Nudis verbis - przeciwko mitom - Aleksander Ścios - ebook

Nudis verbis - przeciwko mitom ebook

Aleksander Ścios

5,0

Opis

Wprawdzie historia przyznała rację Mackiewiczowi i obnażyła cynizm i nielojalność aliantów, to przecież pisarza skazano na zapomnienie i marginalizację. Tryumf zaś święcą mitomani, deliberujący o „zwycięstwie Polski w II wojnie światowej” oraz umacnianiu sojuszu z państwami Zachodu. Niezależnie – czy mówią dziś o zakopywaniu Polski aż po sam czubek głowy, razem z tym czakiem ułańskim, razem z czapką krakuską, czy postulują pogłębianie integracji europejskiej i budowanie polskiej pozycji w Unii Europejskiej – reprezentują tę samą sektę utopistów i mistyfikatorów, którzy od dziesiątków lat niweczą nasze marzenia o niepodległości.

Trzeba wielkiego zaślepienia, by po doświadczeniach zaborów, wojen i 50-letniej okupacji - nie dostrzec klęski podobnych koncepcji.

Ich twórcy, nie tylko nie wierzą w potencjał Polaków i możliwość zbudowania silnej państwowości, ale porażeni własną niemocą, uczynili z naszego położenia geograficznego najtrwalsze kajdany. Bo jeśli nie „współpraca” z Rosją, to wizja ekonomicznej kolonii niemieckiej. Jeśli nie "zbliżenie" z Zachodem, to moskiewski jasyr.

Przekleństwo georealizmu będzie nam ciążyć tak długo, jak długo dajemy wiarę, że Polska musi być proniemiecka bądź prorosyjska. Albo nie istnieć w ogóle.

Fragment Wstępu.

 

Recenzja red. Bogdana Zalewskiego na blogu na RMF FM.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 128

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co­py­ri­ght to this edi­tion © by Wy­daw­nic­two Pro­hi­bi­ta

ISBN: 978-83-65546-24-1

Pro­jekt okład­ki:Maciej Harabasz

Wy­daw­ca:Wy­daw­nic­two PRO­HI­BI­TAPa­weł To­bo­ła-Per­t­kie­wiczwww.pro­hi­bi­ta.plwy­daw­nic­two@pro­hi­bi­ta.plwww.fa­ce­bo­ok.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bi­taTel: 22 425 66 68www.twit­ter.com/Mul­ti­bo­okpl

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

Ktoś wresz­cie musi po­wie­dzieć praw­dę.

Spra­wa nie może dłu­żej le­żeć odło­giem

Nie moż­na cią­gle koło niej cho­dzić z pal­ca­mi

na ustach za­cho­wu­jąc tę ci­szę, jaka przy­na­leż­na

jest stą­pa­niu wśród ma­je­sta­tu gro­bów po­le­głych.

Wstęp

Na­ro­du nie za­bi­ja się pał­ką ani ka­ra­bi­nem. Nie za­my­ka w wię­zie­niu i nie sta­wia pod ścia­ną. Na­rzę­dziem za­bój­stwa jest za­wsze kłam­stwo – po­wol­na, sku­tecz­na tru­ci­zna, są­czo­na z po­ko­le­nia w po­ko­le­nie.

Je­śli ko­mu­nizm po­trze­bo­wał „ide­owe­go” fun­da­men­tu, by uspra­wie­dli­wić lu­do­bój­stwo, to z pew­no­ścią nie szu­kał go dla uza­sad­nie­nia kłamstw. Te, mia­ły być tyl­ko pro­stą kon­se­kwen­cją, na­tu­ral­nym od­pad­kiem mi­lio­nów zbrod­ni, za­bójstw i nie­pra­wo­ści. Któż zwra­cał­by na nie uwa­gę, w kra­jo­bra­zie ła­grów i do­łów z wap­nem?

Wszyst­kie „teo­rie” ko­mu­ni­stycz­ne, a w szcze­gól­no­ści od­wo­łu­ją­ce się do hu­ma­ni­zmu, da­wa­ły ali­bi mor­der­com, psy­cho­pa­tom i ban­dy­tom. Uży­wa­no ich tym chęt­niej, im bar­dziej ukry­wa­ły naj­niż­sze in­stynk­ty i osła­nia­ły żą­dzę pa­no­wa­nia nad świa­tem.

Dla­te­go błę­dem po­peł­nia­nym pod­czas de­fi­nio­wa­nia ko­mu­ni­zmu, jest do­pa­try­wa­nie się w nim cech fi­lo­zo­fii, ide­olo­gii bądź po­li­tycz­nej dok­try­ny, pod­czas gdy wszyst­kie one sta­no­wi­ły za­le­d­wie na­rzę­dzie dla re­ali­za­cji celu i ni­g­dy nie były ce­lem sa­mym w so­bie. Gdy było to ko­niecz­ne – zo­sta­ły przy­ję­te i za­sto­so­wa­ne, gdy oka­za­ły się zbęd­ne – zmie­nio­no je i od­rzu­co­no.

Do­pa­try­wa­nie się w ko­mu­ni­zmie „ce­lów hu­ma­ni­stycz­nych” jest ro­dza­jem naj­cięż­szej aber­ra­cji umy­sło­wej, do ja­kiej mogą być zdol­ni tyl­ko lu­dzie wy­jąt­ko­wo pod­li lub nie­by­wa­le głu­pi.

Kłam­stwo, jako naj­głęb­sza ce­cha ko­mu­ni­zmu, jest też jego struk­tu­rą i for­mą ist­nie­nia. Je­śli lu­do­bój­stwo było środ­kiem do wła­dzy, kłam­stwo jest me­to­dą jej spra­wo­wa­nia i spo­so­bem na prze­trwa­nie. A po­nie­waż „świat” do­strzegł tyl­ko zbrod­nie ko­mu­ni­zmu i ni­g­dy nie zde­fi­nio­wał gro­zy kłam­stwa – wła­dza ban­dy­tów i oszu­stów roz­sze­rza się i umac­nia.

Roz­be­stwio­ne kłam­stwo, ja­kim ko­mu­nizm wy­peł­nił swój świat i za­in­fe­ko­wał nasz świat anu­lu­je wszel­kie nor­my roz­sąd­ku. Nikt, kto skłon­ny jest wal­czyć o god­ność wła­sną i chce po­zo­stać w zgo­dzie z wła­snym su­mie­niem, nie zgo­dzi się na to, żeby na­zy­wać dzień nocą, ciem­no­tę kul­tu­rą, zbrod­nię przy­zwo­ito­ścią, nie­wo­lę wol­no­ścią – na mocy de­kre­tu ko­mu­ni­stycz­nych wład­ców. Po­przez kłam­stwo ko­mu­nizm sta­je się wszech­obec­ny, prze­obra­ża się we wła­sność bytu, part­ne­ra ist­nie­nia, ele­ment pan­te­istycz­ny, z któ­rym na­wet ści­na­nie pa­znok­ci ma coś wspól­ne­go. Gro­za kry­ją­ca się w tym sta­nie rze­czy jest nie do po­ję­cia dla lu­dzi … – pi­sał Le­opold Tyr­mand w swo­im Dzien­ni­ku.

Gro­za ko­mu­ni­stycz­ne­go kłam­stwa jest na­dal nie­po­ję­ta dla Po­la­ków.

W kra­ju, któ­ry przez pół­wie­cze do­świad­czał so­wiec­kiej oku­pa­cji, nie tyl­ko nie po­li­czo­no zbrod­ni, ofiar i win, ale nie pod­ję­to wal­ki z kłam­stwem za­bi­ja­ją­cym wspól­no­tę na­ro­du.

Ni­g­dy nie na­zwa­no go po imie­niu i nie po­ka­za­no Po­la­kom.

Isto­ta tego kłam­stwa po­le­ga­ła na uzna­niu po­wo­jen­ne­go two­ru za pań­stwo pol­skie, na le­ga­li­za­cji jał­tań­skie­go bę­kar­ta przez de­mo­kra­cje Za­cho­du i zmu­sze­niu nas do uzna­nia oku­pa­cji so­wiec­kiej za stan na­tu­ral­ny.

Ja­kub Ber­man, je­den z naj­więk­szych zbrod­nia­rzy–agen­tów so­wiec­kich, in­sta­lu­ją­cych w Pol­sce ko­mu­nizm, nie bez ra­cji wie­rzył, że „suma kon­se­kwent­nie i umie­jęt­nie pro­wa­dzo­nych dzia­łań stwo­rzy nową świa­do­mość”. W bu­do­wa­niu „no­wej świa­do­mo­ści” ko­mu­ni­ści się­ga­li po wszyst­kie środ­ki – znie­wa­la­jąc Po­la­ków ter­ro­rem, ale też za­bie­ga­jąc o zmia­nę men­tal­ność pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa.

Ten ob­szar, sto­sun­ko­wo naj­mniej roz­po­zna­ny, zde­cy­do­wał o trwa­ło­ści oku­pa­cji so­wiec­kiej i ugrun­to­wa­niu prze­ko­na­nia, ja­ko­by PRL była pań­stwem pol­skim – wpraw­dzie ułom­nym, o ogra­ni­czo­nej su­we­ren­no­ści, jed­nak gwa­ran­tu­ją­cym cią­głość pol­skiej ra­cji sta­nu.

Ta­kie prze­ko­na­nie opie­ra­ło się w isto­cie na ak­cep­ta­cji po­wo­jen­ne­go po­rząd­ku i uzna­niu, że jest on efek­tem nie­unik­nio­nych „uwa­run­ko­wań geo­po­li­tycz­nych” i nie może zo­stać zmie­nio­ny bez na­ra­ża­nia nas na cał­ko­wi­tą utra­tę pań­stwo­wo­ści.

Je­śli na­wet część Po­la­ków ni­g­dy nie po­go­dzi­ła się z re­pre­sja­mi i ogra­ni­cze­niem wol­no­ści, nie uzna­ła re­guł na­rzu­co­nych przez ko­mu­nizm i nie­mal w ca­ło­ści gar­dzi­ła jego „ide­olo­gią”, do fak­tycz­nej ak­cep­ta­cji, a w kon­se­kwen­cji do le­ga­li­za­cji ko­mu­ni­zmu, wy­star­czył tyl­ko je­den czyn­nik – re­zy­gna­cja z pod­sta­wo­wej dy­cho­to­mii My–Oni i wy­zby­cie świa­do­mo­ści, że ko­mu­nizm jest two­rem cał­ko­wi­cie ob­cym i wro­gim pol­sko­ści. Stąd był tyl­ko krok do po­trak­to­wa­nia ko­mu­ni­stów jako part­ne­rów, na­zwa­nia ich Po­la­ka­mi, a na­stęp­nie no­bi­li­to­wa­nia po­le­mi­ką i ob­da­rze­nia war­to­ścią dys­kur­syw­ną.

Ce­lem no­wej świa­do­mo­ści, było oswo­je­nie Po­la­ków z ob­cym two­rem i stwo­rze­nie po­wszech­ne­go prze­ko­na­nia, że jest on czę­ścią na­szej toż­sa­mo­ści, czymś zwią­za­nym z pol­sko­ścią, war­tym re­flek­sji in­te­lek­tu­al­nej i miej­sca w hi­sto­rii. By wy­kre­ować taką świa­do­mość i do­głęb­nie za­in­fe­ko­wać pol­skość, na­le­ża­ło za­bić nie tyl­ko au­ten­tycz­ną eli­tę, ale uśmier­cić na­tu­ral­ny me­cha­nizm obron­ny – pol­ski an­ty­ko­mu­nizm, wy­nie­sio­ny z tra­dy­cji nie­pod­le­głej II Rzecz­po­spo­li­tej.

To za­da­nie ni­g­dy nie uda­ło się „pol­skim ko­mu­ni­stom”. W cza­sach PRL–u, ze­tknię­cie ko­mu­ni­zmu z pol­sko­ścią, za­wsze ujaw­nia­ło prze­paść tak róż­nych sys­te­mów war­to­ści, ob­na­ża­ło od­ręb­no­ści ję­zy­ka, kul­tu­ry i tra­dy­cji. Na­po­ty­ka­no ją szcze­gól­nie tam, gdzie ko­mu­ni­ści pró­bo­wa­li mie­szać po­rząd­ki; go­dzić pa­trio­tyzm z do­gma­tem in­ter­na­cjo­na­li­zmu lub in­te­gro­wać pań­stwo­wy ate­izm z pol­skim ka­to­li­cy­zmem.

Sztu­ka po­łą­cze­nia tych nie­przy­sta­wal­nych świa­tów, uda­wa­ła się tyl­ko osob­ni­kom prak­ty­ku­ją­cym po­sta­wy kon­for­mi­stycz­ne: z jed­nej stro­ny „otwar­tym ka­to­li­kom”, w ro­dza­ju Ma­zo­wiec­kie­go czy Wie­lo­wiey­skie­go, z dru­giej – „mark­si­stow­skim schi­zma­ty­kom”, jak Ku­roń i Mich­nik. Z po­łą­cze­nia tych po­staw stwo­rzo­no za­tem gru­pę de­mo­kra­tycz­nej opo­zy­cji, by zna­leźć w niej part­ne­rów do roz­mów z ko­mu­ni­sta­mi.

Ten sys­tem se­lek­cji po­zwa­la zro­zu­mieć, dla­cze­go nie­mal wszy­scy lu­dzie owej opo­zy­cji – bu­du­ją­cy z eki­pą Ja­ru­zel­skie­go pod­wa­li­ny III RP, to oso­by w róż­ny spo­sób zwią­za­ne z par­tią ko­mu­ni­stycz­ną: jej człon­ko­wie, sym­pa­ty­cy, be­ne­fi­cjan­ci ów­cze­snych władz, ar­ty­ści uwi­kła­ni w za­leż­ność od re­żi­mu, uczest­ni­cy ży­cia pu­blicz­ne­go PRL, piew­cy wsze­la­kich od­mian ko­mu­ni­zmu „z ludz­ką twa­rzą”, od­da­ni agen­ci bez­pie­ki, a w naj­lep­szym przy­pad­ku – „po­ży­tecz­ni idio­ci”, peł­nią­cy z nada­nia SB rolę kom­pa­nów i mag­da­len­ko­wych sta­ty­stów.

Do­ko­nu­jąc przy­mu­so­wej in­te­gra­cji pol­sko­ści i ko­mu­ni­zmu, prze­pro­wa­dzo­no za­bieg za­bój­czy dla na­ro­du i za­szcze­pio­no Ob­cych w struk­tu­ry pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa. By do­koń­czyć dzie­ła, zmu­szo­no nas do stwo­rze­nia sztucz­nej wspól­no­ty i na­zwa­nia jej de­mo­kra­tycz­nym pań­stwem pol­skim.

Znisz­cze­nie na­ro­du nie jest za­da­niem ła­twym. Na­wet dla „ide­owych” lu­do­bój­ców, wy­po­sa­żo­nych w na­rzę­dzia ter­ro­ru. Pro­ces za­bi­ja­nia wy­ma­ga nie tyl­ko eks­ter­mi­na­cji elit i wy­mor­do­wa­nia nie­po­kor­nych, ale za­tar­cia po­czu­cia toż­sa­mo­ści zbio­ro­wej i ro­ze­rwa­nia wię­zi łą­czą­cych po­ko­le­nia. Wy­ma­ga za­bi­cia daru iden­ty­fi­ko­wa­nia się we wspól­nej hi­sto­rii i zgła­dze­nia tego, co na­zy­wa­ne „du­szą na­ro­du”.

Je­śli roz­po­czę­to go w la­tach 40. ubie­głe­go wie­ku, nie skoń­czył się wraz z rze­ko­mym upad­kiem ko­mu­ni­zmu. Ta zbrod­nia trwa do dziś – w pań­stwie zbu­do­wa­nym na kłam­stwie i suk­ce­sji ko­mu­ni­stycz­nej.

Jest na eta­pie, w któ­rym miesz­kań­cy nie­szczę­sne­go Ora­nu cie­szy­li się ze śmier­ci szczu­rów roz­no­szą­cych za­ra­zę. Cie­szy­li – nie­po­mni ostrze­że­nia, że do­pie­ro śmierć roz­no­si­cie­li wy­wo­ła epi­de­mię i za­bi­je całą po­pu­la­cję. Bak­cyl dżu­my ni­g­dy nie umie­ra i nie zni­ka, może przez kil­ka­dzie­siąt lat po­zo­stać uśpio­ny (…) i na­dej­dzie być może dzień, kie­dy na nie­szczę­ście lu­dzi i dla ich na­uki dżu­ma obu­dzi swe szczu­ry i po­śle je, by umie­ra­ły w szczę­śli­wym mie­ście.

Zbrod­nia, któ­rej ofia­rą pada na­ród, do­ko­nu­je się na na­szych oczach. Tyl­ko cza­sa­mi to­wa­rzy­szą jej spek­ta­ku­lar­ne wy­da­rze­nia i tyl­ko raz w ostat­nich de­ka­dach wy­ma­ga­ła za­bój­czej „ko­rek­ty” i ofiar w Smo­leń­sku.

Na co dzień, wy­star­czą na­rzę­dzia me­diów, sło­wa „au­to­ry­te­tów” i za­tru­te kar­ty hi­sto­rii. Wy­star­czy na­sza obo­jęt­ność i przy­zwo­le­nie na obec­ność Ob­cych.

Rok 1989 przy­niósł nową ja­kość w pro­ce­sie kon­wa­li­da­cji ko­mu­ni­zmu i utrwa­le­nia wła­dzy Ob­cych. Po­ro­zu­mie­nie sa­mo­zwań­czych przy­wód­ców opo­zy­cji z gru­pą es­be­ków i funk­cjo­na­riu­szy par­tyj­nych stwo­rzy­ło fun­da­ment, o ja­kim 50 lat wcze­śniej wy­słan­ni­cy Sta­li­na mo­gli tyl­ko po­ma­rzyć.

Wiel­ka in­sce­ni­za­cja tzw. trans­for­ma­cji ustro­jo­wej sta­ła się pod­sta­wą wszyst­kich pro­ce­sów po­li­tycz­nych „no­we­go” pań­stwa i po­zwo­li­ła za­stą­pić au­ten­tycz­ną nie­pod­le­głość agen­tu­ral­no–es­bec­kim er­sat­zem. Na­wią­zy­wa­ła wprost do tra­dy­cji sfał­szo­wa­nych wy­bo­rów z roku 1947, z któ­rych ko­mu­ni­stycz­ni na­jeźdź­cy wy­wo­dzi­li pra­wo do rzą­dze­nia Po­la­ka­mi. Ule­gła jed­nak istot­nej mo­dy­fi­ka­cji, bo w od­róż­nie­niu od spek­ta­klu z 1947, stwo­rzy­ła mit za­ło­ży­ciel­ski opar­ty na do­gma­cie po­ro­zu­mie­nia kon­ce­sjo­no­wa­nej opo­zy­cji z przed­sta­wi­cie­la­mi re­żi­mu.

Kie­dy i jak so­wiec­ki twór stał się pań­stwem pol­skim i na ja­kiej za­sa­dzie na­stą­pi­ła kon­wa­li­da­cja – nikt nie po­tra­fił wska­zać. W la­tach 1944–1989 nie było wy­da­rze­nia, któ­re mo­gło­by zma­zać ten „grzech pier­wo­rod­ny”. Oka­za­ło się jed­nak, że oku­pa­cja roz­cią­gnię­ta na dzie­się­cio­le­cia, uczy­ni­ła do­sta­tecz­ne spu­sto­sze­nie w pol­skiej świa­do­mo­ści. Naj­pierw bano się o niej przy­po­mi­nać, póź­niej ją za­ak­cep­to­wa­no, a wresz­cie – uzna­no za Pol­skę.

Do­ko­na­na 31 grud­nia 1989 roku zmia­na na­zwy pań­stwa i go­dła mia­ła wy­miar wy­łącz­nie sym­bo­licz­ny. III RP nie ze­rwa­ła for­mal­no­praw­nej łącz­no­ści z okre­sem oku­pa­cji so­wiec­kiej i przez ostat­nie dzie­się­cio­le­cia pod­trzy­mu­je hi­sto­rycz­ną i per­so­nal­ną spu­ści­znę PRL. Ni­g­dy nie przy­ję­to usta­wy o re­sty­tu­cji pań­stwa pol­skie­go i nie od­wa­żo­no się wskrze­sić Kon­sty­tu­cji II Rzecz­po­spo­li­tej z 1935 roku.

Na­rzu­co­ny przez mag­da­len­ko­wych szal­bie­rzy sche­mat po­li­tycz­ny, wy­klu­czał dzia­łal­ność sit wstecz­nych, ha­mu­ją­cych roz­wój. Lu­dzi, któ­rzy sprze­ci­wia­li się hań­bie „okrą­głe­go sto­łu”, ze­pchnię­to na mar­gi­nes ży­cia pu­blicz­ne­go, zmu­szo­no do emi­gra­cji lub ska­za­no na za­po­mnie­nie.

Po­wszech­nie sto­so­wa­ny ar­gu­ment, ja­ko­by wy­bo­ry po­wszech­ne były „świę­tem” wol­ne­go pań­stwa lub mia­ły świad­czyć o de­mo­kra­tycz­nym cha­rak­te­rze III RP – jest głę­bo­ko nie­do­rzecz­ny. Je­śli na po­cząt­ku tej pseu­do pań­stwo­wo­ści stwo­rzo­no re­gu­ły unie­moż­li­wia­ją­ce dzia­ła­nie an­ty­sys­te­mo­wej opo­zy­cji, każ­de ko­lej­ne wy­bo­ry były far­są. Wy­star­czy­ło bo­wiem kon­tro­lo­wać me­cha­ni­zmy ży­cia pu­blicz­ne­go, a sam pro­ces wy­bor­czy oprzeć na re­żi­mo­wych in­sty­tu­cjach (PKW, sądy, ośrod­ki pro­pa­gan­dy) – by po­zwo­lić so­bie na or­ga­ni­zo­wa­nie do­wol­nych „świąt de­mo­kra­cji”. Nie sta­no­wią one za­gro­że­nia, bo w prze­strze­ni po­li­tycz­nej III RP nie ma miej­sca na po­stu­lat oba­le­nia po­rząd­ku mag­da­len­ko­we­go i twar­dej roz­pra­wy z ko­mu­ni­stycz­ną suk­ce­sją.

Stra­te­gia przy­ję­ta na po­cząt­ku wiel­kiej in­sce­ni­za­cji spra­wi­ła, że Po­la­cy uwie­rzy­li, iż gru­pa „re­pre­zen­tan­tów na­ro­du” przy­czy­ni­ła się do oba­le­nia zbrod­ni­cze­go re­żi­mu i wy­wal­cze­nia au­ten­tycz­nej nie­pod­le­gło­ści. Ta wia­ra, za­szcze­pio­na no­wym po­ko­le­niom w for­mie do­gma­tu hi­sto­rycz­ne­go, ma wy­miar gi­gan­tycz­ne­go an­ty­pol­skie­go kłam­stwa.

W rze­czy­wi­sto­ści bo­wiem – to ko­mu­nizm i jego suk­ce­so­rzy stwo­rzy­li groź­ną hy­bry­dę wła­snej pań­stwo­wo­ści i ob­ró­ci­li w ru­inę na­sze ma­rze­nia o Nie­pod­le­głej.

 

Ta­kiej de­fi­ni­cji III RP nie znaj­dzie­my w pod­ręcz­ni­kach hi­sto­rii. Nie usły­szy­my o niej z ust przed­sta­wi­cie­li elit in­te­lek­tu­al­nych. Nie po­wie­dzą nam o tym z am­bon i nie wy­ja­wią w li­stach pa­ster­skich. Praw­da o ge­ne­zie tego pań­stwa jest nie­obec­na w sło­wach po­li­ty­ków, w ich pro­gra­mach i de­kla­ra­cjach. Prze­mil­cza­ją ją pu­bli­cy­ści i dzien­ni­ka­rze – za­wsze w służ­bie któ­rejś z par­tii i ko­te­rii po­li­tycz­nych.

Wraz z fał­szem pań­stwo­wo­ści ska­żo­nej oku­pa­cją ko­mu­ni­stycz­ną, III RP odzie­dzi­czy­ła struk­tu­rę spo­łecz­ną, opar­tą na fał­szy­wej wspól­no­cie Po­la­ków z Ob­cy­mi.

Funk­cjo­na­riu­sze so­wiec­kie­go re­żi­mu – es­be­cy, par­tyj­nia­cy, sę­dzio­wie, sta­li się „eli­tą” tego pań­stwa, za­lud­ni­li jego in­sty­tu­cje i za­własz­czy­li ży­cie pu­blicz­ne. Za­in­fe­ko­wa­li je nie tyl­ko swo­ją obec­no­ścią, ale wpro­wa­dze­niem na­stęp­ców – dzie­ci i wnu­ków agen­tu­ry przy­wie­zio­nej na so­wiec­kich czoł­gach, po­tom­stwem prze­śla­dow­ców i słu­gu­sów re­żi­mu oraz nie­zli­czo­nym mro­wiem suk­ce­so­rów, złą­czo­nych wspól­no­tą in­te­re­su, wię­za­mi za­wo­do­wy­mi i to­wa­rzy­ski­mi.

Sta­ło się to moż­li­we, po­nie­waż więk­szość Po­la­ków daw­no zre­zy­gno­wa­ła z pod­sta­wo­wej dy­cho­to­mii My–Oni i wy­zby­ła świa­do­mo­ści, że ko­mu­nizm jest two­rem ob­cym i wro­gim pol­sko­ści.

Stąd, był tyl­ko krok do po­trak­to­wa­nia Onych jako part­ne­rów i na­zwa­nia ich Po­la­ka­mi. W prze­strze­ni za­kła­ma­nej i za­gar­nię­tej przez ośrod­ki pro­pa­gan­dy, w któ­rej straż­ni­ka­mi po­dzia­łów sta­ją się se­man­tycz­ni ter­ro­ry­ści, nie było miej­sca na wy­ty­cze­nie tej dy­cho­to­mii. Nie zna­lazł się nikt, kto miał­by od­wa­gę na­zwa­nia Ob­cych po imie­niu i od­mó­wie­nia im przy­na­leż­no­ści na­ro­do­wej.

Zo­sta­li kon­cy­lia­cyj­ni oszu­ści, piew­cy zgo­dy na­ro­do­wej i po­ro­zu­mień po­nad po­dzia­ła­mi. Zo­sta­ło to­wa­rzy­stwo wspól­no­ty bru­du, ge­ne­tycz­ni geo­re­ali­ści i par­tyj­ni prag­ma­ty­cy.

Jesz­cze kil­ka lat temu mo­gło się wy­da­wać, że Po­la­cy do­strze­gą ten za­bój­czy zwią­zek i ze­chcą ze­rwać nisz­czy­ciel­skie wię­zi.

Ogrom tra­ge­dii smo­leń­skiej i ujaw­nio­ne w na­stęp­nych la­tach za­cho­wa­nia gru­py rzą­dzą­cej, po­win­ny wy­wo­łać na­ro­do­wy wstrząs i po­sta­wić nas przed py­ta­niem: kim są ci lu­dzie, z ja­kie­go świa­ta po­cho­dzą i ja­kim hoł­du­ją war­to­ściom? Czy wol­no na­zy­wać ich ro­da­ka­mi i ob­da­rzać mia­nem Po­la­ka – tyl­ko dla­te­go, że zrzą­dze­niem losu uro­dzi­li się na pol­skiej zie­mi?

Te wy­da­rze­nia sta­no­wi­ły hi­sto­rycz­ną ce­zu­rę, któ­ra po­win­na skła­niać do głę­bo­kiej re­flek­sji. Nie spo­sób ta­kich do­świad­czeń za­mknąć w de­fi­ni­cjach „wal­ki po­li­tycz­nej” lub oce­niać ich w kon­tek­ście „róż­nic świa­to­po­glą­do­wych”. Po­dob­nej daw­ki nie­na­wi­ści, po­gar­dy i wsze­la­kich wy­na­tu­rzeń, nie zna świat cy­wi­li­zo­wa­ny i nie wol­no było ich roz­grze­szać pro­stac­kim ka­no­nem po­li­tycz­nej pseu­do wie­dzy.

Czas ten od­krył przed Po­la­ka­mi nie­wy­obra­żal­ne po­kła­dy ob­co­ści i nie­na­wi­ści tkwią­ce w lu­dziach mie­nią­cych się „eli­tą” tego pań­stwa. Ob­na­żył bez­miar obo­jęt­no­ści na zło, ogrom fał­szu i hi­po­kry­zji, od­sło­nił upior­ną pust­kę i nie­wol­ni­czą men­tal­ność. Ujaw­nił też naj­głęb­szy po­dział, bie­gną­cy w głąb ludz­kich su­mień i sys­te­mów war­to­ści, do­ty­ka­ją­cy sa­mych pod­staw czło­wie­czeń­stwa i na­ro­do­wej toż­sa­mo­ści.

Zo­ba­czy­li­śmy, że nasz kraj za­lud­nia ogrom­na ar­mia apa­try­dów – bę­kar­tów bez zie­mi i po­czu­cia wspól­no­ty na­ro­do­wej, cał­ko­wi­cie obca pol­skiej kul­tu­rze i tra­dy­cji. To Oni czci­li pa­mięć so­wiec­kich na­jeźdź­ców, ho­no­ro­wa­li ban­dy­tów i ko­la­bo­ran­tów i po śmier­ci na­szych ro­da­ków sła­li dzięk­czyn­ne ad­re­sy do krem­low­skich zbrod­nia­rzy. Na­wo­ły­wa­li do „po­jed­na­nia”, „łą­czy­li w ża­ło­bie” i za­łga­nym fra­ze­sem – „bądź­my wszy­scy ra­zem” pró­bo­wa­li za­trzeć nie­prze­kra­czal­ne gra­ni­ce.

Wy­da­wa­ło się, że ta­kie do­świad­cze­nie musi wy­wo­łać na­ro­do­wy wstrząs i otwo­rzyć Po­la­kom oczy. Wy­da­wa­ło się nie­moż­li­we, by­śmy nie do­strze­gli tak prze­ra­ża­ją­cej prze­pa­ści lub mo­gli ją uspra­wie­dli­wić re­to­ry­ką róż­nic po­li­tycz­nych.

Je­śli ten czas zo­stał bez­pow­rot­nie stra­co­ny i roz­trwo­ni­li­śmy ostat­nie lata na bez­ro­zum­nych pró­bach bu­do­wa­nia fał­szy­wej wspól­no­ty, winę po­no­si śro­do­wi­sko pa­trio­tycz­ne – owige­ne­tycz­ni geo­re­ali­ści i par­tyj­ni prag­ma­ty­cy, któ­rzy za cenę wła­snych in­te­re­sów na­dal utrwa­la­ją roz­be­stwio­ne kłam­stwo i nisz­czą wspól­no­tę na­ro­du.

Ci lu­dzie nie tyl­ko ucie­kli przed de­fi­ni­cją pań­stwa–suk­ce­so­ra PRL, ale wbrew na­ro­do­wym po­win­no­ściom od­rzu­ca­ją po­dział na My–Oni i za szczyt pa­trio­ty­zmu przyj­mu­ją de­zy­de­rat „zgo­dy na­ro­do­wej”.

Tej „zgo­dy”, w któ­rej zło mie­sza się z do­brem, po­stę­pu­je amne­zja hi­sto­rycz­na i wzra­sta ko­mu­na Ob­cych z Po­la­ka­mi.

Or­dy­nar­ne kłam­stwo o „po­dzia­łach mię­dzy Po­la­ka­mi” – sze­rzo­ne przez śro­do­wi­sko zwa­ne pa­trio­tycz­nym, fał­szu­je ge­ne­zę hi­sto­rycz­ne­go kon­flik­tu i obar­cza nas nie­po­peł­nio­ną winą.

Nie usły­szy­my, że nie Po­la­cy są dziś po­dzie­le­ni i nie po­glą­dy po­li­tycz­ne nas róż­nią. Nie do­wie­my się, że nie na­szą winą jest stan „woj­ny”, bo wro­ga­mi pol­sko­ści są tu­tej­si Obcy.

Nikt z nich nie przy­zna, że je­dy­nym „dia­lo­giem” z an­ty­pol­ską zbie­ra­ni­ną win­na być in­fa­mia, ba­ni­cja lub dłu­go­let­nie wię­zie­nia.

Nie usły­szy­my zaś dla­te­go, że praw­da o źró­dłach III RP i za­bój­czym związ­ku z apa­try­da­mi, prze­kre­śli­ła­by cały do­ro­bek po­li­tycz­ny owych „mę­żów sta­nu” i po­sta­wi­ła ich w jed­nym sze­re­gu z gro­nem kon­ce­sjo­no­wa­nych de­mo­kra­tów, któ­rzy przed 30 laty za­drwi­li z na­szych ma­rzeń o Nie­pod­le­głej. Ta praw­da nie pad­nie też z ust przed­sta­wi­cie­li elit in­te­lek­tu­al­nych, któ­re chcąc osło­nić wła­sne za­przań­stwo i udział w „sym­fo­nii pa­te­tycz­nej na cześć no­we­go, zbu­do­wa­ły mar­ne dzie­ło na ku­glar­skim ter­mi­nie post­ko­mu­nizm.

By­ło­by na­iw­no­ścią wie­rzyć, że spo­łe­czeń­stwo, któ­re nie sprze­ci­wi­ło się wiel­kiej in­sce­ni­za­cji z po­cząt­ku lat 90. i po­go­dzi­ło z gro­zą ko­mu­ni­stycz­ne­go kłam­stwa, bę­dzie zdol­ne do­strzec pro­ces za­bi­ja­nia na­ro­du.

By­ło­by na­iw­no­ścią tym więk­szą, że spo­łe­czeń­stwo to trak­tu­je pa­trio­tyzm jako do­me­nę uczuć i emo­cji i nie chce przy­jąć, że jest on nade wszyst­ko po­win­no­ścią ro­zu­mu i na­ka­zem prak­tycz­nych dzia­łań. W ta­kiej po­win­no­ści, nie ma bo­wiem miej­sca na „wia­rę w po­li­ty­ków” i za­bo­bon ule­ga­nia par­tyj­nej re­to­ry­ce.

Kłam­stwo za­ło­ży­ciel­skie III RP i ukry­wa­nie dy­cho­to­mii My– Oni – to hi­sto­rycz­ne ka­mie­nie na szyi Po­la­ków. Pla­my – na­wet nie bia­łe, bo okry­wa je tchó­rzo­stwo i fałsz.

Praw­da o ge­ne­zie tego pań­stwa i ży­ją­cych w nim Ob­cych, nie jest nam po­trzeb­na dla za­spo­ko­je­nia cie­ka­wo­ści, z żą­dzy ze­msty czy roz­ra­chun­ku z wro­ga­mi. Na­wet nie dla po­czu­cia dzie­jo­wej spra­wie­dli­wo­ści.

So­wie­ci i ich pol­sko­ję­zycz­na agen­tu­ra ukry­wa­li praw­dę o Ka­ty­niu nie dla­te­go, że bali się od­po­wie­dzial­no­ści po­li­tycz­nej lub kar­nej. Ro­bi­li to, bo kłam­stwo dez­in­te­gru­je wspól­no­tę, czy­ni ją sła­bą, po­dat­ną na wpły­wy i ma­ni­pu­la­cje.

Ci, któ­rzy do­pro­wa­dzi­li do za­ma­chu w Smo­leń­sku i do dziś zio­ną nie­na­wi­ścią do Po­la­ków, nie ukry­wa­ją praw­dy ze stra­chu przed kon­se­kwen­cją.

Ro­bią to, bo kłam­stwo za­bi­ja au­ten­tycz­ne wię­zi i spra­wia, że sta­je­my się obo­jęt­ni na eska­la­cję zła. To roz­myśl­na tak­ty­ka.

Spo­łe­czeń­stwo, któ­re nie wiew ja­kim pań­stwie żyje, kim są jego eli­ty, wro­go­wie i Obcy, po­zo­sta­je bez­bron­ne i na za­wsze znie­wo­lo­ne. Nie jest zdol­ne do sprze­ci­wu i nie po­sia­da woli wal­ki.

Dla­te­go nie ma dziś więk­sze­go za­gro­że­nia, jak uciecz­ka od po­dzia­łu My–Oni i utrwa­la­nie kłam­stwa o pol­skich ko­rze­niach III RP. Z nich czer­pią siły Obcy i wy­wo­dzą swo­je pra­wa do anek­sji pol­sko­ści.

Dzie­lą­ca nas li­nia musi być na­zwa­na. Jest kon­se­kwen­cją pół­wie­cza oku­pa­cji so­wiec­kiej, efek­tem mag­da­len­ko­wej zdra­dy i bu­do­wa­nia nie­ist­nie­ją­cej wspól­no­ty na­ro­du. Jest winą tych, któ­rzy od trzech de­kad sank­cjo­nu­ją ko­mu­ni­stycz­ne łgar­stwo i po raz ko­lej­ny chcą łą­czyć Po­la­ków z apa­try­da­mi.

Bez od­zy­ska­nia ta­kiej świa­do­mo­ści i wy­zna­cze­nia gra­nic na­sze­go dzie­dzic­twa, nie ura­tu­je­my wspól­no­ty na­ro­du. Nie moż­na jej od­bu­do­wać łą­cząc zdraj­ców z bo­ha­te­ra­mi, na fun­da­men­cie nie­roz­li­czo­nej prze­szło­ści, za­ma­za­nej te­raź­niej­szo­ści i ju­tra, któ­re wie­dzie do­ni­kąd.

I choć miło jest wie­rzyć, że przed laty Po­la­cy od­zy­ska­li wol­ność i na jej fun­da­men­tach bu­du­ją dziś pań­stwo pra­wa i de­mo­kra­cji, trud­niej za­stą­pić wia­rę ra­cjo­nal­ną re­flek­sją i roz­pra­wić się z za­strze­że­nia­mi na te­mat funk­cjo­no­wa­nia tego ustro­ju. Jesz­cze trud­niej, spro­stać wie­dzy o ge­ne­zie tego pań­stwa i jego nie­pra­wym po­cho­dze­niu.

Po­nie­waż w III RP ni­g­dy nie pod­ję­to ta­kiej re­flek­sji, a z do­świad­czeń ostat­nie­go ćwierć­wie­cza pły­ną wnio­ski sprzecz­ne z do­gma­ta­mi ustro­jo­wy­mi, skła­niam się ku twier­dze­niu, że opi­sy­wa­nie dzi­siej­szych re­aliów przy po­mo­cy po­jęć wła­ści­wych dla de­mo­kra­cji, jest nie tyl­ko błę­dem me­to­do­lo­gicz­nym, ale po­waż­nym za­bo­bo­nem, któ­re­go kon­se­kwen­cje od­czu­wa­my tym bo­le­śniej, im bar­dziej mu ule­ga­my.

Nie ży­je­my w pań­stwie, w któ­rym mo­gli­by­śmy to­czyć aka­de­mic­ką dys­ku­sję o na­rzę­dziach de­mo­kra­cji i wyż­szo­ści son­da­ży nad zdro­wym roz­sąd­kiem. Te pierw­sze oka­zu­ją się nie­sku­tecz­ne w star­ciu z pa­ra­ma­fij­ną rze­czy­wi­sto­ścią, dru­gie zaś zo­sta­ły po sto­kroć skom­pro­mi­to­wa­ne i pod­da­ne po­li­tycz­nym re­gu­la­cjom.

 

Ta książ­ka jest pu­bli­cy­stycz­ną pró­bą wy­ty­cze­nia dro­gi do od­bu­do­wy au­ten­tycz­nej wspól­no­ty. Pró­bą nie­ła­twą, bo wy­ma­ga­ją­cą po­ko­na­nia sze­re­gu mi­tów, któ­re od dzie­się­cio­le­ci cią­żą nad na­szą my­ślą po­li­tycz­ną i sku­tecz­nie pa­ra­li­żu­ją dą­że­nia Po­la­ków.

Mi­to­lo­gia, stwo­rzo­na przez „eli­ty” III RP, do­ty­czy nie tyl­ko kwe­stii we­wnętrz­nych i od­rzu­ce­nia dy­cho­to­mii My–Oni, ale fał­szu­je ob­raz re­la­cji z na­szy­mi są­sia­da­mi, Eu­ro­pą i „wol­nym świa­tem”.

Dwa prze­ra­ża­ją­ce mity – geo­re­ali­zmu i de­mo­kra­cji III RP, za­gra­dza­ją nam dro­gę do wol­nej Rze­czy­po­spo­li­tej.

I GEO­RE­ALIZM

Pisarz, z któ­re­go do­rob­ku za­czerp­ną­łem ty­tuł tej książ­ki, w roku 1944, w wy­da­wa­nym przez sie­bie pi­śmie „Alarm”, po­stu­lo­wał:

Żad­nej współ­pra­cy z bol­sze­wi­ka­mi! Za­sa­dą pol­skiej po­li­ty­ki za­gra­nicz­nej win­no być szu­ka­nie prze­ciw­ko Niem­com sprzy­mie­rzeń­ców na za­cho­dzie, ni­g­dy na wscho­dzie, W prak­ty­ce mię­dzy­na­ro­do­wej nie ceni się przy­ja­ciół cał­ko­wi­cie od­da­nych. […] Niem­cy są na­szym wro­giem ze­wnętrz­nym, bol­sze­wi­cy i ze­wnętrz­nym, i we­wnętrz­nym. Niem­cy woj­nę prze­gra­li, bol­sze­wi­cy ją wy­gry­wa­ją. Niem­cy od­cho­dzą, bol­sze­wi­cy przy­cho­dzą.

Jó­zef Mac­kie­wicz wy­ja­śniał wów­czas, jak da­le­ce jego po­glą­dy na spra­wy pol­skie róż­ni­ły się od opi­nii „au­to­ry­te­tów kon­spi­ra­cyj­nych”: