Niegrzeczni chłopcy dają najlepsze prezenty - Anna Langner - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Niegrzeczni chłopcy dają najlepsze prezenty ebook i audiobook

Anna Langner

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Przygotuj się na opowieść pikantną jak imbir i słodką jak grzech!

Ginger to perfekcjonistka z obsesją na punkcie świąt. Odkąd obchodzi je wyłącznie w towarzystwie ojca, to na jej barkach spoczywa przypilnowanie, aby wszystko było idealnie, a żadna bombka na choince nie obróciła się ornamentem w złą stronę. W tym roku jednak wszystko się zmienia – na cały grudzień do jej małej rodziny ma dołączyć narzeczona ojca wraz ze swoim synem, Jasonem, o którym Ginger wiele słyszała. Szkoda, że nic dobrego…

Niepokorny i niedający się wpisać w żadne plany Jason wprowadzi w życiu Ginger prawdziwą rewolucję. Na drodze ich skomplikowanej i burzliwej relacji stoją jednak dwie przeszkody. Po pierwsze Jason i Ginger już wkrótce będą przybranym rodzeństwem. A po drugie okazuje się, że chłopak skrywa niejedną tajemnicę. W jakim celu tak naprawdę zjawił się w Huntley?

Anna Langner po raz kolejny udowadnia, że prezenty od losu mogą dostać wszyscy – nawet ci nieco niegrzeczni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 517

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 0 min

Lektor: Anna Langner

Oceny
4,4 (949 ocen)
576
211
101
43
18
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
emili22

Z braku laku…

Słabiutkie ….a na początku wydawała się naprawdę dobra …nie tego się spodziewałam …. Historia sama w sobie ma potencjał ale im dalej tym bardziej beznadziejnie jakiś pseudo-erotyk i to taki jakiś nie udany ….męczyłam strasznie żeby to skończyć.Jakie to było trudne do czytania a już sam koniec z wałkiem do ciasta… ludzie litości !!!!Bogu dzięki za Legimi bo jakbym kupiła ta książkę w wersji papierowej płakałabym żywymi łzami ….
140
EwelaKar

Z braku laku…

Drętwa i dziecinna
60
Emsiak17

Nie polecam

Poprzednia świąteczna powieść tej autorki zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. W tym przypadku główna bohaterka była moim zdaniem strasznie irytująca, jej myśli były ze sobą niespójne, ciągle się zmieniały, zachowywała się irracjonalnie. Choć książka nie wydaje się być obszerną lekturą to czytałam ją ponad tydzień, a na ogół potrzeba mi około 2-3 dni. Tutaj miałam wrażenie, że kolejne rozdziały się ciągną i ciągną, nic konkretnego się nie dzieje, nie zauważyłam jak rodzi się relacja pomiędzy bohaterami. Szkoda, że więcej było opisów scen erotycznych niż rodzącej się relacji.
20
Didi97

Całkiem niezła

Troche mi się nużyła gdy ja czytałam, nie pochłonęła mnie jak inne z podobnymi historiami
20
mamaaarona

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka. Polecam wszystkim
10

Popularność




Dla moich pierwszych Czytelników.

Prolog

Ginger

Maj 2018

Faceci są jak burgery podczas diety. Gardzisz nimi, ale kiedy nikt nie patrzy, masz ochotę zatracić się w jednym z nich.

Lubię burgery. I lubię facetów. Gdybym nie lubiła, to skupiłabym się teraz na podręczniku. Nie na opalonych i wysportowanych męskich przedramionach.

– Czy on zawsze jest taki seksowny? – pytam, nie odrywając wzroku od przystojniaka grającego w kosza przed domem mojej przyjaciółki.

Jest piękne letnie popołudnie, a my właśnie odrabiamy zadanie domowe. Przynajmniej Ivy to robi, bo ja mam ważniejsze sprawy na głowie, na przykład gapienie się na jej niesamowitego brata. Doug jest idealny poza jednym małym szczegółem: zaciąga dziewczyny do łóżka i łamie im serca. Albo w odwrotnej kolejności. Jest na mojej liście owoców zakazanych zaraz obok Toma Ellisa, który z oczywistych względów nigdy nie będzie mój.

– Pytasz o mojego brata. – Ivy zerka na mnie z ukosa. – Dla mnie to wszystkożerny dupek, podkradający moje kieszonkowe. I to na pewno nie jest seksowne! – dodaje i wraca do kartkowania podręcznika od algebry.

Ale przecież ja mogę sobie popatrzeć, to nic nie kosztuje. Tym bardziej że Doug prezentuje nam swoje umiejętności i trafia do kosza za każdym razem. Robi to od jakichś piętnastu minut. Dokładnie tyle czasu trwałoby rozwiązanie zadania domowego. Jednak nic na to nie poradzę: matematyka właśnie została zdetronizowana przez biologię, a dokładniej rzecz biorąc, przez męskie wysportowane ciało, które tak bardzo mnie fascynuje.

– Też chciałabym mieć takiego brata. – Wzdycham i przygryzam długopis, gdy chłopak posyła mi swój popisowy uwodzicielski uśmiech. – Przystojnego, z równie przystojnymi kumplami.

– Przecież masz Ricka. Jest niezły i ma niezłych kumpli.

– Chciałaś powiedzieć: miał niezłych kumpli… Kiedy przestało mu się tutaj układać, wyjechał i nie odwiedza nas nawet na święta – stwierdzam rozżalona. – A ja chciałabym mieć brata, który o mnie dba, chroni, kiedy trzeba, i umawia ze swoimi seksownymi kolegami.

– Tacy bracia nie istnieją! Poza tym uważaj, o co prosisz. – Ivy celuje we mnie palcem. – Posiadanie nadopiekuńczego brata wcale nie jest takie fajne. Sabotuje wszystkie twoje randki i traktuje cię jak pięciolatkę. Ale kto wie? Dziś są twoje urodziny. Może twoje życzenie się spełni.

Śmieję się i kręcę głową, a potem wracam do kartkowania podręcznika. Moi rodzice osiągnęli wiek, w którym trudno o dzieci. Mają mnie i Ricka i na tym chyba koniec. Poza tym nie chcę w domu małego wrzeszczącego bobasa, tylko faceta z krwi i kości, który będzie traktował mnie jak ukochaną młodszą siostrę.

Usiłuję skupić na notatkach, ale kątem oka obserwuję, jak Doug ściąga koszulkę.

O losie! Dzięki ci za trzydzieści stopni w cieniu! To najlepszy prezent urodzinowy, jaki mogłam sobie wymarzyć.

Rozdział 1

Ginger

Grudzień 2021

5 grudnia

Schodzę z drabinki i przyglądam się krytycznie efektom swojej pracy. Jemioła nadal wisi krzywo, ale nie mam już do niej cierpliwości. Salon jest w całości udekorowany. Choinka wygląda wspaniale. Tym razem nie przesadziłam z liczbą bombek, więc efekt jest wysmakowany. Kominek zdobią świerkowe gałązki, a na kanapie leży narzuta w renifery.

– Wyszło całkiem nieźle – mówię do siebie.

Zawsze dekoruję dom od razu po Święcie Dziękczynienia, ale w tym roku nastąpiło nieplanowane opóźnienie. Choć udało mi się pozdawać wszystkie egzaminy wcześniej, i tak przyjechałam do Huntley dopiero wczoraj.

Ponownie spoglądam na tę nieszczęsną jemiołę. Biorę do ręki notatnik i wykreślam z mojej listy to, co udało mi się już zrobić. Za każdym razem odczuwam dziką satysfakcję, gdy odhaczam na kartce wykonane zadanie. Planowanie to moje drugie imię. Dzięki temu mam poczucie bezpieczeństwa i kontroli. Poza tym uwielbiam te wszystkie urocze drobiazgi – karteczki samoprzylepne, notatniki, kolorowe zakreślacze. Mam na ich punkcie obsesję cały rok, ale przed świętami szczególnie mi odbija. Tak samo, jak na punkcie robienia list. Lista dekoracji, lista zakupów, lista prezentów, lista świątecznych potraw… Nieważne, że prawie nikt nas nie odwiedza. Święta muszą być IDEALNE.

Omiatam wzrokiem salon i jestem prawie zadowolona z jego wyglądu. Mam jeszcze zamiar ozdobić hol lampkami i zrobić wieniec na drzwi wejściowe. Szybko sięgam po notes i zapisuję na osobnej kartce listę brakujących dekoracji, po które będę musiała skoczyć do sklepu. Po chwili znów wspinam się na drabinkę, by poprawić krzywą jemiołę.

– Ten perfekcjonizm kiedyś mnie wykończy – mamroczę pod nosem.

Uwielbiam ozdabiać nasz dom, ale za każdym razem gdy wyciągam ze strychu świąteczne bibeloty, ogarnia mnie nostalgia. Kiedy mama jeszcze żyła, zawsze razem wybierałyśmy dekoracje. Gdy czegoś brakowało, biegłyśmy do centrum handlowego pobuszować po sklepach. Nigdy nie mówiłyśmy o tym ojcu, bo znając jego oszczędną naturę, pewnie zacząłby marudzić. Wracałyśmy zmarznięte i obładowane torbami. Mama przygotowywała gorącą czekoladę z imbirem. Popijałyśmy ją wspólnie, plotkowałyśmy i rozwieszałyśmy ozdoby.

Zresztą nie tylko czekolada była imbirowa. Ten aromat królował w naszym domu każdego roku od początku grudnia. Słabość mamy do tej przyprawy była tak samo maniakalna, jak moje zamiłowanie do robienia list. Na święta zawsze przygotowywała imbirowe ciasteczka i kaczkę w imbirowej marynacie. Gdy piekłam pierniczki, strofowała mnie, bym dodała więcej imbiru, niż było podane w przepisie. No i najważniejsze: domyślcie się, dlaczego mam na imię tak, a nie inaczej.

– Ginger? Jesteś w domu? – Z korytarza dociera do mnie głos ojca.

Po raz ostatni zerkam na salon i wzdycham. Ciekawe, czy gdyby mama żyła, udekorowałaby go inaczej? Mimo że święta bez niej nigdy nie będą już takie same, chcę zadbać o to, by przez te kilka dni w domu panowała wyjątkowa atmosfera. Mam wtedy wrażenie, że ona jest gdzieś obok, że bierze w tym wszystkim udział.

Scenariusz zawsze jest taki sam. W poranek 25 grudnia zbiegam po schodach w piżamie i razem z ojcem rozpakowujemy prezenty. Cieszę się jak dziecko, choć on co roku kupuje mi to samo: moją ulubioną pomarańczową czekoladę i wielkie puchate kapcie. Nie da się ukryć, że Rock Blackwell jest pragmatycznym człowiekiem. Gdyby nie kobieca ręka, ten dom pewnie przypominałby grotę jaskiniowca.

Nagle uświadamiam sobie, że w tym roku będzie inaczej. Coś, a raczej ktoś zaburzy moją świąteczną rutynę. Nie usiądę w szlafroku do świątecznego posiłku i nie zaśpiewam na całe gardło kolęd. Nie będę czuła się swobodnie, bo nie będziemy tutaj tylko we dwójkę.

– Wygląda niesamowicie. – Ojciec klepie mnie po ramieniu i spogląda na salon. Dekoracje i cała ta świąteczna krzątanina interesują go tyle, co zeszłoroczny śnieg, ale stara się dla mnie i zawsze świetnie udaje ekscytację. Tak samo starał się dla mamy.

Boli mnie, że po jej śmierci święta nie wyglądają już tak samo. W dodatku ojciec rok temu napomknął coś o tym, by zmienić tradycję i zamiast spędzić Boże Narodzenie w domu, wyjechać w jakąś urokliwą okolicę. Namawiał mnie na narty albo na Yellowstone i te słynne gejzery. Na samą myśl o tym się krzywię. Mama chciałaby, żebyśmy obchodzili święta w domu, zresztą ja też tego chcę.

Obserwuję, jak tata ściąga swoje ciężkie robocze buty i odwiesza grubą kurtkę. Mimo codziennej fizycznej pracy przy drewnie wciąż świetnie się trzyma. Odziedziczyłam po nim gęste włosy w kolorze miodowego blondu, które trudno ujarzmić. Mamie zawdzięczam natomiast piegi rozsiane po policzkach i zadarty nos.

Gdy żyła, świetnie nam się powodziło. Była uznaną dekoratorką wnętrz. Wystąpiła nawet w kilku odcinkach programu Dom w pięć dni. Tata zarabiał dużo mniej niż ona, ale pracował w tartaku z ogromną pasją. Oboje świetnie się dogadywali, choć byli tak bardzo różni. Po zdiagnozowaniu raka u mamy musieliśmy zacisnąć pasa i przeznaczyć oszczędności na leczenie. Po jej śmierci nie było lepiej i choć utrzymanie tak dużego domu niesie ze sobą ogromne koszty, ani ja, ani tata nie wyobrażamy sobie, byśmy mogli go sprzedać.

Jest jeszcze Rick. Nieoficjalnie nazywany przeze mnie czarną owcą tej rodziny. Mój brat odciął się od nas, kiedy nagrabił sobie u miejscowego towarzystwa. Nigdy nie stronił od kobiet, używek i afer. Kiedy wyjechał na studia i zamieszkał w akademiku, nasze stosunki się ochłodziły. Na pogrzebie mamy był oschły i traktował mnie raczej jak daleką nielubianą kuzynkę niż jak siostrę. Powiedział ojcu, że się usamodzielnił, znalazł pracę i sam jest w stanie opłacić sobie uczelnię. Zaskoczyło mnie to, bo przecież studiowanie jest kosztowne, ale tata postanowił nie wtrącać się w jego życie. Rock Blackwell był na to zbyt dumny. Od tamtej pory temat mojego brata stał się tabu. Nie rozmawialiśmy o nim z ojcem, choć ja wiedziałam, że bardzo za nim tęskni.

Zostaliśmy więc we dwójkę sami w ogromnym domu, który nosił w sobie wspomnienia czasów, kiedy byliśmy szczęśliwą rodziną.

Ponieważ zaczęłam studia, musiałam wyjechać i zamieszkać w kampusie. Miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, ale wiedziałam, że rodzice chcieli, byśmy oboje z Rickiem mieli dobre wykształcenie.

Oczywiście ojciec nie dawał po sobie poznać, jak bardzo czuje się samotny, nie mając przy sobie żony i dzieci. Na szczęście z Chicago do Huntley jest rzut kamieniem, więc wracam do domu tak często, jak tylko się da.

– Ile mam jeszcze czasu? Nie zdążyłam ogarnąć kuchni. – Patrzę na ojca podenerwowana i ściskam w dłoni mój notatnik.

– Uspokój się, Ginger. Nie musisz być idealną panią domu tylko dlatego, że mamy gości. Angel daleko do perfekcjonizmu. – Tata czochra moje włosy, jakbym nadal miała jakieś osiem lat.

Przewracam oczami, bo opacznie zrozumiał moje intencje. Zna tę kobietę zaledwie od roku, a ja widziałam ją tylko dwa razy i zdążyłyśmy zamienić tylko kilka zdań. Jakakolwiek by była, denerwuję się. Wkrótce zostanie żoną mojego taty. A dzisiejszego dnia stanie w progu naszego domu i zamieszka z nami aż do końca świąt.

Nigdy nie byłam zła na ojca o to, że postanowił ułożyć sobie życie na nowo. Przeciwnie – cieszyłam się, że znalazł sobie kogoś, na kim może polegać. To ten typ mężczyzny, który potrzebuje silnej kobiety u swojego boku. Nie to, że jest nieudacznikiem. Jest uczciwym, ciężko pracującym, porządnym facetem. Tak dobrym, że czasami boję się, by ktoś nie wykorzystał tego przeciwko niemu. Odkąd poznał Angel, odżył, a jego oczy znów nabrały blasku. Zupełnie jakby w ciągu kilku tygodni odmłodniał o jakieś dziesięć lat.

Wiadomość o ich nagłym ślubie, zaledwie po roku znajomości, trochę mnie zaskoczyła. „Mamy już swoje lata, na co tutaj czekać?” – tak to podsumował. Wcześniej Angel była u nas tylko dwa razy, a tata wydawał się bardzo skrępowany. Ledwo udało nam się chwilę porozmawiać, on już szukał pretekstu, by wymknąć się z nią z domu. Zupełnie jakby bał się krytyki z mojej strony.

– Kuchnię zostaw mnie. Zdążę posprzątać, zanim będę musiał wyjechać na lotnisko. Ale postaraj się ogarnąć sypialnię. – Ojciec nerwowo pokasłuje i spogląda w stronę piętra.

– Przecież Angel zamieszka w twoim pokoju, prawda? Będziecie spać razem. To znaczy… skoro i tak się pobieracie, nie musicie zachowywać pozorów i mieć oddzielnych sypialni – jąkam się, bo wiem, jak niedorzecznie to brzmi.

Mój ojciec jest dorosły, uprawia seks i będzie mieszkać ze swoją przyszłą żoną. To oczywiste, a jednak zarówno mnie, jak i jego krępują „te” tematy.

– Tak, oczywiście… Angel i ja… – Tata robi się czerwony i strzela spojrzeniem na boki. – Po prostu potrzebujemy jeszcze jednej sypialni dla Jasona.

Kręcę głową, bo nie bardzo rozumiem, o co mu chodzi, choć wiem, kim jest Jason. Niestety. Miałam przyjemność wysłuchać wielu barwnych anegdot na jego temat. Wieczne utrapienie Angel. Rozpuszczony, bogaty bachor, który robi wszystkim na przekór. Sądząc po tym, jaki podobno ma charakterek, ostatnie, o czym marzy, to rodzinne święta w Huntley: tej zabitej dechami dziurze.

– Przyjedzie razem z Angel. Przepraszam, dowiedziałem się dopiero wczoraj i nie za bardzo wiedziałem, jak ci to powiedzieć. – Ojciec poluzowuje kołnierzyk koszuli, jakby nagle zrobiło mu się bardzo gorąco.

– Nie wierzę, że zbuntowany, sprawiający problemy cwaniaczek dobrowolnie będzie jeść z nami indyka i grać w świąteczne Monopoly! – mówię podniesionym głosem.

Jestem wściekła. Uwielbiam świąteczne przygotowania, atmosferę, jaka panuje w te dni. Lubię mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Każde Boże Narodzenie musi być doskonałe, bo tak chciałaby mama. A teraz jakiś bufon z wielkiego miasta przyjedzie i rozwali moje święta?!

– Problem w tym, że właśnie nie dobrowolnie. – Ojciec wzdycha. – Przeskrobał coś na uczelni. Angel nie wdawała się w szczegóły, ale była wściekła. Postawiła mu ultimatum: albo jedzie z nią, albo ona przykręca kurek z kasą i przestaje opłacać jego studia.

– Naprawdę postawiła mu ultimatum? – Unoszę jedną brew, bo narzeczona mojego taty nie wygląda na kobietę, która potrafi sobie radzić ze zbuntowanymi, młodymi mężczyznami. Z tego co zdążyłam zauważyć, choć bywa przebojowa, to jednocześnie jest uosobieniem łagodności.

– Opłaca jego studia i zachcianki. Postawiła sprawę jasno: albo przyjeżdża z nią tutaj, albo może się z tym wszystkim pożegnać. Nie wiem, co zrobił ten młody człowiek, ale kiedy rozmawiałem z Angel przez telefon, była bardzo zdenerwowana. Podobno to ma jakiś związek z jego ojcem. Jason nie może się z nim kontaktować. Angel twierdzi, że jej były mąż nastawia go przeciwko niej i wykorzystuje, by nadal załatwiać swoje brudne interesy. Dlatego nie chce zostawiać go w Bostonie. Woli mieć na niego oko.

Sprawa związana z jego ojcem? Rock rzadko wspominał o mężu Angel, a właściwie byłym mężu, bo z chwilą gdy trafił za kratki, ona złożyła pozew o rozwód. Nigdy o nic więcej nie pytałam. To zbyt delikatne i osobiste sprawy.

– Przecież Angel nie może kontrolować swojego syna. Jest już dorosły.

– Tak, ale przywykł do wygód i jej pieniędzy. Dlatego zgodził się przyjechać tutaj bez mrugnięcia okiem. Moim zdaniem ona za bardzo go rozpieszcza. – Tata sapie podenerwowany.

– Jest początek grudnia! Jakim cudem ten chłopak ma już wolne, a inni właśnie szykują się do egzaminów? – Patrzę na ojca pytająco, bo nie chce mi się wierzyć, że ten cały Jason tak świetnie radzi sobie z nauką.

– Udało mu się załatwić sesję egzaminacyjną wcześniej. Angel była w tej sprawie u dziekana. To jakiś jej dawny znajomy. – Ojciec odchrząkuje, by ukryć zażenowanie. – Przecież ty też pozdawałaś egzaminy wcześniej.

– Tylko że ja załatwiłam to własnym uporem, świetną opinią na uczelni i dobrymi ocenami, a nie pieniędzmi mamusi!

– Ginger, po co te nerwy…

– Przecież on zamieni nasze święta w koszmar! Zrobi wszystko, by odegrać się na matce za to, że zmusiła go do przyjazdu tutaj. – Mój głos drży, bo mam wrażenie, że wszystkie świąteczne plany diabli wzięli.

Przyjazd tego chłopaka oznacza jedną wielką improwizację. A improwizacja to murowana katastrofa. Nienawidzę tego typu niespodzianek! Nie znoszę, gdy ktoś rujnuje moją rutynę i wszystko, co zdążyłam sobie zaplanować.

– Nie zakładaj najgorszego. Angel ma na Jasona haka, więc on musi się zachowywać. – Ojciec dotyka mojego ramienia, a ja mam ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść niczym obrażona nastolatka.

Rodzice są zawsze takimi optymistami. Jeśli ojciec myśli, że ten cały Jason będzie tutaj potulnie siedział i kroił z nami indyka, to jest w błędzie. Nie znam tego chłopaka, ale wystarczająco wiele się o nim nasłuchałam.

Nim zdążę ponownie zaprotestować, tata idzie do kuchni i mamrocze coś o sprzątaniu. Oczywiście to tylko pretekst, by wywinąć się od tej niewygodnej rozmowy.

Spoglądam na choinkę, która jeszcze przed chwilą robiła na mnie wrażenie. Przestaję cieszyć się na te święta. Nie mam już ochoty dekorować schodów lampkami ani robić świątecznego wieńca na drzwi. Nie teraz, kiedy jakieś nabuzowane testosteronem tornado ma wpaść do mojego domu i prawdopodobnie to wszystko rozpieprzyć.

Dwie godziny później, gdy właśnie kończę ścielić łóżko w pokoju gościnnym, z holu docierają do mnie stłumione głosy. Szybko wygładzam ubranie i nakazuję sobie spokojnie oddychać i zgrywać wyluzowaną. W końcu to tylko goście – po świętach wyjadą, a życie moje i ojca znów wróci na właściwe tory.

Gdy przekraczam próg pokoju, spoglądam na drzwi, na których zawiesiłam karteczkę z napisem „Jason”. To głupie, ale mimo całej niechęci do tego tajemniczego chłopaka chcę, by poczuł się tu mile widziany. Tego właśnie nauczyli mnie rodzice – kultury i szacunku do innych.

Schodzę na dół i moje obawy powracają ze zdwojoną siłą. Nie lubię zmian, a dwie z nich właśnie stoją w holu.

Zawsze mogło być gorzej. Mógł zjawić się Grinch i sprawić, że świąt nie będzie – pocieszam się w myślach.

Choć mam wrażenie, że Jason może być właśnie takim Grinchem. Pewnie jedyne, co go interesuje, to wydawanie pieniędzy rodziców na alkohol, narkotyki i łatwe panienki.

Gdy pokonuję ostatnie schody, widzę, jak Angel ściąga mokry płaszcz, ojciec taszczy jej bagaże, a w progu domu stoi jakaś wysoka zakapturzona postać, która po chwili niechętnie wchodzi do środka i zamyka drzwi.

– Miło mi cię widzieć, kochanie! – Kobieta przytula mnie tak mocno, że dociera do mnie zapach jej wyrafinowanych perfum. W swojej kremowej garsonce, z blond lokami na głowie naprawdę przypomina anioła. Spoglądam na swoje rozwleczone spodnie od dresu i mam ochotę teleportować się do swojego pokoju.

Ojciec odchrząkuje i zerka na mnie porozumiewawczo, wskazując głową na chłopaka, który nie ściąga butów ani nawet kaptura z głowy. Wciąż stoi w progu i wygląda, jakby był tu za karę.

Kolejna zasada, którą wpoili mi rodzice: mam być uprzejma, nawet jeśli ktoś jest dla mnie niemiły. Ciekawe, dlaczego nie nauczyli tego mojego brata.

– Hej, jestem Ginger – mówię przesadnie radosnym tonem i wyciągam rękę w stronę nieznajomego. Tak naprawdę mam ochotę przewrócić oczami i powiedzieć mu, by przestał zachowywać się jak palant, ale ze względu na ojca się powstrzymuję.

Chłopak nadal stoi bez ruchu i jest dla mnie jasne, że nie odpowie, a tym bardziej nie uściśnie mojej dłoni. Przełykam upokorzenie i biorę się do realizacji planu awaryjnego. Chwytam stojącą na komodzie tacę z pierniczkami.

– Upiekłam pierniczki. Może masz ochotę? – Uśmiecham się przyjaźnie i wyciągam w jego stronę poczęstunek. Czuję się jak kretynka, ale nie mam pojęcia, jak inaczej wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.

Chłopak podnosi głowę, ale tylko na moment. Spod kaptura błyskają groźne oczy. Nie mam nawet czasu przyjrzeć się jego twarzy. Udaje mi się tylko zauważyć gęste, zmarszczone brwi. Jest wrogo nastawiony i nie ma ochoty wymieniać ze mną uprzejmości, czuć to na kilometr.

Po chwili spuszcza głowę i mija mnie bez słowa, szturchając ramieniem tak, że taca prawie wypada mi z rąk. Nie wiem, czy to przypadek, czy może chciał dać mi do zrozumienia, żebym z nim nie zadzierała. Choć mam wrażenie, że na dźwięk słowa „pierniczki” chwilę się zawahał.

W korytarzu zapada cisza, a po chwili z góry dobiega nas głośne trzaśnięcie drzwiami. To by było na tyle, jeśli chodzi o miłe powitanie.

– Pogadam z nim. – Angel wzdycha i rusza w stronę schodów.

Nie chcę podsłuchiwać, ale robię to mimowolnie. Mój ojciec zresztą też. Stoimy na dole jak dwójka frajerów: ja z tacą pierniczków w dłoni, on z ciężkimi bagażami. Na górze nie słychać żadnych krzyków ani awantury.

Po kilku minutach Angel schodzi do nas. Jest zdenerwowana. Wiem to, bo na jej dekolcie pojawiają się czerwone plamy. Moje ciało reaguje tak samo, gdy ktoś wyprowadzi mnie z równowagi albo kiedy za bardzo się czymś przejmuję.

– Porozmawialiśmy sobie i myślę, że Jason nie będzie robił więcej problemów. – Uśmiecha się promiennie.

Może wcale nie jest taką łagodną owieczką, za jaką ją uważałam? Co musiała mu powiedzieć, tam na górze, że dał się poskromić? Przecież jeszcze przed chwilą jego oczy ciskały błyskawice i wyglądał tak, jakby chciał obrócić nasz dom w pył.

– Musicie mu wybaczyć. Jego ojciec ma na niego zły wpływ. – Kobieta zaciska usta w wąską linię, jakby samo wspomnienie byłego męża przyprawiało ją o mdłości. – Jason miał lecieć ze znajomymi na święta na Barbados. Taka nagroda za zdane egzaminy. Jednak po tym, co zrobił w Bostonie… Cóż, musiał zmienić plany i przyjechać tutaj. To dlatego jest taki wściekły.

Rock Blackwell spuszcza głowę i wpatruje się w swoje buty, zupełnie jakby ten temat był dla niego niezręczny.

– Zaniosę twoje rzeczy do sypialni. – Po chwili rzuca Angel nerwowe spojrzenie i szybko się ulatnia.

– W takim razie ja pójdę się odświeżyć. Może później pokażesz mi dom, Ginger? Zdążyłam zauważyć, jak wspaniale udekorowałaś salon – zwraca się do mnie moja przyszła macocha, a kiedy kiwam niemrawo głową, idzie do łazienki.

Zostaję sama w korytarzu i zastanawiam się, co tu się właśnie wydarzyło. Jeśli przez cały czas tych dwoje będzie zachowywać się tak sztucznie, jak przed chwilą, to chyba puszczę pawia. Jason może jest odpychający, ale przynajmniej niczego nie udaje.

– To nie będą udane święta – mamroczę do siebie i wkładam do ust pierniczka.

Moje słowa bardzo szybko okazują się samospełniającą się przepowiednią. Błogą ciszę przerywa dochodzący z góry ryk punkowej muzyki. Mam wrażenie, że ściany naszego domu trzęsą się od tego jazgotu, a moja głowa zaraz pęknie. Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Angel powiedziała, że jej syn nie będzie sprawiał kłopotu. Jasne.

Wspominałam coś o tym, że to nie będą udane święta? Poprawka: to będą najgorsze święta w moim życiu.

Rozdział 2

Ginger

– Daj mu trochę czasu. Nie zna tutaj nikogo i inaczej zaplanował sobie te święta. Ma prawo być zły. – Ojciec wychodzi ze swojej sypialni i patrzy na mnie smutno. Muszę wyglądać żałośnie: nadal stoję na środku korytarza i nie wiem, co mam ze sobą zrobić.

„Ja też inaczej zaplanowałam sobie te święta!” – mam ochotę krzyczeć.

Nie powinien go usprawiedliwiać. Jason ma prawo być wkurzony, ale nie musi zachowywać się jak buc. Niech nie liczy na to, że odezwę się do niego pierwsza, a już na pewno nigdy więcej nie poczęstuję go pierniczkami.

– Jak długo tutaj zostanie? – Obrzucam ojca umęczonym spojrzeniem.

Niech ma świadomość, że wcale nie jestem zadowolona z tego, w jakiej sytuacji mnie postawił. Dobrze wie, że święta są dla mnie ważne i o ile obecność jego narzeczonej mi nie przeszkadza, o tyle naburmuszony Pan Mroczny, puszczający muzykę na cały regulator, już tak.

– Ginger… – Ojciec wzdycha i patrzy w sufit. Robi tak zawsze, gdy wkraczamy na jakieś niewygodne tematy. Zachowywał się dokładnie tak samo, gdy zapytałam, co to znaczy mieć okres, a kilka lat później, co oznacza sformułowanie „zrobić komuś dobrze”. Byłam dzieckiem, mama była w pracy, a on nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. – Święta dopiero za trzy tygodnie. On i Angel zostaną tu przynajmniej do Nowego Roku.

– Przynajmniej?! Była mowa tylko o świętach! Angel miała zostać na Boże Narodzenie, a sylwestra mieliście spędzić u niej! – wyrzucam z siebie pretensje z prędkością karabinu maszynowego i podnoszę głos coraz bardziej. Mam też ochotę tupać nogą jak mała dziewczynka. Lubię mieć kontrolę nad wszystkim i ostatnie, czego chcę, to nieplanowane zwroty akcji.

Do Nowego Roku został prawie miesiąc, a to oznacza, że czekają mnie cztery pieprzone tygodnie pod jednym dachem z kolesiem, który nienawidzi wszystkich i wszystkiego. Wspaniale!

– Tak miało być, ale skoro jest tu też Jason, Angel uznała, że dłuższy pobyt z dala od domu dobrze mu zrobi. Wpadł w złe towarzystwo, a ojciec próbował go kontrolować nawet zza krat. – Tata wypuszcza z siebie ciężki oddech, jakby tłumaczenie mi wszystkiego bardzo go męczyło. – To skomplikowane, Ginger. Nawet ja się w tym gubię. Ale jestem spokojniejszy, wiedząc, że moja kobieta jest bezpieczna, a ten drań nie kontaktuje się z Jasonem.

Patrzę na ojca zaskoczona. Wiem, że były mąż Angel siedzi w więzieniu, ale z tego, co usłyszałam przed chwilą, wynika, że może być także groźny. Nie wiem, jaką tajemnicę kryje chłopak, który właśnie zamieszkał w pokoju na piętrze, ale ostatnie, czego chcę, to by naraził nas na niebezpieczeństwo.

Ojciec jeszcze chwilę mnie uspokaja, a potem zaczyna gadać o pieczeni na święta, którą co roku przyrządza. Wiem, że próbuje zmienić temat. Zresztą ja też odpuszczam. Nie mam już ochoty oprowadzać Angel po naszym domu. Wykręcam się bólem głowy i idę na górę.

Z chwilą gdy zamykam drzwi swojego pokoju, oddycham z ulgą. Nie czuję się tutaj bezpiecznie. Nie odkąd ten podejrzany typ w kapturze przekroczył próg naszego domu. Przezornie przekręcam klucz w drzwiach, choć nigdy wcześniej nie musiałam tego robić. Podchodzę do okna. Patrzę na ulewny deszcz i nagie gałęzie drzew, trzęsące się na wietrze. Widok jest ponury i przerażający. Nie ma w nim ani krzty świątecznej, radosnej atmosfery. Chyba mogę zapomnieć o śniegu na święta, tak jak o spokoju i poczuciu bezpieczeństwa. Obejmuję się rękami i pocieram ramiona, bo ogarnia mnie chłód. I wiem, że jego przyczyną wcale nie jest paskudna pogoda.

Pokoje mój i Jasona dzieli tylko ściana, więc jeśli znów będzie miał ochotę posłuchać głośno muzyki, mam z głowy spokojny wieczór. O dziwo nic takiego się nie dzieje. Słyszę tylko, jak wychodzi do łazienki. Sama nie mam ochoty wysuwać nosa za drzwi. Nie teraz, gdy nie czuję się swobodnie.

Kiedy kolejny raz spoglądam przez okno, widzę, jak ojciec razem z Angel wsiadają do samochodu. Pewnie wybierają się na zakupy. Czuję się jeszcze bardziej nieswojo, wiedząc, że zostałam sama w domu z kimś zupełnie mi obcym. To zaczyna zakrawać na paranoję. Jak tak dalej pójdzie, nie będę w stanie nabić na widelec świątecznej pieczeni ojca, tak będą trzęsły mi się ręce. Jason Castell nie odezwał się do mnie ani słowem, a ja już mam go dosyć.

Podnoszę się na łóżku i masuję skronie, ale to nie przynosi ulgi. Drzemki w ciągu dnia wcale mi nie pomagają, przeciwnie – sprawiają, że czuję się jeszcze bardziej zmęczona i rozbita.

Niechętnie wstaję, człapię do okna i widzę, że samochodu ojca nadal nie ma. Na zewnątrz powoli zapada zmrok, a pogoda wciąż jest paskudna. Przeciągam się zaspana i rozważam, czy nie lepiej odpuścić sobie kolację oraz prysznic i spać do rana. Nie musiałabym wychodzić z pokoju i ryzykować spotkania z Jasonem. Brzmi kusząco. Ale przecież nie mogę go wiecznie unikać. Tym bardziej po tak bezczelnym powitaniu.

Nagle z pokoju obok dobiega mnie męski głos. Intrygujący i głęboki. Bezwstydnie przykładam ucho do ściany i podsłuchuję. Nie jestem w stanie zrozumieć większości słów, ale jestem pewna, że Jason rozmawia z kimś przez telefon.

– Zawsze trzymam rękę na pulsie. Przecież wiesz. Też mnie to nie bawi… Nie mam wyjścia… – Choć staram się tego nie robić, z przyjemnością wsłuchuję się w niski, ochrypnięty głos.

Po kilku minutach odpuszczam i postanawiam zająć się czymś bardziej pożytecznym. Zakładam na uszy słuchawki i włączam Jingle Bell Rock Bobby’ego Helmsa. Kładę się na brzuchu na środku swojego łóżka i kołyszę się w rytm melodii. Muzyka sprawia, że zapominam o problemach i znów wpadam w świąteczny trans.

Wyobrażam sobie, jak wspólnie z mamą i tatą ubieramy choinkę. Oczywiście ojciec narzeka, że musi to robić, ale widzę, że jest naprawdę szczęśliwy. Razem z mamą obrzucamy go kolorowymi łańcuchami tak, że po chwili przypomina świąteczne drzewko. Do domu wraca mój brat i trzyma w rękach górę prezentów… Może to głupie, ale lubię snuć fantazje o tym, jakie byłyby święta, gdyby żyła mama.

Nagle czyjeś ciepłe dłonie muskają dół moich pleców. Trwa to ułamek sekundy, ale i tak wywołuje ciarki na moim ciele. Zrywam się jak oparzona, plącząc słuchawki i wyszarpując je sobie z uszu.

Gdy się odwracam, widzę Jasona. Jest w moim pokoju, choć jestem pewna, że zamknęłam drzwi na klucz. Jeśli nie potrafi przechodzić przez ściany, a mam nadzieję, że nie potrafi, bo i bez tego wystarczająco mnie przeraża, to musiał użyć jakiejś sztuczki, by tutaj wejść. A potem jak gdyby nigdy nic obserwował, jak niczego nieświadoma leżę na łóżku i kręcę tyłkiem w rytm świątecznej melodii. Po prostu świetnie.

Patrzę na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Ma na sobie szarą bluzę i kaptur naciągnięty głęboko na głowę, który sprawia, że praktycznie nie widzę jego oczu. Czuję, że mi się przygląda, i to rozwściecza mnie jeszcze bardziej. Jedyne, co udaje mi się zobaczyć, to dolna część twarzy, na którą kaptur nie rzuca cienia. Postanawiam to wykorzystać. Nie miałam czasu przyjrzeć mu się wcześniej, kiedy stał na dole ze spuszczoną głową. Teraz widzę, że ma mocno zarysowaną, pokrytą lekkim zarostem szczękę i wyraźnie wykrojone usta, które aktualnie wykrzywiają się w drwiącym uśmiechu.

Zamknęłam drzwi na klucz, a on jest w moim pokoju – powtarzam sobie w myślach po raz kolejny. Nie wiem, czy powinnam krzyczeć, uciekać, czy może jedno i drugie. Zanim udaje mi się cokolwiek zrobić, on się odzywa:

– Twój ojciec woła cię z parteru. Przeszkadza mi w spaniu, więc rusz dupę i idź do niego – wydaje mi polecenie, obraża i poniża jednocześnie. I to wszystko w jednym zdaniu.

Wow, a myślałam, że gorzej już być nie może.

Otwieram usta, by wygarnąć mu, co o nim myślę. Mam zamiar wspomnieć o jego braku szacunku dla mojej prywatności, dla mojego ojca, mojego domu i mojego tyłka, którego prawie dotykał. On jednak odwraca się i wychodzi. Tak po prostu.

Jestem na niego wściekła, ale przede wszystkim jestem wściekła na siebie, bo nie trzymałam się swojego planu – miałam się mu postawić i pokazać, że wcale się go nie boję. Trzymanie się planu zawsze pomaga. Choć obawiam się, że w przypadku Jasona to nie wchodzi w grę. Jest jak tajfun, który postanowił wedrzeć się do mojego domu, rozpieprzyć moje święta i udowodnić mi, że mogę zapomnieć o posiadaniu kontroli nad czymkolwiek.

Zapamiętać: Zrobić w notatniku listę pod tytułem: „Cięte riposty przeznaczone dla Jasona”.

Gdy schodzę na dół, ojciec opiera się o ścianę i ciężko oddycha. Wygląda, jakby przebiegł maraton.

– To przez te zakupy – tłumaczy, widząc moje zaniepokojone spojrzenie. – Angel uparła się, żeby zapełnić lodówkę po same brzegi.

Nie przekonują mnie jego wyjaśnienia. Zauważyłam, że coraz częściej łapie zadyszkę. Tym razem chodziło tylko o przeniesienie sprawunków z samochodu. To mogłoby zmordować kogoś z kiepską kondycją, ale nie jego – mężczyznę, który całe swoje życie ciężko pracuje. Mam ochotę wygłosić kazanie na temat zdrowego stylu życia i prosić go, by zrobił w końcu badania kontrolne, które odkłada na wieczne nigdy, ale on nie dopuszcza mnie do słowa.

– Jak tam Jason? Trochę zbuntowany, ale nie jest taki zły, co? – Szturcha mnie żartobliwie w ramię i doprowadza tym do szału.

– Nie wiem. Nie miałam okazji go poznać po tym, jak zniknął na górze – odpowiadam pozornie znudzonym tonem, ale w środku cała gotuję się ze złości. Na razie wolę nie wspominać ojcu o niespodziewanej wizycie Jasona w moim pokoju.

– Musisz dać mu czas. Rozkręci się.

– Wszyscy mówią, żeby dać mu czas i być dla niego wyrozumiałym. Najpierw Angel, a teraz ty! – Podnoszę głos, bo nie rozumiem, co on w nim widzi. – Gdybym ja odwaliła taki numer i była dla kogoś niemiła, prawiłbyś mi kazania!

– Ginger… – Ojciec spuszcza wzrok i drapie się po brodzie.

– Nie, tato! Nie próbuj go bronić! To zepsuty koleś, któremu poprzewracało się w dupie od nadmiaru pieniędzy własnych rodziców! – mówię jeszcze głośniej i mam gdzieś, czy Angel to usłyszy.

– Jason wiele przeszedł. Rozwód rodziców, ojciec w więzieniu…

– Ale to nie usprawiedliwia takiego zachowania! Ja też wiele przeszłam. Śmierć mojej mamy to chyba wystarczający powód, prawda?! A jednak staram się, a on… – Mój głos zaczyna drżeć, choć nie licząc chwil po śmierci mamy, nigdy nie płakałam przy ojcu.

– Kochanie… Wiesz, że nie jestem dobry w te klocki. Nie umiem cię pocieszać i rozmawiać o uczuciach. Też mi jej brakuje i wiem, że przyjazd Angel i Jasona sprawi, że te święta będą inne niż zwykle, ale poradzimy sobie, obiecuję. – Ojciec tuli mnie do siebie. Czuję, jak szybko bije mu serce.

– Postaram się jakoś to przetrwać – mówię nieco spokojniejszym tonem, bo zaczynam mięknąć. W końcu ta sytuacja jest nowa dla nas wszystkich. – Ale robię to tylko ze względu na ciebie i Angel. Jeśli ten cały Jason wyprowadzi mnie z równowagi, to…

– To twój przybrany brat. A bracia z zasady lubią zaleźć za skórę. – Tata uśmiecha się i całuje mnie czoło.

– Prawie przybrany brat – poprawiam go i patrzę na niego naburmuszona, choć moja złość już minęła. – Rozpakuję zakupy – dodaję i biorę od niego torby.

– Dzięki, skarbie. Chyba pójdę się położyć. Z samego rana muszę być w tartaku, a jestem wykończony. – Ojciec pociera dłońmi twarz i człapie w stronę sypialni.

Coś mi mówi, że to nie jest zwykłe zmęczenie. Rock Blackwell to typ osoby, która śpi tylko wtedy, kiedy musi, i zazwyczaj aż pali się, by iść rano do pracy. Może po śmierci mamy jestem trochę przewrażliwiona i nadopiekuńcza, ale martwię się o niego. Widzę, że nie dba o siebie tak, jak powinien.

Ostatecznie postanawiam przynajmniej spróbować być miła dla Jasona. Może tata ma rację? Może ten chłopak nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji? Pokrzepiona tą myślą, wyjmuję z lodówki potrzebne składniki i przygotowuję tosty francuskie. Oczywiście Jason nawet nie raczy zejść na kolację. Nakładam sporą porcję na talerz, a na drugim, mniejszym kładę cztery pierniczki. Zostawiam wszystko na progu jego pokoju i walę pięścią w drzwi, żeby na pewno mnie usłyszał.

Czuję się niezręcznie. Jakbym była jego pokojówką, a on panem i władcą. Nie odpowiada mi taki układ. Fakt, że niedługo zostaniemy przybranym rodzeństwem, nie oznacza, że będę jego naiwną młodszą siostrzyczką, która przybiegnie na każde jego skinienie.

Może ojciec ma rację, twierdząc, że bracia umieją zaleźć za skórę? Ale ja wiem jeszcze coś – młodsze siostry potrafią się zemścić, nawet jeśli wyglądają na niewiniątka.

Mimo spokojnego wieczoru kładę się do łóżka podenerwowana. Wcześniej przezornie przekręcam klucz w zamku dwa razy i wmawiam sobie, że ostatnio musiałam o tym zapomnieć. To dlatego Jason bez problemu wszedł do mojego pokoju. Nie ma innego wytłumaczenia.

Długo przewracam się z boku na bok, aż w końcu zasypiam i śnię o tym, co ostatnio – o pierniczkach, choince i gniewnych oczach, ukrytych pod kapturem szarej bluzy.

Rozdział 3

Ginger

6 grudnia

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Ida Świerkocka

Korekta: Małgorzata Denys

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: @ svetikd / Istockphoto.com

Copyright © 2021 by Anna Langner

Copyright © 2021, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-67069-37-3

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek