Bosy pan - Nieznany - ebook

Bosy pan ebook

Nieznany

0,0
4,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Armoryka
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2022
Opis

Zbiór opowiastek z życia prowincji. Fragment utworu: „Było już samo południe, kiedy gospodarz Jasiewicz, sołtys Kapuściński i nauczyciel Dworzecki, gwarząc między sobą o czemś bardzo ważnym dla całej wsi i gminy, posłyszeli nagle jakiś hałas i szczekanie psów. Do wsi wpadło pięciu jeźdźców ma spienionych koniach. Jadący na przedzie pochwycił u boku wiszący róg, i począł trąbić, a następnie strzelił z rewolweru. We wsi zrobiło się wielkie zamieszanie. Trąbienie, krzyki przestraszonych kobiet, wrzask dzieci, wszystko to połączone z przeraźliwym wyciem psów wioskowych, napełniło powietrze jakimś dziwnym gwarem. Jeźdźcy zatrzymali się tuż przed domem Szymona. Dowódca ich z rozdzieloną na dwie strony rudą brodą, z ostrogami u butów, zeskoczył z konia, wpadł do izby i zażądał czegoś śmiało do wypicia i zagryzienia; a jeden z pozostałych doręczył sołtysowi nakaz co do obławy, zalecając pośpiech, gdyż z innej wsi ludzie już byli w lesie. Podobno zeszłej nocy pokazały się w lesie wilki, o czym jednak w Zawadach jeszcze nie wiedziano. Kiedy jeźdźcy wyszli na chwilę do swych koni, Dworzecki rzekł do gospodarza: – To jest Ordyniec, plenipotent naddzierżawcy Markowskiego. Zawsze mu coś strzeli do głowy. Znam go dobrze. Niedawno pobudował Markowskiemu dwa duże statki, jakby okręty, które wkrótce zatonęły na węgierskich jeziorach, nieskończone jeszcze, a i sam o mało nie poszedł z nimi na dno.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 19

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



A. L.

 

 

Bosy pan

 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

 

Tekst wg edycji z roku 1909. 

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-426-8 

 

 

 

I. Salusia.

W Zawadach, wsi leżącej w stronach Augustowskich, słynnych z jezior, mieszkał sobie z nieliczną rodziną Szymon Jasiewicz, dobry gospodarz, człek rozsądny i pracowity.

Nieźle mu się też działo. A że był człowiekiem uczynnym, sumiennym, no i zamożnym, więc miał dużo przyjaciół we wsi. Ba, nawet nietylko we wsi, bo żył w przyjaźni i z właścicielem blizkiego folwarku, panem Święckim, który co niedziela wstępował do Szymona na na pogawędkę.

– Wiesz, Marysiu – mówił raz Szymon do żony – bardzo bym się ucieszył, gdyby tak zjawił się ten Dworzeski. Długo już jakoś go nie widać, a byłby mi teraz bardzo potrzebny.

– E, taki wietrznik! – odrzekła Jasiewiczowa.

Spojrzał Szymon na żonę i mówi dalej:

– Ty bo dobrze go nie znasz. Prawda, figlarz, lubi pożartować i ludzi rozśmieszyć, ale nie taki on wietrznik, jak ci się zdaje. Choć zawsze wesoły, ale to mądra sztuka. A przytem to człek uczciwy, jakich mało. Przecież był u nas w Zawadach przez pięć lat nauczycielem, a krzywdy nigdy nikomu nie zrobił, był jeszcze ludziom pomocny, a i mnie parę razy dobrze poradził. A czyś ty zapomniała, jak go dzieci kochały, jak chętnie szły do nauki? Ba, a nasza Saluta....

– To i co Saluta? – odburknęła Szymonowa; – Salkę ja sama chowałam, nie on! Nauczył ją tylko czytać i tyle!

Szymon tym razem nie miał ochoty sprzeczać się z żoną, więc zamilkł, choć mógł dopowiedzieć, że Saluta prócz czytania i pisać dobrze umie, i ma dużo różnych wiadomości.

Oprócz nauki miała Salusia i inne zalety. Była ochotna do roboty, posłuszna, umiała starszych szanować, a co skromność to miała wrodzoną.

Dobijał się o nią gwałtem Dydak Kostrzyca, syn sąsiada, któremu dawniej jeszcze Szymonowa już prawie przyrzekła oddać Salutę za synowę. Szymon wiedział o tem, nie sprzeciwiał się żonie, ale był w wielkim kłopocie, gdyż Salka na każde wspomnienie o Dydaku smutniała, czasem nawet zalewała się łzami, a razu pewnego przy panu Święckim powiedziała, że woli umrzeć niż zostać żoną Dydaka.

Jednakowoż Dydak i ojciec jego nie zważali na te grymasy dziewczyny. Mając szczególną łaskę u Szymonowej, przymawiali się już nieraz, to jeden, to drugi, że czas by Salce wyprawić weselisko.

Szymon