35,99 zł
„Wolność albo śmierć. Trzy słowa. Siedemnaście liter. Krawędzie, zawijasy, wypukłości pod palcami. Kolejna z naszych mantr. Uczepiamy się jej kurczowo i nasza wiara staje się prawdą”.
Lena żyje w świecie, w którym miłość uznano za niebezpieczną chorobę. Ludzie poddawani są zabiegowi, po którym już nigdy nie będą mogli kochać. Tuż przed operacją dziewczyna zakochuje się w Aleksie. Ich wspólna ucieczka kończy się tragicznie... Wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz ukochanego po raz ostatni. Zrozpaczona przystępuje do ruchu oporu, by walczyć o wolność i miłość. W tym samym czasie na jej drodze staje tajemniczy Julian…
Lena jeszcze nie wie, że od tej pory już nic nie będzie takie, jak dotychczas. Czy dziewczyna odnajdzie w sobie tyle siły, by dokonać właściwego wyboru?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 415
Data ważności licencji: 2/22/2027
Tytuł oryginału: Pandemonium
PANDEMONIUM Copyright © 2012 by Laura Schechter. By arrangement with the author. All rights reserved
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2022
Copyright © for the translation by Monika Bukowska
Projekt okładki: © 2016 by Jeff Huang
Adaptacja okładki na potrzeby polskiego wydania: Agnieszka Gontarz
Opieka redakcyjna nad wydaniem drugim: Natalia Karolak
Adiustacja: Anna Kopeć-Śledzikowska / Wydawnictwo JAK
Korekta: Anastazja Oleśkiewicz / Wydawnictwo JAK, Joanna Hołdys / Wydawnictwo JAK
Cytat biblijny: Ps 23, 1–4, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, oprac. zespół biblistów polskich z inicjatywy benedyktynów tynieckich, wyd. 3 popr., Poznań 1980
ISBN 978-83-7515-889-2
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik
Moim Rodzicom w podziękowaniu za wszystkie książki, rozmowy, obiady, anielską cierpliwość
Leżymy z Aleksem na kocu w ogrodzie przy Brooks Street 37. Drzewa wydają się większe i ciemniejsze niż zazwyczaj. Liście są niemal czarne, splecione z sobą tak gęsto, że zasłaniają niebo.
– To raczej nie jest najlepszy dzień na piknik – oznajmia Alex i właśnie wtedy uświadamiam sobie, że coś w tym jest, bo nawet nie tknęliśmy przyniesionego jedzenia. Koło koca leży koszyk pełen nadgniłych owoców, obleziony rojem małych czarnych mrówek.
– Dlaczego nie? – pytam. Leżymy oboje na plecach, wpatrzeni w plątaninę liści nad naszymi głowami, gęstą jak mur.
– Ponieważ pada śnieg – odpowiada Alex ze śmiechem. I znowu stwierdzam, że ma rację. Wokół nas wirują płatki śniegu barwy popiołu. Do tego jest zimno. Mój oddech zamienia się w kłęby pary, więc przyciskam się do Aleksa, próbując się ogrzać.
– Daj mi rękę – mówię, jednak on nie reaguje. Próbuję się wtulić w zagłębienie między jego ramieniem a piersią, ale jego ciało jest sztywne, twarde. – Alex, daj spokój. Zimno mi.
– Zimno mi – powtarza za mną, a jego usta, sine i spękane, ledwo się poruszają. Wpatruje się w liście nieruchomym wzrokiem.
– Spójrz na mnie – mówię, ale on nie odwraca głowy, nie porusza powiekami, jego ciało ani drgnie. Zaczyna we mnie wzbierać paniczny lęk, w głowie słyszę histeryczny głos: „Coś jest nie tak, coś jest nie tak!”, więc podnoszę się i kładę rękę na piersi Aleksa, która okazuje się zimna jak lód. – Alex – mówię, a potem krzyczę: – Alex!
– Leno Morgan Jones!
Wracam do rzeczywistości przy wtórze stłumionych chichotów.
Pani Fierstein, nauczycielka fizyki w klasie maturalnej szkoły Quincy Edwards High School dla dziewcząt w Brooklynie, spogląda na mnie surowym wzrokiem. To trzeci raz w tym tygodniu, kiedy zasnęłam na jej lekcji.
– Skoro temat stworzenia naturalnego porządku wydaje ci się zbyt nużący – oświadcza – proponuję wycieczkę do gabinetu dyrektorki, może to cię obudzi.
– Nie! – protestuję głośniej, niż zamierzałam, wywołując kolejną serię chichotów.
Zaczęłam naukę w tym liceum zaraz po przerwie zimowej – nieco ponad dwa miesiące temu – a już przypięto mi etykietkę klasowego świra. Ludzie unikają mnie, jak gdybym była chora – jak gdybym była chora na tę chorobę.
Gdyby tylko wiedzieli...
– To twoje ostatnie ostrzeżenie, panno Jones – mówi pani Fierstein. – Zrozumiano?
– Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy – odpowiadam, starając się przybrać skruszoną minę. Odsuwam od siebie wspomnienie koszmaru, odsuwam myśli o Aleksie, o Hanie, o mojej dawnej szkole. Jak najdalej, tak jak mnie nauczyła Raven. Moje dawne życie umarło.
Pani Fierstein rzuca mi jeszcze jedno spojrzenie – które, jak mniemam, miało wzbudzić we mnie strach – po czym odwraca się w stronę tablicy i wznawia swój wykład o boskiej energii elektronów.
Dawna Lena panicznie by się bała takiej nauczycielki jak pani Fierstein. Jest stara, złośliwa i wygląda jak skrzyżowanie żaby z pitbullem. Jest jedną z tych osób, które sprawiają, że remedium wydaje się zbędne – nie można sobie wyobrazić, by była zdolna do miłości nawet bez zabiegu.
Ale dawna Lena również umarła.
Pogrzebałam ją.
Zostawiłam ją za tamtym ogrodzeniem, za ścianą dymu i ognia.
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
