Zauroczenie - Donna Leon - ebook + książka

Zauroczenie ebook

Donna Leon

4,0

Opis

W Śmierci w La Fenice, pierwszej powieści z tego bardzo poczytnego cyklu, Donna Leon zapoznała czytelników z wytwornym i okrutnym światem opery oraz z jedną z najznakomitszych żyjących włoskich sopranistek, Flavią Petrelli. Teraz Flavia wraca do Wenecji, by wystąpić w tytułowej roli w Tosce. Pewnego wieczoru po przedstawieniu okazuje się, że w jej garderobie jest mnóstwo – zbyt wiele – żółtych róż. Jakiś anonimowy wielbiciel zasypywał ją prezentami w Londynie, Sankt Petersburgu i Amsterdamie, teraz zaś robi to w Wenecji. Flavia wyznaje Brunettiemu, że jest przerażona tymi wyjątkowymi przejawami uwielbienia. Kiedy młoda wenecjanka, utalentowana śpiewaczka, która zwróciła uwagę Flavii, pada ofiarą brutalnej napaści, komisarz dochodzi do wniosku, że obawy Petrelli są uzasadnione w sposób niewyobrażalny dla nich obojga. Brunetti musi wczuć się w psychikę jakiegoś natrętnego fana, zanim Flavii bądź komuś innemu stanie się krzywda.

„Elegancka powieść (…). Możliwość zajrzenia za kulisy Teatro La Fenice to dla operomaniaków prawdziwa gratka”.

„NEW YORK TIMES BOOK REVIEW”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (134 oceny)
54
36
33
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Azurelight

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna książka
00
CaterinaWisniewska

Całkiem niezła

Wciągająca ale czegoś zabrakło.
00

Popularność




Tytuł oryginału: FALLING IN LOVE
Opracowanie redakcyjne: ANNA KOŁAT
Korekta: JOLANTA SPODAR, JANINA ZGRZEMBSKA
Projekt okładki: TOMASZ LEC
Skład i łamanie: PLUS 2 Witold Kuśmierczyk
Copyright © 2015 by Donna Leon and Diogenes Verlag AG Zürich All rights reserved For the Polish edition Copyright © 2019, Noir sur Blanc, Warszawa All rights reserved
ISBN 978-83-7392-642-4
Oficyna Literacka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Frascati 18, 00-483 Warszawa e-mail: [email protected] księgarnia internetowa: www.noirsurblanc.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Rozdział 2

Gra dobiegła końca. Flavia bez słowa pozostawiła trzech mężczyzn i ruszyła w kierunku swojej garderoby. Tenor spojrzał za nią takim samym wzrokiem, jaki ożywiał twarz Cavaradosiego, gdy ten myślał o jej dolci baci, o languide carezze, których utrata byłaby gorsza niż śmierć. Scarpia wyjął telefonino, żeby zadzwonić do żony i powiedzieć jej, że za dwadzieścia minut będzie w restauracji. Dyrygent – który od Flavii oczekiwał jedynie tego, by przestrzegała jego tempi i dobrze śpiewała – opuścił kolegów, skinąwszy w milczeniu głową, i skierował się do własnej garderoby.

W połowie korytarza obcas Flavii zaplątał się w brzeg jej szkarłatnej sukni i diwa poleciała do przodu. Od upadku ustrzegła się tylko dzięki temu, że napotkała na swej drodze jedną z pomocnic garderobianej. Młoda kobieta wykazała się zaskakującą siłą i szybkim refleksem: chwyciła śpiewaczkę w ramiona i zdołała utrzymać jej ciężar oraz pęd, nie dając się przewrócić na ziemię.

Gdy tylko Flavia odzyskała równowagę, wyswobodziła się z objęć młodej kobiety, pytając:

– Nic ci się nie stało?

– Nie ma o czym mówić, signora – odparła pomocnica, masując sobie bark.

Flavia dotknęła jej ręki i powiedziała:

– Dziękuję, że mnie złapałaś.

– Zrobiłam to odruchowo, po prostu panią chwyciłam – wyjaśniła kobieta, po czym dodała po chwili: – Nie sądzi pani, że na dziś wieczór jeden upadek wystarczy?

Flavia skinęła głową, jeszcze raz podziękowała i ruszyła dalej korytarzem do garderoby. Już miała otworzyć drzwi, ale zatrzymała się, czując, że drży. Była to opóźniona reakcja na powstrzymany w ostatniej chwili upadek oraz na zastrzyk adrenaliny, którego zawsze dostarczały występy na scenie. Wiedząc, że robi jej się słabo, oparła rękę o framugę i zamknęła oczy. Minęło kilka chwil. Wreszcie zmobilizowały ją głosy dolatujące z drugiego końca korytarza, otworzyła więc drzwi i weszła do garderoby.

Róże tutaj, róże na scenie, róże wszędzie. To robiło wrażenie. Na widok kwiatów w wazonach, zajmujących każdy skrawek powierzchni, Flavia wstrzymała oddech. Zamknęła za sobą drzwi. W bezruchu przyglądała się morzu żółtych płatków, a jej niepokój wzmógł się, kiedy zauważyła, że wazony nie są zwykłymi pojemnymi naczyniami, które w większości teatrów trzymano na takie okazje. Zwykle były one wyszczerbione, a nawet zapaćkane farbą, nieraz wzięte z rekwizytorni w celu wykorzystania tam, gdzie nie rzucały się w oczy.

– Oddio – mruknęła, robiąc krok w tył. W tym momencie w drzwiach stanęła jej garderobiana, ciemnowłosa kobieta na tyle wiekowa, że mogłaby być matką dziewczyny, która uratowała ją przed upadkiem. Jak po każdym przedstawieniu przyszła zabrać kostium i perukę Flavii z powrotem do magazynu.

– Czy widziałaś, Marino, kto przyniósł te kwiaty? – ośmieliła się zapytać Flavia. Wykonała niejednoznaczny ruch ręką i przesunęła się, aby wpuścić kobietę do środka.

– O, che belle! – wykrzyknęła na widok róż Marina. – Ileż one musiały kosztować! Jest ich co najmniej kilkaset. – Ona również zauważyła wazony: – A skąd one się tu wzięły?

– Nie są z teatru?

Marina pokręciła głową.

– Nie. Nic takiego nie mamy na stanie. Są prawdziwe. – Widząc zdziwienie na twarzy Flavii, wskazała na wysoki wazon w białe i przezroczyste prążki. – To znaczy szklane. Ten jest zrobiony przez Veniniego – dodała. – Lucio tam kiedyś pracował. Poznaję.

– Nie rozumiem – odparła Flavia, zastanawiając się, po co w ogóle poruszała ten temat. Odwróciła się plecami do garderobianej i zapytała: – Możesz rozpiąć mi zamek?

Kobieta pomogła jej zdjąć kostium i buty. Flavia ściągnęła szlafrok z oparcia krzesła i usiadła przed lustrem, po czym niemal bezwiednie zaczęła ścierać grubą warstwę makijażu. Marina powiesiła suknię na drzwiach i stanęła za Flavią, żeby pomóc jej zdjąć perukę. Wsunęła pod nią palce i ściągnęła z głowy, to samo zrobiła z gumowym czepkiem zasłaniającym włosy. Gdy tylko Flavia uwolniła się od ciasnego czepka, zatopiła palce we włosach i przez całą minutę drapała się, wzdychając z ulgą i przyjemnością.

– Wszyscy mówią, że nie ma nic gorszego – zauważyła Marina. – Peruka. Nie wiem, jak wy to znosicie.

Flavia przeczesała palcami włosy kilka razy, wiedząc, że w przegrzanym pomieszczeniu szybko wyschną. Były krótkie jak u chłopca i między innymi dlatego tak rzadko rozpoznawano ją na ulicy. Jej wielbiciele pamiętali ze sceny długowłosą piękność, a nie tę kobietę z krótkimi, kręconymi włosami, przyprószonymi siwizną. Pomasowała głowę jeszcze mocniej i w miarę jak włosy schły, czuła coraz większą ulgę.

Zadzwonił telefon. Odebrała dość niechętnie, rzucając swoje nazwisko do słuchawki, w której usłyszała męski głos:

– Czy może mi pani powiedzieć, signora, jak długo jeszcze zostanie pani w garderobie?

– Pięć minut – odparła jak zawsze, bez względu na to, czy miało jej to zająć tyle czasu, czy pół godziny więcej. Poczekają. – Dario, kto przyniósł te kwiaty? – zapytała, zanim zdążył się rozłączyć.

– Przywieziono je łodzią.

Cóż, skoro znajdowali się w Wenecji, nie mogły trafić tu w żaden inny sposób, ale Flavia nie skomentowała tego, tylko zapytała:

– Czy wiesz, kto je przysłał? Czyja to była łódź?

– Nie wiem, signora. Zjawili się dwaj mężczyźni, którzy wszystko zostawili przed drzwiami teatru – wyjaśnił, a po chwili dodał: – Łodzi nie widziałem.

– Podali jakieś nazwisko?

– Nie, signora. Myślałem, że... cóż, myślałem, że skoro jest ich tyle, będzie pani wiedziała, od kogo one są.

– Pięć minut – powtórzyła Flavia, ignorując tę ostatnią uwagę, i odłożyła słuchawkę. Marina zabrała ze sobą suknię oraz perukę i wyszła, pozostawiając Flavię samą w ciszy garderoby.

Petrelli spojrzała na swoje odbicie w lustrze, chwyciła garść chusteczek i dopóty wycierała nimi twarz, dopóki nie usunęła prawie całej charakteryzacji. Pamiętając, że przy wyjściu będą czekali na nią ludzie, podkreśliła oczy tuszem do rzęs i zamaskowała oznaki zmęczenia odrobiną makijażu. Wzięła ze stołu szminkę i nałożyła ją starannie na usta. Ogarnęło ją znużenie. Przymknęła powieki, by poczekać, aż znowu poczuje przypływ energii. Po chwili otworzyła oczy i przyjrzała się leżącym na stole przedmiotom, po czym wyjęła z szuflady bawełnianą torbę na ramię i zgarnęła do niej wszystko: kosmetyki, grzebień, szczotkę oraz chustkę.

Nie przynosiła już do teatru – żadnego teatru – nic wartościowego. Kiedyś, w Covent Garden, ukradziono jej płaszcz; w Palais Garnier zniknął notes z adresami, jedyna rzecz zabrana z torebki, którą zostawiła w szufladzie. Komu, na litość boską, potrzebny był jej notes, a biorąc pod uwagę fakt, że miała go od wieków, kto byłby w stanie rozszyfrować ten miszmasz pokreślonych nazwisk i ulic, zaktualizowanych adresów mejlowych oraz numerów telefonicznych, zapewniających jej kontakt z innymi przedstawicielami tej dziwnej i „geograficznie nieustabilizowanej” profesji, którą uprawiała? Na szczęście większość danych miała też w swoim komputerze, lecz odzyskanie niektórych zajęło jej wiele tygodni. Potem, nie mogąc znaleźć notesu, który by się jej podobał, postanowiła zawierzyć komputerowi i modliła się, żeby żaden wirus ani awaria nie skasowały ukradkiem wszystkich zgromadzonych w nim na nowo adresów i telefonów.

Było to dopiero trzecie z przedstawień zaplanowanych w repertuarze, więc to, że przed wyjściem czekają ludzie, było rzeczą pewną. Flavia najpierw włożyła czarne rajstopy, a potem spódnicę i sweter, w których przyszła do teatru. Wsunęła nogi w buty, zarzuciła na siebie wyjęty z szafy płaszcz i owinęła szyję wełnianym szalem – czerwonym jak jej suknia z przedstawienia; Flavia często nazywała swoje szale hidżabami – bez szala nie mogłaby wyjść z domu.

Zatrzymała się w progu i jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem garderobę, zadając sobie pytanie: czy tak wyglądają realia, które zastąpiły marzenia o sukcesie? Mały, bezosobowy pokój, używany przez pewien czas przez jedną osobę, a w następnym miesiącu przez inną; jedna szafa, lustro okolone – jak na filmach – żarówkami; bez wykładziny na podłodze; niewielka łazienka z prysznicem i umywalką. Koniec. Jeżeli ktoś to miał, był gwiazdą, przypuszczała kiedyś Flavia. Ona to miała, więc musi być gwiazdą. Czuła się jednak nie gwiazdą, lecz kobietą po czterdziestce – to wyznanie przychodziło jej z wielkim trudem – która właśnie harowała jak wół przez ponad dwie godziny, a teraz musiała iść i uśmiechać się do obcych ludzi, którzy chcieli posiąść jej cząstkę, chcieli być jej przyjaciółmi, powiernikami oraz, jak wiadomo, kochankami.

Ona zaś pragnęła jedynie pójść do restauracji i coś zjeść, wypić, a potem wrócić do domu, zadzwonić do obojga dzieci, żeby sprawdzić, jak się czują, i życzyć im dobrej nocy. Chciała też, gdy już zacznie opadać gorączka towarzysząca występowi i niepostrzeżenie wróci normalne życie, pójść do łóżka i przekonać się, czy zdoła zasnąć. Gdy znała bądź lubiła swoich kolegów współpracujących przy produkcji, cieszyła się na przyjemną kolację po przedstawieniu, na żarty i opowieści o agentach, menedżerach i dyrektorach teatrów – czyli na obcowanie z osobami, które wspólnie z nią doświadczały cudu wspólnego tworzenia muzyki. Jednak tutaj, w Wenecji, mieście, gdzie spędziła mnóstwo czasu i gdzie powinna znać wiele osób, nie miała ochoty obracać się w towarzystwie kolegów: barytona, mówiącego tylko o swoich sukcesach, dyrygenta, który nie darzył jej sympatią i nie potrafił tego ukryć, oraz tenora, który chyba się w niej zakochał – mówiąc to w duchu, spojrzała w lustro – z pewnością bez cienia zachęty z jej strony. Nie dość, że miał zaledwie dziesięć lat więcej od jej syna, to jeszcze był zdecydowanie zbyt niewinny, by interesować ją jako człowiek.

Kiedy tak stała, uświadomiła sobie, że skutecznie zapomniała o kwiatach. I o wazonach. Gdyby człowiek, który je przysłał, był przy wyjściu, powinna przynajmniej pokazać się z jednym bukietem.

– Do diabła z nim – powiedziała do kobiety w lustrze, która skinęła jej głową na znak zgody podyktowanej życiową mądrością.

Po raz pierwszy zdarzyło się to w Londynie, dwa miesiące wcześniej, po ostatnim spektaklu Nozze, gdy po pierwszym wywołaniu przed kurtynę i podczas wszystkich kolejnych spadł na nią deszcz pojedynczych żółtych róż. Potem na solowym recitalu w Sankt Petersburgu żółte róże spadły na scenę wśród dość wielu bardziej tradycyjnych wiązanek. Oczarowało ją to, że niektórzy Rosjanie, w większości kobiety, podchodzili po przedstawieniu pod scenę i wręczali jej bukiety kwiatów. Flavia lubiła widzieć oczy osoby, która ją obdarowywała lub mówiła coś miłego: było to, na swój sposób, bardziej ludzkie.

Następnie tutaj, w wieczór premiery, gdy dziesiątki róż spadły na scenę niczym żółty deszcz, chociaż po występie nie znalazła w garderobie ani jednej. Dziś wieczorem pojawiły się jednak znowu. Bez nazwiska, bez informacji, bez listu wyjaśniającego tak wyjątkowy gest.

Flavia grała na zwłokę. Nie chciała podejmować decyzji w sprawie kwiatów pod przymusem, nie chciała też iść i podpisywać programów ani prowadzić rozmów towarzyskich z nieznajomymi bądź – co czasem było jeszcze gorsze – z tymi fanami, którzy przychodzili na wiele spektakli i sądzili, że dzięki częstym wizytom mają prawo się z nią spoufalać.

Zarzuciła bawełnianą torbę na ramię i znowu przeczesała dłonią włosy, były suche. W głębi korytarza dostrzegła garderobianą.

– Marina! – zawołała.

– Sì, signora – odpowiedziała kobieta, podchodząc do Flavii.

– Gdybyście miały ochotę, ty i inne garderobiane, weźcie sobie róże do domu. Każdy, kto chce.

Marina nie odpowiedziała od razu, co zaskoczyło śpiewaczkę. Jak często kobiety otrzymują dziesiątki róż? Potem jednak twarz garderobianej pojaśniała z oczywistej radości.

– To bardzo miłe z pani strony, signora, ale nie chce pani zatrzymać chociaż trochę dla siebie? – Machnęła ręką w kierunku pokoju, gdzie stały kwiaty.

Flavia pokręciła głową.

– Nie, możecie wziąć wszystkie.

– A pani wazony? – zapytała Marina. – Nic im się nie stanie, jeżeli je tutaj zostawimy?

– One nie są moje. Jeżeli chcesz, je także możesz zabrać – odparła Flavia, klepiąc ją po ramieniu. Po czym dodała ciszej: – Weź sobie wazon Veniniego, dobrze? – I odwróciła się w stronę windy, która miała ją zawieźć do czekających wielbicieli.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się następujące powieści Donny Leon:

ŚMIERĆ W LA FENICE19982006 (seria kieszonkowa)

ŚMIERĆ NA OBCZYŹNIE1999

STRÓJ NA ŚMIERĆ1999

ŚMIERĆ I SĄD1999

ACQUA ALTA19992011 (seria kieszonkowa)

CICHO, WE ŚNIE20012009 (seria kieszonkowa)

SZLACHETNY BLASK2002

ZGUBNE ŚRODKI20032007 (seria kieszonkowa)

ZNAJOMI NA STANOWISKACH20042008 (seria kieszonkowa)

MORZE NIESZCZĘŚĆ20052007 (seria kieszonkowa)

PERFIDNA GRA2006 (seria kieszonkowa)

SŁOWO OFICERA2007 (seria kieszonkowa)

FAŁSZYWY DOWÓD2008 (seria kieszonkowa)

KREW Z KAMIENIA2009 (seria kieszonkowa)

MĘTNE SZKŁO2010 (seria kieszonkowa)

OKROPNA SPRAWIEDLIWOŚĆ2010 (seria kieszonkowa)

DZIEWCZYNA Z JEGO SNÓW2011 (seria kieszonkowa)

UKRYTE PIĘKNO2012 (seria kieszonkowa)

KWESTIA WIARY2013 (seria kieszonkowa)

PO NITCE DO KŁĘBKA2014 (seria kieszonkowa)

DZIKA ZACHŁANNOŚĆ2015 (seria kieszonkowa)

ZŁOTE JAJO2016 (seria kieszonkowa)

GRA POZORÓW2017 (seria kieszonkowa)

WODA WIECZNEJ MŁODOŚCI2018 (seria kieszonkowa)