Klauzule tajności. Tajne przez poufne. Klauzule tajności - Magdalena Winnicka - ebook

Klauzule tajności. Tajne przez poufne. Klauzule tajności ebook

Winnicka Magdalena

4,8
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Romans z wybuchową mieszanką sarkazmu, pożądania i słodyczy, który po raz kolejny grozi niekontrolowanymi napadami śmiechu!

Krystian był pewien, że to on trzyma stery. Że jego zasady wciąż obowiązują. Że jego życie nadal jest poukładane jak akta w sejfie ABW. Naiwniak.

Wystarczyło jedno wakacyjne rozprężenie, kilka niezręcznych wpadek i oczywiście Sara – dziewczyna, która ma talent do łamania zasad i testowania świętej cierpliwości. Krystian natomiast nie należy ani do świętych, ani do cierpliwych. Mężczyzna desperacko walczy o zachowanie rozsądku. Ten jednak ginie gdzieś między tureckim upałem, nieznośnie krótkimi sukienkami i uśmiechem, który skutecznie unieważnia jego postanowienia.

Czy major ABW przetrwa urlop bez całkowitej utraty autorytetu? Czy Sara przekona go, że niektóre zasady są po to, żeby je łamać? A może chociaż tę jedną – że kompletną bzdurą jest, iż wakacyjny romans musi mieć coś wspólnego z wakacjami? I najważniejsze – czy uda im się nie wpakować w kolejną katastrofę?

Nie ma co ukrywać – tym razem wszystko wymknęło się spod kontroli! A w efekcie coś, co do niedawna było ściśle tajne, teraz niebezpiecznie balansuje na granicy między tym, co tajne, a tym, co poufne…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 496

Oceny
4,8 (21 ocen)
18
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agnieszka1234567

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka ❤️ Polecam
10
aspych

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam 🥰
10
Zaneta29_08

Dobrze spędzony czas

❤️
10
48726040117

Nie oderwiesz się od lektury

Książka zabawna, pełna humoru. Czekam na ostatni tom.
10
pinklipswoman

Nie oderwiesz się od lektury

Każda ksiazka tej autorki jest wspaniała. Czekam na kolejną część!
10



Rozdział 1

Krystian

Łubudu, łubudu, łubudu…

Ty-dy, ty-dy, ty-dy…

Miałem nieodparte wrażenie, że dudnienie mojego serca wypełnia całą przestrzeń, a mimo to nie byłem pewien, jaką melodię słyszę…

Ziemia do majora, zgłoś się.

Uprzejmie informujemy, że doszło do uszkodzenia twojego mózgu. No chyba że to wcale nieprawda, że leżysz sobie i wsłuchujesz się w „melodię serca”.

Major do ziemi, zgłaszam się. I potwierdzam, doszło do katastrofy.

Nie mogłem uwierzyć, że TO rzeczywiście się wydarzyło…

Ja, prawie czterdziestoletni major ABW, nauczyciel akademicki, weteran wojenny i ona – niewinna młoda studentka (a także córka komendanta, o czym najwyraźniej całkiem zapomniałem…).

Nie do wiary!

Ale tak, naprawdę leżeliśmy ciasno spleceni w kałuży jej dziewiczej krwi. Tuliłem Sarę, jednocześnie gładziłem delikatnie jej ramię i przyciskałem usta do jej czoła. Bujałem naszymi ciałami w uspokajającym geście. Ja. Ten, dla którego czułość nie istniała.

Do dzisiaj, majorze. Witamy w innej rzeczywistości.

Miałem wrażenie, że byłbym zdolny zrobić absolutnie wszystko dla tej dziewczyny, byle tylko ją uszczęśliwić. Działo się ze mną coś niepojętego.

Nie wiem jak, ale powinieneś omijać samego siebie, i to szerokim łukiem…

Albo chociaż spakować niezaspokojonegofiuta wraz ze spuchniętymi jajami i iść odzyskać zdrowy rozsądek. Na przykład do Justyny.

A co to jest „justyny”?

Jezuuu…

W mojej głowie było istne wariactwo.

To nigdy nie powinno mieć miejsca!

– Dziękuję, panie Krystianie.

Głos Sary kojarzył się ze słodyczą, którą chciałem i jednocześnie nie chciałem. Moralniak walczył we mnie ze spokojem. Z jednej strony mój umysł ganił mnie za karygodne zachowania, których się dopuszczałem wobec tej młodej kobiety. Wciąż i wciąż podsuwał te wszystkie argumenty, że nie powinienem mącić w życiu Sary. Z drugiej natomiast, kiedy znajdowała się obok mnie i mogłem jej dotknąć, trudno było mi przykładać dużą wagę do moich występków. Przy Sarze nie miałem wrażenia, że robię coś złego…

– I przepraszam – dodała i zostawiła pocałunek na moim torsie.

– Przepraszam, pani Saro. – Odwdzięczyłem się, muskając wargami jej czoło. To nie powinno być łatwe dla kogoś, kto nie miał absolutnie żadnego doświadczenia w pieszczotach z kobietami. Prawda była jednak taka, że nie sprawiło mi to żadnych trudności. Dbanie o tę słodką istotę przychodziło mi z niezwykłą łatwością. I właśnie to bardzo mnie niepokoiło. Nie poznawałem samego siebie. Nie chciałem się zmieniać. Chciałem, żeby praca z powrotem stała się centrum mojego życia. O! To pewnie odsunięcie mnie od służby i w konsekwencji zbyt duża ilość wolnego czasu stanowiły wyjaśnienie moich ostatnich szaleństw, tak zupełnie niepasujących do zasad, którymi się kierowałem.

Taaa… Tylko że zacząłeś świrować przy tym aniołku, gdy jeszcze pełniłeś czynną służbę…

Ona jest młoda! I piękna! I nietuzinkowa! I słodka! To nic dziwnego, że chcę ją mieć!

Kto jak kto, ale ty nie powinieneś ulec pokusie! Niczym się teraz nie różnisz od przestępców. Oni też CHCĄ. Pieniędzy, władzy, łatwego życia, a może adrenaliny. Nieważne. Istotne jest to, że jak chcą, to biorą, nie patrząc na coś takiego jak kręgosłup moralny. I ty, Krystek, właśnie robisz coś takiego. Powinieneś trzymać się z daleka od niczym nieskalanej Sary. Nie niszcz jej wrażliwości… Do spuszczenia z kija znasz odpowiednie kobiety.

Walczyłem z chaosem w głowie, nie przestawałem przy tym ani na moment głaskać delikatnej skóry. Przyjemnie się jej dotykało. Zrezygnowanie z tego wydawało mi się trudniejsze niż skończenie ze skubaniem słonecznika. Musiałem jednak się opamiętać. Wkrótce. Na razie przesunąłem dłoń na policzek dziewczyny. Sara była równie milcząca jak ja. Zbadałem pod palcem jej brodę, usta, czubek nosa i jego grzbiet, a potem odrysowałem opuszką jedną z brwi.

– O czym myślisz, aniołku? – zapytałem.

– Powiem ci, jak ty mi powiesz.

Cóż, w takim razie nie było tematu, bo ja na pewno ci nie zdradzę, jaki jestem popaprany.

– A jak się czujesz? – zadałem inne pytanie.

– Fizycznie czy mentalnie?

– Ból przestanie w końcu doskwierać, pani Saro. Pytam o głowę.

– Och, ona ma się dobrze – zapewniła. – Nie posiadam się ze szczęścia, że pozwalasz mi się poprzytulać, panie Krystianie. – Przy tych słowach ścisnęła mnie jak maskotkę. – To bardzo miłe, że wychodzisz dla mnie ze swojej strefy komfortu.

Poczułem lekkie zmieszanie. Nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie znał, a ona wyraźnie rozgaszczała się w moim umyśle…

Uciekaj…

– Spokojnie… – Sara kolejny raz pocałowała moją klatę. Dlaczego tym razem miałem wrażenie, że chciała sięgnąć serca? – Nikomu nie powiem. Supertajne, hę?

– Pani Sarooo… – parsknąłem. – I co ja mam z tobą zrobić?

– Możesz mnie umyć.

To wygląda na szach. Bezpośrednie zagrożenie króla. Uciekaj przed matem…

Branie prysznica traktowałem jako czynność typowo higieniczną, którą wykonuje się w samotności. Uważałem, że dzielenie z kimś takiego doświadczenia to większa intymność niż seks. A ja nigdy nie robiłem nic ponad zaspokojenie podstawowych potrzeb.

No idź już. Przecież obaj wiemy, że i tak to zrobisz.

Westchnąłem na te drwiny własnego umysłu. Miał rację.

– Dobrze – zgodziłem się. – Umyję cię, ale najpierw powiedz, o czym myślałaś, kiedy pytałem.

– Zastanawiałam się, co robi zoo, jak zdechnie im gigantyczny słoń.

W ten sposób brutalnie i bez ostrzeżenia sprawiała, że wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem.

Ona chyba nie jest całkiem zdrowa. I mam nadzieję, że nigdy nie wyzdrowieje. Coś niesamowitego.

– Czy ja chcę wiedzieć, co takiego skojarzyło ci się z trąbą, że pomyślałaś o słoniu? I dlaczego zdechłym? – wydusiłem z trudem.

– Nurtuje mnie też kwestia żyrafy z dłuuugą szyją.

Dobiła mnie. Nie byłem pewien, czy Sara jest oderwana od rzeczywistości, czy ma błyskotliwe poczucie humoru, ale to nie robiło różnicy. Nigdy nikt nie podobał mi się w takim stopniu. Wszelkie „justyny” i inne szkarady nie dorastały pani Sarze do pięt. To dlatego wolałem zrezygnować z zaspokojenia własnych potrzeb i odpowiadać na niedorzeczne pytania…

– Istnieją wielkie krematoria. Zwierzęta tnie się na kawałki, jeśli się nie mieszczą. Ponadto praktykuje się również grzebanie w ziemi, używanie zwłok do badań albo przewiezienie ich do ekosystemu, w którym rozkładają się naturalnie, stając się pożywieniem dla hien i innych padlinożerców. Wszystko zależy od danego kraju, pozwoleń, a szczególnie od powodu zgonu. Jeśli zwierzę było chore, dba się o zniszczenie patogenów, żeby nie mogły się rozprzestrzeniać – wyjaśniłem, ciesząc oko szerokim uśmiechem, jaki przed sobą widziałem. – Pani Saro… – dodałem, nie mogąc się powstrzymać.

– Och, panie Krystianie… Wiedziałam, że to fascynujące zagadnienie. – Zagryzła wargę, a w jej oczach pojawiły się psotne chochliki. – W pana ustach nawet kawałki zdechłego słonia brzmią seksownie, profesorze… – Zaczęła sunąć palcem w dół mojej klaty. Zrobiło się niebezpiecznie. Byłem boleśnie głodny i ten głód nie miał nic wspólnego z jedzeniem.

– To chodźmy – bąknąłem, odsuwając się. Lub, co bardziej zgodne z prawdą, uciekając od dziewczyny. Szybkim ruchem ściągnąłem nie do końca zużytą prezerwatywę. Na razie porzuciłem ją obok łóżka i już zamierzałem ruszyć do łazienki, ale wystarczył jeden rzut oka na piękną Sarę leżącą w kałuży krwi, by moje plany szlag trafił…

Ten wieczór miał należeć do niej. Chciałem, żeby miło go wspominała.

Wziąłem ją na ręce.

Trudno stwierdzić, jak to się stało, że trzymam w ramionach młodszą o dziewiętnaście lat dziewczynę, jakby była panną młodą…

Nagą panną młodą.

A, no to wiele wyjaśnia!

Tylko chory by się nie skusił.

Wygląda na to, że jestem okazem zdrowia!

– Ups… – Sara zrobiła wielkie oczy, patrząc na wielką plamę zdobiącą prześcieradło. – Pomyślą, że kogoś zabiłam.

– Dam im namiar na ekipę od usuwania śladów zbrodni – zażartowałem i przekroczyłem próg łazienki. Małej łazienki. Jak się okazało, była znacznie mniejsza niż moja…

Ciasno tu.

Kolejny zamach na króla, pani Saro… Ale na szach-mat nielicz. Nie będzie go. Musisz wiedzieć, że jestem wybornym szachistą.

Wziąłem motywujący wdech i zrobiłem te dwa kroki dzielące nas od kabiny. Ostrożnie postawiłem Sarę w brodziku i się wyprostowałem. Nie musiałem pytać, czy wszystko w porządku, bo radość na jej twarzy widoczna była gołym okiem. Sara niemal z dziecięcą szczerością wyrażała emocje. Ta jej prostota mimowolnie sprawiała, że się uśmiechałem. Byłem nią urzeczony. Ciągnęło mnie do niej jak ćmę do światła. Nie rozumiałem tego. Miała oczy, usta, nos, włosy, czoło. Wszystko to samo, co większość ludzi. Na pozór zwyczajna kobieta. A jednak widziałem w niej arcydzieło.

Przysunąłem się bliżej, by zamknąć za sobą kabinę. Sara sięgnęła po słuchawkę. Ustawiła odpowiednią temperaturę, a po chwili skierowała strumień na mój tors. Obserwowałem ją jak zahipnotyzowany. Bez słowa i bez zastanowienia przejąłem słuchawkę, którą wcisnęła mi w rękę. Nabrała z dozownika żel i rozsmarowała go w dłoniach. Czekałem, aż zacznie się dotykać. Wzdrygnąłem się, zaskoczony, kiedy to mnie dotknęła. Przyłożyła swoje drobne, nieskazitelne palce do skóry, którą przecinały liczne blizny. To mnie otrzeźwiło. Musiałem natychmiast się zreflektować. To ja miałem myć ją! Nie zamierzałem wyjść na niedoświadczonego barana. Mniej więcej wiedziałem już, co robić – naśladowanie Sary wydawało się bajecznie proste. Szybko jednak się okazało, że się pomyliłem. Bo na jej plecach rozsypane były włosy. Zmoczyć? Nie zmoczyć? Nie wiedziałem.

Na razie polałem ją od pleców w dół. Gdy przeniosłem strumień wody na przód, pojawiła się druga rozterka. Zawsze sądziłem, że pachy są częścią ciała, której należy się większa uwaga, ale ten nasz wspólny prysznic raczej nie miał typowo higienicznego celu. Wyglądało na to, że Sara nadawała mu głębsze znaczenie. Badała pod palcami wszelkie krzywizny mojego ciała i się przyglądała – swoim ruchom, a może mojej skórze. Tego też nie wiedziałem.

Zrezygnowałem na razie z umycia miejsc będących siedliskiem potu. W zasadzie, jakie to miało znaczenie, skoro przed oczami miałem pięknie sterczące sutki w różowych obwódkach. To na nie skierowałem strumień wody ze słuchawki. Po chwili z trudem odłożyłem ją na statyw. Widok kurczących się pod wpływem wilgoci brodawek był zachwycający – zaparło mi dech.

Całkiem dobrze się składało, że byłem odpowiedzialny za umycie tego aniołka. Gorzej, że moje ciało nie współpracowało z mózgiem. Zamiast sięgnąć po żel, objąłem dłońmi pośladki Sary i podniosłem ją w akompaniamencie pisku, a potem przywarłem ustami do jej piersi.

O taaak… – zawyłem w myślach.

O nie! Opamiętaj się, stary – zareagował głos rozsądku.

Nie chcę!

Oparłem Sarę o ściankę i jeszcze żarliwiej wpiłem się w doskonałą wypukłość.

Ona się nie nadaje na drugą rundę. Daj jej się zagoić!!!

Och, nieee, racja…

Jaja przegrały w wewnętrznej walce z rozumem. Musiałem okiełznać żądzę, bo w żadnym wypadku nie chciałem zrobić Sarze krzywdy.

Ale ona jęczy!

Nie zamieniaj więc tego na ryk bólu.

Odłóż. Nie twoje. Odsuń się. Wróć do siebie!

Ochłonąłem odrobinę. Oderwałem się od dziewczyny. Powoli postawiłem ją na nogi. Zamknąłem oczy. Chciałem wziąć kilka głębokich wdechów, ale Sara nie pozwoliła mi nawet na jeden. Czy ona właśnie wzięła w usta mojego fiuta? Gwałtownie podniosłem powieki.

Szach-mat, co nie?

Och, kurwa.

Sara na kolanach to spektakularny szach-mat. Nieważne, że oszukiwała.

Halo! Mózg do Krystiana! Weź ją podnieś. Miało być stosunkowo romantycznie. Trzymaj fason do końca. To jej pierwszy raz. Ten wieczór należy do niej, nie do ciebie.

Ale ona chce…

Nie zalejesz jej gardła. Nie, nie, nie. No już. Raz, raz. Podnieś ją.

– Sara, Sara, Sara – wydusiłem pospiesznie, korzystając z chwili trzeźwości umysłu. – Wstań. – Złapałem ją pod pachami i pociągnąłem.

– Zrobiłam coś źle. Przepraszam, nie umiem, ale zaraz się nauczę. Obiecuję – rzuciła, mrugając przy tym nadmiernie.

Kuuurwa… I co ja mam z tobą począć, pani Saro?

– Powiedz, co zrobiłam źle. Poprawię…

– Ćśśś… – przerwałem, bo ten niedorzeczny pomysł mordował mój zdrowy rozsądek, a jednocześnie bardzo podobał się pewnej części ciała… – Obciąganie pierwsza klasa, piątka z plusem, a nawet szóstka z koroną – zapewniłem.

– To w czym rzecz? – Ściągnęła brwi. W odpowiedzi powiodłem dłonią między jej uda, a następnie najdelikatniej, jak umiałem, zacząłem wsuwać w nią palec. Widoczne na twarzy dziewczyny niezrozumienie przeszło w grymas bólu. Nie musiałem już pytać o więcej.

– Wiszę ci jeden delikatny raz. – Puściłem jej oko, zabierając rękę. – Jak się zagoisz – podkreśliłem. – Wtedy dam ci idealny pierwszy drugi raz.

– Może nawet dwa?

Rozbroiła mnie tym.

– W porywach do trzech, pani Saro.

– Oczywiście, panie Krystianie – potwierdziła i rozciągnęła usta w uśmiechu. – Ale… zgodzisz się ze mną… to znaczy… – jąkała się. – Proszę, zgódź się ze mną… że… to dzisiaj… nie powinno się w ogóle wliczać w te trzy.

– Pani Sarooo… – Roześmiałem się.

– Zgadzasz się? – Wlepiła we mnie pełen nadziei wzrok i pokiwała energicznie głową.

– Wykluczone, pani Saro.

– Dobrze, panie Krystianie. Niech będzie, że zostały nam już tylko dwa razy – poddała się. Tak przynajmniej pomyślałem, dopóki nie dodała: – W porywach do trzech. Maks cztery.

Prowadziliśmy typową dla nas rozmowę, pełną absurdów i niewypowiedzianych pragnień, aż w końcu musiałem to uciąć. Fizjologia dawała o sobie znać. Potrzebowałem rozładować napięcie, zamiast ciągle je podnosić.

Raczej nie mogłem uznać naszego prysznica za dokładny, ale w końcu nie o to w nim chodziło. Wyszliśmy z kabiny i okryłem Sarę hotelowym ręcznikiem. Drugi zabrałem do sypialni. Nie użyłem go jednak do wytarcia się. Przykryłem nim pokaźną plamę krwi zdobiącą materac.

Spływającą po mnie wodę natychmiast pochłaniał dywan. Przemierzyłem pokój, by zgarnąć swoje rzeczy. Włożyłem kąpielówki. Mała kieszonka była idealna na zużytą prezerwatywę.

A zawsze się zastanawiałeś, po chuj te kieszonki.

Sięgnąłem po portfel. Wyjąłem z niego dwieście euro i skierowałem się z powrotem do łazienki, ale zawahałem się pod wpływem nagłej myśli.

Ja chrzanię. Dosłownie na moment rozdzieliła mnie z Sarą ściana i tyle wystarczyło, żeby wkradła się niezręczność. Oj, niedobrze…

Mogłem się założyć, że gdy tylko jutro otworzę oczy, na żywca zeżrą mnie wyrzuty sumienia.

A może nie? – pomyślałem, wychylając się zza futryny. Niewiarygodne, że wystarczyła chwila, bym zapomniał o niezręczności.

Byłem natomiast niepocieszony, widząc Sarę w ubraniu, bo choć te różowe fatałaszki w czarne kulki wyglądały na niej seksownie, to jednak bardzo chciałem je ściągnąć…

Czas na ciebie, Krystian!!!

– Zostaw to jutro na pościeli, jak będziesz szła na śniadanie – poleciłem, kładąc na blacie dwa banknoty.

– Dlaczego? Chcesz sprawdzić, czy tu kradną? Mogę ci powiedzieć. Kradną. Drugiego dnia zostawiłam luzem drobne na stoliku i wszystko zniknęło.

Rozśmieszyła mnie. Czy ona miała jakiekolwiek pojęcie o świecie?

– Serwis sprzątający był pewny, że to napiwek, pani Saro. Nikt nie chciał cię okraść.

– Gadasz?! – wykrztusiła i spojrzała na mnie, jakbym co najmniej zdradził, że Mikołaj nie istnieje. – Toż to przecież strasznie głupie, Krystian. – Sara nie miała litości, jeśli chodzi o rozbawianie mnie. – A co, gdybym zostawiała we własnym pokoju więcej pieniędzy?

– Zapewne zastałabyś na łóżku łabędzia z ręczników, a za dodatkową stówę rozsypaliby ci na pościeli płatki róż – objaśniłem, a wtedy potrząsnęła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.

– Czyli chcesz łabędzia i płatki róż? Za dwieście euro? Z całym szacunkiem, Krystian, ale… czyś ty zwariował? Zaraz się tego nauczę i zrobię ci za darmo.

– Pani Sarooo… – wydusiłem, zanosząc się śmiechem. – Jesteś nie do podrobienia.

– Ty też, panie Krystianie. Kto by pomyślał, że masz taką słabość do łabędzi.

Nie dawała mi szans na okiełzanie wesołości.

– I do róż… – parsknąłem.

– I do róż… – powtórzyła niemrawo. Jednocześnie mrugała nadmiernie, jakby to miało pomóc jej zrozumieć moje zachowanie.

Przesłodkie stworzenie…

– Poza łabędziem i różami chciałbym też zadośćuczynić za ślady morderstwa w twoim łóżku.

– Och. Aha. Och. Ojej… – Sara nie przestawała mrugać podczas przetwarzania moich słów. – Ale… To tylko krew, Krystian. Wydaje mi się, że materac ma nakładkę ochronną, na wypadek gdyby ktoś dostał na przykład okresu w nocy. Ściągną ją i upiorą bez problemu. To tyle nie kosztuje…

– Tyle kosztuje dyskrecja, pani Saro. Po prostu zostaw te pieniądze, na wypadek gdyby ktoś nie pomyślał o okresie, widząc… – urwałem, bo rozległo się pukanie do drzwi.

– Widząc? – dopytała, jakby nie usłyszała tego co ja.

– Ktoś puka – poinformowałem.

– To mogą być moi rodzice albo ojciec Witka, z którym rzekomo dzielę ten pokój – przypomniała. – Zazwyczaj nie otwieram, udając, że nie ma nas w środku.

– No tak, rzeczywiście… – podsumowałem.

Nałożyłem na siebie obowiązek usatysfakcjonowania Sary w momencie, kiedy zdecydowałem się ją rozdziewiczyć. Mogłem już uznać zadanie za wykonane, byłem z siebie zadowolony. Postanowiłem jednak jeszcze postawić kropkę nad i. Zgarnąłem dziewczynę w objęcia, a ona pisnęła cicho. Położyłem ją na rozłożonym ręczniku. Naciągnąłem na jej ciało prześcieradło i pocałowałem jej rumiany policzek. Powstrzymałem się, by nie przesunąć warg niżej.

Czułem naprawdę wielką presję, żeby już wyjść. Miałem wrażenie, że spuchnięte jaja powodują zatory w moim krwiobiegu.

Oczami wyobrazi widziałem, jak robię się fioletowy na twarzy.

– Dobranoc, aniołku. – Cmoknąłem ją w czubek nosa. – Wyśpij się, pani Saro – dodałem i zostawiłem szybkiego całusa na ustach, które prosiły się o więcej. Tyle że więcej było bardzo ryzykowne…

– Zostań ze mną.

Prośba Sary spowodowała, że zamarłem. Bardzo nie chciałem jej zawieść, pokazać, że tak naprawdę jestem dupkiem, ale ona zmuszała mnie do tego, bo na to, że z nią zostanę, z całą pewnością nie było szans.

– Tylko dzisiaj. Przysięgam, że nie będę o tym pamiętać – spróbowała zażartować.

– Nie mogę… – odparłem przepraszającym tonem. Naprawdę chciałem stanąć na wysokości zadania i sprawić, że ten wieczór od początku do końca będzie taki, jakiego oczekiwała, ale to było niewykonalne. Nie zasnąłbym. Ludzie podczas snu są bezbronni. Nie mają też świadomości, co wówczas robią. Są więc pozbawieni kontroli, obnażeni i wystawieni na obserwację. Walka na wojnie to najbardziej satysfakcjonujące zajęcie ze wszystkich, z jakimi miałem do czynienia. Z kolei dzielenie wspólnej przestrzeni z żołnierzami należało do najgorszych koszmarów. Wiecznie ktoś się pałętał, zaglądał i oddychał obok mnie. Umiałem wytrzymać tylko z samym sobą.

– To poczekaj, aż ja zasnę – poprosiła. – Możesz to dla mnie zrobić?

Szach. Szach. Szach. Szach!!!

Najwyżej wybuchną ci jaja. Co to takiego, Krystek. Poświęcenie jest warte uśmiechu aniołka, prawda?

– Mogę, aniołku – zgodziłem się, mimo że znajdowałem się już u kresu wytrzymałości. Położyłem się, a Sara nie odczekała ani sekundy – od razu wczepiła się we mnie i potraktowała moją klatę jak wygodną poduszkę.

– Dziękuję, panie Krystianie. – Chwyciła moją dłoń i przystawiła sobie do ust. – Masz piękne dłonie.

Zszokowała mnie. To jej dłonie były piękne. Miała drobne palce, nieskazitelną skórę. Młodą skórę. Moje wielkie ręce w porównaniu z jej rączkami stanowiły kolosalny kontrast.

– Mogłabym patrzeć na nie cały czas. – Przesunęła opuszką po wystającej żyle. – To najbardziej męskie dłonie, jakie…

– Ćśśś… – uciszyłem ją. Nie miałem już czasu na pogaduszki, szczególnie że moje podniecenie się potęgowało, kiedy Sara tak się mną zachwycała. Akurat mną. Byłem dla niej atrakcyjniejszy od młodszych, przystojniejszych chłopaków. – Śpij, pani Saro.

– Dobranoc, panie Krystianie. – Liczyłem, że to jej ostatnie słowa, ale się pomyliłem. Nie minęła minuta, gdy odezwała się ponownie: – Mogłabym…

– Pani Saro – upomniałem ją ze śmiechem.

– Ale…

– Ćś!

– Mhm… – mruknęła. Zapadła cisza, podczas której dźwięki naszych oddechów mieszały się ze sobą okropnie głośno. Kiedy ja z trudem radziłem sobie ze zdenerwowaniem, Sara swobodnie przesuwała tymi swoimi małymi paluszkami po moim torsie. – To niesamowite, jak… – Znów usłyszałem jej głos, jednak urwała pod wpływem znaczącego chrząknięcia, jakie z siebie wydałem. – Bije ci serce – dokończyła.

– Niesamowite jest to, że ci uwierzyłem, że chcesz spać, gaduło.

– Ale ja przecież nie mówiłam, że chcę spać. – Uniosła głowę i bezceremonialnie smagnęła językiem moje usta. – Gdyby to ode mnie zależało, wykorzystałabym jeden raz na dorobienie uśmiechu do szóstki z koroną.

Ja pierdolę…

Wypuść mnie z tego więzienia!!! – tak mój naprężony penis nazwał uciskające go kąpielówki.

– Cicho, pani Saro – wycedziłem.

– To by mnie skutecznie uciszyło, panie Krystianie.

– Jezuuu… – wyjęczałem, wyobrażając sobie jej usteczka wokół fiuta. – Niesamowicie trafna uwaga – wymamrotałem.

– Tylko raz. Proszę… – Nie czekając na odpowiedź, przyssała się do mojej szyi.

Szach-mat.

Nawet nie próbowałem znaleźć argumentu, dlaczego miałbym nie spełnić zachcianki tego słodkiego aniołka. Mój mózg przestał istnieć. Miałem w dupie, że pokój jest jasno oświetlony. Sara patrzyła na moją twarz, a jednocześnie sunęła wargami coraz niżej. Widziała teraz więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek. Nigdy nie byłem tak obnażony i nigdy nikt nie miał nade mną takiej kontroli jak ta mała kobietka. Wiedziałem, że doprowadzi mnie na szczyt żenująco szybko, że będę palił się ze wstydu do końca życia, ale w tej chwili nic się nie liczyło…

Sara wsunęła palce za gumkę moich szortów. Już po raz drugi dzisiaj została pierwszą kobietą, której pozwoliłem się rozebrać. Dałem jej pełną swobodę… albo raczej ona zawłaszczyła sobie całego mnie. Nie potrafiłem odwrócić od niej wzroku. Kiedy jednak z wyraźnym zadowoleniem przejechała językiem po żołędzi, powieki same chciały mi się zamknąć. Musiałem z nimi walczyć. Mrużąc oczy, zacisnąłem zęby i zasyczałem mimowolnie.

Kurwa!!!

Co ona wyrabia?!!!

Zaczęła całować penisa po całej długości i ocierać się o niego policzkiem. Smakowała go i pieściła jednocześnie. Widoczna przyjemność, jaką jej to sprawiało, powodowała, że chciałem krzyczeć z rozkoszy. Seks zyskał nowe znaczenie. To już nie była zwyczajna czynność, ale coś, co rozgrywało się na poziomie emocjonalnym. Byłem tak oszołomiony, że rozum całkowicie zagubił się w labiryncie doznań. Czułem się, jakbym zaraz miał przestać istnieć. Jęki Sary mnie ogłuszały. Byłem zamknięty w jakiejś bańce. Nie miałem już na nic wpływu. Zostałem bez reszty obezwładniony.

Sara bez żadnych hamulców wzięła do ust jądro. Gdy zassała drugie, niemal pociekły mi łzy. Balansowałem na boleśnie epickiej granicy. Traciłem kontakt z rzeczywistością. Mocny uścisk u nasady fiuta był jak kotwica, nie wiedziałem tylko, czy spuszczana na dno, czy wciągana na pokład.

Urwana, Krystian. Urwana i zgubiona w najczarniejszej głębi oceanu – podpowiedział mi jakiś głos, kiedy dziewczyna wzięła mnie tak głęboko, aż uderzyłem w jej gardło. Chwyciła moją dłoń i poprowadziła do swoich włosów. Poczułem je pod palcami. Nawet już tego nie zobaczyłem.

Utonąłem…

Do życia przywrócił mnie ostatni spazm, ale dalej pozostawałem ogłuszony. Szumiało mi w uszach, w głowie miałem papkę. Dopiero po chwili zaczęły docierać do mnie dźwięki. Najpierw usłyszałem dudnienie własnego serca. Drugie w kolejności było cmoknięcie. Uchyliłem powieki. Przywitał mnie absolutnie najpiękniejszy widok w całym wszechświecie.

Arcydzieło. Mój aniołek miał rumiane policzki, zamglone spojrzenie i ze smakiem oblizywał malinowe usta. Brakowało mi słów, żeby się odezwać. Spektakularna szóstka z koroną nie oddawała ani trochę tego, co przeżyłem. Ledwo uszedłem z życiem. Sara też się nie odzywała. Obserwowałem ją tylko, o niczym nie myślałem. Podciągnęła koszulkę pod szyję, a ja nawet się nie zastanawiałem nad tym dziwactwem. Po chwili wyjaśnienie przyszło samo. Sara opadła na mnie, przyciskając swoje młode piersi do mojej skóry. Jej mały nosek przesunął się po moim policzku, który następnie pocałowała. Żadne myśli wciąż jeszcze nie kręciły mi się po głowie, kiedy sięgnęła po moją rękę i zarzuciła ją sobie na plecy. Przytuliłem ją zgodnie z sugestią, używając także drugiego ramienia.

– Mój orgazm miał orgazm, panie Krystianie – szepnęła mi do ucha.

Dalej nie byłem w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Zostałem powalony… Tkwiłem w nicości. Drobne palce przyjemnie drapały mnie po głowie. Moje ciało wydawało się coraz cięższe. Musiałem się zebrać. Czekając, aż Sara znieruchomieje, sam zacząłem gładzić jej skórę. To było na tyle uzależniające, że bez protestów znosiłem kolejne minuty w tej pozycji. Nie miałem pojęcia, ile minęło czasu, gdy uznałem, że aniołek w końcu śpi. Chciałem przełożyć ją delikatnie na materac, lecz nieoczekiwanie zacisnęły się na mnie palce.

– Jeszcze nie zasnęłam.

Wyborny szachista, co? Jak widać szachistka wyborniejsza.

Wytrzymałem może z dziesięć minut więcej. Dla niej. Ale potem naprawdę musiałem iść. Nie byłem w stanie dłużej tego ciągnąć. Nawet dla Sary. Potrzebowałem drinka, tego swoistego odprężenia, które oferował płynący w krwiobiegu alkohol.

– Dobranoc, pani Saro – szepnąłem, jednocześnie zacząłem wyswobadzać się spod niej. Nie zamierzałem pozwolić na przedłużenie tego wieczoru. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że dziewczyna zdążyła usnąć. Nie przebudziła się, kiedy jej głowa opadła na poduszkę. W kolejne ruchy włożyłem już więcej subtelności. Delikatnie naciągnąłem na Sarę prześcieradło, a następnie powoli przetoczyłem się na drugi koniec materaca. Wstałem bezszelestnie. Ubrałem się pospiesznie i bez zwłoki skierowałem do wyjścia, ale mój wzrok przykuła spokojna twarz aniołka. Nieskazitelna, doskonała, idealna. Nigdy nie widziałem niczego piękniejszego. Jak miałem powstrzymać potrzebę zbliżenia się do niej? To było niemożliwe. Pochyliłem się…

Patrzyłem na nią dłużej, niż zajęło jej zapadnięcie w sen. Dokładnie zlustrowałem każdy milimetr odsłoniętej skóry. Przyjrzałem się włosom i paznokciom. Wszystko cholernie mi się w niej podobało. Ale w końcu wyszedłem. W brzydkim stylu. Zupełnie jak jakiś dupek wymykający się po przygodnym seksie.

Tylko że właśnie tak było. To nie mogło być niczym innym, niczym więcej…

Rozdział 2

Sara

Jeszcze zanim otworzyłam oczy, wiedziałam, że nie zobaczę obok Krystiana. To nic. I tak uśmiechnęłam się szeroko. Nie musiałam się rozbudzać. Od razu byłam naładowana cudowną energią po czubek głowy. Miałam ochotę piszczeć, śpiewać i tańczyć. Byłam cała w skowronkach! Stado motyli fruwało w moim brzuchu. Nie posiadałam się ze szczęścia. Życie stało się tak piękne, że nawet pieczenie krocza uznawałam za przyjemne. Przepełniało mnie poczucie, że jestem wszechmogąca, i nie istniało absolutnie nic, co mogłoby mi to odebrać czy zmienić pozytywne nastawienie.

Skocznym krokiem ruszyłam pod prysznic. Nie zamierzałam marnować tak pięknego dnia na długie siedzenie w łazience, dlatego szybko wyszłam z kabiny. Jak się okazało, w samą porę, by odebrać hotelowy telefon. Przekonana, że to Krystian, przywitałam go z wielkim entuzjazmem:

– Dzień dobry, panie Tyryryry – zawołałam. W ten sposób zapisał kiedyś swój nieistniejący już numer w moim telefonie. Liczyłam, że po wczorajszym da mi znów na siebie namiar, ale widocznie jeszcze nie teraz. Inaczej nie dzwoniłby na stacjonarny, tylko połączyłby się przez WhatsAppa.

– Panie Tyryryry? – usłyszałam w słuchawce zszokowany głos taty Witka.

– O… O… O Boże…

– No… Już cieplej, Saro.

– Dzie-dzie-dzień dobry – wyjąkałam, zastanawiając się usilnie, co zrobić. – Myślałam, że to Witek – zaimprowizowałam. – Wyszedł po… – urwałam, bo nie mogłam wpaść na nic odpowiedniego. Hotel był pięciogwiazdkowy, mieliśmy wyżywienie all inclusive. Po co niby Witek miałby wyjść i dlaczego miałby do mnie dzwonić na telefon stacjonarny? – Myślałam, że robi sobie żarty – rzuciłam. – Imprezowaliśmy wczoraj u znajomych i zapomniałam od nich torebki. Witek po nią poszedł – wyjaśniłam szczegółowo. Wydawało mi się to genialne. Dodatkowo pomagałam sobie, kiwając przekonująco głową, choć nie mógł tego widzieć.

– W porządku. Przekaż panu Tyryryry, że starszy Tyryryry go pozdrawia.

Rozśmieszył mnie tym. Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań, a po skończonej rozmowie od razu przedzwoniłam do Witka, żeby streścić mu wszystko.

– Pan Tyryryry? – Wybuchnął śmiechem. – Mój stary musiał mieć niezłego mindfucka, jak to usłyszał.

– Mindfucka? – powtórzyłam, bo nic z tego nie zrozumiałam.

– Musiał mieć taki lag mózgu, że trudno mi sobie wyobrazić, jaką zrobił minę – wyjaśnił, parskając. Och, też próbowałam sobie wyobrazić minę jego ojca.

– Boże, jaka wtopa. Nie do wiary, że udało mi się wybrnąć.

– Gratulację, Sarenko. Wybrnęłaś pierwsza klasa. No i teraz rozumiem, dlaczego nie chcesz się do nas przyłączyć ani na plażowanie, ani na wycieczki, ani na imprezy. – Miał na myśli siebie i Krwawą Julię. Znaczy Amandę. Ani myślałam wchodzić jej w drogę. – Całymi dniami i nocami próbujesz poznać prawdziwe imię pana Tyryryry?

Dalej się ze mnie nabijał, a ja cieszyłam się jak głupia, bo w rzeczywistości miałam już znacznie więcej informacji o Krystianie. I wciąż było mi mało, dlatego kiedy usłyszałam dźwięk stacjonarnego telefonu, od razu chciałam rozłączyć Witka, z którym rozmawiałam przez WhatsAppa.

– Oho! Teraz to już chyba naprawdę pan Tyryryry. Zgaduję, że nie muszę życzyć udanego sekstelefonu. – Gdy Witek rechotał, ja podniosłam drugą słuchawkę, żeby przypadkiem nie spóźnić się z odebraniem. Nie znałam numeru pokoju Krystiana, nie mogłam zaryzykować utraty szansy na usłyszenie jego głosu. Szepnęłam koledze ciche „pa”, a następnie ostrożnie odezwałam się do, jak się domyślałam, pana Tyryryry.

– Halo?

– Dzień dobry, pani Saro.

Moje ucho otulił najpiękniejszy dźwięk na świecie. Nie szkodzi, że Krystian brzmiał tak przepraszająco, jakby żałował tego, co między nami zaszło. Ja i tak niemal widziałam przed oczami fajerwerki. Czułam się pijana… ze szczęścia.

– Dzień dobry, panie Krystianie – pisnęłam śpiewnie. Roześmiał się w odpowiedzi. Zawtórowałam mu i padłam na poduszkę z błogim westchnieniem. – Jak…

– Co…

Odezwaliśmy się jednocześnie i naraz umilkliśmy.

– Brzmisz, jakby wszystko u ciebie było dobrze.

– Najlepiej – potwierdziłam. – A ty jak się czujesz?

Zapadła chwilowa cisza, którą Krystian przeciął sapnięciem.

– Teraz dobrze – powiedział wreszcie.

– A wcześniej? – pociągnęłam go za język.

– Wcześniej… – znów zaniemówił na moment. – Dziwnie.

– Opowiedz mi o tym – poprosiłam, nie przestając się uśmiechać. To było przesłodkie, kiedy ten sztywny twardziel miotał się z mojego powodu. – Dlaczego czułeś się wcześniej dziwnie, panie Krystianie?

– W wyniku pewnych zdarzeń, pani Saro… – odparł lakonicznie. Wiedziałam, że uśmiechał się tak jak ja, i wiedziałam też, że żałował wczorajszego wieczoru, ale tylko dopóki nie zadzwonił do mnie.

– Miałeś wyrzuty sumienia?

– Po tym, czego się dopuściłem, nie powinnaś uważać mnie za kogoś, kto w ogóle ma sumienie – zauważył.

– Rzeczywiście, to było bardzo, bardzo, bardzo niepoprawne, panie Krystianie – zażartowałam. Sama nie widziałam w tym niczego złego. To, co robią ze sobą dwie osoby dorosłe, jest wyłącznie ich sprawą. Rozumiałam jednak doskonale, że Krystian był profesorem i zarazem majorem i w związku z tym, w jakiej sytuacji stawiała go intymna relacja ze mną. – I bardzo, bardzo, bardzo ci za to dziękuję – dodałam.

– Pani Sarooo… – Roześmiał się. – Nie możesz mi dziękować za seks. Poczułem się jak prostytutka.

Zachichotałam.

– Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że żadna prostytutka nie daje za „dziękuję”.

– Racja, pani Saro. Dzięki za przypomnienie. Teraz czuję się jak tania prostytutka.

– Och, nie. Nie możemy pozwolić, żebyś tak się czuł. Obiecuję cię rozpieszczać. Pozwól zaprosić się na śniadanie. – Pokiwałam entuzjastycznie głową. – I obiad, i kolację – dodałam szybko, szczerząc się do telefonu pod wpływem tej wizji. Krystian tymczasem przestał się śmiać. Zaniemówił, jednak usłyszałam, jak przełknął ślinę.

– Wiesz, że to wykluczone, prawda? – zapytał ostrożnie, jakby zwątpił, czy aby na pewno rozumiem sytuację.

– Wykluczone jest pokazywanie się razem, ale śniadanie podane do łóżka ogranicza się wyłącznie do naszej dwójki. Wystarczy, że poznam numer twojego pokoju.

– Nie mogę, Sara – wydusił.

W ogóle mnie to nie zraziło. Mogliśmy spotykać się tylko u mnie.

– Podaj mi w takim razie numer telefonu – poprosiłam w zamian. Po drugiej stronie słuchawki rozległo się ciężkie westchnienie. Wiedziałam już, że nie dostanę tego, czego chcę, ale to jedynie poszerzyło mój uśmiech. Krystian się bał. A mi się to podobało. Możliwe, że chciał się wycofać, lecz nie umiał. Karmiłam się emocjami, jakie w nim wyzwalałam. Ekscytowała mnie gra, która rozpoczęła się między nami.

– Nie potrzebujesz go – odpowiedział zgodnie z tym, czego się spodziewałam.

– Więc jak mogę się z tobą skontaktować?

– Wystarczy, że mrugniesz, a wtedy ja skontaktuję się z tobą – zaczął flirtować, a ja szybko to wykorzystałam.

– Mrugam, panie Krystianie.

– Dlatego dzwonię, pani Saro – odparł zawadiacko.

Och, Boże! Rzeczywiście!

Zatkało mnie. A jednocześnie poczułam przyjemne mrowienie między nogami. Tak bardzo pragnęłam mieć tu teraz Krystiana. Nieważne, że świeża rana nie pozwalała mi kochać się z nim w tradycyjny sposób. Istniało jeszcze wiele innych możliwości, na które się nie zamykałam. Mimo że nie wiedziałam o Krystianie prawie nic, odnosiłam wrażenie, że znam go bardzo dobrze. Ufałam mu na sto procent i byłam gotowa zrobić z nim absolutnie wszystko.

– Czyli nie zadzwoniłeś dlatego, że się martwiłeś? – zapytałam i od razu przycisnęłam twarz do poduszki, żeby zdusić chichot.

– Nie żartuj, aniołku. Ja się nie martwię. Nigdy.

Dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

Musiałam naprawdę dać z siebie wszystko, by nie pokazać po sobie rozbawienia.

– Auł! – pisnęłam, a następnie zasyczałam. Sama słyszałam, jak sztucznie to zrobiłam, ale Krystian…

– Co się stało?! – Natychmiast rozległ się jego zaaferowany głos.

– Nic, nic… – zapewniłam i parsknęłam śmiechem.

– Co się stało, Sara?! – powtórzył ostro. Boże, jak ja kochałam to jego niemartwienie się o mnie.

– Potknęłam się, Krystian. – Ponownie się zaśmiałam, dając w ten sposób znać, że to drobne kłamstwo.

– Nic ci nie jest? – dopytał.

– Wszystko w porządku. Przysięgam.

– Często ci się to zdarza, co?

– Co takiego?

– Zapisz sobie mój numer, ale używaj go jedynie w nagłych wypadkach.

Zszokował mnie. Przeszło mi przez myśl, żeby go poinformować, że tylko się droczyłam, bo chyba nie załapał, jednak już zaczął dyktować mi ciąg cyfr. Wpisanie ich w komórkę okazało się silniejsze ode mnie. – Nagłe wypadki, pani Saro – przypomniał. – Wiemy, czym są nagłe wypadki?

– Tak, panie profesorze.

– Ile razy dziennie miewa pani nagłe wypadki?

Czy on drwi z mojej nieporadności?

– Nie planowałam jeszcze harmonogramu, ale w tym tygodniu spodziewam się maksymalnie kilku.

– To mniej niż sądziłem. Postaraj się nie mieć żadnego przez najbliższe dwie godziny. Będę na siłowni, gdybyś czegoś potrzebowała.

Zaskoczył mnie. Myślałam, że będzie zgrywał bardziej tajemniczego.

– Czy to zaproszenie?

– To jedyne zaproszenie, jakie mogę ci zaoferować.

– Mówisz poważnie? Siłownia to miejsce publiczne. Mam przyjść?

– Nie mam wpływu na to, kto chodzi na siłownię, pani Saro.

– Panie Krystianie! – pisnęłam z ekscytacją. Nie mógł mnie bardziej uszczęśliwić. – To najlepsze zaproszenie w moim życiu. Uczęszczam regularnie na siłownię. Ba! Nawet dwa razy dziennie. Ja wprost kocham siłownię! Mogłabym rzec, że to mój drugi dom.

– Do zobaczenia – pożegnał się ze śmiechem i już nie zdążyłam mu odpowiedzieć. Po tym, jak się rozłączył, trzymałam słuchawkę przy uchu jeszcze chwilę i szczerzyłam się jak głupia.

Rozdział 3

Krystian

Wyrzuty sumienia zaatakowały mnie, jak tylko zakończyłem połączenie.

– Ja pierdolę – wycedziłem i przekręciłem się na brzuch, by przycisnąć twarz do poduszki. Ryknąłem w nią, dając upust frustracji. Miałem zadzwonić, żeby sprawdzić, jak Sara się czuje, a potem wymiksować się jakoś z tego układu. Brnięcie w relację z młodszą o dziewiętnaście lat studentką i zarazem córką komendanta było katastrofą. To jak zamach na własne życie. Mój umysł wizualizował go sobie jako tonięcie w szambie. Tyle że kiedy słyszałem głos słodkiej Sary i czułem radość, jaką dawała jej rozmowa ze mną… z nikim innym tylko ze mną… to przestawałem myśleć. W efekcie podałem jej swój numer i na dodatek zaplanowałem spotkanie w miejscu publicznym. Niczego bardziej teraz nie żałowałem, chociaż od naszej pogawędki minęła może minuta.

– Ja pierdolę – powtórzyłem, trąc twarzą o poduszkę. – Co się ze mną dzieje?

Nigdy nie flirtowałem, a przynajmniej nie z przyjemnością i lekkością tak wielką, że zupełnie nad tym nie panowałem.

Nigdy też nie martwiłem się o kogoś bez powodu. Wystarczyło, że Sara symulowała ból, z czego doskonale zdawałem sobie sprawę, a ja już chciałem do niej iść. Miałem ochotę przelecieć ją za strojenie sobie ze mnie żartów. I z wielu innych powodów również. Pragnąłem znów ją poczuć, móc przeżyć jeszcze raz to wszystko. Choć jeden raz. Ale nie mogłem…

Nie byłem święty, jednak to, co robiłem teraz, biło na głowę moje dotychczasowe przewinienia. Ponownie postanowiłem kategorycznie zakończyć tę znajomość.

Tonąłem w wyrzutach sumienia, dopóki znów nie ujrzałem jej twarzy. Wtedy wszystko zeszło na dalszy plan i znów miałem pustkę w umyśle. Nie mogłem oderwać od Sary oczu. Śmiech wydobył się ze mnie samoistnie. Ta słodka istota chyba usiłowała kupić adidasy. Nie miałem pojęcia, że potrzeba to robić całym ciałem. Gestykulowała, pokazując coś na migi i możliwe, że śmiała się z samej siebie. Mnie z pewnością poprawiła nastrój. Nie potrafiłem zdusić wesołości.

Wszedłem między stragany bokiem, żeby podejrzeć ją od tyłu. Dokładnie zlustrowałem jej ciało. Miała najbardziej ponętne kształty na całej cholernej kuli ziemskiej. Niesamowicie mnie kusiło, aby położyć dłonie na jej biodrach albo w ogóle jej dotknąć i sprawdzić, czy jest prawdziwa. Nic nigdy tak na mnie nie działało.

– O nie, nie, kolego. – Pogroziła sprzedawcy palcem przed samym nosem. – Wcisnąłeś mi ostatnio sukienkę za kosmiczne pieniądze – mówiła do Turka po polsku, jakby nawet nie przeszło jej przez myśl, że mógłby go nie znać. – Drugi raz nie dam się nabrać. – Buńczucznie się wyprostowała i uniosła głowę. Żałowałem, że nie mogę zobaczyć jej twarzy. – Mam internet. Dowiedziałam się, że trzeba z wami negocjować, a tak się składa… – urwała, wskazując palcami siebie – …że to moja mocna strona, aha…

Rozbawiła mnie tak, że nie pohamowałem parsknięcia. Natychmiast zerknęła do tyłu, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zrzedła mi mina. Jej wzrok okazał się deprymujący. Wspomnienie tego, jak w niej byłem, gwałtownie napłynęło do mojego umysłu. W wyobraźni zobaczyłem obraz mojego fiuta w jej ustach. A teraz ona – jedyna, która znała mój krępujący sekret, to, że przegrałem z własną słabością – patrzyła mi prosto w oczy. Dostrzegłem jej zawahanie. Czyżby chciała rzucić mi się w ramiona? A może dać całusa? Zamiast tego się rozejrzała, a następnie… obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. I nagle wszystko, o czym myślałem, przestało mieć znacznie. Zapomniałem o niezręczności.

– Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności negocjacyjnych – odezwałem się. – Na jego miejscu dałbym ci te buty za darmo i jeszcze dorzucił drugie gratis. Musisz tylko powtórzyć to wszystko w języku, który będzie mógł zrozumieć.

– Cześć – powiedziała, patrząc na mnie jak w obraz. Nie byłem pewien, czy usłyszała, co mówiłem. Zawiesiła się. Ja też. Trudno, żeby nie, gdy hipnotyzowała mnie swoim uśmiechem. Po chwili potrząsnęła głową i zamrugała pospiesznie. Uśmiech nie zniknął z jej twarzy, dlatego dalej tkwiłem w bezruchu, kiedy zaczęła mówić: – Wyobraź sobie, panie Krystianie, że oni tu wszyscy są poliglotami. – Klasnęła w dłonie, wyrywając mnie z odrętwienia. Rozejrzałem się, by się upewnić, czy w pobliżu nie kręci się nikt znajomy, a potem podszedłem bliżej. – Poczekaj tylko, aż usłyszysz… – urwała, gdy stanąłem obok. Sprzedawca natychmiast wypuścił z siebie wyuczone teksty po polsku. Znałem je i byłem nimi zmęczony. Miałem wrażenie, że wykrzykiwano je w całej Turcji. Z tego powodu nie lubiłem wychodzić poza hotel. Na jego terenie funkcjonowało może dziesięć sklepów, do których raczej się nie zbliżałem. Za to na mieście nie dało się już ich ominąć. Były wszędzie. Pokrywały ulice na całych długościach.

– Ej, Kaczyński. Tanio jak barszcz. Taniej niż w Biedronce. Dobra, dobra zupa z bobra…

– Słuchaj, Mohamed. – Tym razem Sara mu przerwała. – Chcę kupić te buty. – Zaprezentowała je, jakby były arcydziełem. – Ty chcesz je sprzedać. Daję tirti euro i ani grosza więcej. – Wyjęła z torebki małą portmonetkę i nią pomachała. Drugą ręką przycisnęła buty do piersi i wbiła zmrużone oczy w faceta. Ten nie pozostał jej dłużny. Mierzyli się chwilę wzrokiem, jakby gra toczyła się o jakąś wysoką stawkę. Normalnie czułem się zażenowany zachowaniem tutejszych handlowców, teraz jednak nie mogłem tego przerwać. Chłonąłem widok wygłupiającej się Sary.

– Doda elektroooda… – wyjęczał Turek, składając dłonie w błagalnym geście. – Mało, mało. Dej piedzisiut.

– Trzydzieści pięć – odpowiedziała Sara.

Chyba należało to już przerwać. Szczególnie że gość nie kwapił się, by zejść z ceny. Twardo obstawał przy swoim. Dziewczyna spróbowała jeszcze raz, ale na nic się to zdało.

– Idziemy, Saro. – Zabrałem od niej buty i przycisnąłem je do torsu Turka, a następnie niezwłocznie okręciłem dziewczynę i popchnąłem w przeciwnym kierunku. Nie przemyślałem tego… Kiedy poczułem pod dłonią skórę Sary, przed oczami jak żywy stanął mi obraz z wczoraj – jak wbijałem dziki wzrok w punkt między jej udami. Wciągnąłem powietrze ze świstem.

– Lewandoooowski – wyjęczał facet, łapiąc mnie za bark. W ten sposób przerwał bieg moich myśli i to mnie otrzeźwiło.

Dzięki ci, chłopie!

– Fourty okej – zaoferował cenę, dalej dwa razy za wysoką. Dałbym mu i więcej, ale ważniejsze było zrobienie dobrego wrażenia na Sarze…

– Niech będzie. – Dziewczyna chciała się zgodzić, jednak ja naparłem na jej plecy, zmuszając ją do ruszenia. – Potrzebuję tych butów na siłownię – szepnęła.

– Tę, na którą regularnie uczęszczasz? Zakładałem, że posiadasz ze sto par butów sportowych.

– Dobra, dobra. Thirtyfive. – Sprzedawca wciąż próbował nas zatrzymać. Sara przystanęła, ale zwiększyłem nacisk na jej plecy.

– Panie Krystianie, sport to moje drugie imię – zapewniła. – Podeszwy w adidasach zdzierają mi się w zastraszającym tempie.

– Thirty two! – Nawoływanie za nami było coraz głośniejsze.

– Potrzebuję tych butów.

– I będziesz je zaraz miała.

– Thirty! Okej! Thirty. Doda. Lewandowski. Kaczyński.

– Trzydzieści to dobra cena. – Sara próbowała mnie przekonać, żebym pozwolił jej wrócić.

– To podróbki najniżej jakości, pani Saro – poinformowałem ją. Turcja była znana z tego typu produktów. Posiadali także wyroby przypominające oryginały jeden do jednego, a nawet przewyższające jakością pierwowzory.

– Twenty eight, Doda elektrooooda!!!

– No wiem, wiem. Ale na pierwsze i najpewniej ostatnie wyjście na siłownię chyba się nadadzą, prawda?

– Twenty six! – Turek nie przestawał schodzić z ceny, a ja nie przestawałem napierać na plecy Sary.

– Jeśli dzisiaj wyjątkowo nie będziesz szaleć na bieżni, to jest szansa, że wytrzymają.

– Och, tak się składa, że moją mocną stroną jest to takie kółeczko, na które się staje i kręci. Buty mają na nim pełnić jedynie funkcję wizualną.

– O wow. A więc jesteś mistrzynią twistera obrotowego. Czuję się zaszczycony, mogąc iść z tobą na tę samą siłownię.

Tak sobie żartowaliśmy w czasie drogi. Ignorowaliśmy nawoływania sprzedawcy, aż w końcu zaszedł nam drogę. Oczywiście trzymał w rękach buty.

– Twenty. Okej!

– Fifteen – rzuciłem, wsuwając dłoń do kieszeni.

– Ooo Leeewandooowski, pleeease – fuknął, marszcząc brwi.

– This is shit quality and you know that. – Łamanym angielskim powiedziałem, co myślę o jakości tego obuwia.

– Ooo, no problem, boss! I bring you the best quality! – Przy tych słowach cmoknął złączone palce. Mrugnąłem do niego zachęcająco, a wtedy niezwłocznie pobiegł do swojego stanowiska.

– Myślałam, że nie mówisz po angielsku.

– To nie był dialog wysokich lotów – zauważyłem.

– Ja niczego nie zrozumiałam.

Nie zdążyłem wyjaśnić Sarze, o co chodzi, bo sprzedawca już powrócił. Naszym oczom ukazały się trzy pary porządnie wyglądających adidasów.

– The best quality! – oznajmił.

– Wybieraj, mistrzu negocjacji i twistera obrotowego.

– I jeszcze machania uszami – dodała. Moja mina musiała chyba wyrażać głęboką dezorientację, bo Sara szybko wyjaśniła: – Jestem w tym naprawdę dobra. Spójrz. – Przejechała palcami po swoich włosach. Mój wzrok od razu padł na małe ucho, które zaczęło się poruszać.

O rany!!!

To było całkowicie urocze, a jeszcze bardziej zabawne. Moja dłoń natychmiast wystrzeliła do ust, ale nie zdążyłem ich zatkać. Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem. Nie byłem pewien, czy przez to ucho, czy przez nos Sary. Marszczyła go i wyginała, jakby był sterem dla ucha.

Co to za dziewczyna?!

– Prawda, że jestem niezwykle utalentowana? – Zachichotała.

Och, jesteś. Ciekawe, czy z tego największego talentu zdajesz sobie sprawę. Do owijania sobie mnie wokół palca.

– Paniii Sarooo… – parsknąłem. Jednocześnie strzelałem oczami na boki, sprawdzając, czy nie mamy świadków. Był tylko podśmiechujący się Turek, który czekał na decyzję w sprawie butów. Ponagliłem Sarę dopiero po dłuższej chwili. Od razu wyjąłem z kieszeni dwadzieścia euro. Podałem mu je, mimo że nawet nie wiedziałem, czy dziewczynie podoba się jakakolwiek para, ale w zasadzie dała mi do zrozumienia, że nie przywiązuje do tego wagi, ponieważ potrzebuje sportowych butów jednorazowo.

– Nie! – wybuchnęła, chwytając mój nadgarstek. – Muszę za nie zapłacić! – W jej głosie pobrzmiewała determinacja, która mi się nie podobała. Nie miałem nic do niezależnych finansowo kobiet, ale nie wyobrażałem sobie, żeby taka kobieta jak Sara płaciła przy mnie za cokolwiek. Była młoda i nie zarabiała. Czułbym się, jakbym nie miał jaj, gdybym musiał patrzeć, jak płaci, szczególnie za coś, co na niej wymusiłem. Potrzebowała tych butów przez mój pomysł, by wyjść na siłownię.

– Skoro musisz. – Wcisnąłem w jej dłoń banknot, aby sama mogła podać go Turkowi.

– Och, nie! Niczego nie rozumiesz? Butów nie można dawać w prezencie, bo drogi się rozchodzą! – oświadczyła z powagą.

No i proszę… Pokazała kolejny talent, a raczej podkreśliła, że na pewno go posiada – talent do rozbawiania. Nawet nie próbowałem się hamować. Z mojego gardła wydarł się gromki śmiech.

– Gdybym wierzył w przesądy, pani Saro, to dla własnego bezpieczeństwa kupiłbym ci od razu sto par butów.

– No wiem, wiem… – sapnęła. – Ale… Musisz na moment odłożyć żarty. To poważna sprawa. Wcale nie chcesz tak zaryzykować. – Wbiła we mnie podenerwowany wzrok. Ona naprawdę w to wierzyła. A ja chyba postradałem rozum, bo radość utknęła mi w gardle pod wpływem przelotnej myśli…

A co, jeślinasze drogi rzeczywiście się rozejdą przez takie coś?

Popierdoliło cię, Krystek? Przypomnij sobie, kim jesteś, zanim dojdzie do tego, że będziesz brał L4 w piątek trzynastego, żeby bezpiecznie przeczekać go w domu pod łóżkiem.

– Nie wygłupiaj się, pani Saro… – Wymusiłem parsknięcie. Jednocześnie pokierowałem dłoń Sary w stronę Turka, by grzecznie przekazała mu pieniądze.

– Nie! – zaprotestowała ostro.

Może to i dobrze, lepiej nie ryzykować, a ja w ramach zadośćuczynienia mogę kupić jej coś innego.

Pozwoliłem Sarze wyjąć monety z jej portfela. Było mi wstyd. Przed Sarą, przed Turkiem, a przede wszystkim przed sobą. Chciałem swoje jaja z powrotem!

– Będę na siłowni – bąknąłem i ruszyłem. Wolałem nie wchodzić tam razem z dziewczyną. To miało wyglądać na przypadek.

Popełniałem błąd za błędem. Ta myśl mnie przytłoczyła, gdy tylko dystans między mną a Sarą urósł. Największym błędem było to, że nasze drogi się przecięły.

Ale z drugiej strony… – pomyślałem, kiedy znów ujrzałem mojego aniołka. I wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestałem walczyć z wyrzutami sumienia. Wystarczyło, że potraktowała mnie tym swoim pełnym szczerości, niewinności i radości uśmiechem.

W szatni oprócz nas było jeszcze kilka osób, wszystkie stały za plecami Sary. Nie chcąc pokazać innym swojego zainteresowania, odwróciłem wzrok. Zamknąłem szafkę i ruszyłem do części sportowej, licząc, że nie spotkam tam nikogo znajomego.

Niestety. W strefie wolnych ciężarów od razu namierzyłem kumpli. Miałem wrażenie, że z każdym moim krokiem pojawia się ich więcej, bo na początku rozpoznałem trzy osoby, a gdy podawałem rękę pierwszej z nich, wiedziałem już, że przywitam się w ten sposób jeszcze siedem razy. A jednak osiem. Benek właśnie dołączył, trzymając talerz do sztangi.

– O, Krystek, siema, stary. – Wysunął dłoń, przytrzymując ciężar przedramieniem. Pocieszające, że wszyscy byli mocno spoceni. Niedługo powinni skończyć trening.

– Siema, siema. Próba nowej wagi? – zagaiłem.

– Taaa… Chcę wycisnąć sto dwadzieścia, a ty co masz w planie?

– Dzisiaj aeroby, bo mi kostka zaniknie przez to całe obżarstwo – zauważyłem zgodnie z prawdą.

I jeszcze dlatego, że zagubiona Sara przymierza się do uruchomienia bieżni – dodałem w myślach.

– Jak kiedyś wycisnę dwieście tak jak ty, to też pozwolę sobie na aeroby. – Roześmiał się.

– Dasz radę, młody. – Klepnąłem go pokrzepiająco w bark. Nie powinien się do mnie porównywać. Byłem od niego dużo starszy. Miał sporo czasu, żeby mnie dogonić.

– Ile wyciskałeś w moim wieku? – zapytał.

– Nie pamiętam – skłamałem, bo wtedy byłem jeszcze silniejszy. Tyle że teraz nie przykładałem do tego wagi. Ćwiczyłem, by zachować dobrą formę. Nie miałem parcia na bicie rekordów. Moje życie było ustabilizowane, priorytety określone, wiedziałem, co lubię, a czego nie. No dobrze, wiedziałem to wszystko, zanim poznałem Sarę, która zburzyła cały ten porządek. Teraz nie wiedziałem nawet, czy lubię porządek. Byłem pewny, że tak, ale kiedy obserwowałem, jak z ekscytacją dziecka bawi się przyciskami na monitorze bieżni, to… Może odrobina chaosu w moim poukładanym świecie dobrze mi zrobi?

Czy ona naprawdę nie widziała wielkiego czerwonego guzika z napisem „start”?

Nie powinienem podchodzić do niej tak na legalu, ale…

Rozdział 4

Sara

Głupia bieżnia!

Kolejny raz spróbowałam wprowadzić swoje dane do systemu, a gdy znów nie wyszło, moja frustracja sięgnęła zenitu. Prychnęłam i ostentacyjnie rzuciłam gniewne spojrzenie pracownikowi siłowni. Z takim zacięciem podrywał ćwiczącą na steperze dziewczynę, że obowiązki kompletnie nie były mu teraz w głowie. Wystarczyło jednak, że blondyna się do niego uśmiechnęła, a ze mnie cała złość uleciała. Nigdy w życiu nie przeszkodziłabym w narodzinach potencjalnej miłości, dlatego jedyne, co mogłam zrobić, to westchnąć i zmienić sprzęt. Zamiast przejść na drugą z ustawionych w szeregu bieżni, pomyślałam o rowerku. Było ich tu sporo, wszystkie za mną, a zatem odwracając się, miałabym szansę rzucić okiem na Krystiana. Zamierzałam być dyskretna, lecz kiedy wprowadziłam swój plan w życie, okazało się, że Krystian nie znajdował się dłużej w towarzystwie kolegów. Właśnie zmniejszał dzielącą nas odległość, a to spowodowało, że posłałam mu pytające spojrzenie. Czy chciał podejść do mnie tak przy wszystkich? Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że z wrażenia otworzyłam usta. Zamknęłam je szybko i już miałam odwrócić wzrok, a także ruszyć lub zrobić cokolwiek innego niż gapienie się w zamrożonej pozycji, jednak wtedy Krystian pokazał mi szereg białych zębów.

O Jeeezuuu… Ale zrobiło mi się błogo. Przecież on był zniewalający. I nieważne, że nabijał się z moich min. Widok, który miałam prawie na wyciągnięcie ręki, był wart wszystkiego. Odnosiłam wrażenie, że się rozpuszczam. Szyja mi zwiotczała, z umysłu odpłynęły wszelkie myśli. Dopiero gdy głowa poleciała mi do tyłu, odzyskałam zmysły. Zamrugałam pospiesznie, a następnie na moment wbiłam wzrok w buty. Musiałam przerwać nasz kontakt, żeby połączyć się ze swoim mózgiem. Dałam ciała, wiedziałam. Jeśli ktokolwiek na mnie patrzył, mógł wysnuć właściwe wnioski. Powinnam się pilnować. Zależało mi, żeby pokazać Krystianowi, że potrafię być dyskretna, że nigdy nie narobię mu problemów. Wyszło inaczej – i to już teraz, na samym początku. Miałam ochotę walnąć się w czoło i zanim się zorientowałam, moja pięść rzeczywiście uderzyła w nie kilkukrotnie.

– Pani Saro…

W głosie Krystiana usłyszałam autentyczną naganę, a kiedy podniosłam na niego przepraszający wzrok, dostrzegłam zmarszczone brwi. W ogóle nie dziwiło mnie, że był zły. Powinien. Sama byłam na siebie zła. Zrobiłam całą masę dziwacznych rzeczy. Krystian na pewno znów pomyślał o tym, żeby się wycofać, zanim narobię mu większych kłopotów. Teraz kiwnął głową, wskazując rower. Zajął jeden z nich. Stanął w rozkroku przed kierownicą i oparł na niej umięśnione przedramiona. Z trudem oderwałam od nich spojrzenie. Z całej siły skupiłam się na utrzymaniu neutralnego wyrazu twarzy, gdy podchodziłam. Zjawienie się tutaj razem raczej nie było najlepszym pomysłem. Moje ciało reagowało na niego automatycznie, rozłączając się przy tym z mózgiem.

Z udawanym luzem i ciężko bijącym sercem zajęłam sąsiedni rowerek, a raczej prawie zajęłam. Siodełko było ustawione zbyt wysoko jak dla mnie. Na razie tylko oparłam o nie plecy i udałam, że poświęcam uwagę ustawieniom.

– Jeszcze raz zobaczę przejawy agresji wobec tej ślicznej buźki, a nie ręczę za siebie. – Szept Krystiana podszyty był groźbą.

– Co? – odparłam równie cicho. Jednocześnie zaczęłam stukać palcem po ekranie urządzenia. Starałam się sprawiać wrażenie, że stoję obok zupełnie obcej osoby, z którą wcale teraz nie rozmawiam.

– Podniosłaś rękę na niczemu winne czoło – wyjaśnił. – Nie waż się więcej tego zrobić.

Jego żartobliwy ton mnie zdezorientował.

– Nie jesteś na mnie zły?

Musiałam to wiedzieć. Rozumiałam swój błąd. Gdyby nasz romans wyszedł na jaw, wybuchłaby wielka, skandaliczna afera i nie obyłoby się bez konsekwencji. Miałam nadzieję, że ten jeden raz, kiedy zupełnie się zapomniałam, nie zaprzepaści naszej przygody.

– Jestem. Nie podoba mi się przemoc wobec ciebie, nawet jeśli zrobiłaś sobie krzywdę własną ręką.

– Chodziło mi o…

– Pani Saro… – przerwał mi. – Patrzyłaś na mnie jak głodny na plaster zajebiście wysmażonego boczku. Nie rozumiem czemu, ale na pewno się o to nie gniewam. A teraz powiedz mi, czy naprawdę nie widzisz tego wielkiego czerwonego przycisku z napisem „start”? Czy tylko migasz się od treningu i myślisz, że uda ci się napisać esej na tym monitorze?

– Och, panie Krystianie! – fuknęłam. Znów poczułam tę frustrację co wcześniej. – Wprowadzam raz za razem swoje imię, płeć, wiek, wagę i wzrost, a jak wciskam „start”, to zamiast moich danych, są jakiegoś prawie stukilowego Deniza.

– A powiedz mi, co jest napisane w prawym dolnym rogu.

– Doni? – wymówiłam słowo, kojarząc zasadę, zgodnie z którą w angielskim „e” czyta się jak „i”.

– Doni? – powtórzył rozbawiony. – Skąd wytrzasnęłaś to „i”, pani Saro?

– Nie ma „i”? – dopytałam, śmiejąc się z samej siebie.

– Nie ma „i”. – Pokręcił głową. – Pomyślmy więc, cóż to może znaczyć…

– Hm… – Cmoknęłam. Zgodnie z wolą rodziców od najmłodszych lat uczęszczałam do placówek francuskojęzycznych. Dodatkowo skupiałam się na innych językach. Mój tata uważał, że skoro angielski nas otacza, to nauczę się go mimowolnie. Nie miał racji. Dlatego teraz słowo „done”, czy to czytane z „i” na końcu, czy z „e”, niewiele mi mówiło. No może poza… – Biorąc pod uwagę, że jesteśmy w słynącej z kebabu Turcji, to może… Może ma to coś wspólnego z döner kebabem? – zażartowałam, chociaż nie miałabym nic przeciwko, gdybym mogła zamówić tym przyciskiem jedzenie. Nie jadłam śniadania. Może dlatego przyszło mi do głowy tak głupie skojarzenie.

– Pani Sarooo… – Krystian roześmiał się na cały głos, a ja dołączyłam do niego mimowolnie. I to by było na tyle z udawania obcych sobie ludzi, którzy przypadkowo zajmują sąsiednie rowerki i wcale ze sobą nie rozmawiają.

– Po twojej reakcji wnioskuję, że nie zgadłam – szepnęłam, chcąc mu w ten sposób przypomnieć, że jesteśmy w miejscu publicznym.

Krystian mnie zaskoczył, bo zupełnie zlekceważył ludzi. Wprawdzie umilkł, ale jednocześnie przekręcił się na siodełku w moją stronę – nie pozostawiając wątpliwości, że się znamy. Powiodłam wzrokiem po otoczeniu, żeby uświadomić Krystianowi, że nie jesteśmy sami, na co on jedynie się uśmiechnął.

– Sądziłem, że jestem największym inwalidą, jeśli chodzi o znajomość języka angielskiego, a tu taka niespodzianka. I pomyśleć, że spotkałem cię na jakiejś małej siłowni w jednej z tureckich wsi. Wow. – Jego głos był przepełniony zachwytem, a on sam w geście niedowierzania kręcił głową i uśmiechał się szeroko.

– O rany, panie Krystianie! To cudownie, że wierzysz w przeznaczenie – pisnęłam najciszej, jak umiałam, ale biorąc pod uwagę stopień mojej ekscytacji, te słowa najpewniej odbiły się od wszystkich ścian. Krystian od razu zerknął na boki, a ja zakryłam usta dłonią.

– Nie wierzę w żadne przeznaczenie – bąknął, urażony niczym dzieciak. Jakie to hipersłodkie. Zacisnęłam wargi, by nie pokazać swojej radości.

– Nie wierzysz w przeznaczenie – powtórzyłam, aby potwierdzić, że zrozumiałam. Parsknięcie uleciało ze mnie jednak mimowolnie. I drugie, kiedy zgromił mnie wzrokiem. – To oczywiste, że nie wierzysz w przeznaczenie, panie Krystianie. Tylko żartowałam. – Zamrugałam niewinnie, choć moje szeroko rozciągnięte usta jasno mówiły, że myślę coś innego. – A co z bratnimi duszami? – Ledwo udało mi się to powiedzieć. Rozkoszne było obserwowanie jego min. Wyglądał co najmniej na zniesmaczonego.

– Ugh… – wydał z siebie dźwięk obrzydzenia. – Paaani Saaarooo – jęknął błagalnie, rozbawiając mnie tym do łez. To niesamowite. Mogłam się założyć, że krew i ludzkie flaki nie robiły na nim wrażenia. Za to kilka czułych tekstów mogłoby doprowadzić go do wymiotów. Zakochałam się. Nie żebym wcześniej nie była zakochana, ale teraz naprawdę się zakochałam. – Dobra, wystarczy tego leserstwa, pani Saro. Jeśli naprawdę potrzebujesz wprowadzić swoje dane, to musisz je zatwierdzić, wciskając to. – Wskazał palcem przycisk „done”. – Brutalna prawda jest jednak taka, że nikt tego nie robi oprócz ciebie.

– Deniz najwyraźniej zrobił – zauważyłam.

– Fakt, nikt prócz ciebie i Deniza. Ale zapomnij, jeśli myślisz, że to przeznaczanie – zakpił.

– Jeśli mam być szczera, to nie wierzę, by Deniz był mi przeznaczony. To marny zbieg okoliczności w porównaniu z czymś tak spektakularnym jak to, że ty znalazłeś na jakiejś małej siłowni w jednej z tureckich wsi… – urwałam, żeby w powietrzu zawisło „miłość swojego życia”. – Największą inwalidkę, jeśli chodzi o znajomość języka angielskiego – dokończyłam, używając jego słów. – Przypadek? Nie sądzę. Przeznaczenie? Hm? Sam zobacz, jakie są fakty. – Poruszyłam zawadiacko brwiami, a Krystian wybuchnął gromkim śmiechem.

– Paaani Saaarooo… – parsknął. – Jesteś naprawdę miłą odmianą w moim świecie – wyznał, kręcąc przy tym głową, jakby nie dowierzał, że to możliwe. Nagle jednak wyraz jego twarzy uległ diametralnej zmianie. Dostrzegłam na niej zwątpienie, a może strach. – Ale… – odezwał się niepewnie. – Przepraszam za brutalność – zastrzegł. – Muszę mieć pewność, że rozumiesz… TO… – Zdaje się, że miał na myśli nas. – To incydent, który nigdy nie stanie się rutyną – przypomniał.

Tym razem ja się roześmiałam. Podobało mi się to, że nie chciał mnie urazić i złamać mi serca. Podobało mi się to tak szalenie, że z tego powodu zamierzałam gorliwie go zapewniać, że żyję tylko tu i teraz. Chciałam cokolwiek. Niczego nie oczekiwałam. Jasne, snułam przeróżne fantazje z nim w roli głównej, ale wiedziałam, że ostatecznie jesteśmy dla siebie wyłącznie piękną przygodą. Na pewno jednak nie jednorazową…

– Incydent-Y – poprawiłam, używając liczby mnogiej.

– Tak… – Cmoknął, wpatrując się we mnie uważnie. – Zdecydowanie incydenty… – zgodził się. Myślałam, że doda jeszcze „dwa, w porywach do trzech”, ale chyba nie zamierzał. Sięgnął po coś za mną, a gdy zerknęłam przez ramię, zobaczyłam, jak obniża moje siodełko. – Wskakuj. Zabiorę cię na przejażdżkę po malowniczej Turcji. – Puścił do mnie oko, przez co serce zakołatało mi w piersi, a ciało zapomniało o swoim istnieniu. Pragnęłam patrzeć tak na niego do końca życia. – To nie randka, pani Saro – zastrzegł.

– Oczywiście, żadnych randek. – Pokiwałam głową z taką powagą, z jaką załatwia się urzędowe formalności. I to by było na tyle, jeśli chodzi o patetyczne zachowania… Zawyłam z bólu, kiedy wskoczyłam na siodełko. Och, Boże, moje krocze. Jak na siebie szybko uświadomiłam sobie, co się dzieje. W porę zdusiłam kolejne odgłosy. Na twarzy jednak czułam efekty bólu. Mogłam się założyć, że zrobiłam się purpurowa, mimo że nie miałam już siedziska między nogami. Chwilę dyndałam stopami w powietrzu, zanim Krystian postawił mnie na podłodze. Jego dłonie wciąż znajdowały się na mojej talii, a ja zaciskałam palce na jego barkach. Źle to wyglądało z boku. To znaczy dobrze, nawet bardzo, ale… powinniśmy uważać. Tymczasem Krystian wlepiał we mnie przestraszone spojrzenie, jego wielka klata zaś falowała od ciężkich uderzeń serca.

– Jak się czujesz? – usłyszałam przejęcie w jego głosie, a rzekomo nigdy się o mnie nie martwił. I właśnie to sprawiło, że pokochałam ból.

– Jeśli mam być szczera, to jakbym miała w pochwie wielkiego, rozżarzonego penisa. A biorąc pod uwagę, że mam przed oczami twoją twarz, to… Czuję się rewelacyjnie, panie Krystianie. – Zamrugałam radośnie.

Reakcja Krystiana była niezaprzeczalnie tym, co wprawiło mnie w dobry humor na resztę dnia – uniósł muskularne ramię i zasłonił się nim przed moim wzrokiem.

Och, jak słodko. Chyba się zawstydził.

– Boże… – sapnął, zaraz parsknął i na oślep przyłożył dłoń także do mojej twarzy. – Jesteś nie do podrobienia…

DOPASUJ CYTAT DO KSIĄŻKI!

(odpowiedzi znajdziesz na końcu)

1.

– Odwiozłem Amę i wszedłem na moment. – Ugryzłem się w język. Źle to zabrzmiało. – To znaczy wszedłem do domu nie w…

– Nie wkurwiaj mnie. Centrum. Dziesiąta trzydzieści. Wyjdź tą samą drogą, którą wszedłeś.

2.

– Ja pierdolę, nie wytrzymam dłużej – odezwał się Ukrainiec, przewracając się na swojej pryczy.

– To się chujem pobaw – krzyknął Niemiec, wychylając się z piętrowego łóżka.

– Najlepiej moim – dodał inny z naszej obcojęzycznej celi.

3.

– Kajaj się albo spływaj – dałam mu wybór.

– Kajam się.

– Aha. Dobrze, że mówisz, bo nie zauważyłam.

– Nie należysz do spostrzegawczych. Zarywałem do ciebie kilka miesięcy, nim byłaś łaskawa to dostrzec.

4.

Nie szarp się z tym fikołem, bo ci żyłka pęknie. – Tak dowiedziałem się od strażnika, że fikoł to krzesło i że nie da się go odsunąć. Jak zresztą łóżka, zwanego przez nich kolibą. Wszystkie rzeczy znajdujące się w celi przytwierdzone były na stałe do podłogi lub ściany. Nie byłem gościem o dużym poczuciu humoru, ale to mnie rozbawiło.

5.

W tym mieście ponad połowa ludzi mieszka w slumsach! To jakieś dziesięć milionów! W jednym tylko mieście! W dodatku najbogatszym w całych Indiach. Szok. Właśnie mijałem Dharavi – największy slums.

6.

– To chyba Włosi. – Spojrzałam pytająco na Wiki.

– Albańczycy… – odpowiedziała.

7.

MyLove: Jestem starszy, więc wiem lepiej, maleńka – JA KOCHAM CIEBIE ZNACZNIE BARDZIEJ.

Ja: Nieprawda!

MyLove: A bawiłaś się kiedyś ze mną resorakami? Nie. A ja z Tobą lalkami tak :P

Ja: A zrobiłeś mi zupkę chińską na kaca? Nie. A ja Tobie zawsze robiłam! :P

MyLove: A nosiłaś mnie kiedykolwiek na rękach?

Ja: Ja cię kocham dłużej.

MyLove: Ja cię kocham, odkąd się urodziłaś. A ty od kiedy?

Ja: Ja cię kocham całe swoje życie, a ty nie kochasz mnie przez całe swoje :D

MyLove: Ja czekałem 14 lat, aż się urodzisz! Doceń to.

Ja: Ja czekałam ponad 18, aż się zakochasz.

8.

– Felicja, wiszę pod śmigłowcem, czterdzieści metrów nad ziemią, i osłaniam swoich ludzi. Coś konkretnego czy rozmawiać ci się zachciało?

9.

– Spóźniłaś się dwa dni i półtorej godziny. To będzie pięćdziesiąt pompek albo randka – powiedział trener.

– Do zobaczenia – odparła.

– Ja bym wybrał pompki – szepnąłem za jej plecami.