Niedola Nibelungów inaczej Pieśń o Nibelungach. Das Nibelungenlied - Nieznany - ebook

Niedola Nibelungów inaczej Pieśń o Nibelungach. Das Nibelungenlied ebook

Nieznany

4,5

Opis

Niedola Nibelungów inaczej Pieśń o Nibelungach. Das Nibelungenlied. Edycja dwujęzyczna: polska i niemiecka. Tekst – text: polski / deutsch

Pieśń o Nibelungach lub Niedola Nibelungów (oba tytuły równoprawne) – średniowieczny germański epos bohaterski, napisany w języku średnio-wysoko-niemieckim ok. 1200 roku przez nieznanego autora pochodzącego prawdopodobnie z okolic Pasawy, który opierał się na opowieściach zawartych w Eddach, Sadze rodu Wölsungów i Sadze o Dytryku z XIII w. (Dietrichsage). Wedle tradycyjnego poglądu był to rycerz z rodu Kürenbergów. Pod nazwą Nibelungowie (także Niflungowie) rozumie się w tekście ród karłów, których skarb zagarnął Zygfryd, a później także Burgundów, gdyż stali się posiadaczami tego złota. Etymologię słowa Nibelungowie wiąże się ze słowem Nebel (staromien. Nebul) oznaczającego „mgłę”. Zatem Nibelungowie to „mieszkańcy krainy mgieł”, co należy łączyć z Niflheimem, czyli nazwą krainy zmarłych w mitologii skandynawskiej. (http://pl.wikipedia.org/wiki/Piśń_o_Nibelungach)

Das Nibelungenlied ist die wichtigste hochmittelalterliche deutsche Ausformung der Nibelungensage, deren Ursprünge bis in das heroische Zeitalter der germanischen Völkerwanderung zurückreichen. Ein historischer Kern oder Anknüpfungspunkt der Sage ist die Zerschlagung des Burgunderreiches im Raum von Worms in der Spätantike (um 436) durch den römischen Heermeister Aëtius mit Hilfe hunnischer Hilfstruppen. Weitere historische Ereignisse, die hier vermutlich eine Rolle spielen, sind die Hochzeit zwischen Attila und der wahrscheinlich germanischen Fürstentochter Ildikó (453) sowie, nach Meinung mancher, auch der Streit im Hause der Merowinger zwischen Brunichild und Fredegunde. Durch die Mechanismen mündlicher Überlieferung und die dichterische Ausgestaltung des Stoffes bewahrte die Nibelungensage aber kaum noch authentische historische Erinnerungen (am ehesten Namen). Auch Pilgrim von Passau ist eine Person, die in Sage und Wirklichkeit vorkommt. Seine väterlichen Vorfahren lassen sich über die Sieghardinger bis in den Wormser Raum zurückverfolgen. (http://de.wikipedia.org/wiki/Nibelungenlied)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 788

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Niedola Nibelungów inaczej Pieśń o Nibelungach

Przełożył Ludomił German

Das Nibelungenlied

Uebersetzt von Karl Simrock

TEKST - TEXT POLSKI/DEUTSCH

Armoryka

Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Alfred Rethel (1816-1859), Die Nibelungen, Verlag von Fritz Heyder, Berlin 1909 (fragment),

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Alfred_Rethel_-_Die_Nibelungen_06_Wie_Iring_erschlagen_ward.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

Wstęp

Początek i powstanie epopei, której przekład podajemy, pokrywa tajemnica. W r. 1757 wydał profesor Bodmer w Zurychu z starego rękopisu drugą część niniejszego poematu pod tytułem: Zemsta Krymhildy, a Myller, profesor w Berlinie, wydrukował w r. 1782 cały poemat, korzystając z rękopisu przez Bodmera użytego (zwanego rękopisem A), a znajdującego się podówczas w bibliotece zamku Höhenems koło Bregencji (obecnie zaś w Monachium) i innego (C), również w Höhenems przechowanego, który dzisiaj należy do biblioteki książęcej w Donaueschingen. Oprócz tych dwóch rękopisów, odkryto prawie równocześnie i trzeci (B), a odnalazł go Beda, opat klasztoru w St. Gallen w r. 1773. Od tego czasu udało się wykryć jeszcze kilkanaście innych rękopisów, pochodzących z różnych okresów wieków średnich, lecz te manuskrypta okazały się w przeważnej części odpisami lub fragmentami poprzednich, albo też częściowemi przeróbkami.

Mnogość znalezionych rękopisów świadczy o wielkiej popularności poematu, a dalszem jej świadectwem jest wielka ilość opracowań późniejszych, dodatków, dalszych ciągów.

Jednak ponowne wydobycie zapomnianej epopei w drugiej połowie XVIII wieku wcale niewielkie wywarło na współczesnych wrażenie. Znakomici poeci i pisarze tego okresu zachowali się nader obojętnie wobec tego zabytku czasów mało zbadanych, mało znanych; dla ludzi wieku, który zwał się z dumą wiekiem oświecenia, dźwięk barbarzyńskiego języka, pochodzący z okresu historii, na który z lekceważeniem spoglądano, wydał się obcym, może nawet przykrym.

W bibliotece w Zurychu leży pod szkłem oryginał listu króla pruskiego Fryderyka II z dnia 22 lutego 1784 r., w którym król, odpowiadając po dwóch latach na dedykację Myllera, zarzuca mu, iż zbyt korzystnie wyraża się o nędzocie, której on nie cierpiałby w swej bibliotece, która ani jednego naboju prochu nie warta. Szorstki ten sąd króla, zamiłowanego w współczesnej francuskiej literaturze, był może wyrazem ogólnego zapatrywania chwili ówczesnej.

Lecz w krótkim czasie zmienił się sąd ogółu.

Zwrot ku romantyczności, rozlubowanie się w poezji ludowej, zaciekanie się w dziejach wieków średnich, odkrycie całych skarbów poezji z zamierzchłej epoki, bo z XII i XIII wieku pochodzącej, studia nad historią niemieckiego języka, zapewniły wkrótce poematowi o losach Nibelungów ogromną popularność, a w czasach nowszych cały szereg pierwszorzędnych uczonych oddaje się studiom nad językiem, formą, pochodzeniem tej epopei. Wzbogacono dzisiaj język wielu zapożyczonemi z niej wyrażeniami i zwrotami, przyjęto w wielu poematach formę zwrotki epopei o Nibelungach, budowę jej zbadano bliżej i dokładniej, a rezultatem tych prac krytycznych jest ogólne uznanie, iż poemat Niedola Nibelungów jest jednym z najcenniejszych zabytków poezji i że mu w literaturze powszechnej należy się jedno z miejsc najprzedniejszych.

Co się tyczy powstania poematu, toczy się od wielu już lat walka pomiędzy uczonymi. Podczas gdy jedni twierdzą, że powstał on przez zebranie pieśni ludowych, przez proste zestawienie i porządkowanie wedle naturalnego porządku wydarzeń i wtrącenie kilku zwrotek tam, gdzie pieśni te bezpośrednio się nie łączyły (tego zdania bronił K. Lachmann), dowodzą inni (W. Grimm, A. Holtzmann, Zarnke, K. Bartsch), że jedność planu i układu, ekonomia w traktowaniu materiału, harmonia w budowie poematu, a nareszcie jednolitość języka, budowy zdania, formy poetycznej itd. – może być tylko rezultatem pracy jednego człowieka, który na podstawie podań i pieśni ludowych, lecz samodzielnie je odtwarzając, napisał tę epopeję. Jest to walka taka sama, jaka toczyła się i toczy około wielkich greckich epopei, Iliady i Odysei, i około osoby Homera.

Najskrzętniejsi może z tych badaczy, Fr. Pfeiffer i K. Bartsch, doszli na podstawie wszechstronnych poszukiwań do wniosku, iż twórcą poematu o Nibelungach nie może być nikt inny, jak rycerz Kürenberger z Górnej Austrii, żyjący około połowy XII wieku – a hipoteza ta szeroko się przyjęła. Przypuszczają dalej na podstawie badań językowych i porównania współczesnych zabytków poezji, iż poemat spisany został około r. 1140, że przerobił go inny poeta około r. 1170 (rękopisy A i B), a później jeszcze wprowadził inny przerabiacz (rękopis C) pewne zmiany, w rymowaniu szczególniej, stosownie do zmian, które zaszły w języku, i do ściślejszych wymagań pod względem formy, które były wynikiem rozbudzonej poetycznej produkcji i wydoskonalenia zewnętrznej poetycznej szaty.

Wedle tej hipotezy, nie posiadamy więc poematu o Nibelungach w pierwotnej formie, lecz jedynie w opracowaniach tu wymienionych i innych późniejszych, które jednak z małemi zmianami podaje tekst rękopisów B i C. – Pierwotny tytuł: Der Nibelunge Nôt (Niedola Nibelungów) zmienił przerabiacz C na ogólniejszy: Pieśń o Nibelungach (Der Niebelunge liet), gdyż tamten wydawał się mu jedynie dla drugiej części stosownym.

Poemat cały spisany jest w formie dla epopei nie bardzo korzystnej, tj. w zwrotkach czterowierszowych o rymie męskim. Wiersz każdy rozpada się na dwie połowy, z których pierwsza ma cztery, druga zaś trzy akcentowane zgłoski; tylko druga połowa czwartego wiersza ma ich również cztery. Między akcentowanemi znajdują się także nieakcentowane zgłoski, jedna, dwie, nawet trzy lub żadna. Wiersz liczy zwykle 15–16 zgłosek. Zwrotka tego rodzaju, używana w lirycznej poezji średniowiecznej (właśnie w pozostałych kilku pieśniach Kürenbergera) z małą zmianą wprowadzona i do nowej (np. w poezjach Uhlanda), ma w zastosowaniu do poezji epickiej tę niedogodność, iż jako zamknięta w sobie całość, zmusza poetę do zamknięcia myśli w małych, równomiernych okresach. Gdy treść jest zbyt obszerną i obfitą, musi poeta przenieść ją i do następnej zwrotki, nie kończąc zdania z końcem czwartego wiersza; jeżeli zaś nie starczy myśli na wypełnienie czterech długich wierszy, rozwadnia ją, rozwija nad potrzebę lub wypełnia wiersz czwarty zdaniem wtrąconem, które zwykle jest zapowiedzią tego, co ma w przyszłości nastąpić, – subiektywnem zdaniem, przerywającym tok naturalny obiektywnego opowiadania. Tych niedostatków nie uniknęli i inni epicy, którzy dla swych poematów wybrali formę zwrotki zamiast ciągłego opowiadania, jak Tasso i Ariosto, podczas gdy epopeje greckie, starofrancuskie, nasz Pan Tadeusz i inne, nie krępując się ścisłą formą zwrotki, mogą utrzymać jednostajny ton i tok naturalny opowiadania, nie wysuwając co chwila osobistości poety. W moim przekładzie zachowałem dokładnie podział zwrotek, zamykając w zwrotce polskiej zawsze myśl zwrotki oryginalnej; znajdzie też w nim czytelnik ślad tych wstawek i zdań wsuniętych, które są charakterystyczną cechą poematu. Wiersz obrałem trzynastozgłoskowy, jako najbardziej zbliżony do wiersza oryginału, a w naszej poezji powszechnie przyjęty; rym męski, niezmiernie trudny i nienaturalny w języku polskim i w poemacie tych rozmiarów, zastąpiłem rymem żeńskim.

_________________________

Tło historyczne poematu nie jest jednolite. Wielkie przewroty i zmiany, które stanowią przełom między dziejami starożytnemi a wiekami średnimi, zmiana rozsiedlenia ludów prawie w całej Europie, wielkie pochody i wyprawy, napady, wędrówki ludów, – oto tło i motyw akcji. Ale dla poety dwunastego wieku nie rozścielał się jeszcze tok wydarzeń na szereg kilku stuleci, nie miał on przed sobą obrazu jasnego tych pochodów, wstrząśnień, przewrotów, miał tylko fantastyczny obraz nadzwyczajnych wypadków, zgrupowany w wyobraźni ludu około kilku wybitnych nazwisk, kilku nadzwyczajnych postaci. Podanie ludowe łączyło w jednę całość dawne mityczne tradycje, sięgające czasów przedhistorycznych, z postaciami historycznemi, które w tem towarzystwie wyrastały na półbogów; wyobraźnia szukała związku między wydarzeniami, dorabiała go, biorąc wątek z klechd i podań, a z czasem urastała z tego całość, dziwna mieszanina historii, mitologii i fantazji. Anachronizm, dzisiaj jaskrawy dla nas i nienaturalny, nie raził i nie mógł razić wcale w czasach, w których nie rozgmatwano jeszcze kłębka wydarzeń; naiwna poezja ludu zestawiała z sobą wypadki i postacie o kilka wieków od siebie odległe. Attyla (Ecel) i Bleda (Bledelin) są w niniejszym poemacie współczesnymi Teodoryka, króla wschodnich Gotów, który żył później o jedno pokolenie, obok nich staje biskup Pilgrym z Passowy, żyjący w X wieku, wpleciony tu już zapewne nie przez podanie, ale przez autora, – zaś z temi historycznemi postaciami łączą się postacie mityczne, których ślad odnajdujemy w mitologii skandynawskiej, mianowicie w dawniejszym, prozaicznym zbiorze podań, Eddzie starszej, osnutej na tle dawnych pieśni. Temi postaciami są: Zygfryd, bohater frankoński, Brunehilda, królowa Islandii (w dawniejszych pieśniach Walkyra), królowie burgundzcy, Hagen, Krymhilda.

Wszystkie te postacie zżyły się w wyobraźni ludu, zmieszane z sobą w jednę całość, były przedmiotem podań i pieśni, a poeta czerpał z nich swobodnie, – wiedząc, iż zrozumie go naród, chociaż nie dopowie, nie dośpiewa mu wszystkiego. Treść nie była jego własnością, ale jedynie sposób opracowania. Stąd też znajdujemy dzisiaj w poemacie o Nibelungach kilka rzeczy, kilka wypadków, z których nie możemy zdać sobie sprawy, jeżeli nie zaglądniemy do innych źródeł, które mogą zagadkę rozwiązać.

Taką zagadką jest dla nas naprzód sama nazwa Nibelungów. Nibelungami zowią się książęta i rycerze, zamieszkujący kraj obszerny i strzegący skarbu w jaskini. Nibelungiem staje się frankoński Zygfryd, gdy zabił książąt Szilbunga i Nibelunga i posiadł ich skarb. Nibelungami nareszcie nazywa poeta Burgundów, gdy zabili Zygfryda i skarb sobie przywłaszczyli, a potem zatopili w Renie. – Drugą zagadką jest dawniejszy stosunek Brunehildy do Zygfryda, widoczny z zwrotek części VI – jej niechęć ku niemu, a nareszcie straszna nienawiść, która się staje przyczyną śmierci bohatera. Trzecim tajemniczym punktem jest narzekanie Krymhildy i jej dopytywanie się o skarb, który ją więcej zajmuje niż zemsta za męża.

Te zagadki rozwiąże nam przytoczenie następującego streszczenia podań o Zygfrydzie, zawartych w Eddzie (Volsunga Saga).

Sigurd (w poemacie Zygfryd), syn Zygmunta, wychowuje się u mądrego i zręcznego kowala, Reigina i wyrasta na dzielnego, bohaterskiego młodzieńca. Reigin, któremu niegdyś brat Fafnir wydarł był dziedzictwo ojcowskie, namawia Sigurda do zabicia Fafnira. Z mieczem, zwanym Gram, w dłoni i na koniu Grane, przez Odina darowanym, wyrusza młodzian przeciw Fafnirowi, który w postaci smoka strzeże niezmiernego skarbu, zwanego skarbem Nibelungów. Trzej bogowie Odin, Loki i Hönir wydobyli niegdyś skarb z głębi (Niflheim – głębina, kraj mgły, kraj umarłych; mieszkańcy tegoż – niflungar, Nibelungi), lecz musieli go oddać Hreidmarowi, ojcu Reigina i Fafnira, za zabicie trzeciego syna Ottera (wydry), rzucając nań przekleństwo, iż to złoto każdemu, kto je posiędzie, śmierć przyniesie. Pierwszego posiadacza tego skarbu na ziemi, ojca swego, zabili Reigin i Fafnir z chciwości. Sigurd zabija drugiego posiadacza, Fafnira, pije krew serdeczną smoka i rozumie nagle mowę ptaków, które mu radzą, ażeby zabił Reigina, gdyż ten czyha na jego życie. Ścina więc głowę Reiginowi, skarb ładuje do dwóch skrzyń i przywiązuje do konia. Powracając napotyka w drodze zamek, otoczony płomieniem; przejeżdża przez płomień i znajduje w zamku uśpionego wojownika, zdejmuje mu hełm i poznaje, że to kobieta w zbroi. Zbudzona opowiada mu, że jest dziewicą walk, Walkyrą Brynhildą (Brunehilda w poemacie), którą Odin zakłuł cierniem i w sen pogrążył za to, iż w walce, wbrew jego woli, śmierć na pewnego rycerza zesłała. Odtąd nie ma już walczyć, lecz ma poślubić rycerza, który nie zna trwogi. Wkrótce łączy się Sigurd z Brynhildą przysięgą wiecznej miłości i wierności. – Po niejakim czasie udał się Sigurd z skarbem do pewnego króla nad Renem i zawarł przyjaźń z jego trzema synami (w podaniu Gunnar, Högni i Guthorm, w poemacie Gunter, Gernot, Gizelher i ich rycerz Hagen). Siostrę ich Gudrunę (w poemacie Krymhilda) trapią sny złowrogie, matka jej radzi, by Zygfrydowi podała napój zapomnienia, – Zygfryd wychyla róg tego płynu, zapomina przysiąg, które go łączą z Brynhildą i żeni się z Gudruną, Gunnar zaś, najstarszy z jej braci, chce pojąć Brynhildę za małżonkę; Sigurd, przybrawszy postać Gunnara przeskakuje przez płomień około zamku i w jego imieniu bierze Brynhildę za żonę. Podczas wesela Gunnara z Brynhildą, budzi się w Zygfrydzie wspomnienie dawnych przysiąg, jednak milczy.

Pewnego dnia idzie Gudruna z Brynhildą do Renn, by obmyć sobie włosy. Tam rozpoczyna się spór o wartość i godność małżonków, a w sprzeczce powiada Gudruna, że Sigurd za Gunnara przez ogień przejechał i pojął Brynhildę za żonę. Brynhilda myśli o zemście, żąda od męża i krewnych, by zabili Sigurda. Zrazu opierają się, lecz przystają wreszcie na jej usilne żądanie; Guthorm ma zamach wykonać. Dwa razy odstraszyły go błyszczące oczy Sigurda; za trzecim razem, gdy go znalazł we śnie, zabija go u boku Gudruny. Z narzekań wdowy śmieje się Brynhilda. – Gudruna siedzi w smutku nad zwłokami Sigurda, lecz Brynhilda, ukarawszy wiarołomnego kochanka, nie pragnie niczego więcej w życiu i zabija się.

Wkrótce potem wychodzi Gudruna powtórnie za mąż. Małżonkiem jej jest Atli (w podaniu brat Brynhildy, w poemacie Attyla, Ecel, król Hunów). Pragnie on posiąść skarb Zygfryda, który został w poddaniu braci jego żony; zaprasza ich przeto zdradziecko na swój dwór. Gudruna nadaremnie ostrzega ich pismem runicznem, które dała posłom. Bracia przyjeżdżają; gdy Atli żąda skarbu, chwytają za broń, lecz w walce giną wszyscy. Mszcząc się za śmierć braci, zabija Gudruna swoje i Atlego dzieci i małżonka swego, podpala zamek, a sama rzuca się w morze.

Oto zarys zdarzeń, jak je podanie opowiada. Wyjaśnia się stąd najprzód znaczenie skarbu. Złoto budzi niepomierną żądzę ludzi i przynosi zgubę temu, kto je posiada; złoto jest przekleństwem, przez nie ginie Hreidmar, Fafnir, Reigin, Sigurd, bracia Gudruny i Atli; kto skarb posiędzie, staje się Nibelungiem, mieszkańcem Niflheimu, poświęconym śmierci. Dlatego nazwisko to przechodzi na każdego posiadacza skarbu. Twórca poematu Niedola Nibelungów przenosi też tę nazwę z jednych osób na drugie, ale nie tłumaczy powodu, bo tłumaczyć go nie potrzebował, skoro każdy z jego słuchaczy świadom był właściwego związku.

Również dawniejszy stosunek Brunehildy do Zygfryda, niejasny w poemacie, dopiero z tego podania wysnuwa się jasno i tłumaczy bieg wypadków. Nie jest on epizodem tylko, ale integralną częścią i motywem akcji, chociaż poeta usunął wiarołomstwo z ram swego opowiadania, nie chcąc obniżać moralnej wartości bohatera i zaćmiewać jasnej jego postaci.

Demoniczne rysy Sigurda zatarły się w poemacie z małym wyjątkiem. Mit o Sigurdzie i Brynhildzie jest tylko fantastycznem rozszerzeniem i uplastycznieniem kilku ważnych myśli i pojęć z starogermańskiego kultu natury; Sigurd jest niejako uczłowieczeniem mitologicznych postaci Baldera, Freyra, a nawet po części Odina; lecz w poemacie ślad boskiego jego początku pozostał tylko w nadzwyczajnej sile, w przymiocie, iż ciała jego miecz przeciąć nie zdoła, i w posiadaniu cudownego płaszcza. Zresztą jest to piękna postać rycerska, a pobudki jego działania leżą nie w demonizmie, lecz w człowieczej naturze. W ogóle poemat odrzuca z podania prawie wszystko, co wybiega nad miarę natury ludzkiej pojętej szeroko; fantastyczny żywioł, trudny do zrozumienia dla ludzi innych pojęć zastępuje pierwiastkiem etycznym, a zachowując bezwiednie prawie główną myśl podania o przekleństwie ciążącem na złocie, wysuwa naprzód myśl inną, na gruncie feudalnego rycerstwa wyrosłą, tj. pojęcie wierności i kolizje wynikające z tego obowiązku. Wierność względem pana lennego, względem przyjaciół, gości, małżonka, wierność posunięta do ostateczności, oto myśl przewodnia poematu. Okazuje się to w postaciach, które poeta sam wprowadził, szczególnie w pięknej postaci margrabiego Rydigera z Bechlarn (XXXVII), która jest własną kreacją autora, w Krymhildzie, Hagenie, Volkerze i innych.

Prócz tych zmian zasadniczych wprowadził poeta także wiele innych, zastosowanych do ducha epoki, w której pisał. Poeci i artyści średniowieczni nie starali się wcale o zachowanie kolorytu właściwego czasowi i miejscu, które przedstawiali; anachronizm chronologiczny nie raził ich, równie jak anachronizm w stopniu cywilizacji. Jak przedtem (w IX wieku) twórca poematu Heliand (Zbawiciel) nadaje Chrystusowi znamiona dobrego, lecz potężnego niemieckiego króla, a Izraelitom w Palestynie bez walania każe zachowywać niemiecki obyczaj i sposób życia, jak później Łukasz Cranach postacie ewangeliczne przedstawia na swych obrazach w szatach swego czasu i kraju, – tak i twórca Pieśni o Nibelungach nie widzi w tem żadnej sprzeczności, iż Zygfryd, Brunehilda, królowie burgundzcy, Rydygier, Dytrych są chrześcijanami, pełniącymi pilnie przepisy kościelne. Tylko Ecel (Attyla) jest poganinem, ale szanującym chrześcijaństwo, pełnym tolerancji i wyrozumiałości religijnej; pozwala on nawet ochrzcić swego syna, urodzonego z matki chrześcijanki. Wprawdzie spod pokostu cywilizacji chrześcijańskiej wygląda czasami i wybucha pierwotna dzika natura, wprawdzie zabytki zabobonów i dawnych wierzeń i przesądów widać obok naiwnej, dziecięcej wiary, ale o ile to z jednej strony jest naturalne i usprawiedliwione w społeczeństwie niedawno nawróconem, o tyle z drugiej strony uznać w tem należy nie zamiar poety, lecz mimowolnie przejęte rysy dawniejszych podań. Okres wojen krzyżowych, a do drugiej części poematu walki toczone w kraju dawniej przez Hunów, a w czasie powstania poematu przez Węgrów zamieszkanym, wywarły też wpływ znaczny na koloryt epopei.

Z tem wszystkiem, mimo różnorodności żywiołów, sprzężonych tu i związanych fantastycznie, mimo rozmaitości treści, wziętej z podań, opowiadań, własnego doświadczenia poety i z jego wyobrażeń, poemat ten sprawia wrażenie jednolitej całości, a zasługa w tem twórcy, który objął myślą i w logiczny ciąg zdarzeń przelał mozaikę ludowych pieśni. Budowa tej epopei dowodzi, iż czasy owe miały trafne poczucie artystycznej całości i perspektywy, nieświadome zapewnie, a tkwiące w pojęciu poetycznego tworzenia. Stosunek epizodów do głównego wątku opowiadania, harmonijny rozkład treści, grupowanie osób i wypadków, okazują genialną poetyczną naturę, a poemat ten stawiają w przednim szeregu arcydzieł literatury powszechnej. Dzisiaj jest to już rzeczą powszechnie uznaną, a dowodzą tego między innemi liczne przekłady na język nowoniemiecki, jako też przekłady na język francuski, włoski, angielski i węgierski.

W r. 1831 pojawił się pierwszy przekład polski A. Szabrańskiego (w Bibliotece Najcelniejszych Utworów Literatury Europejskiej), lecz jest on raczej parafrazą oryginału.

Przekład niniejszy jest pierwszym wiernym przekładem polskim, a starałem się w nim nie tyle o wierność słów, ile o wierność myśli i kolorytu; pragnąłem literaturze naszej przyswoić jedno z arcydzieł obcych w formie takiej, która nie zrażałaby czytelna dziwacznością i nie była dlań zupełnie obcą.

Pierwsze wydanie tego przekładu wyszło przed dziesięciu laty w Warszawie; niniejsze (drugie) wydanie jest niewiele zmienione.

Lwów w grudniu 1893 r.

Dr Ludomił German

Niedola Nibelungów

_______

Sen Krymhildy

Prawią nam stare pieśni o przeszłości cudach:

O bohaterach słynnych, o znojach, o trudach,

O godach i rozkoszy, o łzach i boleści,

O bojach i zapasach – słuchajcie powieści!

Niegdyś w Burgundii śliczne dorastało dziecię

Krwi królewskiej, – Krymhilda. Żadna jej na świecie

Nie dorówna urodą, co z latami rosła –

A potem mężom tylu zagładę przyniosła.

Niejeden chrobry rycerz na ślubne kobierce

Pragnął ją poprowadzić, pozyskać jej serce,

Bo urocza jej krasa każde oko pieści

A cnoty zdobić mogą cały ród niewieści.

Trzech ją braci chowało: króle możni, sławni,

Gunter i Gernot, obaj wojownicy sprawni,

I Giselher, młodzieniec pełen męskiej cnoty;

Miała w nich i opiekę, i siostry pieszczoty.

Ród to zacny, wysoki, a serca wspaniałe, –

Sił wszelakich dostatek, męstwo też zuchwałe, –

Królowali w burgundzkiej ziemi, a stoczyli

Cudowne potem boje w krainie Attyli.

W Wormacji stał nad Renem zamek ich potężny –

Z lennych włości rycerzy garnął się huf mężny,

Do grobu wiernie służąc, męże dumni, butni.

– Zginęli potem marnie dla dwóch kobiet kłótni. –

Z możnej się i bogatej porodzili matki

Uoty; ojciec Dankrat nie żył, – więc dostatki

Wzięli po nim, – a pan to możny był i śmiały

I za młodu rozgłośnej dobił się już chwały.

Trzej króle, jako rzekłem, i męstwem i siłą

Słynęli, a w bojowej drużynie służyło

Rycerzy mężnych grono, poczt chrobry i dzielny,

Co bez trwogi, bez drżenia szedł na bój śmiertelny.

Więc był tam Hagen z Tronje, był i Dankwart żwawy,

Brat jego, był i Ortwin – w Metzu miał dzierżawy –

Byli Gere, Ekewart, obaj margrabiowie,

Volker z Alzejie, dzielny rycerz, co się zowie.

Rumolt, kuchmistrz koronny, mąż chrobry, odważny,

Sindolt i Hunolt zasię mieli urząd ważny:

Urządzali biesiady, przyjęcia na dworze;

A tylu innych jeszcze któż wyliczyć może?

Marszałkiem był ów Dankwart, a u króla stołu

Stawał Ortwin podstoli, służył z nim pospołu

Sindolt, podczaszy króla, Hunolt dbał o szatnią;

Więc dwór królewski jaśniał poczestnie, dostatnio!

Lecz kto by opowiadać chciał o ich przymiotach,

O mocy i potędze, o rycerskich cnotach,

Jakiemi aż do skonu jaśnieli królowie,

Nie skończy nigdy, ani godnie nie opowie!

Śniło się raz Krymhildzie, iż jej ulubiony

Sokół, ptak śliczny, dziki, morderczemi szpony

Dwóch orłów padł zabity, rozdarty boleśnie:

Pierwsza to boleść w życiu spotkała ją we śnie.

W trwodze do matki bieży, pyta, co to znaczy?

A matka sen złowieszczy ze smutkiem tłumaczy:

˝Twój sokół to małżonek przyszły, córko luba,

Lecz go – niech Bóg odwróci! – wczesna czeka zguba!˝

˝Nie mów, matko, o mężu! Błaga cię twe dziecię –

Nie, mów! ja nie chcę poznać miłości na świecie!

Chcę pozostać tak piękną, aż mnie w grób położą –

Rycerze swą miłością przerażają, – trwożą.˝

˝Nie zarzekaj się, dziecię, męża i zamęścia!

Jeżeli chcesz na ziemi zakosztować szczęścia,

Da ci je męża miłość! Nie stracisz urody,

Gdy cię swą żoną nazwie mąż piękny i młody!˝

˝O, nie mów tego! – rzekła – nie mów, matko luba!

Iluż to niewiast przykład poucza i zguba,

Jak miłość troską ciężką trzeba w końcu płacić;

Wolę obu nie poznać, i szczęścia nie stracić!˝

Miłość obcą jej była, – nie w myśli małżonek –

Spokojnie żyła, płynął jej za dzionkiem dzionek,

A serce dla nikogo raźniej nie uderza.

Przecież została potem małżonką rycerza.

Jak sen proroczo wieścił, sokół to był żwawy!

Straciła go, lecz pomsty podjęła się krwawej

Na zabójcach, na własnej mściła go rodzinie:

Za jego krew – strumieniem krew rycerska płynie.

O Zygfrydzie

Kędy Ren się do morza toczy przez Żuławy,

Stał niegdyś zamek Santen, gród rozgłośnej sławy,

Tam rósł Zygmunta króla dziedzic urodziwy,

Syn Zygelindy, pani możnej a cnotliwej.

Zygfryda nosił miano królewicz on śmiały.

Dalekie, obce ziemie imię to poznały,

Bo duch rycerski wszędzie szukał zapaśników.

W Burgundii jeno godnych znalazł przeciwników.

Kiedy w kwiecie młodości był królewicz, ano

Cuda o nim i dziwy w świecie powiadano:

Sławiono piękność, siłę, rycerskie zalety;

Przepadały też za nim z miłości kobiety.

Ojciec go chował, jako królowi przystało –

A w młodzieńcu cnót było wszelakich niemało:

Okrył sławą szeroko ojcowskie dzierżawy,

Że wszędzie tak się stawił, jako rycerz prawy.

Dorósł już lat, iż mógł się pokazać na dworze.

Ludzie go pokochali, a serduszko może

Niejedno pragnie, aby pozostał tu stale.

Że ma miłość i względy, widział doskonale.

Nie spuszczano go z oka, a stroje i szaty

Dawała matka, dawał król Zygmunt bogaty;

Osiwiali go męże ćwiczyli w mądrości:

Więc umiał potem zyskać i ludy, i włości.

Nareszcie już i zbroję mógł udźwignąć snadnie,

Bo siłę miał po temu, a nosił się składnie;

Budziła się już w duszy myśl o wdziękach dziewic,

A podobał się pewnie każdej cny królewic.

Wtedy król Zygmunt kazał wolę swą objawić,

Że z przyjaciółmi swymi chciałby się zabawić.

Chyżo się wieść rozniosła w ziemie okoliczne,

Bo Zygmunt dawał konie, szaty, dary liczne.

A kazał król zaprosić na rycerskie gody,

Kędy był tylko jaki szlachecki syn młody

Pokrewny rodem, aby z Zygfrydem pospołu

Przyjął miecz i ostrogi, i gościł u stołu.

Radosne były gody a sute przyjęcie!

Zygmunt i Zygelinda mogli przy tem święcie

Cześć pozyskać, bo byli znani z łaskawości,

Więc zewsząd do nich jadą całe tłumy gości.

Młodzi rycerskiej było w Zygfryda orszaku

Czterysta, jednej barwy i jednego znaku;

Trudziły się też długo dziewki, białogłowy,

Dla miłości Zygfryda szyjąc złotogłowy.

I zdobiąc je wstęgami, drogimi klejnoty

Dla młodych, butnych zuchów. – Dość było roboty!

A król kazał dla gości pozastawiać ławy:

Na zwrot słońca rozpocząć miały się zabawy.

Razem szło do kościoła cnych pacholąt grono

I rycerzy wytrawnych; jako im służono,

Tak i oni wyrostkom bez sromu służyli,

A mieli stąd uciechy dość i krotochwili.

Najprzód Bogu na chwałę msza się śpiewa święta,

A już garną się tłumnie młode pacholęta,

By zyskać cześć rycerską u świętych ołtarzy

W takim dniu, co się znowu nieprędko wydarzy.

Potem na dwór królewski pobiegli do koni,

Harc zawiedli rycerski, a od szczęku broni

Zagrzmiały mury grodu i pałacu ściany

Trzask, zgiełk, chrzęst, tętent koni wszczął się niesłychany.

I starzy już wojacy i rycerze młodzi

Gonili wręcz na ostre, a który ugodzi

W tarcz przeciwnika całym zapędem, w tej walce

Kruszy kopie i rzuca przed pałac kawalce.

Prosił król, by zaprzestać: odwiedziono konie

A tarcze potrzaskane i rzędy, i bronie

I kamienie szlachetne walały się w trawie,

Co z puklerzy wypadły w gorącej rozprawie!

Czas było zjeść i wypić, więc gości gromadę

Na ławach zasadzono, zaczęto biesiadę –

Gną się stoły zastawne, wino krąży stare –

Czego jeno kto pragnął, dostawał nad miarę,

A chociaż przez dzień cały zabaw było wiele,

Spocząć gościom i w nocy nie dali minstrele;

Sowicie król obdarzył wędrowną drużynę,

A pieśni jej sławiły Zygmunta gościnę.

Zygfryd za ojca wolą obdarzał lenników

Po zwyczaju grodami, ziemią; rówieśników,

Co z nim razem rycerskie przyjęli ostrogi,

Obdarzył najwspanialej. Nie żal było drogi!

Tydzień trwała zabawa i huczna ochota,

Królowa też otwarła skrzynie pełne złota,

I dla syna miłości, dzieliła dostatki,

By go ludzie kochali, pomni darów matki.

Kto przybył z niczem, do dom wiózł dary sowite:

Konie z rzędem król dawał, zbroje, szaty lite,

Jak by myślał, że życia na jutro nie stanie;

Pełnemi też rękami dawali dworzanie.

Wreszcie hucznie, wesoło skończyły się gody.

Panowie między sobą mówili, że młody

Królewicz będzie dla nich pożądanym panem;

Ale nie takie myśli miotały młodzianem.

Póki życia rodzicom, nie chciał syn na tronie

Zasiadać, ani włożyć koronę na skronie;

Tej jeno pragnął władzy, by mu było danem

Gromić przemoc, a bronić kraju, gdzie był panem.

Jak Zygfryd przybył do Wormacji

Żył młodzieniec bez troski, żył w szczęściu, swobodzie,

Aż posłyszał o owej przecudnej urodzie

Królewny ziem burgundzkich. Jej to wdzięki potem

Raj mu i zgon przyniosły za losu przewrotem.

Głośną była jej piękność, a każdy powiada,

Iż w pięknej główce miała rozumek nie lada

I serca zalet wiele; więc się też wybiera

Zalotników bez liku do kraju Guntera.

Lecz chociaż przy niej gachów kręciło się mnogo,

Nie skłoniło się dziewczę jeszcze do nikogo,

Bo miłość nie zbudziła się w dziewiczem łonie:

Daleko był jej przyszły jeszcze, w obcej stronie.

Ale już mu miłosne śniły się pieszczoty –

Wobec nikogo cóż inne znaczyły zaloty?

On musiał zdobyć każde serce, każde wdzięki!

Potem mu i Krymhilda nie wzbroniła ręki.

Miłości nie zażegnasz, gdy się ozwie w łonie:

Więc radzili mu krewni, by myślał o żonie,

By sobie jednę wybrał pośród grona dziewic,

˝Więc wybieram Krymhildę!˝ – zawołał królewic.

˝Jej piękność po wszej ziemi rozgłośną brzmi chwałą,

Chlubi się kraj burgundzki jej krasą wspaniałą –

I cesarz, władca świata, mógłby ją bez sromu

Rozkochany, jak żonę wprowadzić do domu˝.

Wnet się wieść o tych słowach do króla doniosła,

Dwór ją cały powtarzał, a w ustach wciąż rosła; –

Strapił się ojciec bardzo, bo syna zapały

Może mu wiekuistą zgubę gotowały.

A matkę Zygelindę zdjęła także trwoga

O syna, i przygniotła troska ją złowroga:

Znała męstwo Guntera i rycerskie cnoty

Jego druhów. – Zaczęli ganić te zaloty.

Ale Zygfryd do króla rzekł: ˝Ojcze i panie!

Więc mnie chyba w samotnym przyjdzie umrzeć stanie,

Bo ją kocham, a serce jeno dla niej bije!

Czego pragnę, nie zmienią nagany niczyje!˝

˝Ha, jeśli taka wola – rzekł ojciec nareszcie –

Toć chwalę taką stałość ku pięknej niewieście

I pomocy nie wzbronię, ile siły służą –

Lecz pomnij, Gunter dzielnych junaków ma dużo.

A choćby tam był tylko jeden Hagen śmiały,

Toć to wojownik butny, dumny i zuchwały –

I boję się, że sprawa nie pójdzie ci składnie,

Że nam twoich zalotów żałować wypadnie!˝

˝Żałować? – krzyknie Zygfryd – toć niedoczekanie!

będę prosił, – gdy prośbie zadość się nie stanie,

Dobędę miecza, męstwa złożę im dowody.

I zabiorę, co zechcę, i ziemie i grody!˝

˝Po cóż te groźby? – ojciec niechętnie odrzecze,

Gdy tam powiedzą, że ci w głowie walki, miecze,

Nie wiałbyś pewnie po co jeździć do Guntera.

Znam go z dawna i brata jego, bohatera.

Siłą nie weźmiesz siostry tym wężom walecznym,

Nie zda się krzyk, ni groźba. Lecz jeśli statecznym

Sposobem chciałbyś jechać do króla w gościnę,

To ci zbiorę życzliwych rycerzy drużynę!˝

˝Ja sam przecież nie myślę zaraz bójki zwodzić –

Rzecze Zygfryd – i na to huf rycerski wodzić;

Przecież wojny o pannę wieść nie mam ochoty,

Ni z mieczem w dłoni moje poczynać zaloty!

Jeśli zaś walczyć przyjdzie, sam pójdę i na stu!

Rad bym przecież w orszaku mieć zuchów dwunastu,

Dajcież mi tylu, ojcze!˝ Więc druhom wyprawy

Kazał król wydać błamy i sukna postawy.

A już się do królowej doniosła nowina

O śmiałem przedsięwzięciu, więc ją o los syna

Zdjęła trwoga, bo znała Burgundów zuchwałość,

I w komnacie niewieściej wszczął się płacz i żałość.

Zygfryd młody co prędzej do matki pospieszył,

Zastał ją w łzach i troskach, więc z uśmiechem cieszył:

˝Matko, po cóż te płacze i niewczesne trwogi?

Znasz mnie przecie? Mnie żadne nie przestraszą wrogi!

Raczej mi na wyprawę racz sposobić odzież,

Byśmy w burgundzkiej ziemi, ja i moja młodzież,

Mogli wystąpić jako dostatni rycerze,

A wdzięczny za te trudy podziękuję szczerze!˝

Więc matka wreszcie rzecze: ˝Kiedy wola taka,

Cóż robić? Nie poskąpię szat dla jedynaka

I przystroję was pięknie, ciebie i drużynę,

I dam zapas na drogę w daleką krainę!˝

Skłonił się matce Zygfryd: ˝Nie chcę ja orszaków

Licznych, ni wielkiej służby, tylko cnych junaków

Dwunastu, a tych, matko, szaty miej w pamięci,

Bo rad bym wnet obaczyć, jak się sprawa święci!˝

Wnet zasiadły niewiasty i w nocy, i we dnie

Bez spoczynku nad igłą, – szyły niepoślednie

Stroje dla królewicza, a był zapas duży, –

Bo go nie mogło odwieść nic od tej podróży.

Król Zygmunt zaś ozdobne rozkazał dać zbroje,

Kiedy z ojczystej ziemi mieli jechać woje, –

Więc rozdano drużynie pancerze błyszczące

I szyszaki stalone i puklerze lśniące.

A kiedy już zabłysnął poranek wyprawy,

Znowu w sercach się troski wszczęły i obawy,

Czyli kiedy w ojczyste powrócą rubieże.

A tam szaty i zbroje ładują rycerze.

Mieli rumaki dzielne i rzędy złociste,

Dusze pełne odwagi i miny sierdziste, –

Niełatwo byś dzielniejszych poczt zebrał junaków! –

Już chciał się żegnać Zygfryd i dosiąść rumaków.

Jeszcze go chciał wstrzymywać król i we łzach matka,

Lecz Zygfryd przy zamiarze wytrwał do ostatka

I pocieszał strapionych: ˝Otrzyjcie łzy, mili,

O mnie trwożyć się przecież nie trzeba ni chwili!˝

Żal ścisnął mężów serca, niewiasty płakały,

Snać im serca przeczuciem wieszczem powiedziały,

Że wyprawa ta wielu przetnie życia wątek.

– Płacz był słuszny, bo nieszczęść i łez tu początek.

Siódmego dnia już konie po nadreńskim piasku

Stąpały ku Wormacji. W pozłocistym blasku

Lśnił dzielny poczt Zygfryda, błyszczał rząd bogaty,

Spokojnie a wspaniale sunęły bachmaty.

Świecą się w słońcu jasno szerokie puklerze,

Błyszczą hełmy ozdobne. – W Guntera rubieże

Wjeżdża dworno i huczno Zygfryd, wojak śmiały, –

Nigdy tu nie zajeżdżał poczt tak okazały.

Ku ostrogom się ostre zwieszały koncerze,

W rękach długie oszczepy dzierżyli rycerze

A Zygfryda kopia gruba na dwie piędzie

Z ostrym grotem, – straszliwe śmierci to narzędzie.

W ręku wodze złociste, – bogate, jedwabne

Na koniach napierśniki, – stroje sute, zgrabne –

Ludzie gapią się wszędzie, patrząc na rycerzy,

A na ich powitanie liczny orszak bieży.

Dzielnych wielu przypadło dworzanów do gości

I witało imieniem Ich królewskich Mości –

– Tak wymaga obyczaj, – zaczem z koni zsiedli,

A tamci już im tarcze zdjęli, inni wiedli

Konie, by odpoczęły po podróży długiej,

Ale Zygfryd zuchwały zawołał na sługi:

˝Niech tu mój koń poczeka i rumaki rzeszy!

Nie zabawim się długo, – w drogę nam się spieszy.

Ale kto tu znajomy, niech mi nie odmówi

Rady, gdzie pokłon oddać możemy królowi

Gunterowi, co krajem tym potężnie włada?˝

Aż jeden, co mu dobrze znane to, zagada;

˝Chcecie króla obaczyć? W onej wielkiej sali

Widziałem go, a kołem z nim pozasiadali

Męże rycerscy, – poznać możecie niemało

Bohaterów tej ziemi. Idźcie jeno śmiało!˝

A już się i do króla doniosła wieść chyża,

Że się orszak rycerski do grodu przybliża,

W zbroi złotem kapiącej i w szacie wspaniałej,

Obcy pewnie, bo nikt ich nie zna w ziemi całej.

Zadziwił się król Gunter, z jakiej by to ziemi –

Rycerze przybyć mogli z szaty bogatemi

I strojno tak i zbrojno, pocztem okazałym;

Próżno pytał, nie wiedział nikt na dworze całym.

Jeno Ortwin, pan z Metzu, mąż dzielny bez miary

I bogaty, tak rzecze: ˝Niechaj Hagen stary,

Co mi wujem, przybędzie, to nam pewno powie,

Czego dworscy powiedzieć nie mogą panowie.

On zna postronne ziemie, niechajże obaczy

I powie nam, czy poznał tych obcych siłaczy!˝

Więc król co żywo gońca po niego wyprawił

A wnet Hagen ze swymi na dworze się stawił

I pytał, czem królowi przysłużyć się może.

– ˝Obcy jacyś rycerze są na moim dworze,

Nikt ich nie zna: wy pewnie, Hagenie, powiecie,

Co to zacz, boście wiele bywali po świecie!˝

– ˝Dobrze!˝ – rzekł Hagen krótko. Do okna się zwrócił,

Gdzie owi goście stali, szybko okiem rzucił,

Spodobały się rzędy i szaty ich świetne,

Ale obce mu były postacie szlachetne –

I rzekł: ˝Skądkolwiek nad Ren losy ich przyniosły,

Pewnie to są książęta lub książęce posły,

Konie mają przecudne i wspaniałą odzież,

Jaki bądź kraj ich rodzi, dostojna ta młodzież!

A jak mi się z postawy widzi i ich wzięcia,

Chociaż nigdym Zygfryda nie widział książecia,

Przecież i po postaci, i chrobrej drużynie,

Zda mi się, że ten rycerz do nas przybył ninie.

Dziwne on nam ze sobą przynosi nowiny!

On to zajął bogate Niblungów dziedziny

I zabił Nibelunga, i Szilbunga księcia

I cuda męstwa zdziałał od jednego cięcia.

Raz się wybrał bez służby i bojowych druhów,

A w podróży obaczył, jak to wiem z posłuchów,

U stóp wysokiej góry orszak mu nieznany,

Tam, gdzie skarb Nibelungów leżał zakopany.

Właśnie powynosili skarby te niezmierne,

Z jaskini, gdzie ich dotąd strzegły straże wierne,

I królewską spuściznę mieli dzielić całą;

Zygfryd patrzył się z boku i dziwił niemało.

Zbliżył się wreszcie do nich, niebawem rycerze

Ujrzeli go, a jeden zaraz głos zabierze:

Patrzcie, to siłacz Zygfry z Żuław, rycerz prawy!

Dziwne go między nimi czekały rozprawy.

Nibelung go i Szilbung uprzejmie przyjęli,

A za radą lenników usilnie poczęli

Prosić, by, co ma każdy z skarbu wziąć, przeznaczył.

Błagali go gorąco, – nakłonić się raczył.

Więc do działu się wzięli. A mówią powieści,

Że sto wozów klejnotów i pereł nie zmieści,

W zasiekach też leżała złota moc potężna. –

Wszystko miała Zygfryda dzielić ręka mężna.

Trud był wielki z podziałem; dali mu w nagrodę

Sławny miecz Nibelungów, – lecz książęta młode

Źle wyszli na rozjemcy, bo pod koniec sprawy

Wszczął się spór, – przyszło snadnie do kłótni i wrzawy.

Chociaż mieli przy sobie dwunastu rycerzy

Rosłych i w boju mężnych, Zygfryd gdy uderzy,

Ścielą się duże chłopy trupem, przy nich legło

I siedmiuset z drużyny, co w pomoc przybiegło.

Zygfryd pobił ich mieczem darowanym (miano

Balmunga nosił oręż), więc kiedy poznano

Siłę miecza i jak go dzierży rycerz młody,

Oddali mu i ziemie, i warowne grody.

Bogaci królewicze snem wiecznym posnęli, –

Karzeł Alberyk tylko, gdy inni zginęli,

Chciał pomścić swoich panów, ale poznał snadnie,

Że przed siłą Zygfryda ulec mu wypadnie.

Nie mógł obronić skarbu karzeł on potężny,

Choć jak lew rozjuszony toczył bój orężny,

Musiał oddać zwycięzcy skarbiec on niezmierny,

Także płaszcz dziwnej mocy – oddał sługa wierny.

Kto się walczyć ośmielił, wnet przypłacił głową –

Wreszcie Zygfryd rozkazał skarbiec on na nowo

Zanieść tam do jaskini, skąd go wydobyli,

A karzeł jego sługą stał się od tej chwili.

Przysiągł mu służyć wiernie i pilnować świecie

Skarbu, który mu Zygfryd oddał pod zamknięcie. –

Takich to czynów wiele dokazał, bo siłą

Nigdy może równego na świecie nie było.

Inne też krążą o nim powieści po świecie:

Że ogromnego smoka zabił, mówią przecie;

A że w smoczej posoce skąpał się po szyję,

Skórę ma jak róg twardą, – miecz jej nie przebije.

Radzę przyjąć uprzejmie tego bohatera!

Niech na nas pomsty swojej kiedyś nie wywiera,

Boć to mąż niepośledni, mężny, okazały,

A z czynów swych niemałej doczekał się chwały˝.

Na to król: ˝Łacno wierzę, zaprawdę, twej mowie!

Patrzcie, jak on tam stoi, z nim jego druhowie,

Zda się, że każdej chwili walki się podejmie.

Pójdziemy go na dole pozdrowić uprzejmie!˝

˝Można to iście czynić – rzekł Hagen – bez sromu,

Bo to syn potężnego królewskiego domu!

A widząc jego minę, przysiągłbym na Boga,

Że nie dla żartu do nas wypadła mu droga!˝

Skończył Hagen, a król się zerwie i zawoła:

˝Niechże zasiądzie witeź u naszego stoła,

Bo uczci bohatera burgundzka kraina!˝

I wyszedł król powitać Zygelindy syna.

Uprzejmie pozdrowili i król, i dworzanie

Gości, a takie było serdeczne witanie,

Że Zygfryda od razu za serce chwyciło,

Iż go, choć nieznajomi, tak przyjęli miło.

˝Rad bym wiedzieć – król pytał – z jakiej to przyczyny,

Cny Zygfrydzie, do mojej zjeżdżacie krainy?

Skąd was droga prowadzi, iżeście przybyli

Do Wormacji?˝ – A Zygfryd odpowie tej chwili:

˝Zaraz powiem! Słyszałem już na dworze ojca,

Że nigdzie nie obaczy tęższego mołojca

Nad waszych zuchów. Trudno opowieści wierzyć,

Więc przybyłem przekonać się i z nimi zmierzyć.

Toż i o was mi z dawna powiadano wiele,

Ze żaden król w rycerskim nie sprosta wam dziele,

Po wszystkiej ziemi ludzie lubią o tem gadać.

Więc przybyłem naocznie prawdy się dobadać.

I jam rycerz, i kiedyś mam chodzić w koronie,

Rad bym pokazać ludziom, że po ojca zgonie

Godzien jestem zasiadać na królewskiej ławie;

Toż cześć moją i życie na los walki stawię.

Jeśli w was męstwo takie, jako naród prawi –

Nie dbam, czy komu radość to, czy smutek sprawi,

Do walki was wyzywam! Pójdziemy w zawody,

Gdy was zgromię, zabiorę i ziemie i grody!˝

Król się zdziwił i wszyscy zdumieli rycerze,

Skąd się w onym młodzieńcu zuchwała myśl bierze,

Taka żądza zdobyczy, tak harda przemowa, –

Gniew im lica zapalił, gryzły ich te słowa.

˝Cóżem to ja zawinił – król zawoła żywo –

Abym tracił ojcowską spuściznę poczciwą

Ze wstydem i dlatego, że twa siła znana?

Chybabym był niegodzien rycerskiego miana!˝

˝Próżne słowa! – zawoła Zygfryd – nuż do broni!

Niechże twe ramię kraje i grody zasłoni!

Inaczej biorę wszystko, lecz gdy w walce zginę,

Ty zajmiesz bez oporu całą mą krainę!

Twe dziedzictwo i moje stawmy przeciw sobie.

Kto zwycięży drugiego, weźmie ziemie obie,

I szeroko i krajem, i ludem zawładnie!˝

Ale Hagen i Gernot odradzali snadnie.

Ten wdał się w rzecz: ˝My chcemy panować spokojnie,

Nie pragniemy zdobyczy, nie myślim o wojnie!

Szkoda życia dla łupu. Mamy ziemi mnogo,

Do nas z prawa należy, więcej do nikogo!˝

Rycerze też zaledwie gniew swój hamowali,

A Ortwin z Metzu nie mógł powściągnąć się dalej

I zawołał: ˝Cóż godzić? wszak tu nie ma winy!

Zygfryd wyzwał na rękę królu bez przyczyny!

Ale choćbyście waszej nie mścili urazy,

A choćby Zygfryd rzeszę większą i sto razy

Przywiódł z sobą, niech ze mną spróbuje się śmiałek!

Zmuszę go, by zaprzestał gróźb tych i przechwałek!˝

Zygfryd zakipiał gniewem: ˝Tego by nie stało,

By pierwsze lepsze ramię na mnie się porwało!

Jam z rodu król potężny, tyś królewski sługa.

Stań ty i tuzin takich, gra będzie niedługa!˝

Ortwin rwał się do miecza, bolała go wzgarda, –

Był Hagena krewniakiem, dusza też w nim harda; –

Dziwo, że ten wżdy milczał, choć słyszał te zwady.

Ozwał się tylko Gernot, jedyny do rady:

˝Za gorąco tę sprawę, Ortwinie, bierzecie!

Zygfryd nie chce nas hańbić, ani krzywdzić przecie,

A moja rada taka: zakończmy te waśnie!

A z kłótni szczera przyjaźń niech się zrodzi właśnie˝.

Hagen wtedy się ozwie: ˝Jużci nas nie cieszy,

Owszem przykrem być musi rycerzy twych rzeszy,

Że Zygfryd w naszej ziemi rozpiera się butnie,

Gdy mym panom nie w myśli zajazdy, ni kłótnie!˝

Lecz mężny Zygfryd na to żwawo mu odrzecze:

˝Czy was, panie Hagenie, słowo me tak piecze?

Dobrze! więc wnet pokażę, że mej dłoni siłą

Narobię wam kłopotu, aż będzie niemiło!˝

˝Już ja to załagodzę!˝ – Gernot mu odpowie;

Wdał się między rycerzy, by dać pokój mowie

Zapalczywej, co wszystkim mogła wyjść na szkodę.

Wspomniał sobie i Zygfryd Krymhildy urodę.

Gernot godził zwaśnionych: ˝Cóż to wy myślicie?

Będziem walczyć, rycerzy wielu straci życie, –

Dla nas sławy niewiele, dla was zysku mało!˝

Lecz Zygfryd Zygmuntowic odrzecze mu śmiało:

˝Czemuż Hagen i Ortwin, co takie junaki,

Nie próbują się w walce z swoimi krewniaki?

Znajdą ich tu bez liku, gdy do walki skorzy!˝

Ci milczeli, by kłótni nie rozżarzać gorzej.

Więc Giselher, Uoty ukochane dziecię,

˝Powolne niesiem służby! – rzekł – witajcież przecie!

Miłymi nam tu gośćmi i wy, i drużyna!˝

A z królewskiej piwnicy przyniesiono wina.

Gunter dodał uprzejmie: ˝Co nam nieba dały,

Podzielim chętnie z wami, rycerzu wspaniały!

Dla druha radzi mieniem nałożym i głową!˝

Ostygł Zygfryd, – uprzejmą ujęli go mową.

Więc podróżne zasoby i zapaśne szaty

Z koni zdjęto, do stajni powiedli bachmaty,

Rycerzom co najlepsze rozdano gospody,

W gościnnym kraju gościom nie brakło wygody.

Sute było przyjęcie na królewskim dworze,

Uciech i zabaw wiele, któż policzyć może?

Czczono męstwo Zygfryda; kto go poznał z bliska,

W tym dzielny młodzian pewnie przyjaciela zyska.

Królowie i rycerze bawili się społem,

Ale zawsze przodował przed rycerskiem kołem

Dzielny Zygfryd; o lepsze nikt nie śmiał z nim chodzić,

Czy kamień przyszło rzucić, czy oszczepem godzić.

A kiedy się rycerze wdali między panie,

Poczynając umizgi, żarty, zalecanie,

Tu go wabiły oczka, tam uśmieszek prosił.

Ale on w swojej duszy wyższą miłość nosił.

Do czego zawołano, nigdy się nie lenił,

Ale trwał w swym zamiarze i serca nie zmienił,

A choć nie wiedział o tem, w komnacie niewieściej

Już myśl o nim rozkosznie młode serce pieści.

Bo kiedy po rycersku igrali na dworze

Rycerze i dworzanie, w panieńskiej komorze

Stała w oknie Krymhilda, patrząc na harc żwawy,

A ten widok za wszelkie starczył jej zabawy.

Gdyby przeczuć mógł Zygfryd, że z okna świetlicy,

Patrzą nań piękne oczy nadobnej dziewicy,

Gdyby ujrzeć ją zdołał, tę, co w sercu nosił,

Pewnie by najszczęśliwszym śród ludzi się głosił.

Gdy w rycerskim orszaku kroczył dzielny młodzian

Przez podwórze, młodości świeżą krasą odzian,

Tak śród innych odbijał pięknością i siłą.

Że niejedno serduszko skrycie dlań zabiło.

Ale Zygfryd rozmyślał jeno o sposobie,

By zobaczyć dziewicę, jak poczynać sobie.

Nie znał jeszcze królewny, choć mu była bliska,

Więc tęsknota i miłość serce żalem ściska.

Kiedy możni królowie wyjeżdżali w drogę,

To smutek dręczył znowu Krymhildę niebogę,

Bo i Zygfryd z królami wyjeżdżał pospołu,

Dla niej ani zabiegów szczędząc, ni mozołu.

I rok cały upłynął, odkąd się w krainie

Króla Guntera zjawił, rok bawił w gościnie,

A królewny nie widział, aż mu losu kolej

Przez nią i szczęścia wiele dała i niedoli.

Jak walczył z Sasami

Aliści wieść się dziwna w Guntera stolicy

Rozeszła, że przybyli na dwór z zagranicy

Obcy posłowie, niosąc zapowiedzi wojny

I posmutniał królewski dwór dotąd spokojny.

Przybywali posłowie króla Liudgera

Z ziemi saskiej, możnego wielce bohatera;

Z nim Liudgast, król z Danii, zbierał się na boje

A wiódł w swoim orszaku co najlepsze woje.

Wysłali z zapowiedzią posłów najezdnicy.

Ci tę wieść do Guntera przynieśli stolicy,

A gdy tam posłyszano słowa wojownicze,

Wnet ich na dwór przed króla stawiono oblicze.

Król zapytał uprzejmie: ˝Witajcież na dworze

A powiedzcie, kto taki do mnie o tej porze

Przysłał was, bo mi wasi nieznani panowie!˝

Mówił grzecznie, a przecież bali się posłowie.

I składali się, mówiąc: ˝Jeżeli raczycie

Posłuchać, możny królu, snadnie się dowiecie:

Liudger i Liudgast chcą najechać zbrojno

Wasze kraje i grożą, o królu, wam wojną.

Winy waszej nie znamy, lecz obaj książęta

Wrą na was srogą zemstą, nienawiść zawzięta

Wojną nadreńskiej ziemi grozi, a po temu

Sił im nie braknie! Słowu wierzcie rycerskiemu!

Za dwanaście tygodni mają począć wojnę:

Wiec przyjaznej drużyny zbierzcie hufce zbrojne,

Niechaj ziemi i grodów bronić wam pomogą,

Bo tu pęknie wnet hełmów i puklerzy mnogo.

Ale jeśli układów chcecie, miasto boju,

Raczcie rzec jeno, wtedy waszego spokoju

Nie naruszą, wojennej odstąpią wyprawy,

Którą życiem przypłaci niejeden zuch żwawy!˝

˝Dozwólcie chwilę, zanim wolę mą obwieszczę –

Odpowie król spokojnie – namyślę się jeszcze

I zapytam się wiernej o radę drużyny.

Wszak utaić nie mogę tej przykrej nowiny˝.

Zafrasował się Gunter tą wieścią niemało,

Wżdy milczał, ale w duszy rozważał rzecz całą,

Słał gońce po Hagena, po innych, by orzec

Przyszli, co czynić; słał też na Gernota dworzec.

Przybyli wnet do króla dostojni rycerze,

Zawezwani na radę, a król głos zabierze:

˝Grozi nam wojna wielka, radźcież na to, mili!˝

A Gernot, rycerz dzielny, zawoła tej chwili:

˝Wojna grozi? Toć mamy miecz jeszcze u boku

Nikt śmiercią bez bożego nie padnie wyroku,

Kto ma zginąć, niech ginie, lecz z honoru drogi

Strach mnie nigdy nie zepchnie! Gdzież te nasze wrogi?˝

Ale Hagen do rzeczy nie brał się tak skoro:

˝Liudger i Liudgast wielkie siły zbiorą,

My wici nie zdołamy rozesłać tak snadnie, –

Zresztą – może Zygfryda zapytać wypadnie!˝

Tymczasem posłom w mieście wskazano mieszkanie,

A Gunter prosił, aby uprzejme staranie

Mieć o nich, choć to wrogi, – (powinnością było,

Posłów szanować) – zanim obliczy się z siłą.

Rozmyślał król, co począć, a troska mu czoło

Ciężką chmurą zaległa. Wtem nadbiegł wesoło

Młody Zygfryd, – o wojnie nie słyszał nic jeszcze

I pytał króla, skąd te smutki w nim złowieszcze:

˝Dziwo, że wy, mój królu, pierwszy do zabawy

I wszelakiej ochoty, dla jakowejś sprawy

Oblicze przysłonili czarną smutku szatą!˝

A mądrze mu wytrawny rzecze Gunter na to:

˝Toć nie mogę każdemu mówić, co mnie boli

I dręczy. Temu tylko zwierzam się w niedoli,

Co wiernym zawsze druhem mi i sprzymierzeńcem!˝

Zygfryd bladł, to znów twarz mu płonęła rumieńcem,

Wreszcie rzekł: ˝Jam ni razu nie zawiódł was przecie;

Więc pomogę i teraz, gdy troska was gniecie.

Potrzeba wam przyjaciół? Liczcie na mnie śmiało,

Pomogę wam z honorem zakończyć rzecz całą!˝

˝Niech ci za dobre słowo zapłaci Bóg w niebie!

A chociażbyś mi pomóc nie zdołał w potrzebie,

Dość mi, żeś tak gotowy stać przy mnie w niedoli:

Może Bóg mi się kiedy odwdzięczyć pozwoli.

Teraz powiedzieć mogę, czemu jestem smutny:

Wypowiedział mi wojnę przez posły wróg butny,

Ziemie mi chce najechać, kraj zabrać i grody, –

Takich wieści jam nigdy nie odbierał wprzódy˝.

˝Więc jeno o to chodzi? – młodzieniec zawoła –

Rzućcie precz troski wasze, precz ten smutek z czoła!

Ja wam i sławę zyskam stąd i korzyść mnogą!

Proście jeno rycerzy, niech nam dopomogą.

Choćby wara zagrażało nieprzyjaciół więcej –

I choćby z sobą wiedli trzydzieści tysięcy

A ja tysiąc, nie pokpię sprawy! Za to ręczę!˝

Na to Gunter zawoła: ˝Jakżeć się odwdzięczę!˝

˝Zwołajcie tylko tysiąc walecznych rycerzy, –

Bo ze mną li dwunastu po gospodach leży, –

A bezpieczne wam będą burgundzkie rubieże;

Dłoń moja wiernie w walce usłuży i szczerze.

Niechże Hagen, niech Ortwin w tej sprawie pomoże

Żwawy Dankwart i Sindolt, co na twoim dworze,

I Volker niechaj z nami na wojnę podąży, –

Pojedzie zuch ten przodem, jako nasz chorąży.

A posłowie niech do dom wracają co żywo

Z odpowiedzią, że stawim się im nieleniwo,

O grody zaś nie trwożym się, ni o krainę˝.

Więc król zaraz po krewnych słał i po drużynę.

I Liudgera posły stanęli na dworze,

– Każdy rad był, że cało do dom wracać może,

Jeszcze ich miłościwy król obdarzył hojnie

I dał glejty, by nazad wracali spokojnie.

˝Odpowiedzcie – rzekł Gunter – tym, co was posłali,

By raczej tej wyprawy na mnie zaniechali,

Jeśli zaś wojny pragną, staną hufce chrobre

Druhów przy mnie. Zaczepka nie wyjdzie na dobre!˝

Bogate posłom dano przy odprawie dary,

– A miał ich w swoim skarbcu król Gunter bez miary –

Nie śmieli wzgardzić niemi Liudgera posły

A na myśl o powrocie aż serca w nich rosły.

Kiedy do duńskiej ziemi poselstwo przybyło,

A Liudgast usłyszał, co im się zdarzyło

To nad Renem i z jakim powracają skutkiem,

Harda odpowiedź ciężkim przejęła go smutkiem.

Powiadali posłowie, że w burgundzkiej ziemi

Rycerzy dzielnych mnogo, jeden między nimi,

Zygfryd z Żuław, nad całą góruje drużyną.

Strapił się bardzo Liudgast tą przykrą nowiną.

Więc kiedy wysłuchano opowieści całej,

Nakazał król, by większe hufce się zebrały.

Miał dwadzieścia tysięcy wojaków wytrawnych

Wziąć na wojnę, rycerzy i dzielnych, i sprawnych.

Liudger swoich Sasów zbierał co najwięcej,

Że mieli razem wojska czterdzieści tysięcy

I już na kraj Burgundów wiedli hufce zbrojne,

Lecz i Gunter już wici rozesłał na wojnę.

Wezwał braci i krewnych z swoimi lenniki,

By do boju powiedli swe orężne szyki,

I Hagen przybył z swymi. Gotowy do drogi

Stanął zastęp, zagładę sposobiąc na wrogi.

Więc na wojnę! Gdy w pole ruszyli pochodem,

Przed wojskiem dzielny Volker niósł chorągiew przodem;

Nad Renem, kiedy orszak miał się już przeprawiać,

Hagen z Tronje, mąż dzielny, musiał szyki sprawiać.

Ruszał na boje Sindolt i Hunolt z ochotą,

Pragnąc w walce zasłużyć na Guntera złoto;

Ruszał Dankwart, Hagena brat, i Ortwin śmiały,

Dodając tej wyprawie i blasku, i chwały.

˝Wy zaś zostańcie w domu, królu mój i panie –

Rzecze Zygfryd – boć za was dosyć mężów stanie, –

Więc spokojnie komnaty pilnujcie niewieściej, –

Nie uronim wam ziemi, ni rycerskiej cześci.

A tych śmiałków, co wojną grozili zuchwale,

Zatrudnię w domu! – Chętka odejdzie im wcale,

Gdy ujrzą, że w ich ziemi nasze znaki błysły, –

Wnet się w smutek zamienią harde ich zamysły!˝

Więc znad Renu przez heskie ruszyli rubieże

W kraj Sasów, a pożoga, zgliszcze i grabieże

Znaczyły pochód wojska; rozniosły to wieści –

Obaj królowie ciężkiej doznali boleści.

Przybył poczt na granicę. Pachołków, w tył szyków

Postawiono, a Zygfryd pytał wojowników:

˝Któryż będzie po drodze czeladzią dowodził?˝

– Jeszcze Sasom nikt w boju tak srodze nie szkodził –

˝Niech wiedzie pacholęta – odrzekli rycerze –

Żwawy Dankwart, mąż dzielny, sprawny w każdej mierze!

Ustrzeże nas od szkody, mając baczność pilną,

Niechaj Dankwart i Ortwin obejmą straż tylną˝.

˝A ja zaś – rzecze Zygfryd – pojadę na zwiady,

Aby dostać języka lub trafić na ślady,

I wybadać koniecznie, gdzie te wrogi przecie˝.

Wnet też zbroja okryła Zygelindy dziecię.

Zdał wojsko na Hagena pieczę i Gernota,

Co pierwszy, gdzie rycerska zdarzy się robota;

Sam na zwiady się w saską zapuścił ziemicę

I niejedne dnia tego porąbał przyłbice.

Ujrzał, jak tam na polu roją się niezmierne

Zastępy, – przy nich nikły hufce jego wierne,

Było tam ze czterdzieści tysięcy lub więcej.

Zygfryd cieszył się, boju pragnął najgoręcej.

Od wrogów też się rycerz wysunął na czaty,

W pełnej zbroi rycerskiej, w piękne odzian szaty.

Widział go Zygfryd, tamten spostrzegł go niebawem,

Obaj się wzajem okiem śledzili ciekawem.

Zacny to mąż wojennej podjął się usługi,

Złoty puklerz mu z ramion spływał, lśniący, długi, –

Był to Liudgast, wartę pełnił nieleniwo,

A już nań dzielny Zygfryd pomyka co żywo.

Zoczył go król i czwałem puścił się na wroga,

Bodzie konia do biegu żelazna ostroga,

Na tarcze mierzą długich kopij ostre groty, –

Nie myślał król, że tyle będzie do roboty!

Pękły drzewce, lecz dalej poniosły ich konie

Rozhukane, jak wicher, co szumi przez błonie,

Zwrócili je wędzidłem, ostrogami sparli,

I z mieczem w dłoni znowu na siebie natarli.

Ciął Zygfryd po szyszaku wroga z siłą całą,

Grzmot się rozległ i pole od ciosu zadrżało,

Prysły iskry z szyszaka, jak z ognistej głowni, –

Zeszli się zapaśnicy, siłą, prawie równi!

Liudgast mu na każde odpowiadał cięcie –

Godził w tarcz przeciwnika, a rąbał zawzięcie,

Już na pomoc Duńczyków trzydziestu pomyka, –

Lecz nim przybyli, Zygfryd zgromił przeciwnika.

Zadał królowi takie okropne trzy rany

Przez zbroję, – bo był cały w żelazo odziany –

Iż miecz po cięciu z rany wyniósł krwawe znaki.

Więc Liudgasta spotkał smutny koniec taki.

Błagał o życie, kraj mu cały w okup składał,

Że jest Duńczyków królem, zwycięzcy powiadał. –

Wtem przybyli rycerze, co widzieli z dala,

Jak im króla na czatach przeciwnik obala.

Zygfryd chciał uprowadzić jeńca, lecz drużyna

Zabiega, odciąć pragnie, godzić nań poczyna,

Ale bułat Zygfryda gęsto na nich padał, –

Obronił jeńca, szkody więcej jeszcze zadał.

Legło onych trzydziestu trupem z jego dłoni,

Li jeden umknął z życiem, ten uszedł pogoni

I przyniósł do obozu wieść o tej przegranej, –

Że nie kłamał, poświadczał szyszak krwią zbryzgany.

A kiedy po obozie gruchnęła nowina,

Że król jeńcem, – strapiła ciężko się drużyna;

Liudger szalał z gniewu, że mu wzięto brata,

Ból go nękał, a ciężka przygniotła go strata.

Tymczasem do obozu powiódł Zygfryd śmiały

Jeńca, kędy burgundzkie szyki go czekały,

I oddał w straż Hagena. Radość ze zwycięstwa

Podniosła ducha w wojsku i dodała męstwa.

A już Zygfryd rozkazał chorągiew przytroczyć

I wołał: ˝Trzeba więcej krwi jeszcze utoczyć,

Nim zgaśnie słońce, chyba że sam w boju zginę!

Nie jednę my dziś saską zasmucim dziewczynę.

Za mną, męże znad Renu! Za mną, wojowniki!

Powiodę was, gdzie stoją Liudgera szyki, –

Ujrzycie, jako hełmy pękają od ciosu

Chrobrej ręki, – dziś wrogom nie zazdroszczę losu!˝

Już Gernot na koń siada, a z nim wierna rzesza,

Bieży cny grajek Volker, uchwycić pospiesza

Swą chorągiew i staje z nią na wojska czele,

Za nim czeladź do walki szykuje się śmiele.

A było ich nie więcej, jak tysiąc wojaków

I dwunastu rycerzy. A kurz się ze szlaków

Wzbił w górę, gdy przez saską jechali ziemicę, –

Lśnią tarcze, błyszczą zbroje, świecą się przyłbice.

Lecz już się przybliżały do nich wrogie szyki,

Ostre miecze dzierżyli w ręku wojowniki

A władali też nimi walecznie w zawody,

Idąc w bój za ojczyznę, za ziemie i grody.

Wiodą wojska wodzowie, dwóch królów hetmany

A Zygfryd w bój pomyka, za nim huf dobrany

Mężów, co dlań ojczyste rzucili Żuławy.

Wpadli na wrogów szyki: dzień się począł krwawy.

Sindolt i Hunolt dzielny pospołu z Gernotem

Walczą, z ich rak niejeden ściele się pokotem,

Zanim jeszcze okazać zdołał swoje męstwo,

Łzy i jęki za sobą wiodło ich zwycięstwo.

Ówdzie zaś Volker śmiały i Hagen z siestrzanem

Walczą śród wrogów z męstwem niepohamowanem,

Kędy cios padł, wnet jasny szyszak krwią opływał;

Tam znowu Dankwart cudów męstwa dokazywał,

Lecz i Duńczycy wcale nie skąpili ręki:

Od pchnięcia kopij tarcze w głośne brzmią rozdźwięki,

A jak gromy na karki padają oręże;

Obok nich walczą dzielnie Liudgera męże.

Burgundzkie hufce ławą w wir walki ruszały,

Grzmiały miecze o hełmy, wnet się krwią zmazały,

Popłynęła po siodłach wraża krew strumieniem:

Czci i sławy się każdy dobijał ramieniem.

Wtem chrzęst rozgłośny! Spadły z grzmotem na puklerze

Ostre miecze: natarli Zygfryda rycerze

W huf najgęstszy, już wrogom wsiadają na karki,

Wódz przodem, w jego tropy lot ich poniósł szparki.

W natarciu im z Burgundów ni jeden nie sprostał,

Kędy przebiegli, potok czerwony pozostał.

Ciął Zygfryd hełmy, strugą krew przelewał wrażą,

Aż znalazł Liudgera z swą przyboczną strażą.

Dwa razy przedarł szyki, trzeci raz przedziera,

Aż Hagen przez zastępy w pomoc się przebiera

Ku niemu i wnet pędem uderzyli razem,

Śmierć siejąc, kędy ostrem dosięgną żelazem.

Gdy spostrzegł król Liudger, co się z wojskiem dzieje,

Jak Balmung, miecz Zygfryda, wszędzie zgubę sieje,

Że padają, jak wichru zdmuchnięci powiewem,

Wstrząsnął się cały, z bólu strasznym zawrzał gniewem.

Pomknął – i natarł na się przyboczny huf gęsty,

Wszczął się zamęt, ścisk, hałas, rozległy się chrzęsty,

Wodze idą o lepsze, krew się leje rzeką,

Drgnął szyk saski, lecz walczy, – tamci raźniej sieką,

Wiedział już Sasów książę, że Liudgast wzięty

Jeńcem, więc pomsty żądał gniew jego zawzięty,

Wiedział też, że Zygfryda ręki to robota,

(Choć inni posądzali o ten czyn Gernota),

Więc rąbał, co sił stało; od miecza zamachu

Ugiął się koń Zygfryda i potknął z przestrachu.

Lecz gdy się rumak podniósł, już junak bez trwogi

Walczył, siejąc zagładę, rozszalały, srogi.

A pomagał mu Hagen i Gernot niemało,

Pomagał Dankwart, Volker, więc trupem leżało

Mężów mnogo, – i Sindolt i Hunolt z Ortwinem

W boju niejednym chrobrym wsławili się czynem.

Zawsze razem się w walce trzymali junaki,

A coraz to wyleci oszczep nad szyszaki

Z ich ręki, w lot przebija jaką tarczę lśniącą

Że się zaraz zrumieni krwią z rany płynącą,

I co chwila się z konia jaki rycerz zwali

Trupem. Aż wreszcie w walce z sobą się spotkali

Mężny Zygfryd i Sasów król, Liudger śmiały,

W zgiełku, kędy oszczepy najgęściej padały.

Wnet od pchnięcia Zygfryda pękła przeciwnika

Tarcza, pewny zwycięstwa młodzieniec pomyka –

A dzielnych Sasów wiele srodze rannych jęczy,

Bo i Dankwart nie szczędził w pancerzach obręczy.

Wtem dostrzegł król Liudger na tarczy koronę,

Zygfryda godło, – zaczem porzucił obronę:

Wiedział, że temu nic już oprzeć się nie zdoła

Więc na przyjaciół głosem potężnym zawoła:

˝Zaniechajcie już walki, i wy, i drużyna!

Oto Zygmuntowego obaczyłem syna,

Zygfryda, co w swej sile wielkiej znalazł chlubę!

Bies go chyba przeklęty przyniósł nam na zgubę!˝

Kazał skłonić chorągwie i zaprzestać boju,

I prosił, by zwycięzca nie wzbraniał pokoju:

Otrzymał go, lecz jeńcem miał pójść przed Guntera.

Zgromiła go Zygfryda ręka, bohatera.

Zaczem wszyscy przystali, by zaniechać wojny;

Dziurawe hełmy, tarcze, i czem kto był zbrojny,

Musieli złożyć, każda zbroja była krwawą,

Po każdej krew pociekła za Burgundów sprawą.

Każdy jeńca do woli z pobitych wybierał,

Gernot jeno z Hagenem baczył i dozierał,

Aby rannych na nosze złożono, a z niemi

Pięćset rycerzy wiedli w plon do swojej ziemi.

Zwyciężeni do Danii wracali w boleści,

I Sasi wielkiej w walce nie zyskali cześci

Nie było się czem szczycić ni pochwalić w domu,

Płakali i poległych, i własnego sromu.

Zdobytą broń zabrano do burgundzkiej ziemi.

Dzielnie zakończył wojnę cny Zygfryd ze swymi

Wojakami i sławy dobił nie niemałej,

Że przyznać mu to musiał Guntera huf cały.

Gernot mężny słał przodem do Wormacji posły,

By się prędzej do kraju nowiny doniosły,

Jak szczęśliwie z wojennej wracają wyprawy,

Ile w boju zyskali i cześci, i sławy.

Biegli przodem posłowie i przynieśli wieści,

Wnet radość szczera miejsce zajęła boleści,

Cieszył się każdy, słyszeć każdy pragnął gońca,

A kobiety badały, pytały bez końca,

Jak się królewskiej rzeszy wyprawa udała?

I Krymhilda jednego do siebie przyzwała

Tajemnie, bo otwarcie pytać o nowiny

Wstyd bronił, – wszak na wojnie był i jej jedyny.

Zaledwie wszedł wezwany poseł do świetlicy,

Uprzejme słyszał słowa nadobnej dziewicy:

˝Mów wieść miłą, a złotem nagrodzę cię hojnie

I łaską mą, gdy wiernie opowiesz o wojnie:

Jak się ma Gernot? inni? kto nam w boju zginął?

Kto najdzielniejszym czynem nad innych zasłynął?

Opowiedz mi!˝ – A poseł żywo się odzywa:

˝Tchórza śród nas nie było, pani miłościwa!

Ale w harcach rycerskich i gdzie bój wrzał srogi,

Nie zebrał nikt tej chwały, mogę rzec bez trwogi,

Co gość on, co tu przybył z żuławskiej krainy!

Cudów męstwa dokazał, nadludzkie to czyny!

Choć po staremu w boju i mężni, i czynni

Byli Dankwart i Hagen, i rycerze inni,

I chociaż czci rycerskiej zyskali niemało,

Wszystkich przewyższył w walce Zygmuntowic chwałą.

I tamci trupa dosyć przed sobą nasłali,

Ale nikt nie wypowie, co ostrzem swej stali

Dokazał mężny Zygfryd, kiedy wpadł na wroga.

Niejedna swych krewniaków opłacze nieboga,

Lub się łzami zaleje cała po kochanku!

Grzmiał ostry miecz Zygfryda głośno, bez ustanku

Po hełmach, a za każdym ciosem krew bryznęła, –

Boć to mąż rycerskiego dobrze świadom dzieła.

Prawda, i Ortwin z Metzu popisał się dzielnie:

Kogo dopadł miecz jego, to albo śmiertelnie

Ranny, albo się trupem powalił na trawę;

I brat wasz miłościwy utrwalił swą sławę,

Orężem siekąc szczerby w nieprzyjaciół szykach.

O wszystkich śmiele można wyznać wojownikach,

Iż poczynali sobie dzielnie w każdej porze,

I żaden iście zarzut spaść na nich nie może.

Kiedy miecze rozgłośnym uderzyły grzmotem,

Wrogowie lecąc z siodeł, słali się pokotem,

Niejeden z nich zaniechać walki rad by szczerze;

Tak dzielnie wojowali nadreńscy rycerze.

I Hagena lennicy wyrządzili szkody

Wiele, kiedy się wojska puściły w zawody;

Kędy Hagen się zjawi, wróg się trupem ściele.

Jak walczył, o tem trzeba opowiadać wiele!

Także Sindolt i Hunolt z Gernota drużyny

I Rumolt się chrobrymi odznaczyli czyny.

Poznał Liudger późno, że ciężko zapłaci

Za to, iż się zuchwale porwał na twych braci.

Ale wszystkich przewyższył, najdzielniej się sprawiał

Mężny Zygfryd; on takie cuda tam wyprawiał,

Jakich nikt nie obaczy, ni przedtem, ni potem.

Wiedzie jeńców, co hojnie wykupią się złotem.

A nabrał ich niemało wojak ten wsławiony:

Król Liudgast potężnie przez niego zgromiony,

I Liudger, brat jego, co Sasami władał!

Słuchaj pani, coć jeszcze będę opowiadał:

Do niewoli ich wzięła Zygfryda prawica

A nigdy takich jeńców nasza okolica

Nie widziała, jak teraz pojmać się zdarzyło!˝

Słuchała, a serduszko radośnie jej biło.

A poseł mówił: ˝Wziętych pięciuset rycerzy

Z okładem, zaś na noszach krwią oblanych leży

Rannych mnóstwo, – tych noszów z ośmdziesiąt wloką

Miecz Zygfryda ich własną tak oblał posoką.

Zuchwalce, co niedawno nam wyzwanie harde

Słali, dzisiaj w niewoli zgięli karki twarde

Przywiodą ich niebawem wojska do stolicy!˝

Na tę wieść pokraśniało oblicze dziewicy

I prześliczna twarzyczka zakwitła różowo,

Bo z trudów i zapasów walki wyszedł zdrowo

Dzielny Zygfryd, on junak nad wszystkie junaki,

I dzielnie się sprawili w boju jej krewniaki.

Więc rzecze urodziwa dziewka: ˝Za te słowa

Nagrodą niech ci będzie ta szata godowa

I dziesięć grzywien złota zaniosąć ode mnie!˝

Możnej pani wieść przynieść dla posła przyjemnie,

Bo w nagrodę i złoto, i bogate szaty. –

Dziewczęta już czatują przy oknach komnaty,

Wyglądają na drogę, – już butni rycerze

Śpieszą, wojnę skończywszy, w ojczyste rubieże,

Przodem zdrowi, za nimi szli ranni do domu, –

Każdy z nich mógł się z druhem przywitać bez sromu.

Król wyjechał wesoło powitać swych gości,

Znikł jego smutek, miejsca ustąpił radości.

Pozdrowił swych rycerzy i obcych układnie.

Godziło się królowi potężnemu snadnie

Podziękować łaskawie rycerzom po wojnie,

Że mu sławy zwycięstwa przysporzyli hojnie.

Pytał Gunter o losy druhów i wyprawy,

Kogo mu śmierć zabrała śród wojennej sprawy:

Utracił w walce jeno sześćdziesiąt rycerzy. –

Żal było, – lecz ukoi się każdy żal świeży.

Zwycięzcy wieźli z sobą puklerze pocięte,

Poszczerbione, pogięte i hełmy pęknięte;

Przed pałacem królewskim wszyscy z koni zsiedli, –

Po powitaniu harce wesołe zawiedli.

Wnet rozdano rycerzom po mieście gospody,

Król kazał, by im żadnej nie szczędzić wygody,

Ranni mieli opiekę i staranność wszelką,

Bo król i wrogów łaską swą otoczył wielką.

Do Liudgasta rzecze: ˝Witajcie w mej ziemi!

Zadaliście mi szkody rękami waszemi

Wiele, lecz powetuję straty me tej chwili,

Dzięki druhom, co dobrze mi się zasłużyli˝.

˝Podziękujcie im szczerze! – Liudger odpowie –

Takich jeńców nieprędko dostaną królowie!

Za uczciwe przyjęcie okup złożym suty,

Że pobitym zwycięskiej nie dasz uczuć buty˝.

Król odrzekł: ˝Wam zostawiam wolność całkowicie,

Lecz by jeńcy mi z kraju nie umknęli skrycie

Bez mego pozwolenia, chciałbym mieć porękę!˝

Więc Liudger ochoczo dał królowi rękę.

Zaraz też dano królom gospody swobodne;

Ranni pościel dostali i łoża wygodne.

Zdrowych winem i miodem uraczono hojnie

Było się czem pocieszyć po trudach, po wojnie.

Potrzaskane puklerze wnieśli do komory

I siodła pokrwawione, – był ich poczet spory, –

By niewiastom usunąć widok opłakany.

Spoczął wreszcie niejeden trudami znękany.

Król wszystkich podejmował ochoczo i szczerze,

Snuli się gęsto swoi i obcy rycerze,

Rannym wrogom nie brakło starannej opieki,

Lecz ich duma zuchwała w pył starta na wieki.

Kto się znał na lekarskiej sztuce, ten bogate

Dostał dary i srebra, złota dość w zapłatę

Swych trudów, by wyleczyć rycerzy schorzałych.

Król gościom podarunków nie szczędził wspaniałych.