Niepokorny - Karolina Wilczęga - ebook
BESTSELLER

Niepokorny ebook

Karolina Wilczęga

4,3

1960 osób interesuje się tą książką

Opis

Ivy Thomson od dziecka wiedziała, co chce robić w życiu. Uwielbiała bawić się słowem, a jeszcze bardziej doprowadzać czyjeś teksty do perfekcji. Właśnie dlatego po ukończeniu studiów zatrudnia się w jednym z najlepszych wydawnictw w Nowym Jorku i jako redaktorka pracuje nad powieściami debiutantów. Gdy nie pochyla się nad tekstami, spędza czas z paczką przyjaciół, których poznała w czasie studiów. Wśród nich jest Matthias – jej bratnia dusza oraz młodszy brat Matta Walkera, człowieka, który pięć lat temu złamał jej serce.

Matthew Walker to jeden z założycieli W&L&C Media, a przede wszystkim dziennikarz, który szturmem podbił nowojorski rynek. W pracy mężczyzna jest bezwzględny, a każdy temat, który wpada w jego ręce, zostaje przez niego skrupulatnie przeanalizowany. To mężczyzna twardo stąpający po ziemi. Mogłoby się wydawać, że Matt nie ma żadnej słabej strony… poza przyjaciółką swojego brata. Dziewczyną, dla której był w stanie zrobić wszystko, a która pięć lat temu złamała mu serce.

Oboje zostali skrzywdzeni.

Oboje znają tylko własną wersję wydarzeń.

Jednak czy wina leży po którejkolwiek ze stron?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 347

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (1099 ocen)
670
229
119
62
19
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kokocha

Nie oderwiesz się od lektury

Przesliczna ksiazka o milosci I przebaczaniu. Polecam
70
martaglazer

Nie oderwiesz się od lektury

Książkę czyta się jednym tchem,świetna historia trzymająca w napięciu
60
arletatatarek

Nie oderwiesz się od lektury

Wow,wow i wow uwielbiam 😈
60
PaniManiii

Nie oderwiesz się od lektury

Wreszcie książka, w której są dialogi, logiczna akcja i relacja, która wzięła się z czegoś więcej niż samego spojrzenia i przejścia do wspólnego mieszkania czy od razu dziecka i ślubu. Bardzo przyjemnie się czyta.
105
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
50

Popularność




ROZDZIAŁ 1

MATTHEW

Wchodzę do biura, a w dłoni trzymam teczkę, której zawartość da mi dzisiaj kurewską przewagę nad moim gościem. Od pięciu lat prowadzę program sportowy – przeprowadzam wywiady ze sportowcami, analizuję przebieg wielu wydarzeń sportowych – jednak robię to inaczej niż większość partaczy, którzy wykonują ten zawód.

Jak to się stało, że trafiłeś do tego, a tego klubu?

Komu zawdzięczasz osiągnięcia sportowe?

Czy jako mały chłopiec marzyłeś o tym, żeby zostać piłkarzem?

Te pytania mieszają się w jednym pudle zwanym „oklepane i najbardziej przeruchane pytania świata”. Być może dlatego większość dziennikarzy pracuje w beznadziejnych czasopismach lub prowadzi kanały, które dobijają do maksymalnie czterdziestu tysięcy subskrybentów. W dzisiejszych czasach, by zrobić furorę w Internecie, nie możesz być „jakiś”. Musisz pokazać, że masz charyzmę, i przede wszystkim być autentyczny w tym, co mówisz i robisz. Nigdy nie miałem z tym problemu, dlatego od początku swojej działalności, jeszcze w czasach szkolnych, byłem po­strze­gany jako ktoś, kto dąży do celu bez względu na wszelkie przeszkody. W moim słowniku nie było miejsca na określenie „nie dam rady”. Dzięki temu dzisiaj jestem takim dziennikarzem – aroganckim, bystrym i przebiegłym. Śmietanka towarzyska Nowego Jorku, która ma coś za uszami, sra przede mną w gacie. Konfrontacje ze mną nie należą do przyjemnych, jeśli mój rozmówca na siłę chce pokazać, jakim wspaniałym jest człowiekiem, bo w końcu przekazuje miliony na cele charytatywne. Zapomina jednak, że kiedy schodzi ze sportowej sceny, jest podłym sukinsynem, który nie dba o rodzinę, a żonę zdradza w każdym możliwym zakątku świata. Niektórzy twierdzą, że nie powinienem się tym interesować, ale dla mnie człowiek powinien być spójny w każdym calu albo chociaż nie wypowiadać kontrowersyjnych słów, które mają mu zapewnić tylko chwilową chwałę.

– Dzień dobry, panie Walker!

Nicole to sekretarka, która już za pięć miesięcy opuści naszą zgraną ekipę. Na jej miejsce jest kilkaset kandydatek, jednak nadal nie potrafimy podjąć decyzji, kto ma ją zastąpić. Nicole niedługo zostanie mamą, dlatego pracuje, póki pozwala jej na to zdrowie. Nie mam pojęcia, jak – do cholery – ktoś będzie mógł ją zastąpić.

– Witaj, Nicole. Jak samopoczucie? – pytam, podchodząc do wyspy.

Kobieta w pierwszej kolejności podaje mi korespondencję, a potem delikatnie dotyka swojego brzuszka. Jej twarz wyraża czysty zachwyt.

– Dziękuję, jak na razie nie narzekam, choć boję się, że za chwilę się to zmieni.

Uśmiecham się do niej, a następnie ruszam szybkim krokiem do biura. Kompletnie nie interesują mnie tematy macierzyństwa, ale znam Nicole szmat czasu, dlatego choćby z tego powodu lubię z nią porozmawiać nawet o jej błogosławionym stanie.

Wjeżdżam windą na odpowiednie piętro, gdzie mieści się moje studio nagrań. Od razu dostrzegam moich kolegów z planu, którzy zajmują się wszelkimi aspektami technicznymi. Nie ze wszystkimi mam przyjacielskie relacje, ponieważ podchodzę do swoich zadań profesjonalnie, a miejsce pracy nie jest miejscem na pogaduchy. Przez naszą firmę przewinęła się masa ludzi, którzy marzyli o tym, aby być kimś. Większość miała słomiany zapał, co było widać gołym okiem.

Od początku mojej kariery towarzyszy mi George i Jacob. Obydwaj są geniuszami w świecie technologii, a przede wszystkim profesjonalistami. George to mistrz oświetlenia i na ten moment jest numerem jeden w firmie. Z kolei Jacob pracuje nad montażem. Zna mój styl pracy i wie, w jaki sposób zmontować filmy, aby zdobywały jak największe liczby wyświetleń i aby treści, które przekazuję, nie dały odbiorcy błędnego obrazu tego, co chcę przekazać. Pozyskiwanie kolejnych sponsorów jest bardzo istotne, dlatego im lepszy materiał oraz większa liczba wyświetleń, tym więcej firm chce z nami współpracować.

Niestety w dzisiejszych czasach najważniejsze jest to, jak sprzedajesz swój produkt. Czy jest dobry i na odpowiedni czas oraz czy spełnia oczekiwania klientów. Branża sportowa cały czas się rozwija, a nowych twarzy nie brakuje. Oczywiście oprócz osiągnięć sportowych badam również pola, na jakich udzielają się osoby, którymi się interesuję. Jako dziennikarz nie mogę przechodzić obojętnie obok sportowych wyjadaczy, ale też i nowych twarzy, dlatego zapraszam ich do swojego studia i katuję do ostatniego pytania. Nie zważam na to, czy ktoś jest sławny i ma górę złota w swoim ogrodzie, czy jest młodym zawodnikiem, który nie ma za bardzo czym się pochwalić. Dla mnie liczy się wartość każdego człowieka, a dzisiejszy wywiad ma niejako zdemaskować pewnego osobnika, który wyjątkowo mnie wkurwia.

Myślę, że to najlepsze określenie. Harry Evans to największe ścierwo, które stąpa po tej ziemi. Uprawia futbol, a na co dzień gra w jednym z najlepszych klubów w Stanach Zjednoczonych. Z jednej strony ma opinię wspaniałego i kochającego męża, a z drugiej jest człowiekiem, który w trakcie odwiedzania każdego zakątka świata musi upadlać się w klubach nocnych. Nienawidzę, kiedy ktoś udaje świętego tylko po to, aby zyskać rozgłos pośród społeczeństwa. A on właśnie to robi. Na swoich mediach opisuje, ile dobrego zrobił i ile wpłacił na cele charytatywne. Potem wrzuca zdjęcie ze swoją żoną i dziećmi w ogrodzie, mające pokazać, jak bardzo jest rodzinny. Szkoda tylko, że nie przewidział niespodzianki, jaką mu dzisiaj przygotowałem. Wiele można o mnie powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie przykładam się do tworzonych przez siebie materiałów. Mogę zbierać dowody miesiącami, aby – tak jak teraz – mieć teczkę, wiele zdjęć i nagrań pokazujących, jak ten pieprzony świętoszek bawi się za plecami żony.

Dziennikarstwo ma pokazać prawdę o ludziach, sytuacjach oraz wydarzeniach, które miały miejsce. Nie jest to zawód dla każdego, ale z pewnością jest on idealny dla mnie. Nigdy nie wyszedłem ze studia z wyrzutami sumienia. Nigdy. Być może dlatego, że nie tworzę artykułów na podstawie plotek czy domysłów kogoś innego. Jeśli nie mam czegoś czarno na białym, to nie wysuwam wniosków. Mogę snuć domysły, ale i tak przede wszystkim opieram się na prawdzie. Klucz do mojego sukcesu tkwi właśnie w tym małym, ale jakże istotnym szczególe. Nigdy nie podpisałem się pod czymś, czego dokładnie nie sprawdziłem. Pseudodziennikarze na podstawie słów „znajomego z najbliższego otoczenia” niejednokrotnie robili godzinne materiały, które nie miały na celu pokazania prawdy, a jedynie nabijanie wyświetleń dla ogromnego potentata medialnego. Jestem bezpośredni, momentami arogancki, ale nadal prawdziwy.

– Hej, Matt! Jak leci? – woła Jacob zza komputera. – Od rana montuję materiał dla Gai. Wczoraj kręciliśmy z nią filmik na temat ostatniej książki Taylor. Trochę się na niej przejechała.

Przewracam oczami. Doskonale wiem, jaki stosunek miała Gaia do tej publikacji. Jeszcze zanim zaczęła myśleć o nakręceniu o tym materiału, dzwoniła do mnie oburzona i wytykała najdrobniejsze błędy. Współczuję autorce, choć z drugiej strony pisanie o czymś, o czym nie ma się odpowiedniej wiedzy, jest debilizmem.

– Podejrzewam, ale znajdź materiał, w którym Gaia kogoś chwali.

Mężczyzna wstaje z krzesła i rozprostowuje kości, a potem spogląda na mnie z ukosa.

– Było takich kilka…

Rzucam teczkę na biurko, a następnie wyciągam z torby resztę dokumentów.

– No tak, jednak gdyby wziąć pod lupę wszystkie, to doskonale znasz proporcje.

Jacob rzuca mi rozbawione spojrzenie, po czym kieruje się do ekspresu z kawą. Ja tymczasem wyciągam butelkę z wodą, biorę do ręki teczkę i siadam w wygodnym fotelu. Zanim dołączy do nas pani od make-upu, mam czas, aby zerknąć raz jeszcze na materiały.

Harry Evans, trzydzieści cztery lata, żonaty, dwójka dzieci. Perfekcyjny w każdym, kurwa, calu, a jednak poza kamerami kawał zwykłego chuja, który pomimo deklaracji w mediach nie wpłaca pieniędzy na fundacje charytatywne, a na wyjazdach rucha niemal każdą dziwkę, która wejdzie mu w drogę. Najgorsze ścierwo, jakie może być. Kiedy zaczynałem przyglądać się bliżej jego sprawie, nie przypuszczałem, że znajdę na niego takie smaczki. O ile mam w dupie to, czy zdradza żonę, czy nie, tak niemoralne jest dla mnie to, że próbuje pokazać siebie w zupełnie innym świetle. Na szczęście moi dobrzy koledzy znający się na robocie zrobili mi kilka świetnych zdjęć i filmików, z których jasno wynika, co robi nasza wielka gwiazda. Oprócz posuwania wszystkiego, co ma długie blond włosy, i niewpłacania kasy na konta fundacji nasz najlepszy zawodnik lubi finansować nielegalne interesy.

Prycham.

Człowiek promujący zdrowy styl życia oraz udzielający się w programach, które mają pomóc w walce z uzależnieniami, sam ułatwia produkcję tego syfu i dostęp do sprzedaży. Ten gość to jedna wielka kupa gówna – dla kasy zrobi niemal wszystko. Dzisiaj zetrę z jego twarzy ten idiotyczny uśmiech, kiedy każdym pytaniem będę odzierał go z kłamstw, w które się ubrał.

Po skończeniu make-upu i ustawieniu kamer wchodzę do mojego królestwa.

Tak naprawdę moje studio jest bardzo minimalistyczne. Stolik i dwa wygodne fotele. Nie potrzebuję niczego więcej, aby w jednej chwili stać się najchętniej oglądanym dziennikarzem w Stanach. Cholernie odpowiada mi rola kata, choć nie ukrywam, że zdarzały się wywiady, w których byłem bardziej ludzki. Niemniej jednak na tym świecie jest więcej takich kutasów jak Evans niż dobrych dusz, które chcą uczciwie żyć i bezinteresownie pomagać innym.

Chłopaki sprawdzają ustawienie kamer, dźwięk oraz światło, aż nagle wchodzi wielka gwiazda naszej ukochanej drużyny. Dumnie unosi głowę, uśmiechając się do wszystkich, bo jeszcze nie wie, na co się pisze. Pewnym krokiem idzie w moją stronę, a ja wstaję z fotela i czekam, aż poda mi dłoń.

W życiu nie zrobiłbym tego pierwszy.

– Matthew Walker, nareszcie się spotykamy! – Wysuwa dłoń w geście powitania.

Mam ochotę zedrzeć mu uśmiech z twarzy, jednak to nie w moim stylu. Uwielbiam karmić takich gości iluzją, że jestem ich przyjacielem, aby potem na wizji zobaczyli, z kim naprawdę mają do czynienia.

– Miło nam gościć tak wielką gwiazdę futbolu – mówię z udawanym podziwem, czym pompuję jego wyjebane w kosmos ego. – Mam nadzieję, że z takim samym humorem zakończymy program.

Mężczyzna zaczyna się śmiać, a następnie rozgląda się po pomieszczeniu. Po chwili dopada go nasza dziewczyna od make-upu i zaczyna pudrować jego gębę.

Odwracam się, aby wziąć wdech i przygotować się na najlepsze. Muszę się opanować. Całą złość wyładuję już za chwilę.

– Myślisz, że będzie odpowiadał na wszystkie pytania?

Odwracam się i zerkam na Trevora, który trzyma w dłoniach moją teczkę. Jest jednym z udziałowców kanału W&L&C Media. Nazwa firmy jest prosta, ponieważ są w niej nasze inicjały. Każdy z nas jest inny i ma zupełnie odmienne wizje prowadzenia swoich kanałów, jednak łączy nas dobro naszej firmy. Staramy się, aby wszystko, co wychodzi spod naszego szyldu, było jak najlepszej jakości.

– Nie ma wyjścia – podkreślam, opierając się na fotelu. – Nie ma opcji, że on dzisiaj wyjdzie z naszego studia jako bohater narodu. Społeczeństwo musi poznać prawdę o tym, kim jest Harry Evans. To prawda ma być dzisiaj na pierwszym miejscu. Mam w dupie, co może mi zrobić. Mam dowody, które po emisji programu zostaną przekazane prokuraturze, więc może mnie cmoknąć.

Mężczyzna mruży oczy, a ja zdaję sobie sprawę z tego, co siedzi mu w głowie. Cały Trevor i jego cholerne rozkminy.

– Ufam ci i doskonale o tym wiesz. Gdyby nie twoje materiały, nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy, choć nie ukrywam, że za każdym razem to właśnie one najbardziej podnoszą ciśnienie wszystkim wokół.

Przymykam oczy i odwracam się w kierunku Evansa, który rusza w naszą stronę.

– Nasze materiały to sprawiły, nie tylko moje – odpowiadam, a następnie dodaję: – A teraz zbieraj dupę do biura i odpal mój program.

Trevor zaczyna się śmiać, po czym wychodzi, machając do naszej ekipy.

Kiedy Harry podchodzi, wskazuję mu miejsce, które natychmiast zajmuje. Siadam naprzeciwko niego, czekając na znak od naszej reżyserki. Spoglądam na mojego gościa – niczego nieświadomy poprawia swoją koszulę. Kiedy słyszę odliczanie, a następnie słowo „akcja”, jestem podekscytowany.

Zabawa właśnie się zaczęła!

ROZDZIAŁ 2

IVY

– Powiedz mi, dlaczego ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem?! Powiedziałam, że do czwartku wyrobię się z korektą tekstu, a tymczasem po raz kolejny dostaję wiadomość z pytaniem, kiedy otrzyma gotowy plik! Szału dostanę! – Emily patrzy na monitor z mordem wypisanym na twarzy.

Uśmiecham się, po czym upijam łyk mojej ulubionej kawy. Ponownie zatracam się w kolejnym konspekcie książki, który dzisiaj otrzymałam. Od roku pracuję w Harris Publishing. Kiedy kończyłam studia, nie śmiałam marzyć o tym, że będę w tym miejscu. Byłam jedną z kilkudziesięciu kandydatek ubiegających się o stanowisko pomocy głównego redaktora. Gdy zadzwonili do mnie z informacją, że to właśnie ja dostałam tę posadę, nie mogłam przestać płakać ze szczęścia.

Podczas studiów pracowałam w jednym z butików w Queens. Zarobki nie były najlepsze, ale przynajmniej mogłam jakkolwiek dołożyć się do utrzymania domu dzielonego z mamą. Wynajmowałyśmy go, ponieważ nasz dom spłonął kilka lat temu i jedyne, co po nim zostało, to zgliszcza i wspomnienia, które zawsze będę pielęgnować w swoim sercu.

Mama, Sarah Thomson, jest dla mnie największym wsparciem. Pracuje w barze jako kelnerka. Po śmierci taty musiałyśmy nieco zmienić nasze dotychczasowe życie, jednak ona nigdy nie pozwoliła mi zrezygnować z marzeń. Jednym z nich były studia w Adelphi University. Ukończenie ich pozwoliło mi na ubieganie się o pracę w wielu wydawnictwach, ale znalazłam się tu, gdzie chciałam. Poznałam fantastycznych ludzi, którzy tworzą niezwykłą atmosferę. To zdecydowanie praca moich marzeń.

– Daj spokój, Em, wiesz dobrze, że to debiutantka – mówię łagodnym głosem. – Musisz być wyrozumiała. Dla dziewczyny to wielka szansa na karierę.

Koleżanka patrzy na mnie znad monitora, piorunując mnie wzrokiem.

– Jestem wyrozumiała. – Akcentuje każdy wyraz. – Jednak po piątej wiadomości moja tolerancja wygasa.

Przewracam oczami, a potem wracam do tekstu bardzo ciekawej książki. Myślę, że to idealna pozycja na jesienne wieczory, a autorka pisze w taki sposób, że nie muszę za bardzo wysilać wyobraźni, aby znaleźć się w opisywanych przez nią miejscach. Cudowna, ciepła i niesamowita historia, która zapewne porwie niejednego czytelnika.

– Idziesz ze mną na lunch? – pyta Em, pakując torebkę. – Muszę coś zjeść i odejść od laptopa, zanim dostanę jeszcze większego szału. Wiadomości przychodzą jak szalone, a gdy jestem głodna, robię się totalnie niewydajna w pracy.

– Umówiłam się z Matthiasem – odpowiadam, uśmiechając się smutno. – Może jutro?

Bardzo chcę się spotkać z przyjacielem, dlatego mam nadzieję, że Em mi wybaczy. Dziewczyna delikatnie przytakuje, a następnie sprawdza telefon. Na jej twarzy maluje się zaskoczenie, a po chwili szok. Oczy niemal wypadają jej z orbit. Coś mi nie pasuje w jej zachowaniu.

– Kurwa.

Jedno słowo, które sprawia, że włoski na moim ciele stają na baczność. Wstaję z krzesła i podchodzę do niej, a ona oddaje mi swój telefon. Kiedy tylko zerkam na ekran, mam ochotę cisnąć nim o ścianę. Już pierwsze zdjęcie jego twarzy doprowadza mnie do wrzenia. Pieprzony Matt Walker. Bóg firmy W&L&C Media.

– Ivy, spójrz na nagłówek.

Podnoszę wzrok na moją koleżankę, po czym ponownie skupiam się na wyświetlaczu. Kiedy czytam pierwsze zdanie, moje ciało oblewa zimny pot. Każdy zna Harry’ego Evansa – gwiazdę drużyny futbolowej oraz największego darczyńcę wielu fundacji. Mężczyzna znany był przede wszystkim ze swojej dobroci oraz z działań na rzecz osób uzależnionych od używek. Tymczasem to, co czytam, zupełnie przeczy temu, co wiedzieliśmy wcześniej.

„Wczoraj doszło do spotkania Harry’ego Evansa – utytułowanego zawodnika drużyny New York Star – z dziennikarzem oraz udziałowcem W&L&C Media Matthew Walkerem. Początkowo rozmowa odbywała się w spokojnej atmosferze, ale późniejsze pytania prowadzącego mogły dawać delikatne sygnały, że za chwilę rozpęta się prawdziwa burza. Walker w swoich pytaniach nie gryzł się w język, a nawet wysunął potężne oskarżenia wobec Evansa. Zawodnik drużyny New York Star miał jakoby nie wpłacać potężnych sum na fundacje, które promuje i wspiera, a także brać czynny udział w rozwijaniu sprzedaży nielegalnych substancji. Wisienką na torcie były zdjęcia, które zostały upublicznione na żywo podczas wczorajszego wystąpienia, z klubów, gdzie Evans miał się dopuszczać zdrad swojej żony. Prawnik gwiazdy zapowiedział potężny proces sądowy W&L&C Media, jednak już dzisiaj do prokuratury wpłynął akt oskarżenia wobec Harry’ego Evansa. Opinia publiczna jest podzielona, ale jeśli to, co mówił Walker, okaże się prawdą, Evans straci wszystko, na co pracował przez długie lata”.

– Jezu Chryste.

Oddaję telefon Emily, a ona ponownie wystukuje coś na ekranie. Nie mogę uwierzyć, że ten idealny człowiek byłby zdolny do takich rzeczy. Nie jestem fanką futbolu, choć Matthias wiele razy mi o nim opowiadał i to w samych superlatywach.

– Prokuratura wraz z aktami otrzymała dowody, które mają potwierdzić winę Evansa! Ale, kurwa, jaja! Szykuje się pozew roku! – Em patrzy na mnie i uśmiecha się wyniośle. – Trzeba przyznać, że Walker jest cholernie dobry w te klocki. Każdy, kogo bierze na tapet, jest dokładnie prześwietlany, a przez to nikt nie może mu zarzucić, że w którymkolwiek momencie skłamał.

Wzdycham. Nie pierwszy raz Matt Pieprzony Walker złapał kogoś na gorącym uczynku. Takich jak Evans jest wielu i to właśnie Walker za każdym razem staje się bohaterem w czerwonej pelerynie, który niesie ludziom prawdę.

– Walker jest cholernie dobry w niszczeniu życia innym ludziom! To istny tyran, który wybił się na grzebaniu w ludzkim życiorysie! Nawet jeśli pokazuje prawdę, to w rzeczywistości jest jeszcze gorszy. Mami cię kłamstwami, obiecuje pomoc i sprawia wrażenie dostępnego, a potem mu odwala i zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.

Dziewczyna patrzy na mnie zdziwiona, jednak nie komentuje mojego wybuchu. Przygląda mi się z zaciekawieniem.

– Nie wiem, dlaczego za każdym razem, kiedy wspominam imię tego człowieka, ty od razu stajesz się agresywna niczym byk na rodeo.

Opieram ręce na biodrach, licząc w myślach do dziesięciu. Muszę wyglądać naprawdę komicznie.

– Po prostu denerwuje mnie to, że w mediach jest postrzegany jako cholerny Bóg mediów, seksu i nie wiem jeszcze czego, do cholery! – podnoszę głos, a następnie cicho dodaję: – Rzeczywistość jest inna, niż się wszystkim wydaje. Dobre ciuchy, samochód i kobiety nie są wyznacznikiem tego, jaki ktoś jest.

– To prawda, dobry z niego towar. Wyobraź sobie, że jest tak samo arogancki w łóżku. Jeśli śmiga językiem tak samo jak na swoich programach, to…

Nie chcę sobie tego wyobrażać!

– Nie chcę sobie go wyobrażać! A teraz leć na lunch. Spotkamy się za godzinę.

Em wychodzi z naszego biura i macha mi ręką przez szklaną szybę. Kiedy znika, siadam na fotelu. Dopijam resztę kawy, spoglądając na swojego laptopa.

Nawet o tym nie myśl! Nie będziesz czytać jego wypocin albo, co gorsza, słuchać tego cholernego wywiadu!

Mój głos rozsądku sprowadza mnie na ziemię, więc szybko pakuję telefon do torebki. Zahaczam jeszcze o łazienkę, gdzie doprowadzam się do porządku. Kiedy opuszczam budynek, macham do Connora – naszego ochroniarza – na co ten się do mnie uśmiecha. Gdy tylko znajduję się na zewnątrz, uderza mnie piękna, słoneczna pogoda. Idealnie! Rozglądam się po parkingu w poszukiwaniu znajomego samochodu, ale nigdzie go nie dostrzegam. Wyciągam telefon, by wybrać numer do Matthiasa.

Odbiera po kilku sygnałach.

– Hej, słońce, wybacz, ale wypadła mi pilna naprawa w warsztacie i muszę zostać.

Po jego głosie wnioskuję, że nie jest zachwycony, jednak zdaję sobie sprawę, że dla niego warsztat to cały świat. Mój przyjaciel jest w tym świetny, dlatego nie mogę go winić za to, że tak się poświęca. Poza tym każdy z nas pracuje, aby móc z czegoś żyć.

– Nie przejmuj się, poradzę sobie. Spotkamy się dzisiaj wieczorem w Picolle?

Słyszę dźwięk uruchamianej maszyny, a po chwili nieprzyjemne brzęczenie zostaje lekko zagłuszone. Podejrzewam, że Matthias wyszedł z warsztatu.

– Jasne, kończę jak zawsze.

Słyszę, że się spieszy, więc nie mam zamiaru ślęczeć na telefonie. Odwracam się w kierunku słońca, promienie muskają moją twarz. Cieplutko.

– Nie przeszkadzam M. Do zobaczenia!

– Ivy, zapom…

Kończę połączenie i wrzucam telefon do torebki. Odwracam się i już mam ruszać chodnikiem do znajomej knajpki, kiedy moje oczy dostrzegają jego. Mężczyzna jest ubrany w ciemną koszulkę, która opina jego ciało, a dżinsy w tym samym kolorze sprawiają, że wygląda jak diabeł. Całość dopełniają okulary, zapewne od Prady albo innego projektanta. Z pewnością nie są dostępne dla wielu ludzi z biednym portfelem. Wygląda jak żywcem wyjęty z najnowszego magazynu Style. Opiera się o swój samochód, a ja nadal stoję jak wryta. Gdyby nie fakt, że go znam, powiedziałabym, że jest przystojny. Cholernie przystojny.

– Napatrzyłaś się, Thomson?

Stop. Cofam wszystko, o czym myślałam przed chwilą.

– Tak – odpowiadam pewnym głosem. – Piękny samochód. Co prawda pewnie niedługo wymienisz go na nowy, ale to chyba standard, prawda? Kompleksy trzeba sobie jakoś rekompensować. – Uśmiecham się słodko, a następnie rzucam mu spojrzenie pełne pogardy i ruszam w stronę knajpki.

Muszę coś zjeść, a spotkanie tego osobnika absolutnie mi tego nie ułatwi. Mimo że włożyłam dziś szpilki, mam niebywałą ochotę biec najszybciej, jak tylko się da.

To byłoby jednak za proste. On nigdy nie odpuszcza. Zawsze musi postawić na swoim. Nagle łapie mnie za przedramię i szybkim ruchem odwraca do siebie tak, że niemal na niego wpadam.

– Idziemy na lunch.

Wybucham histerycznym śmiechem. Tak, wiem, nie jest to ani trochę zabawne, jednak jeśli ktoś, kto nie może zachowywać się przy tobie normalnie i traktuje cię jak gówno, przyjeżdża pod twoją firmę, a następnie oświadcza ci tak po prostu, że zabiera cię na lunch, jest to co najmniej nienormalne. Czasy, kiedy potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, już dawno minęły.

– Chyba sobie żartujesz, Walker. Nigdzie z tobą nie idę!

Mężczyzna ściąga okulary i mruży oczy. Emanuje czystą arogancją, która doprowadza mnie do szału.

– Idziesz – mówi z bezczelnym uśmiechem, po czym dodaje: – Pakuj tyłek, Thomson. Jestem głodny, tak jak i ty, więc nie rób scen na środku pieprzonego chodnika.

Patrzymy na siebie wkurwieni do granic możliwości. Nie ma bata, że gdziekolwiek się z nim pokażę. Ponownie się odwracam i ruszam przed siebie. Żaden dupek, a tym bardziej on, nie będzie mi mówił, gdzie i co mam jeść. Nie chcę wylądować jutro w gazecie jako kolejna zdobycz wielkiego gwiazdora Walkera. Kiedy widziałam ostatnie zestawienie jego kobiet, niemal udławiłam się kolacją. Same modelki, blond włosy i ewidentny brak mózgu.

– Kurwa, możesz nie być taka uparta?! – Idzie równo ze mną i co chwila zerka na mnie z ukosa. – Możesz nie utrudniać?! Nie rozumiem, dlaczego z Matthiasem możesz w spokoju zjeść obiad, a na mój widok jedyne, co potrafisz robić, to rzucać bluzgami i uciekać! Powinnaś się cieszyć, że możesz spędzić trochę czasu w moim towarzystwie. Szczególnie po tym, co zrobiłaś.

Przystaję i patrzę na niego z niedowierzaniem. Mam nadzieję, że się przesłyszałam, bo jeśli on w tym momencie chce obarczyć mnie winą za to, jaką mamy relację, to zdzielę go w twarz w miejscu publicznym i faktycznie będziemy jutro na pierwszych stronach gazet.

– Może dlatego, że w trakcie przebywania z tobą mam wrażenie, jakbym była w cholernej komorze bez grama powietrza! Matthias w mojej obecności jest normalnym człowiekiem, do cholery. Podkreślam: normalnym. A ty nie pozwalasz mi zapomnieć, kim jesteś! Na dodatek zazwyczaj zachowujesz się przy mnie okropnie, więc nie dziw się, że nie chcę iść z tobą zjeść pieprzonego lunchu! Nawet jeśli kiedyś coś między nami było, zniszczyłeś to.

Mężczyzna patrzy na mnie zszokowany, a następnie łapie mnie za rękę i ciągnie do samochodu. Próbuję mu się wyrwać, jednak on jest silniejszy. Dodatkowo dochodzi do mnie zapach jego perfum i…

Zamknij się, idiotko! – karcę się w myślach, próbując nadążyć za tym draniem.

Proszę Boga, aby nikt nas nie rozpoznał. Wsiądę z nim do tego cholernego samochodu, ale – na miłość boską – jeśli jutro zobaczę cokolwiek w tych głupich pismakach, to osobiście go zabiję.

Puszcza moją rękę dopiero przy swoim aucie. W mojej głowie rodzi się idealny plan. Być może zachowuję się teraz jak nastolatka, ale mam to gdzieś. Nie patrzę w jego stronę, tylko biegnę w kierunku drzwi mojej firmy i niemal od razu wpadam do windy. Kiedy ta się zasuwa, dostrzegam jego surowe spojrzenie. Unoszę dumnie głowę, pokazując mu środkowy palec.

Wal się, palancie!

Jeśli myśli, że może mi rozkazywać, to naprawdę mnie nie zna. Boże! Pomyśleć, że kilka lat temu lubiliśmy ze sobą rozmawiać. Kręcę głową z niedowierzaniem, gdy wspominam czas, kiedy nie chcieliśmy się nawzajem zabić.

Biorę głęboki wdech, opieram się o jedną ze ścian windy i zamykam oczy. Żaden mężczyzna nie działa na mnie tak, jak Matt. To zło wcielone, zaprogramowane, aby niszczyć i prześladować wszystko i wszystkich. Wielokrotnie dawał tego dowód. Gdy rok temu przyjęłam pracę w wydawnictwie, dostałam pod swoje skrzydła historię Lily Taylor. Dziewczyna jest niesamowicie zdolna, co potwierdzają opinie i wyniki sprzedaży jej historii. Mam sentyment do jej książki, ponieważ była to moja pierwsza profesjonalna praca przy tekście. Kto jako pierwszy rzucił w nią kamieniem, a potem obsmarował gównem? Oczywiście Matt, a przede wszystkim ta cholerna suka Gaia. Uwzięła się na tę historię i wytykała najmniejsze błędy, a na dodatek skomentowała: „brak kompetencji redakcji oraz korekty”. Cała drżę ze złości, kiedy o tym pomyślę. W dodatku niedawno skończyłyśmy z autorką pracę nad kolejną książką i zastanawiam się, czy ta małpa ma już pomysł na swój żałosny materiał.

Wzdycham, ponieważ tylko nasze wydawnictwo jest brane pod lupę przez cholernych W&L&C Media. Żadne inne. Na dodatek wszystkie recenzje zaczęły się pojawiać dokładnie rok temu, czyli wtedy, gdy rozpoczęłam pracę. Przypadek? Chyba, kurwa, nie.

Sygnał windy informuje mnie, że jestem na odpowiednim piętrze, dlatego pewnym krokiem wchodzę do biura. Uśmiecham się do pozostałych pracowników, którzy porę lunchu wykorzystali zdecydowanie lepiej niż ja. No cóż, zamówię sobie coś na wynos lub zjem, jak wrócę do domu. Może zrelaksuję się odrobinę przy wieczornym gotowaniu.

Wchodzę do pomieszczenia, które dzielę z Emily. Nie jest za duże, jednak sprawiłyśmy, że mamy tutaj bardzo przytulny kąt do pracy. Nasze biurka stoją pod oknami, dzięki czemu mamy piękny widok na miasto. Kilka roślin doniczkowych i regały z dokumentami dopełniają cały wystrój.

Rzucam torebkę na swoje biurko, podchodzę do stolika i nalewam sobie wody. Po chwili słyszę otwierające się drzwi. Jestem pewna, że to Em, ale kiedy się odwracam, zastygam w miejscu.

– Co. Ty. Tutaj. Robisz? – cedzę przez zęby. – Jak tutaj wszedłeś?!

Matt podchodzi do mojego biurka, po czym opiera się o jego kant. Jego spojrzenie jest mroczne, jak zawsze, kiedy się wkurwi.

– Drzwiami, Thomson. Od tego właśnie są.

Panuj nad sobą, Ivy. Nie daj się sprowokować. Nie możesz mu dać tej satysfakcji, bo jeśli to zrobisz, wygra.

– Connor nie wpuszcza tutaj obcych, chyba że są umówieni.

Mężczyzna patrzy na mnie znudzony, tak jakby to, co mówię, słyszał już milion razy.

– Ja jednak umiem otwierać każde wejścia i nie muszę mieć pozwolenia – mówi pewnie, lustrując mnie wzrokiem.

– Szczególnie swoich sekretarek, asystentek i innych dziwek, które klęczą przed tobą z wywalonymi jęzorami – odparowuję wściekle.

Matt patrzy na mnie, a jego mina świadczy o tym, że świetnie się bawi. Odpycha się od biurka i rusza w moją stronę. Kiedy staje przede mną, dzielą nas milimetry, jednak ja się nie cofam. Nigdy. Dumnie unoszę głowę, mimo że nade mną góruje. Odsuwa kosmyk moich włosów i nachyla się do mojego ucha.

– Zazdrosna? – pyta szeptem. – Myślałem, że jestem najgorszym człowiekiem na tej planecie i ostatnim, którego chcesz widzieć, a tu taka niespodzianka. Nieładnie kłamać, Thomson. Choć jesteś w tym specjalistką, prawda? Manipulacja to temat dobrze ci znany.

Prycham.

– Nigdy nie oszukuję, w przeciwieństwie do ciebie, cholerny draniu! – krzyczę rozwścieczona. – Przyszedłeś powęszyć, co nowego wydajemy w tym miesiącu? Czyżby Gai skończyły się pomysły na niszczenie innym życia?! Twoja dziwka kazała ci tutaj przyjść?! Może mam oddać ci przedpremierowo naszą najnowszą książkę, abyś mógł przekazać ją Gai, co?!

Wyraz jego twarzy zmienia się na ułamek sekundy, ale ja wiem, co mówię. Wiem, jaka jest ta kobieta. Nigdy nie odpuszcza i za każdym razem stara się zniszczyć każdego, kto stawia pierwsze kroki w jakimkolwiek biznesie. Bezlitosna suka, która nie niesie za sobą nic dobrego.

– Gdybyś chociaż raz zapytała mnie o zdanie, wiedziałabyś, że nie pochwalam wszystkiego, co robi Gaia. Ona jest…

– Jaja sobie robisz?! – przerywam mu, nie pozwalając dokończyć zdania. – Jesteś jednym z prezesów W&L&C Media i masz głos w kwestiach materiałów, które wpuszczacie do Internetu. Nie pieprz mi teraz, że nagle masz inne zdanie na temat tej podłej kobiety! Zresztą jesteście siebie warci! Wyciągnij z niej fiuta, to może twój mózg zacznie lepiej funkcjonować!

Dyszę jak parowóz, jednak w głębi serca czuję niesamowitą ulgę. Nie wiem, czy ktokolwiek poza rodziną Walkera ma śmiałość zwrócić mu uwagę. Każdy, kto jest przy zdrowych zmysłach, nie wchodzi mu w drogę, ale ja jestem ponad jego pozycję. Być może dlatego, że się znamy i kiedyś łączyło nas odrobinę więcej, choć ogień, który na zawsze odebrał mi rodzinny dom, spalił również to, co mieliśmy z Mattem. On jednak kompletnie nie przejmuje się moją przemową.

– Nie wiem, jak z takich ust może padać tyle obelg – mówi zamyślonym głosem. Dotyka delikatnie mojej skroni, a mnie przez moment brakuje powietrza. Przez tę jedną chwilę jego oczy stają się tymi, które tak dobrze znałam. – Gdybyś tylko wiedziała…

Odsuwam się, patrząc na niego zdezorientowana. Jest lekko zmieszany, jednak po chwili ponownie zakłada maskę.

– Dokończ – mówię, patrząc wprost na niego. – Co miałeś na myśli, Matt?

Mężczyzna prostuje się i nagle jak gdyby nigdy nic rusza do drzwi. Zrywam się z miejsca, by zmusić go do mówienia, ale jego już nie ma. Kiedy spoglądam na korytarz, dostrzegam przerażoną, a jednocześnie podekscytowaną Em, która zapewne zdążyła spotkać samego diabła. Pozostali pracownicy również przyglądają mi się z zaciekawieniem, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.

Szlag, jeszcze tego mi brakuje, plotek w pracy na temat mojego życia prywatnego.

Mam dość. Wchodzę z powrotem do gabinetu i siadam na fotelu. Jestem w jakimś zawieszeniu i próbuję poukładać sobie w głowie to, co przed chwilą się stało.

Em zamyka cicho drzwi, bierze głęboki wdech i od razu zamyka oczy.

– Nie muszę wiedzieć, że tu był, bo całe pomieszczenie pachnie jego perfumami.

Wzdycham głęboko, mając nadzieję, że chociaż moja droga koleżanka mnie oszczędzi, ale za dobrze ją znam. Nie odpuści, szczególnie teraz, kiedy wszyscy mogli zobaczyć Walkera wypadającego z mojego biura.

Emily siada przy swoim biurku i skanuje mnie wzrokiem.

– No dobrze, pracujesz ze mną od roku. Znam cię już dość dobrze, aby zauważyć, że nic nie wyprowadza cię z równowagi tak, jak temat firmy W&L&C Media. Nie wmówisz mi, że to tylko kwestia negatywnych recenzji książek, które są akurat pod twoim redakcyjnym okiem i jednocześnie stały się smacznym kąskiem dla Gai Wilson, która, tak się składa, pracuje dla tej firmy, więc… Mów, co jest grane i skąd znasz Matta Walkera.

Zastanawiam się, czy opowiedzieć jej całą historię. Z jednej strony bardzo bym chciała, jednak wiem, że jeśli powiem wszystko, to ona nie da mi żyć. Niestety Matt przekroczył dzisiaj granicę, której nigdy nie śmiał nawet tknąć. Wszedł na moje terytorium, do mojej pracy i powiedział coś, co zdecydowanie nie poprawia mojego samopoczucia. Biorę się w garść.

– Dobrze, w takim razie słuchaj uważnie. Opowiem to tylko raz. – Wstaję z fotela i odwracam się w kierunku panoramy miasta. – Poznałam Matta Walkera, kiedy zaczęłam studiować na Adelphi University. Mimo że mieszkaliśmy w jednej miejscowości, to dopiero na studiach miałam okazję go poznać. Nasza znajomość zaczęła się przez przypadek, ponieważ poznałam jego młodszego brata. Zaprzyjaźniliśmy się i wraz z dwójką innych znajomych stworzyliśmy paczkę. Chodziliśmy na imprezy, spędzaliśmy razem czas i przygotowywaliśmy się wspólnie do egzaminów. Często spotykaliśmy się w domu rodzinnym Walkera, bo rezydencja jego rodziców była ogromna. Nikomu nie przeszkadzała banda nastolatków, która robiła harmider. Matt Walker, jak zapewne zdążyłaś wyszukać, ma trzydzieści pięć lat, a jego brat jest w moim wieku. Gdyby nie on, nigdy byśmy się nie poznali.

Em otwiera szeroko oczy, zakładając ręce na piersi.

– Ivy, czy Matthias…?

Odwracam się do niej i patrzę jej prosto w oczy.

– Tak, Matthias to jego brat.

ROZDZIAŁ 3

MATTHEW

Ivy pyskata Thomson.

Cholerna gówniara, którą powinienem wymazać z pamięci, jednak za każdym razem, kiedy jestem blisko niej, tracę pieprzony rozum. Ja, trzydziestopięcioletni facet, nie potrafię się ogarnąć przy dziewczynie o dekadę młodszej ode mnie. Żadna kobieta nie działa na mnie tak, jak ona, choć to uparte stworzenie najchętniej posłałoby mnie do diabła.

Nie jestem delikatny, nie umiem zgadzać się na czyjeś głupstwa. Wiem, że odkąd rozpoczęła pracę w wydawnictwie, urosła o kilka metrów. Poniekąd jestem szczęśliwy, ponieważ od początku znałem jej plany na przyszłość. Studiowała literaturę, aby móc kiedyś pracować wśród książek i ich fanatyków. Pamiętam, jak się poznaliśmy oraz w jaki sposób opowiadała mi o swoim pomyśle na życie.

Mam dość miasta. Za dużo spraw nałożyło się w jednym momencie na moją głowę, dlatego muszę odpocząć. Kurwa, nawet ja potrzebuję naładować baterie. Trevor i Michael muszą przez chwilę dać sobie radę sami. Oni, do cholery, byli na wakacjach, więc teraz ja mogę poszaleć. Dom moich rodziców jest idealny, aby zresetować głowę.

Jadę ulicami miasta, aż w końcu wjeżdżam na znajomą ulicę. Kiedy tylko dostrzegam na podjeździe pick-upa mojego brata, od razu wiem, że nie będzie mi dane odpocząć. Choć posesja moich rodziców jest ogromna, to i tak trudno lekceważyć krzyki młodych, napalonych nastolatków.

Wchodzę do domu i kieruję się do kuchni. Zapach domowego obiadu unosi się w powietrzu, a mój żołądek od razu się odzywa.

– Matt, kochanie! Cieszę się, że w końcu przyjechałeś! Nie mogłam się doczekać, choć liczyłam, że ojciec będzie szybciej od ciebie. Moglibyśmy wtedy zjeść razem.

Podchodzę do mamy, całuję ją w policzek, a następnie zerkam na bulgoczący w garnku sos.

– Boże, mamo, powiedz, że zrobiłaś spaghetti bolognese. – Wskazuję na gorącą potrawę na płycie indukcyjnej. – Jestem cholernie głodny.

Mama uderza mnie delikatnie w ramię, a potem odwraca się i zaczyna mieszać łyżką w garnku. Ja w tym czasie ściągam kurtkę i odwieszam ją na krzesło.

– Gdzie tata? Mam nadzieję, że nie bierze więcej spraw w tym miesiącu. Nie powinien tak tyrać.

Kobieta odwraca się do mnie, po czym kładzie przede mną talerz z apetycznie wyglądającym makaronem.

Boże, tylko moja mama potrafi podać domowe jedzenie w iście restauracyjnym stylu.

– Siadaj i jedz, kochanie – mówi czułym głosem, a ja robię to, co każe. – Twój ojciec dostał ostatnią ważną sprawę i nie chce jej odpuścić. W grę wchodzi znany klient, który może stracić miliony. Nic więcej nie wiem, ale sprawa jest bardzo poważna. Nie ukrywam, że martwi mnie to, że siedzi po nocach w gabinecie, ale obiecał, że po całej sprawie wyjedziemy na wakacje.

Biorę do ust kolejną porcję makaronu i zamykam oczy.

Boże, jakie to dobre.

Mama przygląda mi się z miłością i choć nigdy nie rozumiałem uczuć, to sposób, w jaki ona nam je okazywała, był dla mnie niesamowity.

– Powinniście częściej wyjeżdżać na wakacje – stwierdzam, patrząc na nią. – Tacie i tobie przyda się odpoczynek. Nie możecie się przepracowywać, powinniście sobie poużywać trochę życia.

– I ty to mówisz?

Przewracam oczami, bo wiem, do czego zmierza ta rozmowa. Odkąd wraz z Trevorem i Michaelem założyliśmy W&L&C Media, nie mam czasu porządnie się wyspać czy zjeść czegoś, co nie ma w składzie tablicy Mendelejewa. Dobrze, że razem z chłopakami postanowiliśmy zrobić sobie siłownię na ostatnim piętrze w naszym biurowcu. Zawsze mogę poćwiczyć w trakcie pracy i choć nie robię z siebie kulturysty, to lubię dobrze wyglądać.

– Mam dwadzieścia dziewięć lat, mamo. Mam wydajniejszy organizm i choć wiem, że nie pochwalasz mojego stylu życia, to staram się o siebie dbać.

Mama się krzywi, jakby wyczuwała kłamstwo na kilometr. Ona jedna nie daje się nabrać na moje lanie wody.

– Jako lekarz wiem, że zaniedbywanie organizmu w młodym wieku przyczynia się do wielu chorób w późniejszych latach, a stres również nie wpływa korzystnie na ciało. Nie chcę brzmieć oskarżycielsko, ale ostatnio widziałam cię trzy tygodnie temu. Cały czas pracujesz, a ja chciałabym widzieć cię w domu częściej.

Wpycham do ust ostatnią porcję makaronu, a potem wstaję i wkładam talerz do zmywarki. Mama cały czas bacznie mnie obserwuje, ale mimo jej uwagi wiem, że rozumie moją pracę. Podchodzę do niej i delikatnie ją przytulam. Kiedy oddaje uścisk, czuję bezwarunkową miłość, jaką obdarza całą naszą rodzinę. Jest spoiwem. Czymś, co nas naoliwia, abyśmy mogli funkcjonować najlepiej, jak możemy.

– Wiesz dobrze, że na początku jest ciężko. Firma dopiero się rozkręca, kompletujemy skład, ustalamy kapitał i ja jako udziałowiec muszę przy tym być. Jednak obiecuję, że postaram się przyjeżdżać częściej, ale w zamian za to ty musisz obiecać, że dopilnujesz, abyście z tatą zaczęli powoli odpuszczać, okej? Musicie zacząć o siebie dbać.

Mama kiwa głową, uśmiechając się do mnie szczerze. Doskonale wie, co mam na myśli.

Melanie Walker jest lekarzem i pracuje w jednym ze szpitali, a Richard Walker to prawnik, który prowadzi własną kancelarię. Choć wiem, że dla nich praca to również pasja, nie chcę, aby teraz jeszcze bardziej się przemęczali. Oboje są w takim wieku, że powinni myśleć teraz o sobie, a nie o pracy.

– Widzę, że u mojego brata znowu zawitała wesoła ekipa – mruczę niezadowolony. – Nie musi się uczyć czy coś? Rozpoczął w końcu studia.

Mój brat jest ode mnie młodszy o dziesięć lat i tak naprawdę nigdy nie mieliśmy ze sobą superbraterskiego kontaktu. Bądźmy szczerzy – kiedy ja miałem dziesięć lat, to on dopiero się urodził. Kiedy ja miałem za sobą pierwszy seks, on ledwo rozpoczął szkołę. Mimo że rodzice starali się nas do siebie zbliżać, za każdym razem kończyło się to kłótnią. Myślę, że musimy dać sobie czas, aby jakkolwiek zacząć ze sobą rozmawiać.

– Och, właśnie to robią! – Mama klaszcze w dłonie. – Tym razem jest ich tylko trójka. Matthias na studiach poznał naprawdę kulturalnych znajomych. Są bardzo mili i tacy… pozytywni.

Marszczę brwi.

– Trójka? Ostatnim razem przyprowadził do domu prawie dziesięciu kumpli, którzy tak jak on lubili bawić się w smarze i częściach do samochodów czy motocykli. Nie wspomnę o imprezie, którą potem urządzili w ogrodzie.

Mama macha ręką.

– Tak jak ty kochasz świat sportu, tak on uwielbia mechanikę. A z tego, co pamiętam, ty również uwielbiałeś imprezy.

Gdy słyszę jej doniosły ton, zaczynam się śmiać.

Nigdy nie zrozumiem, dlaczego mój rodzony brat woli bawić się w mechanika, niż pracować w mojej firmie. Rozumiem, męska duma, ale do cholery, zarabiałby zdecydowanie więcej niż w warsztacie samochodowym i przede wszystkim rozwinąłby skrzydła. Mógłby nawet sam otworzyć warsztat, jeśli tylko dałby sobie pomóc. Oczywiście mama zawsze bardzo dyplomatycznie podchodziła do spraw i szanowała nasze wybory. Tak naprawdę rodzice nigdy nie wywierali na nas presji. Tata nie oczekiwał, że pójdę w jego ślady i zostanę prawnikiem, a mama nie naciskała, by któryś z nas zaczął studiować medycynę. Kocham moich rodziców za to, kim są oraz za fakt, że pieniądze nie zrobiły z nich snobów.

– Idę do siebie. Muszę się odświeżyć, a potem idę spać – mówię zmęczonym głosem. – Chciałbym poczekać na tatę, ale chyba tym razem pójdę za głosem swojego organizmu.

Mama zaczyna się śmiać i mierzwi mi włosy.

Z uśmiechem ruszam na górę, a po drodze mijam nasze zdjęcia rozwieszone na ścianie. Rodzice uwielbiali nam je robić, więc teraz w drodze na piętro możemy przypomnieć sobie najważniejsze chwile z naszego życia. Gdy wchodzę po schodach, słyszę śmiechy dochodzące z pokoju mojego brata. Rozważam, czy pójść i przywitać się ze wszystkimi, jednak podejrzewam, że po ostatniej rozmowie Matthias woli mnie nie widzieć. Ignoruję wyrzuty sumienia i idę do pokoju.

Kiedy tylko przekraczam próg, dostrzegam idealnie ułożoną pościel oraz otwarte okno. Standardowo mama musiała wszystko posprzątać przed moim przyjazdem. Kręcę głową, a potem idę do łazienki. Ściągam T-shirt i wrzucam go do kosza. Odkręcam kran w wannie. Chcę dzisiaj choć na chwilę się odprężyć, a leżenie w wannie to zdecydowanie dobry pomysł. Zerkam na półki, ale nie dostrzegam swojego telefonu. Pewnie zostawiłem go w sypialni, dlatego ponownie wchodzę do pokoju.

– O Boże, przepraszam!

Krzyk dziewczyny sprawia, że staję w miejscu, a mój wzrok zatrzymuje się na drobnej postaci stojącej przy drzwiach. Oczy ma szeroko otwarte, a rękę nadal trzyma na klamce, tak jakby zaraz miała uciec.

– Bardzo pana przepraszam, ale pomyliłam drzwi. Szukałam łazienki i wpadłam tutaj, akurat jak pan wychodził… – duka trzy po trzy, a ja staram się ukryć rozbawienie.

Dziewczyna przygryza delikatnie wargę, a potem podchodzi bliżej i wyciąga do mnie rękę, czym mnie zaskakuje. Od razu ujmuję jej dłoń, jednak robię to, jak na swój gust, bardzo delikatnie.

– Mam na imię Ivy – mówi lekko speszonym głosem. – Jestem znajomą Matthiasa. Mamy pojutrze egzamin i uczymy się razem. Studiujemy razem… To znaczy… – Kręci głową, a na jej twarz wypływa soczysty rumieniec.

Postanawiam jej nie katować, choć z pewnością dobrze byłoby jeszcze na nią popatrzeć.

– Miło mi, Ivy. Mam na imię Matt, jestem bratem Matthiasa.

Patrzy na mnie, a po chwili posyła mi delikatny uśmiech. Dziewczęcy uśmiech.

– Zorientowałam się, że to ty. Jesteście do siebie bardzo podobni, choć ty masz ciemniejsze oczy.

Ivy patrzy mi prosto w oczy, ani na chwilę nie odwracając wzroku. Teraz kiedy mam okazję, przyglądam się jej z uwagą. Ma piękne zielone tęczówki oraz brązowe włosy upięte w luźnego koka. Kilka kosmyków opada jej na czoło. Jest ubrana w niebieski dres, a na jej twarzy nie widać ani grama makijażu.

Dostrzegam, że ona również lustruje mnie tak, jak ja ją, z tym że ja jestem bez koszulki. Ivy kompletnie nic sobie z tego nie robi, tylko przeskakuje wzrokiem po moim ciele, a jej klatka piersiowa unosi się i opada w zaskakująco szybkim tempie.

– Oglądam twoje programy – mówi cichym głosem, czym kompletnie mnie zaskakuje. – Lubię cię słuchać. – Uśmiecha się promiennie, gdy widzi moje zakłopotanie. – To znaczy, nie jestem fanką sportu, ale ostatnio przeprowadzałeś wywiad z Gianną Myers.

Powoli przytakuję głową. Faktycznie, przeprowadzałem z nią wywiad, ponieważ jej ostatnie dokonania na lodzie były naprawdę spektakularne. Łyżwiarstwo figurowe jest dla mnie totalnie przejebane, jeśli chodzi o przygotowanie i motorykę, a ona zdobyła pierwsze miejsce w światowym turnieju.

– Lubisz jazdę na łyżwach?

– Tak. Uwielbiam oglądać mistrzostwa świata w łyżwiarstwie figu­rowym, ale nie mam teraz za bardzo czasu tak po prostu wyjść na lodowisko. Teraz skupiam się na studiach, aby móc znaleźć pracę, która umożliwi mi wszelkie przyjemności, jakie oferuje ten świat.

Prycham. Oczywiście, ona jest dopiero na początku swojej drogi. To sprawia, że oblewa mnie kubeł zimnej wody. Ivy jest młoda, jest koleżanką mojego brata. Kurwa, być może dziewczyną. Chryste!

Postanawiam szybko zmienić temat.

– Co chciałabyś robić w przyszłości?

– Chcę pracować w wydawnictwie. Uwielbiam czytać książki, a możliwość pracy nad tekstem jest czymś pasjonującym. Myśl, że mogłabym być pierwszą osobą, która da drugiej szansę na karierę, jest podniecająca. Wyobrażasz to sobie? Dostajesz tekst, którego nie czytał nikt inny. Oceniasz go i sprawdzasz pod różnymi kątami, aby potem wydać opinię, na podstawie której redaktor naczelny zaakceptuje albo odrzuci tekst. To naprawdę niesamowite i bardzo chciałabym kiedyś móc to robić – opowiada o tym wszystkim na jednym wydechu, jakby mówiła o czymś bliskim jej sercu.

Widzę, że mówi prawdę, i cholera, naprawdę wierzę, że książki są dla niej niesamowitą pasją.

– Mam nadzieję, że twoje plany się zrealizują. – Odchrząkuję. – Mam koleżankę, która zajmuje się działem literatury w naszej firmie. Zna wszystkie nowości, więc jeśli będziesz czegoś potrzebować, zawsze możesz się do nas zgłosić. Zapewne zna wielu wydawców i wie, gdzie jest zapotrzebowanie, chociażby na staż.

Mam wrażenie, że ostatnia zdrowa komórka w moim mózgu ulega uszkodzeniu. Jak mogę proponować dziewiętnastoletniej dziewczynie, prawdopodobnie zainteresowanej moim bratem, cokolwiek związanego z W&L&C Media? Matthias mnie zabije, jeśli się o tym dowie.

Kręcę głową, jednak Ivy uśmiecha się nieśmiało, świdrując mnie swoimi cholernie zielonymi oczami.

– Dziękuję, to wiele…

– Ivy?! Co ty tutaj, do cholery, robisz?!

Odwracamy się w kierunku mojego brata, który wpada do pokoju. Przeskakuje wzrokiem raz na mnie, raz na dziewczynę, zapewne wyobrażając sobie Bóg wie co. No tak, jestem bez koszulki. Być może myśli, że dobierałem się do majtek jego dziewczyny, kiedy on siedział w pokoju obok. W końcu z naszej dwójki to ja jestem diabłem wcielonym.

Już mam się odezwać, jednak Ivy robi to za mnie.

– Przepraszam, Matthias, ale zgubiłam się w tym labiryncie. – Macha ręką na pomieszczenie. – Wpadłam do tego pokoju, a potem na twojego brata. – Odwraca się z powrotem w moją stronę i ponownie wysuwa dłoń. – Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za ciekawą rozmowę.

Oddaję uścisk, muskając kciukiem wierzchnią część jej ręki. Ivy dostrzega ten ruch, a kąciki jej ust delikatnie drgają. Idzie w kierunku mojego brata, po czym cicho znika za drzwiami. Matthias patrzy na mnie z posępną miną, ale i on po chwili bez słowa opuszcza moją sypialnię.

To było ciekawe.

Kręcę głową, kiedy przypominam sobie, jak bardzo była wtedy urocza. Kurwa, nadal jest. Nie mogę nie oddać jej tego, jaka jest pracowita.

Gdy zaczęła przychodzić do naszego rodzinnego domu, często się zastanawiałem, czy coś ją łączy z moim bratem. Matthias to moja kopia z wyglądu, ale charaktery mamy zupełnie inne. Możliwe, że dlatego nie do końca dobrze się dogadujemy. Ale gdy dzisiaj dostałem od niego telefon z prośbą, abym dotrzymał Ivy towarzystwa podczas lunchu, nie miałem żadnych oporów. Myślę, że kwestia wieku załatwiła tutaj sprawę. Mój brat miał już dwadzieścia pięć lat, a ja trzydzieści pięć, więc mogliśmy przestać skakać sobie tak często do gardeł, ku uciesze naszych rodziców. Nie spodziewałem się, że Ivy przyjmie mnie z otwartymi ramionami, ale nie sądziłem też, że tak bardzo mnie zleje. Jak szczeniaka.

Jednak czy ja się tak nie zachowałem? Wparowałem do jej biura i ledwo się powstrzymałem przed przełożeniem jej przez to cholerne biurko. Miałem ochotę potrząsnąć nią tak mocno, aby jej głowa w końcu zadziałała. Ta dziewczyna ma na mnie zły wpływ. Muszę się opamiętać, nie mogę zaprzątać sobie nią głowy.

Jak na zawołanie rozdzwania się mój telefon. Wychodzę z biura, a następnie ruszam do windy. Wyciągam smartfon i kiedy dostrzegam na ekranie numer mojego brata, od razu szykuję się na wojnę.

– Tak?

– Ty idioto! – Krzyk Matthiasa odbija się echem w mojej głowie. – Miałeś zabrać ją na jebany lunch! Nie potrafisz choć przez moment zachować się jak człowiek?!

Wzdycham.

– Nie moja wina, że Thomson zachowuje się jak dzieciak. Przyjechałem, tak jak prosiłeś, a ona nie chciała na mnie nawet spojrzeć. Zaczęła odwalać na chodniku wściekłą Thomson, a potem uciekła do biura.

– Ivy! Ona ma na imię Ivy! Dlaczego, do cholery, nie potrafisz być normalny? Nie potrafisz choć na trochę przestać być tym Mattem z pierdolonego show?!

Idę prosto do mojego samochodu, odpalam go i wyjeżdżam z podziemnego garażu.

– Będę mówił tak, jak mi się podoba. Skoro masz z tym problem, to nie proś mnie następnym razem o pomoc.

Matthias milczy, a następnie słyszę, jak odkłada jakieś narzędzia.

Nigdy nie pogodzę się z tym, że pracuje w warsztacie, zamiast przyjść do mnie i chłopaków. Cały czas liczyłem, że po studiach będzie chciał pracować w mediach, bo ma do tego niesamowitą smykałkę, jednak on woli pokazywać swoją niezależność. Zresztą od dziecka był uparty. To jedna z niewielu cech, które nas łączą.

– Prosiłem tylko o to, byś jej towarzyszył podczas lunchu, a tymczasem ty przyjechałeś i od razu musiałeś pokazać to, czego każdy ma powyżej uszu. Potrafisz zachowywać się normalnie przy Rose, więc dlaczego przy Ivy ci odbija? A nie, kurwa! Wiem dlaczego!

Marszczę brwi, słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez mojego brata.

– Matthias, robisz niepotrzebną aferę. Nie przepadamy za sobą i tyle. Następnym razem nie proś mnie o nic, co jest związane z młodą Thomson! – Tym razem ja podnoszę głos. – Jeśli jeszcze raz wspomnisz o przeszłości, wytrę twoją gębą cały hol W&L&C Media! – Rozłączam się, a krew buzuje mi w żyłach.

Cholerna Thomson. Za każdym razem, kiedy tylko wychodzi jej temat, jest to samo. Niestety, ale gdy ją widzę, przypomina mi się to, co stało się pięć lat temu. Sytuacja, która się wydarzyła, oraz to, co się stało potem. Zaciskam ręce na kierownicy. Nie chcę teraz o tym rozmyślać. Marzę jedynie o tym, aby wrócić do domu i pójść pod prysznic.

Droga z Queens na Manhattan trwa niecałą godzinę. Podjeżdżam pod swój apartament i parkuję na miejscu parkingowym. Mieszkam w centrum Nowego Jorku, a z mojego mieszkania rozciąga się widok na Central Park. Nie narzekam, ponieważ każdy marzy o życiu, jakie prowadzę. Mam wspaniałych rodziców, rodzinę, mam pieniądze i własny dom. Czasami jednak odnoszę wrażenie, że kogoś potrzebuję. Kogoś, kto wyciągnie mnie z jebanego mroku i pokaże cień normalności. Ten ktoś ma imię i codziennie pojawia się przed moimi oczami. Ten ktoś nigdy nie był dla mnie, a kiedy pomyślałem, że może być inaczej, życie brutalnie mi udowodniło, jak bardzo się, kurwa, mylę. Przez moje łóżko przewinęło się wiele kobiet, jednak za każdym razem myślę tylko o niej. Zastanawiam się, co by było, gdyby dowiedziała się prawdy.

Gówno. Nic by się nie wydarzyło. Ivy wybrała i choć wtedy po raz pierwszy przekonałem się, że moje serce potrafi cokolwiek czuć, ona szybko zmiażdżyła je butem. Wiele pytań i zero odpowiedzi. Nigdy tak naprawdę nie zostaną one wypowiedziane. Thomson nigdy się nie dowie, co się stało i dlaczego nie potrafię zachować się inaczej. Dlaczego chronię ją przed samym sobą.

***

Dzisiejszy ranek okazuje się równie piękny, jak wczorajszy. Jestem już po godzinnej przebieżce na bieżni i czuję dosłownie każdy mięsień. Nie jestem modelem, jednak lubię dbać o kondycję, przede wszystkim dla zdrowia.

Robię sobie kawę, a następnie siadam do laptopa. Jest to moja rutyna od kilku lat. Przeglądanie gównoburz, które pojawiają się niemal po każdym moim wystąpieniu, sprawia, że uśmiecham się sam do siebie. Po poćwiartowaniu na części Harry’ego Evansa przybyło mi sporo fanów. Oczywiście pojawiły się media, które broniły swojego idola za wszelką cenę, ale nie miały zbyt dużej siły przebicia. Zresztą niezbite dowody zostały dostarczone do samej prokuratury. Wystarczające, aby zmieść z powierzchni ziemi tego chodzącego szkodnika. Tak naprawdę zrobiłem swoje i pokazałem ludziom to, co powinni wiedzieć.

Sprawdzam skrzynkę pocztową, na którą Gaia wysłała mi swój materiał o nowej książce Taylor – Ptaki z Nowego Jorku.

Przewracam oczami, gdy czytam ten tytuł, ale zanim sięgam do materiału koleżanki, postanawiam zapoznać się z opisem książki. Jestem zaskoczony, kiedy czytam po kolei każde postawione słowo. Nie jest to moja ulubiona tematyka, jednak historia zapowiada się dość ciekawie. Oczywiście od razu zerkam na pierwszą stronę, gdzie dostrzegam jej imię i nazwisko.

Tak naprawdę Harris Publishing jest jednym z najlepszych wydawnictw w całym kraju. Osobiście nie zajmuję się szeroko pojętą publicystyką, ale gdy Gaia tworzy nowy materiał, zawsze wcześniej wysyła mi go do wglądu. Zazwyczaj dostaję plik na pocztę lub dostaje go Michael – najstarszy z naszego trio. Ma na wszystko oko i zawsze potrafi w punkt ocenić, czy coś jest warte świeczki, czy nie.

Od razu wyciągam telefon i wystukuję jego numer.

– Co tam, Matt? Gdzie trzeba ugasić pożar?

– Na pewno nie u mnie – odpowiadam od razu. – Gaia chce po raz kolejny zjechać nową książkę Taylor. Podesłała mi swoje materiały na pocztę, ale tym razem mam wątpliwości co do jej osądów.

Słyszę po drugiej stronie, jak Michael szeleści papierami.

– Podeślij plik do mnie – mówi po chwili. – Nie mogę ponownie pozwolić, aby Gaia zrobiła szum wokół naszej firmy. Zdaję sobie sprawę, że kontrowersja jest dobra, jednak co za dużo, to niezdrowo. Nie potrzebujemy pozwu od Harris Publishing.

Czytam w międzyczasie niektóre wstawki Gai i trudno oderwać mi wzrok od słów, których używa. Znam Michaela i wiem, że tym razem nie pozwoli jej wydać tego materiału.

– A twoim okiem? Jak to wygląda?

Mój wzrok zatrzymuje się na jednym akapicie, który postanawiam mu odczytać.

– „Taylor po raz kolejny używa potocznego języka, który nijak się ma do ostatniego rankingu top książek w naszym kraju. Historia jest tak banalna, że trudno o inne odczucia niż te, które wyrażają słowa: żałosne, beznadziejne i infantylne. Zastanawiam się, czy autorka jest tak samo nudna jak jej książka, ponieważ to kolejna historia bez polotu i cienia ekscytacji, którą chce poczuć czytelnik. Ostatnie zdjęcia Taylor z wakacji świadczą o tym, że lepiej wychodzi jej pozowanie, niż pisanie książek. Harris Publishing, ocknijcie się i przy okazji zatrudnijcie kogoś lepszego na stanowiska redakcyjne w waszym wydawnictwie. Tym razem było jeszcze gorzej” – kończę czytać, a po drugiej stronie słyszę długie westchnienie.

– Gaia mogłaby zacząć zajmować się innymi tematami niż tylko kolejnymi publikacjami od Harrisa. Mimo wszystko muszę z nią przedyskutować ten materiał.

Przytakuję, ponieważ nie chcę znowu dostać po głowie za jej materiały. Czasami dobrze jest dodać odrobinę kontrowersji do materiałów, jeśli są na to dowody. W momencie kiedy jest to tylko czysta złośliwość, zaczyna to być nudne.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, a potem każdy z nas wraca do swoich obowiązków. W międzyczasie rozmyślam o Ivy. Nie powinienem, kurwa, tego robić, ale nie potrafię przestać. Mam ją cały czas przed oczami. Pragnę jej. Cholernie jej pragnę, odkąd skończyła jebane dziewiętnaście lat.

Wywróciła moje życie do góry nogami. Od zawsze była blisko. Jej przyjaźń z moim bratem była mi na rękę. Mogłem przy niej być i patrzeć, jak z dziewczyny staje się kobietą. Ivy jest piękna, a przede wszystkim niesamowicie mądra. Od początku wiedziała, czego chce. Kiedy na jednym ze spotkań rodzinnych moja mama zapytała ją, kim chce być, jej oczy od razu zapłonęły niesamowitą pasją. To coś, co mają wszyscy, którzy pragną wykonywać swoją pracę z miłości, nie traktując jej jako obowiązek. Byłem zachwycony, gdy opowiadała mi o swoich sukcesach na studiach. Czułem ekscytację, kiedy mogłem się przyglądać, z jakim zapałem siada do laptopa i wystukuje coś wściekle na klawiaturze.

Nasza relacja zawsze była koleżeńska. Choć czasem wyłapywałem jej spojrzenie, które mówiło mi więcej, niż Ivy chciała powiedzieć. Nie mogłem jednak zrobić tego kroku. Dla mnie była, kurwa, dzieckiem. Przyjaciółką mojego brata. Dobrą dziewczyną, która zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

Potrząsam szybko głową i choć na moment wyrzucam kobietę z głowy. Sięgam po laptopa, by przeszukać foldery z różnymi tematami, którym mam się przyjrzeć. Jak na razie mam dość sportowców czy aktorów. Może kolejnym tematem będzie zbliżająca się kampania wyborcza i błazenada, jaką odstawiają politycy? Przeszukuję artykuły w Internecie, aż nagle mój telefon zaczyna wibrować. Kiedy spoglądam na ekran, delikatnie się uśmiecham.

– Witaj, mamo. Jak samopoczucie?

– Cześć, kochanie. Czuję się bardzo dobrze. W weekend urządzamy z tatą grilla. Wpadnij do domu, zrób sobie odpoczynek od pracy.

Wstaję z fotela, a następnie spoglądam na panoramę miasta. Dzisiaj jest przepiękna pogoda, a widok z tego wieżowca jest nieziemski. Chyba nigdy nie znudzi mi się oglądanie miasta z tej perspektywy.

– Mam dużo pracy – odpowiadam od razu.

To najwygodniejsza wymówka, jaką stosuję od lat. Nie to, że nie chcę spędzać czasu z rodzicami, ale moje spotkania z bratem często kończą się kłótnią. Mama za wszelką cenę chce trzymać nas w ryzach, jednak nasze charaktery są trudne do pogodzenia.

– Matt, dlatego wspomniałam o odpoczynku. Wiem, że w waszym internetowym świecie nie ma miejsca na słowo „odpoczynek”, ale uwierz mi, każdy go potrzebuje. Prędzej czy później twój organizm się o niego upomni.

Wzdycham.

– Pomyślę, mamo, dobrze? Jak tylko uda mi się ze wszystkim wyrobić, to obiecuję, że przyjadę.

Uwielbiam moją mamę. Zawsze troszczy się o nas, jakbyśmy nadal mieli po dziesięć lat. Dzwoni do mnie codziennie, aby się upewnić, że wszystko w porządku. Wspaniała, kochana i niezastąpiona w każdym calu.

Powracam do pracy, która pochłania mnie aż do późnych godzin nocnych. W biurze panuje już względny spokój. Jako ostatni wychodzę z budynku, a następnie jadę do domu. Moje oczy wołają o pomoc. Dzisiaj wyjątkowo je przemęczyłem, dlatego nie marzę o niczym innym jak o śnie. Zdecydowanym krokiem ruszam do windy. Kiedy tylko wjeżdżam na odpowiednie piętro, dostrzegam Matthiasa opartego o drzwi mojego mieszkania.

Jest ubrany w ciemny dres i bluzę z kapturem. W tym stroju może kogoś naprawdę nastraszyć.

– Nie spodziewałem się, że dzisiaj cię tutaj zobaczę – mówię, zaskoczony jego obecnością.

Wyciągam klucze z kieszeni, a w tym czasie mój brat się odsuwa, bym mógł otworzyć drzwi. Wchodzę do środka, słysząc, jak Matthias wchodzi od razu za mną.

Nocka z głowy.

Kieruję się do kuchni, gdzie wyjmuję z lodówki zimne whisky. Pokazuję bratu butelkę, po czym wyciągam szklanki. Nalewam odpowiednią ilość alkoholu i dołączam do Matthiasa w salonie.

– A więc nareszcie przejrzałeś na oczy – zaczynam, podając mu szkło. – Od kiedy chcesz zacząć?

Brat prycha pod nosem.

– Jesteś tak pojebany, że szkoda mi słów.

Tym razem ja zaczynam się śmiać. Stukamy się szklankami, po czym upijamy łyk alkoholu.

Zdecydowanie tego było mi trzeba.

– Nie przyszedłem prosić o pracę. Dobrze mi w warsztacie i dobrze o tym wiesz.

Opieram się wygodnie o oparcie fotela, a przez moją głowę przelatuje milion pomysłów, dlaczego przyszedł do mnie o dwudziestej trzeciej.

– Więc…?

Odstawia szklankę na stół, a następnie składa ręce.

– Chodzi o Ivy. Byłem dzisiaj u niej i opowiedziała mi wszystko, co się wydarzyło. To nie w porządku, że tak ją traktujesz, Matt. Ona nie jest, kurwa, niczemu winna, a ty zachowujesz się wobec niej jak dupek.

Zaciskam dłoń na szkle, a moja krew zaczyna buzować.

A więc mój braciszek przybył tutaj, aby pouczać mnie, jak mam się zachowywać przy małej Thomson. Zabawne. Jej rycerz na białym koniu zawsze na straży.

– Wyraziłem się jasno w jej sprawie.

Matthias patrzy na mnie w sposób, który cholernie dobrze znam. Zaraz będzie kłótnia.

– Ile jeszcze chcesz udawać?!

Marszczę brwi. Nie mam zamiaru rozmawiać o niej z moim bratem. Nigdy z nikim nie dzielę się swoimi przeżyciami, a tym bardziej nie podzielę się nimi z chłopakiem, który jest piekielnie zżyty z tą dziewczyną.

– Nie udaję.

– Pieprzysz, Matt! Cały czas przy niej jesteś jak cień. A teraz na dodatek ja zostałem wmieszany w to gówno! To moja przyjaciółka, do kurwy! Nie chcę jej oszukiwać! Spierdoliłeś, więc bierz wszystko na klatę! Chcesz Ivy?! To ją weź albo daj jej odejść!

Z hukiem odstawiam szklankę na stół. Tym razem nie pozwolę, aby Matthias bawił się w jebanego psychologa.

– A ty, do kurwy, jesteś moim bratem! Młodszym bratem, który od zawsze stawia na swoim i wkurwia mnie swoimi bezmyślnymi decyzjami życiowymi, choć mimo wszystko w jakimś stopniu je akceptuję! Nie będziesz mi mówił, co mam robić ani jak mam się zachowywać przy Thomson! To dziewczyna w twoim wieku i jeszcze za dobrze nie wie, na czym polega życie! Bawicie się w swojej piaskownicy, dlatego z całym szacunkiem, ale nie będę w tym uczestniczył!

Mierzymy się spojrzeniami i doskonale wiemy, że żaden z nas nie odpuści. Za każdym razem nasze kłótnie sprowadzają się do pracy i Ivy.

– Dlaczego nie powiesz jej prawdy?! Śledzisz każdy jej krok w życiu, wspierasz ją. Nie jestem tępy, żeby nie wiedzieć, że posada w Harris Publishing nie trafiła się jej przez przypadek!

Upijam łyk alkoholu, który pali moje gardło.

– Jest zdolna i przeszła test kwalifikacyjny.

Matthias prycha. Następnie wstaje i patrzy na mnie z góry.

– Ona do dzisiaj nie wie, że dzięki tobie żyje. Leżała, kurwa, w szpitalu, czekając na ciebie, a ty pozwoliłeś Andrew, aby się do niej zbliżył i przywłaszczył sobie coś, co należało się tobie. Nawet jeśli się nie dogadujemy, to ona jest moją przyjaciółką. Kurwa, jest dla mnie jak siostra. Ivy byłaby szczęśliwa, gdybyś…

– Dość!

Ponownie odstawiam z hukiem szkło na stolik i gwałtownie wstaję. Nie chcę więcej słuchać o tej dziewczynie. Temat został zamknięty dawno temu, a ja pogodziłem się z tym, co się stało pięć lat temu. Nie chcę rozgrzebywać starych ran, które nigdy nie powinny były się pojawić.

Brat jedynie kręci głową, a za chwilę wychodzi, trzaskając drzwiami. Wiem, że on jedyny zna moją tajemnicę, jednak jest na tyle wyrozumiały, że nigdy nie powie Ivy, jak było naprawdę. Chociaż stoimy po zupełnie różnych stronach barykady, Matthias jest wobec mnie lojalny. Gdybym ja miał dochować dla niego jakiejkolwiek tajemnicy, to strzegłbym jej za wszelką cenę.

Z kolei Thomson to inny temat. Jej życie wisiało na włosku, a ja ją uratowałem, jednak potem, zamiast walczyć o prawdę, stanąłem z boku i przyglądałem się, jak ktoś inny zbiera laury za to, czego nie zrobił. Zaryzykowałem dla niej swoje życie, ale nie potrafiłem później przed nią stanąć i spróbować się otworzyć. Nawet nie podjąłem próby, bo gdzieś w środku wiedziałem, że to się skończy. Moja duma do dziś nie pozwala mi wyznać Ivy prawdy. A złość Thomson z każdym dniem przybiera na sile. Nie wiem, czy dzisiaj prawda cokolwiek by zmieniła, jednak ja zawsze będę cieniem Ivy.

Zawsze będę ją chronił.

ROZDZIAŁ 4

IVY

W piątkowy wieczór siedzimy razem z naszą paczką przed telewizorem w mieszkaniu Rose i oglądamy nowości na Prime. Rose i ja przygotowałyśmy przekąski, a Matthias z Andrew mieli wybrać film, jednak sprawia im to niezły kłopot.

– Możemy w końcu coś włączyć? Ślęczymy na kanapie od godziny, a wy szukacie cholera wie czego – mówi rozgoryczona Rose, po czym przegryza kolejnego chipsa.

Uśmiecham się pod nosem, dotykając swoich obolałych stóp.

Cholerne buty na obcasach! Niby nie muszę chodzić w nich do pracy, ale z racji tego, że mam tylko metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, muszę się troszeczkę podwyższyć.

– Może obejrzymy po prostu kilka odcinków Przyjaciół? – pytam, bo powoli tracę nadzieję na jakikolwiek seans filmowy. – Przynajmniej się pośmiejemy.

Matthias uśmiecha się do mnie, a potem podchodzi bliżej i siada obok. Obejmuje mnie ręką, a ja opieram głowę na jego ramieniu. Rose z Andrew, po wymianie kolejnych zdań na temat filmu, poddają się i włączają Przyjaciół, a następnie wychodzą na papierosa.

Wzdycham głęboko, przymykając oczy.

– Widzę, że ostatnio dają ci w kość w pracy.

Jak przez mgłę słyszę słowa M., dlatego przecieram oczy i odwracam się w jego stronę. Uśmiecham się sennie.

– Mam wrażenie, że Emily będzie chciała wyrżnąć nasze wszystkie nowe autorki. Każda z nich jest podekscytowana, że wyda u nas książkę, i ja to rozumiem, ale nie jesteśmy w stanie być dla każdej na wyłączność. Wiadomo, że wiadomości przechodzą przez konkretne działy, a zanim dotrą do nas, robi się spore opóźnienie. To naprawdę doprowadza nas do nerwicy.

Pocieram kark, a Matthias zaczyna się śmiać. Dostrzegam pod jego oczami cienie, co świadczy o tym, że również jest wykończony swoimi obowiązkami. Warsztat spędza mu sen z powiek, jednak znam go na tyle dobrze, że choćby nie wiem, co się działo, nie zrezygnuje ze swojej pasji.

– Ja też mam ostatnio mnóstwo pracy. Nie umiem wyrobić się z naprawami, a szef coraz częściej umawia mi dwa albo trzy samochody na tę samą godzinę – mówi z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie. – Mam czasami dość.

Spoglądam na przyjaciela, zastanawiając się, ile jeszcze będzie w stanie utrzymać się w warsztacie. Wiem, że Matt często składał mu propozycje pracy w W&L&C Media, ale on nigdy się nie zgadzał.

– Wiesz dobrze, że masz wybór.

Mężczyzna odwraca się gwałtownie w moją stronę i mruży oczy.

– Nie mam wyboru – cedzi przez zęby. – Wiesz dobrze, że z Mattem działamy na siebie jak płachta na byka, a co dopiero, gdybym został jego pracownikiem. Z pewnością ani na chwilę nie dałby mi o sobie zapomnieć.

Prostuję się i patrzę na telewizor, gdzie Joey po raz kolejny zajada się pizzą. Dla niego jedyną prawdziwą miłością jest jedzenie i być może to najlepsza i najbezpieczniejsza droga. Może warto ją obrać, zamiast bawić się w jakieś psychoanalizy męskiego umysłu.

Do pokoju wchodzą Rose i Andrew. Mężczyzna spogląda na mnie wzorkiem, który nie zmienia się od czterech lat. Mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy zostajemy sami, próbuje ze mną flirtować, ale wiem, że nic z tego nie będzie. Oczywiście, bardzo go lubię i jestem wdzięczna za to, co dla mnie zrobił kilka lat temu, ale między nami nie ma tej iskry, która powinna od razu się zapalić. Wystarczył jednak niefortunny pocałunek, aby Andrew totalnie zwariował na moim punkcie.

Mężczyzna siada obok mnie i zabiera ze stolika butelkę z piwem.

– Czytałem o sprawie Evansa. Niezłe gówno wylało się na niego po artykule twojego brata – mówi Andrew, a następnie upija łyk zimnego piwa. – Naprawdę mógłby czasami wrzucić na luz.

Atmosfera lekko się zagęszcza, ponieważ dostrzegam bruzdę na czole Matthiasa. Ewidentnie nie chce o tym rozmawiać. Niestety, Andrew również nie przepada za Mattem, co uwielbia okazywać na każdym kroku, a po moim wypadku jego niechęć wzrosła jeszcze bardziej.

– W sumie dobrze, że prawda wyszła na jaw. Media koloryzują wszystkie gwiazdy, a Evans uchodził niemal za Boga, a tutaj czar prysł. – Rose włącza się do rozmowy. – Nie umiem sobie wyobrazić, co w tym momencie przeżywa jego rodzina, choć być może doznają teraz największego katharsis w swoim życiu.

Uśmiecham się smutno. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co czują jego żona i dzieci. Każdy znał Evansa z dobroczynności i bycia idealnym mężem i ojcem, jednak ostatni artykuł Matta podważył wszystko, co wiedzieliśmy o tym człowieku. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać mu rację i chociaż za nim nie przepadam, wierzę w to, co napisał. Znam go na tyle, żeby wiedzieć, że nie wypuszczałby czegoś, co nie jest prawdą. Kiedy nasze relacje były jeszcze normalne, wpajał mi, abym była autentyczna w tym, co robię. Zero kłamstw, czysta prawda – to zdanie często mi powtarzał.

– Mimo to Matt powinien trochę wyhamować – rzuca ze złośliwością Andrew. – Nie wszystko kręci się wokół niego.

Matthias wzdycha głośno. Obserwuję go, bo doskonale wiem, że ostatnie, czego chce, to rozmawiać o swoim starszym bracie. Z kolei Andrew wielokrotnie pokazywał, że w jakiś sposób zazdrości Mattowi tego, co osiągnął. Nie podoba mi się to, bo o ile można kogoś nie lubić, to jak można zazdrościć komuś czegoś, co osiągnął ciężką pracą?

Potrząsam głową, by jak najszybciej zmienić tor swoich myśli.

– Zmieńmy temat! – rzucam szybko, widząc wkurzoną minę M. – Może obejrzymy jakiś horror? Ostatnio przypomniałam sobie film Ring i mam ochotę do niego wrócić. Co wy na to?

Andrew zbyt ochoczo potakuje głową i patrzy w moją stronę, Rose się uśmiecha, bo wie, że w tym momencie ugasiłam prawdopodobny pożar, a Matthias patrzy na mnie z wdzięcznością. Ostatnie, czego potrzebujemy, to kłótni o Matta.

– Dobra, to wy poszukajcie filmu, a ja idę zamówić pizzę.

Wstaję i ruszam do kuchni, aby móc spokojnie zamówić jedzenie. Dołącza do mnie Matthias, który mocno mnie przytula.

– Dzięki, Ivy – szepcze. – Wiesz, kiedy masz wkroczyć do akcji. Czasami Andrew mnie wkurwia.

Odsuwam się i patrzę na niego z lekkim uśmiechem. Nie chcę mu mówić, że mnie Andrew wkurwia częściej niż czasami, ponieważ wiem, że wtedy M. z pewnością nie zostawiłby tego bez słowa.