Uzyskaj dostęp do tej i ponad 180000 książek od 9,99 zł miesięcznie
Wszyscy kochają prawdę, ale to skomplikowana miłość. Jak przyjdzie co do czego, bardziej kusi słodki smak kłamstwa.
Vincent to słynny youtuber kulinarny. Jest przystojny i uwielbiany, mieszka w romantycznej starej willi odziedziczonej po dziadku. Charyzmatyczny przodek dał mu nie tylko posiadłość, lecz także zeszyt z przepisami na potrawy, które kiedyś przyrządzał w prestiżowej francuskiej restauracji. Idealna sytuacja?
Mnóstwo kobiet kocha go wirtualnie. W tym również Wiki, która uwielbia zmiany – farbuje włosy tak często, że nawet jej narzeczony za nią nie nadąża. Franek to ciepły, serdeczny mężczyzna. Wzór męża dla Wiki?
Mirki nikt nie oszuka. Wynajęta przez Wiktorię detektyw specjalizująca się w tropieniu wszelkich kłamstw jest twarda i rzeczowa. Ma na swoim koncie wiele rozwiązanych spraw. Ale wyciąganie sekretów na światło dzienne zwykle przynosi kłopoty.
Czy kiedy wszyscy spojrzą prawdzie w oczy, coś się wreszcie zmieni?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 315
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 8 godz. 9 min
Lektor: Marta Markowicz
Rozdział 1
Rodzinna tajemnica
Franek rozglądał się intensywnie.
Czekał na narzeczoną. Niby rzecz normalna. Bliska osoba, pozornie łatwo dostrzec ją w tłumie. Ale nie z Wiki takie numery! Na ślubie kuzynki rodzona matka jej nie poznała. A Franek omal nie dostał konkretnym lewym sierpowym od przyszłego teścia za to, że ośmielił się przyjść na ich rodzinną imprezę z jakąś obcą babą. A ojciec Wiki miał czym przyłożyć. Franek wzdrygnął się na samo wspomnienie i jeszcze mocniej zaczął wytężać wzrok, a także wyciągać szyję.
Powinna już tu być! – pomyślał. – Może nawet jest.
Czy to ta rudowłosa piękność z zielonymi oczami? Przetarł okulary. Nie pomogło. Albo brunetka z krótką fryzurką w ładnym dopasowanym topie? Blondynka przeciskająca się właśnie przez tłum?
Jest! Bingo! To ona. Rozpoznał ją po torebce! Nie mogła zmieniać co chwilę całej garderoby i dodatków, ale jeśli kiedyś, co niewykluczone, będzie ją na to stać, sprawa stanie się jeszcze trudniejsza. Tym razem się udało.
Ulżyło mu, jakby właśnie uratował świat przed cyberatakiem. Dziś obędzie się bez kpin i żartów na temat spostrzegawczości mężczyzn. To dobrze, bo moment był ważny.
– Cześć! – przywitał się i pocałował jej ciepłe usta. Ich na szczęście nie zmieniała ani nie poprawiała inwazyjnymi zabiegami. Wiki bardzo bała się zastrzyków i nawet jej wielka miłość do metamorfoz nie mogła temu zapobiec.
– Co takiego ważnego masz mi do powiedzenia? – zapytała, spoglądając na niego z jawną ciekawością. – Jaka to może być niespodzianka? Spieszę się, a pierścionek już mam. – Z przyjemnością wyciągnęła przed siebie dłoń, przyglądając się po raz tysięczny błyszczącemu w świetle lamp diamentowi.
Franek się uśmiechnął. Poczuł, jak robi mu się przyjemnie. Dbanie o Wiki było miłe, tak pięknie umiała się ze wszystkiego cieszyć. Postarał się z tym pierścionkiem. Odłożył, odmówił sobie paru wydatków, było warto.
– Jesteś blondynką? – zapytał, przyglądając jej się uważnie.
– Jestem Wiktoria – odpowiedziała. – A kolor włosów to drobiazg. – Machnęła dłonią. – Wiesz, że zmieniam się często. Lubię to. Przynajmniej niezadowoleni klienci nie będą mnie ścigać – roześmiała się. – A ty i tak zawsze wiesz, kim jestem.
Franek przełknął ślinę. Gardło trochę mu się jednak ścisnęło. Żaden program komputerowy na świecie nie był tak skomplikowany jak Wiki. Każdy kod bankowy łatwiej złamać, niż odgadnąć, co ona naprawdę myśli. To go fascynowało. Wprowadzało mnóstwo ruchu i życia w jego starannie poukładany świat. Ale też sporo stresu, bo wcale nie był pewien, czy sprosta jej wysokim oczekiwaniom, na przykład czy następnym razem też ją rozpozna. Zakładała różne soczewki i nawet kolor oczu nie był tutaj wskazówką.
Nie zadał pytania, w jaki sposób jej włosy w ciągu jednej nocy podwoiły długość. Nie chciał się zbłaźnić. Pewnie były na to jakieś nowoczesne sposoby.
– Mam ci coś ważnego do powiedzenia – zakaszlał. Był zły na ten odruch. Zawsze mu się to zdarzało, kiedy się denerwował. Jego narzeczona o tym wiedziała. Miał świadomość, że w starciu na rozszyfrowywanie jest na z góry straconej pozycji. Wiki wiedziała o nim bardzo dużo. On o niej w gruncie rzeczy niewiele.
Ale jakie to miało znaczenie?! Przytulił ją. Przesunął dłonią po włosach. Z trudem przyzwyczajał się do nowego koloru. Jeszcze wczoraj kochał się z ogniście rudą dziewczyną. A tu taka nowość.
– O co chodzi? – Zniecierpliwiła się Wiki. – Jest jakaś tajemnica?
– Tak. – Kiwnął niechętnie głową. – I chcę ci to powiedzieć teraz. Jesteśmy zaręczeni...
– Masz nieślubne dziecko? Jesteś żonaty? – zapytała natychmiast. W jej oczach, które dziś błyskały na zielono, pojawił się niebezpieczny odcień. Naturalnego gniewu, który tylko czekał, żeby wybuchnąć.
Franek szybko pokręcił głową. Wiki od razu się uspokoiła. A potem skarciła samą siebie w duchu za swoją gwałtowną reakcję. To przecież takie nieprawdopodobne. Franek nie byłby zdolny do zawiłych intryg. Sama nie wiedziała, czy jego uderzająca prostolinijność to zaleta, czy jednak trochę wada.
– Gorzej... – powiedział.
Poziom niepokoju wzrósł znacząco. Czyżby się pomyliła, jak jej przyjaciółka, która zaufała facetowi, bo sprawiał miłe wrażenie, i została oszukana?
Niemożliwe – pomyślała Wiki. – Mnie się coś takiego przecież nie przydarza.
A jednak narzeczony, o którym sądziła, że wszystko o nim wie, patrzył na nią z bardzo poważną miną. Coś wyraźnie miał na sumieniu.
– Jesteś chory? – zapytała powoli, przeszukując w głowie możliwe opcje.
– Nie! – Zamachał dłońmi w geście protestu. – To nic takiego. Rodzinna sprawa.
– Ach! – westchnęła. – Chodzi o twojego brata – domyśliła się. I poczuła ulgę. Zwykła sprzeczka między rodzeństwem. Była na niego zła, że ją tak wystraszył.
– Jeden zero dla ciebie. – Franek ją pocałował. Nie zdziwił się, że zgadła. Jak zawsze wszystko wiedziała. Czytała w nim jak w dobrze napisanym kodzie do programowania. A jednak czuł, że tym razem ją zaskoczy. Nie cieszył się z tego wcale.
– Gdzie usiądziemy? – zapytała Wiki, odrzucając na plecy swoje nowe blond włosy. Nadal nie mógł się do nich przyzwyczaić. Nie miało też sensu tego robić wobec faktu, że zapewne niebawem odejdą w niepamięć, jak większość fryzur jego narzeczonej.
Rozejrzał się wokół. Wybrał jej ulubioną kawiarnię, ale teraz ten pomysł przestał mu się podobać. Było tu tłoczno, a on potrzebował spokoju.
– Może jednak pojedziemy do domu? – zaproponował. – Tutaj chyba nie da rady.
Wiki otworzyła usta, ale szybko zrezygnowała z komentarza. Takiej miny u Franka jeszcze nie widziała. Był bardzo poważny.
No cóż! – pomyślała. – Każdy ma jakieś rodzinne tajemnice. Trzeba to uszanować.
Ruszyła w stronę samochodu. Chciała dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Była ogromnie ciekawa. Nie spodziewała się, że narzeczony może ją jeszcze czymś zaskoczyć, a miała przeczucie, że tym razem tak się stanie.
Jak zwykle się nie pomyliła.
– To jest twój brat?! – Wiki wpatrywała się w ekran smartfona, ale szybko odwróciła głowę i spojrzała na swojego narzeczonego.
Gdyby Franek był bardziej uważny, prawie mógłby zobaczyć kręcące się w jej gałkach ocznych symbole dolara jak na automacie, kiedy człowiekowi wydaje się, że lada moment wygra główną nagrodę i zgarnie wszystko.
– On jest bajecznie bogaty... – wyszeptała.
– Podobno... – Franek zagryzł usta, potem je zacisnął, a kilka sekund później odłożył telefon. Miał dość. Chciał jak najszybciej uznać temat za zamknięty. Powiedział swoje i marzył, by życie wróciło już na dawne tory.
– Dlaczego mi wcześniej o tym nie wspomniałeś? Nawet słowem... – Wiki zerwała się z kanapy i podążyła za swoim chłopakiem do kuchni.
Franek właśnie tam poszedł, by napełnić pusty kubek po kawie, ale trochę to wyglądało, jakby się pospiesznie ewakuował.
– Nie lubimy się – odparł krótko. – Wiesz o tym....
– Ale on jest sławny... – Wiki zmierzyła wzrokiem swojego narzeczonego, jakby ponownie szacowała jego wartość. Decyzję o zaręczynach podjęła świadomie, kierując się nie tylko sercem, lecz także rozsądkiem. Wydawało jej się, że świetnie trafiła.
Franek miał trzydzieści lat i własne mieszkanie, które odziedziczył po rodzicach i ładnie odnowił. Pracował jako informatyk w korporacji, jeździł niezłym samochodem. Uprawiał sport i dobrze się ubierał. Jak na faceta o miłym charakterze to bardzo dużo. Na dodatek chciał się żenić, być wierny, mieć rodzinę. W dzisiejszych czasach rzadki skarb.
Ale jego brat... – W tym miejscu nawet sprawny mózg Wiktorii nieco się zawiesił. To było nie do pojęcia. Choćby się policzyło z wielką życzliwością wszelkie zalety narzeczonego, dodało, jak jest wyjątkowy, pomnożyło to przez dziesięć, i tak Franek był do bólu zwyczajnym facetem. A tu taka kosmiczna informacja! Jest spokrewniony z Vincentem Żmirskim!
Franek odwrócił się tak gwałtownie, że omal nie ochlapał jej kawą.
– Czy to dla ciebie ma aż takie znaczenie, jakie są jego zasięgi? – zapytał. – Zawsze mówiłaś, że liczy się człowiek. My. To, kim dla siebie jesteśmy!
– Jasne, oczywiście – odparła nieco machinalnie. Kręciła kosmyk nowych włosów na palcu. Nic już więcej nie powiedziała, co zwykle u niej było oznaką tego, że kompletnie się z nim nie zgadza.
Myślała. Franek nie miał nawet w przybliżeniu pojęcia o czym. Ale już czuł cień brata na plecach. Jak zawsze chłodny i złowróżbny. Zaczął żałować, że w ogóle się przyznał.
– Powiedziałem ci o tym tylko dlatego, że planujemy ślub – dodał szybko. – Chciałem, żebyś nie miała do mnie żalu, że coś ukrywam. Ale to nic takiego, nieważne...
– Co ty mówisz?! Twój brat to jeden z najbardziej rozpoznawalnych youtuberów. Jest sławny. Świetny facet. Bardzo chciałabym go poznać. Czy przyjdzie na naszą kolację zaręczynową?!
Franek pokręcił głową. Tak zamaszyście, że omal nie zrobił pełnego obrotu.
– Słuchaj! – zawołała, błyskawicznie doprecyzowując szczegóły swojego planu i przełączając go na wszelki wypadek w tryb tajny. – Ja rozumiem, że może nie macie bliskich stosunków. Tak między rodzeństwem bywa. Ale przecież na kolację zaręczynową on na pewno przyjdzie. – Mimo woli w jej głosie pojawiły się nuty rozmarzenia. A wyobraziła to sobie zaledwie przez moment. – To twój brat – dodała z mocą.
– I co z tego? – Franek był coraz bardziej zły.
– Najbliższa rodzina! – nacisnęła, jak w przypadku klienta, który ociąga się z decyzją. Nie miała zamiaru wypuścić tego z rąk. Święci pańscy! Taka szansa!
W życiu by się nie spodziewała, że jej zwyczajny narzeczony może chować w rękawie najnormalniejszej w świecie koszuli takiego asa!
– Nie wiem, czy przyjdzie – odparł Franek. Odłożył już kubek i teraz nerwowo przestawiał garnki na półce. Nie był wobec nich zbyt delikatny. Chyba kojarzyły mu się z bratem, specem od kulinariów. Ujął w dłoń sporą patelnię.
Wiki delikatnie wyjęła mu ją z ręki, a potem podeszła i przytuliła się do niego.
– Ślub to świetna okazja, żeby naprawić rodzinne relacje – powiedziała łagodnie. – Nie wiem, ile czasu się nie widzieliście, ale pewnie za nim tęsknisz.
Poczuła, jak wszystkie mięśnie mężczyzny się napinają. Miała wrażenie, że na moment przestał oddychać. To trwało bardzo krótko, ale przejęło ją do głębi. Jakby przez cienki materiał koszuli wyczuła pod palcami mocne cierpienie.
Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie przerwać tej rozmowy, choć ciekawość paliła ją do głębi. Wręcz wyżerała dziurę w jej w wnętrzu. Taka nowina! Vincent Żmirski na jej weselu! Coś niewiarygodnego!
Powstrzymała się jednak od kolejnych pytań. Poczekała, co Franek zdecyduje.
– Nie tęsknię ani trochę – powiedział. – Kiedyś, dawno temu był mi bliski, ale tyle lat minęło, że trudno teraz stwierdzić, czy to było naprawdę. Nie rozmawiamy, nie mamy kontaktu. I nawet gdybym chciał, nie miałbym pojęcia, gdzie go szukać. A nie chcę!
Objął ją i poprowadził na kanapę. Wiki nic nie mówiła. Nie naciskała. Kierował nią takt, ale też głębokie przekonanie, że ta opowieść będzie mieć jednak ciąg dalszy. Trzeba tylko spokojnie poczekać.
– Wiesz... – Zgodnie z jej oczekiwaniami Franek odezwał się, kiedy tylko usiedli. Cały czas mocno ją obejmował. – On był zawsze starszy, mądrzejszy, większy. Na wszystkim lepiej się znał. – Przykrość zabrzmiała w jego głosie.
Jeśli sądził, że wzbudzi zrozumienie u narzeczonej, mocno się pomylił. Jej analityczny umysł tylko dodawał kolejne punkty bratu, temu fascynującemu mężczyźnie, którego znała z internetu. Vincent Żmirski, najprzystojniejszy wśród kucharzy, najlepiej gotujący wśród przystojniaków. Ależ marzyła, by go poznać! Z każdą chwilą coraz bardziej.
– Naprawdę nic o nim nie wiesz? – zapytała. – Ma dziewczynę? – Szybko obliczała w myślach wiek brata Franka. Ponoć był starszy o pięć lat. W swoich filmikach nigdy nie wspominał o żadnej partnerce, rodzinie ani dzieciach.
Opuściła włosy na czoło, żeby narzeczony nie zobaczył napięcia w jej oczach.
– Wszystko się mogło wydarzyć przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy – powiedział cicho Franek. – Ale nie sądzę, żeby się znalazła taka, co by z nim wytrzymała. To dziwny człowiek.
– Co ty mówisz? – zdumiała się Wiki. – Ludzie go uwielbiają. Ma kilkaset tysięcy odsłon każdego, nawet najkrótszego odcinka na swoim kanale.
Franek z niechęcią kiwnął głową. Rozmiar sukcesu brata znał dobrze, choć nie chciał o nim myśleć, słyszeć, rozmawiać. Pragnął z całej siły zapomnieć, a jednak bardzo często wieczorami dłonie same wędrowały na ten konkretny kanał i jak po niewidzialnej mapie sterowane automatyczną nawigacją jechały w odpowiednie miejsca, aby odnaleźć najnowszy filmik, wpis w mediach społecznościowych albo zdjęcie.
W takich chwilach patrzył na brata zachłannie. Wiecznie głodny tego widoku. A potem wyłączał komputer, zatrzaskiwał agresywnie laptopa, choć uszkodził w ten sposób już dwa modele. Kładł się spać zły, że znowu to zrobił, obiecując sobie, że już nigdy więcej.
Kiedy poznał Wiki, trochę się uspokoił. Wieczorami myślał głównie o niej, nocami przytulał do jej miłego, gładkiego ciała. Ale teraz wszystko wróciło.
Zacisnął zęby.
– Mój brat potrafi być świetny, kiedy tego chce – powiedział szybko. Jeszcze chwilę temu chciał z nią o tym tak solidnie pogadać, ale teraz zaczęło mu się spieszyć, by jednak z tym skończyć. – Myślę, że wciąż jest sam – dodał. – Gdyby miał dziewczynę, toby ją wykorzystał do celów marketingowych, jak wszystko. Niczemu nie przepuści. Ostatnio nawet fotografował jakąś biedronkę. Biedna nie wiedziała, gdzie przysiadła.
– Na liściu. – Wiki tylko wzruszyła ramionami. Wcale się nie przejęła jego oburzonym tonem. – Tak się robi, to normalne – stwierdziła. – Dziś każdy wrzuca zdjęcia.
Franek nie chciał ciągnąć tego tematu. Zaczął ją całować. Natychmiast zapomnieć o tej sprawie. Nie miał już brata i nic nie mogło tego zmienić. Świat internetu i zasięgowych influencerów wcale go już nie obchodził. Tylko Wiki.
– Poczekaj. – Odsunęła się, a on spojrzał na nią nieco nieprzytomnie i na moment doznał szoku, że to jakaś inna kobieta. Szybko jednak sobie przypomniał, że tylko przefarbowała włosy na blond i on teraz musi pouczyć swój mózg, żeby to ogarnął. – Mam taki pomysł. – Narzeczona wykorzystała jego moment nieuwagi. – Napiszesz do niego, że za dwa tygodnie organizujemy zaręczynową kolację. Będzie moja siostra i ucieszymy się, jeśli on też przyjmie zaproszenie.
Franek westchnął. Już mu nawet przeszła ochota na pocałunki. Brat potrafił wszystko zmrozić. Choćby na odległość.
– Do niego nie da się tak po prostu napisać – odparł gorzko. – Jak byłem młodszy, parę razy próbowałem. Nigdy się nie udało.
– Nie przejmuj się – pocieszyła go. –Wiesz, ile on codziennie dostaje wiadomości. Może mu zginęło.
– Vincent specjalnie nie odpisuje – odparł Franek pewnym tonem.
– Nie przesadzaj. – Wiktoria nie zwykła się poddawać. – Musi być jakaś możliwość kontaktu, choćby dla reklamodawców. A poza tym przecież wiesz, gdzie on mieszka...
– Nie wiem – przerwał jej szybko. – Dostał dom w spadku...
– No tak, wszyscy przecież o tym słyszeli – zaczęła mówić. – Stara willa z duszą, otoczona cudownym ogrodem. Często o tym opowiada. Ależ bym chciała ją zobaczyć!
To musi być warte majątek – pomyślała jednocześnie, a kasa w jej oczach przekręciła się, pomnażając wynik o kolejne cyfry.
– Na pewno wiesz, gdzie to jest – zakończyła.
– Nie mam pojęcia – odparł, po czym wstał. – Wolałbym już skończyć tę rozmowę – powiedział jak na niego bardzo stanowczym tonem. – To jedyna rzecz, jakiej o mnie nie wiedziałaś. Nie chciałem, żeby to wyszło przez przypadek przy ślubnych przygotowaniach.
Kiwnęła głową. To rzeczywiście mogłoby ją zszokować.
– Poza tym jestem z tobą całkiem szczery. – Głos mu trochę zadrżał. Nie wiedział z jakiego powodu. Przecież mówił prawdę. Sławny brat to była jego największa tajemnica.
– Dlaczego dziadek zapisał wszystko twojemu bratu? – zapytała Wiktoria. Nie zastanawiała się. To się logicznie nasuwało samo. Ale Franka wyraźnie zabolało. Zamyślił się na moment.
Nie znosił o tym mówić, ale skoro ta dziewczyna miała zostać jego żoną, najbliższą osobą w życiu, to chyba powinna wiedzieć.
– Taki był zapis w testamencie – wyjaśnił dość spokojnie, choć prawie każde słowo ginęło w nerwowym kaszlu. – Ja dostałem mieszkanie po rodzicach. Nie narzekam. Bardzo je lubię. Spędziłem tu dobre dzieciństwo.
Wiki te akurat opowieści dobrze znała. W różnych miejscach znajdowały się też zdjęcia uśmiechniętych rodziców Franka. Po wielu miesiącach pomieszkiwania u swojego chłopaka miała wrażenie, jakby się z nimi zaprzyjaźniła. Szczególnie przystojny ojciec robił wrażenie. Franek go uwielbiał. Ciągle wspomniał, co razem robili.
– Ale to resztki – zakaszlał znowu – ochłapy w porównaniu z tym, co przypadło mojemu starszemu braciszkowi – dodał mimo woli z goryczą, choć wydawało mu się, że dawno się już z tym wszystkim pogodził.
– Jak to możliwe?! – oburzyła się Wiktoria, a jej blond włosy zafalowały. – Może ty o czymś nie wiesz?! Przecież na pewno było jakieś postępowanie spadkowe. Nie mogli was tak niesprawiedliwie potraktować.
Rozejrzała się wokół. Mieszkanie Franka zawsze wydawało jej się fajne. Trzy pokoje, urządzone ze smakiem. Odnowiony budynek.
Ale rzeczywiście przy posiadłościach i dochodach Vincenta Żmirskiego to było nic.
Wiktoria oglądała jego filmiki głównie u Michaliny, swojej najlepszej przyjaciółki, albo czasem w wannie. Franek zawsze mówił, że nie lubi i nie chce tego widzieć u siebie. Teraz zrozumiała dlaczego. Twierdził, że od lat nie mają kontaktu, a co szokujące: nie znał nawet jego adresu.
Ona jednak wiedziała o Vincencie Żmirskim całkiem dużo. Mieszkał on w pięknej starej willi. Miał tam pełno pamiątek po dziadku z Francji, w tym słynne złote talerze, które ponoć należały do samego Napoleona. Ale nigdy nie sądziła, ba, nawet jej się nie śniło, że ten legendarny dziadek, o którym tyle słyszała, należy także do rodziny jej narzeczonego.
Szok!
Zmierzyła wzrokiem Franka. Siedział na brzegu kanapy, miał pochylone plecy i coś sprawdzał w telefonie. Zaczęła go nieco inaczej postrzegać. Jak można być tak niezaradnym?! Nie zadbać o swoje interesy. Nie znosiła u facetów takiej bierności.
Chyba wyczuł jej nastrój.
– Spadek był po dziadku – odezwał się. Wypowiadał słowa powoli, jakby mu zależało, by tłumaczyć to tylko raz. Już nie kaszlał. – Zapisany imiennie dla mojego starszego brata. Ja nie zostałem zaproszony nawet na odczytanie. Natomiast brat zrzekł się na moją korzyść swoich praw do mieszkania. To jednak nie był sprawiedliwy podział. Zdecydowanie. Ale ja miałem tylko osiemnaście lat, ciągle w dołku po wypadku rodziców...
– No, ale przecież wiesz, gdzie twój dziadek mieszkał! Ludzie! – Wiki złapała się za głowę. To, co opowiadał narzeczony, przestawało się w niej mieścić.
– Mieszkał we Francji, nigdy nie utrzymywał kontaktów z rodziną – odparł mężczyzna wciąż spokojnym tonem, choć opowiadanie o tym wyraźnie sporo go kosztowało. – Nawet nie wiedzieliśmy, że ma w Polsce dom. Urodził się w Warszawie. W kamienicy, która nie przetrwała wojny. Potem wyjechał i był jakimś słynnym kucharzem. Podobno miał w Paryżu restaurację z gwiazdką Michelin. I te swoje złote talerze, które nie wiadomo jak zdobył.
– O twoim dziadku wszyscy to wiemy – zdenerwowała się nagle Wiki. – Interesuje mnie co innego. Gdzie mieszka twój brat. Nie wierzę, że dzisiaj ktoś może się tak ukryć. Zwłaszcza bardzo znany youtuber.
– Mówię wyraźnie, że nie da się go znaleźć. – Franek odwrócił się, po czym odłożył telefon. Nie podobało mu się, w jaki sposób przebiega ta rozmowa. Przede wszystkim fakt, że jego narzeczona, pierwsza dziewczyna od wielu lat, z którą czuł się tak dobrze, zaczyna być coraz bardziej zainteresowana jego bratem. Od razu zrobiło mu się zimno. Dobrze znał to uczucie.
– Może niepotrzebnie ci powiedziałem – wyrwało mu się.
– Ależ skąd! – Wiki zareagowała błyskawicznie. Należało chronić Franka. Nie była skłonna do ryzyka, większa wygrana w postaci Vincenta wciąż pozostawała wyłącznie w sferze perspektyw. I to dość mglistych. Zamierzała strzec tego, co już trzymała w garści. – Z pewnością masz rację, kochanie – powiedziała łagodnie. – Nie gadajmy już o tym. Szkoda wieczoru. Zaloguj się do pracy, a ja lecę do Miśki – zdecydowała szybko i od razu wstała, by włożyć buty.
Franek stał zaskoczony na środku pokoju. Nie spodziewał się takiego nagłego obrotu spraw.
– Umówiłyśmy się na oglądanie filmów – tłumaczyła dalej Wiki, a długie blond włosy falowały jej na plecach. Wzięła kurtkę do ręki, po czym odwróciła się w jego stronę.
– Nie miałem już dzisiaj zamiaru pracować – powiedział Franek. Przytuliła się do niego.
– To ponadrabiaj sobie jakieś zaległości – szepnęła miękkim głosem. – Obiecałam Miśce, że wpadnę. Postaram się wrócić szybko. – Pocałowała go, a potem delikatnie pogłaskała po plecach. Rozluźnił się. Odetchnął głęboko. Może ten wieczór nie przebiegnie dokładnie tak, jak to sobie wymarzył, ale życie znów wróciło na swoje tory. Stali w przedpokoju we dwoje, bez żadnego ducha starszego brata. Wizyty narzeczonej u Miśki także niespodziane dobrze znał, dawno zaakceptował. Sam też miał kumpli.
– Leć! – powiedział, z trudem wypuszczając ją z objęć. Faktycznie miał w pracy trochę spraw, które już od tygodni czekały, by je wreszcie załatwić. Może jak zwykle Wiki miała niezły pomysł?
Pożegnała się z nim wyjątkowo szybko. Zamknęła za sobą drzwi. Nie słyszał stukotu jej butów na schodach. Zawsze go to zastanawiało. Potrafiła wchodzić i schodzić, jakby płynęła. Uśmiechnął się na myśl o niej i już tęsknił. Ta drobna, niezwykle urocza dziewczyna mocno zakręciła mu w głowie.
Popatrzył jeszcze chwilę na drzwi, a potem odwrócił się i wszedł do kuchni. Dolał sobie kawy do kubka, usiadł na kanapie i włączył laptop. Od razu pojawił się tam rząd migających cyfr, który pochłonął go jak zawsze bez reszty.
Rozdział 2
Dobry plan
Michalina postawiła na ławie miskę z orzeszkami, do tego talerz pełen pokrojonych kawałków owoców oraz drugi, na którym pyszniły się złociste grzanki z masłem czosnkowym.
– Musimy mieć zapas – powiedziała do Wiktorii. – Za każdym razem, kiedy go oglądam, okropnie chce mi się jeść.
– Mnie też. – Wiki zwinęła włosy w luźny kok, ciesząc się tą nową możliwością stylizacyjną. Związała je gumką, po czym rozsiadła się wygodnie na podłodze, opierając plecami o kanapę. Złapała garść orzeszków i zaczęła je sobie wrzucać do ust. – Jestem bardzo ciekawa, co on dzisiaj przygotuje – powiedziała, szybko przełykając przekąskę. – Zawsze robi takie niewiarygodne rzeczy. Gdyby mi się chciało, tobym też sobie coś takiego ugotowała, ale wolę oglądać.
– Ja też. – Misia usiadła obok niej i wzięła do ręki chrupiącą kromkę. – Ależ to jest dobre – oceniła z zachwytem. – Proste, ale naprawdę świetne.
Laptop pokazywał, że do rozpoczęcia transmisji na żywo pozostało jeszcze czterdzieści pięć sekund. Dziewczyny wpatrywały się w kręcące się kółeczko.
– Witajcie kochani! – rozległ się nagle miły głos.
Uśmiechnęły się obydwie jednocześnie na widok przystojnego mężczyzny w białej koszuli. To było takie uczucie, jakby naprawdę je odwiedził.
Stał przy charakterystycznym zielonym blacie swojej kuchni. Za jego plecami bieliła się ściana, na której wisiały ciemne zabytkowe szafki. W kadrze mieściły się jeszcze słynne złote talerze i bardzo stary zeszyt z francuskimi przepisami dziadka. Już on sam wart był zapewne majątek.
– Dziś przygotujemy magiczne danie. – Vincent uśmiechnął się tak, że Wiki dreszcz przebiegł po plecach. – Zapewnia szczęście w związku, przyciąga miłość, dodaje zdrowia. – Mężczyzna machnął w powietrzu błyszczącą patelnią. – Jest lekkie jak francuski wiatr i przepyszne niczym słodka noc nad Loarą. Crêpes Suzette oranges.
– Co on gada? – Wiki mrugała szybko powiekami wzbogaconymi o mnóstwo dyskretnych kępek sztucznych rzęs.
– Nie wiem. – Michalina wzięła telefon do ręki i próbowała wstukać w tłumacza Google to, co usłyszały. – Jak to się pisze? – zapytała niecierpliwie, bo wyszukiwarka nie chciała współpracować.
– Nie mam pojęcia – odparła Wiki tak zachwyconym głosem, jakby meldowała jakąś najlepszą nowinę. – Co za człowiek! – westchnęła. – W życiu bym mu tak nie pozwoliła pierdzielić po francusku, gdyby nie to, że jest taki przystojny.
– Faktycznie niezły. – Miśka podejmowała kolejną próbę przetłumaczenia nazwy przepisu. – Ty! – Szturchnęła Wiktorię. – Wygląda, że to chyba naleśniki!
– Nie no, teraz to ty pieprzysz jak potłuczona – oburzyła się przyjaciółka. – W życiu nie widziałam bardziej prostego dania. On tu mówił o jakiejś magii. To musi być coś innego.
– Kochani! Łapki w górę, lajkujemy! – entuzjazmował się youtuber. –Za kolejne sto tysięcy polubień pokażę wam coś naprawdę niewiarygodnego. Idziemy na rekord! – Podniósł głos, nie przestając się uśmiechać. – Zapraszajcie znajomych, udostępniajcie nasz live! Niech się dzieje! Kto zgadł już, co dzisiaj będziemy przygotowywać? – zapytał z takim entuzjazmem, że aż chciało się natychmiast odpowiedzieć. – Piszcie w komentarzach – zachęcił.
Najwyraźniej mnóstwo osób zajmowało się dokładnie tym samym, co dziewczyny i wyszukiwało tłumaczenie, bo lawina komentarzy popłynęła przez ekran. I choć prawidłowa odpowiedź padła już mniej więcej w trzecim, to i tak kilkaset osób chciało powiedzieć to samo, zaznaczyć swoją obecność.
Vincent machał fachowo patelnią, krzątał się, przygotowując produkty, by połączyć je w idealne ciasto. Nalewał mleko, prężąc swoje muskuły, jakby miska ważyła co najmniej kilkadziesiąt kilogramów. A potem smażył naleśniki z takim zaangażowaniem, że każdy mu zazdrościł tego najlepszego zajęcia pod słońcem. I miał ochotę zrobić to samo.
Zanim pierwszy złocisty okrągły placuszek został położony na talerzu, dziewczyny zdążyły już zjeść wszystkie swoje grzanki z masłem czosnkowym, a potem intensywnie wzięły się do chrupania kolejnej paczki orzeszków.
Oglądanie tego filmu zdecydowanie wpływało na apetyt.
Lajków przybywało, więc rosła szansa, że do tego przepisu zostanie dołożony jakiś specjalny bonus. Należało się przygotować.
– Masz jeszcze coś do jedzenia? – zapytała Wiki.
– Mrożoną pizzę w lodówce – odparła szybko Misia.
– To wrzuć do piekarnika. Czuję, że będziemy jeszcze dzisiaj głodne.
Vincent ścierał właśnie skórkę z pomarańczy, rzucając swoim widzom uwodzicielskie spojrzenia. Na jego twarzy rysowało się tyle przyjemności, że człowiek aż sam chciał coś ugotować.
– Czekam, aż sobie przytrze palec, w ogóle nie patrzy, co robi – powiedziała Michalina.
– Jak możesz?! – oburzyła się Wiki, z zafascynowaniem wpatrując się w ekran.
– Mój dziadek mnie tego nauczył – emocjonował się z kolei Vincent, obracając sprawnie wielką pomarańczę. – Trzeba ścierać delikatnie – tłumaczył, co rusz spoglądając w stronę widzów. – Jakby się miało do czynienia z czymś unikatowym. Tak, by żadna biała cząstka nie dostała się do naszego magicznego sosu. Pomarańcza! – zawołał. – To wyjątkowy owoc. Pełen aromatu i smaku. Będzie dzisiaj naszym sprzymierzeńcem, wspólnikiem, przyjacielem. Doda potrawie unikalnych składników i sprawi, że wieczór stanie się niezwykły... – zawiesił na chwilę głos, by spotęgować napięcie – ...jak osoba, którą dzisiaj zaproszę, by ze mną skosztowała tych potraw – dokończył z mocą.
– Ja cię nie mogę! – wyrwało się Wiktorii. – Ależ bym chciała, żeby to mnie zaprosił.
– Nie ma szans. – Misia wróciła właśnie z kuchni i usiadła na podłodze. – Dla nas tylko pizza z supermarketu. Pewnie bywają tam u niego sami celebryci, bo nigdy nie pokazuje tych gości. Chroni ich prywatność. Żaden normalny śmiertelnik tego nie dostąpi.
– Żebyś się nie zdziwiła. – Wiktoria spojrzała na nią. – Mam takiego newsa, że z wrażenia zjesz tę pizzę, którą masz właśnie w piekarniku, razem z kartonem.
– Dawaj. – Michalina natychmiast złapała przynętę. Pochodziła trochę z innego świata niż Wiki. Często się z nią nie zgadzała, ale przyjaciółka zawsze ją fascynowała. – Co ty wymyśliłaś tym razem? Nie podejmuję się zgadnąć – dodała od razu. – Masz takie pomysły, że moja logika przy tym wymięka.
– No tak. – Wiki kiwnęła głową. Była z siebie bardzo dumna. Lubiła Michalinę, bo przy niej zawsze błyszczała, a pełna oddania widownia i zachwycone spojrzenia były potrzebne do życia jak pożywienie. Karmiła się nimi, dokładnie w takim samym stopniu jak słynny youtuber liczbą polubień i komentarzy.
– Wiesz, że mój narzeczony jest najlepszy na świecie? – zaczęła powoli swoją opowieść.
– Tak. – Misia kiwnęła głową niejako z automatu. Od wielu miesięcy wysłuchiwała peanów na cześć Franka, którego też szczerze uważała za świetnego faceta. Zazdrościła go Wiktorii, przyjmując jednak także to jako naturalne zjawisko. Obrotna przyjaciółka zawsze dostawała to, co najlepsze.
– Ale dzisiaj jego notowania u mnie jeszcze podskoczyły – pochwaliła się Wiki.
– O! – zdziwiła się Michalina. Wiktorii niełatwo było zaimponować.
– Zdradził mi wielką tajemnicę, prosząc oczywiście, żebym nikomu o tym nie mówiła...
– I co? Zamierzasz mi powiedzieć?! – przerwała jej Misia. Jej prostolinijność nie po raz pierwszy zderzała się z pokręconymi nieco zasadami przyjaciółki.
– Nie no! – Wiki machnęła dłonią. – Jasne przecież, że nie chodziło mu o najbliższych przyjaciół. Nie to miał na myśli.
Michalina nie była tego taka pewna, ale jak zawsze ciekawość zwyciężyła. Uwielbiała barwne plotki z życia Wiktorii. Jej nigdy nic fascynującego się nie przydarzało. Co najwyżej same porażki. Dzięki tej znajomości miała poczucie, że i ona w czymś interesującym uczestniczy.
– Uwierzysz, że Vincent to jego brat? – zapytała Wiki, po czym spojrzała z triumfem.
– Nie... – Michalina początkowo nie zrozumiała. – Ten Vincent? – Wskazała brodą ekran. – Twojego Franka?! – To się zupełnie nie układało w całość.
– Tak – potwierdziła Wiki z satysfakcją.
– Nie wierzę – zaprotestowała Michalina. – Bez przesady. Wiem, że różne rzeczy przychodzą ci do głowy, ale miej umiar. To akurat jest niemożliwe. Mają nawet inne nazwiska.
– A jednak – odpowiedziała spokojnie Wiktoria. – Zdradził mi to dzisiaj. Bo szykujemy się do ślubu i on nie chce mieć przede mną żadnych tajemnic. A Żmirski to pewnie jakiś pseudonim.
– Nie wierzę. Gdyby to była prawda, chwaliłby się już od pierwszej randki! – Michalina nie zamierzała łatwo odpuścić. – Przecież to jest news stulecia. Takie znajomości to coś niewiarygodnego. Nie trzymałby tego w tajemnicy.
– No właśnie problem jest w tym, że oni nie mają żadnej znajomości.
– Jak to?
– Od dziesięciu lat nie utrzymują ze sobą kontaktu. Franek nawet nie wie, gdzie jego brat mieszka. Nie ma numeru telefonu, nic...
– Niemożliwe. – Misia pokręciła głową, jakby chciała zwiększyć jej powierzchnię chłonną, bo na razie nowe wieści zupełnie się w niej nie mieściły.
– To samo sobie pomyślałam – powiedziała Wiki, wpatrując się łakomie, jak Vincent na ekranie odkrawa maleńki kawałek naleśnika, moczy go w pomarańczowym sosie, po czym wkłada sobie do ust. – Ale wiesz, że Franek jest prawdomówny jak czytnik cen w szwajcarskim supermarkecie. A nawet bardziej. Nie wpadłby na pomysł, żeby w tak szalony sposób skłamać. To rozpala moją wyobraźnię – przyznała się.
– Dziewczyno, ta historia kupy się nie trzyma. – Michalina przyniosła z kuchni podgrzaną pizzę i ze zdenerwowania zaczęła jeść, choć parzyła sobie usta. – W dzisiejszych czasach każdego można znaleźć – powiedziała, przełykając szybko. – Sprawdź, bo może twój narzeczony cię wkręca. Niby taki świetny facet i rzeczywiście dobrze mu z oczu patrzy, ale wiadomo, że bywa różnie.
Wiktoria kiwnęła głową. Nie potrzebowała takich informacji od przyjaciółki. Znała życie jak mało kto.
– Nie martw się. Postanowiłam, że zaprosimy go na uroczystą kolację. Wiesz, że Franek lubi świętować nasze zaręczyny. Może bez końca. Zamierzam wykorzystać tę okoliczność.
– O ja cię nie mogę! – Miśka zerknęła najpierw na ekran, potem na swoją przyjaciółkę. Próbowała w to uwierzyć. Na moment aż zaniemówiła z wrażenia, ale szybko się odblokowała. – No to byś miała imprezę sezonu – powiedziała.
Wiki tych właśnie słów potrzebowała. Poczuła się wspaniale, a przecież to był dopiero początek. O wielkiej nowinie dowiedziała na razie zaledwie jedna osoba. Będzie ich więcej. Całe rzesze. To cudowne uczucie bycia kimś wyjątkowym zacznie Wiktorii towarzyszyć każdego dnia.
– Tylko wiesz – powiedziała z nagłym westchnieniem wyrwana z miłych marzeń – mój narzeczony nie bardzo się pali, żeby zaprosić brata. I rzeczywiście – dodała po chwili namysłu – jest taka opcja, że on ściemnia. Mała, ale kto wie... – Znów spojrzała w ekran. Chyba by jej serce pękło, gdyby to wszystko okazało się teraz mrzonką, kiedy ona zdążyła się już tak nakręcić.
– Przyciśnij go trochę – poradziła jej Michalina.
– Tak zrobię. – Wiki kiwnęła głową. – Tylko naprawdę nie mam pomysłu, w jaki sposób tego Vincenta szukać. Już zdążyłam sprawdzić, jak do ciebie jechałam tramwajem. Rzeczywiście dobrze pilnuje swojej prywatności. Przeczesałam cały internet i niby jest o nim mnóstwo wiadomości: jakieś filmiki, wywiady, Twitter, Facebook, Instagram. – Zaczęła chodzić po pokoju, stawiając kroki w rytm wypowiadanych słów. – Codziennie mnóstwo nowych wzmianek. Ale jeśli chodzi o życie prywatne, nic kompletnie nie ma. Vincent nie pojawia się też nigdzie osobiście. Żadnego występu telewizyjnego, nie bywa na imprezach, nie da się go spotkać przypadkiem. Jedyne miejsce, gdzie możesz go zobaczyć, to w jego kuchni.
– A jakieś adresy mailowe? Messenger?
– Do kontaktu są tylko oficjalne skrzynki. Ale Vincent znany jest z tego, że nigdy nie odpowiada. Nawet na komentarze. A ludzie i tak go lubią. Powiem ci szczerze, że naprawdę nie mam pojęcia, jak go odnaleźć. Co zrobić, jeśli Franek się uprze, że nie będzie się do brata dobijał?
To był chyba pierwszy przypadek w ich długiej relacji, kiedy to Wiktoria spojrzała na Michalinę wyczekująco i z prośbą w oczach. Zwykle to ona miała świetne pomysły, udzielała szybkich porad i znajdowała wyjścia z sytuacji.
– Wszystko da się zrobić – powiedziała Misia, czując się niezwykle pod presją tych niespodziewanych oczekiwań. – Trzeba by szybko znaleźć prywatnego detektywa. Stać cię, żeby kogoś wynająć. Ale lepiej tego nie rób za plecami Franka. Ja bym mu wcześniej o wszystkim powiedziała.
– No tak. – Wiktoria doszła już jednak do siebie i poczuła się pewniej. Pomysł przyjaciółki jej się spodobał. – Ale ty jesteś za miła. Obie o tym wiemy.
Misia opuściła głowę. Bardzo tego nie lubiła. Było jej przykro, ale nie mogła nic odpowiedzieć. Bo wiedziała, że w gruncie rzeczy Wiki ma rację. A wytykając jej błędy, przyjaciółka ma dobre intencje. Chce, żeby Michalina zaczęła grać w życiu nieco bardziej ostro.
Ale co jest złego w byciu miłym? Tego nie wiedziała. Życie jednak wyraźnie dawało jej do zrozumienia, że coś jest, bo ciągle spotykały ją kłopoty i rozczarowania. A Wiktorię sukcesy.
Przez chwilę obie milczały. Każda zatopiona w swoich myślach.
– Franek ma z bratem poważny problem. – Jako pierwsza odezwała się Wiki. – Nie zgodzi się go szukać. Poza tym on kwestiach pieniędzy jest do bólu rozsądny. Nigdy nie ryzykuje. Myślę, że taka akcja z prywatnym detektywem, który miałby odszukać znanego człowieka, pewnie dobrze schowanego, może nawet otoczonego sztabem prawników broniących jego prywatności, będzie sporo kosztować.
Michalina kiwnęła głową. To brzmiało prawdopodobnie.
– On się nie zgodzi – denerwowała się Wiktoria, co rusz zerkając tęsknie w ekran, na którym przystojny Vincent prężył się i wyginał w stronę kamery, jakby podnoszenie talerzyka było dyscypliną olimpijską. Tak bardzo chciała go poznać. – Frankowi wcale nie zależy, żeby brat był na ślubie – powiedziała z żalem. – Wygląda na to, że coś wyjątkowo poważnego musiało się między nimi wydarzyć. Nie jestem pewna, czy chodzi tylko o spadek.
– Może po prostu mu zazdrości? – zastanowiła się Michalina. – Chociaż to by do Franka kompletnie nie pasowało.
– Wszystko jest możliwe – odpowiedziała Wiki, choć jej również trudno było w to uwierzyć. – Ludzie zaskakują – dodała. – Ty patrzysz na innych zbyt dobrotliwie.
Misia skuliła się wewnętrznie, czekając na kolejny cios, ale tym razem nie nadszedł. Westchnęła tylko. Tak, była zbyt ufna. Już dwa razy została oszukana, a ból okazał się tak mocny, że postanowiła nigdy więcej nie ryzykować. Doskonale wiedziała, że to błąd, nie powinno się tak zamykać, nic jednak na to nie umiała poradzić.
Od trzech lat była sama. I podziwiała Wiktorię, która budowała związki z ogromną łatwością. Na dodatek zawsze trafiła na tak zwanych właściwych mężczyzn.
– Zrobię tak. – Wiki już montowała swój plan. – Znajdę najlepszego detektywa na rynku, odszukamy Vincenta i jego złote talerze, złoty nóż i co tam jeszcze ma złotego. Wysłucham jego wersji. Wtedy zdecyduję, czy powiedzieć o wszystkim Frankowi.
Brzmiało dość logicznie, ale Michalina poczuła, jak robi jej się chłodno.
Zawsze stawaj po stronie przyjaciół, uczyła ją Wiki. I ona była wobec niej lojalna. Ale właściwie Franek też należał do tej grupy. Często ze sobą przebywali, znali się dobrze. Był miły. Poczuje się podle, gdy wyjdzie na jaw, że najbliższa mu osoba grzebała w jego osobistych sprawach. Nie chciał kontaktu z bratem i miał do tego prawo.
– Mam nadzieję, że nie mówisz poważnie. – Spojrzała na Wiki. – Przecież kochasz swojego narzeczonego. Nie rób mu tego.
– Jasne, że kocham. – Wiktoria powiedziała to bez chwili wahania. – Jest świetny w łóżku, zaradny, przystojny, miły i... – zawiesiła głos –...zasadniczo taki sam jak wszyscy – zakończyła z impetem. – Każdego możesz wymienić na bardziej ogarniętego, bardziej przystojnego i bardziej miłego!
– Nie wytrzymam! – Michalina wstała i poszła do kuchni, żeby choć przez chwilę nie patrzeć na Wiktorię. – Dlaczego ja się z tobą przyjaźnię?!
– Ja też nie wiem, moja droga – odparła lekkim głosem Wiki ani trochę zbita z tropu. – Dajesz słabe jedzenie, czuję, że tylko dziś przytyję tutaj przynajmniej kilogram. A muszę się zmieścić w moją wypasioną suknię ślubną.
– Masz już?! – Michalina mimo woli dała się wciągnąć w ten zwrot akcji.
– Jeszcze nie – odpowiedziała przyjaciółka. – Ciągle się waham. Ale myślę, że jutro możemy pojechać razem do naszego ulubionego salonu i ostatecznie się zdecydować.
Misia kiwnęła głową. Nie mogła się powstrzymać. To była kolejna rzecz, która sprawiała jej tyle samo cierpienia, co przyjemności.
– Uwielbiam suknie ślubne – powiedziała szczerze i z wielkim rozmarzeniem.
– Wiem, wiem – odparła Wiki trochę nieuważnie. Wróciła do pokoju i zjadła ostatni kawałek zimnej już pizzy. Na ekranie Vincent z właściwym sobie entuzjazmem właśnie skończył przygotowywać jakąś krwistoczerwoną konfiturę. Polał nią swoje cudowne naleśniki, a potem znów odkroił kawałek i wyłożył sobie do ust.
Obie dziewczyny, jakby ściągnięte tym samym silnym magnesem, skierowały głowy w jego stronę. Wpatrywały się intensywnie w ekran. Wiki lekko otworzyła usta, a potem przełknęła ślinę.
– Mój Boże! – wyszeptała. – Raz chociaż zjeść coś tak wyśmienitego, z takim facetem zatańczyć na własnym weselu, porozmawiać chwilę...
– Naprawdę chcesz wynająć prywatnego detektywa bez wiedzy Franka? – Misia próbowała ją ściągnąć na ziemię.
– Tak. – Wiktoria kiwnęła głową. Już zdecydowała. – Wiesz... – Spojrzała intensywnie na przyjaciółkę, aż ją przeszył dreszcz. – Ty możesz mieć rację. Co, jeśli on rzeczywiście mnie oszukuje? Pochwalił, się że ma takiego sławnego brata, tylko dlatego żeby mi zaimponować? Niczego tak bardzo na świecie nie nienawidzę jak kłamstwa. Wyczuwam go na wiele kilometrów. Muszę to sprawdzić.
Michalina zaczęła sprzątać ze stołu. Pomyślała, że skoro Wiktoria wyczuwa kłamstwo na wiele kilometrów, to przecież nie musi sprawdzać swojego narzeczonego. Powinna od razu wiedzieć, czy Franek mówi prawdę. Ale nie zdecydowała się głośno na ten temat dyskutować. Przyjaciółka bardzo nie lubiła, kiedy wytykało jej się nieścisłości w rozumowaniu.
– Tak zrobię – powtórzyła. – A potem będę ci o wszystkim meldować. W związku cały czas trzeba trzymać rękę na pulsie.
Michalina pomyślała, że wolałaby mieć zaufanie do swojego narzeczonego. Nie musieć niczego sprawdzać za jego plecami. Ale z tym to już na pewno nie wyrwałaby się na głos. Tyle razy dała się życiu oszukać, że była ostatnią osobą, która mogłaby się wymądrzać na temat tego, komu należy dawać wiarę, a komu nie.
Wiki lepiej się na tym znała.
Spojrzały jeszcze raz na ekran laptopa, gdzie Vincent pięknie zakręcił swoją patelnią, uniósł po raz ostatni talerzyk z naleśnikiem polany złocistym pomarańczowym sosem z kleksem marmolady na środku, a potem pożegnał się i rozłączył.
– Ależ zasięgi! – Wiktoria zerknęła szybko na komentarze. – Wyobrażam sobie, ile to musi być kasy... I na dodatek on teraz siedzi sobie w tym swoim przepięknym starym domu, w stylowej kuchni i może zjeść pyszności, które przygotował.
– Te naleśniki będą mi się śniły po nocach – powiedziała Michalina.
– To się nazywa życie – rozmarzyła się Wiki. – Najlepsze. Warte wszystkiego, by je zdobyć.
Zabrzmiało to jak groźba i Misia poczuła dreszcz.