(Nie)rosądne szepty - Black Victoria - ebook

(Nie)rosądne szepty ebook

Black Victoria

4,5

Opis

ONA, ON I TEN TRZECI - JAKĄ TAJEMNICĘ SKRYWAJĄ?

Rosemary Brandon to dwudziestoczteroletnia kobieta, która prowadzi całkiem zwyczajne życie, kończy studia położnicze, jest w długoletnim związku, miewa normalne problemy - opieka nad młodszą siostrą czy kiepski dzień w pracy. Wszystko zmienia się w dniu, w którym poznaje tajemniczego, seksownego Logana Hilla. Mężczyzna sprawia, że Rosie musi opierać się pokusie, aby nie zdradzić ukochanego - Ryana Archera. Sprawę komplikuje fakt, iż zachowanie partnera zaczyna niepokoić Rose, która ma podejrzenia, że Ryan może cierpieć na zaburzenia psychiczne. Kobieta spędza coraz więcej czasu z nowo poznanym kolegą i choć ma to być jedynie platoniczna znajomość, oboje zaczynają czuć coś więcej. Logan ma jednak wiele tajemnic, a jedną z nich jest wspólna przeszłość jego i Archera, której żaden z nich nie chce ujawnić. Rosemary jest rozdarta wewnętrznie, a gdy w końcu udaje się jej podjąć decyzję, którego z nich wybrać, los stawia na jej drodze kolejne trudności - kłamstwa, tajemnice, niedopowiedzenia i niespodziankę, która wywróci jej życie do góry nogami. Młodej kobiecie przyjdzie zmierzyć się z trudną sztuką wybaczania oraz z próbami połączenia ze sobą podpowiedzi rozumu i serca, co wcale nie jest takie proste.

 

„Dylematy głównej bohaterki przypominają te, z którymi my sami często musimy się zmagać. Apetyt na tę książkę zaostrza niezwykła nuta pikanterii, która nie pozwoli wam się oderwać od lektury do ostatniej strony!” - _read_andzia_

 

„Kobieta, dwóch mężczyzn, przyjaźń, miłość oraz problemy dnia codziennego – to wszystko znajdziecie w tej nadzwyczajnej powieści, która mnie niesamowicie urzekła i pochłonęła bez reszty. Nie zawiedziecie się. Polecam z całego serca!” - ilonaneta_czyta

 

„(Nie)rozsądne szepty” to historia pełna emocji i starć serca z rozumem. Autorka pokazała, że warto posłuchać tych kłótni i zrobić krok ku nieznanemu, by sięgnąć po szczęście. Ta książka porwie Was, mnie już porwała! Polecam!” - Złotowłosa i książki

 

„Czasami zwyczajne życie potrafi w mgnieniu oka przerodzić się w trudną drogę pełną przeszkód, kłamstw oraz tajemnic. Gdy Rosemary poznała Logana, nie spodziewała się, że będzie musiała walczyć ze sobą i opierać się pokusie, żeby nie zdradzić ukochanego. Mężczyzna miał stanowić dla niej oparcie, a jednak z biegiem czasu ta dwójka zaczęła żywić względem siebie romantyczne uczucia. Co z tego wyniknie? Kogo wybierze Rosie – Ryana, z którym tkwi w związku od wielu lat, czy seksownego Logana, który bardzo szybko wywrócił do góry nogami cały jej świat? „(Nie)rozsądne szepty” to powieść pełna namiętności, sekretów oraz niebanalnych intryg. Victoria Black stworzyła niezwykłą historię, w której serce walczy z rozumem, a bohaterowie stają przed trudnymi decyzjami mogącymi zaważyć na ich przyszłości. Serdecznie polecam!” - werka_books

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 558

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (38 ocen)
23
10
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Renifer5

Nie oderwiesz się od lektury

świetna
00
Klucha78

Nie oderwiesz się od lektury

Serdecznie polecam bardzo fajna
00
jezabel

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna historia, mnie się podobała. Szybko się czyta. Polecam :)
00
breeAnna

Całkiem niezła

polecam
00
Edziorek88

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajny debiut polecam
00

Popularność




Copyright © by Victoria Black, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcia na okładce: © by G-Stock Studio/Shutterstock.com

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-03-7

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

Rozdział 47

Rozdział 48

Epilog

Podziękowania

Nie wiedziałem, gdzie jest moje miejsce.Ale ty sprawiłaś, że zależy mi na tym, aby je mieć. Cassandra Clare – „Miasto popiołów”

Dla Ali.Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki…

Rozdział 1

Trzask!

Nagły dźwięk tłuczonego szkła wyrwał mnie ze snu. Wzdrygnęłam się na tę niezbyt przyjemną pobudkę i usłyszałam cichą wiązankę przekleństw. Spojrzałam na zegarek spod na wpół przymkniętych powiek i jęknęłam. Piątarano.

– Zabiję cię, Ryan – wymamrotałam, przytulając się z powrotem do poduszki i nakrywając głowękołdrą.

Jakie są plusy chodzenia z pilotem? Podniecające jest uprawianie seksu z facetem, który chwilę wcześniej miał na sobie mundur. Jakie są minusy? Wychodzi z domu i wraca o nieludzkich godzinach, co w połączeniu ze wspólnym mieszkaniem i jego delikatnością słonia w składzie porcelany równa się pobudce w środku nocy. Odkąd Ryan się do mnie wprowadził, pozbyłam się z sypialni wszystkich wazonów i bibelotów, więc co on, do kurwy nędzy, znowustłukł?!

Poczułam, jak mój chłopak delikatnie przysiada na łóżku, zsuwa kołdrę i całuje mnie wpoliczek.

– Przepraszam, kochanie – powiedział. – Poleciała mi ramka zbiurka.

Chyba powinnam pozbyć się takżezdjęć.

– Zabiję cię – zagroziłam, wtulając się wpoduszkę.

Ryan zaśmiał się, niezrażony moimi groźbami, i złożył pocałunek na moim odsłoniętym ramieniu. Spojrzałam na niego spode łba i próbowałam schować się pod nakryciem, lecz ani myślał mi na to pozwolić. W brzasku poranka widziałam jego ciemnoblond włosy ułożone w kolce, jasnoniebieskie oczy patrzące na mnie z rozbawieniem spod gęstych brwi i wąskie wargi wygięte w lekkimuśmiechu.

– O której zaczynasz staż? – zapytał.

– O czwartej – odparłam, sugerując z wyrzutem, że nie miałam zamiaru podnosić powiek wcześniej niż odwunastej.

– Czyli wrócisz późno – rzekłsmutno.

– Wrócę późno i obudzę cię w środku nocy – ostrzegłam.

– Kusząca wizja, zwłaszcza jeśli będziesz miała na sobie ten seksowny strój pielęgniarki – powiedział.

– A idź mi stąd – jęknęłam.

– Niestety muszę – odparł. – Kocham cię, Rose.

– A ja kocham tę poduszkę – mruknęłam. – Więc pozwól mi się nią jeszcze nacieszyć.

Ryan zaśmiał się, pocałował mnie w czoło i wreszcie sobie poszedł, zostawiając mnie z moją odwieczną miłością – poduszką, kołdrą i materacem. Usłyszałam jeszcze, jak zamyka za sobą drzwi, po czym znów odpłynęłam w słodkiniebyt.

***

Shot through the heart and you’re to blame. You give love a bad name!1

Kochałam Bon Joviego. Naprawdę go kochałam, ale w tym momencie zadałam sobie pytanie, czemu, do cholery, nigdy nie wyciszam na noc tego pieprzonego telefonu. Tego dnia najwyraźniej wszechświat zmówił się przeciwkomnie.

Zastanawiałam się, czy jeżeli zignoruję natarczywy dźwięk, to zniechęci to dzwoniącego, ale ledwo telefon umilkł, rozdzwonił się ponownie. Zirytowana sięgnęłam po to piekielne urządzenie i odebrałam, nie patrząc nawet nawyświetlacz.

– Halo?! – warknęłam dosłuchawki.

– Och, cóż za urocze powitanie, skowroneczku. – Usłyszałam znajomy męskigłos.

Czy wszyscy mężczyźni mojego życia postawili sobie dzisiaj za punkt honoru pozbawić mnie słodkiej rozkoszy, jaką jest sen? – zastanawiałamsię.

– Czego chcesz, Will? – jęknęłam, przewracając się naplecy.

– Jakaś ty dzisiaj miła, Rosie – zadrwił. – Okres masz? W ciąży jesteś? A może zmieniłaś się w wiedźmę i zamierzasz straszyć dzieci, latając namiotle?

– Spieprzaj, Bennett!

– Rozchmurz się, stokroteczko, taki piękny dzisiaj dzień – powiedział mężczyzna, będąc aż nieprzyzwoiciewesoły.

– Byłby piękny, gdybyście wszyscy dali mi się wyspać! – odparłam z urazą w głosie.

– Jest dziesiąta, Rosie – zauważyłWill.

– A ja zamierzałam wstać dopiero o dwunastej! – wyjaśniłam niezadowolona, że nikt tego nie rozumie.

Will zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony moimoburzeniem.

– No to zmiana planów, kwiatuszku, bo musisz mi w czymś pomóc – rzekł tajemniczo. – Przyjadę po ciebie za pół godziny i lepiej, żebyś była już gotowa do wyjścia, bo jak nie, to zwlekę cię z łóżka wpiżamie.

– A co, jeżeli śpię nago? – spytałam.

– I tak to zrobię. Jesteś dla mnie jak siostra, twoje gołe cycki nie robią na mnie wrażenia – stwierdził, na co jedynie prychnęłam. – Pół godziny, Rosie. Później będziesz miała ze mną doczynienia.

– Dobra, dobra, zrozumiałam – mruknęłam. – A dokąd właściwie jedziemy i w czym mam cipomóc?

– Zobaczysz – odrzekł Bennett. – Zbierajsię.

– Nojuż…

Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na stolik nocny. Chyba nie było mi jednak dane rozkoszować się folgowaniem mojej naturześpiocha.

Jeszcze przez chwilę pozwoliłam sobie cieszyć się miękką poduchą, po czym z westchnieniem odrzuciłam kołdrę na bok i podniosłam się z wygodnego łóżeczka, szukając na oślep kapci w kształcie zajączków, które dostałam na Gwiazdkę od mojej młodszej siostryLily.

Moje mieszkanie nie wyróżniało się niczym szczególnym – dwa pokoje, salon, nieduża kuchnia i łazienka. Kiedy dwa lata temu Ryan wprowadził się do mnie, nalegał, abyśmy wynajęli coś większego, lecz ja byłam przyzwyczajona do tego gniazdka i ani myślałam się przeprowadzać. Zresztą na ostatnim roku położnictwa nie zarabiałam kokosów, odbywając staż w jednym ze szpitali w Chicago, podobnie Ryan jako początkujący pilot, więc ostatecznie zostaliśmy tutaj. Te bladoniebieskie ściany, meble z jasnego drewna, pamiątki rodzinne – to był mój mały zakątek. Całe liceum ciężko harowałam, by na studiach mieszkać sama, we własnym mieszkaniu, i byłam z tego dumna. Zawsze uważałam, że największą wartość ma to, na co sama sobie zapracowałam, a nie to, co dostawałam podane jak natacy.

Z na wpół zamkniętymi powiekami poczłapałam do łazienki, gdzie zrzuciłam z siebie czarną koszulkę nocną i weszłam pod prysznic. Szampon o zapachu świeżych jabłek i strumienie ciepłej wody pomogły mi się rozbudzić. Przez chwilę relaksowałam się tym przyjemnym zabiegiem, lecz jeśli chciałam zdążyć wyszykować się przed przybyciem Willa, musiałam się pospieszyć. Zakręciłam wodę, wytarłam się i owinęłam włosy ręcznikiem. Złapałam szczoteczkę i pastę, po czym szczotkując zęby, udałam się do sypialni, by skompletować strój. Wybrałam jasną koszulkę bez rękawów, czarne dżinsy i sandały na koturnie. Byłam średniego wzrostu, więc mogłam sobie pozwolić na taki luksus. Wróciłam do łazienki, wypłukałam usta i wysuszyłam włosy. Odkąd ścięłam je tak, że ledwo dotykały ramion, o wiele łatwiej było mi je utrzymać w ryzach. Nie miałam już czasu na prostownicę, więc zwyczajnie je rozczesałam i pozwoliłam blond lokom otoczyć moją twarz. Szybko włożyłam na siebie wybrane ciuchy, po czym zrobiłam lekki makijaż. Na szczęście moja skóra nie wymagała tony podkładu, więc akurat skończyłam, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. W progu stał mój najlepszy przyjaciel, Will Bennett. Miał delikatnie kręcone ciemnoblond włosy, łagodne brązowe oczy, był wysoki, muskularny, a na jego twarzy gościł uśmiech małego łobuziaka. Był ubrany jak zazwyczaj – zwykła koszulka, dżinsy i sportowe buty. Znałam Willa całe swoje życie. Bawiliśmy się w piaskownicy, później razem poszliśmy do przedszkola, a następnie do szkoły. Teraz ja kończyłam położnictwo, a on studiował finanse i pracował jakobarman.

– Widzę, że księżniczka zdążyła się ubrać – zadrwił, przytulając mnie na powitanie. – Jestem podwrażeniem.

– Wisisz mi śniadanie – ostrzegłam.

– Jasne, ale najpierw załatwimy moją sprawę – powiedział, wyciągając mnie z mieszkania.

– A powiesz chociaż, co to za sprawa? – zapytałam. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym zeszłam za Willem poschodach.

– Potrzebuję twojej rady – wyjaśnił.

– Uważaj, żebyś przypadkiem nie umarł od tego natłoku informacji wypływającego z twoich ust – zażartowałam.

Wsiedliśmy do jego auta i ruszyliśmy w stronę centrum Chicago.

– Powiem ci, ale obiecaj, że nie piśniesz o tym ani słowa nikomu innemu – rzekłWill.

Spojrzałam na niegowymownie.

– Czy kiedykolwiek zdradziłam jakiś twój sekret? – spytałam. – Wszystko, co mi powierzasz w tajemnicy, zabiorę ze sobą dogrobu.

– Ale dramaturgia. – Bennett parsknąłśmiechem.

– Przestań pieprzyć od rzeczy i gadaj! – warknęłam. Nie lubiłam, gdy ktoś się ze mnądrażnił.

Will przewrócił oczami, choć przez tyle lat zdążył się już przekonać, że prawie zawsze stawiam naswoim.

– Chcę, żebyś pomogła mi wybrać pierścionek zaręczynowy – powiedział.

Zanim ta informacja dotarła do mojego mózgu, minęłachwila.

– Chcesz się oświadczyć Audrey? – zapytałam zniedowierzaniem.

– Owszem – potwierdził.

Audrey Mitchell była moją przyjaciółką od czasów liceum i jednocześnie dziewczyną Willa. Kiedy zaczęli się spotykać, sytuacja bywała niezręczna, zwłaszcza gdy obmacywali się przy każdej możliwej okazji, lecz później, na bardziej cywilizowanym etapie ich związku, byłam zadowolona, że są razem. Potem ja poznałam Ryana Archera, mojego obecnego chłopaka, i czasem nawet spotykaliśmy się weczwórkę.

– Odważna decyzja – stwierdziłam.

Wszyscy lada moment kończyliśmy studia i może rzeczywiście warto było pomyśleć o ustatkowaniu się. Co prawda mnie na razie nie ciągnęło do ołtarza, ale zamierzałam się cieszyć szczęściem Willa iAudrey.

– Stwierdziłem, że nie ma co dłużej czekać – powiedział. – Nie mam wątpliwości co doAudrey.

– Czyli będzie wesele. – Ucieszyłam się.

– Najpierw musisz mi pomóc znaleźć odpowiedni pierścionek i opracować scenerię – rzekł.

– Scenerię? A co, przedstawienie będziesz wystawiał? – spytałamironicznie.

– Wiesz, o co mi chodzi – mruknął. – Muszę wiedzieć, jakie miejsce wybrać na ten moment. Rozumiesz, takie oświadczynymarzeń.

Obrzuciłam go sceptycznymspojrzeniem.

– Audrey raczej nie jest typem marzycielki – zauważyłam.

– Ale z pewnością ma jakieś określone wymagania, które ty znasz – powiedział mężczyzna. – Przecież wszystkie kobiety plotkują o takichrzeczach.

– Oczywiście. Szczególnie kobiety takie jak ja i Audrey – zadrwiłam.

Moja przyjaciółka nigdy nie bujała w obłokach. Zawsze była zdecydowana, stanowcza i zawzięta, co w przyszłości zapewne uczyni ją rozchwytywanym prawnikiem. Ja z kolei uważałam, że dopiero gdy przyjdzie odpowiedni czas, zastanowię się nad kwestią ślubu, bo często marzenia ostatecznie nie przystają do rzeczywistości i są powodem rozczarowań. W rezultacie, mimo iż dużo gadałyśmy o facetach, nigdy nie snułyśmy planów dotyczących zamążpójścia czydzieci.

– Coś tam na pewno wiesz, nie uwierzę, że nie – nalegałWill.

– Nie stresuj się, coś wymyślimy – uspokoiłamgo.

– Na to właśnie liczyłem – powiedział, obdarzając mnie swoim uśmiechem dziecka, które coś zbroiło, ale chce udawaćniewiniątko.

– Wisisz mi duże śniadanie – ostrzegłam. – Albo nawetobiad.

– Jak wybierzemy pierścionek, pójdziemy coś zjeść i przedyskutujemy pomysły – obiecał.

– Chyba raczej ty będziesz siedział, jadł i liczył na to, że ja coś wymyślę – poprawiłam. – Jak zawsze, gdy robimy cośrazem.

– Wiesz, że cię kocham, Rosie – odparł, posyłając mi całusa.

– Wiem. – Westchnęłam.

Mogłoby się wydawać dziwne, że chłopak (a już niebawem narzeczony) mojej przyjaciółki, wyznawał mi miłość albo nie miał oporów przed wyciąganiem mnie z łóżka, nawet jeśli byłabym naga. Ale tacy po prostu byliśmy. Nie zliczę, ile razy spaliśmy razem w łóżku, zostawaliśmy na noc u siebie albo widzieliśmy się w bieliźnie. Był dla mnie jak starszy brat, chociaż mieliśmy po tyle samo lat. Opiekował się mną, gdy byłam chora, krył mnie, kiedy coś narozrabiałam, pomagał z każdą pierdołą, jaka mi przyszła do głowy. Kiedyś, gdy mieszkałam jeszcze sama, bez Ryana, Will przyjeżdżał do mnie w środku nocy, bo było mi smutno i potrzebowałam towarzystwa. Tylko prawdziwy przyjaciel nie kazałby mi w takiej sytuacji się pieprzyć. Naprawdę nie miałam pojęcia, czym zasłużyłam sobie na kogoś takiego jak on.

1Cytat pochodzi z utworu You Give Love a Bad Name BonJoviego.

Rozdział 2

Na blacie leżało pięć pierścionków. Czekałam, aż Will w końcu się na któryś zdecyduje. Ekspedientka ewidentnie traciła do nas cierpliwość, a ja wcale się jej nie dziwiłam, gdyż przez mojego przyjaciela można było dostać szału. Mimo wszystko starała się uśmiechać grzecznie i próbowała wcisnąć nam najdroższy towar. Bennett ciągle kazał mi przymierzać nowe pierścionki, zastanawiał się, który będzie najlepiej wyglądał na Audrey, a kiedy już myślałam, że coś wybrał, zmieniał zdanie. Niech nikt nigdy mi nie mówi, że to kobiety nie mogą się zdecydować. Byłam zirytowana, głodna jak wilk, ale dzielniemilczałam.

– Jak myślisz, Rosie? Ten czy ten? – Pokazał mi po raz kolejny srebrny pierścionek z niebieskim kamieniem i złoty z czerwonymoczkiem.

– Już ci mówiłam, że ten będzie lepszy – powiedziałam, wskazując na złoty krążek. – Bardziej w styluAudrey.

Moja przyjaciółka lubiła minimalistyczną biżuterię, więc byłam pewna, że na pewno się jej spodoba, ale Will i tak musiał się upewnić pięćdziesiątrazy.

– Czyli co? Ten? – zapytał.

Jezus Maria! Alleluja!

– Tak, zdecydowanie ten – zapewniłam.

Położył pierścionek z powrotem na blacie.

– Weźmiemy go – rzekł.

– Oczywiście – odparła sprzedawczyni, wyraźnie oddychając zulgą.

Kiedy wyszliśmy od jubilera, dochodziła pierwsza. Nie mogłam uwierzyć, że wybieraliśmy to coś przez dwiegodziny.

– To co teraz? – zapytał Will.

– Jedzenie – odrzekłam stanowczo. – Tystawiasz.

– Będziesz żerować na biednym człowieku?

– Owszem. Przez ciebie nie zdążyłam zjeść śniadania – przypomniałam.

– Czyli to wszystko moja wina? – Oburzyłsię.

– Dokładnie tak – potwierdziłam.

Bennett pokręcił głową z dezaprobatą, otwierając drzwi dosamochodu.

– Dobra, niech ci będzie – skapitulował.

Pojechaliśmy do naszej ulubionej pizzerii, gdzie zafundowaliśmy sobie – a raczej Will nam zafundował – bombę kaloryczną w postaci dużej pepperoni. Po zjedzeniu wszystkiego w dość ekspresowym tempie zamówiliśmy jeszcze po kawie i zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, jak mój przyjaciel może się oświadczyćAudrey.

– To nie może być nic oklepanego – powiedziałam natychmiast. – Musisz jązaskoczyć.

– Tylko jak? – zapytał. – Po tylu latach ze mną już chyba mało co jest w stanie jązaskoczyć.

– Od kiedy jesteś takim pesymistą? – skarciłamgo.

– Nie jestem pesymistą – zaprotestował.

– To myślpozytywnie.

– To może podasz mi jakieś swoje pomysły – zaproponował, rzucając mi spojrzenie proszącego psa. – Na pewno masz coś w zanadrzu, przecież zawsze jesteś takagenialna…

Parsknęłam śmiechem, omal nie dławiąc się swojąkawą.

– Robisz się cholernie słodki, gdy czegoś chcesz – zadrwiłam.

– Rosie, proszę! Będę ci wdzięczny do końca życia albo i dłużej, proszę, pomóż mi. – Złożył ręce jak domodlitwy.

Przypomniało mi się, że kiedyś w podobny sposób prosił mnie, żebym mu powiedziała, jak Audrey skomentowała ich pierwszą randkę. To zabawne, że zawsze tak błagał, chociaż wiedział z góry, iż mu pomogę. W końcu jak mogłabym postąpićinaczej?

– Dobra, mam pewien pomysł – przyznałam.

– To dawaj – powiedział ucieszony i zamieszał swoją kawę.

– Myślę, że powinieneś to zrobić jakoś spektakularnie. Na przykład wskocz na stolik w restauracji i oświadcz się jej, ona się zgodzi, ty ją pocałujesz, a cała sala będzie wiwatować jak w jakimś filmie – zaproponowałam.

Will rozważał moją propozycję, a ja powoli sączyłam kawę, czarną z mlekiem i cukrem – taką, jaką lubiłamnajbardziej.

– To może być dobry plan – skomentował w końcu. – Takie widowiskowe sceny mają w sobie cośromantycznego.

– I o to właśnie chodzi – stwierdziłam.

– Zabiorę ją na kolację, a potem wygłoszę najlepsze oświadczyny wszech czasów – rzekł, uśmiechając się z zadowoleniem.

– Tylko nie przesadź – ostrzegłam. – Zbytnia teatralność też nie jestdobra.

– Zapamiętam – obiecał. – Dzięki, Rosie. Nie wiem, co bym bez ciebiezrobił.

– Nie ma Willa bez Rosemary, nie ma Rosemary bez Willa – przypomniałam mu.

Wymyśliliśmy to motto dawno temu, jeszcze w podstawówce, i od tej pory się go trzymaliśmy. Nasze życia byłyby nudne, gdybyśmy nie mieli siebienawzajem.

– Pamiętam – odparł z uśmiechem. – Jasne, żepamiętam.

Po wyjściu z pizzerii Will odwiózł mnie do domu. Była już prawie trzecia, więc pozostawało mi jedynie wejść do środka, odświeżyć się, przebrać w uniform i wyjść do pracy. Co prawda akurat wypadał mój jedyny dzień wolny w tygodniu, ale koleżanka poprosiła, abym zastąpiła ją na oddziale urazowym, gdyż jej matka trafiła do szpitala. Nie znosiłam urazówki, szczególnie w piątkowe wieczory, gdy nie brakowało tam idiotów, którzy upili się, a potem zrobili sobie krzywdę, ale nie chciałam odmawiać Jennie, gdy miała ciężką sytuację.

– Czekam na relację z wieczoru – powiedziałam.

– Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, odezwę się dopiero rano. – Will mrugnął do mnie porozumiewawczo.

– Zabezpieczcie się, gołąbeczki, żeby później nie było problemu z suknią ślubną. – Zaśmiałamsię.

– Tak, mamo – zadrwił.

Pocałowałam go na pożegnanie w policzek i wysiadłam z auta. Pomachałam mu, gdy odjeżdżał, a następnie poszłam na górę. Czekało mnie jeszcze mnóstwopracy.

***

Najgorsze na urazówce było chyba to, że lekarze stawiali diagnozę, zlecali odpowiednie zabiegi, po czym zamykali się w swoich gabinetach, a reszta roboty spadała na pielęgniarki. To one musiały opatrywać, pilnować, podawać leki, podsuwać miski na wymioty. Niektórzy mieliby zapewne ochotę spytać, dlaczego zostałam – a raczej prawie zostałam, bo do skończenia studiów brakowało mi jeszcze dwóch miesięcy – położną, skoro denerwowały mnie interakcje z ludźmi. Otóż zdecydowałam się na ten zawód, ponieważ uwielbiałam pomagać innym i sprawiało mi to niemałą satysfakcję. Wkurzało mnie jednak, gdy ludzie bezsensownie ryzykowali własne życie. Ja też często bywałam nieodpowiedzialna i szalona, ale wyznawałam zasadę, że we wszystkim trzeba zachowywać umiar.

Oczywiście najgorsza robota zawsze spadała na stażystki takie jak ja. Ciekawe, czy ja też za jakieś dwadzieścia, trzydzieści lat będę zachowywać się jak suka, która robi wszystkim łaskę, że w ogóle przychodzi do pracy. Miałam nadzieję, żenie.

– Hej – przywitała mnie Sydney, moja koleżanka z roku, gdy weszłam do składziku dla pielęgniarek.

Pielęgniarstwo i położnictwo dość mocno różniły się od siebie, ale mimo to miałyśmy trochę wspólnych zajęć jakiś czas temu, od tamtej pory nieźle się dogadywałyśmy.

– Cześć – odparłam.

Sydney, posiadaczka burzy kręconych rudych włosów, była niska i szczupła, no i miała naprawdę anielską cierpliwość, skoro wytrzymywała te wszystkie dyżurytutaj.

– Zapowiada się pracowity wieczór – stwierdziła.

Odłożyłam torebkę do szafki Jenny, która dała mi klucze, i włożyłam identyfikator. Co prawda nie mogłam zaliczyć za nią stażu, ale przynajmniej nie musiała się martwić, że przełożeni nie znajdą zastępstwa, co od razu zmniejszało liczbę problemów. Zwykle w takich sytuacjach prosiło się o pomoc osoby z tej samej specjalizacji, ale wyglądało na to, że tylko ja mogłam pomóc Jennie, więc przyszła położna musiała wystarczyć, chociaż takie zamiany były niezbyt milewidziane.

– Jenna kazała mi uważać na pijanych dupków, którzy będą próbowali odgrywać amantów na miarę tych z filmów z lat dwudziestych. – Zaśmiałamsię.

– Było też kilku śpiewających – powiedziała Sydney. – Jeden nawet brzmiał jak śpiewak operowy… A raczej próbował brzmieć.

Jęknęłam.

– Nie kracz – mruknęłam. – Nie chcę ogłuchnąć.

– A ja myślałam, że nigdzie nie da się ogłuchnąć szybciej niż na porodówce – zażartowała.

– Wolę rodzące kobiety niż pijanych facetów – odparłam, chociaż musiałam przyznać, że obchodzenie się z rodzącymi też nie należało do łatwych zajęć.

W tym momencie do składziku wparowała przełożona, a raczej wiedźma oddziałowa, jeśli wnioskować po jej wyglądzie.

– Brandon, ty zastępujesz dzisiaj Stewart? – zapytała mało uprzejmie.

– Tak – odpowiedziałam.

– W takim razie w czwórce pacjentka czeka na szycie – zakomenderowała i zniknęła, zapewne po to, by dalej w spokoju pić kawę.

– Idę – burknęłam.

Zrobiłam sugestywną minę w kierunku Sydney i wyszłam zeskładziku.

Wieczór mijał bez większych wrażeń. Było dużo roboty, ale dało się wytrzymać. Niedługo miałam kończyć pracę i myślałam, że nie wydarzy się już nic zaskakującego, ale wtedy wiedźma oddziałowa znów mniewezwała.

– W piątce czeka facet. Jest pijany, ma rozharatane przedramię, trzeba go pozszywać – powiedziała.

Zajebiście – pomyślałam, ale z moich ust wydobyło sięjedynie:

– Oczywiście.

Poczłapałam do sali numer pięć, gdzie zastałam dwóch mężczyzn. Jeden stał przy łóżku. Był szatynem średniego wzrostu i wyglądał na dość miłego, a przede wszystkim trzeźwego. Zajmować miałam się niestety brunetem leżącym na łóżku. Miał zakrwawioną rękę, ale na jego twarzy widniał pijackiuśmieszek.

– Hej, laluniu – wybełkotał.

Naprawdę zastanawiałam się, jakim cudem dziewczyny stąd miały cierpliwość do takich dupków.

– Co się stało? – zapytałam, zwracając się bardziej do szatyna stojącego obok, który wydawał się skory do udzieleniainformacji.

– Upadł na szkło – wyjaśnił.

Cóż, zawsze mogło byćgorzej.

– A panto…?

– Jason Cooper, jego przyjaciel – odrzekł. – Pozwoli pani, że tu zostanę. Kiedy ten dupek jest pijany, robi się jeszcze bardziej… dupkowaty.

Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłamśmiechem.

– Nie ma problemu – powiedziałam.

Podeszłam do jego przyjaciela, który według informacji zawartych w karcie informacyjnej nazywał się Logan Hill.

– Pozwoliłaś mu zostać? – wymamrotał brunet. – Złotko, o wiele bardziej wolę trójkąty, w których biorą udział dwie kobiety i jedenmężczyzna.

Co za kretyn… – przemknęło mi przezmyśl.

– Jestem tu, żeby pana opatrzyć, panie Hill – wyjaśniłam.

– Ale to nie znaczy, że nie możesz zrobić czegoś jeszcze. – Poruszył sugestywniebrwiami.

Dobra, był przystojny, nawet bardzo. Gęste czarne włosy, szare oczy okolone niedorzecznie grubymi rzęsami, idealnie kształtne brwi, lekki zarost, prosty nos, pełne wargi. Ciało również miał niezłe. Ładnie wyrzeźbione mięśnie ramion, które były doskonale widoczne dzięki koszulce bez rękawów. Mogłam sobie jedynie wyobrażać, jak cudny musi być jego tors. Zachowywał się jednak jak kompletny idiota, co w moich oczach pozbawiało go wszelkiej atrakcyjności. Zresztą miałam faceta, który w dodatku nie doprowadzał się do takiego stanu, a wyglądu wielu mogłoby mupozazdrościć.

– Nie może dać mu pani czegoś, żeby poszedł spać? – zapytałJason.

– Niestety, leki i alkohol się wykluczają – powiedziałam.

Umyłam ręce i założyłam rękawiczkiochronne.

– Nie udawaj, że cię nie podniecam, kotku. – Hill nie poddawał się nawet wtedy, gdy polałam środkiem dezynfekującym gazik i zaczęłam oczyszczać ramię. – Bo ty mnie podniecasz, bardzo. Spójrz.

Mimowolnie zerknęłam na jego krocze i natychmiast skarciłam się za to w myślach. Rzeczywiście miał erekcję, widoczną nawet przezspodnie.

– Logan, błagam, zamknij się już – poprosił jegokompan.

W sumie było mi go szkoda. Wyraźnie wstydził się za chamskie zachowanie swojego kolegi. Dość brutalnie zaczęłam przemywać rany Hilla. Ten jednak niewiele sobie z tego robił i wciąż gapił się na mnienachalnie.

Zdezynfekowałam jego ramię i zaczęłam zakładać szwy, czując jednocześnie, jak rozbiera mnie wzrokiem. Jeżeli zrobię coś nie tak, to będzie jego wina – pomyślałam. Rozpraszał mnie. Kiedy skończyłam, zabezpieczyłam ramiębandażem.

– Gotowe – powiedziałam.

– Dziękujemy, siostro – Jason zerknął na mój identyfikator – Rosemary.

– Właściwie to jestem jeszcze stażystką – poprawiłam go. – Ale nie ma zaco.

Hill podniósł się z łóżka, patrząc na mnie zoburzeniem.

– Stażystka? Opatrywała mnie niekompetentna stażystka? – wybełkotał.

– Śmiem twierdzić, że mam taką samą wiedzę i o wiele więcej zaangażowania w swoją pracę niż starsze pielęgniarki – stwierdziłam.

Zanim Hill zdążył coś odpowiedzieć, Jason prawie siłą wyprowadził go zsali.

– Tak czy siak, dziękujemy! – zawołałjeszcze.

Kumpel całkiem miły, ale Hill to dupek – oceniłam w myślach. Miałam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam. Po skończonej zmianie zabrałam z szafki swoją torbę, pożegnałam się z Sydney iwyszłam.

Niestety na dworze czekała mnie niezbyt miła niespodzianka. Obok mojego samochodu, oparty o swój wóz, stał Logan Hill, paląc papierosa, a jego kolega ze zniecierpliwieniem patrzył w niebo. Najgorsze było to, że mężczyzna blokował drzwi do mojegoauta.

– Przepraszam, chcę przejść – powiedziałam, a raczej wysyczałam przez zęby. Wyczerpał już moją dawkę cierpliwości.

Hill spojrzał nieprzytomnie na mnie, później na mójsamochód.

– Musisz ładnie poprosić, kocie – wybełkotał.

– Zejdź mi z drogi – wycedziłam.

– A jeżeli nie? – drażnił się.

– Logan, rusz dupę – skarcił go Jason.

Hill westchnął, zionąc alkoholem, i przesunął się… tyle że nie w tę stronę, co trzeba. Zbliżył się do mnie, przyciskając mnie biodrami do maski swojego auta tak, że czułam bardzo wyraźnie to, co miał w spodniach, i nie mogłam się ruszyć.

– Jesteś pewna, że nie chcesz na chwilę skoczyć w ustronne miejsce? – spytał, ledwie wypowiadając odpowiedniesłowa.

Wszystko ma swoje granice, moja cierpliwość także. Nie zamierzałam dać się molestować jakiemuśdebilowi.

– Wiem, że na pewno chcę zrobić to. – Uniosłam nogę i z całej siły kopnęłam go kolanem prosto wjaja.

Hill zaklął i zgiął się wpół, odsuwając się w końcu od mojego samochodu. Jason zaczął się głośno śmiać, a ja bezceremonialnie wsiadłam do auta.

Rozdział 3

Kiedy wróciłam do domu, było już dobrze po północy. Byłam nie tyle zmęczona, co nadal wzburzona po konfrontacji z tym pijanym dupkiem. Nikt dawno mnie tak nie wkurzył, jak ten cały Hill. Co on sobie właściwie myślał? Już niejednokrotnie spotkałam się z chamstwem i tanimi podrywami, ale – na litość boską – ten facet, gdyby mógł, wziąłby mnie na kozetce w zabiegowym. Nienawidzę takiej bezczelności – przyznałam w duchu. Nie dość, że się narzucał, to jeszcze w ordynarny sposób proponował mi seks. Już chyba jakiś śpiewający wariat byłby mniej wkurwiający.

Chcąc się zrelaksować, poszłam wziąć prysznic. Nie byłam wredna, więc starałam się zachowywać cicho, gdyż Ryan pewnie już spał. Weszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie ciuchy i pozwoliłam gorącym strumieniom wody spływać po moim ciele. Relaksowało to moje mięśnie, pozwalało mi się rozluźnić. Mogłabym tak stać w nieskończoność, jednak zmęczenie wygrało z przyjemnością i w końcu zakręciłam wodę, wytarłam się i owinięta szlafrokiem wróciłam do pokoju. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, zobaczyłam, że Ryan nie śpi. Leżał w mroku, wsparty na poduszkach, i przyglądał misię.

– Cześć, skarbie – powiedział.

– Hej, myślałam, że śpisz – odparłam.

– Wczoraj prawie się nie widzieliśmy, chciałem na ciebiepoczekać.

Położyłam się obok i pocałowałam go. Najpierw delikatnie, a później pogłębiłam pocałunek, wsuwając język między wargi Ryana. Zaskoczony mężczyzna oddał pieszczotę, przytulając mnie. Kiedy zaczęło nam brakować tchu, oderwaliśmy się odsiebie.

– To jak ci minął dzień? – spytał, lekkozdyszany.

– Włóczyłam się po mieście z Willem – odparłam. – A w pracy nawet dobrze. Pod koniec miałam upierdliwego pacjenta, ale dałam sobie z nimradę.

– Moja dziewczynka – stwierdził zdumą.

– A jak u ciebie? – zapytałam.

– W porządku. Lot minął bezproblemowo – odrzekł.

– Jesteśmy ze sobą tyle czasu, a ja nigdy nie widziałam cię w czasie pracy – poskarżyłam się. – Musisz mnie kiedyś gdzieśzabrać.

Położyłam głowę na jego piersi i przymknęłam oczy. Ryan nie miał na sobie koszulki, więc czułam jego twarde mięśnie, ciepło ciała, słyszałam serce dudniące w piersi. Może i nie byłam romantyczką, ale lubiłam tak leżeć w jego ramionach. Uczucie bycia kochaną przyjemnie rozgrzewało nawet w najchłodniejszedni.

– Może uda mi się to załatwić – powiedział. – Jak się trochę popłaszczę przed kim trzeba, może pożyczą mi samolot, żebym mógł zabrać dziewczynę nawycieczkę.

– A będę mogła posiedzieć za sterami? – spytałam podekscytowana.

– No pewnie – obiecał. – Wiesz, że dla ciebiewszystko.

W odpowiedzi musnęłam ustami jego tors, a z moich ust wypłynęłowyznanie:

– Kocham cię, Ryan.

– Też cię kocham, Rose.

Przekręcił głowę, by móc mnie pocałować. Najpierw tylko delikatnie pieścił moje usta swoimi, ale po chwili stał się bardziej zaborczy. Co prawda byłam trochę zmęczona, ale od dawna nie mieliśmy czasu tylko dla siebie. Ciągle pracowaliśmy i się mijaliśmy, dlatego nie umiałam odmówić, jemu ani sobie. Usiadłam mu na biodrach i rzucając uwodzicielskie spojrzenie, zdjęłam szlafrok. Ryan przez chwilę wodził po moim ciele wzrokiem i dłońmi, wprawiając mnie w delikatne drżenie, po czym przewrócił mnie na poduszki i sam klęknął pomiędzy moimi nogami. Rzadko pozwalał mi przejmować kontrolę, wolał raczej, kiedy to on wszystkim sterował. Nie żebym się na to skarżyła… Może to skutek uboczny jego zawodu? To, że zawsze wolał mieć nad wszystkim kontrolę? Kiedyś go o to zapytałam i odpowiedział, że po prostu to lubi. Pytał, czy mi to przeszkadza, a ja szczerze powiedziałam, że nie, więc tak jużzostało.

Chodziliśmy ze sobą odkąd skończyłam siedemnaście lat, a on dwadzieścia, więc przez te siedem lat zdążyliśmy się doskonale poznać pod każdym względem. Ryan był moim pierwszym i zarazem jedynym kochankiem, a moje ciało znał lepiej niż ja sama. Wiedział, co robić i robił to. Tej nocy nie mieliśmy siły na zbyt wiele, więc skończyliśmy dość szybko, co nie znaczyło jednak, że nie byłosatysfakcjonująco.

***

Rano obudziłam się cudownie wyspana. Ryan wytłukł już chyba wszystko, co mógł wytłuc w pokoju, więc nie obudził mnie, wychodząc do pracy bladym świtem. Spojrzałam na zegarek – dochodziła jedenasta. Przeciągnęłam się leniwie i poprawiłam poduszkę pod głową. Nie miałam żadnych planów przed pracą, więc mogłam sobie jeszcze poleniuchować. Zerknęłam na telefon, który wczoraj zawczasu wyciszyłam, i – jak widać – miałam rację, gdyż na wyświetlaczu od razu pojawiły się trzy wiadomości i dwa nieodebrane połączenia. Westchnęłam i zaczęłam jeprzeglądać.

WILL:Zgodziła się! Oficjalnie jestem zaręczony z Audrey Mitchell! PS. Pierścionek był idealny, dzięki, Rosie.

AUDREY:Kochana, nie uwierzysz. Chociaż znając Willa, wszystko ci już powiedział, więc pewnie uwierzysz, no ale i tak ci powiem. On mi się oświadczył! Rozumiesz to? Ten wariat mi się oświadczył! Był taki romantyczny… A zresztą, chcę ci wszystko opowiedzieć. Spotkamysię?

LILY: Życie jest do dupy. A faceci tochuje.

Cóż za optymizm z samego rana… Co do Willa i Audrey to nie była to dla mnie żadna niespodzianka, wiedziałam, że się zgodzi, byli parą wręcz idealną. Zaniepokoiła mnie jednak wiadomość od mojej siostry. Lily zwykle była pełna radości, więc skąd nagle takie podejście? Obawiałam się, że coś się stało, a w tym podejrzeniu utwierdziły mnie jeszcze dwa nieodebrane połączenia od taty. Postanowiłam od razu do niego oddzwonić. Pięć lat temu moja mama zginęła w wypadku samochodowym. Miałam wtedy dziewiętnaście lat, a Lily zaledwie dwanaście. Od tamtej pory tata wychowywał ją sam. Moja siostra nie sprawiała zbyt dużych problemów wychowawczych, zwłaszcza biorąc pod uwagę przedwczesną stratę matki, lecz jak każda nastolatka miała swoje humory i tata czasem nie dawał sobie z tym rady. W takich sytuacjach była potrzebna kobieca ręka. Pierwsza miesiączka? Pierwszy chłopak? Wykład o antykoncepcji? Wszystko to spadało na moją głowę, nie mogłam jednak w żaden sposób zastąpić jej rodzicielki.

Wybrałam numer taty i przyłożyłam telefon do ucha, już po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się znajomygłos.

– Cześć, córciu.

– Hej, tato. Przepraszam, że dopiero teraz oddzwaniam, ale wczoraj wróciłam późno z pracy i byłam zmęczona – powiedziałam.

– Rozumiem, rozumiem. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale mam kłopot. Chodzi o Lily. – Westchnął.

– Co się stało? – spytałam zaniepokojona.

– W tym problem, że nie mam pojęcia – odrzekł, starając się ukryć przede mną swoją desperację. – Nie odzywa się, nie wychodzi z pokoju. To już trwa prawie trzy dni. Martwię się o nią, Rosie. Nie wiem, może ty dałabyś radę do niejdotrzeć.

– Zrobię, co w mojej mocy – obiecałam. – Będę za jakąś godzinę. Do pracy idę dopiero po południu, więc może uda mi się z nią pogadać tak, żeby poskutkowało.

– Mam nadzieję – odparł tata. – Bo mnie to wszystko zaczyna przerastać. Nie radzęsobie.

– Radzisz sobie bardzo dobrze, tatku – pocieszyłam go. – Po prostu my, kobiety, już tak mamy. Jesteśmyskomplikowane.

Ojciec roześmiał się serdecznie.

– To prawda – przyznał. – Zostawię ci klucz pod kwietnikiem, żebyś mogławejść.

– Okay, niedługo powinnam być – rzekłam.

– Dzięki, córuś.

– Nie ma za co, tato.

Rozłączyłam się i westchnęłam. Jak widać życie nie pozwala mi poleniuchować. Odpisałam najpierwWillowi.

JA: Gratuluję. Mówiłam ci, że tak będzie. Musimy to uczcić.

Odpowiedź przyszłanatychmiast.

WILL:Koniecznie. Kiedy masz wolnywieczór?

JA:Jutro.

WILL:To jesteśmy umówieni. Jutro umnie.

JA:Okay.

Później napisałam do Audrey. Żałowałam, że nie mogę się z nią spotkać, ale sprawy rodzinne wzywały.

JA:I ty jesteś zaskoczona? On cię kocha jak wariat! Gratuluję, kochana. Niestety nie mogę się dzisiaj spotkać. Lily ma jakieś problemy, muszę z nią pogadać. Możejutro?

AUDREY:Słyszałam, że Will zaprasza do nas. Będziesz?

JA:Jasne.

AUDREY:Weź ze sobą Ryana, jak będziemógł.

JA:Okay.

Dawno nie spotykaliśmy się we czwórkę, więc może być fajnie. Potrzebowałam odpocząć trochę od ponurej codzienności i zabawić się z przyjaciółmi. Na razie czekała mnie jednak rozmowa z moją młodszą, dorastającąsiostrą.

***

Tata i Lily mieszkali w tym samym miejscu, co dawniej, gdy mama jeszcze żyła. Dom był jednopiętrowy, otoczony ogródkiem, który podupadł, kiedy moja rodzicielka umarła, bo nie miał się kto nim zajmować. Była to cicha okolica, oddalona od śródmiejskiego gwaru. Kiedyś uwielbiałam siedzieć na ławce w ogrodzie i się relaksować. Brakowało mi tej sielanki. Na ganku znajdowały się sztuczne kwiaty, chyba jedyne, jakie można było trzymać, nie mając pojęcia o hodowaniu roślin. Wyjęłam klucz spod jednej z doniczek i otworzyłam drzwi. Przedsionek był jak zwykle zawalony butami i kurtkami, które ojciec odrzucił, stwierdzając zapewne, że są nieodpowiednie na dzisiejszy dzień.

– Lily! – zawołałam.

Przeszłam dalej, do salonu, nie słysząc żadnej odpowiedzi. W innych pomieszczeniach panował już względny porządek. Najwyraźniej tata posprzątał, gdy powiedziałam, że przyjdę. Zdziwiło mnie, że to zrobił. Mieszkałam z nim przez osiemnaście lat i wiedziałam, że jest bałaganiarzem. Może nie chciał sprawiać wrażenia, że nie radzi sobie sam? Przecież to nie było nic wstydliwego. Cóż, tata zawsze był honorowy i nie lubił się przyznawać, że przegrywa starcia z odkurzaczem.

Udałam się na górę do pokoju Lily i zapukałam cicho, jednak znów nie usłyszałamodpowiedzi.

– Lily, to ja – powiedziałam. – Mogę?

Postanowiłam policzyć do dziesięciu i w razie braku odzewu po prostu wejść do środka. Po chwili usłyszałam ciche: „proszę”. Nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Lily leżała zagrzebana w pościeli tak, że spod kołdry wystawały tylko jej rudewłosy.

– No proszę, a Will twierdzi, że to ja jestem leniem. – Zaśmiałamsię.

Nie odpowiedziała, więc podeszłam bliżej łóżka i przycupnęłam obok niej. Moja siostra była drobna jak na swoje siedemnaście lat, miała lekko falowane rude włosy, jasną cerę i zielone oczy, takie same jakmoje.

– Powiesz mi, co się stało? – zapytałam. – Tylko nie mów, że nic. Twoje poranne wiadomości mogą przyprawić odepresję.

Lily wysunęła głowę spod kołdry i spojrzała na mnie zbolałym wzrokiem.

– Faceci powinni zostać wyeliminowani – mruknęła.

– Mhm… Czyli chodzi o chłopaka – domyśliłam się. – Kyle? Czymś ci podpadł? Powiedz tylko słowo, a skopię mudupę.

– Zerwał ze mną – jęknęła Lily i wtuliła twarz wpoduszkę.

Ach, no tak. Powinnam się od razu domyślić. Nic tak nie załazi za skórę, jak pierwsza miłość. No i może pijani pacjenci na urazówce. Z pewnością te dwierzeczy.

– To znaczy, że jest dupkiem. Skoro cię nie docenił, nie masz powodu, by po nim płakać – stwierdziłam.

– Łatwo ci mówić – burknęła Lily. – Ty spotykasz się z ideałem.

– Na świecie nie ma ideałów, skarbie – powiedziałam. – Są tylko ludzie, których wady wkurzają mniej lubbardziej.

Moja siostra mimowolnie parsknęłaśmiechem.

– Też kiedyś miałam złamane serce – przypomniałam. – I wierz mi, tomija.

– Ale boli – mruknęła.

– Bo leżysz i nad tym rozmyślasz – rzekłam. – Trzeba cię stądruszyć.

– Nie chcę wychodzić – zaprotestowała.

– A mnie to nic nie obchodzi – stwierdziłam. – Wstawaj i ubieraj się. Za pół godziny masz byćgotowa.

– Gdzie idziemy?

– Najeść się tyle niezdrowego żarcia, ile damy radę. To najlepszy sposób na złamaneserce.

Rozdział 4

Czterdzieści minut później siedziałyśmy w barze, w którym pracował Will. Lubiłam tu przychodzić, gdyż było to miejsce uniwersalne, gdzie można było zamówić po prostu wszystko. Przekąski, dania obiadowe, śniadania, fast food, gorące i zimne napoje oraz wszelkiego rodzaju alkohole. Zazwyczaj był tu duży ruch, więc nic dziwnego, że Will lubił tę pracę. Gdyby życie go do tego zmusiło, mógłby się utrzymywać z samych napiwków. Kiedy usiadłyśmy przy stoliku, od razu podszedł donas.

– Witam, drogie panie – powiedział. – Co dlawas?

Spojrzałam pytająco na Lily, która przeglądałakartę.

– Dla mnie podwójne lody z bitą śmietaną i owocami. O! I z polewą czekoladową – odparła.

Will zaśmiałsię.

– Czyżby jakieś problemy? – zapytał.

Dobrze wiedział, że objadanie się słodyczami to mój ulubiony sposób na kłopoty, który niewątpliwie przekazałam siostrze.

– Złamane serce – szepnęłam konspiracyjnie, na co Lily się skrzywiła, a Bennett pokiwał ze zrozumieniemgłową.

– No, no, poważna sprawa – przyznał. – W takim razie dla poprawy humoru zamówienie na kosztfirmy.

– Dla mnie też? – spytałam, uśmiechając się do niegosłodko.

– A masz złamane serce?

– Nie, ale miałam wczoraj ciężki dzień w pracy – wyjaśniłam.

Will przewróciłoczami.

– Zbankrutuję przez ciebie, wiesz otym?

– Ten bar tak dobrze prosperuje, że dwa zamówienia was nie zbawią – stwierdziłam.

Mój przyjaciel pokręcił z dezaprobatą głową i zapisał coś w swoim notesie. Nie musiał nawet pytać, zawsze zamawiałam tosamo.

– Zaraz wracam – mruknął.

– Też cię kocham. – Posłałam mu przymilnyuśmiech.

Zniknął za drzwiami kuchni, a Lily uśmiechnęła się podnosem.

– Widzisz, mówiłam, że wyjście z domu dobrze ci zrobi – podsumowałam.

– Zastanawiam się, jak on z tobą wytrzymuje – odparładrwiąco.

– E tam – machnęłam lekceważąco ręką – my się tak zawsze sprzeczamy. Coś takiego jak z tobą. – Zaśmiałamsię.

– Odkąd się wyprowadziłaś, nie mam się z kim kłócić – rzekła Lily. – Brakuje mitego.

Roześmiałam się. Oczywiście, że kiedy jeszcze mieszkałyśmy razem, ciągle się ze sobą sprzeczałyśmy, ale rzadko wybuchały między nami prawdziwe kłótnie. To chyba normalne w każdejrodzinie.

– Widzisz? Teraz muszę się wyżywać na biednym Willu – powiedziałam.

– Tak, tak, a biedny Will musi to znosić – odezwał się mój przyjaciel, stawiając przed nami nasze zamówienia: przed Lily ogromną porcję lodów, a przede mną kawę i moje ulubione ciasto, czyli biszkopt z kremem iowocami.

– Nie marudź – mruknęłam. – A tak w ogóle to jeszcze raz cigratuluję.

– A z jakiej to okazji? – wtrąciła sięLily.

Bennett wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się jeszczeszerzej.

– Zaręczyłem się – wyjaśnił.

– O kurczę, gratuluję – rzekła mojasiostra.

– Dzięki – odparł Will, po czym spojrzał na mnie. – Widzimy się jutro wieczorem u mnie, tak?

– Oczywiście. Musimy uczcić twojezaręczyny.

– I to hucznie – zaznaczył ześmiechem.

Rozbrzmiał dzwonek wiszący przy drzwiach baru, oznajmiając przybycie nowego gościa. Przelotnie spojrzałam w tamtą stronę i zamarłam. To był on. Jego twarz pozbawiona pijackiego uśmieszku była jeszcze przystojniejsza, teraz gościła na niej lekko wyzywająca mina. Był ubrany w dżinsy, podkoszulek i skórzaną kurtkę. Włosy miał idealnie ułożone. W takim wydaniu przypominałmodela.

– Chyba muszę lecieć – powiedział Will. – Mam dziś przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną i wygląda na to, że to kandydat. – Wskazał głową na Hilla. – W każdym razie tak wyglądał nazdjęciu.

Omal nie zakrztusiłam siękawą.

– On chce tu pracować? – powtórzyłam.

– No tak, wszystko na to wskazuje – odparł mój przyjaciel. – A co? Znaszgo?

– Można tak powiedzieć – mruknęłam. – Zszywałam mu wczoraj rękę na urazówce. Dowalał się do mnie, więc skopałam mujaja.

Lily i Will wybuchnęli tak głośnym śmiechem, że ludzie się na nich dziwnie popatrzyli. Hill także spojrzał w naszą stronę, a po jego twarzy przemknął dziwny grymas. Konsternacja, zamyślenie, zrozumienie. Najwidoczniej i on mnie rozpoznał. Miałam nadzieję, że wyciągnął odpowiednie wnioski z wczorajszego wieczoru i nie będzie się do mnie zbliżał. Nawet jeśli na trzeźwo był milszy, nie miałam ochoty na upierdliwepogawędki.

– To musiało być komiczne – wydusiła z siebie Lily pomiędzy salwamiśmiechu.

– Bardzo – burknęłamsarkastycznie.

– Biedny facet – dodał Will. – Chyba dam mu fory podczas tejrozmowy.

Sprzedałam mu kuksańca w bok, gdyż tylko na tę wysokość mogłam dosięgnąć z pozycjisiedzącej.

– Rzeczywiście biedaczek – zadrwiłam. – Dowalał się domnie!

– Bo jesteś piękna. Co się dziwisz? – prychnął Will. – Kobiety. Albo gadają, że im nikt nie prawi komplementów, albo narzekają, że ktoś doceni ichurodę.

Hill usiadł przy barze, najwidoczniej czekając, aż ktoś do niego podejdzie, lecz przez cały czas zerkał z zainteresowaniem w nasząstronę.

– Gapi się na nas – mruknęłaLily.

– Idź do niego – warknęłam na Willa – zanim przyjdzie mu do głowy do naspodejść.

Mój przyjaciel przewrócił oczami, ale poszedł w stronę Logana Hilla. Patrzyłam, jak ściskają sobie ręce na powitanie, potem Bennett zaczął mu chyba zadawać jakieś pytania, a onodpowiadał.

– Przystojny jest – odezwała się Lily, nabierając na łyżeczkę porcję swojego deseru. Moja kawa stygła, ale jakoś nagle straciłam na niąochotę.

– Ale jest dupkiem – stwierdziłam.

– Bo zrobił coś po pijaku? Wtedy zawsze robi się głupie rzeczy. – Lily wzruszyłaramionami.

Zmrużyłam gniewnie oczy, skupiając na niejspojrzenie.

– Pozwolisz, że nie zapytam, skąd to wiesz – powiedziałam.

Młoda spuściła wzrok na lody, rumieniąc się lekko. Nie byłam aż tak naiwna, by sądzić, że nie miała przeżyć z alkoholem, ale jako starsza siostra, występująca czasem w roli matki, nie mogłam jej przecież za topochwalić.

– A odpowiadając na twoje pytanie, owszem, dlatego, że zachowywał się jak dupek, nawet po pijaku. Alkohol nie może usprawiedliwiać wszystkiego – wyjaśniłam.

– A jeżeli tak naprawdę jest całkiem miłym gościem? – upierała sięLily.

– To i tak nie ma znaczenia, bo nie jestem nim zainteresowana – odrzekłam.

Owszem, jego uroda zwalała z nóg i z pewnością kusiła do grzesznych czynów czy myśli, ale nawet gdyby był inny, niż sądziłam, to co z tego? Nie zamierzałam pogłębiać relacji znim.

– Coś mi się jednak wydaje, że on tobą owszem – powiedziała Lily, sugestywnie wskazując w stronę Hilla.

Mimowolnie i ja na niego zerknęłam. Zauważyłam, że kiedy Will spoglądał na jakieś dokumenty, jego rozmówca patrzył prosto na mnie. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały, a ja poczułam dziwne gorąco. Szybko odwróciłam głowę, udając nagłe zainteresowanie stojącym przede mną ciastem. Lily jadła swoje lody, obserwując mnieuważnie.

– Chyba się dogadali – odezwałasię.

Złamałam daną sobie obietnicę, że nie okażę zainteresowania, i zerknęłam na Hilla. Rzeczywiście, wyglądał na usatysfakcjonowanego. Uścisnął jeszcze raz rękę Willa, po czym skierował się w stronę wyjścia. Nagle jednak zatrzymał się i – o słodki Jezu – ruszył prosto w nasząstronę.

– O rany… – mruknęłaLily.

Logan Hill podszedł do naszego stolika i nonszalancko oparł się oblat.

– Cześć – powiedział, patrząc namnie.

– O co chodzi? – spytałam, przybierając beznamiętny wyraztwarzy.

– Nie wiem, czy pamiętasz, ale… – zaczął.

– Doskonale pamiętam, co się wczoraj stało – przerwałam mu. – A ty najwidoczniej nie, skoro znów mi sięnaprzykrzasz.

Lily kopnęła mnie pod stołem i rzuciła spojrzenie mówiące, że zachowuję sięchamsko.

– No właśnie, chciałem za to przeprosić – rzekł Hill. – Miałem wczoraj kiepski dzień i trochę mnieponiosło.

Minę miał ni to skruszoną, ni to arogancką, coś pomiędzy. Zrobiło mi się trochę głupio, że byłam taka opryskliwa, ale z drugiej strony zasłużyłsobie.

– Okay, nie rozumiem tylko, dlaczego mi o tym mówisz – odparłam już odrobinęłagodniej.

– Bo z tego, co mówił Jason, napsułem ci wczoraj krwi, a kiedy cię tu zobaczyłem, postanowiłemprzeprosić.

Nie podobało mi się to, że patrzył na mnie z góry, nawet bardzo mi się to niepodobało.

– W takim razie niech będzie, przeprosiny przyjęte – powiedziałam.

To chyba można było uznać za dość uprzejme, prawda? Nie zamierzałam go przepraszać za skopanie mu jaj. Zasłużył. Na jego twarz powrócił wcześniejszy uśmiech, który zdradzał pewność siebie wymieszaną z odrobiną arogancji, co sprawiało, że wyglądał jeszcze seksowniej. Cholera, powinnam przestać dostrzegać takie rzeczy, to niestosowne – skarciłam się wmyślach.

– To może dasz się zaprosić na obiad albo lunch w ramach przeprosin? – spytał Hill.

Może i nie był nachalny jak wczoraj, ale wciąż wydawał się zainteresowany bliższą znajomością, jakkolwiek by ona miała wyglądać. Z doświadczenia wiedziałam, że tego typu zapędy trzeba gasić w zarodku.

– Postawmy sprawę jasno – powiedziałam. – Mam chłopaka. Nie jestem zainteresowana randkami z nikiminnym.

Mężczyźnie zrzedła odrobinę mina, ale szybko wziął się w garść. Trzeba przyznać, że byłzawzięty.

– To nie musi być randka – odparł.

Uparty drań. Flirtował i próbował mimo braku chęci z mojejstrony.

Kusiło mnie, żeby się zgodzić, głównie z czystej ciekawości, ale to byłoby nieuczciwe zarówno wobec Hilla, jak iRyana.

– Nie – odpowiedziałam. – Przeprosiny przyjmuję i będzie lepiej, jeśli na tympoprzestaniemy.

Jakiś błysk w oczach tego mężczyzny zdecydowanie mi się nie podobał. Nie był to zawód, ale niezachwiana pewność siebie, jakby miał coś jeszcze wzanadrzu.

– No cóż, trudno – stwierdził. – Cieszę się, że sobie towyjaśniliśmy.

– Ja również – odrzekłam.

– W takim razie do zobaczenia – rzucił, uśmiechając się jak tygrys, który upatrzył sobie ofiarę.

Zbyt sugestywnie. To zdanie było zbyt sugestywne. Co on, do jasnej cholery, sobie ubzdurał? – przemknęło mi przezgłowę.

– Miłego dnia – rzekłam, dając mu do zrozumienia, że powinien już sobie pójść.

Obdarzył mnie uśmiechem zdradzającym pewność siebie, po czym ruszył w kierunkuwyjścia.

– Niezły jest – szepnęła do mnie konspiracyjnieLily.

– Ach, przestań – mruknęłam. – Tacy są najbardziej niebezpieczni. Przystojny, arogancki, pewny siebie. To prawdziwa mieszankawybuchowa.

– Ale przyznajesz, że jest przystojny – zauważyła zsatysfakcją.

– Oczywiście, przecież nie jestem ślepa. – Zaśmiałam się. – Jest ładniutki, z której strony by nie patrzeć, ale wygląd to niewszystko.

– Wydawał się miły. – Lily wzruszyła ramionami i wróciła do swojego deseru, który zaczynał się powolirozpuszczać.

– Oj, mała, mała, musisz się jeszcze dużo nauczyć o facetach – stwierdziłam, przysuwając do siebie chłodną jużkawę.

***

Kiedy wróciłam do domu z pracy, Ryan już spał. Stwierdziłam, że ja także się położę, skoro jutrzejszą noc mieliśmy spędzić na świętowaniu razem z Audrey i Willem. Wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i udałam prosto do łóżka. Chciałam jeszcze wyciszyć telefon, lecz wtedy zobaczyłam na ekranie wiadomość od nieznanegonumeru.

Pewnie zastanawiasz się, skąd mam twój numer. Dostałem go od dobrej wróżki. Wiem, że nie najlepiej zaczęliśmy i że nie jesteś zainteresowana związkiem, ale koleżeństwo to chyba nic złego, prawda? Nie mam pojęcia czemu, ale myślę, że fajna by była z tego znajomość. To jak? Zgadzasz się na ten lunch? Logan Hill vel Facet, któremu skopałaśklejnoty.

Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy wrzeszczeć. Dobra wróżka? Dobre sobie. Zabiję cię, Will – pomyślałam. Miałam ochotę zignorować tę wiadomość, ale z drugiej strony intrygowała mnie ta jego determinacja, żeby zawrzeć znajomość. Może rzeczywiście wyszłoby z tego coś dobrego, gdybym się zgodziła na spotkanie? Zapisałam jego numer iodpisałam.

JA:To ciekawe. Nie przypominam sobie, żebym podawała swój numer dobrejwróżce.

Odpowiedź przyszła niemalnatychmiast.

LOGAN HILL:Widzisz, jakie życie jestzaskakujące?

JA:Owszem, to dla mnie nienowość.

LOGAN HILL: To jak będzie z tym lunchem? Pogadamy ożyciu.

JA:Czemu ci tak na tymzależy?

LOGAN HILL:Lubię takie osoby jak ty. Impulsywne i niedające sobie w kaszędmuchać.

JA:I takie, które kopią cię wjaja?

LOGAN HILL: Tego wolałbym unikać, ale przyznaję, żezasłużyłem.

JA:Zasłużyłeś.

LOGAN HILL:A dasz sięudobruchać?

JA:Jeżeli nie będziesz zachowywał się jakdupek.

LOGAN HILL:Nie będę, obiecuję.

JA:Gdzie chcesz sięspotkać?

LOGAN HILL: ZnaszRevirad?

JA:Znam.

LOGAN HILL:To tam? O12?

JA:Okay.

Odłożyłam telefon na stolik i przykryłam się kołdrą, zastanawiając się, co ja właściwie zamierzałamzrobić.

Rozdział 5

Zastanawiałam się, co ja, do jasnej cholery, wyrabiam. Po co zgodziłam się na to spotkanie? Wczorajsze wytłumaczenie, że byłam ciekawa, czego chce Hill, nagle wydało mi się bardzo mętne, a jego zapewnienia o niewinnej znajomości wręcz absurdalne. Tego, że popełniam błąd, dowodził fakt, że w głębi duszy zaczęłam czuć się winna z powodu tego lunchu. Była niedziela, Ryan poszedł gdzieś z kolegami, chcąc miło spędzić dzień wolny, a ja wykorzystałam to, aby zataić przed nim moje spotkanie z innym facetem. Z facetem, który ewidentnie liczył na coś więcej niż zwykłą znajomość, wbrew temu, co twierdził. Skoro coś ukrywałam, to znaczy, że się tego wstydziłam i czułam się z tego powodu winna. Cholera. Powinnam odwołać to spotkanie. Tylko że jeżeli to zrobię, to on i tak nie da mi spokoju – pomyślałam. Miał mój numer i dostał pracę w miejscu, które odwiedzałam co najmniej kilka razy w tygodniu. Musiałam pójść, a potem jasno dać mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana dalszą znajomością. Nie powinnam utrzymywać z nim tego typu kontaktów. Chyba jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji i raczej wolałabym się w niej nigdy nie znaleźć. Cholerny Logan Hill. Ze złością wrzuciłam do torby telefon, portfel i kluczyki od samochodu, po czym zarzuciłam ją na ramię i wyszłam z mieszkania. Trudno, raz kozie śmierć. Spotkam się z nim, powiem mu, że nie ma prawa mnie nękać, a następnie wyjdę. Tyle chyba moje sumienie było w stanie wytrzymać. Nie zamierzałam przecież iść z nim do łóżka, tylko na lunch. Będziemy w miejscu publicznym, a ja miałam jasno określone warunki dotyczące tego, co zamierzałam zrobić. A przynajmniej tak sobie wszystko tłumaczyłam. Z tą myślą wsiadłam do samochodu, mając nadzieję, że nie będę później tego żałować. Prawda była taka, że ten facet mnie zaintrygował i chciałam się dowiedzieć, co takiego sprawiało, że zależało mu, aby się ze mną umówić.

***

Kiedy dotarłam do restauracji, Logan już tam na mnie czekał. Siedział przy ścianie, w kącie, ale na szczęście w niezbyt ustronnej części lokalu, co mnie ucieszyło. Nie potrzebowaliśmy romantycznej atmosfery ani zacisznego miejsca. Im więcej ludzi, tym lepiej, dzięki temu Hill nie odniesie wrażenia, że jesteśmy na randce. Był ubrany podobnie jak poprzedniego dnia, równie seksowanie. Pasowała mu czarna skórzana kurtka i obcisła koszulka podkreślająca jegomuskulaturę.

Na mój widok podniósł się z krzesła niczym dżentelmen. Niestety, taki wizerunek do niego niepasował.

– Hej – powiedział.

Właściwie to kiedy przeszliśmy na ty? – pomyślałam.

– Cześć – odparłam.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stoliku. Logan nie przestawał mi się przyglądać z zainteresowaniem, a na jego ustach majaczyłuśmieszek.

– Byłem zaskoczony, że sięzgodziłaś.

Szczerze? Ja też – powiedziałam to w duchu, na głos zaś wyznałamotwarcie:

– Rozważałam olaniecię.

– Więc co cię skłoniło do przyjścia? – spytał.

Wzruszyłam ramionami, sięgając po kartędań.

– Ciekawość – odrzekłam.

Jego uśmiech stawał się zbyt arogancki, a to nie wróżyło niczegodobrego.

– Byłaś ciekawa mnie? – Ton Hilla sugerował, że podobało mu się to aż zabardzo.

– Twoich intencji – poprawiłam.

– Mówiłem ci. Chcę się z tobą zaprzyjaźnić – odparłnonszalancko.

– I właśnie tego nie rozumiem – stwierdziłam. – Czemu akuratja?

Wzruszył ramionami, jakby zaprzyjaźnianie się z zupełnie obcą kobietą było czymśzwyczajnym.

– Dopiero co się przeniosłem do Chicago razem z Jasonem i miło byłoby kogoś poznać – rzekł.

– I dziwnym trafem padło akurat na mnie – zauważyłam z lekkąironią.

– Zobaczyłem cię, skojarzyłem i uznałem, że możemy zacząć od nowa – wyjaśnił. – Chciałem zatrzeć złe pierwszewrażenie.

– To, że chciałeś mnie pieprzyć na środku chodnika? – spytałam złośliwie.

Cios poniżej pasa? Owszem. Cóż, taka mojanatura.

– Byłem pijany, a to w moim przypadku powoduje, że staję się napalony. Sprawy nie ułatwiało też to, że jesteś ładna.

– Czyli przeprowadziłeś się i postanowiłeś to uczcić? – zapytałam, ignorując zawoalowany komplement.

– Tamten wieczór był… ciężki – powiedziałLogan.

Zauważyłam, że nagle zaczął mówić jakoś inaczej, jakbyostrożnie.

– To znaczy? – dociekałam.

– Rocznica pewnego niezbyt przyjemnego wydarzenia… Ale to nie jest temat na przyjacielski lunch – rzekł, ewidentnie unikając bezpośredniej odpowiedzi, co tylko wzmogło moją ciekawość. Nie naciskałamjednak.

– Skoro to lunch, to może byśmy coś zamówili? – zaproponowałam.

– Słuszna uwaga – stwierdził Hill i również sięgnął po menu.

Rzadko przychodziłam akurat do tej restauracji, więc przejrzałam propozycje dośćdokładnie.

– Poproszę sałatkę z kurczakiem – powiedziałam dokelnerki.

– Dla mnie kanapka z zapiekanym serem – dodał Logan. – I dwielemoniady.

Kelnerka zapisałazamówienie.

– To wszystko? – spytała.

– Tak, dziękujemy – odparłHill.

Kiedy odeszła, spojrzałam zaskoczona na mojego towarzysza.

– Skąd wiedziałeś, że lubię lemoniadę?

Logan wzruszyłramionami.

– Intuicja – odparł. – Zresztą każdy lubilemoniadę.

– Jesteś dla mnie jedną wielką zagadką, Hill – przyznałamotwarcie.

Mężczyzna zaśmiał się, rozkładając ręce w geściebezradności.

– Taki już jestem. Sądzę, że zagadkowość to mójurok.

– To zależy. Według mnie to nie zawsze jest dobre – zauważyłam.

– Toznaczy?

– W przelotnych znajomościach zagadkowość może być seksowna, dodawać wszystkiemu pikanterii, lecz w głębszych relacjach jest ona problematyczna. Zagadkowość to sekrety, niedopowiedzenia, niejednokrotnie kłamstwa, a na czymś takim nie można opierać związku – wyjaśniłam.

Po twarzy Logana przemknął jakiś dziwny grymas, lecz było to tak ulotne, że nie miałam pewności, czy sobie tego nie wymyśliłam.

– Tu akurat muszę przyznać ci rację – rzekł. – A pod co można podpiąć nasząznajomość?

– Ty mi powiedz – odparłam. – Ja nie mam tak naprawdę zielonego pojęcia, co turobię.

Logan zamyślił się albo udawał, że torobi.

– Myślę, że gdzieś pomiędzy tym, co wymieniłaś – powiedziałwreszcie.

– Uważasz, że tak się da? – zapytałamsceptycznie.

– Owszem. Nie wszystkie relacje można określić jednoznacznie – stwierdził.

– Może i masz rację – przyznałam.

Ale jeśli miałabym być szczera, to nigdy nie miałam problemu z określeniem tego, jak wyglądają moje stosunki z poszczególnymi ludźmi: rodzina, przyjaciele, chłopak, koleżanki i koledzy z pracy i studiów, przelotni znajomi, których poznawałam przez innych ludzi. Jak jednak miałaby wyglądać moja relacja z Loganem? Owszem, miałam znajomych płci męskiej, ale nigdy nie spotykałam się z nimi sam na sam, zazwyczaj gdzieś w grupie. A Hill? Miałabym chodzić sobie z nim na lunch, obiad, spacery? Z Willem mogłam tak robić, on był dla mnie jak brat, ale ten facet… Jakoś tego niewidziałam.

Kelnerka przyniosła nasze zamówienia, więc zaczęłam powoli jeść swoją sałatkę, głównie po to, aby się czymś zająć.

– Jason kazał ci pogratulować – odezwał się nagle Logan. – Nie wiedzieć czemu, strasznie mu się spodobało to, jak mnie zaatakowałaś.

– I wcale mu się nie dziwię. Najadł się przez ciebie sporo wstydu – stwierdziłam. – Byłeśnieznośny.

– Jest przyzwyczajony do mojego szalonego charakteru. – Zaśmiałsię.

– Współczuję. Jemu, nie tobie – doprecyzowałam.

– Chyba zawsze tak jest. Jeden z przyjaciół musi być bardziej rozgarnięty niż drugi, bo inaczej wszystko by się posypało. Oczywiście szaleństwo i rozwaga występują u każdego na innym poziomie, ale tak zazwyczaj ludzie się dobierają, nieuważasz?

– W sumie to chyba tak – zgodziłam się. – Choć to zależy tak naprawdę od konkretnegoczłowieka.

Will zawsze uważał, że jestem w gorącej wodzie kąpana i starał się hamować moje najbardziej szalone pomysły, choć nie zawsze mu się to udawało. Audrey była raczej rozważna, ale czasem także pozwalała sobie na chwile szaleństwa, a wtedy biedny Will musiał być jedynym rozsądnym wtowarzystwie.

– A jak jest z tobą? – zapytałLogan.

– Ze mną? – powtórzyłam, nie do końca wiedząc, o co muchodzi.

– Którą stroną jesteś? Szaloną czy racjonalną? – sprecyzował.

– Ja uważam, że kimś pomiędzy – stwierdziłam, po czym się roześmiałam. – Chociaż mój przyjaciel pewnie jest innego zdania. Czasem ma mnie za wariatkę. I chyba słusznie.

Logan uśmiechnął się, słuchając moich wyjaśnień.

– Już zdążyłem się zorientować, że jesteś dość impulsywna.

– Zwłaszcza gdy ktoś mi działa na nerwy. A to mi przypomina, że powinnam skopać tyłek twojej „dobrej wróżce”. Czy może raczejwróżowi.

– Jestem winien facetowi butelkę dobrego alkoholu – powiedział Hill. – Nie dość, że dzięki niemu dostałem pracę, to jeszcze umożliwił mi spotkanie ztobą.

– I właśnie za to ostatnie zamierzam skopać mu dupę – rzekłam. – Swoją drogą, jak go namówiłeś, żeby cipomógł?

Logan wzruszyłramionami.

– Widziałem, że rozmawialiście, więc zapytałem, czy się znacie, on przyznał, że tak, więc poprosiłem, aby dał mi twój numer, bo zachowałem się głupio i chcę przeprosić. Nie robił problemów, jeszcze życzył mi powodzenia – wyjaśnił.

Już ja sobie z nim pogadam – pomyślałam.

– Naprawdę aż tak ci zależało na wyjaśnieniu tej sprawy? Dlaczego?

– Znając moje możliwości, jeszcze nie raz wyląduję na urazówce, więc stwierdziłem, że nie warto przysparzać sobie wrogów. Przychylne pielęgniarki to duże ułatwienie – powiedział.

Teoretycznie to miało sens. Gdybym pracowała na urazówce przez cały czas, a nie jedynie przez jeden wieczór. Cóż, tego jednak nie mógł wiedzieć.

– Co właściwie robisz w Chicago? – zainteresowałamsię.

– To, co we wszystkich innych miastach przez ostatnie cztery lata – odparł. – Tułam się, licząc na to, że gdzieś spodoba mi się na tyle, żeby zamieszkać na stałe. Zacząłem po skończeniu studiów i na razie jakoś mi nieprzeszło.

– I cały czas podróżujesz zJasonem?

– Spodobała mu się idea poszukiwacza, więc postanowił włóczyć się ze mną – wyjaśnił Logan. – To już taki nasz rytuał. Jedziemy do miasta, zatrzymujemy się w hotelu, potem wynajmujemy mieszkanie, szukamy pracy, jeśli nam się nie spodoba, odchodzimy. Potem od nowa. Całe szczęście, że dysponowaliśmy niezłymi rodzinnymi spadkami, bo inaczej już dawno poszlibyśmy z torbami przez nasz stylżycia.

– Nie męczy was ten ciągły brak stabilizacji? – spytałam.

Takie podróżowanie rzeczywiście mogłoby być fajne, ale chyba nie na dłuższąmetę.

– Właściwie to nie – odparł. – To nie jest tak, że zmieniamy miasto co miesiąc. Zazwyczaj siedzimy w jednym miejscu pół roku, rok i dopiero potem się przenosimy. Byliśmy już w Phoenix, Nowym Jorku, Atlancie, Los Angeles, no i teraz wChicago.

– I jak ci się tu podoba?

– Na razie jest dobrze, choć Jason z jakiegoś powodu jest tym miastem zachwycony – powiedział Logan. – Z drugiej strony on jest wiecznym optymistą. Ale cały czas ja gadam. Powiedz coś o sobie. Jak mamy się zaprzyjaźnić, skoro nic niemówisz?

– A co takiego chciałbyświedzieć?

Czemu ja właściwie dawałam mu się wciągnąć w tę grę? Przecież miałam mu powiedzieć, że nie jestem zainteresowana znajomością, więc dlaczego, do cholery, tego nie mówiłam?! Prawda była taka, że dobrze mi się z nim rozmawiało, było przyjemnie, swobodnie.

– Nie wiem. Powiedz po prostu coś o sobie – poprosił.

Westchnęłam, zastanawiając się, co właściwie powinnam zdradzić. Nie chciałam się z nim dzielić zbyt osobistymi przeżyciami, ale jednocześnie nie lubiłam gadać obzdurach.

– W lipcu kończę studia położnicze – rzekłam. – Od urodzenia mieszkam w Chicago, choć czasem gdzieś wyjeżdżam. Mam chłopaka, pilota. Jesteśmy razem od siedmiulat.

– Wow! To sporo – stwierdził Logan. – Prawdziwa miłość, ten jedyny, coś w tymstylu?

– W sumie to sama nie wiem – przyznałam. – Jest nam ze sobą dobrze, ale nie gadaliśmy na razie o planach naprzyszłość.

Większość dziewczyn w moim wieku snuła plany co do małżeństwa i dzieci, ale nam było dobrze na takim etapie związku i nie chciałam na razie tegozmieniać.

– To trochę tak, jakbyście byli ze sobą dla wygody – powiedział Hill. – Nie bierz tego do siebie, ale tak tozabrzmiało.

Mam nie brać do siebie tego, że zasugerował mi, iż nie kocham mężczyzny, z którym jestem. Ciekawe – pomyślałam.

– Nie rozumiem, skąd to wrażenie, skoro nawet nas nie znasz – odparłam lekko urażona. – To, że nie wiem, czy jest tym jedynym, nie oznacza, że go nie kocham. Może po prostu nie wierzę w takie rzeczy. Nie wiem, czy jest mi przeznaczony i tak dalej. Po prostu chcę z nim być – odparłam, nie wiedząc, dlaczego właściwie tłumaczę się obcemu facetowi.

Nie znosiłam swojej impulsywności. Po co się tak rozgadywałam? Co mnie obchodziło jego zdanie o moim związku? Zapchałam sobie usta sałatką, żeby sięzamknąć.

– Nie chciałem cię urazić – bronił się Logan. – Wyrażam tylko swoje zdanie, jak zabrzmiały twoje słowa.

– Rozumiem – odrzekłamkrótko.

Właściwie lubiłam, gdy ktoś mówił szczerze to, co myślał, więc dlaczego tak mnie wkurzyła jegoopinia?

– A ty? Masz kogoś? – zapytałam, aby zmienićtemat.

Logan roześmiał się, jakbym powiedziała coś śmiesznego.

– Nie, niemam.

– Taki przystojniak i nikogo nie masz? – powiedziałam to, zanim zdążyłam się ugryźć w język. – A może wolisz jedynie przelotnyseks?

Zamknij się, Rosemary, zamknij się natychmiast – skarciłam się wmyślach.

– Dzięki za komplement i… czy to propozycja? – Rzucił mi łobuzerskie spojrzenie.

– Nie, zboczeńcu – odparłam. – To zwykłaciekawość.

Ciekawość, której przedmiotem jest jego życie seksualne? Jezu, powinnam zamknąć sobie gębę na klucz – pomyślałam. Logan jednak świetnie siębawił.

– Byłem w paru dłuższych związkach – zaczął. – I rzeczywiście często miewam przelotne romanse, typu randka, seks, ewentualnie powtórka. Jednak z żadną z dotychczasowych kobiet nie chciałem się wiązać napoważnie.

– Czyli wolny strzelec – podsumowałam.

– Coś w tym stylu – odrzekł.

Musiałam przyznać, że przyjemnie mi się z nim rozmawiało, nawet jeżeli niektóre zdania były podszyte podtekstami. Miałam jednak wrażenie, że jego otwartość jest jedynie pozorna. Mówił o tym, o czym chciał mówić, a gdy coś mu nie pasowało, zmieniałtemat.

– Chyba powinnam się zbierać – uznałam. – Mam na dzisiaj jeszcze pewneplany.

Zapłaciliśmy za lunch i wyszliśmy z restauracji, a ja nie miałam pojęcia, jak się zachować. Co niby miałam powiedzieć? Zanim zdążyłam zdecydować, Logan mrugnął do mnie irzucił:

– Do zobaczenia. – Po chwili odszedł jak gdyby nigdynic.

Cholera, przecież miałam mu uświadomić, że nie powinniśmy kontynuować tej relacji. A co z tego wyszło? Świetnie spędziłam czas i dałam mu do zrozumienia, że może liczyć na kolejne spotkanie! W co ja się właściwie wpakowałam? – zastanawiałamsię.