Kiedy złość rani. Jak uciszyć wewnętrzne burze? - Dr Matthew McKay, Peter Rogers, Judith McKay - ebook

Kiedy złość rani. Jak uciszyć wewnętrzne burze? ebook

Matthew McKay, Peter Rogers, Judith McKay

4,4

Opis

Złość jest odpowiedzią na stres i frustrację. Wyrzucanie jej z siebie przejściowo pomaga pokonać poczucie bezradności, jednak niszczy relacje z innymi ludźmi i na dłuższą metę powoduje jeszcze większe napięcie i stres. To błędne koło.

Złości można się oduczyć, choć wymaga to czasu. Niniejsza książka jest skierowana do osób, które chciałyby zmniejszyć ilość agresji w swoim życiu rodzinnym i zawodowym oraz nauczyć się asertywnego wyrażania emocji. Autorzy, doświadczeni psychologowie, pomagają w opanowaniu skutecznych umiejętności kontrolowania złości i technik redukowania napięcia.

● Złość jest kwestią wyboru. Zależy przede wszystkim od naszego myślenia.

● Wyrzucanie z siebie złości rzadko przynosi prawdziwą ulgę. Jego skutkiem jest jeszcze większe napięcie i złość.

● Złość dużo kosztuje: niszczy relacje z bliskimi, staje się źródłem poczucia winy, ma poważne konsekwencje dla zdrowia.

● Złość nie czyni silnym i bezpiecznym, ale wystawia na ataki innych. Złość rodzi złość.

● Można nauczyć się żyć bez złości i żyć zdrowiej.

 

Mathew McKay, Peter D. Rogers, Judith McKay to zespół psychologów z wieloletnią praktyką terapeutyczną. Mają na swoim koncie liczne książki poradnikowe, m.in.: Kiedy twoja złość krzywdzi dziecko (Wydaw. MiND 2012), Sztuka skutecznego porozumiewania się (GWP 2001), Kiedy złość niszczy twój związek (GWP 2003), Poczucie własnej wartości (Rebis 2003), Nastolatki i narkotyki (GWP 2007).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 440

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (27 ocen)
15
7
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bozanka

Nie oderwiesz się od lektury

oceniam tę książkę maksymalnie dobrze. to jest naprawdę kompendium wiedzy o sposobach radzenia sobie ze swoją złością. większość autorów rozciąga diagnozę przykłady i ględzi ględzi ględzi tu podane są praktyczne sposoby radzenia sobie wysłuchałam tej książki w formie audiobooka jednak uznałam że muszę ją mieć w formie papierowej gdyż zawarte tu RECEPTY są zbyt cenne aby za chwilę je zapomnieć Nie mam potrzeby szukać innych książek to jest moja pierwsza książka na ten temat i od razu trafiona w samo sedno SUPER!
20
Pokrzywa89

Całkiem niezła

Dużo wartościowej wiedzy, ale nie do szybkiego przeczytania. Raczej do refleksji i stopniowego wyprowadzania zmian w swoich reakcjach.
10
kmbud

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja
10

Popularność



Podobne


Tytuł ory­gi­nału

WHEN AN­GER HURTS. QU­IE­TING THE STORM WI­THIN

Pro­jekt gra­ficz­ny i okładka

KA­RO­LI­NA TOL­KA

© Co­py­ri­ght 2003 by Mat­thew McKay, PhD, Ju­dith McKay and Pe­ter D. Ro­gers, and New Har­bin­ger Pu­bli­ca­tions, 5674 Shat­tuck Ave­nue, Oakland, CA 94609

© Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion and trans­la­tion by Wy­daw­nic­two MiND, 2014

ISBN 978-83-62445-46-2

Wy­daw­nic­two MiND

ul. Sar­nia 21

05-807 Pod­ko­wa Leśna

tel./fax 22 729 02 82

tel. 505 455 151

www.wy­daw­nic­two­mind.pl

mind@wy­daw­nic­two­mind.pl

Wy­da­nie pierw­sze

Skład i łama­nie: Ma­te­usz Sta­szek

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Na­szym dzie­ciom:

Da­nie, No­aho­wi, Jor­da­no­wi i Re­be­ce,

Élan i Bec­ky

PRZED­MO­WA DO WY­DA­NIA DRU­GIE­GO

Pierw­sze wy­da­nie tej książki sprze­da­no w licz­bie dwu­stu pięćdzie­sięciu tysięcy eg­zem­pla­rzy. Książka jest wy­ko­rzy­sty­wa­na w po­rad­niach i na warsz­ta­tach kon­tro­li agre­sji na całym świe­cie. Set­ki te­ra­peutów re­gu­lar­nie po­le­cają ją swo­im klien­tom, tysiące czy­tel­ników od­kryło ją i kupiło w na­dziei, że pomoże zmie­nić ich życie.

W ciągu czter­na­stu lat od uka­za­nia się pierw­sze­go wy­da­nia do­tarło do nas mnóstwo opi­nii i je­steśmy za­szczy­ce­ni, do­wia­dując się, że przy­dała się tak wie­lu lu­dziom. Jed­nak w tym cza­sie wie­le się zmie­niło. Nowe ba­da­nia, zwłasz­cza pra­ce Jer­ry’ego Def­fen­ba­che­ra, wska­zały spo­so­by efek­tyw­niej­szej te­ra­pii. Wszyst­ko to zna­lazło się w obec­nym wy­da­niu w no­wych roz­działach poświęco­nych kon­tro­li złości, uod­por­nia­niu na złość, roz­wiązy­wa­niu pro­blemów, sza­co­wa­niu kosztów złości oraz agre­sji.

Je­steśmy prze­ko­na­ni, że lek­tu­ra dru­giej, znacz­nie ulep­szo­nej wer­sji na­szej książki będzie dla czy­tel­ników okazją do opa­no­wa­nia klu­czo­wych umiejętności, które po­zwolą im zmie­nić ich życie. W tej książce jest wszyst­ko, cze­go po­trze­bu­jesz, aby prze­kształcić długo­let­nie na­wy­ki związane ze złością. Chcie­li­byśmy po­dziękować le­ka­rzom i te­ra­peu­tom, którzy ko­rzy­sta­li z niej do tej pory. Obie­cu­je­my, że ni­niej­sze wy­da­nie okaże się jesz­cze bar­dziej po­moc­ne i sku­tecz­ne. Tym z was, którzy sty­kają się z naszą książką po raz pierw­szy, pro­po­nu­je­my prze­pra­co­wa­nie za­war­te­go w niej pro­gra­mu. Wy­ko­ny­wa­nie za­le­ca­nych ćwi­czeń będzie oczy­wiście wy­ma­gało cza­su i ener­gii, jed­nak na ko­niec przyj­dzie na­gro­da w po­sta­ci sil­niej­szych, zdrow­szych i cie­plej­szych re­la­cji z ludźmi. Dla ta­kiej na­gro­dy war­to podjąć ten wysiłek.

Dr Mat­thew McKay

1. JAK KO­RZY­STAĆ Z TEJ KSIĄŻKI?

Złość bar­dzo dużo kosz­tu­je. Działanie pod wpływem im­pul­su, który jesz­cze przed chwilą wy­da­wał się tak właściwy i uza­sad­nio­ny, sta­je się źródłem po­czu­cia winy i żalu. To, czym się obu­rza­liśmy, bled­nie i zo­stają tyl­ko bli­zny, zra­nio­ne uczu­cia i po­czu­cie wy­ob­co­wa­nia.

Jeśli często się złościsz, może to mieć ne­ga­tyw­ny wpływ na two­je re­la­cje z in­ny­mi ludźmi. Małżeństwo sta­je się po­lem mi­no­wym: dy­stans między tobą a współmałżon­kiem rośnie, mur pomiędzy wami sta­je się co­raz grub­szy. Two­je dzie­ci, choć wy­dają się twar­de i har­de, w środ­ku czują się nic nie­war­te. Współpra­cow­ni­cy od­su­wają się od cie­bie albo sa­bo­tują two­je działania, a szef co­raz częściej cię kry­ty­ku­je. Przy­jaźnie nasiąkają go­ryczą.

Złość nie po­zo­sta­je także bez wpływu na zdro­wie. Po­twier­dzają to re­zul­ta­ty długo­let­nich badań: pod­czas jed­ne­go z nich zmie­rzo­no po­ziom agre­sji w gru­pie stu­dentów pra­wa, a po dwu­dzie­stu pięciu la­tach oka­zało się, że spośród ba­da­nych, którzy zna­leźli się w jed­nej czwar­tej naj­bar­dziej złoszczących się osób, dwa­dzieścia pro­cent już nie żyło; tym­cza­sem spośród osób, które zna­lazły się w jed­nej czwar­tej naj­mniej agre­syw­nych ba­da­nych, zmarło je­dy­nie pięć pro­cent1. Chro­nicz­na złość nisz­czy two­je ciało i zwiększa ry­zy­ko śmier­ci z nie­mal każdego po­wo­du.

Kie­dy złość rani?

Na­sza książka jest skie­ro­wa­na do osób za­nie­po­ko­jo­nych własną złością i zmęczo­nych jej emo­cjo­nal­ny­mi i fi­zycz­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi. Jest to książka dla tych, którzy życzą so­bie mniej agre­sji w swo­ich związkach i chcą na­uczyć się lep­szych spo­sobów wyrażania emo­cji i roz­wiązy­wa­nia pro­blemów.

Zbu­do­wa­liśmy ją jak podręcznik, co ozna­cza, że cze­ka cię dużo pra­cy. Nie za­czniesz kon­tro­lo­wać złości bez opa­no­wa­nia pew­nych pod­sta­wo­wych tech­nik. Jeśli ogra­ni­czysz się tyl­ko do sa­mej lek­tu­ry – roz­cza­ru­jesz się. Nic w two­im życiu się nie zmie­ni.

Praw­dzi­wa zmia­na w przeżywa­niu i wyrażaniu złości może nastąpić je­dy­nie po­przez ćwi­cze­nie i wypróbo­wy­wa­nie różnych tech­nik. Nie­ważne, czy chcesz na­uczyć się obniżania po­zio­mu stre­su czy kon­tro­lo­wa­nia myśli-za­pal­ników, które ni­czym iskry wznie­cają twoją złość – ta książka pomoże ci je­dy­nie wte­dy, gdy opa­nu­jesz za­war­ty w niej ma­te­riał, a następnie będziesz wcie­lać go w życie.

U m i e j ę t n o ś c i,  k t ó r e   o p a n u j e s z: 

• Umiejętność kon­tro­li de­struk­cyj­nych wy­buchów złości, a co za tym idzie, szan­sa na ochronę i od­bu­do­wa­nie nad­werężonych re­la­cji.

• Osłabie­nie często­tli­wości i siły fi­zjo­lo­gicz­nej re­ak­cji na złość. Wie­le da­nych na­uko­wych wska­zu­je na to, że złość nisz­czy zdro­wie (patrz roz­dział 3). Im mniej złości, tym dłuższe życie.

• Zmia­na prze­ko­nań, założeń i po­staw od­po­wie­dzial­nych za chro­niczną złość. Gdy na­uczysz się prze­kształcać myśli wy­zwa­lające złość, od­kry­jesz, że co­raz mniej rze­czy wy­pro­wa­dza cię z równo­wa­gi.

• Umiejętność roz­po­zna­wa­nia po­trzeb, które kryją się za twoją złością. Jeśli wiesz, gdzie leży pro­blem, za­miast się złościć, możesz od razu przejść do po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji, które służą jego roz­wiąza­niu.

• Umiejętność sku­tecz­ne­go ra­dze­nia so­bie ze stre­sem. Za­miast eks­plo­do­wać, gdy stres prze­kra­cza próg two­jej wy­trzy­małości, możesz na­uczyć się wy­ko­rzy­sty­wać tech­ni­ki re­lak­sa­cyj­ne.

• Większa sku­tecz­ność w spełnia­niu własnych po­trzeb. Two­ja złość wywołuje u in­nych opór i urazę. Być może uda ci się w ten sposób wy­mu­sić krótko­tr­wałą współpracę, ale na dłuższą metę lu­dzie będą igno­ro­wać two­je po­trzeby, a cie­bie sa­me­go uni­kać. Narzędzia roz­wiązy­wa­nia pro­blemów i komuni­kacji po­mogą ci osiągać two­je cele bez ucie­ka­nia się do złości.

Kie­dy złość po­ma­ga?

Złość w niektórych sy­tu­acjach spełnia pożyteczną funkcję. Jest sy­gnałem ostrze­gaw­czym, który mówi nam, że coś jest nie w porządku. Po­dob­nie jak ból fi­zycz­ny może być ostrzeżeniem („Ten pie­kar­nik jest gorący, na­tych­miast cof­nij rękę!”), tak złość ostrze­ga nas przed grożącym ura­zem psy­chicz­nym. Może także do­star­czyć nam ener­gii ko­niecz­nej do sta­wie­nia czoła emo­cjo­nal­nym lub fi­zycz­nym za­grożeniom.

Być może naj­bar­dziej oczy­wistą sy­tu­acją, kie­dy złość może być po­moc­na, jest sy­tu­acja  f i z y c z n e g o   z a g r o ż e n i a  lub wręcz  f i z y c z n y   a t a k . Złość po­tra­fi nas wte­dy zmo­bi­li­zo­wać do obro­ny lub uciecz­ki.

Kil­ka lat temu Iris, miesz­kan­ka No­we­go Jor­ku, wra­cała sama z te­atru. Na­gle usłyszała za sobą kro­ki. Oczy­wiście, prze­stra­szyła się, ale za­raz po­tem po­czuła gniew na myśl, że mogłaby stać się ofiarą ata­ku. Zwol­niła. Gdy usłyszała, że po­ten­cjal­ny prześla­dow­ca zbliża się do niej, odwróciła się i z całej siły krzyknęła: „Spie­przaj gno­ju, bo za­biję!”. Nie­doszły na­past­nik uciekł.

Złość może być także właściwą re­akcją, gdy ktoś  n a r u s z a   n a s z e   g r a n i c e . Na przykład, szef pro­si nas często o zro­bie­nie kawy, mimo że usługi kel­ner­skie nie należą do na­szych obo­wiązków za­wo­do­wych, albo ocze­ku­je nie­odpłat­nej pra­cy po go­dzi­nach. Na­sze oso­bi­ste gra­ni­ce mogą też na­ru­szać krew­ni lub przy­ja­cie­le, którzy wpa­dają do nas bez za­po­wie­dzi, sąsiad, który sta­le coś pożycza, albo ko­cha­nek żądający ta­kie­go ro­dza­ju sek­su­al­nej ak­tyw­ności, który wy­da­je nam się od­py­chający.

Złość może pomóc zmo­bi­li­zo­wać siły ko­niecz­ne do usta­le­nia od­po­wied­nich gra­nic. Nie mu­si­my w tym celu za­cho­wy­wać się wro­go i agre­syw­nie wo­bec sze­fa. Możemy na­uczyć się być aser­tyw­nym. W życiu oso­bi­stym gniew może nam pomóc usta­lać gra­nice i ze­brać siły, aby od­pie­rać żąda­nia, które im za­grażają.

Wie­le osób ma także pro­blem z kwe­stią  s e p a r a c j i   i   a u t o n o m i i . Niektóre dzie­ci większość życia spędzają w cie­niu swo­ich natrętnych lub agre­syw­nych ro­dziców. Na­wet jeśli ta­kie dziec­ko myśli, że udało mu się wy­rwać i uciec w małżeństwo i własną ro­dzinę, ro­dzice da­lej in­ge­rują w jego życie.

Pen­ny wraz z mężem i nowo na­ro­dzo­nym dziec­kiem prze­nieśli się na dru­gi ko­niec kra­ju, myśląc, że w ten sposób za­pew­nią so­bie nie­za­leżność od ro­dziców. Nic z tego. Zaczęły się co­ty­go­dnio­we przesłucha­nia przez te­le­fon i ciągła kry­ty­ka. Po nich przyszły przedłużające się od­wie­dzi­ny, pod­czas których mat­ka Pen­ny przej­mo­wała kon­trolę nad ich życiem. Wresz­cie Pen­ny, wspie­ra­na przez męża, zde­cy­do­wała się za­ry­zy­ko­wać i stanęła do kon­fron­ta­cji z matką. Nie krzy­czała i nie awan­tu­ro­wała się, ale jej kon­trolowany gniew pomógł za­ko­mu­ni­ko­wać mat­ce, że chce wy­cho­wy­wać swo­je dziec­ko na swój sposób. Mat­ka po­czuła się zra­nio­na i zła. Jed­nak w końcu na­uczyła się trak­to­wać własną córkę jak odrębną istotę.

Wiek na­sto­let­ni to burz­li­wy czas próby dla wszyst­kich. Ri­chard był całkiem „do­brym” chłopcem. Gdy do­stał się do szkoły śred­niej, za­miast imie­nia zaczął używać prze­zwi­ska Gan­di (od Gan­dalf) i jego ro­dzi­ce za­uważyli, że się zmie­nił. Na­gle miał własne zda­nie na różne te­ma­ty i głośno je wyrażał. Otwar­cie kry­ty­ko­wał pre­zy­den­ta i rzu­cał po­gar­dli­we uwa­gi na te­mat ka­pi­ta­li­zmu. Gdy jego re­pu­bli­kańscy ro­dzi­ce wyrażali sprze­ciw wo­bec tych prze­ko­nań, pierwszą re­akcją chłopa­ka było posępne wy­co­fa­nie się. Po­tem jed­nak gniew dodał mu sił i ze­brał się na od­wagę. Po­sta­wił się ro­dzi­com, mówiąc: „Mam pra­wo do własnych prze­ko­nań! Daj­cie mi spokój albo będzie­cie mie­li wojnę we własnym domu”. Ro­dzi­ce byli bar­dzo za­sko­cze­ni tym za­cho­wa­niem, ale zde­cy­do­wa­li się dać mu więcej prze­strze­ni.

Chris i San­dy po­zna­li się i za­ko­cha­li. Po sza­lo­nym okre­sie pierw­sze­go za­uro­cze­nia zde­cy­do­wa­li się za­miesz­kać ra­zem. Pierw­sze kil­ka ty­go­dni upłynęło pod zna­kiem wina i róż, jed­nak wkrótce Chris zaczął czuć się jak w więzie­niu. San­dy żądała od nie­go co­raz więcej uwa­gi, Chris czuł, że jej za­bor­czość wy­sy­sa z nie­go całą ener­gię. Doszło do tego, że San­dy cho­dziła za nim wszędzie jak po­rzu­co­ny szcze­niak. Tego już było za wie­le. Złość po­mogła Chri­so­wi po­sta­wić so­lid­ne gra­ni­ce. Osta­tecz­nie para mu­siała się roz­stać. Mimo że związek początko­wo przy­no­sił wie­le do­bre­go obu stro­nom, w końcu oka­zał się dla oboj­ga ogra­ni­czający.

Doświad­cze­nie prze­mo­cy fi­zycz­nej lub sek­su­al­nej w dzie­ciństwie jest jed­nym z naj­trud­niej­szych pro­blemów, z ja­ki­mi można się mie­rzyć. Mo­le­sto­wa­nie sek­su­al­ne przez ro­dzi­ca, dziad­ka, ro­dzeństwo czy sąsia­da to przeżycie niszczące. Równie de­struk­cyj­na może być jed­nak fi­zycz­na prze­moc lub stała prze­moc wer­bal­na. Zo­sta­wia ona w dzie­ciach traumę i ogrom­ne pokłady żalu i złości, które niosą one później w do­rosłość.

Dla osób, które doświad­czyły prze­mo­cy w dzie­ciństwie, zdro­wie­nie ozna­cza zgodę na uczu­cia, które jako dzie­ci wy­parły: ból, poniżenie i po­czu­cie, że coś jest z nimi nie tak. Następnie po­ja­wia się gniew i świa­do­mość, że po­gwałcona zo­stała ich nie­win­ność. Wresz­cie przy­cho­dzi czas na po­czu­cie głębo­kie­go żalu. Jeśli kie­dy­kol­wiek można na­zwać gniew „uza­sad­nio­nym”, „słusznym” lub „właści­wym” – to jest to właśnie naj­lep­szy przykład ta­kiej sy­tu­acji.

Dla ofiar prze­mo­cy przeżycie ka­thar­sis w bez­piecz­nym śro­do­wi­sku stwo­rzo­nym pod­czas te­ra­pii to ko­niecz­ny wa­ru­nek „pójścia da­lej”. Wejście w kon­takt ze złością od­czu­waną przez dziec­ko, które stało się ofiarą, sta­no­wi główny krok w pro­ce­sie zdro­wie­nia.

Złość po­ma­ga prze­zwy­ciężyć strach związany  z   z a b e z p i e c z a n i e m   w ł a s n y c h   p o t r z e b.  Wie­le osób wie­rzy w to, że nie mają pra­wa pro­sić o to, cze­go chcą. Sądzą, że nie zasługują na szczęście. Bez mo­bi­li­zującego efek­tu, jaki daje złość, ta­kie oso­by po pro­stu nig­dy nie zdo­byłyby się na od­wagę za­ko­mu­ni­ko­wa­nia swo­ich po­trzeb.

Przykładem może być Cin­dy. Od za­wsze zno­siła upo­ko­rze­nia, na­wet jako dziec­ko. Ze swo­je­go domu ro­dzin­ne­go wy­niosła prze­kaz za­war­ty w słowach: „Je­steś nie­ważna”.

– Two­ja sio­stra po­trze­bu­je apa­ra­tu na zęby, bo będzie występować w szkol­nym przed­sta­wie­niu. Two­je zęby są w porządku. Co z tego, że są nie­co krzy­we?

– Twój brat idzie do col­le­ge’u, bo jest naj­zdol­niej­szy w na­szej ro­dzi­nie. Ty po­win­naś zna­leźć jakąś pracę, a po­tem wyj­dziesz za mąż.

Któregoś dnia Cin­dy wresz­cie za­wal­czyła o sie­bie. Sku­mu­lo­wa­na złość dodała jej sił i po­mogła w kon­fron­ta­cji z ro­dzi­ca­mi. Głośno za­ko­mu­ni­ko­wała im, że ma dość by­cia za­wsze tą gorszą. Ma dość roli Kop­ciusz­ka. Coś zaczęło się zmie­niać: do­cze­kała się prze­pro­sin ze stro­ny mat­ki, a oj­ciec za­pro­po­no­wał, że zapłaci za książki i cze­sne w lo­kal­nym col­le­ge’u.

Jak ko­rzy­stać z tej książki?

Mimo że złość może służyć ważnym funk­cjom ochro­ny i obro­ny własnej in­te­gral­ności, zbyt często sta­je się narzędziem prze­mo­cy. Chro­nicz­na złość nie czy­ni cię sil­nym i bez­piecz­nym, ale osłabia i wy­sta­wia na ata­ki in­nych. Złość ro­dzi złość. Im więcej krzy­czysz, tym więcej krzy­ku doświad­czysz. Im bar­dziej się wście­kasz, tym więcej wściekłości na­po­tkasz na swej dro­dze.

Są dwa ro­dza­je złości: na sie­bie sa­me­go i na in­nych. Złość na sie­bie sa­me­go wywołuje de­presję i nisz­czy po­czu­cie własnej war­tości. W na­szej książce tym ro­dza­jem złości się nie zaj­mu­je­my. Jest ona poświęcona złości na in­nych. Znaj­dziesz w niej po­moc zarówno, jeśli masz skłonności do wy­buchów gnie­wu, jak i do ci­chej fu­rii.

W roz­działach od dru­gie­go do piątego za­war­liśmy pod­sta­wo­we in­for­ma­cje na te­mat tego, czym jest, a czym nie jest złość, i z ja­ki­mi fi­zycz­ny­mi i in­ter­per­so­nal­ny­mi kosz­ta­mi się wiąże. Roz­dział szósty tłuma­czy, że złość jest  z a w s z e   r e z u l t a t e m   w y b o r u.  Można ją kon­tro­lo­wać po­przez kon­trolę myśli-za­pal­ników, które wy­zwa­lają wy­bu­chy złości. Roz­dział siódmy do­ty­czy kwe­stii od­po­wie­dzial­ności. Dla oso­by nie­sio­nej złością za­wsze ktoś inny po­no­si od­po­wie­dzial­ność za jej cier­pie­nie. Kon­tro­lo­wa­nie złości ozna­cza przyjęcie od­po­wie­dzial­ności za  w s z y s t k o,  co nas stre­su­je, rani i fru­stru­je. Roz­działy od ósme­go do sie­dem­na­ste­go są poświęcone wy­pra­co­wy­wa­niu kon­kret­nych umiejętności kon­tro­li złości. Ważne jest, aby rady za­war­te w tych roz­działach wpro­wa­dzać w życie, a nie tyl­ko o nich czy­tać. Zachęcamy do wy­ko­ny­wa­nia ćwi­czeń, wypróbo­wy­wa­nia tech­nik, zo­rien­to­wa­nia się, co naj­le­piej spraw­dza się w two­im życiu.

Dzien­nik Złości

W na­szej książce za­le­ca­my pro­wa­dze­nie Dzien­ni­ka Złości. Będzie­my uczyć do­strze­ga­nia i no­to­wa­nia w nim różnych aspektów złości. Po­pro­si­my cię, na przykład, o mo­ni­to­ro­wa­nie chro­nicz­ne­go napięcia w two­im cie­le oraz fi­zjo­lo­gicz­nych re­ak­cji na stres. Dzien­nik pomoże ci zo­rien­to­wać się, prze­ciw­ko cze­mu lub komu najczęściej kie­ru­je się two­ja złość. Na­uczysz się do­strze­gać bodźce pro­wadzące do wy­buchów złości.

Dzien­nik jest ważny. Dzięki nie­mu na­sza książka okaże się po­moc­na w two­jej kon­kret­nej sy­tu­acji. Za­miast tyl­ko pa­syw­nie czy­tać o stre­sie, do­wiesz się więcej na te­mat napięcia w two­im cie­le. Za­miast pochłaniać abs­trak­cyj­ne teo­rie i po­mysły, zo­rien­tu­jesz się, ja­kie myśli wznie­cają twój gniew i z ja­ki­mi sy­tu­acja­mi się wiążą.

Kon­tro­lo­wa­nie złości to ak­tyw­ny pro­ces. Naj­wyższy czas go roz­począć. Kup so­bie no­tes i połóż go na biur­ku albo na sto­li­ku noc­nym (tam, gdzie będzie pod ręką). Od dziś aż do mo­men­tu, kie­dy przej­dziesz wszyst­kie roz­działy na­szej książki, no­tuj następujące fak­ty.

1. Jak często od­czu­wałeś złość w ciągu ostat­nich dwu­dzie­stu czte­rech go­dzin?

2. Jak bar­dzo zde­ner­wo­wa­ny czułeś się w mo­men­cie naj­sil­niej­szej złości (w ciągu ostat­nich dwu­dzie­stu czte­rech go­dzin)? Określ po­ziom swo­je­go zde­ner­wo­wa­nia w ska­li od 1 do 10, gdzie mi­ni­mal­ne zde­ner­wo­wa­nie to 1, a 10 ozna­cza naj­większą złość, jaką kie­dy­kol­wiek czułeś.

3. Jak agre­syw­ne było two­je za­cho­wa­nie w mo­men­cie naj­wyższe­go po­zio­mu złości (w ciągu ostat­nich dwu­dzie­stu czte­rech go­dzin)? Po­now­nie użyj ska­li od 1 do 10, gdzie 1 ozna­cza mi­ni­malną agresję, a 10 to naj­bar­dziej agre­syw­ne za­cho­wa­nie, ja­kie kie­dy­kol­wiek u sie­bie za­ob­ser­wo­wałeś.

Ty­po­wy wpis w ta­kim Dzien­ni­ku może wyglądać następująco:

04.12. – 4 razy: po­ziom zde­ner­wo­wa­nia 6; po­ziom agre­sji 2.

05.12. – 5 razy; po­ziom zde­ner­wo­wa­nia 7; po­ziom agre­sji 5.

Mo­ni­to­rując w ten sposób własną złość, możesz wie­le do­wie­dzieć się na swój te­mat. Pro­wa­dze­nie Dzien­ni­ka będzie też in­stru­men­tem mie­rze­nia postępów w na­uce kon­tro­li złości. Z cza­sem zo­ba­czysz, jak zmie­nia się często­tli­wość i in­ten­syw­ność przeżywa­nia złości. Możliwość ob­ser­wo­wa­nia własnych postępów mo­ty­wu­je do dal­szej pra­cy nad sobą.

2. MITY NA TE­MAT ZŁOŚCI

Gniew, ów szek­spi­row­ski „ogier ogni­sty”2, to uczu­cie po­dzi­wia­ne i potępia­ne jed­no­cześnie – głównie jed­nak nie­ro­zu­mia­ne. Tho­mas Ful­ler na­zy­wał go „ener­gią du­szy”. W Księdze Ko­he­le­ta znaj­dzie­my ostrzeżenie, że „prze­by­wa w pier­si głupców”.

Czy kie­dy­kol­wiek zda­rzyło ci się wy­buchnąć złością, a przy­ja­ciel za­pew­nił cię, że „do­brze, że to z sie­bie wy­rzu­ciłeś”? A może te­ra­peu­ta po­ra­dził ci, byś nie tłumił uczuć? Czy miałeś cza­sem wrażenie, że atak złości jest nie do unik­nięcia i le­piej „upuścić nie­co pary”? To częste doświad­cze­nie wie­lu lu­dzi. Jed­nak te sze­ro­ko roz­po­wszech­nio­ne prze­ko­na­nia na te­mat złości, które po­dzie­lają na­wet niektóre oso­by za­wo­do­wo zaj­mujące się zdro­wiem psy­chicz­nym, oka­zują się, mówiąc najkrócej, błędne. W tym roz­dzia­le przyj­rzy­my się czte­rem pod­sta­wo­wym mi­tom na te­mat złości i opi­sze­my niektóre ak­tu­al­ne ba­da­nia, które je pod­ważają.

M i t y   n a   t e m a t   z ł o ś c i 

1. Złość jest zde­ter­mi­no­wa­na pro­ce­sa­mi bio­che­micz­ny­mi za­chodzącymi w na­szym or­ga­ni­zmie.

2. Złość i agre­sja to in­stynk­tow­ne re­ak­cje i za­cho­wa­nia lu­dzi.

3. Fru­stra­cja ro­dzi agresję.

4. Zdro­wo jest po­zwo­lić so­bie na wy­buch złości.

Każdy z tych mitów pro­wa­dzi nas do nieszczęsne­go wnio­sku, że złość i agre­sja to  n i e o d z o w n e  ele­men­ty życia człowie­ka. Su­ge­rują one, że złość sta­no­wi bio­lo­gicz­ne przy­sto­so­wa­nie do życia i że nie ma przed nią uciecz­ki. W zgo­dzie z tym psy­cho­lo­go­wie przez całe lata nie tyl­ko zachęcali lu­dzi do wyrażania złości, ale wręcz ich za to chwa­li­li. Zakłada­li, że złość jest dla lu­dzi czymś na­tu­ral­nym. Do dziś wma­wia się nam, że „wy­rzu­ca­nie” z sie­bie złości to naj­lep­sza dro­ga do zdro­wia psy­chicz­ne­go.

Praw­da jest jed­nak taka, że złość rzad­ko bywa nie­unik­nio­na i równie rzad­ko po­trzeb­na. Jed­nak nie wy­bie­gaj­my za­nad­to do przo­du w na­szej opo­wieści. Przyj­rzyj­my się po ko­lei powyższym mi­tom.

Mit 1. Złość jest zde­ter­mi­no­wa­na bio­lo­gicz­nie

Jest to po­wszech­ne prze­ko­na­nie, żywio­ne zwłasz­cza przez śro­do­wi­ska bio­me­dycz­ne. Twier­dzi się, że złość jest wy­ni­kiem zmian hor­mo­nal­nych lub ak­tyw­ności układu lim­bicz­ne­go (np. pod­wzgórza i ciała mig­dałowa­te­go).

Z ł o ś ć   i   h o r m o n y 

Niektórzy ba­da­cze łączą wy­so­ki po­ziom złości z działaniem hor­mo­nu zwa­ne­go pro­lak­tyną (który sty­mu­lu­je pro­dukcję mle­ka u kar­miących ko­biet). Kel­ler i inni (1984) od­kry­li, że ko­biety cier­piące na hiperpro­lak­tynemię (cho­robę ob­ja­wiającą się pod­wyższo­nym stężeniem pro­lak­tyny we krwi i bra­kiem mie­siączki) miały pod­czas badań wyższe wy­ni­ki w te­stach na agresję niż ko­biety o nor­mal­nym po­ziomie pro­lak­tyny. Po zażyciu leku obniżającego po­ziom pro­lak­tyny we krwi ko­biety te wy­ka­zy­wały znaczący i postępujący spa­dek po­ziomu agre­sji. W powiąza­nym ba­da­niu wy­ka­za­no znacząco wyższy po­ziom agre­sji u ko­biet znaj­dujących się w połogu. Ko­bie­ty te również miały wy­so­ki po­ziom pro­lak­tyny we krwi – i ba­da­nie wy­ka­zało, że są tak samo agre­syw­ne jak ko­biety cier­piące na hiperpro­lak­tynemię i znacz­nie bar­dziej agre­syw­ne od ko­biet z gru­py kon­tro­l­nej.

In­nym hor­mo­nem wiąza­nym z agresją jest te­sto­ste­ron. Sca­ra­mel­la i Brown (1978) usta­li­li, że wy­so­ki po­ziom te­sto­ste­ronu ko­re­lu­je z wyższym po­ziomem agre­sji. Kon­ner (1962) od­krył, że więźnio­wie, u których ba­da­nia wy­ka­zały naj­wyższy po­ziom te­sto­ste­ronu, naj­wcześniej roz­poczęli swoją „ka­rierę” przestępczą: byli najmłodsi w mo­men­cie pierw­sze­go aresz­to­wa­nia. Jed­nakże za­ob­ser­wo­wa­no też, że po­ziom te­sto­ste­ronu w or­ga­ni­zmie może zmie­niać się w zależności od oko­licz­ności. Kon­ner za­uważył, na przykład, gwałtow­ny spa­dek po­ziomu te­sto­ste­ronu u sam­ca małpy wpusz­czo­ne­go do klat­ki, w której do­mi­nację spra­wo­wały już inne osob­ni­ki płci męskiej. Jeśli na­to­miast sa­miec zo­stał wpusz­czo­ny do klat­ki, w której znaj­do­wały się sa­mi­ce w rui, po­ziom te­sto­ste­ronu gwałtow­nie u nie­go wzra­stał.

Jesz­cze in­nym hor­mo­nem ob­wi­nia­nym za po­ja­wia­nie się złości jest no­ra­dre­na­li­na. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne przez zespół Fried­ma­na (Fried­man i inni 1960) wy­ka­zały, że jed­nost­ki agre­syw­ne wy­dzie­lają więcej no­ra­dre­na­li­ny niż jed­nost­ki pa­syw­ne i lękli­we. Z ba­da­niem tym wiąże się jed­nak kla­sycz­ny dy­le­mat: co było pierw­sze, jaj­ko czy kura? Nie wie­my, czy ba­da­ne oso­by wy­ka­zy­wały wyższy po­ziom agre­sji dla­te­go, że miały pod­wyższo­ny po­ziom no­ra­dre­na­li­ny, czy też zwiększo­ne wy­dzie­la­nie no­ra­dre­na­li­ny było kon­se­kwencją po­ja­wie­nia się agre­sji.

Z pew­nością ist­nie­je bio­lo­gicz­ne powiąza­nie między hor­mo­na­mi a emo­cja­mi. Jed­nak na­wet jeśli pew­ne po­bu­dze­nie fi­zjo­lo­gicz­ne jest ko­niecz­nym kom­po­nen­tem każdej re­ak­cji emo­cjo­nal­nej, nie musi być ono ich przy­czyną. Na­sze po­strze­ga­nie oraz in­ter­pre­ta­cja wy­da­rzeń lub sy­tu­acji, które po­ten­cjal­nie mogą wywołać w nas złość, jest dru­gim, równie ważnym ele­men­tem pro­ce­su po­ja­wia­nia się złości.

Zna­cze­nie per­spek­ty­wy ko­gni­tyw­nej zo­stało naj­le­piej za­de­mon­stro­wa­ne przez Stan­leya Schach­te­ra. Ba­zując na ba­da­niach Ma­ra­no­na (1924), Schach­ter za­pro­po­no­wał dwu­czyn­ni­ko­we po­dejście do emo­cji. Według jego teo­rii, na­zy­wa­nie lub przy­pi­sy­wa­nie emo­cji opie­ra się na re­ak­cji fi­zjo­lo­gicz­nej  w   p o ł ą c z e n i u  z jej ko­gni­tywną in­ter­pre­tacją.

W kla­sycz­nej se­rii eks­pe­ry­mentów spraw­dzających tę teo­rię (Schach­ter i Sin­ger 1962) ba­da­ni otrzy­my­wa­li za­strzy­ki, o których po­wie­dzia­no im, że za­wie­rają wi­ta­mi­ny. W rze­czy­wi­stości była to ad­re­na­li­na. Jed­nej gru­pie ba­da­nych po­wie­dzia­no, że „wi­ta­mi­ny”, które otrzy­mują, mogą mieć efek­ty ubocz­ne, ta­kie jak pal­pi­ta­cje ser­ca i drżenie (czy­li praw­dzi­we efek­ty ubocz­ne po­da­nia ad­re­na­li­ny). Dru­giej gru­pie za­su­ge­ro­wa­no, że efektów ubocz­nych nie będzie lub będą ta­kie, które nie ko­jarzą się z działaniem ad­re­na­li­ny.

Cze­kając na „ba­da­nie wzro­ku”, każda oso­ba biorąca udział w eks­pe­ry­men­cie sie­działa w jed­nym po­miesz­cze­niu z in­nym „uczest­ni­kiem eks­pe­ry­men­tu”, który był w rze­czy­wi­stości osobą pod­sta­wioną przez ba­da­czy. Niektóre pod­sta­wione oso­by za­cho­wy­wały się eu­fo­rycz­nie i głupko­wa­to, rzu­cały pa­pie­ro­wy­mi sa­mo­lo­ta­mi i bawiły się hula-hoop. In­nym ra­zem spra­wiały wrażenie złych i po­iry­to­wa­nych, do tego stop­nia, że na ko­niec darły kwe­stio­na­riusz, który należało wypełnić.

Ce­lem ba­da­nia było usta­le­nie, czy oso­by ba­da­ne w tych różnych wa­run­kach eks­pe­ry­men­tal­nych będą przy­pi­sy­wały swo­je emo­cje fi­zjo­lo­gicz­nym re­ak­cjom wywołanym przez za­strzyk ad­re­na­li­ny. Oka­zało się, że ba­da­ni, którzy nie ocze­ki­wa­li po­bu­dze­nia wywołane­go ad­re­na­liną, i w związku z tym nie mo­gli powoływać się na fi­zjo­lo­gicz­ne zmia­ny w swo­im or­ga­ni­zmie, byli bar­dziej skłonni na­zy­wać swo­je emo­cje zgod­nie z tym, co ob­ser­wo­wa­li u oso­by pod­sta­wio­nej przez ba­da­czy. W prze­ci­wieństwie do nich, oso­by, którym po­wie­dzia­no, ja­kich efektów ubocz­nych mogą się spo­dzie­wać, miały mniejszą skłonność do utożsa­mia­nia swo­ich uczuć z tymi, które wi­działy u oso­by pod­sta­wio­nej.

Wie­le in­nych eks­pe­ry­mentów (Schach­ter 1971) do­star­czyło do­wodów na po­par­cie tezy, że po­strze­ga­nie ma większe zna­cze­nie niż czy­sto fi­zjo­lo­gicz­ne po­bu­dze­nie. Au­to­ry­tet w dzie­dzi­nie badań nad gnie­wem, Ray Ro­sen­man (1985), pod­su­mo­wał to w sposób następujący: „Tym, co de­ter­mi­nu­je re­akcję emo­cjo­nalną na dane zda­rze­nie – i co wywołuje określone re­akcje psychofi­zjo­lo­gicz­ne – jest przede wszyst­kim sposób po­strze­ga­nia zda­rze­nia. (…) Gniew jest re­akcją ko­gni­tywną, uza­leżnioną od oso­bi­stej oce­ny i in­ter­pre­ta­cji”.

Ca­rol Ta­vris, au­tor­ka przełomo­wej książki An­ger – The Mi­sun­der­sto­od Emo­tion (Złość – nie­zro­zu­mia­na emo­cja), zga­dza się z tym, że hor­mo­nal­nie wywołane po­bu­dze­nie to za mało, by  s p o w o d o w a ć  re­akcję emo­cjo­nalną. „Za­nim po­bu­dze­nie za­mie­ni się we wro­gość, nie­pew­ność w strach, a ogólne cier­pie­nie w de­presję lub na­pad szału, musi po­ja­wić się jakiś ele­ment psy­cho­lo­gicz­ny. Ad­re­na­li­na nie jest hor­mo­nem agre­sji, o ile nie po­ja­wia się w re­akcji na pro­wo­kację, sy­tu­ację, którą po­strze­ga­my jako nie­spra­wie­dli­wość lub w której ne­ga­tyw­nie in­ter­pre­tu­je­my to, co się dzie­je” (Ta­vris 1982).

Z ł o ś ć   a   u k ł a d   l i m b i c z n y 

Układ lim­bicz­ny to ob­szar w mózgu, w którym – jak uważają neu­ro­lo­dzy – re­gu­lo­wa­ne są za­cho­wa­nia agre­syw­ne. Znaj­du­je się w naj­star­szej części mózgu i obej­mu­je między in­ny­mi ciało mig­dałowa­te i pod­wzgórze. Za główne­go „wi­no­wajcę” za­cho­wań agre­syw­nych uważa się ciało mig­dałowa­te.

El­liot (1976) za­su­ge­ro­wał, że cho­ro­by mózgu, które wiążą się z uszko­dze­niem układu lim­bicz­ne­go, mogą pro­wa­dzić do cze­goś, co określił mia­nem „ze­społu bra­ku kon­tro­li” (dys­con­trol syn­dro­me). Uważa on, że za­bu­rze­nie to jest „istotną przy­czyną prze­mo­cy do­mo­wej, bez­sen­sow­nych ataków, po­zba­wio­nych mo­ty­wu zabójstw, sa­mo­oka­le­cze­nia, agre­syw­nej jaz­dy sa­mo­cho­dem, kon­fliktów między do­mow­ni­ka­mi, roz­wodów” i tym po­dob­nych. Przy­wołuje ob­ra­zo­we przykłady ze­społu bra­ku kon­tro­li, obej­mujące prze­ja­wy różnego ro­dza­ju bru­tal­ności, agre­sji na tle sek­su­al­nym oraz lek­ko­myślności. Za­bu­rze­nie to uważa się również za jedną z przy­czyn tra­gicz­nych wy­da­rzeń związa­nych z osobą Char­le­sa Whit­ma­na, mor­der­cy z Te­xas To­wer, który zabił sie­dem­naście osób. Po jego śmier­ci, sek­cja zwłok wy­ka­zała, że Whit­man miał guza wiel­kości orze­cha włoskie­go umiej­sco­wio­ne­go dokład­nie w cie­le mig­dałowa­tym.

Mimo że układ lim­bicz­ny, a zwłasz­cza ciało mig­dałowa­te, jest łączo­ny z po­wsta­wa­niem agre­sji, Ro­sen­man (1985) wska­zu­je, że związek ten nie jest bez­pośred­ni. „Ist­nie­nie ciała mig­dałowa­tego nie zna­czy, że nasz mózg zo­stał za­pro­gra­mo­wa­ny do agre­sji. U zwierząt sty­mu­la­cja tego ob­sza­ru nie wywołuje agre­syw­nych za­cho­wań,  o   i l e   n i e   z o s t a ł y   o n e   i c h   w c z e ś n i e j   n a u c z o n e.  Co więcej, sty­mu­la­cja tego ob­sza­ru u lu­dzi po­wo­du­je różne re­ak­cje: nie­pokój, przygnębie­nie, złość, lęk, prze­rażenie”.

Zga­dzają się z tym także inni ba­da­cze. De­sch­ner wska­zu­je, że ciało mig­dałowa­te oce­nia bodźce od­bie­ra­ne z oto­cze­nia, by zo­rien­to­wać się, czy po­ten­cjal­nie za­grażają one na­sze­mu życiu czy też mogą pod­nieść jego jakość.

Ten pry­mi­tyw­ny sys­tem oce­nia­nia do­bre-złe zda­je się kon­tro­lo­wać dostęp do me­cha­nizmów złości w pod­wzgórzu. Na szczęście, bodźce po­chodzące z oto­cze­nia muszą zo­stać naj­pierw ode­bra­ne i zin­ter­pre­to­wa­ne przez od­po­wied­nie ob­sza­ry półkul mózgo­wych. Dla­te­go też  c i a ł o   m i g d a ł o w a t e   p r z e k a z u j e   d e c y z j e   n a   t e m a t   b o d ź c ó w,  k t ó r e   z o s t a ł y   w c z e ś n i e j   p r z e f i l t r o w a n e   p r z e z   ś w i a d o m ą   c z ę ś ć   m ó z g u,  gdzie wszyst­kie bodźce są re­je­stro­wa­ne, porówny­wa­ne ze wspo­mnie­nia­mi, prze­ko­na­nia­mi i ocze­ki­wa­nia­mi – a następnie in­ter­pre­to­wa­ne. Ten pro­sty fakt fi­zjo­lo­gicz­ny jest wbu­do­wa­nym w mózg me­cha­ni­zmem, który służy świa­do­mej re­gu­la­cji re­ak­cji gnie­wu (De­sch­ner 1984).

Mit 2. Złość i agre­sja są na­tu­ral­ne

Teo­ria, że lu­dzie rodzą się z na­tu­ral­nym in­stynk­tem agre­sji, zo­stała w pseu­do­nau­ko­wy sposób po­par­ta pracą Ray­mon­da Dar­ta. Ana­li­za od­kryć do­ko­na­nych w południo­wo­afry­kańskich ja­ski­niach, zwłasz­cza Ma­ka­pans­gat, do­pro­wa­dziła go do nie­przy­chyl­nych wniosków na te­mat ho­mi­nidów będących na­szy­mi wcze­sny­mi przod­ka­mi. Dart opi­su­je swo­je spo­strzeżenia w bar­dzo ob­ra­zo­wy sposób.

Przod­ko­wie człowie­ka różnili się od żyjących obec­nie małp tym, że byli zde­kla­ro­wa­ny­mi zabójca­mi: były to mięsożerne stwo­rze­nia, które prze­mocą chwy­tały swo­je ofia­ry, by je zatłuc na śmierć i ro­ze­drzeć na strzępy, rozczłon­ko­wać ich ciała kawałek po kawałku, gasząc swo­je dra­pieżne pra­gnie­nie ciepłą krwią. (Cy­tat za Le­akey 1981).

Kon­ty­nu­ując swoją pracę, Dart zajął się szczegółowym ba­da­niem ska­mie­niałych szczątków au­stra­lo­pi­teków zna­le­zio­nych w ja­ski­niach i od­krył, że one także nosiły wyraźne ślady prze­mo­cy. W ese­ju opu­bli­ko­wa­nym w 1953 roku pod­su­mo­wał swo­je spo­strzeżenia na te­mat początków ga­tun­ku ludz­kie­go, ogłaszając, że „spry­ska­ne krwią i na­zna­czo­ne rze­zią kar­ty hi­sto­rii ludz­kości od pierw­szych za­pisów Su­me­ryj­czyków do ostat­nich po­twor­ności dru­giej woj­ny świa­to­wej pa­sują do uni­wer­sal­ne­go ka­ni­ba­li­zmu czasów naj­wcześniej­szych. Owo zna­mię Ka­ina odróżnia człowie­ka pod względem zwy­czajów żywie­nio­wych od jego an­tro­po­idal­nych krew­nych i sta­wia go w jed­nej li­nii z naj­bar­dziej mor­der­czy­mi ssa­ka­mi rzędu Car­ni­vo­ra” (ibi­dem).

Wnio­ski Dar­ta zo­stały roz­bu­do­wa­ne przez jego ucznia Ro­ber­ta Ar­dreya w ta­kich książkach, jak Afri­can Ge­ne­sis (Afry­kańska ge­ne­za) i The Ter­ri­to­rial Im­pe­ra­ti­ve (Im­pe­ra­tyw te­ry­to­rial­ny). Su­ge­styw­ne przed­sta­wie­nie przez Ar­dreya czasów pre­hi­sto­rycz­nych wypełnio­nych okrut­ny­mi ka­ni­ba­li­stycz­ny­mi sce­na­mi wal­nie przy­czy­niło się do roz­po­wszech­nie­nia teo­rii, że lu­dzie nie mogą uciec przed swo­imi agre­syw­ny­mi in­stynk­ta­mi – że są w isto­cie „dra­pieżni­ka­mi, których in­stynkt każe im wziąć broń i zabić.”

Wy­ni­ki współcze­snej na­uki w większości oba­lają twier­dze­nia, na których Dart i Ar­drey opar­li swo­je opi­sy krwa­wej przeszłości człowie­ka. Bob Bra­in, ba­dacz pra­cujący w Mu­zeum Trans­va­al w Pre­to­rii, za­uważył, że ska­mie­niałości leżące bli­sko dna głębo­kiej ja­ski­ni by­wają przy­kry­te warstwą osadów, której gru­bość do­cho­dzi na­wet do trzy­dzie­stu metrów. Tak wiel­ki ciężar spłasz­cza i znie­kształca ska­mie­niałości ho­mi­nidów. Jeśli bli­sko czasz­ki znaj­du­je się ostro zakończo­ny obiekt, wówczas ciśnie­nie wy­wie­ra­ne przez warstwę osadów może we­pchnąć go do środ­ka kości, tworząc w ten sposób otwar­te złama­nie, które wygląda jak­by po­wstało w wy­ni­ku śmier­tel­ne­go ude­rze­nia w głowę.

Bra­in obrócił na własną ko­rzyść wy­ni­ki „na­tu­ral­ne­go eks­pe­ry­men­tu”, gdy od­krył wie­le frag­mentów ko­zich kości w wio­sce Hot­ten­totów. Kozy były w tym re­gio­nie głównym źródłem pożywie­nia, a ich reszt­ki rzu­ca­no psom. Gdy ze­brał i po­sor­to­wał szczątki, od­krył, że prze­trwały je­dy­nie naj­trwal­sze frag­menty szkie­letów. Ko­lek­cja kości bar­dzo przy­po­mi­nała tę w Ma­ka­pans­gat. Można więc przy­pusz­czać, że ska­mie­niałości, które Dart wziął za pry­mi­tywną broń pre­hi­sto­rycz­nych lu­dzi, to ra­czej po­zo­stałości po wie­lu mięsnych posiłkach.

Najsłyn­niej­szym może orędo­wni­kiem teo­rii, że ludz­ka agre­sja ma swo­je źródło w ewo­lu­cji, był Kon­rad Lo­renz, au­tor książki Tak zwa­ne zło. Lo­renz łączył ludzką agresję z uni­wer­sal­nym in­stynk­tem obro­ny własne­go te­ry­to­rium. W całym świe­cie zwierzęcym te­ry­to­ria są za­zna­cza­ne i utrzy­my­wa­ne za po­mocą zry­tu­ali­zo­wa­nych po­kazów agre­sji. Według Lo­renza, nasi przod­ko­wie wymyślili broń i zmie­ni­li te ry­tuały w krwawą walkę. W myśl jego teo­rii, agre­sja jest pod­sta­wową stra­te­gią prze­trwa­nia zwierząt i może zo­stać wy­zwo­lo­na przez od­po­wied­ni bo­dziec, na przykład za­grożenie ze stro­ny in­ne­go zwierzęcia. Jeśli jed­nak za­grożenia się nie po­ja­wiają, wewnętrzne ciśnie­nie osiągnie „punkt kry­tycz­ny” i agre­sja po­ja­wi się sama z sie­bie. Teo­ria ta może zo­stać wy­ko­rzy­sta­na do wytłuma­cze­nia wszyst­kie­go: od kłótni małżeńskich do woj­ny ato­mo­wej, gdyż według niej bio­lo­gicz­na pre­sja po­py­cha lu­dzi do prze­kra­cza­nia wewnętrzne­go pro­gu złości.

Z hi­po­tezą Lo­ren­za nie zga­dza się an­tro­po­log Ri­chard Le­akey (1981). Twier­dzi on, że zwierzęta są te­ry­to­rial­ne z ja­kie­goś po­wo­du, którym zwy­kle jest chęć obro­ny źródeł pożywie­nia i ob­szarów re­pro­duk­cyj­nych. Gwałtow­ne ru­chy cier­ników i po­ran­na ka­ko­fo­nia dźwięków wy­da­wa­nych przez gi­bo­ny to przykłady za­cho­wań mających na celu po­in­for­mo­wa­nie in­nych zwierząt, kto jest właści­cie­lem da­ne­go te­ry­to­rium. In­tru­zi muszą się li­czyć ze zry­tu­ali­zo­waną kon­fron­tacją, z której nie­uchron­nie tyl­ko je­den osob­nik wyj­dzie zwy­cięsko: le­piej pre­dys­po­no­wa­ny bio­lo­gicz­nie. Taka zry­tu­ali­zo­wana kon­fron­tacja nie wiąże się jed­nak z za­da­wa­niem prze­ciw­ni­ko­wi fi­zycz­nych obrażeń.

W prze­ci­wieństwie do fi­zycz­nej prze­mo­cy, te zry­tu­ali­zo­wa­ne for­my agre­sji to w isto­cie tyl­ko de­mon­stra­cja własnej kon­ku­ren­cyj­ności. Bio­lo­gicz­na ko­rzyść płynąca z ta­kich za­cho­wań jest oczy­wi­sta. Ga­tu­nek, który roz­wiązuje spo­ry między osob­ni­ka­mi na dro­dze prze­mo­cy, osłabia swoją ogólną zdol­ność do prze­trwa­nia i zmniej­sza szan­se na przeżycie w śro­do­wi­sku, które samo w so­bie jest już i tak dość trud­ne. Zwierzę, które nie po­tra­fi powściągnąć swo­ich mor­der­czych żądz, sta­wia sie­bie i swój ga­tu­nek w nieko­rzystnej po­zy­cji ewo­lu­cyj­nej.

Nasi przod­ko­wie żyli za­pew­ne w małych gru­pach, których człon­ko­wie byli sil­nie powiązani więzami krwi. Ja­kie­kol­wiek mor­der­stwo ozna­czałoby praw­do­po­dob­nie, że mor­der­ca za­bi­ja własne­go krew­ne­go, a po­nie­waż suk­ces ewo­lu­cyj­ny wy­ma­ga powoływa­nia do życia tylu po­tomków, ilu tyl­ko się da, wro­dzo­na nie­po­ha­mo­wa­na agre­sja do­pro­wa­dziłaby szyb­ko do zagłady ro­dza­ju ludz­kie­go.

Głównym czyn­ni­kiem de­ter­mi­nującym suk­ces ewo­lu­cyj­ny jest współpra­ca, a nie kon­flikt. Na­wet u małp na­czel­nych większość pro­wa­dzo­nych walk to wal­ki zry­tu­ali­zo­wa­ne, ochra­niające ga­tu­nek. Dla­te­go też wy­da­je się, że ewo­lu­cja ga­tun­ku homo sa­piens zaszła tak da­le­ko właśnie dzięki zdol­ności do życia w gru­pie, co nie udało się in­nym pro­to­ho­mi­ni­dom.

Le­akey do­szedł do wnio­sku, że te­ry­to­rial­ność i agre­sja nie są po­wszech­ny­mi in­stynk­ta­mi. Za­cho­wa­nia te­ry­to­rial­ne by­wają wy­zwa­la­ne w ra­zie po­trze­by, jeśli po­ja­wia się brak do­sta­tecz­nej ilości pożywie­nia lub miejsc do re­pro­duk­cji. Nie da się uniknąć sy­tu­acji, w których najsłab­sze osob­ni­ki nie zdołają ochro­nić swo­ich za­sobów lub stracą part­ne­ra. To su­ro­wa lek­cja do­bo­ru na­tu­ral­ne­go i „prze­trwa­nia naj­sil­niej­szych”.

W 1986 roku gru­pa dwu­dzie­stu wy­bit­nych ba­da­czy spo­tkała się w Se­wil­li (Hisz­pa­nia). Byli wśród nich psy­cho­lo­dzy, neuropsy­cho­lo­dzy i et­no­lo­dzy z dwu­na­stu różnych państw. Oto wnio­sek z ich kon­fe­ren­cji: brak na­uko­wych do­wodów na po­par­cie tezy, że lu­dzie są z na­tu­ry agre­syw­ni i wo­jow­ni­czy. Wy­pra­co­wa­ne przez nich Se­wil­skie oświad­cze­nie na te­mat prze­mo­cy zo­stało następnie pod­pi­sa­ne między in­ny­mi przez Ame­ry­kańskie To­wa­rzy­stwo Psy­cho­lo­gicz­ne i Ame­ry­kańskie To­wa­rzy­stwo An­tro­po­lo­gicz­ne. Poniższe frag­men­ty do­ku­men­tu (po­chodzące z wy­da­nia „Psy­cho­lo­gy To­day” z 1988 roku) pod­su­mo­wują efek­ty de­ba­ty.

• Nie da się do­wieść na­uko­wo, że skłonność do pro­wa­dze­nia wo­jen odzie­dzi­czy­liśmy po na­szych zwierzęcych przod­kach. Pro­wa­dze­nie wo­jen jest szczególnym ludz­kim za­cho­wa­niem i nie występuje wśród in­nych zwierząt. Woj­na jest zja­wi­skiem bio­lo­gicz­nie możli­wym, ale nie nie­unik­nio­nym.

• Nie da się do­wieść na­uko­wo, że w toku ewo­lu­cji człowie­ka następowała se­lek­cja pre­fe­rująca jed­nost­ki agre­syw­ne. We wszyst­kich do­brze zba­da­nych ga­tun­kach sta­tus osob­ników wewnątrz gru­py zależy od umiejętności współpra­cy.

• Nie da się do­wieść na­uko­wo, że mózg ludz­ki na­sta­wio­ny jest na prze­moc. Je­steśmy wy­po­sażeni w me­cha­nizm, który po­zwa­la nam sto­so­wać prze­moc, jed­nak nic fi­zjo­lo­gicz­nie nie przy­mu­sza nas do tego.

Wspo­mnia­na gru­pa na­ukowców doszła do wspólne­go wnio­sku, że „bio­lo­gia nie ska­zu­je ludz­kości na woj­ny i może się ona wy­zwo­lić z okowów bio­lo­gicz­ne­go pe­sy­mi­zmu. Prze­moc nie jest częścią na­szej ewo­lu­cyj­nej spuści­zny ani nie jest prze­ka­zy­wa­na w ge­nach”.

Mit 3. Fru­stra­cja wywołuje agresję

Freud twier­dził, że lu­dzie rodzą się wy­po­sażeni w in­stynkt agre­sji. Ar­gu­men­to­wał da­lej, że jeśli ta in­stynktowna po­trze­ba zo­sta­je za­blo­ko­wa­na lub „sfru­stro­wa­na”, bo, na przykład, za­ata­ko­wa­nie obiek­tu, który wzbu­dza gniew, oka­zu­je się zbyt ry­zy­kow­ne, wro­gość ta zo­sta­je prze­kie­ro­wa­na na inny obiekt. Stąd też dziec­ko prze­no­si swoją agresję wo­bec ro­dziców na ro­dzeństwo, z którym się kłóci, lub na na­uczy­cie­la, któremu nie­grzecz­nie od­po­wia­da.

W 1939 roku Dol­lard i inni sfor­mułowa­li  t e o r i ę   f r u s t r a c j i - a g r e s j i.  Uzna­li, że „agre­sja jest za­wsze kon­se­kwencją fru­stra­cji. Mówiąc bar­dziej szczegółowo, teo­ria ta zakłada, że wystąpie­nie za­cho­wa­nia agre­syw­ne­go za­wsze im­pli­ku­je wcześniej­sze za­ist­nie­nie czyn­ni­ka fru­strującego – i od­wrot­nie: występo­wa­nie fru­stra­cji za­wsze pro­wa­dzi do ja­kiejś for­my agre­sji”.

Mimo że teo­ria ta ma pewną siłę wyjaśniającą, należy do niej pod­cho­dzić z ostrożnością. Jak­kol­wiek fru­stra­cja może pro­wa­dzić do agre­sji, doświad­cze­nia z różnych kul­tur świa­ta wska­zują, że nie jest to by­najm­niej nie­unik­nio­ne. Przed­sta­wi­cie­le społecz­ności Kwo­ma w No­wej Gwi­nei re­agują na fru­strację nie tyl­ko gnie­wem, ale także uległością czy uni­ka­niem (Whit­ting 1941). Wśród ba­lij­skich mężczyzn częstszą re­akcją jest całko­wi­te wy­co­fa­nie się z kon­tak­tu z in­ny­mi i nie­przyj­mo­wa­nie przez kil­ka dni po­kar­mu i wody (Ba­te­son 1941). Przed­sta­wi­cie­le ple­mion Se­mai, jed­nej z dwóch grup et­nicz­nych abo­ry­genów Se­noi, zna­ni są ze swo­jej po­ko­jo­wości (Den­tan 1968). Ich dzie­ci uczą się ra­dze­nia so­bie z fru­stracją, wy­ko­rzy­stując sny do znaj­do­wa­nia al­ter­na­tyw­nych roz­wiązań pro­blemów.

Przykłady nie­agre­syw­nych re­ak­cji na fru­strację można zna­leźć także w na­szej kul­tu­rze. Są lu­dzie, którzy – gdy au­to­mat do kawy połknie ich mo­ne­ty – za­re­agują prze­kli­na­niem i ko­pa­niem w ma­szynę, ale są i tacy, którzy za­piszą so­bie nazwę i ad­res fir­my, do której au­to­mat należy, i wyślą jej żąda­nie zwro­tu pie­niędzy.

Także dru­ga część wspo­mnia­nej teo­rii – głosząca, iż fru­stra­cja nie­zmien­nie po­prze­dza agresję – zo­stała za­kwe­stio­no­wa­na. Wy­star­czy pomyśleć o na­jem­ni­kach, którzy za­bi­jają z zimną krwią, lub o dzie­ciach, które naśla­dują prze­moc za­ob­ser­wo­waną w te­le­wi­zji, nie przeżywając żad­nej fru­stra­cji. Fru­stra­cja wiąże się oczy­wiście z roz­bu­dze­niem gnie­wu, ale nie dzie­je się to bez udziału świa­do­mości. Fru­stra­cja występuje je­dy­nie w sy­tu­acji, gdy mie­liśmy ja­kieś ocze­ki­wa­nie i nie zo­stało ono za­spo­ko­jo­ne. Jed­nak aby się po­ja­wiła, ko­niecz­ne są ele­men­ty po­strze­ga­nia, ta­kie jak pamięć i wy­obraźnia. Po­nad­to oso­ba sfru­stro­wa­na nie za­re­agu­je agresją, o ile nie uzna, że ma możliwość wyrażenia wro­gości. Czy to na polu bi­twy, czy pod­czas do­mo­wej kłótni, agre­sja po­ja­wia się je­dy­nie wówczas, gdy ktoś ma po­czu­cie, że jest to za­cho­wa­nie od­po­wied­nie i ak­cep­to­wal­ne w da­nej sy­tu­acji.

Słynna teo­ria fru­stra­cji-agre­sji zo­stała w 1941 roku za­ne­go­wa­na przez Ne­ala Mil­le­ra. W wer­sji przez nie­go prze­for­mułowa­nej głosi ona, że fru­stra­cja wywołuje wie­le form za­cho­wań, a agre­sja jest tyl­ko jedną z nich. Temu bar­dziej re­ali­stycz­ne­mu po­dejściu za­brakło dra­ma­tycz­ne­go wydźwięku, który to­wa­rzy­szył pierw­szej wer­sji, stąd nie spo­tkało się ono aż z ta­kim za­in­te­re­so­wa­niem.

Wie­lu lu­dzi wy­ko­rzy­stu­je mit, że fru­stra­cja ro­dzi agresję, żeby tłuma­czyć swo­je wy­bu­chy złości. Po­strze­gają oni złość jako zja­wi­sko au­to­ma­tycz­ne i nie­pod­dające się kon­tro­li. Zakładają, że jest to je­dy­na możliwa re­ak­cja na fru­strację. Mit ten pro­wa­dzi do prze­ko­na­nia, że nie ma in­ne­go wyjścia niż wpaść we wściekłość, gdy coś idzie nie po na­szej myśli. Ta książka pokaże ci, że ist­nie­je wie­le in­nych spo­sobów re­ak­cji i ra­dze­nia so­bie, kie­dy doświad­czasz fru­stracji, bo two­je po­trze­by nie zo­stały za­spo­ko­jo­ne.

Mit 4. Zdro­wo jest od­re­ago­wać złość

Ob­ser­wo­wa­ne dzi­siaj nie­zro­zu­mie­nie na­tu­ry złości w dużej mie­rze ma swo­je początki w pra­cach Zyg­mun­ta Freu­da i jego następców. Opi­sując swo­je poglądy na pro­ce­sy psy­cho­lo­gicz­ne, Freud chętnie posługi­wał się me­ta­fo­ra­mi. Uważał je za przy­dat­ne po­mo­ce ułatwiające zro­zu­mie­nie, choć jed­no­cześnie ostrze­gał, że nie po­win­ny być trak­to­wa­ne jak usta­lo­ne fak­ty. Z nie­cier­pli­wością ocze­ki­wał na od­kry­cie me­cha­ni­zmu psy­cho­lo­gicz­nego, który po­twier­dzi jego założenia. Nie­ste­ty, wie­lu uczniów Freu­da brało jego me­ta­fo­ry za opis rze­czy­wi­stości, w efek­cie cze­go zaczęły one żyć własnym życiem.

Jedną z ta­kich me­ta­for było porówna­nie psy­chi­ki do me­cha­ni­zmu hy­drau­licz­ne­go. Freud określał li­bi­do jako źródło ener­gii napędzającej wewnętrzne kon­flik­ty pomiędzy id, ego i su­per­ego. Jeśli ta ener­gia zo­sta­nie za­blo­ko­wa­na lub stłumio­na, wte­dy znaj­du­je al­ter­na­tyw­ne dro­gi eks­pre­sji albo osta­tecz­nie prze­le­wa się z tego hi­po­te­tycz­ne­go „zbior­ni­ka” i za­le­wa cały sys­tem. Po­dob­nie Freud opi­sy­wał re­presję: jako nieświa­do­my pro­ces „ta­mo­wa­nia”, który trzy­ma groźną za­war­tość podświa­do­mości z da­le­ka od świa­do­mości, stając się przy oka­zji przy­czyną wie­lu neu­ro­tycz­nych symp­tomów.

Mimo że psy­cho­ana­li­za po­wstała, aby łago­dzić neu­ro­tycz­ne symp­to­my, wy­wodząc stłumio­ne treści na światło dzien­ne, Freud wca­le nie uważał, że tłumie­nie agre­syw­nych in­stynktów jest nie­pożądane. Prze­ciw­nie: wie­rzył, że re­pre­sja i sub­li­ma­cja są ko­niecz­ne dla prze­trwa­nia społeczeństwa jako całości. Byłby wstrząśnięty, gdy­by się do­wie­dział, że jego teo­rie wy­ko­rzy­stu­je się, jako uza­sad­nie­nie dzi­siej­szych za­le­ceń, żeby „wy­rzu­cić to z sie­bie”.

Teo­ria ka­thar­sis jest praw­do­po­dob­nie naj­le­piej znaną teo­rią na te­mat obniżania po­zio­mu agre­sji. Również ona wy­wo­dzi się z pra­cy Freu­da (we współpra­cy z J. Breu­erem), który za jej po­mocą próbował wyjaśnić, dla­cze­go agre­syw­ne popędy re­la­tyw­nie rzad­ko pro­wadzą do prze­mo­cy w działaniu. Według tej teo­rii, ka­thar­sis to sposób na opróżnie­nie zbior­ników emo­cjo­nal­nych (tak jak w mo­de­lu hy­drau­licz­nym) na wie­le różnych spo­sobów. Li­sta możli­wych spo­sobów na oczysz­cze­nie obej­mu­je: fan­ta­zje, łzy, ostre słowa, nisz­cze­nie przed­miotów.

W ciągu ostat­nich dwu­dzie­stu lat po­wstało wie­le no­wych szkół i teo­rii psy­cho­lo­gicz­nych. Dla wie­lu z nich – od te­ra­pii gru­po­wych wza­jem­ne­go za­ufa­nia do „pier­wot­ne­go krzy­ku” Ja­no­va – wspólne jest prze­ko­na­nie, że tłumie­nie uczuć jest nie­zdro­we. Le­onard Ber­ko­witz na­zy­wał zwo­len­ników tego poglądu „wen­ty­la­cjo­ni­sta­mi”. Wie­lu te­ra­peutów z tego nur­tu pod­pi­sałoby się pod słowa­mi Ade­la­idy Bry:

Wi­działam, jak stłumio­ny gniew za­ognia się w umyśle i cie­le człowie­ka, po­wo­dując zarówno emo­cjo­nal­ne jak i fi­zycz­ne do­le­gli­wości; jak za­kra­da się pomiędzy męża i żonę, pomiędzy przy­ja­ciół, niszcząc wszyst­kie ciepłe uczu­cia, które ich początko­wo połączyły; jak za­tru­wa re­la­cje w pra­cy, szko­le, za­ba­wie, miłości i we wszyst­kich aspek­tach życia (Bry 1976).

Następnie Bry wy­li­cza za­le­ty wyrażania złości, a wśród nich: po­prawę sa­mo­po­czu­cia, nada­nie głębsze­go zna­cze­nia i większej au­ten­tycz­ności re­la­cjom między­ludz­kim, zmniej­sze­nie zarówno fi­zycz­ne­go jak i emo­cjo­nal­ne­go stre­su, i wresz­cie za­ostrze­nie ape­ty­tu sek­su­al­ne­go.

Tego ro­dza­ju prze­ko­na­nia nie mogą być lek­ce­ważone jako skraj­ne w śro­do­wi­sku psy­cho­lo­gicz­nym. Zna­ny psy­cho­ana­li­tyk The­odo­re Isa­ac Ru­bin w swo­jej Księdze gnie­wu3 przed­sta­wia po­dob­ny punkt wi­dze­nia. Przesłanie książki składa się z wie­lu po­dob­nych punktów.

• Wyrażanie gnie­wu jest spo­so­bem na lepszą i zdrowszą ko­mu­ni­kację z in­ny­mi.

• Wyrażenie gnie­wu daje po­zy­tyw­ne „uczu­cie oczysz­cze­nia” i zwiększa po­czu­cie własnej war­tości.

• Ce­lem „ciepłego, zdro­we­go gnie­wu” jest oczysz­cze­nie at­mos­fe­ry i – w ra­zie ko­niecz­ności – wpro­wa­dze­nie zmian i na­pra­wie­nie błędów.

Także poza śro­do­wi­skiem psy­cho­logów do­mi­nu­je ogólne prze­ko­na­nie, że wyrażanie uczuć czy „upusz­cza­nie pary” przy­no­si ko­rzyści. Jed­nak pod­su­mo­waw­szy naj­ważniej­sze ba­da­nia nad złością, Ca­rol Ta­vris (1989) za­uważyła, że lu­dzie naj­bar­dziej skłonni do „upusz­cza­nia pary” nie stają się przez to mniej ner­wo­wi. Prze­ciw­nie: jesz­cze sil­niej od­czu­wają złość. Co więcej, w gniew wpa­dają także oso­by, wo­bec których te wy­bu­chy złości były skie­ro­wa­ne. W ty­po­wym przykładzie „wy­rzu­ca­nia z sie­bie złości” w cza­sie kłótni małżeńskiej można za­ob­ser­wo­wać następujące fazy: wy­da­rze­nie, które pro­wa­dzi do kłótni, wy­buch złości, wy­krzy­cze­nie ar­gu­mentów, krzy­ki lub płacz, apo­geum kłótni (w cza­sie którego może dojść do ręko­czynów), wresz­cie wy­czer­pa­nie, po którym przy­cho­dzi czas na wy­co­fa­nie lub prze­pro­si­ny. Sce­na­riusz ten jest od­gry­wa­ny do znu­dze­nia w mi­lio­nach domów i nie pro­wa­dzi do żad­ne­go wyraźnego obniżenia po­zio­mu złości.

Jack Ho­kan­son (1970) poświęcił ostat­nie dwa­dzieścia lat na roz­ległe ba­da­nia teo­rii ka­thar­sis. Początko­wo do­szedł do wnio­sku, że agre­sja pro­wa­dzi do rozłado­wa­nia napięcia (po­nie­waż obniża ciśnie­nie krwi), jed­nak je­dy­nie wówczas, gdy obiek­tem agre­sji jest oso­ba równa agre­so­ro­wi. Wyrażanie złości wo­bec oso­by stojącej wyżej w hie­rar­chii wywoływało nie­pokój, na­dając tym sa­mym złości nowy wy­miar, a nie obniżając jej po­ziom. W se­rii powiąza­nych eks­pe­ry­mentów, Ho­kan­son od­krył że agre­sja wywoływała ka­thar­sis u rozzłoszczo­nych mężczyzn, a u ko­biet w po­dob­nej sy­tu­acji le­piej spraw­dzała się życz­li­wość. Na­wet jeśli ko­biety kie­ro­wały swoją złość na osobę zaj­mującą w hie­rar­chii tę samą po­zycję, oka­zy­wało się to dla nich równie stre­sujące, jak dla mężczyzn agre­syw­ne za­cho­wa­nie w sto­sun­ku do oso­by stojącej wyżej.

Od­kry­cie to spo­wo­do­wało, że Ho­kan­son zaczął się za­sta­na­wiać nad tym, czy rze­czy­wiście ka­thar­sis jest na­tu­ralną kon­se­kwencją złości, czy też może wy­uczoną re­akcją. W ko­lej­nej se­rii eks­pe­ry­mentów połączył w pary stu­dentów tej sa­mej płci i w tym sa­mym wie­ku, a następnie sta­wiał ich w sy­tu­acji, w której mo­gli na­wza­jem sie­bie na­gra­dzać albo razić prądem. Ba­da­ni mężczyźni najczęściej od­po­wia­da­li na porażenie prądem, także rażąc prądem, co przy­no­siło im ka­tar­tyczną ulgę. Na­to­miast ko­bie­ty od­po­wia­dały przy­jazną re­akcją, również doświad­czając przy tym ka­tar­tycznej ulgi. Ulga ta w obu wy­pad­kach była mie­rzo­na za po­mocą przyrządów re­je­strujących re­akcje fi­zjo­lo­gicz­ne, do których podłączo­no ba­da­ne oso­by.

Eks­pe­ry­ment ten miał ciąg dal­szy. W dru­giej fa­zie mężczyźni byli na­gra­dza­ni za każdym ra­zem, kie­dy od­po­wia­da­li przy­jazną re­akcją na porażenie prądem. Ko­bie­ty na­to­miast były na­gra­dza­ne za każdą agre­sywną re­akcję. Pro­ces na­uki no­wych re­akcji prze­bie­gał błyska­wicz­nie: wkrótce tra­dy­cyj­ne spo­so­by re­ago­wa­nia dla mężczyzn i ko­biet odwróciły się. Ko­bie­ty wy­ka­zy­wały obniżone ciśnie­nie krwi, kie­dy re­ago­wały agre­sywnie, pod­czas gdy mężczyźni do­zna­wa­li ka­thar­sis po własnym przy­ja­znym za­cho­wa­niu.

Sey­mo­ur Fe­sh­bach (1956) dał gru­pie nie­agre­syw­nych chłopców ko­jarzące się z agresją za­baw­ki i po­zwo­lił im sza­leć do woli. Po skończo­nej za­ba­wie chłopcy za­miast za­cho­wy­wać się w mniej agre­syw­ny sposób, co byłoby zgod­ne z teo­rią ka­thar­sis, wy­ka­zy­wa­li więcej agre­syw­nych i de­struk­cyj­nych za­cho­wań niż wcześniej. Po­dob­ne za­sa­dy rządzące złością i agresją za­ob­ser­wo­wa­no u do­rosłych w ba­da­niach prze­pro­wa­dzo­nych przez Mur­raya Strau­sa (1974). Do­wiodły one, że pary, które krzyczą na sie­bie pod­czas kłótni, od­czu­wają później większą, a nie mniejszą złość.

Krzy­ki, a na­wet zwykłe wer­ba­li­zo­wa­nie emo­cji, nie łagodzą ich siły. Prze­ciw­nie: działają jak ro­dzaj tre­nin­gu, który przy­go­to­wu­je nas do po­dob­nych za­cho­wań w przyszłości. Eb­be­sen, Dun­can i Ko­nec­ni (1975) prze­pro­wa­dzi­li roz­mo­wy z oso­ba­mi, które zo­stały wy­da­lo­ne z pra­cy nad pro­jek­tem ko­smo­nau­tycz­nym, porównując je z grupą osób, które w tym sa­mym cza­sie same wy­co­fały się z pro­jek­tu. Wy­ka­za­li, że oso­by, które dały upust swo­jej złości pod­czas wspo­mnia­nych rozmów, wca­le nie od­czuły ulgi. Mężczyźni, którzy zajęli sta­no­wi­sko pełne złości, w później­szym cza­sie byli jesz­cze bar­dziej wro­go na­sta­wie­ni do fir­my, która ich zwol­niła.

Ana­li­za ko­lej­nych badań prze­ko­nała Ta­vris (1982), że da­wa­nie upu­stu złości może tyl­ko ugrun­to­wy­wać agre­sywną po­stawę. Zo­stało to po­twier­dzo­ne na­wet u dzie­ci: zachęcane do wyrażania złości wo­bec in­ne­go dziec­ka, które zde­ner­wo­wało je pod­czas eks­pe­ry­men­tu, wy­ka­zy­wały później mniejszą sym­pa­tię wo­bec nie­go niż te, którym nie po­zwo­lo­no na wyrażanie złości (Mal­lick i McCan­dles 1966). Po­dob­nie stu­den­ci dłużej po­zo­sta­wa­li za­gnie­wa­ni na kogoś, kto wywołał ich iry­tację, jeśli po­zwo­lo­no im otwar­cie wy­ra­zić swo­je uczu­cia (Kahn 1966).

Ba­da­nia eks­pe­ry­men­tal­ne kon­se­kwent­nie wska­zują na to, że po­pu­lar­ne spo­so­by na ra­dze­nie so­bie ze złością, ta­kie jak „wy­rzu­ca­nie” jej z sie­bie, nie tyl­ko nie działają, ale wręcz mogą pro­wa­dzić do eska­la­cji. Wy­da­je się, że jest dokład­nie od­wrot­nie niż się po­wszech­nie zakłada: wyrażanie gnie­wu tyl­ko roz­bu­dza i utrwa­la agresję.

Zda­rzają się oczy­wiście wyjątki. Ofia­ra ka­zi­rodz­twa, która ma szansę skon­fron­to­wać się ze swo­im prześla­dowcą, może doświad­czyć praw­dzi­wej sa­tys­fak­cji, jeśli wy­ra­zi swą złość. Jed­nak oczysz­czające doświad­cze­nia tego typu nie przy­noszą ulgi dla­te­go, że psy­chicz­ny zbior­nik emo­cji zo­sta­je opróżnio­ny, ale ra­czej w następstwie sta­wie­nia czoła re­al­nej sy­tu­acji, na którą składa się doświad­cze­nie kon­flik­tu, nie­spra­wie­dli­wości, przy­mu­su i tym po­dob­nych.

Prze­ko­na­nie, że złość i prze­moc są nie­unik­nio­ne, jest dla wie­lu osób atrak­cyj­ne, po­nie­waż po­zwa­la uspra­wie­dli­wiać własne agre­syw­ne za­cho­wa­nia. Wia­ra w czte­ry mity na te­mat złości spra­wia, że można po­strze­gać złość i prze­moc jako za­cho­wa­nia nie tyl­ko na­tu­ral­ne, ale na­wet zdro­we.

W rze­czy­wi­stości jest jed­nak dokład­nie od­wrot­nie: złość jest kwe­stią wy­bo­ru. Znacz­nie bar­dziej niż bio­che­micz­ne pro­ce­sy i ge­ne­tycz­ne dzie­dzic­two, de­ter­mi­nują ją na­sze myśli i prze­ko­na­nia. „Wy­rzu­ca­nie z sie­bie” złości rzad­ko pro­wa­dzi do rze­czy­wi­stej ulgi czy trwałego po­czu­cia oczysz­cze­nia. Jej skut­kiem jest ra­czej jesz­cze większa złość, napięcie i stres.

3. FI­ZJO­LO­GICZ­NE KOSZ­TY ZŁOŚCI

Stel­la stoi w ko­lej­ce w ban­ku. Jest go­dzi­na 13.20, a ona za dzie­sięć mi­nut po­win­na być z po­wro­tem w biu­rze. Zdążyłaby, gdy­by ko­lej­ka po­su­wała się szyb­ciej. Nie­ste­ty, sy­tu­acja nie wygląda do­brze. Dwo­je z pięcior­ga ka­sjerów za­my­ka okien­ka. „Jak oni mogą robić so­bie przerwę aku­rat te­raz, kie­dy lu­dzie cze­kają?” – myśli Stel­la. Je­den z klientów ku­pu­je cze­ki podróżne.

- Dla­cze­go nie ma spe­cjal­ne­go okien­ka do obsługi tego typu trans­ak­cji? – Stel­la za­da­je to py­ta­nie oso­bie stojącej za nią w ko­lej­ce.

Klient po­wo­li pod­pi­su­je każdy czek, wesoło opo­wia­dając o swo­ich nad­chodzących wa­ka­cjach.

- Kogo ob­cho­dzi Flo­ry­da w kwiet­niu? Po pro­stu pod­pisz te cho­ler­ne cze­ki i spa­daj, na miłość boską! – mru­czy Stel­la pod no­sem. Nie­cier­pli­wie za­czy­na bawić się za­trza­skiem od to­reb­ki, otwie­rając ją i za­my­kając.

- To może trwać cały dzień! – wzdy­cha ze złością.