Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
28 osób interesuje się tą książką
Romans z wybuchową mieszanką sarkazmu, pożądania i słodyczy, który po raz czwarty – i ostatni – grozi niekontrolowanymi napadami śmiechu!
Istnieją cztery klauzule tajności: ściśle tajne, tajne, poufne i zastrzeżone.
Krystian i Sara złamali je wszystkie.
A teraz? Po misji pełnej zasad, kłamstw, przepustek, wakacyjnych przygód i świątecznych niespodzianek czas na coś, czego Krystian nigdy nie planował: normalność.
Cokolwiek to znaczy, gdy obok jest… Sara – niereformowalna i fenomenalna – wciąż w żywiole, nie przestaje zaskakiwać.
Od zawsze gotowa na moment:
I żyli długo i… jawnie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 338
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 9 godz. 31 min
Lektor: Maciek Szklarz
ISTNIEJĄ 4 KLAUZULE TAJNOŚCI…
1. Ściśle tajne.
2. Tajne.
3. Poufne.
4. Zastrzeżone.
Życzę fenomenalnej zabawy podczas lektury finałowego tomu serii Klauzule Tajności – Ujawnione.
Ściskam, Magda
Sara Lewska i Krystian Krzycki pragną połączyć się świętym węzłem małżeńskim.
W obliczu Boga i gości, dlatego zapraszają CIEBIE, CZYTELNIKU, wraz z osobą towarzyszącą na uroczystość, która odbędzie się 14.02. o godz. 14:00 w kościele pw. Św. Tomasza we Wrocławiu. Po uroczystości serdecznie zapraszamy na przyjęcie weselne do hotelu Brylant. Prosimy o potwierdzenie obecności do 14.01.
Drodzy goście, prosimy,
by prezenty zmieściły się w kopercie.
Czytelniku, po prostu przyjdź i bądź z nami w tym dniu.
Drogi Czytelniku, coś się kończy, coś zaczyna. Nieodzownym elementem życia jest śmierć, dlatego zanim krzykniesz „gorzko” na naszym ślubie, zabierzemy Cię na pogrzeb. A właściwie trzy…
Z głębokim smutkiem zawiadamiamy, że w wyniku tragicznego wypadku drogowego, który miał miejsce 2 marca, odeszliod nas:
Śp. Aleksandra Krzycka
nasza najdroższa Mama, Babcia, Prababcia, Praprababcia
Śp. Józef Krzycki
ukochany Tata, Dziadek i Pradziadek
Śp. Alicja Krzycka
kochana Mama, Babcia i Prababcia
Ich odejście zostawiło w naszych sercach niewyobrażalną pustkę.
Ostatnie pożegnanie چPAlii چP Józka
odbędzie się 4 marca 2025 roku o godz. 10:00
w kaplicy przy ul. Komuny Paryskiej.
Bezpośrednio po nim, o godz. 11:00, w gronie najbliższych nastąpi ciche pożegnanie چPOli
O godz. 12:00 odbędzie się kremacja چPAlii چP Józka.
Msza święta pogrzebowa za dusze wszystkich Zmarłych zostanie odprawiona
5 marca o godz. 12:00
w kościele parafialnym w Ustrzykach Górnych,
po czym nastąpi odprowadzenie urn i trumny
na miejsce wiecznego spoczynku na cmentarzu parafialnym.
Rodzina pogrążona w żałobie
EPILOG
A ściślej… nieoklauzulowany, zupełnie jawny i dłuuugi epilog.
1
Sara
TEN CZŁOWIEK JEST PEŁEN NIESPODZIANEK!
Stałam na ganku i z rozdziawionymi ustami gapiłam się, jak mój narzeczony… doi krowę, i niech mnie, w życiu nie widziałam niczego seksowniejszego. Wyjaśniło się, gdzie nauczył się delikatności.
Panie Boże, w przyszłości chciałabym zostać… wymieniem w dłoni Krystiana.
Przecież ono właśnie doznawało jakiejś turboprzyjemności. Krystian wprawdzie zaciskał je w pięści, ale mogłam się założyć, że jednocześnie pociągał z wyczuciem. Ściągając mleko do blaszanego wiadra, drugą dłonią gładził bok mućki. Do tego wszystkiego siedział na drewnianym zydelku w samych spodniach od dresu.
Panie Boże, moim drugim wyborem niech będzie gumka od jego portek.
Cóż… Byłam w euforycznym nastroju.
Ślinka ciekła mi na widok lśniących w porannym słońcu mięśni, a to, że tak naprawdę było zimno jak diabli, jeszcze dodawało Krystianowi seksapilu. Puścił mi oko, kiedy mnie zauważył, i w tym momencie zapomniałam, że kochaliśmy się w nocy. Znów pragnęłam go dziko. Owinęłam się szczelniej kocem, pod którym byłam naga, i ruszyłam do niego boso.
– Ach! – Pierwszy krok uświadomił mi, że zroszona trawa jest lodowata. Drugi i trzeci też. – Aj, aj, aj… – jęczałam, przeskakując z nogi na nogę, aż spowił mnie śmiech Krystiana. Poderwałam raptownie głowę i rzuciłam mu fałszywie oburzone spojrzenie. Nie przestał się natrząsać, jednak wstał i zanim wyszedł mi naprzeciw, poklepał krowę po grzbiecie.
Ależ mi się to spodobało. A także to, jak porwał mnie nad ziemię i zamknął w swoich ramionach.
– Miałam nosa, że pod powłoką chłodnego twardziela bez serca kryje się cudowny mężczyzna o wielkim, mięciutkim i pojętnym serduchu, hę?
Nie byłam pewna, czy nie dowaliłam za mocno. Po wczorajszym okazało się, że w ogóle nie znam Krystiana, ale również po wczorajszym miałam znacznie więcej śmiałości do mówienia rzeczy, których wcześniej w życiu nie powiedziałabym na głos.
– Czy ja wiem… – Cmoknął. – Chyba trochę przeceniasz pana Bogdana. – Kiwnął głową, wskazując kierunek, a gdy powiodłam tam wzrokiem, ujrzałam jakiegoś faceta prowadzącego konia. Wydałam z siebie cichy pisk. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że zakrywa mnie tylko koc. No i ramiona Krystiana.
– Ja jestem goła! – Mój szept niechcący przemienił się w krzyk.
– Pani Sarooo… – parsknął. – Reklama nie jest nam potrzebna, nie sprzedajemy tego miejsca.
Tym zdaniem sprawił, że kompletnie się zawiesiłam.
Nie sprzedajemy. Nie sprzedajeMY. MY! Od wczoraj na serio byliśmy we wszystkim razem. Ta rewelacja jeszcze do końca nie mieściła mi się w głowie, ale za nic nie zamierzałam jej podważać. Mimo to pragnęłam wymusić kolejne wyznania…
– Naprawdę to powiedziałeś? – szepnęłam. No dobrze, może wciąż tliła się we mnie niepewność. To dlatego, że nie mogłam uwierzyć, że Krystian jest najbardziej romantycznym mężczyzną na ziemi. Co ja wczoraj od niego usłyszałam… NIE.DO.WIARY!
– Naprawdę nie sprzedajemy… – odparł. Och, nie o to mi chodziło. Otworzyłam usta, żeby zaznaczyć, co miałam na myśli, ale Krystian przyłożył do nich palec, a następnie mrugnął figlarnie jednym okiem. – Tamto też naprawdę.
– Że mnie kochasz? – Wyszczerzyłam się. Za odpowiedź posłużyła mi jedynie kolejna salwa śmiechu. Wcześniej marzyłam, by usłyszeć od niego wyznanie miłości chociaż raz. I rzeczywiście, wystarczyło mi to. Ubóstwiałam sposób, w jaki Krystian omijał temat. Co nie znaczyło, że sama nie zamierzałam dać upustu długo skrywanym uczuciom. – O Boże, ale ja cię kocham, panie Krystianie! – Wczepiłam się w niego z całej siły. – A powiedz mi… Naprawdę się pobieramy? – Musiałam potwierdzić.
– Pani Sarooo… – wydusił i nie przestając się ze mnie natrząsać, zaczął obsypywać pocałunkami moją głowę.
– Napra… – zamierzałam go przycisnąć, ale wszedł mi w słowo:
– Jeśli mogę coś wtrącić… czas na kopulację…
I po temacie. Moje usta zostały skutecznie zamknięte pocałunkiem. Kiedy jednak na moment odzyskałam oddech, wydyszałam:
– Z narzeczoną?
Czy to powściągliwe, nieco szelmowskie mrugnięcie oznacza, że tak, panie Krystianie?
Więcej nie dostałam.
A więc wracamy do zabawy…
Ten poranek uznałam za absolutnie sielski i nadzwyczajny…
Po upojnych chwilach w sypialni dowiedziałam się, że dojenie krowy to jedno z ulubionych zajęć Krystiana (choć nieczęsto miał ku temu okazję). Też spróbowałam i musiałam przyznać mu rację. Wymię było niezwykle aksamitne w dotyku. Mogłabym zajmować się tym na co dzień. A także końmi. Były już dość wiekowe, ale wciąż zdolne do rekreacyjnej jazdy. Z tej opcji nie skorzystaliśmy. Zjedliśmy natomiast śniadanie na werandzie, w czym również się zakochałam. Niestety w końcu bańka musiała pęknąć.
Bo nadszedł czas, by przypomnieć sobie powód, dla którego tu byliśmy. Wyszliśmy z domu, żeby zabrać się do nieprzyjemnych obowiązków. Najbliższy zakład medycyny sądowej znajdował się aż w Rzeszowie, a w nim leżały ciała bliskich Krystiana.
2
Sara
– Skarbie? – zagaiłam cicho, gdy po przeszło dwóch godzinach drogi stanęliśmy przed drzwiami zakładu medycyny sądowej. Nie byłam pewna, czy tylko mi się wydawało, czy Krystian rzeczywiście się zawahał, zanim wyciągnął rękę do klamki. W najmniejszym stopniu nie umiałam sobie wyobrazić, jak bardzo mu ciężko. Wiedziałam, że prababcia była dla niego jedną z najważniejszych osób. Nawet jeśli „na górze róże” stanowiło szczyt czułości, jaką ją obdarzał. Oczywiście słownie, bo fizycznie widziałam dowody potęgi jego serca. Wspomnienie, kiedy karmił babcię, pojawiło się przed moimi oczami jak żywe.
– W porządku? – Zerknął na mnie. – Jeśli nie chcesz wchodzić, możesz poczekać w aucie – zaproponował, zupełnie na opak odbierając moją troskę. Pokręciłam tylko głową i mocniej ścisnęłam jego dłoń, a wtedy wciągnął potężny haust powietrza i otworzył drzwi.
Od razu obrał właściwy kierunek i zatrzymał się dopiero przy punkcie rejestracyjnym.
– Krystian Krzycki, jestem umówiony na identyfikację zwłok. – Nie tracąc czasu, podał swój dowód osobisty, a także wyrecytował inne niezbędne informacje. Zakończył prośbą o pominięcie wyjaśnienia, jak będzie wyglądać procedura. Pod wpływem jego słów na twarzy kobiety wykwitł niewytłumaczalny rumieniec.
– Technik sekcyjny już do państwa idzie. – Ledwo to powiedziała, a wokół poniósł się dźwięk stukających na posadzce butów. Gdy tylko obróciłam głowę, wiedziałam jedno – nie tak wyobrażałam sobie technika sekcyjnego. Zbliżająca się do nas brunetka była przepiękna i zdecydowanie nazbyt intensywnie wpatrywała się w twarz mojego Krystiana. To sprowokowało u mnie odruch bezwarunkowy – sama strzeliłam na niego oczami. Również patrzył na… technika sekcyjnego.
Zazdrość zagościła w moich skromnych progach, a to nie było u mnie częstym zjawiskiem. Krystian raczej nie dawał mi do niej powodów. Zawsze czułam się przy nim wyjątkowa, jedyna. Ale wielka szkoda, że nie splataliśmy swoich palców. Z chęcią zaznaczyłabym, że ten mężczyzna należy do mnie. Bardzo tego chciałam. Widocznie jednak nie tak bardzo, żeby odważyć się na złapanie jego dłoni. Obawiałam się, że Krystian nie wybaczy mi takiego niedojrzałego zachowania, szczególnie w tym miejscu.
– Dzień dobry, panie pułkowniku – powitała go kobieta, wyciągając rękę, a następnie szybko podała ją mnie. – Dzień dobry, pani Saro.
Zostałam zaskoczona. Skąd wiedziała, kim jestem?
– Proszę przyjąć moje kondolencje. Nazywam się Elwira Kowalska i jestem technikiem sekcyjnym. Wszystko jest gotowe, zostały tylko najniezbędniejsze formalności – mówiła pospiesznie. – Wiem, że zależy panu… państwu – poprawiła błyskawicznie – na czasie. Jeśli pan chce, może teraz dać znać zakładowi pogrzebowemu, że odbiór ciał jest możliwy. Prokurator wydał zgodę z góry.
– Dzień dobry, dziękujemy. Transport umówiłem już wcześniej, karawany powinny być tu za pół godziny.
– Dobrze. Proszę zatem za mną. – Pokazała kierunek, a następnie zaczęła nas prowadzić. No i zrobiło mi się wstyd za tę moją chwilową zazdrość. Kompletnie zapomniałam, że mój narzeczony jest niezwykle szanowaną osobistością w pewnych kręgach. – Zdaję sobie sprawę, że wie pan, jak wygląda sytuacja. Mimo to chciałabym ostrzec, że zmarli odnieśli poważne obrażenia. Widok może być szokujący.
– Widziałem zdjęcia i czytałem raporty z oględzin.
– Proszę pamiętać, że może pan w każdym momencie zrezygnować – poinformowała, otwierając kolejne już drzwi.
– Saro, zostań tutaj.
– Idę z tobą – oznajmiłam. Krystian od początku sugerował, żebym została w domu, ale się nie zgodziłam. Czekała nas dzisiaj jeszcze wizyta w szpitalu i domu pogrzebowym.
Weszliśmy do wydzielonego pomieszczenia identyfikacyjnego. Temperatura raptownie spadła, a sterylność i poziom oświetlenia wzrosły.
Na środku w niewielkich odstępach znajdowały się trzy stalowe stoły na kółkach. Ciała przykryto białymi prześcieradłami aż po czubki głów, ale po sylwetkach można było odgadnąć, kto się pod nimi znajdował.
Panująca tu głucha cisza nakazywała milczenie. Skinęłam głową do mężczyzny osłoniętego maseczką, który czekał przy stoliku zapełnionym dokumentami, dojrzałam na nim też pudełko lateksowych rękawiczek.
Zdziwił mnie niemal niewyczuwalny zapach. Tata niejednokrotnie wracał do domu przesiąknięty takim odorem, aż łzy szczypały pod powiekami. Nieboszczyk w odpowiednim stanie rozkładu wydziela tak intensywny zapach, że nie można tego w żaden sposób oddać słowami ani też pomylić z niczym innym. Jeden prysznic to za mało, a ubrań nie da się odzyskać, nawet jeśli było się odpowiednio daleko od ciała. Nie spodziewałam się, że otoczy nas silna woń śmierci, ale na jakąś, owszem, czekałam.
Krystian puścił moją dłoń i ruszył do najbardziej oddalonego od prababci stołu. Zakrył mi sobą widok, a potem uniósł materiał.
– Józef Krzycki, potwierdzam – zawyrokował. Chwilę wpatrywał się w to, co miał przed oczami, a następnie przeszedł w bok i powtórzył procedurę. – Alicja Krzycka, potwierdzam. – Babci przyglądał się nieco krócej niż dziadkowi, a kiedy przemknął do prababci, wiedziałam, że na nią nie spojrzy wcale. Stanął z boku, więc wszystko widziałam. Wsunął obie ręce pod prześcieradło na wysokości dłoni nieboszczki. Dotknął ją, ciężko przy tym wzdychając. Zamyślił się na dłużej.
Nie zamierzałam go ponaglać. Zmniejszyłam dzielący nas dystans, żeby go wesprzeć, ale nie zdążyłam wtulić się w jego bok na dobre.
– Chodźmy. – Wysunął ręce spod materiału i spojrzał przez ramię. – Aleksandra Krzycka – potwierdził i nie pytając o nic, podszedł do zlewu, w którym umył dłonie, po czym oblał twarz wodą.
Świeże powietrze poczuliśmy jakiś kwadrans później. Krystianowi nie dane jednak było złapać oddech. Zauważyłam na jego telefonie masę powiadomień, dlatego nie dziwiłam się, że niezwłocznie przystawił go do ucha..
– Darku? – powitał kogoś, prawdopodobnie swojego wujka, brata pana Mirka, który walczył o życie. – Tak, już po. A ty nie brzmisz dobrze. Trzymasz się? – Chwilę słuchał rozmówcy, a następnie chrząknął. – Rozumiem. Może spróbuj się przespać, mam wszystko pod kontrolą – zapewnił. – Darek… Co mam ci powiedzieć? Nic już nie poradzisz. Zginęli na miejscu, nikt nie cierpiał. A teraz… Teraz wyglądają, jakby spali.
Zorientowałam się, że kłamie, gdy poinformował, że zmarli mają jedynie kilka siniaków.
– Nie sądzę, jest zaintubowany – płynnie przeszedł do opisu sytuacji pana Mirka. – Nikola prawdopodobnie teraz tam jest. Ja będę za jakieś trzy godziny.
Potem zdawkowo opowiedział o dalszych planach. Zajmował się wszystkim od A do Z. Już jutro miało się odbyć ostatnie pożegnanie przy otwartych trumnach, później babcia i dziadek zostaną skremowani, a pogrzeb zaplanowano na pojutrze. Nie miałam pojęcia, kiedy Krystian to ogarnął, ale w trakcie kolejnej rozmowy telefonicznej zrozumiałam, że pomagała mu jednostka. Okazało się także, że jego kolegów doszły już słuchy o wczorajszym incydencie z „zawałem”. Opieką objęto też pana Mirka. Chyba szykowali go do lotu śmigłowcem medycznym do jakiegoś szpitala wojskowego w Niemczech. Czekałam na zakończenie połączenia, ale ono trwało i trwało, a następnie zmieniali się tylko rozmówcy. Wreszcie, nie wiedząc kiedy, odpłynęłam. Obudziłam się, gdy mój narzeczony zaparkował przed domem pogrzebowym. Rozmawiał przez telefon – albo dalej, albo znowu. Bez słowa ruszyłam za nim do drzwi.
– Dziękuję, generale, jesteśmy w kontakcie – pożegnał się. – Głodna? – zapytał, wyjmując z kieszeni paczkę orzeszków. Podał mi ją i niezwłocznie pociągnął za klamkę. – Dzień dobry, Krystian Krzycki – rzucił od razu. – Może pan zawołać Kamila?
– Dzień dobry, panie pułkowniku. Dzień dobry pani. – Mężczyzna skinął głową i czym prędzej zniknął za sąsiednimi drzwiami. Po chwili wynurzył się zza nich ktoś ubrany w czarny kitel. Jak się domyślałam, był to specjalista od toalety pośmiertnej.
– Cześć, Krystek. – Westchnął, spuszczając na moment wzrok. – Tak mi przykro.
– Cześć, Kamil. – Uścisnęli sobie dłonie i zaraz poczułam spojrzenie faceta na sobie.
– Sara – przedstawił mnie Krystian.
– Słynna Sara? – Brwi mężczyzny podjechały aż pod linię włosów.
– Nikt inny. Saro, to Kamil, mój kumpel z podstawówki i tanatopraktor.
– Sara, miło mi – przywitałam się.
– A mi jak miło. Pani Teresa – wspomniał mamę Krystiana – niejednokrotnie chwaliła się, że istniejesz, ale nigdy w to nie uwierzyłem, a kiedy już brałem to pod uwagę, powiedziała, że dałaś mu kosza. – Kiwnął głową na kolegę.
– Plotki i pomówienia – stwierdził Krystian. – Słuchaj…
– Masz pojęcie, że usidliłaś najbardziej nieuchwytnego faceta na ziemi? – Kamil go olał. Wyraźnie nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
– Cóż… – Cmoknęłam, a Krystian rzucił:
– Daj jej spokój, bo jeszcze się zorientuje, że coś ze mną nie tak, i naprawdę da mi kosza.
– Niewiarygodne. Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach.
– Szkoda. Trumny i urny już przyszły?
– Tak. A karawany wracają z Rzeszowa.
– Okej. Przywiozłem ubrania, zapomniałem wziąć z auta. Józek nie ma połowy twarzy i wygląda to w rzeczywistości gorzej niż na zdjęciach, ale myślę, że do ogarnięcia woskiem. Pamiętaj o pieprzyku na nosie przy rekonstrukcji. Poszyli ich ładnie, jednak Ali trzeba zszyć dodatkowo usta i oczy. Klej raczej nie wystarczy. Tłuszcz psuje się szybciej niż mięśnie, a gazy robią swoje.
Chyba chodziło o to, że babcia Ala miała nieco więcej tuszy.
– Jasne. Zobaczę i dam ci znać, jakie metody proponuję. Zastanowiłeś się, co z prababcią?
– Tak. Znalazłem odpowiednie zdjęcia. Wysłałem ci na maila w nocy.
– Widziałem wiadomość, ale jeszcze nie otworzyłem.
– Zależy mi na konkretnej fryzurze i makijażu, przygotowałem szczegółowe instrukcje. Jak coś, to jestem pod telefonem. Teraz musimy lecieć dalej.
– Jasne, a jak tata?
– Na razie nie chcę myśleć, jak blisko jest tego, żeby być twoim następnym klientem.
– Koszmar.
– Bez sensu… – sapnął Krystian. – Dobra, spadamy. Zaraz przyniosę ubrania i buty. Opisałem, co dla kogo.
Minęła dopiero trzynasta, a ja już czułam się kompletnie wyczerpana. Nie miałam pojęcia, jak Krystian daje radę. Tymczasem on myślał o wszystkim. Teraz jechaliśmy do szpitala.
– Co z tatą? – Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o śmigłowcu i transporcie do Niemiec.
– Zaraz odbędzie się konsylium lekarskie. Jeśli jego stan spełni wymagane do transportu warunki, to jeszcze dzisiaj czeka go operacja w jednym z najlepszych szpitali w Niemczech – wyjaśnił, ale nie rozwinął bardziej tematu. Za to zatrzymał się przy sklepie, żeby kupić prezenty dla personelu medycznego. Ja zostałam w aucie. Musiałam skontaktować się z mamą i wybadać sytuację, a nie chciałam obarczać Krystiana swoimi problemami. Marnie wypadały przy jego, nawet jeśli ważyły się moje losy…
Wściekłość ojca nie opadła. Przeciwnie, nie chciał mnie znać. Jacek wydzwaniał do moich rodziców równie często jak do mnie.
– Co się z tobą dzieje, dziecko?!
– Nic, mamo. Ja się tylko buntuję przeciwko życiu, którego nie chcę, i wybieram swoją drogę.
– A nie sądzisz, że trochę za późno? Tata cię nigdy siłą do niczego nie zmuszał – zauważyła. Poniekąd miała rację. To strach przed ojcem dyktował mi, co powinnam robić. Z kolei Krystian, który teraz wyszedł ze sklepu, dostarczał mi siły. Gorzej, że przez tragiczne wydarzenia nie był sobą. Bałam się, że gdy dojdzie do normalnej dyspozycji, pierścionki na moim palcu przestaną mieć konkretne znaczenie. Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobię, kiedy wyjedzie. Potrzebowałam chociaż zapewnienia o bezpieczeństwie. Nie mogłam jednak przymuszać Krystiana do rozmów o nas. Były ważniejsze rzeczy. – Sprawiłaś przykrość Jacusiowi, który niczemu nie zawinił – dodała.
Ja też nie!
Poniekąd…
– Wiem. I strasznie mi przykro. Muszę kończyć.
– Gdzie jesteś, z kim, kiedy wrócisz, masz pieniądze? – zarzuciła mnie jeszcze pytaniami. Przystawiłam palec do ust, zanim Krystian otworzył drzwi.
– Jestem bezpieczna, wrócę za cztery dni. Kocham cię.
– Sara… Ja nie wiem, czy uda ci się go za to przeprosić – wymamrotała zrezygnowanym głosem.
Gdy to usłyszałam, ogarnął mnie okropny niepokój o mój los, tymczasem kolejne wydarzenia mnożyły wątpliwości…
Wkrótce obserwowałam, jak pułkownik Krzycki stawiał czoła problemom w szpitalu, jak prowadził rzeczowe rozmowy, używając medycznego języka, jak negocjował, decydował, załatwiał sprawy. I jak odebrał telefon od prezydenta Polski, żeby przyjąć od niego kondolencje…
Czy byłam prawdziwą przyszłą panią Krzycką, czy naiwną studentką, mającą jedynie romans z ważną personą? Czy naprawdę mogłam liczyć na to, że taki człowiek weźmie ze mną ślub?
Spojrzenie prawdzie w oczy spowodowało, że supeł na moim żołądku zacisnął się maksymalnie. Krystian chyba to zauważył, bo szepnął, że za niedługo skończy.
Wyprostowałam się, robiąc dobrą minę do złej gry. Konsylium jak dla mnie okazało się stratą czasu, nic z niego nie wyniknęło. Lekarze nie potrafili powiedzieć niczego na pewno. Ani o wynikach, ani o planach, ani o prognozach. Nikt nie chciał wydać zgody na lot pana Mirka. Ale oficjalnie odmówić też nikt nie chciał. Absurd gonił absurd. Krystian po pracy w ABW chyba przywykł do tego zjawiska. Cechowała go teraz anielska cierpliwość. Próbował znaleźć rozwiązanie, biorąc pod uwagę coraz więcej przeciwności. A ja nic nie mogłam poradzić na to, że był przy tym… seksowny. I że tęskniłam za nim, nawet siedząc obok. I że potrzebowałam go dotknąć. I usłyszeć, że mnie kocha. I wiele innych… Absolutnie nie zamierzałam wyjawiać swoich uczuć. Chociaż pragnęłam wykrzyczeć całemu światu, że jestem zaręczona z najwspanialszym mężczyzną na ziemi, nie wchodziło to w grę w takich okolicznościach. Rozumiałam, że Krystian jest przeciążony i w jego głowie zwyczajnie nie znajdzie się teraz miejsce na sercowe aspekty. Nie miałam mu tego za złe w najmniejszym stopniu. Miałam za to za złe sobie, że myślałam o tym, zamiast o tragedii. Było mi też wstyd za to, że zrobiło mi się przykro, kiedy przytulił mnie w domu rodziców dopiero wtedy, gdy się upewnił, że nie ma żadnych świadków – w kuchni, po uprzednim zamknięciu drzwi, mimo że mama spała, a Nikola brała prysznic.
– Co się stało, aniołku? – szepnął teraz, całując mnie w szyję. – Przypomnę tylko, że wymówkę na zmęczenie, głód i ogólną sytuację już wykorzystałaś. I nie kupiłem jej – nawiązał do tego, co powiedziałam mu w aucie.
– Nic innego mi nie dolega – skłamałam. – Naprawdę cię kocham. – Zacisnęłam mocniej ramiona wokół jego pasa.
– I tak mi powiesz, pani Saro – mruknął, zostawiając całusa na czubku mojej głowy. – Porozmawiamy później, okej? Muszę sprawdzić, do kogo nie wysłałem jeszcze klepsydry, i zadzwonić w kilka miejsc. Ogarniesz obiad? Niki pisała, że lodówka pełna. Sąsiedzi naznosili jedzenia na cały rok, trzeba tylko podgrzać.
– Oczywiście! – zapewniłam gorliwie. W końcu mogłam się na coś przydać. Ochoczo ruszyłam do roboty, ale Krystian złapał mnie od tyłu i przycisnął do swojej klaty.
– Nawiasem mówiąc, ja ciebie też kocham całkiem naprawdę – mruknął, przystawiając usta do mojej szyi.
O czym głupim to ja wcześniej myślałam?
Serce urosło mi w piersi, motyle opanowały całe wnętrze.
Boże, ależ ja jestem beznadziejnie, bezbrzeżnie i bezpowrotnie zakochana!
Pragnęłam wykrzyczeć to światu.
– Panie Krystianie?
– Hm? – Nie przestawał pieścić mojej szyi.
– Powinnam sobie przypomnieć, jakie są klauzule tajności?
– Oczywiście, pani Saro. Wieczorem dostarczę ci trochę brudnych sekretów. – Naparł na mnie, dając przedsmak tego, co nas czeka.
– A możemy powiedzieć Nikoli? – Miałam oczywiście na myśli zaręczyny.
– Po co? Przecież i tak jej nie zaprosimy, hę?
Redakcja: Beata Kostrzewska/www.grafikaslowa.pl
Korekta: D.B. Foryś/www.dbforys.pl
Skład, przygotowanie do druku i e-booki: D.B. Foryś/www.dbforys.pl
Projekt okładki: Justyna Sieprawska/justynaes.portfoliobox.net
Ilustracja na okładce: Ida Chańko/www.instagram/sernik_o_polnocy
Zdjęcie do tła: Harryarts/www.freepik.com
Grafiki w treści: www.freepik.com, www.pixabay.com
Copyright © Magdalena Winnicka
Copyright © Rs-cars Mariusz Nowak/Natios
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Wydawnictwo Natios
www.natios.com.pl
Wydanie I
Wrocław 2025
ISBN 978-83-976516-1-6