Narzeczony lady Anny (Romans Historyczny) - Laura Martin - ebook

Narzeczony lady Anny (Romans Historyczny) ebook

Laura Martin

4,1

Opis

Szacowne londyńskie matrony od dawna unikają lady Anny Fortescue. Czy to nie dziwne, że ta młoda kobieta w ciągu sześciu lat pochowała trzech mężów? Czy to wypada, by wdowa zajmowała się prowadzeniem interesów? Anna jest świadoma, że złośliwi nazywają ją Czarną Wdową, dlatego nie bywa w towarzystwie. Jednak gdy na prośbę ciotki pojawia się na balu, od razu wpada w kłopoty. Na skutek splotu niefortunnych wydarzeń zostaje posądzona o romans z lordem Edgertonem. Oboje pragną uniknąć skandalu, dlatego zgodnie oświadczają, że są po słowie. Udając narzeczonych, szybko przekonują się, że mogą sobie pomóc w wielu sprawach. I to znacznie ważniejszych niż zamknięcie ust rozplotkowanej londyńskiej socjecie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 270

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (85 ocen)
38
27
12
7
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Laura Martin

Narzeczony lady Anny

Tłumaczenie: Teresa Tyszowiecka

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020

Tytuł oryginału: An Earl to Save Her Reputation

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2018

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2018 by Laura Martin

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-5485-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

Mojej rodzinie: wszystkim razem i każdemu z osobna.

To wam zawdzięczam moją siłę.

Rozdział pierwszy

– Trzech mężów na przestrzeni sześciu lat. To się w głowie nie mieści.

– No i to, jak się ponoć zmarło nieszczęśnikom…

– Może i ma ładną twarz, ale nie chciałabym, żeby ktoś z moich krewnych się z nią zadawał. Nietrudno się domyślić, jaki los czeka męża numer cztery.

– W gruncie rzeczy to skandal, że się kręci po balu. Ledwie wyszła z żałoby, a już cała w skowronkach.

– Do tego prowadzi jakąś podupadłą firmę po drugim nieboszczyku, co całkiem nie przystoi damie.

Anna przymknęła oczy, zaszywając się głębiej we wnękę sali balowej. Dwie matrony, które plotkowały głośno i zajadle, oddzielała od niej donica z wysoką, rozłożystą rośliną. Gdyby któraś z pań przesunęła się o milimetr w jedną, lub w drugą stronę, natychmiast zauważyłaby Annę, która starała się, jak mogła, uniknąć konfrontacji.

Ich słowa nie raniły jej szczególnie. Była trzykrotnie zamężna i każdy z jej mężów zmarł niespełna rok po ślubie. Doskonale zdawała sobie sprawę z niewybrednych epitetów, jakimi obrzucały ją jędzowate matrony. Morderczyni, mężobójczyni, Czarna Wdowa. Bezczelnie rozmijały się z prawdą, ale ona już dawno przekonała się, że lepiej pozwolić bliźnim snuć domysły, niż podsycać plotki zaprzeczeniami i prośbami, żeby ją zostawiono w spokoju.

Choć przywykła do złośliwych pomówień, dusiła się za donicą. Najchętniej wymknęłaby się chyłkiem z balu.

– Lady Fortescue, co za niespodzianka! Dawno pani nie widziałem.

Grzmiący głos mężczyzny, którego ledwie kojarzyła, niósł się po sali. Obie jędze natychmiast odwróciły się w stronę Anny.

Wyprostowała się i zadarła dumnie podbródek, po czym wyszła z wnęki na parkiet. Grzecznie kiwnęła głową mężczyźnie, a potem odwróciła się, posyłając obu jędzom lodowate spojrzenie.

– Proszę pozdrowić ode mnie brata, panie Weston. To uroczy człowiek – powiedziała, a potem, jakby nigdy nic, odpłynęła w głąb sali. Nie miała pojęcia, czy pan Weston ma jakiegoś brata, na pewno nigdy nie byli sobie przedstawieni, ale warto było skłamać, żeby zobaczyć wyraz nabożnej zgrozy na twarzach obu matron.

Czuła, że musi wyjść. Omiotła wzrokiem parkiet, szukając Beatrice, młodej kuzynki, dla której zobligowała się być przyzwoitką w tym sezonie. Pannica wirowała właśnie w kotylionie z promiennym uśmiechem na twarzy, a jej pierś falowała z wysiłku. Raczej nie wyglądało na to, żeby Beatrice potrzebowała dozoru w ciągu najbliższych minut, więc Anna wymknęła się z sali.

Na korytarzu było o wiele chłodniej i zapach świeżych kwiatów mieszał się z aromatem płonących świec. Tu także napotkała grupki szukających ochłody i wytchnienia, więc zmusiła się, żeby przejść obok nich spokojnie, zamiast zakasać suknię i rzucić się do ucieczki. Marzyła o tym, żeby chociaż przez chwilę być sama, z dala od ludzkich oczu, upajać się muzyką, nie słysząc za plecami szeptów na swój temat.

W miarę jak oddalała się od sali balowej, robiło się coraz ciszej. Czuła, jak rytm jej serca zwalnia i panika słabnie. Naciskała kolejne klamki, aż wreszcie któraś ustąpiła. Wśliznęła się do pokoju.

Minęła dłuższa chwila, zanim jej wzrok oswoił się z mrokiem, w końcu jednak z ciemności wyłonił się zarys półek z książkami i kontury wygodnych krzeseł. Pod jedną ze ścian stało biurko. Najwyraźniej znalazła się w gabinecie lub w bibliotece, a więc w wymarzonym miejscu, żeby odetchnąć w ciszy. Wkrótce będzie musiała się znowu uodpornić na nową dawkę krzywych spojrzeń i złośliwych plotek, na razie jednak mogła choć przez chwilę zaznać błogiego spokoju.

Przysiadła na krześle z wysokim oparciem, mocno ściągając łopatki, choć nikt jej nie widział. Jej mąż, ostatni z jej nieżyjących mężów, miał obsesję na punkcie prawidłowej postawy i nienagannych manier. Szybko nauczyła się chodzić sztywno po domu, siedzieć prosto, jakby kij połknęła i nie okazywać po sobie żadnych uczuć. Jeśli się zapomniała, lord Fortescue karał ją bezlitośnie, co było tylko jedną z jego wielu dewiacji.

Przymknęła oczy, wsłuchując się w odległy szmer rozmów z sali balowej i pierwsze takty walca. Ponad te dźwięki wybijał się jednak stukot pośpiesznych kroków i Anna nie zdążyła nawet wstać, gdy drzwi otwarły się i do środka wemknęły się dwie postaci. Nie było cienia wątpliwości, że para intruzów należy do dwóch różnych płci, a podniecone szepty i zapach szampana wskazywały na pokątną schadzkę.

– Mąż nie będzie cię szukał? – spytał męski głos na tle szelestu tafty.

– Stary dureń siedzi przy zielonym stoliku i nie zauważyłby stada koni galopujących przez pokój.

Anna zastanawiała się, czy by nie zdradzić swojej obecności. Wolałaby nie mieć z nimi nic do czynienia, ale też nie uśmiechało jej się oglądanie ich karesów.

Ścisnęła poręcze krzesła, szykując się, żeby wstać, kiedy drzwi otwarły się znowu. Słyszała, jak para w ciemnościach zamiera, a potem odskakuje od siebie gwałtownie. Światło świecy rozdarło mrok, rzucając na pokój długie cienie. Wcisnęła się z powrotem w krzesło, modląc się, żeby nowy gość spłoszył intruzów, a potem sobie poszedł.

– Najmocniej przepraszam – odezwał się niski, lekko rozbawiony męski głos. Zaczęła się wsłuchiwać w tembr głosu i intonację, ale od razu wiedziała, że nie zna ich właściciela.

Młoda kobieta jęknęła dramatycznie i wybiegła z pokoju.

– Edgerton?

– Wilbraham?

Lakoniczne powitanie mężczyzn wskazywało na to, że nie są sobie obcy. Zapadła niezręczna cisza. Anna wstrzymując oddech, marzyła tylko o tym, żeby obaj sobie poszli.

– Nie wydasz mnie, stary?

– A co mi do tego?

Usłyszała kroki, a potem szczęknięcie drzwi, ale świeca płonęła dalej i skądś dobiegał stłumiony męski oddech.

Zastanawiając się, czy by nie dopaść błyskawicznie drzwi, poruszyła się lekko, gdy nagle wyrósł przed nią nieznajomy.

– Dobry wieczór – powiedział, nie okazując najmniejszego zdziwienia na jej widok.

– Dobry wieczór. – Chociaż serce jej zaczęło łomotać, udało jej się zachować zimną krew.

– Szuka pani odrobiny spokoju?

– Tak – ucięła ozięble, dając do zrozumienia, że nie marzy o towarzystwie.

Przyglądała się, jak krąży po gabinecie, buszując po szufladach i szafkach, aż wreszcie znalazł butelkę whisky i dwie szklanki.

– Nie znoszę szampana, a poncz to jeszcze większe świństwo – mruknął pod nosem, napełniając szklanki żółtawym trunkiem.

Wyciągnął rękę ze szklanką w stronę Anny, a kiedy ją wzięła, usiadł obok. Upił whisky, podniósł szklankę pod światło i parsknął śmiechem.

– Co też tak pana bawi?

Najchętniej cofnęłaby te słowa. Nie powinna się spoufalać.

– Lokaje Prendy’ego chrzczą mu whisky wodą. – Znów pociągnął ze szklanki.

– Prendy’ego?

– Lorda Prendersona. Naszego gospodarza.

– Znacie się?

– Jak chyba wszyscy tutaj.

Już miała się z nim pożegnać, kiedy spojrzał na nią przeciągle.

– Ale pani nigdy tu jeszcze nie widziałem. – Jego wzrok przemknął po twarzy Anny, a potem zsunął się niżej. – Jestem pewien, że zapamiętałbym panią.

Choć grzeczność nakazywała, żeby się teraz przedstawić, zerwała się z miejsca, odstawiając szklankę na stolik i zrobiła krok w stronę drzwi.

– Na pani miejscu bym się tak nie spieszył.

Drugi krok.

– To nie jest dobry pomysł.

Jeszcze tylko dwa kroki. Za moment wyjdzie z gabinetu i wmiesza się z powrotem w tłum.

– Naturalnie, zrobi pani, jak zechce, ale stare plotkary będą zachwycone, widząc, że była pani tutaj bez przyzwoitki.

– Plotkary? – spytała, odwracając się niepewnie w jego stronę.

– Grupka plotkarskich jejmości wyszła ochłonąć na korytarzu. Na pewno zauważą, że była pani tutaj z lordem Wilbrahamem i panią Featherstone. – Ściągnął brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. – I jaki pani miała plan na wypadek, gdyby zdecydowali się posunąć dalej w amorach?

– W gabinecie? Tuż obok sali balowej? Trudno mi to sobie wyobrazić.

– Niektórych szczególnie podnieca niebezpieczeństwo…

Wiedziała, że próbuje ją podpuścić, ale nie połknęła haczyka, tylko zmieniła temat.

– Jak pan sądzi, panie Edgerton, kiedy już będę mogła wyjść bez obaw?

– Lordzie Edgerton – poprawił ją od niechcenia. – A ja, jak mam się do pani zwracać?

– Lady Fortescue – odparła niechętnie.

Nagły błysk zainteresowania w jego oczach wskazywał na to, że słyszał pogłoski na jej temat.

– Osławiona lady Fortescue – mruknął.

– Nie powinien pan tak mówić. W dodatku przy mnie.

– Miło mi panią poznać, lady Fortescue. – Wstał, ujął jej rękę, a potem podniósł do ust.

Dopiero teraz dotarło do niej, jaki jest potężny. Był od niej o głowę wyższy, a barczyste ramiona zdawały się rozsadzać smoking. Nagle uświadomiła sobie, że przebywanie sam na sam z tym mężczyzną to bardzo nierozsądna rzecz. I nie chodziło tylko o skandal, gdyby ktoś ich przyłapał razem, ale również o to, że mógł skorzystać z tej sytuacji. Cofnęła się ostrożnie. Co prawda nie wyglądał, jakby się miał na nią rzucić, ale doświadczenie ją nauczyło, że nie jest wielką znawczynią ludzkich charakterów. Miłe spojrzenie i ujmujący sposób bycia mężczyzny nie są wcale gwarancją, że można mu zaufać.

Harry dostrzegł lęk w oczach lady Fortescue, zanim jej twarz przybrała z powrotem nieprzenikniony wyraz. Cofnął się, gdy dotarło do niego, że to jego osoba budzi w niej lęk. Nie miał najmniejszego zamiaru straszyć biedaczki.

Uśmiechnął się najłagodniej, jak potrafił.

– Pozwoli pani, że wyjrzę na korytarz.

Podszedł do drzwi, nacisnął klamkę i wyjrzał na zewnątrz. Parę metrów od drzwi grupka starych plotkarek stała na korytarzu, furkocząc wachlarzami. Wymknięcie się niepostrzeżenie nie wchodziło w rachubę.

– Ciągle stoją, ale w końcu kiedyś muszą sobie pójść.

Opadł na krzesło, kątem oka studiując lady Fortescue. Odkąd się przedstawiła, wciąż popatrywał na nią ukradkiem. Miał przed sobą osławioną wdowę, która była na językach całej socjety. Zanim skończyła dwadzieścia pięć lat, zdążyła trzykrotnie wyjść za mąż i właśnie minął rok, odkąd złożyła do grobu ostatniego małżonka, lorda Fortescue. Chyba inaczej ją sobie wyobrażał, raczej jako ognistą brunetkę, tymczasem stała przed nim młoda kobieta o miłej powierzchowności. Była ładna, ale nie odznaczała się wybitną urodą. Niewątpliwie była wdzięczna i szykowna, ale był w niej pewien chłód, wskazujący na rezerwę i niechęć do towarzystwa. Najbardziej intrygujące były jej oczy. Szare i chłodne, a przy tym całkiem nieprzeniknione. Oczy młodych kobiet zwykle zdradzają ich emocje, ale nie oczy lady Fortescue. Jeśli oczy są zwierciadłem duszy, to w przypadku lady Fortescue zwierciadło było szczelnie zakryte przed niepowołanym wzrokiem.

Przez dłuższą chwilę milczeli oboje. Harry rozsiadł się na fotelu, lady Fortescue stała na środku pokoju.

– Czy powinienem dawać wiarę plotkom? – zaryzykował w końcu, żeby przełamać męczącą ciszę.

Nowa znajoma westchnęła, wydając bolesny jęk.

– Z moich doświadczeń wynika, że nie – odparła wymijająco.

– Racja – mruknął. Sam wiedział aż za dobrze, jakich szkód mogą narobić złośliwe pomówienia. – Jak pani to znosi? To całe ludzkie gadanie, domysły?

Lady Fortescue mimowiednie wzruszyła ramionami, choć w ostatniej chwili próbowała się powstrzymać.

– Ludzie zawsze gadają. Ważne, żeby tego nie słuchać,

Choć była młodsza od niego i pewnie życie jej jeszcze zbyt nie doświadczyło, był w niej jakiś spokój i powaga, które kazały sądzić, że ma większe troski niż małostkowe pomówienia.

– Większość kobiet nie odważyłaby się opuścić samotnie sali, a co dopiero spacerować po obcym domu – zauważył. Był ciekaw, co ją do tego skłoniło. Choć zaliczali się oboje do tak zwanej śmietanki towarzyskiej, wielu dżentelmenów upijało się w sztok na spędach towarzyskich w rodzaju dzisiejszego balu i sądziło, że ma prawo dobierać się do dam, jeśli nie miały przy sobie przyzwoitki. Przyszłym debiutantkom od najmłodszych lat kładziono do głowy, że nie powinny odstępować na krok towarzystwa, jeżeli nie chcą stracić cnoty – koronnego dowodu ich czystości.

I znowu to, ledwie dostrzegalne, wzruszenie ramion. Lady Fortescue, choć intrygująca, nie była wdzięczną rozmówczynią.

– Czasem warto zaryzykować dla chwili świętego spokoju. – Ruszyła do okna z takim wdziękiem, jakby płynęła w powietrzu. – Chyba dałoby się tędy wyjść na taras, a stamtąd wrócić przez drzwi na salę.

– Czyżbym naprzykrzał się aż tak bardzo, że chce pani wyskoczyć przez okno?

Mimowiednie uśmiechnęła się i chociaż sprowadzało się to tylko do drgnięcia kącików ust, jej twarz zmieniła się nie do poznania i nagle zobaczył przebłysk tego, co musiało zauroczyć trzech mężów.

– Jestem tu w charakterze przyzwoitki dla młodej kuzynki – wyjaśniła, wodząc wzrokiem po oknie, jakby nadal bawiła się myślą o wyjściu.

– Jest pani stanowczo za młoda na przyzwoitkę – palnął bez namysłu. Był to komplement, w zawoalowanej formie, bo coś mówiło mu, że lady Fortescue komplementy wprawiają w zakłopotanie.

– Jestem trzykrotną wdowa i nie planuję już tańczyć walca – powiedziała tak cicho, jakby mówiła do siebie.

Odsunęła się od okna, bo stłumiony gwar głosów dobiegających z korytarza nieoczekiwanie przybrał na sile. Zdrętwieli oboje i nagle dotarło do niego, że z zapartym tchem wpatruje się w klamkę.

– Nie mogą nas tu zastać razem – szepnął nerwowo. Zerwał się z miejsca i podszedł do okna. Dawniej nie drżał tak o swoją reputację. Jako utytułowanemu, bogatemu dżentelmenowi raczej nic mu nie groziło, gdyby go przyłapano w dwuznacznej sytuacji z młodą kobietą, nawet owianą dość dwuznaczną sławą. Jednak po zeszłorocznym, niefortunnym romansie jego siostry z tym chłystkiem kapitanem Mountfieldem, nowy skandal nie posłużyłby rodzinie Edgertonów. Jeśli do tego jeszcze dodać wyraz skrajnej trwogi w oczach lady Fortescue, ucieczka przez okno zaczynała się wydawać sensownym wyjściem.

Szybko otworzył okno, podsunął szybę i skinął na lady Fortescue. Dopadła go jednym susem. Kiwnęła głową, kiedy gestem wskazał jej, żeby szła pierwsza. Z nieoczekiwanym wdziękiem, zważywszy na sytuację, zakasała spódnicę i mignąwszy smukłą łydką, wspięła się z pomocą Harry’ego na parapet.

Gwar za ich plecami przybierał na sile i nie było cienia wątpliwości, że grupa pań zaraz stanie w progu gabinetu. Jeśli tylko uda mu się wystawić za okno lady Fortescue, odwróci jakoś uwagę wchodzących.

Dokładnie w chwili, gdy wylądowała na parapecie, klamka zaczęła się poruszać. Była już jedną nogą za oknem, kiedy drzwi zaczęły się otwierać. Nagle krzyknęła cicho z bólu, zachwiała się i poleciała z powrotem do środka. Odruchowo złapał ją, wykonując półobrót pod wpływem impetu uderzenia, wskutek czego biust lady Fortescue przywarł do jego piersi, jego jedna ręka obejmowała ją w talii, a druga spoczywała na plecach.

W tej sekundzie drzwi otwarły się na oścież.

– Święci Pańscy! – wykrzyknęła pani Winter, jedna z najbardziej zawziętych plotkarek w Londynie.

Lady Fortescue jęknęła.

W progu stały aż cztery matrony. Wyglądały, jakby śliniły się na myśl, że znalazły się w epicentrum skandalu.

Czując, że każdy jego ruch jest obserwowany, żeby go można było analizować w nieskończoność, Harry najpierw upewnił się, że lady Fortescue stoi pewnie na ziemi, zanim wypuścił ją z objęć i cofnął się.

– Czym mogę paniom służyć? – Uprzejmie się ukłonił.

– Lord Edgerton i lady Fortescue – zachłysnęła się z oburzenia pani Winter.

Nagle, roztrącając łokciami towarzyszki, do pokoju wkroczyła pulchna jejmość pod pięćdziesiątkę. Harry przymknął oczy, zastanawiając się, za jakie grzechy go to spotyka.

– Tego już za wiele, lordzie Edgerton! – W oczach lady Prenderson, gospodyni balu, płonęło święte oburzenie. – To przekracza wszelkie granice. Takie zachowanie nie dziwi mnie u pewnych osób – lady Prenderson obrzuciła lady Fortescue pogardliwym spojrzeniem – ale po hańbie, jaką pańska siostra okryła waszą rodzinę, powinien pan mieć więcej oleju w głowie!

Już miał się zacząć tłumaczyć, gdy wzmianka o jego siostrze podziałała na niego jak płachta na byka. Lady Fortescue chyba wyczuła w nim tę zmianę, bo spokojnie zrobiła krok do przodu.

– Panie wybaczą, ale mam obowiązki wobec kuzynki – oznajmiła chłodno.

Była wyniosła i opanowana. Domyślał się, że na przestrzeni ostatnich kilku lat, kiedy była obiektem nieustannych plotek, musiała się nauczyć zachowywać spokój.

Zdawał sobie sprawę, że podobnie jak on, była speszona sytuacją, w jakiej ich przyłapano, ale twarz, jaką prezentowała światu, miała wyraz głębokiej obojętności.

Harry cudem opanował się i też ruszył do przodu, biorąc lady Fortescue pod rękę. Klamka zapadła. Odetchnął głębiej, próbując uciszyć wir wątpliwości w głowie.

– Pozwolą panie, że przedstawię moją narzeczoną – oznajmił ze zniewalającym uśmiechem. – Lady Fortescue właśnie się zgodziła oddać mi swoją rękę.

Na czterech twarzach wpatrzonych w nich od progu gabinetu odbił się wstrząs. Lady Fortescue przyjęła jego słowa ze stoickim spokojem. Ta kobieta miała nerwy ze stali!

– Raczy pan żartować, lordzie Edgerton – powiedziała zawiedzionym głosem pani Winter.

Racja, miała dwie niezamężne córki. Z trudem powstrzymał uśmiech. Będzie je musiała swatać dalej.

– A teraz, jeśli panie pozwolą, chciałbym na tę okoliczność wypić z moją narzeczoną kieliszek szampana.

Tłumek pań w progu rozstąpił się w milczeniu i Harry przeszedł z lady Fortescue na korytarz. Dopiero kiedy doszli do sali balowej, przystanęli. Lady Fortescue spojrzała mu w twarz, unosząc brwi.

– Narzeczoną?

– Oszczędzi nam to skandalu. – Niezupełnie, ale przynajmniej opóźni jego wybuch do chwili, kiedy zdążą się jakoś uzbroić.

– Właśnie zaręczył się pan z najbardziej obmawianą kobietą na przyjęciu. Nie nazwałabym tego uniknięciem skandalu.

Nagle zrobiło mu się gorąco. Chyba nie wzięła jego słów poważnie. To miał być sprytny wybieg, zaręczyny, które potrwają parę tygodni, góra miesiąc, dopóki coś nowego nie zbulwersuje socjety, odciągając uwagę od nich. Wtedy spokojnie się rozstaną i każde pójdzie w swoją stronę. Naturalnie plotki będą dalej krążyć, ale nie zanosiło się na skandal roku.

– To, że nas przyłapano w gabinecie Prendersona, rozniesie się po Londynie jutro w porze śniadania, ale teraz jesteśmy już tylko mało wiarygodną parą narzeczonych.

– Dziękuję za pańską uprzejmość – szare oczy lady Fortescue spoczęły na Harrym, a intensywność jej spojrzenia przyprawiła go o dreszcz – ale uważam, że lepiej nie stwarzać fałszywych pozorów i stawić czoła skandalowi. Zapewniam pana, że plotki to jeszcze nie koniec świata – szepnęła.

Rozdział drugi

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty