Kurs na miłość - Quain Amanda - ebook + książka
NOWOŚĆ

Kurs na miłość ebook

Quain Amanda

0,0

32 osoby interesują się tą książką

Opis

Miłość na horyzoncie

Margaret Dashwood przed rozpoczęciem studiów wyrusza ze swoją rozsądną siostrą Elinor na letni rejs. Niespodziewanie dołącza do nich ich Marianne – romantyczna, ale też czasami denerwująca siostra, która w dodatku jest świeżo po rozstaniu. Aby poprawić jej nastrój, Margaret (z pomocą Elinor, jej męża Edwarda oraz przystojnego członka załogi Gabe’a) aranżuje dla niej randki.

Dzieje się jednak coś niezaplanowanego: w miarę rozwoju wydarzeń Margaret zaczyna odczuwać prawdziwe uczucia do Gabe’a. Dziewczyna staje przed wyborem: trzymać się planu czy podążyć za głosem serca. „Kurs na miłość” to współczesna reinterpretacja „Rozważnej i romantycznej” Jane Austen – opowieść o dorastaniu, odkrywaniu tożsamości i podążaniu za głosem serca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 370

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszystkie postacie, organizacje oraz wydarzenia przedstawione w tej powieści albo stanowią wytwór wyobraźni autorki, albo pojawiają się w fikcyjnym kontekście.

Tytuł oryginału: Dashed

Przekład: Karolina Piwowarczyk

Okładka: Andrzej Komendziński

Redaktor prowadząca: Agata Tondera

Korekta: Katarzyna Sarna, Monika Knapik,korekta w programie firmy Lingventa

Skład: Cyprian Zadrożny

© 2023 by Amanda Quain© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z.o.o. Warszawa 2025

Wszystkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki możliwe są tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.

Wydanie I

ISBN 978-83-8388-298-7

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 [email protected]

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

ROZDZIAŁ 1

Zanim pojawiła się moja siostra Marianne i wywróciła nasze życie do góry nogami, byłam o krok od rozpoczęcia lata moich marzeń. Ale pojawienie się Marianne zawsze niweczyło wszystkie moje plany. Dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej?

Na swoją obronę mogę powiedzieć, że do głowy mi nie przyszło, że powlekłaby się za nami na... statek wycieczkowy.

– Hej, Dashwoodki! – usłyszałam zza pleców jej głos. – I Edwardzie, oczywiście! Hejka!

Stanęłam jak wryta, niczym w horrorze. Włoski zjeżyły mi się na karku, a ciężka gula w żołądku podpowiadała mi, co zobaczę, kiedy się odwrócę.

– O Boże, to chyba nie... – wymamrotała stojąca obok mnie nasza najstarsza siostra Elinor. Zamarła, a jej dłonie zacisnęły się wokół paszportów, które miała zamiar podać mnie i swojemu mężowi Edwardowi.

Byliśmy tuż przy wejściu do terminala portu morskiego Miami. Wokół ludzie ustawiali się do stanowisk kontroli bezpieczeństwa i układali bagaże na taśmy przesuwające się w kierunku skanerów. Przeciskanie się przez zatłoczoną, duszną halę przy akompaniamencie ponagleń obsługi portu samo w sobie było stresujące. Ale teraz...

– Niespodzianka! – Zanim się zorientowałam, moja średnia siostra, Marianne, zaatakowała mnie i Elinor od tyłu, przyciągając nas do siebie w mocnym uścisku. – Jestem na Florydzie!

– Marianne... Cześć. – Elinor błyskawicznie się opanowała.

Ja również starałam się zachować spokój, wyplątując się z uścisku opalonych i wyrzeźbionych ramion Marianne. W końcu udało mi się do niej odwrócić.

– Co ty tu robisz? – dodała Elinor.

Doskonałe pytanie. Marianne mieszkała ze swoim chłopakiem Brandonem w Nowym Orleanie. Wprawdzie nie byłam asem z geografii, ale wiedziałam, że obydwa miasta, Miami i Nowy Orlean, dzielił nieco większy dystans niż rzut beretem. Przyleciała życzyć nam udanego rejsu czy co? Przecież mama wyprawiła w New Jersey huczne przyjęcie pożegnalne dla Elinor, Edwarda i mnie. Marianne i Brandon mieli się na nim pojawić, ale w ostatniej chwili dali znać, że nie dotrą.

Jeśli chciała się z nami pożegnać tutaj, to w porządku. Miałam nadzieję, że uwinie się szybko, bo od najwspanialszego lata mojego życia dzieliło mnie już tylko przejście przez trap i pokonanie automatycznie otwieranych szklanych drzwi. Zamierzałam zacząć wakacje bez zbędnej zwłoki.

– Nie widziałyśmy się od Bożego Narodzenia, a ty zadajesz mi takie pytanie na dzień dobry? Masz tupet, Elinor. – Marianne się roześmiała.

Miała ze sobą olbrzymią walizkę, co wydało mi się dziwne. Jeszcze dziwniejsze było to, że nie było przy niej Brandona. Ci dwoje dosłownie nie odstępowali się na krok. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to. Ostatnio łatwiej rozmawiało mi się z Brandonem niż z własną siostrą.

– Naprawdę chcesz tak szybko zepsuć wielką niespodziankę? – zapytała.

– Niespodziankę? – Edward otworzył szeroko oczy osłonięte szkłami w rogowych oprawkach. – Jaką niespodziankę?

Marianne energicznie rozrzuciła na boki ręce obwieszone pękami bransoletek, niemal uderzając przy tym Bogu ducha winnego turystę w hawajskiej koszuli.

– Płynę z wami!

Stojąc pośrodku przejścia prowadzącego na wycieczkowiec i patrząc na jej uśmiech od ucha do ucha, niemal czułam, jak wizja mojego idealnego lata rozsypuje się niczym zamek z piasku obmyty gigantyczną, rozpędzoną falą morską.

– Na-naprawdę? – wydukałam.

Nie mogliśmy w to uwierzyć. Mieliśmy we troje wyruszyć na przygodę życia, a tymczasem właśnie dołączała do nas jedyna osoba, która mogła zniweczyć nasze plany.

– A co z Brandonem? – dopytałam.

Wyraz twarzy mojej siostry zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Promienny uśmiech zniknął.

– No tak. – Marianne nerwowo poprawiła płócienną torbę na ramieniu i przyciągnęła do siebie walizkę. – Rozstaliśmy się.

Że co?!

Wbiliśmy w nią pytający wzrok. Zorientowałam się, że Marianne płakała. Próbowała to zamaskować, sztucznie się uśmiechając, ale łzy ciekły jej po policzkach, wymykając się spod okularów. Oprawki w kształcie ogromnych serc nie były w stanie ukryć jej złamanego serca.

Elinor, Edward i ja staliśmy jak sparaliżowani, potrącani przez przeciskających się obok zniecierpliwionych wycieczkowiczów. Zawsze uważałam Marianne i Brandona za parę, której nic nie jest w stanie ruszyć. Łączyła ich miłość, która potrafiła przenosić góry, a przynajmniej tak twierdziła moja siostra. A teraz miało być po wszystkim? Tak po prostu?!

Wtedy przypomniałam sobie, co stało się ostatnim razem, kiedy Marianne przeżywała zawód miłosny. Kiedy nie miała przy sobie kogoś, kto posklejałby ją w całość.

Tamte wspomnienia ożyły w mojej pamięci, a wraz z nimi nadciągnęło uczucie przerażenia.

Od Tamtego Roku budowałam swoje życie, opierając się na organizacji i porządku. Przecież jeśli na coś się przygotujesz, to cię nie zrani. A jednak na to nie byłam przygotowana. Ani na rozstanie Marianne i Brandona, ani na myśl, że Brandon przestanie być częścią naszej rodziny, a przecież był jej członkiem od zawsze.

Kiedy Elinor mocno przytuliła Marianne, szepcząc jej coś do ucha i spoglądając w kierunku Edwarda spanikowanym wzrokiem, niepokoiłam się. Kiedy Edward męczył się ze swoim bagażem i walizką Marianne, jednocześnie rozmawiając przez telefon z kimś ze statku, kto mógłby załatwić formalności pokładowe z nową pasażerką, niepokoiłam się. I kiedy stanęliśmy nareszcie w prawdopodobnie ostatniej kolejce dzielącej nas od wstępu na pokład wycieczkowca, również się niepokoiłam.

A to dlatego, że ostatnio Marianne do perfekcji doprowadziła umiejętność utrudniania mi życia.

Nie robiła tego specjalnie, a przynajmniej tak zakładałam. Tyle że moja siostra była istnym tornadem chaosu i energii – prawdziwym ludzkim huraganem. Ja też kiedyś ją przypominałam. Kiedy byłam młodsza, szczyciłam się tym, że jestem taka jak Marianne.

Ale potem przeżyłyśmy coś tak bolesnego, że schowałam się w cieniu Elinor, mając nadzieję, że tam Marianne mnie nie odnajdzie. Przez ostatnich pięć lat całkiem dobrze się ukrywałam.

Dawniej oglądałam mnóstwo horrorów, dzięki czemu wiedziałam, że jedno jest pewne: jeśli zostaniesz uwięziony w zamkniętej przestrzeni – powiedzmy na statku wycieczkowym – z kimś, przed kim chcesz się schować, będziesz na niego trafiać przy każdej okazji.

Podczas gdy moje starsze siostry rozmawiały, a Edward próbował rozmasować bark po tym, jak przetaszczył prawie sto kilo bagażu przez długaśny korytarz, wyciągnęłam telefon z zamiarem napisania do gościa, który miał kiedyś zostać moim szwagrem i którego traktowałam jak brata.

Co się stało???

Zawahałam się i skasowałam to, co napisałam. Spróbowałam inaczej:

Czy Marianne...

Nawet nie wiedziałam, o co chcę zapytać. Nie miałam pojęcia, co mogło doprowadzić do tej sytuacji. Marianne doskonale rozumiała, że Brandon jest jej potrzebny.

Zdecydowałam, że napiszę do niego później, po rozmowie z Elinor. Miałam nadzieję, że uda jej się coś wyciągnąć od Marianne. Zaczęłam jednak czytać historię wiadomości wymienianych z Brandonem. Rozmawialiśmy dosłownie kilka dni temu. Chociaż Marianne i ja nie komunikowałyśmy się zbyt często, Brandon zdawał mi relacje na bieżąco, pisząc, co u niej słychać, wysyłając zdjęcia doniczek z ziołami, które trzymał na balkonie, i opowiadając, co ostatnio wyrosło.

Przyznaję, że z tego opisu Brandon wychodzi na nudziarza, ale w porównaniu z tym, jaka Marianne była bez Brandona... Już wolałam nudę.

Nie mógł tak po prostu wyparować z naszego życia.

Wiedziałam, że w sytuacjach kryzysowych radzę sobie fantastycznie. Zeszłego lata awansowano mnie na szefową zespołu ratowników po tym, jak wyciągnęłam małą dziewczynkę z głębokiej części basenu. Kiedy była już bezpieczna, zadzwoniłam po pogotowie i uspokajałam pozostałe dzieci, podczas gdy jej mama z nerwów trzęsła się jak galareta. A dzięki temu, że w rezydencji Dashwoodów większość czasu spędzałam z Elinor, nauczyłam się, jak zachowywać zimną krew w każdej sytuacji. Kiedy Edward tak poparzył się bluszczem, że wyglądał jak nakrapiana wersja Violet z Charliego i fabryki czekolady, to właśnie mnie udało się zażegnać jego atak paniki, podczas gdy Elinor smarowała mu skórę emulsją łagodzącą. Kiedy moja mama rozpaczała, że nigdy nie będzie nas stać na posłanie mnie na studia, znalazłam szkołę, w której miałam szansę na stypendium sportowe dla pływaków. Naprawdę uwielbiałam naprawiać trudne sytuacje.

Niestety, kryzysy Marianne przerastały moje kompetencje. Może dlatego, że łączyły nas pewne cechy, których ja u siebie nie akceptowałam, schowałam gdzieś głęboko i udawałam, że ich nie ma. Obydwie byłyśmy skłonne do dramatyzowania i przeżywania miłosnych rozczarowań. Chociaż przez ostatnich pięć lat usilnie starałam się wyciszyć tę część mnie, inspirując się opanowaną Elinor, to obecność Marianne sprawiała, że oto stara ja wypływała na powierzchnię.

„Tym razem na to nie pozwolę” – tak pomyślałam, chowając telefon do kieszeni szortów. Odkąd Marianne była z Brandonem, mogłam wreszcie poskładać się z powrotem w całość. Nauczyłam się zachowywać bardziej jak Elinor niż jak Marianne, czyli planować życie, zaprowadzać w nim porządek, a nie poddawać się instynktowi i pozwalać rządzić chaosowi. Mogłam żyć tak dalej, bez względu na to, co działo się z Marianne.

Prawda?

Prawda.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Dla Kathleen oraz wszystkich książek,które w kółko czytamy – niech ta do nich dołączy.

Tak samo jak każdy chciałbym być szczęśliwy i tak samo jak każdy również i ja muszę dążyć do szczęścia po swojemu.

Jane Austen, Rozsądek i romantyczność,tłum. Michał Filipczuk