Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Złość jest odpowiedzią na stres i frustrację. Wyrzucanie jej z siebie przejściowo pomaga pokonać poczucie bezradności, jednak niszczy relacje z innymi ludźmi i na dłuższą metę powoduje jeszcze większe napięcie i stres. To błędne koło.
Złości można się oduczyć, choć wymaga to czasu. Niniejsza książka jest skierowana do osób, które chciałyby zmniejszyć ilość agresji w swoim życiu rodzinnym i zawodowym oraz nauczyć się asertywnego wyrażania emocji. Autorzy, doświadczeni psychologowie, pomagają w opanowaniu skutecznych umiejętności kontrolowania złości i technik redukowania napięcia.
● Złość jest kwestią wyboru. Zależy przede wszystkim od naszego myślenia.
● Wyrzucanie z siebie złości rzadko przynosi prawdziwą ulgę. Jego skutkiem jest jeszcze większe napięcie i złość.
● Złość dużo kosztuje: niszczy relacje z bliskimi, staje się źródłem poczucia winy, ma poważne konsekwencje dla zdrowia.
● Złość nie czyni silnym i bezpiecznym, ale wystawia na ataki innych. Złość rodzi złość.
● Można nauczyć się żyć bez złości ‒ i żyć zdrowiej.
Mathew McKay, Peter D. Rogers, Judith McKay to zespół psychologów z wieloletnią praktyką terapeutyczną. Mają na swoim koncie liczne książki poradnikowe, m.in.: Kiedy twoja złość krzywdzi dziecko (Wydaw. MiND 2012), Sztuka skutecznego porozumiewania się (GWP 2001), Kiedy złość niszczy twój związek (GWP 2003), Poczucie własnej wartości (Rebis 2003), Nastolatki i narkotyki (GWP 2007).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 440
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
WHEN ANGER HURTS. QUIETING THE STORM WITHIN
Projekt graficzny i okładka
KAROLINA TOLKA
© Copyright 2003 by Matthew McKay, PhD, Judith McKay and Peter D. Rogers, and New Harbinger Publications, 5674 Shattuck Avenue, Oakland, CA 94609
© Copyright for the Polish edition and translation by Wydawnictwo MiND, 2014
ISBN 978-83-62445-46-2
Wydawnictwo MiND
ul. Sarnia 21
05-807 Podkowa Leśna
tel./fax 22 729 02 82
tel. 505 455 151
www.wydawnictwomind.pl
mind@wydawnictwomind.pl
Wydanie pierwsze
Skład i łamanie: Mateusz Staszek
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Naszym dzieciom:
Danie, Noahowi, Jordanowi i Rebece,
Élan i Becky
Pierwsze wydanie tej książki sprzedano w liczbie dwustu pięćdziesięciu tysięcy egzemplarzy. Książka jest wykorzystywana w poradniach i na warsztatach kontroli agresji na całym świecie. Setki terapeutów regularnie polecają ją swoim klientom, tysiące czytelników odkryło ją i kupiło w nadziei, że pomoże zmienić ich życie.
W ciągu czternastu lat od ukazania się pierwszego wydania dotarło do nas mnóstwo opinii i jesteśmy zaszczyceni, dowiadując się, że przydała się tak wielu ludziom. Jednak w tym czasie wiele się zmieniło. Nowe badania, zwłaszcza prace Jerry’ego Deffenbachera, wskazały sposoby efektywniejszej terapii. Wszystko to znalazło się w obecnym wydaniu w nowych rozdziałach poświęconych kontroli złości, uodpornianiu na złość, rozwiązywaniu problemów, szacowaniu kosztów złości oraz agresji.
Jesteśmy przekonani, że lektura drugiej, znacznie ulepszonej wersji naszej książki będzie dla czytelników okazją do opanowania kluczowych umiejętności, które pozwolą im zmienić ich życie. W tej książce jest wszystko, czego potrzebujesz, aby przekształcić długoletnie nawyki związane ze złością. Chcielibyśmy podziękować lekarzom i terapeutom, którzy korzystali z niej do tej pory. Obiecujemy, że niniejsze wydanie okaże się jeszcze bardziej pomocne i skuteczne. Tym z was, którzy stykają się z naszą książką po raz pierwszy, proponujemy przepracowanie zawartego w niej programu. Wykonywanie zalecanych ćwiczeń będzie oczywiście wymagało czasu i energii, jednak na koniec przyjdzie nagroda w postaci silniejszych, zdrowszych i cieplejszych relacji z ludźmi. Dla takiej nagrody warto podjąć ten wysiłek.
Dr Matthew McKay
Złość bardzo dużo kosztuje. Działanie pod wpływem impulsu, który jeszcze przed chwilą wydawał się tak właściwy i uzasadniony, staje się źródłem poczucia winy i żalu. To, czym się oburzaliśmy, blednie i zostają tylko blizny, zranione uczucia i poczucie wyobcowania.
Jeśli często się złościsz, może to mieć negatywny wpływ na twoje relacje z innymi ludźmi. Małżeństwo staje się polem minowym: dystans między tobą a współmałżonkiem rośnie, mur pomiędzy wami staje się coraz grubszy. Twoje dzieci, choć wydają się twarde i harde, w środku czują się nic niewarte. Współpracownicy odsuwają się od ciebie albo sabotują twoje działania, a szef coraz częściej cię krytykuje. Przyjaźnie nasiąkają goryczą.
Złość nie pozostaje także bez wpływu na zdrowie. Potwierdzają to rezultaty długoletnich badań: podczas jednego z nich zmierzono poziom agresji w grupie studentów prawa, a po dwudziestu pięciu latach okazało się, że spośród badanych, którzy znaleźli się w jednej czwartej najbardziej złoszczących się osób, dwadzieścia procent już nie żyło; tymczasem spośród osób, które znalazły się w jednej czwartej najmniej agresywnych badanych, zmarło jedynie pięć procent1. Chroniczna złość niszczy twoje ciało i zwiększa ryzyko śmierci z niemal każdego powodu.
Kiedy złość rani?
Nasza książka jest skierowana do osób zaniepokojonych własną złością i zmęczonych jej emocjonalnymi i fizycznymi konsekwencjami. Jest to książka dla tych, którzy życzą sobie mniej agresji w swoich związkach i chcą nauczyć się lepszych sposobów wyrażania emocji i rozwiązywania problemów.
Zbudowaliśmy ją jak podręcznik, co oznacza, że czeka cię dużo pracy. Nie zaczniesz kontrolować złości bez opanowania pewnych podstawowych technik. Jeśli ograniczysz się tylko do samej lektury – rozczarujesz się. Nic w twoim życiu się nie zmieni.
Prawdziwa zmiana w przeżywaniu i wyrażaniu złości może nastąpić jedynie poprzez ćwiczenie i wypróbowywanie różnych technik. Nieważne, czy chcesz nauczyć się obniżania poziomu stresu czy kontrolowania myśli-zapalników, które niczym iskry wzniecają twoją złość – ta książka pomoże ci jedynie wtedy, gdy opanujesz zawarty w niej materiał, a następnie będziesz wcielać go w życie.
U m i e j ę t n o ś c i, k t ó r e o p a n u j e s z:
• Umiejętność kontroli destrukcyjnych wybuchów złości, a co za tym idzie, szansa na ochronę i odbudowanie nadwerężonych relacji.
• Osłabienie częstotliwości i siły fizjologicznej reakcji na złość. Wiele danych naukowych wskazuje na to, że złość niszczy zdrowie (patrz rozdział 3). Im mniej złości, tym dłuższe życie.
• Zmiana przekonań, założeń i postaw odpowiedzialnych za chroniczną złość. Gdy nauczysz się przekształcać myśli wyzwalające złość, odkryjesz, że coraz mniej rzeczy wyprowadza cię z równowagi.
• Umiejętność rozpoznawania potrzeb, które kryją się za twoją złością. Jeśli wiesz, gdzie leży problem, zamiast się złościć, możesz od razu przejść do podejmowania decyzji, które służą jego rozwiązaniu.
• Umiejętność skutecznego radzenia sobie ze stresem. Zamiast eksplodować, gdy stres przekracza próg twojej wytrzymałości, możesz nauczyć się wykorzystywać techniki relaksacyjne.
• Większa skuteczność w spełnianiu własnych potrzeb. Twoja złość wywołuje u innych opór i urazę. Być może uda ci się w ten sposób wymusić krótkotrwałą współpracę, ale na dłuższą metę ludzie będą ignorować twoje potrzeby, a ciebie samego unikać. Narzędzia rozwiązywania problemów i komunikacji pomogą ci osiągać twoje cele bez uciekania się do złości.
Kiedy złość pomaga?
Złość w niektórych sytuacjach spełnia pożyteczną funkcję. Jest sygnałem ostrzegawczym, który mówi nam, że coś jest nie w porządku. Podobnie jak ból fizyczny może być ostrzeżeniem („Ten piekarnik jest gorący, natychmiast cofnij rękę!”), tak złość ostrzega nas przed grożącym urazem psychicznym. Może także dostarczyć nam energii koniecznej do stawienia czoła emocjonalnym lub fizycznym zagrożeniom.
Być może najbardziej oczywistą sytuacją, kiedy złość może być pomocna, jest sytuacja f i z y c z n e g o z a g r o ż e n i a lub wręcz f i z y c z n y a t a k . Złość potrafi nas wtedy zmobilizować do obrony lub ucieczki.
Kilka lat temu Iris, mieszkanka Nowego Jorku, wracała sama z teatru. Nagle usłyszała za sobą kroki. Oczywiście, przestraszyła się, ale zaraz potem poczuła gniew na myśl, że mogłaby stać się ofiarą ataku. Zwolniła. Gdy usłyszała, że potencjalny prześladowca zbliża się do niej, odwróciła się i z całej siły krzyknęła: „Spieprzaj gnoju, bo zabiję!”. Niedoszły napastnik uciekł.
Złość może być także właściwą reakcją, gdy ktoś n a r u s z a n a s z e g r a n i c e . Na przykład, szef prosi nas często o zrobienie kawy, mimo że usługi kelnerskie nie należą do naszych obowiązków zawodowych, albo oczekuje nieodpłatnej pracy po godzinach. Nasze osobiste granice mogą też naruszać krewni lub przyjaciele, którzy wpadają do nas bez zapowiedzi, sąsiad, który stale coś pożycza, albo kochanek żądający takiego rodzaju seksualnej aktywności, który wydaje nam się odpychający.
Złość może pomóc zmobilizować siły konieczne do ustalenia odpowiednich granic. Nie musimy w tym celu zachowywać się wrogo i agresywnie wobec szefa. Możemy nauczyć się być asertywnym. W życiu osobistym gniew może nam pomóc ustalać granice i zebrać siły, aby odpierać żądania, które im zagrażają.
Wiele osób ma także problem z kwestią s e p a r a c j i i a u t o n o m i i . Niektóre dzieci większość życia spędzają w cieniu swoich natrętnych lub agresywnych rodziców. Nawet jeśli takie dziecko myśli, że udało mu się wyrwać i uciec w małżeństwo i własną rodzinę, rodzice dalej ingerują w jego życie.
Penny wraz z mężem i nowo narodzonym dzieckiem przenieśli się na drugi koniec kraju, myśląc, że w ten sposób zapewnią sobie niezależność od rodziców. Nic z tego. Zaczęły się cotygodniowe przesłuchania przez telefon i ciągła krytyka. Po nich przyszły przedłużające się odwiedziny, podczas których matka Penny przejmowała kontrolę nad ich życiem. Wreszcie Penny, wspierana przez męża, zdecydowała się zaryzykować i stanęła do konfrontacji z matką. Nie krzyczała i nie awanturowała się, ale jej kontrolowany gniew pomógł zakomunikować matce, że chce wychowywać swoje dziecko na swój sposób. Matka poczuła się zraniona i zła. Jednak w końcu nauczyła się traktować własną córkę jak odrębną istotę.
Wiek nastoletni to burzliwy czas próby dla wszystkich. Richard był całkiem „dobrym” chłopcem. Gdy dostał się do szkoły średniej, zamiast imienia zaczął używać przezwiska Gandi (od Gandalf) i jego rodzice zauważyli, że się zmienił. Nagle miał własne zdanie na różne tematy i głośno je wyrażał. Otwarcie krytykował prezydenta i rzucał pogardliwe uwagi na temat kapitalizmu. Gdy jego republikańscy rodzice wyrażali sprzeciw wobec tych przekonań, pierwszą reakcją chłopaka było posępne wycofanie się. Potem jednak gniew dodał mu sił i zebrał się na odwagę. Postawił się rodzicom, mówiąc: „Mam prawo do własnych przekonań! Dajcie mi spokój albo będziecie mieli wojnę we własnym domu”. Rodzice byli bardzo zaskoczeni tym zachowaniem, ale zdecydowali się dać mu więcej przestrzeni.
Chris i Sandy poznali się i zakochali. Po szalonym okresie pierwszego zauroczenia zdecydowali się zamieszkać razem. Pierwsze kilka tygodni upłynęło pod znakiem wina i róż, jednak wkrótce Chris zaczął czuć się jak w więzieniu. Sandy żądała od niego coraz więcej uwagi, Chris czuł, że jej zaborczość wysysa z niego całą energię. Doszło do tego, że Sandy chodziła za nim wszędzie jak porzucony szczeniak. Tego już było za wiele. Złość pomogła Chrisowi postawić solidne granice. Ostatecznie para musiała się rozstać. Mimo że związek początkowo przynosił wiele dobrego obu stronom, w końcu okazał się dla obojga ograniczający.
Doświadczenie przemocy fizycznej lub seksualnej w dzieciństwie jest jednym z najtrudniejszych problemów, z jakimi można się mierzyć. Molestowanie seksualne przez rodzica, dziadka, rodzeństwo czy sąsiada to przeżycie niszczące. Równie destrukcyjna może być jednak fizyczna przemoc lub stała przemoc werbalna. Zostawia ona w dzieciach traumę i ogromne pokłady żalu i złości, które niosą one później w dorosłość.
Dla osób, które doświadczyły przemocy w dzieciństwie, zdrowienie oznacza zgodę na uczucia, które jako dzieci wyparły: ból, poniżenie i poczucie, że coś jest z nimi nie tak. Następnie pojawia się gniew i świadomość, że pogwałcona została ich niewinność. Wreszcie przychodzi czas na poczucie głębokiego żalu. Jeśli kiedykolwiek można nazwać gniew „uzasadnionym”, „słusznym” lub „właściwym” – to jest to właśnie najlepszy przykład takiej sytuacji.
Dla ofiar przemocy przeżycie katharsis w bezpiecznym środowisku stworzonym podczas terapii to konieczny warunek „pójścia dalej”. Wejście w kontakt ze złością odczuwaną przez dziecko, które stało się ofiarą, stanowi główny krok w procesie zdrowienia.
Złość pomaga przezwyciężyć strach związany z z a b e z p i e c z a n i e m w ł a s n y c h p o t r z e b. Wiele osób wierzy w to, że nie mają prawa prosić o to, czego chcą. Sądzą, że nie zasługują na szczęście. Bez mobilizującego efektu, jaki daje złość, takie osoby po prostu nigdy nie zdobyłyby się na odwagę zakomunikowania swoich potrzeb.
Przykładem może być Cindy. Od zawsze znosiła upokorzenia, nawet jako dziecko. Ze swojego domu rodzinnego wyniosła przekaz zawarty w słowach: „Jesteś nieważna”.
– Twoja siostra potrzebuje aparatu na zęby, bo będzie występować w szkolnym przedstawieniu. Twoje zęby są w porządku. Co z tego, że są nieco krzywe?
– Twój brat idzie do college’u, bo jest najzdolniejszy w naszej rodzinie. Ty powinnaś znaleźć jakąś pracę, a potem wyjdziesz za mąż.
Któregoś dnia Cindy wreszcie zawalczyła o siebie. Skumulowana złość dodała jej sił i pomogła w konfrontacji z rodzicami. Głośno zakomunikowała im, że ma dość bycia zawsze tą gorszą. Ma dość roli Kopciuszka. Coś zaczęło się zmieniać: doczekała się przeprosin ze strony matki, a ojciec zaproponował, że zapłaci za książki i czesne w lokalnym college’u.
Jak korzystać z tej książki?
Mimo że złość może służyć ważnym funkcjom ochrony i obrony własnej integralności, zbyt często staje się narzędziem przemocy. Chroniczna złość nie czyni cię silnym i bezpiecznym, ale osłabia i wystawia na ataki innych. Złość rodzi złość. Im więcej krzyczysz, tym więcej krzyku doświadczysz. Im bardziej się wściekasz, tym więcej wściekłości napotkasz na swej drodze.
Są dwa rodzaje złości: na siebie samego i na innych. Złość na siebie samego wywołuje depresję i niszczy poczucie własnej wartości. W naszej książce tym rodzajem złości się nie zajmujemy. Jest ona poświęcona złości na innych. Znajdziesz w niej pomoc zarówno, jeśli masz skłonności do wybuchów gniewu, jak i do cichej furii.
W rozdziałach od drugiego do piątego zawarliśmy podstawowe informacje na temat tego, czym jest, a czym nie jest złość, i z jakimi fizycznymi i interpersonalnymi kosztami się wiąże. Rozdział szósty tłumaczy, że złość jest z a w s z e r e z u l t a t e m w y b o r u. Można ją kontrolować poprzez kontrolę myśli-zapalników, które wyzwalają wybuchy złości. Rozdział siódmy dotyczy kwestii odpowiedzialności. Dla osoby niesionej złością zawsze ktoś inny ponosi odpowiedzialność za jej cierpienie. Kontrolowanie złości oznacza przyjęcie odpowiedzialności za w s z y s t k o, co nas stresuje, rani i frustruje. Rozdziały od ósmego do siedemnastego są poświęcone wypracowywaniu konkretnych umiejętności kontroli złości. Ważne jest, aby rady zawarte w tych rozdziałach wprowadzać w życie, a nie tylko o nich czytać. Zachęcamy do wykonywania ćwiczeń, wypróbowywania technik, zorientowania się, co najlepiej sprawdza się w twoim życiu.
Dziennik Złości
W naszej książce zalecamy prowadzenie Dziennika Złości. Będziemy uczyć dostrzegania i notowania w nim różnych aspektów złości. Poprosimy cię, na przykład, o monitorowanie chronicznego napięcia w twoim ciele oraz fizjologicznych reakcji na stres. Dziennik pomoże ci zorientować się, przeciwko czemu lub komu najczęściej kieruje się twoja złość. Nauczysz się dostrzegać bodźce prowadzące do wybuchów złości.
Dziennik jest ważny. Dzięki niemu nasza książka okaże się pomocna w twojej konkretnej sytuacji. Zamiast tylko pasywnie czytać o stresie, dowiesz się więcej na temat napięcia w twoim ciele. Zamiast pochłaniać abstrakcyjne teorie i pomysły, zorientujesz się, jakie myśli wzniecają twój gniew i z jakimi sytuacjami się wiążą.
Kontrolowanie złości to aktywny proces. Najwyższy czas go rozpocząć. Kup sobie notes i połóż go na biurku albo na stoliku nocnym (tam, gdzie będzie pod ręką). Od dziś aż do momentu, kiedy przejdziesz wszystkie rozdziały naszej książki, notuj następujące fakty.
1. Jak często odczuwałeś złość w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin?
2. Jak bardzo zdenerwowany czułeś się w momencie najsilniejszej złości (w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin)? Określ poziom swojego zdenerwowania w skali od 1 do 10, gdzie minimalne zdenerwowanie to 1, a 10 oznacza największą złość, jaką kiedykolwiek czułeś.
3. Jak agresywne było twoje zachowanie w momencie najwyższego poziomu złości (w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin)? Ponownie użyj skali od 1 do 10, gdzie 1 oznacza minimalną agresję, a 10 to najbardziej agresywne zachowanie, jakie kiedykolwiek u siebie zaobserwowałeś.
Typowy wpis w takim Dzienniku może wyglądać następująco:
04.12. – 4 razy: poziom zdenerwowania 6; poziom agresji 2.
05.12. – 5 razy; poziom zdenerwowania 7; poziom agresji 5.
Monitorując w ten sposób własną złość, możesz wiele dowiedzieć się na swój temat. Prowadzenie Dziennika będzie też instrumentem mierzenia postępów w nauce kontroli złości. Z czasem zobaczysz, jak zmienia się częstotliwość i intensywność przeżywania złości. Możliwość obserwowania własnych postępów motywuje do dalszej pracy nad sobą.
Gniew, ów szekspirowski „ogier ognisty”2, to uczucie podziwiane i potępiane jednocześnie – głównie jednak nierozumiane. Thomas Fuller nazywał go „energią duszy”. W Księdze Koheleta znajdziemy ostrzeżenie, że „przebywa w piersi głupców”.
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się wybuchnąć złością, a przyjaciel zapewnił cię, że „dobrze, że to z siebie wyrzuciłeś”? A może terapeuta poradził ci, byś nie tłumił uczuć? Czy miałeś czasem wrażenie, że atak złości jest nie do uniknięcia i lepiej „upuścić nieco pary”? To częste doświadczenie wielu ludzi. Jednak te szeroko rozpowszechnione przekonania na temat złości, które podzielają nawet niektóre osoby zawodowo zajmujące się zdrowiem psychicznym, okazują się, mówiąc najkrócej, błędne. W tym rozdziale przyjrzymy się czterem podstawowym mitom na temat złości i opiszemy niektóre aktualne badania, które je podważają.
M i t y n a t e m a t z ł o ś c i
1. Złość jest zdeterminowana procesami biochemicznymi zachodzącymi w naszym organizmie.
2. Złość i agresja to instynktowne reakcje i zachowania ludzi.
3. Frustracja rodzi agresję.
4. Zdrowo jest pozwolić sobie na wybuch złości.
Każdy z tych mitów prowadzi nas do nieszczęsnego wniosku, że złość i agresja to n i e o d z o w n e elementy życia człowieka. Sugerują one, że złość stanowi biologiczne przystosowanie do życia i że nie ma przed nią ucieczki. W zgodzie z tym psychologowie przez całe lata nie tylko zachęcali ludzi do wyrażania złości, ale wręcz ich za to chwalili. Zakładali, że złość jest dla ludzi czymś naturalnym. Do dziś wmawia się nam, że „wyrzucanie” z siebie złości to najlepsza droga do zdrowia psychicznego.
Prawda jest jednak taka, że złość rzadko bywa nieunikniona i równie rzadko potrzebna. Jednak nie wybiegajmy zanadto do przodu w naszej opowieści. Przyjrzyjmy się po kolei powyższym mitom.
Mit 1. Złość jest zdeterminowana biologicznie
Jest to powszechne przekonanie, żywione zwłaszcza przez środowiska biomedyczne. Twierdzi się, że złość jest wynikiem zmian hormonalnych lub aktywności układu limbicznego (np. podwzgórza i ciała migdałowatego).
Z ł o ś ć i h o r m o n y
Niektórzy badacze łączą wysoki poziom złości z działaniem hormonu zwanego prolaktyną (który stymuluje produkcję mleka u karmiących kobiet). Keller i inni (1984) odkryli, że kobiety cierpiące na hiperprolaktynemię (chorobę objawiającą się podwyższonym stężeniem prolaktyny we krwi i brakiem miesiączki) miały podczas badań wyższe wyniki w testach na agresję niż kobiety o normalnym poziomie prolaktyny. Po zażyciu leku obniżającego poziom prolaktyny we krwi kobiety te wykazywały znaczący i postępujący spadek poziomu agresji. W powiązanym badaniu wykazano znacząco wyższy poziom agresji u kobiet znajdujących się w połogu. Kobiety te również miały wysoki poziom prolaktyny we krwi – i badanie wykazało, że są tak samo agresywne jak kobiety cierpiące na hiperprolaktynemię i znacznie bardziej agresywne od kobiet z grupy kontrolnej.
Innym hormonem wiązanym z agresją jest testosteron. Scaramella i Brown (1978) ustalili, że wysoki poziom testosteronu koreluje z wyższym poziomem agresji. Konner (1962) odkrył, że więźniowie, u których badania wykazały najwyższy poziom testosteronu, najwcześniej rozpoczęli swoją „karierę” przestępczą: byli najmłodsi w momencie pierwszego aresztowania. Jednakże zaobserwowano też, że poziom testosteronu w organizmie może zmieniać się w zależności od okoliczności. Konner zauważył, na przykład, gwałtowny spadek poziomu testosteronu u samca małpy wpuszczonego do klatki, w której dominację sprawowały już inne osobniki płci męskiej. Jeśli natomiast samiec został wpuszczony do klatki, w której znajdowały się samice w rui, poziom testosteronu gwałtownie u niego wzrastał.
Jeszcze innym hormonem obwinianym za pojawianie się złości jest noradrenalina. Badania przeprowadzone przez zespół Friedmana (Friedman i inni 1960) wykazały, że jednostki agresywne wydzielają więcej noradrenaliny niż jednostki pasywne i lękliwe. Z badaniem tym wiąże się jednak klasyczny dylemat: co było pierwsze, jajko czy kura? Nie wiemy, czy badane osoby wykazywały wyższy poziom agresji dlatego, że miały podwyższony poziom noradrenaliny, czy też zwiększone wydzielanie noradrenaliny było konsekwencją pojawienia się agresji.
Z pewnością istnieje biologiczne powiązanie między hormonami a emocjami. Jednak nawet jeśli pewne pobudzenie fizjologiczne jest koniecznym komponentem każdej reakcji emocjonalnej, nie musi być ono ich przyczyną. Nasze postrzeganie oraz interpretacja wydarzeń lub sytuacji, które potencjalnie mogą wywołać w nas złość, jest drugim, równie ważnym elementem procesu pojawiania się złości.
Znaczenie perspektywy kognitywnej zostało najlepiej zademonstrowane przez Stanleya Schachtera. Bazując na badaniach Maranona (1924), Schachter zaproponował dwuczynnikowe podejście do emocji. Według jego teorii, nazywanie lub przypisywanie emocji opiera się na reakcji fizjologicznej w p o ł ą c z e n i u z jej kognitywną interpretacją.
W klasycznej serii eksperymentów sprawdzających tę teorię (Schachter i Singer 1962) badani otrzymywali zastrzyki, o których powiedziano im, że zawierają witaminy. W rzeczywistości była to adrenalina. Jednej grupie badanych powiedziano, że „witaminy”, które otrzymują, mogą mieć efekty uboczne, takie jak palpitacje serca i drżenie (czyli prawdziwe efekty uboczne podania adrenaliny). Drugiej grupie zasugerowano, że efektów ubocznych nie będzie lub będą takie, które nie kojarzą się z działaniem adrenaliny.
Czekając na „badanie wzroku”, każda osoba biorąca udział w eksperymencie siedziała w jednym pomieszczeniu z innym „uczestnikiem eksperymentu”, który był w rzeczywistości osobą podstawioną przez badaczy. Niektóre podstawione osoby zachowywały się euforycznie i głupkowato, rzucały papierowymi samolotami i bawiły się hula-hoop. Innym razem sprawiały wrażenie złych i poirytowanych, do tego stopnia, że na koniec darły kwestionariusz, który należało wypełnić.
Celem badania było ustalenie, czy osoby badane w tych różnych warunkach eksperymentalnych będą przypisywały swoje emocje fizjologicznym reakcjom wywołanym przez zastrzyk adrenaliny. Okazało się, że badani, którzy nie oczekiwali pobudzenia wywołanego adrenaliną, i w związku z tym nie mogli powoływać się na fizjologiczne zmiany w swoim organizmie, byli bardziej skłonni nazywać swoje emocje zgodnie z tym, co obserwowali u osoby podstawionej przez badaczy. W przeciwieństwie do nich, osoby, którym powiedziano, jakich efektów ubocznych mogą się spodziewać, miały mniejszą skłonność do utożsamiania swoich uczuć z tymi, które widziały u osoby podstawionej.
Wiele innych eksperymentów (Schachter 1971) dostarczyło dowodów na poparcie tezy, że postrzeganie ma większe znaczenie niż czysto fizjologiczne pobudzenie. Autorytet w dziedzinie badań nad gniewem, Ray Rosenman (1985), podsumował to w sposób następujący: „Tym, co determinuje reakcję emocjonalną na dane zdarzenie – i co wywołuje określone reakcje psychofizjologiczne – jest przede wszystkim sposób postrzegania zdarzenia. (…) Gniew jest reakcją kognitywną, uzależnioną od osobistej oceny i interpretacji”.
Carol Tavris, autorka przełomowej książki Anger – The Misunderstood Emotion (Złość – niezrozumiana emocja), zgadza się z tym, że hormonalnie wywołane pobudzenie to za mało, by s p o w o d o w a ć reakcję emocjonalną. „Zanim pobudzenie zamieni się we wrogość, niepewność w strach, a ogólne cierpienie w depresję lub napad szału, musi pojawić się jakiś element psychologiczny. Adrenalina nie jest hormonem agresji, o ile nie pojawia się w reakcji na prowokację, sytuację, którą postrzegamy jako niesprawiedliwość lub w której negatywnie interpretujemy to, co się dzieje” (Tavris 1982).
Z ł o ś ć a u k ł a d l i m b i c z n y
Układ limbiczny to obszar w mózgu, w którym – jak uważają neurolodzy – regulowane są zachowania agresywne. Znajduje się w najstarszej części mózgu i obejmuje między innymi ciało migdałowate i podwzgórze. Za głównego „winowajcę” zachowań agresywnych uważa się ciało migdałowate.
Elliot (1976) zasugerował, że choroby mózgu, które wiążą się z uszkodzeniem układu limbicznego, mogą prowadzić do czegoś, co określił mianem „zespołu braku kontroli” (dyscontrol syndrome). Uważa on, że zaburzenie to jest „istotną przyczyną przemocy domowej, bezsensownych ataków, pozbawionych motywu zabójstw, samookaleczenia, agresywnej jazdy samochodem, konfliktów między domownikami, rozwodów” i tym podobnych. Przywołuje obrazowe przykłady zespołu braku kontroli, obejmujące przejawy różnego rodzaju brutalności, agresji na tle seksualnym oraz lekkomyślności. Zaburzenie to uważa się również za jedną z przyczyn tragicznych wydarzeń związanych z osobą Charlesa Whitmana, mordercy z Texas Tower, który zabił siedemnaście osób. Po jego śmierci, sekcja zwłok wykazała, że Whitman miał guza wielkości orzecha włoskiego umiejscowionego dokładnie w ciele migdałowatym.
Mimo że układ limbiczny, a zwłaszcza ciało migdałowate, jest łączony z powstawaniem agresji, Rosenman (1985) wskazuje, że związek ten nie jest bezpośredni. „Istnienie ciała migdałowatego nie znaczy, że nasz mózg został zaprogramowany do agresji. U zwierząt stymulacja tego obszaru nie wywołuje agresywnych zachowań, o i l e n i e z o s t a ł y o n e i c h w c z e ś n i e j n a u c z o n e. Co więcej, stymulacja tego obszaru u ludzi powoduje różne reakcje: niepokój, przygnębienie, złość, lęk, przerażenie”.
Zgadzają się z tym także inni badacze. Deschner wskazuje, że ciało migdałowate ocenia bodźce odbierane z otoczenia, by zorientować się, czy potencjalnie zagrażają one naszemu życiu czy też mogą podnieść jego jakość.
Ten prymitywny system oceniania dobre-złe zdaje się kontrolować dostęp do mechanizmów złości w podwzgórzu. Na szczęście, bodźce pochodzące z otoczenia muszą zostać najpierw odebrane i zinterpretowane przez odpowiednie obszary półkul mózgowych. Dlatego też c i a ł o m i g d a ł o w a t e p r z e k a z u j e d e c y z j e n a t e m a t b o d ź c ó w, k t ó r e z o s t a ł y w c z e ś n i e j p r z e f i l t r o w a n e p r z e z ś w i a d o m ą c z ę ś ć m ó z g u, gdzie wszystkie bodźce są rejestrowane, porównywane ze wspomnieniami, przekonaniami i oczekiwaniami – a następnie interpretowane. Ten prosty fakt fizjologiczny jest wbudowanym w mózg mechanizmem, który służy świadomej regulacji reakcji gniewu (Deschner 1984).
Mit 2. Złość i agresja są naturalne
Teoria, że ludzie rodzą się z naturalnym instynktem agresji, została w pseudonaukowy sposób poparta pracą Raymonda Darta. Analiza odkryć dokonanych w południowoafrykańskich jaskiniach, zwłaszcza Makapansgat, doprowadziła go do nieprzychylnych wniosków na temat hominidów będących naszymi wczesnymi przodkami. Dart opisuje swoje spostrzeżenia w bardzo obrazowy sposób.
Przodkowie człowieka różnili się od żyjących obecnie małp tym, że byli zdeklarowanymi zabójcami: były to mięsożerne stworzenia, które przemocą chwytały swoje ofiary, by je zatłuc na śmierć i rozedrzeć na strzępy, rozczłonkować ich ciała kawałek po kawałku, gasząc swoje drapieżne pragnienie ciepłą krwią. (Cytat za Leakey 1981).
Kontynuując swoją pracę, Dart zajął się szczegółowym badaniem skamieniałych szczątków australopiteków znalezionych w jaskiniach i odkrył, że one także nosiły wyraźne ślady przemocy. W eseju opublikowanym w 1953 roku podsumował swoje spostrzeżenia na temat początków gatunku ludzkiego, ogłaszając, że „spryskane krwią i naznaczone rzezią karty historii ludzkości od pierwszych zapisów Sumeryjczyków do ostatnich potworności drugiej wojny światowej pasują do uniwersalnego kanibalizmu czasów najwcześniejszych. Owo znamię Kaina odróżnia człowieka pod względem zwyczajów żywieniowych od jego antropoidalnych krewnych i stawia go w jednej linii z najbardziej morderczymi ssakami rzędu Carnivora” (ibidem).
Wnioski Darta zostały rozbudowane przez jego ucznia Roberta Ardreya w takich książkach, jak African Genesis (Afrykańska geneza) i The Territorial Imperative (Imperatyw terytorialny). Sugestywne przedstawienie przez Ardreya czasów prehistorycznych wypełnionych okrutnymi kanibalistycznymi scenami walnie przyczyniło się do rozpowszechnienia teorii, że ludzie nie mogą uciec przed swoimi agresywnymi instynktami – że są w istocie „drapieżnikami, których instynkt każe im wziąć broń i zabić.”
Wyniki współczesnej nauki w większości obalają twierdzenia, na których Dart i Ardrey oparli swoje opisy krwawej przeszłości człowieka. Bob Brain, badacz pracujący w Muzeum Transvaal w Pretorii, zauważył, że skamieniałości leżące blisko dna głębokiej jaskini bywają przykryte warstwą osadów, której grubość dochodzi nawet do trzydziestu metrów. Tak wielki ciężar spłaszcza i zniekształca skamieniałości hominidów. Jeśli blisko czaszki znajduje się ostro zakończony obiekt, wówczas ciśnienie wywierane przez warstwę osadów może wepchnąć go do środka kości, tworząc w ten sposób otwarte złamanie, które wygląda jakby powstało w wyniku śmiertelnego uderzenia w głowę.
Brain obrócił na własną korzyść wyniki „naturalnego eksperymentu”, gdy odkrył wiele fragmentów kozich kości w wiosce Hottentotów. Kozy były w tym regionie głównym źródłem pożywienia, a ich resztki rzucano psom. Gdy zebrał i posortował szczątki, odkrył, że przetrwały jedynie najtrwalsze fragmenty szkieletów. Kolekcja kości bardzo przypominała tę w Makapansgat. Można więc przypuszczać, że skamieniałości, które Dart wziął za prymitywną broń prehistorycznych ludzi, to raczej pozostałości po wielu mięsnych posiłkach.
Najsłynniejszym może orędownikiem teorii, że ludzka agresja ma swoje źródło w ewolucji, był Konrad Lorenz, autor książki Tak zwane zło. Lorenz łączył ludzką agresję z uniwersalnym instynktem obrony własnego terytorium. W całym świecie zwierzęcym terytoria są zaznaczane i utrzymywane za pomocą zrytualizowanych pokazów agresji. Według Lorenza, nasi przodkowie wymyślili broń i zmienili te rytuały w krwawą walkę. W myśl jego teorii, agresja jest podstawową strategią przetrwania zwierząt i może zostać wyzwolona przez odpowiedni bodziec, na przykład zagrożenie ze strony innego zwierzęcia. Jeśli jednak zagrożenia się nie pojawiają, wewnętrzne ciśnienie osiągnie „punkt krytyczny” i agresja pojawi się sama z siebie. Teoria ta może zostać wykorzystana do wytłumaczenia wszystkiego: od kłótni małżeńskich do wojny atomowej, gdyż według niej biologiczna presja popycha ludzi do przekraczania wewnętrznego progu złości.
Z hipotezą Lorenza nie zgadza się antropolog Richard Leakey (1981). Twierdzi on, że zwierzęta są terytorialne z jakiegoś powodu, którym zwykle jest chęć obrony źródeł pożywienia i obszarów reprodukcyjnych. Gwałtowne ruchy cierników i poranna kakofonia dźwięków wydawanych przez gibony to przykłady zachowań mających na celu poinformowanie innych zwierząt, kto jest właścicielem danego terytorium. Intruzi muszą się liczyć ze zrytualizowaną konfrontacją, z której nieuchronnie tylko jeden osobnik wyjdzie zwycięsko: lepiej predysponowany biologicznie. Taka zrytualizowana konfrontacja nie wiąże się jednak z zadawaniem przeciwnikowi fizycznych obrażeń.
W przeciwieństwie do fizycznej przemocy, te zrytualizowane formy agresji to w istocie tylko demonstracja własnej konkurencyjności. Biologiczna korzyść płynąca z takich zachowań jest oczywista. Gatunek, który rozwiązuje spory między osobnikami na drodze przemocy, osłabia swoją ogólną zdolność do przetrwania i zmniejsza szanse na przeżycie w środowisku, które samo w sobie jest już i tak dość trudne. Zwierzę, które nie potrafi powściągnąć swoich morderczych żądz, stawia siebie i swój gatunek w niekorzystnej pozycji ewolucyjnej.
Nasi przodkowie żyli zapewne w małych grupach, których członkowie byli silnie powiązani więzami krwi. Jakiekolwiek morderstwo oznaczałoby prawdopodobnie, że morderca zabija własnego krewnego, a ponieważ sukces ewolucyjny wymaga powoływania do życia tylu potomków, ilu tylko się da, wrodzona niepohamowana agresja doprowadziłaby szybko do zagłady rodzaju ludzkiego.
Głównym czynnikiem determinującym sukces ewolucyjny jest współpraca, a nie konflikt. Nawet u małp naczelnych większość prowadzonych walk to walki zrytualizowane, ochraniające gatunek. Dlatego też wydaje się, że ewolucja gatunku homo sapiens zaszła tak daleko właśnie dzięki zdolności do życia w grupie, co nie udało się innym protohominidom.
Leakey doszedł do wniosku, że terytorialność i agresja nie są powszechnymi instynktami. Zachowania terytorialne bywają wyzwalane w razie potrzeby, jeśli pojawia się brak dostatecznej ilości pożywienia lub miejsc do reprodukcji. Nie da się uniknąć sytuacji, w których najsłabsze osobniki nie zdołają ochronić swoich zasobów lub stracą partnera. To surowa lekcja doboru naturalnego i „przetrwania najsilniejszych”.
W 1986 roku grupa dwudziestu wybitnych badaczy spotkała się w Sewilli (Hiszpania). Byli wśród nich psycholodzy, neuropsycholodzy i etnolodzy z dwunastu różnych państw. Oto wniosek z ich konferencji: brak naukowych dowodów na poparcie tezy, że ludzie są z natury agresywni i wojowniczy. Wypracowane przez nich Sewilskie oświadczenie na temat przemocy zostało następnie podpisane między innymi przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne i Amerykańskie Towarzystwo Antropologiczne. Poniższe fragmenty dokumentu (pochodzące z wydania „Psychology Today” z 1988 roku) podsumowują efekty debaty.
• Nie da się dowieść naukowo, że skłonność do prowadzenia wojen odziedziczyliśmy po naszych zwierzęcych przodkach. Prowadzenie wojen jest szczególnym ludzkim zachowaniem i nie występuje wśród innych zwierząt. Wojna jest zjawiskiem biologicznie możliwym, ale nie nieuniknionym.
• Nie da się dowieść naukowo, że w toku ewolucji człowieka następowała selekcja preferująca jednostki agresywne. We wszystkich dobrze zbadanych gatunkach status osobników wewnątrz grupy zależy od umiejętności współpracy.
• Nie da się dowieść naukowo, że mózg ludzki nastawiony jest na przemoc. Jesteśmy wyposażeni w mechanizm, który pozwala nam stosować przemoc, jednak nic fizjologicznie nie przymusza nas do tego.
Wspomniana grupa naukowców doszła do wspólnego wniosku, że „biologia nie skazuje ludzkości na wojny i może się ona wyzwolić z okowów biologicznego pesymizmu. Przemoc nie jest częścią naszej ewolucyjnej spuścizny ani nie jest przekazywana w genach”.
Mit 3. Frustracja wywołuje agresję
Freud twierdził, że ludzie rodzą się wyposażeni w instynkt agresji. Argumentował dalej, że jeśli ta instynktowna potrzeba zostaje zablokowana lub „sfrustrowana”, bo, na przykład, zaatakowanie obiektu, który wzbudza gniew, okazuje się zbyt ryzykowne, wrogość ta zostaje przekierowana na inny obiekt. Stąd też dziecko przenosi swoją agresję wobec rodziców na rodzeństwo, z którym się kłóci, lub na nauczyciela, któremu niegrzecznie odpowiada.
W 1939 roku Dollard i inni sformułowali t e o r i ę f r u s t r a c j i - a g r e s j i. Uznali, że „agresja jest zawsze konsekwencją frustracji. Mówiąc bardziej szczegółowo, teoria ta zakłada, że wystąpienie zachowania agresywnego zawsze implikuje wcześniejsze zaistnienie czynnika frustrującego – i odwrotnie: występowanie frustracji zawsze prowadzi do jakiejś formy agresji”.
Mimo że teoria ta ma pewną siłę wyjaśniającą, należy do niej podchodzić z ostrożnością. Jakkolwiek frustracja może prowadzić do agresji, doświadczenia z różnych kultur świata wskazują, że nie jest to bynajmniej nieuniknione. Przedstawiciele społeczności Kwoma w Nowej Gwinei reagują na frustrację nie tylko gniewem, ale także uległością czy unikaniem (Whitting 1941). Wśród balijskich mężczyzn częstszą reakcją jest całkowite wycofanie się z kontaktu z innymi i nieprzyjmowanie przez kilka dni pokarmu i wody (Bateson 1941). Przedstawiciele plemion Semai, jednej z dwóch grup etnicznych aborygenów Senoi, znani są ze swojej pokojowości (Dentan 1968). Ich dzieci uczą się radzenia sobie z frustracją, wykorzystując sny do znajdowania alternatywnych rozwiązań problemów.
Przykłady nieagresywnych reakcji na frustrację można znaleźć także w naszej kulturze. Są ludzie, którzy – gdy automat do kawy połknie ich monety – zareagują przeklinaniem i kopaniem w maszynę, ale są i tacy, którzy zapiszą sobie nazwę i adres firmy, do której automat należy, i wyślą jej żądanie zwrotu pieniędzy.
Także druga część wspomnianej teorii – głosząca, iż frustracja niezmiennie poprzedza agresję – została zakwestionowana. Wystarczy pomyśleć o najemnikach, którzy zabijają z zimną krwią, lub o dzieciach, które naśladują przemoc zaobserwowaną w telewizji, nie przeżywając żadnej frustracji. Frustracja wiąże się oczywiście z rozbudzeniem gniewu, ale nie dzieje się to bez udziału świadomości. Frustracja występuje jedynie w sytuacji, gdy mieliśmy jakieś oczekiwanie i nie zostało ono zaspokojone. Jednak aby się pojawiła, konieczne są elementy postrzegania, takie jak pamięć i wyobraźnia. Ponadto osoba sfrustrowana nie zareaguje agresją, o ile nie uzna, że ma możliwość wyrażenia wrogości. Czy to na polu bitwy, czy podczas domowej kłótni, agresja pojawia się jedynie wówczas, gdy ktoś ma poczucie, że jest to zachowanie odpowiednie i akceptowalne w danej sytuacji.
Słynna teoria frustracji-agresji została w 1941 roku zanegowana przez Neala Millera. W wersji przez niego przeformułowanej głosi ona, że frustracja wywołuje wiele form zachowań, a agresja jest tylko jedną z nich. Temu bardziej realistycznemu podejściu zabrakło dramatycznego wydźwięku, który towarzyszył pierwszej wersji, stąd nie spotkało się ono aż z takim zainteresowaniem.
Wielu ludzi wykorzystuje mit, że frustracja rodzi agresję, żeby tłumaczyć swoje wybuchy złości. Postrzegają oni złość jako zjawisko automatyczne i niepoddające się kontroli. Zakładają, że jest to jedyna możliwa reakcja na frustrację. Mit ten prowadzi do przekonania, że nie ma innego wyjścia niż wpaść we wściekłość, gdy coś idzie nie po naszej myśli. Ta książka pokaże ci, że istnieje wiele innych sposobów reakcji i radzenia sobie, kiedy doświadczasz frustracji, bo twoje potrzeby nie zostały zaspokojone.
Mit 4. Zdrowo jest odreagować złość
Obserwowane dzisiaj niezrozumienie natury złości w dużej mierze ma swoje początki w pracach Zygmunta Freuda i jego następców. Opisując swoje poglądy na procesy psychologiczne, Freud chętnie posługiwał się metaforami. Uważał je za przydatne pomoce ułatwiające zrozumienie, choć jednocześnie ostrzegał, że nie powinny być traktowane jak ustalone fakty. Z niecierpliwością oczekiwał na odkrycie mechanizmu psychologicznego, który potwierdzi jego założenia. Niestety, wielu uczniów Freuda brało jego metafory za opis rzeczywistości, w efekcie czego zaczęły one żyć własnym życiem.
Jedną z takich metafor było porównanie psychiki do mechanizmu hydraulicznego. Freud określał libido jako źródło energii napędzającej wewnętrzne konflikty pomiędzy id, ego i superego. Jeśli ta energia zostanie zablokowana lub stłumiona, wtedy znajduje alternatywne drogi ekspresji albo ostatecznie przelewa się z tego hipotetycznego „zbiornika” i zalewa cały system. Podobnie Freud opisywał represję: jako nieświadomy proces „tamowania”, który trzyma groźną zawartość podświadomości z daleka od świadomości, stając się przy okazji przyczyną wielu neurotycznych symptomów.
Mimo że psychoanaliza powstała, aby łagodzić neurotyczne symptomy, wywodząc stłumione treści na światło dzienne, Freud wcale nie uważał, że tłumienie agresywnych instynktów jest niepożądane. Przeciwnie: wierzył, że represja i sublimacja są konieczne dla przetrwania społeczeństwa jako całości. Byłby wstrząśnięty, gdyby się dowiedział, że jego teorie wykorzystuje się, jako uzasadnienie dzisiejszych zaleceń, żeby „wyrzucić to z siebie”.
Teoria katharsis jest prawdopodobnie najlepiej znaną teorią na temat obniżania poziomu agresji. Również ona wywodzi się z pracy Freuda (we współpracy z J. Breuerem), który za jej pomocą próbował wyjaśnić, dlaczego agresywne popędy relatywnie rzadko prowadzą do przemocy w działaniu. Według tej teorii, katharsis to sposób na opróżnienie zbiorników emocjonalnych (tak jak w modelu hydraulicznym) na wiele różnych sposobów. Lista możliwych sposobów na oczyszczenie obejmuje: fantazje, łzy, ostre słowa, niszczenie przedmiotów.
W ciągu ostatnich dwudziestu lat powstało wiele nowych szkół i teorii psychologicznych. Dla wielu z nich – od terapii grupowych wzajemnego zaufania do „pierwotnego krzyku” Janova – wspólne jest przekonanie, że tłumienie uczuć jest niezdrowe. Leonard Berkowitz nazywał zwolenników tego poglądu „wentylacjonistami”. Wielu terapeutów z tego nurtu podpisałoby się pod słowami Adelaidy Bry:
Widziałam, jak stłumiony gniew zaognia się w umyśle i ciele człowieka, powodując zarówno emocjonalne jak i fizyczne dolegliwości; jak zakrada się pomiędzy męża i żonę, pomiędzy przyjaciół, niszcząc wszystkie ciepłe uczucia, które ich początkowo połączyły; jak zatruwa relacje w pracy, szkole, zabawie, miłości i we wszystkich aspektach życia (Bry 1976).
Następnie Bry wylicza zalety wyrażania złości, a wśród nich: poprawę samopoczucia, nadanie głębszego znaczenia i większej autentyczności relacjom międzyludzkim, zmniejszenie zarówno fizycznego jak i emocjonalnego stresu, i wreszcie zaostrzenie apetytu seksualnego.
Tego rodzaju przekonania nie mogą być lekceważone jako skrajne w środowisku psychologicznym. Znany psychoanalityk Theodore Isaac Rubin w swojej Księdze gniewu3 przedstawia podobny punkt widzenia. Przesłanie książki składa się z wielu podobnych punktów.
• Wyrażanie gniewu jest sposobem na lepszą i zdrowszą komunikację z innymi.
• Wyrażenie gniewu daje pozytywne „uczucie oczyszczenia” i zwiększa poczucie własnej wartości.
• Celem „ciepłego, zdrowego gniewu” jest oczyszczenie atmosfery i – w razie konieczności – wprowadzenie zmian i naprawienie błędów.
Także poza środowiskiem psychologów dominuje ogólne przekonanie, że wyrażanie uczuć czy „upuszczanie pary” przynosi korzyści. Jednak podsumowawszy najważniejsze badania nad złością, Carol Tavris (1989) zauważyła, że ludzie najbardziej skłonni do „upuszczania pary” nie stają się przez to mniej nerwowi. Przeciwnie: jeszcze silniej odczuwają złość. Co więcej, w gniew wpadają także osoby, wobec których te wybuchy złości były skierowane. W typowym przykładzie „wyrzucania z siebie złości” w czasie kłótni małżeńskiej można zaobserwować następujące fazy: wydarzenie, które prowadzi do kłótni, wybuch złości, wykrzyczenie argumentów, krzyki lub płacz, apogeum kłótni (w czasie którego może dojść do rękoczynów), wreszcie wyczerpanie, po którym przychodzi czas na wycofanie lub przeprosiny. Scenariusz ten jest odgrywany do znudzenia w milionach domów i nie prowadzi do żadnego wyraźnego obniżenia poziomu złości.
Jack Hokanson (1970) poświęcił ostatnie dwadzieścia lat na rozległe badania teorii katharsis. Początkowo doszedł do wniosku, że agresja prowadzi do rozładowania napięcia (ponieważ obniża ciśnienie krwi), jednak jedynie wówczas, gdy obiektem agresji jest osoba równa agresorowi. Wyrażanie złości wobec osoby stojącej wyżej w hierarchii wywoływało niepokój, nadając tym samym złości nowy wymiar, a nie obniżając jej poziom. W serii powiązanych eksperymentów, Hokanson odkrył że agresja wywoływała katharsis u rozzłoszczonych mężczyzn, a u kobiet w podobnej sytuacji lepiej sprawdzała się życzliwość. Nawet jeśli kobiety kierowały swoją złość na osobę zajmującą w hierarchii tę samą pozycję, okazywało się to dla nich równie stresujące, jak dla mężczyzn agresywne zachowanie w stosunku do osoby stojącej wyżej.
Odkrycie to spowodowało, że Hokanson zaczął się zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście katharsis jest naturalną konsekwencją złości, czy też może wyuczoną reakcją. W kolejnej serii eksperymentów połączył w pary studentów tej samej płci i w tym samym wieku, a następnie stawiał ich w sytuacji, w której mogli nawzajem siebie nagradzać albo razić prądem. Badani mężczyźni najczęściej odpowiadali na porażenie prądem, także rażąc prądem, co przynosiło im katartyczną ulgę. Natomiast kobiety odpowiadały przyjazną reakcją, również doświadczając przy tym katartycznej ulgi. Ulga ta w obu wypadkach była mierzona za pomocą przyrządów rejestrujących reakcje fizjologiczne, do których podłączono badane osoby.
Eksperyment ten miał ciąg dalszy. W drugiej fazie mężczyźni byli nagradzani za każdym razem, kiedy odpowiadali przyjazną reakcją na porażenie prądem. Kobiety natomiast były nagradzane za każdą agresywną reakcję. Proces nauki nowych reakcji przebiegał błyskawicznie: wkrótce tradycyjne sposoby reagowania dla mężczyzn i kobiet odwróciły się. Kobiety wykazywały obniżone ciśnienie krwi, kiedy reagowały agresywnie, podczas gdy mężczyźni doznawali katharsis po własnym przyjaznym zachowaniu.
Seymour Feshbach (1956) dał grupie nieagresywnych chłopców kojarzące się z agresją zabawki i pozwolił im szaleć do woli. Po skończonej zabawie chłopcy zamiast zachowywać się w mniej agresywny sposób, co byłoby zgodne z teorią katharsis, wykazywali więcej agresywnych i destrukcyjnych zachowań niż wcześniej. Podobne zasady rządzące złością i agresją zaobserwowano u dorosłych w badaniach przeprowadzonych przez Murraya Strausa (1974). Dowiodły one, że pary, które krzyczą na siebie podczas kłótni, odczuwają później większą, a nie mniejszą złość.
Krzyki, a nawet zwykłe werbalizowanie emocji, nie łagodzą ich siły. Przeciwnie: działają jak rodzaj treningu, który przygotowuje nas do podobnych zachowań w przyszłości. Ebbesen, Duncan i Konecni (1975) przeprowadzili rozmowy z osobami, które zostały wydalone z pracy nad projektem kosmonautycznym, porównując je z grupą osób, które w tym samym czasie same wycofały się z projektu. Wykazali, że osoby, które dały upust swojej złości podczas wspomnianych rozmów, wcale nie odczuły ulgi. Mężczyźni, którzy zajęli stanowisko pełne złości, w późniejszym czasie byli jeszcze bardziej wrogo nastawieni do firmy, która ich zwolniła.
Analiza kolejnych badań przekonała Tavris (1982), że dawanie upustu złości może tylko ugruntowywać agresywną postawę. Zostało to potwierdzone nawet u dzieci: zachęcane do wyrażania złości wobec innego dziecka, które zdenerwowało je podczas eksperymentu, wykazywały później mniejszą sympatię wobec niego niż te, którym nie pozwolono na wyrażanie złości (Mallick i McCandles 1966). Podobnie studenci dłużej pozostawali zagniewani na kogoś, kto wywołał ich irytację, jeśli pozwolono im otwarcie wyrazić swoje uczucia (Kahn 1966).
Badania eksperymentalne konsekwentnie wskazują na to, że popularne sposoby na radzenie sobie ze złością, takie jak „wyrzucanie” jej z siebie, nie tylko nie działają, ale wręcz mogą prowadzić do eskalacji. Wydaje się, że jest dokładnie odwrotnie niż się powszechnie zakłada: wyrażanie gniewu tylko rozbudza i utrwala agresję.
Zdarzają się oczywiście wyjątki. Ofiara kazirodztwa, która ma szansę skonfrontować się ze swoim prześladowcą, może doświadczyć prawdziwej satysfakcji, jeśli wyrazi swą złość. Jednak oczyszczające doświadczenia tego typu nie przynoszą ulgi dlatego, że psychiczny zbiornik emocji zostaje opróżniony, ale raczej w następstwie stawienia czoła realnej sytuacji, na którą składa się doświadczenie konfliktu, niesprawiedliwości, przymusu i tym podobnych.
Przekonanie, że złość i przemoc są nieuniknione, jest dla wielu osób atrakcyjne, ponieważ pozwala usprawiedliwiać własne agresywne zachowania. Wiara w cztery mity na temat złości sprawia, że można postrzegać złość i przemoc jako zachowania nie tylko naturalne, ale nawet zdrowe.
W rzeczywistości jest jednak dokładnie odwrotnie: złość jest kwestią wyboru. Znacznie bardziej niż biochemiczne procesy i genetyczne dziedzictwo, determinują ją nasze myśli i przekonania. „Wyrzucanie z siebie” złości rzadko prowadzi do rzeczywistej ulgi czy trwałego poczucia oczyszczenia. Jej skutkiem jest raczej jeszcze większa złość, napięcie i stres.
Stella stoi w kolejce w banku. Jest godzina 13.20, a ona za dziesięć minut powinna być z powrotem w biurze. Zdążyłaby, gdyby kolejka posuwała się szybciej. Niestety, sytuacja nie wygląda dobrze. Dwoje z pięciorga kasjerów zamyka okienka. „Jak oni mogą robić sobie przerwę akurat teraz, kiedy ludzie czekają?” – myśli Stella. Jeden z klientów kupuje czeki podróżne.
- Dlaczego nie ma specjalnego okienka do obsługi tego typu transakcji? – Stella zadaje to pytanie osobie stojącej za nią w kolejce.
Klient powoli podpisuje każdy czek, wesoło opowiadając o swoich nadchodzących wakacjach.
- Kogo obchodzi Floryda w kwietniu? Po prostu podpisz te cholerne czeki i spadaj, na miłość boską! – mruczy Stella pod nosem. Niecierpliwie zaczyna bawić się zatrzaskiem od torebki, otwierając ją i zamykając.
- To może trwać cały dzień! – wzdycha ze złością.