Nagonka - Piotr Kościelny - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Nagonka ebook i audiobook

Piotr Kościelny

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

39 osób interesuje się tą książką

Opis

Najnowszy thriller od autora takich bestsellerów jak "Łowca”, "Zwierz” czy "Dom”! We Wrocławiu napadnięto i zamordowano Jakuba - byłego partnera Bieleckiego. W tym samym czasie lekarze starają się uratować życie Moniki Warłacz i jej dziecka. Sikora z Bieleckim rozpoczynają poszukiwania zabójcy. Dokonują zatrzymania „Robsona”, z którym kiedyś związany był Jakub. W mieście dochodzi do kolejnego mordu. Tym razem ginie osoba narodowości romskiej. Sikora jest przekonany, że za tą zbrodnią stoi zabójca Kuby. Morderca umieszcza na murze cmentarza żydowskiego antysemickie napisy. W mieście wybuchają zamieszki wywołane fałszywą informacją, że za zabójstwami dzieci, które miały miejsce w ostatnim czasie, stoją przedstawiciele mniejszości żydowskiej. Wrocław kolejny raz mierzy się z seryjnym zabójcą. Śledczy muszą się spieszyć, zanim psychopata znów wyruszy na łowy… Piotr Kościelny nie zwalnia tempa, dając swoim czytelnikom to na co zawsze czekają: krwawe zbrodnie, nagłe zwroty akcji i bohaterów, których w prawdziwym życiu nie chcieliby spotkać na swojej drodze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 583

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 47 min

Lektor: Kamil Pruban

Oceny
4,6 (1283 oceny)
898
263
79
35
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Iza_Tyrcz

Nie oderwiesz się od lektury

Mam nadzieję, Panie Piotrze, że kolejna część będzie szybko dostępna :) zostawia Pan czytelników w takim napięciu...
piwowarskaa

Nie oderwiesz się od lektury

Kończysz czytać i masz ochotę zacząć od początku……… Piotr Kościelny nie tylko funduje nam świetny kryminał ale w sposób dosadny, obrazowy i często prześmiewczy pokazuje, jak podatnym na manipulacje jesteśmy stadem. Nie brakuje ironii trafnie oceniającej obecne media, które karmią nas śmieciami oraz pokazują nienormalność jako temat godny zainteresowania i naśladowania. Po raz kolejny porusza tematy, które dla nas jako społeczeństwa są kontrowersyjne lecz dla mediów i polityki są tematami przynoszącymi dochód lub zainteresowanie w celu podbijania poparcia. I znów pozostaje mi tylko tęsknić za Sikorą…………..
50
margaret12

Z braku laku…

Nic specjalnego
30
Ohacisujep

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
20
washingtoniene

Nie oderwiesz się od lektury

Autor nie tylko tworzy głęboko psychologiczne postacie, ale też ukazuje ich wewnętrzne konflikty i dylematy. Czytelnik ma okazję zagłębić się w myśli i uczucia bohaterów, wczuć się w ich sytuacje i emocje. To niezwykle trudne zadanie, które autor wykonuje z mistrzowskim wyczuciem, pozwalając czytelnikowi pełniej zrozumieć motywacje i działania postaci. całość dostępna na instagramie: @mania.ksiazkowaniaa
21

Popularność




Re­dak­cjaAnna Pła­skoń-So­ko­łow­ska
Ko­rektaMał­go­rzata Pod­lew­ska
Skład i ła­ma­nieMar­cin La­bus
Pro­jekt okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane na okładce© Ol­lyy/Shut­ter­stock
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght by Piotr Ko­ścielny, War­szawa 2023
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83292-39-7
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Wie­rzę, że je­dy­nym spo­so­bem na zre­for­mo­wa­nie lu­dzijest ich za­bi­cie

– Carl Pan­zram (se­ryjny mor­derca)

1.

Wro­cław, 29 lu­tego 2012 r.

Ja­siń­ski za­par­ko­wał służ­bową skodę przy kon­te­ne­rze na śmieci. Tuż przed nim stały dwa ra­dio­wozy z włą­czo­nymi sy­gna­łami bły­sko­wymi. Ka­wa­łek da­lej wi­dzieli pra­cu­ją­cych na miej­scu zbrodni tech­ni­ków. Po­ręba za­pi­sy­wał coś w no­tat­niku.

Wy­sie­dli z auta i po­de­szli bli­żej. Szef tech­ni­ków ski­nął głową na przy­wi­ta­nie.

– Co tu mamy? – spy­tał Ja­siń­ski.

– Fa­cet do­stał no­żem. Świad­ko­wie wi­dzieli sprawcę. Zdą­żył zwiać.

Ja­siń­ski spoj­rzał na pa­ra­wan, któ­rym oto­czone było ciało. Wy­jął z kie­szeni parę rę­ka­wi­czek la­tek­so­wych i za­czął je na­cią­gać na dło­nie. Jego part­ner zro­bił to samo.

– Sły­sza­łem o Mo­nice. Co z nią? – spy­tał Po­ręba.

– Jesz­cze nie mamy szcze­gó­łów – po­wie­dział Ja­siń­ski.

– Jak tu skoń­czymy, bę­dziemy je­chać do szpi­tala. Może ko­nieczna bę­dzie krew dla Moni – do­po­wie­dział Stan­kie­wicz.

– Po­wiem ci, że w szoku je­stem. – Po­ręba po­krę­cił z nie­do­wie­rza­niem głową.

– A kto nie jest. Zo­bacz, do po­rodu zo­stały ja­kieś dwa ty­go­dnie. Babka idzie na ba­da­nia i jeb. Ja­kiś na­pie­przony skur­wiel wjeż­dża w nią na pa­sach.

Szef tech­ni­ków za­mknął no­tat­nik i po­ło­żył go na sto­ją­cej przy swo­ich no­gach wa­lizce.

– A co z ty­pem? – spy­tał po chwili.

– Trzeź­wieje w pe­do­ze­cie. Rano się nim zajmą.

Po­ręba po­ki­wał głową.

– Grunt, że za­koń­czy­li­ście sprawę tego Kłu­sow­nika.

– Nie my. Oj­ciec jed­nej z ofiar. Łu­kasz z Anetą go za­wi­nęli i na dzwon­kach za­wieźli do fa­bryki. Mają za­raz go słu­chać.

– Po­wiem ci, jak się do­wie­dzia­łem, że to kle­cha, nogi się pode mną ugięły. Zwy­rol się nie­źle ma­sko­wał. Wie­cie, co było po­wo­dem ta­kiego be­stial­stwa? – za­py­tał szef tech­ni­ków.

– Nie. I pew­nie ni­gdy się nie do­wiemy. Sprawa po­szła do skrę­ce­nia, ale Ma­li­now­skim pro­rok się jed­nak zaj­mie. Może jako oko­licz­ność ła­go­dzącą po­trak­tują fakt, że skur­wiel ubił mu dzie­ciaka – po­wie­dział Stan­kie­wicz.

– Do­bra, my tu gadu-gadu, a de­nat sty­gnie. Im szyb­ciej się nim zaj­miemy, tym szyb­ciej po­je­dziemy na Bo­row­ską – po­wie­dział Ja­siń­ski i ru­szył w kie­runku pa­ra­wanu. Po­chy­lił się nad de­na­tem i ob­ró­cił jego głowę. Od razu go roz­po­znał. – O kurwa...

Stan­kie­wicz pod­szedł bli­żej i spy­tał:

– Co jest?

Po chwili on także już wie­dział. Był to ko­lega Bie­lec­kiego. Ta­jem­nicą po­li­szy­nela było, że Mi­chał był z nim kie­dyś w związku.

– No to grubo. Ktoś bę­dzie mu­siał o tym po­wie­dzieć Mi­cha­łowi – po­wie­dział Ja­siń­ski.

– Tylko kiedy? Te­raz, jak sie­dzi z Si­korą w szpi­talu? Prze­cież to go za­ła­mie.

Po­li­cjanci stali nad zwło­kami Bu­rzyń­skiego. Ża­den z nich się nie śpie­szył. Chcieli od­wlec mo­ment, kiedy będą mu­sieli po­wia­do­mić ko­legę z wy­działu o śmierci jego by­łego part­nera.

***

Si­kora pa­trzył na chi­rurga sto­ją­cego w wej­ściu na blok ope­ra­cyjny. Bał się tego, co za­raz po­wie le­karz.

– Pa­nie Si­kora, sły­szał pan, co po­wie­dzia­łem? – spy­tał me­dyk.

Bie­lecki pod­szedł bli­żej. Si­kora wy­czu­wał jego na­pię­cie. Sam też był usztyw­niony. Z za­cho­wa­nia le­ka­rza wnio­sko­wał, że stało się naj­gor­sze.

– Niech pan na­wet tego nie mówi... – po­wie­dział ci­cho.

– Nie­stety nie udało się ura­to­wać pani Mo­niki War­łacz. Zmarła pod­czas ope­ra­cji. Ob­ra­że­nia były zbyt roz­le­głe. Zro­bi­li­śmy wszystko, co w na­szej mocy. Przy­kro mi.

Chi­rurg spoj­rzał w stronę dy­żurki pie­lę­gnia­rek. Ski­nął głową, da­jąc znak jed­nej z nich, aby przy­go­to­wała śro­dek na uspo­ko­je­nie. Ko­bieta od­wró­ciła się i skie­ro­wała do są­sied­niego po­koju. Si­kora po­czuł, że w jed­nej chwili za­wa­lił mu się cały świat. Miał wra­że­nie, że za­raz upad­nie. Przy­trzy­mał się sto­ją­cego obok krze­sła. Do jego oczu za­częły na­pły­wać łzy. Stra­cił wszystko, co miał naj­cen­niej­sze. Stra­cił cząstkę sie­bie.

– A dziecko? – spy­tał Bie­lecki.

– Tu­taj wia­do­mo­ści są lep­sze. Chłop­czyk żyje, ale jest w cięż­kim sta­nie.

– Gdzie jest? – za­py­tał Si­kora, ocie­ra­jąc spły­wa­jącą po po­liczku łzę.

– Prze­wie­ziono go na po­ro­dówkę. Tam bę­dzie miał naj­lep­szą opiekę, do­póki nie bę­dziemy pewni, że nic mu nie za­graża.

– Chciał­bym go zo­ba­czyć.

– Nie­stety te­raz to nie jest moż­liwe. Taka wi­zyta bar­dziej by za­szko­dziła, niż po­mo­gła. Musi się pan uzbroić w cier­pli­wość.

Po­de­szła do nich pie­lę­gniarka z kub­kiem wody i pla­sti­ko­wym kie­lisz­kiem, w któ­rym znaj­do­wała się biała ta­bletka.

– Pa­nie Si­kora, chce pan coś na uspo­ko­je­nie? – spy­tał le­karz.

Si­kora za­prze­czył ru­chem głowy. Pie­lę­gniarka chwilę jesz­cze stała i pa­trzyła na chi­rurga, aż ten dał jej znak, aby ode­szła.

– Dok­to­rze, niech mi pan po­zwoli zo­ba­czyć moją part­nerkę – po­pro­sił Si­kora.

– Nie wiem, czy to naj­lep­szy po­mysł...

– Mu­szę się z nią po­że­gnać. Mu­szę, ro­zu­mie pan?! – Ko­mi­sarz za­ci­snął pięść, od­dy­cha­jąc ciężko. Wy­da­wało się, że za­raz ude­rzy le­ka­rza.

Bie­lecki pod­szedł do niego i przy­trzy­mał mu dłoń.

– Spo­koj­nie, Grze­chu. Pan dok­tor za­raz ci po­zwoli. Prawda, dok­to­rze?

Męż­czy­zna w bia­łym ki­tlu nie­chęt­nie ski­nął głową.

– Zgoda. Ale pro­sił­bym, aby nie trwało to zbyt długo – po­wie­dział.

Bie­lecki uśmiech­nął się do niego. Gest był sym­bo­liczny, bo tego wie­czoru ni­komu z nich nie było do śmie­chu.

***

Ja­siń­ski pod­szedł do sto­ją­cych przy ra­dio­wo­zie świad­ków. Było to dwóch męż­czyzn i ko­bieta. Obok nich mun­du­rowy spi­sy­wał ze­zna­nia.

– Do­bry wie­czór. Ja­siń­ski, ko­menda wo­je­wódzka. Pań­stwo wi­dzieli zda­rze­nie?

– Ja to na­wet się z tym za­bi­tym zde­rzy­łem. Dziw­nie się za­cho­wy­wał. Szedł i roz­glą­dał się do­okoła – po­wie­dział je­den z męż­czyzn.

– Roz­glą­dał?

– No tak. Wy­glą­dał, jakby się cze­goś oba­wiał. Zde­rzył się ze mną i prze­pro­sił. Ja ru­szy­łem da­lej, ale po chwili zer­k­ną­łem na niego. On wtedy roz­glą­dał się tak, jakby cze­goś się bał.

– Niech pan mówi, co było da­lej.

– No ja po­sze­dłem. A chwilę póź­niej usły­sza­łem krzyk. Ko­lega – świa­dek wska­zał dru­giego męż­czy­znę – po­wie­dział coś w stylu „ej, co jest?”. Po­bie­głem w tamtą stronę i wi­dzia­łem, jak ja­kiś fa­cet zwiewa. Po chwili po­ja­wiła się też ta pani.

Ja­siń­ski spoj­rzał na ko­bietę.

– Wra­ca­łam od ko­le­żanki – ode­zwała się. – I zo­ba­czy­łam, jak je­den fa­cet ude­rza dru­giego. My­śla­łam, że się biją, ale po chwili tam­ten bity upadł. A ten, co go ude­rzył, miał w dłoni nóż. Wtedy tych dwóch pa­nów się po­ja­wiło przy tym, który upadł. Zna­czy się naj­pierw je­den, a po­tem drugi pan. – Wska­zała na męż­czyzn.

– A po­tra­fią pań­stwo opi­sać tego na­past­nika? W co był ubrany? W którą stronę uciekł? – spy­tał Ja­siń­ski.

W tym sa­mym mo­men­cie pod­szedł do nich Stan­kie­wicz z no­tat­ni­kiem w dłoni.

– Ja nie wi­dzia­łam zbyt do­brze. Fa­cet jak fa­cet. Ubrany w kurtkę, na gło­wie miał czapkę.

– Sza­lik. Miał sza­lik Ślą­ska – do­po­wie­dział sto­jący obok męż­czy­zna. – Wi­dzia­łem do­kład­nie.

– A, fak­tycz­nie. Miał sza­lik – po­twier­dziła ko­bieta.

– A w którą stronę uciekł? – spy­tał Stan­kie­wicz.

– W stronę przy­stanku. – Je­den z męż­czyzn wska­zał kie­ru­nek.

Ja­siń­ski wie­dział, że sprawca praw­do­po­dob­nie jest już da­leko. Cze­kała ich masa ro­boty. Naj­waż­niej­sze te­raz jed­nak było coś in­nego. Ktoś mu­siał po­wia­do­mić Bie­lec­kiego o śmierci jego by­łego chło­paka.

***

Ży­czyń­ski otwo­rzył teczkę i przez chwilę pa­trzył na jej za­war­tość. Aneta ob­ser­wo­wała w tym cza­sie Ma­li­now­skiego.

– Do­brze, pa­nie Ma­li­now­ski. Nie ma co prze­dłu­żać. Czy przy­znaje się pan do po­zba­wie­nia ży­cia Krzysz­tofa Czar­noty? – spy­tał Łu­kasz.

– Tak.

– No to mamy pro­blem z głowy. Bę­dzie pan mu­siał zło­żyć pod­pis pod pro­to­ko­łem prze­słu­cha­nia. Oczy­wi­ście pro­ku­ra­tor jesz­cze z pa­nem po­roz­ma­wia, ale je­śli nie zmieni pan swo­ich ze­znań, to bę­dzie już czy­sta for­mal­ność.

– Za­bi­łem i nie mam za­miaru się tego wy­pie­rać.

– Ro­zu­miem.

Ży­czyń­ski za­czął pi­sać pro­to­kół. Aneta przez mo­ment przy­pa­try­wała się męż­czyź­nie. Za­trzy­many sie­dział na krze­śle ze wzro­kiem wbi­tym w blat stołu. Wy­glą­dał tak, jakby my­ślami był gdzie in­dziej.

– Jak się pan czuje? – spy­tała.

– W ja­kim sen­sie? Że cho­dzi o moje zdro­wie?

– Nie. Jak się pan czuje jako mor­derca?

Ma­li­now­ski się uśmiech­nął. Chwilę póź­niej po­wie­dział:

– Su­per. Mu­sia­łem to zro­bić. Nie mo­głem po­zwo­lić, aby ten zwy­rod­nia­lec unik­nął spra­wie­dli­wo­ści. Nie po­wi­nien taki gnój cho­dzić po ziemi i nie ma zna­cze­nia, kim jest z za­wodu.

Sęk po­ki­wała głową.

– A nie mar­twi się pan, co się sta­nie z pań­ską żoną? – za­py­tała po chwili.

– Byłą żoną – po­pra­wił ją za­trzy­many. – Je­ste­śmy po roz­wo­dzie. Ale od­po­wia­da­jąc na py­ta­nie: nie, nie mar­twię się. Magda w pełni mnie po­piera. Ona także uważa, że ten gnój za­słu­żył na śmierć.

– A czy była żona w ja­kiś spo­sób panu po­ma­gała? – za­py­tał Łu­kasz.

– To zna­czy?– Ma­li­now­ski spoj­rzał na po­li­cjanta.

– Czy miała wie­dzę na te­mat tego, co za­mie­rza pan zro­bić? Czy po­ma­gała panu wcią­gnąć Czar­notę w pu­łapkę?

Męż­czy­zna mil­czał. Wi­dać było, że za­sta­na­wia się nad od­po­wie­dzią. Aneta miała na­dzieję, że za­prze­czy i po­wie, że za­bój­stwo za­pla­no­wał sam, bez ni­czy­jego udziału i po­mocy. Nie chciała, aby matka za­mor­do­wa­nego chłopca także tra­fiła za kraty. Ta ro­dzina i tak sporo już wy­cier­piała z rąk du­chow­nego, który po­sta­no­wił za­ba­wić się w Boga.

– Nie. Magda nie miała po­ję­cia, co pla­nuję. Nie wta­jem­ni­cza­łem jej w swoje plany.

– Na pewno? – za­py­tał Ży­czyń­ski.

Ma­li­now­ski spoj­rzał na niego z uśmie­chem. Aneta była pewna, że za­trzy­many kła­mie. Nie za­mie­rzała jed­nak mu tego udo­wad­niać.

– Oczy­wi­ście. Po­pie­rała mnie, ale nie wie­działa, że za­mie­rzam za­je­bać tego pier­do­lo­nego ka­ta­basa – po­wie­dział za­bójca.

– Szkoda, że po­sta­no­wił pan wy­mie­rzyć spra­wie­dli­wość na wła­sną rękę – stwier­dziła po­li­cjantka.

– Mnie nie jest szkoda. Ktoś po­wi­nien wresz­cie za­jąć się skur­wie­lem. Ile jesz­cze miał mieć ofiar na swoim kon­cie? Chuja że­ście ro­bili, uda­wa­li­ście tylko, że chce­cie go zła­pać. Jak­by­ście po­de­szli do tego na po­waż­nie, nie mu­siał­bym brać sprawy w swoje ręce.

Aneta wie­działa, że fa­cet ma ra­cję. Za­bójca po­ja­wił się już de­kadę wcze­śniej i nie zo­stał zła­pany. Nie wie­działa, na ile na tę sy­tu­ację wpły­nęli ko­ścielni hie­rar­cho­wie. Może ja­kiś bi­skup wie­dział, co zro­bił Czar­nota, i to było po­wo­dem prze­nie­sie­nia go do Wro­cła­wia. A może śled­czy z Zie­lo­nej Góry wy­ty­po­wali sprawcę mor­derstw dzieci sprzed dzie­się­ciu lat i po­in­for­mo­wali prze­ło­żo­nych o swo­ich usta­le­niach. Może ja­kiś wyż­szy stop­niem gli­niarz zde­cy­do­wał, że za­miotą pod dy­wan sprawę księ­dza zwy­rod­nialca. Nie­stety nie będą już w sta­nie tego usta­lić. Śledz­two zo­stało za­mknięte z po­wodu śmierci po­dej­rza­nego.

***

Si­kora sie­dział na krze­śle i trzy­mał głowę na piersi swo­jej part­nerki. Jego ra­miona raz po raz drżały od pła­czu. Sto­jący w progu sali Bie­lecki czuł, że jemu też do oczu na­pły­wają łzy. Wi­dok ko­mi­sa­rza w to­tal­nej roz­sypce spra­wił, że zo­ba­czył w nim także czło­wieka. Niby silny i twardy, a szlo­chał jak dziecko. Mi­chał ro­zu­miał go, zresztą sam prze­ży­wał stratę Mo­niki. Była jego przy­ja­ciółką, kimś wię­cej niż tylko ko­le­żanką z pracy. Była kimś, przez kogo Si­kora zmie­nił się na lep­sze. Bie­lecki pa­trzył na łka­ją­cego ko­mi­sa­rza i za­sta­na­wiał się, jak ten so­bie po­ra­dzi. To, co go spo­tkało, z pew­no­ścią od­ci­śnie na nim piętno. Jed­nak nie tylko to było w tym mo­men­cie ważne. Był jesz­cze Pio­truś. Syn Si­kory i Mo­niki le­żał te­raz na po­ro­dówce. Bie­lecki zda­wał so­bie sprawę, że ten stan nie bę­dzie trwał wiecz­nie i za ja­kiś czas trzeba bę­dzie pod­jąć de­cy­zję, co da­lej. Si­kora sam nie da rady za­jąć się dziec­kiem. Nie bę­dzie po­tra­fił go prze­brać, na­kar­mić i w od­po­wiedni spo­sób o nie za­dbać.

Bie­lecki za­sta­na­wiał się, co po­wi­nien zro­bić jego part­ner. Mógł za­brać synka do domu i spró­bo­wać się nim za­jąć, na­uczyć się opieki nad ma­łym czło­wie­kiem. Py­ta­nie tylko, czy go to nie prze­ro­śnie. A może naj­roz­sąd­niej­szym roz­wią­za­niem by­łoby po­zo­sta­wie­nie chłopca w szpi­talu? Ja­kaś ro­dzina mo­głaby go prze­cież ad­op­to­wać, stwo­rzyć mu praw­dziwy dom. Dom, w któ­rym Pio­truś mógłby być szczę­śliwy. Po­sta­no­wił po­roz­ma­wiać o tym z Grześ­kiem. Naj­pierw jed­nak po­zwoli mu prze­żyć stratę uko­cha­nej.

Wy­szedł na ko­ry­tarz i otarł spły­wa­jącą po po­liczku łzę.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki