Listy z Rzymu - Zbigniew Kadłubek - ebook

Listy z Rzymu ebook

Zbigniew Kadłubek

4,0

Opis

Jedna z pierwszych książek napisanych po śląsku w XXI wieku i to od razu traktat filozficzno-epistemologiczny.

Wokół śląskiego narosło wiele mitów, twierdzących m.in., że jest to język wyłącznie mówiony, w którym nie spsób rozmawiać o sprawach ważnych, lub za pomocą którego trudno poruszać tematy abstrakcyjne. Zbigniew Kadłubek swoim napisanym po śląsku traktatem o filozofii, religii i miłości obala wszystkie te stereotypy."Wszystkie drogi wiodą do Rzymu – słowa do serc – a wszystkie serca do miłosiernego Boga. Uwielbienie Rzymu, Śląska, literatury, niebiańskich nóg Meduzy czy morza w Anzio – zawsze ma w sobie coś z mistycznej tęsknoty do nieskończonego piękna. Staje się modlitwą.”- ze wstępu prof. A. Nawareckiego

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 100

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
2
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Majerski

Nie oderwiesz się od lektury

Tylko tam, na kartkach "Listów z Rzymu" mogła się zdarzyć ta piękna historia - zawieszona pomiędzy dwoma językami, dwoma kulturami i dwojgiem ludzi.
10

Popularność




© 2008 by Księgarnia św. Jacka Sp. z o.o., Katowice

© 2012 by Silesia Progress, Kotórz Mały

Redakcja:

Izabela Jańczak

Opracowanie graficzne, skład, projekt okładki:

Rafał Szyma

Wersja epub/mobi:

Łukasz Juszczak

Zdjęcia na okładce:

Grzegorz Strzelczyk

Zdjęcia w książce:

Grzegorz Strzelczyk

Rafał Szyma

Kleuske (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Rome_piazza_republica.jpg)

Carla Tavares (wiki/File:Tavares.Forum.Romanum.redux.jpg)

(Used under the terms of the GNU Free Documentation License)

STOWARZYSZENIE OSÓB NARODOWOŚCI ŚLĄSKIEJ

ul. Wodna 9

46-045 Kotórz Mały

tel.: +48 693 953 661

www.slonzoki.org

www.facebook.com/Slonzoki

[email protected]

SILESIA PROGRESS

ul. Reymonta 30, III piętro, lokal 10

45-066 Opole

tel.: +48 693 953 661

http://silesiaprogress.com

zamówienia: [email protected]

ISBN 978-83-936190-0-9

Z mottami je tak, że człowjek bjere do rynki jakoś ksionżka i ji fragmynt, a czasym yno jedne zdanie, odpisuje do swojij ksionżki. Motto to je pjyrszo przijymnoś tekstu, jego figuracja i drogowskaz w lekturze. Z tym mottym do Listow z Rzymu było inaczyj. Bo jo żech te słowa usłyszoł, jak som Majster je godoł. Potym musioł-żech je pamjyntać, bo mje one prześladowały. Inno rzecz, że jo żech w pewnym synsie zjod te wersety. Tytuł wjersza Tomar (mjano mjasteczka portugalskigo) od poczontku kojarzył mi sie z jedzyniym. Zjod-żech te cztyry słodke wersety jak Ezechjel cało ksiynga-zwoj, abo jak św. Jan ksionżeczka w Apokalipsie. Aż prziszło do tego, że som Majster napisoł do mje list i posłoł mi te słowa:

Jakaż słodycz: nie mieć racji, nie rozumieć swojego życia, błądzić.

Ks. Jerzy Szymik,Cierpliwość Boga. 66 wierszy

O serii (Piotr Długosz, Rafał Szyma)

Troska o zachowanie materialnego i duchowego dziedzictwa Górnego Śląska oraz budowanie tożsamości śląskiej, świadomej swych korzeni i otwartej na wszelkie wpływy kulturowe, które w przeszłości i obecnie kształtują Śląsk – oto najważniejsze z celów, jakie stawia sobie Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Jako jeden z wielu możliwych sposobów ich realizacji jawi się pomysł serii wydawniczej, ukazującej Śląsk w całym jego bogactwie i różnorodności. Różnorodności, która dla uzyskania pełnego obrazu regionu i jego mieszkańców wymaga uwzględnienia wielu perspektyw: narodowej, wyznaniowej, czy w końcu językowej. Przecież o Śląsku i Ślązakach pisano po łacinie, po polsku, niemiecku, czesku, angielsku, a także po naszymu, czyli po śląsku.

Znamienna jest sama nazwa serii: Canon Silesiae – Ślōnskŏ Bibliŏtyka. Zdecydowaliśmy się na nazwę dwuczłonową, łacińsko-śląską. Łacińską, ponieważ, jak zaznacza prof. Joanna Roztropowicz: „śmiało możemy uznać łacinę za język ‘najbardziej śląski’, bo był zwornikiem tej wielobarwnej społeczności przez wiele wieków, niemal do końca XVIII wieku”. I śląską, bo zjawisko renesansu ślōnskij gŏdki, jej podniesienia do rangi równoprawnego kodu komunikacji, jest dla nas świadectwem żywotności górnośląskiej tożsamości i zobowiązaniem do jej kultywowania.

O trafności pomysłu serii wydawniczej przekonała nas lektura zbioru „99 książek, czyli Mały Kanon Górnośląski” pod redakcją Zbigniewa Kadłubka i Łucji Staniczkowej. Okazało się, że znaczna część proponowanych w nim tytułów jest niedostępna na rynku wydawniczym, a wiele z nich nie doczekało się do dzisiaj tłumaczenia na język polski, nie mówiąc o przekładzie śląskim. Naszym zamiarem – i głównym celem wszczęcia działalności wydawniczej – jest zmiana sytuacji, w której większość Górnoślązaków nie ma realnego dostępu do dzieł składających się na ich dziedzictwo kulturowe. Planujemy powołać Komisję Ekspertów złożoną zarówno z członków SONŚ, jak i ludzi nauki i kultury. Do zadań Komisji będzie należało opiniowanie i rekomendowanie tytułów do wydania. Pomocnym drogowskazem jest także kanon stworzony przez redakcję kwartalnika „Fabryka Silesia”. Zamierzamy przede wszystkim skupić uwagę na dziełach literatury pięknej, ale nie wykluczamy wydawania książek o charakterze historycznym czy edukacyjnym. Docelowo w ramach projektu będą się ukazywać dwie pozycje rocznie.

Serię otwieramy traktatem o filozofii, religii i miłości – napisanym po śląsku. Wokół śląskiego narosło wiele mitów, twierdzących m.in., że jest to język wyłącznie mówiony, w którym nie sposób rozmawiać o sprawach ważnych, lub za pomocą którego trudno poruszać tematy abstrakcyjne. Prof. UŚ dr hab. Zbigniew Kadłubek obala wszystkie te stereotypy.

Zapraszamy do lektury!

Piotr Długosz, Rafał Szyma

SONŚ

listopad 2012

Książka powstała, zanim komisja kodyfikacyjna wypracowała standard zapisu mowy śląskiej, tzw. ślabikŏrzowy szrajbōnek. Postanowiliśmy zachować oryginalny, autorski sposób zapisu, bazujący na polskiej ortografii z uwzględnieniem niektórych cech językowych mowy śląskiej.

Wstęp: Rzymianin Ślązakiem (Aleksander Nawarecki)

„Kto chce znać żywego Dantego – musi stać się artystą, Florentyńczykiem, katolikiem” – tak sądzili, może trochę naiwnie, dawni wielbiciele Boskiej Komedii. Wedle tej zasady, każdy czytelnik pragnący poznać „żywego”, a raczej „prawdziwego” Zbigniewa Kadłubka (bo autor żyje i ma się dobrze), powinien zostać filologiem, Ślązakiem, chrześcijaninem (najlepiej katolikiem rzymskim, bo tutaj wszystkie drogi prowadzą do Rzymu). Spróbujmy zatem, choć na chwilę, takiej empatycznej podróży wczuwając się w skórę autora tej książeczki.

Filolog

To słowo dr Kadłubek może, a często nawet musi wpisywać do rubryki „zawód” lub „wykształcenie”, bo faktycznie jest filologiem, na dodatek klasycznym, czyli dyplomowanym znawcą łaciny i greki, lecz jego ciekawość, a nawet zachłanność obejmuje też nowożytne języki, a właściwie wszystkie – jak sam wyznaje – co zresztą widać na każdej stronie, gdzie obok siebie stoją słowa śląskie i polskie, niemieckie i włoskie, francuskie i ruskie, a wypatrzymy tam nawet „robaczki” arabskiego alfabetu czy fonetyczny zapis hebrajskich sylab. Stoją obok siebie, dziwią się sobie i żyją w przyjaźni. Rzym zawsze był wielojęzyczny, tu spotykała się wysoka mowa retorów i greckich poetów, słowiańskich niewolników i germańskich najeźdźców, kupców i pątników spieszących z całego świata. Pewnie dlatego Kadłubka pociągają miejsca kompletnego pomieszania języków – dworce, targi, trakty, galerie, plaże, parki, dlatego lubi Forum Romanum, Via Sacra, Plac św. Piotra, Galleria Borghese. Starożytne budowle i pomniki czyta jak książkę, wszak to jego profesja, zaś współczesne miasto – zna jak własną kieszeń. Ale nie oddziela obu porządków; bo niepokój zejścia pod ziemię mocniej przeżywa w metrze niż w katakumbach i trudno powiedzieć, co bardziej go pociąga – rzeźba Berniniego czy najnowsze modele pantofelków Sergio Rossiego, których obcasiki najgłośniej rozbrzmiewają w dzielnicy Parioli? Wszak „Rzym to je życie”, a zapisujący te słowa wie, co mówi, bo doskwiera mu upał i głód, mdli szybka jazda taksówką, upaja zapach ulicy. Ale nawet wtedy, gdy oddycha aromatem kwiatów lub odorem morskiej zgnilizny – nawet wtedy – kieszeń wypycha mu książka. Może to być kupiona przed chwilą niemiecka edycja kardynała Martiniego, zabrana na plażę powieść Tabucchiego, aforyzmy Lichtenberga podróżujące z nim po Italii, albo czytane po polsku dzieła Sándora Máraiego, od których po prostu nie może się oderwać. Takich książek dźwiga zresztą więcej, ale najwięcej ma ich w głowie, w sercu, wątrobie, nerkach i innych częściach ciała (jak się rozmarzy, to miraż pięknej biblioteki walczy o pierwszeństwo z wizją pięknych kobiet). Tak, to filolog z krwi i kości, przy nim bez wstydu można przypomnieć zbanalizowaną już etymologię kluczowego terminu – filolog to miłośnik słowa, ale w tym wypadku, to szalony amator, wielbiciel wręcz kochanek logosu.

Ślązak

Skąd ten Kadłubek wziął się w Rzymie i co tu robi? Najpewniej z miejscowości O. (gdzie dworzec okalają kasztany), skąd na stację Termini dotarł z przesiadką w Rybniku lub Katowicach. Raczej nie przyjechał tu z parafialną pielgrzymką, turystyczną wycieczką ani w poszukiwaniu pracy, prędzej już na konferencję albo w sprawach osobistych, jednak w listach nie ma o tym ani słowa. W samym Rzymie „ciyngiem ino loto po mieście i byle kaj sie smyko” – jakby z przyganą powiedziała moja babcia, ale to nie jest cała prawda, bo gdzieś jednak spieszy, skądś przybywa i potrafi zatrzymać się na dłużej w upatrzonym miejscu. Więc nie wiadomo czy to beztroskie łazikowanie, chaotyczna włóczęga czy pedantycznie pełniona misja. A może prowadzi go ktoś niewidzialny? Tylko kto?

Może to być romantyczny duch, ten sam, który przed wiekami przywiódł tu niezliczonych wojażerów i artystów: Goethego, Chauteaubrianda, Shelleya, Gogola. W ruinach Wiecznego Miasta karmili swą melancholię, smakowali życie i czernili papier, a teraz Kadłubek podąża ich śladem. Jego zapiski przypominają Italienische Reise czy Les Mémoires d’outre-tombe, ale bardziej kojarzą się z listami Krasińskiego do Delfiny, Mickiewicza do córki, Słowackiego do matki, Odyńca do przyjaciół. Dlaczego? Bo w tej korespondencji z Rzymu utęsknioną matką czy przyjaciółką prędzej czy później okaże się ojczyzna: Polska dla romantyków, dla Kadłubka – Śląsk.

Mickiewicz fatalnie odnajdywał się w europejskich metropoliach i tylko Rzym był wyjątkiem, tylko tu czuł się prawie tak swojsko, jak w Nowogródku. Krasiński narzekał zawsze i wszędzie, ale rzadkie chwile ukojenia znajdował w cieniu Colosseum. Tu po nocy przesiadywał ze Słowackim, rozmawiali wówczas o losach świata, a potem jeden napisał Irydiona, drugi – Lillę Wenedę. Przypomnijmy, że bohaterami dramatu Słowackiego, było plemię Wenedów przegrywające dziejową rywalizację z Lechitami. Znamienna zbieżność, bo ów tajemniczy lud wenedyjski – jak głoszą znawcy – zamieszkiwał ziemie śląskie i być może jego krew do dziś dnia płynie w żyłach Górnoślązaków. Ale Kadłubkowi najbliższy zdaje się Mickiewicz, szczególnie ten z 1848 roku, mieszkający na Lateranie przy Via del Pozetto 114, całe dnie spędzający na Scala Santa, klęczący godzinami na jerozolimskich schodach z domu Piłata, aby na stopniach skropionych krwią Chrystusa wymodlić wielką religijną wojnę narodów o wolność Europy. Wierzył, że papież stanie na czele wolnościowej rewolucji, wierzył tak żarliwie, że krzyczał na Ojca świętego i nie chciał wypuścić z rąk jego purpurowego papucia.

Na Lateranie Kadłubek też modli się o wiosnę ludów i serc, ale raczej idzie mu o duchową niż militarną batalię („a gdzie jest duch Pański – tam wolność”, 2 Kor 3,17), bo inaczej Śląsk przepadnie, obumrze, zniknie. A może już go nie ma? Na Watykanie ogarnia go wzruszenie, gdy papież Benedykt XVI po polsku i po niemiecku pozdrawia pielgrzymów, a za chwilę przejmujący smutek, bo wie, że pasterz Kościoła powszechnego, a zarazem poliglota – „po ślonsku nigdy niy bydzie godoł”.

Czy Ślązak na Placu św. Piotra jest nikim, zjawą pozbawioną ojczyzny i tożsamości, czy też odwiecznym obywatelem Europy, który w jej sercu rozpoznaje swój dom? Zbigniew Kadłubek przeżyje to jeszcze inaczej...

„Śląsk to moja religia” – wyzna w pewnym momencie, i zaraz trzeba dodać, że jej prorokami są wielcy śląscy pisarze i mistycy – Angelus Silesius, Jacob Boehme czy pisujący w kilkunastu językach Andreas Gryphius. Tych języków było na Śląsku zawsze wiele, choćby tylko dlatego, że wymagała ich zmienna hegemonia – czeska, polska, habsburska, pruska, sowiecka i jeśli był jakiś wspólny, neutralny język, to najdłużej i najpłodniej była nim łacina. I ten śląski „latynizm” wykracza poza średniowiecze, renesans, barok. Świadkiem tego zjawiska był hr. Henryk Rzewuski, który właśnie w Rzymie, w roku 1830, snuł przed Mickiewiczem staropolskie gawędy. Ich główny bohater i narrator, imć Seweryn Soplica, miał pod koniec XVIII wieku przybyć w interesach z Litwy w okolice Namysłowa, gdzie zaprzyjaźnił się z pewnym zacnym obywatelem, który „mówił trochę po polsku, jako zwyczajnie Szlązak, a po łacinie jak się należy”. Oto znamienne świadectwo: śląska polszczyzna może kuleć, ale za to łacina – bez zarzutu!

I tu znajduję wyjaśnienie dlaczego Sbigneus Kadłubek tak pokochał Rzym i upodobał sobie klasyczne wykształcenie – Śląsk jest na wskroś europejski, więc króluje tu lingua latina. Ale czy to oznacza, że Listy powinny być napisane po łacinie? Nonsens, to martwy język, nikt by tego nie przeczytał. Pisać po czesku? Też nie warto – za Olzą Ślązacy są Ślązakami, uzyskali tam status etnicznej mniejszości i nie pojmą Kadłubkowych rozterek. Po niemiecku? Pewnie ucieszyłby się dziadek Zbyszka, który gałkę odbiornika miał zawsze ustawioną na Radio Wiedeń, ale, żeby władać elegancką i śpiewną niemczyzną południa, trzeba umieć słowo Flieder wypowiedzieć kwitnąco; wnuczek to potrafi, ale jedna gałązka bzu – to za mało na księgę listów. Więc pozostało mu „pisanie po polsku, w jynzyku nojmyni obcym z obcych jynzykow”. Ale obcy pozostaje obcym, a tutaj stawką jest mówienie własnym głosem, tak jak w domu, z rodziną, przyjaciółmi, z Bogiem. Zaś te słowa zostały „wzgardzone, sponiewierane, uznane za prymitywne”, więc niewarte zapisu – nie dopuszczone do urzędu, salonu, akademii, wypędzone ze świątyni. Skoro literatura nie zna takiej mowy, to wydarzyło się coś niemożliwego: „Pisza w dziwacznym jynzyku, kerego som niy znom i kery ni mo żodnych reguł”.

Być może po to mamy Zbigniewa Kadłubka, żeby ogłosił po raz kolejny, tym razem urbi et orbi, niezwykłe spostrzeżenie swojego imiennika, Wincentego Kadłubka, tę „cudowną śląską metaforę: Silesia – Silentium”. Rozpoznał w Śląsku Krainę Milczenia – i zmagał się z tą ciszą.

Chrześcijanin

Kiedy autor Listów z Rzymu myśli o swojej krainie, kiedy snuje projekt silezjologicznego traktatu, który bardziej podobny byłby do ogrodu niż do księgi, wtedy mam wrażenie, że w oczach stają mu „płaczki szczynścio”. I ja płaczę z nim, bo wielka, piękna i wariacka jest ta miłość do Śląska; tak się kiedyś kochało Polskę, tak czasem kocha się kobiety. Zrozumiałem, dlaczego Listy z Rzymu zaadresowane są właśnie do nich, do kobiet podziwianych, adorowanych, wytęsknionych, utraconych czy może wymyślonych? Nie wiadomo, bo adresatki pozostają nieodgadnione – Carissima, Bellissima, Nerina, Meduza ponętna jak biblijna Szulamitka, osobliwie konkretna Professoressa Rosanna Mezzapesa z Państwowego Instytutu Fizyki Nuklearnej, czy należąca już do świata duchów Oriana Fallaci. Ale pewne jest jedno – autor pisze do nich listy miłosne (które czasem wyglądają jak rozprawy filozoficzne lub teologiczne), bo innych listów pisać nie chce, nie uznaje, innych pisać nie warto. I proszę go nie pytać czy geniusz dyktujący te epistoły to jest Amor Sacrus czy Amor Profanus