29,99 zł
Książka "Najpierw głowa, później dom" pozwoli Ci spojrzeć na spokojnie na Twoje priorytety. Pomoże Ci znaleźć odpowiedzi na pytania, które ułatwią Ci zaopiekowanie się sobą.
Wprowadzi Cię w świat rodziny dysfunkcyjnej i da szansę zrozumieć, jaki ma ona wpływ na dzieciństwo oraz dorosłe życie. Przeczytasz o natrętnym dbaniu o dom, wygląd czy relacje.
Mam nadzieję, że zachęci Cię do pracy nad sobą, a tym samym szczęśliwszego życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 78
KLAUDIA TOKARZ-LASKA
NAJPIERW GŁOWA,
PÓŹNIEJ DOM
Książkę tę dedykuję mojemu bratu.
By się oduczył robienia fikołków.
Autor: Klaudia Tokarz-Laska
Korekta i redakcja: Wydawnictwo Kłębek Uczuć
Projekt okładki oraz skład: Szymon Banek
ISBN: 978-83-955743-4-4
© Copyright by Wydawnictwo Kłębek Uczuć Sp. z o.o. Kraków 2020
Wydanie I
Wydawnictwo Kłębek Uczuć Sp. z o.o.Ul. Św. Filipa 23/431-150 Krakówwydawnictwo.klebek-uczuc.plwydawnictwo@klebek-uczuc.pltel. 799-788-878
Druk i oprawa: Zakład graficzny Colonel S.A.
Spis treści
Kim jestem i co tutaj robię?
Wstęp
1. Skąd się to bierze?
2. Dysfunkcyjna rodzina
Nadużywanie alkoholu i innych używek
Przemoc fizyczna
Przemoc psychiczna
Toksyczna relacja rodziców
Lekceważenie potrzeb domowników
Ignorowanie lub wyśmiewanie emocji
Brak zaufania
3. Uwolnienie z narzuconych nam ram
4. Generalne porządki – w domu i w głowie
5. Natrętna kontrola
6. „A nie będziemy dziś robić fikołków?”
7. Niech Twoje życie będzie Twoje
Napisz list do siebie
Napisz list do wybranej osoby
Jestem autorką książki „Oczami dziecka”, członkiem stworzonej przez siebie niesamowitej rodziny i Dorosłym Dzieckiem z Rodziny Dysfunkcyjnej. Prowadzę stronę klebek-uczuc.pl, na którą piszę artykuły dotyczące człowieka; trudnych i pięknych emocji, decyzji, konsekwencji. Wszystko, co wychodzi z mojej głowy i czym dzielę się ze światem jest poparte moimi doświadczeniami, doświadczeniami moich bliskich i osób, które zgłaszają się do mnie po poradę.
Nie jestem już zafiksowana na punkcie sprzątania, uwielbiam siebie naturalną – fizycznie i psychicznie. Jestem świadomym rodzicem, dbającym o emocje dzieci i własne. Jestem również świadomym człowiekiem, który każdego dnia poznaje siebie coraz lepiej.
Kształcę się, by być psychoterapeutką, pracować z młodzieżą, pomagać leczyć uzależnienia i stawiać czoła wszystkim dysfunkcyjnym schematom. Kiedyś zaproszę Cię do gabinetu terapeutycznego, dziś zapraszam na strony mojej książki.
Konsultacji psychologicznych udzieliła Natalia Ziopaja – miłośniczka psychologii, która od lat zajmuje się psychoedukacją i promocją zdrowia psychicznego. Kocha uważnie obserwować naturę, szczególnie podczas podróży. W mediach społecznościowych znajdziecie ją pod nazwą Psychologiczne_ciekawości.
Oprowadzę Cię.
Wchodzimy do środka. Mieszkanie jest dość ciemne. Okna przysłonięte gęstymi drzewami liściastymi i szeregiem choinek. Ciepłe światło daje wrażenie przytulności.
W przedpokoju znajduje się masa ciuchów; koszulek, sukienek, butów. Niektóre pojedyncze, nie wiem, gdzie są brakujące, szukam ich, kiedy są potrzebne. Wiszą też kurtki – jest lato, gorące lato, więc nikt ich nie włoży przez kilka miesięcy, jednak nie schowałam ich do szafy. Pewnie za kilka dni, gdy znajdę chwilę, zrobię to. W przedpokoju leży też masa piachu; uwielbiamy bawić się w piaskownicy i w ogrodzie. Na komodzie pod lustrem układam dokumenty, listy, koperty, które nie mają innego miejsca. Czasami jest ich zbyt dużo, ale nie zawsze mam czas, by od razu je uporządkować.
Na lewo widzisz pokoje dzieci. Tutaj dzieje się dużo. Czasami przez wiele dni wszystko jest poukładane; dzieci mają mało zabawek, ale dużo farb, kartek, brokatu, bibuły, nożyczek i książek. Są dni, że nie spędzają tutaj w ogóle czasu, są dni, że bawią się tylko jedną rzeczą albo zwyczajnie odkładają ją na miejsce, zanim wezmą drugą. Bywają też takie, że całą podłogę pokrywają kartki papieru, na których naklejone są rybki, koła, drzewa i jabłka. W wolnych miejscach na podłodze znajdziecie plastelinę, brokat, bo kiedy dzieci wpadają w fazę artystyczną, nie sprzątamy tego na bieżąco, bawimy się w taki sposób przez kilka dni.
Z jednego dziecięcego pokoju jest wyjście na balkon. Rozciąga się do pokoju drugiego dziecka. Położyłam tam sztuczną trawę. Wygląda to jakoś bardziej estetycznie. Na balkonie jest dużo farby – pokrywa ściany, podłogę i palety, które zamontowałam, żeby pies nie uciekł. Dookoła balkonu pną się gałązki i liście winogron. Wygląda to dziko. I kolorowo, bo tam też znalazła się farba. Stoi też biały stół, który o dziwo ciągle jest biały. I ławeczka, na której czasem śpi kot. Nie, nie nasz. To trochę kłopotliwe, kiedy dwójka dzieci biega, gdzie chce, pies także, a tu jeszcze dodatkowo kot. Bałagan się robi jeszcze większy.
Na prawo od przedpokoju mamy salon z kuchnią. Kuchnia. Pod krzesełkiem do karmienia młodszego dziecka zawsze leżą jakieś resztki. Czasami zjada je pies. A czasami jego jedzenie zjada młodsza córka. Wtedy proszę, by zostawiła coś dla niego. Na blacie mam taki kącik, w którym jest wszystko. Po obrusie często widać, że dzieci kochają jeść same, uczyć się nabierania łyżką zupy, nabijania na widelec truskawki czy tłustej kiełbaski, uczą się smarować kromkę dżemem lub masłem. O naczynia staram się dbać na tyle, żebyśmy mieli na czym jeść i w czym gotować.
Na podłodze w salonie zobaczysz wiele klocków i maskotek. Także sierść psa, okruszki, czasem przyniesiony na butach dzieci piasek i taki codzienny, domowy kurz. Na fotelu bardzo często zalega sterta ciuchów czekających, aż je ktoś poskłada i schowa do szafek. Albo włoży na siebie. Albo trafią do prania nienoszone.
Z salonu mamy wyjście do ogrodu. Zawsze marzyłam o ogrodzie. Ten jest bardzo dziki.
Na balkonie mamy dużo cienia. Mieszkamy na parterze, więc dookoła rośnie sporo drzew, krzewów i oczywiście winogrona. No i ślimaki, pająki, w ogóle masa najróżniejszych owadów. W ogrodzie zamiast ziemi jest glina. Gdy pada deszcz, zresztą chyba nigdy nie było tam sucho, bo glina schnie sto lat, wszystko się zapada. Nie mamy zestawu mebli ogrodowych, równo skoszonej trawy (nie widzę w niej nic złego, po prostu my jej nie mamy). Grill zapadł się w podłożu do połowy, na schodach zawsze mnóstwo ślimaków, kilka małych drzew, krzewy– jest dziko i swobodnie. Zabawki na trawie, ubłocone doniczki, na krzesłach, oczywiście zapadniętych, rozwieszone ciągle mokre koce, spódnice, koszulki, skarpetki. Czasami biegają tam pies albo kot. Ziemia jest rozkopana i często znajdą się tam kawałki sałaty, kukurydzy czy ziemniaków – dzieci troszczą się o ślimaki.
Witaj w moim domu. Mam w nim spory bałagan. Zapraszam Cię do niego. Może poczujesz się tutaj przytulnie i bezpiecznie. Zapraszam Cię też do siebie – w mojej głowie jest coraz większy porządek.
Przesadne dbanie o dom, wygląd, relacje, przeważnie ma swoją przyczynę. Uważam, że w większości przypadków bierze się to z obserwowania najbliższych, czerpania wzorców, życia w takiej toksycznej rodzinie, sytuacji i – jako że jest to jedyne, co znamy – poczucia, że jest to dla nas bezpieczne. Toksyczne, ale bezpieczne, bo znane. I nawet jeśli w takich sytuacjach czujemy się źle, wiemy jak się w nich odnaleźć. To one stwarzają i mocno utrwalają nasze schematy myślowe, nasze emocje i działania.
Patrząc na babcię, która bez opamiętania sprząta, a my, wchodząc do niej boimy się, że coś przypadkiem ubrudzimy, wyrabiamy w sobie podobny nawyk. Czujemy, że to musi tak działać, że jeśli się w to nie wpiszemy, zawiedziemy. Ją czy siebie? To już pytanie bardzo indywidualne, jednak poczucie wstydu atakuje nas z ogromną siłą. Dlatego robimy wszystko, by babcia była zadowolona. Nawet jeśli nie potrafimy dbać o porządek tak jak ona (najprawdopodobniej nikt nie potrafi, bo z reguły, jeśli występuje takie zachowanie, jest ono natrętne, niekontrolowane i taka osoba nie potrafi zrozumieć, że robi coś, co krzywdzi innych), to robimy wszystko, by tak myślała. Kłamiemy, unikamy spotkań, gdy w domu nie jest tak, jak należy, odczuwamy ogromny stres, jeśli już zdarzy się tak, że „babcia” ten nasz nieporządek zauważy. Taka dochodząca z boku osoba, która kontroluje nasz bałagan, może wywołać masę ujemnych emocji: strach czy poczucie beznadziei, przekonanie, że musimy sobie zasłużyć na akceptację, szacunek i miłość. Oprócz trudnych emocji, powodowanych przez natrętne i dysfunkcyjne zachowanie „babci”, dziecko przebywające w jej otoczeniu ma również problemy somatyczne (fizyczne): bóle głowy, kłucie serca, ucisk na barkach, bóle kręgosłupa, napięcie mięśni, zawroty głowy czy nudności. I oczywiście konsekwencją bycia w takim środowisku są schematy działania. Istnieją dwa wyjścia: albo powielamy natręctwa domowników, albo za wszelką cenę unikamy choćby najmniejszego podobieństwa do zachowań toksycznej osoby, popadając w odwrotną skrajność.
Wyżej za przykład posłużyła mi babcia, czyli członek rodziny, który może być intensywnie obecny w życiu dziecka, ale najczęściej jest osobą dochodzącą, pojawiającą się raz na jakiś czas. Jeżeli to ma tak ogromne konsekwencje, co musi dziać się z dzieckiem, które doświadcza tego od osób, które mieszkają z nim na co dzień? Wszystkie te objawy są jeszcze bardziej nasilone, bez możliwości złapania oddechu od tej niezdrowej sytuacji, natrętnych zachowań. Nie czekamy, że „babcia” przyjdzie, jesteśmy pod ciągłą kontrolą, non stop zwraca się nam uwagę. Stres i strach towarzyszą nam nieustannie, zabierają prawo do jakiejkolwiek prywatności i własnej przestrzeni. Te czynniki powodują, że dziecko nie rozwija się prawidłowo.
Do wyżej wymienionych destrukcyjnych zachowań należy dołożyć jeszcze brak reakcji na potrzeby, na płacz, stres dziecka. Krzyk, gdy nie jest należycie posprzątane. Karanie, kiedy porządek nie odpowiada naszym wymogom. Ignorowanie potrzeb, priorytetów dziecka, bo „teraz musi być posprzątane”, prowadzą do długotrwałego stresu i nierzadko lekceważenia smutku, złości czy płaczu. Kiedy dziecko zostaje z nimi samo, jego mózg zalewają wysokie stężenia hormonów stresu, następuje spadek poziomu opioidów (substancji wzbudzających dobre samopoczucie), mózg i system reagowania na stres mogą stać się nadreaktywne, w mózgu aktywowane są ścieżki bólu, podobnie jak w przypadku fizycznego zranienia się. Płacz trwający dłużej niż piętnaście minut, wywołuje w mózgu dziecka nieodwracalne zmiany. Przy długotrwałym płaczu w mózgu zaczyna wytwarzać się wysoki poziom kortyzolu – hormonu stresu. Jego wysokie stężenie może sprawić, że dziecko będzie czuło się ciągle zagrożone.
Spędzasz dużą część życia u boku siostry, kuzynki, cioci, mamy, która ogromnie dba o swój wygląd? Nie zawsze W tej książce piszę o przypadkach, w których dochodzi do przesady, o sytuacjach, w których robi się niezdrowo, a ktoś traci kontrolę. O tym, że nałóg trzyma nas w niewoli, wie niemal każdy. Inaczej jest jednak z natrętnym kontrolowaniem na przykład wyglądu. „Przecież ona tylko o siebie dba, w tym nie może być nic złego”. Oczywiście, zgadzam się. Dbanie o siebie nie może być niczym negatywnym, rzecz jasna do momentu, w którym nie staje się przesadą. Jeśli jesteś częścią (najpierw jako dziecko, później już jako dorosły) życia jakiejkolwiek kobiety lub mężczyzny, którzy szaleją na punkcie wyglądu, to jest spora szansa, że dla Ciebie stanie się on też wyznacznikiem wartości. Dziecko dorastające w takich warunkach będzie chciało za wszelką cenę być jak najpiękniejsze, a to często przekracza rozsądne granice. Zaburzony obraz siebie, trudności w autonomicznym funkcjonowaniu, przecenianie społecznych oczekiwań, występowanie chorób afektywnych lub alkoholizmu, relacje rodzinne, które utrudniają osiągniecie autonomii w okresie dorastania, to ogromne czynniki ryzyka. Stąd już krótka droga do zaburzeń, między innymi odżywiania.