Oko Kanaloa. Część II - sir B. Angel - ebook

Oko Kanaloa. Część II ebook

Sir B. Angel

4,0

Opis

Tym razem Sheyla ma większy problem niż niespełniona miłość — zaczyna słyszeć głosy w głowie! Szybko okazuje się, że została opętana i to nie przez byle jakiego demona. W dodatku wojna miedzy bractwami zaczyna się coraz bardziej zaogniać. Wszyscy chcą zdobyć tajemniczą Księgę Śmierci, dzięki której bez wysiłku można zabić każdą istotę na świecie, ale można też dowolną postać wskrzesić. Taka władza to nie przelewki!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



sir B. Angel

Oko Kanaloa 2

Tajemnica Ducha

© sir B. Angel, 2017

Tym razem Sheyla ma większy problem niż niespełniona miłość — zaczyna słyszeć głosy w głowie! Szybko okazuje się, że została opętana i to nie przez byle jakiego demona. W dodatku wojna miedzy bractwami zaczyna się coraz bardziej zaogniać. Wszyscy chcą zdobyć tajemniczą Księgę Śmierci, dzięki której bez wysiłku można zabić każdą istotę na świecie, ale można też dowolną postać wskrzesić. Taka władza to nie przelewki!

ISBN 978-83-8104-920-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Prolog

Wierzysz w niebo i piekło? W Boga i jego odwiecznego wroga, Lucyfera? Nie, nie Szatana. Na samym początku, gdy panował chaos, nie było Szatana. To Lucyfer był głównym wrogiem Boga. Kiedy Bóg stworzył Ziemię i ludzi, Lucyfer uznał ich za dobrą zabawkę. Wpuścił węża i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Przez lata igrał z Bogiem, próbując udowodnić mu, jak nieidealne są jego twory. Do czasu, kiedy na Ziemi pojawił się Jezus. Był tak idealny, że nie dał się skusić na nic. Lucyfer zazdrościł Bogu i stworzył swojego syna. Wybrał najbardziej niegodziwą kobietę i sprawił, że stała się matką Szatana. Ten, od małego siał spustoszenie, zaczynając od zabicia własnej matki podczas porodu. To właśnie on przekupił Judasza i doprowadził do śmierci Jezusa. Lucyfer był z niego dumny, chciał oddać mu całą Ziemię we władanie, ale nie spodziewał się, że Szatan zapragnie jeszcze większej władzy. Mając część mocy Lucyfera, stworzył Księgę Śmierci, w której zapisany był byt każdej istoty ziemskiej i pozaziemskiej. Za jej pomocą zabił Lucyfera. Nie wiedział jednak, że piekło musi mieć władcę. Planował panować w niebie, na ziemi i w piekle, ale nie zdążył zrealizować swoich planów. Piekło pochłonęło go zaraz po zabiciu Lucyfera. Nie zdążył zabrać Księgi, która zaginęła na ziemi. Wysłannicy niebios również próbowali ją znaleźć, ale Księga dotknięta przez anioła, zamieniała go w pył. Została więc zapomniana. Odnaleziona dopiero przez faraonów, którzy zabijali się wzajemnie, by posiąść jej moc. Ze śmiercią Kleopatry, Księga ponownie zaginęła. Słuchy o niej wkrótce stały się tylko legendą. Aż po latach wykopalisk i prób odgadnięcia tajemnicy piramid, nareszcie na światło dzienne wydostały się istotne informacje, a szepty o Księdze Śmierci zrodziły się na nowo.

*

Chris nie spodziewał się, że tak szybko uda mu się namówić ojca na wizytę w bibliotece. Kiedy tam dotarli, uciekł pomiędzy półki. Nie szukał jednak bajek. Wiedział, że stara książka znaleziona na strychu to tylko opowieść i Księga Śmierci może być jedynie fikcją literacką, ale musiał sprawdzić. Jego małe serduszko biło niespokojnie, kiedy odnalazł odpowiedni artykuł. Przeczucie go nie zawiodło. Księga istniała naprawdę.

Po wyszukaniu informacji, przebiegł jeszcze kilka razy między działami i chwycił pierwszy tytuł, który wpadł mu w oczy. Zwykle zaczepiał bibliotekarki, żeby wyciągały mu pozycje z wyższych półek. Wielokrotnie przeglądał wszystkie i wymieniał je, ale teraz książki przestały być istotne, niemal nie dostrzegał ludzi, których zwykle zagadywał. Chciał być jak najszybciej w domu, wdrapać się na strych i czytać. Nie mógł jednak dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Doskonale ukrywał się z zamiarami.

— Już. — Wyszedł i pomachał książką, idąc w stronę samochodu. Ojciec czekał na niego przed wejściem.

— Szybko obróciłeś — zdziwił się mężczyzna. Oglądał się nerwowo dookoła. — Idź do samochodu, zaraz do ciebie przyjdę — polecił.

— Wracajmy do domu, chcę czytać! — Chłopiec podbiegł do ojca i zaczął ciągnąć go za rękę. Mężczyzna westchnął i uklęknął przy nim.

— Chris, tatuś musi jeszcze coś załatwić. Idź do samochodu i zacznij czytać. Zaraz do ciebie przyjdę, obiecuję — zapewnił chłopca. Dzieciak zmarkotniał i niechętnie odszedł. Dwa razy spoglądał za siebie, zanim otworzył drzwi. Wsiadł, ale nawet nie spojrzał na książkę. Przyglądał się ojcu, który przestępował nerwowo z nogi na nogę.

Po kilku minutach do mężczyzny podeszła starsza kobieta w słomianym kapeluszu na głowie. Mały nie słyszał, co powiedziała jego ojcu. To nie mogło być nic dobrego, ponieważ Charles wyraźnie się zmartwił. Po krótkiej rozmowie zacisnął pięści i poszedł do samochodu. Wsiadł i udawał, że nic się nie stało. Uśmiechnął się do syna, spokojnie wyjechał z parkingu, zaczął narzekać na pogodę. Było mu zbyt gorąco. Wspomniał coś o wakacjach, ale Chris nie słuchał. Chciał być w domu.

Kiedy dotarli, a ojciec zgasił silnik, chłopiec zapytał o starszą panią. Ojciec zostawił go bez odpowiedzi. Dziesięciolatek nie zastanawiał się długo. Wszedł do domu, przywitał się z matką i poinformował, że idzie do siebie. Obiecywał, że wyjdzie dopiero na kolację. Poprosił, żeby mu nie przeszkadzać, bo będzie czytał. Rodzice przytaknęli, a malec uśmiechnął się pod nosem, idąc w stronę swojego pokoju.

Zamknął za sobą drzwi, rzucił książkę na biurko, odczekał chwilę i wyszedł po cichutku. Stąpając po schodach na strych, starał się stawiać każdy krok tak delikatnie, jakby jedynie muskał stare drewno. Udało mu się niemal bezszelestnie.

Za dnia strych wyglądał zupełnie inaczej, niż w nocy. Nie było w nim nic przerażającego. Widać było tylko dużo więcej pajęczyn, które w nocy nie rzucały się tak w oczy. Ciepłe powietrze z zewnątrz sprawiało, że wilgoć była wyczuwalna w powietrzu.

Chris wdrapał się na fotel, wysunął odpowiednią encyklopedię i sięgnął po książkę, która przykuła jego uwagę ostatnim razem. Usiadł na fotelu, ale słońce wpadające przez okienko uprzykrzało czytanie. Nim odnalazł fragment, na którym zakończył, zrobiło mu się gorąco i duszno. Zszedł ze strychu i pomknął do swojego pokoju. Schował książkę pod poduszką i pobiegł do mamy po szklankę soku dla ochłody. Uderzył go słodki zapach ciasta, więc po drodze zgarnął kawałek. Z talerzykiem i szklanką zasiadł do lektury, która kusiła go od samego rana. Przewracał kartki, trafiając na początek odpowiedniej części. Nareszcie mógł zaspokoić głód.

Rozdział 1Głos w głowie prawdę powie

W filmie „Czego pragną kobiety” Mel Gibson dostał niesamowitą możliwość słyszenia kobiecych myśli. Głosy w jego głowie pomagały mu zrozumieć zawiłość kobiecych myśli i trafić w gusta osób, które chciał zdobyć. Na pewno spora część ludzi, którzy widzieli ten film, zastanawiała się później, jak to jest słyszeć obcy głos w głowie i móc wykorzystać go w życiu. Gdyby istniał sposób na poznanie odpowiedzi na nurtujące pytania, ile osób odważyłoby się go posłuchać? Czy w prawdziwym życiu człowiek potrafiłby zareagować tak spokojnie jak postać w filmie? Mel szybko zaakceptował nową umiejętność, ale wielu ludzi mogłoby się czuć nieswojo, kiedy usłyszeliby nagle cudzy głos, który zaczyna wskazywać im drogę. Czy nie tak rodzą się schizofrenicy? Oni też słyszą głosy.

Dziwne myśli nachodziły mnie czasami po nocnych seansach filmowych. Zwłaszcza, że Cassie zaczęła wybierać komedie romantyczne, których Preston nie lubił. To przestało sprawiać problemy, kiedy dziewczyna wykluczyła go ze wspólnych wieczorów. Wbrew przypuszczeniom, po powrocie do Miami, wciąż miała mu za złe wyznanie.

Podróż do Wenecji pozostawiła piętno na nas wszystkich. Czułam się nieswojo, gryzło mnie sumienie. Miałam chłopaka, którego zdradziłam i to z chłopakiem swojej najlepszej przyjaciółki. Jakby tego było mało, w tej przyjaciółce kochał się przyjaciel, uznawany przez wszystkich za geja. Niemal jak w kiepskiej telenoweli, pisanej przez bandę dzieciaków. Czasem miałam wrażenie, że przeznaczenie układa grupa złośliwych chochlików. Pod wpływem narkotyków, dla zabawy, połączyły dwie osoby, które się nie znoszą i zepsuły piękny obrazek. Teraz każde z nas miało jakiś problem, choć wcześniej tylko Preston nie czuł się dobrze.

Miałam nadzieję, że miłość mu przejdzie i przy każdej nadarzającej się okazji próbowałam go swatać z innymi dziewczynami. Każda jednak reagowała na to śmiechem. Do Prestona tak pasowała odmienna orientacja, że nikt nie potrafił uwierzyć w jego zmianę. Dodatkowo robił się coraz bardziej skryty i zamknięty w sobie. Powoli zapominałam jak brzmi jego głos. Nawet kiedy szliśmy razem na zajęcia, jedyne cudowne słowo, jakie padało z jego ust to: „Jestem”. Mógłby chociaż dodać, że głodny albo spragniony, albo zmęczony, albo zdołowany, albo frajerem. Wszystko brzmiałoby lepiej, niż to jedno krótkie słowo. Rozumiałam — był podłamany całą sytuacją. Liczył, że po swoim bohaterskim czynie z Włoch, zyska sympatię Cassie, ale ta trzymała go na dystans. Zrobiła się nieufna i chciała spędzać czas tylko ze mną. Hunt z kolei zrobił się milszy, choć to naturalne po tym, co przeszliśmy. Wciąż był z Cassie, a o naszym wyskoku nie rozmawialiśmy, odkąd wyszliśmy z kabiny jachtu. Mi się nie spieszyło, żeby poruszać temat.

Jak widać, pomijając drobne spaczenia, moje otoczenie było prawie normalne. Gorzej ze mną. Nie mogłam spać. Odkąd wróciłam, nie przespałam normalnie ani jednej nocy. Myśli buszowały po mojej głowie i nie potrafiłam ich wyciszyć. Jak tylko przysnęłam, zaraz budziłam się z krzykiem. Śniłam o dziewczynie łudząco podobnej do mnie, niemal identycznej. Podchodziła do mnie i się uśmiechała, a dopiero wtedy dostrzegałam, że jej oczy są całkowicie czarne. Nie miała białek ani tęczówek. Wyglądało to jak wielkie źrenice, z których nagle zaczynała płynąć krew. Kiedy tylko ją widziałam, wpadałam w panikę i się budziłam.

Mimo nieprzespanych nocy, wstawałam wypoczęta. Byłam jednak roztargniona i nie potrafiłam się na niczym skupić. Zdarzało się, że nagle zaczynało mi szumieć w głowie. To nie było nic związanego z bractwem. Zapytana o to Cassie odpowiadała, że nic podobnego nie słyszy. Przypisałam to nerwicy, jakiej zapewne nabawiłam się przez akcje, w których mogłam stracić życie. Tylko Trevor był mi pocieszeniem w tych tragicznych dniach. Mogłam do niego pisać w środku nocy, mogłam prosić o spotkania, kiedy chciałam. Nigdy nie odmawiał. Zwykle kazał czekać kilka godzin, albo dni, ale zawsze się zjawiał. Zawsze. Zwłaszcza w Walentynki. Wybraliśmy się do uroczej knajpki, przystrojonej w motywy związane ze świętem zakochanych. Wszędzie było masę czerwieni, serduszek i kupidynów dyndających w samych pieluchach.

— Karnawał wenecki mnie zachwycił. Znajomy matki oprowadził mnie i przyjaciół po mieście. Cassie była zachwycona tymi wszystkimi kreacjami, a Preston miastem, które znał z gry — opowiadałam Trevorowi wszystko. Zwykle mówiłam niewiele, ale przy nim usta mi się nie zamykały. Zauważyłam, że chwilami aż próbował wciskać we mnie mus malinowy, żebym dała mu się wypowiedzieć. Byłam jednak tak zajęta własnym tokiem myślowym, że nie zwracałam na to większej uwagi.

— Ja też byłem na karnawale weneckim. Aż dziwne, że na siebie nie wpadliśmy. To duże miasto, ale ludzie skupiają się w jego sercu. Może nawet kilka razy minęliśmy się między uliczkami — zasugerował, uśmiechając się uroczo. Zawsze, kiedy to robił, w kącikach jego oczu tworzyły się delikatne zmarszczki. Wyglądał przesłodko. Można się było zakochać w samym widoku. Kiedy taki chłopak siedział obok, świat od razu robił się piękniejszy.

— Niesamowite — westchnęłam rozmarzona. — Byliśmy tak blisko siebie!

— Też miałaś maskę? Mi ojciec zawsze przywoził prezenty z podróży biznesowych. Z Wenecji były to maski. Mam ich u siebie całą kolekcję. Może chcesz je obejrzeć?

— Z chęcią — przytaknęłam i radośnie pokiwałam głową.

— Wieczorem możemy się do mnie wybrać, ale najpierw mam jeszcze kilka niespodzianek. — Uśmiechnął się uwodzicielsko. Przesunął twarz minimalnie w moim kierunku. Pokonałam szybko pozostałą odległość i doprowadziłam do zetknięcia się naszych ust.

Całus, jakich pary wymieniają tysiące. Krótki, delikatny, słodki. Z czasem takie gesty powszednieją, ale mi zawsze jego usta smakowały równie dobrze. Nawet kiedy dotykam ich tylko przez chwilę.

— Chętnie do ciebie wpadnę — mruknęłam, zalotnie machając rzęsami. Zagryzłam nawet dolną wargę dla spotęgowania efektu. Czasem miałam wrażenie, że takie działania wychodziły mi w strasznie wymuszony sposób, kiedy próbowałam naśladować Cassie, ale uwodzenie Trevora stało się dla mnie tak naturalne jak oddychanie. W mojej głowie rodziły się dwuznaczne wypowiedzi i żarciki związane z poruszanymi tematami. Jakby działał na mnie niczym magnes.

— Puszczę nastrojową muzykę, pokażę ci maski, rozmasuję szyję, a potem zatopię się w twoich ustach. — Z każdym słowem zbliżał się coraz bardziej. Uśmiech nie schodził mi z ust. Byłam wniebowzięta, kiedy go słyszałam.

— Moje usta…

— Już teraz mam na nie niesamowitą ochotę — przerwał mi, zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Zwykle takie zachowania mnie denerwowały, ale w jego wykonaniu jedynie dodawały smaku.

— Obsługa nas wyprosi, jeśli za bardzo zaszalejemy. — Zaczęłam chichotać, patrząc się w stolik.

— Jeśli nas wyrzucą, to będzie twoja wina.

— Moja?!

— Tak — potwierdził i przyciągnął mnie mocniej. Zbliżył twarz, a potem zaczął przesuwać ustami po mojej szyi. — To ty tak na mnie działasz. Twój głos, twój zapach, twoje seksowne ciało.

Poczułam falę gorąca, która uderzała mi do głowy. Uwielbiałam komplementy (jak każda kobieta!), jednak te z ust Trevora działały na mnie z potrójną siłą. Sposób, w jaki mnie dotykał, sprawiał, że miałam ochotę się na niego rzucić i zgwałcić go w publicznym miejscu, za co pewnie dostałabym dożywotni zakaz pojawiania się w tego typu knajpkach.

Wibracja w kieszeni sprowadziła mnie na ziemię, jednak próbowałam udawać, że jej nie dostrzegam. Niestety to całkowicie wybiło z rytmu Trevora. Odsunął się i wrócił do grzecznej pozy.

— Nie odbierzesz? — zapytał.

— Nie, to na pewno nic ważnego. — Machnęłam ręką, jednak zerknęłam ukradkiem na wyświetlacz. Pokazał się na nim numer Hunta. Znowu byłam na niego wściekła. To był jedyny typ, który nawet na odległość potrafił działać na mnie jak płachta na byka. — Nic się nie stało. Możemy wrócić do tego, na czym skończyliśmy. — Starałam się być w pełni uwodzicielska i zalotna, ale raz stracona chęć na igraszki już nie wróciła. Trevor dalej był czarujący, ale więcej się do mnie nie zbliżał. W końcu zadzwonił również jego telefon. Przeprosił i powiedział, że w tym wypadku, to może być coś pilnego. Odszedł kilka kroków, żeby spokojnie porozmawiać.

Byłam zła na osobę, która wynalazła telefony. Gdyby nie one, moja randka wyglądałaby dużo lepiej! Nic więc dziwnego, że kiedy o cholerstwo znowu się rozdzwoniło, miałam ochotę roztrzaskać je o podłogę. Jeśli to by był znowu Hunt, następnego dnia musiałabym się wybrać do sklepu po nowy aparat, ale tym razem natrętem okazała się moja przyjaciółka. Miałam od niej już cztery nieodebrane połączenia, więc za piątym razem dałam jej powiedzieć, co jest tak ważnego, żeby przerywać mi walentynkową randkę.

— She, czemu nie odbierałaś? Nieważne. Pamiętasz, że walentynki zawsze spędzamy razem? W tym roku mamy niespodziankę! To będzie legendarne, zobaczysz! Tylko musisz się pospieszyć, bo nie zdążymy. — Cieszyła się z każdego wypowiedzianego słowa. Gdybym nie była zła, pewnie udzieliłby mi się jej dobry nastrój.

— Pogadamy o tym później, teraz jestem zajęta.

— Nie ma później, She. Takiej okazji nie pozwolę ci przepuścić! Już po ciebie jedziemy. Pozdrów Trevora i powiedz, że pali ci się dom. Musisz tu być!

— Cass, nie ma takiej opcji, żebym…

— Jesteście jeszcze w „Cherries”, prawda? Zaraz tam będziemy. — Zdawało się, że wcale mnie nie słuchała. Cała Garnet! Zawsze wszystko musiało być po jej myśli!

Rozłączyła się nim zdążyłam powiedzieć chociaż słowo. Byłam pewna, że po odłożeniu telefonu, zaczęła się cieszyć i klaskać. Ja tymczasem wcale nie czułam się szczęśliwsza. Wręcz przeciwnie.

Starałam się uspokoić, robiąc kilka głębokich wdechów. Spojrzałam w stronę Trevora. Zauważył smutną minkę i cmoknął w moim kierunku, po czym odwrócił się tyłkiem i jeszcze chwilę rozmawiał. Nie dawał mi nawet obserwować swojej mimiki, więc nie miałam absolutnie nic do roboty. Zastanawiałam się tylko nad tym, co mu powiedzieć o pomyśle Cass.

— Przepraszam cię, Sheyla, ale reszta niespodzianek musi poczekać. Wiem, że to najgorszy moment, ale muszę wyjechać na kilka dni. Ojciec mnie potrzebuje w firmie. Naprawdę chciałbym spędzić z tobą walentynki, ale nie wszystko zależy ode mnie. Obiecuję, że odbijemy to sobie następnym razem i nic nie przepadnie — powiedział, jak tylko wrócił. Nawet nie usiadał, tylko stanął nade mną z posępną miną. Widziałam, że to co mówi, jest prawdą. Wyglądał na naprawdę smutnego. Sprawił tym samym, że nie musiałam się więcej zastanawiać nad wymówką. Zgraliśmy się idealnie co do końca spotkania.

— Nic się nie stało. I tak przyjaciółka za mną wydzwania i przypomina, że zawsze spędzamy walentynki razem. Wiesz, to nie tylko święto miłości, ale też przyjaźni. — Wyjęłam portfel, żeby pokryć swoją część rachunku.

— Nie żartuj, ja zapłacę. — Uśmiechnął się grzecznie.

— Dziękuję, ale nie trzeba — odpowiedziałam równie uprzejmie. — Nie lubię, jak ktoś za mnie płaci.

— Kochanie, przecież ja nie płacę za ciebie, tylko za koktajl truskawkowy. — Był słodki. Wspaniały. Cudowny. Nie potrafiłam mu się postawić. Wręcz przeciwnie, strasznie mi się podobało jego podejście. Traktował mnie jak prawdziwą kobietę, a nie zwykłą dziewczynę, jakich na pęczki. Czułam się wyjątkowa. Podeszłam do niego i razem ruszyliśmy do wyjścia.

— Twoi przyjaciele chyba nie bardzo mnie lubią — zagadnął po wyjściu z baru.

— Twierdzą, że im mnie zabierasz, ale nie wiedzą, co mówią. Wystarczy mnie dla ciebie i dla nich. — Przytuliłam się do niego i dałam mu całusa w policzek.

— Wskakuj, odwiozę cię — zarządził, kiedy doszliśmy do jego samochodu.

— Nie trzeba. Zaraz po mnie podjadą. Cassie znowu coś wymyśliła. Zależy jej na czasie i pewnie mają po drodze.

— Dobrze. Poczekam na nich z tobą. — Przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy wymieniać pocałunki, uśmiechając się do siebie. Mamrotaliśmy, sycąc się wzajemnie słodkimi słówkami.

Kiedy usłyszałam hamowanie z piskiem opon, wiedziałam, że to ostateczne pożegnanie.

— Uciekam. To po mnie — rzuciłam, niechętnie się od niego odklejając.

— Chętnie poznam Prestona i Cassie. Wiele o nich opowiadałaś. Może mnie polubią, jeśli dasz nam szansę się spotkać — zaproponował. Pokiwałam szybko głową.

— To świetny pomysł, ale nie teraz. Obecnie jesteśmy na etapie sprzeczania się, ale obiecuję, jak tylko będzie okazja.

— She, no chodź już! — usłyszałam za plecami krzyk Cassie.

— Pa. — Ostatni raz pocałowałam Trevora i odeszłam, co chwilę odwracając się w jego stronę. On również odprowadzał mnie wzrokiem. Właściwie to byłam prawie pewna, że bardziej, niż mnie, obserwował samochód, do którego się zbliżałam. Analizował trzy siedzące w nim postacie, po czym wracał wzrokiem do mnie i znów do nich. Gdyby nie musiał wyjechać, może mogłabym go zabrać ze sobą w to tajemnicze miejsce, które tym razem wymyśliła Cassie. Ona zawsze wszystko planowała. Mi i Prestonowi wystarczyłby wieczór z chrupkami i lampką wina, ale ona upierała się, żeby świętować każdą możliwą okazję. W końcu raz się żyje.

Wsiadłam do samochodu bez grama entuzjazmu. Cass od razu mnie przytuliła i cmoknęła w policzek. Kazała Huntowi ruszyć, a ten całą drogę nie mógł zamknąć mordy. Non stop nadawał, jaka to jego siostra jest fajna, że kupiła mu samochód. Nic wielkiego, jedynie czarny kabriolet, którym mógł się wozić po całym mieście. Właściwie na jej miejscu pewnie zrobiłabym to samo. Dziewczyna mogła sobie pozwolić na taki wydatek, a to przynajmniej gwarantowało, że braciszek nie ukradnie więcej jej limuzyny.

Szumiało mi w głowie, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Cassie uwielbiała robić niespodzianki, choć kiedy jej pomysły nie spotykały się z oczekiwaną reakcją, miała to sobie za złe przez długi czas i dopytywała, co zrobiła źle. Nie chciałam sprawiać jej przykrości, ale kiedy z Huntem wywiozła nas do sąsiedniego stanu na koncert Queen, nie mogłam długo ukrywać bólu głowy. Byłam zachwycona, że znalazłam się przy samej scenie, na której wariowały gwiazdy światowego formatu, ale czułam się niemal zamroczona. Szum, w połączeniu z basem i głośnikami na scenie, robił się nie do zniesienia. Mimo wszystko, zaciskałam zęby i wytrzymałam cały koncert. Było nieźle. Całą drogę powrotną czułam, jakby jakaś odśrodkowa siła rozrywała mi głowę i robiła balonowe zwierzątka z moich szarych komórek, ale było warto. Liczyłam, że wymigam się od imprezy, którą Cassie zorganizowała u siebie. To również miała być niespodzianka, ale wszyscy wiedzieli, że w jej domu czeka cała horda wielbicieli i imprezowiczów, którzy wykorzystają każdą okazję do zabawy. Zjawiliśmy się tam w komplecie. Hunt od razu chciał wyciągnąć swoją dziewczynę do tańca, ale ta uciekła do pokoju, warcząc na niego, kiedy próbował iść za nią. Preston w tym czasie z plecaka wyciągnął kartkę z sercem i słodkimi rymowankami o miłości. Wręczył ją Cassie, kiedy dziewczyna tylko pojawiła się na horyzoncie. Niestety reakcja go nie ucieszyła. Odkąd Cassie wiedziała, że Preston się w niej zakochał, była dla niego równie bezlitosna, jak dla innych adoratorów. Właściwie nawet bardziej — pozornie zachowywała się wobec niego jak dawniej, ale dodawała do tego przesadne czułości z Huntem i dogryzanie biednemu Prestonowi. Nie wiedziałam, ile jeszcze chłopak będzie w stanie wytrzymać.

— Nie kocham cię — powiedziała w jego kierunku, rzucając kartkę na stolik. — I nigdy się w tobie nie zakocham.

— Cassie, może chociaż spróbowałabyś dać mi szansę?

Kiedy Hunt wszedł do salonu, Preston klęczał przed Cassie. Taki widok niezmiernie zdziwił jej chłopaka. W końcu on w dalszym ciągu nie wiedział, że przyjaciel się w niej zadurzył.

— Co tu się dzieje? — zapytał, patrząc groźnie na klęczącego.

— Preston nie jest gejem — wytłumaczyła Cassie.

— Wiem. Od początku wiedziałem. — Blake wyglądał, jakby ani trochę się nie zdziwił. — Widzę, jak patrzy na kobiety. Źrenice rozszerzają mu się z podniecenia, ilekroć Cass jest obok. Na facetów nie reaguje wcale. Jedynie na mnie, bo jestem wrogiem, który zdobył jego dziewczynę.

— Nie jestem jego. I nigdy nie będę — wtrąciła się Cassie. — Od­dycha­my tym sa­mym powietrzem. To wys­tar­czający stop­ień zażyłości.

— Szczegóły. — Machnął na nią ręką i zgarnął chłopaka z podłogi. Złapał go za ramiona i pchnął w stronę drzwi. — Jedynie przez wzgląd na przyjaźń z moją dziewczyną, nie dostaniesz tego, na co zasłużyłeś. Ostrzegam jednak, że to ostatni raz, kiedy stosuję według ciebie taryfę ulgową. Podrywanie mojej dziewczyny kończy się śmiercią — pogroził mu.

Miałam ochotę rzucić się w obronie przyjaciela, ale musiałam przyznać Huntowi rację. Preston próbował rozwalić ich związek. Nie, żebym ja nie zrobiła tego wcześniej, bzykając się z Huntem w Wenecji, ale to było zupełnie coś innego. Po pierwsze: byłam naćpana, a po drugie: byłam naćpana!

— Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. — Preston pogroził palcem trzy razy silniejszemu od siebie facetowi, który niemal toczył pianę z ust na jego widok. Pierwszy raz widziałam taką scenę z jego udziałem. Nigdy odwagą nie grzeszył, a w tamtym momencie nie przejmując się Huntem, spoglądał z uśmiechem na jego dziewczynę.

— Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał, a miłość potrafi przenosić góry. W twoich pięknych, zielonych oczach jest zamknięty cały mój świat. Miało być normalnie… ale żadne z nas tego tak naprawdę nie chce. Ja chcę czegoś więcej, a ty, jak sama określiłaś, nie potrafisz mi tego „więcej” zapewnić. Tak właśnie powstaje to coś, co względnie ktoś nazwał przyjaźnią… ale my nie będziemy potrafili być teraz tylko przyjaciółmi. Za dużo między nami namiętności, uczucia. Wiem, że to czujesz. Wiem też, że musze poczekać. Poczekam, ale nie każ mi być tylko przyjacielem, bo wiem, że nie będę potrafił — dodał i wyszedł. Sposób, w jaki to zrobił, sprawił, że dwie dziewczyny, które się temu przysłuchiwały, wyszły za nim podekscytowane, jakby chciały go odbić mojej przyjaciółce. My wiedzieliśmy, że nie mają na to szans. Dla zakochanego mężczyzny, nawet najpiękniejsza kobieta świata nie jest pokusą. On chce tylko tej jednej jedynej.

— Cass, powinnaś szanować Prestona. Chociażby za największy komplement, jaki od niego masz na każdym kroku. Jest w tobie zakochany. Ze wszystkich dziewczyn na ziemi, on wybrał właśnie ciebie. Zresztą musisz przyznać, że to było… boskie. — Szturchnęłam przyjaciółkę, która uśmiechnęła się pod nosem. Na pewno jej to pochlebiało, choć wielu facetów robiło dla niej już różne rzeczy. Byli tacy, którzy wysyłali listy miłosne, inni stawali pod oknem i grali na gitarze. Ciężko zaimponować rozchwytywanej dziewczynie, ale czasem jedno zachowanie wystarczy. Hunt też o tym wiedział, dlatego za uświadomienie sytuacji przyjaciółce, ukarał mnie groźnym spojrzeniem.

— Boskie to było dostać czterdzieści walentynek od nieznajomych dziewczyn. — Szybko na jego usta wrócił cwaniacki uśmiech. — Mężczyzna rozchwytywany przez kobiety i kobieta rozchwytywana przez facetów. To jest dopiero boskie. Cassie, jesteśmy dla siebie stworzeni.

Przytulił dziewczynę i zabrał ją z pokoju. Korzystając z nieuwagi przyjaciół, wróciłam do domu. Wytłumaczyć musiałam się dopiero następnego dnia, ale wymówka, którą kupili bez zastanowienia, sama pojawiła się w mojej głowie. Przerażające, z jaką łatwością potrafiłam okłamać własnych przyjaciół. Tę zdolność nabyłam dopiero po powrocie z naszej wyprawy.

— Cały czas tam byłam. To wy się gdzieś zaszyliście — szłam w zaparte, kiedy Cassie ze swymi dwoma amantami dorwała mnie między zajęciami.

— Szukałam cię wszędzie. To pewnie przez tłumy. Przez dom jeszcze nigdy nie przewinęło się tyle osób, co w tym roku. Następna impreza będzie kameralna — oświadczyła blondynka. Wszyscy skwitowaliśmy to śmiechem.

— Stały tekst Cass, a na następną zaprosi pół miasta. — Przez chwilę Preston spojrzał na Hunta, jakby byli dobrymi kumplami. Brakowało tylko, żeby przybili piątkę.

— Wcale nie!

— Zbaczamy z tematu, kotku. — Hunt przycisnął ją do swojej klaty, a dziewczyna zamiast się udusić, odetchnęła kilkakrotnie.

— Prawda. Wczoraj nie zdążyliśmy ci powiedzieć, że wzywają nas do Arkaim. Wszystkich. Nawet Preston. Możliwe, że teraz siłą włączą go do bractwa — powiedziała, jak tylko wyplątała się z uścisku.

— Nie będę protestował.

— Znowu zaczynasz? — skarciła go blondynka. Preston cmoknął w jej kierunku.

— Wiem, że się o mnie martwisz i bardzo mi to pochlebia, ale jeśli jest możliwość przyłączenia się, to mnie nie powstrzymasz. Kiedy nadejdzie zagrożenie, twój chłopak będzie bronił własnego tyłka. Ja chcę obronić ciebie, nawet kosztem życia.

Hetero-Preston zachowywał się zupełni inaczej, niż homo-Preston. Po odrzuceniu przeżył szok, ale nie wiedzieć kiedy, nagle zmienił się nie do poznania. Był bardziej pewny siebie, oddany… i zachowywał się jak rycerz z francuskich baśni — wywalał z siebie milion deklaracji miłosnych na dobę. Nie ukrywał, że dla tej jednej dziewczyny poruszyłby niebo i ziemię. Zakrawało to pod desperacką postawę, ale w oczach Cassie widziałam blask zachwytu, przy każdej jego patetycznej przemowie.

— Czyżbyśmy nagle stali się cennym nabytkiem? — Uśmiechnęłam się, zadzierając brodę do góry. Można się było domyślić, że nasza akcja nie umknie uwadze bractwa. — Kiedy mam odebrać medal za zdobycie Światła?

— Dowcipna jesteś — uciął Hunt. — Mamy się stawić przed trybunałem. Będą nas sądzić za samowolę. Mamy poważny problem. Ja mam. Możecie śmiało zwalić wszystko na mnie. To był mój pomysł i przyznam się do tego.

— Blake, wszyscy tam byliśmy. Nikogo nie zmuszałeś do udziału. Jesteśmy tak samo winni jak ty. — Cassie położyła rękę na jego ramieniu. Chłopak wtulił się w nią, jakby w jej biuście znalazł bezpieczną kryjówkę. To jednak dziewczynie nie pasowało i szybko go od siebie odsunęła. — She, ty nie brałaś udziału w walce, więc nie powinno ci się oberwać za mocno. Może najlepiej w ogóle nie mów o Świetle. Powiem, że ja stłukłam fiolkę jeszcze przy teleskopie, a ty się tylko temu przyglądałaś. Trzeba zminimalizować szkody.

Zamilkłam. Na początku chciałam zacytować Trzech Muszkieterów, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Nie jestem typem bohatera, który podstawi głowę pod stryczek. Jeśli ktoś chciał przyjąć karę za mnie, nie miałam zamiaru protestować. Oczywiście chciałam być tam z nimi i nie miałam zamiaru kłamać, ale jeśli rada nie obciążyłaby Cassie bardzo mocno za moje przewinienia, to wolałam trzymać się z boku.

Dopiero dwa dni później dowiedziałam się o terminie narady. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin mieliśmy się stawić w siedzibie bractwa. Prestona ostatecznie nie wezwali, z racji ograniczeń czasowych. My musieliśmy się teleportować, a on niechętnie został w domu.

Kiedy dotarliśmy do Arkaim, dwóch facetów czekało przy teleporterze. Oficjalnie nas powitali, sprawdzili dokumenty i zaprowadzili do wielkiego, okrągłego budynku, w samym środku fortecy. Przypominało to niemal arenę walk gladiatorów. Wokół rozciągały się rzędy siedzeń, zapełnione po brzegi, a na środku pozostawiono miejsce na cztery odseparowane krzesła, na których mieliśmy usiąść my.

Znaleźliśmy się na wprost szerokiej ławy, zza której przyglądało nam się bacznie osiem osób. Nie rozpoznałam ani jednej. Przed nimi stały karteczki z numerami okręgów. Tylko dziewiąte, środkowe miejsce było wolne i nieoznaczone.

Czekaliśmy długą chwilę, zanim rozległ się dźwięk kościelnych dzwonów i wszyscy wstali. Na salę wszedł człowiek, którego zdążyłam już poznać. To był Morgan Farley. Z miejsca, w jakim siedział, wyczytałam, że nie tylko nadzorował nasz okręgu, ale także był głównym dowodzącym całego bractwa. Hunt patrzył na niego z uwielbieniem, kiedy tylko mężczyzna się pojawiał. Mogłam się domyślić, że właśnie o władzę chodziło.

Farley wygłosił mowę dla wszystkich zebranych opowiadając o naszych działaniach. Na koniec powiedział, że jesteśmy przesłuchiwani pod zarzutem samowoli. Bractwo nie mogło ścierpieć, że Hunt, którego nawet nie zakwalifikowali do żadnego oddziału, porwał się na tak wielki projekt i zdobył na własną rękę więcej informacji, niż udało się to całej reszcie. Co prawda, dowiedzieli się w ostatniej chwili o Wenecji, ale nie mieli pojęcia o teleskopie. Wiedzieli, że Neftyda planuje tam akcje, jednak nie mieli dokładnych informacji i nie byli w stanie nic zrobić. Gdyby nie my, bractwo mogłoby już przestać istnieć, a po Ziemi panoszyłyby się wszelkiej maści demony — tylko to uratowało nas przed wyrokiem.

— Czyj to był pomysł? — padło wreszcie pytanie.

— Mój — odpowiedział bez najmniejszego zawahania Hunt.

— Blake, nie muszę chyba wspominać, że to nie pierwszy twój wyskok tego typu. Miej się na baczności. Jeszcze jedno działanie za plecami bractwa i zostaniesz wykluczony — przestrzegł go jeden z sędziów.

— Kto jest odpowiedzialny za zniszczenie Światła Czarnego Księżyca? — padło kolejne pytanie. W tym momencie odpowiedzieliśmy jednocześnie. Cała czwórka. Każdy wskazał na siebie. Nic dziwnego, że zgromadzeni nie wiedzieli, jak to odczytać. Hunt poczuwał się do odpowiedzialności za wszystkich, Virginia wytrąciła mi probówkę z ręki, a Cassie chciała wziąć winę na siebie. Ja z kolei nie mogłabym słuchać, jak obwiniają moją przyjaciółkę o coś, co zrobiłam ja. Myślałam, że będę potrafiła, ale nie dałam rady. Zaczęliśmy tłumaczyć, jedno przez drugie i dałabym głowę, że nikt nie był w stanie nas zrozumieć. Do tego samego wniosku doszedł Farley, który swoim donośnym głosem nas uciszył, a potem wskazał na mnie.

— Ty, mów. Jak doszło do zniszczenia Światła?

— No więc… — Podrapałam się po swojej czuprynie. Nie byłam pewna, co mogę powiedzieć, a czego nie powinnam. — Właściwie to ja jestem winna, bo wykradłam probówkę i z nią uciekłam. Plan był taki, żeby przywieźć ją tu i oddać w ręce bractwa. A nuż by się przydała do jakichś badań, albo czegoś w tym stylu. Można też powiedzieć, że winny jest Hunt, bo jak tylko zobaczył w moich rękach Światło, rzucił się, żeby mi je zabrać. No i wreszcie winna jest Virginia, która ruszyła do mnie w tym samym czasie. Cassie właściwie nie jest winna. Ona się tylko do mnie przytuliła, a pech chciał, że w trójkę wytrącili mi probówkę z rąk i tak przepadły całe dowody.

Po moich wyjaśnieniach, zaczęły się obrady i dyskusje. Ostatecznie Farley stwierdził, że to był ostatni raz, kiedy bractwo daruje nam taki występek, ale uratowaliśmy wszystkich, więc może nam zostać wybaczone. Po uniewinnieniu nas, dopytywali o resztki rozbitej probówki, ale wytłumaczyliśmy im, że Światło się rozproszyło, a szkło wyrzuciliśmy. Nikt nie miał powodu później go szukać.

Właściwie to tuż przed wyjściem rady, spojrzałam na swojego palca i malutką bliznę, jaką miałam po rozcięciu palca o szkło.

— Mogłabym jeszcze… — nie dali mi skończyć. Rada wyszła, a do nas zbliżyło się dwóch ochroniarzy. Byliśmy przez nich eskortowani do wyjścia. Hunt cały czas na nich spoglądał, kiedy szliśmy w stronę teleportera. W ostatniej chwili schował się za mijanym budynkiem, każąc nam wracać do domu. Nie chcąc go wydać, posłusznie użyłyśmy sprzętu i przenieśliśmy się na drugi koniec świata.

Rozdział 2Najbardziej boli rana przez bliskich zadana

Miami zaczynało powoli raczyć mieszkańców coraz wyższymi temperaturami. Zwykle nie mogłam znieść wiecznych upałów, ale wyjątkowo mnie to uradowało — mogłam ubrać lekką sukienkę na spotkanie z Trevorem. W innych stanach trwała jeszcze zima, kiedy u nas wiecznie było lato. Nie brakowało roześmianych twarzy, odkrytych dekoltów i krótkich spódniczek. Ja nie lubiłam pokazywać za dużo ciała. Zwykle stawiałam na stonowane kolory i proste wzory. Trevorowi się podobało, a mnie do szczęścia nie brakowało niczego więcej. Zdarzało nam się rozmawiać o modzie i dowiedziałam się, że faceci wcale nie lubię strojów ladacznic. Zbyt seksowne kreacje, które odsłaniały zbyt wiele, nie pozostawiały im żadnego pola dla wyobraźni, a panowie uwielbiają rozmyślać o tym, co kryje się pod materiałem. Razem doszliśmy do wniosku, że przylegające do ciała sukienki są najlepszym wyborem.

Po upalnym dniu, ucieszyłam się na propozycję spędzenie czasu w klimatyzowanej, ciemnej sali kinowej. Akurat pojawił się nowy film romantyczny, więc atmosfera zbudowała się sama. Mi pozostało tylko spijać colę z ust mojego towarzysza.

Był bardzo delikatny. Na początku tylko objął mnie ramieniem, a dopiero kiedy para na ekranie zdążyła się bzyknąć, pogłaskał mnie po dłoni. Nigdy nie słynęłam z cierpliwości, więc sama odwróciłam twarz w jego stronę. To wystarczyło, żeby poczuć słodycz coli pomieszaną ze słonym posmakiem popcornu.

Nasyciłam się kilkoma pocałunkami i uśmiechnięta wróciłam do oglądania. W tym czasie rozbudził się zwierzęcy zew Trevora, który moje odsunięcie potraktował za zachętę do dalszego działania. Nie zdziwiłam się, kiedy poczułam jego ciepłą dłoń na kolanie, ale jak zaczął ją przesuwać do góry, byłam lekko przestraszona. Spojrzałam w jego kierunku, ale wzrok miał wbity w ekran. Pomyślałam, że musiałam sobie coś ubzdurać i zaczęłam się uspokajać. Jego dłoń jedynie masowała moje udo. To nic wielkiego.

Kurde, palcami prawie dotykał moich majtek, bo zachciało mi się sukienki! To nic wielkiego, że prawie zaczynał mnie macać w miejscu publicznym. Nic wielkiego! Naprawdę nic. Byłoby to nic, gdyby nie przesunął się dalej. Niby koronki majtek nie mają połączeń nerwowych z ciałem osoby, która je nosi, ale słowo daję, czułam, jak delikatnie zaczyna o nie zahaczać!

Kiedy był stosunkowo najdalej punktu docelowego, zacisnęłam odrobinę nogi. Napotykając przeszkodę, odwrócił się do mnie z uśmiechem. Drugą ręką pociągnął w swoją stronę mój podbródek i dał mi całusa.

— Podoba się? — zapytał zadowolony. Nie byłam pewna, czy miał na myśli film, czy swoje zachowanie. Musiałam się nad tym dłuższą chwilę zastanowić, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Po kilku sekundach wpadłam na genialny pomysł — po prostu się uśmiechnęłam i zapchałam usta resztkami popcornu. Nie było mu to do końca na rękę, ale odpowiedział na wpół wymuszonym uśmiechem i przestał pchać łapki tam, gdzie publicznie nie wolno. Co prawda byliśmy parą, ale nigdy nie doszło między nami do czegoś więcej, więc czułam się niepewnie w nowej sytuacji. Po wyskoku z Huntem miałam wrażenie, że jestem niegodna Trevora. Gdybyśmy przeszli na kolejny poziom znajomości, czułabym się w obowiązku, żeby mu o wszystkim powiedzieć, a niespecjalnie mnie do tego ciągnęło.

Nie spodziewałam się tylko, że na ten wieczór on miał zupełnie inne plany. Po kinie, zamiast odwieźć mnie do domu, stwierdził, że pojedziemy gdzieś na oślep. Na tej zasadzie, mieliśmy na zmianę wybierać, gdzie skręcimy przy następnej okazji. Na początku wydawało się to dobrą zabawą, jednak kiedy wylądowaliśmy na odludziu, gdzie zaparkował na skraju drogi, nie czułam się już tak lekko i radośnie.

Widok był piękny. Zdążyliśmy wyjechać z miasta i wylądowaliśmy na wzniesieniu, które przecinane było pasami asfaltu. Patrzyliśmy z góry na miliony świateł palących się nad nami i pod nami. Miami nocą i gwiazdy. Piękne połączenie. Mogłabym wręcz powiedzieć, że to miasto miało urok dopiero po zmroku.

— Nie doceniałam starego, poczciwego Miami. Zawsze uważałam je za parszywe i złe. Dopiero teraz widzę jego urok — powiedziałam, patrząc przed siebie. Uznałam, że jazz lecący z radia, należy zakłócić czyimś głosem. Inaczej zrobiłoby się za bardzo intymnie.

— Łatwo zapomnieć o tym, co się ma, kiedy zwraca się uwagę tylko na to, czego brakuje, She. Dla mnie moje miasto było tym samym, co twoje dla ciebie. Pewnego dnia ojciec zabrał mnie na nocną przejażdżkę i pokazał mi miasto z oddali. Powiedział wtedy, że kiedy za bardzo się czemuś przyglądasz, skupiasz się na jednym szczególe i nie dostrzegasz tego, co dzieje się wokół. Czasem dobrze jest zrobić dwa kroki do tyłu i spojrzeć jeszcze raz.

Chłopak odpiął pas i przysunął się do mnie. Znów znalazłam się w obręczy jego ramion. Wskazał na kilka gwiazd, a potem na miasto.

— Widzisz tamtą gwiazdę? To Alfa Centauri, gwiazda najbliższa Ziemi. Kiedy zobaczyłem to miejsce, od razu pomyślałem, że cię tu zabiorę. Dopiero twoje piękno dopełnia urok.

— Dziękuję. — Zarumieniłam się. Pomachałam rzęsami, starałam się słodko uśmiechnąć, ale wiadomo, że jak się człowiek stara, to nie zawsze mu to wychodzi. Efektem moich działań był grymas nie do opisania, na który Trevor zareagował śmiechem. Pociągnął mnie do siebie i pocałował. Na jednym całusie, rzecz jasna, nie miał się ochoty zatrzymywać. Bardzo mi to pochlebiało, ale kiedy zsunął rękę odrobinę za nisko, odsunęłam się pierwsza.

— Piękna noc — rzuciłam zupełnie od tematu. Chciałam grać na czas i próbowałam bez słów mu przekazać, że to jeszcze dla mnie za wcześnie. Mogłabym oczywiście wprost kazać mu spadać na bambus, ale mógłby się obrazić. Mogłam też zaimprowizować coś nie do końca dosłownego, jak wspomnienie o przeszukiwaniu eBay’a w poszukiwaniu pasa cnoty, albo coś w tym stylu. Niby prosta sprawa, ale wszystko zaczynało się komplikować, kiedy w grę wchodziły uczucia. Wolałam więc najbezpieczniejszą opcję, z którą nie wiązało się zbyt wiele tłumaczenia. Musiałam się tylko odsunąć i liczyć, że domyśli się, o co mi chodzi.

— Piękna to dopiero będzie, skarbie — odpowiedział i tym razem niemal na mnie wskoczył. W samochodzie nie było zbyt wiele miejsca na igraszki, a tym bardziej na przepychanki. Wylądowałam między szybą, a przygniatającym mnie facetem, który definitywnie próbował się do mnie dobrać. Musiałam reagować. Było ciężko, kiedy zatkał mi usta pocałunkami. W takiej sytuacji, kobieta zawsze ma dylemat. Z jednej strony nie chce ściągać majtek, a z drugiej bardzo chętnie oddałaby się pieszczotom. Uznałam jednak, że jeszcze nie pora na szaleństwa. Zwłaszcza kiedy zaczęło mi szumieć w głowie.

— Trevor, proszę. Nienajlepiej się czuję. — Z trudem odsunęłam go od siebie. Nie trwało to długo, bo za chwilę znowu się do mnie przysunął. — Trevor!

Odsunął się odrobinkę i spojrzał na mnie badawczo, jakby z oczu próbował mi wyczytać, czy blefuję. Pozwoliłam mu na to tylko dlatego, że szum naprawdę zaczął się nasilać i nie kłamałam. On tego najwidoczniej nie dostrzegł, bo zaatakował kolejny raz.

— Trevor, proszę — zaczęłam, zanim zdążył mnie zakneblować ustami. — Nie podcinaj mi skrzydeł, potrzebuję przestrzeni.

— Ale ja chcę ci podciąć skrzydła — uśmiechnął się uroczo. — Inaczej nie będę miał pewności, że zostaniesz tu ze mną. Nawet jeśli w niebie wzywają swojego najpiękniejszego anioła, to nie oddam im cię. Jesteś moja i zostaniesz tu ze mną.

W każdej innej sytuacji takie słowa, w dodatku wypowiedziane przepełnionym czułością tonem, sprawiłyby, że zmiękłyby mi kolana, ale akurat w tej chwili wyczułam w nich odrobinę kłamu. Zdałam sobie sprawę, że powiedziałby wszystko, byle się do mnie dobrać.

Nie myliłam się, bo chwilę później znów do mnie przywarł i przycisnął mnie do szyby. Ja również nie potrafiłam sobie odmówić kilku pocałunków, jednak jego dłonie w okolicy moich ud, uruchomiły opcję samoobrony. Zaczęłam go odsuwać i prosić, żeby nie naciskał.

— Stop — powiedziałam w końcu ździebko podniesionym tonem. Nie odsunął się, za to we mnie wezbrały pokłady niewiarygodnej siły i odepchnęłam go, aż wypadł przez drzwi od strony kierowcy. Przestraszona spojrzałam na swoje dłonie i nie mogłam uwierzyć, że zrobiłam coś takiego. Nigdy nie słynęłam z siły. W walce na rękę przegrywałam nawet z Prestonem. Niemożliwe, żebym potrafiła pchnąć kogoś tak mocno. Nawet pod wpływem negatywnych emocji.

Ostrożnie wyjrzałam przez uchylone drzwi. Trevor leżał nieprzytomny. Ręce zaczęły mi się trząść ze strachu. Sięgnęłam po telefon i przez chwilę się zawahałam. Potrzebowałam pomocy, to pewne. Nie wiedziałam tylko, do kogo się po taką pomoc zwrócić. Powinnam zadzwonić po karetkę czy co?

Wyszłam z samochodu i podeszłam do ciała chłopaka. Bałam się go dotknąć, ale zauważyłam, jak jego klatka piersiowa się unosi i opada. Dzięki Bogu, żył. Mówiłam do niego, ale nie reagował. Dla pewności sprawdziłam czynności życiowe. Wszystko wydawało się działać prawidłowo. Zdecydowałam nie ruszać go, dopóki nie da znaku, że jest przytomny.

Osunęłam się po masce samochodu, usiadłam na ziemi i znowu spojrzałam na telefon. Do Prestona nie było sensu dzwonić, bo on nawet nie miał samochodu. Do matki nie na pewno bym nie zadzwoniła! Do kogo więc miałam się zwrócić?

„Mam! Jestem genialna! Zadzwonię do Hunta. Chwalił się nową bryką, więc chętnie wykorzysta okazję, do przejażdżki po okolicy!” — pomyślałam.

Problem tylko w tym, że on był debilem, ćpunem, cepem, chamem, świnią i bucem. Człowiek „nie” — nienormalny, nieprzewidywalny, nieokrzesany i niewyżyty seksualnie. Powodował wypadki i klęski żywiołowe. Miał same wady i tylko jedną zaletę — samochód.

Nie byłam pewna, czy to dobry wybór, ale potrzebowałam wsparcia w takiej chwili i chociażby porady, co miałam zrobić.

Odebrał bardzo szybko i od razu zapytał, o co chodzi.

— Zabiłam człowieka — powiedziałam. — To znaczy, nie zabiłam, bo oddycha, ale leży tak… i się nie rusza… i… boję się, że coś mu zrobiłam — niemal płakałam do słuchawki.

— Brawo. A za co, jeśli można wiedzieć? — ucieszył się. Nie mogłam uwierzyć, że ta gnida w ludzkim ciele cieszyła się z mojej tragedii. Tylko on mógłby się śmiać w takiej chwili. Kiedy moja romantyczna bajka rozsypywała się w drobny mak, on robił sobie żarty.

— Przyjedziesz? — Nie zareagowałam na jego zaczepki, po czym powiedziałam mu, gdzie dokładnie jestem. Chwilę się zastanawiał, zanim znów usłyszałam jego głos. Zwykle irytujący, a w tym wypadku brzmiący jak wybawienie.

— Dobra, poczekaj. Zobaczymy, co tam zmajstrowałaś.

— Bądź za piętnaście minut — poprosiłam.

— Bo jak nie, to co?

— To… poczekam kolejne piętnaście minut. Proszę, pospiesz się.

Rozłączył się, zanim zdążyłam powiedzieć więcej.