Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
44 osoby interesują się tą książką
Jak bardzo się mylimy, oceniając ludzi po pozorach.
Magda, zwyczajna kobieta, ma w życiu szczęście do idealnych mężczyzn. Pierwszy, świetnie zapowiadający się student medycyny, uczynił ją samotną matką. Drugi, uroczy dżentelmen obiecujący miłość, zostawił bez oszczędności i wiary w uczucia. Trzeci, zamożny pisarz o szczerym wejrzeniu, mąż pięknej kobiety, rozdrażnił, bo to jednak niesprawiedliwe, że jedni mają wszystko, a inni niewiele.
Jak się w tym wszystkim odnaleźć?
Zuza, jej córka, ma niewiele łatwiej. Miły chłopak, którego poznała na basenie, okazał się kimś zupełnie innym, niż sądziła. A najlepsza przyjaciółka zdradziła jej tajemnicę.
Amelia, kobieta po przejściach, pragnąca już tylko spokoju, znajduje się nagle w centrum całego zamieszania. I wszystkie jej życiowe mądrości okazują się nieskuteczne.
I co ma z tym wszystkim wspólnego mały pies o anielskim imieniu i ognistym charakterze, chora kobieta, a także mężczyzna, który przez pomyłkę zaprosił koleżankę z pracy na kawę?
W życiu nie chodzi o to, by przeczekać deszcz, ale tańczyć w jego kroplach. Ta myśl czasem dobrze określa nasz los.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 313
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 6 godz. 13 min
Rozdział 1
Magda kolejny raz spojrzała na telefon. Sto jedenaście nieodebranych połączeń! To raczej o czymś świadczy.
Mogłaby oczywiście tłumaczyć to jakimś wypadkiem. Ukradli mu telefon, utopił go niechcący w toalecie, zemdlał, stracił ładowarkę, coś ważnego się wydarzyło. Straciła całą noc, wymyślając różne scenariusze. Ale dłużej nie mogła się łudzić. O szóstej rano Michał zablokował ją na wszystkich komunikatorach. Po tym, jak przez wiele godzin wysyłała do niego wiadomości. Wszelkimi dostępnymi drogami.
Niepotrzebnie się jednak trudziła, wyjaśniając mu swoje położenie. Wychodziło na to, że on nie tylko doskonale rozumiał jej sytuację, ale najprawdopodobniej już wcześniej wszystko zaplanował.
I jeszcze ta jego jedyna wiadomość, jakiej się doczekała.
Kiedy zobaczyła ikonę powiadomienia, serce tak jej załomotało, że aż musiała chwilę odczekać, zanim otworzyła, bo bała się, że zemdleje. Ale równie dobrze mogła wcale tego nie czytać. Nie pomogło, a tylko powiększyło liczbę dręczących ją pytań. Napisał, że ją odszuka i odbierze, co mu się należy.
– Czyli co konkretnie? – zastanawiała się. – Przecież wszystko, co miała, już wziął.
Otoczenie, w jakim się znalazła, pokazywało to wyraźnie. Siedziała teraz na przystanku, była piąta rano. Otulała się cienkim swetrem, który słabo chronił przed porannym chłodem, ściskała w dłoni zimną rączkę walizki i nie wiedziała, co dalej robić. Nie miała odwagi wrócić do własnego mieszkania, spojrzeć córce w oczy.
Musiała pilnie uciekać, natychmiast schować się gdzieś, żeby zebrać myśli i podjąć jakieś sensowne decyzje.
Dobrze, że przynajmniej Zuza o niczym nie wie – pomyślała. – Jest bezpieczna. Wstanie za chwilę i pójdzie do szkoły. Potem trening na basenie. Zuza ma w tej dziedzinie niezłe osiągnięcia. Ta dziewczyna tak dobrze sobie radzi. Lubi się uczyć, pływać, ma świetnych przyjaciół. A ostatnio nawet się zakochała.
To początek relacji, ale Magda w głębi serca już się cieszyła. Chciała dla tej dziewczyny wszystkiego, co najlepsze.
Jak zawsze myśl o córce podniosła ją na duchu. To było jedyne, co jej w życiu naprawdę dobrze wyszło. Tak sądziła.
Nie wiedziała, że Zuza właśnie chowa szczoteczkę do zębów pomiędzy podręczniki, po czym wymyka się z mieszkania i udaje w dokładnie przeciwnym kierunku niż szkoła. Szybko ociera mokre od łez policzki. Ucieka z tą ważną myślą, żeby tylko matka o niczym się nie dowiedziała.
Kilka godzin później przyjaciółka Magdy, Amelia, siedziała na tarasie swojego domu i piła spokojnie drugą już kawę.
Przymknęła oczy. Słońce przyjemnie grzało jej twarz. Czuła się świetnie. Była w tym wieku, kiedy może już nie widzi się z bliska liter, za to idiotów dostrzega się z daleka. Ta kompetencja okazała się dość cenna życiowo.
Napiła się kawy, po czym odstawiła kubek na stół. Rozejrzała się po ogrodzie. A potem uśmiechnęła się do siedzącego obok mężczyzny.
– Skosiłeś mi trawę tak pięknie – powiedziała ciepło. – Że gdyby nie to, że wobec instytucji małżeństwa nie mam już żadnych planów, natychmiast wyszłabym za ciebie za mąż.
Artur zacisnął na moment usta, ale zaraz potem zdobył się na lekką odpowiedź, która doskonale skrywała jego prawdziwe uczucia.
– Twoje rogaliki są tak dobre – odezwał się – że gdyby nie mocne postanowienie, by już nigdy nie wprowadzać żadnej kobiety do swojego domu, tobym się natychmiast z tobą ożenił.
Dobrze to wymyślił, od razu mógł to odczytać z jej zadowolonej miny.
Puściła mu oczko. Nie zamierzała flirtować, wiedział o tym. Skończyła pięćdziesiąt lat, świetnie wyglądała, ale wciąż nie wierzyła w swoją moc. Faceci kręcili się wokół niej, ale ona ich tylko przeganiała. Artur nie chciał być kolejnym. Wybrał więc przyjaźń. I bywało mu z tym czasami bardzo ciężko.
– Lubię spokój – powiedział. Miał swoje słowa klucze, którymi łatwo mógł prowadzić z nią rozmowę. Wiedział, co jej się spodoba.
– Ja też – potwierdziła Amelia zgodnie z jego przypuszczeniem. Głównie o to teraz dbała. I właśnie w tym samym momencie, gdy oboje mieli już w pełni ustalić, jak nie znoszą nieprzewidzianych zdarzeń, usłyszeli nagle trzask gwałtownie zamykanej bramki, a zaraz potem energiczne gniewne kroki na żwirku, którym wysypana była ścieżka. W ten sposób chodzą osoby, które jasno chcą dać do zrozumienia, co myślą o ludziach oraz świecie. I nie jest to pieśń uwielbienia.
– Cześć, ciociu!
Spocona siedemnastolatka pocałowała powietrze wokół głowy Amelii, po czym opadła na rattanowy fotel, miażdżąc jasną poduszkę. Czuła się tutaj jak u siebie.
Artur zerknął na zegarek. Jedenasta piętnaście. Zuza zdecydowanie powinna być jeszcze w szkole. Ale nie odezwał się. Zdawał sobie sprawę, że na liście niebezpiecznych tematów, które można poruszyć z nastolatką, ten edukacyjny znajduje się bardzo wysoko.
– Rogalika? – zapytał zastępczo, podsuwając jej talerzyk ze sztandarowym wypiekiem Amelii.
– A mogę – zgodziła się, choć w pierwszym odruchu chyba zamierzała inaczej odpowiedzieć. Trudno się jednak nie skusić na taką pychotę, nawet jeśli człowiek przeżywa właśnie poważny kryzys. A może zwłaszcza wtedy. Nastolatka wrzuciła sobie ciastko do ust. Obrysowane ciemną kredką sprawiały dość ponure wrażenie.
– Co słychać? – zapytała Amelia ostrożnie, a Zuza uśmiechnęła się ponuro.
– Dobrze – odparła wbrew ogólnemu wrażeniu smutku, jakie płynęło z jej pochylonych ramion, oklapniętych włosów, mrocznego makijażu oraz takiego samego spojrzenia. – Mogę się u ciebie przespać kilka dni? – zapytała zaraz potem.
– Jasne – odparła odruchowo Amelia. – Ale będziesz mieć dalej do szkoły – ostrzegła.
– Wiem przecież. – Dziewczyna wyglądała na bardzo zmęczoną. Wyraźnie nie miała ochoty niczego tłumaczyć. – I nie mów nic mamie – dodała. – Bardzo proszę, to ważne.
– Jak to sobie wyobrażasz?– zdumiała się Amelia. – Mama nie przeoczy faktu, że nie wróciłaś na noc.
– Owszem. Przeoczy – odparła Zuza, przez chwilę z satysfakcją spoglądając na ich zaskoczone miny. – Wyjechała – dodała, bo sprawiali wrażenie, jakby za nic nie mieli zamiaru jej uwierzyć.
– No coś ty?! – Amelia aż się wzdrygnęła. – Przecież rok szkolny jeszcze się nie skończył.
– Właśnie. – Zuza pokiwała znacząco głową, jakby to miało wiele wyjaśnić. W istocie tak też było. Wszyscy wiedzieli, jak ważna jest dla Magdy jej praca. – Poleciała na Zanzibar z nowym partnerem. – Ostatnie słowo zabrzmiało dość złowieszczo. – Daleko.
– To fakt – skomentowała ostrożnie Anastazja. – Kawał drogi...
Czuła mocne napięcie w tej opowieści. Zdumiało ją przy tym, że ona sama o niczym nie wie. Magda, mama Zuzy, zwierzała jej się z każdej, nawet drobnej sprawy. Rozmawiały często przez telefon, odwiedzały się. Wydawało się, że są na bieżąco z ważnymi tematami. A tu w jednym zdaniu znalazły się aż trzy mocne nowiny. Jakiś nowy partner Magdy, egzotyczny wyjazd, i to w roku szkolnym, a do tego wyraźne kłopoty z córką. Amelia nie mogła się w tym odnaleźć. Zawsze wydawało się, że te dwie bardzo bliskie jej istoty dobrze się rozumieją.
Chyba się jednak myliła.
– Ciociu, proszę cię – odezwała się Zuza. Nalała sobie lemoniady z karafki i piła zachłannie. – Nic jej nie mów – poprosiła znowu, ocierając usta. Ciemna szminka nie drgnęła. – Prześpię się na poddaszu. Nawet nie będziesz wiedzieć, że jestem.
Wzięła do ręki jeszcze jednego rogalika i poszła, nie czekając na odpowiedź, której zresztą zaskoczona Amelia nie zdołała wyartykułować. Zuza wyglądała na przygniecioną jakimś zmartwieniem. Do tego ten dziwny makijaż. Nie malowała się dotąd. Wszyscy przyzwyczaili się do wizerunku miłej dziewczyny i nagle taki szok.
Amelia i Artur spojrzeli po sobie.
– Nie wiedziałaś?– zapytał mężczyzna, choć to raczej jasno wynikało z sytuacji.
– Nic nie rozumiem. – Amelia pokręciła głową. – Magda mi nie mówiła, że się gdzieś wybiera. Nie wspominając już o nowym partnerze. Poza tym wiesz, jaka ona jest. W roku szkolnym nie opuszcza ani jednego dnia w pracy. Nigdy się nie dała namówić na żaden wyjazd, a czasem oferty się pojawiały takie, że aż miło patrzeć. Zwłaszcza poza sezonem.
Artur pomyślał, że jemu miło jest patrzeć na nią. Ale oczywiście zmilczał ten fakt.
– Nastolatki – westchnął. – Kto je zrozumie? Włosy kręcą prostownicą, dla mnie to nie do ogarnięcia – próbował żartować.
Uśmiechnęła się, choć była zmartwiona.
– Może o to Zuza ma do matki żal? – zapytała Amelia. – Wiesz, jak było. Praca zawsze najważniejsza.
– Tak się często układa. – Kiwnął głową. – Człowiek najpierw się zaharowuje, a potem się zastanawia, na co mu to wszystko było?
– Jak to na co?! – zdenerwowała się Amelia. – Dla dziecka.
– No właśnie. – Kiwnął głową jeszcze raz. – A ono potem wcale tego nie widzi.
Doskonale to rozumiał. Miał dość chłodną relację z synem i wiele dni swojego życia spędził, głowiąc się nad tym, czym sobie zasłużył na taki smutek. Nie różnił się zbytnio od innych ojców. Nie pił, na nikogo ręki nie podniósł, starał się żyć uczciwie. Pracował dużo, zbudował dom. A potem został w nim sam.
Uścisnęła mu dłoń, uśmiechnęła się ciepło. Wiedział, że dobrze go rozumie. Nie ocenia, choć mogłaby, bo ona jako matka spisała się na medal. Dzieci ją uwielbiały i odwiedzały często. A mimo tego czuł, że Amelia stoi po jego stronie. Jej niebieskie oczy patrzyły na niego z bliska tak, że od razu poczuł się lepiej.
Jak się w niej nie zakochać? – zastanawiał się wielokrotnie. Ale musiał trzymać się wyznaczonych granic. Takie ustaliła zasady.
– Może nic strasznego się nie dzieje – próbował ją pocieszyć. – Dziewczyna chwilę tu posiedzi, odpocznie i wszystko się ułoży. Najważniejsze to zachować spokój. Magda tyle lat była sama, ma prawo wreszcie kogoś poznać.
Już miała kiwnąć głową na znak, że w pełni się z nim zgadza, gdy znowu usłyszeli trzask gwałtownie zamykanej bramki ogrodowej. I równie stanowcze jak chwilę wcześniej kroki na żwirku, uzupełnione o dźwięk kółek walizki bezlitośnie ciągniętej po kamykach.
– Magda?! – wyszeptała zdumiona Amelia. – Czy nie miała być w drodze na Zanzinbar?
– Ponoć – potwierdził ostrożnie Artur. – Ale trzymajmy nerwy na wodzy. Coś się dzieje i chyba będzie potrzebna zimna krew.
– Cześć! – Chwilkę później Magda padła na krzesło dokładnie tak samo jak jej córka jeszcze przed momentem. Ale w przeciwieństwie do niej nie patrzyła na Amelię. Odstawiła na bok wielką walizkę – Nie pytaj... – zaczęła. – Pozwól mi tylko przenocować kilka dni. I nic nie mów mojej córce. To ważne.
– To akurat może być trudne... – zaczęła Amelia.
– Nie zorientuje się, że mnie nie ma – przerwała jej szybko przyjaciółka. – Myśli, że wyjechałam. Prześpię się na poddaszu – dodała szybko, jakby zamierzała natychmiast tam się udać.
– O nie, nie. Nie! – zaprotestowała gwałtownie Amelia. – Poczekaj.
– Tam mieliśmy pchły – podpowiedział szybko Artur. – I teraz okropnie śmierdzi.
Gospodyni zgromiła go spojrzeniem, ale nie mógł się już wycofać. Chciał pomóc, a to było pierwsze, co przyszło mu do głowy.
– Popsikałem jakimś świństwem – dodał szybko. – A na opakowaniu było napisane, że przez dwa dni nie można spać w pomieszczeniu.
– Ale skąd wyjście wzięli pchły? – Patrzyła na nich z takim zaskoczeniem, że nawet na chwilę zapomniała o własnych zmartwieniach.
– Wiesz... Amelia zawsze chciała mieć psa – brnął dalej Artur. – No to przybłąkał się taki jeden.
– Naprawdę? – znękana Magda na chwilę się ożywiła. – I co?
Amelia się nie odzywała. Stała z boku i patrzyła na Artura, ciekawa, jak z tego teraz wybrnie. Żadnego zwierzaka przecież nie miała, chociaż rzeczywiście zdarzało jej się wspominać, że miło byłoby mieć takiego towarzysza.
– Ano uciekł. – Artur machnął dłonią. – Wiesz, jak to jest. Zwierzak się przyzwyczai do wolności, to potem mu ciężko, chociażby dostał lepsze warunki.
Magda zdumiała się, bo wydawało jej się, że mężczyzna spojrzał na Amelię znacząco. Jakby to był jakiś przekaz przeznaczony wyłącznie dla niej.
– Aha – skomentowała krótko, po czym znowu oklapnęła. Historia o psie wciągnęła ją, ale szybko się skończyła i krótka chwila zapomnienia o własnych problemach minęła na dobre. – To może w przybudówce? – zaproponowała.
Dom Amelii był duży. Wychowała się w nim czwórka dzieci. Pojawiały się momenty, że nawet mimo sporego metrażu było im tu ciasno. Kiedy najstarszy syn się ożenił, przez krótki czas mieszkał tutaj z dwójką dzieci, zrobiono wtedy z garażu dodatkowe pomieszczenie. Potem nowa rodzina wyprowadziła się na swoje. Zaraz po nich to samo uczyniły młodsze córki, mąż zmarł i nagle Amelia została sama w wielkim domu. Nie brakowało jej teraz wolnych pokoi, ale bała się coś zaproponować. Przecież dopiero co obiecała Zuzie, że o niczym nie powie matce.
Nie mogła znaleźć słów, nie przywykła do ukrywania ważnych spraw przed przyjaciółką.
– Przybudówka to niezły pomysł – przyznał Artur, pomagając jej, bo wyraźnie coś ją zastopowało. – Pójdę, otworzę tam okno. Niech się przewietrzy.
Zerwał się i zostawił przyjaciółki same. To nie pomogło, niezręczna cisza wydawała się przez to jeszcze bardziej dojmująca.
– Proszę cię, nie pytaj – powtórzyła jeszcze raz Magda. – Potrzebuję teraz kogoś życzliwego, przed kim nie będę musiała się tłumaczyć.
Amelia i bez tej prośby milczała. Nie zamierzała naciskać, choć była zaskoczona. Do tej pory wydawało jej się, że od tego są przyjaciele, żeby w trudnej sytuacji móc im powiedzieć wszystko. Zawsze też była przekonana, że nie ma takiej tragedii życiowej, w której nie byłyby z Magdą razem. Nieszczęśliwe małżeństwo, śmierć, kłopoty z dziećmi, spłacanie kredytów, dorabianie się, toksyczni szefowie, nieszczęśliwa miłość, samotność. Wszystko to przeżywały, wspierając się nawzajem. Co takiego się teraz stało, że Magda nie chciała o tym opowiedzieć? Wyobraźnia Amelii miała swoje granice i niezwykle szybko do nich dotarła.
– Potrzebujesz chyba odpoczynku – powiedziała ostrożnie.
– Tak, bardzo – przyznała Magda. – Błagam cię, nikomu nie mów, że tu jestem – dodała szybko. – Zwłaszcza gdyby pytał o mnie jakiś mężczyzna.
O! – pomyślała Amelia. – To coś całkiem nowego. Przyjaciółka raczej nie miewała kłopotów z facetami. Obie były zdania, że nie ma co komplikować sobie nimi życia. W pojedynkę jest lepiej. Czy coś się w tym układzie zmieniło?!
– Nieważne, jak by ci się wydał czarujący – mówiła dalej Magda, a policzki aż jej się lekko zaróżowiły, trudno było ocenić, czy z nerwów, czy z przejęcia. – Jest niebezpieczny. Proszę cię, uwierz mi. – Magda wstała, pochyliła się nad stołem i wypowiedziała te ostatnie słowa z wielkim naciskiem, przybliżając się do przyjaciółki. Z tej odległości widać było, że ma podkrążone oczy, co nadawało jej charakterystyczny wygląd osoby, która dużo płakała, mało spała i się martwi. – Obiecaj, dobrze?
– Jasne – zgodziła się szybko Amelia. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
– Choćby nie wiem, jak dobre na tobie zrobił wrażenie? – upewniła się Magda.
– Tak, oczywiście. – Przyjaciółka kiwnęła energicznie głową, a jasna grzywka podskoczyła jej na czole.
Spojrzała w stronę bramki, która dzisiaj zdecydowanie zbyt często była używana jak na jej potrzeby. Zaniepokoiła ją perspektywa jakiegoś mężczyzny, którego będzie musiała stąd przeganiać.
Może nikt więcej nie przyjdzie... – pomyślała z nadzieją.
– Chodź, wezmę twoją walizkę.
– Nie, nie trzeba – zaprotestowała przyjaciółka i złapała za swój bagaż. Pociągnęła za rączkę i ruszyła w stronę przybudówki. Właśnie wyszedł z niej Artur.
– Wszystko gra – powiedział.
Amelia nie potrzebowała, by jej to mówił. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Odkąd została w tym domu sama, utrzymanie porządku nie sprawiało jej żadnych trudności. Głównie z tego powodu, że nie miał kto bałaganić. Kiedyś wystarczyło, że wszystkie dzieci przeszły przez łazienkę, by się wieczorem umyć, i pomieszczenie nadawało się do generalnego czyszczenia. Dziś przez cały tydzień trudno było dostrzec ślady, że ktoś w ogóle tu mieszka. Amelia lubiła sprzątanie i teraz kiedy nie miała go tak bardzo dużo, sprawiało jej szczególną przyjemność. Zdawała więc sobie sprawę, że do każdego miejsca może wpuścić gościa, nie przygotowując się wcześniej. Co jednak wcale nie oznaczało, że miała ochotę jeszcze dzisiaj kogokolwiek przyjmować.
– Pościel jest świeża – dodał Artur, a ona tylko kiwnęła głową.
– Dziękuję ci. – Magda odwróciła się i nagle ją przytuliła. – Kiedyś o wszystkim opowiem. Może... – zastrzegła się. – Ale nie teraz. To skomplikowana historia.
Naprawdę marnie wyglądała. I z bliska, i z daleka. Ciemne włosy miała oklapnięte, jakieś nędzne resztki makijażu, który mógłby chociaż trochę ukryć katastrofę, jaką właśnie przeżywała. Usta całkiem blade.
– Jesteś głodna? – Amelia mocno się zaniepokoiła. – Coś ci przyniosę.
– Nie, dziękuję. Mam batonika w torebce i butelkę wody. O, i wczorajsze kanapki – dodała. – Jeszcze się nadają. Niczego więcej nie potrzebuję. Tylko zamknąć drzwi. Gdyby dzwoniła moja córka, to powiedz jej, że poleciałam w podróż.
Na Zanzibar? – chciała dodać Magda, ale w porę ugryzła się język. Nie miała prawa przecież o tym wiedzieć.
– Dobrze – zgodziła się znowu, zastanawiając się jednocześnie, czy nie kiwa głową trochę za często w ciągu ostatnich kwadransów.
Popatrzyła, jak drzwi za przyjaciółką się zamykają, zanim ona jeszcze zdążyła do nich w ogóle dotrzeć. To jasny sygnał, że Magda mówi poważnie. Nie chce gadać.
Amelia wróciła więc znowu na taras. Kawa jej wystygła.
– Takie mieliśmy przyjemne plany. – Spojrzała na Artura. – Po prostu siedzieć sobie, patrzeć na skoszoną trawę, kwiaty. A tu ciągle jakieś niespodzianki.
– Może to już koniec? – wyraził swą nadzieję Artur i w tym momencie bramka znowu trzasnęła.
Amelia pomyślała, że ten dźwięk chyba jej się zacznie śnić po nocach. Tym bardziej że właśnie spełniły się jej obawy. Spokojnym, choć szybkim krokiem zmierzał w ich stronę nieznany mężczyzna. Sprawiał dobre wrażenie, więc Artur odruchowo się do niego uśmiechnął.
– Czekaj – wyszeptała Amelia, łapiąc go za ramię. – Magda ostrzegała, żeby się na niego nie nabrać. Podobno jest niebezpieczny.
– Wygląda bardzo poczciwie.
– No właśnie. – Wyprostowała się i podniosła głowę. – Ona mówiła, że tak będzie. Uważajmy. Obiecałam, że nie dam się nabrać.
– Dużo obietnic.
– Fakt.
Tyle jeszcze zdążyła do niego wyszeptać, gdy nieznajomy podszedł bliżej. Rzeczywiście sprawiał niezwykle dobrotliwe wrażenie. Miał na sobie dres, podkoszulek i narzuconą na to cienką kurtkę dżinsową. Niebieskie oczy ujmowały szczerym wejrzeniem, a miła twarz zachęcała do tego, żeby się do niego uśmiechnąć i coś sympatycznego powiedzieć. Pomna jednak przestróg Magdy Amelia spoważniała.
– Dzień dobry – przywitał się. – Bardzo przepraszam za najście. Nie ma dzwonka przy furtce, a ja dobrze znam ten adres, bo kiedyś podrzucałem tutaj Magdę.
No tak. Wszystko się zgadzało. Amelia rzeczywiście od lat nie zdołała jeszcze założyć tego cholernego dzwonka, który zepsuł się już wieki temu. I przypomniał jej się kolega z pracy, który czasem podwoził Magdę, a ona opowiadała o nim nieco zbyt entuzjastycznie. Ale upierała się, że nic ich nie łączy. Tymczasem teraz musiała się przed nim chować. Dziwne.
– Słucham. – Amelia podniosła się z fotela i podeszła bliżej do tego nietypowego intruza.
Artur natychmiast wstał i stanął obok niej gotów bronić jej przed nieznanym zagrożeniem.
– Szukam Magdy – powiedział mężczyzna spokojnie, choć cofnął się o krok, wyraźnie zaskoczony ich dość nieżyczliwą postawą. – Czy ona się tutaj przypadkiem nie schroniła? To bardzo ważne. Muszę jej przekazać wiadomość.
– Nie ma jej tutaj, zupełnie nie – pewnym tonem odpowiedziała Amelia, pilnując, by głos jej nie zadrżał. Nie miała zbyt dużej wprawy w kłamaniu.
– Szkoda... – Rozczarował się wyraźnie. – Ale gdyby czegoś się pani dowiedziała, proszę zapisać mój numer telefonu.
Podał jej cyfry, a ona wklepała je w swój smartfon. Nie planowała jednak dzwonić do niego, jeśli prześladował jej przyjaciółkę. Próbowała sobie wyobrazić, jakim sposobem ten poczciwiec mógłby zagrażać kobiecie, ale cóż. Dawno się przekonała, że ten świat jest dość dziwnie skonstruowany. Przystojny mężczyzna o szczerym wejrzeniu może być złym człowiekiem, a ktoś sprawiający ponure wrażenie skrywać złote serce.
– Mam na imię Marcin – przedstawił się mężczyzna.
Nie odezwała się. Zapisała podane cyfry i kiwnęła głową, kiedy poprosił raz jeszcze, by dała znać.
– Martwię się – wspomniał. Chyba chciał usiąść, pogadać, ale nie zaprosiła go, a jej mina zdecydowanie nie zachęcała do bliższego kontaktu. – Coś się dzieje z nią, ma kłopoty – dodał. – Dziwnie zniknęła, a zapowiedziała na ten tydzień cztery sprawdziany. Zwykle przywiązuje dużą wagę do takich spraw. Chciałbym pomóc.
– Dobrze już, dobrze – wtrącił się Artur. – Będziemy mieć to na uwadze. Jeśli się czegokolwiek dowiemy, podzielimy się tą wiedzą.
Mężczyzna wyraźnie się ucieszył. Podał mu dłoń i pożegnał się, a odchodząc, jeszcze kilkakrotnie się obejrzał.
– Patrz, jaki dziad podstępny – powiedziała Amelia. – Naprawdę dałabym się nabrać, że to szczerze zatroskany kolega z pracy.
– Ale co on jej zrobił i w jaki sposób? – Zdziwił się Artur. – Magda jest dość rozsądna. Może ją uwiódł?
Amelia zupełnie w to nie wierzyła. Obie z Magdą były bardzo odporne na wszelkie sztuczki facetów. Nieraz o tym rozmawiały.
Patrzyli z Arturem na faceta w dresie, który właśnie zamykał furtkę i jeszcze się oglądał w ich stronę. Nie umieli go sobie wyobrazić w ciemnym garniturze z różą w zębach, jak o północy wywodzi Magdę na manowce, łudząc obietnicami po to, by coś zyskać. Co zresztą? Zaliczenie na półrocze dla syna? Magda nie miała żadnych kontaktów, wpływów ani władzy.
– Kim on właściwie jest? – zastanawiał się Artur. – Może nie tylko nauczycielem? Różnie przecież bywa.
– A co takiego robił tutaj wuefista ze szkoły mamy?
Drgnęli oboje. Żadne z nich nie usłyszało, jak od strony domu cicho podeszła Zuza.
– Szukał twojej mamy – ostrożnie odparła Amelia.
– A, to możliwe. – Dziewczyna straciła od razu zainteresowanie. – Pewnie coś nakłamała w szkole w sprawie tego wyjazdu. Normalnie by jej raczej nie puścili.
– Co ty mówisz? – oburzyła się Amelia. – Twoja mama nie kłamie.
Mało czego w życiu była tak bardzo pewna. Znała Magdę jako osobę o szlachetnym usposobieniu. Świetną wychowawczynię kolejnych klas, przyjaciółkę, na której lojalności można zawsze polegać. Znały się od dawna, odkąd Zuza była malutka, i faktycznie Magda nie dotykała niektórych tematów. Na przykład nigdy nie zdradziła Amelii, kto jest ojcem jej córki. Jednak w żadnym momencie życia przyjaciółka nie przyłapała jej na kłamstwie.
– Proszę cię, nie mów takich rzeczy – dodała jeszcze.
– Mam do tego pełne prawo – powiedziała smutno dziewczyna, po czym odwróciła się na pięcie i poszła z powrotem do domu. Jeżeli przybyła w jakimś celu lub o coś poprosić, lub zapytać, to chyba zmieniła zdanie.
Amelia osłupiała. Bunt może nawet byłby zrozumiały. Nastoletnie lata rządzą się swoimi prawami, ale Zuza wyglądała jak młody złamany pęd. Jakby ją przytłoczyło nieszczęście nie do udźwignięcia. A przecież nic się nie stało. Jeszcze dwa tygodnie temu wygrała zawody pływackie i skakała w tym domu po kuchni, opowiadając, jak świetnie jej poszło. Wyglądała jak najszczęśliwsza nastolatka pod słońcem.
– Rozumiesz coś z tego? – Spojrzała na Artura, czując mocne oszołomienie.
– Ja? – Pokręcił głową. – Nie. – Artur chciał raczej rozszyfrować Amelię, nie jej przyjaciółkę ani tym bardziej smutną nastolatkę, do której wnętrza zapewne biegła teraz niezwykle skomplikowana i najeżona przeszkodami ścieżka.
Usiedli.
– Nie wiem, jak ja to zrobię, żeby one się nie spotkały – powiedziała Amelia. – Nie mam też żadnej pewności, czy tak powinno być. Może właśnie dobrze, żeby ze sobą porozmawiały. Coś się między nimi nie układa najlepiej, a na takie sprawy najlepszym rozwiązaniem jest rozmowa.
– Różnie bywa – odparł Artur oględnie.
Kilka razy próbował się dogadać ze swoim synem i zawsze źle się to dla niego kończyło. Usłyszał słowa, które sprawiły mu jeszcze większą przykrość, i miał wrażenie, że każda jego odpowiedź tylko pogłębia przepaść między nimi.
– Różnie bywa? – powtórzyła. Patrzyła na niego uważnie, ale on już niczego nie wyjaśniał.
– Może na razie uszanujmy jej prośbę – zaproponował, bo wyczuł wiele napięcia w obu kobietach. W takich przypadkach sprawdza się spora doza delikatności i ostrożności.
– Jak to sobie wyobrażasz? – zapytała. – A posiłki? Łazienka?
– Masz dwie – odparł spokojnie.
– Owszem, ale ten dom nie jest aż tak wielki, jak się wydaje. Ja też tylko jedna. Jeśli będą chciały ze mną pogadać, to spotkanie jest nieuniknione.
– Ja bym tak bardzo tej chęci do gadania nie obstawiał – powiedział Artur ostrożnie. – Na moje oko wygląda, że obie chcą wyłącznie spokoju i nie będą ci zawracać głowy.
W tym momencie wzdłuż bramki podjechało, a zaraz potem zaparkowało duże ciemne bmw. Z takich, co robią wrażenie. Człowiek nie zna modelu, nie ma pojęcia, ile kosztuje, ale wie, że dużo. To auto nie jest z jego świata. Przez przyciemniane szyby nie można było dostrzec, czy ktoś jest w środku.
– Czy ja mam słuszne wrażenie, że ktoś nas obserwuje, czy po prostu naoglądałem się za dużo filmów sensacyjnych? – Artur poruszył ramionami, jakby chciał z siebie strzepnąć odczucie, że zza tych ciemnych szyb ktoś patrzy i nie jest to życzliwe spojrzenie.
– Spokojnie – powiedziała Amelia. – Nic nie mamy na sumieniu, nie ma powodów do obaw. Nawet jeśli ktoś wpadłby na taki dziwny pomysł, żeby nas obserwować, to co takiego zobaczy? Że pijemy kawę, siedzimy sobie w słońcu?
– Skosiłem ci trawę, nic w tym dziwnego, że tu jestem. – Artur mimo woli poruszył się niespokojnie, odruchowo szykując sobie alibi. Ciemne auto wciąż stało bardzo blisko furtki. Po dłuższej chwili, kiedy mężczyzna już zamierzał wstać i sprawdzić, o co chodzi, gwałtownie ruszyło z miejsca.
Amelia patrzyła za nim, a potem odwróciła się w stronę Artura.
– Szczerze powiedziawszy – powiedziała powoli, jakby dopiero teraz coś przyszło jej do głowy. – To jednak jest trochę dziwne, że tak o mnie dbasz. Masz dość swojej roboty. Bierzesz sobie wolny dzień w pracy, żeby kosić mój trawnik, chociaż wiem, że w gruncie rzeczy wcale tak bardzo tego nie lubisz. U siebie włączasz kosiarkę, dopiero gdy już absolutnie nie masz wyjścia.
Artur przez moment poczuł chęć, by powiedzieć prawdę. Oczywiście, że nie chodziło mu o jakieś głupie roboty ogrodnicze, tylko o jej dobro, towarzystwo, rozmowę, bliskość. Spojrzał jej w oczy i od razu się zatrzymał. Zbyt wiele miał do stracenia. Chyba nie przeżyłby, gdyby zupełnie odmówiła mu kontaktu. A z całą pewnością to właśnie zrobi, jeśli pozna jego prawdziwe motywy. Miała to wypisane na twarzy.
– Mylisz się – powiedział powoli, było mu trudno znów zachowywać lekki ton, kiedy jednocześnie zmagał się z bardzo ważnymi uczuciami. – Po prostu zaczynam od ciebie dla porządku, bo twój dom jest po prawej stronie. Moja mama zawsze mówiła, że rzeczy należy robić po kolei. Dopiję tę zimną kawę, zjem jeszcze jednego rogalika i idę do siebie. Zobaczysz, też będę tam kosił.
Miał wrażenie, że patrzy na niego niezwykle czujnie, jakby sprawdzała jego prawdomówność. Nie poruszali takich tematów od dawna. Odkąd w pewne walentynki wyrwał się z bukietem kwiatów, winem i różnymi romantycznymi mrzonkami. Ledwo się wtedy wyratował. Długo musiał tłumaczyć, że zupełnie co innego miał na myśli. Przecież kiedy mężczyzna robi takie rzeczy, to wiadomo, że chodzi mu o przyjaźń. To by było chyba jego największe osiągnięcie przekonać ją do tak nieprawdopodobnej tezy. A jednak się udało. Może dlatego, że też lubiła jego towarzystwo i nie chciała tego tracić z powodu jednego błędu. Drugi raz na pewno jednak nie dałaby się nabrać. Chciałaby go chronić przed cierpieniem z powodu nieodwzajemnionej miłości. Jakby to było możliwe.
Uśmiechnął się, a potem wstał i zaczął coś sprawdzać w stojącej niedaleko kosiarce. Sprawiał wrażenie całkowicie pochłoniętego tą czynnością.
Amelia pozbierała filiżanki, co Artur odczytał jako znak, że trzeba się zbierać.
Pożegnał się więc i rzeczywiście poszedł do swojego domu kosić tę cholerną trawę, którego to zajęcia, jak słusznie podejrzewała Amelia, szczerze i z całego serca nie znosił. Kiedy robił to dla niej, było jeszcze w miarę przyjemnie. Karmił się jej spojrzeniem pełnym podziwu, podziękowaniami, tym, że ona czerpała z tego radość. Lubiła swój wypielęgnowany ogród. Jemu było zasadniczo wszystko jedno. Mógłby bez problemu i najmniejszego żalu wyłożyć kostką te dziesięć arów. Na razie nie podejmował jednak żadnych radykalnych decyzji dotyczących domu. Liczył na to, że jego jedyny syn kiedyś tutaj wróci.
Otworzył drzwi i wszedł do pustego pomieszczenia. Bardzo nie lubił tej ciszy. Szybko włączył radio. Trafił na jakiś wywiad. Już chciał przełączyć, żeby znaleźć muzykę, gdy zaciekawiły go słowa kobiety, która opowiadała na jednym z kanałów o tym, jak teraz ludzie łączą się w związki.
– Tylko pięć procent mężczyzn spełnia oczekiwania kobiet – mówiła. – Zwłaszcza kobiet wykształconych, samodzielnych, pewnych swoich kryteriów. – Usiadł. Jakby mu nagle nogi podcięło. Absolutnie nie czuł się w tej grupie, która mogłaby wygrać. – Kobiety teraz wolą być same niż w byle jakich związkach – słuchał dalej.
No cóż, to przykre – pomyślał.
– A trendy randkowe wśród młodych ludzi z jednej strony pełne są toksycznych manipulacji, zabawy uczuciami drugiej osoby, ale też coraz częściej przybierają taki kierunek, że ludzie chcą randkować, ale wcale nie po to, żeby się wiązać. Po prostu dla samej idei spotykania się, poznawania nowych ludzi, przeżywania kolejnych doświadczeń. Dla człowieka, który szuka prawdziwej miłości, to może być pułapka – zakończyła kobieta.
Włączono reklamę, a Artur opuścił ramiona. Nie słuchał początku wywiadu, nie miał więc pojęcia, jakie kryteria musi spełnić ten szczęśliwiec, który zalicza się do wąskiego grona pięciu procent spełniających oczekiwania. Gdyby mu się chciało wstać, pewnie podszedłby do lustra, aby spojrzeć sobie w oczy.
Po co jednak? Doskonale znał swoją twarz. Kiedyś jego żona mówiła mu, że jest przystojny. Nic jednak z tego nie wyniknęło, bo i tak odeszła z innym, zostawiwszy mu nastoletniego syna.
Nie – pomyślał. – Nie odezwę się do Amelii. Nie powiem jej szczerze, co czuję. Szczęśliwe zakończenia nie są dla wszystkich.
Rozdział 2
Zuza przymknęła oczy tylko na chwilę. Ledwo przyłożyła głowę do poduszki. To był świetny pomysł. Zła rzeczywistość od razu zniknęła. Pojawiła się za to bezkresna woda, błękitna i ciepła, pewnie jakieś egzotyczne morze lub nawet ocean.
Samuel wychodził na brzeg. Jego ciemna skóra błyszczała od pokrywających ją kropel. Patrzył na nią. Najczęściej spotykali się na basenie, więc pewnie nic w tym dziwnego, że przyśnił jej się w takiej właśnie scenerii.
– Zuza! – zawołał. – Poczekaj na mnie. Zaraz kończę trening!
Chciała, żeby mówił dłużej. Miał piękny głos, mogła go słuchać bez końca.
Zgodziła się z nim spotkać. Ucieszyła. I od razu zaczęła czekać. Kiedy byli razem, zawsze zdarzało się coś dobrego. Bo on był dobry.
Uśmiechnęła się, a w tym momencie Samuel się odwrócił. Zaczął wchodzić do wody. Głębiej i głębiej.
– Wracaj! – wołała. – Proszę cię, nie idź tam!
Ale on nawet się nie spojrzał w jej stronę. Nie napisał, nie przysłał żadnej wiadomości...
Obudziła się gwałtownie. Woda zniknęła. Ciemnoskóry chłopak poznany na pływalni także. Uczucie oczekiwania na coś dobrego razem z nim. Została tylko ta ostatnia myśl ze snu. Najbardziej realna i bliska prawdy.
Nie napisał, nie przysłał żadnej wiadomości.
Spojrzała na telefon. Nic. Znowu nic. Kolejny dzień. Miała ochotę ścisnąć to cholerne urządzenie z całej siły, żeby wreszcie wypłynęło z niego te kilka słów, które Samuel musiał przecież napisać, i może teraz krążą gdzieś zagubione po łączach internetu. Niemożliwe, żeby tak po prostu ją zostawił. Nie po tym, co się wydarzyło...
Jednak ciągłe przeszukiwanie komunikatorów nie pomagało. Zagubiona wiadomość nie nadchodziła.
Rozdział 3
Amelia była gotowa dotrzymać danego przyjaciółce słowa. Nie zdradzić jej córce ani nikomu innemu miejsca pobytu i ochronić. Czuła się winna. Coś wydarzyło się w życiu Magdy, a ona poprosiła o pomoc dopiero w ostatniej chwili, gdy było już bardzo źle.
Dlaczego nie zadzwoniła wcześniej? Nie poradziła się? Kontaktowały się nawet w sprawie wyboru firanek. A tu taka poważna kwestia i nic, jednej rozmowy.
Amelia czuła się mocna w temacie związków, zwłaszcza z niebezpiecznymi mężczyznami. Rozpoznałaby zagrożenie, zanim zdołałoby ono komukolwiek zagrozić.
A teraz wszystko stało się trudniejsze do rozwikłania, a ona musiała stawić temu czoła.
Zaczęła od myśli, że trzeba wreszcie zamontować ten cholerny domofon. Nie może tak być, że pół świata łazi sobie tam i z powrotem po jej posesji, zapewne zachęcone faktem, że widzą gospodynię na tarasie, kiedy stoją przy niskim ogrodzeniu. Stolik był tak ustawiony, żeby to Amelia mogła spojrzeć w stronę przybywających. Ale jak widać, przynosiło to też odwrotny skutek. Ludzie najwyraźniej czuli się zaproszeni jej otwartością.
Tak było nieraz, to fakt. Ale ostatnio nasiliło się w stopniu, jakiego się nie spodziewała. Drgnęła, bo ku swojemu zdumieniu zobaczyła kolejnego faceta. Sądziła, że lista szukających Magdy mężczyzn już się wyczerpała. Wyglądało na to, że jednak nie.
Tym razem gość prezentował się inaczej niż niewinnie wyglądający wuefista. Nie podjechał też żadnym ciemnym, podejrzanym samochodem, lecz zwykłą taksówką. On również nie zawahał się ani chwili. Mocnym ruchem nacisnął klamkę, po czym wszedł do środka.
Zanim Amelia zdążyła ogarnąć swoje zaskoczenie, stanął przed nią facet, o jakim zwykle kobiety w jej wieku marzą. Wysoki, postawny, przystojny, w garniturze i białej doskonale wyprasowanej koszuli. Miał ładne oczy, a także śmiałość w gestach i ruchach.
O nie! – pomyślała odruchowo. – Ja się na to nie nabiorę.
Doszła do wniosku, że ten raczej przyszedł do niej, nie do Magdy. Może szuka księgowej, a potem jak wielu jej klientów będzie się chciał umówić także prywatnie i już robi sobie grunt szerokim uśmiechem i zadbanym wyglądem? Z jakiegoś powodu ustawieni życiowo faceci uważali, że jej czegoś do szczęścia brakuje, i właśnie oni mogą jej to dać. Ale szybko wyprowadzała ich z błędu. Przestała się denerwować. Wiedziała, że szybko sobie z nim poradzi.
– Dzień dobry – odezwał się. – Przepraszam za najście, ale nie ma dzwonka. Mam na imię Cezary – przedstawił się mężczyzna, pochylając w jej stronę. – Szukam Magdy Kornik. Powiedziano mi, że może być u pani. Mam do niej bardzo pilną sprawę.
A jednak! – pomyślała Amelia. – Ostatnio coś wiele osób pilnie szuka tej dziewczyny.
Jej przyjaciółka do tej pory nie narzekała na nadmiar męskiego towarzystwa i od lat samotnie wychowywała córkę. A teraz proszę, do wyboru, do koloru. Wysportowany wuefista, teraz jakiś korporacyjny tygrys w garniturze, kto jeszcze? Przestępca w bmw? Pełny przekrój społeczny. To się doczekała obfitości.
Dlaczego jednak uciekała? Wyraźnie się bała?
Amelia wyprostowała się gotowa bronić przyjaciółki przed wszelkimi mężczyznami, dowolnego rodzaju. Któryś z nich ją skrzywdził i to wystarczyło.
– Nie mam panu nic do powiedzenia – odezwała się stanowczo.
– Nie? – Zdziwił się, jakby wyraźnie oczekiwał innej reakcji.
– Nie znamy się i bardzo proszę o opuszczenie mojej posesji – dodała ostro, choć jednak z pewną dozą uprzejmości. Mimo woli poddawała się dziwnej aurze autorytetu, jaka z niego biła.
Amelia zwykle lepiej witała gości, których w rzeczy samej lubiła, podobnie jak nowo poznanych ludzi. Ten jednak nie miał szansy się o tym przekonać.
– Znam ją bardzo dobrze – powiedział. – Jestem lekarzem i...
O nie! – zjeżyła się od razu Amelia. Przypomniały jej się wszystkie najgorsze rzeczy, które kiedykolwiek słyszała o lekarzach, i nabrała o nim jeszcze gorszego mniemania. Im dłużej patrzył jej w oczy tym swoim pozornie szczerym wejrzeniem, tym bardziej była przekonana, że należy przed nim chronić przyjaciółkę. Klocki zaczęły jej się układać w odpowiednich miejscach. No tak, przyszedł taki, naopowiadał jej jakichś słodkich historyjek, a potem złamał serce. Tylko czego u licha szukał u tej szarej dziewczyny, pewnie mógł mieć dowolną liczbę lasek chętnych, by spędzić z nim noc.
Nie miała ochoty szukać odpowiedzi na te pytania, najważniejsze to jak najszybciej go spławić.
– Nie ma tutaj Magdy – powiedziała. – Będę wdzięczna, jeśli pan się pożegna.
Westchnął, po czym usiadł na krześle naprzeciwko niej. Pewności siebie zdecydowanie mu nie brakowało.
– Zaczynam rozumieć, dlaczego tak trudno było się z Magdą dogadać – odezwał się, patrząc jej w oczy. – Widać to jakiś kobiecy klub, który ma w regulaminie na pierwszym miejscu nie słuchać drugiej strony i nie dać nikomu szansy nawet się wypowiedzieć.
– Wie pan, że to jest najście? – Amelia jeszcze mocniej się zdenerwowała. Nie miała ochoty na takie pełne oceniania wnioski, które zresztą dość mocno ją dotknęły. Nie rozumiała dlaczego. Może po prostu ten facet był wkurzający i wszystko, co mówił, stawało się takie samo?
Nie chciała się nad tym zastanawiać. A poza tym istniało wysokie ryzyko, że za chwilę Zuza albo Magda pojawi się na tarasie z kubkiem kawy czy herbaty. Nie mogli się spotkać. To jedno czuła wyraźnie.
– Spieszę się do pracy – powiedziała. – Będę się musiała pożegnać. Proszę nie brać tego osobiście – dodała nieco nieszczerze. – Ale nie jestem upoważniona do rozmów na temat przyjaciółki.
– Jestem ważną dla niej osobą i mam istotną informację. – Facet nie chciał ustąpić. Chyba nie był przyzwyczajony do przegrywania.
– Przykro mi, proszę pana. – Przyszedł jej nagle do głowy istotny argument. – Ale gdyby w rzeczywistości był pan ważnym dla niej człowiekiem, znalibyśmy się. Magda jest dla mnie jak siostra.
– Wiem – potwierdził.
– Dlaczego więc nigdy o panu nie słyszałam? – zapytała.
Zamilkł. Zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią i Amelia już wiedziała, że jej obawy są słuszne. Ten mężczyzna coś ukrywa i raczej nie są to dobre rzeczy.
– A czy nie może mi pani po prostu zaufać? – zapytał nagle.
Amelia tylko się uśmiechnęła. To było ostatnie, co mogłaby w tej sytuacji zrobić. Nie ufała facetom tak mocno, jak tylko to możliwe. Nauczył ją tego mąż. Okłamał ją tyle razy i na tak wiele sposobów, że na myśl o tym, jak była naiwna, zalewał ją wstyd, a zaraz potem gniew. Nie zamierzała nigdy więcej dać się nabrać. Żadnego zaufania. Mowy nie ma.
– Nie, proszę pana – odezwała się głośno. – Może pan co najwyżej zostawić swoją wizytówkę. Sądzę, że pan takowe posiada. – Zmierzyła go jeszcze raz wzrokiem, szacując wartość jego garnituru, zegarka i butów. – Domyślam się, że też pan się spieszy. Pewnie do szpitala.
– Nie. – Pokręcił głową. Jej stanowczość wyraźnie nie robiła na nim wrażenia. – Mieszkam i pracuję daleko – odparł spokojnym głosem. – Mam tu akurat w Krakowie konferencję przez trzy dni i dlatego koniecznie chciałem się spotkać z Magdą. Tak się złożyło.
Uśmiechnął się. Wyglądał na człowieka bardzo zadowolonego ze swojego życia. To ich trochę łączyło, bo ona też czuła się w dobrym punkcie własnego.
– Proszę powiedzieć, o co chodzi – odezwała się nieco łagodniej. Pomyślała, że to przecież wcale nie musi być facet, przed którym ostrzegała ją Magda. Wspominała zaledwie o jednym, a tu ruch się robił zdecydowanie większy. Może gość jest jednak niewinny? – Przekażę jej wiadomość – obiecała. – Z pewnością niedługo się spotkam z przyjaciółką. Albo do niej zadzwonię?
– Niestety, to niemożliwe. – Pokręcił głową. – Są rzeczy, które wymagają osobistej rozmowy. Nawet bezpośrednio trudno jest niektóre sprawy wytłumaczyć i do tego Magdzie... – Zrobił taką minę, jakby całe życie zajmował się wyjaśnianiem jej jakichś kwestii, a ona nie rozumiała.
Amelia widziała go pierwszy raz w życiu. Była pewna, że obecność takiego wyrazistego mężczyzny byłaby niemożliwa do ukrycia, gdyby znali się z Magdą latami. Poza tym przecież w takim przypadku nie musiałby jej tutaj szukać. Miałby numer telefonu, adres domowy.