Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny - Jakub Gałęziowski - ebook

Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny ebook

Gałęziowski Jakub

3,7

Opis

Dzieci urodzone z powodu wojny, wojenna i przedwojenna przemoc seksualna, tuż powojenne aborcje i samodzielne macierzyństwo to główne tematy Jakuba Gałęziowskiego. Tematy, które wciąż pozostają białymi plamami w polskiej historiografii, a i szerzej -  w narracji o drugiej wojnie światowej.

Dzieci urodzone z powodu wojny (children born of war), czy jak same o sobie mówią „dzieci wojny” to  dzieci urodzone ze związków żołnierzy obcych formacji i miejscowych kobiet, związków zarówno dobrowolnych jak i powstałych na skutek gwałtu. Przez lata ich tożsamość, pochodzenie było ukrywane przez same matki, rodziny zastępcze, ale i polski system. Jakub Gałęziowski sięga do archiwów, historycznych relacji, ale i rozmawia z samymi „dziećmi”, by odtworzyć doświadczenie, biografie polskich CBOW i ich miejsce w społeczeństwie. Po roku 1989 roku kolejne przemilczane tematy i grupy społeczne wychodzą z cienia. Może nadeszła kolej CBOW oraz ich rodzin.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 767

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (14 ocen)
3
6
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FannyBrawne

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, dająca do myślenia i poruszająca pozycja, obiektywna, pokazująca różne podejścia do tematu i zagadnień takich jak aborcja, sterylizacja czy stanowisko Kościoła.
20
al3ksandra_00

Dobrze spędzony czas

zaczęłam rozmyślać o ludziach z okolicy
00
limeryk

Nie oderwiesz się od lektury

Książka z doktoratu. Czyli niezbyt czytalna. Ale mniejsza, bo bardzo interesująca i bardzo ważna. Wstrząsająca wręcz.
00
AStrach

Całkiem niezła

Daje do myślenia, wielowątkowe skutki wojny.
00
MagdaLewczuk

Nie polecam

Nie da się słuchać tego automatu
01

Popularność




Jakub Gałęziowski, Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny

 

Warszawa 2022

 

Copyright © Jakub Gałęziowski, 2022

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2022

 

Wydanie I

 

ISBN 978-83-67075-35-0

 

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Seria Historyczna [45]

Warszawa 2022

Wprowadzenie

19 czerwca 2018 roku doszło do bezprecedensowego wydarzenia: w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku przemawiał mężczyzna poczęty w wojennym gwałcie, Alen Muhić. Podczas obchodów Trzeciego Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy Seksualnej w Konfliktach Zbrojnych1 powiedział:

Stoję dzisiaj w tym miejscu szczęśliwy, że mogę swobodnie i z dumą mówić o sobie i moich najbliższych bez wstydu i zażenowania. Rzeczywistość jest jednak taka, że dzieci urodzone w wyniku gwałtu są postrzegane w lokalnych społecznościach jako „żywe przypomnienie” przemocy, której nie udało się zapobiec. Dla młodych ludzi, którzy potem próbują znaleźć swoje miejsce w tych wspólnotach i zrozumieć otaczające ich dziedzictwo bólu, ciężar niesiony od najmłodszych lat jest nie do zniesienia […]. Nie chcę być obciążany grzechami tych, którzy sprowadzili mnie na świat. Rozumiejąc brzemię stygmatyzacji ofiar gwałtów, apeluję o uznanie go i podjęcie działań zmierzających do zmniejszenia tego ciężaru. Tylko wtedy odnajdziemy spokój i pociechę, których tak bardzo pragniemy2.

Miesiąc wcześniej w Sarajewie odbyło się sympozjum na temat międzypokoleniowego wymiaru przemocy seksualnej. W jego trakcie bliżej poznałem historię Muhicia3. Opowiedział wówczas szczegółowo o swoich losach: o tym, jak matka porzuciła go tuż po narodzinach i adoptował go pracownik szpitala, w którym dziecko przyszło na świat. O swoim pochodzeniu dowiedział się na podwórku, kiedy koledzy nazwali go bastardem czetnika, co zapoczątkowało jego wieloletnią podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości4.

W przemówieniu na forum ONZ Muhić podkreślił, że to, kim jest, zawdzięcza swoim adopcyjnym rodzicom. Przygarnęli go i dali mu oparcie, gdy tego najbardziej potrzebował. Ich bezinteresowna miłość budziła w nim siłę do walki nie tylko w swojej sprawie, ale też w imieniu tysięcy innych takich jak on. W 2015 roku wraz z Ajną Jusić, przy wsparciu Amry Delić, zainicjował powstanie nieformalnego zrzeszenia osób, które urodziły się w podobnych okolicznościach i do dzisiaj walczą o podstawowe prawa we własnym kraju, przełamując wstyd i społeczne tabu. Do stowarzyszenia Zaboravljena djeca rata (Zapomniane dzieci wojny) należy obecnie kilkudziesięciu młodych ludzi. Zostało zarejestrowane dopiero w listopadzie 2018 roku, lecz jego członkowie już od sympozjum w Sarajewie wykazywali się zwiększoną aktywnością na forum zarówno krajowym, jak i międzynarodowym5.

Ajna Jusić na majowe spotkanie przyszła z matką, Sabiną Basić. Dla pani Basić był to swoisty coming out: po raz pierwszy publicznie dała świadectwo gwałtowi6. Na czas jej wystąpienia poproszono o wyłączenie kamer i dyktafonów. Basić opowiedziała o doznanej krzywdzie i bolesnym kontekście narodzin córki, a szczególnie o uczuciach, które towarzyszyły temu wydarzeniu: o złości, bezsilności i wstydzie. Także ona, podobnie jak matka Alena Muhicia, planowała wyjść ze szpitala bez dziecka, ale gdy pielęgniarki poprosiły o nakarmienie córki, zgodziła się to zrobić, choć niechętnie. Gdy spojrzała na dziecko, nie potrafiła już z nim się rozstać, mimo że potem wiele czasu upłynęło, zanim w pełni je zaakceptowała.

Kiedy słuchałem tego świadectwa, przypomniały mi się słowa napisane przez wnuczkę innej ofiary gwałtu, dokonanego przeszło siedemdziesiąt pięć lat temu w Polsce. Pelagię, mieszkankę niewielkiej miejscowości na Pomorzu Gdańskim, wiosną 1945 roku pojmali radzieccy żołnierze i przez trzy dni przetrzymywali w kwaterze miejscowego dowódcy; wielokrotnie gwałcił on kobietę. W grudniu urodziła córkę i również dała się ująć niewinności niemowlęcia. Podobnie jak Sabina miłości do córki musiała się dopiero nauczyć. „Ja ją naprawdę pokochałam – wspominała – może nie tak od razu, bo przez jakiś czas wracały wspomnienia z tamtych trzech okropnych dni, ale ona była też częścią mnie. Starałam się widzieć w niej to, co dobre. Przecież w takim dziecku nie może być nic złego”7. Dla obu kobiet ich jedynaczki stały się motorem do życia, a z czasem także wsparciem i powodem do dumy.

Mimo że te sytuacje dzieliło prawie pięćdziesiąt lat, obie kobiety miały podobne doświadczenia, choć gwałcicielami mogły kierować inne motywacje. Zdaniem Sabine Lee przemoc seksualną stosowano jako jedną ze strategii wojennych w Bośni i Hercegowinie; za gwałtami dokonywanymi podczas II wojny światowej stały inne mechanizmy niż na Bałkanach8. Odmienne były też warunki polityczne, społeczne i kulturowe, w których obu kobietom przyszło się zmagać z konsekwencjami gwałtów, w tym niechcianą ciążą. Na początku lat 90. XX wieku Sabina Basić mogła liczyć na pomoc międzynarodowych organizacji humanitarnych aktywnych wówczas w Bośni, między innymi na kompleksowe wsparcie licznych instytucji działających szczególnie na rzecz kobiet. Konflikt ten, a także niemal równolegle tocząca się wojna w Rwandzie, gdzie dochodziło do masowych gwałtów, przyczynił się do nagłośnienia tematu wojennej przemocy seksualnej. Pelagia musiała radzić sobie sama aż do końca, do momentu, w którym tuż przed śmiercią wyjawiła swoją historię wnuczce. „Spakowałam to do paczki, której starałam się już nie otwierać, i postanowiłam żyć”9 – wyjaśniła milczenie. Tyle że całe jej późniejsze życie było naznaczone wydarzeniami z 1945 roku. Po niespełna czterech latach od narodzin dziecka Pelagia opuściła rodzinną wieś i wyjechała z córką na Mazury, do poznanego wcześniej partnera. Stosował wobec niej przemoc, więc po kilku latach uciekła z dzieckiem na południe Polski. Nigdy nie zdradziła córce jej prawdziwego pochodzenia. O gwałcie opowiedziała dopiero wnuczce, ta zaś już po śmierci babci podzieliła się z matką tajemnicą i opisała całą historię.

Ajna Jusić jeszcze jako nastolatka poznała okoliczności swojego poczęcia. Przypadkiem natknęła się na zapiski z terapii matki. Ostatecznie Basić musiała wyznać córce prawdę. Jusić twierdzi, że był to najtrudniejszy okres w jej życiu. Z kolei A.O. w rozmowie ze mną przyznała, że ostatecznie niewiedza zaoszczędziła jej nerwów w i tak niełatwym życiu; ostatecznie cieszy się więc, że wcześniejsze lata upłynęły jej w nieświadomości10. Większość osób urodzonych w wyniku gwałtów, o ile o tym się dowiedziały, ma jednak żal do matek o milczenie. Potwierdzają to zarówno wypowiedzi tych osób, jak i badania naukowe11.

Bez imion ofiar wojennych gwałtów trudno byłoby stwierdzić, kiedy i gdzie wydarzyły się przytoczone historie. Mają uniwersalny charakter i składają się na jeden ze wzorów kobiecego doświadczenia wojny. Podobne przeżycia były udziałem milionów kobiet. Także w kolejach życia ich dzieci widać wiele podobieństw, bez względu na szerokość geograficzną i rok poczęcia. Wzorzec ten pozwolił na wyodrębnienie tych osób spośród ludzi, którzy w dzieciństwie doświadczyli okrucieństw wojny. Po zakreśleniu pola badawczego naukowcy reprezentujący różne dyscypliny nie tylko opisali zjawisko, ale i stworzyli ramy dla zorganizowania indywidualnej i systemowej pomocy pokrzywdzonym. Badania prowadzone przez ekspertów umożliwiają zaś podejmowanie bieżących działań o charakterze prawnym, medycznym, psychologicznym, podnoszenie świadomości w lokalnych społecznościach i na poziomie międzynarodowym. Pośrednio mogą wpływać na rządy i rozmaite gremia, by dążyły do całkowitej eliminacji przemocy seksualnej z działań wojennych oraz przyznawały kompleksowe wsparcie (nie wyłączając rekompensat finansowych) ofiarom gwałtów i dzieciom urodzonym w ich wyniku12. W krajach, które były terenem działań wojennych w przeszłości i których społeczeństwa doświadczyły złożonych i wielowymiarowych konsekwencji wojny, ważne jest pełne zrozumienie doznanej krzywdy, a także wywołanej przez nią traumy, przenoszonej – jak potwierdzają badania z zakresu psychologii – na kolejne pokolenia.

W Polsce tematów związanych z (po)wojennymi gwałtami, przerywaniem niechcianych ciąż powstałych w ich wyniku oraz dziećmi urodzonymi w tych okolicznościach nigdy nie poruszano publicznie, mimo masowego charakteru zdarzeń. Ofiary przemocy seksualnej nie otrzymywały wsparcia, poza ograniczoną pomocą medyczną. Co gorsza, często były stygmatyzowane i odrzucane przez swoje rodziny i lokalne społeczności. Obecnie żyje może jeszcze garstka kobiet, które we wczesnej młodości padły ofiarą wojennych gwałtów13. Znacznie liczniejsze jest ich potomstwo, dzisiaj w wieku przeszło siedemdziesięciu lat. Wielu z tych ludzi nie wie nic o swoich korzeniach i nawet nie podejrzewa, jaka historia wiąże się z ich poczęciem. Inni mogli coś usłyszeć jeszcze w dzieciństwie, na podwórku, jak Alen Muhić, i wzrastali z tą wiedzą, rzadko drążąc bolesny dla nich temat. W miejscowościach dotkniętych plagą wojennych gwałtów ich świadomość, choć powszechna, była tabu. Niektórym o biologicznych ojcach matki powiedziały na przysłowiowym łożu śmierci, czasem tajemnicę wyjawili członkowie rodziny, a czasem prawdę ujawniały dokumenty. Wszystkie te osoby musiały zmierzyć się ze zmową milczenia w pierwszej kolejności we własnych rodzinach14. Inna sprawa, że zainteresowani rzadko z własnej inicjatywy zaczynają drążyć trudny temat; blokują ich wstyd i strach przed (ponowną) stygmatyzacją15. Zarówno z F.K., jak i z A.O. było mi dane porozmawiać dzięki ich córkom16. Dzisiaj to zwłaszcza dzieci osób urodzonych w wyniku wojennych i powojennych gwałtów zastanawiają się nad lukami w rodzinnych opowieściach i chcą zrozumieć nietypowe zachowania, których były świadkami w swoich domach: niedopowiedzenia dotyczące historii rodziny, problemy zdrowotne, nieuporządkowane relacje z krewnymi.

Z podobnymi dylematami borykają się osoby, których ojcami byli niemieccy okupanci, a także ich potomkowie. Dzieje się tak, mimo że poczęcie nie zawsze było związane bezpośrednio z przemocą, zdarzały się i relacje dobrowolne, oparte na uczuciach, choć nie można wykluczyć różnych form przymusu stosowanych wobec kobiet przez stacjonujących w Polsce niemieckich żołnierzy, funkcjonariuszy i urzędników.

O osobach urodzonych w każdej ze wspomnianych okoliczności mówi się, że urodziły się „z powodu” wojny – po angielsku of war, stąd stosowane w dyskursie publicznym określenie children born of war (CBOW), w moim tłumaczeniu „dzieci urodzone z powodu wojny”17. Do tej kategorii zaliczam osoby, których jedno z rodziców, zazwyczaj matka, należało do podbitej (okupowanej) społeczności lokalnej, a drugie było najeźdźcą, okupantem, po prostu wrogiem. Określenia tego używam wymiennie ze skrótem CBOW, doprecyzowując je ze względu na narodowość danej zbiorowości, zwykle pokrywającą się z narodowością matki.

Prawidłowość dotycząca niedopowiedzeń w odniesieniu do osób urodzonych z powodu wojny, ale w różnych okolicznościach i bez względu na kontekst poczęcia, doprowadziła mnie do zastosowania dla polskich CBOW (w różnym stopniu dotyczy to CBOW w innych krajach) idiomu elephant in the room (słoń w salonie), użytego przez Eviatara Zerubavela jako pojęcie analityczne w jego pracy na temat wpływu tabu na procesy zachodzące w sferach prywatno-rodzinnej, społecznej oraz publicznej w kontekście ocalonych z Holokaustu18. Autor przywołał liczne przykłady przemilczeń i wyparcia trudnych tematów, by zwrócić uwagę, że takie praktyki szczególnie często dotyczą seksualności, a przede wszystkim kwestii związanych z nieślubnymi ciążami, ciążami nastolatek czy „niewiernością”19. Zdaniem amerykańskiego socjologa podleganie zmowie milczenia z różnych przyczyn (w przypadku CBOW powodem jest pochodzenie) nie tylko kształtuje życie osobiste i wpływa na relacje w rodzinie oraz społeczeństwie, ale także wiąże się z procesem przemilczania tego zjawiska w sferze publicznej, nie wyłączając nauki. Efektem akademickiej zmowy milczenia są tematy nieopracowane dotychczas naukowo, gdyż „znacznie łatwiej jest studiować coś, o czym ludzie mówią, niż to, o czym nie mówią”20. Przyczyn występowania luk można szukać na wielu poziomach, ale jedną z nich jest społeczne tabu i strach przed jego złamaniem.

 

W Polsce na proces tabuizacji wpływają dodatkowe czynniki związane ze specyfiką lokalnych uwarunkowań. Wraz z rozwojem procesu badawczego spostrzegłem, że koncept słonia w salonie można zastosować do każdej zidentyfikowanej grupy CBOW. Nieoczekiwanie pojawiał się niczym refren w piosence, łącząc poszczególne wątki opowieści w spójną całość21. Studiowanie tego zjawiska w Polsce kierowało mnie ponadto ku tematom często pomijanym w dyskursie publicznym ze względu na ich kontrowersyjny czy delikatny charakter, a funkcjonującym niezależnie od kontekstu historycznego, jak pozamałżeńskie stosunki seksualne, gwałty, nieślubne ciąże, aborcje. W odniesieniu do II wojny światowej nabierały dodatkowego ciężaru, gdyż poprzez wprowadzanie wątków dotychczas nieobecnych albo pojawiających się marginalnie (między innymi kontakty intymne z wrogiem, wojenna przemoc seksualna) ingerowały w obowiązującą w Polsce narrację o narodowej traumie.

Złamanie zmowy milczenia polega na uczynieniu „obecności słonia” częścią dyskursu publicznego22. Proces ten, choć pozornie może szkodzić publicznemu wizerunkowi jednostki czy społeczności, ostatecznie prowadzi do uzdrowienia relacji na różnych poziomach egzystencji23. Jestem przekonany, że poznanie tego wycinka polskiej historii wypełni lukę w historiografii i pozwoli lepiej zrozumieć, kim jesteśmy jako społeczeństwo; jego częścią są przecież osoby urodzone w wyniku radzieckich gwałtów albo poczęte na skutek kontaktów seksualnych z niemieckim okupantem. Należy pamiętać, że te sytuacje były związane z piętnem hańby; dotykało przede wszystkim kobiet, a pośrednio ich dzieci24. Kontekst ten rzutował i nadal rzutuje na interpretację całego zjawiska w Polsce, a także ma wpływ na postrzeganie siebie przez zainteresowanych. Z tych powodów polscy CBOW raczej nie nazwaliby siebie ofiarami wojny ani za takie nie zostaliby uznani, co wnioskuję z rozmów z nimi i ich rodzinami25.

Mimo że w literaturze naukowej rzadko używa się wprost tego określenia, a jeśli już, to najczęściej w odniesieniu do dzieci urodzonych w wyniku gwałtu (tak uczyniła R. Charli Carpenter26), wydźwięk wielu tekstów jednoznacznie wskazuje, że część badaczy i aktywistów kwalifikuje CBOW w ten sposób en bloc. Użyte przez Priyanthi Silvę niemieckie określenie Sekundäropfer (wtórne ofiary)27 w odniesieniu do bośniackich dzieci poczętych w okolicznościach masowych gwałtów, zostało rozszerzone przez Sabine Lee na całą grupę CBOW28. Takie podejście korespondowało z przekonaniem części badaczy, szczególnie tych zajmujących się losami dzieci urodzonych z powodu II wojny światowej, o występowaniu licznych podobieństw w przebiegu życia CBOW poczętych w całkowicie odmiennych okolicznościach29. Stanowisko to legło u podstaw konsolidacji pola badawczego dotyczącego CBOW, czego przejawem miało być uznanie określenia children born of war za obowiązujące dla wszystkich CBOW bez względu na sposób, czas i miejsce ich poczęcia. Miano to – neutralne i niestygmatyzujące – miało odróżniać tę kategorię osób od pozostałych dziecięcych ofiar wojny czy po prostu dzieci, których życie przypadło na czas trwania konfliktów zbrojnych lub okupacji30. Każdy inny wcześniej stosowany termin wskazywał bądź to na narodowość ojca (przez co podkreślał bycie „dzieckiem wroga”), bądź na okoliczności poczęcia (na przykład gwałt, prostytucja)31. Ponadto w różnych krajach funkcjonowały wyrażenia o charakterze obraźliwym i pogardliwym, mające na celu poniżenie osoby, która urodziła się w okolicznościach innych niż powszechnie akceptowane32.

Kolejnym krokiem była konceptualizacja CBOW jako odrębnej kategorii ofiar wojny, przy jednoczesnym akcentowaniu ich wyjątkowości. Przejawiało się to w próbach teoretyzowania przebiegu życia tych osób. Ostatecznie namysł nad sytuacją dzieci urodzonych w wyniku przemocy seksualnej rozwijał się osobno i w związku z charakterem bieżących konfliktów zbrojnych wysuwał tę grupę na pierwszy plan, pośrednio jednak wskazywał na konieczność odrębnego traktowania dzieci urodzonych w skrajnie różnych sytuacjach (choć według wzoru: cudzoziemski żołnierz/okupant – przedstawicielka okupowanej, cywilnej ludności). Moim zdaniem doświadczenia dzieci urodzonych w wyniku wojennych gwałtów oraz dzieci urodzonych z kontaktów seksualnych o innym charakterze są nieporównywalne i dlatego analizuję je osobno, nie szukając analogii. Do analizy włączam także przypadki, które w moim przekonaniu wpisują się w przyjętą przeze mnie definicję CBOW. Obok okupantów (i wyzwolicieli)33 w grupie badawczej znaleźli się między innymi córka niemieckiego więźnia funkcyjnego (kryminalnego) z Auschwitz, córka radzieckiego jeńca wojennego oraz syn amerykańskiego żołnierza. Żadna z tych osób nie pojawiłaby się na świecie, gdyby nie wojna i okupacja.

Losy innych grup dzieci doświadczonych wojną (war-affected children) warto byłoby zestawić z losami CBOW i wskazać podobieństwa34. Mam na myśli różne grupy małoletnich naznaczone wydarzeniami II wojny światowej, między innymi żydowskie dzieci ocalone z Holokaustu, dzieci oprawców (na przykład wpływowych nazistów) czy dzieci z krajów okupowanych poddawane germanizacji, ale i te żyjące poza kontekstem wojny i pokoju: dzieci nieślubne, sieroty i półsieroty, zarówno podopieczni placówek wychowawczych, jak i dzieci adoptowane czy te dorastające we własnych (niepełnych) rodzinach. Z analizy biografii CBOW wynika, że wiele przeżyć dzielili z członkami tych grup, co ani nie świadczy o niczyjej wyjątkowości, ani nie umniejsza niczyjego cierpienia.

Jedno ze wspólnych doświadczeń – konieczność zmierzenia się ze zmową milczenia, a po jej przełamaniu oswojenie się z trudną prawdą o własnym pochodzeniu – sprawia, że wśród centralnych punktów organizujących życie tych wszystkich osób figuruje tajemnica. Wraz z jej odkryciem pojawia się pierwotna potrzeba dowiedzenia się, kim byli biologiczni rodzice, bez względu na koszty społeczne i osobiste. Zaproponowana przeze mnie rama interpretacyjna umożliwia wyjście z dyskursu wiktymizującego CBOW jako vulnerable population (grupę ranliwą) i spojrzenie na nich raczej z perspektywy ich vulnerabilities(ranliwości), w odniesieniu do kontekstu i okoliczności, w których żyją. Sprzyja temu zastosowanie metafory layers of vulnerability (warstw ranliwości)35; pozwala ono na „odwyjątkowienie” tej konkretnej zbiorowości.

W taki właśnie kompleksowy sposób starałem się przyglądać polskim dzieciom urodzonym z powodu wojny. Miałem na uwadze przede wszystkim kontekst, w którym ich matki żyły w czasie II wojny światowej, a także specyficzną sytuację, w jakiej znalazła się Polska po zakończeniu tego konfliktu. Obie tutejsze rzeczywistości, wojenna i powojenna, zdecydowanie różniły się od realiów panujących w Europie Zachodniej. Miałem więc podstawę, by twierdzić, że i losy polskich CBOW były inne. Jeśli w dotychczasowych badaniach na ten temat w ogóle wspominano o Europie Wschodniej, to w znaczeniu bardziej ogólnym – „okupowanych przez Niemców terenów wschodnich”, a szczególnie ZSRR36. W moim przekonaniu taka generalizacja może prowadzić do mylnych wniosków, zwłaszcza że region Europy Środkowo-Wschodniej umykał uwadze naukowców zajmujących się CBOW jako peryferyjny. W tym miejscu można zadać pytanie, co w sytuacji wojny wywołanej przez nazistowskie Niemcy można uznać za peryferie, a co za centrum. Wnikliwe spojrzenie na kontekst międzynarodowy pozwala mi osadzić rozważania w konkretnych ramach, a poszczególne kwestie odnosić do tego, co zostało już rozpoznane i opowiedziane.

Zaproponowane przeze mnie ujęcie wpisane jest w kontekst historii Polski, kraju przez część wojny podzielonego między dwóch okupantów, a potem znajdującego się za żelazną kurtyną. Konsekwencje wynikające z takiego położenia geopolitycznego miały wpływ na losy CBOW i ich matek. Podczas badań towarzyszyło mi wiele pytań, niejednokrotnie podstawowych. W czasie wojny zdarzało się, że Polki żyły w związkach z Niemcami, bywały też przez nich wykorzystywane seksualnie. Podobnie nie budzą wątpliwości gwałty żołnierzy radzieckich na Polkach. W tych okolicznościach poczęto wiele dzieci, których ojcami byli żołnierze niemieccy albo radzieccy, nie wiemy jednak nic więcej. Ile kobiet zdecydowało się na aborcję, a ile urodziło? Co się działo z dziećmi po porodzie? Jak potoczyły się ich dalsze losy? Jak wyglądało ich dzieciństwo? Czy wychowywały je matki? Czy rodziny matek oraz lokalne społeczności akceptowały takie potomstwo? Jeśli nie, to na jakich zasadach dzieci te funkcjonowały w ośrodkach opieki społecznej? Czy były przysposabiane albo adoptowane? Czy kwestia pochodzenia miała wpływ na ich życie, a jeśli tak, to jaki? Wreszcie, kim są dzisiaj i kim się czują?

Zastanawiałem się także, jak komunistyczne państwo traktowało takie dzieci oraz ich matki, jaka była polityka władz względem tych różnych grup. Czy da się dostrzec różnice w podejściu do dzieci okupantów niemieckich i radzieckich? Jaki wpływ na ich postrzeganie miały uwarunkowania polityczne, czyli pozostawanie w obrębie wpływów ZSRR? Byłem również ciekaw, jaki stosunek do tych dzieci miał Kościół katolicki w osobach jego przedstawicieli zarówno spośród wyższej hierarchii, jak i szeregowych księży. Jakie miejsce CBOW zajmowały w społeczeństwie, w przeważającej większości wciąż chłopskim i przywiązanym do katolickich, tradycyjnych wartości? Czy figura dziecka urodzonego we wspomnianych okolicznościach w ogóle pojawiła się w dyskursie społecznym, w mediach, kulturze, sztuce? Jeśli tak, to kiedy i w jakim kontekście, a jeśli nie, to dlaczego?

Pytania te zaprowadziły mnie do archiwów. Niestety, kwerendy, zamiast dawać satysfakcję z odkrycia, „jak było naprawdę”, zwykle skutkowały kolejnymi pytaniami. Dlatego czytelnik nie znajdzie zadowalających odpowiedzi na część z poruszonych wyżej kwestii. Jednocześnie jako historyk rozmawiający37 nie wyobrażałem sobie przeprowadzenia tego studium bez uwzględnienia perspektywy ludzi, których ono dotyczy, w postaci wywiadów z nimi, w sumie kilkunastu.

Moim celem nie było ustalenie, ile urodziło się dzieci Niemców, a ile dzieci czerwonoarmistów, ani ile Polek zostało zgwałconych przez tych ostatnich. Sądzę, że na podstawie dostępnych materiałów nie jest możliwe dokonanie takich obliczeń38. Jednocześnie uważam, że cząstkowe liczby znalezione w lokalnych archiwach, choć odnoszą się jedynie do danego terenu, zarysowują skalę zjawiska. Dotyczy to szczególnie radzieckich gwałtów, przerywania ciąż będących ich rezultatem oraz dzieci urodzonych, które zostały poczęte w wyniku gwałtu. Podzielam przy tym opinię Andrei Pető: dystansuje się ona od kwantyfikowania przemocy seksualnej, widząc w tej praktyce zagrożenie „wojną liczb” lub „wojną o liczby”39, zwłaszcza przy intencjonalnym modelu interpretacji przemocy seksualnej40. Węgierska historyczka twierdzi, że liczenie ofiar gwałtów budzi wątpliwości metodologiczne (jak bowiem liczyć gwałty zbiorowe lub to, że ktoś został zgwałcony wielokrotnie?), ale przede wszystkim stawia przed badaczem wyzwanie o charakterze etycznym41. Tę samą argumentację można odnieść do ustalania liczby aborcji czy dzieci urodzonych w wyniku gwałtu. Co do tych ostatnich Pető zaleca szczególną ostrożność: prace powinny być prowadzone z szacunkiem dla badanych osób i ich potrzeb42.

Wieloletni proces badawczy wiązał się z odkryciem nieznanych wcześniej wymiarów badanego tematu, co poskutkowało objęciem analizą zagadnień, których pierwotnie nie brałem pod uwagę. Pojawiły się wraz z opowieściami moich rozmówców o sobie i rodzinach. Tak wyłoniły się między innymi tematy dotyczące losów dzieci urodzonych przez polskie robotnice przymusowe w Niemczech oraz powojenne uchodźczynie na terenie alianckich stref okupacyjnych (displaced persons, DP – dipiski43), jak również dzieci, których ojcami byli jeńcy wojenni. Także zagadnienie obejmujące doświadczenia drugiego pokolenia wypłynęło w trakcie rozmów z CBOW i ich rodzinami. Konsekwencją włączenia tych wątków do badań była pogłębiona refleksja nad definicją CBOW oraz konieczność poszerzenia jej o nowe grupy dzieci. Na ostateczny kształt tej definicji niewątpliwie wpłynęła nieadekwatność pojęć i kategoryzacji dotychczas stosowanych w polu badawczym w odniesieniu do sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej oraz ich swoista ekskluzywność. Zaproponowana przeze mnie definicja jest otwarta na nowe tematy i nie wyklucza potencjalnych CBOW.

Wyróżniłem cztery grupy polskich CBOW. Analizuję je na podstawie dostępnych na ich temat materiałów, o niejednorodnym charakterze. W trzech przypadkach podstawą typologii były pochodzenie lub status ojców (dzieci niemieckich okupantów, dzieci żołnierzy Armii Czerwonej, dzieci jeńców wojennych). Odmiennie potraktowałem w tym zestawieniu dzieci robotnic przymusowych, więźniarek i dipisek – wyakcentowałem postać matki, zrezygnowałem zaś z wyraźnego różnicowania potencjalnych ojców. Do połowy 1945 roku w większości przypadków byli to Niemcy (rzadziej Austriacy), a po zakończeniu wojny przede wszystkim żołnierze alianccy, w tym czerwonoarmiści. Sporą liczbę dzieci z tej grupy łączy jedynie to, że miały polskie matki pracujące jako niewolnice w Trzeciej Rzeszy, cudzoziemskich ojców i najczęściej zostały opuszczone44, po czym znalazły się w grupie „zrabowanych dzieci”, przymusowo sprowadzonych do Polski w latach 1946–1951.

Kolejne zagadnienia wyłoniły się z kwerend archiwalnych. W znacznym stopniu były związane z wojenną i powojenną przemocą seksualną wobec Polek. Za Andreą Pető uważam, że gwałty te należy uznać za zbrodnie wojenne, mimo że wiele z nich dokonano w drugiej połowie 1945 roku czy nawet w 1946 roku, czyli już po wojnie45. Polki doświadczały napaści seksualnych ze strony czerwonoarmistów przede wszystkim dopiero podczas niespiesznych powrotów wojsk radzieckich do ZSRR i ich stacjonowania na terenach przypisanych Polsce. Zjawisko to było objęte „paktem milczenia”, przez lata polscy historycy nim się nie zajmowali, a i obecnie rzadko podejmują taki temat badań46. A przecież trudno mówić o losach CBOW w Polsce bez odniesienia się do losów ich matek. Włączyłem to zagadnienie do analizy z intencją wprowadzenia go do debaty publicznej; przyświecała mi nadzieja, że traumatyczne doświadczenia kobiet staną się częścią zbiorowej pamięci Polek i Polaków i znajdą miejsce w „wielkiej opowieści”47 o II wojnie światowej w Polsce, co postulowała już na początku XXI wieku Inga Iwasiów48. Próby takie kilkukrotnie podejmowali nie tylko badacze, ale i artyści49, lecz nie wywołały większych dyskusji w społeczeństwie. Tym samym wciąż nie jesteśmy w pełni świadomi wpływu konsekwencji wojennych przeżyć na naszą obecną kondycję, a były one na wielu poziomach znaczące. Barbara Klich-Kluczewska i Piotr Perkowski zauważają, że „trauma 1945 roku” w Polsce przyczyniła się między innymi do tabuizacji przemocy seksualnej w ogóle50.

Skutkiem wojennych i tużpowojennych gwałtów były ciąże. Te donoszone niejednokrotnie przyczyniały się do wzrostu liczby matek wychowujących dzieci samodzielnie. Samotne macierzyństwo samo w sobie urosło do rangi największych problemów społecznych w powojennej Polsce i jest ważnym kontekstem dla przedstawionych w książce rozważań51. Odnajdziemy w nim przestrzeń dla (ukrytego) życia matek wychowujących CBOW. Zjawisko to analizuję na przykładzie jednego z bardziej wówczas znanych i obleganych ośrodków zajmujących się opieką i wsparciem dla samotnych matek – Domu Matki i Dziecka w Słupsku.

Zagadnienie aborcji52, choć zasadniczo wykracza poza tematykę poruszaną w obrębie pola badawczego CBOW (ale mieści się w agendzie działań humanitarnych), uważam za istotną część zjawiska CBOW w Polsce. Odnalezione źródła pozwoliły mi szczegółowo zająć się tą kwestią, badania przeprowadzone w Niemczech i na Węgrzech umożliwiły zaś umieszczenie przypadku Polski w szerszym kontekście53. Tekst ten jest też swoistym domknięciem tematu wojennej przemocy seksualnej, od którego rozpoczynam analizę całego zjawiska CBOW. O swojej drodze badawczej piszę w nocie metodologicznej zamieszczonej na końcu książki.

Z racji wielowątkowości niniejszego opracowania nie przedstawiam stanu badań w sposób tradycyjny na początku książki, lecz odnoszę się do literatury przedmiotu w poszczególnych rozdziałach, by ułatwić czytelnikowi poruszanie się między omawianymi w niej wątkami i ich kontekstem. W tym miejscu ograniczę się do ogólnej konstatacji, że poza ustaleniami Maren Röger fenomen polskich CBOW jako całość pozostaje niezbadany.

Niektóre aspekty badań miałem okazję prezentować na kilkunastu konferencjach, sympozjach i seminariach naukowych w Polsce, Niemczech oraz innych krajach. Na podstawie zgromadzonych źródeł i doświadczeń nabytych w trakcie projektu napisałem kilka artykułów i rozdziałów w opracowaniach zbiorowych, które bądź to zostały już opublikowane, bądź czekają na druk54.

***

Tuż przed ukończeniem tej książki opisywane przeze mnie zjawiska wróciły do naszej części Europy. Obserwujemy je w najstraszniejszej formie sprzed ponad siedemdziesięciu pięciu lat. Bestialskie zachowania rosyjskiej armii w Ukrainie przywołują pamięć o zbrodniach Armii Czerwonej na terenach „wyzwalanych” spod niemieckiej okupacji. Doniesienia o wojennej przemocy seksualnej wobec Ukrainek (i dzieci!) są dziś codziennością, ale gwałty nie zaczęły się po 24 lutego 2022 roku. Wojna w Ukrainie trwa już od ośmiu lat i szczególnie we wschodniej części kraju udokumentowano przypadki zgwałceń dokonywanych przez prorosyjskich separatystów i rosyjskich żołnierzy. Zajmuje się tym miejscowy oddział międzynarodowej organizacji SEMA, The Global Network of Victims and Survivors to End Wartime Sexual Violence – Ukrainian Network of Women Affected by Violence (SEMA Ukraine)55. Nie ma jeszcze dowodów, że gwałt jest tam stosowany jako strategia wojenna, ale systematyczne działania agresora na to wskazują.

Tragiczne, obciążające fizycznie i psychicznie konsekwencje przemocy seksualnej są znane. Skoro nie udało się zapobiec gwałtom, trzeba we właściwy sposób zareagować na krzywdę: ścigać i osądzić sprawców, a poszkodowanym zapewnić bezpieczeństwo i terapię. Wyzwania stoją również przed Polską, bo w naszym kraju w ostatnim czasie znalazły schronienie setki tysięcy kobiet, wśród nich te, które doświadczyły wojennych gwałtów. Państwo polskie powinno zadbać, by otrzymały właściwą pomoc: medyczną, prawną i psychologiczną. Z ustaleń niezależnych organizacji wynika, że potwierdzone są już pierwsze ciąże z ostatnich gwałtów56. Za kilka miesięcy mogą urodzić się z nich dzieci, które będą potrzebowały ochrony i wsparcia z powodu swojego specyficznego wojennego dziedzictwa.

 

Kraków, grudzień 2020 – kwiecień 2022

CBOW. Konteksty, terminologia, dyskursy

Wojenna przemoc seksualna

Rok 2018 można uznać w wymiarze symbolicznym za przełomowy pod względem walki z wojenną przemocą seksualną. Informacja o laureatach pokojowej Nagrody Nobla obiegła świat i dzięki nagłówkom w mediach (także w Polsce) zmuszała przynajmniej do zastanowienia się nad motywami, jakie kierowały Norweskim Komitetem Noblowskim. Uhonorowano wówczas Nadię Murad, jezydkę z Iraku, „ocalałą z wojennej przemocy seksualnej”, oraz kongijskiego ginekologa Denisa Mukwege, stojącego w pierwszym rzędzie walki z bezpośrednimi skutkami tego rodzaju przemocy – z fizycznymi obrażeniami ofiar gwałtów. Docenione zostały wysiłki obojga mające na celu powstrzymanie stosowania przemocy seksualnej jako narzędzia wojny; między innymi „kierowali na nią uwagę”, aby uczynić ją „jeszcze bardziej widoczną”, z nadzieją, że „przyczyni się to do wykrycia i pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców”57. Jak dotąd społeczność międzynarodowa nie dostała wyraźniejszego sygnału potwierdzającego nie tylko istnienie, ale i przemożną rolę przemocy seksualnej w stosunku do kobiet podczas działań wojennych, wraz z jednoznaczną deklaracją jej potępienia. Znamienne, że 11 grudnia 2018 roku, w przeddzień wręczenia nagrody w ratuszu w Oslo, odbyła się debata na temat zwalczania przemocy seksualnej jako elementu działań wojennych. W jej trakcie Ajna Jusić podzieliła się doświadczeniem dziecka urodzonego w wyniku gwałtu58. Była drugą osobą po Alenie Muhiciu, która publicznie złożyła takie świadectwo.

Eksperci zwracają uwagę, że korzenie przemocy seksualnej sięgają głęboko, a informacje o jej występowaniu (głównie w postaci wojennych gwałtów) pojawiają się już w Biblii i literaturze starożytnej. Do czasów współczesnych zjawisko to nie było traktowane z należytą uwagą ani kwalifikowane jako czyn podlegający wyrokom sądów. Jest to zatem, jak trafnie zauważa Sabine Lee, jednocześnie najstarsze i najmłodsze przestępstwo59. Ostateczne rozpoznanie go przez wspólnotę międzynarodową reprezentowaną przez Narody Zjednoczone oraz uznanie za czyn karalny, podlegający jurysdykcji międzynarodowych trybunałów, nastąpiło dopiero w latach 90. ubiegłego wieku. Za zwieńczenie tego procesu można uznać rezolucję ONZ numer 1820, potwierdzającą planowy charakter przemocy seksualnej, stosowanej zwłaszcza we współczesnych wojnach.

Jeśli przyjmiemy, że tak zwany Kodeks Liebera z 1863 roku był pierwszym dokumentem o charakterze lokalnym, w którym zabroniono pod karą śmierci gwałcenia kobiet w czasie wojny, okaże się, że proces uznania gwałtu wojennego za przestępstwo trwał ponad sto pięćdziesiąt lat i przebiegał etapami. Pierwsze konwencje regulujące międzynarodowe prawo humanitarne odnosiły się do wojennej przemocy seksualnej nie wprost, co dawało późniejszym sądom wojennym i międzynarodowym trybunałom przestrzeń do nieuwzględniania tego rodzaju przestępstw zarówno w procesach, jak i wyrokach60. Korzystano z niej po obu wojnach światowych. Trybunały powołane do rozliczania zbrodni wojennych, mimo zgromadzonego materiału dowodowego, nie wydały ani jednego wyroku skazującego za przemoc seksualną. Trzeba jednak pamiętać, że nie była ona jeszcze wtedy zdefiniowana i nie miała swojego miejsca w debacie publicznej. Wprawdzie gwałt oraz przymusowa prostytucja pojawiły się w katalogu przestępstw wojennych stworzonym na użytek paryskiej konferencji pokojowej, lecz już w Karcie Norymberskiej próżno szukać takich kategorii, a ewentualne przestępstwa seksualne można było sądzić jedynie na podstawie ogólnych zapisów dotyczących przestępstw popełnionych na cywilach61. Nawet wobec niespotykanej wcześniej liczby dowodów i zeznań świadków żadna ze stron nie wykazała zainteresowania podjęciem tematu przemocy seksualnej w obawie przed koniecznością odniesienia się do własnych niechlubnych poczynań. Nie było bowiem tajemnicą, także wówczas, że nie tylko żołnierze Armii Czerwonej, ale i zachodni alianci dopuszczali się gwałtów w czasie działań wojennych oraz po ich zakończeniu na tak zwanych terenach wyzwolonych.

Według Kelly Dawn Askin wśród wielu przyczyn leżących u podstaw ówczesnego umniejszania ciężaru gatunkowego przestępstw o charakterze seksualnym znalazła się mieszanina dyskomfortu, pruderii i zwykłego niezrozumienia wagi problemu62. W takich okolicznościach ofiary gwałtów, przymusowej prostytucji, aborcji czy sterylizacji pozostawały całkowicie bezbronne i aż do początku lat 90. XX wieku nie miały nikogo, kto by się za nimi wstawił. Dopiero wtedy w wojennym krajobrazie pojawiły się organizacje pozarządowe63, nieuwikłane w żadne interesy w toczących się konfliktach; zajmowała je wyłącznie pomoc poszkodowanym64. Wtedy też po raz pierwszy ocalałe dostały bezpośrednie wsparcie od służb działających w terenie, a po nagłośnieniu informacji o stosowanej masowo przemocy seksualnej część sprawców po latach została skazana prawomocnymi wyrokami.

Moment przełomowy w postrzeganiu wojennej przemocy seksualnej nastąpił więc za sprawą dwóch wojen domowych, które rozegrały się niemal w tym samym czasie w sercach dwóch kontynentów: Afryki i Europy. Zarówno podczas wojny w Bośni i Hercegowinie, jak i w Rwandzie gwałt wojenny stosowano na niespotykaną wcześniej skalę i traktowano jak narzędzie walki. Powstałe w połowie lat 90. XX wieku międzynarodowe trybunały karne uznały gwałt wojenny za zbrodnię wojenną oraz zbrodnię przeciw ludzkości, i jako przestępstwo o takiej kwalifikacji jest teraz rozpatrywany w międzynarodowej jurysdykcji. Dodatkowo masowe gwałty, których ofiarą padły Bośniaczki i kobiety z plemienia Tutsi, były elementem prowadzonych wówczas czystek etnicznych. Niemniej uznanie gwałtu wojennego za zbrodnię przeciw ludzkości oraz akt ludobójstwa, rozszerzenie definicji niewolnictwa o przymusową prostytucję, przymusową ciążę i sterylizację, a także procesy osób dopuszczających się tych przestępstw jedynie włączyły ten katalog aktów przemocy do świadomości opinii publicznej i ukazały ich skalę, nie przyczyniły się natomiast do jej zmniejszenia. Paradoksalnie, biorąc pod uwagę ostatnie piętnastolecie, można mówić o niekontrolowanym natężeniu aktów przemocy seksualnej w konfliktach rozgrywanych obecnie na całym świecie.

Przy okazji warto odnotować, że dopiero w połowie lat 90. XX wieku dano posłuch ocalałym z przemocy seksualnej i uznano, że mogą zeznawać w międzynarodowych procesach przeciw oprawcom. Kobiety, przełamując wstyd i w niezgodzie na upokorzenie, zaczęły mówić o swojej krzywdzie, choć na taki krok zdecydowała się zaledwie garstka spośród wszystkich poszkodowanych. Publiczne opowiedzenie o takiej traumie wymaga wyjątkowej odwagi, na co zresztą zwróciła uwagę Berit Reiss-Andersen, przewodnicząca Norweskiego Komitetu Noblowskiego, w kontekście nagrody dla Nadii Murad: laureatka „odrzuciła obowiązujący kodeks zachowań społecznych wymagający od kobiet milczenia w poczuciu wstydu z powodu nadużyć, którym zostały poddane. Dzieląc się swoimi cierpieniami i mówiąc w imieniu innych ofiar, wykazała się niezwykłą odwagą”65.

Poza powszechnym przekonaniem, że o seksualności w ogóle, a o przemocy seksualnej szczególnie się nie mówi, wiele czynników powstrzymywało i powstrzymuje kobiety przed opowiadaniem o doświadczeniach związanych z doznaną zseksualizowaną przemocą66. W pierwszej kolejności należy wymienić psychologiczne skutki gwałtu, które występują w następstwie doznanej krzywdy: upokorzenie, wstyd i poczucie winy67. Dodatkowo na te emocje mogą się nakładać długofalowe skutki doznanych krzywd, między innymi niskie poczucie własnej wartości, lęki, depresja, a nawet myśli samobójcze. Badania naukowe wskazują na gwałt jako jedno z najsilniej traumatyzujących przeżyć68. Nie bez znaczenia jest też odbiór społeczny tego typu doświadczeń, charakteryzujący się brakiem zrozumienia i empatii wobec ocalałych. Często przejawia się podważaniem ich wiarygodności poprzez trywializowanie ich przeżyć, a w konsekwencji – obarczaniem winą za zaistniałą sytuację. Na przykład w toczonej w latach 1945–1946 w polskim środowisku lekarskim debacie na temat dopuszczalności aborcji wszystkie te reakcje pojawiły się w odniesieniu do kobiet ubiegających się o oficjalną zgodę na przerwanie ciąży zaistniałej w wyniku zgwałcenia; dodatkowo zarzucano im kłamstwo. Taka postawa lekarzy czyniła ofiary zupełnie bezbronnymi i jeszcze bardziej je poniżała, a to wywoływało dodatkowy wstyd i poczucie winy. Bülent Diken i Carsten Bagge Laustsen uważają, że „ofiara gwałtu cierpi podwójnie […] często uważa się za «brudnego wyrzutka», za osobę moralnie niższą, […] ale to odrzucenie z powodu «brudu» ma także aspekt społeczny: ofiara jest wykluczona ze wspólnoty przez sąsiadów i członków rodziny”69. Uznaniem materii za nieczystą legitymizuje się jej odrzucenie, dosłowne i symboliczne. W ten sposób następuje wejście w sferę tabu (nawiązuję do myśli Mary Douglas70), co w moim przekonaniu ma kluczowe znaczenie dla (braku) dyskusji na temat wojennych gwałtów, a także – na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę – dla sytuacji dzieci poczętych w wyniku przemocy seksualnej. W tym kontekście dekady milczenia kobiet na temat ich wojennych i tuż powojennych przeżyć, milczenie ich dzieci oraz wyparcie ich doświadczeń z dyskursu publicznego są naturalną konsekwencją procesu odrzucenia tego, co uznano za „nieczyste”.

Od czasu ukazania się tyleż rewolucyjnej, co kontrowersyjnej książki Susan Browmiller Against our Will: Men, Women and Rape (Wbrew naszej woli. Mężczyźni, kobiety i gwałt; 1975) przedstawiciele różnych dyscyplin zastanawiali się nad motywami, jakimi kierują się osoby dopuszczające się przestępstw o charakterze seksualnym zarówno w czasach pokoju, jak i w warunkach konfliktów zbrojnych. W literaturze poruszającej temat wojennych gwałtów wyliczane są rozmaite przyczyny, za których sprawą żołnierze (gdyż w przytłaczającej większości są to mężczyźni) dopuszczają się tego rodzaju aktów agresji, ale badacze nie wytypowali dotychczas czynnika decydującego. Za Sabine Lee wymienię cztery główne teorie przydatne dla zrozumienia motywacji sprawców przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych71. Przedyskutowano je na forum UNOCHA, agendy ONZ odpowiedzialnej za koordynację działań humanitarnych; konkluzje, spisane i publicznie udostępnione, uważam za uzasadniony punkt odniesienia. Na podstawie klasyfikacji zaproponowanej przez Jonathana Gottschalla UNOCHA wskazuje na: 1) teorię nierówności płciowej, 2) teorię o podłożu psychospołecznym i ekonomicznym, 3) teorię o gwałcie jako strategii, 4) teorię biospołeczną72. Podstawową konkluzją omawianego dokumentu jest uznanie, że ani żadna ze wspomnianych teorii osobno, ani wszystkie łącznie nie wyjaśniają do końca złożonych powodów wojennych gwałtów, a stosowane dotychczas w literaturze wyjaśnienia prezentują „albo oportunistyczny, albo uproszczony obraz. Tymczasem przemoc seksualna w konflikcie jest motywowana i utrwalana przez złożoną mieszankę indywidualnych i zbiorowych, zaplanowanych i przypadkowych powodów”73.

 

Szczególnie istotna dla wytłumaczenia tego zjawiska podczas II wojny światowej jest według mnie teoria biospołeczna. Przychylam się również do opinii Wendy Jo Gertjejanssen, że poza chęcią rewanżu główną motywacją żołnierzy radzieckich (i nie tylko) gwałcących napotkane kobiety było przekonanie, że takie „wynagrodzenie” za trudy walki im się po prostu należy. Abstynencja seksualna, silny stres i alkohol niewątpliwie także odgrywały rolę. Nienawiść będącą motorem do wyjątkowo brutalnych działań odczuwali raczej do narodu niemieckiego, a nie do kobiet jako takich74. Próba zrozumienia motywacji, jakimi kierują się sprawcy, może przybliżyć społeczność międzynarodową do eliminacji niepożądanych zachowań, a tym samym ich konsekwencji. Przyczyniłyby się do tego świadomość społeczna i obecność tematu w dyskursie publicznym.

Dzieci poczęte w wyniku wojennej przemocy seksualnej

Jednym z następstw gwałtu bywa ciąża. Rzadko się o niej wspomina w dyskursie na temat przemocy seksualnej poza kontekstem antykoncepcji postkoitalnej. Ani aborcja, ani tym bardziej macierzyństwo będące następstwem gwałtu nie zyskały dotychczas należytej uwagi naukowców. Również kwestia opieki nad kobietami, które zaszły w ciążę na skutek przemocy seksualnej, wymaga pogłębionych badań.

W moim przekonaniu taki stan rzeczy jest konsekwencją dwóch czynników. Po pierwsze, w gremiach zwalczających przemoc seksualną dominuje dyskurs feministyczny, on zaś na pierwszym planie umieszcza kobiety i ich potrzeby, a kwestie dotyczące ich dzieci nierzadko są pomijane. Po drugie, przemoc seksualna i otaczające ją tabu mają specyficzny status. Kobiety nie mówią o swoim doświadczeniu ze wstydu oraz w obawie przed napiętnowaniem. Dostępne dane są więc zaniżone, zwłaszcza jeśli za ich źródło przyjmiemy raporty policyjne. Z szeroko zakrojonych badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych w latach 1994–1995 wynika, że zaledwie 19,1 procent zgwałconych kobiet zgłosiło przestępstwo na policji; badacze w Polsce doliczyli się 25 procent75. Tendencja ta przekłada się na problemy z oszacowaniem skali zarówno przestępstw, jak i ciąż będących ich wynikiem, a w konsekwencji – aborcji i urodzeń. W takiej sytuacji za zasadne uważam przyglądanie się zachodzącym trendom i na ich podstawie wyciąganie ostrożnych wniosków.

Wielu analiz związanych z wojenną przemocą seksualną i jej konsekwencjami doczekała się wojna domowa w Bośni i Hercegowinie, dlatego uczyniłem ją punktem odniesienia dla moich rozważań dotyczących Polski. Trzeba jednak pamiętać, że choć wojna ta rozegrała się niedawno, nie dysponujemy bogactwem danych. Wręcz przeciwnie, są one cząstkowe i nie pozwalają na wyciąganie daleko idących wniosków o charakterze ilościowym. Mają za to bezcenną wartość jakościową, ponieważ dają wgląd w przebieg zdarzeń oraz ich konsekwencje. Świadomy wielu różnic dzielących obie rzeczywistości wojenne, uznałem, że zastosowanie takiego odniesienia pozwoli zrozumieć niektóre zjawiska i procesy zachodzące w powojennej Polsce.

Dotychczasowe badania zaowocowały skrajnie różnymi wynikami dotyczącymi prawdopodobieństwa zajścia w ciążę na skutek gwałtu. Jedne przekonują o niskich szansach na poczęcie dziecka w takich okolicznościach76, inne – przeciwnie – podkreślają wyższy niż w związkach konsensualnych odsetek ciąż będących rezultatem przemocy seksualnej77. Drugiej tezie potencjalnie sprzyjają charakterystyczne dla wojennej przemocy seksualnej przypadki wielokrotnych gwałtów czy gwałty zbiorowe78. Dlatego oficjalne dane określające wskaźnik ciąż będących ich rezultatem podczas wojny w Bośni i Hercegowinie – 9 procent – można uznać za przynajmniej pokrywające się z ustaleniami naukowców79. Szacunki dotyczące ciąż, aborcji, urodzeń i aktów dzieciobójstwa są narażone na błędy i duże rozbieżności80. Dlatego należy założyć, że udokumentowane przypadki świadczą raczej o dolnej granicy zjawiska, o minimum tego, co rzeczywiście się zdarzyło.

Autorzy raportów i opracowań zgadzają się, że większość ciąż powstałych w wyniku masowych gwałtów podczas wojny w Bośni i Hercegowinie została przerwana81, urodziło się zaledwie kilkaset dzieci82. W raporcie Tadeusza Mazowieckiego przytoczono stosunkowo wysokie liczby legalnych zabiegów przerwania ciąży przeprowadzonych w latach poprzedzających wojnę. W 1992 roku, po wybuchu wojny, odnotowano skokowy wzrost liczby aborcji, co świadczy również o dostępności zabiegu w tamtym czasie. Sabine Lee zauważyła, że jeśli była taka możliwość, kobiety decydowały się na przerwanie ciąży; rezygnowały tylko te w ciąży zbyt zaawansowanej, by ją terminować bez zagrożenia dla życia pacjentki83. Wśród muzułmanek istotna była świadomość, że islam akceptuje wczesną aborcję (do sto dwudziestego dnia od poczęcia). Jednocześnie wydaje się, że stanowisko Kościoła katolickiego nie było w tamtym czasie i tamtych okolicznościach obowiązującym wyznacznikiem norm. Niemniej głos liderów obu religii był istotny z innego względu: jako jedyni bowiem upomnieli się zarówno o prawa kobiet, które doświadczyły gwałtu, jak i poczętych w ten sposób dzieci84; wskazuje na rolę takiego gestu w procesie wychodzenia z traumy, a następnie pojednania. Społeczność międzynarodowa, reprezentowana przez organizacje humanitarne, polityków i aktywistów, koncentrowała się przede wszystkim na losie kobiet zgwałconych oraz na ich prawach, a dzieci urodzone z gwałtu były całkowicie pomijane w dyskursie o ofiarach85.

Z ustaleń Sabine Lee wynika, że przez kolejnych kilkanaście lat niewiele się zmieniło. Mimo kolejnych rezolucji ONZ i, jak by się mogło wydawać, wyższej świadomości na temat wojennej przemocy seksualnej, w sprawie orędownictwa na rzecz tych dzieci dotychczas panowała znamienna cisza86. Tendencję tę potwierdzały wyroki Międzynarodowego Trybunału Karnego. Eithne Dowds zwróciła uwagę, że kwestia dzieci zaistniała w dwóch kontekstach: po pierwsze, medycznych konsekwencji gwałtu w postaci niechcianych ciąż, będących poważną krzywdą dla ocalałych; po drugie, jako dowód przestępstwa. Choć można dostrzec ewolucję podejścia do tego zagadnienia, problemem pozostaje stygmatyzujący język, który akcentuje sytuację przestępstwa i cierpienia, w jakich poczęto te dzieci, a przez to może negatywnie wpływać zarówno na ich społeczne postrzeganie, jak i ogólny dobrostan87.

Za punkt zwrotny w podejściu do tego zagadnienia można niewątpliwe uznać zaproszenie jednego z CBOW do wystąpienia na forum ONZ. Pramila Patten, przedstawicielka Sekretarza Generalnego ONZ do spraw przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych, stwierdziła: „takie osobiste relacje mają szanse pomóc w zarejestrowaniu historycznego zapisu krzywdy wcześniej pomijanej w oficjalnych narracjach”88. Dzieci urodzone w wyniku wojennej przemocy seksualnej zostały wreszcie zauważone, a w ciągu niespełna roku również rozpoznane w oficjalnych dokumentach ONZ89. Choć deklaracje zawarte między innymi w rezolucji numer 2467 (punkt 18) zobowiązują państwa członkowskie do uznania równych praw zarówno kobiet dotkniętych zseksualizowaną przemocą, jak i dzieci urodzonych w wyniku wojennych gwałtów, można odnieść wrażenie, że społeczność międzynarodowa znalazła się w potrzasku, nie tylko językowym i prawnym, ale też moralnym. W rekomendacjach Sekretarza Generalnego ONZ, w punkcie dotyczącym dzieci urodzonych w wyniku wojennych gwałtów (punkt 140), jest mowa o dodatkowym wsparciu dla ocalałych z przemocy seksualnej – matek i ich dzieci – przy czym wśród proponowanych usług figuruje dostęp dla zgwałconych do aborcji. Nie przypadkiem badacze zwracają uwagę na konkurowanie ze sobą praw matek i dzieci czy nawet sprzeczność tychże praw, usankcjonowanych międzynarodowymi konwencjami (o różnych wymiarach angielskich terminów competing i conflicting rights piszę dalej). Pośrednio konflikt został zdiagnozowany w raporcie Antónia Guterresa z 2019 roku, dlatego podkreślono w nim potrzebę całościowego podejścia oraz pełnej harmonizacji przepisów w odniesieniu do praw ocalałych90.

Wokół fundamentalnego prawa człowieka do życia mogą zaognić się dyskusje. Z literatury przedmiotu wynika, że niewielu naukowców podejmuje te kwestie; powstrzymują ich delikatność zagadnienia i niechęć do opowiadania się po którejkolwiek stronie światopoglądowego sporu czy wystawiania ocen moralnych. Z wielką ostrożnością czyni to Lee, i zastrzega, że choć „nie jest to miejsce [jej książka – przyp. J.G.], aby się ustosunkowywać do moralnego wymiaru aborcji czy dzieciobójstwa, należy jasno powiedzieć, że prawa matki (rodziców) zarówno przed narodzinami dziecka, jak i po nich mogą być sprzeczne z prawami potomka”91. Wcześniej na tę kwestię zwróciła uwagę Carpenter w kontekście masowych gwałtów, taktyki wymuszania ciąż i przymusowego macierzyństwa w konfliktach o charakterze ludobójczym między innymi w Bośni i Hercegowinie i Rwandzie92. W dociekaniach na temat współczesnej legislacji dotyczącej praw człowieka amerykańska badaczka doszła do wniosku, że prawo międzynarodowe „nie zostało skonstruowane, aby zajmować się prawami czy potrzebami dzieci”93. Inne badaczki analizujące artykuł po artykule treść Konwencji o prawach dziecka (przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 1989 roku) w odniesieniu do dzieci urodzonych z gwałtu poszły o krok dalej. Stwierdziły, że jej zapisy były (i są) sprzeczne z prawami matek (wynikającymi z praw człowieka), ale również w stosunku do tych dzieci w wielu miejscach prawa były (i są) po prostu łamane94. Wymieniają wśród nich: prawo do życia i rozwoju, prawo do niedyskryminacji, prawo do własnej tożsamości, czyli posiadania imienia i narodowości/obywatelstwa oraz prawo do wychowania w rodzinie (ewentualnie kontaktu z rodzicami). Wojna na Bałkanach stała się swoistym papierkiem lakmusowym dla praktycznego zastosowania tych praw. Wiele spośród dzieci urodzonych z powodu gwałtu zostało zabitych tuż po przyjściu na świat, a te, które przeżyły, były narażone na stygmatyzację i dyskryminację. Prawidłowość tę potwierdzają najnowsze badania, przeprowadzane na grupie już dorosłych CBOW95. Okazało się, że także ich prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu i pełni praw obywatelskich nie było (i nadal nie jest) respektowane. Wielu urodzeń nigdzie nie zgłoszono, a w przypadku dzieci zarejestrowanych rubryka dotycząca rodziców często jest pusta albo widnieje w niej zapis „NN”. W kraju, gdzie przy załatwieniu każdej sprawy niezbędne jest podanie imienia ojca, osoby te nieustannie muszą się tłumaczyć, dlaczego go nie znają. Z tego powodu są dyskryminowane (na przykład przy okazji przyznawania rozmaitych świadczeń pieniężnych)96. Zagwarantowane w Konwencji prawo stało w konflikcie z prawem matek, ich rodzin, ale też biologicznych ojców do zachowania anonimowości. Przy czym należy mieć na uwadze, że kwestia the best interests of the child (najlepszego interesu dziecka) była względna. Lee zwróciła uwagę na brak precyzyjnej definicji i wielość interpretacji tej popularnej w dyskursie o prawach dziecka koncepcji97. Historie życia aktywistów ze stowarzyszenia Zaboravljena djeca rata i ich dzisiejsze zaangażowanie na rzecz praw CBOW we współczesnej Bośni i Hercegowinie są najlepszym dowodem na to, że zarówno międzynarodowe prawo określone konwencjami, jak i deklaracje władz czy wreszcie wezwania autorytetów religijnych okazały się nieskuteczne.

Z dzisiejszego punktu widzenia można stwierdzić, że wszystkie te prawa łamano także we wcześniejszych konfliktach i w okresach po ich zakończeniu, mimo że nie były jeszcze szczegółowo skodyfikowane. Sabine Lee i Ingvill C. Mochmann odniosły powyższe anomalie do sytuacji ogółu CBOW, bez względu na czas i miejsce urodzenia98. Autorki te częściej zwracały uwagę na elementy łączące i spajające CBOW w jedną wspólnotę doświadczeń, niż podkreślały różnice pomiędzy nimi. Rezultatem przyjęcia takiej perspektywy było przeniesienie dyskusji dotyczącej CBOW na bardziej ogólny poziom, na którym bycie CBOW wystarczało, by cierpieć w wyniku doświadczanych nadużyć. Takie ujęcie umożliwiło Lee i Mochmann spojrzenie na wszystkie CBOW jak na ofiary, a zainteresowani, w przeważającej większości osoby urodzone w Europie Zachodniej i Północnej podczas II wojny światowej oraz w jej konsekwencji, przyjęli wynikającą z niego linię interpretacyjną. Tym bardziej według mnie zagadnienie statusu ofiary wymaga pogłębionej refleksji w odniesieniu do dzieci urodzonych z powodu wojny, właśnie w kontekście ogromnego zróżnicowania tej kategorii.

Pokrzywdzenie i ranliwość

Początkowo badacze podejmowali kwestię statusu CBOW jako ofiar jedynie w odniesieniu do dzieci urodzonych w wyniku przemocy seksualnej. Ich refleksje szły w dwóch kierunkach: z jednej strony rozpoznania tych dzieci jako ofiar ludobójstwa99, z drugiej – oceny konsekwencji psychologicznych, społecznych i kulturowych wywołanych sytuacją poczęcia100. Przez kilkanaście lat od pojawienia się tej kwestii, mimo argumentów przemawiających za adekwatnością nadania w takich przypadkach (potwierdzonych badaniami klinicznymi) statusu ofiary, osobom poczętym w wyniku wojennego gwałtu odmawiano tego miana. Pomijając fakt, że w Bośni i Hercegowinie odnotowano w tej grupie wysoką liczbę dzieci upośledzonych101, co może potwierdzać wpływ stresu doznanego przez matki z powodu gwałtu i jego skutków na zdrowie ich dzieci, większość badanych zmaga się z problemami natury psychicznej i emocjonalnej oraz z kwestiami dotyczącymi tożsamości.

Elisa van Ee i Rolf Kleber wyróżnili cztery czynniki ryzyka mające wpływ na dobrostan dzieci urodzonych z powodu gwałtu: 1) ciąża i poród, 2) słaba relacja rodzic–dziecko, 3) dyskryminacja i stygmatyzacja, 4) problemy z tożsamością102. Autorzy podkreślają, że w okresie ciąży matki takich dzieci cierpią fizycznie i psychicznie, a przeżywany przez nie stres bezpośrednio oddziałuje na płód i stwarza ryzyko wystąpienia zespołu stresu pourazowego także u potomstwa. Niepokój i depresja oraz hormony wydzielane przez ciężarną w takim stanie negatywnie wpływają na rozwój fizyczny i psychiczny płodów; najpowszechniejsze skutki to niższa waga urodzeniowa i rozmaite dolegliwości, między innymi metaboliczne i neurologiczne. Trauma przeżywana przez matkę może prowadzić do odrzucenia dziecka, choćby z powodu postrzegania go jako „żywego przypomnienia” o gwałcie i gwałcicielu103. Ee i Kleber piszą o „słabych i zdezorganizowanych więziach pomiędzy dzieckiem a rodzicem” oraz ambiwalentnych uczuciach matki względem dziecka (na przykład miłości i nienawiści jednocześnie)104. Pojawiającą się w wywiadach i ankietach z kobietami ciężarnymi w wyniku gwałtu figurę „żywego przypomnienia” o gwałcie czy wręcz gwałciciela pod postacią dziecka holenderscy badacze wiążą z „patriarchalną tożsamością” społeczeństwa, które nadaje dziecku cechy oprawcy i stawia je po stronie wroga105. Ta praktyka skutkuje z jednej strony odrzuceniem, stygmatyzacją i dyskryminacją, z drugiej zaś rzutuje na tożsamość dziecka. Przejawia się to na przykład w stosowaniu obraźliwych określeń podkreślających zarówno bycie dzieckiem wroga, jak i pochodzenie z „nieprawego łoża”. Dzieci te doświadczają wstydu i upokorzenia. Oczywiście dzieje się tak, kiedy ich rodowód jest jawny. Jeśli z różnych powodów pozostaje zakryty, jego ujawnienie wiąże się również z problemami tożsamościowymi.

Ee i Kleber zaproponowali trzy rozwiązania, które mogłyby ukierunkować działania (przede wszystkim terapeutyczne) wobec osób urodzonych w konsekwencji gwałtu. Po pierwsze, uznanie ich za „wtórne ofiary gwałtu”; po drugie, usankcjonowanie istnienia wielu sprawców wiktymizacji; po trzecie; wypracowanie kompleksowego i jednoznacznego stanowiska wobec problemu konkurowania praw matek i dzieci przy jednoczesnym wzięciu pod uwagę interesu obu stron106. Mimo że konceptualizacja dziecka urodzonego z gwałtu jako poszkodowanego jest trudna (w związku z dominującym dyskursem, że jedynie zgwałcone kobiety uznaje się za ofiary), według autorów identyfikacja dzieci jako „wtórnych ofiar” byłaby istotna między innymi dla postawienia diagnozy i ułatwiłaby niesienie im pomocy psychologicznej. Podkreślają przy tym, że wiktymizacja następuje nie w wyniku aktu urodzenia, ale dokonują jej matka i najbliższe otoczenie oraz społeczeństwo, w którym dziecko dorasta. Zwracają przy tym uwagę, że oskarżanie za krzywdę dziecka jedynie gwałciciela jest najprostszym i najmniej skutecznym rozwiązaniem (już choćby z powodu braku możliwości pociągnięcia go do odpowiedzialności) i ma jednocześnie stygmatyzujący charakter.

Za kluczowe uważają ponadto znalezienie równowagi pomiędzy konkurującymi ze sobą prawami dzieci, ich matek i lokalnych społeczności. Jako przykład podają kwestię przemilczania prawdziwego pochodzenia dzieci, dla wielu optymalną. Pomijając fakt, że w myśl Konwencji o prawach dziecka jest to naruszenie jednego z podstawowych praw (artykuł 7), praca kliniczna z osobami, które przypadkiem poznały prawdę o swoich korzeniach, wskazuje, że na ich psychikę znacznie bardziej dewastujący wpływ ma milczenie najbliższych niż odkrycie, kto był ojcem. Prawidłowość tę potwierdzają wydawane wspomnienia. Zaobserwowałem ją także w przeprowadzanych przeze mnie wywiadach. Diagnozy te opierają się jednak na doświadczeniach osób, które znają kontekst swojego poczęcia. Dla badaczy pozostanie tajemnicą, czy brak takiej wiedzy nie okazał się ostatecznie zbawienny w skutkach dla CBOW nieświadomych swojego pochodzenia. Ee i Kleber podkreślają mimo to pilną potrzebę wypracowania przez lekarzy dyskursu klinicznego, który umożliwi udzielenie pomocy zarówno kobietom – ocalałym z gwałtu – jak i ich dzieciom.

Wszystkie opisane wyżej zabiegi zmierzające do przypisania CBOW statusu ofiary ograniczały się do pojęcia wtórnej wiktymizacji, dopóki Michael Goodhart nie zaproponował całkowicie nowego podejścia, opartego na koncepcji krzywdzącego spłodzenia (wrongful procreation)107. Zgodnie z nią prawa osób spłodzonych w wyniku gwałtu zostały bezpośrednio złamane w samym akcie bezprawnej czy właśnie krzywdzącej prokreacji. Goodhart krytycznie rozwinął myśl podjętą wcześniej przez Carpenter, skoncentrowaną na krzywdzie związanej z poczęciem tych dzieci. Wymuszone zapłodnienie, przymusową ciążę i macierzyństwo uważała wprawdzie za przestępstwa przeciwko kobiecie, ale jako pierwsza użyła nazwy birth-by-forced-maternity dla przestępstwa wymierzonego przeciwko dziecku, a szczególnego znaczenia nabiera w niej przymus związany z poczęciem, a następnie byciem urodzonym108. Goodhart położył nacisk nie na przymus aktu seksualnego, ale na towarzyszącą mu kalkulację, mającą na celu świadome zadanie cierpienia dziecku mającemu przyjść na świat. W tym sensie spłodzenie wynikające ze złych intencji czyni dziecko bezpośrednią ofiarą gwałciciela. Goodhart stworzył podstawę do uznania tego czynu za przestępstwo przeciwko ludzkości, a nie, jak chciała Carpenter, „jedynie” za przestępstwo wojenne. Takie ustawienie perspektywy wobec dzieci urodzonych z powodu gwałtu, przekraczające granice wojny i pokoju, pozwoliłoby na uznanie ich praw do wsparcia oraz rekompensaty za poniesione krzywdy. Ponadto przyczyniłoby się do zmiany dyskursu na ich temat poprzez umieszczenie ich po tej samej stronie, co społeczność matki, a nie po stronie wroga. Dziecko nie byłoby dłużej traktowane jak narzędzie walki, ale zyskałoby status współofiary. W konsekwencji mogłoby się to przełożyć na proces powolnego zdejmowania kolejnych warstw uprzedzeń do tych osób, a w dalszej perspektywie – być elementem odbudowy i pojednania w społeczeństwach postkonfliktowych. Już teraz część autorów zwraca uwagę, że w byciu dzieckiem poczętym w wyniku gwałtu może kryć się potencjał pozytywnej tranformacji swojego pochodzenia i nadania mu zupełnie nowego, budującego, a nie destrukcyjnego wymiaru109.

W związku z obserwowaną zmianą charakteru współczesnych konfliktów refleksja Goodharta ma szansę wywrzeć istotny wpływ na działania legislacyjne przede wszystkim w odniesieniu do dzieci urodzonych w ostatnich dwudziestu–trzydziestu latach oraz tych, które aktualnie przychodzą na świat w rejonach ogarniętych wojną. Wysiłki zmierzające do uznania tych osób za ofiary już przynoszą pierwsze efekty. W 2018 roku Joanne Neenan zaprezentowała raport na temat istniejącej luki prawnej dotyczącej dzieci urodzonych w wyniku wojennej przemocy seksualnej110. Uwzględnienie CBOW w raporcie Sekretarza Generalnego ONZ, a następnie w rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2467 było pierwszym krokiem do jej wypełnienia. W obu dokumentach pojawiło się słowo „ofiara” w odniesieniu do dzieci urodzonych z powodu gwałtu. Zostały oficjalnie rozpoznane jako „posiadacze praw”, którzy doznają krzywd nie tylko pośrednio jako „wtórne ofiary”, ale i bezpośrednio (jak chciał tego Goodhart); mimo to czeka je długa droga, aby z nich w praktyce skorzystać, bo wciąż brakuje jakichkolwiek przydatnych rozwiązań.

Według Neenan jednym z mechanizmów wsparcia dla dzieci urodzonych z powodu gwałtu powinny być reparacje finansowe. Nie jest to pomysł nowy, został podniesiony już przez kilku badaczy biorących udział w projekcie Carpenter. Goodhart postulował, że zależnie od lokalnych możliwości należy podejmować próby zapewnienia systemowego wsparcia dla społeczności naznaczonych tymi powojennymi konsekwencjami. Podstawą do wypłacania odszkodowań byłoby uznanie wszystkich osób dotkniętych gwałtem, w pierwszej kolejności kobiet, ale także ich dzieci, za weteranów wojennych, jak w odniesieniu do sytuacji w Timorze Wschodnim sugerowała Susan Harris Rimmer111. Z tego tytułu należałyby się im stałe wsparcie finansowe oraz dodatkowe świadczenia społeczne. Jeszcze na początku XXI wieku za wzór uznawano rozwiązania zastosowane w Kolumbii. W praktyce okazało się, że istnieje spory rozdźwięk pomiędzy „pięknie brzmiącym prawem” a jego praktyczną implementacją112. Ostatecznie w obu dokumentach z 2019 roku termin „reparacje” pojawia się jedynie w kontekście konieczności zapewnienia równego do nich dostępu wszystkim ofiarom przemocy seksualnej.

W przeszłości takie praktyki były stosowane, na przykład w powojennej Polsce w odniesieniu do dzieci „po żołnierzach radzieckich”. W jednym z powiatów na Opolszczyźnie, po uprzednim zebraniu informacji na temat potrzebujących, starostwo powiatowe planowało wypłacić zapomogi113. Nie znalazłem informacji, czy akcja ta została sfinalizowana w postaci wypłat. Nie wiadomo, czy miała być jednorazowa, czy planowano stworzyć mechanizm regularnego wsparcia dla poszkodowanych, jak również czy w ten sposób realizowano jakieś wytyczne z centrali, czy inicjatywa była całkowicie oddolna. Odnalazłem jedynie wysłane przez starostę pisemne polecenie sporządzenia list z nazwiskami „niezamożnych matek” wychowujących dzieci urodzone z gwałtu oraz odpowiedzi przesłane z poszczególnych urzędów gminnych, zawierające takie wykazy kobiet i ich dzieci. Nie udało mi się dotrzeć do żadnych innych dokumentów związanych z tym przedsięwzięciem, ta unikatowa kolekcja daje nam jednak dostęp do wycinka ówczesnej rzeczywistości, który dotychczas nie zaistniał w polskiej narracji o konsekwencjach II wojny światowej.

 

Nawiązując do stanowiska Goodharta o intencjonalności działań sprawców przemocy seksualnej, należałoby zadać pytanie, czy i w jakim stopniu zasadne jest zastosowanie jego argumentacji w odniesieniu do osób urodzonych z gwałtów we wcześniejszych konfliktach, szczególnie podczas II wojny światowej i tuż po jej zakończeniu. W jakimś stopniu można wprawdzie mówić (i wiele takich głosów pojawia się w kontekście motywacji żołnierzy radzieckich) o intencji zemsty i symbolicznego upokorzenia narodu niemieckiego ze strony Armii Czerwonej poprzez poniżenie niemieckich kobiet (co miało szczególne znaczenie w kontekście nazistowskiej ideologii o czystości rasy), lecz trudno udowodnić, że gwałcącym żołnierzom radzieckim przyświecała idea zapłodnienia jak największej liczby Niemek, mimo że wątek ten pojawił się w publicystyce Ilji Erenburga114. Argumentacji tej natomiast w żadnej mierze nie da się zastosować do gwałtów popełnionych na Polkach.

Rozpatrywanie kwestii intencjonalności staje się w moim przekonaniu jeszcze bardziej problematyczne w odniesieniu do niemieckich okupantów i ich aktywności seksualnej na terenach okupowanej Europy, a także intymnych kontaktów zachodnich aliantów z Europejkami. Norwescy CBOW uważają się na przykład z jednej strony za ofiary nazistowskiej polityki rasowej realizowanej między innymi przez organizację Lebensborn w czasie wojny, a z drugiej – za ofiary już powojennej polityki dyskryminacyjnej państwa norweskiego wobec nich. Politykę dyskryminacyjną wykorzystano nawet jako podstawę do roszczeń finansowych z tytułu poniesionych krzywd. Mimo że wnioskodawcy, czyli norwescy CBOW, przegrali w sądach wszystkich instancji, władze kraju w 2000 roku oficjalnie przeprosiły te osoby za niesprawiedliwość, która stała się ich udziałem, a w 2005 roku zdecydowały o przyznaniu jednorazowej rekompensaty (zainteresowani uznali ją za niewystarczającą). Ich skarga przeciwko państwu norweskiemu trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu; tam w 2007 roku została ostatecznie odrzucona115. Jest to jedyny znany mi przykład dzieci urodzonych z powodu II wojny światowej, które podjęły kroki prawne, by otrzymać zadośćuczynienie. Jednocześnie osoby te jako jedyne w Europie dostąpiły symbolicznej rehabilitacji swoich matek, a tym samym uznania krzywdy przez władze państwowe116.

Brak oficjalnego statusu ofiary nie zmienia samopostrzegania CBOW w kilku krajach europejskich jako poszkodowanych. Sprzyjają mu zabiegi naukowców mające na celu szukanie przede wszystkim analogii zamiast różnic w obrębie całej kategorii. W niektórych kontekstach narodowych, między innymi w Niemczech, takie ujęcie zyskało popularność medialną, gdyż wpisało się w oczekiwania społeczne na temat pamięci o II wojnie światowej i uzupełniło lukę w dyskursie na temat niemieckich ofiar. Ustawienie w jednym rzędzie niemieckich i austriackich „dzieci aliantów” obok dzieci żołnierzy Wehrmachtu, ale także dzieci poczętych w wyniku gwałtów w Bośni i Hercegowinie czy Rwandzie, padło w społeczeństwach niemieckim i austriackim na podatny grunt. Konsekwencje przyjęcia takiej strategii badawczej, opartej na zbytniej generalizacji problemu, mogą z jednej strony prowadzić do relatywizacji indywidualnych (albo kolektywnych, ale w odniesieniu do danej grupy) doświadczeń, a z drugiej przejawiać się w odgórnym uznaniu CBOW en bloc za kategorię wyjątkową117. Dotychczas niewątpliwie tej drugiej postawie sprzyjało analizowanie losów CBOW w oderwaniu od innych grup dzieci dotkniętych konsekwencjami wojny, ale ostatnio coraz częściej dostrzega się konieczność umieszczenia losów CBOW w szerszym kontekście. Tylko taka perspektywa pozwoli zobaczyć, w jakim stopniu losy CBOW różniły się od losów innych grup dzieci doświadczonych wojną, oraz wychwycić podobieństwa z losami niektórych grup osób urodzonych w warunkach pokoju.

Pierwotnie planowałem dokonać ogólnej analizy losów CBOW w Polsce. W międzyczasie badania empiryczne wykazały, że nie jest możliwa jednolita interpretacja doświadczeń osób, których ojcami byli niemieccy okupanci, oraz tych urodzonych w wyniku gwałtów dokonanych przez żołnierzy radzieckich. To jeden z pierwszych wniosków moich badań; wpłynął na mój odbiór losów polskich CBOW, co przełożyło się w praktyce na oddzielne potraktowanie obu grup, przy równoczesnym przekroczeniu stereotypowego ich postrzegania. Z jednej strony mitowi romantycznej miłości pomiędzy niemieckimi okupantami i Polkami przeczą badania Maren Röger, wskazujące na znacznie bardziej złożone tło tych relacji, z drugiej strony historia jednej z moich rozmówczyń przełamuje stereotyp żołnierza radzieckiego – brutalnego gwałciciela. Jej ojciec, zbieg z niemieckiego obozu jenieckiego spod Ostrowi Mazowieckiej, po przeszło dwóch latach ukrywania się i tułaczki po lasach związał się z udzielającą mu pomocy wdową. Dziewczynka będąca owocem tego nieakceptowanego przez lokalną społeczność związku nosiła, podobnie jak dzieci urodzone w wyniku gwałtów, piętno „radzieckiego bękarta”118.

Stereotypowe myślenie obecne jest także w narracjach moich rozmówców. Zapewne wynika z utrwalonych w polskiej kulturze wizerunków żołnierzy niemieckich i radzieckich. W zarejestrowanych wypowiedziach przewija się wartościowanie zarówno okoliczności poczęcia, jak i pochodzenia ojca. Często dzieci niemieckich okupantów doszukiwały się szczęścia w nieszczęściu: przynajmniej nie zostały poczęte w wyniku gwałtu. Większość z nich uważała się za owoc miłości. Czuły ulgę na myśl, że są dziećmi cywilizowanych Niemców, a nie „dzikich Ruskich”. Dla nich ta różnica była fundamentalna i nie miało znaczenia, w jakim stopniu wynikała wyłącznie z ich wyobrażeń na temat relacji matki z biologicznym ojcem. Część osób szczyciła się takim pochodzeniem, co w jakimś sensie zbliża tych ludzi do belgijskich czy francuskich „dzieci Wehrmachtu”, które dzisiaj już nie wstydzą się swojej tożsamości, mimo że – jak wynika z badań – w przeszłości doświadczyły stygmatyzacji w znacznie większym stopniu niż ich polskie odpowiedniki i były bardziej narażone na dyskryminację119. W moim przekonaniu na tym polega jedna z głównych różnic pomiędzy polskimi i zachodnimi „dziećmi Wehrmachtu”. Zarazem jedni i drudzy idealizowali postać ojca. Polskie „dzieci Wehrmachtu” pocieszały się myślą, że ich ojcowie nie byli członkami struktur paramilitarnych, na przykład SS. Ta okoliczność pozwalała im żywić nadzieję albo wręcz przekonać samego siebie, że ojciec nie był zadeklarowanym nazistą, a do służby w Wehrmachcie został zmuszony groźbą śmierci za nieposłuszeństwo.

I, proszę pana, tak po cichu panu powiem [dalej szeptem – przyp. J.G.]: ja się ucieszyłam, że nie był powiązany z tym NSDAP. To nie bardzo bym chciała, wie pan. Pomimo tego, że jestem tolerancyjna, że jestem taka no/ ale pewnych rzeczy nie/ Nie, nie! Tu, mnie to tak trochę uspokoiło i to, że w Wehrmachcie/ Przecież jakby nie był w Wehrmachcie, to już by był u aniołków. A w NSDAP nie musiał być, prawda? I to jest ta różnica120.

Sabine Lee, powołując się na badania w różnych krajach, uważa zjawisko idealizacji ojca za cechę charakterystyczną dla CBOW w ogóle, nawet jeśli więcej ma ona wspólnego z myśleniem życzeniowym niż z rzeczywistością121. Według mnie teza ta nie sprawdza się w odniesieniu do tych CBOW, których poczęcie wiąże się z ewidentną przemocą seksualną, trudno bowiem w takiej sytuacji o podobną operację myślową.

Przyjęcie rozróżniającej perspektywy w badaniach nie oznacza umniejszenia krzywd doznanych przez dzieci niemieckich okupantów względem tych, których ojcami byli czerwonoarmiści, pozwala jednak zachować stosowne proporcje w interpretacji. Jest to szczególnie istotne w sytuacji, kiedy ani jedni, ani drudzy nie myślą o sobie jak o ofiarach, co nie oznacza, że nie odczuwają (ani nie odczuwali w przeszłości) brzemienia bycia CBOW, przejawiającego się w różnym natężeniu i najczęściej w postaci emocjonalnych napięć. Takie ich postrzeganie siebie wynika moim zdaniem przynajmniej z dwóch okoliczności. Po pierwsze, nie istnieją oni w polskim dyskursie o wojnie i jej konsekwencjach (ani jako zwarta grupa – polskie CBOW – ani jako poszczególne podgrupy, na przykład dzieci żołnierzy niemieckich, dzieci pochodzące z „radzieckich gwałtów”), a ich historie nie są częścią narodowej narracji. Brak takiej grupy odniesienia w pewnym sensie pozbawia indywidualne osoby możliwości postrzegania siebie jako ofiar. Po drugie, jest to skutek braku indywidualnych doświadczeń krzywdy i cierpienia na skutek urodzenia z powodu wojny. (Wysnuwam bardziej hipotezę niż wniosek z badań; sformułowałem ją na podstawie kilkunastu przeprowadzonych przeze mnie wywiadów oraz podobnej liczby sytuacji, w których do wywiadu nie doszło). Trudno grupę moich rozmówców uznać za reprezentatywną, gdyż w większości dotarli do mnie z własnej inicjatywy albo zostali zgłoszeni przez bliskich i chcieli podzielić się swoimi przeżyciami – co charakterystyczne, raczej negatywnymi122. Zgoda na spotkanie świadczyła o próbach przepracowania trudnych emocji, choć poszczególne osoby były na różnych etapach zaawansowania tego procesu. Część moich rozmówców od wielu lat zmagała się z wojennym dziedzictwem, ale zdarzali się i tacy, którym informacja o pochodzeniu nie zmąciła bieżącego życia ani nie wpłynęła na postrzeganie bliskich (matki, ojca/ojczyma, rodzeństwa).

Wielu osobom urodzonym w podobnych okolicznościach ciężar doświadczeń uniemożliwia swobodną rozmowę o nich z obcymi, nie zdziwiłem się więc, że ponad połowa zgłoszeń zakończyła się na etapie korespondencji. Znamienna jest dysproporcja pomiędzy dziećmi niemieckich okupantów (jedenaście osób) i radzieckich żołnierzy (cztery osoby); ponadto żadna z osób urodzonych w wyniku gwałtu nie nawiązała ze mną kontaktu z własnej inicjatywy (poza tą, która po intensywnych poszukiwaniach i namyśle nabrała wątpliwości co do kulisów swojego poczęcia). Większość badanych wychowywała się w rodzinach pochodzenia (choć w rozmaitych konfiguracjach), uwadze więc umykają losy osób, które zostały porzucone przez matki i przebywały w placówkach opiekuńczych. Niemal całkowicie nieuchwytne są losy ludzi, których życie przebiegło w niezmąconym rytmie i którzy nie doświadczyli przykrości z tytułu pochodzenia. Dodatkowo, co jest według mnie cechą charakterystyczną dla CBOW szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, wiele z tych osób (bez względu na to, gdzie się wychowywały) nie zna okoliczności swojego poczęcia i prawdopodobnie ich nie pozna. Ich życiowe doświadczenia, nawet jeśli były trudne, nigdy nie zostaną więc połączone z nietypowym pochodzeniem. Z tego powodu koniecznie jest zachowanie daleko posuniętej ostrożności w wyciąganiu ostatecznych wniosków.

W polskich archiwach brakuje dokumentów wskazujących na odgórne działania dyskryminacyjne ze strony władz na jakimkolwiek szczeblu czy to w stosunku do kobiet mających dzieci z okupantami, czy do dzieci właśnie. Poza prasą podziemną z okresu okupacji, gdzie zdarzają się treści potępiające stosunki intymne Polek z Niemcami (o dzieciach z tych związków nie ma mowy), żadne inne teksty kultury nie dostarczają przykładów stygmatyzacji. Brak CBOW (i ich matek) w powojennym „dyskursie kombatanckim” może potwierdzać, że ani one, ani inni nie widzieli konieczności ich obecności, by użyć określenia Leopolda Tyrmanda, w „dobrym towarzystwie ofiar”123 i konkurowania o miano najbardziej pokrzywdzonego. Nie oznacza to, że część urodzonych z powodu wojny nie czuła się poszkodowana; mało tego, dzisiaj mogą uważać, że za poniesione krzywdy należy im się rekompensata. Uzyskanie statusu ofiary wymaga znalezienia takich przesłanek, które umożliwiłyby przeprowadzenie całej procedury. Jest to trudne, ludzie ci doznali bowiem przykrości głównie od osób z najbliższego otoczenia. Spośród moich rozmówców takie starania podjęło dwoje: Z.K. powoływał się na urodzenie w okolicznościach robót przymusowych w Trzeciej Rzeszy, a Renata Juras akcentowała usilne próby jej germanizacji. Żadnemu z nich nie udało się uzyskać statusu ofiary124. Prywatność ich doświadczenia, charakterystyczna dla CBOW z tego regionu Europy, nie pozwalała dotychczas rozwinąć się publicznej debacie na ten temat. W dodatku, jak wynika z wywiadów, to nie bycie dzieckiem cudzoziemskiego żołnierza czy okupanta cywilnego (najczęściej utożsamianych z wrogami) było główną przyczyną ich cierpienia, lecz wiele innych czynników, między innymi bycie nieślubnym dzieckiem, półsierotą albo sierotą, wychowankiem domu dziecka, dzieckiem adoptowanym.

Aby odejść więc od dyskursu ofiar, mającego często charakter ideologiczny i polityczny, proponuję rozpatrywanie losów CBOW w odniesieniu do pojęcia ranliwości125. Pomysł zastosowania tego terminu nie jest nowy, gdyż w literaturze przedmiotu zwykło się kwalifikować CBOW jako „grupę ranliwą”, która z powodu wyjątkowej podatności na dyskryminację ze względu na pochodzenie i okoliczności poczęcia wymaga specjalnego podejścia i ochrony ze strony zarówno podmiotów społecznych i organów państwowych, jak i badaczy126. W nauce praktyka ta towarzyszyła powszechnemu zwrotowi ku badaniom lokalnym, oddolnym, skierowanym na mniejszości czy społeczności dotychczas prześladowane, niemające głosu; u jej podstaw tkwiło przekonanie o potrzebie zabezpieczenia zarówno praw tych grup, jak i psychicznego dobrostanu ich członków. Z biegiem lat część badaczy zwróciła uwagę, że angielskie określenie vulnerable ma charakter stygmatyzujący, dosłownie etykietujący, i zamykanie człowieka w takiej ramie jest działaniem wątpliwym etycznie, a ostatecznie przynosi więcej szkody niż pożytku127. Argentyńska bioetyczka Florencia Luna, przeciwna etykietowaniu, zaproponowała więc ideę opartą na metaforze warstw i założeniu, że mają one charakter dynamiczny i relacyjny, to znaczy zależą od indywidualnej sytuacji danej osoby, szerszego kontekstu i okoliczności oraz mogą się na siebie nakładać, przenikać, ale także być usuwane jedna po drugiej. Podejście to jest mniej kategoryczne i daje możliwość bardziej elastycznego zastosowania do różnych grup i w odmiennych sytuacjach128.

 

W kontekście moich badań widzę adekwatność tej koncepcji zarówno w odniesieniu do rozmówców, jak i do innych przypadków polskich CBOW, o których informacje znalazłem w źródłach pisanych. Uważam, że propozycja Luny może być zaadaptowana do opisu złożonego fenomenu CBOW w całej jego wielowymiarowości i różnych kontekstach. Niuansowanie poszczególnych przypadków pozwala też uniknąć pokusy wartościowania, gdyż dany czynnik (na przykład bycie dzieckiem cudzoziemskiego żołnierza) w jednej sytuacji przysparza problemów, a w innej nie. Zarazem jeśli sytuacja danej osoby ulegnie zmianie, może się okazać, że konkretna warstwa ranliwości przestanie istnieć. Koncepcja Luny polega więc nie na uznaniu kogoś za ranliwego, ale na dostrzeżeniu, co sprawia, że dana sytuacja takim go czyni. Jest to podejście przeciwne do arbitralnego przekonania (by podać przykład z pola badawczego CBOW), że jeśli ktoś jest dzieckiem urodzonym z powodu wojny, to jego przynależność do grupy niejako automatycznie kwalifikuje go jako ranliwego czy wręcz szczególnie podatnego na zranienie. Taka diagnoza prowadzi do widzenia w CBOW unikatowej zbiorowości, co w moim przekonaniu jest zbyt uproszczonym spojrzeniem na ten złożony fenomen i przez to w jakimś sensie ogranicza jego potencjał analityczny. Dodatkowo wprowadza tę grupę w perspektywę konkurowania z innymi grupami pod względem wielości i natężenia krzywd. Natomiast zastosowanie zaproponowanej przez Lunę metafory, dzięki możliwości zdejmowania poszczególnych warstw w trakcie analizy przypadku, pozwoliłoby na „odetykietowanie” członków tej kategorii, a także ich „odwyjątkowienie”.