W drodze 04/2020 (560) - Wydanie zbiorowe - ebook

W drodze 04/2020 (560) ebook

Wydanie zbiorowe

4,8

Opis

Dominikański miesięcznik z 40-letnią tradycją. Pomaga w poszukiwaniu i pogłębianiu życia duchowego. Porusza na łamach problemy współczesności a perspektywę religijną poszerza o tematykę psychologiczną, społeczną i kulturalną.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 175

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (20 ocen)
17
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstępniak

Drodzy Czytelnicy,

•••

Roman Bielecki OP

w ostatnich tygodniach często powtarzaliśmy sobie, że nie można mieć wszystkiego. Niby nic nowego, a jednak wielu z nas poczuło, że okoliczności zaciągnęły ręczny hamulec życia. Namacalnie doświadczyliśmy ograniczeń przestrzennych, które pokrzyżowały nasze plany odnośnie do wyjazdów, konferencji, spotkań, urlopów, a także korzystania z miejsc publicznych. To sprowokowało nas do postawienia na łamach „W drodze” pytania o różne straty, z którymi musimy się mierzyć. Począwszy od tej związanej z odejściem dorosłych dzieci z domu i kryzysem pustego gniazda, przez nagłą utratę pracy, którą się „miało od zawsze”, aż po niespełnienie w życiu duchowym. Każdą z tych strat, podobnie jak ostatnio zaistniałą sytuację, możemy przeżyć w poczuciu rozczarowania, frustracji i złości. I pewnie takie emocje się pojawiły w niejednym z nas. Strata boli, to jasne. Ale może rację ma trapista ojciec Michał Zioło, który mówi, że nawet w sytuacji kryzysu „film naszego życia wyświetla się dalej, nie musimy uciekać z kina, bo wciąż wszystko jest możliwe”, nawet jeśli będą nas dotykać różne braki.

W związku z nadchodzącymi świętami Wielkanocy życzę Państwu w imieniu naszej redakcji, by jak najdłużej pozostały w nas chęć sąsiedzkiej pomocy, solidarność i gotowość do modlitwy za siebie nawzajem. To, przyznajmy, zaskakujące i jednocześnie bardzo praktyczne wymiary zmartwychwstania, czyli dawania świadectwa o miłości większej niż grzech, śmierć czy lęk przed zarażeniem.

Roman Bielecki OP – ur. 1977, dominikanin, absolwent prawa KUL oraz teologii PAT, redaktor naczelny miesięcznika "W drodze", mieszka w Poznaniu.

W numerze:

Drodzy Czytelnicy,

Rozmowa w drodze

NA POCZĄTKU BYŁ WIRUS

Życie ze stratą

GWÓŹDŹ W ŚCIANIE

WYMYŚLIĆ SIEBIE NA NOWO

BYĆ BLIŻEJ

SÓL NA RANY

Chrześcijaństwo: religia krzyża?

OD ZWYCIĘSTWA DO ZBAWIENIA

WIĘCEJ KRZYŻA, MNIEJ KRZYŻA

SYMBOL UPOLITYCZNIONY

Kościół 2020

GDY CIERPI JEDEN CZŁONEK...

Nie taki Stary Testament

CO SIĘ STAŁO Z WIEŻĄ BABEL

Pytania w drodze

WYMOWA ZNAKU

Orientacje

GDZIE KIERUJESZ WZROK

KIM JESTEM?

PEJZAŻ WEWNĘTRZNY

Dominikanie na niedziele

TRUDNY WIELKI TYDZIEŃ

SZUKANIE ŚWIATŁA

APOSTOŁKI APOSTOŁÓW

MIŁOSIERDZIE

SPACER Z NIEZNAJOMYM

Felietony

SIEDZĘ I CZEKAM NA DUSZĘ

ŚPIESZMY SIĘ KOCHAĆ ŚWIAT

PODPATRYWANIE BOGA

ORĘDZIE PASCHALNE Z KOTŁOWNI

MIĘDZY MŁOTEM A...

FUZEKLE A SPRAWA ZMARTWYCHWSTANIA

Rozmowa w drodze

NA POCZĄTKU BYŁ WIRUS

•••

Czy coś po tym ogromnym lęku pozostanie? Może ludzie zaczną częściej myć ręce? Może zakatarzeni zostaną w domu te dwa dni? Może pracodawcy przestaną narzekać na pracownika na zwolnieniu lekarskim?

Z PROF. JACKIEM WYSOCKIM, specjalistą pediatrii i chorób zakaźnych, rozmawia PIOTR ŚWIĄTKOWSKI

zdjęcie: CDC / UNSPLASH.COM

Piotr Świątkowski: Z lekcji biologii w liceum pamiętam, że wirus nie jest organizmem żywym.

prof. Jacek Wysocki: Nie jest organizmem żywym, ale jest organizmem. Jest strukturą przypominającą pendrive, którego codziennie używamy w pracy. Bez podłączenia do komputera nie skorzystamy z danych na pendrivie. Wirus bez podłączenia do żywej komórki jest tylko cząstką materii. Komputerem dla wirusa jest żywa komórka, którą zakaża i przestawia jej pracę na swoje potrzeby.

Czasami mówimy: Nie jestem chory, to tylko wirus.

Wirusów jest mnóstwo. Za katar odpowiada od 120 do 150 różnych wirusów. Wiele wirusów jest dla nas niegroźnych. Są też wirusy, które atakują wyłącznie zwierzęta, ale są i takie, które zagrażają i zwierzętom, i ludziom. Klasycznym przykładem jest wirus grypy, który atakuje również ptaki.

Koronawirusa w powiększeniu pokazują wszystkie telewizje i portale internetowe. Widzimy kulę z wypustkami.

Te wypustki, o których pan mówi, to kolce służące przyczepianiu się do powierzchni komórek nabłonka dróg oddechowych. Już wiemy, że zakażony koronawirusem pacjent częściej ma kaszel niż katar. Jeden kolec przyczepia się do błony komórkowej, drugi wnika w komórkę.

Dlaczego komórka pozwala wprowadzić w swoje wnętrze obcy materiał genetyczny?

Nasze komórki są wyspecjalizowane. Komórka nabłonka dróg oddechowych nie jest w stanie zajmować się walką z drobnoustrojami. Ma inne zadanie. Od tego są komórki układu odpornościowego. Najpierw wirus przyczepia się do komórki, a później przestawia jej produkcję tak, by powstawały kolejne wirusy. Co ważne, zaatakowana komórka na swojej powierzchni pokazuje antygeny wirusa. Są one sygnałem dla układu odpornościowego, który rusza do akcji, czyli niszczy zainfekowane komórki. Nazywamy to procesem zapalnym. Mówimy często o zapaleniu gardła, zapaleniu zatok, zapaleniu otrzewnej. Jest to stan, w którym organizm niszczy swoje własne komórki zaatakowane przez wirusa. Za walkę z wirusem organizm płaci dużą cenę. Poniekąd niszczy sam siebie. Oczywiście w wypadku dróg oddechowych rodzi się kolejne pokolenie komórek. Po kilku dniach chorowania na grypę wracamy do pełnego zdrowia. Oprócz niszczenia komórek organizm wytwarza przeciwciała, które będą chronić nas przed tym samym wirusem w przyszłości. W ospie wietrznej i odrze przeciwciała starczą nam na całe życie. Jeśli raz przejdziemy ospę wietrzną, to nigdy już na nią nie zachorujemy. Na grypę zachorujemy dopiero za rok.

A co z koronawirusem?

Wiemy, że to wirus odzwierzęcy. Ludzie nie stykali się z tym drobnoustrojem, więc nie wytworzyły się przeciwciała. Wirus, którzy przeskoczył ze zwierząt na ludzi, zawsze jest bardzo niebezpieczny. Nie jesteśmy na niego przygotowani.

Mamy syropy przeciwwirusowe. Przynajmniej w reklamach.

Jeśli się pan dobrze wczyta w ulotki dołączone do leków reklamowanych jako przeciwwirusowe, dowie się pan, że są to środki podnoszące odporność.

Nie ma leku na chorobę wirusową?

Jest lek wstrzymujący namnażanie się wirusa grypy. Działa najskuteczniej 48 godzin od wystąpienia pierwszych objawów. Przez te dwa dni zwykle chorujemy w domu. Gdy chory trafia do szpitala z powikłaniami i wysoką nieustępującą gorączką, podaje się oseltamiwir i najczęściej obserwuje się poprawę. Oseltamiwir jest na pewno skuteczny, ale to nieliczny przykład.

Trudno odróżnić grypę od przeziębienia.

Medycyna dysponuje szybkimi testami. W Polsce nie są wykorzystywane przez lekarzy rodzinnych, bo chociaż są szybkie, kosztują i zabierają czas, a wszyscy wiemy, jak wygląda poczekalnia w przychodni lekarza rodzinnego. Są natomiast stosowane na izbach przyjęć i w szpitalnych oddziałach ratunkowych. Trzeba ustalić, czy gorączkujący i kaszlący pacjent może trafić na pulmonologię, czy należy go skierować do izolatki. Pobiera się wymaz z gardła i nosa i czeka pięć minut.

Trochę jak test ciążowy.

Niestety, nie mamy jeszcze takiego testu na koronawirusa, ale to kwestia czasu. Test na grypę nie jest doskonały. Wynik negatywny nie daje nam stuprocentowej pewności, że chory nie jest zakażony, więc szybkie testy na koronawirusa nie rozwiązałyby wszystkich problemów. Pozostaje nam badanie PCR, które kosztuje 200 złotych za czynnik. Lekarz zleci je, jeśli badanie zmieni cokolwiek w sytuacji pacjenta, na przykład zanim poda oseltamiwir, lub będzie różnicował, co jest przyczyną gorączki i kaszlu. PCR jest w każdej stacji sanitarno-epidemiologicznej i jest wykorzystywany w walce z koronawirusem. Biologom szybko się udało wychwycić trzy antygeny koronawirusa. Jeśli PCR złapie te trzy antygeny, można powiedzieć, że mamy chorego zakażonego koronawirusem.

Boli mnie gardło i mam lekką gorączkę. Iść do pracy?

To najgorsze, co mógłby pan zrobić. Nie tylko dziś, gdy stoimy w obliczu epidemii, ale w ogóle. Zastanawiałem się z kolegą zakaźnikiem, czy epidemia koronawirusa czegoś nas nauczy. Czy coś po tym ogromnym lęku pozostanie? Może ludzie zaczną częściej myć ręce? Może zakatarzeni zostaną w domu te dwa, trzy dni? Przecież wielu z nas może pracować przy komputerze, leżąc w łóżku. Może pracodawcy przestaną narzekać na pracownika na zwolnieniu lekarskim? Dziś widzę, że ludzie myślą o zdrowiu swoim i bliskich. Potrafimy zrezygnować z wyjazdu na wakacje kupione za kilka tysięcy złotych. Nosimy ze sobą środki odkażające.

I maseczki, których cena sięga 50 złotych za sztukę.

Maseczkę powinien założyć chory, który rozpyla wirusa z ust i nosa. Maseczek używamy w szpitalach od zawsze. Chory na grypę musi iść do pracowni rentgenowskiej zrobić zdjęcie płuc. Zakłada maseczkę i nie zakaża. Jeżeli osoba zdrowa założy maseczkę, to po pierwsze – będzie ją nosiła do upadłego, no bo wydała 50 złotych, a po drugie – zatrzyma się na niej to wszystko, co unosi się w powietrzu, łącznie z wirusami. Maseczka jest wilgotna od oddechu. W jej rozmiękczonej strukturze wirusy będą czekać, aż trafią do naszych ust i komórek nabłonka oddechowego. Człowiek zdrowy powinien unikać maseczek jak ognia.

Załóżmy, że chcę zostać z moim czerwonym gardłem w domu. Pracodawca zażąda zwolnienia lekarskiego. Pójdę do poradni lekarza rodzinnego rozsiewać chorobę.

Wiadomo, że w wypadku koronawirusa mamy sytuację nadzwyczajną i pracodawcy będą inaczej traktowali nieobecność pracowników, ale rzeczywiście w Polsce pokutuje kultura zwolnienia lekarskiego. Można przecież skorzystać z urlopu na żądanie. Można pracować w domu przed komputerem. Gdyby wprowadzić zasadę: jestem chory, więc zostaję w domu – byłoby pewnie sporo nadużyć, ale dziś żaden pracodawca nie jest zainteresowany tym, by jego pracownicy kasłali za biurkiem albo przed klientem. Zagrożenie minie i pewnie wrócimy do zwolnień lekarskich.

Oraz do wykorzystywania systemu ubezpieczeń.

Jeszcze nie tak dawno lekarze słyszeli od matek: „Panie doktorze, zostały mi jeszcze dwa tygodnie opieki nad dzieckiem, może bym została w domu?”. W porównaniu z innymi krajami Europy bardzo często korzystamy ze zwolnień lekarskich. Jest też napór drugiej strony. „Przyjdź, bo papiery się piętrzą. Zrobisz swoje i wrócisz do domu”. Chorzy uważają, że są niezastąpieni. W życiu nie ma niczego na stałe. Słyszałem o konferencjach naukowych, z których wyrzucano kaszlących. Wstrzymywane są obrony prac dyplomowych na wyższych uczelniach, co miesiąc temu było nie do pomyślenia. Ci studenci nie skończą studiów w terminie. Firmy spedycyjne nie dowiozą zamówionych towarów. Właściciele firm bez zamówień od swoich kontrahentów nie zapłacą wszystkich faktur. Nie wywiążemy się ze zobowiązań zawodowych, nie pójdziemy na koncert ani nie wygłosimy referatu, do którego przygotowywaliśmy się miesiącami. Wszystko zmienił jeden wirus.

Możemy kupować przez internet? W paczce może być koronawirus?

Tego nie wiemy. Wiemy, że niektóre wirusy tydzień utrzymają się na powierzchni stołu. Na pewno można je zniszczyć. Udowodniono, że koronawirusa niszczy alkohol. Myślę, że lada moment biolodzy podadzą nam więcej informacji.

Mydło zniszczy wirusa?

Na pewno pomoże pozbyć się go z rąk. Droga zakażenia, o której mówi się w wypadku koronawirusa, wiedzie z rąk do twarzy, nosa i spojówek. Swędzi nas oko i pocieramy je odruchowo. Coś nas drażni w kąciku ust i dotkniemy warg. Lekarze i epidemiolodzy zalecają mycie rąk i niedotykanie twarzy. Jeśli już musimy dotykać nosa lub oczu, zróbmy to przez chusteczkę.

Umyję ręce, ale wychodząc z łazienki, dotknę klamki.

Dlatego w szpitalach stosujemy podwójną procedurę. Mamy dwa rodzaje pojemników przy umywalkach. Po umyciu rąk odkażamy ręce. Mogę nawet suchymi, nieumytymi wcześniej mydłem rękami użyć roztworu odkażającego. Powinien zabić wszystkie podatne na alkohol drobnoustroje. Zraszacze z substancjami odkażającymi na bazie alkoholu wystawiają w łazienkach instytucje publiczne i firmy prywatne.

Czy to prawda, że lekarze i pielęgniarki nie chorują, bo mają częsty kontakt z wirusami i się na nie uodpornili?

Personel medyczny również choruje, i to się za chwilę może wydarzyć. W wypadku epidemii grypy obserwowaliśmy masowe zachorowania pielęgniarek i lekarzy. To spędza sen z powiek wszystkim urzędnikom administracji zajmującym się epidemią, członkom zespołów zarządzania kryzysowego i sanepidu. Ale poczekajmy na rozwój wypadków. Zachorowania w służbie zdrowia to problem całego systemu opieki zdrowotnej. Co będzie, jeśli zabraknie lekarza na dyżurze, w poradni, w karetce?

Myślałem, że będzie pan uspokajał.

Staram się mówić o faktach i doświadczeniach systemu opieki zdrowotnej.

Dzieci nie chorują na koronawirusa?

Tak się mówi, ale byłbym ostrożny z takim stwierdzeniem. Zachorowania dzieci są rejestrowane w świecie, choć generalnie przebiegają łagodniej.

Ktoś powie: Dzieci są zdrowe, nie będą stanowiły obciążenia dla szpitali i lekarzy rodzinnych. Wręcz przeciwnie – dzieci mogą roznosić wirusa. Stąd decyzja o zamknięciu szkół w całym kraju. Ale przecież dzieci odwiedzają sąsiadów, całują babcię i dziadka, wysyłamy je do sklepu albo na spacer z psem. Stąd apel władz, by młodzież nie spotykała się w galeriach handlowych, ale została w domu.

Dlaczego zakażenie koronawirusem ciężko, często dramatycznie, przechodzą starsze osoby?

Nie wiemy. Co do stwierdzenia, że zagrożone są osoby chorujące przewlekle, zdania są podzielone. Skoro szczyt zgonów jest w okolicach osiemdziesiątki, to niech mi pan pokaże zdrowego osiemdziesięciolatka, który nie zmaga się z chorobą przewlekłą. Na pewno zagrożone są osoby z obniżoną odpornością, czyli przyjmujące leki immunosupresyjne, cytostatyki albo sterydy, chociaż to, co mówię, nie jest potwierdzone badaniami.

Najgorsze jest zapalenie płuc w wyniku zakażenia koro- nawirusem?

Zapalenie płuc i ostra niewydolność oddechowa. Wirus uszkadza nabłonek oddechowy i pęcherzyki płucne. Chorzy są podłączani do respiratorów, co nie do końca jest skuteczne. Mimo respiratorów ludzie umierają. Respirator wpycha powietrze do płuc, ale jeśli w samych pęcherzykach płucnych nie będzie dobrej wymiany gazowej, to respirator nic nie pomoże. To tak, jakby wdmuchiwać powietrze w dziurawy balon.

A można podawać stuprocentowy tlen?

Do płuc? Nic to nie zmieni. Pęcherzyki są uszkodzone. Do krwi? Można użyć płucoserca wykorzystywanego w operacjach kardiologicznych, ale ile mamy takich urządzeń? Oczywiście płucosercami ratowano chorych na ciężką grypę, dając czas płucom na regenerację. Trzeba było tylko przeprowadzić pacjenta przez ten trudny czas.

Słyszałem, że po zapaleniu płuc wywołanym przez koronawirusa płuca ulegają zwłóknieniu.

Jest to informacja niepotwierdzona badaniami. Ludzie zdrowieją, wychodzą z ciężkich stanów. Nie doszło do regeneracji?

Ale wypisani do domu, zdrowi, znów chorują.

Widzimy, że coś z mechanizmami odpornościowymi w zetknięciu z koronawirusami jest nie tak. Pierwsze zachorowania dotknęły ludzi w grudniu. Minęło zbyt mało czasu, by mówić o koronawirusie ze stuprocentową pewnością.

Gdy spojrzymy na mapę zakażeń, zobaczymy rozsiane punkty. Co to oznacza?

Mamy zerwany łańcuch epidemiologiczny, a to bardzo zła wiadomość. Wirus zaczyna zakażać minimum jeden dzień przed zachorowaniem. W ten jeden dzień, gdy nie mamy objawów, jedziemy tramwajem albo wyjeżdżamy w delegację. Zaczynamy chorować, ale gdy choroba przebiega łagodnie, nie zgłaszamy jej sanepidowi. Zostajemy w domu na trzy dni. Nikt nie wie, że rozsiewaliśmy koronawirusa. Gdy ciężko zachoruje pasażer tramwaju, obok którego siedzieliśmy, nikt z sanepidu nas nie odnajdzie. Będziemy brakującym elementem łańcucha epidemiologicznego. Byłoby prosto, gdyby można było zobaczyć, że zachorował pan Kowalski, później jego żona, potem sąsiadka, potem dziecko sąsiadki. Jeżeli mamy pojedyncze klastery zachorowań, to znaczy, że dzieje się coś, o czym nie wiemy. Albo po drodze mieliśmy nosicieli wirusa, którzy nie zachorowali, albo zachorowali skąpo. Kaszleli, ale po dwóch dniach im przeszło.

Zbliża się wiosna. Jest już cieplej. Epidemia się skończy?

To bardzo częste pytanie kierowane do zakaźników. Jeden z lekarzy odpowiedział: A czy ktoś z państwa wie, że koronawirus jest wirusem sezonowym? Ja nic o tym nie wiem. Ospa i odra trwają cały rok. Czy koronawirus jest podobny do grypy, która jest sezonowa? Przekonamy się. Czy wygaśnie w maju? A może przycichnie i będziemy mieć nowe zachorowania w sierpniu. Nie wiemy.

O świńskiej grypie zapomnieliśmy.

Ebola zaniknęła samoistnie, gdy szczepionka była już prawie gotowa. Później się pojawiła, a potem znowu ustąpiła. Nikt nie wie dlaczego.

W internecie krąży brzydki dowcip. Przyjęto pacjentkę na oddział zakaźny z podejrzeniem zakażenia koronawirusem. Lekarz uspokaja kobietę: Na szczęście to tylko żółtaczka zakaźna.

Kilka lat temu pisano o groźnym wirusie zapalenia wątroby typu C. Pamiętam dramatyczny ton artykułów prasowych. Dziś wystarczy przyjmować tabletkę przez osiem do dwunastu tygodni, aby pozbyć się wirusa na zawsze. Wirusa HIV znamy od kilkudziesięciu lat. Dopracowano się metod szybkiej diagnostyki. Dziś pacjent, który bierze leki, może żyć z HIV bez objawów i problemów. Tylko że poznawanie tych wirusów trwało latami, a my z koronawirusem walczymy od kilku tygodni.

Szpitale zakaźne pomieszczą wszystkich chorych?

Niestety, zlikwidowaliśmy szpitale zakaźne, bo nie były potrzebne. Nie da się przerobić oddziału chorób wewnętrznych na oddział zakaźny. Powinny być jednoosobowe pokoje z węzłami sanitarnymi. Nowoczesne oddziały zakaźne można policzyć na palcach. Wymaga się, żeby sale dla chorych izolowanych były z podciśnieniem. Gdy otworzą się drzwi do izolatki, powietrze nie powinno się wydostawać na zewnątrz. Według przepisów wentylacja w salach powinna dziesięć razy w ciągu godziny wymienić całe powietrze w pomieszczeniu. Widział pan sale z taką wentylacją? Zakaźnictwo jest jak polisa ubezpieczeniowa. Kupujemy OC na samochód przez lata, ale przyjdzie ta jedna chwila i boleśnie odczujemy spóźnienie z zapłaceniem składki. W wielu krajach istnieją nowoczesne oddziały zakaźne, które wykorzystuje się do innych celów. Funkcjonują jako oddziały dermatologiczne, okulistyczne, laryngologiczne, a gdy zajdzie potrzeba, uruchamia się śluzy, wentylacje, zabezpieczenia i pełnią swoją pierwotną funkcję. Kiedyś pulmonolog był lekarzem od gruźlicy. Dziś zajmuje się nowotworami płuc, leczeniem astmy i przewlekłej obturacyjnej choroby płuc. Zapomnieliśmy o chorobach zakaźnych.

A może na wszelki wypadek wziąć antybiotyk?

Antybiotyk nie działa na grypę ani na wirusy.

Ale mogą wystąpić powikłania. Tak mówią lekarze.

Często chorzy wymuszają na lekarzu wypisanie antybiotyku: „Stałem trzy godziny w poczekalni, a pan mi zaleca leżenie w łóżku?”. Nie wypisujmy antybiotyków na wszelki wypadek. W ciągu ostatnich trzydziestu lat pojawiło się bardzo mało nowych antybiotyków. Przemysł farmaceutyczny nie może niczego znaleźć, mimo że idą na to duże pieniądze. Są sytuacje, gdy antybiotyk ratuje życie pacjenta, na przykład gdy chory ma posocznicę lub bakteryjne zapalenie otrzewnej. Ale z drugiej strony marnujemy skuteczność antybiotyków, podając je zwierzętom dla zwiększenia efektywności hodowli.

Antybiotyki jemy na obiad w kotlecie.

Jest coraz więcej opornych bakterii. W Polsce, a nawet w Poznaniu, spotkaliśmy się ze szczepem New Delhi. Nie reaguje na żaden antybiotyk. Bakteria rozlazła się między szpitalami. Wielu ludzi ma ją w nosie. Jest granatem z opóźnionym zapłonem. Wystarczy spadek odporności i New Delhi zabije. Wprowadzono wymóg szczegółowych badań pacjentów przyjmowanych do szpitala, jeśli byli już hospitalizowani w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Nie mówi się o tym w mediach.

Nie widzę edukacyjnej roli mediów. Ja i moi koledzy lubimy oglądać BBC i Discovery, bo ten czas oglądania nie jest czasem straconym. W polskiej telewizji jest mało programów o medycynie, a jeśli są, to nudne.

Nie lubimy dydaktyzmu.

O medycynie trzeba mówić prosto, ale nie prostacko. Sami powinniśmy się uczyć. Żona mówi do męża: Zostało w szafce trochę antybiotyku, a ponieważ źle się czuję, to wezmę. Albo mąż mówi do żony: Już nie mam gorączki, lepiej się czuję, odstawiam antybiotyk. Nie mówię już o ludziach objętych kwarantanną, a widzianych na zakupach w sklepie. Nie postawimy obok każdego Polaka lekarza albo policjanta. Epidemii nie zwalczy za nas armia urzędników czy pracowników sanepidu.

New Delhi w nosie zaatakuje, gdy spadnie odporność. Co obniża naszą odporność?

Przemęczenie, nieprzespana noc, problemy w pracy, niedożywienie, ekstremalne sporty. Jeden z ostatnich komunikatów dotyczących koronawirusa głosi, że zagrożone są osoby przemęczone, niedojadające, niedosypiające. Obserwacja banalna, ale coś w tym jest.

Patrząc na historię, widzimy, że Europejczycy najbardziej bali się zarazy. „Od powietrza, ognia, głodu i wojny zachowaj nas, Panie”. Nie mamy wpływu na to, co znajduje się w powietrzu.

Choroby zakaźne zawsze zabijały. Gdy odkopano szczątki Ramzesa V, odnaleziono ślady ospy prawdziwej. Przestaliśmy się bać tych chorób, bo upowszechniły się szczepienia, a po drugie – poprawił się stan sanitarny. Na wsiach nie korzysta się już ze studni. Prawie zniknęły tak popularne kiedyś zakażenia pokarmowe z brudu. Koronawirus przypomniał nam o chorobach zakaźnych, tak jak przypomniała o nich hiszpanka w 1918 i 1919 roku. Lista drobnoustrojów szkodzących człowiekowi nie jest zamknięta. Każdy nowy wirus jest wielką naukową zagadką. Czy znajdziemy lek na koronawirusa? Czy powstanie szczepionka? Czy zachorowania zanikną? A może będą trwały wiele miesięcy? Czy koronawirus powróci za rok albo za trzy lata? Dziś nie potrafimy odpowiedzieć na te pytania.

Żadna epidemia nie zagroziła biologicznemu istnieniu cywilizacji.

To jest okropne, co powiem, ale choroby pełnią funkcję selekcyjną. Medycyna występuje przeciwko naturze. Niektóre choroby przewlekłe zabijały w ciągu kilku lat po rozpoznaniu. Chorzy się nie żenili, nie mieli dzieci. Chorób przybywa i są przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Niech zgadnę, co pan zaleci. Odpoczynek, picie wody i niepanikowanie.

I niestawianie się u lekarza rodzinnego z kaszlem i gorączką, co do której panuje wiele mitów. Nie zbijajmy gorączki, jeśli nie przekracza 38 stopni. Bierzmy leki przeciwgorączkowe tylko wtedy, gdy się źle czujemy. Oczywiście inaczej sprawa wygląda, jeśli gorączkuje małe dziecko, które może stracić przytomność albo dostać drgawek. My, dorośli, w dobie koronawirusa, gdy zachorujemy, zadzwońmy do naszej przychodni. Lekarz zbierze wywiad przez telefon i jeśli stwierdzi zagrożenie, przyśle po nas karetkę. Zdarzają się pacjenci, którzy osobiście odwiedzają sanepid – chyba tylko po to, aby zanieść tam swoją infekcję i przekazać ją pracownikom tej instytucji. Zanim podejmiemy decyzję, zastanówmy się nad jej konsekwencjami.

Powiedział pan, że wirus to organizm, ale nie organizm żywy. W Księdze Rodzaju czytamy, że trzeciego dnia Bóg stworzył ląd i rośliny.

Myśli pan, że przed roślinami musiały być wirusy? Patrząc na sprawę z ewolucyjnego punktu widzenia, można by tak powiedzieć.

Na początku był wirus?

Coś w tym jest.

prof. Jacek Wysocki – profesor medycyny, lekarz pediatra, specjalista chorób zakaźnych, rektor Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu w kadencjach 2008-2012 i 2012-2016. Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Nauk o Zdrowiu oraz przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. Mieszka w Poznaniu.

Piotr Świątkowski – ur. 1980, autor słuchowisk i audycji historycznych w Radiu Poznań, w 2017 roku w Domu Wydawniczym Rebis opublikował książkę reporterską "Polakom i psom wstęp wzbroniony. Niemiecka okupacja Kraju Warty". Razem z Jarosławem Burchardtem napisał książkę o agencie CIA z Leszna "Szpieg, który wiedział za mało. Tajemnice kontrwywiadu PRL". Jest żonaty, ma dwoje dzieci, mieszka w Skórzewie pod Poznaniem.

Życie ze stratą

GWÓŹDŹ W ŚCIANIE

•••

Jeśli naprawdę chcę drugiemu coś dać, a nie kupić jego osobę, to dawanie zmienia się w ofiarowanie, w dar. I tu zaczynają się schody... muszę się liczyć z możliwością odrzucenia, zmarnowania go przez drugą stronę.

Z trapistą MICHAŁEM ZIOŁO rozmawiają KATARZYNA KOLSKA i ROMAN BIELECKI OP

zdjęcie: FILIP KOMINIK / UNSPLASH.COM

Katarzyna Kolska, Roman Bielecki OP: Trudno jest zostawić wszystko?

Michał Zioło OCSO: To zależy od tego, czym jest to nasze „wszystko”. No i dla kogo lub dla czego to zostawiamy.

A co zostawić najtrudniej?