Zmień mnie, kochanie - Karolina Wilczęga - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Zmień mnie, kochanie ebook i audiobook

Wilczęga Karolina

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

720 osób interesuje się tą książką

Opis

Luke Anderson to były żołnierz marines, który po misji wraca do Seattle. Tam odnajduje swojego kolegę z wojska Damona – z którym zaczyna prowadzić warsztat samochodowy. Luke, choć sprawia wrażenie wyluzowanego i pełnego życia, to w sercu skrywa żal i ból po tym, co spotkało go na froncie.

Amelia Brown to początkująca dziennikarka, która swoją dociekliwością potrafi wywęszyć każdą najmniejszą sensację. Żyje i pracuje w Virginii, gdzie otoczona jest miłością swojej babci oraz przyjaciółki Sophii i jej rodziny. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko drugiej połówki, ale wierzy, że pewnego dnia spotka mężczyznę, który zawładnie jej sercem.

Łączą ich przyjaciele. Dzieli wszystko inne.

Dla Amelii – Luke to bawidamek z napompowanym ego. Dla Luke’a – Amelia to lodowata dziennikarka z ironicznym spojrzeniem.

Jedna noc. Jedna pomyłka zmienia wszystko.

Ona chce o nim zapomnieć.

On wciąż ma ją w pamięci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 352

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 9 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Karolina Wilczega

Oceny
4,6 (22 oceny)
17
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bodzio86

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia
10
MarteXa

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Delia7268

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam 😍
00
Kleosiaok
(edytowany)

Z braku laku…

Przerwałam czytanie bo łaska jest tak irytująca. A jak już zaczyna jechać po Mii to przegięcie. Jeśli ktoś czytał wcześniej i niej i historii z Trevorem. Luje miał cholerną cierpliwość ale to nie ba moje nerwy
00
Kinok78

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Uwielbiam całą serię. Tyle miłość, zrozumienia i szacunku dla siebie i drugiej strony. Super.
00



PROLOG

LUKE

Wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia?

Do pewnego momentu w moim życiu wyśmiewałem ideę miłości. Bo co ona wnosi? Komplikacje, które nie są nikomu potrzebne. Jeśli chciałem seksu, to miałem dość koleżanek, które z chęcią rozkładały przede mną nogi. Cieszyły się, że zwróciłem na nie uwagę, bo jako żołnierz marines miałem pieprzone powodzenie u każdej dziewczyny. Mogłem je mieć, w jaki sposób sobie zamarzyłem, i nikomu nic do tego. Korzystałem z przywileju, który dało mi życie. Chyba mogłem sobie na to pozwolić, prawda? W końcu codziennie służyłem ojczyźnie, dlatego w wolnych chwilach miałem prawo zaszaleć.

W wojsku trzymaliśmy się razem: Kevin, Max, Damon i ja. Tworzyliśmy nierozłączną ekipę, która była w stanie roznieść każdego wroga w drobny mak. Nie baliśmy się, bo nie do końca dopuszczaliśmy do siebie fakt, że możemy zginąć. Tak było prościej. Zero presji, stresu, ale potem życie nas zweryfikowało. Kevin zginął, a to rozbiło naszą paczkę. Każdy z nas uciekł w swoją stronę. Max do Virginii, a ja do Seattle, gdzie, jak się później okazało, wylądował także Damon. Złamany i otępiały, bo jego miłość została na froncie. Przy ciele zmarłej Lucy. Żaden z nas nie miał chęci życia, bo nagle dotarło do nas, że śmierć nas rozliczyła. I to srogo.

Starałem się nie zwariować, patrząc na to wszystko. Wmawiałem sobie, że będzie lepiej. Dam sobie radę, bo jestem silny, nie takie rzeczy widziałem. Jednak widok ciała zmarłego przyjaciela, a także ukochanej Damona, wstrząsnęły mną do głębi. Na początku wstydziłem się swojej słabości. Byłem wściekły, że nie potrafię sobie poradzić z całym tym gównem po służbie w marines. Odszedłem z wojska, ale moja głowa nadal tam była.

Na froncie.

W bazie.

Wszędzie, gdzie tylko się dało.

Byłem zły na przyjaciół, bo wielokrotnie sobie obiecywaliśmy, że cokolwiek się wydarzy, to będziemy razem. Niezależnie od wszystkiego. Tymczasem rozdzieliliśmy się i sami próbowaliśmy się posklejać, ale bezskutecznie. Ledwo dałem się namówić Damonowi, abyśmy wspólnie prowadzili warsztat samochodowy. Mimo że nie powiedziałem mu tego bezpośrednio, to chciałem być bliżej niego. Zawsze był dla mnie jak starszy brat, dlatego mi na tym zależało. Wypracowywaliśmy sobie rutynę, która pozwalała nam przetrwać. Ja wracałem do mieszkania, gdzie zawsze czekała na mnie kobieta, której ciało na moment dawało mi wytchnienie. Damon z kolei zajmował się siostrą i siostrzenicami, co było dla niego sensem życia. Dobrze, że miał rodzinę, bo ona pomogła mu przetrwać.

A potem pojawiła się Isabella i zaburzyła jego świat. Ale zrobiła to po mistrzowsku. Odnalazła drogę do jego serca i pozwoliła mu podzielić się swoim bólem. Uratowała go, a potem, jak się okazało, Sophia uratowała Maxa. Jednak niewiele brakowało, a przypłaciłaby to życiem. Jak tylko wyszło na jaw, co się wydarzyło oraz kto brał w tym udział, wsiedliśmy w pierwszy lepszy samolot i polecieliśmy do Teksasu. Musieliśmy być tam z nim i go wspierać, kiedy czuwał przy swojej ukochanej w szpitalu, a potem również przy swojej nowo narodzonej córce.

Nasza rozmowa po latach nie była łatwa, ale nalegałem, abyśmy na nowo się zebrali. Zresztą nie musiałem się wysilać. Potrzebowaliśmy siebie, a nasza więź wbrew pozorom wcale nie osłabła, a wręcz przeciwnie, była mocniejsza. Sytuacja Millera nie była jednak najlepsza. Okazało się, że po śmierci Kevina jego żonie Dakocie tak odjebało, że postanowiła pozbyć się Sophii, która na dodatek była w ciąży. Kiedy Max opowiadał nam o tym, co zrobiła, jak walczyła nie tylko o Arię – swoją córeczkę – ale też o synów Kevina, Lucasa i Cadena, wiedziałem, że ta kobieta jest cholerną wojowniczką.

Wszystko skończyło się dobrze, a Sophia i Aria wróciły bezpiecznie do domu. Oprócz tego Max wspólnie z ukochaną zaadoptowali synów Kevina. Miller wcześniej rozmawiał o tym z nami i uważałem, że to świetny pomysł. Chcieliśmy też, aby chłopcy wiedzieli, że mają również mnie oraz rodzinę Damona. Isabella jest psychologiem i choć na początku się krępowali, to ona pomogła im przejść przez piekło, jakie zafundowała im ich własna matka. Tak więc wszystko zaczęło się układać.

Max jest szaleńczo zakochany w Sophii i tworzą wspólnie rodzinę. Uczucie do niej widać w każdym geście, spojrzeniu. Otula ją i chroni przed całym światem. Z kolei Damon nie widzi świata poza Isabellą i małą Lucy – to imię nadała sama Isa na cześć ukochanej Larsona, którą stracił na froncie. A ja? Nadal wodzę wzrokiem za jedną kobietą, która zalazła mi za skórę tak bardzo, że nie jestem w stanie się jej pozbyć.

Pieprzona Amelia Brown.

Przyjaciółka Sophii.

Dziennikarka.

Największe zło wcielone na świecie, ale tylko jeśli chodzi o mnie.

Podczas naszych spotkań w większym gronie potrafi być urocza i zabawna, a przy mnie zachowuje się jak granat, który w każdej chwili miałby wybuchnąć i zamienić mnie w proch.

Nie wiem dlaczego, ale od początku nie pałała do mnie sympatią. Fakt, miałem opinię żołnierza z marines, który zmienia kobiety częściej niż koszulki, ale przy niej zachowywałem się inaczej. Starałem się, ale ona i tak tkwiła w przekonaniu, że jestem jedynie niedojrzałym dupkiem, który nigdy się nie ustatkuje. Bolały mnie jej słowa, jednak udawałem, że mam je w dupie.

Ale wcale nie mam

Dzisiaj mam trzydzieści dziewięć lat. Za mną kawał życia, które przeżywałem dotąd na własnych zasadach. Wiele kobiet, których imion nawet nie pamiętam. Ciała, które dawały mi chwilowe wytchnienie, a potem zapominałem o nich – jak o wszystkim, co nie było dla mnie ważne. Pamiętam za to jedną noc. Jedną pierdoloną noc, która została we mnie głęboko.

Stało się to po ślubie Millerów w Virginii. Czekałem na nią, a ona na mnie. Choć udawała, że mnie nie pragnie, widziałem to w jej spojrzeniu. W sposobie, w jaki na mnie patrzyła. Była młoda. Cholernie młoda. Miała dwadzieścia dwa lata i w sukience druhny wyglądała jak mokre marzenie każdego faceta. Ja miałem trzydzieści cztery lata i zero zobowiązań. I choć nawet w łóżku walczyliśmy, to ta kobieta miała wszystko, co – do cholery – mi imponowało. Jej idealne usta, błądzące po moim ciele, dłonie… Wszystko, co się działo, było cudowne. Kurwa, pieprzyliśmy się całą noc. Jeszcze nigdy pot nie lał się ze mnie strumieniami, jak tamtej nocy. Amy rozpływała się pode mną, jakby była dla mnie stworzona.

Jednak nad ranem już jej nie było. W końcu taka była umowa. Jeden numerek i koniec. Oboje tego chcieliśmy, nie składaliśmy sobie żadnych deklaracji, choć może ja powinienem był to zrobić.

Wróciliśmy do nienawiści.

Do gorzkich słów, które wypowiadaliśmy.

Do spojrzeń, które nas raniły, ale duma nie pozwalała nam rozgrywać tego inaczej.

Jednak ilekroć się spotykamy, czuję to, co tamtej nocy. Każdy szept i dotyk.

I – mimo że ona mnie nienawidzi – ja nie potrafię o niej zapomnieć.

ROZDZIAŁ 1

LUKE

Wcześniej…

Wesele Maxa i Sophii rozkręca się na dobre. Muzyka gra kawałki pod nogę, a państwo młodzi lawirują wśród gości. Cudownie jest na to patrzeć, szczególnie że przeżyli nie lada tragedię. Dakota sprawiła, że ich życie zmieniło się w piekło, ale ostatecznie wygrali. Ich miłość wygrała. Oni wygrali.

Wodzę wzrokiem po gościach, którzy zostali zaproszeni, aby celebrować ich wielki dzień. Państwo młodzi nie chcieli wielkiej uroczystości. Marzyli o tym, aby dzielić ten piękny moment ze swoimi przyjaciółmi oraz małą Arią, która zachwyca absolutnie każdego. Ma na sobie śliczną jasnoróżową sukienkę i jest równie piękna jak jej mama. Chociaż ja już teraz wiem, że będzie miała wiele ze swojego ojca. Miller jeszcze przekona się, jaki ma charakterek! Kelner podchodzi do mnie z tacą, a ja zgarniam szklankę i wypijam whisky jednym haustem. Moje oczy szukają w tłumie jednej osoby. Tej, która nie potrafi wyjść z mojej pieprzonej głowy.

Amelia Brown.

Kobieta, która jednym spojrzeniem sprawia, że mam ochotę sięgnąć po nią jak po największą słodycz na świecie. Oczywiście nie lubi mnie i praktycznie unika mojej obecności. Odkąd się poznaliśmy, wyrobiła sobie o mnie opinię największego kurwiarza w kraju. Jako dziennikarka bardzo łatwo dotarła do zdjęć z niektórych imprez, szczególnie tych po zakończeniu służby. Byłem wtedy wolny i zabawiałem się z wieloma kobietami. Jednak traktowałem je jak rozrywkę. Jak kogoś, kto dawał mi chwilową ulgę po tym zjebanym czasie, który przeżyłem w wojsku.

Tak więc kiedy Amy zobaczyła moje zdjęcia z niektórych gazet, połączyła kropki. Nie zadawała mi więcej pytań. Może i na początku zobaczyłem błysk w jej oku, ale moja przeszłość szybko się upomniała o swoje. Nie ukrywam, że Brown jest ponad miarę piękna. Ma długie brązowe włosy i oczy w tym samym kolorze. Ubiera się częściej na sportowo, choć dzisiaj wygląda obłędnie w długiej zielonej sukience. Jej babcia ma kostium w tym samym kolorze i jest naprawdę uroczą kobietą. Chyba bardziej udaje mi się zbajerować ją, niż jej wnuczkę.

Amelia stoi obok Sophii, trzymając na rękach Arię. Dziewczynka śmieje się radośnie, a ona posyła jej czysty uśmiech. Po chwili panna młoda odbiera małą i rusza do innych gości. Wykorzystuję okazję i podchodzę do niej pewnym krokiem. Kiedy tylko mnie zauważa, obrzuca mnie sekundowym spojrzeniem, jakbym był robakiem.

– Cześć, piękna – witam się z nią tak jak zawsze, wiedząc, że wywołam jedynie jej negatywną reakcję. Cóż, lepsza taka niż żadna.

– To ślub naszych znajomych. Postaraj się udawać, że mnie nie widzisz.

Jej rzeczowy ton mnie bawi.

– Amy, nie wiem, co sobie ubzdurałaś w tej główce, ale patrzysz na mnie tak, jak ja na ciebie. Możesz udawać, ile chcesz, ale wiesz dobrze, że i tak nie odpuszczę.

W końcu wbija we mnie wzrok, jednak jej spojrzenie ani trochę nie przypomina tej radosnej miny sprzed chwili.

– Serio? – prycha. – Myślisz, że chcę dołączyć do twojej listy opętanych seks-panienek? Chyba naprawdę zwariowałeś.

– Masz rację, zwariowałem – potwierdzam poważnie. – Jestem totalnie oczarowany kobietą, którą chcę zaprosić na randkę i pierwszy raz zrobić coś dobrze. Ale ta kobieta jest zbyt uparta, aby przyznać, że jej samej podoba się to, co widzi.

Jej oczy rozszerzają się delikatnie, jednak nadal maskuje swoje uczucia. Zero emocji. Jakby pokazanie ich było czymś złym.

– Oczy bywają zwodnicze. Może i jesteś, panie mundurowy, w dobrym i ładnym opakowaniu, ale środek cuchnie zgnilizną na kilometr. – Uśmiecha się złośliwie. – Każda leciała na mięśnie? Na twoją gadkę?

– Nie – odpowiadam natychmiast. – Każda sama wpychała się do mojego łóżka, więc tak, to pierwszy raz, kiedy muszę starać się o kobietę.

Nie mam problemu z faktem, że podobam się dziewczynom. Chodzę na siłownię, dbam o siebie i pracuję jako mechanik. No cóż, niejedna kobieta ma fantazję po takim opisie, a jak dodam, że służyłem w marines, to wypala im styki. Amelia zdecydowanie taka nie jest. I to dlatego tak kurewsko mi się podoba.

– Gratuluję – mówi chłodno.

Wzruszam ramionami.

– Wyrabiasz sobie opinię na podstawie zdjęć, które zostały zrobione chwilę po tym, jak wróciłem z misji. Nie wyobrażasz, sobie ile gówna widziałem, a poza tym byłem wtedy wolnym człowiekiem.

Kręci głową, jakby moje słowa nie miały żadnego znaczenia.

– Jeśli masz problem z traumą, powinieneś iść do psychologa, a nie zaliczać laskę za laską. Pomyślałeś o tym, że możesz je skrzywdzić? Bawić ich uczuciami?

– Żadnej nie obiecywałem szczęśliwego zakończenia. I nie zmuszałem do niczego, jasne? – warczę, lekko tracąc nad sobą panowanie. – Masz mnie za najgorszego kutasa na świecie, ale twoja przyjaciółka poślubiła gościa, który żył podobnie jak ja. Tylko Damon żył w swoim celibacie i topił ból po stracie swojej ukochanej. Każdy z nas przeszedł swoje gówno, ale Maxa i Damona nie oceniasz, a mnie wrzucasz do jednego wora z najgorszymi typami, jakie chodzą po tym świecie.

Przewraca teatralnie oczami.

– Ustalmy sobie coś raz na zawsze, Anderson. – Podchodzi o krok bliżej i wbija mi palec w pierś. – Nie jestem tobą zainteresowana. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Uroiłeś sobie coś w głowie i naruszasz moją sferę prywatną, kiedy tylko masz na to ochotę.

Jej słowa bolą.

– Dlaczego nie? – pytam szeptem. – Widziałem, jak na mnie patrzysz. Chciałaś mnie, rozmawialiśmy normalnie, odpowiadałaś na moje żarty, a potem…

– A potem zrozumiałam, kim jesteś – przerywa mi. – Kiedy całe życie dostajesz po dupie i dorastasz bez rodziców, nie godzisz się na coś, co może się skończyć. A ty taki jesteś. Bajerujesz miłymi słowami i może umiesz się pieprzyć jak maszyna, ale nie potrafisz się zaangażować. Albo przynajmniej twierdzisz, że umiesz, a i tak wszystko okazuje się fiaskiem.

Zaciskam szczękę tak mocno, że aż bolą mnie zęby.

– Zapraszałem cię wcześniej na randkę – przypominam jej. – Chciałem, abyśmy poznali się na neutralnym gruncie. Bez ciekawskich spojrzeń, nawet tych należących do naszych przyjaciół.

Fakt, że Amy wyzwala we mnie takie uczucia, jest dla mnie nowością. Dla żadnej się nie starałem i boli mnie to, że poznałem dziewczynę, która mi nie ufa.

– Nie chcę tego. – Kręci nerwowo głową. – To sprowadzi na nas tylko komplikacje.

Ciśnienie pod skórą szaleje w zawrotnym tempie.

– Więc co mogę mieć?

– Nic, Luke. Daj mi spokój i przestrzeń.

Odwraca się i rusza w kierunku domu, po czym znika w jego wnętrzu. Kurwa, jak mam ją przekonać, że mi się podoba? Nie proponuję jej seksu, choć nie ukrywam, że ta konfiguracja by mnie rozjebała, ale pierwszy raz chcę zrobić wszystko, jak należy, i co? Gówno. Nic to nie daje. Po chwili podchodzi do mnie Damon i mruży oczy.

– Tak, wiem, że widziałeś – zaczynam, wkładając ręce do kieszeni. – Jakieś złote rady?

Odchrząkuje.

– Zmiana partnerki też wchodzi w grę?

Piorunuję go spojrzeniem.

– Nie każdemu trafia się kobieta, która walczy o faceta.

Wiem, że wbijam mu szpilkę, jednak to Isabella zaciekle walczyła o ich związek. O Damona. O wydobycie go ze skorupy. Isabella jest słońcem, każdego z nas potrafi wyciągnąć z najgorszego dołu, ale Amelia? Ona jest inna.

– Isabella walczyła o mnie, ale ja sam wiedziałem, że to kwestia czasu, kiedy się złamię. Tutaj chodziło o coś innego i doskonale o tym wiesz.

Tak, o Lucy.

– Pierwszy raz chcę zrobić coś dobrze, a i tak dostaję po dupie. Zaprosiłem ją na randkę: odmówiła. Kupiłem jej prezent na urodziny: podziękowała, ale z tego, co mówiła Sophia, nawet go nie otworzyła. Chodzę za nią jak zbity pies, chcąc chwili uwagi, i dostaję wielkie gówno!

Kurwa, nienawidzę tego. Brak kontroli jest najgorszym, co może się przytrafić. Wcześniej miałem w dupie inne laski. Przychodziły na dobre ruchanko i wychodziły po wszystkim, nie zostając na noc. W jej przypadku robię wszystko, aby pokazać się z jak najlepszej strony, i nadal nic.

– Może się boi? – podpowiada Damon. – Z tego, co wiem, niektóre dziewczyny publikowały zdjęcia z tobą w różnych mediach społecznościowych, a twoja akcja w Ember&Ash była w pieprzonej gazecie.

No cóż, nie jestem święty. Po przyjeździe z misji zabawiałem się, gdzie tylko miałem ochotę. Lokale niemal same łaknęły świeżego powiewu, a ja nim byłem – głośny, nowy i po przejściach. W Ember&Ash poznałem dwie dziewczyny, które… no cóż, nie miały problemu z tym, aby publicznie pić ze swoich ciał alkohol czy robić inne rzeczy, niekoniecznie przeznaczone dla widowni. Oczywiście stałem się hitem Internetu, a to pociągnęło za sobą całą lawinę i wysyp śmieciowych gazet ze zdjęciami, które stawiały mnie, delikatnie mówiąc, w niezbyt dobrym świetle. Choć od tego zdarzenia minęły dwa lata, to oczywiście w Internecie nic nie ginie. Moje nazwisko odmieniali przez wszystkie przypadki, a gazety opisywały ten skandal, przez co byłem pod nie lada ostrzałem.

– Wiem – wzdycham. – Kurwa, żałuję tego, jasne? Zresztą nawet jeśli, to byłem wtedy singlem. Nikogo nie zmuszałem do niczego i dobrze się bawiłem. Nie potrzebowałem wtedy poklasku, ale z moim szczęściem stało się, jak się stało.

Damon upija łyk whisky.

– Może Amelia nie chce się angażować, bo boi się, że ją nabierzesz, wykorzystasz i zostawisz?

Zerkam na niego z pobłażaniem.

– Znasz mnie. Czy zapraszałem wcześniej jakiekolwiek kobiety na pieprzone randki? A może kupowałem kwiaty i prezenty, bo chciałem którejś zaimponować? Wiesz, że nie.

Mężczyzna kręci głową z rezygnacją.

– Wiem, ale każda kobieta jest inna. Najwyraźniej Amy jest ostrożna i nie możesz mieć jej tego za złe.

Parskam śmiechem.

– Rozbierała mnie wzrokiem, kiedy zobaczyła mnie po raz pierwszy w tym pieprzonym szpitalu. Spodobałem jej się wtedy i podobam się teraz. Nasza pierwsza rozmowa była przyjazna i pełna obietnic.

– Nie przeczę – mówi Larson. – Miała do ciebie wtedy inny stosunek.

Choć Amelia może zaprzeczać, to przyciąganie między nami od początku było mocniejsze, niż chce to przyznać. Od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to będzie coś wartego świeczki.

– Ale Amelia to urodzona dziennikarka – dopowiada po chwili. – Prześwietliła cię i dodała dwa do dwóch. Jest ostrożna, bo nie wie, czy twoja zmiana jest prawdziwa, czy może to pretekst, aby ją przelecieć.

Przewracam oczami.

– To co? Mam ją zerżnąć i przekonywać do swoich racji w trakcie, czy nadal chodzić za nią jak pies żebrzący o kostkę?

Nie mam pojęcia, jak do niej dotrzeć. Może faktycznie terapia wstrząsowa jest całkiem dobrym rozwiązaniem. Amy w otoczeniu innych jest chłodna, ale kiedy zostajemy sam na sam, zachowuje się inaczej. Zdana na mnie, a ja na nią. Powaleni w grze, którą prowadzimy, ale żadne z nas kompletnie nie zna zasad albo zmieniamy je w trakcie.

– Nie wiem, ale może jednak znajdź lepszy moment na rozmowę – kwituje.

Po chwili podchodzi do nas Isa i wtula się w bok męża.

– Co macie takie dziwne miny?

Damon zerka na nią z czułością.

– Luke nie potrafi poradzić sobie z Amelią.

Kobieta rzuca na mnie zaciekawione spojrzenie.

– A więc to, co mówiła Sophia, to prawda? – pyta zamyślona. – Nie spodziewałam się, że będziesz taki…

– Jaki?

Uśmiecha się do mnie łagodnie.

– Uroczy, kiedy starasz się wzbudzić w dziewczynie uczucia.

Przewracam oczami. Pewnie, jeszcze tego mi brakuje. Rozanielonego spojrzenia wszystkich wokoło. Odchodzę od nich w poszukiwaniu Amy. W ogrodzie jej nie ma, dlatego wchodzę do domu Millerów, gdzie mamy dzisiaj przenocować. Mijam inne dziewczyny, zapewne koleżanki Sophii i Amy, które rzucają mi kokieteryjnie spojrzenia, jednak moja dzika natura zostaje uśpiona.

I wcale mi się to, kurwa, nie podoba.

Wchodzę na piętro, gdzie słyszę dobiegającą z ostatniego pokoju rozmowę. Podchodzę bliżej i rozpoznaję głosy Amy i Felicii.

– Babciu, błagam – mruczy dziewczyna. – Nie możesz się tak przemęczać. Lekarz zalecił ci odpoczynek, a ty szalejesz jak nastolatka.

– A co mam robić? – obrusza się staruszka. – Zabawa trwa w najlepsze, a ty zaciągnęłaś mnie tutaj bez powodu!

– Twoim powodem są leki, które należy brać regularnie.

Pukam kilka razy do drzwi, a następnie wchodzę, czym zaskakuję panie.

– Usłyszałem hałasy i postanowiłem zajrzeć – mówię, chcąc wyjaśnić swoją obecność. – Co dobrego, pani babciu?

Kobieta uśmiecha się do mnie radośnie, a Amy krzyżuje ręce na piersi, zapewne wkurzona, że tutaj jestem.

– Wszystko dobrze, ale moja wnuczka za bardzo się mną przejmuje.

Unoszę spojrzenie na Amelię.

– Na pewno chce dla pani jak najlepiej. Trudno nie kochać tak cudownej kobiety i nie dbać o nią.

Babcia oblewa się rumieńcem. Zdecydowanie bajeruję wszystkich, ale nie Amelię. Co za koszmar.

– Dziękuje ci, Luke – odpowiada uprzejmie, a potem odwraca się do wnuczki. – Widzisz, jaki porządny kawaler?! Zamiast się dąsać, bierz go, zanim któraś z tych dziewczyn na dole ci go ukradnie.

Amy otwiera szeroko oczy, widać, że kompletnie nie spodziewała się takich słów ze strony babci. Nagle do środka wchodzi Maria. Ubrana jest w stonowaną beżową sukienkę.

– A co to za zebranie?

Babcia wstaje na równe nogi i zerka raz na mnie, a raz na wnuczkę, i uśmiecha się konspiracyjnie.

– Żadne spotkanie. Chcę wrócić na wesele, a oni muszą porozmawiać.

Kąciki moich ust delikatnie drgają, Dobrze mieć babcię po swojej stronie, choć Amy morduje ją wzrokiem.

– W takim razie wychodzimy – mówi śpiewnie Mania. – Nie będziemy przeszkadzać.

Kobiety wychodzą, zanim Amelia cokolwiek powie. Zamykam za nimi drzwi i odwracam się w jej stronę. Dziewczyna ucieka na drugi koniec pokoju, jakby bała się, że zaraz pożrę ją żywcem.

– Będziesz tak za mną chodzić, aż nie ulegnę?

Wkładam ręce do kieszeni.

– Nie – stwierdzam od razu. – Dopóki nie posiądę cię w każdy możliwy sposób, a każda komórka twojego ciała nie będzie mnie pragnąć.

– Nie możesz mnie do niczego zmusić.

Jej głos, choć brzmi pewnie, to drży. Oczy ciemnieją i, kurwa, jestem na sto procent pewny, że jest podniecona.

– Podoba ci się ta zabawa? – Robię krok do przodu. – Na zewnątrz jesteś ostra i niepohamowana, a kiedy jesteśmy sami, twoje spojrzenie aż błaga, abym zajął się twoim ciałem.

Kręci głową.

– Chodzisz za mną jak cień i…

– I wcale tego nie chcesz, tak, wiem – odpowiadam rozbawiony. – Już mi to mówiłaś.

Dziewczyna krzyżuje ręce na piersi, uciekając wzrokiem.

– Nie skrzywdzę cię – mówię cicho. – I nie dlatego, że mamy wspólnych znajomych. Nie dlatego, że mi się podobasz, ale dlatego, że jesteś kobietą, którą szczerze podziwiam. Za twoją pracę, śmiech i to, co sobą reprezentujesz.

Amy skanuje mnie wzrokiem, jakby chciała wywęszyć kłamstwo, ale moje słowa to czysta prawda.

– Oczywiście, jesteś piękna – kontynuuję. – Uwielbiam patrzeć, jak się śmiejesz, chociaż robisz to rzadko w mojej obecności. Lubię, jak opiekujesz się Arią i jak troszczysz się o swoją babcię. Starasz się dla nich i to świadczy o tym, że dbasz o osoby, na których ci zależy.

– Tak jest – mruczy. – Jesteśmy rodziną.

Robię kolejny krok w jej stronę.

– Chcę być częścią tej rodziny.

– Jesteś nią – stwierdza pewnie. – Ty, Max i Damon.

Odrzucenie. Nadal nie rozumie, że chcę jej obecności nie jako koleżanki. Opuszczam głowę.

– A ty?

– Ja tak samo, ale nie mogę stać się częścią ciebie – zaczyna nieco spokojniejszym głosem. – Wszystko nas dzieli, Luke. Ja mieszkam w Virginii, a ty w Seattle. Ja mam pracę w redakcji i jestem szczęśliwa, a ty wrócisz z Damonem do waszego interesu. Żadne z nas nie zaryzykuje zabawy w randki albo związek na odległość. Czasem lepiej nie pozwolić uczuciom dojść do głosu, niż później płacić za nie własnym spokojem.

Jej słowa są jak uderzenia, na dodatek każde celne i w punkt. Choć wiele razy o tym myślałem, to raczej moja głowa to wypiera.

– A więc chodzi tylko o to?

Kobieta przewraca oczami.

– O fakt, że przerżnąłeś połowę kobiecej populacji w Seattle również.

Prycham.

– A więc nie będzie szczęśliwego zakończenia, nawet jeśli się zmienię?

Dziewczyna podchodzi do okna, a jej plecy są sztywne.

– Nie zmieniaj się dla nikogo, Luke. Zmień się dla siebie, ale nigdy dla kogoś innego, bo każdy człowiek ma swoje własne standardy, a tylko pozostając sobą, możesz stać się kimś – stwierdza zamyślona. – Dajmy sobie spokój.

Biorę głęboki oddech, podchodzę bliżej i staję tuż za nią. Jej ciepło wyczuwalne jest na kilometr. Choć chcę jej dotknąć, to wiem, że nie mogę. Jaśminowy zapach szamponu uderza do moich nozdrzy.

– Skoro tak stawiasz sprawę, nie będę naciskać.

Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie, jakby moje słowa sprawiały jej ból. Kurwa, mi sprawiają większy.

– Jutro wieczorem wracam do Seattle – kontynuuję. – Dzisiaj w nocy będę na ciebie czekać. Skoro przekreślasz wszystko, co mogłoby między nami być, to chociaż oboje zapomnijmy na jedną noc, kim jesteśmy, i dajmy sobie to, czego pragniemy.

Składam na jej ramieniu delikatny pocałunek, a potem odsuwam się od niej i zostawiam ją samą. Jedyne, co mogę zrobić, to prosić Boga, żeby przyszła. Wiem jednak, że to zbyt piękne. Amy jest dumna. W życiu nie przyzna się do tego, że jej się podobam. Muszę pogodzić się z jebaną porażką. Skoro nie jestem w stanie jej poderwać, to znaczy, że może faktycznie nadaję się tylko do bycia gościem na jedną noc…

W każdej konfiguracji wychodzę chujowo.

ROZDZIAŁ 2

AMELIA

W redakcji panuje od rana istny rozgardiasz. To jest nie do pomyślenia, aby wyglądało to tak, jak w tanich serialach. Masa papierów, komputerów, laptopów i krzyków, które dobywają się z każdego biura. Tak jest co ranek, a ja muszę wlać w siebie wiadro kawy i zażyć tabletkę przeciwbólową, aby przetrwać. Mimo wszystko kocham moją pracę. Jako dziennikarka lubię być w centrum wydarzeń, relacjonować to, co się dzieje. Uwielbiam tę adrenalinę. Moc przekazywania informacji. Praktycznie od początku jestem ciekawą duszą, która nie boi się zadawać pytań. Moja droga jest dość prosta. Studia dziennikarskie, konkretna praca, dająca mi dobre zarobki, oraz opieka nad babcią, która całe życie poświęciła wychowywaniu mnie i zrobiła dla mnie wszystko, co najlepsze. Teraz moja kolej, aby moja babcia, przeżywająca jesień swojego życia, czuła się przy mnie bezpiecznie. Moi rodzice zginęli w wypadku. Nie miałam okazji ich poznać i choć bardzo mnie to boli – to babcia spisała się genialnie, dając mi dom, o jakim wiele osób mogło jedynie pomarzyć.

Na studiach poznałam Sophię – studentkę ekonomii, równie wesołą jak ja, jednak z nieco spokojniejszą duszą od mojej. Praktycznie od razu się polubiłyśmy. Nie miałyśmy przed sobą żadnych sekretów, a po czasie zaczęłyśmy traktować się jak siostry. Łączyło nas wszystko, a nie dzieliło prawie nic. Obie nie miałyśmy idealnego startu w życiu, z tym że ja mam babcię, a Sophia nie miała wtedy nikogo. Dzięki temu same stworzyłyśmy sobie rodzinę. Pełną miłości i wzajemnego szczęścia. W szybkim czasie wynajęłyśmy mieszkanie i żyłyśmy sobie spokojnie do czasu, aż nie wpadłam na pomysł przeprowadzenia wywiadu z Maxem Millerem. To miała być przepustka do wygrania konkursu na studiach, ale nie tylko ja coś wygrałam. Moja przyjaciółka poznała go podczas wywiadu, ponieważ ja byłam chora i wysłałam ją w zastępstwie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to właśnie Miller namieszał jej w głowie i skradł serce.

Dzisiaj tworzą szczęśliwą rodzinę razem z małą córeczką Arią – dla której Max praktycznie wybudował ołtarzyk – a także z synkiem Asherem, który jest wierną kopią swojego ojca. Podejrzewam jednak, że na tym nie skończą się ich starania. Cieszę się ich szczęściem, a przede wszystkim tym, że mogę należeć do ich rodziny.

Wszyscy zresztą jesteśmy jej częścią. Ja, moja babcia Felicia, przybrana mama Maxa – Maria, a także jego koledzy z wojska: Damon oraz Luke. Ten pierwszy to uosobienie chłodu oraz rozsądku. Jest zupełnie inny od pozostałej dwójki. Zamknięty w sobie, rozważny, ale potrafi porozmawiać na różne ciekawe tematy. Max również chowa się za swoją skorupą, ale umie być zabawny i nieobliczalny, a Luke… Gryzę się w policzek, ilekroć o nim pomyślę. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, oniemiałam. Mężczyzna ma niecałe dwa metry wzrostu, ciemnobrązowe włosy oraz karmelowe oczy, które od początku zwiastowały same kłopoty. Jeśli mam znaleźć nową definicję słowa „kłopot”, to właśnie ten mężczyzna jest ucieleśnieniem wszystkiego, czego należy unikać.

Kiedy go poznałam, byłam cholerną gówniarą, która zamiast mózgu miała chyba jedną niedorozwiniętą komórkę, bo patrzyłam na niego jak na ósmy cud świata. Owszem, jest przystojny, ale dlaczego, do cholery, nie potrafiłam być wtedy konsekwentna? Wszystko sprowadzało się do tego, kim jest i jak na mnie działa. Grzeszna fantazja. Zakazane uczucie. Coś, czego nie powinno między nami być, a było silniejsze niż rozsądek. Chemia. Przyciąganie. Wtedy byłam pewna, że namiesza w moim życiu – i nawet bym mu na to z chęcią pozwoliła. Widziałam, ile miłość dała Sophii, i ja sama skrycie tego pragnęłam. Jestem jednak dziennikarką i musiałam się czegoś o nim dowiedzieć. Zainteresował mnie, ale chciałam być ostrożna. Moje serce miał dostać człowiek, który na to zasługuje, a nie ktoś, kto wykorzysta je do jednorazowego użytku. Kiedy wpisałam jego imię i nazwisko w wyszukiwarkę, zalała mnie fala goryczy.

Anderson pod ostrzałem mediów!

Alkohol, kobiety i wolność – prawdziwa twarz Luke’a Andersona, byłego żołnierza marines!

Ekskluzywne zdjęcia z Ember&Ash, czyli prawda o uznanym żołnierzu marines.

Nowy łamacz serc? Oto dowód, że powiedzenie „Za mundurem panny sznurem” jest prawdziwe.

Już wtedy wiedziałam, z kim mam do czynienia. Każdy artykuł opisywał go jako bawidamka i faceta, który zmienia kobiety częściej niż koszulki. Przystojny marines, który wrócił z misji i zawojował całe Seattle. Nie chciałam być wpisana na listę zaliczonych panienek, dlatego żałuję tego jednego razu, kiedy się złamałam. Jedna noc, która zrujnowała mnie dla innych mężczyzn. Przy nikim nie czułam tego, co przy Andersonie. Jego ciepłe wargi, ciało wyrzeźbione przez samego diabła i oczy pełne skupienia na czczeniu mojego ciała. W ciągu tej nocy zrozumiałam, dlaczego wiele dziewczyn go uwielbiało. Jest czystym uosobieniem seksu – wszystkim, o czym kobiety fantazjują, nawet jeśli same się do tego nie przyznają.

Nagle do mojego biura wchodzi Melody, która rzuca mi zadowolone spojrzenie. Zapewne znowu wywęszyła coś ciekawego, a jest jedną z tych osób, które uwielbiają się chwalić wszystkim, co osiągają.

– Zgadnij, co znalazłam – mówi śpiewnym głosem, zamykając drzwi. – Temat na wyłączność.

Unoszę brew.

– Dawaj, aż nie mogę się doczekać.

Siada w fotelu naprzeciwko mnie i zakłada nogę za nogę.

– Wywiad na wyłączność z Tylerem Harlowem! Dzwoniłam od rana do wieczora do jego menadżera, a kiedy mnie zablokował, dzwoniłam z innego numeru i się udało! Po roku nieobecności na scenie to właśnie ta gwiazda drużyny Ironwolves udzieli wywiadu naszej gazecie!

Klaszcze w dłonie, bo to nie lada wyczyn. Wielu dziennikarzy próbowało namówić Harlowa do wywiadu, ale ten konsekwentnie odmawiał. Teraz nasza redakcja dzięki Melody ma szansę zdobyć ogromny rozgłos.

– Gratuluję, Melody – odpowiadam z uznaniem. – Będziesz miała co robić. Dodatkowo jest superprzystojny, o ile nie zjadły go narkotyki.

Dziewczyna przewraca oczami.

– Nie idę tam na randkę, ale na wywiad.

– Sophia mówiła tak samo.

Melody parska śmiechem. Opowiadałam jej o sytuacji sprzed lat, kiedy miałam przeprowadzić wywiad z Maxem Millerem. Tym samym, który jest teraz mężem mojej przyjaciółki.

– Nie mam cierpliwości do sportowców. Gdyby nie fakt, że to wywiad z największym skandalistą ostatnich lat, nawet bym na niego nie spojrzała.

To prawda. Tyler Harlow uchodzi za sportowca, który ma wiele za uszami. Narkotyki, kobiety oraz inne krzywe akcje to wierzchołek góry lodowej. Plotki głoszą, że raz zniknął na trzy dni, a kiedy wrócił, nawet jego agent nie wiedział, gdzie był. Mimo to wciąż błyszczy na boisku, jakby jego życie prywatne nie miało żadnego znaczenia.

– W takim razie będziemy znowu sławni – stwierdzam z rozbawieniem. – Nie wiem, czy dźwigniemy takie zainteresowanie.

– Wiesz dobrze, że tak. Każdy chciał dostać go na wyłączność. To temat na czasie, a ja chcę się go podjąć. To jest dla mnie ogromna szansa, ale dla redakcji również.

Kiwam głową, bo nie chcę studzić jej zapału. Pamiętam, że na początku sama myślałam, że dziennikarstwo to tylko grzebanie w ludzkich życiorysach albo pogoń za sensacją. Ale z czasem zaczęło mnie to nużyć. Teraz coraz bardziej pociąga mnie dziennikarstwo śledcze i fakt, że mogę realnie przyczyniać się do wyjaśniania wielu zawiłych spraw.

– A ty? Nadal siedzisz nad sprawą Saint Elment?

Kiwam głową.

– Nadal coś mi nie pasuje w tej układance. – Opieram się wygodnie o fotel. – Jest to jeden z bardziej prestiżowych uniwersytetów, a mimo to nadal krążą o nim plotki na temat molestowania studentek. Wszystko zamiatane jest pod dywan, oficjalnie nikt nie zgłasza przestępstw, a liczba poszkodowanych dziewczyn wzrasta. Przenoszą się na inne uczelnie albo przerywają studia bez podawania powodu. W trakcie mojego śledztwa dotarłam tylko do jednej studentki, Julii, która na spotkaniu opowiedziała o przeżytym na uczelni gwałcie. Kiedy jednak chciałam ją bardziej pociągnąć za język, nagle ucięła temat i wyparła się wszystkiego. Wiem, że mnie okłamała, bo była tak przerażona tym, że zaczęłam ją o to wypytywać, że nawet sobie nie jesteś w stanie tego wyobrazić. Dodatkowo odkryłam, że na tym samym uniwersytecie istnieje „cicha skrzynka”, gdzie niektóre z ofiar zgłaszały przewinienia, ale sprawy zostały wycofane po kilku dniach. Tak jakby ich tam nie było.

Melody marszczy brwi.

– Uczelnia ma interes, aby nikt tego nie wywęszył. W końcu są jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów. Straciliby zainteresowanie przyszłych studentów, którzy mogą zasilić ich szeregi.

– Mam to w dupie. Nie będę bezczynnie patrzeć, jak kolejna z dziewczyn staje się ofiarą i nie ma prawa głosu.

Nienawidzę koneksji, niepisanych praw czy innych reguł, które utrudniają dojście do prawdy. Każda ofiara powinna mieć możliwość obrony swoich praw, ale niestety nie żyjemy w idealnym świecie, co momentami doprowadza mnie do szału.

– Uważaj, okej? – mówi nagle Melody. – Nie wiesz, z kim masz do czynienia. Jeśli to szajka powiązanych i wysoko postawionych osób, mogą chcieć się na tobie zemścić.

Wzruszam ramionami.

– Jestem w stanie podjąć to ryzyko, o ile uda mi się dotrzeć do ofiar.

Nie boję się konsekwencji. Ten czas już dawno za mną. Chcę działać, a przede wszystkim mieć świadomość, że moja praca ma znaczenie.

– Nie ryzykuj – odpowiada natychmiast. – Potrzebujemy cię tutaj. Całej i zdrowej. Wiem, że chcesz pomóc dziewczynom dojść swoich praw, ale najpierw one same muszą tego chcieć.

Melody wstaje i rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie, po czym wychodzi, zostawiając mnie samą. Wzdycham ciężko. Wiem, że koleżanka chce dobrze, ale nie mogę teraz zrezygnować. To dla mnie ogromna szansa, aby pomóc tym dziewczynom. Na pewno są zastraszane i boją się mówić o tym, co je spotkało, ale dam radę i znajdę w końcu dowód. Nie mogę się odwrócić i udawać, że to się nie dzieje.

Przez resztę dnia pracuję w zaskakująco dobrym tempie. Zajmuję się artykułem, który pojawi się w gazecie w przyszłym tygodniu. Dotyczy on ostatniej serii włamań do mieszkań w naszym mieście. Dzięki Bogu sprawa została rozwiązana. Nasza policja rozbiła grupę siedmiu mężczyzn. Żadna mafia czy wielkie nazwiska, tylko faceci, którym nie chciało się pójść do uczciwej pracy. Z biegiem czasu ich kreatywność coraz bardziej wzrastała. Zazwyczaj okradali domy w ciągu dnia, a później postanowili podawać się za firmę sprawdzającą instalacje gazowe czy elektryczne. Wchodzili do domu jako fachowcy, wychodzili jako złodzieje. Dobrze, że wszystko skończyło się na złapaniu tych dupków, ale jest to również lekcja dla społeczeństwa. Czasami za bardzo ufamy osobom, które mają identyfikatory oraz ubrane są w eleganckie uniformy, zamiast najpierw je wylegitymować. Mamy zbyt wielką ufność wobec ludzi.

Kończę pracę, zgarniam rzeczy do torebki i wychodzę z biura. Niektórzy nadal siedzą przed komputerami, wściekle stukając w klawiaturę. Ja jednak zaczynam łapać zdrowy balans między pracą a rodziną. Nie chcę, żeby redakcja była całym moim światem, bo tak nie jest. Chcę mieć czas dla najbliższych i mojej ukochanej babci. Mam dwadzieścia siedem lat i coraz bardziej uświadamiam sobie, że nie zatrzymam czasu – ani dla siebie, ani dla moich bliskich. Babcia ma już osiemdziesiąt pięć lat. Choć wciąż trzyma się świetnie i emanuje wigorem, czas powoli odciska na niej swoje piętno.

Redakcja, w której pracuję, nazywa się Echo Dominion. Zrzesza młodych dziennikarzy, którzy działają praktycznie w każdym aspekcie życia. Od celebryckiego świata, problemów w mieście, po śledztwa dziennikarskie, którymi sama się zajmuję. Zatrudniłam się tutaj po tym, jak Sophia wyszła ze szpitala. Wszystko, co się wtedy wydarzyło, zbliżyło nas do siebie jeszcze mocniej. Choć przeprowadzka z Sophią do Kansas City podyktowana była tym, co działo się między nią a Maxem, to nie chciałam zostawiać jej samej. Gdyby nie Maria, nie mogłabym sobie pozwolić na zostawienie babci. Po wszystkim, co się wydarzyło, mogłam spokojnie wrócić do Virginii, gdzie nareszcie poczułam się jak w domu. Po miesiącu dołączył do nas Max z Sophią i Arią, którzy wprowadzili się do starego domu Millera.

W naszym domu również zaszły drobne zmiany. Maria, która mieszkała obok Maxa, zaproponowała nam, abyśmy się do niej wprowadziły. Kocha spędzać czas ze mną i babcią. Stanowi dla mnie niesamowite wsparcie przy opiece nad nią, dlatego postanowiłyśmy się zgodzić. Obie jednak zdecydowałyśmy, że nie sprzedamy naszego dawnego domu. Za dużo jest w nim wspomnień, aby się z nim rozstawać. Z czasem ten układ okazał się idealny, bowiem teraz mamy obok siebie Millerów i stanowimy jedną wielką głośną rodzinę.

W drodze z pracy robię zakupy, ponieważ muszę przyrządzić jakąś kolację. Co prawda to Mania uwielbia gotować, ale lubię raz na jakiś czas coś przygotować. Moje umiejętności kuchenne nie są wybitne, ale staram się zrobić coś, co potrafię najlepiej. Makaron z serem czy kurczak z frytkami to dania, których nie jestem w stanie spieprzyć. Wpadam więc na szybkie zakupy do marketu i zgarniam po drodze wszystkie potrzebne mi składniki oraz ulubione czekoladowe ciastka babci.

Do pracy mam niecałe pół godziny na nogach, dlatego staram się wykorzystać to jako formę aktywności. I tak nie robię nic więcej, poza okazyjnym pilatesem, na który zapisałam się kilka miesięcy temu i uczęszczam na niego jak gość. Sophia miała chodzić razem ze mną, ale zakopała się w pieluchach. Teraz na dodatek przygotowuje urodziny Maxa, a więc z pewnością zjedzie się reszta ekipy z Seattle… i on. Nie mogę być na to zła, bo Damon, Luke i Max są przyjaciółmi, jednak konfrontacja z nim za każdym razem wysysa ze mnie całą energię. Wchodzę do domu, a ze środka atakuje mnie zapach żeberek i świeżo upieczonej szarlotki. Idę do kuchni, po czym opieram się o framugę drzwi.

– Maniu, obiecałaś mi, że nie będziesz się przemęczać – mówię na wstępie. – Chciałam dzisiaj zrobić kolację, aby cię odciążyć, a ty znowu nie dajesz mi szansy.

Kobieta przewraca oczami i wyciera ręce w ściereczkę.

– Przestań, Amy. To żaden problem ugotować obiad, szczególnie że zawsze podrzucam go też Sophii. Poza tym to moje popisowe żeberka i zdecydowanie powinnaś ich spróbować.

Parskam śmiechem, a potem rozglądam się po salonie. Nie widzę nigdzie babci, co od razu mnie alarmuje.

– Poszła się położyć – tłumaczy Mania. – Zażyła wszystkie leki, ale coraz częściej ucina sobie drzemki.

Moje serce zaciska się na samą myśl o tym, że babcia staje się słabsza. To mnie dobija, bo wiem, że mój czas z nią ma termin ważności. Oczy Manii również nie pozostawiają mi wiele nadziei. Obie zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy dzień to dla babci wyzwanie.

– Pójdę do niej.

Uśmiecham się do Manii, a potem idę do pokoju babci. Jakiś czas temu przerobiliśmy pokój na dole na sypialnię, ponieważ wejście na piętro sprawiało jej problem. Pukam delikatnie, a potem uchylam drzwi. Dostrzegam, że babcia leży na łóżku, a jej oczy utkwione są w jednym punkcie.

– Cześć i czołem, babciu!

Babcia odwraca wzrok i posyła mi łagodny uśmiech.

– Moja Amy.

Podchodzę do niej i siadam na skraju łóżka. Całuję babcię w czoło, a potem łapię za rękę.

– Źle się czujesz? – pytam, spoglądając na nią zaniepokojona.

Kobieta przewraca teatralnie oczami.

– Oczywiście, że nie. Nic mnie nie boli – mówi stanowczo, po czym dodaje ciszej: – Ale z każdym dniem ubywa mi sił. Czuję to.

– Nie mów tak. Jesteś mi potrzebna.

Babcia jest dla mnie jak mama. Kochana, ciepła i dobra pod każdym względem. Teraz, widząc jesień jej życia, mam ochotę wyć z bezradności.

– Już nie, kochanie – szepcze. – Jesteś dorosła. Zrobiłam wszystko, co mogłam, abyś miała dobre życie, ale teraz? Spójrz na siebie. Jesteś taka piękna i silna. Masz dobrą pracę i życzliwych ludzi wokoło.

Nienawidzę płakać. Łzy kojarzą mi się z bezradnością, a jednak wystarczy jedno jej słowo, by natychmiast pojawiły się w moich oczach

– Nie możesz… – Zaciskam jej dłoń. – Nie możesz mnie zostawić. Masz dla mnie walczyć.

– Codziennie to robię – odpowiada, powoli siadając na łóżku. – Wstaję codziennie z myślą o tobie, kochanie, ale nie wiem, ile jeszcze razy będzie mi dane zobaczyć słońce.

Biorę głęboki oddech.

– Ale… – Dotyka delikatnie moich włosów. – Nie martw się. Zostawię cię wtedy, kiedy będziesz na to gotowa.

Nigdy nie będę gotowa na jej odejście. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. To moja część serca, głos rozsądku, miłość, którą dostaję.

– To nigdy nie będę.

Babcia zaczyna się śmiać.

– Chcę jeszcze zobaczyć cię w sukni ślubnej – stwierdza z rozbawieniem. – I doczekać się choć jednego prawnuka.

Unoszę wysoko brew.

– To chyba niewykonalne – odpowiadam gorzko. – Dzisiaj mężczyźni nie są egzemplarzami na mężów i ojców.

Kobieta zbywa mnie ręką.

– Max jest dobrym ojcem dla swoich dzieci i wspaniałym mężem dla Sophii. Damon oszalał z miłości do Isy i małej Lucy. Są wyjątki, tylko czasami trzeba schować dumę w buty i sięgnąć po to, czego się chce.

Kiedy dostrzegam w jej zmęczonych oczach wesołe chochliki, już wiem, co siedzi jej w głowie.

– Babciu…

– Przystojny, dobrze zbudowany, zasłużony dla ojczyzny… – Wymienia po kolei z diabelskim uśmiechem. – Gdybym była młodsza, sama bym się za niego zabrała.

Szczęka opada mi do samej ziemi. Oto cała babcia Felicia. Mimo upływu lat i coraz większej słabości jej język nadal śmiga tak samo jak wtedy, kiedy miała sześćdziesiąt lat.

– Dziadek się teraz w grobie przewraca – mruczę.

Klaszcze w dłonie.

– Dokładnie tak! Widząc, jak marnujesz szansę na szczęście.

– Szczęście? – pytam z niedowierzaniem. – Szczęściem nazywasz to, że związałabym się z facetem, który przeleciał połowę populacji w Seattle i na dodatek się tym szczyci? A jaką mam gwarancję, że nie będę kolejną na jego liście?

Odkąd babcia zobaczyła, że pieprzony Anderson chodzi za mną jak cień, dodała dwa do dwóch i notorycznie namawia mnie do zmiany zdania względem niego. Uważa, że ma nosa i Luke według niej jest świetnym chłopakiem, choć pogubionym przez to, co przeżył w życiu. I to właśnie dlatego wsadzał kutasa w cipki modelek, piosenkarek i innych aktorek?

– Nikt nie da ci gwarancji, myszko. Ale nic ci nie szkodzi dać mu szansy. Aż mi go szkoda, kiedy widzę, jak na ciebie patrzy. – Wzdycha babcia. – Odtrącasz go już od tylu lat…

– Mam nadzieję, że w końcu się odpieprzy – burczę i wstaję. – Nie mam ochoty o nim rozmawiać.

Babcia posyła mi litościwe spojrzenie.

– Skoro nie poddał się po tylu latach, to możesz mieć pewność, że nie zrobi tego i teraz. Tacy jak on nie lubią przegrywać.

Podaję jej rękę, a potem obie wychodzimy z jej sypialni. Nie komentuję jej słów, bo wiem, że ona i tak będzie miała inny punkt widzenia. Dla niej Anderson to wyrzeźbiony przez Boga dar, który został mi dany z nieba. Jednak babcia pomija moment, w którym sam Bóg stwierdził, że wykopie go do piekła, bo jego ego z pewnością nie nadawało się do niebios.

Mimo wszystko kolację jemy w przyjemnej atmosferze. Lubię patrzeć, jak babcia się rozwesela i staje się przy nas żwawa i bardziej energiczna. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby została z nami najdłużej, jak tylko się da. Nie pozwolę jej odejść. Żeberka Manii okazują się prawdziwą ucztą. Zjadam wszystko, a potem popijam lemoniadą. Sama babcia nie potrafi nachwalić się Manii. Uwielbia spędzać z nią czas, a kiedyś nawet gotowały wspólnie, jednak teraz babcia zdecydowanie woli obserwować.

– Jak zawsze pyszne! – komentuje babcia. – Rozpieszczasz nas, Maniu.

Kobieta delikatnie się rumieni.

– To prawda – kontynuuje. – Jak tak dalej pójdzie, będę coraz grubsza.

Mania parska śmiechem, wycierając usta serwetką.

– Wcześniej rozpieszczałam Maxa i nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mam was.

Mania jest samotną kobietą, która również nie miała w życiu łatwo. Doceniam jej obecność, bo jest prawdziwym wsparciem dla nas wszystkich. Po kolacji pomagam Manii posprzątać, a następnie prowadzę babcię do pokoju. Pomagam jej się umyć, a potem ostrożnie ją przebieram i kładę do łóżka. Robię dokładnie to, co ona kiedyś robiła dla mnie.

– Dziękuję, myszko.

Uśmiecham się do niej i całuję ją w czoło.

– Śpij dobrze.

Odwracam się i wychodzę na korytarz. Mania w tym czasie rozmawia z koleżanką przez telefon, dlatego macham jej ręką i wychodzę z domu. Każdego wieczoru jestem u Sophii, aby trochę pomóc jej przy dzieciakach. Mam nadzieję, że tym razem Asher nie będzie wariować, bo wczoraj dosłownie miał nadmiar energii. Nie używam dzwonka do drzwi, tylko wchodzę do środka, niemal od razu witając się z klockiem, który uderza mnie w czoło. Odsuwam się i zerkam na rozbawioną Arię. W tym roku kończy osiem lat i zdecydowanie jest za bardzo rozbrykana.

– Ładnie to tak napadać na ciocię? – pytam od razu, rzucając się w stronę dziewczynki.

Ta piszczy radośnie, a po chwili między moimi nogami zaczyna plątać się Asher – czyli wcielenie zła i genów Millera.

– A więc to ty?

Chłopczyk uśmiecha się do mnie zadowolony. Aria przytula się do mojego boku, a ja obejmuję ją ramieniem.

– Rzucał we mnie, ale kiedy zobaczył przez okno, że idziesz, wykorzystał okazję.

Kręcę głową i mierzwię mu czarne włoski. Aria jest naprawdę piękną dziewczynką, podobną do swojego ojca i mamy, a z kolei Asher to mała kopia Maxa – daje mu nieźle popalić. Ruszam z nimi do salonu, gdzie Sophia z Maxem siedzą przed laptopem. Na mój widok Sophia uśmiecha się z napięciem, a Max jedynie kiwa głową. Czyżbym trafiła na jakieś ciężkie obrady?

– Co tam?

Podchodzę do nich i siadam na krześle, w tym czasie Asher znowu zaczyna gonić siostrę, a pisk roznosi się po całym domu.

– Wszystko dobrze – mówi pośpiesznie Sophia. – Zrobię ci coś do picia.

Mrużę oczy, nie do końca wiedząc, co się, do cholery, dzieje. Dziewczyna idzie do kuchni, aż nagle z laptopa dochodzi znajomy głos, przez który włoski na moim ciele stają na baczność.

– Ah… kogo ja słyszę. – Ciężki tembr głosu przebija się przez głośniki w laptopie. – Moja ulubiona dziennikarka Amelia Brown.

Miller uśmiecha się do mnie rozbawiony całą sytuacją oraz faktem, że dzięki mnie może podważać umiejętności podrywu Andersona. Doprawdy dziecinne.

– Mam nadzieję, że podobał ci się prezent na urodziny. Starannie wybierałem kolor. Szkoda, że nie mogłem ci go osobiście wręczyć, ale jak rozumiem, nie było dla mnie zaproszenia.

Przełykam ślinę. Unikam wszelkiego kontaktu z Andersonem. Nie chcę, aby pojawiał się w moim życiu, bo wtedy wprowadza chaos, którego ja zdecydowanie nie potrzebuję. Jedyne okazje, kiedy się spotykamy, to te organizowane przez Millerów.

– Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś – kontynuuje. – Podejrzewam, że kolejny raz zmieniłaś numer.

Wzdycham głośno.

– Brawo, kapitanie – burczę. – Jak do tego doszedłeś?

Choć go nie widzę, to podejrzewam, jak bardzo jest zadowolony, że mu odpowiedziałam. Luke lubi przesuwać moje granice i bawić się moim kosztem.

– Spokojnie. Miller w końcu pęknie i znowu da mi nowy namiar na ciebie. Choć na Instagramie również bombarduję cię wiadomościami. Zaglądasz tam czasem?

– Tak – opowiadam z udawanym rozbawieniem. – Uwielbiam oglądać twoje nowe laski, które chwalą się, ile godzin rżnąłeś je w różnych pozycjach. Może kiedyś o tym napiszę.

Krew gotuje się w moich żyłach. Kurwa, jak ja go nienawidzę! Miller mruży oczy, wgapiając się w ekran, aż w końcu odwraca laptop tak, że kamera pada teraz wprost na mnie. Luke zbliża się i posyła mi swój arogancki uśmiech.

– Myślę, że najlepszy artykuł byłby o naszym wspólnym rżnięciu lata temu.

– Jak słusznie zauważyłeś… – Przejeżdżam palcem po blacie i zerkam na niego. – To było lata temu, więc nie jesteś wart ani strony w mojej gazecie.

Miller parska śmiechem, a spojrzenie Luke’a się zmienia. Wiem, że uderzyłam w jego czuły punkt, ale mam to gdzieś. Gdyby naprawdę coś do mnie czuł, nie zabawiałby się z innymi kobietami.

– Wtedy byłem wart wszystkiego – szepcze.

Zerkam na Maxa, którego twarz staje się poważniejsza, a ja, nie chcąc wyciągać naszych prywatnych spraw przy świadkach, z gracją wstaję i ruszam do kuchni. Sophia zaparza właśnie herbatę. Dostrzega mnie i ma nietęgą minę.

– Przepraszam – zaczyna spokojnie. – Nie wiedziałam, że zadzwoni akurat teraz. Wzruszam ramionami.

– To przyjaciel Maxa. Ma prawo dzwonić, kiedy mu się podoba.

– A ty jesteś moją przyjaciółką i też masz prawo czuć się komfortowo w naszym domu.

Uśmiecham się do niej łagodnie.

– I tak się czuję – potwierdzam, a potem dodaję: – Kiedyś mu przejdzie. Znudzi się i da mi spokój.

Sophia patrzy na mnie z powątpiewaniem, a potem nalewa herbaty do kubków. Wbijam wzrok w widok za oknem, a z salonu dobiega rozmowa Maxa i Luke’a.

– Boję się, że tego nie zrobi. – Odwraca się po chwili Soph. – On już raz cię miał. Jeśli człowiek chociaż raz dotknie czegoś, co w jego oczach jest ideałem, będzie o to walczyć. Każdymi możliwymi środkami.