Miesiecznik W drodze 6/2023 (598) - Wydanie zbiorowe - ebook

Miesiecznik W drodze 6/2023 (598) ebook

Wydanie zbiorowe

4,8

Opis

Czerwcowy numer miesięcznika „W drodze” już na Ciebie czeka! Przeczytasz w nim m. in. o coraz popularniejszej formie modlitwy, jaką jest medytacja, o tym, czy ksiądz na Facebooku może występować w dresie, a także o tym, że problemem w wychowaniu dzieci nie jest nadmierne używanie telefonu i granie na konsoli, tylko brak rozmowy z dzieckiem i chowanie się za „włączeniem bajki” dla świętego spokoju.

 

Rozmowa w drodze

Gdyby przeprowadzić uliczną sondę, wyszłoby na to, że medytacja to praktyka buddyjska, dalekowschodnia, absolutnie niezwiązana z chrześcijaństwem. Nic bardziej błędnego! Jako jedna z form modlitwy zyskuje popularność w Polsce, bo jak mówi Maksymilian Nawarra OSB: „ludzie są zmęczeni myśleniem (…) więc kiedy spotykają się z Bogiem, nie chcą mieć już żadnego zadania w głowie do wykonania, tylko po prostu z Nim być”.

 

Dzieci w kościele

Jak sobie pomóc w przeżywaniu eucharystii, jak nie przeszkadzać innym, jak nie stracić z oczu powagi świętości? O tym mama – Martyna Bogaczyk.

 

Dzieci i wysoka technologia

Jagoda Cieszyńska-Rożek, logopeda i psycholog, w rozmowie z Michaliną Kaczmarkiewicz,mówi o coraz częstszym diagnozowaniu spektrum autyzmu u dzieci jako wyniku wystawienia ich na działanie wysokich technologii w postaci smartfonów, tabletów i zabawek dźwiękowych.

 

Dzieciństwo od nowa

Dorota Ronge-Juszczyk pisze o sytuacji ukraińskich dzieci w polskich szkołach. Choć wiele zostało zrobione, by zapewnić im bezpieczeństwo i komfort, to mijający rok szkolny pokazuje potrzebę rozwiązań systemowych, jak np. prawnego umocowania asystenta kulturowego.

 

Co wolno księdzu

Leszka Gęsiaka SJ pytamy o powody wydania „Dekretu ogólnego Konferencji Episkopatu Polski w sprawie występowania duchownych, członków instytutów życia konsekrowanego, stowarzyszeń życia apostolskiego oraz niektórych wiernych świeckich w mediach”. Jednym z nich jest ochrona małoletnich. Z wymową tych przepisów nie zgadza się Wacław Oszajca SJ. Przeczytaj, dlaczego.

 

Zielona wyspa, czyli wiara po irlandzku

Paweł Zybura OP pisze z Cork: „Oni w Irlandii wracają stamtąd, dokąd my w Polsce, ciągle jeszcze podążamy, są od nas o jeden krok dalej” – mając na myśli społeczne i kulturowe zmiany związane z sekularyzacją, zgorszenie Kościołem, ale nade wszystko – powrót do wiary i obyczajów.

 

Przysięgnij, że je odzyskasz

Stanisław Zasada zabiera nas w podróż śladem materiałów archiwalnych Armii Andersa i Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Podróż obejmuje 4 kontynenty i konflikt izraelsko-palestyński, ale ostatecznie opowiada o niezwykłej pasji i uporze ocalania i kolekcjonowania drobiazgów, które po latach stają się bezcennymi zabytkami.

 

Bierz i czytaj „W drodze”!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marcurbanski

Nie oderwiesz się od lektury

warto przeczytać
00

Popularność




Drodzy Czytelnicy,

„Bardzo kocham swoje dzieci, ale są momenty, kiedy bym je z chęcią oddała” – słyszę czasem w rozmowach. Pod tymi słowami podpisałby się pewnie niejeden rodzic. Uśmiecham się wtedy nie dlatego, że wątpię w czyjąś miłość rodzicielską. Wręcz przeciwnie, jestem przekonany, że ta prawdziwa i zaangażowana właśnie tak wygląda. Ma swoje momenty euforii i bliskości przeplatane udręką i bezradnością.

Pisanie o rodzicach i dzieciach, wychowaniu i problemach z nim związanych to niekończąca się opowieść: „Jak być z dzieckiem w Kościele?”, „Kiedy zacząć wprowadzać je w wiarę?”, „Jak to robić?”, „Jak nie przeszkadzać innym w modlitwie?”, „Jak uczyć dziecko odpowiedzialności w sieci?”, „Jak rozwijać jego zainteresowania?”. I tak dalej, i tak dalej. Doskonale wiemy, że odpowiedzi na powyższe pytania nigdy nie zadowolą wszystkich, nie są receptami do natychmiastowego zastosowania, a chwilami ocierają się wręcz o „oczywiste oczywistości”.

Jednego jednak jestem pewien: problem nie tkwi w podejściu do świętości mszy czy prawd wiary, liczbie godzin spędzonych przy konsoli lub na przeglądaniu TikToka. Ostatecznie wspólnym mianownikiem jest zupełnie coś innego. Jak napisał Marcin Cielecki, którego książkę recenzujemy w tym numerze: „Na trzydziestoosobową klasę blisko dziesięciu uczniów żyje bez któregoś z rodziców. Wszyscy, wszyscy chcą tylko jednego, a właśnie tego rodzice nie mogą lub nie chcą im dać. Ja nie pracuję w szkole, ja pracuję w emocjonalnym sierocińcu”. I w tym chyba tkwi klucz do naszych bolączek. ¶

czerwiec 2023

Rozmowa w drodze

Strata czasu / chrześcijańska medytacja

rozmowa zMaksymilianem Nawarą OSB

Cokolwiek uczyniliście…

Małe dzieci i wielkie technologie / czym to grozi?

rozmowa zJagodą Cieszyńską-Rożek

Dzieciństwo od nowa / wojna ipokój

Dorota Ronge-Juszczyk

Udręka i ekstaza

Z dzieckiem w kościele / rozterki rodziców

Martyna Bogaczyk

Co wolno księdzu

Życie w normie / duchowny na Facebooku

rozmowa zLeszkiem Gęsiakiem SJ

Nauczaj tego, w co wierzysz / po co nam Dekret

Wacław Oszajca SJ

Reportaż

Przysięgnij, że je odzyskasz / skarby zJerozolimy

Stanisław Zasada

Kiedy się modlisz

Wiara po irlandzku / czas powrotów

Paweł Zybura OP

Mój rok z Teresą

Wszystko jest łaską / miłość wcodzienności

Krzysztof Popławski op

Orientacje

Zmiana perspektywy / w kinie iw domu

Magdalena Wojtaś

Halo, Marcin? Tu Pan Bóg / Dziedziniec pogan Marcina Cieleckiego

Roman Bielecki OP

Dominikanie na niedzielę

W imię… Ojca i Syna, i Ducha Świętego / Norbert Augustyn Lis OP

Możliwość komunii / Tomasz Zamorski OP

Miłości pragnę, nie krwawej ofiary / Grzegorz Chrzanowski OP

Kochać na wiele sposobów / Grzegorz Kuraś OP

Bój się Boga! / Mikołaj Walczak OP

Felietony

Chleba naszego powszedniego / Paulina Wilk

To se ne vrati / Paweł Krupa OP

„Mohery” i habit w szkole / Benedykta Karolina Baumann OP

Szmatyrlok, yno trocha na odwyrtka / ks. Grzegorz Strzelczyk

Jak pszczoła / Dariusz Duma

Niech się święci 1 maja / Wojciech Ziółek SJ

Przedostatni walc / Stefan Szczepłek

Redakcja:

Roman Bielecki OP (redaktor naczelny)

Katarzyna Kolska (zastępca red. nacz.)

Łukasz Róg OP (sekretarz redakcji)

Dominik Jarczewski OP

Magdalena Wojtaś

Korekta:

Magdalena Ciszewska

Paulina Jeske-Choińska

Lidia Kozłowska

Projekt graficzny i skład:

[email protected]

Koordynacja produktu:

Kornelia Winiszewska

Reklama i patronaty:

Ewelina Paluszyńska

[email protected]

ISSN: 2543-4802

Wydawca:

Wydawnictwo Polskiej Prowincji

Dominikanów W drodze Sp. z o.o.

ul. Tadeusza Kościuszki 99,

61-716 Poznań

Adres redakcji:

ul. Tadeusza Kościuszki 99,

61-716 Poznań

tel. 61 850 47 22

e-mail: [email protected]

www.miesiecznik.wdrodze.pl

Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae.

Redakcja nie odsyła materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo adiustowania i skracania tekstów przyjętych do druku.

Zdjęcie na okładce: robert collins / unsplash

Śledź nas: Facebook: MiesiecznikWdrodze / Instagram: wdrodze_miesiecznik / Twitter: miesWdrodze / YouTube: WydawnictwoWdrodzePL

Strata czasu

Medytować może każdy, bo sama forma medytacji jest bardzo prosta. Natomiast w swojej prostocie jest też bardzo wymagająca, dlatego nie wszyscy się odnajdą na tej drodze.

Z Maksymilianem Nawarą OSB

rozmawiaWłodzimierz Bogaczyk

Mamy rozmawiać o medytacji chrześcijańskiej, ale w Polsce, kiedy ktoś powie: „Idę medytować”, to najczęściej usłyszy: „O, zostałeś buddystą?”.

To prawda, medytowanie kojarzy się wielu ludziom z religiami Dalekiego Wschodu. W chrześcijaństwie medytacja była jednak od samego początku. Właśnie ją mieli na myśli ojcowie pustyni, kiedy już w IV wieku po Chrystusie mówili o „wewnętrznym przeżuwaniu Słowa”. Oczywiście cała duchowość chrześcijańska, a katolicka w szczególności, została bardzo mocno naznaczona rozmyślaniem dyskursywnym, rozważaniem jakiejś prawdy wiary czy fragmentów Pisma Świętego. To się szczególnie nasiliło w czasach kontrreformacji, kiedy wszyscy duchowni, także zakonnicy i mnisi, byli kształtowani w tym rodzaju modlitwy, a medytacja została zapomniana albo mocno zmarginalizowana.

Jak to się stało, że ponownie do niej wróciliśmy?

Sobór Watykański II wezwał wszystkie zakony do odkrywania swoich charyzmatów. Wtedy, szczególnie wśród benedyktynów, zaczął się ruch związany z powrotem do Modlitwy Jezusowej i medytacji, do pism Jana Kasjana, które zostały polecone przez Świętego Benedykta w Regule zakonnej.

W Polsce dopiero w latach osiemdziesiątych zaczęły się pojawiać pierwsze publikacje, mówiące, że tak można się modlić – najpierw książka jezuity ojca Jacka Bolewskiego Prosta praktyka medytacji. Wprowadzenie do modlitwy Imieniem Jezus, potem tłumaczenia benedyktynów ze świata.

Dzisiaj osób zainteresowanych medytacją chrześcijańską jest coraz więcej. Jednym z powodów, dla których ta forma modlitwy staje się popularna, jest to, że ludzie są zmęczeni myśleniem. Mają go za dużo w życiu codziennym i w pracy, więc kiedy spotykają się z Bogiem, nie chcą mieć już żadnego zadania w głowie do wykonania, tylko po prostu z Nim być. I odkrywają medytację, bo na tym ona właśnie polega – na byciu wobec Tego, Który Jest.

Czy medytacja jest trudna?

Całą metodę można wytłumaczyć w ciągu piętnastu czy dwudziestu minut, reszta związana jest z wchodzeniem w praktykę.

To trochę tak jak z pielgrzymowaniem. Kiedy ktoś wyrusza na pielgrzymkę, to może przeczytać porady, co trzeba ze sobą zabrać, ale tak naprawdę dopiero, kiedy przejdzie te trzysta czy więcej kilometrów, to się dowie, co wziął niepotrzebnie, a o czym zapomniał. Nie da się wszystkiego wytłumaczyć i przewidzieć na samym początku. Można tylko podpowiedzieć, co warto zabrać na drogę, a resztę każdy musi odkryć sam.

To spróbujmy taką krótką instrukcję teraz podać. Zacznijmy od początku: Co zrobić, żeby zacząć?

Każda modlitwa dokonuje się w ciele. Kiedy sobie to uświadomię, to zobaczę, że albo ciało będzie mi przeszkadzało, albo mi pomoże trwać w obecności.

Siadam w bezruchu. Bezruch jest tutaj kluczowy, to pierwszy krok do tego, żeby się wyciszyć. Potem zwracam uwagę na to, co zawsze mi towarzyszy, czyli na oddech, który jest ze mną czy śpię, czy chodzę, czy pracuję. Łagodnie, delikatnie wracam do takiego oddechu, jaki mam, ani go nie wydłużając, ani nie skracając, i dołączam święte wezwanie Imienia Jezus, które samo w sobie jest wezwaniem Obecności.

Katechizm Kościoła katolickiego podaje w punkcie 2666: „Tylko Jego imię zawiera Obecność, którą oznacza. Jezus jest Zmartwychwstałym i ktokolwiek wzywa Jego Imienia, przyjmuje Syna Bożego, który go umiłował i siebie samego wydał za niego”. Kiedy wdycham powietrze, w środku słucham tego słowa „Jezu”, a kiedy wydycham powietrze – wydech jest zawsze związany z powierzeniem – oddaję wszystko, co jest moim życiem, moje myśli, pragnienia, oczekiwania, emocje, grzechy. To może być zwrot: „Zmiłuj się”, albo jak radziła siostra Faustyna: „Ufam Tobie”.

Krótko mówiąc – siadamy w bezruchu, zwracamy uwagę na oddech, do wdechu dołączamy „Jezu”, do wydechu „Zmiłuj się”.

Kiedy pojawia się jakaś myśl i zauważamy, że nas odciąga od obecnej chwili, to łagodnie i delikatnie wracamy do tej obecności – bycia wobec Tego, Który Jest. Reszta to już tylko trwanie.

Czy medytowanie jest dla każdego chrześcijanina, czy tylko dla niektórych?

Medytować może każdy, bo sama forma medytacji jest bardzo prosta. Natomiast w swojej prostocie jest też bardzo wymagająca, dlatego nie wszyscy się odnajdą na tej drodze.

Mnichom na pewno jest łatwiej niż matce trojga dzieci.

Kompletnie się z tym nie zgadzam. Znam ludzi świeckich bardzo zaangażowanych i zaawansowanych na drodze medytacji, którzy prowadzą aktywne życie zawodowe i rodzinne.

Samo bycie w zakonie nie pomaga. Spotkałem więcej duchowych osób wśród świeckich niż wśród mnichów. Przepraszam, że to mówię, ale to prawda.

To nie jest kwestia warunków zewnętrznych, tylko tego, co jest dla mnie rzeczywiście ważne. A jeśli coś jest ważne, to zawsze znajdę na to czas. Jeśli nie dwadzieścia minut, to siedem. Albo trzy.

To kolejne pytanie – jak długo i jak często powinno się medytować?

Jestem zwolennikiem tego, żeby nie określać bardzo precyzyjnie tego czasu. Oczywiście im dłużej i częściej znajduję takie chwile, tym lepiej, bo wtedy wyrabiam w sobie nawyk powracania do modlitwy, do obecności. Jednak z drugiej strony, jeżeli ktoś sobie założy, że musi medytować pół godziny dziennie, to dla większości ludzi będzie to pierwsza wymówka, żeby w ogóle nie medytować. „No bo nie mam pół godziny, mam tylko piętnaście minut, więc dzisiaj nie, może jutro, może pojutrze…”.

Zawsze radzę – przyjmij zasadę, żeby medytować codziennie. Jeżeli masz tylko siedem minut, to niech będzie siedem. A jeśli masz pół godziny, to świetnie, jeśli dwa razy po pół godziny, to jeszcze lepiej. Ile masz czasu, na tyle siadaj. Im częściej będziesz powracać do tej modlitwy, tym łatwiej ona znajdzie sobie miejsce w twoim życiu.

Bardzo zachęcam, żeby nie ograniczać medytacji tylko do tego, że się siedzi w kościele czy w domu i ma się taki, nazwijmy to, „formalny” czas. Chodzi o to, żeby ona towarzyszyła nam także w ciągu dnia, w różnych okolicznościach. Mamy w życiu bardzo wiele mechanizmów kontemplacyjnych, które nam pomagają. Na przykład światła ruchu drogowego. W wielu miastach są liczniki pokazujące, za ile będzie światło zielone. Na przykład za 67 sekund. To jest bardzo dobry czas, żeby wrócić do oddechu, uśmiechnąć się do Obecności, uświadomić ją sobie. I potem jechać dalej.

Winda! Kiedy włączam przycisk piątego piętra, co robię? No najczęściej jadę, czasem bawię się telefonem. A to bardzo dobry moment, żeby wrócić do oddechu.

Kolejka w supermarkecie czy czekanie na przystanku to są wszystko takie momenty, kiedy mogę delikatnie wrócić do modlitwy. I im częściej w ciągu dnia się wraca, tym łatwiej jest potem przejść do modlitwy dłuższej, na którą specjalnie poświęcam czas.

A kiedy siadamy do medytacji, to co jest lepsze – poduszka, krzesełko medytacyjne czy zwykłe krzesło?

I to, i to, i to. Nie wszyscy potrafią siedzieć na ziemi z podkurczonymi nogami, czy to na poduszce, czy na krzesełku. Chociaż to najlepsza pozycja, bo ona pomaga nie opierać się plecami. I można ciało zatrzymać w bezruchu, w otwartej postawie, z otwartą klatką piersiową do przodu, co pozwala swobodnie oddychać. Ale równie dobrze można siąść na krześle. Tylko na krześle najczęściej mamy taki nawyk, że się opieramy i wyginamy kręgosłup w łuk. Klatka piersiowa jest wtedy ściśnięta i nie ma swobodnego oddechu, więc przysypiamy albo marzymy. Jeśli krzesło, to dobrze jest na nim siąść na połowie siedziska, tak żeby się nie opierać, mieć kąt prosty w nogach, wyciągnąć głowę do góry, pochylić się do przodu, wypiąć biodra do tyłu. W takiej pozycji łatwiej jest wytrwać przez dłuższy czas. Nauczenie się dobrego siedzenia w bezruchu jest bardzo pomocne nie tylko w medytacji, ale w ogóle w różnych okolicznościach, bo my często nie wiemy, co ze sobą zrobić w poczekalni czy w autobusie. Nawet w kościele, słuchając na przykład jakiegoś niezbyt interesującego kazania…

…takich nie ma…

…u dominikanów, owszem, nie ma, ale gdzie indziej mogą się zdarzyć. Wtedy też można zamknąć oczy, wrócić do oddechu i do formuły modlitewnej. I trwać w niej. Świadoma postawa siedząca nam to umożliwia.

Kiedy ojca słucham, to się zastanawiam, czy opowiada ojciec o medytacji, czy o zwyczajnej uważności. Czym one się różnią?

Święty Hezychiusz z Synaju pisał, że proseuche, modlitwa, i prosoche, uważność, są ze sobą połączone, bo każda uważność będzie prowadziła do modlitwy, a modlitwa, żeby była prawdziwa i czysta, musi być uważna. Nie można wejść w medytację bez uważności, a im częściej pielęgnuje się uważność i powrót do obecności, takiej świadomej obecności wobec Tego, Który Jest, tym łatwiej jest znaleźć czas na modlitwę. Im częściej się praktykuje takie życie uważne, przytomne, tym łatwiej jest trwać na modlitwie. Im bardziej nasze życie jest nieprzytomne, rozproszone, zagmatwane, tym trudniej się skupić na modlitwie, tym trudniej na niej wytrwać. Modlitwa i uważność to są siostry bliźniaczki.

Jeśli mam być uważny i próbować medytować w windzie lub w supermarkecie, to niekoniecznie w bezruchu. Przypomina mi się poznana na sesji medytacyjnej dziewczyna, która mówiła, że dziś będzie pierwszy raz medytować, siedząc na poduszce, bo do tej pory robiła to dwa razy w tygodniu, na basenie, łącząc oddech z wezwaniem Imienia Jezus.

Oczywiście tak też można. Bezruch jest bardzo ważny, bo to, czego się uczymy w medytacji siedzącej, pomaga nam potem medytować w innych sytuacjach.

Ewagriusz z Pontu mówił, że jeżeli wlejesz wino do beczki, a potem przestawiasz tę beczkę z kąta w kąt, to wino w beczce zmętnieje. Ale jeżeli beczka jest w bezruchu, to wino się klaruje i staje się wyborne. „Tak też jest z umysłem” – tłumaczył Ewagriusz. A w innym miejscu mówił: „Przeciwko myśli, która przychodzi do mnie znienacka w czasie modlitwy, drapie mnie w gardle i w nosie”. Kiedy ktoś patrzy na to z zewnątrz, to myśli: Coś mu się stało? Ale jeśli sam usiądzie w bezruchu, to zobaczy, że pokusa poruszania się jest duża. Można to zobaczyć, kiedy się wchodzi do kościoła i jest wystawienie Najświętszego Sakramentu, ludzie są na adoracji, w ciszy. I większość nie potrafi wytrzymać, nie ruszając się przez dłuższy czas. Musi coś robić.

Przynaglenie do tego, żeby coś robić, jest tak silne, że trudno się zatrzymać. Związane jest to z tym, że mamy w głowie chaos. A to się wyraża przez ciało. Kiedy świadomie zatrzymam ciało w bezruchu, to umysł się uspokaja. Zaczyna się pomału klarować. Kiedy w medytacji siadamy świadomie w bezruchu, to uczymy się tego, w jaki sposób powracać do oddechu. Potem możemy to stosować w różnych innych formach, na przykład w medytacji w ruchu, podczas jazdy rowerem, przy pracy czy sprzątaniu.

Podczas sesji medytacyjnych często się praktykuje medytację w ruchu.

W Lubiniu mamy taki zwyczaj, że po 25 minutach wstajemy i idziemy bardzo wolnym krokiem. Dla wielu ludzi to jest za trudne, żeby w bezruchu zatrzymać ciało na przykład na godzinę. Ale jeżeli po półgodzinie płynnie i w milczeniu połączymy krok z oddechem, to możemy trwać na medytacji przez długi czas.

Taka medytacja w ruchu uczy nas też odkrywać obecność Jezusa w drodze. Dwudziesty czwarty rozdział Ewangelii Łukasza pokazuje nam dwóch uczniów w drodze do Emaus. Zastanawiają się, co się stało w Jerozolimie, co teraz będzie. Bo „myśmy się spodziewali” czegoś całkiem innego. A Jezus jest z nimi w tej drodze, tylko że oni Go nie poznają. Robią dokładnie to, co my w swoim życiu. Albo myślimy o tym, co było, albo się zastanawiamy nad tym, co będzie. A medytacja w ruchu pokazuje nam, że tak naprawdę chodzi o odkrycie Jego obecności z każdym krokiem.

Pan Bóg jest obecny nie tylko na mecie naszego życia. Nie jest tak, że teraz musimy się namęczyć, namęczyć, namęczyć, a potem – ewentualnie! – będziemy się z Nim spotykać. Modlitwa musi wejść w różne przestrzenie naszej pracy, odpoczynku, spaceru. Musi się przenieść do całego naszego życia.

Jest ojciec zaangażowany w dialog międzyreligijny, do którego mnichów zachęcają dokumenty soboru, i uczestniczy też ojciec w międzyreligijnych medytacjach. Nie jestem pewien, czy to nie przestraszy niektórych katolików w Polsce, na przykład tych obawiających się jogi i widzących w niej prostą drogę do szatańskich usidleń. Powinniśmy się obawiać tego dialogu czy nie? Modlić się z buddystami czy uciekać przed nimi?

Pytanie, czy chrześcijanin może i czy powinien coś robić, pojawia się bardzo często. Odpowiadam: Jeżeli jest w tobie lęk, to lepiej tego nie rób. Zastanów się, po co chcesz to robić. Chrześcijanin może chcieć praktykować jogę, by uruchomić w sobie czakry, żeby płynęła nimi swobodnie energia. Ale może też chodzić na jogę, bo ma problemy z kręgosłupem. Jeśli chce poćwiczyć, to dlaczego nie miałby tego robić? Ten lęk czasami bywa groteskowy. Na zajęciach z wychowania fizycznego w podstawówce ćwiczyliśmy świecę, mostek, koci grzbiet i krokodylki. A to są wszystko asany z jogi, tylko się inaczej nazywają. Wtedy nikt z tym nie miał problemu. A teraz niektórzy mają, ponieważ to się nazywa asana.

Każde doświadczenie religijne, jeżeli związane jest ze szczerym szukaniem Boga, ma na celu to, by się do Niego zbliżyć. Sama forma medytacji nie jest związana z objawieniem, żaden anioł z nieba nam jej nie przekazał. To coś, co człowiek odkrył na drodze praktyki. To mi pomaga, a to nie, kiedy chcę się spotkać z Bogiem. Przedziwna rzecz, że w różnych częściach świata, niezależnie od siebie, ludzie dochodzili do takich samych odkryć. Weźmy na przykład różaniec. To jest sznur modlitewny. Mają go buddyści, muzułmanie, hindusi. Oczywiście różnie wygląda i w różny sposób jest używany, ale sam sznur modlitewny jest czymś absolutnie uniwersalnym. Podobnie taką praktykę jak bezruch czy zwrócenie się do oddechu można odnaleźć w każdym doświadczeniu religijnym.

W Polsce do lat dziewięćdziesiątych nasze kontakty z ludźmi żyjącymi w innych kulturach były bardzo ograniczone. Dziś są powszechne. Spotykamy się z osobami, które inaczej przeżywają swoją wiarę. Chcąc nie chcąc, nie możemy uciec od dialogu międzyreligijnego. Oczywiście moglibyśmy nie rozmawiać. Ale obawa przed spotkaniem z drugim człowiekiem, z inną kulturą, jest lękowa. W przeciwieństwie do wyjścia naprzeciw i próby zrozumienia.

Trzeba próbować?

Właśnie do tego zaprosił mnichów Sobór Watykański II. Życie monastyczne oparte jest na ciszy, na pracy i na praktykach modlitewnych. Taką formę znajdujemy w każdej religii. Reguły mogą być różne, praktyka inna, ale cisza, praca i modlitwa są obecne wszędzie – w katolicyzmie, w buddyzmie, w aśramach hinduistów i w klasztorach sufich. Zawsze mówię, że filozof z filozofem nigdy się nie dogadają, teolog z teologiem czasami. A mnich z mnichem zawsze. Dzielimy ten sam styl życia.

A co do lęków – uważam, że życie duchowe w ogóle jest niebezpieczne, bo jest życiem w Duchu, zatem jest nieprzewidywalne. W chrześcijaństwie, nawet w Kościele katolickim, też mamy różne praktyki, które są na granicy magii. Znam sytuacje, które spowodowały, że ludzie w ogóle odpadli od rzeczywistości albo odeszli z Kościoła. Nie można powiedzieć, że są niebezpieczne sposoby modlitwy albo takie, które są absolutnie bezpieczne.

Na początku Kościoła toczono podobny spór, czy chrześcijanie powinni zajmować się filozofią pogańską. Dziś o tym nie dyskutujemy, bo gdyby Święty Tomasz z Akwinu nie przeczytał Arystotelesa, to teologia by się nie rozwinęła. To samo wcześniej zrobił Święty Augustyn, korzystając z Platona. Dziś jest absolutnie jasne, że poganin Arystoteles był nauczycielem dla Tomasza z pożytkiem dla chrześcijaństwa. Choć wcześniej Tertulian mówił, że absolutnie nie, bo to poganie, z którymi nie wolno się w żaden sposób bratać.

To samo możemy dziś powiedzieć o doświadczeniu międzyreligijnym.

Choć ośrodków medytacji chrześcijańskiej w Polsce z roku na rok przybywa, to do Lubinia na medytację nie jest łatwo się dostać. Lepiej zacząć samemu medytować czy skorzystać z wyjazdowej sesji medytacyjnej?

Każdy może zacząć sam. To nie jest jakaś wielka sztuka, skomplikowana technika, której można się nauczyć tylko od osób wtajemniczonych. Natomiast im dłużej ktoś trwa na tej drodze, tym bardziej będzie miał potrzebę, żeby obiektywizować swoje doświadczenie z kimś innym, kto od długiego czasu praktykuje medytację.

Z naszego doświadczenia wyrosła Lubińska Wspólnota Grup Medytacyjnych, które są w całej Polsce, w każdym większym mieście. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, żeby zacząć samodzielnie, to może się udać do takiej grupy. W Poznaniu jest grupa, która co tydzień spotyka się w Farze.

W czwartki o osiemnastej.

Jeśli ktoś przeczyta tę rozmowę albo książkę o medytacji i będzie miał poczucie, że niby wszystko rozumie, ale nie wie, jak to przełożyć na praktykę, to zachęcam, żeby przyłączył się do jednej z naszych grup.

Z moich doświadczeń wynika, że gdybym połowę czasu przeznaczonego na czytanie książek o medytacji poświęcił na medytowanie, byłoby zdecydowanie lepiej. Czy nie jest tak, że ludzie tak się zaczytują w książkach medytacyjnych, że później już w ogóle nie medytują?

Oczywiście, że tak. To jeden z podstawowych błędów. Samo trwanie jest wymagające. Trzeba się skonfrontować z chaosem w głowie, z różnymi myślami, z niemocą ciała, bo, jak mówi Pan Jezus w Ewangelii, „duch ochoczy, ale ciało jest słabe”. O wiele łatwiej jest siąść wygodnie w fotelu i przeczytać kolejną książkę o medytacji, bo wtedy mamy poczucie, że robimy coś duchowego…

…i takiego pożytecznego…

Tak. Ale ani czytanie, ani słuchanie konferencji o medytacji absolutnie nie zastąpi modlitwy. To jak z pływaniem. Można przeczytać różne opracowania na temat technik pływackich, być specjalistą w teorii, natomiast dopóki nie wejdziemy do wody, to się nie nauczymy pływania.

Przytoczę jeden z apoftegmatów. Przychodzi uczeń do abby i mówi: „Abba, pomódl się za mnie”. I w odpowiedzi słyszy: „Ani ja się nad tobą nie zmiłuję, ani Bóg się nad tobą nie zmiłuje, jeśli ty sam nie zdobędziesz się na gorliwość w modlitwie”.

W medytacji nie chodzi o to, żeby uprawiać teorię. Chodzi o praktykę.

Od wielu lat jeżdżę do nowicjatu dominikanów i wprowadzam braci w medytację. Zawsze im mówię, że ja nie przyjeżdżam po to, by im powiedzieć, jak przygotować zupę pomidorową z ryżem, i nie będę mówił o tym, jak ona smakuje, tylko będziemy ją razem jeść. A czy ona komuś smakuje, czy nie smakuje, to już jest inna kwestia, indywidualna.

Jeśli ktoś nie zacznie medytować, to się nie przekona, czy to jest droga dla niego i czy rzeczywiście chce taką drogą iść. Bo wiadomo, że w życiu duchowym jesteśmy wezwani nie tylko do modlitwy ogólnie, ale jesteśmy też wezwani do jakiegoś konkretnego sposobu modlitwy. I ten sposób modlitwy trzeba rozeznać poprzez praktykę. Żeby móc sobie powiedzieć: Tak, znam inne sposoby modlitwy, ale ta jest moja, zostałem wezwany, by ją praktykować.

W nawiązaniu do zupy pomidorowej – czy lepsza z ryżem, czy z makaronem – co ojciec odpowiada ludziom, którzy mówią: „Ja odmawiam codziennie koronkę, adoruję Najświętszy Sakrament, dzień zaczynam od mszy świętej, medytacja nie jest dla mnie”?

Mówię to, co John Chapman napisał w Listach omodlitwie: Módl się tak, jak umiesz, a nie módl się tak, jak nie umiesz. Ale żeby się modlić tak, jak umiesz, musisz najpierw poznać tę metodę. Więc jeżeli masz swoją drogę modlitwy i ona prowadzi cię do spotkania z Bogiem, to może rzeczywiście medytacja nie jest dla ciebie.

Motywacje do rozpoczęcia medytacji mogą być różne. Niektórzy coś przeczytali i chcą sprawdzić, co to jest, inni chcą się wyciszyć. Ale żeby w tym trwać, trzeba te motywacje oczyścić.

Może to pytanie powinno paść na początku, a nie na końcu naszej rozmowy: Po co w ogóle medytujemy? I czy podczas medytacji możemy się spodziewać jakichś nadzwyczajnych zdarzeń?

Pan Bóg przedstawia się Mojżeszowi: Jestem, Który Jestem. To jest imię Boga. Pan Jezus w Ewangelii Świętego Jana powołuje się na to. Celem medytacji jest po prostu być wobec Tego, Który Jest. I nic więcej.

To bycie jest przemieniające, bo obecność Boga nas przemienia. Jestem, staram się wracać do obecności, świadomie być, wraz z oddechem powierzać całe swoje życie. Więcej człowiek nie jest w stanie zrobić na ziemi. I nie ma potrzeby, żeby robił więcej.

Zawsze mówię: Im mniej się spodziewasz, tym lepiej. Jeżeli masz duże oczekiwania, czekasz na coś nadzwyczajnego – i na medytacji, i w swoim życiu – to możesz się bardzo szybko rozczarować. A rozczarujesz się, bo szukasz tego, czego oczekujesz, a nie Boga. Im mniej się spodziewasz, tym lepiej, bo wtedy pozwalasz Panu Bogu działać tak, jak chce.