My pleasure - Jurga Paulina - ebook

My pleasure ebook

Jurga Paulina

0,0
29,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dla miłośniczek wszystkiego, co grzeszne i zakazane…

Natalia, zaczynając pracę w liceum, spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że Michał – maturzysta o hipnotyzujących, brązowych oczach – zawróci jej w głowie. I to do tego stopnia, że zacznie poddawać w wątpliwość swoje małżeństwo.

Po kilku latach trwania w nieszczęśliwym związku kobieta z ciekawości zagląda na Farmę Ciastek – portal publikujący filmy dla dorosłych. Uwagę Natalii przykuwa intrygujący mężczyzna w czerwonym krawacie. Fascynację dodatkowo wzmaga wenecka maska, za którą mężczyzna skrywa twarz, by zachować anonimowość. Jeden niewinny komentarz Natalii pod filmem z jego udziałem wciąga oboje w rozpalający zmysły, zakazany flirt...

Czy tym razem kobieta ulegnie pożądaniu i złamie zasady, którymi od zawsze się kierowała?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 272

Data ważności licencji: 1/16/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Paulina Jurga

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2023

Opieka redakcyjna: Arletta Kacprzak

Redakcja tekstu: Robert Chojnacki

Adiustacja i korekta: CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz

Projekt okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Fotografia na okładce: Dari Ya / Shutterstock

ISBN 978-83-8135-743-2

www.otwarte.eu

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,ul. Smolki 5/302, 30-513 KrakówWydanie I, 2023

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Anna Jakubowska

Odcinek 1

Michał

Subtelne piknięcie po mojej lewej sprawia,że zastygam w połowie wiązania windsora. Zerkam na ekran telefonu i widząc wiadomość z Instagrama w skrzynce mailowej, pospiesznie włączam komputer. Mam mało czasu, a chwilę trwa, zanim mój stary poczciwy laptop się uruchomi. Szybko wystukuję adres portalu społecznościowego. Od miesiąca intensywnie rozkręcam swój profil. Pod moim ostatnim zdjęciem pojawiło się mnóstwo polubień, głównie lasek ze szkoły, oraz kilkadziesiąt pozytywnych komentarzy. To miłe i przyjemnie łechcze moje ego. Ostatnio dużo czasu poświęcam na rzeźbienie ciała. Od roku regularnie chodzę z kumplami na siłkę, dlatego większość moich samojebek to zdjęcia bez koszulki. Tak, jestem pod tym względem strasznie próżny. Ale coraz częściej się przekonuję, że wygląd to jedyna rzecz, która się liczy w obecnych czasach. Chyba że ma się dzianych starych...

Klikam ikonkę wiadomości i wyskakuje mi nazwa profilu: Farma Ciastek. Nie mam pojęcia co to i w pierwszej chwili biorę to za spam. Jednak z jakiegoś powodu, zamiast ją od razu usunąć, zaciekawiony otwieram.

Drogi Michale,

jesteśmy agencją, która zajmuje się poszukiwaniem modeli do sesji zdjęciowych do Kalendarza dla Pań. Gwarantujemy pełną dyskrecję i wysokie wynagrodzenie.

Zainteresowany?

Farma Ciastek

Parskam śmiechem.

Kalendarz dla Pań? Nie jestem jakimś pieprzonym żigolakiem!

Wrzucam wiadomość do kosza i zamykam laptop, a telefon ciskam na komodę. Cichutkie stuknięcie urządzenia o drewniany mebel przerywa chwilową ciszę, jaka nastała w pokoju.

Staję przed lustrem i kończę wiązać czerwony krawat. Dokładnie pamiętam, jak ostatnio Natalia rzuciła mimochodem, że ten kolor idealnie pasowałby do moich orzechowych oczu i ciemnej karnacji. Czasem, żeby rozluźnić atmosferę, rozpoczynała lekcje rozmowami zupełnie nie na temat. Tydzień temu zeszło na studniówkowe kreacje. Nie muszę dodawać, że jeszcze tego samego dnia pobiegłem do sklepu? Uśmiecham się do siebie na to wspomnienie i czuję, jak przyjemny dreszcz podniecenia leniwie rozlewa się po moim ciele. Jak zawsze, kiedy o niej myślę.

Zaciągam węzeł pod szyją.

Za ciasno!

Poluźniam go odrobinę. Nadal mnie dusi. Tak jak ten pieprzony garnitur. Nie przepadam za formalnymi strojami, ale dzisiejsza okazja jest naprawdę wyjątkowa. Studniówka. Poza tym… Cóż, zależy mi na tym, żeby się dobrze prezentować. Robię to dla niej. Dla Natalii… pani profesor Natalii Redlińskiej.

Pamiętam dzień, kiedy niespodziewanie pojawiła się w naszej klasie, wywracając moje życie do góry nogami, ratując mi dupę i sprawiając, że na zajęciach z matmy wiecznie byłem skupiony.

Tylko nie na tym, na czym powinienem być.

Natalia dostała pracę na zastępstwo za tę starą raszplę, przez którą rok w rok zaliczałem poprawki z matmy. Do tamtego wrześniowego dnia rozważałem nawet rzucenie szkoły. W zasadzie chodzę do liceum tylko na prośbę mamy, która nadal żyje w przeświadczeniu, że wyższe wykształcenie równa się wyższy status społeczny. Gówno prawda. O statusie społecznym świadczy obecnie tylko grubość portfela.

Zza uchylonego okna dobiega mnie hałas rozpędzonych samochodów i stukot kół przejeżdżającego w zawrotnym tempie InterCity. Słyszę, jak stos nieumytych szklanek drży na moim biurku. Działa mi to na nerwy. Małe mieszkanie, które wynajmujemy, usytuowane jest na trzecim piętrze starej kamienicy tuż przy dworcu PKP. Nienawidzę tego miejsca.

– Mamo, biorę auto – oznajmiam, wiążąc buty w przedpokoju.

Cisną mnie. Należało posłuchać rady mamy i je rozchodzić, ale jak zwykle postawiłem na swoim.

– Tylko jedź ostrożnie! – Podchodzi do mnie i wygładza materiał krawata, uśmiechając się z rozmarzeniem. – Jesteś tak samo przystojny jak twój ojciec. – Który był gnojem i zostawił cię, kiedy byłaś ze mną w ciąży. Ale to szczegół.

Patrzę na jej zmęczoną twarz i proste włosy w nijakim kolorze. Czasem się zastanawiam, czy nie żałuje swojej decyzji. Zmarnowała dla mnie młodość.

– Kim jest ta wybranka, dla której się tak wypiękniłeś? – Jej pytanie wyrywa mnie z ponurych myśli.

– „Wypiękniłeś”? Mamo, nikt już tak nie mówi! – Śmieję się szczerze.

– Przyprowadź ją kiedyś. Chciałabym ją poznać.

Wzdycham. Jedną z dłoni wciskam do kieszeni, a drugą drapię się z zakłopotaniem po głowie.

Zrobiłbym to, ale jest poza moim zasięgiem.

– Nie ubrałem się dla kogoś, tylko żeby wyglądać, jak należy, na balu maturalnym. Tak jak mnie uczyłaś, trzeba się ubierać stosownie do okoliczności. I tyle. – Wzruszam ramionami i uciekam spojrzeniem w bok, żeby nie dostrzegła, że kłamię. Co mam jej powiedzieć? Że podkochuję się w nauczycielce?!

– Jasne. – Uśmiecha się, jakby dobrze znała prawdę. – Baw się dobrze, kochanie.

– Będę. To na razie.

Zerkam jeszcze pospiesznie w lustro w przedpokoju. Oczy mi błyszczą z podekscytowania. Sam przyznaję w duchu, że wyglądam zajebiście. Wizyty na siłce zrobiły swoje. Mam świetną sylwetkę, dzięki czemu garnitur idealnie na mnie leży. Dłonią przejeżdżam po włosach, robiąc zwyczajowy bałagan, i wybiegam na klatkę schodową. Już jestem spóźniony.

Gdy pędzę bocznymi drogami, moje ciało poddaje się nerwowemu pobudzeniu. Pamiętam, jak wręczałem jej zaproszenie. Jak jej smukłe palce musnęły moje, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Miałem ochotę złapać jej dłoń i pocałować opuszki palców. I inne części ciała… Ten dotyk rozprzestrzenił się niczym tornado po całym moim ciele. I skumulował w kroczu.

Od dłuższego czasu to, co przy niej odczuwam, wykracza poza zwykłą relację nauczyciel–uczeń. Chociaż chyba nigdy nie nazwałbym tego, co do niej czuję, sympatią. Ja po prostu pragnę mojej profesor od matematyki od pierwszego pieprzonego dnia, kiedy tylko przestąpiła próg pracowni matematycznej. Zresztą. Jest niespełnioną fantazją każdego zdrowego faceta w naszej budzie. Na pierwszym roku magisterki, z figurą, jakiej z pewnością zazdroszczą jej te wszystkie stare dupy, których szczytem ambicji jest udowodnić nam, jakimi jesteśmy idiotami.

Wracam myślami do pamiętnego pierwszego tygodnia września, kiedy to Natalia… pani profesor Redlińska… ni stąd, ni zowąd pojawiła się w naszej szkole. W moim życiu.

– Ej, Mike! Słyszałeś, że Nowakowska już nie będzie uczyć? – Rafał zwalił się z łoskotem na krześle obok mnie.

– Nie, nie słyszałem – mruknąłem, przeciągając się. Był poniedziałek, a ja miałem cholernie ciężki weekend. Nasunąłem kaptur niżej na oczy i położyłem głowę na ławce, opierając czoło o przedramiona. Na dworze padało. Wielkie krople deszczu waliły o parapet, powodując u mnie jeszcze większy ból głowy. – Jak dla mnie każda będzie lepsza od tego upierdliwego babska. – Pokusiłem się o komentarz.

Nowakowska mnie nie lubiła. Była typem nauczycielki starej daty, która zwykła powtarzać, że ładną buźką i mięśniami nic się nie osiągnie.

– Niezły przypał, podobno spadła ze schodów i jest w śpiączce. Ale może ta nowa nawet dopuści cię do matury. – Rafał klepnął mnie w ramię. – Słyszałem, że niezła z niej suczka – dodał, rechocząc. Kiedy zbyłem go milczeniem, dorzucił: – Ciężka noc?

– Do czwartej rano wyładowywałem towar w Kauflandzie – burknąłem.

– Mogłeś iść na blaukę – rzucił, wracając na miejsce.

Mogłem. Ale nie poszedłem.

Wcale nie było mi żal Nowakowskiej. Co krwi mi napsuła, to jej. Za to cholernie chciało mi się spać. Zamknąłem oczy. Udało mi się wkręcić na robotę w Kauflandzie w weekendy. Korzystałem z każdej okazji, żeby zarobić trochę grosza. Nie miałem sumienia ciągle żulić od mamy. Wróciłem o czwartej rano. Nawet się nie kładłem. Nie było sensu. Musiałem po prostu przepękać.

Dzwonek na lekcję sprawił, że drgnąłem, wyrwany z lekkiej drzemki. Nie podniosłem jednak głowy, kiedy gwar w klasie ucichł, a na podłodze usłyszałem stukot obcasów.

– Witajcie!

Tembr jej głosu sprawił, że przeszył mnie przyjemny dreszcz. Pierwszy raz zdarzyło się, żeby czyjś głos wywołał we mnie taką reakcję.

– Jestem Natalia Redlińska…

Zaintrygowany, gwałtownie uniosłem powieki. Włoski na karku stanęły mi dęba, a ramiona pokryła gęsia skórka. Od samego lekko zachrypniętego tembru…

Fuck

– …i w tym roku będę miała przyjemność…

Przyjemność…

Jej głos był miły. Słodki. Delektowałem się jego brzmieniem. Mógłbym go słuchać w nieskończoność. Nie sądziłem, że czyjś głos może wywołać w ciele taką reakcję. Jakby nie dźwięk, ale kobiece dłonie… palce leniwie przeczesywały włosy na czubku mojej głowy, a potem ześlizgiwały się na kark, lekko go masując, i dalej – drapiąc paznokciami – na ramiona i tors.

Zrobiło mi się gorąco. Zdecydowanie ZA GORĄCO na bluzę. Nie ogarniałem, co się ze mną działo. Senność zniknęła jak ręką odjął, a ja przestałem się skupiać na wypowiadanych przez psorkę słowach, choć jej głos nadal mnie pieścił.

W prześwicie między krawędzią kaptura a moimi przedramionami dostrzegłem wąską talię i zgrabne biodra, które lekko się kołysały, kiedy kobieta przestępowała z nogi na nogę. Jakby tańczyła. Zaschło mi w ustach. Uniosłem wyżej głowę, by przyjrzeć się reszcie ciała nowej pani profesor. Zaintrygowała mnie.

Nie!

To jej głos mnie zaintrygował.

Powędrowałem wzrokiem w stronę podłogi. Na drobnych stopach z pomalowanymi na fioletowo paznokciami miała skórzane sandałki na niskim obcasie, których rzemienie owinęła wokół kostek. Zza rozcięcia długiej kwiecistej spódnicy wysunęła się lewa łydka.

Zgrabna łydka!

Prawie się wyprostowałem, gdy dotarło do mnie, co tak właściwie pomyślałem. To przecież moja nauczycielka. Kiedy pani profesor obróciła się do tablicy, przez moment gapiłem się na jej tyłek. A kiedy na powrót stanęła przodem do klasy, przeniosłem wzrok wyżej. Dwa guziczki białej bluzki zostawiła rozpięte pod szyją. Oj, zdecydowanie miała czym oddychać. Materiał ciasno opinał się na jej cyckach. A potem moje spojrzenie prześlizgnęło się na jej twarz. Delikatne, niemal dziewczęce rysy… Wiedziałem, iż mam przesrane.

Przepadłem!

Nie była ładna.

Nie była nawet śliczna.

Była cholernie olśniewająca.

Moją uwagę od razu przykuły usta: małe, ale niezwykle jędrne. Podkreślone czerwoną szminką. Kiedy na moment zamilkła – zastanawiając się nad dalszym tokiem wypowiedzi – delikatnie przygryzła dolną wargę śnieżnobiałymi zębami.

Co ja robię?!

Ja pierdolę.

Byłem na lekcji.

W szkole.

Weź się w garść, Michał!

Wziąłem głęboki wdech. Ostrożnie wypuściłem powietrze z płuc i przesunąłem spojrzenie wyżej.

Ja pieprzę!

Przepadłem na amen.

Jej policzki zdobił lekki rumieniec. W dużych zielonych oczach, bez wątpienia podkreślonych czarną maskarą, tańczyły wesołe iskierki. I wtedy do mnie dotarło, że ona wcale nie wygląda jak nauczycielka, tylko jak moja rówieśniczka. Nie mogła być dużo starsza od nas. Wyprostowałem się w ławce i bezceremonialnie się na nią gapiłem. Długie miedziane włosy upięte wysoko w koński ogon na czubku głowy podskakiwały, kiedy kiwała nią z ożywieniem, tłumacząc zapewne wymagania dotyczące przedmiotu. Ja też miałem pewne wymagania dotyczące pani profesor. Żeby, na przykład, podeszła bliżej. Byłem ciekaw, jak pachnie. Ktoś, kto ma tak niesamowity głos, z pewnością musi nieziemsko pachnieć.

Wtem jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. Chyba o coś pytała.

Ja pierd…!

– Nie dosłyszałem, może pani profesor powtórzyć? – wydusiłem z trudem, bo zaschło mi w gardle. Za cholerę nie usłyszałem pytania. Słyszałem za to swój przyspieszony oddech, szum w uszach i walące z podniecenia serce.

Rozpraszała mnie.

– Pytałam, jak masz na imię.

Ten głos. Mógłbym go słuchać godzinami.

– Mike… to jest, Michał.

– Mógłbyś zdjąć kaptur, Michał? – poprosiła, lekko przechylając głowę.

Kolczyki w kształcie dużych kół zakołysały się w jej uszach, odbijając światło. Nawet tak prozaiczny gest wydał mi się w jej wykonaniu czymś niesamowitym.

– Mógłbym – odparłem i zsunąłem go z głowy.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a na ustach Natalii pojawił się niewinny uśmiech.

– Od razu lepiej. Szkoda chować takie ładne oczy w cieniu kaptura, nie sądzisz?

Kumple zarechotali głupkowato, a mnie zatkało. Natalia zdawała się nie przejmować tym, jakie wrażenie wywarły na mnie jej słowa.

Powiedziała, że mam ładne oczy.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, ale nie mogłem oderwać od niej spojrzenia. Wsunęła na nos złote okrągłe okulary, których jeden z zauszników przed chwilą lekko ssała. Przełknąłem ślinę. Znów patrzyłem na te usta. Zdecydowanie za długo. Potrząsnąłem głową i starałem się skupić na tym, na czym powinienem. Widziałem, jak przejeżdża palcem po liście obecności, cicho powtarzając moje imię. Teraz wyglądała jeszcze bardziej pociągająco – choć nie sądziłem, że to możliwe.

Co się ze mną, do diabła, dzieje?

– Michał… Michał… Mam, Zagrobelny. – Zajrzała do notatek, uroczo marszcząc przy tym nos tak, że na odcinku między oczami pojawiła się delikatna zmarszczka w kształcie litery V. – Co lubisz robić, Michale?

– Co… lubię… robić? – powtórzyłem kompletnie zbity z tropu.

Przebiegłem wzrokiem po klasie. Laski wyglądały na znudzone, ale na twarzach moich kumpli dostrzegłem grymas głupkowatego rozmarzenia. Pewnie wyglądałem podobnie.

– Chciałam przeznaczyć tę lekcję na poznanie was bliżej, to chyba nic złego? – oznajmiła.

– A co pani lubi robić? – wypaliłem nagle.

Sądziłem, że mnie zbędzie. Tymczasem ponownie mnie zaskoczyła.

– Hmm… – Zamyśliła się, przyciskając do dolnej wargi zausznik okularów. – Lubię czytać i oglądać stare nieme filmy. Mają w sobie duszę.

– Ja lubię tańczyć.

– Za to ja kompletnie nie potrafię. – Zaśmiała się, a jej śmiech dosłownie jakby nadał temu pomieszczeniu barw. – Mam dwie lewe nogi. Poproszę cię, żebyś został na chwilę po lekcji, dobrze?

Kiwnąłem głową, bo nie byłem w stanie się odezwać. Jej uroczy śmiech wciąż dźwięczał mi w uszach.

Kiedy po lekcji zostaliśmy sami, nadal tkwiłem w ławce, nie wiedząc za bardzo, co zrobić. Zerknęła na mnie zza biurka.

– No, chodź bliżej, nie gryzę! – Znów posłała mi rozbawiony uśmiech.

Na myśl o gryzieniu, ponownie skupiłem spojrzenie na jej ustach. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Oblizałem swoje zastanawiając się, czy jej są faktycznie tak miękkie, na jakie wyglądają. Bardzo chciałbym się przekonać, jak smakują.

– Zaliczyłeś poprawkę? – spytała, kiedy stanąłem koło jej biurka.

Kiwnąłem głową, bo nagle zrobiło mi się głupio. Nie chciałem wyjść przed nią na totalnego debila. A tak się właśnie poczułem. Jak idiota nieogarniający podstawy programowej. Żałosne!

Nie dostrzegłem jednak w jej oczach oznak szyderstwa. Z bliska jej twarz była jeszcze piękniejsza. Zgrabny nosek pokrywały liczne piegi, którymi usiane były również policzki tuż pod oczami. Już miałem pewność, że nie tuszuje rzęs, a czerwień jej ust jest naturalna. Tuż nad górną wargą, po prawej stronie, dostrzegłem maleńki pieprzyk, który w połączeniu z tymi jędrnymi ustami nadawał Natalii wyjątkowego seksapilu. Chyba nawet nie była tego świadoma.

– Michał?

Moje imię w jej ustach brzmiało tak dobrze.

– Hmm…?

Szlag, znów o coś pytała?

– Pytałam, czy byłbyś chętny na zajęcia dodatkowe, żeby poćwiczyć do matury. Sprawdzałam twój arkusz z poprzednich lat i…

– Dobrze – zgodziłem się, zanim dokończyła. – Chętnie z panią poćwiczę…

W tym momencie zgodziłbym się na wszystko, jeśli będzie się to wiązało z możliwością przebywania z nią dodatkowo sam na sam.

Oczywiście przez najbliższe dni cała szkoła żyła pojawieniem się Natalii, a niewybredne i niepozostawiające złudzeń komentarze moich rówieśników wypełniły już pierwszego dnia szatnię, kiedy przebieraliśmy się na wuef.

– Teraz to ja się mogę matmy uczyć – zaczął Rafał, zawiązując halówki.

– Myślisz, że daje korki? Kurwa, poćwiczyłbym z nią, najlepiej geometrię… linie równoległe… jestem bardzo kiepski z geometrii… – odezwał się koleś z równoległej klasy, a reszta ryknęła śmiechem.

Idioci!

– Poczekaj trochę, to Mike zda ci relacje. – Rafał klepnął mnie niespodziewanie w ramię. – Zaproponowała mu INDYWIDUALNE zajęcia dodatkowe.

Oczami wyobraźni widziałem, jak teatralnie porusza przy tym brwiami.

– Ty, weźcie mnie do trójkąta. Może w końcu zapamiętasz twierdzenie Pitagorasa – wtrącił ten sam koleś, który pieprzył przed chwilą o geometrii.

Moje poprawki u Nowakowskiej nie były żadną tajemnicą, więc cała szkoła o nich wiedziała.

– Debil – mruknąłem i poszedłem na salę.

Zajęcia dodatkowe z Natalią zaczęliśmy od razu. Spotykaliśmy się raz w tygodniu po lekcjach, w klasie. Nie sądziłem jednak, że ten czas okaże się istną torturą, bo zamiast myśleć o matmie i o tym, że jestem z niej beznadziejny i że – fuck! – w tym roku mam maturę, skupiałem się na czymś zupełnie innym. Chociażby na tym, że Natalia miała cholernie zgrabne i zmysłowe dłonie. Nie malowała paznokci, ale było widać, że o nie dbała. Czasem w rozmowie ze mną zupełnie nieświadomie muskała szyję palcami. Obserwowałem ten subtelny gest z niesłabnącym zainteresowaniem, wyobrażając sobie, jak przeczesuje nimi moje włosy.

Matematyka z tygodnia na tydzień stawała się moim ulubionym przedmiotem. Łapałem się nawet na tym, że sam z siebie siadałem w domu i próbowałem – zwykle z miernym skutkiem – rozwiązać jakieś zadania dodatkowe. Natalia była żywiołowa i od razu zyskała sympatię wszystkich uczniów, a mimo to z wręcz anielską cierpliwością potrafiła kilka razy tłumaczyć mi to samo zagadnienie. Na jej miejscu dawno bym się poddał. Byłem jakimś beznadziejnym przypadkiem.

Lubiłem ją obserwować, kiedy się uśmiechała. Z zaskoczeniem odkryłem, że jej uśmiech wygląda zupełnie inaczej, gdy jest skierowany do mnie. Szczególnie, jeśli towarzyszył posyłanym mi przelotnym spojrzeniom. Rozchylała wtedy lekko usta, a oczy jej błyszczały. Z każdą kolejną lekcją odkrywałem w niej coś nowego. Chociażby to, że miała wyjątkowo szczupłe nadgarstki, a na prawym nosiła kilka srebrnych bransoletek, które cichutko podzwaniały przy każdym ruchu.

Tłumaczyła mi właśnie jakieś skomplikowane równanie, gdy mój wzrok spoczął na jej dekolcie. Nic nie mogłem na to poradzić, że moje spojrzenie wędrowało akurat w tamte rejony. Szczególnie kiedy pochylała się nad moim zeszytem, a ja między połami bluzki widziałem jej jędrne piersi w zwykłym bawełnianym staniku. Przez to, że opierała łokcie na blacie stołu, wydawały się jeszcze większe niż w rzeczywistości, a pomiędzy nimi tworzył się idealny rowek. Zalała mnie fala gorąca. Przełknąłem ślinę, starając się wrócić myślami do matematyki.

– Michał…

Moje myśli coraz częściej krążyły w strefach, w których ja zdecydowanie nie byłem uczniem, a ona nie była moją panią profesor. Nie mogłem nic na to poradzić, że już sam jej głos czy subtelny, lekko kwiatowy zapach działał na mnie jednoznacznie. A teraz jeszcze to… Próbowałem przenieść wzrok gdzie indziej i napotkałem jej rozbawione spojrzenie.

– Jesteś dzisiaj wyjątkowo rozkojarzony – skomentowała z udawaną przyganą w głosie. – Tu należało podnieść trzy do potęgi. Ćwiczyłeś w ogóle te wzory?

Ups!

– Cóż… No… Nie… – przyznałem, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.

Przeniosłem wzrok na jej usta, do których przyciskała końcówkę długopisu. Robiła to całkowicie nieświadomie, szczególnie kiedy się zastanawiała. Albo przygryzała dolną wargę, albo wodziła po niej długopisem raz w jedną, raz w drugą stronę. Gdy siedzieliśmy tak blisko siebie, łapałem się na tym, że miałem cholerną ochotę dotknąć jej ust. Mój kciuk naśladowałby ruch koniuszka długopisu, sunąc od lewej do prawej…

– … jak z tańcem… – usłyszałem końcówkę jej wypowiedzi.

– Z tańcem?

– W matematyce musisz się nauczyć wzorów, a w tańcu kroków.

– Nikt jeszcze nigdy mi tego tak nie przedstawił – wyjawiłem, wpatrując się w jej oczy.

Poczułem jej dłoń na ramieniu. Przyjemny dreszcz – jakby lekko poraził mnie prąd – przepłynął leniwie przez moje ciało.

– To naprawdę jest do ogarnięcia, Michał. Musisz się tylko skupić.

Zabrała dłoń, a ja omal nie zacząłem błagać, by nadal mnie dotykała. Dla niej był to z pewnością zwykły, pokrzepiający gest. Dla mnie… dla mnie znaczył o wiele więcej.

– Uhm… – mruknąłem z rozmarzeniem, bo moje spojrzenie podążyło za końcówką długopisu, którą teraz psorka przejeżdżała od szyi wzdłuż rozpiętej krawędzi bluzki. Mój wzrok znów spoczął na jej piersiach. To było silniejsze ode mnie. Widziałem, jak unoszą się z każdym wdechem i lekko opadają przy wydechu. Nagle za krawędzią materiału biustonosza, na jej prawej piersi, dostrzegłem fragment…

– Masz dziarkę?! – wypaliłem nagle.

Słyszałem, jak Natalia z głośnym sykiem wciągnęła powietrze. I wtedy do mnie dotarło, co zrobiłem. Z trudem przeniosłem spojrzenie na jej twarz. I – cholera – zawstydziła się. Rumieniec zaróżowił jej policzki, sprawiając, że stała się jeszcze bardziej pociągająca. Jej zielone oczy błyszczały. Nie musiałem nic robić. Nie musiałem jej nawet dotykać. Wystarczyły dwa słowa: „masz dziarkę”. Wyglądało to na odcisk psiej łapy, ale chętnie zobaczyłbym cały wzór.

Chyba zrozumiała, co było powodem mojego dzisiejszego rozkojarzenia i gdzie przez cały czas skupiałem swój wzrok. I że nie był to zeszyt, a jej cycki. Pospiesznie zapięła guziki bluzki, a ja odchyliłem się na krześle, badawczo przyglądając się jej reakcjom. Ja też czułem lekkie zażenowanie, ale starałem się nie dać nic po sobie poznać. Prawda była taka, że ja byłem tylko facetem, a ona była atrakcyjna. I wyglądała rozkosznie z tym grymasem zmieszania na twarzy i zaczerwienionymi policzkami. Dłonie jej drżały, tak jak głos, którym oznajmiła stanowczo:

– Myślę, że na dziś już wystarczy.

Zaczęła się podnosić z krzesła. Nie wiem, co mi w tamtym momencie odwaliło, ale postanowiłem pójść za ciosem. Złapałem ją za dłoń, zatrzymując w miejscu.

– Pani profesor…

– Puść mnie, Michał. – Zerknęła na mnie surowo.

A raczej tak to miało wyglądać, ale w jej oczach zagościł… strach? Bała się mnie? A może… Przejechałem kciukiem po skórze jej dłoni, a jej przedramię momentalnie pokryła gęsia skórka.

– Michał… – Wyszarpnęła dłoń i dodała ciszej: – Jestem twoją nauczycielką. To niestosowne!

– W kwietniu kończę szkołę… – Wzruszyłem ramionami, cały czas się jej przyglądając.

I niech będzie, że patrzyłem w oczy. A nie na usta, które właśnie przygryzła, wyraźnie zakłopotana. Teraz wydała mi się jeszcze bardziej atrakcyjna i zrozumiałem, że za jej reakcją kryje się drugie dno. Najwyraźniej też czuła do mnie fizyczny pociąg. Jak inaczej mógłbym to wytłumaczyć?

Propsy, Mike!

– Puść w tej chwili moją rękę! – poprosiła ostrzej.

Wstałem i pozwoliłem, by wyswobodziła dłoń. Zbliżyłem twarz tak, że czułem jej delikatne kwiatowe perfumy, a niesforne kosmyki, które wymknęły się z długiego warkocza, łaskotały mój policzek. Słyszałem, jak ponownie wciąga ze świstem powietrze.

– Do widzenia, pani profesor – wyszeptałem wprost do jej ucha, z trudem się powstrzymując, by nie musnąć go ustami.

Zrozumiałem, że przeholowałem, kiedy następnego dnia Natalia oznajmiła, że to były nasze ostatnie zajęcia dodatkowe. Zaczęła mnie traktować z dystansem, ale nie była w stanie powstrzymać ukradkowych spojrzeń w moim kierunku. Dopiąłem swego. Nie byłem jej obojętny i chyba to przerażało ją najbardziej, a mnie nakręcało jeszcze mocniej. Próbowałem z nią porozmawiać, jednak zawsze robiła wszystko, żebyśmy nie zostawali sam na sam, bez świadków. W końcu wpadłem na pomysł i zacząłem zostawiać jej drobne upominki na biurku. Czasem były to pralinki z lokalnej cukierni, kiedy indziej ręcznie robione mydełko czy świeczka. Wkładałem mnóstwo wysiłku w to, by za każdym razem ją zaskoczyć. Oczywiście robiłem to tak, by nikt nie wiedział, że to ja. Potem z zadowoleniem kukałem do klasy i obserwowałem jej reakcję. Jak mrugała z wyrazem niedowierzania i lekkiego zagubienia. Jak nerwowo przygryzała kciuk albo zakładała włosy za uszy, rozglądając się po klasie, czy nikt nie zauważył, że dostała prezent. A potem chowała go do szuflady. Albo do torebki. Nigdy żadnego nie wyrzuciła. Nigdy!

*

– Poloneza czas zacząć! – ogłasza dyrektor chorobliwie zachrypniętym basem, a z głośników płyną pierwsze takty naszego tańca narodowego.

Mareczek, nasz wuefista, wziął sobie za punkt honoru, by uczynić z nas tancerzy na miarę turnieju tańca towarzyskiego. Nie wziął tylko pod uwagę, że połowa nie ma poczucia rytmu, a z tej drugiej, która cokolwiek kmini, dziewięćdziesiąt procent ma wywalone na ten durny taniec. Mnie wepchnął do pierwszej pary. Akurat jestem w tej mniejszości, która lubi tańczyć.

W wyciągniętej do przodu prawej ręce, trzymam drobną dłoń mojej partnerki, lewa zaś spoczywa założona za moimi plecami. Po ponadpięciominutowym obchodzeniu wokół sali gimnastycznej w najróżniejszych kombinacjach i z wykorzystaniem chyba wszystkich możliwych figur, które połowa tancerzy zdążyła w międzyczasie pomylić lub po prostu zgubili rytm, w końcu muzyka cichnie. Kłaniamy się, nagrodzeni gromkimi brawami. Prostując się, odszukuję wzrokiem Natalię. Jej twarz zdobi szeroki uśmiech, a dłonie – uderzające o siebie w rytm braw – wprawiają jej bransoletki w drżenie. Niemal słyszę w uszach ich cichutki metaliczny brzęk. Zastanawiam się, czy widziała poloneza od początku, czy pojawiła się dopiero w trakcie pokazu. Skupiam się na jej nogach – włożyła dziś wysokie szpilki.

Ja pierdolę!

Pierwszy raz mogę podziwiać jej łydki w całej okazałości, bo ciemnozielona prosta sukienka kończy się tuż nad kolanem. Są zgrabne. I smukłe. Mój oddech przyspiesza i nie mogę oderwać od nich oczu. Zamiast braw słyszę tętent własnego serca, bo przypomina mi się mój dzisiejszy sen. Natalia często mi się śni. Zwykle moja wyobraźnia nie wykraczała jednak poza pocałunki. Tej nocy było inaczej. Tej nocy oplatała mnie tymi smukłymi łydkami, kiedy robiliśmy to w klasie. Przy drzwiach. Moja dłoń wędrowała wzdłuż jej smukłej nogi, aż natrafiła na koronkę pończoch.

Z moich ust wydobywa się głośne westchnienie. Otrząsam się pospiesznie, wyrzucając tę fantazję z głowy, ale mój wzrok znów kieruje się na odsłonięty fragment nóg psorki. Chyba regularnie biega, bo dostrzegam wyraźny zarys mięśni. Nawet z tej odległości jej nogi wydają się idealnie gładkie i opalone. Zastanawia mnie, czy ma na sobie rajstopy czy może – zgodnie z moją fantazją – jest zwolenniczką pończoch? Jej sukienka jest elegancka, ale nie wyzywająca. Pasuje do niej idealnie. Gdybym miał sobie wyobrazić idealną kreację dla niej, dokładnie tak by wyglądała. Bo z tym właśnie mi się nieustannie kojarzy Natalia: z subtelną niewinnością.

Jej zachowanie na naszych ostatnich zajęciach dodatkowych chyba utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że Natalia nie jest do końca świadoma tego, że coś zaczyna się między nami dziać. Ani tego, jak na mnie działa. W zasadzie działa tak na wszystkich moich kumpli, którzy w niewybredny sposób komplementują jej urodę i zachowanie. Każdy w głębi umysłu marzy o pani profesor Redlińskiej.

Odprowadzam moją polonezową partnerkę na miejsce. Posyła mi powłóczyste spojrzenie spod długich, podkręconych zalotką rzęs. Hmm… chociaż nie, wyglądają raczej na sztuczne. Zanim siada, kładzie dłoń na moim ramieniu i mruczy mi do ucha.

– Niezłe z ciebie ciacho, Mike. – Mruga zalotnie. – Obserwuję cię na Insta. Masz fajne fotki.

Przejeżdża dłońmi po mojej klatce piersiowej. Wiem, że wyczuwa pod materiałem koszuli moją muskulaturę. Przygryza dolną wargę, spoglądając na mnie spod rzęs. Chyba myśli, że mnie to pociąga. Jedyna osoba na tej sali, która mnie pociąga, jest poza moim zasięgiem.

Wzdycham znudzony, wsuwając dłonie do kieszeni.

– Fajnie – burczę odrobinę nieuprzejmie.

– Idziesz potem do Jagody na after? – nie ustępuje.

Mam ochotę strząsnąć z siebie jej łapska. Zaczyna się zapuszczać w rejony, które niekoniecznie chcę, żeby akurat ona macała.

– Może – odpowiadam zachowawczo.

Może i jest ładna, ale jej perfumy drażnią mój nos. Są zbyt słodkie. Jakbym trafił do sklepu z żelkami.

– To później znajdź mnie tam, Mike. – Cmoka mnie w policzek, jeszcze raz przejeżdżając przy tym dłońmi po moim torsie, i w końcu siada na krześle. – Mam ochotę na lody. – Mruga porozumiewawczo.

Obrzucam ją oceniającym spojrzeniem.

Może…

Jest zgrabna i ma niezłe cycki, ale jej obecność nie wywołuje we mnie żadnych uczuć poza zniecierpliwieniem. Jest zbyt nachalna. Nie poczułem absolutnie nic, nawet kiedy pocałowała mnie w policzek ani kiedy rzucała kokieteryjne spojrzenia, ani nawet gdy zmysłowo przejechała wypielęgnowanymi dłońmi po mojej klatce piersiowej. Nawet wtedy, gdy otwarcie zasugerowała, że mi obciągnie.

Nic.

Mój fiut nawet nie drgnie. A wystarczy zerknięcie w stronę profesor Redlińskiej i fala gorąca zalewa moje ciało, kumulując się tam, gdzie zwykle. I sprawiając, że nagle lodzik proponowany przez… nawet nie wiem, jak ma na imię… wydaje się dobrym rozwiązaniem na rozładowanie napięcia. Nic poza tym.

Zajmuję wolne miejsce przy stoliku mojej klasy. Nic nie mogę na to poradzić, że znów gapię się na Natalię. I czuję coraz większy wstręt do siebie, że zaczynam ją traktować tak bardzo przedmiotowo.

– Fuck, Mike… – Rafał daje mi kuksańca w bok, gwałtownie wyrywając z zamyślenia. Podąża za moim nieprzytomnym spojrzeniem. – Nie żeby coś, ale dosłownie pieprzysz ją wzrokiem. – Po czym dodaje szeptem. – I to widać…

– Przyjdzie taki moment, że będę ją pieprzył w realu – ripostuję, zanim zdążę się zorientować, co padło z moich ust. Ale już za późno.

– Tę cnotkę Redlińską? – Śmieje się.

Nie podoba mi się ten śmiech.

– Nawet cycka by ci nie pokazała.

– Yolo1. – Wzruszam ramionami, nie wiadomo dlaczego ciągnąc tę żałosną farsę. Może nie chcę wyjść przed kumplami na cykora?

– Nie…! – Obraca się w moją stronę tak gwałtownie, że prawie zrzuca przy tym zastawę ze stolika. Moja odpowiedź sprawiła, że Rafał zaraz w myślach dopowiada sobie resztę. – Pierdolisz! Fuck, Mike! Widziałeś jej cycki?!

– Idź się poszukać na swoim miejscu. – Prycham, próbując zachować obojętny ton.

Nie zamierzam mówić mu całej prawdy. I tak sam dodał dwa do dwóch, a moje zaprzeczanie jedynie utwierdziłoby go w słuszności postawionych hipotez. I z pewnością rozniesie to po całej szkole. Tylko ja wiem, że Natalia ma na piersi dziarkę. Ale nie zamierzam nikomu o tym mówić. To nasza tajemnica. Wiem, że ona to doceni.

– Zakład, że nie zaliczysz jej do matury?

Myślałem, że sobie poszedł, tymczasem on wyciąga rękę wyraźnie podjarany i szczerzy się jak debil.

– Nie! – Reaguję odrobinę za ostro, ale zdążył mnie wkurwić. – To dziecinada.

– Tak jak twoje marzenia o mokrej cipce cnotliwej pani profesor. – Znów ten irytujący śmiech. – W każdym razie… – przerywa i konspiracyjnie odsuwa klapę marynarki. W wewnętrznej kieszeni ma schowaną piersiówkę.

– Ja pasuję…

Nie zamierzam ryzykować. Ojciec Rafała jest burmistrzem i nawet jak go złapią, to i tak się wymiga od kary. Ja jestem tylko biednym dzieciakiem ze wsi. I w dodatku wychowywanym przez samotną matkę. No way!

– Wiesz, dla kurażu. – Porusza wymownie brwiami.

– Kurażu?! – Parskam drwiąco. – Nagle zacząłeś czytać coś ambitniejszego niż najnowszy numer „Twojego Weekendu”?

– Pierdol się, Mike!

Te słowa sprawiają, że odruchowo zerkam w kierunku Natalii.

– Kappa2! – rzucam pojednawczo, kiedy szturcha mnie w ramię odrobinę zbyt mocno i zmywa się, dając mi w końcu święty spokój.

Impreza rozkręciła się na dobre. Mamy dobrego DJ-a, który naprawdę potrafi tak dobrać kawałki, żeby ruszyć z miejsc wszystkich maruderów. Nawet grono pedagogiczne. Bawię się przednio i w zasadzie zatańczyłem chyba ze wszystkimi laskami, które mi się nawinęły, nie zwracając na nie szczególnej uwagi. I bez przerwy wodzę wzrokiem za Natalią.

Kiedy bal maturalny ma się ku końcowi, jestem sfrustrowany, bo nadal nie poprosiłem jej do tańca. Z jednej strony chcę to zrobić, a z drugiej na samą myśl coś ściska mi żołądek. Może trzeba było łyknąć trochę z tej piersiówki od Rafała? Większość moich kumpli z powodzeniem obtańcowuje nauczycielki, nie robiąc z tego jakiejś pieprzonej dramy.

Tylko że ona nie jest zwykłą nauczycielką.

Opieram się o drabinki do ćwiczeń. Jedną nogę zaczepiam o drążek, tam gdzie materiał dekoracji zdążył się rozsunąć. Zapaliłbym, ale mocno nas pilnują, więc wolę poczekać do końca imprezy. Dłonie wsuwam w garniturowe spodnie. Na sali panuje nieprzyjemna duchota. Marynarkę już dawno przewiesiłem przez oparcie krzesła. Kropla potu leniwie spływa mi po karku. Poluźniam czerwony krawat, odszukując Natalię wzrokiem. Chłonę niczym narkoman każdy, nawet najmniejszy jej ruch. W zasadzie to znam wszystkie na pamięć.

Całą ją znam na pamięć.

Niedawno ścięła swoje rude włosy. Sięgają teraz linii żuchwy, lekko podkręcając się na końcach. Wygląda bardziej dziewczęco. Gdy odgarnia je za uszy, zawsze charakterystycznie odgina nadgarstek, zahaczając kosmyki dwoma palcami. A potem nieświadomie muska dłonią policzek. Wygląda wtedy na odrobinę zawstydzoną. Tak jak za każdym razem, kiedy podłapuje moje rozpalone spojrzenie w klasie. Ucieka wtedy wzrokiem w bok i gubi wątek.

Świadomość, że to przeze mnie traci rezon, że tym jednym zdaniem wypowiedzianym podczas naszych ostatnich zajęć dodatkowych wzbudzam w niej taki niezdrowy popłoch, pompuje moje ego bardziej niż lajki i komentarze na Insta.

Potrząsam głową, próbując skupić rozbiegane myśli. Łapię się na tym, że w zasadzie teraz bezczelnie się na nią gapię. Właściwie to robię to przez całą studniówkę, wmawiając sobie, że tylko się upewniam, że nikt nie prosi jej do tańca. A jeśli już, to czy nie tkwi za blisko. Zazdrość wprost rozszarpuje mi wnętrzności na myśl o tym, że ktoś mógłby ją przytulać. Wdychać jej zapach. Dotykać. Całować.

Pieprzyć.

Muzyka cichnie, a ja po raz kolejny zbieram się na odwagę. Ta studniówka to istna tortura. Skanuję salę wzrokiem w poszukiwaniu Natalii. Stoi z kilkoma innymi nauczycielkami, rozmawiając swobodnie, absolutnie nieświadoma moich myśli.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

1 Żyje się tylko raz.

2 Kappa – „żartuję” w slangu młodzieżowym.