Komedia romantyczna - Curtis Sittenfeld - ebook
NOWOŚĆ

Komedia romantyczna ebook

Curtis Sittenfeld

3,4

111 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Powieść wybrana do Klubu Książki Reese Whiterspoon oraz nominowana w konkursie Goodreads Choice Awards 2023 w kategorii romansu. Sprzedane prawa filmowe!

 

Dlaczego przeciętni faceci chodzą na randki ze sławnymi, pięknymi i utalentowanymi kobietami, a prawie nigdy odwrotnie? Skąd ta społeczna reguła? Bo życie to nie Komedia romantyczna. Czyżby?

 

Sally Milz jest scenarzystką komediowego show w telewizji – w stylu „Saturday Night Live”. Po serii gorzkich rozczarowań porzuciła marzenia o miłości i skupia się raczej na karierze zawodowej niż na poszukiwaniu drugiej połówki.

 

Kiedy jednak jej kolega z pracy podrywa niezwykle ponętną aktorkę, Sally zdaje sobie sprawę, że jest coś nie fair z tymi relacjami. Dlaczego średnio atrakcyjni, choć utalentowani faceci z łatwością potrafią rozkochać w sobie oszałamiająco piękne i silne kobiety?! Niemal nigdy odwrotnie! Bo przecież prawdopodobieństwo zakochania się przystojnego mężczyzny w przeciętnie wyglądającej kobiecie jest bliskie zeru… W złości i żalu na podwójne standardy Sally przygotowuje skecz, który ma wyśmiać tę niesprawiedliwą regułę.

 

Pewnego dnia w programie pojawia się Noah Brewster – olśniewający gwiazdor muzyki pop, który – rzecz jasna – randkuje wyłącznie z modelkami. Po nocy spędzonej na wspólnej pracy między Sally a Noahem zaczyna niebezpiecznie iskrzyć. Tyle że to nie jest Komedia romantyczna – to prawdziwe życie. A w prawdziwym życiu ktoś taki jak Noah nigdy nie umawia się z kimś takim jak Sally… prawda?

 

Czy w naszych neurotycznych i skomplikowanych czasach możliwy jest jeszcze romans jak z komedii romantycznej w stylu vintage?

 

Curtis Sittenfeld błyskotliwie i z ironią rozprawia się z cudem miłości, ale przecież nie pozostawi swoich bohaterów i czytelników bez uśmiechu i nadziei…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (40 ocen)
9
10
11
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
So_superficial

Nie polecam

Jezz jaki shit
10
nataliarucka

Nie polecam

DNF Po zapowiedziach tej książki i opisie byłam jej bardzo ciekawa. Liczyłam na naprawdę fajny romcom. Tymczasem nie dałam rady doczytać tej książki do końca, bo strasznie się nudziłam w jej trakcie! Styl pisania autorki i konstrukcja tej historii też kompletnie do mnie nie przemówiły. Uwielbiam te chwile, gdy książka wzbudza we mnie emocje i sprawia, że nie mogę się doczekać, aż znowu wrócę do czytania. W przypadku tej książki po przeczytaniu niecałej połowy miałam w głowie jedynie, że mam dość i nie chcę marnować więcej czasu.
10
Dionizja

Nie polecam

Nudna, między bohaterami brak chemi, pełna fizjologicznych momentami wręcz obrzydliwych opisów, napakowana nowoczesną ideologią.
10
Oszka84
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Muszę przyznać że książka mnie oczarowała i trafiła w moje gusta. Osadzenie akcji wśród twórców show komediowego, przedstawienie zakulisowych zmagań, tej dynamiki-super. Jednak kreacja bohaterki ujęła mnie najbardziej-jej neurotyzm, dylematy, stanowiska i podejście do wielu spraw, poczucie humoru... Szacun. Czytając myślałam sobie, że chciałabym ją poznać. Główna postać męska z kolei jest ujmująca. Autorka świetnie zagrała tu kontrastami i nieszablonowością. Rozumiem, że absurdy które tu wystepują są charakterystyczne dla specyficznych branż- jak tu, prosto z Hollywood i tego 'sztucznego' świata, gdzie ludzie odkochują się jeszcze szybciej niż zakochują, a ichnie związki trwają tyle, co życie motyla. Autorka pokazała jak pozory i założenia na czyjś temat mogą mylić i jak łatwo naklejamy ludziom łatki z gotowym zestawem cech. Oddała sztuczne poczucie pewności bohaterki, tak naprawdę zaszczutej przez samą siebie...Generalnie książka jest interesująco napisana i z chęcią przeczytam jesz...
11
Bubel

Nie polecam

Dno.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Ro­man­tic Co­medy
Co­py­ri­ght © 2023 by Cur­tis Sit­ten­feld
Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Mo­nika Skow­ron Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Po­rad­nia K, 2024
Wy­dawca dzię­kuje Hal Le­onard LLC za zgodę na za­cy­to­wa­nie frag­mentu utworu Da­iry Qu­een, słowa i mu­zyka: Amy Ray,Co­py­ri­ght © 2004 Songs of Uni­ver­sal, Inc. i Go­dhap Mu­sic.All ri­ghts re­se­rved
Re­dak­tor pro­wa­dząca i re­dak­cja: MO­DE­STIA KA­TA­RZYNA SARNA
Ko­rekta: BE­ATA WÓJ­CIK, RA­FAŁ SARNA
Pro­jekt okładki: SAN­DRA CHIU i CAS­SIE GON­ZA­LES
Ad­ap­ta­cja okładki: MA­RZENA PIŁKO
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67784-36-8
Wy­daw­nic­two Po­rad­nia K Sp. z o.o. Pre­zes: Jo­anna Ba­żyń­ska 00-544 War­szawa, ul. Wil­cza 25 lok. 6 e-mail: po­rad­niak@po­rad­niak.pl
Po­znaj na­sze inne książki. Za­pra­szamy do księ­garni:www.po­rad­niak.plfa­ce­book.com/po­rad­niaklin­ke­din.com/com­pany.po­rad­niakin­sta­gram.com/po­rad­nia­_k_wy­daw­nic­twotik­tok.com@po­rad­nia_k
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla C – mo­jego za­baw­nego skarbu

PRO­LOG

Luty 2018 roku

Wiele razy czy­ta­łam, że nie na­leży się­gać po te­le­fon z sa­mego rana – bo wia­do­mo­ści, me­dia spo­łecz­no­ściowe, ma­ile i tak da­lej roz­re­gu­lo­wują na­tu­ralne etapy bu­dze­nia się i ge­ne­rują stres – wła­śnie z tego po­wodu za­cznę od tego, że kiedy z sa­mego rana się­gnę­łam po ko­mórkę i do­wie­dzia­łam się, że Danny Horst i An­na­bel Lily są ra­zem, po­czu­łam złość.

Nie wście­kłam się, po­nie­waż ko­cha­łam się w Dan­nym Hor­ście czy w An­na­bel Lily. To nie to. Nie wy­bu­chłam gnie­wem, bo ko­lejne dwie osoby na świe­cie zna­la­zły związ­kowy bło­go­stan, a ja po­zo­sta­wa­łam prze­waż­nie sin­gielką. I nie cho­dziło też o to, że nie usły­sza­łam wie­ści wprost od Danny’ego, choć dzie­limy biuro. Za moją wście­kło­ścią stał fakt, że An­na­bel Lily była śliczną, uta­len­to­waną gwiazdą kina o świa­to­wej sła­wie, a Danny był prze­cięt­nia­kiem. Nie był zły, miał też ta­lent. Ale na li­tość bo­ską, to pi­smak z te­le­wi­zji, do tego ko­me­diowy – taka mę­ska wer­sja mnie! Miał zie­mi­stą cerę, cho­dził nie­do­spany i zio­nął sar­ka­zmem. I może zi­ry­to­wało mnie jesz­cze, że to męż­czy­zna o de­kadę młod­szy, mniej ro­ze­dr­gany lu­dzio­do­ga­dzacz ode mnie, a o wiele bar­dziej bra­wu­rowy pro­stak. Na afte­rach był jaw­nie na haju lub tri­pie. Czę­sto wspo­mi­nał, nie­mal otwar­cie, za­równo o fo­bii spo­łecz­nej, jak i oglą­da­niu porno. Gdy roz­wa­żał przej­ście na Ro­ga­ine, ku­ra­cję na po­rost wło­sów, to na jego żą­da­nie ro­bi­łam mu na­le­żą­cym do niego te­le­fo­nem zdję­cia czubka jego głowy, by mógł zo­ba­czyć, jak bar­dzo wy­ły­siał, a kiedy po raz pierw­szy za­apli­ko­wał śro­dek, to ja spraw­dza­łam, czy pianka zo­stała rów­no­mier­nie wtarta. Zna­łam na wy­lot różne ro­dzaje jego bek­nięć i po­tra­fi­łam wy­wnio­sko­wać z nich, co nie­dawno jadł.

Danny był dla mnie jak młod­szy brat – uwiel­bia­łam go, za­ra­zem był do bani i dzia­łał mi na nerwy. Ale jego głup­ko­wate i wku­rza­jące za­cho­wa­nie naj­wy­raź­niej nie wy­klu­czało za­in­te­re­so­wa­nia ze strony An­na­bel Lily. Wy­stą­piła go­ścin­nie jako go­spo­dyni pro­gramu Nocne sowy trzy ty­go­dnie temu, co zbie­gło się w cza­sie z pre­mierą jej naj­now­szego filmu, czwar­tej z ko­lei fran­czyzy kina ak­cji, w któ­rym za­grała sko­rum­po­waną agentkę FBI. Wy­gło­siła mo­no­log otwar­cia, ma­jąc na so­bie ob­ci­słą czarną sa­ty­nową su­kienkę kok­taj­lową na jedno ra­mię z roz­cię­ciem eks­po­nu­ją­cym wa­lory jej szczu­płego, choć kształt­nego ciała; dłu­gie rude włosy zo­stały uło­żone w hol­ly­wo­odz­kie fale. An­na­bel była piękna, roz­koszna i cza­ru­jąca i choć nie miała za bar­dzo drygu do ko­me­dii, to była nie­zwy­kle skora do współ­pracy, co jest rów­nie ważne. W pew­nym ske­czu miała za­grać świ­staka ame­ry­kań­skiego, co wy­ma­gało czoł­ga­nia się na czwo­ra­kach w fu­trza­nym kom­bi­ne­zo­nie z dwoma ogrom­nymi sztucz­nymi zę­bami na prze­dzie. To Danny był au­to­rem sce­na­riu­sza, co zna­czyło, że praw­do­po­dob­nie wpa­dli so­bie w oko pod­czas prób.

Rola świ­staka była na tyle uj­mu­jąca, że może po­tra­fi­ła­bym im wy­ba­czyć, jed­nak było to już trze­cie ta­kie spa­ro­wa­nie w Noc­nych so­wach, ja­kie wy­da­rzyło się w mi­nio­nych la­tach, a każdy, kto kie­dy­kol­wiek ro­bił w ko­me­dii – lub sły­szał ja­ką­kol­wiek bajkę, ewen­tu­al­nie prze­czy­tał ar­ty­kuł w dziale Styl w ga­ze­cie – wie­dział, że do trzech razy sztuka.

Przy­pa­dek ten wy­zna­czył trend ro­man­sów po­mię­dzy praw­dziwą ce­le­brytką a pra­cow­ni­kiem Noc­nych sów po­zna­nym w pro­gra­mie. Jed­nak prze­ło­mowe było to, że tym ra­zem cho­dziło o słynną ko­bietę i pra­cu­ją­cego tu męż­czy­znę. Rok temu by­łam na ślu­bie, na któ­rym lau­re­atka Oscara, bry­tyj­ska ak­torka, chłodna blon­dynka Imo­gen Wa­gner, wy­szła za mąż za członka ekipy, Jo­sha Be­ek­mana, który za­sły­nął z wy­kre­owa­nia po­staci Prysz­czał­ko­wa­tego. A rok wcze­śniej El­liot Mar­ko­vitz, główny sce­na­rzy­sta i szef (fa­cet o nie­ca­łych stu sie­dem­dzie­się­ciu trzech cen­ty­me­trach wzro­stu, z czter­dziestką na karku i w mo­ka­sy­nach), oże­nił się z wie­lo­krotną zdo­byw­czy­nią pla­ty­no­wej płyty, pio­sen­karką pop Ni­colą Do­rnan (spe­cjalną am­ba­sa­dorką ONZ niż­szą od niego o dwa­dzie­ścia cen­ty­me­trów i młod­szą o dzie­sięć lat). Wła­śnie dla­tego wpa­dłam w szał: po­nie­waż ni­gdy nie po­wsta­wały pary, w któ­rych role by­łyby od­wró­cone, czyli uro­czy ce­le­bryta w ży­ciu nie za­ko­chi­wał się w zwy­kłej, nie­ogar­nię­tej, nie­zad­ba­nej ko­bie­cie. Ni­gdy. Nie­ważne, jak mą­dra by była.

Jed­nak wie­dzia­łam też, le­żąc w łóżku i pio­ru­nu­jąc wzro­kiem ekran te­le­fonu, że de­biut Danny’ego i An­na­bel wy­da­rzył się wczo­raj wie­czo­rem, kiedy ob­ści­ski­wali się w klu­bie, gdzie urzą­dzono im­prezę z oka­zji dwu­dzie­stych czwar­tych uro­dzin ak­torki, i że na­pi­szę o mo­jej wście­kło­ści. Tak jak za­wsze ob­rócę swoje uczu­cia w ko­me­dię i w ten spo­sób się wy­le­czę.

Kwie­cień 2018 roku

.

TY­GO­DNIOWY GRA­FIKNOC­NYCH SÓW

Po­nie­dzia­łek 13.00 bu­rza mó­zgów z wy­stę­pu­jącą go­ścin­nie osobą pro­wa­dzącą

Wto­rek 17.00 po­czą­tek ca­ło­noc­nej se­sji pi­sa­nia sce­na­riu­szy

Wto­rek 0.00 osta­teczny ter­min prze­sy­ła­nia ske­czy

Środa 15.00 próba czy­tana zgło­szo­nych ske­czy

Środa 21.00 we­wnętrzne ogło­sze­nie wstęp­nego planu pro­gramu

Środa wie­czór–so­bota rano próby, po­prawki sce­na­riu­szy, bu­dowa sce­no­gra­fii; opra­co­wa­nie efek­tów spe­cjal­nych; wy­bór i po­wsta­nie fry­zur, ma­ki­jażu i ko­stiu­mów; próba przed na­gra­niem

So­bota 13.00 próba pro­gramu

So­bota 20.00 próba ge­ne­ralna na żywo z udzia­łem pu­blicz­no­ści

So­bota 23.30 pro­gram na żywo przed nową pu­blicz­no­ścią

Nie­dziela 1.30 pierw­sze after­party

.

PO­NIE­DZIA­ŁEK, GO­DZINA 13.10

Na spo­tka­niu, które wy­zna­czało ofi­cjalny po­czą­tek ty­go­dnia z pro­gra­mem, pla­no­wa­łam pod­rzu­cić dwa ske­cze. W su­mie mia­łam trzy po­my­sły – można było na­pi­sać i zgło­sić wię­cej, jed­nak li­czyły się tylko dwa – za­mie­rza­łam więc im­pro­wi­zo­wać, na który z nich po­sta­wić, w za­leż­no­ści od re­ak­cji go­ścin­nego go­spo­da­rza na pro­po­zy­cje przed­sta­wione wcze­śniej. Około czter­dzie­stu osób z grona sce­no­pi­sar­skiego, pro­du­cenc­kiego oraz ob­sady tło­czyło się w biu­rze Ni­gela Pe­ter­sena, twórcy show i pro­du­centa wy­ko­naw­czego.

Biuro Ni­gela zlo­ka­li­zo­wane na szes­na­stym pię­trze – nie na­leży my­lić go z ga­bi­ne­tem na ósmym pię­trze, są­sia­du­ją­cym ze stu­diem, w któ­rym krę­cono pro­gram – było za­równo po­rząd­nie urzą­dzone, jak i zu­peł­nie nie­przy­sto­so­wane do obec­no­ści pra­wie czter­dzie­stu osób. Zna­czyło to, że Ni­gel sie­dział za biur­kiem, pro­wa­dzący w skó­rza­nym fo­telu, kilku szczę­śliw­ców z ekipy przy­sia­dło na je­dy­nej tu ka­na­pie, reszta pod­pie­rała ściany lub sie­działa na pod­ło­dze.

Ni­gel na po­czą­tek przed­sta­wił pro­wa­dzą­cego, który – jak zda­rzało się to mniej wię­cej raz na se­zon – był także go­ściem mu­zycz­nym ty­go­dnia. Noah Brew­ster w prze­szło­ści wy­stą­pił już jako gość mu­zyczny, ale to był jego pierw­szy raz w roli go­spo­da­rza pro­gramu. Był tan­det­nie przy­stoj­nym pio­sen­ka­rzem i tek­ścia­rzem od­no­szą­cym nie­zwy­kłe suk­cesy, który spe­cja­li­zo­wał się w prze­sło­dzo­nym po­pie i sły­nął z uma­wia­nia się z mo­del­kami świeżo po dwu­dzie­stce. Choć wy­glą­dał jak sur­fer – prze­ni­kliwe nie­bie­skie oczy, zmierz­wione blond włosy i ja­sny za­rost, uśmiech od ucha do ucha eks­po­nu­jący zęby, no i umię­śnione ciało – z bio­gramu pro­wa­dzą­cego, który roz­sy­łano nam ma­ilowo w każdy po­nie­dział­kowy ra­nek, do­wie­dzia­łam się, że wy­cho­wał się na przed­mie­ściach Wa­szyng­tonu. Miał trzy­dzie­ści sześć lat, by­li­śmy więc w tym sa­mym wieku, i cie­szył się sławą, od­kąd pięt­na­ście lat temu na­grał hit Ma­king Love in July (by­łam wtedy na stu­diach).

Ta pio­senka to swo­isty pean na cześć roz­dzie­wi­cza­nia dłu­go­wło­sej dziew­czyny o „pro­mie­nie­ją­cej skó­rze”, „wy­dę­tych ustach” oraz „ma­li­no­wych sut­kach”, i była to jedna z tych me­lo­dii, którą grano w ra­diu przez cały rok tak czę­sto, że choć uwa­ża­łam ją za fa­talną, mi­mo­cho­dem zna­łam cały tekst. Od tam­tego czasu Noah zdo­był wiele na­gród i sprze­dał po­nad dwa­dzie­ścia mi­lio­nów płyt, sumę tę także wy­cią­gnę­łam z bio­gramu pro­wa­dzą­cego. To nie przy­pa­dek, że jego dzie­siąty al­bum uka­zał się przed ty­go­dniem; go­spo­da­rze i go­spo­dy­nie pro­gramu, go­ści­nie i go­ście mu­zyczni, a także ci, któ­rzy łą­czyli te dwie funk­cje, zwy­kle albo świę­to­wali nowo od­zy­skaną sławę, albo pro­mo­wali nad­cho­dzące efekty swo­ich sta­rań.

Gdy Ni­gel już go przed­sta­wił, Brew­ster ro­zej­rzał się po po­miesz­cze­niu i po­wie­dział:

– Dzię­kuję, że po­zwo­li­li­ście mu­zy­kowi wpaść na ko­me­diową im­prezkę. Pro­wa­dze­nie Noc­nych sów za­wsze było moim ma­rze­niem. W li­ceum by­łem out­si­de­rem, który za­kra­dał się do piw­nicy, żeby was obej­rzeć, gdy moi starsi po­szli już spać.

Za­fun­do­wał nam swój sze­roki uśmiech, a ja za­sta­na­wia­łam się, czy jego zęby są praw­dziwe, czy też skry­wają się pod li­ców­kami. Po dzie­wię­ciu la­tach w Noc­nych so­wach przy­wy­kłam na tyle, na ile się dało, do in­te­rak­cji z ja­sno świe­cą­cymi gwiaz­dami, choć czę­sto za­ska­ki­wało mnie, gdy od­kry­wa­łam, kto wy­glą­dał jesz­cze le­piej w rze­czy­wi­sto­ści (więk­szość), kto był dup­kiem (nie­wielu, ale kilku zde­cy­do­wa­nie za­słu­żyło na to okre­śle­nie), kto był szo­ku­jąco próżny (tu wy­róż­niała się osoba gra­jąca główną po­stać w po­pu­lar­nym po­li­cyj­nym dra­ma­cie kry­mi­nal­nym), a kto był tak wspa­niały w ske­czach, a także tak za­bawny, gdy spę­dza­li­śmy czas w środku nocy, że ża­ło­wa­łam, iż nie może zo­stać w pro­gra­mie na za­wsze.

Ni­gel zer­k­nął na prawo, gdzie u jego stóp sie­dzieli sce­na­rzy­ści, i po­wie­dział:

– Benji, może za­czniemy od cie­bie.

Benji pod­rzu­cił po­mysł na skecz o pi­szą­cym dzien­nik by­łym dy­rek­to­rze FBI, Ja­me­sie Co­meyu, dyk­tu­ją­cym swoje wspo­minki w dziew­czę­cym stylu „mój drogi pa­mięt­niczku”. Na­stęp­nie Oli­ver z ob­sady przy­znał, że pra­cuje nad pewną ideą z Ro­hi­tem, in­nym sce­na­rzy­stą (do­piero pod­czas wtor­ko­wej próby czy­ta­nej ske­czy okaże się, czy to była prawda, czy może wy­mówka Oli­vera). Póź­niej sce­na­rzystka Lianna za­pro­po­no­wała skecz, w któ­rym Noah Brew­ster miałby za­grać iko­nicz­nego sek­sow­nego he­te­ryka w li­ce­al­nym chó­rze, a po niej inny sce­na­rzy­sta, Tony, zgło­sił scenkę, w któ­rej pro­wa­dzący ode­grałby sno­bi­stycz­nego bia­łego ko­le­sia kan­dy­du­ją­cego na urząd i go­ścin­nie gło­szą­cego ka­za­nie w ko­ściele czar­no­skó­rych. Hen­rietta, jedna z dwóch osób z ob­sady, z którą naj­czę­ściej pra­co­wa­łam, po­wie­działa, że ra­zem z Viv, drugą człon­ki­nią ob­sady, z którą naj­czę­ściej pra­co­wa­łam, chciały wy­re­ży­se­ro­wać skecz o wy­ni­kach wy­szu­ki­wa­nia w in­ter­ne­cie pro­wa­dzo­nego przez psy. Ja by­łam szó­sta.

– Wy­my­śli­łam coś, co ma ty­tuł Prawo Danny’ego Hor­sta – rzu­ci­łam. – Za­in­spi­ro­wał mnie ko­lega z biurka obok, o któ­rym ważne wie­ści, mam na­dzieję, do­tarły do tu obec­nych.

Wszy­scy kla­skali lub gwiz­dali. W week­end Danny i An­na­bel po sied­miu ty­go­dniach rand­ko­wa­nia za­rę­czyli się, jak ujaw­nili w po­ście na In­sta­gra­mie An­na­bel, po­ka­zu­jąc zbli­że­nie pier­ścionka na jej palcu, pod­czas gdy cała dłoń spo­czy­wała na ręce Danny’ego. Por­tale plot­kar­skie na­tych­miast do­nio­sły, że bry­lant miał pro­sto­kątny szlif, oprawę ota­czała au­re­ola wy­sa­dzana dia­men­ci­kami, a koszt pier­ścionka sza­co­wano na sto dzie­sięć ty­sięcy do­la­rów. Cho­ciaż sama jako dwu­dzie­sto­kil­ku­latka też na chwilę wy­szłam za mąż, nie mia­łam po­ję­cia, co zna­czyły „pro­sto­kątny szlif”, „oprawa” czy „au­re­ola” – były mąż i ja no­si­li­śmy na pal­cach zwy­kłe złote ob­rączki.

Gdy wi­waty i owa­cje uci­chły, Danny, który sie­dział na pod­ło­dze dwie osoby da­lej po mo­jej le­wej, po­wie­dział:

– Dzięki. No tak, to po­rą­bane, że zo­stanę pa­nem Lily. – Znów roz­le­gły się wi­waty, a Danny do­dał: – Je­śli się za­sta­na­wia­cie, to nie, Sally nie ostrze­gła mnie, że za­mie­rza piąć się po szcze­blach ka­riery po moim tru­pie.

– Pró­buję na­mó­wić Danny’ego, żeby na­pi­sał to na spółkę ze mną – wtrą­ci­łam. – Ale na ra­zie to odłóżmy. W każ­dym ra­zie chcę opi­sać zja­wi­sko, które... prze­pra­szam, Danny, na­prawdę cię ko­cham, ale... to zja­wi­sko po­lega na tym, że męż­czyźni z Noc­nych sów uma­wiają się z ko­bie­tami spoza swo­jej ligi, tyle że to ni­gdy nie zda­rza się pra­cow­nicz­kom.

Roz­legł się po­wszechny śmiech, choć śmia­nie się na spo­tka­niu, na któ­rym przed­sta­wia­li­śmy swoje po­my­sły, mo­gło ozna­czać też, że za szybko ujaw­ni­li­śmy pu­entę. Dla­tego nie­któ­rzy pod­rzu­cali tylko wa­bik, ale ja za­ry­zy­ko­wa­łam i po­dzie­li­łam się praw­dzi­wymi po­my­słami, aby móc ro­ścić so­bie do nich pre­ten­sje, gdyby ko­muś in­nemu przy­szło do głowy coś po­dob­nego. Zresztą za­dzi­wia­jąco czę­sto śmiech wcale nie był osta­tecz­nym wy­znacz­ni­kiem losu da­nego ske­czu – były nim ka­prysy Ni­gela. Z co naj­mniej czter­dzie­stu sce­na­riu­szy, które zo­staną zgło­szone na śro­dową próbę czy­taną, około dwu­na­stu ske­czy do­trwa do próby ge­ne­ral­nej w so­botę, z czego tylko osiem trafi do pro­gramu na żywo. Scenki, w któ­rych wy­stę­po­wał go­spo­darz, miały więk­sze szanse prze­ży­cia, ale i tak nie spo­sób było prze­wi­dzieć, co Ni­gel po­sta­nowi. Wszy­scy ze­brani w tym biu­rze, za­równo na­le­żący do ob­sady, jak i grona sce­no­pi­sar­skiego, wiele razy mieli zła­mane serce.

– Oczy­wi­ście Danny po­wi­nien ode­grać ja­kąś rolę w ske­czu – do­da­łam. – Mógłby za­grać sie­bie lub ko­goś in­nego. Noah, faj­nie by to wy­szło, gdy­byś był go­ściem, który zo­staje aresz­to­wany za zła­ma­nie tego prawa, na przy­kład umó­wi­łeś się na randkę z Hen­riettą albo Viv. Po­sta­ramy się, żeby nie wy­glą­dały tak ślicz­nie jak w rze­czy­wi­sto­ści.

Choć by­łam bli­sko z Hen­riettą i Viv, to wcale im nie schle­bia­łam. Obie wy­glą­dały do­prawdy prze­ślicz­nie, co nie było ni­czym nad­zwy­czaj­nym jak na ko­miczki, oraz były tak za­bawne, że ta ich ce­cha czę­sto przy­ćmie­wała urodę, co także nie było ni­czym nad­zwy­czaj­nym u ko­mi­czek.

– Tak, że­bym zro­zu­miał – za­czął Brew­ster, a zmie­sza­nie na jego twa­rzy ka­zało mi się za­sta­no­wić, czy gwiaz­dor nie okaże się jed­nym z dzba­nów. Ni­gdy wcze­śniej z nim nie roz­ma­wia­łam. Za pierw­szym ra­zem, gdy był go­ściem mu­zycz­nym, jesz­cze nie pra­co­wa­łam przy pro­gra­mie, a za dru­gim nie było po­wodu, bym miała z nim do czy­nie­nia. Od czasu do czasu go­ście mu­zyczni wy­stę­po­wali w ske­czach albo można było zo­ba­czyć, jak śpie­wali pio­senki na pró­bie w czwart­kowe po­po­łu­dnia, je­śli czło­wiek nie był za­jęty aku­rat czym in­nym, ale to by było na tyle. – W ske­czu – po­wie­dział – będę ła­mał prawo, po­nie­waż je­stem o wiele atrak­cyj­niej­szy od ko­biety, z którą się spo­ty­kam?

Roz­legł się chi­chot, a Je­re­miah, je­den ze sce­na­rzy­stów, rzu­cił:

– Kau­cja za same twoje włosy wy­nio­słaby mi­liard do­la­rów.

Mina No­aha wy­ra­żała sym­pa­tię, kiedy spoj­rzał na mnie i do­dał:

– Okej, ale py­tam na se­rio.

– No cóż, zga­dza się – od­par­łam. – Mniej wię­cej. – Sie­dzia­łam, pod­pie­ra­jąc ple­cami za­chod­nią ścianę biura Ni­gela, ja­kieś trzy me­try od py­ta­ją­cego, dzie­liło nas jed­nak wiele mo­ich ko­le­ża­nek i wielu ko­le­gów z pracy.

Noah da­lej mó­wił ra­do­śnie dy­plo­ma­tycz­nym gło­sem:

– Za­wsze my­śla­łem, że le­piej bę­dzie, je­żeli go­spo­darz śmieje się z sie­bie, a nie na­bija się z in­nych, więc chyba so­bie od­pusz­czę.

To, że au­to­iro­nia sta­no­wiła zwy­cię­ską stra­te­gię, nie było błę­dem. Ale gdy gość mu­zyczny na tak wcze­snym eta­pie oświad­czał, do tego pu­blicz­nie, że nie chce wziąć udziału w ja­kimś ske­czu, było to jed­no­cze­śnie nie­po­trzebne oraz fru­stru­jące; Ni­gel za­wsze przy­zna­wał pro­wa­dzą­cym prawo weta. W za­sa­dzie by­łam na tyle po­iry­to­wana, że po­sta­no­wi­łam pod­rzu­cić mój drugi po­mysł, ten, co do któ­rego się wa­ha­łam, po­nie­waż za­sta­na­wia­łam się, czy nie ob­raża No­aha Brew­stera.

– W po­rządku – od­par­łam to­nem, który miał być rów­nie dy­plo­ma­tyczny jak jego, bo wie­dzia­łam, że stą­pam po cien­kim lo­dzie. – Je­śli na­prawdę chcesz po­śmiać się z sie­bie, mam do­bre wie­ści. Mój na­stępny żart po­lega na tym, że masz rze­szę fa­nek i fa­nów, rzecz ja­sna, a ci uwiel­biają cię mię­dzy in­nymi za to, jak ro­man­tyczna jest twoja mu­zyka. A po­nie­waż ro­man­tyzm i tan­deta idą ze sobą w pa­rze, my­ślę o ske­czu, w któ­rym grasz tan­de­cia­rza sprze­da­ją­cego tan­detę zwią­zaną z two­imi pio­sen­kami. Mo­żesz więc po­ka­zać klientce sta­rego grata i za­chwa­lać: „A to je­dwabna ka­napa w wy­twor­nym ma­li­no­wym od­cie­niu, ide­alna do upra­wia­nia mi­ło­ści w lipcu” albo „Sło­nawy za­pa­szek tej kapy to wspo­mnie­nie mor­skiej bryzy w Li­gh­tho­use Be­ach”.

– Ten ak­sa­mitny do­tyk ła­god­nie pie­ści moje ciało – do­dał Danny.

Tak na­prawdę to, że kto inny bawi się twoim po­my­słem, było waż­niej­szą po­chwałą od kom­ple­mentu wy­po­wie­dzia­nego wprost.

Nie było wi­dać, by Noah po­czuł się ura­żony, ale zda­wał się bar­dziej skon­ster­no­wany niż roz­ba­wiony. Spy­tał:

– Tak jak­bym opi­sy­wał an­tyki w ka­ta­logu au­kcyj­nym?

– Prze­myśl to – od­par­łam.

Mój trzeci po­mysł, ten, który za­mie­rza­łam zgło­sić do próby czy­ta­nej, ale nie wspo­mi­nać o nim na tym ze­bra­niu ze względu na li­mit dwóch pro­po­zy­cji, opo­wia­dał o No­ahu, który zo­stał go­ścin­nym sę­dzią w Pa­pli. Był to stały skecz, który stwo­rzy­łam na pod­sta­wie pio­sen­kar­skiego show Płuca Ame­ryki, pusz­cza­nego przez tę samą sta­cję co Nocne sowy, choć krę­cono go w Los An­ge­les. W jury za­sia­dają dwaj słynni sę­dzio­wie oraz jedna słynna ju­rorka, któ­rzy szkolą mu­zycz­nie uczest­niczki i uczest­ni­ków, a część, którą spa­ro­dio­wa­łam – za­czerp­nę­łam ją z praw­dzi­wego ży­cia – po­le­gała nie tylko na tym, że dwóch sę­dziów prze­zna­czało o wiele wię­cej czasu na po­wta­rza­nie ju­rorce, że za dużo mówi, niż rze­czy­wi­ście trwały jej wy­po­wie­dzi. Jesz­cze bar­dziej tu­pe­ciar­skie we wła­ści­wym pro­gra­mie było to, że ta ko­bieta, za­miast ode­przeć za­rzut, do­bro­tli­wie od­po­wia­dała: „No wiem! Ale co mogę po­wie­dzieć? Taka już ze mnie pa­pla”.

– Dzię­kuję, Sally – po­wie­dział Ni­gel. Ski­nąw­szy sce­na­rzy­ście obok mnie, spy­tał: – Pa­trick?

Gdy Pa­trick za­czął opo­wia­dać o Trum­pie roz­ta­pia­ją­cym złotą to­a­letę na plomby den­ty­styczne, ob­ser­wo­wa­łam tan­det­nie przy­stojną sur­fer­ską twarz No­aha, który przy­glą­dał się Pa­tric­kowi. Raz po raz zer­ka­łam na jego minę przez pra­wie trzy go­dziny, po­nie­waż tyle trwała bu­rza mó­zgów. Za­nim Ni­gel nas pu­ścił, spy­tał Brew­stera, tak jak py­tał wszyst­kich pro­wa­dzą­cych, czy ma ja­kiś po­mysł na wła­sny skecz. Zdą­ży­łam już dojść do wnio­sku, że Noah wcale nie był dzba­nem. Czę­sto uśmie­chał się i śmiał, ale nie wy­glą­dało na to, by sta­rał się na siłę udo­wod­nić, jak ro­bili to nie­któ­rzy go­spo­da­rze i nie­które go­spo­dy­nie, że jest za­bawny. A jego prośba o wy­ja­śnie­nie za­częła spra­wiać wra­że­nie pły­ną­cej z we­wnętrz­nego prze­ko­na­nia. Kiedy do­szłam do tych wnio­sków, po­mimo utrzy­mu­ją­cego się roz­draż­nie­nia z po­wodu jego re­ak­cji na szkic Prawa Danny’ego Hor­sta, uzna­łam, że go sza­nuję.

Noah, po­now­nie roz­glą­da­jąc się po po­miesz­cze­niu, oświad­czył:

– Po wy­słu­cha­niu tego wszyst­kiego jesz­cze bar­dziej pod­nieca mnie wi­zja przy­szłego ty­go­dnia. Je­stem tro­chę prze­ra­żony, ale głów­nie pod­eks­cy­to­wany. Mega się cie­szę i zo­stanę przy wa­szych po­my­słach, sam nie mam żad­nych wiel­kich pla­nów. Choć przy­znam, że cho­dzi mi po gło­wie jedna rzecz, pró­buję ją uło­żyć i mu­szę zde­cy­do­wać przed próbą czy­taną, czy bę­dzie mo­gła uj­rzeć świa­tło dzienne, czy le­piej nie, ale je­śli cho­dzi o wa­sze ske­cze, to pi­szę się na wszyst­kie.

„Chyba na wszyst­kie prócz tego, w któ­rym uda­jesz, że spo­ty­kasz się z ko­bietą mniej atrak­cyjną od sie­bie” – po­my­śla­łam. Za­sta­na­wia­łam się, czy jego nie­chęć wią­zała się w ja­kiś spo­sób z tym, że mu­siał uma­wiać się z tak wie­loma mo­del­kami w praw­dzi­wym ży­ciu, ale na­gle usły­sza­łam dłu­gie, ni­skie bek­nię­cie i na­tych­miast zda­łam so­bie sprawę z nie­przy­jem­nego za­paszku, obrzy­dli­wej fan­ta­zji na te­mat śnia­da­nio­wego bur­rito. Ener­gicz­nie ob­ró­ci­łam głowę w stronę Danny’ego. Za­ci­snął usta w pod­kówkę i wy­trzesz­czył oczy – tak jakby mó­wił: „Ups!” – a ja spoj­rza­łam na niego wil­kiem. Be­ka­nie to jest część ży­cia, ra­cja, ale czy nie mógł po­wstrzy­mać się od tej czyn­no­ści przez ostat­nie trzy­dzie­ści se­kund trzy­go­dzin­nego spo­tka­nia?

Pa­trick, sce­na­rzy­sta sie­dzący po­mię­dzy Dan­nym i mną, po­chy­lił się do mnie i szep­nął:

– To by­łaś ty, prawda?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki