Morze nieszczęść - Donna Leon - ebook

Morze nieszczęść ebook

Donna Leon

0,0
34,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Mieszkańców Pellestriny – wąskiej, piaszczystej mierzei odgradzającej wenecką lagunę od Adriatyku – wyrywa nad ranem ze snu huk potężnej eksplozji na jednym z kutrów do połowu małży. Na oczach miejscowych rybaków łódź tonie. Poszukiwania jej właścicieli Giulia Bottina i jego syna Marca nie przynoszą rezultatu. Wkrótce nurkowie ze straży pożarnej wydobywają z kabiny zmasakrowane ciała obu mężczyzn – nie ulega wątpliwości, że zostali zamordowani.

Komisarz Guido Brunetti, któremu powierzono śledztwo w tej sprawie, napotyka wśród mieszkańców Pellestriny swoistą zmowę milczenia, wyczuwa jednak, że Giulio Bottin, człowiek konfliktowy i porywczy, był tu powszechnie nielubiany. Signorina Elettra, sekretarka komendanta Patty, chcąc pomóc Brunettiemu, włącza się aktywnie do śledztwa. Wykorzystuje sprzyjającą okoliczność, że na Pellestrinie mieszka jej kuzynka, i wybiera się tam na krótki urlop, aby na własną rękę rozpoznać sytuację. Ta szlachetna misja narazi ją na ogromne niebezpieczeństwo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 321

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału: A Sea of Tro­ubles
Opieka re­dak­cyjna: MA­RIA RACZ­KIE­WICZ-ŚLE­DZIEW­SKA
Ko­rekta: JU­LIA MŁO­DZIŃ­SKA
Pro­jekt okładki: TO­MASZ LEC
Co­py­ri­ght © 2014 by Donna Leon and Dio­ge­nes Ver­lag AG Zürich All ri­ghts re­se­rved For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2025, Noir sur Blanc, War­szawa All ri­ghts re­se­rved
Wy­da­nie dru­gie ISBN 978-83-8403-039-4
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Zgod­nie z art. 4 Dy­rek­tywy 2019/790/UE oraz od­po­wied­nimi prze­pi­sami kra­jo­wymi, ni­niej­szym za­strze­gamy prawo do wy­łą­cze­nia z eks­plo­ata­cji tek­stów i da­nych (TDM) dla ce­lów in­nych niż ba­daw­cze, w od­nie­sie­niu do ma­te­ria­łów znaj­du­ją­cych się / w tej pu­bli­ka­cji/ na tym no­śniku/pliku. Wy­ko­rzy­sty­wa­nie tych ma­te­ria­łów w ra­mach dzia­łań TDM jest nie­do­zwo­lone.

Dla Ru­dolfa C. Bet­t­schartai Da­niela Ke­ela

So­ave sia il vento

Tra­nqu­illa sia l’onda

Ed ogni ele­mento

Be­ni­gno ri­sponda

Ai vo­stri de­sir.

Niech ucich­nie wi­chura,

Uspo­koją się fale,

A ży­wio­łów na­tura

Wciąż sprzyja wy­trwale

Wa­szym pra­gnie­niom.

li­bretto opery Così fan tutte Mo­zarta

Roz­dział 1

Pel­le­strina to długa, wą­ska piasz­czy­sta mie­rzeja, która w ciągu wie­ków prze­mie­niła się w te­ren za­miesz­kany przez lu­dzi. Cią­gnąca się z pół­nocy na po­łu­dnie, od San Pie­tro in Volta do Ca’ Ro­man Pel­le­strina, ma około dzie­się­ciu ki­lo­me­trów dłu­go­ści, ale w żad­nym miej­scu jej sze­ro­kość nie prze­kra­cza dwu­stu me­trów. Od wschodu ob­le­wają ją wody Ad­ria­tyku – mo­rza, które nie sły­nie by­naj­mniej z ła­god­nego tem­pe­ra­mentu – od za­chodu zaś gra­ni­czy z we­necką La­guną, co daje jej ochronę od wia­tru, sztor­mów i fal. Gleba jest tu piasz­czy­sta i nie­uro­dzajna, więc miesz­kańcy mie­rzei, choć upra­wiają rolę, plony zbie­rają mi­zerne. Nie robi im to jed­nak spe­cjal­nej róż­nicy; w isto­cie więk­szość z nich wy­śmia­łaby po­mysł, aby utrzy­my­wać się z ziemi, choćby nie wia­domo jak ży­znej, po­nie­waż tu­tejsi lu­dzie za­wsze żyli z bo­gactw mo­rza.

O miesz­kań­cach Pel­le­striny krąży wiele opo­wie­ści, o ich nie­by­wa­łej sile i wy­trwa­ło­ści, w którą mu­sieli się uzbroić w zma­ga­niach z mo­rzem o za­pew­nie­nie so­bie bytu. Sta­rzy lu­dzie w We­ne­cji pa­mię­tają czasy, kiedy pel­le­striń­czycy po­dobno spę­dzali noce, czy to zima, czy lato, śpiąc na brud­nych kle­pi­skach swych chat za­miast w łóż­kach, żeby ła­twiej ze­rwać się wcze­snym ran­kiem i za­brać wraz z falą od­pływu, która wy­nie­sie ich w głąb Ad­ria­tyku ku ło­wi­skom. Tak jak więk­szość hi­sto­rii opo­wia­da­ją­cych o tym, jacy twar­dzi byli lu­dzie w tych daw­nych cza­sach, rów­nież i ta wy­daje się apo­kry­ficzna. Prawdą jed­nakże jest to, że więk­szość we­ne­cjan, któ­rzy ich słu­chają, wie­rzy w każde słowo, tak jak uwie­rzy­łaby w każdą opo­wieść o har­cie miesz­kań­ców Pel­le­striny lub o ich nie­wraż­li­wo­ści na ból czy cier­pie­nie, za­równo wła­sne, jak i cu­dze.

Pel­le­strina ożywa la­tem, gdy z We­ne­cji i Lido albo z po­ło­żo­nej na sta­łym lą­dzie Chiog­gii ścią­gają tu­ry­ści, by opy­chać się świe­żymi owo­cami mo­rza i po­pi­jać cierp­kie, lekko mu­su­jące białe wino, które ser­wuje się w ba­rach i re­stau­ra­cjach. Za­miast chleba po­daje się bus­so­lai, twarde, okrą­głe precle, któ­rych na­zwa po­cho­dzi od bu­soli, ma­ją­cej ten sam kształt. Wła­śnie z bus­so­lai jada się rybę, czę­sto tak świeżą, że jest jesz­cze żywa, kiedy tu­ry­ści wy­ru­szają w długą i uciąż­liwą po­dróż na Pel­le­strinę. Gdy oni zwle­kają się z ho­te­lo­wych łó­żek, skrzela orate wciąż zma­gają się z ob­cym ży­wio­łem, po­wie­trzem; a gdy wcze­snym ran­kiem wcho­dzą gę­siego na po­kład va­po­retto przy Rialto, sar­delle jesz­cze rzu­cają się w sieci; gdy wy­sia­dają z va­po­retto i prze­ci­nają Piaz­zale Santa Ma­ria Eli­sa­betta, roz­glą­da­jąc się za au­to­bu­sem, który za­wie­zie ich do Ma­la­mocco albo Al­be­roni, ce­falo do­piero jest wy­cią­gana z mo­rza. Tu­ry­ści czę­sto wy­sia­dają na chwilę z au­to­busu w Ma­la­mocco lub Al­be­roni, żeby na­pić się kawy, a po­tem zro­bić krótki spa­cer na piasz­czy­stą plażę i po­pa­trzeć na ol­brzy­mie mola, które wci­nają się w Ad­ria­tyk, by za­po­biec prze­le­wa­niu się wody do La­guny.

Do tego czasu ryby są już mar­twe, choć za­pewne tu­ry­ści o tym nie wie­dzą ani zbyt­nio o to nie dbają. Wra­cają do au­to­busu i usa­do­wieni we­wnątrz prze­pra­wiają się pro­mem przez wą­ski ka­nał, po czym jadą da­lej au­to­bu­sem lub idą pie­szo w kie­runku Pel­le­striny, gdzie już czeka na nich lunch.

Zimą wszystko wy­gląda zu­peł­nie ina­czej. Zbyt czę­sto nad­ciąga przez Ad­ria­tyk wiatr znad by­łej Ju­go­sła­wii, nio­sąc przed sobą deszcz lub lekki śnieg, wgry­za­jąc się w ko­ści każ­dego, kto od­wa­żyłby się po­zo­stać przez ja­kiś czas na ze­wnątrz. Za­tło­czone w le­cie re­stau­ra­cje te­raz są za­mknięte i ta­kie po­zo­staną aż do póź­nej wio­sny, to­też tu­ry­ści mu­szą sami so­bie ra­dzić i wy­ży­wić się na wła­sną rękę.

Je­dyne, co się nie zmie­nia, to cią­gnące się dłu­gimi rzę­dami po we­wnętrz­nej stro­nie wą­skiego pół­wy­spu von­go­lari, ło­dzie do po­łowu małży, które pra­cują przez okrą­gły rok, bez względu na tu­ry­stów, deszcz, zimno i upał, bez względu także na te wszyst­kie le­gendy o szla­chet­nych, spra­co­wa­nych miesz­kań­cach Pel­le­striny, któ­rzy to­czą nie­ustanną walkę z bez­li­to­snym mo­rzem, by za­pew­nić byt swym żo­nom i dzie­ciom. Ło­dzie no­szą śpiewne na­zwy: „Con­cor­dia”, „Se­rena”, „As­sunta”. Pę­kate, o za­dar­tych wy­soko no­sach, tkwią tu przy­cup­nięte, przy­po­mi­na­jąc do złu­dze­nia łódki z ilu­stro­wa­nych ksią­że­czek dla dzieci. Prze­cho­dząc obok ta­kiego ku­tra w ja­snym let­nim słońcu, ma się ochotę wy­cią­gnąć rękę i go po­kle­pać, po­gła­dzić po no­sie, tak jakby to był wy­jąt­kowo uro­czy ku­cyk lub uko­chany la­bra­dor.

Dla nie­wpraw­nego oka wszyst­kie von­go­lari wy­glą­dają nie­mal iden­tycz­nie ze swymi że­la­znymi masz­tami i me­ta­lową dragą na dzio­bie, która ster­czy w po­wie­trze, kiedy łódź stoi w por­cie. W pro­sto­kąt­nym ob­ra­mo­wa­niu draga ma coś, co przy­po­mina gę­stą siatkę ogro­dze­niową, choć jest od niej o wiele moc­niej­sze, po­nie­waż musi być od­porne na zde­rze­nie ze ska­łami wy­ra­sta­ją­cymi z mor­skiego dna lub przy­pad­kowo na­po­tka­nymi nie­wi­dzial­nymi prze­szko­dami o du­żej ma­sie, które za­śmie­cają dno La­guny. Musi, co oczy­wi­ste, sta­wić także opór sa­memu mor­skiemu dnu, gdy wbija się w ko­lo­nie za­gnież­dżo­nych małży, wlo­kąc, a po­tem wy­cią­ga­jąc na po­wierzch­nię ki­lo­gramy muszli, du­żych i ma­łych, uwię­zio­nych we­wnątrz pro­sto­kąt­nej tacy, oraz wody i pia­chu, które opa­dają z po­wro­tem do La­guny.

Za­uwa­żalne róż­nice po­mię­dzy ło­dziami są nie­istotne: draga do po­łowu małży może być mniej­sza lub więk­sza; koło ra­tun­kowe może wy­ma­gać od­ma­lo­wa­nia albo po­ły­ski­wać świeżą farbą; po­kład może być wy­szo­ro­wany tak, że aż lśni w bla­sku słońca, albo po­kryty pla­mami rdzy w ro­gach, tam gdzie łą­czy się z burtą. Za dnia ło­dzie z Pel­le­striny płyną w przy­jem­nym dla oka bez­ład­nym szyku jedna tuż obok dru­giej; ich wła­ści­ciele miesz­kają w po­dob­nej bli­sko­ści w ni­skich dom­kach, cią­gną­cych się wzdłuż ca­łej wio­ski od krańca do krańca, od La­guny do mo­rza.

Pew­nego dnia w po­cząt­kach maja, o wpół do czwar­tej nad ra­nem, w ste­rówce jed­nej z tych ło­dzi, o na­zwie „Squ­al­lus”, wy­buchł po­żar; jej wła­ści­ciel i ka­pi­tan, Giu­lio Bot­tin, miesz­kał przy via Santa Giu­stina pod nu­me­rem 242. Lu­dzie z Pel­le­striny nie byli te­raz za­leżni wy­łącz­nie od siły przy­pły­wów i wia­trów i nie wy­ru­szali już w mo­rze tylko przy sprzy­ja­ją­cych wa­run­kach; po­nie­waż jed­nak wie­lo­wie­kowe na­wyki wy­mie­rają bar­dzo po­woli, więk­szość zry­wała się na nogi i od­bi­jała od na­brzeża o świ­cie, jak gdyby po­ranna bryza wciąż miała wpływ na szyb­kość, z jaką można się prze­miesz­czać. Ry­bacy z wio­ski mieli wstać do­piero za dwie go­dziny, więc kiedy na „Squ­al­lu­sie” buch­nął ogień, wszy­scy byli jesz­cze po­grą­żeni w głę­bo­kim śnie. Pło­mie­nie peł­zły dość wolno po pod­ło­dze ste­rówki ku drew­nia­nym ścian­kom i znaj­du­ją­cej się z przodu ta­blicy z przy­rzą­dami na­wi­ga­cyj­nymi. Drewno te­kowe, jedno z naj­tward­szych, zaj­muje się po­woli, a po­nadto pali się w wyż­szej tem­pe­ra­tu­rze niż mięk­kie ro­dzaje drewna, więc i ogień prze­no­szący się z ta­blicy na­wi­ga­cyj­nej na dach ste­rówki i da­lej na po­kład za­czął się roz­prze­strze­niać w za­trwa­ża­ją­cym tem­pie, gdy tylko do­tarł do ele­men­tów z tego mięk­kiego drewna. Wy­pa­lił dziurę w pod­ło­dze ste­rówki, spra­wia­jąc, że tlące się ka­wałki spa­dły do ma­szy­nowni, gdzie je­den z nich wy­lą­do­wał na sto­sie na­są­czo­nych sma­rem szmat, które na­tych­miast sta­nęły w pło­mie­niach, żwawo po­dą­ża­ją­cych do prze­wodu pa­li­wo­wego.

Po­woli ogień stra­wił ob­szar wo­kół wą­skiej tu­lei; rów­nie po­woli prze­pa­lił ota­cza­jące ją drewno, a po­tem, gdy za­mie­niło się ono w po­piół i roz­sy­pało, sto­pił się mały ka­wa­łek lu­to­wia, two­rząc wy­rwę, przez którą pło­mień mógł do­stać się do prze­wodu i z osza­ła­mia­jącą pręd­ko­ścią po­mknąć w dół ku sil­ni­kom i po­dwój­nemu zbior­ni­kowi za­si­la­ją­cemu je w pa­liwo. Ża­den z po­grą­żo­nych tej nocy we śnie miesz­kań­ców Pel­le­striny nie miał po­ję­cia o po­ża­rze, wszy­scy jed­nak ze­rwali się na równe nogi, gdy na „Squ­al­lu­sie” eks­plo­do­wały zbior­niki pa­liwa, roz­ry­wa­jąc po­wie­trze roz­bły­skiem świa­tła i – kilka se­kund póź­niej – tak gło­śnym hu­kiem, że sły­szeli go po­noć na­wet miesz­kańcy od­le­głej Chiog­gii.

Po­żar jest wszę­dzie groźny, lecz z pew­nych po­wo­dów wy­daje się szcze­gól­nie groźny na mo­rzu, a przy­naj­mniej na wo­dzie. Lu­dzie, któ­rzy pierwsi wyj­rzeli przez okna swych sy­pialni, twier­dzili póź­niej, że wi­dzieli, jak łódź spo­wija gę­sty, tłu­sty dym, który wzbił się w niebo, gdy tylko woda uga­siła ogień. Ale do tego czasu pło­mie­nie zdą­żyły już prze­śli­zgnąć się ze „Squ­al­lusa” na za­cu­mo­wane po obu jego stro­nach ło­dzie, te za­częły się tlić, a eks­plo­du­jące pa­liwo strze­lało wo­kół śmier­cio­no­śnymi roz­bry­zgami, prze­ska­ku­jąc nie tylko na po­kłady są­sied­nich ło­dzi, ale także na po­bli­ską keję, gdzie trzy drew­niane ławki na­tych­miast za­jęły się ogniem.

Po wy­bu­chu zbior­ni­ków pa­liwa na „Squ­al­lu­sie” na­stą­piła chwila zdu­mie­wa­ją­cej ci­szy, a po­tem Pel­le­strina roz­go­rzała ha­ła­sem i zgieł­kiem. Drzwi otwie­rały się gwał­tow­nie i męż­czyźni wy­bie­gali w noc; nie­któ­rzy na­cią­gnęli spodnie na dół od pi­żamy, inni mieli na so­bie same pi­żamy, kilku zdą­żyło się już ubrać, a dwaj byli kom­plet­nie nadzy, nikt jed­nak nie zwra­cał na to uwagi, tak pilna wy­da­wała się po­trzeba ra­to­wa­nia ło­dzi. Wła­ści­ciele ku­trów za­cu­mo­wa­nych po obu stro­nach „Squ­al­lusa” prze­ska­ki­wali z na­brzeża na po­kłady nie­mal rów­no­cze­śnie, choć je­den z ry­ba­ków mu­siał się wy­grze­bać z łóżka ku­zynki swo­jej żony i miał do prze­bie­gnię­cia dwa razy dłuż­szą drogę niż ten z dru­giej ło­dzi. Obaj ze­rwali ga­śnice ze sto­ja­ków i za­częli opry­ski­wać pianą strugi pło­ną­cej ropy.

Na ku­trach za­ko­twi­czo­nych w pew­nej od­le­gło­ści od pu­stej te­raz prze­strzeni, gdzie przed­tem uno­sił się na wo­dzie „Squ­al­lus”, za­pusz­czono sil­niki i za­częto go­rącz­kowo od­da­lać się od pło­ną­cych ło­dzi. Je­den z ry­ba­ków w przy­pły­wie pa­niki za­po­mniał o od­cze­pie­niu liny cu­mow­ni­czej, wsku­tek czego od burty odła­mała się me­tro­wej dłu­go­ści li­stwa. Ale na­wet gdy od­wró­cił głowę i zo­ba­czył ka­wa­łek wy­strzę­pio­nego drewna uno­szący się na wo­dzie tam, gdzie przed­tem za­cu­mo­wał łódź, nie za­trzy­mał się, do­póki nie zna­lazł się sto me­trów od lądu i w bez­piecz­nej od­le­gło­ści od ognia.

Z dala ob­ser­wo­wał, jak pło­mie­nie stop­niowo do­ga­sają na po­kła­dach po­zo­sta­łych ku­trów. Z po­bli­skich do­mów nad­bie­gło dwóch ko­lej­nych męż­czyzn nio­są­cych ga­śnice. Wsko­czyw­szy na po­kład jed­nej z ło­dzi, za­częli roz­py­lać pianę na ję­zyki ognia, które udało się szybko opa­no­wać i w końcu uga­sić. W tym sa­mym mniej wię­cej cza­sie wła­ści­ciel in­nego ku­tra, który nie był tak mocno opry­skany pa­li­wem, także zdo­łał opa­no­wać ogień i zdu­sić go grubą war­stwą bia­łej piany. Na­wet kiedy już od dawna nie było ni­g­dzie śladu ognia, on wciąż pry­skał i pry­skał, do­póki nie skoń­czyła się piana, i do­piero wtedy odło­żył pu­stą ga­śnicę na po­kład.

Do tego czasu wzdłuż kei tło­czyła się już po­nad setka lu­dzi, krzy­czą­cych do męż­czyzn na ku­trach, któ­rym udało się wy­co­fać z portu, do sie­bie na­wza­jem, a także do ry­ba­ków, któ­rzy zdła­wili ogień na swo­ich ło­dziach. Wszy­scy, jed­na­kowo wstrzą­śnięci i za­tro­skani, za­da­wali so­bie pełne nie­po­koju py­ta­nia o to, co wi­dzieli, i o przy­czynę po­żaru.

Wtedy pa­dły słowa, które uci­szyły wszyst­kich, za­ra­ża­jąc ich mil­cze­niem ni­czym za­ka­że­nie roz­prze­strze­nia­jące się z nie­oczysz­czo­nej rany, a wy­po­wie­działa je Chiara Pe­tulli, naj­bliż­sza są­siadka Giu­lia Bot­tina. Stała przed tłu­mem, nie da­lej niż dwa me­try od du­żego me­ta­lo­wego pa­chołka, z któ­rego zwi­sała okop­cona lina cu­mow­ni­cza, nie­gdyś przy­trzy­mu­jąca bez­piecz­nie na miej­scu „Squ­al­lusa”. Chiara od­wró­ciła się do sto­ją­cej koło niej ko­biety, wdowy po ry­baku, który za­le­d­wie przed ro­kiem zgi­nął w wy­padku, i za­py­tała:

– Gdzie jest Giu­lio?

Wdowa ro­zej­rzała się do­okoła. Po­wtó­rzyła py­ta­nie. Osoba obok niej pod­chwy­ciła je i prze­ka­zała da­lej, tak że po kilku chwi­lach za­da­wano je so­bie już w ca­łym tłu­mie, choć nikt nie zna­lazł od­po­wie­dzi.

– A Marco? – do­dała Chiara Pe­tulli.

Tym ra­zem wszy­scy usły­szeli jej py­ta­nie. Ni­g­dzie jed­nak nie do­strze­gli ani Giu­lia Bot­tina, ani jego osiem­na­sto­let­niego syna Marca, pra­wie współ­wła­ści­ciela „Squ­al­lusa”, ku­tra, który tego nie­spo­dzie­wa­nie zim­nego wio­sen­nego po­ranka le­żał do­szczęt­nie spa­lony na dnie pel­le­striń­skiego portu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Na­kła­dem wy­daw­nic­twa Noir sur Blanc uka­zały sięna­stę­pu­jące po­wie­ści Donny Leon:

ŚMIERĆ W LA FE­NICE

1998

2006 (se­ria kie­szon­kowa)

ŚMIERĆ NA OB­CZYŹ­NIE

1999

STRÓJ NA ŚMIERĆ

1999

ŚMIERĆ I SĄD

1999

ACQUA ALTA

1999

2011 (se­ria kie­szon­kowa)

CI­CHO, WE ŚNIE

2001

2009 (se­ria kie­szon­kowa)

SZLA­CHETNY BLASK

2002

ZGUBNE ŚRODKI

2003

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

ZNA­JOMI NA STA­NO­WI­SKACH

2004

2008 (se­ria kie­szon­kowa)

MO­RZE NIE­SZCZĘŚĆ

2005

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

PER­FIDNA GRA

2006 (se­ria kie­szon­kowa)

SŁOWO OFI­CERA

2007 (se­ria kie­szon­kowa)

FAŁ­SZYWY DO­WÓD

2008 (se­ria kie­szon­kowa)

KREW Z KA­MIE­NIA

2009 (se­ria kie­szon­kowa)

MĘTNE SZKŁO

2010 (se­ria kie­szon­kowa)

OKROPNA SPRA­WIE­DLI­WOŚĆ

2010 (se­ria kie­szon­kowa)

DZIEW­CZYNA Z JEGO SNÓW

2011 (se­ria kie­szon­kowa)

UKRYTE PIĘKNO

2012 (se­ria kie­szon­kowa)

KWE­STIA WIARY

2013 (se­ria kie­szon­kowa)

PO NITCE DO KŁĘBKA

2014 (se­ria kie­szon­kowa)

DZIKA ZA­CHŁAN­NOŚĆ

2015 (se­ria kie­szon­kowa)

ZŁOTE JAJO

2016 (se­ria kie­szon­kowa)

GRA PO­ZO­RÓW

2017 (se­ria kie­szon­kowa)

WODA WIECZ­NEJ MŁO­DO­ŚCI

2018 (se­ria kie­szon­kowa)

ZA­URO­CZE­NIE

2019 (se­ria kie­szon­kowa)

DO­CZE­SNE SZCZĄTKI

2020 (se­ria kie­szon­kowa)

PO­KUSA PRZE­BA­CZE­NIA

2021 (se­ria kie­szon­kowa)

AD­OP­CJA

2022 (se­ria kie­szon­kowa)

PIER­WIASTKI ŚLA­DOWE

2023 (se­ria kie­szon­kowa)

ULOTNE PRA­GNIE­NIA

2024

ŚMIERĆ W LA FE­NICE

2024

ULOTNE PRA­GNIE­NIA

2024

CI­CHO WE ŚNIE

2025