Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy słynny pisarz Nathan Whitmore znika podczas gwałtownej burzy, jego żona Grace odkrywa, że ostatni, niewydany rozdział może stać się bronią do sterowania ludzką pamięcią. By ocalić Nathana – i wolną wolę setek nieświadomych „czytelników” – musi wkroczyć w świat, w którym granica między fikcją a rzeczywistością rozpływa się szybciej niż atrament na deszczu.
Czy odważysz się otworzyć plik, który zmienia wspomnienia? Obudź mnie, jeśli zniknę to thriller psychologiczny, w którym każda strona przyspiesza puls a zapisane słowa mogą zdecydować, kim będziesz jutro. Jeśli lubisz historie, po których sprawdzasz, czy to ty kontrolujesz własne myśli – sięgnij po książkę i włącz się w grę, w której słowa sterują umysłami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 95
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Arkadiusz Pietrukowicz
© Wydawca ARCADIA
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody autora jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich naszej publikacji. Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
ISBN 9788397598201
Niektórzy ludzie gubią się w lasach, inni w opowieściach – najgorzej, gdy oba światy splatają się jednocześnie. Ta historia zaczyna się od zwykłej ciszy, która z każdą stroną staje się gęstsza niż deszcz i groźniejsza niż najgłębsza noc. Są w niej słowa, które leczą, i słowa, które mogą odebrać wolną wolę, a granica między nimi bywa cieńsza od kartki papieru. Jeśli wejdziesz dalej, pamiętaj jedno: każda napisana litera domaga się odpowiedzi, a milczenie także ma swój koszt.
Krople deszczu bębniły o drewniany ganek, gdy Grace Whitmore stała w otwartych drzwiach domu na obrzeżach Elk Hollow. Szum wiatru mieszający się z jednostajnym pluskiem wypełniał pustkę, która zdawała się rosnąć z każdą sekundą. Był późny wieczór, a zapadający mrok nad północną Kalifornią sprawiał, że wysokie sekwoje rzucały długie cienie na podjazd. Zwykle Grace czuła spokój, kiedy las otulał ich niewielką posiadłość, ale tego dnia coś było zdecydowanie nie w porządku.
W świetle lampy tarasowej ujrzała Nathana, który właśnie wkładał cienką kurtkę. Jego postura, zwykle pełna pewności siebie, wydawała się dziś przygarbiona i niespokojna. Rzucił jej krótkie, wymowne spojrzenie, jakby chciał coś powiedzieć, a jednocześnie nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
– Przejdę się tylko na chwilę – rzucił.
– O tej porze? – zapytała cicho Grace, obejmując się ramionami. Czuła nieprzyjemny chłód, mimo że było lato. – Znowu nie możesz spać?
Nathan skinął głową, po czym zszedł powoli po schodkach w stronę żwirowej ścieżki prowadzącej do lasu. Jego kroki były ciężkie, a jednak przytłumione przez narastające uderzenia deszczu.
Grace patrzyła za nim, czując impuls, by go zatrzymać, zapytać o coś więcej. Od kilku tygodni zauważała, jak się zmienia – milknie w połowie zdania, zapada się w rozmyślaniach, miewa napady niekontrolowanej złości albo przeciwnie: popada w melancholijną ciszę, wpatrzony w przestrzeń za oknem.
Mieszkali tu zaledwie od roku, szukając spokoju i inspiracji dla Nathana, który słynął z mrocznych powieści o zagubionych ludziach i tragicznych zbiegach okoliczności. Tutaj, wśród posępnych majestatycznych sekwoi i częstych mgieł nad przybrzeżnymi klifami, wydawał się mieć wszystko, czego potrzebował do pisania. Jego najnowsza książka miała być przełomem – tak przynajmniej mówił redaktor z wydawnictwa, Daniel Reaves. Ale ostatnio Nathan prawie nie wspominał o postępach. Zamiast tego znikał na długie godziny, zamykając się w gabinecie lub wychodząc nocą do lasu, jak teraz.
Grace zatrzasnęła drzwi i przekręciła zamek. Kiedyś nigdy by tak nie zrobiła – zawsze czekała na jego powrót z lampką wina, słuchała szelestu drzew i uspokajała nerwy, wierząc, że Nathan sam musi zmierzyć się z gonitwą myśli. Jednak tego wieczoru jej niepokój przybrał formę ścisku w gardle. Przeszła przez słabo oświetlony salon, pełen książek i porozrzucanych notatek, po czym zajrzała do gabinetu męża.
Na biurku piętrzyły się zapiski zapełnione niewyraźnym, chaotycznym pismem. Na górze leżał laptop z otwartym plikiem tekstowym zatytułowanym: “Rozdział 13 – Przepaść”. Czy to fragment jego nowej powieści? Grace przejechała palcami po klawiaturze, czując wibrację chłodnego metalu. Zatrzymała się jednak; nie lubiła grzebać w jego rzeczach. Nathan zawsze mówił, że tworzenie to intymny proces, nieznoszący podglądania.
W kuchni zapaliła światło. Z czajnika unosiła się smużka pary – w roztargnieniu zostawiła go włączonego. Wyłączyła go, zastanawiając się, jak długo będzie trwał spacer Nathana. Przejrzała skrzynkę mailową w telefonie, sprawdziła też raz jeszcze wiadomości głosowe – liczyła, że odezwie się redakcja, bo Nathan obiecał im skończyć manuskrypt w ciągu tygodnia. Nic nowego.
Kiedy minęła północ, Grace zaczęła się niepokoić na dobre. Rozważała, czy nie wyjść z domu i nie poszukać go w lesie, ale ulewny deszcz i ciemność budziły w niej niechęć do samotnej wędrówki. Założyła tylko płaszcz i podeszła do okna wychodzącego na tylny ogród. Stamtąd widziała zarys drzew, a między nimi ledwie dostrzegalną ścieżkę prowadzącą aż do klifów nad oceanem.
Nagle w uszach zadźwięczały jej słowa Nathana: “Czasami mam wrażenie, że moje postacie żyją bardziej niż ja sam.” Wielokrotnie żartował, że kiedyś to one go pochłoną, jeśli będzie pisał zbyt obsesyjnie. Czyżby stało się coś złego?
Minęła pierwsza, druga, a potem trzecia w nocy. Grace wciąż tkwiła w fotelu, bezmyślnie ściskając kubek z wystygłą herbatą. Serce waliło jej jak oszalałe. Po czwartej nad ranem zdeterminowana narzuciła kaptur, wzięła latarkę i wyszła na zewnątrz. Deszcz ucichł, pozostawiając w powietrzu ostry zapach mokrej ziemi i igieł sekwoi.
Ścieżka była śliska; brnęła przed siebie, oświetlając ziemię mdłym snopem światła. Co chwila zatrzymywała się, wołając:
– Nathan! Jesteś tu?!
Odpowiadała jej cisza, jedynie szum fal odbijających się echem od klifów w oddali. Gdzieś w tle sowa zahukała krótko i niespokojnie. Grace dotarła do miejsca, gdzie droga się rozwidlała – jedną odnogą można było dojść do niewielkiego strumienia, drugą zaś do krawędzi urwiska. Postanowiła skierować się nad ocean.
Zbliżając się do krawędzi, zauważyła, że ziemia jest świeżo naruszona, jakby ktoś stanął tam przed chwilą. Poderwała latarkę wyżej – żadnego śladu butów, żadnych wskazówek, jedynie wzburzone fale rozbijające się kilkanaście metrów niżej o skały. Serce ścisnęło się jej w panicznym odruchu. Miała przed oczami najgorszy scenariusz.
Wróciła do domu prawie o świcie, przemoczona, zziębnięta i roztrzęsiona. Nathan nie wrócił. Nie było go też w gabinecie, w garażu, nigdzie. Zrozumiała, że coś się stało. Jeszcze nigdy nie zostawił jej samej na tak długo, zwłaszcza w środku nocy.
Dopiero po telefonie na policję poczuła, jak bardzo drżą jej dłonie. Kiedy przyjechał pierwszy radiowóz, dostrzegła w nim detektyw Clarę Moreno, wysoką, o spokojnym spojrzeniu, która wypytywała o każdy detal. Grace odpowiadała na pytania automatycznie, choć wewnątrz czuła rozdzierającą pustkę.
– Czy jest coś, co pani zdaniem mogłoby wskazywać, dokąd poszedł? – zapytała Clara, wchodząc do gabinetu Nathana i rozglądając się w milczeniu.
Grace nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przecież jeszcze kilka godzin temu wszystko wyglądało tak normalnie – na tyle, na ile mogło w ich nowym, odizolowanym życiu.
Tymczasem słońce wschodziło leniwie nad Elk Hollow, malując niebo odcieniem bladego różu. Lecz w sercu Grace panowały ciemności. Miała przeczucie, że nic już nie będzie takie samo.
Nathan się nie pojawił. Pierwsza doba minęła w oczekiwaniu na jakikolwiek sygnał – telefon, krótką wiadomość, zapomnianą karteczkę. Nic. Zupełnie nic. Tak zaczęła się pusta, bolesna cisza, która będzie ją prześladować.
A wraz z nią — strach i pytanie co naprawdę stało się w tą deszczową noc.
Następnego dnia słońce powoli wznosiło się nad linią sekwojowego lasu, barwiąc niebo pastelowym pomarańczem. Grace Whitmore stała przy oknie w kuchni, przygryzając wargę i wciąż zaciskając w dłoni kubek, w którym dawno ostygła już kawa. Chłodne światło poranka odsłaniało bałagan: rozsypane notatki Nathana, porozrzucane książki, niedbale pozostawiony płaszcz na krześle. Wszystko to przypominało jej o niepokojącej ciszy, która zapanowała w domu od chwili jego zniknięcia.
W ciągu ostatniej doby policja zdążyła przeszukać najbliższy teren. Detektyw Clara Moreno, choć sprawiała wrażenie opanowanej, wyraźnie była poruszona. W małym miasteczku Elk Hollow zaginięcie tak znanego pisarza wywołało sensację i rozgrzało wyobraźnię lokalnej społeczności. Kilka radiowozów dalej kręciło się przy bramie posiadłości, a funkcjonariusze z psami tropiącymi wracali właśnie z nocnej akcji poszukiwawczej.
Grace wreszcie odsunęła się od okna i spojrzała na zegar wiszący nad lodówką. Była siódma rano, to już ponad dobę po tym, jak Nathan wyszedł w deszczu. Zaledwie, a zarazem – aż. Każda minuta wydawała się ciągnąć w nieskończoność, zupełnie jakby świat zwolnił w oczekiwaniu na wieści, które nie nadchodziły. Zastanawiała się, czy to tylko ona tak mocno odczuwała tę zwalniającą rzeczywistość, czy wszyscy w miasteczku?
Drzwi frontowe otworzyły się i do środka weszła Clara Moreno. Ubrana w wygodną, ciemną kurtkę, przesiąkniętą jeszcze wilgocią minionej nocy, miała włosy związane w ciasny kok. Jej wzrok przesunął się po twarzy Grace z cichym współczuciem.
– Pani Whitmore – zaczęła, wyciągając niewielki notes z kieszeni. – Na razie brak jakichkolwiek tropów, ale... – Urwała, zastanawiając się przez chwilę nad doborem słów. – Czasem zdarzało mi się w karierze, że ludzie znikali na własne życzenie. Czy uważa pani, że coś mogło skłonić Nathana do takiej decyzji?
– Nie. – Głos Grace zadrżał. Nie potrafiła ukryć niepokoju, ale poczuła też cień złości. – Nigdy nie zostawiłby mnie w taki sposób. Owszem, bywał rozkojarzony, miewał trudne okresy podczas pisania, ale… – urwała, czując wzbierające łzy. – Po prostu wiem, że to nie w jego stylu.
Clara skinęła głową, nie naciskając. Zamiast tego delikatnym ruchem zamknęła notatnik.
– Jeśli coś przyjdzie pani do głowy, proszę dać mi znać o każdej porze dnia i nocy.
Zostawiła Grace w kuchni, wracając do kolejnego przeszukania gabinetu Nathana. Dzięki wczorajszym szybkim oględzinom śledczy wiedzieli, że nie zabrał dokumentów, paszportu ani większości osobistych rzeczy. Wszystko wskazywało na to, że wyszedł z domu tylko z kurtką, zupełnie jakby planował krótki spacer. Nic więcej.
Grace poczuła, że powinna zrobić coś, co ją uspokoi. Wzięła się za zbieranie rozsypanych kartek i notatek, które wczorajszej nocy były tylko tłem dla jej przerażenia. Szukała na nich czegokolwiek, co mogłoby wskazać, co działo się w głowie Nathana – ostatnich słów, tytułów, ledwie czytelnych myśli. Jednak większość to były ledwie zaczęte sceny do nowej powieści, połączone z notatkami na marginesie: “Cień w oknie… Gdzie zaczyna się iluzja?” i “Motyw nawiedzenia – czytelnik musi poczuć niepokój”. Nic, co sugerowałoby ucieczkę, porwanie czy kolejną powieść w formie dziwnego performance’u.
Mniej więcej w południe w rezydencji Whitmore’ów pojawił się Daniel Reaves, redaktor Nathana i niemal jego przyjaciel. Zszedł z policyjnej taśmy zabezpieczającej posesję, trzymając w dłoni parasol i aktówkę. Po krótkiej wymianie zdań z funkcjonariuszem udało mu się dotrzeć do środka. Zastał Grace w salonie, siedzącą pośród stert papierów i książek.
– Grace… – mruknął niepewnie na powitanie, jakby nie wiedząc, czy powinien się jej rzucać na szyję z otuchą czy raczej zachować dystans. – Słyszałem, co się stało. Przepraszam, że dopiero teraz… Wydawnictwo zadzwoniło do mnie rano, nie mogłem uwierzyć…
Grace uniosła wzrok i przez chwilę szukała w jego spojrzeniu odpowiedzi. Zwykle serdeczny, teraz Daniel wyglądał na równie wstrząśniętego jak ona.
– Nie wiem, co robić. Policja nic nie znalazła. On po prostu… zniknął.
Daniel usiadł naprzeciwko, przeglądając strzępy zapisków leżących na stoliku kawowym. Zmarszczył brwi, odczytując nieskładne zdania.
– Nathan miał wielkie plany co do tej powieści. Wydawał się przekonany, że chce przekroczyć granice gatunku. Ostatnio pisał o tym, że „fikcja może realnie wpływać na nasze życie”… – zawiesił głos. – Wydawało mi się to raczej twórczą przenośnią, ale…
– Znasz go od lat. – Grace spojrzała mu prosto w oczy. – Myślisz, że mógłby zrobić coś tak szalonego, jak… zaaranżować własne zniknięcie, żeby stworzyć historię?
Daniel przygryzł wargę, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. Przez okno w salonie wpadały promienie słońca, rozświetlając tumany kurzu unoszące się w powietrzu.
– Nathan to oryginał, ale… Nigdy wcześniej nie przesuwał granic do tego stopnia.
Zapadła cisza, którą przerwał głos jednej z policjantek proszącej Grace o podpisanie dokumentów. Daniel pokręcił głową z rezygnacją, jakby miał wątpliwości, czy policja faktycznie rozwikła tę zagadkę. Kiedy został sam w salonie, jeszcze raz przyjrzał się notatkom – wypatrzył coś, co wcześniej umknęło uwadze Grace: na odwrocie jednej z kartek widniał ledwie zapisany numer. Nie był to numer telefonu, raczej jakiś kod lub odniesienie. “D/WA-13” – brzmiało zapamiętale. Daniel postanowił nie wspominać o tym Grace, dopóki nie dowie się, co to może oznaczać.
Wychodząc, rzucił jeszcze w stronę Grace ciche:
– Proszę, trzymaj się. Skontaktuj się ze mną, jeśli tylko czegoś się dowiesz.
Grace skinęła głową. Z minuty na minutę czuła coraz większy mętlik w głowie. Zamiast racjonalnych odpowiedzi, pojawiały się kolejne znaki zapytania. Wiedziała jednak jedno: nie spocznie, dopóki nie odkryje prawdy o tym, co się stało z Nathanem, i dlaczego ta deszczowa noc przyniosła jej tak lodowate milczenie.