Jeśli tylko... - Karolina Klimkiewicz - ebook + audiobook + książka

Jeśli tylko... ebook i audiobook

Karolina Klimkiewicz

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dziewczyna z plaży

Leo jest normalnym facetem – ma dobre stanowisko i perspektywy zawodowe, zewsząd otaczają go przyjaciele, a piękne kobiety ustawiają się do niego w kolejkach. Mimo wszystko Leo najlepiej czuje się w towarzystwie tajemniczej dziewczyny z plaży, która wydaje się go kochać. Nie wiedzieć jednak czemu, odrzuca kolejne zaproszenia na randki i imprezy, spotykając się z chłopakiem tylko nad brzegiem morza.
Z biegiem lat Leo odkrywa, że z dziewczyną z plaży łączy go więź silniejsza niż z kimkolwiek innym i kiedy czarnowłosa piękność na jakiś czas znika z jego życia, ono przestaje mieć jakikolwiek sens. Leo czuje, że dziewczyna skrywa wielki sekret, który w jakiś sposób dotyczy także i jego…

"– Wybierz sobie którąś – powiedziała.
– Co mam sobie wybrać?
– Gwiazdę.
– Gwiazdę? – powtórzyłem.
– Tak, gwiazdę. Ja biorę sobie księżyc, a ty wybierz sobie gwiazdę. Dopóki twoja gwiazda i mój księżyc będą świecić na niebie, nikt nas nie rozdzieli.
– Dobrze, w takim razie biorę tę. – Wskazałem na Wielki Wóz, na ostatnią gwiazdę w dyszlu. Tylko jego rozpoznawałem i zawsze potrafiłem znaleźć.
– Mamy nasz skrawek nieba.
– Mamy (...) Ale obiecaj, że to będzie tylko nasze niebo! – zażądałem.
– Leo – zaśmiała się, wypowiadając pieszczotliwie moje imię.
– Obiecaj! – ponowiłem prośbę.
– Dobrze, obiecuję, że nigdy nikomu nie oddam naszego nieba i tylko z tobą będę się w nie wpatrywać."

To magiczna opowieść, która pozwoli wam znaleźć odpowiedź na pytanie, czym tak właściwie jest miłość. Wzruszająca i chwytająca za serce historia o wierze i poszukiwaniach. Nie będziecie mogli się od niej oderwać, a łza nie raz zakręci się w oku.
Paulina Zaprzałka,
zksiazkawkieszeni.blogspot.com


Nietuzinkowy debiut, który zaskoczy Was lekkością pióra autorki i tajemniczą fabułą, a zakończenie wywoła emocjonalną burzę.
Michalina Foremska,
papierowybluszcz.blog.pl


Cudowna, nostalgiczna, skłaniająca do refleksji i zaskakująca – to tylko nieliczne z określeń, jakimi mogę opisać „Jeśli tylko...”. Ta powieść to prawdziwy majstersztyk literacki, który z całą odpowiedzialnością i obiektywizmem polecam.
Joanna Balcar-Palinker,
czasemtakjestczasemtakjest.blogspot.com

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 186

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 57 min

Lektor: Nikodem Kasprowicz

Oceny
4,3 (43 oceny)
22
13
8
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
LukasHe

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczny klimat tej książki, cudownie przeczytanej
00

Popularność




Prolog

Są chwile, gdy złapanie oddechu sprawia mi ból, nie jestem w stanie oddychać, myśleć, być… istnieć. Wówczas jedyne czego pragnę to cisza, zatrzymanie się czasu – chociaż na jedną maleńką chwilę, na ułamek sekundy. Być może dzięki tej sekundzie byłbym w stanie wypuścić powietrze, a kolejny wdech przyniósłby już tylko ulgę. Nigdy jednak tak się nie stanie. Czas gna naprzód, nie zważając na nasze zachcianki, to pędzący ekspres, który zatrzyma się dopiero w dniu naszej śmierci. Jedyny wybór, jaki mamy, to wyskoczyć z niego wcześniej lub pędzić przed siebie, nie będąc pewnym, co czeka za rogiem. Mimo że wolałbym po prostu spacerować po alejce, siedzę w pociągu i liczę kolejne dni, które przeznaczył mi los. Widzę jednak, że mimo upływającego czasu, w tym samym przedziale siedzi osoba, którą kocham. Dzięki niej to wszystko jeszcze ma sens i chce się oddychać, dzień w dzień walcząc z własnymi słabościami.

Rozdział 1~Spotkanie~

 

 

 

Zastanawiałem się wielokrotnie, dlaczego miłość w większości przypadków kojarzy się z bratnią duszą, tym jedynym lub tą jedyną. Dlaczego człowiek zapytany, czy wierzy w prawdziwą miłość, zaczyna myśleć o miłości partnerskiej, a nie o miłości w ogóle? Gdy wpisałem w wyszukiwarkę hasło „piosenki o miłości”, wszystkie znalezione były o tym, że ona kocha jego lub on kocha ją – albo nie kocha, rzucił, odszedł… Biorąc pod uwagę wszelkie dane na temat miłości, stwierdzam z przykrością, że ludzie są smutni i monotematyczni. Co gorsza, ja również zaliczam się do tej tandetnej, płytkiej, beznadziejnej, zacofanej i ograniczonej grupy.

Całe życie szukałem miłości. Szukałem jej w kobietach pięknych i mądrych, lecz także w głupich, brzydkich, łatwych i tych mniej dostępnych. Czasami chodziłem na randki, czasami tylko do łóżka i sam nie wiem, kiedy zacząłem myśleć o miłości inaczej. Może wówczas, gdy spojrzałem na nią tak naprawdę i pierwszy raz w życiu usłyszałem „KOCHAM CIĘ” – tak szczere i piękne, że moje oczy otworzyły się na wszystkie „kocham” – usłyszane, przeczytane i niestety, wypowiedziane do tej pory. Trudno mi też powiedzieć, czy ta historia jest historią o mnie, o niej i czy w ogóle o czymś lub o kimś. Nie wiem nawet, czy ma ona większy sens, ale jedno wiem na pewno: to opowieść o miłości, która była, zanim jeszcze mogłem pomyśleć, że to miłość.

Leilę poznałem w wieku siedmiu lat rozgoryczony i wściekły, że mama zmusza mnie do wyjazdu do ciotki Henrietty. Głupkowaty i nadęty synuś ciotki i jego koledzy ciągle mnie bili, a ona jedynie się śmiała. „Prawdziwy mężczyzna powinien umieć się bronić. Saro, nie pozwól, żeby twój syn wyrósł na lalusia” – gdy tylko przypomnę sobie jej słowa, krew buzuje mi w żyłach. Tak też było tamtego popołudnia. Zapłakany z wściekłością pobiegłem na plażę i ciskałem do morza wszystkim, co tylko wpadło mi w ręce. Z rozpędu złapałem kamień, który w dotyku wydał mi się inny niż wszystkie. Już miałem nim rzucić, gdy nagle rozległ się przeszywający na wskroś pisk.

– Nieee, proszę!

Moją uniesioną do góry dłoń trzymała inna dłoń, mniejsza i zgrabniejsza. Moje oczy powędrowały w stronę twarzy tej osoby. Zobaczyłem, że stoi przede mną niesamowicie piękna dziewczynka. Jej duże czarne oczy wpatrywały się we mnie ze łzami.

– Proszę, nie wrzucaj Teodora do wody, proszę…

Raz jeszcze spojrzałem na kamień, który trzymałem w dłoni i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie kamień, lecz żółwie jajo.

– To twoje?

Pokiwała przecząco głową. A ja? Ja zrobiłem coś, czego nigdy nie powinienem i na samą myśl o tym wspomnieniu robi mi się siebie żal. Zamachnąłem się i wrzuciłem jajo do morza. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Może po to, żeby i ona cierpiała i było jej smutno? Ale czy utratę czegoś ważnego można porównać ze złością przed spotkaniem ze znienawidzonym kuzynem? Czy jakikolwiek rodzaj bólu, smutku, czy uczucia można ze sobą porównać? Tego nie wiem. Wiem jednak, że tamtego dnia czarnowłosa dziewczyna o oczach tak czarnych i głębokich jak morze powinna mnie znienawidzić.

Wrzuciwszy jajo do morza, fuknąłem na nią „spadaj” i odwróciłem się w stronę domu. Nonszalancko wsadzając ręce do kieszeni i podnosząc głowę tak wysoko, jak to tylko możliwe, wymamrotałem z irytacją:

– Głupie jajo, głupia dziewucha.

Spodziewałbym się po niej wszystkiego, naprawdę wszystkiego, poza tym co zrobiła.

– Dlaczego? – Rzuciła mi się na szyję, płacząc tak głośno, że nie słyszałem własnych myśli. Mamrotała coś pod nosem, sam nie wiem co, czułem jedynie, że trzęsie się jak galareta, wciąż we mnie wtulona.

– Bo tak, odwal się.

Jako małe dzieci jesteśmy po prostu sobą. Mimo że bywamy wtedy okrutni, wynika to z dziecięcej szczerości. Nie udajemy nikogo, kim nie jesteśmy. Im stajemy się starsi, tym bardziej próbujemy być każdym, tylko nie sobą. Przybieramy pozy, wkładamy maski, staramy się udowodnić światu i – co najgorsze – sobie, że jesteśmy właśnie tacy, mimo że z prawdziwym „ja” nie ma to nic wspólnego. Gdy zaczynamy chodzić do szkoły, rozpoczyna się wyścig o popularność: kto ma więcej i lepszych znajomych, ile osób poniżył, kto jest twardszy, kto jest fajniejszy, modniejszy, słucha lepszej muzyki, kto ma więcej pieniędzy, nowy laptop, bardziej wypasioną komórkę i ile kasy dostaje od starych na urodziny, kto lepiej kłamie.

Nie wiem, jak to jest w świecie dziewczyn, ale tak wygląda świat chłopaków – jedna poza za drugą. I ciągle tylko hasła – nie płacz, bądź mężczyzną, bądź twardy, jak ty się zachowujesz, tak nie wypada, postaraj się, nie przynieś nam wstydu, a twój kolega to…, bo wszyscy chłopcy są niegrzeczni, nie biegaj, nie bądź mimozą, staraj się, bądź…, musisz…

Mimo że jedyne, o czym wtedy marzyłem, to przeprosić tę dziewczynkę, ba! odłożyć jajko na miejsce i po prostu się z nią pobawić, zrobiłem to, co myślałem, że muszę – a musiałem być mężczyzną!

Cały czas miałem przed oczyma jej obraz, bardzo mnie to gryzło. Jeszcze ten wyjazd do ciotki. Całą drogę do domu rzucałem kamieniami, kopnąłem pobliski śmietnik i słup latarni ulicznej. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, cała złość nagle wyparowała i jedyne, czego pragnąłem, to wrócić na plażę.

– Mamo, ale muszę tam jechać?

– Tak, kochanie. Nie mogę zostawić cię samego w domu, przecież wiesz.

– Ale umówiłem się z koleżanką na plaży… – Co prawda nie miałem w zwyczaju kłamać i nie zdarzało mi się to za często, jednak wtedy myślałem tylko o tym, że mimo wszystko muszę ją przeprosić.

– Z jaką koleżanką?

Już miałem powiedzieć jej imię, gdy zdałem sobie sprawę, że przecież go nie znam. Wiedziałem jedno: jest zbyt dobra, żeby kolegować się z kimś takim jak ja i że coś w niej sprawiło, że ze zwykłego łobuza stawałem się wrażliwym chłopcem, z ogromnymi pokładami wyrzutów sumienia.

– Nie znasz – odpowiedziałem zdawkowo. – No proszę, ten jeden raz.

Mama zamyśliła się, popatrzyła na zegarek w kuchni i pokiwała zniechęcona głową.

– Dobrze, skoro już się umówiłeś… Ale tylko ten jeden raz.

Dałem jej buziaka w policzek i już miałem wyjść z domu, gdy rzuciła:

– Zaproś ją kiedyś do nas, chętnie poznam twoją przyjaciółkę. – Słowo „przyjaciółkę” wypowiedziała z uśmiechem na twarzy i znaczącym, uroczym głosem, którego używała zawsze, gdy chciała nadać słowom innego znaczenia.

– Oczywiście, dzięki.

Z wielkim entuzjazmem biegłem w stronę plaży, jednak gdy tylko moje stopy dotknęły piasku, zawahałem się. A co, jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać albo jeśli jej nie będzie? Co ja jej właściwie mam powiedzieć? To wszystko było dla mnie za trudne, nie potrafiłem pogodzić swojego „chcę” z „nie chcę”, „powinienem” z „wypada”, tego kim jestem, z tym, kim powinienem być. Właściwie nie rozumiałem, co się ze mną dzieje i dlaczego.

– Przeprosiny przyjęte – usłyszałem za sobą.

Odwróciłem się niepewnie i ujrzałem ją. Tym razem nie płakała, nie rzuciła mi się na szyję i nie trzęsła się. Stała wyprostowana, ręce miała schowane za plecami i lekko kiwała się to do przodu, to do tyłu, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.

– Ha, skąd w ogóle pomysł, że przyszedłem przeprosić? – wydusiłem z siebie. Moje policzki palił rumieniec, ręce pociły się, a serce waliło z całych sił.

– Bo nie jesteś zły, a tylko zły chłopiec by nie przeprosił.

– Nie znasz mnie.

Jej uśmiech zmienił się. Spuściła wzrok i pokiwała głową, mamrocząc coś pod nosem. Wzięła głęboki wdech i znów na mnie spojrzała, tym razem wyciągając w moją stronę rękę.

– Leila.

Jej upór i niezłomność z jednej strony mi imponowały, z drugiej ich nie rozumiałem. Byłem wściekły, że jest dla mnie taka dobra, bo przecież nie powinna. Jej dobroć jeszcze bardziej potęgowała wyrzuty sumienia w moim sercu.

– Leo – powiedziałem w końcu, wciąż zaciskając szczęki i udając nieprzekonanego.

– Nawet nie wiesz, jak mi miło – dodała tylko i od tej chwili mój świat się zmienił.

Rozdział 2~Lustro~

 

 

 

– Dlaczego zabiłeś Teodora?

– Boże, Leilo, czy ty za każdym razem będziesz mnie o to pytać?

– Nie za każdym, będę pytać tak długo, aż odpowiesz. – I ten jej uśmiech, mówiący: „jestem cudowna i przecież wiesz, że i tak mam rację”. Nienawidzę go.

– Odpowiadałem na to pytanie już chyba milion razy, jako dziecko, jako starsze dziecko i odpowiadam teraz. Jakby się głębiej zastanowić, odpowiadam na nie od dziesięciu lat!

Jak ten czas szybko leci. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie i nieszczęsną śmierć Teodora, za którą płacę do dzisiaj. Mogę opowiedzieć z dokładnością co do sekundy, co robiliśmy za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, a widywaliśmy się niemal codziennie. Dorastaliśmy razem: zmagaliśmy się z pierwszymi miłostkami, zwierzaliśmy się sobie z każdej kłótni z rodzicami i chwaliliśmy się osiągnięciami. Była przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałem, nie musiałem dzwonić ani prosić, nie musiałem nawet się wysilać. W zasadzie wystarczyło, że udałem się na plażę, a ona już tam na mnie czekała, z każdym dniem piękniejsza, mądrzejsza i – jeśli to w ogóle możliwe – coraz bardziej szlachetna i dobra. Czystość jej serca nie znała granic, potrafiła pięknie opowiadać o Bogu i o złych ludziach – dla mnie złych, bo dla niej nie istniała taka kategoria. O jej dobroci przekonałem się wielokrotnie na własnej skórze. Myślałem jednak, że jest taka tylko w stosunku do mnie, a ona po prostu wierzyła w ludzi. Nawet teraz, gdy o tym pomyślę, jej podejście wydaje mi się nienormalne. Być może to Bóg i wiara w niego sprawiały, że taka była – ja nie miałem tyle szczęścia. Nie wiem nawet, czy wierzę w Boga, czy Bóg jest moim rytuałem i przyzwyczajeniem, nie wiem, na ile wiara w Niego płynęła wtedy z mojego serca. Tej wiary właśnie jej zazdrościłem, bo ja niczego nie byłem pewny, nawet tego, kim jestem. A ona? Ona była pewna wszystkiego. Nie wszystko wiedziała i przyznawała się do tego, jednak jeśli miała już opinię na dany temat, nikt i nic nie mogło jej przekonać do zmiany zdania. Tak chyba było i z dobrocią – ona po prostu postanowiła, że będzie dobra i taka była.

Pewnego sierpniowego dnia, gdy mieliśmy po trzynaście lat, pokłóciłem się z nią tak bardzo, że nie przychodziłem na plażę ponad miesiąc. Uznałem jej zachowanie za bezczelne i wręcz zdradzieckie. Tego dnia moja pierwsza wielka miłość, Ines zdradziła mnie z moim najlepszym przyjacielem. Spotykaliśmy się od dłuższego czasu. Pomagałem jej w matmie, a gdy tylko zaliczyła półrocze, zaczęła umawiać się z Hansem i obnosić się z ich wielkim uczuciem. Zmieniła też profil na Facebooku i dawała mu swoje kanapki. Rozżalony szukałem wsparcia u Leili, bo miałem pewność, że w ramach solidarności powyzywa ją ze mną, wymyśli jakąś zemstę lub chociaż powie, że nie była mnie warta. Myliłem się. Wtedy uznałem to za kolejną zdradę, lecz teraz wiem, że nie mogła postąpić inaczej.

– Kogo widzisz w lustrze? – zapytała.

– Leilo, czy ty słuchałaś, co mówiłem? Ines, moja Ines, okazała się wredną, perfidną żmiją.

– Słuchałam, nie mów tak o niej. Lepiej porozmawiajmy o tobie.

Moja wściekłość sięgała zenitu. Ta dziewczyna mnie kiedyś wykończy, pomyślałem, czy ona całkiem postradała zmysły? Byłem rozgoryczony i czułem się kompletnie niezrozumiany.

– Kogo widzisz w lustrze?

– Siebie, widzę siebie. Kogo niby mam widzieć?

– Siebie, to znaczy kogo?

– Stara, ogarnij się, laska ze mną zerwała dla innego! – zacząłem krzyczeć.

Leila siedziała na kamieniu z poważną miną, była jednak nadal łagodna i spokojna. Przesypywała piasek między palcami. Jej opanowanie jeszcze bardziej mnie nakręcało.

– Leo, przecież słyszałam, co do mnie mówisz. Zostawiła cię dla twojego przyjaciela, ale co nam da rozmowa o tym?

– Nie wiem, ulży mi?

– Chcesz teraz tutaj ją obsmarować, powiedzieć mi, jaka jest okropna, a ty jaki byłeś dla niej cudowny i wspaniały?

– Choćby to. – Wzruszyłem ramionami. Jeśli na nic innego nie było jej stać, to mogła mi dać chociaż tyle.

– Przykro mi więc, ja nie jestem taką przyjaciółką – odpowiedziała i wstała z kamienia. Tym razem jej twarz nie była już taka spokojna. Usta zwęziły się, ręce zacisnęły się w pięści, choć wciąż były spuszczone wzdłuż tułowia. Jej oczy wpatrywały się we mnie z taką powagą i chłodem, że ja również wstałem. Miałem poczucie, jakby górowała nade mną, a na to nie mogłem pozwolić.

– Jasne, kolejna baba okazała się szmatą.

– Oczywiście, bo to przecież ja w lustrze widzę kłamstwo.

I odeszła, a ja stałem sam na plaży, jak idiota i wkurzałem się to na nią, to na Ines, to na Hansa, na cały świat. Tylko nie na siebie.

Dwa tygodnie zajęło mi zrozumienie, że to nie Leila jest winna całej tej sytuacji, i że to nie na niej powinienem się wyżywać. Kolejne dwa zbierałem się na odwagę, żeby pójść i ją przeprosić. Gdy byłem dzieckiem, schowanie męskiej dumy do kieszeni nie sprawiało mi tyle trudności. Duma trzynastolatka była natomiast moim drugim ja i to ona kierowała całym moim życiem. Niestety z wiekiem było coraz gorzej. Do tego dochodził egoizm: dlaczego nie zadzwoniła, dlaczego to ja mam przepraszać, widocznie jej nie zależy, więc czemu mnie ma zależeć? Zapomniałem w ogóle, że nazwałem ją szmatą. Łatwo przychodzi ocenianie innych i zapominanie o własnych błędach – jej nie mogłem wybaczyć przez miesiąc, sobie wybaczyłem w zaledwie parę sekund. W końcu jednak zacząłem tęsknić, a tęsknota okazała się silniejsza od egoizmu i dumy.

Jakby nigdy nic, udałem się na plażę pod pretekstem zbierania muszli na projekt z biologii. Ona oczywiście tam była, siedziała na tym samym kamieniu, co tamtego feralnego popołudnia. Ubrana była w białą sukienkę do kolan i sandały, włosy miała związane błękitną wstążką, usta delikatnie pomalowane błyszczykiem. Na jej policzkach widniały śliczne rumieńce.

– Zbieram muszle, pomożesz mi? – zapytałem z nonszalancją w głosie.

Nic nie odpowiedziała, wzrok wbiła w morze. Bałem się, że zaraz zacznie płakać, a nienawidziłem dziewczęcych łez i to bardzo. Bałem się ich.

– No dobra, sorry, że cię tak nazwałem. – Starałem się, żeby moje słowa zabrzmiały jak najmniej poważnie, w nadziei, że jeśli umniejszę wagę całego zdarzenia, po prostu przejdziemy do codzienności.

– Żal mi było Ines – odezwała się wreszcie Leila. – Uważam, że nie zasłużyła na to, żebyś mówił o niej brzydkie słowa, nie uważałam też za stosowne mścić się na niej, bo i po co? Po co o tym rozmawiać? Nie wiem, czy postąpiła dobrze, czy źle, wiem tylko, że bardzo cię skrzywdziła i to mam jej za złe, ale… – przerwała i spojrzała na mnie. Zadrżałem. W jej oczach nie było nienawiści czy nawet krzty złości, jedyne, co zobaczyłem, to smutek. – O tym mogę porozmawiać z nią, rozmowa o niej niczego nie zmieni, bo nie zmieni ani jej, ani Hansa. Mówiłeś, że pomogłoby ci to, ale ja uważam, że nienawiść nigdy nie jest w stanie nikomu pomóc. Przepraszam, jeśli…

– Nie, to ja przepraszam – Tym razem to ja jej przerwałem. Nawet moje zimne i złe serce nie pozwoliło, żeby po tym wszystkim to ona przepraszała mnie. – Nigdy nie powinienem tak do ciebie mówić, nie powinienem milczeć ponad miesiąc i nie powinienem zaczynać dzisiejszej rozmowy, jakby nigdy nic się nie stało. Wybacz, że jestem palantem.

Tamtego dnia żadne z nas nic więcej nie powiedziało, siedzieliśmy przytuleni do siebie, aż do zachodu słońca. Później pożegnaliśmy się i rozeszliśmy, każde w swoją stronę. Właściwie nigdy więcej nie poruszaliśmy tego tematu i nie wiem, czy dla Leili to wydarzenie cokolwiek znaczyło. Raz jeszcze uzmysłowiłem sobie, że ona jest po prostu dobra i że nie mogę tej dobroci nadużywać, bo kiedyś nawet jej cierpliwość może się skończyć.

– To powiesz mi, dlaczego zabiłeś Teodora? – ponowiła pytanie.

– Pewne z tego samego powodu, dla którego nazwałem cię kiedyś szmatą.

Drgnęła, chyba po raz pierwszy od dziesięciu lat to ja zaskoczyłem ją.

– Leo, nie musimy o tym rozmawiać, mieliśmy po trzynaście lat, teraz mamy siedemnaście i to było tak dawno, że nie ma sensu do tego wracać.

– Teodora mi nie wybaczyłaś, a tamto tak? – spytałem sarkastycznie.

– Tamto stało się po części z mojej winy, a Teodor był niewinną duszą.

– Wiesz, nigdy więcej nie zadałaś mi tego pytania, ale w tamten feralny dzień spytałaś, kogo widzę w lustrze, pamiętasz?

– Tak, oczywiście.

– Teraz wydaje mi się, że widzę to, co chcę widzieć. Mężczyznę, pewnego siebie faceta, który musi być twardy, musi spełnić oczekiwania: swoje, rodziców, otoczenia. Myślę, że widzę kłamstwo, którym powoli się staję, a nie to, kim jestem. I właśnie z tego powodu wrzuciłem tamto jajo do wody, z tego samego powodu nazwałem cię szmatą. Stworzyłem wyimaginowaną wizję siebie i starałem się za nią podążać. Patrząc w lustro, upewniałem się, że właśnie taki jestem i jest mi z tym dobrze, ale nie widziałem siebie, jedynie złudną fasadę.

Chyba jeszcze nigdy nie byłem z nikim tak szczery. To była najdłuższa wypowiedź w moim życiu. Mówiąc to wszystko, cały się trząsłem, nie czułem się do końca sobą, a jednak wiedziałem, że mówię prawdę.

– Przepraszam. Wydaje mi się, że w tamtym czasie musiałem wyrzucić Teodora i niestety musiałem być niemiły w stosunku do ciebie, żeby podtrzymać swoje wyobrażenie o sobie. Obiecuję ci, że więcej się to nie powtórzy. Teraz nie będę mężczyzną, jakim chcę być, a po prostu Leo, którym jestem.

– Tosta czy kanapkę z masłem orzechowym? Na co masz ochotę? – spytała, nie komentując mojej wypowiedzi.

Uśmiechnąłem się, a w duchu poklepałem po ramieniu. Brawo stary, zajebisty monolog. Wiedziałem, że wreszcie odpowiedziałem tak, jak ona sobie tego życzyła i nie powrócimy do tematu Teodora już nigdy więcej. Wszystko, co można było powiedzieć, już zostało powiedziane. Nie wiem, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do jej metod konwersacji i czy wolałbym, żeby coś dodawała od siebie. Tak naprawdę od zawsze chodziło chyba o to, żebym to ja zrozumiał, kim jestem, bo miałem wrażenie, że ona od dawna to wiedziała.

– A z czym mamy tosty?

– Z serem pleśniowym.

– To jednak poproszę masło orzechowe.

– Wiedziałam – zaśmiała się uroczo. Uwielbiałem jej śmiech, mógłbym z zamkniętymi oczyma słuchać fal morza i jej śmiechu.

Jeśli tylko...

Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8083-721-8

 

© Karolina Klimkiewicz i Wydawnictwo Novae Res 2017

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczytjakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazuwymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Anna Skurska

KOREKTA: Urszula Stanisławska, Małgorzata Szymańska

OKŁADKA: Seweryn Swacha

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Ewelina Rokosa

KONWERSJA DO EPUB/MOBI: InkPad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

al. Zwycięstwa 96 / 98, 81-451 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

 

Wydawnictwo Novae Res jest partnerem

Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.