Kiedy cię spotkałam - Krystyna Mirek - ebook + audiobook + książka

Kiedy cię spotkałam ebook i audiobook

Krystyna Mirek

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

44 osoby interesują się tą książką

Opis

Jak bardzo się mylimy, oceniając ludzi po pozorach.

Magda, zwyczajna kobieta, ma w życiu szczęście do idealnych mężczyzn. Pierwszy, świetnie zapowiadający się student medycyny, uczynił ją samotną matką. Drugi, uroczy dżentelmen obiecujący miłość, zostawił bez oszczędności i wiary w uczucia. Trzeci, zamożny pisarz o szczerym wejrzeniu, mąż pięknej kobiety, rozdrażnił, bo to jednak niesprawiedliwe, że jedni mają wszystko, a inni niewiele.

Jak się w tym wszystkim odnaleźć?

Zuza, jej córka, ma niewiele łatwiej. Miły chłopak, którego poznała na basenie, okazał się kimś zupełnie innym, niż sądziła. A najlepsza przyjaciółka zdradziła jej tajemnicę.

Amelia, kobieta po przejściach, pragnąca już tylko spokoju, znajduje się nagle w centrum całego zamieszania. I wszystkie jej życiowe mądrości okazują się nieskuteczne.

I co ma z tym wszystkim wspólnego mały pies o anielskim imieniu i ognistym charakterze, chora kobieta, a także mężczyzna, który przez pomyłkę zaprosił koleżankę z pracy na kawę?

W życiu nie chodzi o to, by przeczekać deszcz, ale tańczyć w jego kroplach. Ta myśl czasem dobrze określa nasz los.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 13 min

Oceny
4,5 (41 ocen)
27
10
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
janinamat

Dobrze spędzony czas

Fajnie się czyta
00
alenajpierwksiazka
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Macie czasami wszystkiego dość ? Macie czasami ochotę spakować trochę rzeczy, zamknąć za sobą drzwi i uciec od „życia”? Mnie się zdarza… RECENZJA Sercem powieści Pani Krystyny Mirek, są trzy wyjątkowe kobiety oraz ich życiowe poczynania. Każda z nich reprezentuje zupełnie odmienne postawy życiowe i okres życia w którym się znajduje. Magda, której życie nie szczędziło trudności. Każdego dnia walczy, aby odnaleźć swoje miejsce w świecie pełnym rozczarowań i złudzeń. Zuza, córka Magdy - nastolatka, która dorasta w cieniu matczynych zmagań. Sama staje przed trudnymi wyborami, poznając gorzki smak rozczarowania. A także Amelia, kobieta z przeszłością pełna bólu i rozczarowań, której celem jest odnalezienie jedynie spokoju. Wszystkie te historie przeplatają się w zaskakujący sposób, a kluczową rolę odgrywa tutaj figlarny pies, śmiertelnie chora kobieta o anielskim usposobieniu oraz mężczyzna, który przez początkowo kłopotliwy dla niego zbieg okoliczności - zaprosza koleżankę z pracy ...
00
kropelka85

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna cudowna opowieść którą czyta się z przyjemnością
00
WeronikaTrz

Dobrze spędzony czas

Trzy różne kobiety. Trzy różne historie. I liczne miłosne zawirowania, z którym przyjdzie się im zmierzyć. Czy Magda odnajdzie w końcu tę właściwą drugą połówkę? Jak zakończy się pierwsza romantyczna relacja Zuzy? I czy poturbowana przez życie Amelia otworzy swoje serce na nowo? Powieści Krystyny Mirek z pewnością można określić mianem "komfortowych". Zapewniają one zarówno ukojenie i chwilę tak potrzebnego relaksu, jak i zmuszają do głębszych życiowych refleksji. Tym razem autorka serwuje nam trzy różne, splatające się ze sobą historie, przy czym żadna z nich nie została potraktowana po macoszemu. Co więcej! Nie zabrakło tu również męskiej perspektywy, która była naprawdę ciekawym urozmaiceniem i pozwoliła spojrzeć na całość nieco szerzej. I chociaż powieść ta w głównej mierze bazuje na miłości romantycznej, to na jej kartach ukazane zostały także jej inne oblicza - zarówno miłość rodzicielska, jak i platoniczna. Krystyna Mirek w subtelny sposób uzmysławia jak ważne jest, byśmy nie ...
00
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Trochę za szybko się skończyło. Wspaniała historia. Polecam serdecznie 💓
00

Popularność




Co­py­ri­ght © by Kry­styna Mi­rek 2024 Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two Luna, im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy 2024
Wy­daw­czyni: NA­TA­LIA GO­WIN
Re­dak­cja: KA­TA­RZYNA WOJ­TAS
Ko­rekta: JO­LANTA KU­CHAR­SKA, KA­TA­RZYNA WOJ­TAS
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: MA­CIEJ SZY­MA­NO­WICZ
Zdję­cie na okładce: Pe­ople­Ima­ges/iStock
Ko­or­dy­na­torka pro­duk­cji: PAU­LINA KU­REK
Skład i ła­ma­nie: JS Stu­dio
War­szawa 2024 Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-68121-84-1
Wy­daw­nic­two Luna Im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy Sp. z o.o. ul. Mie­ro­sław­skiego 11a 01-527 War­szawawww.wy­daw­nic­two­luna.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Roz­dział 1

Magda ko­lejny raz spoj­rzała na te­le­fon. Sto je­de­na­ście nie­ode­bra­nych po­łą­czeń! To ra­czej o czymś świad­czy.

Mo­głaby oczy­wi­ście tłu­ma­czyć to ja­kimś wy­pad­kiem. Ukra­dli mu te­le­fon, uto­pił go nie­chcący w to­a­le­cie, ze­mdlał, stra­cił ła­do­warkę, coś waż­nego się wy­da­rzyło. Stra­ciła całą noc, wy­my­śla­jąc różne sce­na­riu­sze. Ale dłu­żej nie mo­gła się łu­dzić. O szó­stej rano Mi­chał za­blo­ko­wał ją na wszyst­kich ko­mu­ni­ka­to­rach. Po tym, jak przez wiele go­dzin wy­sy­łała do niego wia­do­mo­ści. Wszel­kimi do­stęp­nymi dro­gami.

Nie­po­trzeb­nie się jed­nak tru­dziła, wy­ja­śnia­jąc mu swoje po­ło­że­nie. Wy­cho­dziło na to, że on nie tylko do­sko­nale ro­zu­miał jej sy­tu­ację, ale naj­praw­do­po­dob­niej już wcze­śniej wszystko za­pla­no­wał.

I jesz­cze ta jego je­dyna wia­do­mość, ja­kiej się do­cze­kała.

Kiedy zo­ba­czyła ikonę po­wia­do­mie­nia, serce tak jej za­ło­mo­tało, że aż mu­siała chwilę od­cze­kać, za­nim otwo­rzyła, bo bała się, że ze­mdleje. Ale rów­nie do­brze mo­gła wcale tego nie czy­tać. Nie po­mo­gło, a tylko po­więk­szyło liczbę drę­czą­cych ją py­tań. Na­pi­sał, że ją od­szuka i od­bie­rze, co mu się na­leży.

– Czyli co kon­kret­nie? – za­sta­na­wiała się. – Prze­cież wszystko, co miała, już wziął.

Oto­cze­nie, w ja­kim się zna­la­zła, po­ka­zy­wało to wy­raź­nie. Sie­działa te­raz na przy­stanku, była piąta rano. Otu­lała się cien­kim swe­trem, który słabo chro­nił przed po­ran­nym chło­dem, ści­skała w dłoni zimną rączkę wa­lizki i nie wie­działa, co da­lej ro­bić. Nie miała od­wagi wró­cić do wła­snego miesz­ka­nia, spoj­rzeć córce w oczy.

Mu­siała pil­nie ucie­kać, na­tych­miast scho­wać się gdzieś, żeby ze­brać my­śli i pod­jąć ja­kieś sen­sowne de­cy­zje.

Do­brze, że przy­naj­mniej Zuza o ni­czym nie wie – po­my­ślała. – Jest bez­pieczna. Wsta­nie za chwilę i pój­dzie do szkoły. Po­tem tre­ning na ba­se­nie. Zuza ma w tej dzie­dzi­nie nie­złe osią­gnię­cia. Ta dziew­czyna tak do­brze so­bie ra­dzi. Lubi się uczyć, pły­wać, ma świet­nych przy­ja­ciół. A ostat­nio na­wet się za­ko­chała.

To po­czą­tek re­la­cji, ale Magda w głębi serca już się cie­szyła. Chciała dla tej dziew­czyny wszyst­kiego, co naj­lep­sze.

Jak za­wsze myśl o córce pod­nio­sła ją na du­chu. To było je­dyne, co jej w ży­ciu na­prawdę do­brze wy­szło. Tak są­dziła.

Nie wie­działa, że Zuza wła­śnie chowa szczo­teczkę do zę­bów po­mię­dzy pod­ręcz­niki, po czym wy­myka się z miesz­ka­nia i udaje w do­kład­nie prze­ciw­nym kie­runku niż szkoła. Szybko ociera mo­kre od łez po­liczki. Ucieka z tą ważną my­ślą, żeby tylko matka o ni­czym się nie do­wie­działa.

***

Kilka go­dzin póź­niej przy­ja­ciółka Magdy, Ame­lia, sie­działa na ta­ra­sie swo­jego domu i piła spo­koj­nie drugą już kawę.

Przy­mknęła oczy. Słońce przy­jem­nie grzało jej twarz. Czuła się świet­nie. Była w tym wieku, kiedy może już nie wi­dzi się z bli­ska li­ter, za to idio­tów do­strzega się z da­leka. Ta kom­pe­ten­cja oka­zała się dość cenna ży­ciowo.

Na­piła się kawy, po czym od­sta­wiła ku­bek na stół. Ro­zej­rzała się po ogro­dzie. A po­tem uśmiech­nęła się do sie­dzą­cego obok męż­czy­zny.

– Sko­si­łeś mi trawę tak pięk­nie – po­wie­działa cie­pło. – Że gdyby nie to, że wo­bec in­sty­tu­cji mał­żeń­stwa nie mam już żad­nych pla­nów, na­tych­miast wy­szła­bym za cie­bie za mąż.

Ar­tur za­ci­snął na mo­ment usta, ale za­raz po­tem zdo­był się na lekką od­po­wiedź, która do­sko­nale skry­wała jego praw­dziwe uczu­cia.

– Twoje ro­ga­liki są tak do­bre – ode­zwał się – że gdyby nie mocne po­sta­no­wie­nie, by już ni­gdy nie wpro­wa­dzać żad­nej ko­biety do swo­jego domu, to­bym się na­tych­miast z tobą oże­nił.

Do­brze to wy­my­ślił, od razu mógł to od­czy­tać z jej za­do­wo­lo­nej miny.

Pu­ściła mu oczko. Nie za­mie­rzała flir­to­wać, wie­dział o tym. Skoń­czyła pięć­dzie­siąt lat, świet­nie wy­glą­dała, ale wciąż nie wie­rzyła w swoją moc. Fa­ceci krę­cili się wo­kół niej, ale ona ich tylko prze­ga­niała. Ar­tur nie chciał być ko­lej­nym. Wy­brał więc przy­jaźń. I by­wało mu z tym cza­sami bar­dzo ciężko.

– Lu­bię spo­kój – po­wie­dział. Miał swoje słowa klu­cze, któ­rymi ła­two mógł pro­wa­dzić z nią roz­mowę. Wie­dział, co jej się spodoba.

– Ja też – po­twier­dziła Ame­lia zgod­nie z jego przy­pusz­cze­niem. Głów­nie o to te­raz dbała. I wła­śnie w tym sa­mym mo­men­cie, gdy oboje mieli już w pełni usta­lić, jak nie zno­szą nie­prze­wi­dzia­nych zda­rzeń, usły­szeli na­gle trzask gwał­tow­nie za­my­ka­nej bramki, a za­raz po­tem ener­giczne gniewne kroki na żwirku, któ­rym wy­sy­pana była ścieżka. W ten spo­sób cho­dzą osoby, które ja­sno chcą dać do zro­zu­mie­nia, co my­ślą o lu­dziach oraz świe­cie. I nie jest to pieśń uwiel­bie­nia.

– Cześć, cio­ciu!

Spo­cona sie­dem­na­sto­latka po­ca­ło­wała po­wie­trze wo­kół głowy Ame­lii, po czym opa­dła na rat­ta­nowy fo­tel, miaż­dżąc ja­sną po­duszkę. Czuła się tu­taj jak u sie­bie.

Ar­tur zer­k­nął na ze­ga­rek. Je­de­na­sta pięt­na­ście. Zuza zde­cy­do­wa­nie po­winna być jesz­cze w szkole. Ale nie ode­zwał się. Zda­wał so­bie sprawę, że na li­ście nie­bez­piecz­nych te­ma­tów, które można po­ru­szyć z na­sto­latką, ten edu­ka­cyjny znaj­duje się bar­dzo wy­soko.

– Ro­ga­lika? – za­py­tał za­stęp­czo, pod­su­wa­jąc jej ta­le­rzyk ze sztan­da­ro­wym wy­pie­kiem Ame­lii.

– A mogę – zgo­dziła się, choć w pierw­szym od­ru­chu chyba za­mie­rzała ina­czej od­po­wie­dzieć. Trudno się jed­nak nie sku­sić na taką py­chotę, na­wet je­śli czło­wiek prze­żywa wła­śnie po­ważny kry­zys. A może zwłasz­cza wtedy. Na­sto­latka wrzu­ciła so­bie ciastko do ust. Ob­ry­so­wane ciemną kredką spra­wiały dość po­nure wra­że­nie.

– Co sły­chać? – za­py­tała Ame­lia ostroż­nie, a Zuza uśmiech­nęła się po­nuro.

– Do­brze – od­parła wbrew ogól­nemu wra­że­niu smutku, ja­kie pły­nęło z jej po­chy­lo­nych ra­mion, oklap­nię­tych wło­sów, mrocz­nego ma­ki­jażu oraz ta­kiego sa­mego spoj­rze­nia. – Mogę się u cie­bie prze­spać kilka dni? – za­py­tała za­raz po­tem.

– Ja­sne – od­parła od­ru­chowo Ame­lia. – Ale bę­dziesz mieć da­lej do szkoły – ostrze­gła.

– Wiem prze­cież. – Dziew­czyna wy­glą­dała na bar­dzo zmę­czoną. Wy­raź­nie nie miała ochoty ni­czego tłu­ma­czyć. – I nie mów nic ma­mie – do­dała. – Bar­dzo pro­szę, to ważne.

– Jak to so­bie wy­obra­żasz?– zdu­miała się Ame­lia. – Mama nie prze­oczy faktu, że nie wró­ci­łaś na noc.

– Ow­szem. Prze­oczy – od­parła Zuza, przez chwilę z sa­tys­fak­cją spo­glą­da­jąc na ich za­sko­czone miny. – Wy­je­chała – do­dała, bo spra­wiali wra­że­nie, jakby za nic nie mieli za­miaru jej uwie­rzyć.

– No coś ty?! – Ame­lia aż się wzdry­gnęła. – Prze­cież rok szkolny jesz­cze się nie skoń­czył.

– Wła­śnie. – Zuza po­ki­wała zna­cząco głową, jakby to miało wiele wy­ja­śnić. W isto­cie tak też było. Wszy­scy wie­dzieli, jak ważna jest dla Magdy jej praca. – Po­le­ciała na Zan­zi­bar z no­wym part­ne­rem. – Ostat­nie słowo za­brzmiało dość zło­wiesz­czo. – Da­leko.

– To fakt – sko­men­to­wała ostroż­nie Ana­sta­zja. – Ka­wał drogi...

Czuła mocne na­pię­cie w tej opo­wie­ści. Zdu­miało ją przy tym, że ona sama o ni­czym nie wie. Magda, mama Zuzy, zwie­rzała jej się z każ­dej, na­wet drob­nej sprawy. Roz­ma­wiały czę­sto przez te­le­fon, od­wie­dzały się. Wy­da­wało się, że są na bie­żąco z waż­nymi te­ma­tami. A tu w jed­nym zda­niu zna­la­zły się aż trzy mocne no­winy. Ja­kiś nowy part­ner Magdy, eg­zo­tyczny wy­jazd, i to w roku szkol­nym, a do tego wy­raźne kło­poty z córką. Ame­lia nie mo­gła się w tym od­na­leźć. Za­wsze wy­da­wało się, że te dwie bar­dzo bli­skie jej istoty do­brze się ro­zu­mieją.

Chyba się jed­nak my­liła.

– Cio­ciu, pro­szę cię – ode­zwała się Zuza. Na­lała so­bie le­mo­niady z ka­rafki i piła za­chłan­nie. – Nic jej nie mów – po­pro­siła znowu, ocie­ra­jąc usta. Ciemna szminka nie drgnęła. – Prze­śpię się na pod­da­szu. Na­wet nie bę­dziesz wie­dzieć, że je­stem.

Wzięła do ręki jesz­cze jed­nego ro­ga­lika i po­szła, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, któ­rej zresztą za­sko­czona Ame­lia nie zdo­łała wy­ar­ty­ku­ło­wać. Zuza wy­glą­dała na przy­gnie­cioną ja­kimś zmar­twie­niem. Do tego ten dziwny ma­ki­jaż. Nie ma­lo­wała się do­tąd. Wszy­scy przy­zwy­cza­ili się do wi­ze­runku mi­łej dziew­czyny i na­gle taki szok.

Ame­lia i Ar­tur spoj­rzeli po so­bie.

– Nie wie­dzia­łaś?– za­py­tał męż­czy­zna, choć to ra­czej ja­sno wy­ni­kało z sy­tu­acji.

– Nic nie ro­zu­miem. – Ame­lia po­krę­ciła głową. – Magda mi nie mó­wiła, że się gdzieś wy­biera. Nie wspo­mi­na­jąc już o no­wym part­ne­rze. Poza tym wiesz, jaka ona jest. W roku szkol­nym nie opusz­cza ani jed­nego dnia w pracy. Ni­gdy się nie dała na­mó­wić na ża­den wy­jazd, a cza­sem oferty się po­ja­wiały ta­kie, że aż miło pa­trzeć. Zwłasz­cza poza se­zo­nem.

Ar­tur po­my­ślał, że jemu miło jest pa­trzeć na nią. Ale oczy­wi­ście zmil­czał ten fakt.

– Na­sto­latki – wes­tchnął. – Kto je zro­zu­mie? Włosy kręcą pro­stow­nicą, dla mnie to nie do ogar­nię­cia – pró­bo­wał żar­to­wać.

Uśmiech­nęła się, choć była zmar­twiona.

– Może o to Zuza ma do matki żal? – za­py­tała Ame­lia. – Wiesz, jak było. Praca za­wsze naj­waż­niej­sza.

– Tak się czę­sto układa. – Kiw­nął głową. – Czło­wiek naj­pierw się za­ha­ro­wuje, a po­tem się za­sta­na­wia, na co mu to wszystko było?

– Jak to na co?! – zde­ner­wo­wała się Ame­lia. – Dla dziecka.

– No wła­śnie. – Kiw­nął głową jesz­cze raz. – A ono po­tem wcale tego nie wi­dzi.

Do­sko­nale to ro­zu­miał. Miał dość chłodną re­la­cję z sy­nem i wiele dni swo­jego ży­cia spę­dził, gło­wiąc się nad tym, czym so­bie za­słu­żył na taki smu­tek. Nie róż­nił się zbyt­nio od in­nych oj­ców. Nie pił, na ni­kogo ręki nie pod­niósł, sta­rał się żyć uczci­wie. Pra­co­wał dużo, zbu­do­wał dom. A po­tem zo­stał w nim sam.

Uści­snęła mu dłoń, uśmiech­nęła się cie­pło. Wie­dział, że do­brze go ro­zu­mie. Nie oce­nia, choć mo­głaby, bo ona jako matka spi­sała się na me­dal. Dzieci ją uwiel­biały i od­wie­dzały czę­sto. A mimo tego czuł, że Ame­lia stoi po jego stro­nie. Jej nie­bie­skie oczy pa­trzyły na niego z bli­ska tak, że od razu po­czuł się le­piej.

Jak się w niej nie za­ko­chać? – za­sta­na­wiał się wie­lo­krot­nie. Ale mu­siał trzy­mać się wy­zna­czo­nych gra­nic. Ta­kie usta­liła za­sady.

– Może nic strasz­nego się nie dzieje – pró­bo­wał ją po­cie­szyć. – Dziew­czyna chwilę tu po­sie­dzi, od­pocz­nie i wszystko się ułoży. Naj­waż­niej­sze to za­cho­wać spo­kój. Magda tyle lat była sama, ma prawo wresz­cie ko­goś po­znać.

Już miała kiw­nąć głową na znak, że w pełni się z nim zga­dza, gdy znowu usły­szeli trzask gwał­tow­nie za­my­ka­nej bramki ogro­do­wej. I rów­nie sta­now­cze jak chwilę wcze­śniej kroki na żwirku, uzu­peł­nione o dźwięk kó­łek wa­lizki bez­li­to­śnie cią­gnię­tej po ka­my­kach.

– Magda?! – wy­szep­tała zdu­miona Ame­lia. – Czy nie miała być w dro­dze na Zan­zin­bar?

– Po­noć – po­twier­dził ostroż­nie Ar­tur. – Ale trzy­majmy nerwy na wo­dzy. Coś się dzieje i chyba bę­dzie po­trzebna zimna krew.

– Cześć! – Chwilkę póź­niej Magda pa­dła na krze­sło do­kład­nie tak samo jak jej córka jesz­cze przed mo­men­tem. Ale w prze­ci­wień­stwie do niej nie pa­trzyła na Ame­lię. Od­sta­wiła na bok wielką wa­lizkę – Nie py­taj... – za­częła. – Po­zwól mi tylko prze­no­co­wać kilka dni. I nic nie mów mo­jej córce. To ważne.

– To aku­rat może być trudne... – za­częła Ame­lia.

– Nie zo­rien­tuje się, że mnie nie ma – prze­rwała jej szybko przy­ja­ciółka. – My­śli, że wy­je­cha­łam. Prze­śpię się na pod­da­szu – do­dała szybko, jakby za­mie­rzała na­tych­miast tam się udać.

– O nie, nie. Nie! – za­pro­te­sto­wała gwał­tow­nie Ame­lia. – Po­cze­kaj.

– Tam mie­li­śmy pchły – pod­po­wie­dział szybko Ar­tur. – I te­raz okrop­nie śmier­dzi.

Go­spo­dyni zgro­miła go spoj­rze­niem, ale nie mógł się już wy­co­fać. Chciał po­móc, a to było pierw­sze, co przy­szło mu do głowy.

– Po­psi­ka­łem ja­kimś świń­stwem – do­dał szybko. – A na opa­ko­wa­niu było na­pi­sane, że przez dwa dni nie można spać w po­miesz­cze­niu.

– Ale skąd wyj­ście wzięli pchły? – Pa­trzyła na nich z ta­kim za­sko­cze­niem, że na­wet na chwilę za­po­mniała o wła­snych zmar­twie­niach.

– Wiesz... Ame­lia za­wsze chciała mieć psa – brnął da­lej Ar­tur. – No to przy­błą­kał się taki je­den.

– Na­prawdę? – znę­kana Magda na chwilę się oży­wiła. – I co?

Ame­lia się nie od­zy­wała. Stała z boku i pa­trzyła na Ar­tura, cie­kawa, jak z tego te­raz wy­brnie. Żad­nego zwie­rzaka prze­cież nie miała, cho­ciaż rze­czy­wi­ście zda­rzało jej się wspo­mi­nać, że miło by­łoby mieć ta­kiego to­wa­rzy­sza.

– Ano uciekł. – Ar­tur mach­nął dło­nią. – Wiesz, jak to jest. Zwie­rzak się przy­zwy­czai do wol­no­ści, to po­tem mu ciężko, cho­ciażby do­stał lep­sze wa­runki.

Magda zdu­miała się, bo wy­da­wało jej się, że męż­czy­zna spoj­rzał na Ame­lię zna­cząco. Jakby to był ja­kiś prze­kaz prze­zna­czony wy­łącz­nie dla niej.

– Aha – sko­men­to­wała krótko, po czym znowu oklap­nęła. Hi­sto­ria o psie wcią­gnęła ją, ale szybko się skoń­czyła i krótka chwila za­po­mnie­nia o wła­snych pro­ble­mach mi­nęła na do­bre. – To może w przy­bu­dówce? – za­pro­po­no­wała.

Dom Ame­lii był duży. Wy­cho­wała się w nim czwórka dzieci. Po­ja­wiały się mo­menty, że na­wet mimo spo­rego me­trażu było im tu cia­sno. Kiedy naj­star­szy syn się oże­nił, przez krótki czas miesz­kał tu­taj z dwójką dzieci, zro­biono wtedy z ga­rażu do­dat­kowe po­miesz­cze­nie. Po­tem nowa ro­dzina wy­pro­wa­dziła się na swoje. Za­raz po nich to samo uczy­niły młod­sze córki, mąż zmarł i na­gle Ame­lia zo­stała sama w wiel­kim domu. Nie bra­ko­wało jej te­raz wol­nych po­koi, ale bała się coś za­pro­po­no­wać. Prze­cież do­piero co obie­cała Zu­zie, że o ni­czym nie po­wie matce.

Nie mo­gła zna­leźć słów, nie przy­wy­kła do ukry­wa­nia waż­nych spraw przed przy­ja­ciółką.

– Przy­bu­dówka to nie­zły po­mysł – przy­znał Ar­tur, po­ma­ga­jąc jej, bo wy­raź­nie coś ją za­sto­po­wało. – Pójdę, otwo­rzę tam okno. Niech się prze­wie­trzy.

Ze­rwał się i zo­sta­wił przy­ja­ciółki same. To nie po­mo­gło, nie­zręczna ci­sza wy­da­wała się przez to jesz­cze bar­dziej doj­mu­jąca.

– Pro­szę cię, nie py­taj – po­wtó­rzyła jesz­cze raz Magda. – Po­trze­buję te­raz ko­goś życz­li­wego, przed kim nie będę mu­siała się tłu­ma­czyć.

Ame­lia i bez tej prośby mil­czała. Nie za­mie­rzała na­ci­skać, choć była za­sko­czona. Do tej pory wy­da­wało jej się, że od tego są przy­ja­ciele, żeby w trud­nej sy­tu­acji móc im po­wie­dzieć wszystko. Za­wsze też była prze­ko­nana, że nie ma ta­kiej tra­ge­dii ży­cio­wej, w któ­rej nie by­łyby z Magdą ra­zem. Nie­szczę­śliwe mał­żeń­stwo, śmierć, kło­poty z dziećmi, spła­ca­nie kre­dy­tów, do­ra­bia­nie się, tok­syczni sze­fo­wie, nie­szczę­śliwa mi­łość, sa­mot­ność. Wszystko to prze­ży­wały, wspie­ra­jąc się na­wza­jem. Co ta­kiego się te­raz stało, że Magda nie chciała o tym opo­wie­dzieć? Wy­obraź­nia Ame­lii miała swoje gra­nice i nie­zwy­kle szybko do nich do­tarła.

– Po­trze­bu­jesz chyba od­po­czynku – po­wie­działa ostroż­nie.

– Tak, bar­dzo – przy­znała Magda. – Bła­gam cię, ni­komu nie mów, że tu je­stem – do­dała szybko. – Zwłasz­cza gdyby py­tał o mnie ja­kiś męż­czy­zna.

O! – po­my­ślała Ame­lia. – To coś cał­kiem no­wego. Przy­ja­ciółka ra­czej nie mie­wała kło­po­tów z fa­ce­tami. Obie były zda­nia, że nie ma co kom­pli­ko­wać so­bie nimi ży­cia. W po­je­dynkę jest le­piej. Czy coś się w tym ukła­dzie zmie­niło?!

– Nie­ważne, jak by ci się wy­dał cza­ru­jący – mó­wiła da­lej Magda, a po­liczki aż jej się lekko za­ró­żo­wiły, trudno było oce­nić, czy z ner­wów, czy z prze­ję­cia. – Jest nie­bez­pieczny. Pro­szę cię, uwierz mi. – Magda wstała, po­chy­liła się nad sto­łem i wy­po­wie­działa te ostat­nie słowa z wiel­kim na­ci­skiem, przy­bli­ża­jąc się do przy­ja­ciółki. Z tej od­le­gło­ści wi­dać było, że ma pod­krą­żone oczy, co nada­wało jej cha­rak­te­ry­styczny wy­gląd osoby, która dużo pła­kała, mało spała i się mar­twi. – Obie­caj, do­brze?

– Ja­sne – zgo­dziła się szybko Ame­lia. – Wiesz, że mo­żesz na mnie li­czyć.

– Choćby nie wiem, jak do­bre na to­bie zro­bił wra­że­nie? – upew­niła się Magda.

– Tak, oczy­wi­ście. – Przy­ja­ciółka kiw­nęła ener­gicz­nie głową, a ja­sna grzywka pod­sko­czyła jej na czole.

Spoj­rzała w stronę bramki, która dzi­siaj zde­cy­do­wa­nie zbyt czę­sto była uży­wana jak na jej po­trzeby. Za­nie­po­ko­iła ją per­spek­tywa ja­kie­goś męż­czy­zny, któ­rego bę­dzie mu­siała stąd prze­ga­niać.

Może nikt wię­cej nie przyj­dzie... – po­my­ślała z na­dzieją.

– Chodź, we­zmę twoją wa­lizkę.

– Nie, nie trzeba – za­pro­te­sto­wała przy­ja­ciółka i zła­pała za swój ba­gaż. Po­cią­gnęła za rączkę i ru­szyła w stronę przy­bu­dówki. Wła­śnie wy­szedł z niej Ar­tur.

– Wszystko gra – po­wie­dział.

Ame­lia nie po­trze­bo­wała, by jej to mó­wił. Do­sko­nale zda­wała so­bie z tego sprawę. Od­kąd zo­stała w tym domu sama, utrzy­ma­nie po­rządku nie spra­wiało jej żad­nych trud­no­ści. Głów­nie z tego po­wodu, że nie miał kto ba­ła­ga­nić. Kie­dyś wy­star­czyło, że wszyst­kie dzieci prze­szły przez ła­zienkę, by się wie­czo­rem umyć, i po­miesz­cze­nie nada­wało się do ge­ne­ral­nego czysz­cze­nia. Dziś przez cały ty­dzień trudno było do­strzec ślady, że ktoś w ogóle tu mieszka. Ame­lia lu­biła sprzą­ta­nie i te­raz kiedy nie miała go tak bar­dzo dużo, spra­wiało jej szcze­gólną przy­jem­ność. Zda­wała więc so­bie sprawę, że do każ­dego miej­sca może wpu­ścić go­ścia, nie przy­go­to­wu­jąc się wcze­śniej. Co jed­nak wcale nie ozna­czało, że miała ochotę jesz­cze dzi­siaj ko­go­kol­wiek przyj­mo­wać.

– Po­ściel jest świeża – do­dał Ar­tur, a ona tylko kiw­nęła głową.

– Dzię­kuję ci. – Magda od­wró­ciła się i na­gle ją przy­tu­liła. – Kie­dyś o wszyst­kim opo­wiem. Może... – za­strze­gła się. – Ale nie te­raz. To skom­pli­ko­wana hi­sto­ria.

Na­prawdę mar­nie wy­glą­dała. I z bli­ska, i z da­leka. Ciemne włosy miała oklap­nięte, ja­kieś nędzne resztki ma­ki­jażu, który mógłby cho­ciaż tro­chę ukryć ka­ta­strofę, jaką wła­śnie prze­ży­wała. Usta cał­kiem blade.

– Je­steś głodna? – Ame­lia mocno się za­nie­po­ko­iła. – Coś ci przy­niosę.

– Nie, dzię­kuję. Mam ba­to­nika w to­rebce i bu­telkę wody. O, i wczo­raj­sze ka­napki – do­dała. – Jesz­cze się na­dają. Ni­czego wię­cej nie po­trze­buję. Tylko za­mknąć drzwi. Gdyby dzwo­niła moja córka, to po­wiedz jej, że po­le­cia­łam w po­dróż.

Na Zan­zi­bar? – chciała do­dać Magda, ale w porę ugry­zła się ję­zyk. Nie miała prawa prze­cież o tym wie­dzieć.

– Do­brze – zgo­dziła się znowu, za­sta­na­wia­jąc się jed­no­cze­śnie, czy nie kiwa głową tro­chę za czę­sto w ciągu ostat­nich kwa­dran­sów.

Po­pa­trzyła, jak drzwi za przy­ja­ciółką się za­my­kają, za­nim ona jesz­cze zdą­żyła do nich w ogóle do­trzeć. To ja­sny sy­gnał, że Magda mówi po­waż­nie. Nie chce ga­dać.

Ame­lia wró­ciła więc znowu na ta­ras. Kawa jej wy­sty­gła.

– Ta­kie mie­li­śmy przy­jemne plany. – Spoj­rzała na Ar­tura. – Po pro­stu sie­dzieć so­bie, pa­trzeć na sko­szoną trawę, kwiaty. A tu cią­gle ja­kieś nie­spo­dzianki.

– Może to już ko­niec? – wy­ra­ził swą na­dzieję Ar­tur i w tym mo­men­cie bramka znowu trza­snęła.

Ame­lia po­my­ślała, że ten dźwięk chyba jej się za­cznie śnić po no­cach. Tym bar­dziej że wła­śnie speł­niły się jej obawy. Spo­koj­nym, choć szyb­kim kro­kiem zmie­rzał w ich stronę nie­znany męż­czy­zna. Spra­wiał do­bre wra­że­nie, więc Ar­tur od­ru­chowo się do niego uśmiech­nął.

– Cze­kaj – wy­szep­tała Ame­lia, ła­piąc go za ra­mię. – Magda ostrze­gała, żeby się na niego nie na­brać. Po­dobno jest nie­bez­pieczny.

– Wy­gląda bar­dzo po­czci­wie.

– No wła­śnie. – Wy­pro­sto­wała się i pod­nio­sła głowę. – Ona mó­wiła, że tak bę­dzie. Uwa­żajmy. Obie­ca­łam, że nie dam się na­brać.

– Dużo obiet­nic.

– Fakt.

Tyle jesz­cze zdą­żyła do niego wy­szep­tać, gdy nie­zna­jomy pod­szedł bli­żej. Rze­czy­wi­ście spra­wiał nie­zwy­kle do­bro­tliwe wra­że­nie. Miał na so­bie dres, pod­ko­szu­lek i na­rzu­coną na to cienką kurtkę dżin­sową. Nie­bie­skie oczy uj­mo­wały szcze­rym wej­rze­niem, a miła twarz za­chę­cała do tego, żeby się do niego uśmiech­nąć i coś sym­pa­tycz­nego po­wie­dzieć. Po­mna jed­nak prze­stróg Magdy Ame­lia spo­waż­niała.

– Dzień do­bry – przy­wi­tał się. – Bar­dzo prze­pra­szam za naj­ście. Nie ma dzwonka przy furtce, a ja do­brze znam ten ad­res, bo kie­dyś pod­rzu­ca­łem tu­taj Magdę.

No tak. Wszystko się zga­dzało. Ame­lia rze­czy­wi­ście od lat nie zdo­łała jesz­cze za­ło­żyć tego cho­ler­nego dzwonka, który ze­psuł się już wieki temu. I przy­po­mniał jej się ko­lega z pracy, który cza­sem pod­wo­ził Magdę, a ona opo­wia­dała o nim nieco zbyt en­tu­zja­stycz­nie. Ale upie­rała się, że nic ich nie łą­czy. Tym­cza­sem te­raz mu­siała się przed nim cho­wać. Dziwne.

– Słu­cham. – Ame­lia pod­nio­sła się z fo­tela i po­de­szła bli­żej do tego nie­ty­po­wego in­truza.

Ar­tur na­tych­miast wstał i sta­nął obok niej go­tów bro­nić jej przed nie­zna­nym za­gro­że­niem.

– Szu­kam Magdy – po­wie­dział męż­czy­zna spo­koj­nie, choć cof­nął się o krok, wy­raź­nie za­sko­czony ich dość nie­życz­liwą po­stawą. – Czy ona się tu­taj przy­pad­kiem nie schro­niła? To bar­dzo ważne. Mu­szę jej prze­ka­zać wia­do­mość.

– Nie ma jej tu­taj, zu­peł­nie nie – pew­nym to­nem od­po­wie­działa Ame­lia, pil­nu­jąc, by głos jej nie za­drżał. Nie miała zbyt du­żej wprawy w kła­ma­niu.

– Szkoda... – Roz­cza­ro­wał się wy­raź­nie. – Ale gdyby cze­goś się pani do­wie­działa, pro­szę za­pi­sać mój nu­mer te­le­fonu.

Po­dał jej cy­fry, a ona wkle­pała je w swój smart­fon. Nie pla­no­wała jed­nak dzwo­nić do niego, je­śli prze­śla­do­wał jej przy­ja­ciółkę. Pró­bo­wała so­bie wy­obra­zić, ja­kim spo­so­bem ten po­czci­wiec mógłby za­gra­żać ko­bie­cie, ale cóż. Dawno się prze­ko­nała, że ten świat jest dość dziw­nie skon­stru­owany. Przy­stojny męż­czy­zna o szcze­rym wej­rze­niu może być złym czło­wie­kiem, a ktoś spra­wia­jący po­nure wra­że­nie skry­wać złote serce.

– Mam na imię Mar­cin – przed­sta­wił się męż­czy­zna.

Nie ode­zwała się. Za­pi­sała po­dane cy­fry i kiw­nęła głową, kiedy po­pro­sił raz jesz­cze, by dała znać.

– Mar­twię się – wspo­mniał. Chyba chciał usiąść, po­ga­dać, ale nie za­pro­siła go, a jej mina zde­cy­do­wa­nie nie za­chę­cała do bliż­szego kon­taktu. – Coś się dzieje z nią, ma kło­poty – do­dał. – Dziw­nie znik­nęła, a za­po­wie­działa na ten ty­dzień cztery spraw­dziany. Zwy­kle przy­wią­zuje dużą wagę do ta­kich spraw. Chciał­bym po­móc.

– Do­brze już, do­brze – wtrą­cił się Ar­tur. – Bę­dziemy mieć to na uwa­dze. Je­śli się cze­go­kol­wiek do­wiemy, po­dzie­limy się tą wie­dzą.

Męż­czy­zna wy­raź­nie się ucie­szył. Po­dał mu dłoń i po­że­gnał się, a od­cho­dząc, jesz­cze kil­ka­krot­nie się obej­rzał.

– Patrz, jaki dziad pod­stępny – po­wie­działa Ame­lia. – Na­prawdę da­ła­bym się na­brać, że to szcze­rze za­tro­skany ko­lega z pracy.

– Ale co on jej zro­bił i w jaki spo­sób? – Zdzi­wił się Ar­tur. – Magda jest dość roz­sądna. Może ją uwiódł?

Ame­lia zu­peł­nie w to nie wie­rzyła. Obie z Magdą były bar­dzo od­porne na wszel­kie sztuczki fa­ce­tów. Nie­raz o tym roz­ma­wiały.

Pa­trzyli z Ar­tu­rem na fa­ceta w dre­sie, który wła­śnie za­my­kał furtkę i jesz­cze się oglą­dał w ich stronę. Nie umieli go so­bie wy­obra­zić w ciem­nym gar­ni­tu­rze z różą w zę­bach, jak o pół­nocy wy­wo­dzi Magdę na ma­nowce, łu­dząc obiet­ni­cami po to, by coś zy­skać. Co zresztą? Za­li­cze­nie na pół­ro­cze dla syna? Magda nie miała żad­nych kon­tak­tów, wpły­wów ani wła­dzy.

– Kim on wła­ści­wie jest? – za­sta­na­wiał się Ar­tur. – Może nie tylko na­uczy­cie­lem? Róż­nie prze­cież bywa.

– A co ta­kiego ro­bił tu­taj wu­efi­sta ze szkoły mamy?

Drgnęli oboje. Żadne z nich nie usły­szało, jak od strony domu ci­cho po­de­szła Zuza.

– Szu­kał two­jej mamy – ostroż­nie od­parła Ame­lia.

– A, to moż­liwe. – Dziew­czyna stra­ciła od razu za­in­te­re­so­wa­nie. – Pew­nie coś na­kła­mała w szkole w spra­wie tego wy­jazdu. Nor­mal­nie by jej ra­czej nie pu­ścili.

– Co ty mó­wisz? – obu­rzyła się Ame­lia. – Twoja mama nie kła­mie.

Mało czego w ży­ciu była tak bar­dzo pewna. Znała Magdę jako osobę o szla­chet­nym uspo­so­bie­niu. Świetną wy­cho­waw­czy­nię ko­lej­nych klas, przy­ja­ciółkę, na któ­rej lo­jal­no­ści można za­wsze po­le­gać. Znały się od dawna, od­kąd Zuza była ma­lutka, i fak­tycz­nie Magda nie do­ty­kała nie­któ­rych te­ma­tów. Na przy­kład ni­gdy nie zdra­dziła Ame­lii, kto jest oj­cem jej córki. Jed­nak w żad­nym mo­men­cie ży­cia przy­ja­ciółka nie przy­ła­pała jej na kłam­stwie.

– Pro­szę cię, nie mów ta­kich rze­czy – do­dała jesz­cze.

– Mam do tego pełne prawo – po­wie­działa smutno dziew­czyna, po czym od­wró­ciła się na pię­cie i po­szła z po­wro­tem do domu. Je­żeli przy­była w ja­kimś celu lub o coś po­pro­sić, lub za­py­tać, to chyba zmie­niła zda­nie.

Ame­lia osłu­piała. Bunt może na­wet byłby zro­zu­miały. Na­sto­let­nie lata rzą­dzą się swo­imi pra­wami, ale Zuza wy­glą­dała jak młody zła­many pęd. Jakby ją przy­tło­czyło nie­szczę­ście nie do udźwi­gnię­cia. A prze­cież nic się nie stało. Jesz­cze dwa ty­go­dnie temu wy­grała za­wody pły­wac­kie i ska­kała w tym domu po kuchni, opo­wia­da­jąc, jak świet­nie jej po­szło. Wy­glą­dała jak naj­szczę­śliw­sza na­sto­latka pod słoń­cem.

– Ro­zu­miesz coś z tego? – Spoj­rzała na Ar­tura, czu­jąc mocne oszo­ło­mie­nie.

– Ja? – Po­krę­cił głową. – Nie. – Ar­tur chciał ra­czej roz­szy­fro­wać Ame­lię, nie jej przy­ja­ciółkę ani tym bar­dziej smutną na­sto­latkę, do któ­rej wnę­trza za­pewne bie­gła te­raz nie­zwy­kle skom­pli­ko­wana i na­je­żona prze­szko­dami ścieżka.

Usie­dli.

– Nie wiem, jak ja to zro­bię, żeby one się nie spo­tkały – po­wie­działa Ame­lia. – Nie mam też żad­nej pew­no­ści, czy tak po­winno być. Może wła­śnie do­brze, żeby ze sobą po­roz­ma­wiały. Coś się mię­dzy nimi nie układa naj­le­piej, a na ta­kie sprawy naj­lep­szym roz­wią­za­niem jest roz­mowa.

– Róż­nie bywa – od­parł Ar­tur oględ­nie.

Kilka razy pró­bo­wał się do­ga­dać ze swoim sy­nem i za­wsze źle się to dla niego koń­czyło. Usły­szał słowa, które spra­wiły mu jesz­cze więk­szą przy­krość, i miał wra­że­nie, że każda jego od­po­wiedź tylko po­głę­bia prze­paść mię­dzy nimi.

– Róż­nie bywa? – po­wtó­rzyła. Pa­trzyła na niego uważ­nie, ale on już ni­czego nie wy­ja­śniał.

– Może na ra­zie usza­nujmy jej prośbę – za­pro­po­no­wał, bo wy­czuł wiele na­pię­cia w obu ko­bie­tach. W ta­kich przy­pad­kach spraw­dza się spora doza de­li­kat­no­ści i ostroż­no­ści.

– Jak to so­bie wy­obra­żasz? – za­py­tała. – A po­siłki? Ła­zienka?

– Masz dwie – od­parł spo­koj­nie.

– Ow­szem, ale ten dom nie jest aż tak wielki, jak się wy­daje. Ja też tylko jedna. Je­śli będą chciały ze mną po­ga­dać, to spo­tka­nie jest nie­unik­nione.

– Ja bym tak bar­dzo tej chęci do ga­da­nia nie ob­sta­wiał – po­wie­dział Ar­tur ostroż­nie. – Na moje oko wy­gląda, że obie chcą wy­łącz­nie spo­koju i nie będą ci za­wra­cać głowy.

W tym mo­men­cie wzdłuż bramki pod­je­chało, a za­raz po­tem za­par­ko­wało duże ciemne bmw. Z ta­kich, co ro­bią wra­że­nie. Czło­wiek nie zna mo­delu, nie ma po­ję­cia, ile kosz­tuje, ale wie, że dużo. To auto nie jest z jego świata. Przez przy­ciem­niane szyby nie można było do­strzec, czy ktoś jest w środku.

– Czy ja mam słuszne wra­że­nie, że ktoś nas ob­ser­wuje, czy po pro­stu na­oglą­da­łem się za dużo fil­mów sen­sa­cyj­nych? – Ar­tur po­ru­szył ra­mio­nami, jakby chciał z sie­bie strzep­nąć od­czu­cie, że zza tych ciem­nych szyb ktoś pa­trzy i nie jest to życz­liwe spoj­rze­nie.

– Spo­koj­nie – po­wie­działa Ame­lia. – Nic nie mamy na su­mie­niu, nie ma po­wo­dów do obaw. Na­wet je­śli ktoś wpadłby na taki dziwny po­mysł, żeby nas ob­ser­wo­wać, to co ta­kiego zo­ba­czy? Że pi­jemy kawę, sie­dzimy so­bie w słońcu?

– Sko­si­łem ci trawę, nic w tym dziw­nego, że tu je­stem. – Ar­tur mimo woli po­ru­szył się nie­spo­koj­nie, od­ru­chowo szy­ku­jąc so­bie alibi. Ciemne auto wciąż stało bar­dzo bli­sko furtki. Po dłuż­szej chwili, kiedy męż­czy­zna już za­mie­rzał wstać i spraw­dzić, o co cho­dzi, gwał­tow­nie ru­szyło z miej­sca.

Ame­lia pa­trzyła za nim, a po­tem od­wró­ciła się w stronę Ar­tura.

– Szcze­rze po­wie­dziaw­szy – po­wie­działa po­woli, jakby do­piero te­raz coś przy­szło jej do głowy. – To jed­nak jest tro­chę dziwne, że tak o mnie dbasz. Masz dość swo­jej ro­boty. Bie­rzesz so­bie wolny dzień w pracy, żeby ko­sić mój traw­nik, cho­ciaż wiem, że w grun­cie rze­czy wcale tak bar­dzo tego nie lu­bisz. U sie­bie włą­czasz ko­siarkę, do­piero gdy już ab­so­lut­nie nie masz wyj­ścia.

Ar­tur przez mo­ment po­czuł chęć, by po­wie­dzieć prawdę. Oczy­wi­ście, że nie cho­dziło mu o ja­kieś głu­pie ro­boty ogrod­ni­cze, tylko o jej do­bro, to­wa­rzy­stwo, roz­mowę, bli­skość. Spoj­rzał jej w oczy i od razu się za­trzy­mał. Zbyt wiele miał do stra­ce­nia. Chyba nie prze­żyłby, gdyby zu­peł­nie od­mó­wiła mu kon­taktu. A z całą pew­no­ścią to wła­śnie zrobi, je­śli po­zna jego praw­dziwe mo­tywy. Miała to wy­pi­sane na twa­rzy.

– My­lisz się – po­wie­dział po­woli, było mu trudno znów za­cho­wy­wać lekki ton, kiedy jed­no­cze­śnie zma­gał się z bar­dzo waż­nymi uczu­ciami. – Po pro­stu za­czy­nam od cie­bie dla po­rządku, bo twój dom jest po pra­wej stro­nie. Moja mama za­wsze mó­wiła, że rze­czy na­leży ro­bić po ko­lei. Do­piję tę zimną kawę, zjem jesz­cze jed­nego ro­ga­lika i idę do sie­bie. Zo­ba­czysz, też będę tam ko­sił.

Miał wra­że­nie, że pa­trzy na niego nie­zwy­kle czuj­nie, jakby spraw­dzała jego praw­do­mów­ność. Nie po­ru­szali ta­kich te­ma­tów od dawna. Od­kąd w pewne wa­len­tynki wy­rwał się z bu­kie­tem kwia­tów, wi­nem i róż­nymi ro­man­tycz­nymi mrzon­kami. Le­dwo się wtedy wy­ra­to­wał. Długo mu­siał tłu­ma­czyć, że zu­peł­nie co in­nego miał na my­śli. Prze­cież kiedy męż­czy­zna robi ta­kie rze­czy, to wia­domo, że cho­dzi mu o przy­jaźń. To by było chyba jego naj­więk­sze osią­gnię­cie prze­ko­nać ją do tak nie­praw­do­po­dob­nej tezy. A jed­nak się udało. Może dla­tego, że też lu­biła jego to­wa­rzy­stwo i nie chciała tego tra­cić z po­wodu jed­nego błędu. Drugi raz na pewno jed­nak nie da­łaby się na­brać. Chcia­łaby go chro­nić przed cier­pie­niem z po­wodu nie­odwza­jem­nio­nej mi­ło­ści. Jakby to było moż­liwe.

Uśmiech­nął się, a po­tem wstał i za­czął coś spraw­dzać w sto­ją­cej nie­da­leko ko­siarce. Spra­wiał wra­że­nie cał­ko­wi­cie po­chło­nię­tego tą czyn­no­ścią.

Ame­lia po­zbie­rała fi­li­żanki, co Ar­tur od­czy­tał jako znak, że trzeba się zbie­rać.

Po­że­gnał się więc i rze­czy­wi­ście po­szedł do swo­jego domu ko­sić tę cho­lerną trawę, któ­rego to za­ję­cia, jak słusz­nie po­dej­rze­wała Ame­lia, szcze­rze i z ca­łego serca nie zno­sił. Kiedy ro­bił to dla niej, było jesz­cze w miarę przy­jem­nie. Kar­mił się jej spoj­rze­niem peł­nym po­dziwu, po­dzię­ko­wa­niami, tym, że ona czer­pała z tego ra­dość. Lu­biła swój wy­pie­lę­gno­wany ogród. Jemu było za­sad­ni­czo wszystko jedno. Mógłby bez pro­blemu i naj­mniej­szego żalu wy­ło­żyć kostką te dzie­sięć arów. Na ra­zie nie po­dej­mo­wał jed­nak żad­nych ra­dy­kal­nych de­cy­zji do­ty­czą­cych domu. Li­czył na to, że jego je­dyny syn kie­dyś tu­taj wróci.

Otwo­rzył drzwi i wszedł do pu­stego po­miesz­cze­nia. Bar­dzo nie lu­bił tej ci­szy. Szybko włą­czył ra­dio. Tra­fił na ja­kiś wy­wiad. Już chciał prze­łą­czyć, żeby zna­leźć mu­zykę, gdy za­cie­ka­wiły go słowa ko­biety, która opo­wia­dała na jed­nym z ka­na­łów o tym, jak te­raz lu­dzie łą­czą się w związki.

– Tylko pięć pro­cent męż­czyzn speł­nia ocze­ki­wa­nia ko­biet – mó­wiła. – Zwłasz­cza ko­biet wy­kształ­co­nych, sa­mo­dziel­nych, pew­nych swo­ich kry­te­riów. – Usiadł. Jakby mu na­gle nogi pod­cięło. Ab­so­lut­nie nie czuł się w tej gru­pie, która mo­głaby wy­grać. – Ko­biety te­raz wolą być same niż w byle ja­kich związ­kach – słu­chał da­lej.

No cóż, to przy­kre – po­my­ślał.

– A trendy rand­kowe wśród mło­dych lu­dzi z jed­nej strony pełne są tok­sycz­nych ma­ni­pu­la­cji, za­bawy uczu­ciami dru­giej osoby, ale też co­raz czę­ściej przy­bie­rają taki kie­ru­nek, że lu­dzie chcą rand­ko­wać, ale wcale nie po to, żeby się wią­zać. Po pro­stu dla sa­mej idei spo­ty­ka­nia się, po­zna­wa­nia no­wych lu­dzi, prze­ży­wa­nia ko­lej­nych do­świad­czeń. Dla czło­wieka, który szuka praw­dzi­wej mi­ło­ści, to może być pu­łapka – za­koń­czyła ko­bieta.

Włą­czono re­klamę, a Ar­tur opu­ścił ra­miona. Nie słu­chał po­czątku wy­wiadu, nie miał więc po­ję­cia, ja­kie kry­te­ria musi speł­nić ten szczę­śli­wiec, który za­li­cza się do wą­skiego grona pię­ciu pro­cent speł­nia­ją­cych ocze­ki­wa­nia. Gdyby mu się chciało wstać, pew­nie pod­szedłby do lu­stra, aby spoj­rzeć so­bie w oczy.

Po co jed­nak? Do­sko­nale znał swoją twarz. Kie­dyś jego żona mó­wiła mu, że jest przy­stojny. Nic jed­nak z tego nie wy­nik­nęło, bo i tak ode­szła z in­nym, zo­sta­wiw­szy mu na­sto­let­niego syna.

Nie – po­my­ślał. – Nie ode­zwę się do Ame­lii. Nie po­wiem jej szcze­rze, co czuję. Szczę­śliwe za­koń­cze­nia nie są dla wszyst­kich.

Roz­dział 2

Zuza przy­mknęła oczy tylko na chwilę. Le­dwo przy­ło­żyła głowę do po­duszki. To był świetny po­mysł. Zła rze­czy­wi­stość od razu znik­nęła. Po­ja­wiła się za to bez­kre­sna woda, błę­kitna i cie­pła, pew­nie ja­kieś eg­zo­tyczne mo­rze lub na­wet ocean.

Sa­muel wy­cho­dził na brzeg. Jego ciemna skóra błysz­czała od po­kry­wa­ją­cych ją kro­pel. Pa­trzył na nią. Naj­czę­ściej spo­ty­kali się na ba­se­nie, więc pew­nie nic w tym dziw­nego, że przy­śnił jej się w ta­kiej wła­śnie sce­ne­rii.

– Zuza! – za­wo­łał. – Po­cze­kaj na mnie. Za­raz koń­czę tre­ning!

Chciała, żeby mó­wił dłu­żej. Miał piękny głos, mo­gła go słu­chać bez końca.

Zgo­dziła się z nim spo­tkać. Ucie­szyła. I od razu za­częła cze­kać. Kiedy byli ra­zem, za­wsze zda­rzało się coś do­brego. Bo on był do­bry.

Uśmiech­nęła się, a w tym mo­men­cie Sa­muel się od­wró­cił. Za­czął wcho­dzić do wody. Głę­biej i głę­biej.

– Wra­caj! – wo­łała. – Pro­szę cię, nie idź tam!

Ale on na­wet się nie spoj­rzał w jej stronę. Nie na­pi­sał, nie przy­słał żad­nej wia­do­mo­ści...

Obu­dziła się gwał­tow­nie. Woda znik­nęła. Ciem­no­skóry chło­pak po­znany na pły­walni także. Uczu­cie ocze­ki­wa­nia na coś do­brego ra­zem z nim. Zo­stała tylko ta ostat­nia myśl ze snu. Naj­bar­dziej re­alna i bli­ska prawdy.

Nie na­pi­sał, nie przy­słał żad­nej wia­do­mo­ści.

Spoj­rzała na te­le­fon. Nic. Znowu nic. Ko­lejny dzień. Miała ochotę ści­snąć to cho­lerne urzą­dze­nie z ca­łej siły, żeby wresz­cie wy­pły­nęło z niego te kilka słów, które Sa­muel mu­siał prze­cież na­pi­sać, i może te­raz krążą gdzieś za­gu­bione po łą­czach in­ter­netu. Nie­moż­liwe, żeby tak po pro­stu ją zo­sta­wił. Nie po tym, co się wy­da­rzyło...

Jed­nak cią­głe prze­szu­ki­wa­nie ko­mu­ni­ka­to­rów nie po­ma­gało. Za­gu­biona wia­do­mość nie nad­cho­dziła.

Roz­dział 3

Ame­lia była go­towa do­trzy­mać da­nego przy­ja­ciółce słowa. Nie zdra­dzić jej córce ani ni­komu in­nemu miej­sca po­bytu i ochro­nić. Czuła się winna. Coś wy­da­rzyło się w ży­ciu Magdy, a ona po­pro­siła o po­moc do­piero w ostat­niej chwili, gdy było już bar­dzo źle.

Dla­czego nie za­dzwo­niła wcze­śniej? Nie po­ra­dziła się? Kon­tak­to­wały się na­wet w spra­wie wy­boru fi­ra­nek. A tu taka po­ważna kwe­stia i nic, jed­nej roz­mowy.

Ame­lia czuła się mocna w te­ma­cie związ­ków, zwłasz­cza z nie­bez­piecz­nymi męż­czy­znami. Roz­po­zna­łaby za­gro­że­nie, za­nim zdo­ła­łoby ono ko­mu­kol­wiek za­gro­zić.

A te­raz wszystko stało się trud­niej­sze do roz­wi­kła­nia, a ona mu­siała sta­wić temu czoła.

Za­częła od my­śli, że trzeba wresz­cie za­mon­to­wać ten cho­lerny do­mo­fon. Nie może tak być, że pół świata łazi so­bie tam i z po­wro­tem po jej po­se­sji, za­pewne za­chę­cone fak­tem, że wi­dzą go­spo­dy­nię na ta­ra­sie, kiedy stoją przy ni­skim ogro­dze­niu. Sto­lik był tak usta­wiony, żeby to Ame­lia mo­gła spoj­rzeć w stronę przy­by­wa­ją­cych. Ale jak wi­dać, przy­no­siło to też od­wrotny sku­tek. Lu­dzie naj­wy­raź­niej czuli się za­pro­szeni jej otwar­to­ścią.

Tak było nie­raz, to fakt. Ale ostat­nio na­si­liło się w stop­niu, ja­kiego się nie spo­dzie­wała. Drgnęła, bo ku swo­jemu zdu­mie­niu zo­ba­czyła ko­lej­nego fa­ceta. Są­dziła, że li­sta szu­ka­ją­cych Magdy męż­czyzn już się wy­czer­pała. Wy­glą­dało na to, że jed­nak nie.

Tym ra­zem gość pre­zen­to­wał się ina­czej niż nie­win­nie wy­glą­da­jący wu­efi­sta. Nie pod­je­chał też żad­nym ciem­nym, po­dej­rza­nym sa­mo­cho­dem, lecz zwy­kłą tak­sówką. On rów­nież nie za­wa­hał się ani chwili. Moc­nym ru­chem na­ci­snął klamkę, po czym wszedł do środka.

Za­nim Ame­lia zdą­żyła ogar­nąć swoje za­sko­cze­nie, sta­nął przed nią fa­cet, o ja­kim zwy­kle ko­biety w jej wieku ma­rzą. Wy­soki, po­stawny, przy­stojny, w gar­ni­tu­rze i bia­łej do­sko­nale wy­pra­so­wa­nej ko­szuli. Miał ładne oczy, a także śmia­łość w ge­stach i ru­chach.

O nie! – po­my­ślała od­ru­chowo. – Ja się na to nie na­biorę.

Do­szła do wnio­sku, że ten ra­czej przy­szedł do niej, nie do Magdy. Może szuka księ­go­wej, a po­tem jak wielu jej klien­tów bę­dzie się chciał umó­wić także pry­wat­nie i już robi so­bie grunt sze­ro­kim uśmie­chem i za­dba­nym wy­glą­dem? Z ja­kie­goś po­wodu usta­wieni ży­ciowo fa­ceci uwa­żali, że jej cze­goś do szczę­ścia bra­kuje, i wła­śnie oni mogą jej to dać. Ale szybko wy­pro­wa­dzała ich z błędu. Prze­stała się de­ner­wo­wać. Wie­działa, że szybko so­bie z nim po­ra­dzi.

– Dzień do­bry – ode­zwał się. – Prze­pra­szam za naj­ście, ale nie ma dzwonka. Mam na imię Ce­zary – przed­sta­wił się męż­czy­zna, po­chy­la­jąc w jej stronę. – Szu­kam Magdy Kor­nik. Po­wie­dziano mi, że może być u pani. Mam do niej bar­dzo pilną sprawę.

A jed­nak! – po­my­ślała Ame­lia. – Ostat­nio coś wiele osób pil­nie szuka tej dziew­czyny.

Jej przy­ja­ciółka do tej pory nie na­rze­kała na nad­miar mę­skiego to­wa­rzy­stwa i od lat sa­mot­nie wy­cho­wy­wała córkę. A te­raz pro­szę, do wy­boru, do ko­loru. Wy­spor­to­wany wu­efi­sta, te­raz ja­kiś kor­po­ra­cyjny ty­grys w gar­ni­tu­rze, kto jesz­cze? Prze­stępca w bmw? Pełny prze­krój spo­łeczny. To się do­cze­kała ob­fi­to­ści.

Dla­czego jed­nak ucie­kała? Wy­raź­nie się bała?

Ame­lia wy­pro­sto­wała się go­towa bro­nić przy­ja­ciółki przed wszel­kimi męż­czy­znami, do­wol­nego ro­dzaju. Któ­ryś z nich ją skrzyw­dził i to wy­star­czyło.

– Nie mam panu nic do po­wie­dze­nia – ode­zwała się sta­now­czo.

– Nie? – Zdzi­wił się, jakby wy­raź­nie ocze­ki­wał in­nej re­ak­cji.

– Nie znamy się i bar­dzo pro­szę o opusz­cze­nie mo­jej po­se­sji – do­dała ostro, choć jed­nak z pewną dozą uprzej­mo­ści. Mimo woli pod­da­wała się dziw­nej au­rze au­to­ry­tetu, jaka z niego biła.

Ame­lia zwy­kle le­piej wi­tała go­ści, któ­rych w rze­czy sa­mej lu­biła, po­dob­nie jak nowo po­zna­nych lu­dzi. Ten jed­nak nie miał szansy się o tym prze­ko­nać.

– Znam ją bar­dzo do­brze – po­wie­dział. – Je­stem le­ka­rzem i...

O nie! – zje­żyła się od razu Ame­lia. Przy­po­mniały jej się wszyst­kie naj­gor­sze rze­czy, które kie­dy­kol­wiek sły­szała o le­ka­rzach, i na­brała o nim jesz­cze gor­szego mnie­ma­nia. Im dłu­żej pa­trzył jej w oczy tym swoim po­zor­nie szcze­rym wej­rze­niem, tym bar­dziej była prze­ko­nana, że na­leży przed nim chro­nić przy­ja­ciółkę. Klocki za­częły jej się ukła­dać w od­po­wied­nich miej­scach. No tak, przy­szedł taki, na­opo­wia­dał jej ja­kichś słod­kich hi­sto­ry­jek, a po­tem zła­mał serce. Tylko czego u li­cha szu­kał u tej sza­rej dziew­czyny, pew­nie mógł mieć do­wolną liczbę la­sek chęt­nych, by spę­dzić z nim noc.

Nie miała ochoty szu­kać od­po­wie­dzi na te py­ta­nia, naj­waż­niej­sze to jak naj­szyb­ciej go spła­wić.

– Nie ma tu­taj Magdy – po­wie­działa. – Będę wdzięczna, je­śli pan się po­że­gna.

Wes­tchnął, po czym usiadł na krze­śle na­prze­ciwko niej. Pew­no­ści sie­bie zde­cy­do­wa­nie mu nie bra­ko­wało.

– Za­czy­nam ro­zu­mieć, dla­czego tak trudno było się z Magdą do­ga­dać – ode­zwał się, pa­trząc jej w oczy. – Wi­dać to ja­kiś ko­biecy klub, który ma w re­gu­la­mi­nie na pierw­szym miej­scu nie słu­chać dru­giej strony i nie dać ni­komu szansy na­wet się wy­po­wie­dzieć.

– Wie pan, że to jest naj­ście? – Ame­lia jesz­cze moc­niej się zde­ner­wo­wała. Nie miała ochoty na ta­kie pełne oce­nia­nia wnio­ski, które zresztą dość mocno ją do­tknęły. Nie ro­zu­miała dla­czego. Może po pro­stu ten fa­cet był wku­rza­jący i wszystko, co mó­wił, sta­wało się ta­kie samo?

Nie chciała się nad tym za­sta­na­wiać. A poza tym ist­niało wy­so­kie ry­zyko, że za chwilę Zuza albo Magda po­jawi się na ta­ra­sie z kub­kiem kawy czy her­baty. Nie mo­gli się spo­tkać. To jedno czuła wy­raź­nie.

– Spie­szę się do pracy – po­wie­działa. – Będę się mu­siała po­że­gnać. Pro­szę nie brać tego oso­bi­ście – do­dała nieco nie­szcze­rze. – Ale nie je­stem upo­waż­niona do roz­mów na te­mat przy­ja­ciółki.

– Je­stem ważną dla niej osobą i mam istotną in­for­ma­cję. – Fa­cet nie chciał ustą­pić. Chyba nie był przy­zwy­cza­jony do prze­gry­wa­nia.

– Przy­kro mi, pro­szę pana. – Przy­szedł jej na­gle do głowy istotny ar­gu­ment. – Ale gdyby w rze­czy­wi­sto­ści był pan waż­nym dla niej czło­wie­kiem, zna­li­by­śmy się. Magda jest dla mnie jak sio­stra.

– Wiem – po­twier­dził.

– Dla­czego więc ni­gdy o panu nie sły­sza­łam? – za­py­tała.

Za­milkł. Za­sta­na­wiał się przez chwilę nad od­po­wie­dzią i Ame­lia już wie­działa, że jej obawy są słuszne. Ten męż­czy­zna coś ukrywa i ra­czej nie są to do­bre rze­czy.

– A czy nie może mi pani po pro­stu za­ufać? – za­py­tał na­gle.

Ame­lia tylko się uśmiech­nęła. To było ostat­nie, co mo­głaby w tej sy­tu­acji zro­bić. Nie ufała fa­ce­tom tak mocno, jak tylko to moż­liwe. Na­uczył ją tego mąż. Okła­mał ją tyle razy i na tak wiele spo­so­bów, że na myśl o tym, jak była na­iwna, za­le­wał ją wstyd, a za­raz po­tem gniew. Nie za­mie­rzała ni­gdy wię­cej dać się na­brać. Żad­nego za­ufa­nia. Mowy nie ma.

– Nie, pro­szę pana – ode­zwała się gło­śno. – Może pan co naj­wy­żej zo­sta­wić swoją wi­zy­tówkę. Są­dzę, że pan ta­kowe po­siada. – Zmie­rzyła go jesz­cze raz wzro­kiem, sza­cu­jąc war­tość jego gar­ni­turu, ze­garka i bu­tów. – Do­my­ślam się, że też pan się spie­szy. Pew­nie do szpi­tala.

– Nie. – Po­krę­cił głową. Jej sta­now­czość wy­raź­nie nie ro­biła na nim wra­że­nia. – Miesz­kam i pra­cuję da­leko – od­parł spo­koj­nym gło­sem. – Mam tu aku­rat w Kra­ko­wie kon­fe­ren­cję przez trzy dni i dla­tego ko­niecz­nie chcia­łem się spo­tkać z Magdą. Tak się zło­żyło.

Uśmiech­nął się. Wy­glą­dał na czło­wieka bar­dzo za­do­wo­lo­nego ze swo­jego ży­cia. To ich tro­chę łą­czyło, bo ona też czuła się w do­brym punk­cie wła­snego.

– Pro­szę po­wie­dzieć, o co cho­dzi – ode­zwała się nieco ła­god­niej. Po­my­ślała, że to prze­cież wcale nie musi być fa­cet, przed któ­rym ostrze­gała ją Magda. Wspo­mi­nała za­le­d­wie o jed­nym, a tu ruch się ro­bił zde­cy­do­wa­nie więk­szy. Może gość jest jed­nak nie­winny? – Prze­każę jej wia­do­mość – obie­cała. – Z pew­no­ścią nie­długo się spo­tkam z przy­ja­ciółką. Albo do niej za­dzwo­nię?

– Nie­stety, to nie­moż­liwe. – Po­krę­cił głową. – Są rze­czy, które wy­ma­gają oso­bi­stej roz­mowy. Na­wet bez­po­śred­nio trudno jest nie­które sprawy wy­tłu­ma­czyć i do tego Mag­dzie... – Zro­bił taką minę, jakby całe ży­cie zaj­mo­wał się wy­ja­śnia­niem jej ja­kichś kwe­stii, a ona nie ro­zu­miała.

Ame­lia wi­działa go pierw­szy raz w ży­ciu. Była pewna, że obec­ność ta­kiego wy­ra­zi­stego męż­czy­zny by­łaby nie­moż­liwa do ukry­cia, gdyby znali się z Magdą la­tami. Poza tym prze­cież w ta­kim przy­padku nie mu­siałby jej tu­taj szu­kać. Miałby nu­mer te­le­fonu, ad­res do­mowy.