(Po)Rozum się, czyli o co im wszystkim chodzi - Sławomir Przyklęk - ebook

(Po)Rozum się, czyli o co im wszystkim chodzi ebook

Przyklęk Sławomir

3,0

Opis

„Po prostu o komunikacji” – tak można by streścić tę książkę. Nie ma w niej tabel, wykresów i zanudzania (bez urazy). Jeśli zdarza ci się rozmawiać z kimś i wszystko wydaje się w porządku, a potem okazuje się, że jednak się nie zrozumieliście – to ta książka jest dla ciebie. Przeczytasz w niej między innymi o tym, co pomaga w zrozumieniu innych ludzi, a co przeszkadza. W jakie pułapki często wpadamy i dlaczego „migawki” to niekoniecznie jest to, co myślisz. Czy pies to dla każdego taki sam pies. Czy „tam, gdzie zawsze” dla wszystkich znaczy to samo. Kiedy jest się skutecznym w komunikacji. I w ogóle po co się wysilać, przecież to takie proste. Co zrobić, gdy pojawią się emocje – które nie zawsze pomagają – i jak je wykorzystać (w dobrym celu oczywiście). Co się może wydarzyć, gdy nie umyjesz naczyń, a co, gdy w pobliżu, podczas rozmowy przejedzie tramwaj. No i na koniec, po co właściwie mamy się dogadywać, może kłóćmy się dalej, przecież jesteśmy w tym nieźli.
Przyjemnej i owocnej lektury.
PS Wiesz, jakie jest najbardziej polskie słowo…? Znajdziesz je w środku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 202

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP,CZYLI PO CO KOMU KOLEJNA KSIĄŻKA?

Mąż i żona spotykają się po południu w domu, po powrocie każdego z nich z pracy. Żona mówi: „Kochanie, migawki mi się zepsuły w samochodzie”. Mąż odpowiada: „Okej, zaraz naprawię”. I myśli: „Co z tymi kierunkowskazami? Pewnie żarówka się spaliła. Albo bezpiecznik, zaraz sprawdzę”. Idzie do garażu, włącza lewy kierunkowskaz, działa. Włącza prawy, działa. Lekko zdziwiony, żeby już zrobić wszystko, co możliwe, i mieć pewność, że wszystko sprawdził, włącza światła awaryjne (czyli oba kierunkowskazy naraz). Też wszystko w porządku. Idzie więc do żony i mówi: „Wszystko jest okej, kierunkowskazy działają, w czym problem?”. Żona na to odpowiada: „Ale mi chodziło o to, co włączam, jak pada deszcz, żeby mi szybę czyściło”. Mąż: „A, wycieraczki…”.

Jest to opis prawdziwej historii, która wydarzyła się kiedyś gdzieś w Polsce. Pokazuje, że w codziennej komunikacji międzyludzkiej, nawet w najprostszych sytuacjach można łatwo się nie zrozumieć. Nawet jeśli wszyscy uczestnicy rozmowy dobrze się znają, a na przykład nazywają coś w sposób niezrozumiały dla drugiej osoby. Albo zrozumiały, ale w inny sposób.

Któregoś dnia, jakiś czas temu, wracając do domu, wszedłem do księgarni. Uwielbiam to robić, to są jedne z moich ulubionych miejsc. Tyle książek dookoła… ☺ Podszedłem do półki z poradnikami i wziąłem do ręki pięknie wydaną książkę o komunikacji. Zawierała mnóstwo wiedzy, danych, wykresów. Była wprost „napakowana” wiadomościami. Niestety styl, w jakim została napisana, nie zachęcał do jej przeczytania. Trudny do przebrnięcia, naukowy język nie ułatwiał przyswojenia zawartych w niej wiadomości. Pomyślałem, że szkoda, bo dostarczała dużo fachowych informacji, które byłyby przydatne wielu ludziom. I pomogłyby usprawnić ich komunikację, przez co żyłoby im się łatwiej i efektywniej. Postanowiłem wtedy, że napiszę swoją książkę. Będzie napisana w sposób maksymalnie przystępny, żeby każdy, kto ma ochotę ją przeczytać, był w stanie zrobić to z przyjemnością i żeby wyciągnął z niej maksimum praktycznej wiedzy. Bo lubię proste rozwiązania, nieskomplikowane formy, naukę łatwą do „konsumpcji” i stosowania na co dzień w normalnym życiu.

Oto ona – trzymasz ją w ręku. Napisałem książkę, która ma być pomocna zwykłym ludziom. Nie tylko tym, którzy są uprzywilejowani w jakiś sposób, bo skończyli jakieś szkoły czy pracowali tu czy tam. Ma być przydatna każdemu. Mieszkańcom małych, dużych i średnich miast, pochodzących z wiosek i przedmieść, lasów i bezludnych terenów. „Ludowi pracującemu wsi i miast”, jak to się kiedyś mówiło. Niepracującemu też. Dlatego nie ma tu zbyt wielu (często nudnych) danych, wykresów i tabelek. Jest dużo przykładów i historii. W prosty sposób pokazuję to, czym jest i czym może być komunikacja. Jeśli szukasz książki naukowej, to szukaj dalej. Tutaj jej nie znajdziesz ☺.

Moja praca magisterska miała około 50 stron i w dziekanacie śmiali się ze mnie, że takiej cienkiej jeszcze nie widzieli. Bo oczekiwali ode mnie pracy coś-na-kształt-naukowej. Poza tym pisałem ją w ostatniej chwili. Czego swoją drogą nie polecam…

A ta jest po mojemu. I nie miałem potrzeby się spieszyć.

Kiedyś pracowałem w dużej firmie, tzw. korporacji. Zajmowaliśmy się produkcją różnych urządzeń elektronicznych – telewizorów, mierników prądu, paneli słonecznych itp. Na początku bardzo lubiłem tę pracę, bo szybko się rozwijałem, uczyłem się wciąż nowych rzeczy. Ale po mniej więcej 10 latach dotarłem do momentu, w którym miałem poczucie, że to, co robię, nie ma już większego sensu. Okej, wyprodukowaliśmy kolejny tysiąc telewizorów, ktoś będzie mógł obejrzeć swój ulubiony program, serial, cokolwiek. Ale co konkretnie moja praca wnosi, jaką trwałą wartość pozostawia? Gdybym wtedy umarł, to raczej nikt nie wspominałby mnie jako „tego, który wynegocjował lepszą cenę na kartony do telewizorów, dzięki temu firma zarobiła kolejne x tysięcy dolarów”.

Chciałem robić coś, co da ludziom trwałą wartość, co podniesie jakość ich życia. Zacząłem więc prowadzić szkolenia, rozmawiać z ludźmi, uczyć ich rzeczy, które im się realnieprzydadzą w życiu. Ta książka jest kontynuacją tego kierunku. Czasem wyobrażam sobie, co chciałbym mieć napisane na swoim grobie. Epitafium brzmiące: „Napisał fajną książkę, która wpłynęła pozytywnie na życie (co najmniej) 10 osób”, brzmi dużo lepiej… ☺

Jest taki film na YouTubie, w którym Steve Ballmer, wtedy szef Microsoftu, biega po scenie i krzyczy. Dzieje się to podczas firmowej konferencji i wygląda… Zresztą sam sprawdź, jak wygląda, wpisz do wyszukiwarki: „Ballmer I love this company”.

Poza tym, że biega i krzyczy, to na koniec wygłasza takie zdanie: „I have four words for you – I love this company”, czyli: „Mam dla was cztery [w polskiej wersji trzy] słowa – kocham tę firmę”.

A ja mam dla was trzy zdania, w które mocno wierzę i które będą motywem przewodnim tej książki.

KOMUNIKACJA MA ZNACZENIE.

KAŻDY MOŻE SIĘ KOMUNIKOWAĆ LEPIEJ.

LEPSZA KOMUNIKACJA TO LEPSZA JAKOŚĆ ŻYCIA.

To, jak się komunikujesz z innymi, wpływa na twoje życie. To, czy potrafisz się porozumieć, czy potrafisz skutecznie i efektywnie się dogadać, decyduje o jakości twoich relacji z innymi. To, jak skutecznie potrafisz wyrazić („uzewnętrznić”), to, co masz na myśli (czyli „wewnątrz” swojej głowy), wpływa na jakość twojego życia.

Na co dzień funkcjonujemy w relacjach z innymi. W domu, w pracy, w podróży z domu do pracy/szkoły, w kinie, kawiarni, restauracji itd. Rozmawiamy z innymi codziennie, wielokrotnie. Czasami są to bardzo proste komunikaty typu „wodę niegazowaną poproszę”, a czasami dużo bardziej złożone, np. „przynieś mi, proszę, zielony kartonik z napisem »archiwum 12« stojący na półce po lewej stronie od wejścia do pokoju 75”. Albo „coś mi nie pasuje w relacji z moim szefem, mam wrażenie, że nie ufa moim umiejętnościom i ciągle mnie sprawdza”. A gdy jeszcze do tego dołączą emocje albo zakłócenia, albo jedno i drugie naraz, to istnieje spore ryzyko, że coś pójdzie nie tak, że nie dogadamy się tak, jak byśmy chcieli.

Skuteczna komunikacja jest kluczem do sukcesu. Może to brzmieć jak slogan ze słabej reklamy, ale jestem o tym w 100% przekonany i mocno wierzę, że tak właśnie jest.

I pisze to ktoś, kto kiedyś nie potrafił ani nie chciał się komunikować z innymi. W tej chwili komunikuję się zawodowo, zarabiając na tym. Kiedyś najlepiej się czułem zamknięty z książką w swoim pokoju, w ciszy, zwłaszcza gdy nikogo nie było w całym domu. Teraz prowadzę szkolenia dla grup, spotykam się z ludźmi indywidualnie, przekazując im konkretne umiejętności oraz wpływając na ich sposób myślenia, żeby byli skuteczni w tym, co robią.

Często wymaga to takiego poprowadzenia rozmowy i dobierania argumentów i emocji, podawania przykładów i opowiadania historii, żeby druga strona zmieniła swój sposób myślenia i zaczęła podejmować działania prowadzące do celu, na przykład zaczęła szukać nowej pracy; a także zrozumiała, że to, kim jest, co potrafi i jakie ma doświadczenia, jest wartościowe i znajdzie się na rynku pracy ktoś, kto będzie chciał za to zapłacić.

Koncepcja „dobrej, skutecznej komunikacji” chodziła mi po głowie od pewnego czasu. A że lubię mieć punkt odniesienia i wiedzieć, po jakim terenie się poruszam, gdzie są brzegi mojej wyspy albo ściany pomieszczenia, w którym jestem, zastanawiałem się, co tak naprawdę definiuje skuteczną komunikację. Co to znaczy, że „potrafię się dobrze komunikować”? Czy jest jakaś miara, którą można to zmierzyć? Dla jednych może to oznaczać, że „ludzie mnie lubią” albo „mam dużo znajomych”, dla innych, że „gdy o coś proszę, to dostaję to, o co proszę”, dla jeszcze innych – „w końcu ludzie wiedzą, o co mi chodzi”. To trochę tak jak w sporcie, na przykład w bieganiu – odpowiedź na pytanie, czy osiągnąłem to, co chciałem, i jak to zmierzyć. Odpowiedzi mogą być różne, takie jak: przebiegnięcie 10 km truchtem bez zatrzymywania, podbiegnięcie bez przerwy pod górkę w lesie za domem, przebiegnięcie maratonu w czasie poniżej 4 h czy ukończenie ultramaratonu, powiedzmy na dystansie 100 km po górach.

Co jest tym momentem, w którym mogę na swojej liście celów odhaczyć „komunikacja – zaliczone”? Dla mnie to był taki moment, dosyć trudny, w którym coś złego stało się z moimi plecami i czułem w nich koszmarny ból, w związku z czym zacząłem szukać pomocy. Był to jakiś dzień w środku tygodnia, rano, około 8.00, i potrzebowałem pomocy, oczywiście NATYCHMIAST! Zacząłem więc szukać w internecie kogoś, kto mógłby mi pomóc, jakiegoś lekarza, masażysty, cudotwórcy, obojętnie, żeby tylko mi pomógł. I znalazłem kogoś, kto moim zdaniem się do tego nadawał, miał dobre opinie, stwierdziłem też, że mnie one przekonują, więc zadzwoniłem. Udało się dogadać tak, że pojechałem do niego na godzinę 10.00 i mnie podratował o tyle, że mogłem się w miarę ruszać. Zrobił to, mimo że normalnie o tej porze nie pracował.

I nie chodzi tu o to, żeby zastosować triki i chwyty, „zakręcić” i zmanipulować, żeby druga strona sama nie wiedziała, kiedy się zgodziła. Chodzi o to, żeby się dogadać, dostać to, czego się potrzebuje, i danej relacji nie zepsuć. Jeśli coś od kogoś „wytargałem”, a moja relacja z tą osobą się pogorszyła, to znaczy, że nie zrobiłem tego dobrze.

Co będzie twoim celem? Kiedy uznasz, że satysfakcjonują cię twoje umiejętności komunikacyjne? Weź kartkę, długopis i zapisz to. Albo telefon, komputer czy inne urządzenie. Zrób to teraz.

To ważne – teraz. Nie odkładaj tego. Jeśli coś odłożysz, to tego nie zrobisz.

Zapisz również, w jakim miejscu jesteś. Jak dzisiaj wygląda twoja komunikacja. Co potrafisz, a czego nie. W jakich sytuacjach dobrze sobie radzisz, a w jakich idzie ci gorzej. Dzięki temu będziesz miał dwa punkty odniesienia – tu jestem, a tu chcę być. Między jednym a drugim miejscem trzeba ułożyć drogę dojścia lub zbudować most. Dzięki temu nie będziesz działać po omacku, tylko pójdziesz według mapy.

Kwestia budowania i utrzymywania dobrych relacji to bardzo ważny aspekt, który będzie się pojawiał regularnie. Na przykład negocjacje zaliczymy do udanych wtedy, gdy obie strony są zadowolone z wyniku. Tak uważam i będę się tego trzymał. I analogicznie, dobra komunikacja jest wtedy, gdy relacja pozostaje na przynajmniej tak samo dobrym poziomie. Oczywiście mam na myśli normalne sytuacje, a nie skrajne, typu wymiana zdań z grupą potencjalnych napastników czy rozmowa z kimś, kto jest bardzo negatywnie nastawiony, i nastawiamy się na obronę, a nie utrzymywanie relacji. Albo kontakt jest tak krótkotrwały, że nie ma to żadnego znaczenia.

Na potwierdzenie, że umiejętność skutecznego komunikowania się jest przydatna i pomocna, opowiem historię. Nie wiadomo, czy prawdziwą, czy zmyśloną, ale nie ma to w tej chwili znaczenia.

Był kiedyś Jorge Rodriguez, rabuś z Meksyku, który napadał na banki Old West i działał w pobliżu granicy meksykańskiej około 1900 roku. Rodriguez osiągnął tak duży sukces, że jednostka Texas Rangers powołała do schwytania go specjalny zespół.

Pewnego wieczoru jeden ze strażników zauważył, jak Rodriguez prześlizguje się przez granicę z powrotem do Meksyku i zaczął go ostrożnie śledzić. Zobaczył, jak przestępca wraca do swojego rodzinnego miasteczka i rozmawia z ludźmi na placu. Gdy Rodriguez wszedł do ulubionego baru, strażnik podążył za nim i go zaskoczył. Przystawił rabusiowi pistolet do głowy i powiedział:

– Jorge Rodriguez, wiem kim jesteś. Przyszedłem tu po to, żeby wydusić z ciebie wszystkie pieniądze, które ukradłeś z banków w Teksasie. Jeśli mi ich nie oddasz, rozwalę ci łeb.

Rodriguez widział odznakę mężczyzny i wyczuwał wrogą nutę w jego głosie. Był jednak pewien problem. Meksykanin nie znał angielskiego. Zaczął więc bardzo szybko mówić po hiszpańsku. Strażnik jednak nic z tego nie zrozumiał, bo nie znał tego języka.

Wtedy podszedł młody chłopak i powiedział po angielsku:

– Mogę pomóc. Znam zarówno angielski, jak i hiszpański. Czy chce pan, żebym był tłumaczem?

Strażnik skinął głową, a chłopak szybko wyjaśnił przestępcy, o co chodzi.

Rodriguez nerwowo odpowiedział:

– Powiedz temu ważniakowi, że nie wydałem nawet centa z tych pieniędzy. Niech pójdzie do studni w miasteczku, na północ od tego miejsca, tam znajdzie piąty kamień od góry i go wyciągnie. Tam są schowane pieniądze. Powiedz mu to szybko.

Chłopak ponownie spojrzał na strażnika i powiedział:

– Senior, Jorge Rodriguez jest dzielnym człowiekiem. Stwierdził, że jest gotów na śmierć1.

Na koniec poszczególnych podrozdziałów będą się pojawiały krótkie zdania wyróżnione z tekstu. Można je wykorzystać jako ultrakrótką formę przeczytania tej książki (czytałem streszczenia lektur przed maturą, nie zaprzeczam). Albo jako podsumowania poszczególnych części. Albo jako „przypominacze” – czytam konkretne zdanie i sprawdzam, czy pamiętam, o co w nim chodziło. No i czy umiem zastosować tę zasadę, podpowiedź, pomysł.

Będą one oznaczone jako DnS, czyli Droga na Skróty.

 

DnS 1: Komunikacja jest ważna. Można ją polepszyć. Warto to zrobić.

Do dzieła więc, ruszamy w ciekawą podróż.

A, i jeszcze jedno. Wszystko, o czym tu piszę, jest moim subiektywnym punktem widzenia, opartym na moich doświadczeniach. Może się więc zdarzyć, że gdzie indziej ktoś inny będzie uważał inaczej. Albo będzie miał podejście odwrotne do mojego. Tak już jest. Jak mawiają Hiszpanie, „todo es relativo”, czyli „wszystko jest względne”. W moim przypadku to się sprawdza. Przetestuj, czy w twoim też. Szukaj różnych sposobów, próbuj, który jest dla ciebie skuteczny. Jeśli w twojej sytuacji nie zadziałają moje, próbuj innych. Testuj, rozwijaj się. To jest najważniejsze. Nie stój w miejscu.

1 Za: John C. Maxwell, Wszyscy się komunikują, niewielu potrafi się porozumieć. Sekrety technik komunikacji ludzi sukcesu, Wyd. MT Biznes, Warszawa 2017, s. 29–30.

DLACZEGO (PO)ROZUM SIĘ?DLATEGO ŻE:

– Porozumiewanie się, komunikowanie jest niezwykle ważne. Jest kluczowe dla skutecznej pracy, dobrych relacji z innymi, dobrego i efektywnego życia.

– Porozumienie, dogadywanie się, zgoda, współpraca są niezwykle istotne. Samemu niewiele można osiągnąć, współpracując z innymi – o wiele, wiele więcej.

– W ciągu dziewięciu lat (do 2030 r.) w Polsce może zostać zautomatyzowanych 49% miejsc pracy (czyli 7,3 mln)1. Największy potencjał automatyzacji mają:

Czynności fizyczne w przewidywalnym otoczeniu (75% może zostać zautomatyzowanych).

Przetwarzanie danych (71%).

Zbieranie danych (65%).

Najmniej podatne na automatyzację będą:

Zarządzanie ludźmi (49% miejsc pracy może zostać zautomatyzowanych).

Interakcje z innymi osobami (22%).

Wykorzystywanie wiedzy i doświadczenia (29%).

Czynności fizyczne w nieprzewidywalnym otoczeniu (39%)2.

Na rynku pracy przyszłości najbardziej pożądanymi kompetencjami będą umiejętności miękkie, takie jak kreatywność, praca w zespole, empatia, krytyczne myślenie, rozwiązywanie problemów i wykorzystanie wiedzy technicznej za pomocą technologii. To umiejętności, które można wykorzystywać w wielu różnych zawodach, niezwiązane z jednym sektorem. Dziś poczucie bezpieczeństwa daje pracownikom najczęściej zatrudnienie na konkretnym stanowisku. Wprzyszłości gwarantem bezpieczeństwa będzie raczej posiadanie pożądanych na rynku umiejętności3.

– Polacy to ludzie pracowici, pomysłowi, łączący wiele umiejętności, za granicą bardzo cenieni pracownicy, ale z jedną podstawową wadą – nieumiejętnością współpracy. Powiedzenie „Gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania” nie wzięło się znikąd.

Jakie jest najbardziej polskie słowo w naszym języku? Żółć. I nie tylko dlatego że składa się z samych znaków charakterystycznych dla polszczyzny, ale także dlatego, że… oddaje podejście wielu Polaków do bliźnich. Nie jest tak? Niestety, często jest.

Mój kolega, pochodzący z Gniewa, niedużego miasta na Pomorzu, nad Wisłą, opowiadał mi historię, być może nie do końca prawdziwą, jak to historie przekazywane z ust do ust, ale oddającą polski sposób myślenia (wiem, jestem tendencyjny).

W Gniewie kiedyś mieszkali Polacy, Niemcy i Żydzi. Jak Żydowi się nie powiodło, to inni Żydzi mu pomagali. Jak Niemcowi się nie powiodło, to inni Niemcy go wspierali. A jak Polakowi powinęła się noga, to go rodacy jeszcze głębiej wciągali w kłopoty.

Udajmy się więc po rozum do głowy i (Po)Rozumiewajmy się, bo jeśli będziemy potrafili się (Po)Rozumieć, to łatwiej nam będzie współpracować.

Rozum to wg Słownika języka polskiego:

„właściwa człowiekowi zdolność myślenia, poznawania świata, analizowania i wyciągania wniosków”;

„umiejętność radzenia sobie w życiu”4.

Skuteczna komunikacja pomoże i w jednym, i w drugim.

I na koniec zawołanie, którego czasem używamy w rodzinie, żeby poderwać się do działania: „robota, Jacky, robota”. Wzięło się ono z obozu krav magi, na którym byliśmy kilka lat temu (pozdrawiam Roberta, jeśli to czyta), w którym uczestniczył pewien Anglik Jacky. Robert, nasz instruktor, tłumaczył, co będziemy w danym momencie ćwiczyć i na koniec często dorzucał: „robota, Jacky, robota”.

 

DnS 2: Dobre umiejętności komunikacji są bardzo ważne teraz, azczasem staną się jeszcze ważniejsze. Komunikacja, Jacky, komunikacja!

1Ramię wramię zrobotem. Jak wykorzystać potencjał automatyzacji wPolsce, McKinsey&Company we współpracy z Forbes, s. 5, https://przemysl-40.pl/wp-content/uploads/2018-Rami%C4%99-w-rami%C4%99-z-robotem-Raport-McKinsey.pdf [dostęp: 14.04.2021].

2 Tamże, s. 14.

3 Tamże, s. 4.

4Słownik języka polskiego, https://sjp.pwn.pl/szukaj/rozum.html [dostęp: 14.04.2021].

ROZDZIAŁ 1O CZYM TU GADAĆ, PRZECIEŻ WSZYSCY TO POTRAFIĄ

1.1. Nie ma nic prostszego niż gadanie

Czy zdarzyło ci się kiedyś z kimś rozmawiać albo coś do kogoś mówić i nie osiągnąć zamierzonego efektu? Ktoś, do kogo kierowałeś jakąś informację, polecenie, komunikat, prośbę, nie zrozumiał, o co ci chodzi i na przykład nie zrobił tego, co chciałeś, albo zrobił to inaczej, niż chciałeś? Albo nie otrzymałeś informacji, która była ci potrzebna?

Mnie przydarzyło się to wielokrotnie. Pomimo że komunikacja (czyli (po)rozumiewanie się) to moja pasja, znam wiele narzędzi skutecznego porozumiewania się i wiele pułapek, w które można wpaść. A mimo to wciąż nie osiągam stuprocentowej skuteczności, wciąż zdarzają się sytuacje, w których nie wychodzi to tak, jak powinno, tak jak bym chciał.

Podam prosty przykład – 13-letni syn po przeprowadzce do nowego mieszkania przez pewien czas nie rozpakowywał swoich rzeczy z kartonów, stały one tak, jak przyjechały podczas przeprowadzki, i tworzyły kartonową piramidę w jego pokoju. Dostał więc polecenie: masz rozpakować te kartony do końca tego miesiąca. Co zrobił? W zadanym terminie powyciągał wszystkie rzeczy z pudeł i stworzył z nich na środku pokoju wielką górę rzeczy już „rozpakowanych”.

Dlaczego tak się stało? I czy było to zgodne z oczekiwaniami rodziców? Oczywiście, że nie było. Zupełnie inaczej rozumieliśmy słowo „rozpakuj”. Dla niego znaczyło to „wyciągnij z kartonów”, dosłownie i tylko tyle. Dla nas „wyciągnij wszystko z kartonów, rzeczy, które chcesz zostawić, poukładaj na półkach i w szafach, te, które są ci już niepotrzebne, odłóż na bok, możemy je komuś podarować, to, co do wyrzucenia, posegreguj na papier, plastik i metal, co nie podlega segregacji, wyrzuć do śmietnika”.

Kto w tej sytuacji popełnił błąd? My, rodzice, czyli „nadawcy” komunikatu. Tak, zgadza się, brzmi to może nieco kontrowersyjnie, ale tak to działa – za komunikat odpowiedzialny jest nadawca. Tak mawiał prof. Jan Majewski, mój mentor ze studiów i promotor mojej pracy magisterskiej. Na początku się z tym nie zgadzałem, buntowałem się przeciwko takiemu podejściu, ale w końcu to zrozumiałem i zacząłem stosować. I bardzo mi to pomogło w usprawnieniu mojego sposobu porozumiewania się z innymi.

Jak się wywrócisz, idąc ulicą, to nie obwiniasz chodnika, że był nierówny. Raczej siebie, że nie patrzyłeś pod nogi. Inni się w tym samym miejscu nie przewrócili. Twoim celem jest bezpieczne dojście (dotarcie) do celu w założonym czasie, więc musisz brać pod uwagę to, co się dzieje dookoła ciebie, i tak się poruszać, żeby osiągnąć założony cel.

Czy żeglarz ma mieć pretensje do wiatru, że wieje nie z tej strony? Chcę płynąć na wschód, a wiatr, skubany, akurat wieje z tego kierunku i pcha mnie w drugą stronę? No zły wiatr, oj, oj. No okej, niektórzy tak robią, ale czy to coś da? Czy dzięki temu dopływają tam, gdzie chcą? Nie, żeby dopłynąć do celu, trzeba tak żeglować, żeby poruszać się we właściwym kierunku.

 

DnS 3: Weź odpowiedzialność za skuteczność swojej komunikacji. Jeśli coś poszło nie tak, jak chciałeś, sprawdź, co możesz zmienić uSIEBIE. Aby wprzyszłości wpodobnej sytuacji zastosować lepsze techniki niż poprzednim razem.

1.2. Czy TY wiesz, oczym JA myślę,czyli omodelach statków wbutelkach

Marek wziął do ręki telefon, wybrał numer Eweliny, poczekał na połączenie i gdy odebrała, powiedział:

M. – Cześć. To co, widzimy się dzisiaj?

E. – Jasne, wieczorem.

M. – Okej, tam, gdzie ostatnio, o dziewiętnastej?

E. – Jak najbardziej, tam, gdzie ostatnio. Dziewiętnasta jest okej.

M. – No to na razie, do zobaczenia.

E. – No cześć.

Chwilę przed 19.00 Marek był na miejscu, ale Ewelina nie przyszła. Próbował się do niej dodzwonić, ale miała wyłączony telefon. Po 45 minutach czekania i 12 próbach dodzwonienia się wrócił do domu, rozczarowany i wkurzony, że się nie spotkali. Miał poczucie, że Ewelina wystawiła go do wiatru. Niepotrzebnie kupił bilety do kina. Zawsze kupował je w ostatniej chwili, ale tym razem kupił wcześniej. I po co, tylko niepotrzebnie wydał pieniądze. Mieli też pójść na dobre jedzenie do restauracji, a skończyło się na chińskiej zupce zjedzonej samotnie w domu.

Jako że zawsze stara się wyciągać wnioski z sytuacji, które mu się przydarzają, i następnym razem coś poprawić, zastanawiał się, co się stało, dlaczego się nie spotkali.

Ewelina zadzwoniła około 21.00. Też była zdenerwowana. Spytała Marka, czemu nie przyszedł na spotkanie.

M. – No przecież przyszedłem, to ciebie nie było, czekałem prawie godzinę.

E. – No chyba sobie żartujesz, byłam tam, a CIEBIE nie było, czekałam ponad czterdzieści minut.

M. – Zaraz, zaraz, ale gdzie czekałaś?

E. – Na bulwarze, pod pomnikiem Conrada, tam, gdzie się umówiliśmy.

M. – Pod jakim pomnikiem, przecież miałaś być na Słowackiego, przy rondzie Dąbrowszczaków.

E. – Miało być „tam, gdzie ostatnio”, a ostatnio spotkaliśmy się na bulwarze!

M. – Spotkaliśmy się kilka razy na bulwarze, to fakt, ale OSTATNIO, czyli we wtorek spotkaliśmy się na Słowackiego!

E. – O kurde, rzeczywiście, kompletnie zapomniałam…

Co się tutaj wydarzyło? Dlaczego Marek i Ewelina się nie spotkali? Dla każdego z nich „tam, gdzie ostatnio” znaczyło coś innego. On myślał o miejscu, w którym spotkali się dosłownie ostatnio, dwa dni temu. Ona o miejscu, w którym zaczynali trzy poprzednie spotkania i które zapamiętała. To sprzed dwóch dni wyleciało jej z pamięci, może dlatego że wtedy się pokłócili, a wcześniejsze spotkania były bardzo sympatyczne.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego te same słowa i wyrażenia niosą inne znaczenia dla różnych osób? Między innymi dlatego, że widzimy świat poprzez swoje „filtry”. Ma je każdy. I każdy ma inne.

Różnie też rozumiemy te same słowa. Prosty przykład: Jaki obraz pojawia ci się w głowie, kiedy pomyślisz słowo „pies”? Zapamiętaj ten obraz. Potem zadaj to pytanie kilku osobom i porównaj ich odpowiedzi ze swoją. Gwarantuję, że będą inne, niektóre nawet radykalnie. Tak jak doberman różni się od ratlerka, a kundelek różni się od owczarka niemieckiego. Są psy „kanapowe”, domowe, podwórkowe, wyścigowe, obronne, duże, małe, średnie itp., itd.

Te filtry to mechanizmy w naszych mózgach, które zmniejszają ilość informacji docierających do naszej świadomości. Informacji i bodźców w otaczającym świecie jest tak dużo, że nie bylibyśmy w stanie ich wszystkich świadomie przetworzyć, więc ich ilość jest zmniejszana przez nasz mózg i odbieramy ich zdecydowanie mniej. Granica przebiega pomiędzy świadomą i nieświadomą częścią mózgu. Część podświadoma (nieświadoma, czyli to, o czym nie myślimy, co dzieje się „samo” w naszych głowach) jest zdecydowanie większa pod względem możliwości przetwarzania informacji. Część świadoma jest pod tym względem mocno ograniczona. Inaczej byśmy oszaleli z powodu „przebodźcowania”. Z jednej strony są to dobre mechanizmy, działające na naszą korzyść, z drugiej jednak stwarzają pewne pułapki, o których warto pamiętać i na nie uważać.

Ekstremalnym przykładem „filtrowania” informacji był japoński żołnierz Hirō Onoda, dla którego druga wojna światowa zakończyła się dopiero w 1974 roku. Tak, w 1974 roku, czyli 29 lat po kapitulacji Japonii. Przez ten cały czas ukrywał się w filipińskiej dżungli i nie chciał przyjąć do wiadomości (wielokrotnie próbowano mu tę informację przekazać), że wojna się już skończyła i może wrócić do domu. Uwierzył dopiero swojemu byłemu dowódcy, majorowi w stanie spoczynku Yoshimiemu Taniguchiemu1.

Filtry to, dla uproszczenia, takie „sita”, przez które widzimy otaczający nas świat. Działają trochę tak jak okulary przeciwsłoneczne – odcinają część światła (bodźców/informacji), żeby nas nie raziło/nie męczyło. Nikt nie widzi wszystkiego, bo jego mózg filtruje to, co go otacza, przez własne poglądy i doświadczenia. Oto kilka przykładów.

Załóżmy, że chcesz kupić samochód. Wybrałeś markę i model, myślisz o nim, przeglądasz ogłoszenia w poszukiwaniu tego właściwego egzemplarza lub idziesz do salonu, wsiadasz do auta, odbywasz jazdę próbną. Potem wracasz do domu i co się dzieje? Wszędzie widzisz ten model samochodu. Czyżby nagle tyle aut tego właśnie modelu pojawiło się wokół ciebie?

Zaczęliście poważnie myśleć o dziecku. Albo „jesteście” w ciąży. I zaczynacie wokół siebie „wszędzie” dostrzegać dzieci, kobiety w ciąży, wózki itd. W sklepach „wpadacie” na półki z pieluchami i smoczkami. Dlaczego?