Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Siedemnastoletnia Lisa myślała, że zaczynają się spełniać wszystkie jej marzenia. Z przystojnym chłopakiem Jasonem i znajomością z najgorętszym zespołem Never Say Never, jej życie wydawało się perfekcyjne na pierwszy rzut oka. Jednak sława niesie za sobą komplikacje. Gdy kariera Jasona zabiera go za granicę i zbliża do pięknej wokalistki, Lisa odkrywa, że miłość na odległość nie jest tak prosta, jak jej się wydawało, tym bardziej, że do mediów wyciekają dwuznaczne zdjęcia Jasona i Moniki.
W trudnej sytuacji oparciem staje się Cooper – kolega z Never Say Never, z którym Lisa spędza coraz więcej czasu.
Rozdarta między zazdrością a narastającymi uczuciami do charyzmatycznego Coopera, Lisa musi zmierzyć się z trudnymi prawdami o miłości, zaufaniu i własnych pragnieniach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 354
Rok wydania: 2025
Wszystkim, którzy wciąż boją się latać.
To czas, abyście rozwinęli skrzydła.
Never Say Never. Back to You to opowieść, w której nie zabraknie muzyki, dlatego nie wyobrażam sobie, aby nie zamieścić spisu utworów, które towarzyszyły mi podczas pisania. Mam nadzieję, że te melodie oddadzą klimat powieści, a co więcej – umilą Wam odbiór tej historii!
Taylor Swift • Wildest Dreams
Munn & Delanie Leclerc • learned from you
Munn • can you hear me?
The Rose • Lifeline (Reborn)
Stray Kids (ft. Charlie Puth) • Lose My Breath
Heather Sommer • you heard me
Kevin Chung • Out of Luck
raph x kameko • HOPELESS
Jessica Baio & Mykyl • start over
vaultboy • disaster
vaultboy • i wish u knew
The Calling • Wherever You Will Gos
Minute After Midnight • GHOST
YUNGBLUD • Abyss (from Kaiju No. 8)
Artemas • i like the way you kiss me
Alexander Stewart • Blame’s On Me
Nessa Barrett • die first
Måneskin • HONEY (ARE U COMING?)
VOILÀ • Figure You Out
Broadside • One Last Time
Forest Blakk • If You Love Her
Tom Frane, RJ Pasin • Don’t Leave (Sped Up)
Lauv ft. Julia Michaels • There’s No Way
Vancouver Sleep Clinic • Someone To Stay
Benson Boone • In The Stars
Sleeping At Last • You Are Enough
MIIA • Dynasty
Lvly • Flicker Thicker Flames
Goo Goo Dolls • Iris
Utopię ją w umywalce. Obleję żrącym kwasem z domieszką lukrecjowych żelków, a potem tak głęboko zakopię jej ciało w ogrodzie Paula, że spłonie żywcem wtopiona w jądro Ziemi.
Nie odpuszczę jej tego! Słowo!
– No nie, Jennifer! Wyglądam, jakby ptak narobił mi na głowę i jeszcze to wtarł we włókna włosów! – jęknęłam żałośnie, gdy ponownie przejrzałam się w lustrze. – Gdzie mój piękny, odświeżony i nowoczesny kolor?
– Na opakowaniu było napisane „srebrzysty blond”. Skąd miałam wiedzieć, że wyjdzie ciemnoszary? Poza tym sama twierdziłaś, że chcesz zmiany! – Przyjaciółka zmierzwiła dłonią moje splątane, spalone i suche włosy. A potem jeszcze nerwowo się uśmiechnęła.
Bezczelna.
– Zmiany! Nie kataklizmu, Jenn!
Zerwałam się z obrotowego fotela, aż zawirowało mi przed oczami. Musiałam wziąć parę głębszych oddechów, by na kilka godzin przed własną imprezą urodzinową odgonić plan zamordowania przyjaciółki.
To na nic, żadne metody uspokojenia, w zestawieniu z tym paskudztwem na mojej głowie, nie miały nawet cienia szansy na powodzenie. Musiałam coś wymyślić. W tak ważnym dniu nie mogłam przecież wyglądać jak po inwazji przybyszów z kosmosu, którzy ostrzeliwują ludzkość ptasimi odchodami.
Jak niby miałam pokazać się w takim stanie gościom?
Oczami wyobraźni już widziałam miny tych wszystkich szalenie przebojowych uczniów mojej szkoły, którzy zamiast okrzyku powitania, raczyliby mnie pojękiwaniami współczucia: Och, Liso, mogłaś powiedzieć, że dziś dopadła cię ptasia grypa, wpadlibyśmy innym razem albo Liso, nie załamuj się, zawsze możemy maskować zdjęcia twojej twarzy uroczymi emotkami serca…
Co to, to nie.
– Okej. Ustalmy, że chyba zrobiłam coś nie tak – przyznała Jennifer i znów chwyciła papierowe opakowanie po farbie. – Następnym razem po prostu zdecyduj się na profesjonalne usługi fryzjerskie.
– Mówiłaś, że twoje takie są.
Poza tym nie będzie następnego razu.
– Cóż, najwyraźniej mój talent się wyczerpał – stwierdziła.
Tak samo, jak moja cierpliwość do tej dziewczyny. Przewróciłam oczami i chwyciłam za telefon. Już zaczęłam wyszukiwać w sieci adresy salonów fryzjerskich, gdy do pokoju wszedł Paul. Obrzucił mnie długim spojrzeniem i ściągnął brwi w wymownym grymasie.
– Nie musisz nic mówić. Wiem! – rzuciłam, zanim zdecydował się na jakikolwiek komentarz. – Jeśli masz namiar na dobrego fryzjera, obiecuję, że nigdy więcej nie pogardzę grillowaną ośmiornicą ani krewetkami w cieście francuskim.
* * *
Dwie godziny później taksówka przywiozła mnie i Jennifer pod wyznaczony adres. Jak się okazało, przemiły pan Wild to nie tylko zaufany fryzjer mojego ojca, ale również jego dobry znajomy (udajmy, że mnie to dziwi), który zgodził się uratować mnie przed kompromitacją na oczach wszystkich zaproszonych gości.
– Witaj, Liso! – powiedział niskim, ale pełnym entuzjazmu głosem. Był ubrany w poprzecierane, obcisłe dżinsy i nosił kolczyk w nosie, a gdy tylko przekroczyłyśmy próg jego luksusowego salonu, żywcem wyciętego z katalogu dla projektantów wnętrz, kazał nam się rozgościć i poczuć „jak w domu”.
O tak, w takim domu to ja co najwyżej mogłabym lewitować w obawie, że stłukę coś, za co nie wypłacę się do końca życia.
– Dziękuję, że zgodził się pan mnie przyjąć na kilka godzin przed imprezą! – oznajmiłam i już wędrowałam w stronę wieszaka, na którym po chwili wylądowała moja zimowa kurtka.
– Paul wspominał, że rano trochę eksperymentowałyście z twoją fryzurą i… – Wild urwał, gdy tylko zdjęłam z głowy kaptur, a potem się rozkaszlał. Tak mocno i długo, że przez moment zastanawiałam się, czy Paul zna jakiegoś innego specjalistę od zepsutych fryzur, na wypadek gdyby ten tutaj nam się udusił.
Jennifer niczym cień ciągnęła się za mną, niewiele mówiąc.
Zawsze taka była. Gdy potrzebowałam słów wsparcia i kogoś, kto wyjaśni ten nieszczęśliwy splot wypadków, zwany potocznie moją nową fryzurą, Jennifer nagle zmieniała się w milczącego, wysublimowanego znawcę sztuki, który przygląda się wszystkim drogim obrazom w pomieszczeniu. W rzeczywistości byłam bardziej niż pewna, że pomyliłaby graffiti pięciolatka z dziełem Pabla Picassa.
Obiecałam sobie, że po raz ostatni jej zaufałam. Słowo. Nigdy więcej nie powierzę spraw związanych z moich wizerunkiem przyjaciółce, nawet jeśli powie: Farbowanie włosów jest dla mnie jak mycie zębów! Mogę to robić z zamkniętymi oczami.
Jak widać, również z otwartymi wyszła tragedia.
I nie zmienię zdania, nawet jeśli Jennifer znów użyje argumentu: Będzie tak, jak za dawnych czasów, gdy farbowałyśmy sobie końcówki na różowo! Pamiętasz? Oczywiście, że pamiętałam. Wtedy jeszcze wyglądałam jak człowiek, nie jak chodzące ciemnoszare nie wiadomo co.
– Dobrze – oświadczył pan Wild i zakasał rękawy, zupełnie jakby miał do czynienia z wyzwaniem życia. – Usiądź wygodnie w fotelu, a ja zastanowię się, co możemy z tym zrobić.
– A czy i dla mnie znajdzie pan pięć minut? – zapytała przymilnie Jennifer.
O proszę. Właśnie o tym mówiłam. Nagle przypomniała sobie, że jednak ma w gębie ozora.
– Paul wspominał tylko o… – zaczął, ale Jenn zrobiła te swoje maślane oczy i minę zbitego szczeniaka, na którą nabrałby się nawet najbardziej zatwardziały grzesznik stąpający po ziemi. Jennifer, mogłabyś wykazać się chociaż odrobiną ogłady.
– Proszę – pisnęła.
Ludzie kochani, zaraz zacznie nam tutaj skomleć.
– Panie Wild, jeśli będzie pan tak miły… Moja przyjaciółka przyjechała na tę imprezę aż z Nowego Jorku. Zależy jej, by dobrze wypaść przy znajomych z mojej szkoły – rzuciłam, siląc się na uprzejmy ton i wyciskając z siebie ostatnie krople empatii.
Potem ją zabiję.
Fryzjer spojrzał na jasnorude włosy Jennifer, które frywolnie podskakiwały obok jej twarzy, gdy tak kiwała głową na zachętę. Chryste.
– No dobrze – stwierdził w końcu. – Zajmę się także twoją przyjaciółką.
Celowo unikałam patrzenia w stronę rozentuzjazmowanej rudowłosej małpki, która tanecznym krokiem podeszła do pozłacanych krzesełek po drugiej stronie salonu. Jedyne, na co się zdobyłam, to wiadomość, którą pospiesznie wystukałam w swoim telefonie: W odwecie za moje dobre serce już nigdy więcej nie będziesz próbowała namówić mnie na kolejną łzawą, nierealną i infantylną koreańską dramę.
Kliknęłam „wyślij” i rozsiadłam się wygodniej. Starałam się zignorować fakt, że pan Wild dotykał teraz moich włosów, wzdychał i prychał, układając je to na prawy bok, a potem na lewy.
Po chwili w mojej dłoni zawibrował telefon.
Nie zgodzisz się nawet na Goblina?😩 – brzmiał esemes od Jenn.
Zerknęłam na nią w lustrzanym odbiciu.
Nawet na Goblina… – odpisałam, celowo unikając używania jakichkolwiek emotikonek.
– Mam jedno rozsądne wyjście. – Głos Wilda wyrwał mnie z procesu snucia dalszego scenariusza tej bezsensownej k–dramowej dyskusji. – Włosy będą ciemne. Ciemne i krótkie. Pasuje?
* * *
Jestem twardą dziewczyną. Twardą dziewczyną, która przeżyła więcej niż przeciętna nastolatka w jej wieku. Od śmierci mamy, przez jakieś miliony kompromitacji przed członkami zespołu Never Say Never, po publiczne wyszydzenie i twitterowe dramy z Jasonem Lee w roli głównej.
Przeżyję też włosy. Ciemne i krótkie.
– Możesz otworzyć oczy – powiedział pan Wild, który przez cały proces zmiany mojej fryzury nawet nie skomentował faktu, że na jego propozycję skinęłam głową tylko raz. Niepewnie. A potem zamknęłam powieki i nie otwierałam ich aż do teraz.
– Hej, Lisa! Wyglądasz jak odlotowa agentka. Wiesz, która? Ta imieniem Alex. Serio mi ją przypominasz. Mama katowała mnie tą bajką przez kilka lat, podkreślając, że nawet jej się podoba – odezwała się Jenn.
Już miałam coś odpowiedzieć, ale wszystkie słowa gdzieś uleciały, gdy tylko otworzyłam oczy. W lustrzanym odbiciu przyglądała mi się znajoma, a jednak tak obco wyglądająca twarz. Podniosłam dłoń i dotknęłam włosów, unosząc miękkie wycieniowane pasma i upewniając się, że wzrok mnie nie myli.
– Mamy świeży, nieco zadziorny i stylowy look – zapewnił pan Wild, zupełnie jakby chciał mnie w ten sposób przekonać do własnego zdania. – Jest…
– Świetny – wyszeptałam oszołomiona.
– Podoba ci się? – Jego oczy zalśniły dumą.
Przytaknęłam z początku niepewnie, a potem energicznie, czując przy tym, jak miękkie pasma łaskoczą moje ramiona. Włosy były teraz lżejsze, błyszczące, sięgające obojczyków.
– Musiałem trochę skrócić, by nadać im lekkości. Sądzę, że ta długość wyraziście podkreśla twoją śliczną buzię – dodał.
– Jest całkiem… ładnie – przyznałam.
Nie powiedziałam tak tylko dlatego, że chciałam być miła. W odróżnieniu od większości sytuacji, w których samopoczucie innych osób stawiałam ponad swoje, tym razem naprawdę mi się podobało. I nawet nie przeszkadzał mi fakt, że w tym wydaniu robiłam się podobna do Paula. Miałam to samo spojrzenie, badawcze, pełne zadumy, tylko kolor tęczówek był inny – zielony, jak u mamy.
– Jesteś taka jakby… dojrzalsza? – włączyła się Jenn, która już oblepiała palcami moją nową fryzurę. – Ja też tak chcę, panie Wild. Chcę coś z pazurem! Godzę się na szaleństwo, jakiego świat nie widział. Byle nie na łyso!
Od oficjalnego rozpoczęcia imprezy dzieliły nas cztery godziny. Dekoracją domu zajęła się firma, którą wbrew moim protestom wynajął Forest. Na nic zdały się argumenty: to moje siedemnaste urodziny i ja powinnam zająć się przygotowaniami oraz będą tam moi nowi znajomi ze szkoły, nie chcę, by pomyśleli, że mieszkam w snobistycznej willi bez młodzieżowego polotu.
Ojciec odparł, że ekipa, którą zatrudnił, organizowała przyjęcia urodzinowe takim gwiazdom, jak Jessie Bloom czy Kate Poston. Czyli szychy w świecie show-biznesu – tacy ludzie są sławni z tego, że są sławni. Nie to, co jakaś tam Lisa, zapomniana córka Paula Foresta, której największym w życiu szaleństwem jest zmiana fryzury i kupno nowego zestawu zakreślaczy, którymi będzie mogła bazgrać po książkach do woli. No dobra, nie ujmuję sobie tego, że mam też znajomości. Niektóre są całkiem bliskie, jak na przykład Jason…
– Lisa! Wysiadamy! – zawołała Jenn, gdy taksówka stanęła przed domem, a ja utknęłam w studni własnych przemyśleń. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Czyżbym się stresowała?
Nonsens.
Wystąpiłam w teledysku Never Say Never. Jestem (prawie) sławna i (prawie) pewna siebie. Urodziny na blisko osiemdziesiąt osób z mojej szkoły to przecież pestka. A raczej całe pestkowie pestek.
– Naprawdę superfryzura! – rzuciła Jenn.
– Dzię…
– Fajny ten kolor. Niby nie nowy, a jednak jak nowy – ciągnęła przyjaciółka, nawijając swoje intensywnie rude kosmyki na palec. – I jeszcze te wszystkie odżywki, maseczki. Muszę tutaj wpadać częściej, Lisa. Nie możesz robić urodzin dwa razy w roku?
Uniosłam brwi i prychnęłam z rozbawieniem.
– Ty się nigdy nie zmienisz, prawda, Jenn?
– O co ci chodzi?
Zaśmiałam się w głos, bo jej dezorientacja tylko bardziej utwierdzała mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z moją starą przyjaciółką, która potrafi działać mi na nerwy bardziej niż chińska akupunktura, a jednocześnie to dzięki niej czuję tę namiastkę domu, który miałam w Nowym Jorku.
– Wiesz… Jennifer, możesz wpadać do mnie bez okazji. Nie tylko wtedy, gdy jest sylwester czy urodziny – powiedziałam, kiedy szłyśmy w kierunku wejścia.
– Nie wspomniałaś, że wpadłam tutaj, gdy ratowałaś świat przed rozłamem Never Say Never – dodała i puściła mi oko.
– Bo nie uratowałam przed tym świata – odparłam.
Przyjaciółka zatrzymała się i chwyciła mnie za ręce. Nie… spokojnie, Jennifer, wcale nie szczękam z zimna zębami. Stójmy sobie w to styczniowe popołudnie przed domem i trzęśmy się jak kalarepy we wrzątku. A co tam.
– Never Say Never wciąż koncertuje – oznajmiła, jakbym sama o tym nie wiedziała. – I błagam, nie mów, że w trzyosobowym składzie, bla bla bla…
– Ale co, kiedy tak właśnie jest?
– Jakie to ma znaczenie? – Zaplotła dłonie na piersiach i przechyliła głowę. – Ważne, że sobie radzą. I że wciąż kumplują się z Jasonem.
Przestąpiłam z nogi na nogę, by się rozgrzać.
– Nie możemy pogadać już w środku? – jęknęłam.
– Nie, bo gdy tylko przekroczymy próg tego szalenie wypasionego, drogiego, luksusowego i gustownego…
– Jennifer!
– No dobra, już dobra. – Puściła mnie i uniosła dłonie w obronnym geście. – Mam na myśli to, że gdy tylko tam wejdziemy, pochłoną nas przygotowania do twoich urodzin, a przecież obie wiemy, że wyczerpałam limit tygodniowego pobytu u przyjaciółki, a także wszystkich nocnych rozmów, na jakie starczyło nam sił. Jutro wracam, przecież wiesz.
– Czemu przerwy od szkoły nie mogą trwać dłużej? – mruknęłam marudnie.
– Zamiast obrażać się na system szkolnictwa w naszym cudownym kraju, być może powiesz mi, czy w końcu Jason ma zamiar się pojawić?
Pokręciłam głową, a na dokładkę westchnęłam ciężko.
– Niestety nie da rady – dodałam.
Jenn przygryzła policzek.
– Mam nadzieję, że nie jest ci z tego powodu aż tak przykro, jak widzę, że jest… – zaczęła, ale machnęłam od niechcenia dłonią i zamrugałam szybciej, udając, że coś wpadło mi do oka.
– No co ty. Przecież obie wiemy, jak to jest z tymi muzykami – rzuciłam, siląc się na lekki ton. Byłam przekonana, że gdyby nie ta klucha, która powstawała w moim gardle, udawanie kompletnie wyluzowanej i przebojowej Lisy Andrews szłoby mi o niebo lepiej.
Jennifer bez ostrzeżenia przytuliła mnie.
– Ej! Moja fryzura – zaśmiałam się, ale ona tylko mocniej mnie ścisnęła.
– Wiesz, że ja i tak wiem? – Odsunęła się lekko, by spojrzeć mi w oczy.
Przytaknęłam z trudem. Ta dziewczyna roztapiała moje serce samym współczującym spojrzeniem. Nikomu innemu nie udawało się zrobić ze mnie mazgajki w kilka sekund. Miała skubana talent.
– Okej, więc jeśli chcesz sobie trochę popłakać, to teraz, Lisa. Gdy już wejdziemy do środka, przypilnuję, abyś przez cały wieczór nie przestawała się uśmiechać. Zrozumiano?!
Znów przytaknęłam i jednocześnie poczułam się lżej.
– A Jason to głupek, że nie przyjedzie na twoje urodziny – dorzuciła. – I nie, nie usprawiedliwia go nawet premiera nowego singla w jakiejś tam telewizji. Mógłby konać w straszliwych mękach, ale w ten dzień powinien to robić przy tobie.
Zaśmiałam się przez łzy.
Prawda była taka, że do ostatniej chwili czekałam na informację od mojego chłopaka. Nie widziałam się z nim od kilku dni, w których był nieziemsko zabiegany. Tak samo zresztą jak mój ojciec, który wpadał do domu i wylatywał z niego niczym proca z przyczepionym do ucha telefonem. „Tak, proszę nas umówić na wizytę w studiu”, „Wystąpimy z nowym singlem, tak, tak prześlę wszystkie potrzebne materiały”. „Wywiad? Wspaniale! Oczywiście, pojawimy się w programie! Nie… nie ma to znaczenia!”, „Stawka? Dogadamy!”.
I tak w kółko.
Kariera Jasona szybowała w górę i oczywiście ogromnie się z tego cieszyłam. Mój ojciec stawał na głowie, by wznieść go na wyżyny światka muzycznego i musiałam przyznać, że wszystkie te plotki na temat jego skuteczności były prawdziwe. Forest znał się na interesach i potrafił kierować karierą Jasona jak nikt inny.
Nie sądziłam jednak, że w ten ważny dla mnie dzień ojciec umówi Jasonowi występ w szalenie popularnym programie. Premiera singla. Ważna sprawa!
Grzmiał o tym tak długo i doniośle, że gdy tylko wspomniałam o jednym małym szczególe, jakim była moja data urodzin, ojciec kompletnie zamilkł.
– Ja już wszystko dogadałem, Lisa. – Drapał się wtedy po czarnej czuprynie i zaklinał pod nosem.
– Nie, jasne, spoko. Urodziny będę miała jeszcze jakieś osiemdziesiąt razy – stwierdziłam z przekąsem. – O ile wcześniej nie wykończy mnie rak albo inne paskudztwo. Istnieje też niskie prawdopodobieństwo śmierci przypadkowej. Ale… no, bądźmy dobrej myśli, Paul.
Ojciec skrzywił się na moje słowa i wyglądał na autentycznie podminowanego. Musiałam przyznać, że ten wyraz twarzy to w jego przypadku rzadkość. Nawet trochę mnie kusiło, by zrobić mu fotkę i szantażować go nią w razie widma szlabanu.
– Postaram się to odwołać, Liso – oznajmił, a ja pokręciłam głową.
– Nie, tato! Jason powinien tam wystąpić. W końcu to wielka szansa…
– A twoje urodziny? – Niepewnie przeskakiwał wzrokiem ode mnie do swojego telefonu, który trzymał w dłoni.
– Z pewnością Jason nie przepuści okazji, by je uczcić. Przecież go znasz.
Naprawdę nie wiedziałam, czemu przywołałam w myślach rozmowę sprzed kilku dni. Być może jakaś cicha, nieśmiała i zepchnięta w odmęty podświadomości część mnie chciała, aby Jason, wbrew wszystkiemu, pojawił się na imprezie.
– Ej, ziemia do Lisy! – Przyjaciółka pomachała mi ręką przed twarzą.
– Wracam – zapewniłam.
– Cieszę się, bo przez chwilę wyglądałaś, jakby twoja dusza oddzieliła się od ciała.
– Okej, koniec z zamulaniem!
Jennifer uśmiechnęła się zachęcająco.
– Mam twoje słowo? – zapytała.
– Masz! – odparłam, a potem razem z przyjaciółką weszłyśmy do domu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
CZY ZNASZ JUŻ TE KSIĄŻKI?
Agnieszka Karecka
YOU ARE MY HOPE
Hope i Miles – para nierozłącznych dzieciaków. Razem wchodzili na drzewa, ścigali się od jednego domu do drugiego i po kryjomu spotykali się nocami. Nie potrzebowali do szczęścia niczego więcej niż promieni słońca i pysznej szarlotki babci Mary.
Wszystko trwało do czasu, gdy Hope poznała skrywany przez przyjaciela sekret. Jej serce pękło wtedy na milion kawałków. Wkrótce potem wyjechała z matką do Nowego Jorku. Chciała zapomnieć.
Teraz, po kilku latach, Hope wraca do rodzinnego Phoenix. Drogi jej i Milesa znowu się przecinają. Jednak teraz jest zupełnie inaczej. Chłopak nie jest już tym samym radosnym dzieciakiem, którego pamiętała z tamtych beztroskich dni.
Tajemnica Milesa jest druzgocąca. Hope szybko podejmuje decyzję, że najbliższe miesiące poświęci tylko jemu. Sama rozumie, że to właśnie Milesa brakowało jej w ostatnich latach. Czy można uratować ten stracony czas? W końcu Hope to przecież znaczy „nadzieja”.
www.harpercollins.pl
CZY ZNASZ JUŻ TE KSIĄŻKI?
Agnieszka Karecka
STARS AMONG US
Uwierz, że to co uznajesz za koniec zawsze jest początkiem nowego. To w tobie drzemie siła do zmian i tylko ty decydujesz, którą drogę wybierzesz
Siedemnastoletnia Hayley Anderson obrała sobie w życiu jeden cel – za wszelka cenę zostać lekarką. Jej idealny plan na przyszłość nagle staje pod znakiem zapytania. Babcia trafia do szpitala, a nieletnią Hayley ma się zająć znienawidzona przez nią ciotka Gianna. Co więcej, czeka ją przeprowadzka do Nowego Jorku i zmiana szkoły.
Hayley trafia do elitarnej placówki z internatem, szkoły dla artystów, o której marzy większość nastolatków, ale nie ona – muzyka nie zajmuje najmniejszego nawet miejsca w jej życiu, tak przynajmniej twierdzi. Próbuje połączyć naukę do egzaminów z obowiązkowymi zajęciami muzycznymi, lecz staje się to coraz trudniejsze. Na jej drodze pojawiają się kolejne przeszkody: wredna współlokatorka uprzykrzająca jej życie, zabójczo przystojny partner na zajęciach tanecznych, a wreszcie nagana dyrektora za marne postępy muzyczne. Hayley musi wziąć się w garść, jeśli nie chce zostać wydalona ze szkoły i trafić do rodziny zastępczej…
www.harpercollins.pl
Opracowanie graficzne okładki i ilustracja na okładce
Redaktor prowadząca
Alicja Oczko
Opieka redakcyjna
Jakub Sosnowski
© 2025 by Agnieszka Karecka
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Bez ograniczania wyłącznych praw autora, współtwórcy i wydawcy, jakiekolwiek nieautoryzowane wykorzystanie tej publikacji do szkolenia generatywnych technologii sztucznej inteligencji (AI) jest wyraźnie zabronione. HarperCollins korzysta również ze swoich praw na mocy artykułu 4(3) Dyrektywy o jednolitym rynku cyfrowym 2019/790 i jednoznacznie wyłącza tę publikację z wyjątku dotyczącego eksploracji tekstu i danych.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.
Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
ul. Domaniewska 34a
02-672 Warszawa
HarperYA jest imprintem młodzieżowym HarperCollins Polska
www.harperya.pl
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-0058-8
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek