Cherry Girl - Anna Langner - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Cherry Girl ebook i audiobook

Anna Langner

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

114 osoby interesują się tą książką

Opis

Romans, który nie powinien się wydarzyć... ale właśnie to czyni go tak kuszącym

Paula ma prawie czterdzieści lat, własną firmę, dorastającego syna i pozornie poukładane życie. Po latach samotności wróciła do byłego męża, próbując złożyć w całość to, co kiedyś się rozpadło. Jednak za zamkniętymi drzwiami wciąż czuje się niekompletna, a młodzieńcze marzenia ustąpiły miejsca rutynie i poczuciu, że na miłość jest już za późno.

Daniel to uosobienie młodości – beztroski, spontaniczny, pewny siebie. Kiedy ich światy przypadkiem się zderzają, wszystko wywraca się do góry nogami. Ona jest starsza o trzynaście lat, on jest synem znajomych jej męża. Nie powinni nawet o sobie myśleć, a jednak nie mogą przestać.

Dla niej Daniel jest grzechem, którego nie ma odwagi popełnić. Dla niego Paula stanowi wyzwanie, które rozpala pragnienia. Ich niewinny flirt szybko zamienia się w niebezpieczną grę, a zakazane pocałunki w nieokiełznaną namiętność. W malowniczym mazurskim domku, gdzie letnie powietrze zdaje się pachnieć pożądaniem, każde ich spotkanie nabiera intensywności. Paula i Daniel muszą jednak uważać, w końcu nie spędzają wakacji sami. Niektórzy zrobią wszystko, by tych dwoje nie zaznało razem szczęścia.

Czy Paula zaryzykuje swoje poukładane życie dla wakacyjnego romansu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 400

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 2 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Monika Wrońska

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska, Maria Mazurowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Joanna Jóźwiak

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © ifiStudio; © winyu; © freedom_naruk; © patriziolari / Stock.Adobe.com

DTP: Maciej Grycz

Copyright © 2025 by Anna Langner

Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-223-0

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

I tak zaczyna się Ta niewiarygodna historia Choć ostrzegałam go On płonął jak żywa pochodnia Więc jaki sens W kochaniu jest Gdy wokół miejsca brak Dla spalonych serc Kochanie, ty strzeż się, strzeż – EDYTA BARTOSIEWICZ, Miłość jak ogień*

* E. Bartosiewicz, Miłość jak ogień [piosenka], album: Love, Izabelin Studio 1993.

Rozdział 1

Jeśli w przeddzień swoich czterdziestych urodzin budzisz się w łóżku ze striptizerem, chociaż nie lubisz striptizu i nie gustujesz w nasmarowanych olejkiem mężczyznach, to wiedz, że coś poszło nie tak.

Na szczęście ten początek to historia nie moja, tylko Anki – mojej najlepszej przyjaciółki, bowiem ja… ja mam chyba wszystko, o czym marzyłam kilkanaście lat temu: wspaniałego syna, dom, własny biznes (mały, ale jednak) i mężczyznę. Z tym ostatnim sprawa jest nieco skomplikowana, bo to mój były mąż. 

Ja i Tomek postanowiliśmy spróbować ponownie trzy lata i dwa miesiące od naszego rozwodu. On poszedł na terapię, żeby jak twierdził, w końcu być dla mnie dobrym i traktować mnie po partnersku (coś mi mówi, że to tekst jego terapeutki, ale mniejsza z tym). Z kolei ja poczułam się na tyle silna i pewna siebie, że postanowiłam dać Tomkowi szansę, bo wierzę, że tym razem nie pozwolę sobą pomiatać. Dobrze pamiętam, że podczas naszego małżeństwa silna i pewna siebie nie byłam.

Wciąż nie mogę uwierzyć w taki obrót spraw. Jeszcze pół roku temu ten facet był dla mnie jedynie ojcem naszego dziecka, który wpadał od czasu do czasu i z którym prowadziłam chłodne i zdystansowane rozmowy. Potem – sama nie wiem, kiedy dokładnie – nasze zdawkowe wymiany zdań dotyczące wychowania Bartka się wydłużyły i przerodziły w coś na kształt flirtu i wspominania dawnych czasów. Następnie był pierwszy od długiego czasu nieporadny dotyk, zupełnie jak na początku naszej znajomości. Były romantyczne kolacje, patrzenie sobie w oczy i ostrożne obietnice. Ostrożne, bo obiecaliśmy sobie, że tym razem to coś między nami ma się rozwijać powoli, żeby tego nie schrzanić. Nie było jeszcze seksu, ale hej, chyba warto na to poczekać – podobno po przerwie smakuje nieziemsko. A teraz, dwa miesiące od tych wielkich zmian, siedzę przed lustrem i jestem spięta, bo za pół godziny Tomek przedstawi mnie swoim znajomym.

Nerwowo poprawiam włosy i powtarzam sobie, że powinnam wyluzować. Odruchowo sięgam po książkę, którą rano położyłam na toaletce. Czytanie mnie uspokaja, a tego mi akurat teraz bardzo potrzeba. Znajduję stronę, której nie dokończyłam wieczorem, i zatrzymuję wzrok na podkreślonym fragmencie.

Nawet jeśli kobieta nie zostanie porzucona przez mężczyznę, gaśnięcie urody odbierane jest przez nią – bo rzeczywiście tak jest – jako strata. Odbierane jest jako utrata swej władzy i możliwości. Dawno, bardzo dawno temu mogliśmy jeszcze pielęgnować w sercu marzenie, że jakiś nieznany młodzieniec popędzi w naszą stronę i spośród tylu innych, obecnych na sali, wybierze właśnie nas i uczyni swą bogdanką. Lecz to wszak marzenie Julii, a nie jej matki, i dlatego trzeba nam z niego zrezygnować*.

– Skarbie, jesteś gotowa?

Spoglądam oszołomiona na Tomasza, który właśnie wszedł do sypialni. Szybko odkładam książkę na blat toaletki. Fragment dotyczący utraty młodości wciąż dźwięczy mi w głowie.

– Nie wierzę, za dziesięć minut wyjeżdżamy, a ty czytasz książkę?!

– Zerknęłam do niej tylko na chwilę. Jestem gotowa, możemy ruszać. – Silę się na blady uśmiech.

– Nie wyglądasz na szczególnie podekscytowaną. – Tomasz uważnie mi się przygląda. Prezentuje się niesamowicie w beżowej lnianej koszuli i błękitnych spodniach, a ja… cóż, ja znów będę się czuła przy nim jak szara mysz.

– Mówiłam ci, mam okres. W te dni zawsze kiepsko się czuję – tłumaczę i uporczywie wpatruję się w swoje splecione na kolanach dłonie.

Zbyt grzeczna. Pamiętasz? Miałaś się przed nim nie usprawiedliwiać. Nigdy więcej.

– Nie będziemy tam długo. Zresztą jestem pewien, że polubisz Adama i Lidkę. Mówiłem ci już, że są po podobnych przejściach jak my?

Kręcę głową.

– Wprawdzie nie po rozwodzie, ale byli w separacji, a teraz znów są razem. – Tomasz uśmiecha się do mnie ciepło, a w kącikach jego oczu pojawiają się kurze łapki, które tak uwielbiam. Nie mogę uwierzyć, że ten mężczyzna wciąż jest tak samo przystojny jak dwadzieścia lat temu.

– Zmieniłaś kolor ścian –– dodaje, rozglądając się po sypialni.

– Musiałam – odpowiadam i uświadamiam sobie, że Tomek nie był w tym pokoju od ponad trzech lat. Odkąd się zeszliśmy, spotykamy się głównie u niego albo na mieście. – Musiałam, to znaczy… kiedy my… no wiesz… po prostu po rozwodzie poczułam, że potrzebuję zmiany – uściślam i nie wiedzieć czemu zaczynam się denerwować.

– Fioletowy. Dobrze wiesz, że nie lubię tego koloru. – Tomek zaciska usta.

Znam ten wyraz twarzy. Wspomnienia wracają. Moje ciało sztywnieje i wzbiera we mnie znajoma panika.

Uspokój się. To przeszłość. Tamtego Tomasza już nie ma.

– Tak, wiem. Właśnie dlatego go wybrałam – odpowiadam z rozbrajającą szczerością.

– Musiałaś być na mnie wściekła. – Mój eksmąż zaczyna się śmiać. – Jak dobrze, że to już za nami. – Podchodzi do mnie i bierze moją dłoń w swoją. – Wyglądasz pięknie. A ja… a ja tak bardzo za tym tęskniłem. Za twoim uśmiechem, zapachem… Za naszą codziennością – dodaje i patrzy na mnie z czułością.

– Nie chcę, żebyśmy grali przed twoimi znajomymi idealną parę – mówię cicho i z trudem przełykam ślinę. Wciąż czuję ten dziwny ścisk w żołądku. – To, że się spotykamy, nie oznacza, że…

– Ciii… – Palec Tomasza ląduje na moich ustach i wywołuje przyjemne mrowienie. – Rozmawialiśmy o tym. Ja też nie chcę się spieszyć. Nie spieprzymy tego, nie po raz drugi. A to spotkanie z Zalewskimi będzie luźne i niezobowiązujące. Po prostu postaraj się dobrze bawić. I bądź sobą. Jestem pewien, że ich oczarujesz.

Tomasz przyciska usta do mojego czoła, chociaż nie wiedzieć czemu liczyłam na namiętny pocałunek w stylu tych, które wymienialiśmy na imprezach studenckich, gdy zaczęliśmy się spotykać.

Idiotka. Czasy młodzieńczych szaleństw już dawno za nami.

– Poczekam w samochodzie. – Mój eksmąż posyła mi ten swój filmowy uśmiech i znika za drzwiami.

Kiedy zostaję sama, ciężko wzdycham i spoglądam na swoje odbicie. Ostatnio nie lubię na siebie patrzeć, nawet jeśli jestem wystrojona, tak jak dziś.

Gdzie się podziała ta pewna siebie dziewczyna z błyskiem w oku? Dlaczego, kiedy znów wszystko w moim życiu zaczyna się układać, ja czuję, że coś jest nie tak? Jakby wciąż czegoś mi brakowało… Boże, problemy pierwszego świata! Mam firmę, mądrego, zdrowego syna i faceta, z którym zeszłam się po trzyletniej rozłące. Nie powinnam narzekać, a tym bardziej tęsknić za czymś nieokreślonym, za czymś, czego nawet nie potrafię zdefiniować.

– Dorośnij, Paula. Za dwa lata czterdziestka, czas przestać bujać w obłokach – mamroczę do lustra, a potem spryskuję się perfumami i wychodzę z sypialni.

***

– …a wtedy Tomek mówi: „Szefie, miesiąc temu podwoiliśmy obroty, a szef pieprzy nam tu o cięciu kosztów?!”. – Adam głośno się śmieje.

– Naprawdę tak powiedziałeś?! – Lidka patrzy na mojego eksmęża z niekrytym podziwem.

– Naprawdę. – Tomasz zerka kokieteryjnie najpierw na nią, potem na Adama. – Ale byłem odrobinę wstawiony, to była impreza firmowa. Na trzeźwo w życiu nie odezwałbym się tak do starego.

– Daj spokój, Tomek, zawsze miałeś jaja. Następnego dnia dostałeś awans. A kiedy zapytałeś szefa: „Za co?”, on odpowiedział: „Za to, że umiesz być bezczelnym skurwysynem, takich ludzi potrzeba nam w firmie!”.

Adam klepie Tomasza po plecach i wszyscy wybuchają śmiechem. Wszyscy, tylko nie ja. Ja jedynie blado się uśmiecham i wpatruję w nietknięte krewetki, które mam na talerzu. Atmosfera od jakiejś godziny jest luźniejsza, bo wszyscy już sporo wypili. Poza mną oczywiście, bo jakoś nie mam ochoty.

– Paula, Tomek mówił, że masz swój biznes, jakąś internetową działalność. Może opowiesz coś więcej, bo jak na razie słuchamy tylko męskich przechwałek. – Lidka uśmiecha się do mnie ciepło i żartobliwie szturcha w bok swojego męża.

– Oj, żadne tam przechwałki! – odpowiada z udawanym oburzeniem Adam. – Po prostu jesteśmy właściwymi ludźmi na właściwych stanowiskach, ale masz rację, Paula siedzi taka cicha, niech nam coś opowie o tym swoim biznesie.

– To nic wielkiego, mały internetowy sklepik. Zresztą Paula nigdy nie mierzyła wysoko, więc taki skromny biznesik jest dla niej jak znalazł. – Tomasz odzywa się, nim zdążę otworzyć usta.

Sklepik?! Biznesik?! Patrzę na mojego faceta i nie mogę uwierzyć. Mam wrażenie, że celowo zdrobnił te słowa, by umniejszyć moim osiągnięciom.

– Żeby nie było, nie mam nic do ludzi, którzy wykonują przyziemne prace, przeciwnie, przecież w każdym społeczeństwie potrzebne są sprzątaczki, ekspedientki, ci wszyscy szeregowi pracownicy. Bez nich nie mielibyśmy rano ciepłej kawy i czystego biura, prawda? – Tomasz wybucha śmiechem, jakby to, co powiedział, było zabawne. – Poza tym nie zawsze chodzi o kasę. Najważniejsze, że Paula ma satysfakcję z tego, co robi – dodaje i chwyta mnie za rękę.

– Kasa też jest całkiem niezła – wtrącam szybko i dyskretnie wyswobadzam dłoń z jego uścisku.

– Dopiero od tego roku. Mówiłaś ostatnio, że w poprzednich latach miałaś stratę – zwraca mi uwagę Tomek i jednocześnie piorunuje mnie wzrokiem.

– Tak, ale tylko dlatego, że sporo zainwestowałam w marketing i zatrudniłam osobę do prowadzenia social mediów. Klientek przybywa, ubrania mojego projektu noszą influencerki, a ostatnio furorę zrobiła czerwona sukienka, którą na premierze miała znana aktorka, ta, która zagrała u boku…

– W dzisiejszych czasach tych marek modowych jest na pęczki. – Mój były mąż znów wchodzi mi w słowo. – I każda jest bardzo ekskluzywna, bardzo eko i bardzo slow fashion. Trudno się wybić – dodaje tonem znawcy.

Biorę głęboki wdech, chowam dłonie pod stołem i zaciskam je w pięści. Czy mi się zdaje, czy Tomek czerpie jakąś chorą przyjemność z przerywania mi i sprawiania, że czuję się jak gówno? Mam ochotę coś powiedzieć, coś, co sprawi, że w końcu się zamknie, ale nie chcę zepsuć tego wieczoru.

– Tomek ma rację, ale ja na szczęście się wybiłam. Nie chcę zapeszać, ale jeśli przez kolejny rok sprzedaż będzie tak dobra, jak teraz, to otwieram pierwszy stacjonarny butik w centrum miasta. Mam już nawet upatrzony lokal – mówię i z przyjemnością patrzę, jak siedząca przede mną para kiwa z uznaniem głowami.

– W centrum?! Ty wiesz, ile tam kosztuje czynsz?! Pomyśl tylko, ile musiałabyś sprzedać szmat, żeby na to zarobić – rzuca Tomasz, a jego protekcjonalny ton coraz bardziej działa mi na nerwy.

– Ubrania, które projektuję, to nie szmaty! – odpowiadam trochę zbyt ostro i patrzę mu twardo w oczy. – Nie szyjemy naszych ubrań w Indiach czy Chinach, tylko w Polsce, a nasze szwaczki są solidnie wynagradzane. Mamy certyfikaty, które świadczą o tym, że produkujemy etycznie, z najwyżej jakości materiałów.

– I właśnie dlatego za zwykły T-shirt z twojego sklepu trzeba zapłacić ponad trzy stówy. Większości społeczeństwa na to nie stać. – Tomasz ironicznie się uśmiecha, a mnie z nerwów zasycha w ustach.

– Właśnie dlatego to tyle kosztuje! Bo moich ubrań nie szyją biedne dzieci z Azji – odpowiadam i czuję, że lada moment wybuchnę. – Na szczęście jest coraz więcej świadomych konsumentek, które wiedzą, że jakość i etyczne wykonanie mają swoją cenę – dodaję nieco spokojniej, chociaż naprawdę nie wiem, dlaczego się tłumaczę.

– A jak tam wasze plany na wakacje? – Lidka szybko zmienia temat i nerwowo się do mnie uśmiecha. Odpowiadam jej tym samym. Wiem, że próbuje mi pomóc i chce sprowadzić rozmowę na inne tory.

– Nie wiem, jak Paula, ja jeszcze niczego nie planowałem – rzuca od niechcenia Tomasz i dolewa sobie whisky.

– Moje plany są zależne od planów naszego syna. Bartek w lipcu jedzie na obóz sportowy – wyjaśniam.

– O, a co trenuje? To już duży chłopak, ile on ma lat? – dopytuje Adam.

– Niedługo skończy trzynaście, trenuje lacrosse. Ten obóz to jego marzenie, więc sami rozumiecie, w te wakacje to właśnie plany Bartka są priorytetem – odpowiadam i nalewam sobie wina, chociaż wcale nie planowałam tego wieczoru pić.

– Lacrosse to sport dla dziewczyn. Nie rozumiem, co nasz syn w tym widzi – wtrąca Tomek i ironicznie się uśmiecha.

– Czy ty właśnie zasugerowałeś, że sport dla dziewczyn jest gorszy niż sport dla chłopców? Zresztą… co to w ogóle za podział, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Niech każdy uprawia sport, który mu się podoba! – unoszę się, ale mój eksmąż chyba nie traktuje tego poważnie, bo uśmiech nie schodzi mu z twarzy.

– Wyluzuj, tak tylko mówię. Jestem facetem, więc to oczywiste, że marzył mi się syn, który gra w nogę. Zresztą jestem pewien, że ledwo Bartek pójdzie do ogólniaka, ten cały lacrosse mu przejdzie.

– Bartek nie chce iść do ogólniaka. Woli technikum gastronomiczne.

– O, kolejna fanaberia! Dzieciak jeszcze dziesięć razy zmieni plany – prycha Tomasz.

– Gotowanie to jego pasja i…

– A ty na za dużo mu pozwalasz. Gdyby mieszkał ze mną, byłby zupełnie inny. – Mój eksmąż kolejny raz dolewa sobie whisky i mówi to wszystko tak niedbale i od niechcenia, jakbyśmy właśnie rozmawiali o wychowaniu chomika, a nie naszego syna.

Zalewscy przysłuchują się tej dyskusji z uwagą i niestety tym razem Lidka nie przychodzi mi z pomocą.

Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale mam w głowie pustkę. Nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór. Mam wrażenie, że obok mnie siedzi uosobienie wszystkich złych cech, tych, przez które niespełna cztery lata temu wniosłam pozew o rozwód.

– Przepraszam, muszę skorzystać z łazienki – mówię przez ściśnięte gardło, chociaż to kłamstwo.

– Jasne, tylko ta na dole jest nieczynna. Mamy małą awarię, zepsuł się jakiś zawór. – Lidka po raz setny tego wieczoru nerwowo się uśmiecha.

– Taaa, skorzystaj z łazienki na górze – wtrąca Adam. – A naprawą zajmę się jutro. Ostatnio, jak zabrał się do tego fachowiec, zawór zepsuł się po trzech dniach.

– Nieprawda, zepsuł się właśnie dlatego, że sam zacząłeś przy nim grzebać. Powiedziałeś, że szkoda pieniędzy na fachowca – odpowiada mu Lidka, marszcząc przy tym brwi.

– I miałem rację, bo facet odwalił fuszerkę. Powinienem do niego zadzwonić i zażądać ponownej naprawy albo zwrotu pieniędzy.

– Mówiłam, żebyśmy złożyli reklamację, to nie chciałeś.

– A ty wiesz, jak wygląda cała procedura gwarancyjna?! Napisaliby, że uszkodzenie powstało z naszej winy, i guzik byśmy z tego mieli.

– Sąsiadka dała mi numer do jednego fachowca, to może jutro…

– Lidka, do cholery, przecież powiedziałem, że to naprawię! – Ton Adama jest coraz ostrzejszy.

Słucham tego oszołomiona i zażenowana jednocześnie. Przynajmniej mam dowód na to, że idealne pary istnieją tylko na instagramowych fotkach.

– Tomek, opowiedz lepiej, jakie mieliśmy przygody z tym cieknącym kranem kilka lat temu – wtrącam szybko, by jakoś ratować sytuację. Patrzę na mojego eksmęża, który posyła mi ciepłe spojrzenie, zupełnie jakby znów wróciła jego lepsza wersja, ta, którą tak uwielbiam. – Skoczę do łazienki i zaraz wracam – dodaję i szybko wstaję od stołu.

– Zaprowadzić cię? – Lidka podnosi się z krzesła, ale powstrzymuję ją gestem dłoni.

– Nie, dzięki, muszę… – Przełykam ślinę i patrzę jej wymownie w oczy, mając nadzieję, że zrozumie. – Na pewno trafię – dodaję cicho.

– Tak, trafisz. Pierwsze drzwi na lewo – odpowiada i kiwa przy tym nieznacznie głową.

Cóż, wychodzi na to, że dobrze wie, jak to jest, kiedy z trudem powstrzymujesz łzy, bo twój facet kolejny raz cię przy wszystkich upokorzył. My, kobiety mające podobne doświadczenia, rozumiemy się bez słów. Poprawiam sukienkę i ruszam w kierunku schodów. Kiedy zerkam przez ramię, Tomasz nawet na mnie nie patrzy, żywo gestykuluje i rozmawia o czymś z Adamem.

– Boże, to jakiś pierdolony koszmar… – mamroczę do siebie i idę na górę.

Adam wydaje się w porządku, jego żona też, więc może powinnam wyluzować? Tomek trochę wypił, po alkoholu zawsze robi się zbyt pewny siebie i odrobinę opryskliwy. Przecież odkąd się spotykamy, od niemal dwóch miesięcy, nie dał mi żadnych powodów do obaw, nie powiedział nic, co mogłoby mnie zaboleć, nic, co sprawiłoby, że poczuję się jak zero. Aż do teraz. Może jutro, kiedy emocje opadną, znów będzie tym miłym facetem, z którym łączy mnie dziecko, piękne wspomnienia i to nowe coś, co dopiero zaczyna między nami kiełkować. Cholera, te myśli wcale nie sprawiają, że czuję się lepiej.

Gdy docieram na piętro, wchodzę do łazienki i zamykam za sobą drzwi, tama powstrzymująca emocje puszcza. Widzę w odbiciu trzydziestoośmioletnią kobietę, która choć sprawia wrażenie pewnej siebie, tak naprawdę gdzieś tam wewnątrz wciąż jest małą, pełną kompleksów dziewczynką łaknącą czyjejś uwagi.

Dlaczego to tak cholernie boli?! Każdy przytyk Tomasza, każda jego uwaga. Jestem już w takim wieku, że powinno to po mnie spływać. I dlaczego nie potrafię się bronić?

Biorę głęboki, drżący wdech, a potem chłodzę rozgrzane policzki wodą i ostrożnie wycieram okolice oczu. Dorze, że nie zrobiłam mocnego makijażu. Gdy podnoszę głowę i ponownie spoglądam w lustro, widzę wszystkie swoje wady i niedoskonałości. Coraz mniej napięty owal twarzy, zaczerwieniony nos, opadające powieki… Szybko odwracam wzrok od lustra, przygładzam włosy i wychodzę z łazienki.

Wiem, co moja przyjaciółka Anka zrobiłaby na moim miejscu, myślę, kiedy ruszam ciemnym korytarzem. Wyszłaby z tej stypy, a przedtem sprzedałaby Tomaszowi liścia. A, i jeszcze na koniec trzasnęłaby ostentacyjnie drzwiami.

„Jeśli sama nie będziesz się szanować i kochać, żaden mężczyzna nie będzie w stanie tego zrobić”, tak mi kiedyś powiedziała. Dzień później złożyłam papiery rozwodowe. A teraz? Mam mętlik w głowie. Tomek się stara. Problem w tym, że dzisiaj znów zobaczyłam jego dawną wersję, tę znienawidzoną, tę, która uwielbiała mnie upokarzać i pokazywać mi moje miejsce w szeregu. Dzisiaj Tomasz…

– Hej, powoli! – Słyszę nad głową rozbawiony głos.

Nim zdążę się zorientować, kto to, wpadam na coś twardego i przyjemnie pachnącego.

– Chwila… czy ty płakałaś? – Rozbrzmiewa nade mną dokładnie w chwili, gdy podnoszę głowę i napotykam parę ciekawskich oczu. I bardzo interesującą całą resztę. Dodajmy, półnagą, bo facet, który stoi przede mną, nie ma na sobie koszulki, tylko luźne dresowe spodnie. Widzę to dokładnie, mimo że w przedpokoju panuje półmrok.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty – rzucam opryskliwie i nie odpowiadam na pytanie nieznajomego. Szybko odsuwam się od niego i przecieram oczy, co zresztą nie jest zbyt mądre, bo tusz, który mam na rzęsach, nie jest wodoodporny.

Ponownie patrzę na stojącego przede mną mężczyznę. A raczej na chłopaka. Wygląda bardzo młodo. Wprawdzie jego ciało zdecydowanie jest ciałem mężczyzny, rozmyślam, przesuwając powoli wzrokiem po pokrytej tatuażami klatce piersiowej, jednak twarz… twarz tego chłopaka to czysta młodość. Może i ma ostre rysy, ale te jasne, duże oczy i wydatne usta sprawiają, że wygląda, jakby dopiero co opuścił mury liceum. To spojrzenie… gdzieś już je widziałam. No tak, ten chłopak ma oczy Adama, tylko bardziej świetliste i bez zmarszczek dookoła.

Przełykam ślinę, kiedy sunę wzrokiem po długim, wąskim nosie, mocno wykrojonych ustach, aktualnie wykrzywionych w drwiącym uśmiechu, i kościach policzkowych, które… o mamo, zabiłabym za takie kości policzkowe! Z całą pewnością odziedziczył je po Lidce.

Chociaż wcale tego nie chcę, spoglądam niżej. Nie powinnam się gapić, ale to, co widzę, jest tak interesujące, że tracę poczucie czasu.

– Podobają ci się?

Robię minę niewiniątka, a na twarzy nieznajomego powolnie rozkwita zawadiacki uśmiech.

– Co? – Udaję, że nie wiem, o co chodzi.

– Tatuaże. Gapisz się na nie.

– Bo są koszmarne. Wybacz, ale wolę coś mniej oklepanego – mamroczę i z trudem odrywam wzrok od gotyckiej czcionki.

– Myślałem, że już nigdy stamtąd nie wyjdziesz. – Chłopak zerka na drzwi łazienki i zaciska usta, jakby moja uwaga o tatuażach go uraziła. – Siedziałaś tam dobre dziesięć minut.

– Ty… ty musisz być synem Adama i Lidki. Damian, tak? – Silę się na uprzejmy ton.

– Daniel – poprawia mnie chłopak. – A ty przyszłaś z tym burakiem, który wozi się bentleyem?

Zawadiacki uśmiech staje się jeszcze szerszy, a ja przez moment mam pustkę w głowie, bo nie spodziewałam się, że syn tak kulturalnego mężczyzny jak Adam okaże się przekonanym o własnej zajebistości, niewychowanym idiotą.

– Już to mówiłam, ale chyba do ciebie nie dotarło: nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty. – Piorunuję chłopaka wzrokiem.

– Daj spokój, twój facet poniża cię przy wszystkich, a ty poczułaś się urażona, bo złamałem jakieś durne zasady?!

– Tak, poczułam się urażona! Może i twój ojciec przekazał ci w genach piękne oczy, ale zdecydowanie nie dobre maniery. – Rzucam chłopakowi wrogie spojrzenie.

– Zwróciłaś uwagę na moje oczy? Coś jeszcze ci się spodobało?

Daniel zawisa nade mną, opierając się jedną ręką o futrynę, a głupkowaty uśmiech wciąż nie schodzi mu z twarzy. Jestem pewna, że doskonale wie, jak bardzo właśnie narusza moją przestrzeń osobistą.

– Jestem od ciebie sporo starsza, rodzice nie nauczyli cię szacunku? – warczę i zastanawiam się, jak zakończyć tę durną rozmowę.

– Kiedy na ciebie patrzę, nie widzę tej różnicy wieku. – Chłopak powoli i wcale się z tym nie kryjąc, sunie po mnie wzrokiem. Robi to tak prowokacyjnie, że mam ochotę wymierzyć mu policzek.

– Jesteś bezczelny! – wybucham. – I zapatrzony w siebie. A ja… a ja…

– A ty jesteś zdołowana, bo zostałaś upokorzona. Z dwojga złego chyba lepiej być na moim miejscu. – Gówniarz wchodzi mi w słowo i wciąż wygląda jak pieprzona oaza spokoju, podczas gdy ja mam coraz większą ochotę go udusić. – Czy twój mąż robi ci krzywdę? Boisz się go? – pyta już nieco łagodniejszym tonem.

– Były mąż – uściślam. – I nie, nie boję się go, skąd w ogóle taki pomysł?!

– Bo siedzisz przy nim sztywna jak kłoda i wyglądasz, jakbyś wcale nie chciała tutaj być. A kiedy on żartuje, uśmiechasz się, ale to nie jest szczery uśmiech.

Gdy słyszę te słowa, na moment mnie zamurowuje. A więc syn gospodarzy tego domu podsłuchiwał, o czym rozmawialiśmy, i w dodatku mnie obserwował. Wspaniale, naprawdę.

– To pewnie stare przyzwyczajenia. Ja i Tomasz… rozwiedliśmy się trzy lata temu, a teraz postanowiliśmy spróbować ponownie – wyjaśniam, ale szybko gryzę się w język. – Boże, naprawdę nie wiem, czemu ci o tym opowiadam – mamroczę zażenowana. – Tak czy siak, kiedy byliśmy małżeństwem, Tomasz był trochę… apodyktyczny. 

– Powiedz to wprost: był toksyczny. Przecież to widać na kilometr. Nawet kiedy się do ciebie odzywa, słychać w jego głosie poczucie wyższości. – Chłopak splata ręce na piersi i uważnie mi się przygląda.

– Co za brednie! – prycham i nie wiem dlaczego, ale drży mi głos. – Zresztą… nie powinnam o tym z tobą rozmawiać. Jesteś za młody, nie rozumiesz pewnych spraw.

– Jestem dorosły, nie zauważyłaś?

Przyglądam się mu. Oczywiście, że zauważyłam. Jest dobrze zbudowany i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jest przystojny, ale ile może mieć lat? Dwadzieścia dwa, może dwadzieścia pięć, nie więcej. Dla mnie wciąż jest dzieciakiem i tylko tak powinnam go traktować.

– Posłuchaj. – Wzdycham sfrustrowana i łapię się za nasadę nosa. Mam ochotę jak najszybciej zakończyć tę farsę. – Wiem, że chłopcy w twoim wieku lubią wyzwania. Pewnie jutro będziesz chwalił się przed kumplami, że zbajerowałeś starszą babkę, ale wierz mi, to, co właśnie robisz, na mnie nie działa.

– Skąd pomysł, że chcę cię zbajerować? – Daniel zwęża oczy w szparki i intensywnie mi się przygląda.

– Sorry, może współczesne nastolatki mają więcej rozumu w głowie, ale za moich czasów chłopaki zachowywały się jak małpy w zoo.

– Nastolatki? Nie jestem nastolatkiem.

– Taaa, już to mówiłeś. – Przewracam oczami i zgrywam znudzoną, ale bliskość tego chłopaka wyraźnie na mnie działa.

Daniel znów opiera się o futrynę drzwi, a potem pochyla się w moim kierunku tak bardzo, że czuję zapach alkoholu i miętowej gumy do żucia. Nagi tors chłopaka, który – tak, dobrze widzę – aktualnie pokrywa gęsia skórka, jest na wyciągnięcie mojej ręki. Zagadkowe tatuaże aż się proszą, by przejechać po nich palcami, a przekłuty sutek…

O tak, zdecydowanie zauważyłam, że nie jesteś już dzieckiem, ale to nie zmienia faktu, że zachowujesz się, jakbyś dopiero co wyszedł z piaskownicy, zwracam się do Daniela w myślach.

– A tak w ogóle jak ty o sobie przed chwilą powiedziałaś? „Starsza babka”? Nie widzę tu żadnej takiej. – Chłopak kolejny raz taksuje mnie wzrokiem i znów robi to tak jawnie i prowokacyjnie, że tracę cały rezon.

– No proszę, w końcu próbujesz być miły. – Posyłam mu sarkastyczny uśmiech. – Ale nie musisz mnie pocieszać. Mam prawie czterdziestkę i wyglądam na prawie czterdziestkę, nie mam z tym problemu – kłamię jak z nut, bo ostatnie, co można o mnie powiedzieć, to że jestem pogodzona z upływem czasu.

– Nie ściemniaj, wyglądasz na góra trzydzieści, może trzydzieści pięć.

– Okej, okej, wystarczy. – Nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać. – Jeśli myślisz, że komplementami sprawisz, że nie powiem twoim rodzicom, jaki jesteś bezczelny, to…

– Powiedz im. Przyjmę wszystko na klatę. – Daniel szeroko się uśmiecha, a potem jak gdyby nigdy nic zakłada mi za ucho kosmyk włosów. To coś tak niespodziewanego, że nie wiem, jak zareagować, więc po prostu gapię się na niego osłupiała.

– Muszę wracać na dół – mamroczę po pełnej napięcia chwili ciszy.

– Wcale nie. – Zielone oczy wwiercają się w moje.

Robię się czerwona, zupełnie jakby nikt nigdy w życiu ze mną nie flirtował.

Cholera, czego on ode mnie chce?!

– Wszyscy na dole na mnie czekają…

– Chcesz iść do tego toksycznego idioty, który gapi się na dekolt mojej matki i traktuje cię jak szmatę do podłogi?

– Wystarczy. Nie mam czasu na jakieś durne gierki! – Zaciskam usta i robię krok do przodu, ale chłopak chyba nie ma zamiaru mnie przepuścić. – Ja przynajmniej nie piję w samotności i nie stalkuję gości zaproszonych przez własnych rodziców – dodaję cicho, bo znów wyczuwam od niego woń alkoholu.

Na szczęście Daniel nie odpowiada, ale wciąż nie przesuwa się nawet o centymetr. Dopiero kiedy kładę dłonie na jego ciepłej i szerokiej klatce piersiowej i popycham go z całej siły, śmieje się cicho i się ode mnie odsuwa.

Gdy w końcu go wymijam, czuję, jak wali mi serce. Jestem zdenerwowana jak diabli i jeszcze coś: jestem podekscytowana. Cholera, niech będzie, nie bójmy się użyć tego słowa: podniecona. Tak, jestem podniecona.

Wypuszczam przez usta drżący oddech ulgi i gdy już myślę, że zaraz zejdę na dół, silna dłoń zaciska się dookoła mojego nadgarstka niczym imadło.

– Gdybym był na miejscu mojego ojca… – Słyszę przy uchu cichy, złowrogi szept. – Gdybym był gospodarzem tego domu, dałbym twojemu facetowi w pysk. Ale mój ojciec to mizogin, chociaż dobrze się z tym kryje.

Odwracam się i znów mam przed oczami tę przystojną twarz, tym razem poważną, bez cienia drwiny.

– No co tak patrzysz? Nie wierzysz? On i moja matka wyglądają na taką kurewsko idealną parę, co? – Chłopak pociąga mnie za rękę tak gwałtownie, że z impetem wpadam na jego klatkę piersiową. Otwieram usta, żeby na niego nawrzeszczeć, ale on mówi dalej: – Nie ty jedna dajesz się na to nabrać. Matka toleruje kochanki ojca od dobrych kilku lat. Przecież nie rozwiedzie się z nim, no bo co powiedzą ludzie. Żałosne, prawda? – Daniel przybliża swoją twarz do mojej, a ja szybko odwracam wzrok. – Ale założę się, że ty zrobiłabyś to samo, gdybyś dowiedziała się, że ten frajer, z którym tu przyszłaś, cię zdradza. Za bardzo pragniesz jego uwagi, żeby mieć odwagę…

Nagle ciemny wąski korytarz wypełnia dźwięk plaśnięcia. Mam gdzieś, czy ktoś na dole to słyszał. Oddycham płytko i szybko i ze łzami w oczach patrzę, jak ten, który stoi przede mną, trzyma się za policzek. Kurwa. Dałam się sprowokować. Powinnam przeprosić, ale głupi uśmieszek stojącego przede mną chłopaka sprawia, że zaciskam usta i patrzę na niego z zawziętością. Moja dłoń pulsuje, ale to przyjemny rodzaj bólu, taki, który daje satysfakcję.

– O, widzę, że lubisz ostro. – Daniel oblizuje usta i nadal się uśmiecha, patrząc mi przy tym w oczy. – Zapamiętam i wezmę to sobie do serca, kiedy będę się z tobą pieprzył. A będę, bo…

– Posłuchaj! – Teraz to ja mu przerywam. Dźgam go palcem w tors, a kiedy wkurwiona robię krok naprzód, on z wrażenia zaczyna się cofać. – Może i bawisz się w ten sposób z dziewczynami w twoim wieku… z małolatami, które robią się mokre na widok twoich tatuaży i śmieją z głupiej gadki. Ale ja nie jestem już małą dziewczynką.

Chłopak przełyka ślinę i gapi się na mnie z rozchylonymi ustami. Słyszę jego szybki, płytki oddech i widzę, jak jego jabłko Adama drga. Podniecam go? Zresztą nieważne.

– Jestem dorosłą kobietą – kontynuuję. – Taką, która zna swoją wartość i wie, czego chce. I ani szczeniacka gadka, ani twoja naga klata nie robią na mnie wrażenia. Więc nie pogrywaj sobie ze mną. – Pochylam się i tym razem to moje usta są blisko jego ucha. – Bo nie masz jeszcze wystarczającego doświadczenia, żeby wygrać ze mną bitwę na słowa, a tym bardziej żeby zaspokoić mnie w łóżku. Poszukaj kogoś w swoim wieku i ostro trenuj. – Ostatnie słowa wypowiadam szeptem i z satysfakcją czuję, jak Daniel drży. Jestem niemal pewna, że właśnie ma wzwód.

Serce wali mi jak szalone, a w moich żyłach krąży jakiś przedziwny koktajl endorfin i adrenaliny, kiedy przez moment ja i on toczymy bitwę na spojrzenia. Z dołu dobiega mnie śmiech Tomasza, ale aktualnie jest tylko niewiele znaczącym tłem spektaklu, który rozgrywa się tutaj na piętrze.

Patrzę na stojącego przede mną chłopaka i nie potrafię uspokoić oddechu. Zadziwiające, kręci mnie ta nasza mała, „urocza” pogawędka, szczególnie teraz, kiedy to ja jestem górą. Normalnie nie jestem aż taką suką, ale spójrzmy prawdzie w oczy, akurat ten chłopak sobie na to zasłużył.

Po chwili prostuję się i od niego odsuwam. Wygładzam sukienkę, ostatni raz posyłam mu zimne spojrzenie, a potem odwracam się i ruszam w kierunku schodów. Teraz znów jestem grzeczną dziewczynką. Kulturalną i przemiłą partnerką Tomasza, oddaną matką, poważną prawie czterdziestolatką, taką, której nie podniecają dwudziestokilkulatkowie, a już na pewno taką, której dwudziestokilkulatek nie potrafi sprowokować.

– Do zobaczenia, Paula.

Nieruchomieję. Skąd wie? Pewnie słyszał, jak rozmawiamy na dole.

Nie odwracam się, tylko unoszę dłoń i krocząc dumnie przez korytarz, pokazuję Danielowi środkowy palec. Szczeniackie, ale czasami trzeba zniżyć się do poziomu przeciwnika.

Słyszę za sobą cichy, głęboki śmiech.

– Możesz być pewna, że jeszcze się spotkamy.

***

Na szczęście w sobotę jestem tak zajęta, że nie mam czasu myśleć ani o zachowaniu Tomasza, ani o tym bezczelnym chłopaku, na którego wczoraj wpadłam na piętrze. Taaa, o nim w szczególności nie powinnam myśleć.

Dochodzi trzynasta, a moja kuchnia wciąż przypomina pole bitwy. Przeklinam pod nosem, kiedy potykam się o odkurzacz.

– Pieprzone badziewie, wiecznie trzeba je ładować! – mamroczę i podłączam sprzęt do kontaktu.

Gdy rozlega się dzwonek do drzwi, przeklinam ponownie.

– Znowu zapomniał kluczy, wiecznie z głową w chmurach! – gderam do siebie i daję słowo, brzmię jak własna matka. – Młody człowieku, klucze nosi się zawsze przy… – Zamieram, bo w progu zamiast Bartka stoi Tomek.

Mój eksmąż uśmiecha się jak ktoś, kto wie, że coś przeskrobał. Ma włosy w seksownym nieładzie, a na sobie dżinsy i błękitną koszulę. Mogę wściekać się na niego o wczoraj, ale nie zmienię faktów, a te są takie, że Tomek w niebieskim wydaje się jeszcze przystojniejszy niż zazwyczaj.

– Najpiękniejsze kwiaty dla najpiękniejszej dziewczyny od największego dupka – mówi na jednym wydechu i wyciąga zza pleców bukiet piwonii.

– Tomek, są… są boskie, dziękuję – odpowiadam osłupiała i upajam się słodkim zapachem.

No proszę, a więc pamięta, które kwiaty lubię najbardziej…

– Chcę cię przeprosić. Wczoraj zachowywałem się jak kretyn. – Mój eksmąż chowa dłonie w kieszenie dżinsów i patrzy na mnie z miną zbitego psa.

– Wejdź, przecież nie będziemy gadać w drzwiach. – Wpuszczam go do środka.

– To cud, że pozwoliłaś mi odprowadzić się do taksówki. Zawaliłem, Paula. – Ledwo przekracza próg, chwyta moją dłoń w swoją i spogląda mi w oczy. – Zawsze pieprzę głupoty, gdy trochę wypiję, ale nie chcę zwalać wszystkiego na alkohol. Obiecuję, to był ostatni raz. Wiem, że wczoraj czułaś się przeze mnie okropnie. I to wcale nie tak, że nie cieszę się twoim zawodowym sukcesem, przeciwnie, jestem z ciebie dumny.

– To dlaczego umniejszałeś moim osiągnięciom? Poczułam się jak zero – wyznaję i patrzę w te smutne czekoladowe oczy.

– Sam nie wiem. Procenty uderzyły mi do głowy, a wtedy zawsze czuję się królem świata. Chciałem zaimponować Adamowi i… tak jakoś wyszło. To było tak głupie, że nawet nie potrafię tego wyjaśnić. Przepraszam.

– Po tym, co wczoraj powiedziałeś, czułam się upokorzona. Chcę, żebyś to wiedział.

– Wiem, domyśliłem się. Tym bardziej jestem na siebie wściekły. Dzwoniłem już nawet do swojej terapeutki, powiedziałem, że chcę to z nią przegadać. Wprawdzie terapię już zakończyłem, ale to nie oznacza, że jestem idealny. Wciąż chcę nad sobą pracować. Nie tylko dla siebie, dla nas.

Tomasz patrzy na mnie przejęty i wygląda, jakby naprawdę żałował. Z trudem przełykam ślinę. Jak mogłam wczoraj ocenić go tak pochopnie? Dopiero teraz widzę, jak bardzo się dla mnie stara.

– Przeprosiny przyjęte. – Uśmiecham się. – Co oczywiście nie oznacza, że szybko zapomnę o wczorajszym. Chcę… chcę czuć się równa tobie, tworzyć partnerski związek, a nie układ, w którym tkwiliśmy przed rozwodem. Jeśli ty masz inne wyobrażenie naszego bycia razem, lepiej powiedz od razu, zaoszczędzimy sobie czasu.

– Gdybym chciał, żeby było jak przed rozwodem, nie poszedł­bym na terapię. Ja naprawdę zrozumiałem swój błąd. Stare demony odzywają się we mnie czasami, ale zrobię wszystko, żeby zamknęły się raz na zawsze.

Kiwam głową, bo nie mam pojęcia, co powiedzieć. Nie chcę rzucać się Tomaszowi na szyję, żeby nie pomyślał, że łatwo wybaczam, ale prawda jest taka, że kupił mnie swoją szczerością i przeprosinami. To naprawdę nie jest już ten sam człowiek co wcześniej. Dawny Tomek uniósłby się dumą, odwrócił kota ogonem i zwalił całą winę na mnie. Byłabym idiotką, gdybym odrzuciła mężczyznę, który zrobił tak wiele, by to, co było między nami, odżyło.

– Chodźmy do kuchni. Wstawię kwiaty do wazonu. – Biorę go za rękę.

– Bartek w domu?

– Nie, ma trening.

– A kiedy dokładnie jest ten jego obóz sportowy? Wiem, że o tym rozmawialiśmy, ale wyleciało mi z głowy. – Tomek opiera się o blat, kiedy jesteśmy już w kuchni.

– Od dziesiątego lipca – odpowiadam i sunę palcami po jedwabistych płatkach piwonii. – Całe trzy tygodnie – dodaję, a potem biorę wazon z kwiatami w dłonie i zapraszam Tomka do salonu.

– O, to się dobrze składa. Czy to oznacza, że będziesz wtedy wolna? – pyta, gdy siadamy na kanapie.

– Wolna?

– Nie planujesz niczego, kiedy Bartka nie będzie?

– Nie. Chyba że masz na myśli zamartwianie się, czy da sobie radę i czy nie umrze na tym obozie z głodu.

– Daj spokój, ma prawie trzynaście lat, poradzi sobie. – Tomasz splata moją dłoń ze swoją.

– Pewnie masz rację, po prostu nigdy nie wyjeżdżał sam na tak długo i wiem, że będę umierać z nerwów. I chyba dlatego, kiedy zamykam oczy, widzę, jak Bartek na obozie wpieprza fast foody, popija je jackiem daniel’sem, a potem uprawia seks z jakąś przypadkową dziewczyną. I uprzedzam, zanim coś powiesz: takie myśli ma większość mam nastolatków, nawet jeśli to bardzo irracjonalne myśli. – Śmieję się i pozwalam się objąć silnym męskim ramionom.

– Tym bardziej powinnaś skorzystać z mojej propozycji. Rozluźnisz się, odpoczniesz, nie będziesz za dużo rozmyślać ani zamęczać naszego syna telefonami. – Tomek zbliża swoją twarz do mojej i z czułością patrzy mi w oczy.

– Jestem coraz bardziej zaintrygowana – mówię cicho, zahipnotyzowana jego gorącym spojrzeniem.

– No to wyobraź sobie: malownicze Mazury, żadna tam oblegana turystyczna miejscowość, tylko zaciszne siedlisko. Do tego drewniany domek nad brzegiem jeziora z pomostem na wyłączność, dookoła świerki, sosny…

– Z pomostem? Czy to jedno z tych uroczych, ukrytych między wysokimi trawami miejsc, na których zazwyczaj całują się bohaterowie tych wszystkich książkowych romansów, które czytam?

– Wiesz, co myślę na temat takiej literatury. – Tomasz wzdycha teatralnie. – Ale tak, to właśnie tego typu pomost. I mogę ci obiecać, że skradnę ci na nim niejeden pocałunek.

Mój eksmąż przyciąga mnie do siebie i zanurza nos w moich włosach. Jestem onieśmielona tą nagłą bliskością, tym bardziej po tym wczorajszym niefortunnym wieczorze.

– Zarezerwowałeś już pobyt? Ile to kosztuje? – mamroczę zawstydzona i wysuwam się z jego objęć.

– Wszystko jest za darmo i nie trzeba niczego rezerwować. To domek Adama.

Zdziwiona unoszę brwi.

– Wybierają się tam z Lidką na cały miesiąc. On ma mnóstwo niewykorzystanego urlopu, ona zajmuje się tłumaczeniami, więc zlecenia ustawiła sobie tak, by mieć wolny lipiec. Możemy wpaść do nich na dwa, może trzy tygodnie, akurat kiedy Bartek będzie na obozie. Adam mi to zaproponował.

– Sama nie wiem… Nie znamy Zalewskich aż tak dobrze, żeby…

– Ja już trochę ich znam, a właściwie Adama, bo jego żonę widziałem drugi raz w życiu. Ale Paula, czym ty się przejmujesz? Polubili cię. Z Lidką od razu znalazłaś wspólny język, przecież słyszałem wczoraj, jak plotkowałyście. – Tomek znów się do mnie przysuwa, chwyta moją dłoń i pieści jej wnętrze kciukiem.

– Ale nasza czwórka na małej przestrzeni? Przecież będzie niezręcznie. Pewnie woleliby odpocząć tylko we dwoje, bez intruzów – mówię i czuję pierwsze nieśmiałe fale podniecenia, kiedy Tomasz obsypuje pocałunkami moją szyję.

– A kto powiedział, że to mała przestrzeń? – mruczy i przygryza płatek mojego ucha.

– Użyłeś słowa „domek”, więc byłam pewna, że…

– To sto pięćdziesiąt metrów, dwie kondygnacje, do tego ogromny teren dookoła, taras, sauna. Chyba nie muszę mówić, co zamierzam z tobą w tej saunie robić. – Tomasz spogląda na mnie, uśmiecha się zawadiacko i znów przypomina tego chłopaka, który przed laty całował mnie do utraty tchu podczas rockowych koncertów.

– Czuję się prawie przekonana – szepczę i drżę z podniecenia, kiedy odgarnia mi włosy na bok, a potem kąsa moją szyję.

Od razu przypominają mi się nasze pierwsze randki, jeszcze kiedy byliśmy na studiach. Wyznałam mu wtedy, że to miejsce na moim ciele jest szczególnie wrażliwe.

– To jak? Zgadzasz się? – pyta i pocałunkami wyznacza sobie drogę do mojej szczęki.

– Przemyślę to. – Wzdycham, bo to, co ze mną robi, doprowadza mnie do szaleństwa. – I koniecznie muszę być w pogotowiu, gdyby Bartek…

– Mamy telefony, internet… Będziemy z nim w kontakcie. Sama mówiłaś, że ten obóz to jego marzenie. Pomogę ci się rozluźnić i sprawię, że nie zwariujesz z nerwów, słowo. – Usta Tomka zawisają nad moimi.

– A syn Lidki i Adama? – wypalam nagle, bo przypominam sobie uważne zielone oczy chłopaka i to dokładnie w chwili, gdy mój eksmąż zaczyna mnie całować. – Ich syna tam nie będzie, prawda? – upewniam się, gdy na moment odrywamy się od siebie.

– Nie, a dlaczego pytasz?

– Po prostu… gdyby był tam z nimi, głupio byłoby psuć rodzinną atmosferę. Jeśli Zalewscy jadą bez dzieci, to co innego – tłumaczę i nie wiedzieć czemu plącze mi się przy tym język.

– Mają jedno dziecko. Ale skąd ty w ogóle wiesz, że akurat syna?

– Lidka mi wspominała – kłamię i szybko przytulam się do Tomasza, by nie musieć patrzeć mu w oczy. Rozpinam mu koszulę i błądzę dłońmi po ciepłym męskim torsie. Zaciskam powieki i nieznacznie kręcę głową, bo nagle przypominam sobie wytatuowane ciało Daniela.

– Ich syn w październiku zaczyna ostatni rok studiów. W takim wieku nie w głowie ludziom nudne wakacje z rodzicami. Pewnie wyjedzie gdzieś z kumplami, ale dopytam Adama, tak dla pewności. – Tomek sadza mnie sobie na kolanach, a potem odnajduje moje usta i szybko je całuje.

– Okej, więc wstępnie się zgadzam. Ale jesteś pewien, że nie będziemy dla nich ciężarem? Czy to nie nadużywanie ich gościnności?

– Kochanie, mówiłem już, Adam sam zaproponował mi ten wyjazd. On i Lidka nie mają zbyt wielu znajomych. Przyjemnie będzie wieczorami popijać wino, grać w karty albo grillować. O, możemy też popływać żaglówkami albo jachtem. Dasz wiarę, że Adam kupił jacht? I podobno gdzieś w pobliżu jest kino letnie, wyobrażasz to sobie? Seans wieczorem na świeżym powietrzu, niebo usiane gwiazdami, cykanie świerszczy i my, obściskujący się w samochodzie jak za dawnych lat.

– Nie wiedziałam, że jesteś aż takim romantykiem. – Poruszam sugestywnie brwiami i pozwalam dłoniom Tomasza błądzić po moim tyłku.

– To dzięki tobie. Zmieniasz mnie na lepsze – odpowiada, a potem wpija się w moje usta.

Z wrażenia niemal tracę oddech. To nasz najbardziej namiętny pocałunek, odkąd się zeszliśmy. Język Tomasza tańczy z moim, a jego twarde i niecierpliwe wargi spijają wszystkie moje ciche westchnienia. Podniecenie rozlewa się w moim podbrzuszu niczym gorąca lawa. Nie protestuję, kiedy męska dłoń wsuwa się między moje uda. Kołyszę się na Tomaszu, wciąż siedząc na nim okrakiem, a kiedy przesuwa palcem po cienkim materiale moich majtek, jestem już mokra.

– Tęskniłem za tym – szepcze w moje usta. – Już prawie nie pamiętam, jak zajebiście smakujesz tam na dole. Najwyższa pora, żebym sobie przypomniał.

Na moment nieruchomieję. Nie robiliśmy tego od prawie czterech lat. Nie chcę się spieszyć, ale nie chodzi tylko o to. Tomek tak dawno nie widział mnie nagiej… Moje ciało się zmienia i nie wygląda już tak, jak kiedyś, więc to logiczne, że mam pewne obawy. Powtarzam sobie jednak, że głupie kompleksy nie staną mi na drodze do szczęścia. Przecież tęsknię za tym, jak Tomek kiedyś na mnie patrzył – z podziwem i ogniem w oczach. Chcę, by znów ubóstwiał moje ciało, pragnę wić się pod jego palcami z rozkoszy i zapamiętale szeptać jego imię. Pamiętam nasz seks, jeszcze z czasów, gdy było między nami dobrze i zanim do naszego łóżka wkradła się rutyna. Pragnę, by znów tak było – namiętnie i intensywnie. Chcę, by ten mężczyzna znów dawał mi przyjemność, by pieprzył mnie na stojąco pod prysznicem, gdy…

– Mamooo, wróciłem! Co na obiad?!

Męska dłoń przestaje się poruszać. Spoglądamy na siebie z Tomaszem i równocześnie parskamy śmiechem.

– Zapomniałem już, jakie nasz syn potrafi mieć wyczucie czasu – oznajmia Tomek, a potem zaczyna zapinać koszulę.

Szybko schodzę mu z kolan i pospiesznie poprawiam sukienkę.

– Ale nie martw się, podczas wyjazdu wszystko nadrobimy. Nie odpuszczę ci – dodaje, składa na moich ustach niedbały pocałunek, a potem podrywa się z kanapy i wychodzi z pokoju. – Na co masz ochotę, wielkoludzie?! Co ty na to, żebyśmy zamówili pizzę?! – wykrzykuje, kiedy jest już na korytarzu.

– Tata?! Nie wiedziałem, że dzisiaj przyjedziesz! Naprawdę zjesz z nami?! – W głosie mojego syna pobrzmiewa taka radość, że ze wzruszenia trudno mi przełknąć ślinę.

Uśmiecham się, kiedy przysłuchuję się tej rozmowie. Tak właśnie powinny wyglądać dni w tym domu. Ja, Tomasz, Bartek… Znów moglibyśmy być szczęśliwą rodziną. Po przejściach, ale szczęśliwą, taką, która nauczyła się czegoś na błędach. A wady? Kto ich nie ma? Związek to przecież sztuka kompromisów. Może i Tomek nie zachował się wczoraj właściwie, ale ja też nie jestem idealna. Wystarczy, że będę bardziej wyrozumiała i wszystko jakoś się ułoży. Wyjazd na Mazury mógłby przypieczętować to, co znów nas łączy. I byłby ostatecznym sprawdzianem, podczas którego upewnię się co do swoich uczuć.

* Judith Viorst, To, co musimy utracić, czyli miłość, złudzenia, zależności, niemożliwe do spełnienia oczekiwania, których każdy z nas musi się wyrzec, by móc wzrastać, tłum. Aleksander Gomola, Warszawa 2020, s. 340–341.

Rozdział 2

„Termin ważności kobiety upływa w okolicach trzydziestki”. „Kobieta kończy się na dwudziestu pięciu latach i pięćdziesięciu pięciu kilogramach”. „Kobieta nie powinna eksponować ciała po czterdziestym piątym roku życia”.

Ciało… Czasami mam wrażenie, że świat kręci się tylko wokół niego. Problem w tym, że choć dostrzegam okrucieństwo i absurd tej narracji, wciąż nie potrafię wypisać się z wyścigu, w którym bierze udział tak wiele kobiet. W którym każdy jest z góry skazany na porażkę, bo przecież ideału nie da się dogonić. Zawsze będzie ktoś piękniejszy. I młodszy.

Niektórzy mówią, że kobieta jest jak wino – im starsza, tym lepsza – ale czy gdybyśmy naprawdę w to wierzyły, robiłybyśmy te wszystkie absurdalne rzeczy, by zachować młodość? Co roku przygotowujemy nasze ciała na sezon bikini, choć przecież nikt przed wpuszczeniem nas na plażę nie dokonuje kontrolnego pomiaru kobiecych sylwetek. Wydajemy pieniądze na dziesiątą pomadkę, choć przecież wiemy, że jej zakup i tak nie zmieni naszego życia.

To zabawne: kiedy jesteśmy nastolatkami, walczymy z trądzikiem i brakuje nam pewności siebie, a kiedy ledwo udaje nam się poskromić niedoskonałości, biegniemy kupować kremy ujędrniające, bo przecież stuknęła nam trzydziestka. Żyjemy w kulturze braku, bo nie da się zarobić na kimś, kto czuje się wystarczający i nie ma kompleksów.

W świecie, w którym kremy przeciwzmarszczkowe reklamują nastolatki, a siwe włosy wywołują przerażenie, trudno zaakceptować upływ czasu. W świecie, w którym wmawia się kobietom, że cellulit to problem, chociaż ma go większość z nas, ciężko nie porównywać się do innych. W pewnym wieku, gdzieś w okolicach tej zdemonizowanej przez wielu czterdziestki, kobieta powoli, niemal niezauważalnie, staje się przezroczysta. Młody sąsiad mówi ci „Dzień dobry” i nie patrzy na ciebie w ten sposób. Coś się zmienia, nieodwracalnie. I chociaż wiesz, że masz do zaoferowania o wiele więcej niż tylko opakowanie, stawanie się niewidzialną boli. I przeraża.

Mężczyźni, których młodość przeminęła, mogą zaimponować młodszym kobietom pewnością siebie, sposobem bycia, pieniędzmi, znajomościami, pozycją zawodową… Kobiety? Nawet jeśli wiele osiągnęłaś i jesteś kimś, to dla świata na pierwszym miejscu zawsze będzie twoje ciało. Okrutne, ale tak to działa. Nie wierzysz? Zapytaj aktorki urodzone na początku lat osiemdziesiątych. Producenci chcą zatrudniać je tylko do ról mamusiek, wyniosłych matron, w najlepszym wypadku zwariowanych ciotek. Aktorzy? Często dopiero kiedy przekroczą czterdziestkę, dostają rolę życia. Dojrzała męskość to powód do dumy. Dojrzała kobiecość? W naszym świecie to wciąż powód do wstydu. Albo przynajmniej do usunięcia się w cień.

Dlaczego nie potrafię wypisać się z tego żenującego festiwalu hipokryzji i podwójnych standardów? Za dwa lata moje czterdzieste urodziny, a ja zamiast dojrzewać niczym coraz słodsza i bardziej soczysta czereśnia, popadam w dołek. Jak bardzo dałyśmy się ogłupić, skoro pozwoliłyśmy sobie wmówić, że każda dodatkowa świeczka na torcie to coś, co przekreśla nasze szczęście, marzenia i plany? Czy naprawdę wolałybyśmy przestać istnieć niż się zestarzeć?

– Halo, ziemia do Pauli!

Patrzę nieprzytomnym wzrokiem na krzaczaste brwi mojej przyjaciółki, które właśnie złączyły się w jedną. Anka ze swoją egzotyczną urodą wygląda jak nieco bardziej nowoczesna wersja Fridy Kahlo.

– Nie słuchasz mnie. Mówiłam przed chwilą, że ten krem anty­cellulitowy za dwie stówy, który ostatnio kupiłam, to szkoda gadać. Kasa wyrzucona w błoto.

– Zaskoczona? To tak samo jak z kremami przeciwzmarszczkowymi. Jeśli ktoś wierzy, że po zastosowaniu takiego cuda czterdziestka będzie wyglądać jak dwudziestka, to musi być naiwny – prycham.

Właśnie siedzimy z Anką w mojej kuchni i pijemy zieloną herbatę. Nie, zielona herbata również nie sprawi, że będziemy wyglądać młodziej, ale jest nieziemsko pyszna i prawie nie ma kalorii.

– Co teraz czytasz? – Moja przyjaciółka zerka na książkę, która leży na kuchennym stole, zaraz obok jej stóp z paznokciami pomalowanymi na wściekłoróżowy kolor.

– To, co musimy utracić.

– Brzmi dołująco.

– Bo takie jest. Ta książka opowiada o stratach w naszym życiu, od dzieciństwa aż do śmierci. No wiesz, o rozłące z rodzicami, kiedy jesteśmy mali, żałobie po śmierci bliskiej osoby, o emocjach, które w nas siedzą, kiedy nasze dzieci wyfruwają z gniazda, o tym, co czuje człowiek, gdy przemija młodość, i o tym, co czujesz, kiedy…

– Kiedy masz kopnąć w kalendarz?

– Autorka użyła nieco innych słów, ale…

– Jezu, Paula, masz trzydzieści osiem lat! Trzydzieści osiem! – Anka zabiera nogi ze stołu, siada na krześle po turecku i patrzy na mnie z powagą. – Jesteś w swojej szczytowej formie seksualnej i…

– A myślałam, że w schyłkowej – wchodzę jej w słowo i śmieję się ponuro. – Podobno szczyt naszych możliwości przypada na okres dwudziestego piątego roku życia, przynamniej tak to jest u mężczyzn, u kobiet pewnie podobnie – dodaję i sięgam do miski pełnej czereśni.

Anka przytargała ich tutaj ponad kilogram. Mamy niecny plan, by zjeść je wszystkie, poplotkować, a potem obejrzeć serial, popijając wino. I nawet jeśli skończymy przez to na ostrym dyżurze, żadna z nas nie będzie żałować.

– A ja czytałam, że to właśnie po trzydziestce kobiety mają największe libido. Zresztą, Paula, tak szczerze, czy kiedy byłaś dwudziestolatką, miałaś takie zajebiste orgazmy jak teraz? – Moja przyjaciółka patrzy na mnie wymownie, a jej język obraca w ustach czereśnię w szaleńczym tempie.

– Moja droga, aktualnie nie miewam żadnych orgazmów, więc ciężko mi to porównać. – Wzdycham i spoglądam w okno.

– No to czas to zmienić, do diabła! – Anka uderza dłonią w stół tak mocno, że miska z czereśniami podskakuje. – Przecież właśnie w okolicach czterdziestki kobieta zna swoje ciało i potrzeby najlepiej. To wtedy czerpie największą radość z seksu, tak mówią badania. Nie jest już dwudziestoletnim podlotkiem pełnym kompleksów, który robi wszystko, żeby zadowolić faceta. Dojrzała kobieta umie brać, bo zna swoją wartość i wie, czego chce.

– Wypluj słowo „dojrzała”. Kiedy ktoś tak mówi, mam przed oczami moją nauczycielkę fizyki. Kobietę z trwałą na głowie, w kraciastej spódnicy.

– Teraz mamy inne czasy. Swoją drogą to nie fair, że kiedy miałam dwadzieścia lat, mogłam opychać się pizzą i chipsami i nie miałam cellulitu. W dodatku ważyłam jakieś piętnaście kilogramów mniej niż teraz. To jeden z niewielu przywilejów młodości, którego naprawdę mi brakuje.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Epilog

Dwa lata później

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Rozdział 1

Rozdział 2

Epilog

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Spis treści

Epigraf

Prawa autorskie