ucieszyła się, że za nimi nie zastała nikogo. Ania najwidoczniej czekała na dole na kolejnych słuchaczy. Zanim pojawili się pozostali, była już przygotowana do pracy. Witała ich uśmiechnięta z kubkiem parującej kawy w dłoni, siedząc przed komputerem. Dzisiaj miała zakończyć projekt, nad którym wraz z Irkiem pracowali od dwóch tygodni. Nie była przekonana do jego pomysłów i cieszyła ją myśl o zakończeniu z nim bliższej współpracy. Dotąd nie mieli okazji pracować razem, ponieważ Irek trafił do firmy zaledwie kilka miesięcy wcześniej i słabo go znała. W przeciwieństwie jednak do wielu ludzi on tracił przy bliższym poznaniu.

Za godzinę mieli przedstawić szefowi projekt do oceny. Chciała wcześniej porozmawiać z Irkiem i wprowadzić ostatnie poprawki, ale on udawał, że nie ma na to czasu. Teraz wszystko zależało od Krzysztofa. On miał podjąć ostateczną decyzję przed spotkaniem z klientem za kilka dni. Nieubłaganie zbliżał się czas wyznaczony na spotkanie. Gabrysia z niepewną miną i zadowolony z siebie Irek poszli do menedżera. Po drodze nie dopuścił jej do głosu:

– Pozwolisz, że to ja będę mówił. Zrobiłem większość, pomysły są moje, a ty niewiele z siebie dałaś. – Puszył się jak paw.

Ulżyło jej, gdyż wiedziała, że szef nie będzie zadowolony. Ona zresztą też miała już dość wysłuchiwania ciągłych pochwał, jakie wygłaszał na swój temat.

– Oczywiście. Nie mam nic przeciwko – odparła i pomyślała, że z przyjemnością popatrzy na to przedstawienie.

Dumny z siebie Irek przedstawił projekt, nie patrząc na reakcję słuchających. Gabriela siedziała ze spuszczoną głową, żeby ukryć swoją minę. Po wysłuchaniu szef zadał tylko jedno pytanie:

– Gabi, ile w tym projekcie jest twoich pomysłów i rozwiązań?

Krzysztof zauważył podczas prezentacji jej zachowanie i domyślił się, że nie była zadowolona z tego, co zrobili.

Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, Irek wyrwał się pierwszy.

– Wszystkie są moje, były dużo lepsze. – Nadal był bardzo pewny siebie. – Dlatego całość zrobiliśmy tak, jak ja to wymyśliłem.

– Tak myślałem – odrzekł Krzysztof. – Projekt jest beznadziejny. Nie nadaje się do realizacji – powiedział z brutalną szczerością. – Nie słuchając Gabrieli, zmarnowałeś tylko nasz czas. Ma od ciebie większą wiedzę, czego ty, jak widać, nie potrafisz docenić. Chciałem, żebyś się od niej uczył, dlatego prosiłem, abyście zrealizowali to zlecenie wspólnie. Nie udało się jednak. Projekt trzeba zrobić od początku. Ten, o którym rozmawiamy, nadaje się tylko do kosza. Gabi, widzę, że jesteś zła i domyślam się, że to, co mi przedstawiliście, nie pasowało ci od początku. Mam rację?

– Tak, masz – odpowiedziała zrezygnowana, ale i zadowolona z takiego obrotu sprawy.

– Zrobisz ten projekt jeszcze raz? Tylko wiesz, że w tej chwili nie mamy już tyle czasu, ile mieliście do tej pory i trzeba to skończyć właściwie na wczoraj.

Zastanawiała się przez chwilę, rozważając wszystkie za i przeciw, zanim podjęła decyzję.

– Zrobię, ale nie sama. Mam już plan, jak mogłoby to wyglądać. Potrzebuję jednak kogoś do pomocy.

– Oczywiście. Pomyśl tylko, proszę, kto byłby najlepszy, i daj mi znać. Twój projekt jest w tej chwili priorytetem, realizujesz go dla ważnego klienta. Pamiętaj o tym, wybierając osobę do współpracy.

– W takim razie zaczynam działać. – Uśmiechnęła się i wstała.

– Daj znać, jak podejmiesz decyzję, z kim chcesz współpracować. – Krzysztof ucieszył się. Wiedział, że to on był odpowiedzialny za jej współpracę z Irkiem.

– Ja nadal mogę ci pomagać – wyrwał się Irek niezrażony tym, co usłyszał wcześniej.

Gabriela popatrzyła na Krzysztofa z miną wyrażającą: „Proszę, tylko nie on”. Szef zrozumiał i odpowiedział:

– Irek, myślę, że dość już pokazałeś przy tym projekcie. Czas, by inni się wykazali. Zostań, proszę, na chwilę, chciałbym z tobą porozmawiać. Dziękuję ci, Gabi – powiedział na pożegnanie.

* * *

Nie ukrywając poczucia ulgi, Gabriela wyszła z gabinetu i podeszła do otwartego okna. Tam zrobiła kilka głębokich wdechów, zanim poczuła, że ktoś za nią stoi. Obróciła się i spojrzała z uśmiechem na kolegę, któremu często zwierzała się z problemów związanych z projektem albo raczej z Irkiem.

– Dobrze się skończyło? – zapytał.

– Można to tak ująć – odpowiedziała. – Projekt jest do zrobienia od początku, czasu jest niewiele, ale przynajmniej nie jestem skazana na Irka.

– Dostałaś kogoś do pomocy? – zainteresował się.

Tak, ale tym razem sama mam wybrać, z kim chciałabym to zrobić. Może…? – zawiesiła głos, uśmiechając się do niego.

– Może ja? – powiedział z uśmiechem. – Dzięki naszym rozmowom wiem sporo o tym, co jest do zrobienia, a co już jest zrobione.

– Zrobiłbyś to ze mną? – ucieszyła się.

– Jeśli chcesz, to z przyjemnością.

– Tylko zdajesz sobie sprawę z tego, że projekt jest w zasadzie na wczoraj? – Posmutniała na myśl, że mógłby odmówić. Lubiła go, ale jak dotąd nie mieli okazji realizować czegoś wspólnie. Dotąd współpracowała z pracownikami o najdłuższym stażu w firmie, aby nabrać jak najwięcej doświadczenia. To miał być jej pierwszy samodzielny projekt.

– Więc na co czekamy? – zapytał. – Bierzmy się do pracy.

– Muszę tylko poinformować Krzysztofa.

– Z tym będziesz musiała poczekać, aż skończy rozmawiać z Irkiem.

– Irek tam jeszcze siedzi? – zdziwiła się.

– Tak, przyda mu się to. Rzadko zdarza się ktoś o tak rozbudzonym ego, że aż brakuje miejsca na kompetencje.

Gabi roześmiała się, słysząc te słowa. Od razu wrócił jej dobry humor.

– Skoro już się uśmiechasz, to bierzmy się od razu do pracy. Jak tylko Krzysztof skończy rozmowę, to pójdziemy do niego z zarysem projektu. Jemu też pewnie przyda się coś na poprawę humoru.

Z zadumy wyrwał ją czyjś głos… Wróciła do rzeczywistości. Rozejrzała się wokół i spojrzała na bawiących się nieopodal ludzi z psami.

Rozdział 3

Nagle dotarło do niej, co ten dziwny człowiek powiedział. Ja czarodziejka? – zapytała samą siebie w myślach. Wiedziała, że faktycznie miał on trochę racji.

Dzisiejsze wydarzenia uzmysłowiły jej to najdokładniej. Więc może jednak coś w tym jest – zaczęła się zastanawiać. Nagle otrząsnęła się i przywróciła samą siebie do pionu.

Spokojnie, jakiś człowiek naopowiadał ci bajek, a ty zaczynasz w to wierzyć. Magia nie istnieje, nie przesadzaj, to tylko wyobraźnia pisarzy, którą karmią się scenarzyści filmowi – rozmyślała. Z jednym miał jednak rację – uśmiechnęła się – za dużo filmów się naoglądałam. Już wiem! Z tego wszystkiego przysnęłam na ławce i ten Petris mi się przyśnił. Tak, to jedyne rozwiązanie – uspokoiła się w myślach i rozejrzała się dookoła, czy nikt nie zwrócił na nią uwagi.

* * *

Spojrzała na zegarek i uznała, że czas wracać do domu. Wstała z ławki i spacerowym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z parku. Naprzeciwko szła wysoka, szczupła blondynka w okularach przeciwsłonecznych, które zasłaniały sporą część jej twarzy. O tej porze? Dziwne. Przecież słońce już nie świeci tak mocno, ale cóż… Jak lubi, niech nosi – pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie. Mijając ją, nieznajoma zatrzymała się i odezwała:

– Przepraszam panią, ale czy może mi pani powiedzieć, kim jest ten człowiek, z którym rozmawiała pani, siedząc na ławce? Przepraszam za wścibstwo – powtórzyła – ale jestem pewna, że skądś go znam i zastanawiam się skąd.

Zaskoczyło ją to pytanie. Dotarło bowiem do niej w tym momencie, że skoro ktoś inny go widział, to jednak to nie był sen. Ten dziwny człowiek istniał naprawdę!

– Ja… – Zamilkła, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Po sekundzie lub dwóch szybko kontynuowała, widząc, że nieznajoma czeka na odpowiedź: – Ja sama nie wiem. Przysiadł się do mnie i zaczął coś opowiadać. Potem nagle odszedł.

Nie chciała się przyznać, że ten człowiek rozpłynął się jakby we mgle. Obawiała się, że kobieta uzna ją za wariatkę.

– Jeszcze raz panią przepraszam. – Nieznajoma uśmiechnęła się do niej, ściągając okulary. – Pewnie się pomyliłam.

Gabriela wykorzystała okazję, by spojrzeć w oczy rozmówczyni. Nigdy nie spotkała podobnych. Były tak błękitne, że odniosła wrażenie, jakby patrzyła w jezioro, w którym się zaraz utopi. Poczuła, że to bardzo zimne jezioro. Uciekła wzrokiem.

– Nic się nie stało – odpowiedziała. – Też mi się czasem zdarza pomylić znajomych z kimś obcym.

Nieznajoma uśmiechnęła się, nałożyła okulary przeciwsłoneczne i odeszła, nie oglądając się za siebie. Gabriela stała jeszcze przez chwilę, patrząc w jej stronę, po czym odwróciła się i poszła parkową ścieżką w stronę domu.

Rozdział 4

Nie mogła tej nocy spać. Miała dziwne sny, przez które budziła się kilkakrotnie i za każdym razem była cała mokra od potu. Żałowała tylko, że nie może przytulić się do Arka, wyjechał niespodziewanie w jedną ze swoich tajemniczych podróży służbowych. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej i nigdy nie chciał jej powiedzieć, gdzie ani po co jedzie. Czasem z trudem udawało jej się dowiedzieć, kiedy wróci. Na szczęście zazwyczaj wyjazdy trwały kilka dni, może raz czy dwa zdarzyło się, że musiał zostać w podróży trochę dłużej. Wtedy jednak uprzedzał ją o tym. Liczyła się z jego nieobecnością, zresztą już na początku znajomości powiedział, że może czasem wyjechać gdzieś służbowo. Nie myślała jednak, że będzie to aż tak często.

Rano nie pamiętała, co jej się śniło. Przez częste pobudki i koszmary była jednak bardzo niewyspana i zaniepokojona. Nie wiedziała dlaczego, lecz ten niepokój towarzyszył jej cały dzień, mimo że próbowała o nim zapomnieć i skupić się na projekcie. Po pracy postanowiła pójść do parku. Miała nadzieję na ponowne spotkanie z tym dziwnym człowiekiem – Petrisem. Na próżno krążyła po alejkach, przysiadała na ławkach, wypatrywała go. Nie pojawił się. Po godzinie zrezygnowała i poszła do domu.

Od tego czasu regularnie dręczyły ją koszmary. Każdej nocy kilkakrotnie budziła się i nie mogła zasnąć z powrotem. Z dnia na dzień była coraz bardziej zmęczona i wymizerowana. I chociaż początkowo makijaż pomagał ukrywać ślady nieprzespanych nocy, to w końcu nawet i on nie dał rady. Przez kilka dni zaglądała jeszcze do parku, rozglądając się za Petrisem, ale w końcu straciła nadzieję i zaprzestała spacerów.

Zaniepokojony Arek i znajomi z pracy, widząc, co się z nią dzieje, postanowili namówić ją na wizytę u lekarza. Na początku odmawiała, po tygodniu jednak uległa ich namowom. Zadzwoniła do przychodni, żeby umówić wizytę. Jej lekarki akurat nie było, więc zdecydowała się pójść do innej, nie chciała z tym czekać.

Wyszła nawet szybciej z pracy, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. Krzysztof, niepokojąc się o jej stan zdrowia, sam to zaproponował. Gdy oponowała, tłumacząc się dużą ilością pracy przy projekcie, powiedział, że pomoże, a ona powinna iść na spacer i się przewietrzyć, bo w tym stanie i tak nic sensownego nie wymyśli. Zrezygnowała z dalszych protestów, wiedząc, że ma rację.

Po wejściu do gabinetu stanęła i nie wiedziała, co ma powiedzieć. Zapomniała o wszystkim, co chciała przekazać lekarce. W fotelu za biurkiem siedziała bowiem nieznajoma z parku. Po chwili Gabrysia odezwała się, a raczej wydusiła z siebie:

– Pamięta mnie pani?

– Tak, pamiętam panią – padła odpowiedź. Nieznajoma zdawała się nie przejmować milczeniem i czekała na reakcję Gabrieli.

– Wie pani, co się ze mną dzieje? Proszę mi to wyjaśnić, nic nie rozumiem. – Lekarka uśmiechnęła się uspokajająco. Podziałało to kojąco na kobietę.

– Zdaję sobie z tego sprawę. To nie przypadek, że trafiła pani do mnie.

– Te koszmary nocne, których nie pamiętam rano, to ciągłe zmęczenie… – Gabriela wyrzuciła z siebie słowa i opadła bez sił na krzesło stojące przed biurkiem. – Pani wiedziała, kim był ten człowiek w parku.

– Wiedziałam – przyznała. – Byłam jego ochroną. Petris pani potrzebuje. My pani potrzebujemy – dodała, a w tonie jej głosu słychać było desperację.

– On mówił coś podobnego. Gdzie jest? Szukałam go.

– Jest ciężko ranny, może umrzeć. Tylko pani może go uratować. – Lekarka nadal była spokojna, mimo że przychodziło jej to z trudem.

– Czy moje sny mają z tym coś wspólnego? Jak mogę mu pomóc? – pytała zaskoczona słowami lekarki Gabrysia.

– On pani wszystko wyjaśni, chodźmy do niego. To ważne.

Nie czekając na odpowiedź, wstała zza biurka i podeszła do krzesła, na którym siedziała Gabriela. Złapała ją za rękę i nagle znalazły się w jakimś domu.

Zdezorientowana kobieta rozejrzała się. Odniosła wrażenie, że była tu już wcześniej. To miejsce musiało jej się przyśnić w jednym z koszmarów, których nie pamiętała. Na łóżku leżał umierający czarodziej.

– Jesteś wreszcie. Ana cię znalazła. Podejdź, proszę. – Usłyszała szept we własnej głowie, chociaż usta Petrisa nie poruszyły się. Zdezorientowana sytuacją nie zadała żadnego z pytań, które cisnęły się jej na usta. Podeszła bez słowa. – Połóż na mnie swoje ręce, bym mógł wyzdrowieć.

– Jak mam to zrobić? – zapytała zdziwiona całą sytuacją.

– O nic nie pytaj. Zrób to szybko, nie ma czasu. Ana, pomóż jej, proszę.

– Gabi, proszę, połóż dłonie na brzuchu Petrisa o tak, zobacz. – Ana zademonstrowała, jak wykonać polecenie. – Nie cofaj ich, zanim ci nie pozwolę.

Gabriela nie zwróciła uwagi na to, że nagle oboje mówili do niej po imieniu i natychmiast zrobiła to, co pokazała Ana. Położyła dłonie na brzuchu czarodzieja i jak urzeczona patrzyła na to, co się z nim dzieje. W pewnym momencie przestraszyła się i chciała cofnąć dłonie, ale widząc skupioną minę Any, trzymała je dalej. Petris oddychał głęboko i leżał z zamkniętymi oczami. Jego ciało nieoczekiwanie zaczęło się poruszać, wirować w różnych kierunkach. Miała wrażenie, że każda jego cząstka obracała się inaczej niż pozostałe. Wspomagana przez Anę trzymała dłonie nieruchomo.

Czas zdawał się nie istnieć. Nagle wraz z Petrisem wszystko wokół nich zaczęło się kręcić i tylko one dwie były nieruchome. Po chwili nastała cisza. Petris otworzył oczy i powiedział jedno słowo:

– Dziękuję.

Następnie zapadł w sen. Nic nie rozumiejąc, kobieta spojrzała na lekarkę, a ta po cichu powiedziała:

– Chodźmy.

* * *

Ponownie złapała ją za rękę i w tym momencie znalazły się z powrotem w gabinecie. Gabi odruchowo spojrzała na zegar wiszący na ścianie i ze zdziwieniem zauważyła, że nie upłynęła nawet minuta, od kiedy weszła do gabinetu. Spojrzała na lekarkę.

– Dziękuję ci, właśnie uratowałaś życie Petrisa. Wiem, że nadal nic nie rozumiesz. Tak jak wspominałam wcześniej, on ci wszystko wyjaśni. Daj mu tylko odrobinę czasu. Znajdzie cię – podkreśliła. – Nie szukaj go na siłę. Ja natomiast mogę ci zagwarantować, że twoje problemy z koszmarami sennymi już się zakończyły. Od tej pory będziesz mogła spać spokojnie.

Gabi podziękowała odruchowo i wyszła z gabinetu. W głowie miała mętlik. Setki pytań kotłowały się w jej umyśle.

Jakby w półśnie dotarła do domu i w ubraniu położyła się na łóżko. Usnęła natychmiast, jak tylko przyłożyła głowę do poduszki.

Obudziła się, nie wiedząc, gdzie jest ani jak długo spała. Rozejrzała się dookoła. Była we własnym łóżku, obok niej spał Arek. Zorientowała się, że pod kołdrą była naga. Powoli wracały wspomnienia wydarzeń z poprzedniego dnia. Leżała i rozmyślała. Z zadumy wyrwał ją głos narzeczonego.

– Obudziła się, śpiąca królewna. – Śmiał się z niej. – Widzę, że wreszcie ci się dobrze spało. Cieszę się, że wczorajsza wizyta u lekarza pomogła. Co ci powiedział?

– U lekarki – poprawiła go z uśmiechem Gabriela. – Właściwie to nic takiego. – Podświadomie czuła opór przed wyznaniem prawdy Arkowi. – Rozmawiałyśmy chwilę i powiedziała, że wszystkie moje problemy ze snem były przejściowe i już nie powinnam mieć z tym problemów.

– Właśnie widzę. Wyspałaś się i od razu wyglądasz lepiej. Jak wróciłem do domu, leżałaś na łóżku w ubraniu. Próbowałem cię obudzić, ale bezskutecznie. Doszedłem do wniosku, że nie warto i tylko rozebrałem cię, żeby ci się wygodniej spało.

– Byłam tak zmęczona, że nawet nie pamiętam, jak tu dotarłam. – Gabriela zaczęła się zastanawiać.

– To nieistotne, skoro dotarłaś bezpiecznie. – Wyglądał na zadowolonego. – Najważniejsze, że już się lepiej czujesz. Mam świetny pomysł. Dzisiaj jest sobota, zróbmy sobie dzień lenistwa. Zaraz przygotuję dobre śniadanie, a później obejrzymy jakiś film i odpoczniemy. Co ty na to?

Arek w obawie, że zaprotestuje, szybko wstał i poszedł do kuchni. Tymczasem Gabriela doszła do wniosku, że pomysł jest bardzo dobry i się jej podoba. Uznała, że jeszcze trochę poleży. Wstała dopiero, kiedy poczuła kuszący zapach kawy.

Spędzili spokojny weekend, odpoczywając i nabierając sił. Kobieta starała się nie myśleć o wydarzeniach piątkowego popołudnia.

Rozdział 5

W poniedziałek z przyjemnością wstała z łóżka i udała się do pracy. Tam czekała na nią niespodzianka. Krzysztof zaprosił ją do siebie do gabinetu.

– Mamy nowego klienta, zlecenie jest dla nas niezwykle korzystne, ponieważ mamy zrobić całą kampanię reklamową dla jego firmy. Postawił jednak jeden warunek. Chce współpracować tylko z tobą. Firma nazywa się Kostia. Niedługo będzie tu jej właściciel – oznajmił szef.

– Nie znam tej firmy – odpowiedziała. – Ciekawe, czemu wybrał akurat mnie? – Zagadkowy klient wzbudził jej zainteresowanie.

– Też mnie to zaciekawiło i nawet zapytałem go o to. Odpowiedział, że słyszał o tobie wiele dobrego. Według niego jesteś najlepsza w swojej dziedzinie. Nie mogłem się z tym nie zgodzić. – Krzysztof uśmiechnął się porozumiewawczo.

W tym momencie usłyszeli rozmowę za drzwiami i sekretarka o imieniu Ola wprowadziła gościa. Widząc go, Gabriela była zaskoczona. To był Petris, lecz jakiś odmieniony. Spotkała go po raz trzeci, a za każdym razem wyglądał inaczej. Miała nadzieję, że tym razem przybrał swą prawdziwą postać. Ubrany w drogi garnitur wyglądał jak jeden z wielu biznesmenów, tylko w przeciwieństwie do nich ubrany był całkowicie na czarno, co tylko dodawało mu tajemniczości.

– Witam pana. – Krzysztof wstał zza biurka i podał mu rękę. – Gabrielo, poznaj, to jest właśnie pan Rozwadowski. Nie zdążyłem jeszcze wprowadzić Gabrieli w szczegóły naszej przyszłej współpracy.

– Pozwoli pan, że ja to zrobię. Dzień dobry, nazywam się Kamil Rozwadowski. Liczę na to, że nasza współpraca będzie układała się pomyślnie. Jak tylko skończymy wstępne ustalenia, proponuję wspólny lunch, by uczcić dobrze rozpoczęte interesy.

– Dziękuję, ja niestety nie mogę, ale Gabriela na pewno z chęcią dotrzyma panu towarzystwa, prawda? – Krzysztof popatrzył na milczącą współpracownicę.

– Ja? – zapytała wciąż zaskoczona. – Tak, oczywiście, z przyjemnością. – Widziała, że Petrisa bawiło jej zakłopotanie.

Nie mogła wyjść ze zdumienia, że przy każdym kolejnym spotkaniu wyglądał zupełnie inaczej. W parku stworzył postać starszego, zniszczonego życiem człowieka, a w mieszkaniu jego wygląd sugerował, że dopiero co stoczył poważną walkę – był bardzo poraniony, na twarzy miał rozmazaną krew. Tym razem jednak był wysportowanym, wysokim brunetem, którego wygląd wskazywał na nie więcej niż trzydzieści lat życia.

Krzysztof nie rozumiał, co się dzieje. Szturchnął dyskretnie Gabi, by przywrócić ją do rzeczywistości. Cieszył się za każdym razem, gdy okazywała zainteresowanie jakimś mężczyzną. Nie lubił jej obecnego partnera i chętnie zobaczyłby na tym miejscu kogoś innego. W swej branży często stykał się ze świetnie rokującymi młodymi ludźmi, więc gdy tylko miał okazję, przedstawiał jej kogoś, na kogo według niego zasługiwała znacznie bardziej niż na Arka. Nie rozumiał, co ona w nim widziała i chociaż nic nie mógł mu zarzucić, to jednak miał złe zdanie na jego temat. Ile razy go spotykał, czuł, że grzeczność i układność to tylko maska, którą ten najchętniej by zrzucił. Obawiał się tego, co kryło się pod nią.

* * *

Gabriela wybuchnęła długo powstrzymywanym potokiem pytań, gdy tylko wyszli na ulicę.

– O co w tym chodzi? Kim pan jest? To jakaś gra? Często będzie mnie pan tak zaskakiwał?

– Przede wszystkim nie pan, tylko Kamil – odparł. – Uspokój się, proszę, ludzie na nas patrzą. Chodź, tutaj stoi mój samochód, pojedziemy na obiad, wszystko ci wyjaśnię. – Petris wydawał się rozbawiony jej reakcją.

– Ale… – zaczęła, jednak towarzysz jej przerwał.

– Żadne ale, chodź!

Otworzył jej drzwi i wsiedli do samochodu. Włączył się do ruchu i zaczął jej spokojnie tłumaczyć zaistniałą sytuację:

– To nie jest żadna gra. Wszystko, co do tej pory widziałaś i słyszałaś, to prawda. Magia istnieje, a ty jesteś jedną z nas.

– Jak ty się właściwie nazywasz? Kamil czy Petris?

– W tym realnym, jak go wielu nazywa, świecie noszę imię i nazwisko, którym się przedstawiłem, czyli Kamil Rozwadowski. W naszym magicznym nadano mi imię Petris.

– A wizyta u mnie w firmie? Po co to całe przedstawienie?

– To nie było żadne przedstawienie, naprawdę prowadzę firmę Kostia i chcę z tobą współpracować.

Petris nie przestawał się do niej uśmiechać. Po chwili Gabriela również się rozluźniła. Miała wrażenie, że znają się od wielu lat. Pochłonięta tematem nie zwracała uwagi na to, dokąd jadą. Gdy zatrzymali się, zauważyła, że jest w nieznanym jej miejscu przed starą kamienicą.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział Kamil.

Wysiadła z samochodu i rozejrzała się, szukając restauracji. Nie zapomniała przecież, jaki jest cel ich podróży.

– Mieliśmy jechać na lunch. Nie widzę żadnej restauracji. Gdzie jesteśmy? – zapytała.

– Idziemy na lunch. Wszystko zrozumiesz, gdy tylko wejdziemy na górę.

Zastanowiła się.

– Zaplanowałeś to wcześniej? – zapytała. – Co by było, gdyby Krzysztof jednak zdecydował się przyjąć twoje zaproszenie?

– Zapominasz, kim jestem – uśmiechnął się. – Wiedziałem, że się nie zgodzi i dlatego wszystko zaplanowałem. Poza tym, gdyby mimo wszystko zmienił zdanie, pojechalibyśmy do restauracji, nie tutaj.

Pozwoliła wziąć się za rękę i poprowadzić krętymi schodami na drugie, ostatnie piętro. Rozmyślała, o co w tym chodzi. Mimo że nie wiedziała tak naprawdę, kim on jest ani dokąd ją prowadzi, czuła się przy nim bardzo bezpiecznie i pewnie. Wiedziała, że to jego zasługa, w jakiś sposób wpłynął na jej poczucie bezpieczeństwa. Dobrze się czuła w jego towarzystwie.

– Kim on jest? Dlaczego mu na to pozwoliłam? – odezwał się nagle Petris, wyrywając ją z zamyślenia. – Więc takie pytania chodzą ci po głowie – uśmiechnął się.

Spojrzała na niego zmieszana i zaskoczona.

– Skąd wiesz? Jak…? – zawiesiła głos.

– Nietrudno zgadnąć. Każdej inteligentnej istocie takie pytania przyszłyby do głowy. Patrząc na twoje zamyślenie, łatwo było się domyślić.

Stanęli przed drzwiami mieszkania. Wyglądały tak zwyczajnie, jak każde inne w tym budynku. Gabriela spojrzała z niepokojem na Kamila, który wyczuł jej wahanie i zapytał:

– Gotowa, by wejść? – Zdziwiła się, słysząc zdenerwowanie w jego głosie. Do tej pory był przecież tak pewny siebie.

– To twoje mieszkanie?

– Tak, uznałem, że tutaj będzie nam najwygodniej porozmawiać. Wejdziesz?

Pomyślała, że jeśli przekroczy próg, straci ostatnią szansę na ewentualną ucieczkę, bo przecież tak naprawdę go nie znała. Jednocześnie była bardzo ciekawa tego, co może tam zobaczyć. Kamil przyglądał jej się bez słowa z rozbawieniem, ale i lekkim zdenerwowaniem. Wiedział, że to musi być jej decyzja. Uznała, że jednak ciekawość jest silniejsza. Spojrzała więc w jego kierunku i powiedziała:

– Dobrze, wejdźmy.

Otworzył drzwi. Ostrożnie przekroczyła próg, rozglądając się. Poczuła się bardzo rozczarowana, ponieważ mieszkanie wyglądało zwyczajnie.

– Nie tego się spodziewałaś? – W głosie Kamila brzmiała wesoła nuta.

– Nie… – zawahała się. – Właściwie sama nie wiem, czego się spodziewałam.

– Mówiłem ci przecież, że prowadzę normalne życie – odpowiedział i zmienił temat. – Pewnie jesteś głodna, a ja obiecałem ci obiad. Na co masz ochotę?

– Nie jestem głodna. Usiądziemy, a ty mi wszystko wyjaśnisz.

– Spokojnie. Najpierw zjemy, później będę odpowiadać na twoje pytania. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że masz ich mnóstwo. Cierpliwości…

– I znowu się ze mnie śmiejesz – odpowiedziała, uśmiechając się do Kamila.

– Cóż, jesteś taka niecierpliwa. – Rozłożył ręce.

– Dziwisz mi się? – udała zdenerwowaną. – To wszystko jest dla mnie takie nowe.

– Wyjaśnię ci wszystko… We właściwym czasie.

Gabi usiłowała z trudem skoncentrować się na jedzeniu. W przeciwieństwie do niej Kamil czerpał przyjemność zarówno z towarzystwa, jak i jedzenia. Z trudem dotrwała do deseru. Po przełknięciu ostatniego kęsa spojrzała na Kamila z niemym pytaniem w oczach.

– Dobrze, już dobrze – udał zniecierpliwionego. – Postaram się choć troszeczkę zaspokoić twoją ciekawość. Chodźmy.

Rozdział 6

Skierowali się w stronę kuchni. Przynajmniej tak jej się wydawało. Pamiętała przecież, że Kamil wynosił stamtąd jedzenie.

– Do kuchni? Co mi tam pokażesz?

– Tak, zwykle jest tam kuchnia, ale nie tym razem.

Przypominając sobie, jak przenosiła się z miejsca na miejsce w gabinecie Any, Gabriela złapała wyciągniętą dłoń Kamila i weszła za nim do pomieszczenia. Po przekroczeniu progu rozejrzała się uważnie. Faktycznie nie była to kuchnia. Nie było to nawet mieszkanie. Stali pośrodku lasu.

– Gdzie jesteśmy? – zapytała zaskoczona.

– W naszym świecie. Mam tylko jedną prośbę, nie puszczaj mojej ręki.

– Co by się wówczas stało? – przestraszyła się. – Grozi mi jakieś niebezpieczeństwo?

– Nie, nic ci nie grozi – odpowiedział od razu. – Znalazłabyś się po prostu z powrotem w moim mieszkaniu – wyjaśnił. – Nie potrafisz jeszcze samodzielnie utrzymać się w Kalderii.

– Kalderia?

– Tak nazywa się nasz świat. Chodźmy pozwiedzać.

– Wygląda jak normalny las, nie ma w nim nic magicznego. – Gabriela zdawała się rozczarowana.

– Tak, na pozór wszystko wygląda tutaj normalnie, jak to ujęłaś.

– Poszli na spacer wzdłuż ścieżki. Gabi rozglądała się dookoła z zaciekawieniem. Zdziwiła ją cisza, jaka tu panowała. Nie było świergotu ptaków, szumu wiatru czy odgłosów trzaskających pod stopami gałązek. Las sprawiał wrażenie wymarłego.

– Dlaczego tutaj jest tak cicho? – Gdy tylko to powiedziała, las natychmiast się ożywił. Usłyszała odgłosy ptaków i szum wiatru. – Co się stało? – Spojrzała na Petrisa.

On rozejrzał się wokół i po chwili odpowiedział, uśmiechając się:

– To nie do końca las. To obraz Kalderii, jaki pojawił się w twojej głowie. Podświadomie skojarzyłaś, że będzie wyglądała jak las czy ogromny bór, o jakich często można przeczytać w książkach. Opowieści o magicznych światach często przywodzą na myśl leśną głuszę.

– Skąd zatem nagle pojawiły się dźwięki?

– Z twojej głowy – odpowiedział. – Dźwięki wyobraziłaś sobie dopiero, gdy ich zabrakło. Nie pomyślałaś o nich na samym początku i dlatego ich nie było.

Zdziwiła się i podświadomie powtórzyła gesty Petrisa, rozglądając się dookoła.

– Czy cały wasz świat wygląda w ten sposób, że każdy widzi co innego?

– Nie, tylko za pierwszym razem. Chodź, przespacerujmy się po tym twoim lesie, zanim wrócimy do rzeczywistości. Piękny jest, chociaż czegoś mi jeszcze brakuje.

– Tak, masz rację, czegoś tu brakuje. – Zrobiła głęboki wdech. – Już wiem, zabrakło leśnego zapachu, który sprawia, że po spacerze czujemy się zrelaksowani. – I w tym momencie pojawił się cudowny aromat sosnowych i świerkowych igieł. Taki, jaki zapamiętała z dzieciństwa ze spacerów z tatą. – Jest wspaniale. Można odpocząć i zapomnieć o problemach – szepnęła. – Cała Kalderia jest taka?

– Hmm… – zastanowił się. – Tak właściwie pozornie wydaje się bardzo zwyczajna. Nie spotkasz tu żadnych dziwacznych budowli czy ponurego zamczyska tak popularnych u scenarzystów filmowych.

Rozdział 7

Nagle Gabriela puściła rękę Petrisa i stało się dokładnie to, o czym wcześniej wspominał – zniknął cały las. Znalazła się sama w jego kuchni, tak jak mówił. Petris pojawił się zaraz po niej. Bez słowa przeszła do pokoju i stanęła przy oknie wpatrzona w widok za szybą. Poszedł za nią, usiadł w fotelu i spokojnie czekał na jej reakcję. Nie poganiał jej. Sama nie wiedziała, co powiedzieć. Zaskoczyło ją to wszystko. Chciała to sobie spokojnie przemyśleć, ale nie tu i nie teraz. Po chwili odwróciła się i spojrzała na niego.

– Dlaczego chodzisz ubrany na czarno? – zapytała nieoczekiwanie.

– Na czarno? – zdziwił się. Nie tego się spodziewał. – Faktycznie – zastanowił się – chodzę ubrany tylko na czarno. Nie mam innych ubrań. Mówiłem ci już, jestem czarownikiem.

– I to dlatego?

Kamil zastanowił się przez chwilę.

– Tak właściwie to nie wiem. Zawsze ubierałem się tylko w ten kolor. Nie wszyscy czarownicy go wybierają, chociaż większość…

– Czarownicy? – przerwała mu. – Czyli jest was więcej?

– Tak. W każdym pokoleniu jest kilku. Większość z nas ubiera się właśnie na czarno. Czasem prowadzi to do zabawnych sytuacji, żyjemy przecież pośród zwykłych ludzi, a w ten sposób zwracamy na siebie uwagę. Na szczęście większość traktuje to jako próbę wyróżnienia się z tłumu i nic więcej. Jako ciekawostkę powiem ci, że żył kiedyś jeden, który nie wyobrażał sobie ubierać się inaczej niż na biało. Chociaż właściwie nie jestem pewien, czy on żył naprawdę, czy to tylko legenda.

Gabriela słuchała wpatrzona w Kamila.

– Napijesz się kawy? – zapytał nagle.

– Co? – To pytanie przywróciło ją do rzeczywistości. – Właściwie która jest godzina? Muszę już wracać do pracy.

– Spokojnie, nic nie musisz. Uzgodniłem z twoim szefem, że po obiedzie pojedziemy do mojego biura zrobić wstępny projekt i dziś już nie wrócisz do firmy.

Gabi zerwała się.

– To chodźmy, trzeba to zrobić. Szkoda tylko, że nie będzie już czasu, byś opowiedział mi więcej.

– Cóż za chodząca niecierpliwość – westchnął Kamil. Wstał i podszedł do szafki. Otworzył szufladę i wyciągnął teczkę z dokumentami. – To jest ten projekt. Jeśli chodzi o czas, spójrz na zegarek – zakończył z uśmiechem.

Zaskoczona spojrzała na zegarek w swoim telefonie. Od wspólnego wyjścia z biura minęła zaledwie godzina.

– Jak to zrobiłeś? – Spojrzała na niego ze zdumieniem w oczach.

– W Kalderii czas płynie inaczej.

– Odwieź mnie, proszę, do domu. – Spojrzała na Kamila. Czuła się nieco przytłoczona wszystkim, czego się dowiedziała.

– Dobrze, jedźmy – odpowiedział. Widział, że jest zmęczona tym, co się wydarzyło.

Po drodze rozmawiali na neutralne tematy związane z pracą. Kamil podwiózł ją pod sam dom. Nie pytała, skąd zna adres.

* * *

Weszła do domu, zastanawiając się, co zrobić z resztą dnia. Uznała, że na początek przyda jej się mała drzemka. Położyła się w ubraniu na łóżku i nawet nie zauważyła, jak usnęła.

Śniło jej się miasto pełne ludzi. Wyglądało niezwykle urokliwie, pełne zabytkowych kamienic. Jednocześnie było bardzo nowoczesne. W witrynach sklepów wisiały piękne ubrania, a kawiarnie i restauracje zapraszały cudownymi zapachami. Spacerowała ulicami i rozglądała się dookoła. Wszędzie byli dorośli ludzie w okularach przeciwsłonecznych, takich jak Ana, nie spotkała żadnego dziecka. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi Arka. Uznała jednak, że to tylko złudzenie.

Rozdział 8

Obudził ją dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Zdziwiła się, gdy zabrakło znajomych odgłosów otwierania i zamykania drzwi, a zamiast tego usłyszała szuranie i dziwne dźwięki, jakby miauczenie. Wstała i skierowała się do przedpokoju.

Nikogo nie było, ale ktoś dalej mocował się z drzwiami. W dodatku zza nich nadal dobiegały te same odgłosy. Zaniepokojona chwyciła za klamkę i otworzyła szeroko drzwi. Widok ją zaskoczył, na korytarzu stał Arek. W rękach trzymał otwarte pudełko z małym czarnym kotkiem, który miauczał przeraźliwie. Weszli do przedpokoju, a Gabriela zamknęła za nimi drzwi. Gdy do nich podeszła, kocie krzyki natychmiast ustały.

– Skąd go masz? – zapytała zaciekawiona, głaszcząc kotka.

– Pudełko stało pod drzwiami. Ktoś musiał go podrzucić. Nic nie słyszałaś?

– Nie, spałam. Czemu tak miauczał?

– Nie wiem, ale mam wrażenie, że się mnie boi. Siedział cicho do czasu, aż podszedłem. Wtedy zaczął miauczeć. Zupełnie inaczej zachowuje się przy tobie. Od razu się uspokoił. Zobacz, mruczy, jak go głaszczesz.

– Daj, zajmę się nim, a ty idź odpocząć.

Gabriela wzięła pudełko od Arka. Weszła z kociakiem do sypialni, położyła pakunek na łóżku i wyciągnęła zwierzę. Na dnie znalazła kartkę.

Zatrzymaj go. On będzie Cię chronił.

Petris

Trzymając kota na rękach, usiadła na łóżku. Zwierzę natychmiast ułożyło się do snu na jej kolanach. Ostrożnie przełożyła go na pościel, a kartkę z pudełka odruchowo schowała do torebki. Wyszła z pokoju.

Arek czekał na nią w kuchni z dwoma kubkami kawy. Podał jej jeden, a ona upiła mały łyk.

– Dziękuję, tego mi było trzeba. Śliczny jest. Jak damy mu na imię? – spytała.

– Jesteś pewna, że chcesz go zatrzymać? Jest dziwny, chyba mnie nie lubi. – Arkadiusz próbował oponować.

– Oczywiście, że chcę go zatrzymać – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Mnie polubił od razu. Ułożył mi się na kolanach i zasnął. Zastanawiam się tylko nad imieniem dla niego, nie może być zwyczajne. On jest wyjątkowym kociakiem.

– Dobrze, jak sobie życzysz – uśmiechnął się do niej. – Zostań z nim, a ja wyjdę do sklepu po wyprawkę dla niego. Przecież nie mamy w domu nic, co nadawałoby się do jedzenia dla tak małego kotka. Przydałaby się też kuweta i żwirek do niej.

– Dziękuję, jak zwykle myślisz o wszystkim. Jesteś kochany. – Ucałowała go, po czym Arkadiusz zebrał się do wyjścia. Przed drzwiami odwrócił się jeszcze i powiedział:

– Kalt.

– Co? – Spojrzała na niego, nie rozumiejąc, o czym mówi.

– Kalt. Tak mu damy na imię.

– Świetny pomysł – ucieszyła się. – Pasuje do niego.

Arek wyszedł. Zamknęła za nim drzwi i poszła do sypialni. Usiadła obok śpiącego kota.

– Kalt – powiedziała, patrząc na niego. Kot otworzył jedno oko i zamruczał. – Tak, to twoje imię od dzisiaj.

Pogłaskała go i wyszła do kuchni, odnosząc niejasne wrażenie, że kot się do niej uśmiechnął.

* * *

W pracy spotkała się z Petrisem i podziękowała mu za kota.

– Jak mu dałaś na imię? – zapytał.

– Arek wpadł na pomysł, by nosił imię Kalt.

– Kalt, powiadasz? – Kamil wyglądał na zaskoczonego. Szybko dodał: – Dobrze, że go masz. Obroni cię.

– Obroni? Przed kim? Taki mały kociak? – zdziwiła się.

Zanim Kamil zdążył powiedzieć coś więcej, podszedł Krzysztof i zaczęli rozmawiać o wspólnym projekcie.

* * *

Gabrielę intrygowało to, dlaczego i przed czym kociak ma ją chronić. Planowała wrócić do tematu po spotkaniu, ale nie zdążyła, ponieważ Kamil bardzo się spieszył. Wyszedł bardzo szybko, a ją dodatkowo zatrzymał Krzysztof. Był zachwycony pomysłami, jakie przedstawiła w projekcie, nie wiedział tylko, że otrzymała go dzień wcześniej od Kamila. Po wyjściu z biura zaczepili ją współpracownicy, dopytując o nowego przystojnego klienta, ciekawił wszystkich. Gdy nie chciała rozmawiać, Ania z Irkiem pełni zazdrości zaczęli snuć teorie, dlaczego tak szybko dostała kolejny projekt do zrobienia, doszli nawet do wniosków o podtekście erotycznym. Wówczas Gabriela nie wytrzymała i bez słowa odeszła. Była zła. Chciała pobiec za Kamilem i prosić o słowa wyjaśnienia, lecz jakby wszyscy sprzysięgli się przeciwko niej i próbowali ją zatrzymać.

Rozdział 9

Kamil wyszedł, a właściwie wybiegł ze spotkania. Wcześniej planował zabrać Gabi na spacer i porozmawiać o Kalderii. Zmienił jednak plany na wieść o tym, jakie imię dla kota wybrał Arek. Do tej pory mógł się tylko domyślać pełen nadziei, że jednak nie ma racji. Teraz niestety miał już pewność.

Partnerem Gabrieli był ten, kto zadał mu tak straszliwe rany. Przez niego omal nie stracił życia. Arek domyślił się, skąd wzięło się to zwierzę i jakie jest jego zadanie. Dlatego wybrał takie imię – nic nieznaczące jeszcze dla Gabi, a będące ostrzeżeniem dla Kamila. Na szczęście kot ją ochroni. Pod powłoką małego bezbronnego zwierzątka kryje się dobry, silny i wierny obrońca. I jak widać, już działa.

Czarodziej usiadł w samochodzie i spojrzał na swoje ręce. Drżały. Po chwili uspokoił się na tyle, by móc odjechać. Obawiał się, że jak pozostanie dłużej pod firmą, Gabi wybiegnie za nim, żeby porozmawiać. Pojechał do Any, by omówić z nią zaistniałą sytuację. Bał się – o Anę, o Gabi, o siebie. Miał tylko nadzieję, że jego zaprzysięgły wróg nie zdąży skrzywdzić Gabrieli, zanim on zacznie działać.