Niebezpieczna miłość - K.E. December - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Niebezpieczna miłość ebook i audiobook

K.E. December

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

36 osób interesuje się tą książką

Opis

Jak daleko się posuniesz, by ocalić swoich bliskich?

Mówią, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach i że nikt nie jest w stanie tak pokrzyżować planów jak krewni. Przekonał się o tym Romeo, który na wezwanie brata decyduje się porzucić swoje dotychczasowe życie i ugruntowaną pozycję w Nowym Jorku, by chronić honor mafijnej rodziny Bonanno na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Aurora również jak mało kto wie, jak toksyczne mogą być relacje z ludźmi, których nazywa się najbliższymi. Przypadek – a może coś więcej? – łączy tych dwojga w historii pełnej pożądania, tajemnic z przeszłości, skrajnych emocji i powracającego wciąż pytania: co jest w życiu najważniejsze? Miłość, rodzina czy lojalność?

Upiłam łyk drinka, chcąc dodać sobie pewności, ale musiałam też pilnować się, żeby nie wypić za dużo. Człowiek po alkoholu robi wiele głupot, a ja potrzebowałam zachować w miarę trzeźwy umysł, żeby nie zdradzić się niczym przed Bonanno ani jego wścibskim bratem. Powoli sączyłam alkohol, ale dopiero kiedy wypiłam całość i poprosiłam o nowy napój, odważyłam się spojrzeć w lewo, gdzie razem z bratem i kilkoma ludźmi siedział on – moje fatum, moje przeznaczenie oraz przepustka do mojej wolności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 274

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 59 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz i Adrian Rozenek

Oceny
4,3 (104 oceny)
64
20
9
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Loveksiazkowe21

Całkiem niezła

Kurde miałam wielkie oczekiwania. Kocham serię Costello ale tutaj nie wiem nie do końca wszystko zagrało
20
olcia003
(edytowany)

Nie polecam

Książka zapowiadała się dobrze ale coś bardzo poszło nie tak, słaba!
20
Pela008

Całkiem niezła

Brakowało mi głębszej relacji między bohaterami. Miałam wrażenie że ich znajomość cały czas opierała się na łóżkowych igraszkach. Przed śniadaniem po śniadaniu i w trakcie 😔. Do tego parę absurdalnych sytuacji ale nie chce spoilerować. Ach… a można było to tak fajnie podkręcić 🤔…
20
Jusa153

Z braku laku…

książki o mafi są coraz gorsze ! Porażka jakaś.
10
Ice_t

Z braku laku…

szału nie było
10

Popularność




K.E. December

Niebezpieczna miłość

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Przedstawiona w nim mafia powstała wyłącznie w wyobraźni autorki. Struktury mafijne oraz działania są stworzone na potrzeby tej książki. Wszelkie podobieństwo postaci i zdarzeń opisanych w utworze do rzeczywistych osób i wydarzeń jest przypadkowe.

Dla moich kochanych czytelniczek, dzięki którym powstała ta historia.

Choć może się to wydawać kontrowersyjne, to istnieją sytuacje, w których ludzie są gotowi podjąć złe decyzje lub działać w sposób, który nie odpowiada ich wartościom i przekonaniom. Jest to spowodowane silnymi emocjonalnymi więziami oraz chęcią ochrony swoich bliskich przed bólem i cierpieniem. Jednak należy pamiętać, że takie działania powinny być ostatecznością, a nie standardową praktyką. Często decyzje te podejmowane są w dobrej wierze i z dobrymi intencjami, choć wiadomo, że długoterminowo mogą prowadzić do poważnych konsekwencji.

Ważne jest, żeby budować zdrowe relacje z bliskimi, oparte na wzajemnym szacunku, zaufaniu i otwartości, aby uniknąć sytuacji, w których trzeba będzie wybierać między dobrem osobistym a dobrem innych ludzi.

Prolog

Fabricio

Stałem przy ogromnym oknie, spoglądając na coraz mocniej padający deszcz. Niebo pokryte było gęstymi i ciemnymi chmurami, idealnie odwzorowując mój dzisiejszy humor. W oddali dało się dojrzeć błyski nadchodzącej burzy, a gdybym się przysłuchał, pewnie usłyszałbym i grzmoty. Zamknąłem oczy, głośno wzdychając, i oparłem czoło o zimną szybę.

– Fabricio – odezwał się wuj Bill smutnym i zmęczonym od niewyspania głosem. Wiedziałem, co chciał mi powiedzieć, zanim jeszcze dokończył zdanie. – Twój ojciec umiera. Ma raka i zostało mu najwyżej kilka miesięcy życia. – Westchnął, przecierając spocone czoło.

– Nie zabiją go kule, nie podda się policji, pokona go pieprzony rak…

Poklepał mnie po ramieniu, po czym z opuszczoną głową wyszedł z salonu, zostawiając mnie samego. Dobrze, że to zrobił. Nie chciałem, żeby ktokolwiek, nawet on, dostrzegł łzy spływające po moich bladych policzkach. Nie mogłem pozwolić, żeby Tommaso dowiedział się, że nie potrafiłem pogodzić się z chorobą ojca i wyłem jak pieprzony dzieciak, za którego słusznie mnie uważał.

W tym świecie, żeby przetrwać, musiałem być twardy. Tommaso moją słabość wykorzystałby przeciwko mnie, a już teraz miał zbyt wielu ludzi po swojej stronie. Knuł i kombinował, jeszcze zanim mój ojciec poczuł się źle. A teraz, kiedy rodzina pozostanie bez głowy, zacznie się prawdziwa jatka. Każdy będzie chciał uzyskać władzę, która z urodzenia powinna należeć się mnie. Nie dlatego, że jej pragnąłem, ale dlatego, że od pokoleń to Bonanno rządzili tą częścią kraju. Najpierw pradziad Leo, później dziad Alessandro, a teraz mój ojciec. Władza od zawsze przechodziła z pokolenia na pokolenie, tylko kto weźmie pod uwagę dziewiętnastolatka i jego dziedziczne zapędy? Nie byłem doświadczony, ledwo zostałem zaprzysiężony. Nie mogłem objąć władzy, nie mając tak naprawdę pojęcia, w jakim świecie się obracam. Nie byłem nawet pewien, czy tego chcę. To wszystko działo się za szybko. Myślałem, że będę miał co najmniej kilka lat na przygotowanie się do tego wszystkiego, ale choroba ojca zaatakowała niespodziewanie, nie pozostawiając mi żadnego wyboru. Musiałem wziąć się w garść, inaczej poza władzą mogłem stracić coś o wiele cenniejszego.

– Kurwa! – wrzasnąłem, rzucając szklanką o ścianę. Rozbiła się na setki kawałeczków i rozsypała po całej podłodze. Przyglądałem się błyszczącym odłamkom. Nikt, za nic, nie byłby w stanie posklejać ich do kupy. A nawet gdyby znalazł się ktoś, kto temu podoła, na szkle zostałyby ślady, których nie dałoby się ukryć. Tak samo było z rodziną. Raz podzielona zostanie taka na zawsze, a ja nie byłem w stanie nic z tym zrobić i szczerze – nawet nie wiedziałem, czy jest sens próbować.

Bałem się tej władzy, ale nikomu nie mogłem się do tego przyznać. Nie miałem komu zaufać ani z kim porozmawiać o sytuacji, w której się znalazłem. Nawet mój przyjaciel Mario nie zrozumiałby moich rozterek. Byłem w tym wszystkim sam i to chyba było najgorsze.

Ojciec był jedynym spoiwem, który trzymał wszystko w kupie, ale nigdy nie nauczył mnie, jak powinienem rządzić. Zawsze powtarzał, że mamy czas, żebym niczym się nie martwił, bo wszystko ma pod kontrolą, i może tak było do czasu pieprzonego raka, który zwalił go z nóg. A kiedy odejdzie na dobre, nie pozostanie już nic. Żaden liczący się członek rodziny Bonanno. Tylko ja i mój przyrodni brat…

– Romeo… – szepnąłem sam do siebie, niemal wyzywając się od najgorszych idiotów. Jak mogłem o tym nie pomyśleć. Dziesięć lat starszy ode mnie, doświadczony, a co najważniejsze: miał układy z innymi rodzinami, w tym z Costello z Nowego Jorku. Gdyby coś się stało, mielibyśmy najpotężniejszą rodzinę w Stanach po swojej stronie. On mógł pomóc mi zażegnać wojnę domową, która nadchodziła. Mógł wszystko zmienić.

– Ellie! – krzyknąłem, wołając młodszą siostrę, która niemal natychmiast znalazła się w salonie. – Podsłuchiwałaś?

Przyjrzałem się jej uważnie.

– Z nikim nie rozmawiałeś, jak zatem mogłabym podsłuchiwać – odparła, z nad wyraz inteligentnym wyrazem twarzy. Czasami myślałem, że to ona nadaje się do tego życia bardziej niż ja, choć miała dopiero trzynaście lat.

– Słusznie. – Przewróciłem oczami i pogoniłem ją na górę po laptop. Musiałem jak najszybciej znaleźć się w Nowym Jorku, więc samolot będzie najlepszym środkiem transportu. Miałem tylko nadzieję, że się nie mylę i brat, którego praktycznie nie znałem, pomoże mi w tym trudnym dla rodziny okresie.

Rozdział I

Romeo

– Kurwa!

– Przestań kląć, dzieci cię słuchają – warknął mój przyjaciel Matteo, całując córeczkę w głowę. Przy swojej żonie Annie i dziecku zachowywał się niedorzecznie i gdybym go nie znał, za nic nie powiedziałbym, że jest głową najpotężniejszej włoskiej rodziny mafijnej w kraju. Przykładny mąż i ojciec, który dopiero po wyjściu z domu pokazywał swoje prawdziwe, przerażające oblicze.

– Są za małe, żeby cokolwiek zrozumieć – odparłem, uśmiechając się do Adele. Była kopią swojej matki, poza ciemnymi oczami, które odziedziczyła po ojcu.

– Tak? – roześmiał się, kręcąc przy tym głową. – To czemu wczoraj u lekarza powiedziała, że jej tata jest z mafii i jeśli stanie jej się krzywda, to wszystkich pozabijam?

Uniosłem głowę i spojrzałem na przyjaciela. Mówił, jakby był zły, ale w jego oczach widziałem dumę, zresztą jak zawsze, kiedy patrzył na córkę. Odkąd się urodziła, stała się jego oczkiem w głowie i byłem niemal pewien, że zabiłby każdego, kto tylko powiedziałby na nią złe słowo. Więc, jakby nie było, mała miała rację. Gdyby stała się jej krzywda, rozpętałby piekło na ziemi. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.

– Przynajmniej nie kłamała. – Puściłem małej oczko, a ona od razu zaczęła się wyrywać w moją stronę. Kochałem tego dzieciaka i sam wskoczyłbym za nią w ogień.

– Tak, ale Anna musiała się tłumaczyć, że młoda naoglądała się za dużo telewizji – westchnął, ponownie całując ją w główkę. – Kochanie, idźcie do mamusi, tatuś musi porozmawiać z wujkiem o ważnych sprawach.

– O mafii? – zapytała Adele, sepleniąc przez brak przedniego zęba, i podbiegła do mnie, odwracając się do śmiejącej się kuzynki Iriny – córki Marco.

– Kochanie, mafia nie istnieje. – Uśmiechnąłem się, wciągając ją na kolana i czochrając po włosach.

– Ale wujek Marcello…

– Wujek Marcello jest poje… jest niemądry – poprawiłem się w ostatniej chwili, widząc, jakie spojrzenie rzucił mi Matteo. – Idź do mamy, naprawdę muszę porozmawiać z twoim tatą o ważnych sprawach.

Adele pocałowała mnie w policzek i śmiejąc się głośno, złapała za rękę Irinę i razem pobiegły do kuchni, gdzie Anna przygotowywała dla mnie pożegnalną kolację. Westchnąłem na samą myśl, że jutro to już nie będzie mój dom, że Nowy Jork stanie się odległym snem, a ja będę musiał zająć się gównem w rozgrzanej od słońca Kalifornii, której tak bardzo nienawidziłem.

– Wiesz, że nie musisz tego robić… – zaczął Matteo, widząc moją minę, ale przerwałem mu, zanim rozkręcił się na dobre. Tę samą rozmowę przeprowadziłem wczoraj z Marcello i nie miałem ochoty na powtórkę. Podjąłem decyzję i nikt ani nic tego nie zmieni.

– To mój brat – szepnąłem, bo ciężko przechodziło mi to przez gardło. Mieliśmy wspólnego ojca i to była jedyna rzecz, która nas ze sobą łączyła.

– Kto jak kto, ale ty najlepiej wiesz, że rodzina to nie tylko więzy krwi – mruknął, a ja doskonale wiedziałem, co miał na myśli. Nie chodziło mu o rodzinę mafijną. Tak samo jak ja w nim, on miał we mnie brata. Byliśmy sobie bliżsi, niż ktokolwiek myślał. Marco, Matteo, Marcello i ja. To dlatego mnie powierzył ochronę Anny już na samym początku ich znajomości. Wiedział, że zrobiłbym wszystko, byle była bezpieczna, bo jako jedyny poza jego braćmi wiedziałem, że zależało mu na niej, jeszcze zanim on to w pełni zrozumiał i zaakceptował. A teraz miałem ich zostawić, wyjechać na drugie wybrzeże, żeby pomóc prawdziwemu bratu, chłopakowi, którego nie znałem. Dzieciakowi, który miesiąc temu przyleciał prosić mnie o pomoc, a ja jak największy głupiec zgodziłem się, nie wiedząc do końca, w co tak naprawdę się pakuję.

– Wiesz, co tam się dzieje. – Jego mina się zmieniła. – Nie każdy uzna cię jako członka Bonanno i na pewno nikt nie pozwoli, żebyś został ich bossem.

– Nie chcę być pieprzonym bossem. Poczekam, aż gówniarz dorośnie i…

– I co? Pomożesz mu utrzymać władzę, a potem jak gdyby nigdy nic wrócisz do Nowego Jorku? Wiesz, że tak się nie da – wszedł mi w słowo i miał rację, ale ja żmudnie się łudziłem, że może uda się rozegrać to po mojej myśli. – On nie potrzebuje cię, bo jest za młody, tylko dlatego, że sobie nie radzi. Ja w jego wieku byłbym gotowy zarządzać wszystkim, ty byłbyś gotowy…

– Dam sobie ze wszystkim radę! – warknąłem.

– W to nie wątpię, ale jakim kosztem? – Zapytał o coś, o czym myślałem od miesiąca i na co nie miałem dobrej odpowiedzi. – A co z Charlotte? Zabierzesz ją ze sobą?

– Żeby ją tam zabili? Nigdy w życiu. – Pokręciłem głową. – Może kiedy wszystko się uspokoi…

– To minie kilka lat, a ona będzie już żoną kogoś innego.

– Rodzina na pierwszym miejscu, mafijna rodzina! – krzyknąłem, bo ta rozmowa zaczynała mnie coraz bardziej wkurwiać. Podjąłem decyzję, czy oni nie mogli tego przyjąć do wiadomości?

– Może i dobrze, że ją zostawiasz. Dziewczyna zasługuje na kogoś, kto ją naprawdę kocha, a ty…

– Myślisz, że jej nie kocham? – parsknąłem, bo wiedziałem, jaką taktykę przyjął, i od początku byłem na to przygotowany.

– Kochasz, ale nie tak, jak powinieneś, gdyby tak było, nie wierzyłbyś tak bardzo w to gówno. Twoje priorytety by się zatarły i nie byłbyś tak pewien, co w naszym życiu jest ważniejsze.

Kochałem Charlotte, ale nie byłem w stanie zmienić dla niej zdania. Obiecałem bratu pomoc i planowałem dotrzymać danego słowa. Żadna kobieta nie zmieniłaby tego, jaki byłem. Znałem swoje priorytety. Wiedziałem, że najpierw interesy, później uczucia. Jeśli mój przyjaciel łudził się, że dla Charlotte zrezygnuję z wyjazdu, to grubo się mylił. Nie winiłem go, że próbował. Gdyby chodziło o niego, sam próbowałabym odwieść go od tej decyzji i pewnie poniósłbym klęskę. Aż tak bardzo się od siebie nie różniliśmy. Gdy już coś postanowiliśmy, nie było odwrotu.

– Ja pierdolę, tego się nie da słuchać – jęknął Marco, wchodząc razem z Marcello do salonu. – Anna! – krzyknął na cały dom. – Zabrałaś mojemu bratu jaja. Przyjdź tutaj, proszę, i oddaj je z powrotem.

– Zamknij się, kurwa! Dzieci słuchają – warknął Matteo, rzucając w brata poduszką, co tylko rozśmieszyło go jeszcze bardziej, a jego docinki się wzmogły.

Uśmiechnąłem się i zacząłem przysłuchiwać ich sprzeczkom, ale mój uśmiech szybko zniknął, kiedy zdałem sobie sprawę, że długo ich nie zobaczę. Jeszcze nie wyjechałem, a już zaczynałem za nimi tęsknić. Ich troje było najbliższymi mi ludźmi, przyjaciółmi, na których zawsze mogłem liczyć, i choć nie łączyły nas więzy krwi, byli moją rodziną.

– Przenieście stół, dzisiaj będziemy jeść tutaj – rozkazała Anna, wchodząc do salonu ze śpiącą Adele na rękach. Widząc, że nikt z nas nie rusza się z miejsca, spojrzała krzywo na męża i dodała: – Dobrze wiesz, jak nie lubię jeść w jadalni. Jesteśmy rodziną i zjemy w miłej atmosferze, tutaj, w salonie, tym bardziej że to kolacja pożegnalna.

Wskazała na mnie głową, a Matteo, jak na przykładnego męża przystało, od razu wstał i zaczął poganiać nas do pomocy, po czym zaniósł śpiące dziecko do sypialni. Chwilę później dołączyły Jessica z Nastyą i całą siódemką usiedliśmy przy zastawionym po brzegi stole.

Pachniało obłędnie, dlatego od razu wziąłem się do jedzenia. Annabell była wyśmienitą kucharką i czułem, że będzie mi brakować jej przepysznych makaronów, które przyrządzała za każdym razem, kiedy tu bywałem, bo wiedziała, jak bardzo je lubię.

– Gdzie Charlotte? – zapytała Jess, nie wiedząc, czy zaczynać jeść, czy może jeszcze chwilę poczekać.

– Nie będzie jej. – Wzruszyłem ramionami, udając obojętność.

– Pakuje się? – dociekała.

– Po co ma się pakować? Ona nie jedzie.

– Dlaczego? – zapytała milcząca do tej pory Nastya.

– Bo nie.

Rozległy się pytania zszokowanych moją odpowiedzią dziewczyn, ale na szczęście uchronił mnie przed nimi Matteo.

– Dajcie mu spokój. On nie jedzie na wakacje, tylko…

– Tylko się wyprowadza – przerwała mu Anna. – To coś o wiele poważniejszego, a Charlotte…

– Możemy przestać o tym rozmawiać? – poprosiłem, bo czułem, że wyjdzie z tego jakaś kłótnia, a za nic nie chciałem, aby ostatni dzień w Nowym Jorku tak się skończył. Chciałem się cieszyć i zapamiętać tę chwilę jak najlepiej, bo długo się ona nie powtórzy.

W takim razie dlaczego nie zaprosiłem tu Charlotte? Była idealną partią na żonę. Piękna, poukładana i uwielbiała seks. Nigdy nie szukała żadnych wymówek i była na każde moje zawołanie. Dziewczyny ją uwielbiały i nawet dziadek zaakceptował ją i czekał, aż się w końcu oświadczę.

Kurwa! Przez głupie pieprzenie Matteo, zaczynałem wątpić, czy aby na pewno kocham tę dziewczynę, czy kiedykolwiek ją kochałem? A może w ogóle nie byłem zdolny do miłości, bo skoro nie Charlotte, to kogo miałbym pokochać? Nie miałem jasnej odpowiedzi na te pytania i to w tym było najgorsze. W moim świecie od zawsze wszystko było czarne albo białe, nie było miejsca na odcienie szarości, które od miesiąca atakowały moje życie, wywracając je do góry nogami. Teraz już nic nie było takie, jakie powinno być, i ten stan rzeczy okropnie mnie przerażał, ale jedno było pewne. Charlotte zostanie tutaj i jeśli w ten sposób zniszczę nasz związek, to niech tak się stanie.

Na całe szczęście reszta kolacji minęła w spokoju i nawet wiecznie kłócące się Jessica i Anastazja były uprzejme wobec siebie. Śmieliśmy się, jedliśmy i piliśmy. Było dokładnie tak, jak powinno być. Niestety czas nie był dla mnie łaskawy. Wieczór zakończył się zbyt szybko i jedynym, co mi pozostało, było wstać i pożegnać się ze wszystkimi, choć bardzo tego nie chciałem.

– Wiesz, że naprawdę będę za tobą tęsknić – szepnęła Anna, idąc za mną w stronę windy. W jej oczach błyszczały łzy, ale starała się z całych sił, żeby nie uronić ani jednej.

– Ja za tobą też, mała.

Poczochrałem ją po włosach, czego tak bardzo nie lubiła, ale nawet nie zwróciła mi o to uwagi. Przełknęła ślinę i spojrzała mi w oczy, po czym wypowiedziała słowa, których wolałbym, aby nie mówiła. Słowa, po których poczułem się jeszcze gorzej. Co innego, gdy mówił je Matteo, którego znałem od zawsze, a co innego, kiedy wypowiedziała je osoba, która od prawdziwej rodziny wycierpiała najwięcej i która miała ogromny problem z zaufaniem do ludzi.

– Pamiętaj, że rodzina to nie tylko więzy krwi.

– Akurat mi tego mówić nie musisz – odparłem poważnie i spojrzałem w stronę schodów, gdzie stał jej mąż, przyglądając się wszystkiemu w ciszy. Skinął mi głową i wiedziałem, że w ten sposób dziękował za każdą rzecz, jaką dla niego zrobiłem, w tym za opiekę nad Anną, kiedy tego najbardziej potrzebowała. Przez ostatnie lata wywiązała się między nami więź, a ona stała się kimś w rodzaju siostry.

Przytuliłem ją ostatni raz i wsiadłem do windy, zostawiając za sobą najbliższe mi osoby. Zostało mi tylko pożegnanie z Giovannim i mogłem ruszać do Los Angeles, do mojego nowego domu i problemów, o których nie miałem jeszcze bladego pojęcia.

***

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII

Niebezpieczna miłość

ISBN: 978-83-8313-988-3

© K.E. December i Wydawnictwo Amare 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Julia Ryczyńska

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek