Moja prawda - Dark Rina,K.E. December - ebook

Moja prawda ebook

Dark Rina, K.E. December

4,2

30 osób interesuje się tą książką

Opis

WCIĄGAJĄCY ROMANS MAFIJNY!

 

Miłość, która rozkwita wbrew przeciwnościom losu, staje się jedynym światłem w burzliwym, mafijnym życiu.

 

23-letnia Valentina postanawia uciec z domu okrutnego ojca i powraca do miasteczka, w którym spędziła dzieciństwo. Przypadkiem poznaje staruszka i otrzymuje od niego ofertę pracy. Dziewczyna zgadza się na tę propozycję, nie wiedząc, że starszy pan ma aroganckiego wnuka, Lorenza, który nie będzie zadowolony z faktu, iż ktoś obcy zamieszka w domu jego dziadka.

 

Mimo początkowego nieprzychylnego nastawienia mężczyzny między tą dwójką rozwija się uczucie.

 

Czy Valentina i Lorenzo będą w stanie stworzyć trwały związek i równocześnie ochronić siebie i swoich bliskich przed niebezpieczeństwem, które na nich czyha?

 

 

K.E. December to pseudonim literacki Kamili Życzkowskiej z Wrocławia. Na co dzień kochająca żona i matka. W wolnym czasie podróżuje i czyta. Marzycielka, ale również realistka, której motto brzmi: „Jedyny łatwy dzień był wczoraj”. Pisze głównie romanse, ponieważ w temacie miłości czuje się najlepiej. Na swoim koncie ma ponad 10 wydanych książek oraz udział w wielu antologiach.

 

Rina Dark to pseudonim polskiej autorki, która swą twórczością pragnie zaskakiwać czytelników i doprowadzać ich do skrajnych emocji. Jej hobby jest pisanie oraz gra na pianinie. Na swoim koncie ma trzy wydane książki: „Dziewczyna sapera”, „Ile serce wytrzyma” i „Kontrakt na dziewictwo”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 265

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (211 ocen)
122
40
24
13
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewcia2010

Nie polecam

Ta książka jest tak toporna, że nie można jej czytać.Żadnej lekkości, płynności, prostackie dialogi. Przeczytałam kilkadziesiąt stron i niestety zrezygnowalam.
71
SzczepanikPLL

Z braku laku…

nie wiem, czy autorka probowala kiedykolwiek to sama przeczytac ? tragedia
51
AgaWiktoria
(edytowany)

Nie polecam

Ja nie przebrnęłam… dziewczyna zachowuje się trywialnie, dialogi bez polotu, bohater bez charakteru… nudna, nie wciągająca
51
Orange_Juice

Nie polecam

Tego się nie da czytać..
41
przeczytane1995

Nie polecam

68% Okropna jest ta książka. Główni bohaterowie totalnie z dupy zaczynają się lubić. Do tego te pseudotajemnice... Uważam, że i tak długo wytrzymałam.
10

Popularność




Copyright © by K.E. December, Rina Dark, 2023 Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja:Kinga Szelest

Korekta:Aneta Krajewska

Projekt okładki:Adam Buzek

Zdjęcia na okładce (motyle):© by kris_art/Adobe Stock

(motyl):© by photoopus/Adobe Stock

(pierścionek): © by Davivd/Adobe Stock

Ilustracje przy nagłówkach: © by canva

Ilustracja na 2 stronie: © by AS Inc/Shutterstock

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna:Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-460-4

Wydawnictwo WasPos Wydawca: Agnieszka Przyłucka Warszawa [email protected] www.waspos.pl

Spis treści

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

Podziękowania

Znajdowanie prawdy wymaga wewnętrznej odwagi, by zaakceptować to, co sięodkryje.Anonim

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci – żyjących obecnie albo w przeszłości – oraz miejsc czy zdarzeń losowych jest czysto przypadkowe.

ROZDZIAŁ 1

Całkiem nowe życie, całkiem nowa ja.

Czy to w ogóle możliwe? Czy człowiek jest w stanie porzucić stare życie i zacząć wszystko od nowa? Tak po prostu z dnia na dzień spakować bagaże, opuścić toksycznych ludzi i ruszyć przed siebie w oczekiwaniu na lepsze jutro?

Nie byłam tego taka pewna, ale mimo to właśnie tak zrobiłam. Zabrałam walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami i uciekłam z domu…

Ale może zacznę od samego początku.

Urodziłam się w malowniczej Toskanii, a konkretniej w uroczym miasteczku Cortona, i jestem jedynaczką. Moja mama zmarła trzy dni po porodzie, dostawszy krwotoku wewnętrznego. Jedyne, co mi po niej zostało, to ogromna pustka w sercu i pamiątkowe zdjęcia, gdy tuliła mnie w swoich ramionach. Zawsze, kiedy spoglądałam na te fotografie, łzy płynęły mi ciurkiem po policzkach. Bardzo mi jej brakowało w okresie dojrzewania, a właściwie to brakowało mi jej do dziś. Wychowywali mnie dziadkowie, rodzice mojego ojca, którego widywałam jedynie w czasie wakacji i raz na jakiś czas w ferie zimowe, gdy zabierał mnie do siebie do Rzymu. Mama nie znała swoich rodziców, była wychowywana w domu dziecka, więc poza dziadkami i ojcem nie miałam żadnej bliskiej rodziny. Jako mała dziewczynka zawsze zastanawiałam się, co było ze mną nie tak, że własny ojciec mnie nie chciał? Czy to dlatego, że obwiniał mnie o śmierć mamy? A może miał jakieś inne nieznane mi powody, których nigdy nie wyjaśnił? Nie wiedziałam i pewnie nigdy miałam się tego nie dowiedzieć, bo nasze rozmowy zawsze kończyły się kłótnią i trzaskaniem drzwiami. Dlaczego nie mógł być taki jak inni ojcowie? Dlaczego nie mógł być przy mnie, kiedy tego naprawdę potrzebowałam?

Zastępował mi go dziadek, a babcia zastępowała mamę, robili to perfekcyjnie, ale które dziecko nie potrzebuje mieć przy sobie rodziców?

Kochałam ich całym swoim sercem i byli dla mnie wszystkim. Kiedy jednak miałam dziesięć lat, los kolejny raz ze mnie zadrwił i ich również mi zabrał. Zginęli tragicznie w wypadku samochodowym, a moje dziecięce serce pękło wtedy na pół. Zostałam tak naprawdę sama i od tamtej pory wszystko się zmieniło.

Pamiętałam ten okropny wieczór, gdy czekałam u sąsiadki, aż wrócą i mnie odbiorą, ale tego nie zrobili. Denerwowałam się, bo chciałam opowiedzieć im, że Lucia pozwoliła mi samej upiec ciasto, i chciałam, żeby go spróbowali i je ocenili. Ale zamiast nich pojawiła się policja, a chwilę później mój ojciec karierowicz. Nie pocieszył mnie, nawet nie przytulił. Sam wyglądał, jakby śmierć jego rodziców nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Nie rozpaczał, tylko od razu zabrał się do papierkowej roboty. Sprzedał nasz mały rodzinny domek i wziął mnie do niewielkiego miasteczka niedaleko Rzymu. Nie miałam pojęcia, czy zawsze taki był, czy zmienił się dopiero po śmierci mamy, ale życie u jego boku było dla mnie jednym wielkim koszmarem. Całymi dniami przesiadywał w swoim gabinecie i pisał powieści, a mi nie poświęcał ani minuty. Wychowywała mnie niania, równie zimna, jak i on, a gdy skończyłam szesnaście lat, stwierdził, że jestem na tyle dorosła, iż poradzę sobie bez niej.

Świat książek tak bardzo go pochłaniał, że nic innego poza pisaniem się dla niego nie liczyło, nawet własna córka. Dla niego najważniejszym było to, czy książka stanie się kolejnym światowym bestsellerem, a nie to, żeby poświęcić mi choć chwilę i porozmawiać ze mną. Moje uczucia się nie liczyły. Nie raz próbowałam zagadać, wyżalić się, ale wtedy deptał mnie jak robaka, niszcząc wszystko, czego pragnęłam, i pokazując, jak bardzo mu nie na rękę to, że ma córkę.

Chciałam mu się przypodobać i nawet zaczęłam pisać książki tak jak on. Myślałam, że w ten sposób znajdziemy wspólny język.

Dwie z nich zostały wydane, ale nawet w ułamku nie zdobyły takiej popularności jak jego powieści. Myślałam, że będzie ze mnie dumny, ale jak zwykle się pomyliłam… Zamiast pochwał musiałam słuchać słów pogardy. Wyśmiewał mnie, że piszę denne romanse, zamiast zabrać się do prawdziwej literatury. Mówił, że moje książki nadają się jedynie do kosza i nigdy mu nie dorównam; że najlepiej, żebym zapomniała o pisaniu, bo nic z tego nie będzie; że tylko się kompromituję; że nie nadaję się do tego. On był dumny, bo pisał thrillery i powieści historyczne. Na podstawie jego książek powstało kilka filmów. Był niczym Stephen King, szanowany i podziwiany na całym świecie, ale tak naprawdę nikt nie wiedział, jak złym człowiekiem jest, nikt poza mną.

Z czasem zrozumiałam, że cokolwiek bym zrobiła czy powiedziała, dla niego zawsze będę nikim. Niewidzialną córką, której, miałam wrażenie, nigdy nie chciał mieć. To mnie smuciło, bo każdy w życiu chce być akceptowany i kochany, szczególnie przez bliskie osoby, ale nigdy nie dawałam tego po sobie poznać. Nigdy przez niego nie płakałam i to w jakimś stopniu czyniło mnie silniejszą. Nauczyłam się żyć z boku i nie wchodzić mu w drogę, pewnego dnia jednak nie wytrzymałam.

Gdy miałam dwadzieścia trzy lata, a on przy wszystkich znajomych wyśmiał moją sukienkę na swoim przyjęciu urodzinowym, miarka się przebrała. Powiedział wtedy, że wyglądam jak latawica i mam się przebrać. I tak też zrobiłam. Uciekłam na górę, przebrałam się w wygodne spodnie, spakowałam walizkę i wyszłam z domu, po czym mocno trzasnęłam za sobą drzwiami.

I co usłyszałam w odpowiedzi? Głośny śmiech oraz słowa, które pamiętam aż za dobrze. „Gówniarze poprzewracało się w głowie, ale prędzej czy później wróci z podkulonym ogonem, bo przecież sama sobie nie poradzi”.

Bałam się, że miał rację, że rzeczywiście sama nie dam sobie rady, ale to również dawało mi kopa do działania. Nie mogłam wrócić. Nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Miałam odłożone pieniądze. Nie było ich dużo, bo moje książki nie sprzedały się tak, jak bym chciała, ale uznałam, że na nowy początek dobre i to.

Pierwsze, co postanowiłam zrobić, to wrócić do korzeni – do Toskanii, którą tak bardzo kochałam i za którą tak tęskniłam. Dom nie należał już do nas, ale musiałam zobaczyć, jak wygląda, kto w nim mieszka i czy w ogóle jeszcze istnieje. Wsiadłam w ostatni nocny autobus i spojrzałam przez okno, mając cichą nadzieję, że już nigdy tutaj nie wrócę.

Przespałam całą trasę. O świcie zajechałam na dworzec, na którym musiałam wysiąść. Postanowiłam przejść się i przypomnieć sobie widoki. Szłam wzdłuż drogi, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły delikatnie razić mnie w oczy. Zmrużyłam powieki i zatrzymałam się na chwilę. Wzięłam głęboki wdech.

Był początek czerwca. Ciepły, przyjemny poranek.

Zaczęłam sobie przypominać, jak z babcią wstawałyśmy razem z kurami i obserwowałyśmy wschodzące słońce. Uśmiechnęłam się pod nosem. To były piękne czasy, za którymi tęskniłam.

W głębi serca wiedziałam, że postąpiłam właściwie, wracając tutaj. Coś mi mówiło, że to jest dobre miejsce, żeby zacząć wszystko od nowa. Nie spieszyłam się. Podziwiałam piękne malownicze krajobrazy, o których praktycznie już zapomniałam.

Nawet nie wiedziałam, kiedy zatrzymał się obok mnie mały, czerwony garbus i cicho zatrąbił. Za szybą zauważyłam starszą kobietę. Uchyliła drzwi.

– Valentina? – Usłyszałam swoje imię i zamarłam.

Przez chwilę pomyślałam, że to ktoś, kogo wysłał mój ojciec, ale przecież on nie zadałby sobie trudu, żeby mnie odnaleźć. Zasłoniłam oczy przed słońcem i przyjrzałam się kobiecie. Nie poznawałam jej.

– To ja, Lucia, twoja była sąsiadka. Nie poznajesz mnie, dziecko? Jezu, wyglądasz jak twoja matka. Istna kopia.

Zatrzepotałam rzęsami, próbując sobie coś przypomnieć, a wtedy wspomnienia zaczęły powracać klatka po klatce. Pamiętałam panią Lucię. Bywała u nas kilka razy w tygodniu i przesiadywała na ganku na pogaduchach z moją babcią. Były przyjaciółkami. Bardzo ją lubiłam i ucieszył mnie jej widok. Wyglądała inaczej, niż ją zapamiętałam, ale to była ona. Miała ten sam dźwięczny głos, którego lubiłam słuchać jako dziecko.

– Dzień dobry – przywitałam się uradowana.

– Mogę wiedzieć, gdzie idziesz? – zapytała.

– Przyjechałam, bo chciałam zobaczyć swój dawny dom, stęskniłam się za tym miejscem – wyjaśniłam.

– Wsiadaj, nie będziesz szła taki kawał. Tyle lat się nie widziałyśmy, że musisz mi opowiedzieć, co u ciebie słychać. Zabieram cię na kawę.

Nie protestowałam, tylko otworzyłam drzwi i usadowiłam się na miejscu pasażera. W drodze zaczęłam jej opowiadać, jak wyglądało moje życie po śmierci dziadków i to, że opuściłam dom, w którym mieszkałam z ojcem. Nie była zachwycona tym, co jej powiedziałam. Zresztą skwitowała to, mówiąc, że ona nigdy nie lubiła mojego ojca, bo wiedziała, jaki jest z niego zimny drań. Zaproponowała mi nawet nocleg u siebie i przy okazji opowiedziała, kto zamieszkał w moim dawnym domu i jakie zmiany wprowadził.

Podobno ci ludzie przyjeżdżają tam tylko na wakacje, ale tak naprawdę nikt nic o nich nie wie. Kupili też działkę obok, powiększyli dom, a nawet wybudowali basen. Byłam zaintrygowana, a zarazem ciekawa, jak wyglądał teraz. Wychodziło na to, że nie był to już mały skromny, przytulny domek, tylko jakaś forteca.

Lucia zapytała mnie, czy nie będzie mi przeszkadzać, jeżeli pojedziemy najpierw do centrum miasteczka, bo musiała otworzyć swoją cukiernię, której cały czas była właścicielką, a później jeszcze na chwilę do szpitala. Chciała z samego rana odwiedzić swoją koleżankę, której obiecała ciepłe bułeczki. Oczywiście nie miałam nic przeciwko.

W drodze przyglądałam się temu, co się zmieniło, odkąd wyjechałam. Było to stare miasteczko, więc jakichś gigantycznych zmian nie zauważyłam, ale nowe domy i sklepy, a nawet małe centrum handlowe od razu rzucały się w oczy.

Gdy dojechałyśmy pod szpital, postanowiłam wejść z Lucią do środka, ponieważ musiałam skorzystać z toalety. Wychodząc, z całej siły walnęłam w coś drzwiami, a po chwili zorientowałam się, że osobą, którą uderzyłam, był starszy siwy pan na wózku inwalidzkim.

– Jezu, bardzo pana przepraszam. – Spojrzałam na staruszka, nie wiedząc, co powinnam zrobić.

– Młoda damo, mam na imię Giuseppe, a nie Jezus – odpowiedział z bólem w głosie.

Po jego minie widziałam, że niezbyt dobrze się czuł. Cierpienie było wręcz wymalowane na jego twarzy i zastanawiałam się, czy to nie była moja wina.

– Uderzyłam pana? Może mogę jakoś pomóc? – Kucnęłam przed nim, przyglądając mu się z troską.

– Moje dziecko, od kilku dni mam problem z moim starym przyjacielem. – Wskazał wzrokiem na swoje dłonie, które trzymał na kroczu.

Zaczerwieniłam się i zrobiło mi się trochę głupio. Chciałam wstać i jak najszybciej odejść.

Najwyraźniej źle odebrałam jego minę, ale wtedy dodał zbolałym głosem.

– Prostata, moja droga panno, od dwóch godzin męczę się i próbuję wysikać, ale ten drań robi mi na złość. To chyba dlatego, że dawno nie miał kobiety, więc w tej kwestii raczej mi nie pomożesz, prawda?

Puścił do mnie oczko, przez co poczułam lekkie zażenowanie, chociaż domyślałam się, że żartuje, i prawdę mówiąc, było mi go szkoda, bo rzeczywiście nikt nie chciał mu pomóc, a do tego był tutaj sam.

– No niestety, pana interesem zająć się nie mogę, ale myślę, że zaradzę w inny sposób.

– Tak, a jaki to masz plan? Siedzę tutaj już pół godziny i wszyscy mają mnie gdzieś. – Pokręcił głową niezadowolony.

Widziałam, że chciał coś jeszcze dodać, ale powstrzymałam go ruchem ręki.

– Pan poczeka tu chwilę. – Uśmiechnęłam się do niego i poszłam poprosić pielęgniarkę o pomoc.

– Przepraszam, ale koło toalet jest pewien staruszek i bardzo cierpi. Może ktoś mu udzielić pomocy?

– Nie widzi pani kolejki? Każdy tutaj cierpi i czeka na swoją kolej. Ten pan nie jest żadnym wyjątkiem – odpowiedziała mi niezbyt przyjemnym tonem.

Spojrzałam na mężczyznę na wózku. Wyglądał blado, do tego krople potu zaczęły spływać mu po czole. Zerknęłam na ludzi, którzy oczekiwali na swoją kolej. Wyglądali na zdrowych. Nikt nie był w tak poważnym stanie jak on. Przypomniałam sobie swojego dziadka. On również miał problemy z prostatą i wiedziałam, jak bardzo wtedy cierpiał.

– Czy pani nie widzi, w jakim on jest stanie? Proszę się nim zająć w tej chwili, bo ten pan potrzebuje pomocy! – krzyknęłam głośno, zwracając tym uwagę reszty pacjentów. – A jak się pani nie podoba pomaganie innym, to proszę zmienić zawód, a nie chodzić ze skwaszoną miną i pierniczyć pod nosem, że nie od tego tutaj pani jest. Albo lepiej, proszę zawołać dyrektora! Kto to widział, żeby z takim bólem tyle czekać i nie otrzymać żadnej pomocy.

Nakręciłam się tak, że nie mogłam przestać, ale to wciąż nie robiło wrażenia na bezdusznej pielęgniarce. Dopiero, kiedy przy dziadku stanął jakiś mięśniak, kobieta się wystraszyła i wybiegła zza kontuaru.

– Już lecę po lekarza i zabieramy pana na oddział. Proszę się stąd nie ruszać.

Mężczyzna, który stał obok wózka inwalidzkiego, uśmiechnął się do mnie i zmierzył wzrokiem. Nie powiem, robił wrażenie i sama bym się go wystraszyła, gdybym go spotkała na swojej drodze. Złoty łańcuch z krzyżem oraz tatuaże na szyi i na rękach robiły robotę. Wyglądał przerażająco i przypatrywał mi się dziwnym wzrokiem, który zaczął mnie irytować.

– A ty co się tak patrzysz? Masz jakiś problem? – palnęłam do niego, zanim dobrze przemyślałam, co robię.

Zmrużył oczy, po czym zrobił krok do przodu.

Wystraszyłam się nie na żarty.

Chyba za mocno mnie poniosło. Cofnęłam się, gotowa, żeby uciec, ale za bardzo martwiłam się tym staruszkiem. Nie mogłam zostawić go samego w szpitalu pełnym bezdusznych pielęgniarek.

– Szefie, wszystko w porządku?

Czy on powiedział „szefie” do tego uroczego staruszka?

– Tak, ta młoda dama bardzo mi pomogła.

Zrobiło mi się głupio, bo nigdy w życiu nie pomyślałabym, że są razem, więc szybko powiedziałam:

– Cieszę się, że mogłam panu pomóc, ale widzę, że już nie jestem potrzebna. Niedawno przyjechałam do miasta i muszę znaleźć pracę, bo inaczej wyląduję na ulicy. Miłego dnia życzę.

Już miałam się odwrócić i uciec, gdy jego dłoń złapała moją. Jak na swój wiek miał silny uścisk. Zerknęłam na niego, nie mając pojęcia, czego ten człowiek jeszcze ode mnie chce.

– Młoda damo, mam dla ciebie propozycję.

– Szefie, proszę cię… nawet w takiej sytuacji myślisz tylko o jednym? – mruknął mięśniak, przewracając oczami.

– Zamknij się, Luigi, nie o to mi chodzi.

Patrzyłam na nich skonsternowana, totalnie nie wiedząc, o co im chodzi.

– Mam dla ciebie propozycję pracy.

– Propozycję pracy? – zapytałam.

– Pracy? – Mięśniak również nie krył zdziwienia.

– Myślę, że mam na myśli inną pracę niż pan – zaczęłam, ale mi przerwał.

– Spokojnie, dziecinko, to nic złego. – Puścił mi oczko. – Przyjechałem tutaj na wakacje, ale jak widać, zdrowie mi nie dopisuje. Będę potrzebował kogoś, kto się mną zajmie i pomoże w…

– Szuka pan pielęgniarki? – przerwałam mu. – Bo jeśli tak, to źle pan trafił, ja nie mam odpowiedniego wykształcenia i nie mogę panu pomóc.

– Nie chcę żadnej pielęgniarki. Sam potrafię podetrzeć sobie tyłek.

Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy odejść, chociaż cała ta sytuacja robiła się coraz ciekawsza.

– Chcę twojego towarzystwa – uściślił.

– Towarzystwa? W jakim sensie? – zapytałam zdenerwowana.

Czyżby był starym zboczeńcem, który tylko stwarzał pozory miłego pana? Ale przecież powiedział, że nie ma na myśli niczego złego. Byłam coraz bardziej zmieszana.

– Źle mnie zrozumiałaś, dziecko. Potrzebuję kogoś do rozmowy i pomocy w domu.

– Szefie, nie wiem, czy Lorenzo będzie z tego zadowolony… – wtrącił mięśniak.

– Mało interesuje mnie to, co myśli Lorenzo, jego i tak więcej nie ma w tym domu, niż jest. Nie chcę tutaj siedzieć sam. Chcę mieć miłe towarzystwo, a ty się do tego nie nadajesz.

Stałam z boku i słuchałam ich rozmowy, nie do końca wiedząc, o co, do cholery, chodzi.

– Dobrze ci zapłacę, dziecko. Proponuję wyżywienie i własny pokój. Mamy nawet basen i korty, wszystko, czego tylko sobie zażyczysz.

– Dziękuję, ale nie skorzystam – odpowiedziałam mu.

Wyglądał na bardzo miłego człowieka, któremu naprawdę brakowało towarzystwa, ale ja nie byłam odpowiednią osobą. Postanowiłam, że poszukam sobie innej pracy. Może Lucia będzie potrzebować kogoś do pomocy w cukierni, a jak nie, to na pewno w jakimś sklepie poszukują ekspedientki. Mogłam robić wszystko, bo uważałam, że żadna praca nie hańbi.

– Gdybyś zmieniła zdanie, słodziutka, to znajdziesz mnie pod tym adresem. – Wyjął z kieszeni wizytówkę i podał mi ją. – Płacę dwadzieścia tysięcy euro za miesiąc.

Kwota zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie miałam się co oszukiwać. Nigdzie nie zarobiłabym takich pieniędzy, to było pewne, no chyba że napisałabym bestseller jak mój ojciec. Zawahałam się. Nie wiedziałam, co zrobić. Czterdzieści tysięcy euro w dwa miesiące? Za takie pieniądze mogłabym spokojnie przeżyć rok bez martwienia się o nic. Spojrzałam na wizytówkę z adresem, a moje serce stanęło na moment.

– Zgadzam się – odpowiedziałam, nie zastanawiając się dłużej, bo zobaczyłam swój dawny adres na białej kartce…

Jeśli to nie przeznaczenie, to nie miałam pojęcia, co to było.