Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowiadanko do kawy
Tuż przed osiemnastymi urodzinami Zoja dowiaduje się, że nie jest zwykłą dziewczyną. Niejasna i trudna przeszłość zarówno jej samej, jak i matki oraz babci, a także ta odmienność sprawiają, że nie potrafi ułożyć sobie życia. Egzystuje więc samotnie, tylko z jedną przyjaciółką u boku i niejasnym przeświadczeniem, że czeka na coś niezwykłego. Na wielką miłość, która zwala z nóg i otumania. Na Alfę, przeznaczonego jej przez Boginię Księżyca. Kiedy go wreszcie poznaje, dopełnia się jej przeznaczenie. Ale to również oznacza, że muszą zostać wyjaśnione otaczające ją tajemnice.
W końcu wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Tylko czy to oznacza szczęście dla Zoi?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 86
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Magda Rysa
MÓJ ALFA
Przysiadłam na cmentarnej ławeczce.
– Ech, życie. – Westchnęłam, patrząc z żalem na płytę, pod którą spoczywała babuszka Jula. Mama tak na nią mówiła, więc i ja mówiłam, i tak już zostało. – Życie jest do kitu, babuszko. Nic mi nie wychodzi i wciąż jestem sama.
Poprawiłam kwiaty w wazonie i znowu zapatrzyłam się na napis. Gdy byłam młodsza, myślałam, że jak zaginęła mama, to mój świat się skończył, ale nie była prawda. Miałam jeszcze Julę, mamę mojej mamy. To ona zaopiekowała się mną i zawsze mogłam na nią liczyć. Dopiero gdy babcia zmarła, moja jedyna rodzina, zostałam tak naprawdę sama. Kilka lat później zaprzyjaźniłam się z Pauliną i ona stała się taką moją przyszywaną siostrą.
Mieszkałyśmy na obrzeżach małego miasteczka w starej, zniszczonej chacie. Nigdy nie było u nas za bogato. Mama zarabiała zbieraniem owoców na plantacjach albo jagód w lesie.
Sprzedawanie grzybów też przynosiło jakąś kasę. Nie wiem, kto był moim ojcem, a mama nigdy na ten temat nic nie mówiła, żyła we własnym świecie. Któregoś razu wyszła do lasu na grzyby i nigdy już nie wróciła. Opiekę nade mną przejęła babuszka Jula i to z nią zamieszkałam.
Tydzień przed osiemnastymi urodzinami dowiedziałam się niesamowitej rzeczy. Tak jakby kolejny raz życie pokazało mi fucka. Nie byłam normalna. Dosłownie. Siedziałam przy stole i się uczyłam. Babuszka Jula usiadła naprzeciwko, miała już siedemdziesiąt osiem lat i życie przygniotło ją do ziemi.
– Słońce moje, wkrótce będziesz dorosła, a ponieważ to ja się tobą opiekowałam przez ostatnie lata, a matka raczej cię nie uświadomiła, muszę to ja zrobić.
– Babuszko, nie trzeba, zdobyłam już potrzebną wiedzę. – Czy ona naprawdę chciała mnie uczyć o seksie i skąd się biorą dzieci? W duchu nawet się roześmiałam. Już w zeszłe wakacje oddałam się chłopakowi, nie przewidziałam tylko, że dwa miesiące później rozstaniemy się w gniewie po jego zdradzie. Ciężko to przeżyłam, ale dałam radę, nie miałam zamiaru dołować się przez jakiegoś padalca.
– To nie to, maleńka, w twojej rodzinie występowały pewne zmiany genetyczne, które prowadziły do pewnych zmian, które... No bo wiesz… – Babcia się pogubiła, a ja dalej nic nie rozumiałam.
– Babuszko, powiedz prosto, o co chodzi? Jestem chora?
– Nie, ale jesteś tak jakby wilkołakiem. - Starsza kobieta siedząca ze mną przy stole nerwowo bawiła się cukiernicą. Aż było mi jej trochę żal, ale dopiero po chwili dotarło do mnie to, co powiedziała
– Że co? – No, tutaj to już babcia popłynęła. Naoglądała się filmów i teraz są tego skutki.
– Za tydzień są twoje urodziny, wtedy po raz pierwszy zmienisz się w wilka, właściwie w wilczycę, poznasz swoją prawdziwą naturę.
– Babciu, proszę cię, nie bierz więcej tych nowych tabletek, one ci wyraźnie szkodzą.
– Ech, mała, już dawno powinnaś to wiedzieć, ale sądziłam, że mama ci powiedziała. –
Nagle się wyprostowała.
– Nie, nic mi nie mówiła.
– I to był błąd. Powinna była już wtedy z tobą rozmawiać, przygotować do przemiany.
– Oj, babuszko, żarty się ciebie trzymają.
– Nie trzymają! Jestem poważna i po osiemnastych urodzinach przejdziesz swoją pierwszą przemianę.
– A ty też…?
– Nie, ja byłam i jestem całkiem zwyczajna, ale… że się tak wyrażę, miałam ciągotki do tych złych charakterów. – Babcia nagle zachichotała niczym nastolatka, ale zaraz spoważniała. – Zdarzyła mi się kiedyś krótka, choć burzliwa historia z takim cudownym mężczyzną. Poznałam go przypadkiem dzięki jego siostrze, z którą pracowałam w sklepie.
Kiedy zaszłam w ciążę – babuszka ściszyła głos, bo dla niej nieślubne dziecko było czymś hańbiącym – zwróciłam się do niej po pomoc. Braciszek jednak wypiął się na mnie, ale ona mnie nie opuściła. Przede wszystkim wyjaśniła mi skutki…
– No, babciu, skutek był jeden: ciąża, a potem moja mama!
– No widzisz, to nie takie proste. Owszem, ciąża i Maria, ale… – Babuszka znowu zaczęła motać. – Ten mój wybranek… – Staruszka nabrała powietrza w płuca i końcówkę wyrzuciła z siebie jednym tchem: – On był wilkołakiem, a to wilkołactwo odziedziczyła twoja mama, a w konsekwencji ty!
Potem sobie poszła, a ja zostałam z galopującymi myślami. Że niby jestem wilkołakiem?
Takim monstrum, co zamienia się w wilka przy pełni księżyca? I będę wyć? Wybuchnęłam śmiechem. Spojrzałam w okno, gdy już się uspokoiłam. Fakt, czasami dziwnie się czułam, jakby było mi za ciasno we własnej skórze, ale myślałam, że to zła przemiana materii. Może tyłam? A tu babcia wyskakuje z tym wilkołakiem. Auuuu! Zawyłam cicho i znowu się roześmiałam. Wróciłam do rozwiązywania zadań z matmy.
Minęło kilka dni. Moje osiemnaste urodziny wypadały w poniedziałek, ale małą imprezę dla trzech koleżanek urządziłam już w sobotę. Było super, wypiłyśmy dwie butelki wina i poszłyśmy spać wesolutkie. Dziewczyny spały u mnie na materacach, więc nie musiałyśmy się martwić ich rodzicami. Rano obudził nas kac, pierwszy w życiu prawdziwy kac. Babcia przygotowała nam kwaśny żurek i zrobiła śniadanie, podśmiewając się lekko. Całą niedzielę przeleżałam, czytając książki i leniuchując.
W poniedziałek babcia pozwoliła mi zostać w domu, z czego skwapliwie skorzystałam, śpiąc do dziewiątej. Wciąż mówiła o wilkołakach. Uważałam to za niegroźną fobię, zresztą opowiadała tak barwnie i wesoło, że czułam się z tym wyśmienicie. Sprzątnęłam swój pokój i pomagałam babci w ogródku.
Po obiedzie babuszka wysłała mnie do pokoju, żebym odpoczęła. Zawsze chętnie korzystam z chwili wolnej na czytanie, więc ułożyłam się wygodnie na łóżku z kolejną książką. Ale już po chwili zakłuło mnie coś w głowie i usłyszałam głos.
– Cześć, jestem Risa, twoja wilczyca. – Aż podskoczyłam. – Odtąd będziemy już razem.
Pomogę ci się przemienić.
Siedziałam na łóżku i próbowałam zrozumieć sytuację. Czyżby jednak babuszka mówiła prawdę?
– Tak, jesteś wilkołakiem. Osobą, która potrafi zmienić się wilka. Słyszę twoje myśli i takteż możemy się porozumiewać. Możesz też mówić na głos, ale mnie będziesz słyszała tylko wgłowie. A teraz pomogę ci w przemianie. Zostaw drzwi lekko przymknięcie. Babcia jest wkuchni i czeka na twojego wilka.
To było dość bolesne przeżycie. Według instrukcji Risy rozebrałam się. Na szczęście robiłam to w swoim pokoju, ale jakiś element wstydu pozostał. Wilczyca kazała mi się skupić i myśleć o przemianie. Rany Julek, jak to bolało. Z jękiem opadłam na kolana, opierając się na dłoniach i w tej pozycji już zostałam. Czułam każdą kosteczkę, która się powiększała i zmieniała. Gdy szczęka zaczęła mi się wydłużać, miałam serdecznie dość. Babuszka siedziała cicho w kuchni, ale wiedziałam, że zachowuje czujność.
Spojrzałam w dół i ze zdziwieniem zobaczyłam na rękach, a raczej teraz już na łapach, sierść. Podświadomie otrząsnęłam się. Wreszcie ból minął. Czułam się inaczej, jakaś taka silniejsza, wyczuwałam z daleka zapachy i mimo zamkniętych okien słyszałam dzięcioła w lesie. Nawet perspektywa mi się zmieniła, bo oglądałam teraz świat z wysokości blisko metra, czyli na poziomie oczu wilka.
Ruszyłam do kuchni, pchnęłam nosem przymknięte drzwi. Babuszka spojrzała na mnie zamglonym od łez wzrokiem.
– Boże, jaka jesteś piękna. I taka jak twoja mama, cała srebrzysta. – Podeszłam do niej i polizałam spracowane dłonie, a ona podrapała mnie za uchem, co było bardzo przyjemnym doznaniem.
– Teraz się przebiegniemy. – Usłyszałam Risę. Ruszyłam do drzwi.
– Tak, tak, wiem, musisz pobiegać – odezwała się babcia. – Tam koło szopy, pod krzakiem bzu jest specjalna dziura w płocie. Przeciśnij się tamtędy, a ja poczekam na ławeczce, aż wrócisz.
Pobiegłam. Nawet nie spodziewałam się, jak cudowne może to być uczucie. Pęd powierza w sierści. Wolność, niczym nieskrępowana wolność. Przecisnęłam się przez dziurę w płocie, kilka susów i już byłam w lesie. Najpierw powoli, bo musiałam przystosować się do innego działania zmysłów. Od razu zauważyłam, że lepiej widzę i słyszę. Po chwili wyszeptałam do swojej wilczycy: – Pędzimy?
– Oczywiście.
I to było piękne! Biegłam szybko drogą polną i nie przeszkadzało mi, że się robiło ciemno, bo ja widziałam doskonale. Potem zwolniłam kroku i lekkim truchtem wróciłam.
Babcia faktycznie czekała, choć lekko już przysypiała na ławeczce. Wpuściła mnie do domu i zamknęła za nami drzwi.
Jednak powrót do ludzkiej postaci znowu okazał się bolesny.
Usiadłam przy stole w kuchni.
– Babuszko, to było takie… takie niesamowite!
– Wiem, dziecko, ale uważaj na siebie. Twoja mama przemieniała się co miesiąc w czasie pełni i biegała, ja wtedy czekałam na nią, a gdy się urodziłaś, pilnowałam ciebie. Mówiła, że może się zmieniać, kiedy chce, ale wolała tego nie robić. Wciąż się czegoś bała, ale nigdy mi nie powiedziała czego. Więc pilnuj się, kochanie, bo nie wiadomo, co może się zdarzyć.
Kiedyś, gdy przyjdzie czas, poznasz swojego partnera, swojego mate.
– Co to znaczy mate?
– To partner, partnerka, osoba najbliższa, z którą tworzysz silną więź emocjonalną i fizyczną. On będzie dla ciebie całym światem, będzie cię kochał ponad wszystkich. To piękne uczucie, któremu nie będziesz mogła się oprzeć. Bo taka jest wola Bogini Księżyca, to ona decyduje, kto nim będzie. Tak mówiła Maria, twoja matka.
– No to czemu nie mam ojca, gdzie jest mate mamy?
– Nie wiem, Zoju. Nie zawsze partner pochodzi z tej samej watahy. Czasami może to być wróg albo ktoś z innej grupy. Wilkołaki są podzielone: w stadzie rządzi Alfa, potem jest Beta, na samym końcu są Omegi. Twoja mama była właśnie Omegą, możliwe, że ojciec zajmował
zdecydowanie wyższą pozycję. Nie wiem, kto nim jest. Przykro mi, Zoju, w tym ci nie pomogę.
Czyli dalej nic nie wiedziałam. Ojca nie znałam, mama zaginęła bez śladu. Miałam tylko babuszkę i Risę, mojego wilka.
***
Mimo tych przeżyć tej nocy spałam twardym snem. Na drugi dzień po powrocie ze szkoły babcia jeszcze trochę mi opowiadała o mamie i zwyczajach wilkołaków, zaczęłam czytać wszystkie książki dotyczące wilkołactwa, by poczuć atmosferę świata nadprzyrodzonego, tak kompletnie odmiennego od egzystencji zwyczajnych ludzi.
Od tamtej pory starałam się żyć w wyciszeniu i stać się niewidoczną. Trochę bałam się swojej wilczej natury. Dopiero ją poznawałam, ale Risa zawsze dobrze mi doradzała, dbała o mnie.
***
Babuszka zmarła, gdy kończyłam technikum ze specjalizacją w rachunkowości. Sprzedałam jej domek i kupiłam małe mieszkanko w mieście. Zatrudniono mnie w księgowości w zakładzie produkującym kartony. W ostatnie wakacje przed podjęciem pracy poznałam Paulinę i zaprzyjaźniłyśmy się.
Znalazłam też chłopaka, ale nie czułam do Adama nic z tego, co opowiadała babcia, więc po roku zerwałam z nim. Wyglądałam swojego mate. Cokolwiek to znaczyło. Oczywiście, że nie siedziałam w domu i nie czekałam. Korzystałam z życia, chodziłam do klubu, do kina.
Czasami kogoś poznawałam bliżej, ale ciągle to nie było to.
Teraz miałam już trzydziestkę na karku, co miesiąc się przemieniałam. Moja wilczyca, Risa była piękna: srebrzysto-brązowa, pysk i grzbiet srebrny, ale łapy i brzuch brązowo-siwe.
Nigdy nie spodziewałam się, że bieganie po lesie na czterech łapach daje tyle przyjemności.
Ciągle byłam pełna zachwytu. Przemianę też już opanowałam i nie wydawała się taka bolesna. Miałam tylko jeden problem: nie spotkałam jeszcze swojego partnera. Czekałam więc cierpliwie na mate. Przeznaczonego.
Dzwonek domofonu wyrwał mnie z zamyślenia. Na szczęście, bo jeszcze trochę, a przypaliłabym obiad.
W drzwiach stał kurier.
– Ale ja nic nie zmawiałam.
– Opłacone i zaznaczone, by oddać do rąk własnych.
Nie mogłam się domyślić, co to jest, więc jednocześnie byłam zaniepokojona. Długi wąski pakunek.
Położyłam paczkę na stole, bałam się otworzyć, a jednocześnie zżerała mnie ciekawość.
Skupiłam się i powąchałam, moje zmysły stały się teraz bardziej wyczulone. Pachniało różami, czyli to kwiaty? Ale od kogo?
W kartonie, w białej bibule, leżało dziewięć długich, czerwonych róż.
– Piękne – szepnęłam do siebie i wtedy zobaczyłam czarny kartonik ze złotym znakiem wilka. Po drugiej stronie napis Dla mojej mate.
Teraz dopiero zrobiłam wielkie oczy. Mate? Teraz? Miałam już trzydzieści lat i dopiero teraz? I kto to jest, do jasnej ciasnej?
Same pytania i zero odpowiedzi.