Miesiecznik W drodze 5/2023 (597) - Wydanie zbiorowe - ebook

Miesiecznik W drodze 5/2023 (597) ebook

Wydanie zbiorowe

0,0

Opis

Majowy miesięcznik „W drodze o sporze wokół Karola Wojtyły, o młodych ludziach, którzy myślą o zmianie płci, oraz o tym, jak przygotować dzieci do pierwszej spowiedzi.

 

Transseksualizm

Słowo „transseksualizm” wywołuje kontrowersje. Brakuje, jak zawsze przy tematach dotykających etyki i ludzkiego życia, spokojnego przyglądania się problemowi i próby zrozumienia tych, którzy cierpią. I znalezienia odpowiedzi na pytanie: Czy zmiana płci, tranzycja, jest lekarstwem na to cierpienie?

Jak pomóc młodym ludziom i jak wesprzeć ich rodziców, którzy mają prawo czuć się zagubieni, gdy nastoletnia córka prosi ich, by od dziś mówili do niej Krzysiu? O tym Joanna Piekarska, terapeutka z Pracowni Dialogu.

Prof. Lew-Starowicz ostrzega przed falą detranzycji w Polsce. Jak wygląda proces powrotu do pierwotnej płci pisze, z perspektywy Wielkiej Brytanii, Jolanta Brózda-Wiśniewska.

A jak się do tego wszystkiego mają słowa z Księgi Rodzaju, że Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę? Jakie podejście do transseksualizmu ma Kościół? O tym Dominika Żukowska-Gardzińska i Bartosz Wieczorek.

 

Spór o konfesjonał

Wiele mówi się o spowiedzi dzieci, głównie za sprawą osób, które nie chodzą do Kościoła i nie korzystają z sakramentów. A co sądzą rodzice? I ksiądz, który przygotowuje dzieci do pierwszej komunii świętej, a więc także do pierwszej spowiedzi?

Psycholog Anna Dembińska uważa, że do spowiedzi nie powinny przystępować dzieci niewierzące, czyli wychowujące się w domach, gdzie o Bogu i wierze nie ma mowy, a pierwsza komunia to impreza i wypasione prezenty.

O przygotowaniach do pierwszej spowiedzi i zaangażowaniu rodziców mówi Przemysław Ciesielski OP.

 

Mama, matka, mamusia

Maj to też Dzień Matki. W ostatnich latach powstało sporo książek o matkach, które odeszły, jakbyśmy próbowali oswoić coś, co jest nie do oswojenia. Przejmujący, wzruszający i poruszający tekst o mamach, których już nie ma, napisał Rafał Cekiera.

A o mamach opiekujących się swoimi niepełnosprawnymi dziećmi, które nigdy nie narysują dla nich laurki, nie powiedzą wiersza, pisze Dorota Ronge-Juszczyk.

 

Rozmowa w drodze

Wydaje się, że na ten temat powiedziano i napisano już wszystko: Czy Karol Wojtyła wiedział, czy nie wiedział? Jest winny czy niewinny? Należy odebrać mu tytuł świętego czy dalej prosić o wstawiennictwo? Czy reportaż „Franciszkańska 3” to podniesienie ręki na Kościół i św. Jana Pawła II, czy próba uporania się z tematem kościelnej pedofilii?

Odpowiada Marek Lasota, wieloletni pracownik Instytutu Pamięci Narodowej.

 

Kup i czytaj majowy „W drodze”!

 

SPIS TREŚCI
ROZMOWA W DRODZE

Z otwartą przyłbicą / teczki Wojtyły

rozmawiają Marek Lasota, historyk, i Włodzimierz Bogaczyk

 

MATKA, MAMA, MAMUSIA

Już nigdy… / o tych, które odeszły

Rafał Cekiera

Dlaczego my wciąż musimy walczyć? / matki niepełnosprawnych

Dorota Ronge-Juszczyk

 

TRANSSEKSUALIZM

Stworzeni na obraz Boga / zmiana płci i nauczanie Kościoła

Dominika Żukowska-Gardzińska, Bartosz Wieczorek

Przynoszę moje cierpienie / dziecko w terapii

rozmawiają Joanna Piekarska, psychoterapeutka, i Katarzyna Kolska

Tam i z powrotem / detranzycja

Jolanta Brózda-Wiśniewska

 

SPÓR O KONFESJONAŁ

Spowiedź, czyli… wspinaczka / jak przygotować dzieci do sakramentu pokuty

rozmawiają Przemysław Ciesielski OP i Tomasz Maćkowiak

Komu szkodzi spowiedź? / poczucie winy

Anna Dembińska

 

MÓJ ROK Z TERESĄ

Panna Uśmiechu / doświadczenie macierzyństwa

Krzysztof Popławski OP

 

ORIENTACJE

Akt łaski / w kinie i w domu

Wiesław Kot

Bliskość na odległość / „Tylko Prawda. Moje życie u boku Benedykta XVI” abp. Georga Gänsweina i Saveria Gaety Wydawnictwo Esprit

Marcin Cielecki

 

DOMINIKANIE NA NIEDZIELĘ

Kocha, jak Syn kocha / Tomasz Zamorski OP

Na Drodze do Życia bez zawałów serca / Norbert Augustyn Lis OP

Najmilszy z gości / Grzegorz Chrzanowski OP

Tylko z Nim / Grzegorz Kuraś OP

Wspólny język / Mikołaj Walczak OP

 

FELIETONY

Sztajger a sprawa polska / ks. Grzegorz Strzelczyk

Łatanie dziury w całym / Paulina Wilk

Maksyma redaktora Tomaszewskiego / Stefan Szczepłek

Bóg wykluczony / Benedykta Karolina Baumann OP

Siberia connecting people – biopSJa spotkania / Wojciech Ziółek SJ

Siberia connecting people – biOPsja spotkania / Paweł Krupa OP

Umajeni? / Dariusz Duma

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 178

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Drodzy Czytelnicy,

kiedy siedem lat temu na łamach miesięcznika „W drodze” poruszaliśmy temat transseksualizmu („Ciało, w którym żyję”, 6/2016) i stosunku Kościoła do osób nieakceptujących swojej płci biologicznej, miało to charakter pionierski. Mimo upływu lat w naszym myśleniu o tym problemie niewiele się zmieniło – wciąż posługujemy się stereotypami o „chłopczycach” i „miękkich” chłopcach, na które nakładają się skojarzenia o seksualnej fanaberii, mające swoje polityczne konotacje spod znaku gender, tęczowej flagi i LGBT. Każda dyskusja na ten temat budzi skrajne emocje i w efekcie sprawia, że przestajemy myśleć o samotności, cierpieniu i niezrozumieniu, jakiego doświadczają osoby transpłciowe.

W bieżącym numerze ponownie wracamy do tego zagadnienia z uwagi na dwa równolegle rozwijające się zjawiska. Jednym jest wzrastająca w ostatnich latach liczba nastolatków, którzy nie odnajdują się w binarnym podziale na płcie i coraz częściej chcą uzgodnić płeć biologiczną z tym, co wewnętrznie czują. O tym mogą Państwo przeczytać w znakomitej rozmowie z psychoterapeutką Joanną Piekarską, która w swojej pracy próbuje przyjść z pomocą zarówno młodym ludziom doświadczającym takich problemów, jak i ich rodzicom, którzy czują się zagubieni i nie wiedzą, jak towarzyszyć w tym swoim dzieciom. Drugim jest detranzycja, z którą mamy do czynienia wtedy, kiedy osoby, które zmieniły płeć, po czasie decydują się na powrót do swojej pierwotnej płci. O tym pisze, z perspektywy Wielkiej Brytanii, Jolanta Brózda-Wiśniewska.

Nauczanie Kościoła pozostaje w tej kwestii niepełne i wciąż w wielu punktach domaga się dookreślenia. Obecny stan teologicznej refleksji przedstawiają Dominika Żukowska-Gardzińska i Bartosz Wieczorek, próbując opisać moralną złożoność tej sytuacji. Zachęcam Państwa do lektury, bo jestem przekonany, że tylko zagłębienie się w ten problem pozwoli nam na uczciwą i merytoryczną dyskusję, której bardzo potrzebujemy. ¶

maj 2023

Rozmowa w drodze

Z otwartą przyłbicą / teczki Wojtyły

rozmowa zMarkiem Lasotą

Matka, mama, mamusia

Już nigdy… / o tych, które odeszły

Rafał Cekiera

Dlaczego my wciąż musimy walczyć? / matki niepełnosprawnych

Dorota Ronge-Juszczyk

Transseksualizm

Stworzeni na obraz Boga / zmiana płci inauczanie Kościoła

Dominika Żukowska-Gardzińska, Bartosz Wieczorek

Przynoszę moje cierpienie / dziecko wterapii

rozmowa zJoanną Piekarską

Tam i z powrotem / detranzycja

Jolanta Brózda-Wiśniewska

Spór o konfesjonał

Spowiedź, czyli… wspinaczka / jak przygotować dzieci do sakramentu pokuty

rozmowa zPrzemysławem Ciesielskim OP

Komu szkodzi spowiedź? / poczucie winy

Anna Dembińska

Mój rok z Teresą

Panna Uśmiechu / doświadczenie macierzyństwa

Krzysztof Popławski op

Orientacje

Akt łaski / w kinie iw domu

Wiesław Kot

Bliskość na odległość / Tylko Prawda. Moje życie uboku Benedykta XVI Georga Gänsweina iSaveria Gaety

Marcin Cielecki

Dominikanie na niedzielę

Kocha, jak Syn kocha / Tomasz Zamorski OP

Na Drodze do Życia bez zawałów serca / Norbert Augustyn Lis OP

Najmilszy z gości / Grzegorz Chrzanowski OP

Tylko z Nim / Grzegorz Kuraś OP

Wspólny język / Mikołaj Walczak OP

Felietony

Sztajger a sprawa polska / ks. Grzegorz Strzelczyk

Łatanie dziury w całym / Paulina Wilk

Maksyma redaktora Tomaszewskiego / Stefan Szczepłek

Bóg wykluczony / Benedykta Karolina Baumann OP

Siberia connecting people – biopSJa spotkania / Wojciech Ziółek SJ

Siberia connecting people – biOPsja spotkania / Paweł Krupa OP

Umajeni? / Dariusz Duma

Redakcja:

Roman Bielecki OP (redaktor naczelny)

Katarzyna Kolska (zastępca red. nacz.)

Łukasz Róg OP (sekretarz redakcji)

Dominik Jarczewski OP

Magdalena Wojtaś

Korekta:

Magdalena Ciszewska

Paulina Jeske-Choińska

Lidia Kozłowska

Projekt graficzny i skład:

[email protected]

Koordynacja produktu:

Kornelia Winiszewska

Reklama i patronaty:

Ewelina Paluszyńska

[email protected]

ISSN: 2543-4802

Wydawca:

Wydawnictwo Polskiej Prowincji

Dominikanów W drodze Sp. z o.o.

ul. Tadeusza Kościuszki 99,

61-716 Poznań

Adres redakcji:

ul. Tadeusza Kościuszki 99,

61-716 Poznań

tel. 61 850 47 22

e-mail: [email protected]

www.miesiecznik.wdrodze.pl

Cum permissione auctoritatis ecclesiasticae.

Redakcja nie odsyła materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo adiustowania i skracania tekstów przyjętych do druku.

Zdjęcie na okładce: engin akyurt / unsplash

Śledź nas: Facebook: MiesiecznikWdrodze / Instagram: wdrodze_miesiecznik / Twitter: miesWdrodze / YouTube: WydawnictwoWdrodzePL

Z otwartą przyłbicą

Współpraca księdza z bezpieką a zbrodnia pedofilii to są naprawdę dwie różne rzeczywistości, ta druga o znacznie większej sile rażenia, zdecydowanie bardziej szkodliwa, w pierwszej kolejności dla ofiar, ale w drugiej dla całego Kościoła.

Z historykiem Markiem Lasotą

rozmawiaWłodzimierz Bogaczyk

Zacznę naszą rozmowę nie od pytania, ale od szczerej deklaracji – obawiam się, że niezależnie od tego, o co będę pytał i co pan odpowie, to obaj zostaniemy uznani za przedstawicieli jednego z dwóch walczących ze sobą plemion, czyli – w dużym uproszczeniu – albo za zajadłych antyreligiantów, albo za kościelnych apologetów.

Niestety może się tak zdarzyć. Nawet jeśli będziemy mówić jedynie o faktach, na jakie wskazują zachowane materiały archiwalne czy wspomnienia wciąż żyjących świadków bądź ofiar zdarzeń sprzed kilkudziesięciu lat.

Rozmawiamy po ukazaniu się książki Ekke Overbeeka Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział i po emisji w TVN24 reportażu Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”. Czy pańskim zdaniem te dwie publikacje przybliżają nas do prawdy o reakcji Karola Wojtyły na poczynania podległych mu księży pedofilów?

Też się nad tym zastanawiam. Obaj autorzy oczywiście odnoszą się i do dokumentów, i do wspomnień. Jednak to, co możemy przeczytać czy obejrzeć, w mojej opinii nie mówi nam niczego nowego, zwłaszcza komuś, kto zna realia tamtych czasów. O tym, że w każdej społeczności mogą znaleźć się pedofile, wiemy. O tym, że niestety są także we wspólnocie Kościoła, wiemy już przynajmniej od kilku dobrych lat, jeśli nie dłużej.

Przed Overbeekiem i Gutowskim o działaniach biskupa Wojtyły wobec księży pedofilów w swojej diecezji pisał Tomasz Krzyżak z „Rzeczpospolitej”. Jego teksty powstały na podstawie tych samych materiałów archiwalnych IPN. Krzyżak nie stawia biskupowi zarzutu ukrywania przypadków pedofilii. Jak to możliwe, że przeglądając te same teczki, można dojść do zupełnie różnych wniosków?

To zależy, z jakim założeniem przystępuje się do kwerendy. Na pewno każdy, kto chce poznać pełną prawdę o jakimś zjawisku, musi sięgać możliwie szeroko do źródeł, a pisząc o Polsce w drugiej połowie ubiegłego stulecia, na pewno warto zajrzeć do akt IPN.

Celem tych poszukiwań może być zdobycie nowych informacji, ale można też czytać te materiały, przyjmując jakąś tezę, i szukać argumentów tę tezę potwierdzających. Boję się, że w tym przypadku mamy do czynienia z taką sytuacją.

Nie chciałbym przyjmować takiego założenia i przypisywać im złej woli. Może po prostu uznali, że znaleźli coś ciekawego.

Absolutnie nie zakładam złej woli, to by było nieuczciwe. Mogli trafić na ciekawy z ich punktu widzenia materiał, z założenia próbując odnaleźć odpowiedź na pytanie: „Czy Wojtyła wiedział?”.

Pozwolę sobie na dygresję. Pamiętam swoje pierwsze zetknięcie z archiwaliami IPN. Doskonale rozumiem, że można ulec ekscytacji, nawet jakiemuś zauroczeniu, bo nagle przed naszymi oczami wyłania się rzeczywistość, co do której co najwyżej można było snuć domysły czy intuicyjnie ją przeczuwać. A tymczasem ma się w ręku dokumenty, które czarno na białym potwierdzają jakieś fakty bądź im zaprzeczają. To nieuchronnie wywołuje ekscytację, jeżeli jednak chcemy opisać jakieś zjawisko z przeszłości, to naszym obowiązkiem – i to niezależnie od tego, czy robi to zawodowy historyk, czy dziennikarz – jest podjęcie próby dotarcia do wszystkich możliwych źródeł, które to wydarzenie z przeszłości czy postać pokazują. A tu w mojej ocenie tego zabrakło.

No dobrze, dziennikarze nie są zawodowymi historykami, ale przecież te materiały są dostępne od dłuższego czasu. Dlaczego nie zainteresowały historyków?

Dobre pytanie… Mogę powiedzieć w swoim imieniu. Kiedy przed dwudziestu laty dokonywałem kwerendy w sprawach dotyczących Karola Wojtyły, niewiele wiedzieliśmy o zawartości archiwów byłej SB. To było w dużej mierze szukanie po omacku. Dzisiaj sytuacja jest zupełnie inna. Te wszystkie materiały są skatalogowane, w większości zdigitalizowane, dostęp do nich jest praktycznie nieskrępowany. Dzisiejsze kwerendy są daleko bardziej efektywne niż te robione kilkanaście czy dwadzieścia lat temu.

Druga sprawa to zmiana spojrzenia na tę tematykę. Oczywiście historycy wiedzieli o, jak się wtedy mówiło, problemach obyczajowych duchowieństwa. Jednak – i mówię to, opierając się na własnym doświadczeniu – patrzyliśmy, na ile to było użyteczne dla bezpieki, by osaczyć danego księdza. Badaliśmy te dokumenty, sprawdzając, jak pracowała komunistyczna policja polityczna.

Wiadomo, że werbunek dokonywał się na zasadzie „worek, korek i rozporek” – albo pieniądze, albo jazda samochodem po pijanemu, albo niemoralne prowadzenie się, w tym pedofilia. Dziś najbardziej bulwersujące dla opinii publicznej nie są przypadki duchownych współpracujących z SB, ale właśnie kwestie związane z pedofilią w szeregach duchowieństwa i to, jak na nie reagowała hierarchia kościelna.

Czy jeśli ktoś był agentem SB, to możemy uznać jego donosy czy zeznania za niewiarygodne? Nawet jeśli miał swoje powody, by tak mówić – bo chciał się podlizać swemu oficerowi prowadzącemu albo sam nie przestrzegał celibatu, albo zwyczajnie, po ludzku nie lubił swego biskupa?

Ma pan na myśli przypadek księdza Anatola Boczka, na którego powołują się dziennikarze?

Tak.

Chciałbym zwrócić uwagę na jedną z ostatnich publikacji Piotra Litki i Tomasza Krzyżaka w „Rzeczpospolitej”. Wynika z niej, że Krzysztof Srokowski, oficer prowadzący księdza Boczka, był skonfliktowany w swoim esbeckim środowisku, a ostatecznie wyleciał z pracy i został skazany, bo przedstawiał fikcyjne pokwitowania, że wypłacił informatorom pieniądze, które brał do swojej kieszeni. On nawet dla swoich przełożonych w UB był niewiarygodny. Czy zatem możemy powiedzieć, że skoro spotkał się alkoholik Boczek z kombinatorem Srokowskim, to przekreśla to treść dokumentów, jakie po tym spotkaniu powstały? Nie! Te treści są.

Jednak należy sobie zadać pytanie, jaki był dalszy los tych rewelacji. One trafiły na biurko „Luny”, Julii Brystygierowej, wtedy szarej eminencji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, odpowiedzialnej za walkę z Kościołem. Miała informacje o niemoralnym prowadzeniu się kardynała Adama Sapiehy i nie zrobiła z nich żadnego użytku, choć legenda Sapiehy, osoby niezłomnej – zwłaszcza w czasie wojny i okupacji – była solą w oku władzy komunistycznej. Ten materiał mógł ów mit Sapiehy zburzyć. I nic się dalej z nim nie stało. Dlaczego? „Luna” była nie tylko osobą bardzo zaangażowaną w działania wymierzone w Kościół. Była też zawodowcem, zatem najpewniej zweryfikowała wiarygodność tych materiałów.

O niczym nie chcę przesądzać, po prostu odpowiadając na pańskie pytanie, sam muszę postawić kolejne. Być może już nigdy nie znajdziemy na nie odpowiedzi. Ale tworzenie z donosów Boczka atmosfery jakiegoś rozpasania i rozwiązłości, która panowała w otoczeniu Sapiehy, jest, delikatnie mówiąc, dalece nieuprawnione. Poza tym jednym świadectwem ma to potwierdzać tylko zeznanie księdza Andrzeja Mistata.

Złożone w śledztwie, podczas którego był torturowany.

No właśnie. I żadnych innych informacji na ten temat nie ma. Kraków to miasto, w którym wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, a już zwłaszcza wiedzieli w tamtym czasie. Można sprawę księdza Boczka i treść tych materiałów analizować, nawet należy to zrobić, skoro zostały upublicznione. Ale trzeba na to patrzeć z różnych punktów widzenia i brać pod uwagę różne okoliczności.

Jeśli przyjmiemy podejście zero-jedynkowe do treści materiałów bezpieki, to naprawdę wiele pożytku z tego nie będzie. Podkreślam jeszcze raz – dla mnie zawsze te materiały były absolutnie niezbędnym źródłem, które służyło temu, aby uzyskać pełniejszy niż dotychczas obraz wydarzeń tamtych lat. Ale z pewnością nie są one jedynym źródłem i przez nikogo nie powinny być tak traktowane.

Czy potrzebny jest raport o pedofilii w Kościele polskim?

Takie cząstkowe raporty już powstały.

Pytam o raport całościowy. Na podstawie dotychczasowych trzech kwerend w archiwach kurii i zgromadzeń zakonnych potwierdzono około stu przypadków pedofilii. Jednak ogólny raport nie powstał, choć takie raporty zrobiły Kościoły we Francji, w Hiszpanii czy w Stanach Zjednoczonych.

Myślę, że idziemy w tym kierunku. Wierzę głęboko, że polski Kościół podejmie wyzwanie i po prostu rozliczy się z tymi niechlubnymi zjawiskami, katastrofalnymi zarówno dla ofiar, jak i dla kondycji całego Kościoła. Nie tylko dla duchowieństwa, ale dla nas wszystkich, którzy się z Kościołem utożsamiamy. Choćby z tego powodu nie ma innej drogi jak uczciwe opisanie wszystkiego i wyciągnięcie wniosków.

Na przestrzeni minionych lat księży pedofilów było w Polsce, z tego co dziś wiemy, kilkudziesięciu czy stu kilkudziesięciu. To nie było powszechne zjawisko, choć nawet gdyby był tylko jeden taki przypadek, też byłby katastrofą, z którą należy się uczciwie zmierzyć i publicznie rozprawić. Innego wyjścia nie ma.

A kto powinien ten raport stworzyć? Czy jest możliwe powołanie takiej komisji, powstanie takiego raportu, żebyśmy na końcu wszyscy mogli powiedzieć: OK, wiemy, jak było?

Nigdy nie będziemy mogli tak powiedzieć. Co najwyżej: Dokonaliśmy oglądu na tyle, na ile to było możliwe, oto nasze wnioski. A co do komisji – popatrzmy, jak to się robi gdzie indziej. Mówił pan o Francji. Myślę, że to jest dobry przykład. Tam komisja powstała z inspiracji francuskiego episkopatu, ale w jej skład weszli przede wszystkim ludzie świeccy, na czele z emerytowanym politykiem Jeanem-Markiem Sauvém. To były osoby cieszące się szacunkiem i społecznym zaufaniem.

Naprawdę w Polsce jest wielu takich ludzi, osób zaufania publicznego, co najistotniejsze niekojarzonych z którymkolwiek z walczących ze sobą plemion, które mogłyby się podjąć takiego zadania. Taka komisja powinna się składać nie tylko z historyków, ale także profesjonalistów z innych dziedzin, przede wszystkim prawników i psychologów. To niezwykle złożona materia, ona nie dotyczy jedynie faktów historycznych, ale też żywych ludzi. I tu delikatność w badaniu jest absolutnie pożądana.

Krótko mówiąc – taka komisja powinna powstać i musi mieć zapewniony dostęp do wszelkich możliwych materiałów archiwalnych.

Także kościelnych?

Oczywiście. Jeżeli chcemy wszystko rzetelnie zbadać, to zapoznanie się z dokumentacją kościelną jest absolutnie niezbędne.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski od lat stawia Kościołowi hierarchicznemu zarzut grzechu zaniechania w sprawie lustracji duchowieństwa. Może, gdyby te sprawy zostały przez Kościół wcześniej opowiedziane ze wskazaniem nazwisk, to dzisiaj zarzuty podnoszone przez dziennikarzy byłyby zupełnie inaczej odbierane przez opinię publiczną.

Przed laty odbyłem prywatną rozmowę z ważnym hierarchą, który się żalił, że w sprawach lustracyjnych wszyscy się rzucili na księży, a przecież przypadki współpracy były także w innych środowiskach. Odpowiedziałem wówczas tak: Podejmując się kiedyś zadania badania teczek tajnych współpracowników, miałem nadzieję, że Kościół wyznaczy standardy pokazujące, jak się zmierzyć z rzeczywistością wyzierającą z akt bezpieki. No i się zawiodłem. Ksiądz Isakowicz-Zaleski ma rację. Co więcej, rzeczywistość pokazuje, jak ten grzech zaniechania się mści. Gdyby wówczas z problemem lustracji duchowieństwa zmierzono się z otwartą przyłbicą, to znacznie łatwiej byłoby odpowiadać na zarzuty, które dziś są przedmiotem ożywionej debaty publicznej.

Przez lata opinia publiczna w Polsce postrzegała Kościół w latach PRL-u jako ostoję wolności, instytucję, która zdała egzamin z przejścia przez Morze Czerwone komunizmu. Co takiego się stało, że nagle polskie społeczeństwo patrzy na Kościół zupełnie inaczej?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć o ponad sto lat. Jeszcze u progu niepodległości w mentalności polskiego duchowieństwa bardzo silnie zadomowiły się idee Narodowej Demokracji. I Kościół w Polsce zaczął się utożsamiać z takimi pojęciami jak państwo i naród. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że zbawiennym skutkiem takiego stanu rzeczy była rzeczywistość powojenna, kiedy Kościół automatycznie wszedł w rolę depozytariusza polskości. Stał się wówczas punktem odniesienia także dla tych, którzy się nie godzili z rzeczywistością komunistyczną. Można w nim było zaczerpnąć haust wolności.

Tyle że to nie jest rola Kościoła, a już na pewno nie jest to jego główna rola. Tymczasem myśmy jako społeczeństwo zaczęli patrzeć i na duchowieństwo, i na biskupów, i na Jana Pawła II jak na naszych przywódców, nie tylko duchowych. Najmniej duchowych, bardziej jak na przewodników w tej szarej komunistycznej rzeczywistości. Wiem, że tego argumentu używano już wielokrotnie, ale przez lata patrzyliśmy na Karola Wojtyłę czy później na Jana Pawła II nie jak na człowieka, tylko jak na pomnikową postać ze spiżu. To samo dotyczyło też prymasa Wyszyńskiego, kardynała Sapiehy, biskupów, a nawet zwykłych księży w parafiach.

Dziś, po kilkudziesięciu już latach okazuje się, że to przywództwo nie zawsze było krystalicznie czyste. To trochę przypomina zawiedzioną miłość. Nagle zaczynamy odczuwać złość, zaczynamy oskarżać, rysy na wizerunku stają się ważniejsze od samego obrazu.

Mam nadzieję, że obecna sytuacja przyniesie zmianę spojrzenia na osoby duchowne. Kościół też musi nad tym popracować wewnętrznie, bo czas przewodnictwa rozumianego jako poruszanie się w meandrach współczesnego życia politycznego powinien zostać definitywnie zamknięty. Wszyscy oczekujemy przede wszystkim tego, żeby Kościół był pomocą w zbliżaniu się do Tajemnicy. A nie miejscem, gdzie będziemy dalej prowadzeni za rączkę przez życie wedle jakiegoś paradygmatu, który choć zrodził się sto lat temu, to ciągle jest bardzo mocno zakorzeniony w mentalności wielu duchownych.

Dla wielu młodych ludzi w Polsce, może nawet dla całego pokolenia, Jan Paweł II to tylko memy o Bestii z Wadowic.

Memami bym się nie przejmował. To los ludzi wielkich. Jeżeli ktoś sobie wyobraża, że wszyscy będą zawsze zgodni w odbiorze jakiejś historycznej postaci, to jest naiwny. Tak nigdy nie było i pewnie nie będzie. Raczej cierpliwie uwypuklałbym to, co stanowi o wielkości tej postaci. Bo co do tego, że Jan Paweł II był wielką postacią, nie ma najmniejszych wątpliwości.

Młodzi ludzie nie chcą instytucji, która tylko ocenia i poucza. W ich nastawieniu do Kościoła i duchowieństwa nie memy, nie wulgarne czasem szyderstwo budzi mój niepokój. Najbardziej boję się ich całkowitej obojętności.

Swoją drogą to jednak paradoks, że najgorliwiej Karola Wojtyły broni polski episkopat i Adam Michnik, który nazywa go największym Polakiem XX wieku.

W wywiadzie, w którym padło to stwierdzenie, Adam Michnik mówi też, że uważa się za przyjaciela Kościoła katolickiego, choć ma świadomość, że jest to przyjaźń bez wzajemności. W latach PRL Kościół był przystanią dla wszystkich, ale potem zaczął szufladkować ludzi wedle ich proweniencji światopoglądowych. Część duchowieństwa obraziła się na te środowiska opozycji demokratycznej, które po 1990 roku powiedziały: Dziękujemy, do widzenia. I to obrażenie się jest czymś najgorszym, co można było zrobić. Trzeba było powiedzieć: Nie odchodźcie, nam z wami jest tu dobrze.

Dziś papież Franciszek nieustannie przypomina, że Kościół ma być szpitalem polowym. Nie mówi tego tylko do Kościoła w Polsce, bo to jest w jakiejś mierze problem Kościoła w całym świecie.

Wracając na moment do sporów toczących się niegdyś wobec lustracji, a dziś wokół przestępczych zachowań niektórych duchownych, przytoczę pewną sytuację sprzed kilkunastu lat. Dyskusja w telewizji publicznej podczas największej zawieruchy lustracyjnej; uczestnicy debaty mówią o szatańskich atakach na Kościół. A wśród zaproszonych był jezuita ojciec Wacław Oszajca. Długo się przysłuchiwał opowieściom, jak to moce piekielne próbują wedrzeć się do Kościoła, oskarżając duchowieństwo o współpracę z bezpieką, a w końcu powiedział: Może spróbujmy spojrzeć na to inaczej, może to nie są szatańskie ataki, tylko Pan Jezus daje nam znać, że on takiego Kościoła już nie chce.

W tamtym czasie te słowa były balsamem na moje skołatane serce. Dzisiaj, kiedy rozmawiamy o pedofilach w szeregach duchowieństwa, słyszę je na nowo. A są to sprawy, co tu dużo ukrywać, znacznie poważniejsze. Współpraca księdza z bezpieką a zbrodnia pedofilii to są naprawdę dwie różne rzeczywistości, ta druga o znacznie większej sile rażenia, zdecydowanie bardziej szkodliwa, w pierwszej kolejności dla ofiar, ale w drugiej dla całego Kościoła.

Pamiętajmy, że to nie są tylko jakieś wymyślone ataki wrogów. To znak, że musimy coś zmienić. W naszym patrzeniu na świat, w podejściu do ludzi, w ocenianiu ich. My musimy. My jako Kościół. ¶

Marek Lasota – ur. 1960, doktor historii, wykładowca Akademii Ignatianum w Krakowie, dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, były wieloletni pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie. Autor licznych publikacji prasowych i naukowych poświęconych działaniom aparatu represji PRL przeciwko Karolowi Wojtyle i polskiemu Kościołowi. Napisał między innymi: Donos na Wojtyłę oraz Wojtyła na podsłuchu. Jest współautorem książek: Kościół zraniony. Proces księdza Lelity isprawa kurii krakowskiej i Polska. Historia 1943–2003.

Śląska prowincja

ks. Grzegorz Strzelczyk

prezbiter archidiecezji katowickiej, teolog, proboszcz, Twitter: g_strzelczyk

Sztajger a sprawa polska

Nie wiem, jak to się stało, ale napisałem ponad sto dwadzieścia felietonów ze śląskimi motywami, a jeszcze nie pojawiła się w nich postać sztajgra. Niedopatrzenie to straszne, bowiem śląska mentalność bez niej nie byłaby taka sama. Ze względu na charakter pracy w górnictwie, wymagający gry zespołowej i ścisłej koordynacji działań pod rygorem śmierci własnej lub kolegów, autorytet sztajgra (po polsku sztygara, czyli osoby, która w kopalni zajmuje się dozorem, organizacją pracy itd.) był czymś, co absolutnie nie podlegało kwestionowaniu. Z jego decyzjami się nie dyskutowało, wypełniając polecenia bez roztrząsania i natychmiast. Oczywiście wiązało się to z ogromną odpowiedzialnością po stronie sztajgra, ale też prowadziło do kształtowania się specyficznych więzi, zbliżonych chyba tylko do tych, jakie frontowych żołnierzy łączą z ich dowódcami. Tyle tylko, że na Śląsku wychodziło to poza kopalnię i przez pokolenia formowało mentalność ludzi wychowanych w regionie. Ślązacy chyba do dziś czują się dobrze, mając nad sobą odpowiedzialnego sztajgra.

Nie, nie będzie o polityce, choć może by się prosiło. No może trochę będzie, ale nie wprost. Postać sztajgra zaczęła mi przychodzić na myśl w związku z zawieruchą medialną (a potem i polityczną) związaną z dziennikarskimi próbami oceny roli św. Jana Pawła II w dochodzeniu Kościoła do świadomości tego, jak należy reagować na wykorzystanie seksualne, zwłaszcza nieletnich i bezbronnych. Uświadomiłem sobie, że być może bycie Ślązakiem trochę mnie trzyma obok tej histerii. Bo przy całym szacunku, jakim otaczano u nas sztajgrów, był to jednak szacunek w pewnym sensie wybiórczy, a raczej aspektowy. Dobry sztajger miał się sprawdzać pod ziemią, w ekstremalnych warunkach. Wymagało to cech, które nieraz w „normalnym” życiu wcale niekoniecznie pomagały – na przykład pewnego rodzaju władczości, która na powierzchni mogła być odbierana jako rodzaj przemocy… Ale też nikt od sztajgrów nie oczekiwał, żeby na powierzchni byli wzorcami wszelakich cnót.

I może właśnie to pomaga mi w takim myśleniu o św. Janie Pawle II, w którym nie ma oczekiwania, że – pod lupą bezwzględnych historycznych badań – okaże się pod każdym względem bez zarzutu. Że w każdej dziedzinie jego wkład będzie milowy, awangardowy, protagonistyczny. Jeśli się tego nie wymaga od sztajgrów, których autorytet w pewnych kwestiach i kontekstach jest absolutnie niekwestionowany, to łatwiej potem tego nie wymagać od papieży. I łatwiej tego nie wymagać nawet od świętych.