Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Jedna wygrana walka nie oznacza zwycięstwa. Nadszedł czas na ostateczną próbę!
Turniej odbywający się w Akademii Olimpii odmienił życie Kassandry. Dziewczynie udało się go przetrwać i odkryć w sobie zaskakującą moc. Niespodziewanie zbliżyła się również do Holdena – swojego dawnego wroga, a obecnie najbardziej zaufanego sojusznika. Zakończenie turnieju nie oznacza jednak dla ich dwojga końca walki. Kassandra i Holden zostają zmuszeni do podjęcia się misji uwolnienia z Podziemia Alexandra, syna Zeusa.
Wykonanie zadania będzie wymagało od pary półbogów pełnego zaufania sobie nawzajem. Ich wrogowie są blisko, a nieliczni sojusznicy są wystawieni na wielkie niebezpieczeństwo.
Aby uwolnić Alexandra, Kassandra i Holden będą musieli nie tylko stawić czoła przerażającym strażnikom Podziemia, ale także zmierzyć się z własnymi i niepewnościami. Z każdym krokiem, jaki podejmują, rodzące się między nimi uczucie zostanie wystawione na coraz cięższą próbę. Czy jej podołają?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 360
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla wszystkich początkujących pisarzy, którzy marzą,aby opowieść kłębiąca się w ich głowach znalazła się na papierze.
Każdy półbóg przed wyruszeniem na misję może prosić o błogosławieństwo jednego z bogów. Jeśli ten odpowie, wtedy losy półboga na drodze przeznaczenia okażą się prostsze. Jeśli nie… wyłącznie jego umiejętności będą trzymać go z dala od objęć śmierci. Półbóg bez wsparcia Olimpijczyka jest już trupem. Załatw sobie kogoś, jeśli ci życie miłe… Może Posejdon się zgodzi?
Zasady misji wraz z ręcznym dopiskiem jednego z dawnych uczniów Akademii Olimpii, znalezione między kartkami książki w bibliotece szkolnej. Przed Nowym Porządkiem
Moje ciało drżało za każdym razem, gdy za oknem uderzał piorun, a potem rozbrzmiewał mocny grzmot. Znajdowaliśmy się w epicentrum burzy – dosłownie i w przenośni. Ja – Kassandra Morton – i Holden Mackenzie staliśmy przed obliczem dwunastki Olimpijczyków, czyli najważniejszych greckich bogów, o których być może czytaliście na jakiejś lekcji. Dzisiaj wyjątkowo dołączyła do nich moja matka – bogini mroku i magii Hekate.
– Co mają zrobić? – zapytała Zeusa Hera, a ja i Holden zastygliśmy.
Kobieta wyglądała posągowo, lecz w jej oczach skrzyły się iskierki triumfu. Wszystko szło po jej myśli. Zaraz mieliśmy zniknąć z jej życia i już nigdy nie utrudniać realizacji większego planu. A w tym wszystkim miał pomóc boski sąd, na który sprowadzono nas na Olimp. My i ława dwunastu… Za ich tronami znajdowały się ogromne okna, za którymi dostrzegałam poszczególne budowle Olimpu, nie miałam jednak sposobności zauważyć więcej przez szalejącą burzę. No i nie wypadło węszyć, gdy ważyły się nasze losy, a bogowie wodzili po nas czujnym spojrzeniem niczym po ofiarach.
A co tu robimy? Takie pytanie na pewno się pojawi, więc wolę uprzedzić fakty. Zostaliśmy wciągnięci w spisek i oskarżeni o śmierć jednego z półbogów. Chociaż wszystko wydawało się proste i logiczne, nasza przyszłość nie do końca tak się jawiła.
Mieliśmy wyruszyć na misję.
Odkąd Zeus wprowadził tak zwany Nowy Porządek, misje zostały zakazane, a Akademie dla półbogów rozwijały się w prawie każdym państwie na świecie. Chodziło o nasze bezpieczeństwo, ale także, nie ukrywajmy tego, o kontrolę. Zeus chciał trzymać nas wszystkich w ryzach po tym, jak jeden ze świeżo zamienionych w boga herosów próbował go zabić.
Ale o tym się nie mówi…
Stąd stres, który zagnieździł się w moim brzuchu, stąd pocąca się dłoń zaciskająca się na dłoni Holdena, mojego jedynego oparcia.
Zerknęłam na niego kątem oka. Przesunęłam spojrzeniem po bladej, wręcz chorowitej skórze. Syn Hadesa był jednak okazem zdrowia, o czym świadczyły jego znakomite umiejętności bitewne. Miałam ochotę poprawić jego zmierzwione czarne włosy, a także pocałować wąskie, lekko sine usta. Dziwnie było myśleć o nim jako o niedawnym wrogu, szybko mijanym na korytarzu nieznajomym. Turniej nas zmienił. Połączyła nas ciemność – a czy teraz miała podzielić jasność?
Oczekiwanie na odpowiedź Wszechboga dłużyło się niemiłosiernie. Snułam w swojej głowie mnóstwo wizji, rozwodziłam się nad planami i zastanawiałam się, czy wyjdziemy z tego cało. Z twarzy Zeusa mogłam wyczytać emocje, które jednak bezwzględnie kazały mi porzucić jakiekolwiek nadzieje. On chciał zemsty, chciał pozbyć się naszej dwójki. Nie interesowało go wcale to, czy na pewno zawiniliśmy. Przed oczami musiał widzieć już tylko zwłoki swojego syna – Alexandra Fulgura.
Chłopaka, który miał wygrać igrzyska, który miał stać się bogiem przy boku swego ojca, a został zabrany przez Tanatosa do Podziemi. Alexander był także… moim byłym. Ukrywaliśmy nasz związek, a rozpadł się on w momencie, gdy oboje zostaliśmy wybrani przez Mojry do szkolnego turnieju.
W tym roku chyba nie było zwycięzcy.
– Macie odnaleźć mojego syna i sprowadzić go z powrotem do świata żywych – odrzekł Zeus i uderzył dłonią o podłokietnik tronu. Jego słowa okazały się wiążące: poczułam, jak przysięga osiada na moim ciele. Coś się zmieniło. – Jeśli jesteście tak niewinni, jak mówicie, nie powinno być to dla was problemem, prawda?
Poluźniłam uścisk na dłoni Holdena. Pewnie omdlałabym na marmurowe posadzki budynku sądu, gdyby nie syn Hadesa, który przytrzymał mnie w talii. Coś do mnie mówił, lecz wszystkie jego słowa zagłuszały te, które wypowiedział do nas Zeus. Brzęczały w mojej głowie, dudniły, rozchodziły się echem.
„Macie sprowadzić mojego syna z powrotem…”
Z powrotem.
„Odnajdźcie go i sprowadźcie”.
Jak?
Bogowie zaczęli ostrą dyskusję – kłócili się z wyrokiem Zeusa, przywoływali jego wcześniejsze decyzje i reguły Nowego Porządku. Wiele razy ponad gwar rozmów wybijała się jedna fraza, której nigdy nie zapomnę: „Oni stamtąd nie wrócą i dobrze o tym wiesz!”. Zeus nie wybierał pomiędzy szansą na nasze odkupienie a śmiercią, dla niego obie opcje musiały zakończyć się pozbyciem się nas ze świata.
Zaczęłam przypominać sobie wszystkie znane mi historie, w których półbogowie czy zwykli śmiertelnicy dostawali się jakimś cudem do królestwa Hadesa. Nie było tego jednak wiele. Herakles? Niezwykły muzyk Orfeusz? Tezeusz ze swoim przyjacielem Pejritoosem?
– Wszystko dobrze? – dotarło do mnie w końcu jedno z pytań Holdena.
– Nie – odpowiedziałam, a potem zaśmiałam się nerwowo. Puścił mnie, gdy poczuł, że jestem w stanie utrzymać się o własnych siłach. – Umiesz grać na lirze?
– Czemu pytasz o to teraz? – Wyglądał na szczerze zaskoczonego.
– Bo jeśli nie jesteś jakimś dalekim krewnym Orfeusza, to nigdy się stamtąd nie wydostaniemy.
Zrozumiał, lecz zbuntował się wobec tej myśli. Jeszcze walczył. Widział dla nas jakąś przyszłość. Ja natomiast powoli przestawałam w nią wierzyć.
– Hades nie pozwoli, żebyśmy… – Holden nie mógł dokończyć zdania, bo Zeus ogłosił coś jeszcze. Coś, co ostatecznie przesądzało na naszą niekorzyść.
– Zakazuję wam szukać oparcia w którymkolwiek z bogów! Czy to olimpijskich, czy tych niższych…
– Tak nie można! – uniosła się Hekate, moja matka.
Zeus uśmiechnął się złośliwie na ten komentarz. Mógł wszystko, nie krępował się i jeszcze nawet nie skończył. Uniósł dłoń, aby zagłuszyć protesty, a potem podjął:
– A każdego boga, który złamie ten zakaz, będzie czekać okrutna kara. Gorsza niż Prometeusza. O wiele gorsza.
Gorsza? Nawet nie równie okropna, ale gorsza. Byliśmy zgubieni. Co może być gorszego od przykucia do skał Kaukazu i ciągłego wydziobywania wątroby przez orła? Organ odrastał i kara odbywała się znowu i znowu… Tytan ostatecznie został uwolniony przez Heraklesa, lecz czy któryś z bogów, który pomoże nam, będzie mógł liczyć na przerwanie kary? W to wątpiłam. Zeus uczy się na swoich błędach, zadba o to, aby tym razem tak się nie wydarzyło. Nie chciał być już nigdy wodzony za nos, oszukiwany… Szkoda tylko, że zagrożenia nie szukał tam, gdzie faktycznie było. Wystarczyło, że zerknąłby w bok – na swoją piękną żonę zastygłą w jednej pozie ze ślicznym, sztucznym uśmiechem.
– Tak okazujesz swą łaskę, bracie? – zapytał Hades. W jego głosie można było usłyszeć coś na kształt żalu, pretensji.
– Chcieliście innej kary niż śmierć. Dałem wam ją. Posiedzenie zamknięte. Wszystko, co ogłosiłem, ma się stać. Holden Mackenzie, syn Hadesa, i Kassandra Morton, córka Hekate, wyruszą za tydzień na misję, której celem jest sprowadzenie Alexandra Fulgura do świata żywych. Nie pomoże im w tym żaden bóg. Być może los się do nich uśmiechnie. Być może…
Zeus ponownie uderzył w tron, a świat przed moimi oczami zawirował. Poczułam, że jego słowa wnikają w moją aurę, czemu towarzyszył nieopisany ból w klatce piersiowej. Ponownie złapałam Holdena za rękę, a potem jakaś moc oderwała nas od posadzki i wrzuciła wprost do gabinetu Herakliusza Nikolaou, dyrektora w Akademii Olimpii.
Prostokątne pomieszczenie nie było duże. Po jednej stronie znajdowało się wejście, przy którym się zmaterializowaliśmy, a po drugiej biurko – stał za nim wielki pomnik Zeusa, ojca dyrektora i patrona Akademii. Po bokach pokoju ciągnęły się szafki wypełnione książkami.
Pierwszy raz znalazłam się w tym pomieszczeniu na początku tego roku szkolnego – ze względu na to, że zostałam wybrana przez Mojry jako trzynasta uczestniczka turnieju. Większość omijała gabinet szerokim łukiem, obawiając się zamiłowania dyrektora do bezwzględnego przestrzegania zasad.
Podczas zadań nie okazał nam wsparcia, a nawet próbował ukrywać problemy techniczne, które prawie zakończyły się naszą śmiercią – ja o mało co nie zostałam pocięta przez piły, a Holden niemal spłonął. Nikolaou robił wszystko, aby jego ojciec był szczęśliwy… Do czasu. Gdy zauważył ciało Alexandra, widziałam, że coś w nim pękło.
– Mam nadzieję, że przynosicie dobre wieści? – usłyszałam spokojne pytanie, które poniosło się po gabinecie. Dyrektor zadał je, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma takich szans.
Podniosłam wzrok i od razu napotkałam przejęte spojrzenia Herakliusza Nikolaou i stojącej obok jego biurka Eufrazji Scott – wicedyrektorki Akademii Olimpii, która wyglądała tak, jakby od kilku godzin tylko płakała.
Każdy półbóg w swoją podróż może zabrać kompana. Osoba, która wyrazi na to zgodę, będzie tylko pomocnikiem. Jeśli misja zakończy się zwycięsko, nie dostąpi żadnych zaszczytów. Być może to przez ten idiotyczny zapis półbogowie zaczęli masowo ginąć? W końcu nikomu nie opłacało się im pomagać…
Fragment księgi Misja herosa – droga do Olimpu autorstwa Onufrego Scotta. Dopisek na marginesie pozostawił dawny uczeń Akademii Olimpii
Zaraz po naszym pojawieniu się w gabinecie na biurku dyrektora zmaterializowała się koperta. Żeby ją otworzyć, Nikolaou musiał rozłamać pieczęć z charakterystycznym wyżłobieniem w kształcie błyskawicy. Doskonale więc wiedzieliśmy, od kogo jest przesyłka i co znajduje się w środku. Milczeliśmy jednak, chcąc, aby dyrekcja zapoznała się z wyrokiem sama.
– To jakieś żarty? Bez błogosławieństwa?! – uniosła się Scott, która jako pierwsza zakończyła lekturę. – Tak się nie godzi. Nie można… Na pewno są jakieś zapisy, które… Mój ojciec wszystko spisał, znał to wszystko…
– Eufrazjo…
Kobieta nie posłuchała. Podbiegła do jednej z półek uginających się pod ciężarem ksiąg, po czym zlustrowała oznaczenia na ich grzbietach. W końcu wyjęła tę, której szukała, i zaczęła ją kartkować. Przez moment wodziliśmy za nią wzrokiem, póki dyrektor nie skierował się do nas bezpośrednio słowami:
– Usiądźcie.
Posłuchaliśmy go i zajęliśmy miejsca przed biurkiem. Dyrektor siedział naprzeciwko w swoim fotelu i patrzył na nas nieodgadnionym spojrzeniem.
– Wiecie, że będzie to pierwsza misja od… dawien dawna?
– Tak – odparł Holden. Jego głos był zachrypnięty, przez co musiał odchrząknąć, zanim kontynuował: – Zeus złamał jeden z zapisów Nowego Porządku.
– Złamał? – Dyrektor pokręcił głową. – Przywrócił w ramach wyjątku. Mogliście tam zginąć. Właściwie nie spodziewaliśmy się, że wrócicie. Wszechbóg okazał wam łaskę…
Prychnęłam pod nosem.
– Co mi z takiej łaski? To tylko odwleczenie naszej śmierci w czasie. Przeczytał pan, czego mamy dokonać podczas tej misji?
Być może dyrektor wcale się nie zmienił, być może ciągle wierzył w Zeusa i bezkrytycznie podchodził do każdej jego decyzji. Albo… albo był rozdarty. Tak czy inaczej, oczekiwałam, że stanie po naszej stronie, a nie będzie łapał za słówka i chwalił ojca za to, że nie zabił nas na miejscu.
– Tak.
– I? – dopytałam.
Wicedyrektorka dokładnie w tym samym momencie przesunęła pod nos dyrektora księgę i wskazała mu jakiś zapis.
– Może to zadziała na ich korzyść?
– Nie. Gdy wyruszą, wyruszą bez boskiego błogosławieństwa. Wszyscy bogowie zostali zobligowani do nieudzielania im pomocy. To wiążący wyrok.
– Musi coś być…
– Eufrazjo – ponownie upomniał ją dyrektor.
– A towarzysz? Pamiętasz, Herakliuszu, to stary zapis… – Ponownie przekartkowała księgę. – O, tu jest!
Dyrektor wczytał się we wskazany fragment i pokiwał głową. Zerknął szybko na list z Olimpu, po czym zawyrokował:
– Nie ma tu nic o tym, że nie możecie zabrać ze sobą jakiegoś kompana. Kiedyś, jeszcze przed Nowym Porządkiem, heros mógł wybrać kogoś, kto będzie mu towarzyszył podczas misji. Wiedzieliście o tym?
Pokręciliśmy głowami.
– To osoba, która będzie wam pomagać, ale nie dostąpi żadnych zaszczytów. W waszym przypadku ten immunitet będzie swego rodzaju ochroną przed boskim gniewem. To powinno przejść.
Eufrazja zaklaskała w dłonie. Nie potrafiłam jednak podzielić jej optymizmu, coś we mnie aż wrzało ze złości. Spotkała nas jawna niesprawiedliwość i nikt nie kwestionował tego, że musimy udać się na misję – wszyscy już się z tym pogodzili. Nawet Holden, który był nadzwyczaj cichy. Czy tym razem to mnie przypadła rola tej opryskliwej i wrednej?
– Zeus jakimś cudem ominął ten zapis? – Prychnęłam. – Jak to możliwe? Zapomniał o nim? Ewidentne pragnął nas pozbawić wszystkich możliwych udogodnień. On chce, żebyśmy na tej misji zginęli.
Scott mimowolnie przyłożyła dłoń do ust, a w jej oczach ponownie pojawiły się łzy. Niby przypadkiem odwróciła się od nas i zaczęła patrzeć w okno, za którym szalała burza. Nawet ona była tego świadoma – i ta świadomość wyniszczała ją od środka.
– A poza tym – ciągnęłam w szale – kto będzie chciał nam pomóc? Nikt! Doskonale wiecie, że nikt nie zgodzi się wybrać z nami na samobójczą misję. Co nam po tym zapisie, jeśli i tak zostaniemy z tym sami?!
– Kassandro… To nie takie proste. Gniew boga… A do tego gniew Zeusa…
– Nic mnie to nie obchodzi. Nie chcę ginąć, bo Zeus się wkurzył! Nie my zabiliśmy jego syna! Nie my powinniśmy stanąć przed sądem, ale Hera!
Wstałam z miejsca. Już dłużej nie mogłam siedzieć, musiałam wyładować buzujące we mnie emocje i… magię. Ochronne bariery, które jak się okazało, były nałożone na gabinet dyrektora, trochę mnie tłumiły, lecz powoli i one przestawały sobie radzić z moją złością.
– Kassandro… – odezwał się wreszcie Holden. Szkoda tylko, że próbował mnie uciszyć, uspokoić.
– Mówię prawdę! Hera chce przejąć władzę i zrobi wszystko, żeby tak się stało. Wykorzysta słabości Zeusa, strąci go z tronu…
– To poważne oskarżenia – skwitował moje słowa dyrektor.
Nie wyglądał jednak na przekonanego. Patrzył na mnie małymi przymrużonymi oczami i osądzał. Czułam to. Zastanawiał się, jak bardzo ostatnie wydarzenia mogły wpłynąć na jasność mojego umysłu, czy nie przemawia przeze mnie strach.
– Ale taka jest prawda! – wyrzuciłam. – Gdyby to był ludzki sąd, moglibyśmy cokolwiek powiedzieć, obronić się! Nawet nie mieli dowodów. Nic. Zeus skazał nas na śmierć, bo zaślepił go gniew! To chore! To…
Dyrektor mi przerwał, a jego głos był ostry niczym brzytwa:
– Zeus to nie człowiek. To bóg. I wiem, we współczesnych czasach te granice się zacierają. Był tu, mówił, wyglądał jak my, ale… Jest potężniejszy, niż ci się wydaje. Gdyby pojawił się w boskiej formie, zginęłabyś na miejscu. Ten gniew… jest inny. Może przypomina ludzki, ale nim nie jest. Zrozum, to chodząca potęga, która trzyma władzę na Olimpie od tysięcy lat.
– Jeśli jest chodzącą potęgą… Czemu sam nie wyciągnie z Podziemi swojego syna? – wypaliłam. – Na pewno jest w stanie przebić barierę między światem ludzi a światem duchów. Nawet ja, marna wiedźma, potrafię tam przejść…
Dostrzegłam, jak Holden krzywi się na słowa „marna wiedźma”. Tyle się starał, aby wzbudzić we mnie większe poczucie własnej wartości, ale wszystko, co się wydarzyło ostatnio, zepsuło całą jego pracę. Domek z kart runął, zamek z piasku się rozwiał… Nie byłam w stanie powstrzymać Alexandra, nie ochroniłam go, choć mogłam.
– Nie może – odpowiedział mi syn Hadesa, a nie dyrektor.
– Dlaczego?
– Ponieważ istnieją prawa, które zakazują bogom ingerencji w życie ludzi w stopniu… dużym. A swego rodzaju nekromancja byłaby dużym naruszeniem, nie sądzisz?
– Tego prawa nie może złamać, ale tego, które zakazywało wysyłać na misję, już tak?
– Gdyby złamał tamto, świat pogrążyłby się w chaosie – odpowiedział dyrektor.
Westchnęłam z irytacją.
– Czyli łamie tylko te, które mu pasują.
– Jest Wszechbogiem.
– To nie znaczy, że ma się zachowywać nielogicznie!
– Przemawiają przez ciebie emocje…
– A co ma przemawiać, skoro patron naszej szkoły, pierwszy bóg, którego poznałam i w którego uwierzyłam, skazał nas na samobójczą misję! Skazał nas na śmierć!
No i nie wytrzymałam. Łzy puściły się z moich oczu i spływały kaskadami po policzkach. Opadłam z powrotem na fotel i schowałam twarz w dłonie. Nie chciałam umierać. Czy to coś dziwnego? Chciałam żyć!
Holden zbliżył się do mnie. W pierwszym odruchu miałam ochotę go odtrącić, zła, że się poddał, że nie próbował przeciwstawić się temu, co nas spotkało. Potem jednak uświadomiłam sobie, że życie każdego z nas wyglądało zgoła inaczej – on od małego wiedział, że jest półbogiem, miał wpajane, że z decyzjami bogów się nie dyskutuje, że naszą egzystencją rządzi… los. Ja natomiast ciągle próbowałam walczyć. Tyle że zachowywałam się bardziej niczym wyciągnięta z wody ryba, która ostatkiem sił rzuca się na boki. Przylgnęłam zatem do Holdena, chłonęłam jego ciepło i zapewnienia, że damy radę. Tak bardzo chciałam w to wierzyć.
Scott podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
– Zrobimy wszystko, aby wasza misja się powiodła – zapewniła łagodnym głosem.
– Musicie wyjechać za tydzień. Pomożemy wam, ile będziemy mogli – potwierdził jej słowa dyrektor. – Przeprowadzimy szybkie szkolenie. Dodatkowe zajęcia, treningi, wykłady. Stworzymy dla was osobny podział godzin. Przez ten czas będziecie mogli także korzystać ze wszystkich dostępnych zasobów. Z biblioteki, archiwum, działu dla wykładowców i profesorów… Znajdźcie sposób, żeby… żeby do nas wrócić.
Przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle.
Wrócić… Czy to w ogóle było możliwe?
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy – odparł Holden, a pewność, którą usłyszałam w jego głosie, sprawiła, że poczułam się odrobinę lepiej.
– Macie jakieś pytania? Coś jeszcze chcielibyście nam powiedzieć? – zapytała Scott.
Holden pokręcił głową, ja natomiast wyrzuciłam z siebie pierwszą myśl, która pojawiła się w moim umyśle:
– Znowu nie zdam egzaminu u profesor Tremblay…
Od razu zaśmiałam się histerycznie, jednak inni nie docenili mojego wisielczego humoru. Wiedziałam, że zdanie egzaminu w tym momencie to mój najmniejszy problem. Wolałam już nawet wrócić do tej ciemnej sali i głupiego stresu związanego z odpytywaniem, niż opuścić mury Akademii i ruszyć w nieznane.
Znajdowałam się blisko sceny, widziałam wszystko, ale jakbym nie widziała nic. Szkoła zastygła w bezruchu, popadła w marazm. Dopiero gdy z jednego z tronów wstał Zeus, wszystko nagle ruszyło. Nie potrafiłam oderwać od niego oczu, a później obserwowałam jak zahipnotyzowana rozmowę z dyrektorem i… Holdenem Mackenzie oraz Kassandrą Morton. To oni jako pierwsi pojawili się w gimnazjonie. A na rękach córki Hekate konał… Alexander Fulgur.
Fragment niedokończonego artykułu Beatrice O’Sullivan, który ma się ukazać w najnowszym wydaniu gazetki szkolnej Akademii „Głos Olimpu”
Gdy wyszliśmy z gabinetu dyrektora, za oknami zrobiło się jeszcze ciemniej. Korytarze Akademii Olimpii świeciły pustkami; uczniowie znaleźli się w swoich pokojach. Choć czy spali? Ciągle szalejąca burza mogła sprawić, że połowa z nich nie zmruży dzisiaj oka. Ci, którzy nie dbali o zapisy w statucie szkoły, pewnie wyszli już z łóżek, aby ukryć się w rzadko używanych salach i porozmawiać na temat aktualnych wydarzeń.
Holden przezornie odprowadził mnie pod same drzwi mojego pokoju. Dziwnie było wrócić do skrzydła wiedźm Hekate. Wszystko wydawało się znajome, a jednocześnie obce. Płomienie świec rozstawionych na stolikach i półkach lekko migotały, w powietrzu unosił się zapach palonych ziół z kilku kadzidełek. Tam, gdzie akurat się zatrzymaliśmy, najmocniej czuć było lawendę – najwyraźniej któraś z uczennic chciała coś zaradzić na zły sen.
Chłopak zatrzymał się przede mną, po czym podał mi dłoń. Przyciągnął mnie do siebie, opierając się plecami o ścianę. Z przyjemnością ułożyłam głowę na jego ramieniu. Ta chwila spokoju, przestoju, ciszy była wręcz nierealna. Serce biło mi szybko, jakby się spodziewało, że zaraz to wszystko się skończy, a los znowu postanowi wrzucić nas w wir wydarzeń. Nic takiego jednak się nie stało.
Holden pocałował mnie w ucho, od czego przeszły mnie ciarki, a potem wyszeptał:
– Jeśli wpadłby ci do głowy jakiś głupi pomysł…
Popatrzyłam na niego z ukosa.
– Mam cię informować? – dopowiedziałam.
– Tak.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Holden… – Odsunęłam się od niego, przez co spojrzał na mnie pytająco. – Myślisz, że ktokolwiek się zgodzi, aby nam towarzyszyć?
– Nie wiem. Ale chyba warto spróbować, prawda? – Głos mu się załamał, spróbował to jednak zatuszować kaszlnięciem. – Nie przejmuj się tym już dzisiaj. Idź spać, odpocznij. Jutro musisz mieć dużo siły.
Skinęłam głową, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie zmrużę oka i nawet zapach palonej lawendy tego nie zmieni.
Holden upewnił się jeszcze z milion razy, że na pewno dobrze się czuję, a później złożył na moich ustach krótki pocałunek. Wolałabym się z nim nie rozstawać, ale gdy znowu wróciliśmy do bycia studentami Akademii Olimpii, nawet jeśli tylko na tydzień, to wcale nie było takie proste. Już teraz łamaliśmy statut, przebywając ze sobą po ciszy nocnej.
– Dobranoc.
– Śpij dobrze – odpowiedziałam, po czym ze smutkiem patrzyłam, jak odchodzi do swojego skrzydła.
Gdy zniknął za zakrętem, poczułam nagły chłód. Samotność uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, a myśl, że przed turniejem w taką noc jak ta pewnie spotkałabym się z Alexandrem w pralni, była niczym sztylet wymierzony prosto w serce.
Nie chciałam dłużej o tym myśleć, a tym bardziej stać na korytarzu, więc nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju.
W natłoku wydarzeń zupełnie wyparłam myśl o tym, że przecież mam współlokatorkę. Beatrice za to wyglądała tak, jakby siedziała na szpilkach w oczekiwaniu na mój powrót. Pracowała przy biurku – z początku pomyślałam, że się uczy, jednak później dostrzegłam, że ma otwarty swój dziennikarski notesik, z którym chodziła na wszystkie wywiady i zbierała w nim materiały do szkolnej gazetki. Zeszyt był mały i oprawiony w brązową skórę – na okładce wypalono nawet płonącą pochodnię, jeden z symboli Hekate, a zatem również i jej córek.
– Wróciłaś… – rzuciła na przywitanie.
Spodziewałam się z jej strony wrogości czy niechęci, ale jej ton był neutralny.
Beatrice zmieniła się pod moją nieobecność. Zrobiła coś z włosami – nadal co prawda miały krwisty odcień, jednak rozplotła warkoczyki i obcięła je do ucha. Teraz przy każdym ruchu głowy końcówki smagały ją po policzkach.
– Piszesz o tym, co się dzisiaj stało? – Zatoczyłam dłonią krąg w powietrzu, jakby to miało wszystko wyjaśnić, po czym weszłam głębiej do pokoju.
Chyba się przestraszyła, że będę chciała przeczytać to, co napisała, dlatego szybko wyrwała kartkę, zmięła ją i wyrzuciła do praktycznie pełnego kosza stojącego przy jej biurku.
– Nie – odpowiedziała, jednak gdy rzuciłam jej niedowierzające spojrzenie, odpuściła z kłamstwami. – Znaczy się… tak. Próbuję to wszystko jakoś sensownie opisać, ale… Nie umiem. Nie wiem jak.
– Możesz napisać, że jeszcze przez tydzień będziesz mieszkała z chodzącym trupem.
Przeszłam na swoją stronę pokoju – tę bardziej zaśmieconą, niezadbaną – po czym rzuciłam się na łóżko. Poczułam, jak każdy mięsień w moim ciele się rozluźnia, choć umysł każe im być w ciągłej gotowości. Tyle że ja już nie miałam siły, nie chciałam ciągle być gotowa na atak.
Ale tak chyba będzie wyglądała nasza misja, czyż nie?
– Zostaliście skazani? – zdziwiła się.
– Zeus wysłał nas na misję.
Odpowiedziała mi cisza. Wcale się temu nie dziwiłam, sądziłam nawet, że właśnie z takimi reakcjami przyjdzie mi się mierzyć. Misje były przeszłością, plamą krwi w historii półbogów…
Uniosłam głowę z poduszki, aby zerknąć na współlokatorkę, która ciągle trawiła tę wiadomość.
– Ale… ale jak to?
– Albo to, albo śmierć. Głosowano w naszej sprawie.
– Ale… – Zająknęła się po raz ostatni, po czym rzuciła z wyrzutem: – Przecież nie mają żadnych dowodów, że to wy. Transmisja nic nie pokazała. Po prostu zniknęliście. Na sali panował chaos. Nikt nie widział, skąd się wzięliście z powrotem. Można było wyczuć, że coś jest nie tak, ale to nie wasze aury to sprawiły…
– Przekaż to Zeusowi. Według niego to my zabiliśmy Alexandra.
– Ale tego nie zrobiliście, prawda? – upewniła się.
– Nie! – wyrzuciłam z siebie, choć przecież nie powinnam jej mieć za złe rozsądnego podejścia do sprawy. – Chcieliśmy go ratować, ale on…
Przerwałam. Podchodząca do gardła gula sprawiła, że nie powiedziałam nic więcej, inaczej rozpłakałabym się na miejscu. Powoli zrzucałam z siebie zbroję – nie tę fizyczną, którą, jak dopiero teraz się zorientowałam, ciągle miałam na sobie, ale tę wewnętrzną. Po zdradzie Cynthii, oszustwie Alexandra… zamknęłam się i zaryglowałam drzwi. Musiałam być silna, żeby przetrwać – najpierw na arenie, później na Olimpie. Choć obie te sytuacje wydawały mi się odległym, nieprawdziwym wspomnieniem, wiedziałam, że to nie senne majaki. Tak było. Za tydzień ruszamy na misję.
– Przykro mi – powiedziała Beatrice.
Skinęłam głową. Doceniałam fakt, że mam do kogo się odezwać, nawet jeśli tą osobą była perfekcyjna Beatrice, której zazdrościłam wszystkiego. Najlepsza wiedźma na roku, uzdolniona przywoływaczka magii, prymuska i pretendentka do zostania boginią w związku z wybitnymi szkolnymi osiągnięciami.
I wtedy doznałam olśnienia.
– Beatrice… – zaczęłam, po czym usiadłam na łóżku, opierając się plecami o ścianę. – Jesteś najlepszą wiedźmą na naszym roku, prawda?
To nie do końca było pytanie, ale ona i tak na nie odpowiedziała:
– Już nie. – Wskazała na mnie. – Teraz ty nią jesteś. Zostałaś wybrana przez Mojry do turnieju jako córka Hekate, jedynej bogini nienależącej do grona Olimpijczyków.
Przyjrzałam się jej uważnie – nerwowo bawiła się końcówką długopisu, jej palce były pobrudzone niebieskim tuszem, na co nie zwracała uwagi.
– Bzdury. – Prychnęłam. – To u ciebie na pierwszym roku objawiła się moc i to ty powinnaś zostać wskazana przez boginie losu.
– Kassandro…
– Jesteś też najlepszą redaktorką w „Głosie Olimpu”.
– Nie powiedziałabym, że najlepszą…
Miałam dość jej skromności, dlatego nawet nie czekałam, aż ponownie spróbuje mnie przekonać, że jest inaczej. Nie udałoby się jej to tak czy siak. Kontynuowałam zatem swoją przemowę:
– Mówiłaś, że nie wiesz, co napisać. – Wskazałam na zeszyt. – A chcesz mieć wszystkie informacje na wyłączność?
– Kto by nie chciał? – Gdy tylko wypowiedziała te słowa, wydała z siebie krótki, nerwowy śmiech. – Wiem jednak, że zaraz pojawi się jakieś „ale”, które bardzo, ale to bardzo mi się nie spodoba. Mam rację?
– Nie nazwałabym tego „ale”, raczej propozycją po- mocy. Ty pomożesz nam, a my tobie. Miałabyś dzięki temu bezpośredni dostęp do informacji, przesyłałabyś swoje teksty do szkoły. Publikowaliby na bieżąco twoją relację z…
– Czekaj, czekaj… – Uniosła dłonie, aby mnie uciszyć. – Wysyłałabym teksty do szkoły? To gdzie bym była? Czy ty chcesz, żebym wybrała się z wami na misję?
– Tak. Co ty na to?
Nastała długa i pełna napięcia cisza, która sprawiła, że uświadomiłam sobie, o jak wiele proszę. Gdyby sytuacja się odwróciła – gdyby to moja współlokatorka poprosiła mnie, żebym wyruszyła z nią na samobójczą wyprawę…
Nie zgodziłabym się.
– Kassandro… – Pokręciła głową. Dotknęła swojego czerwieniącego policzka, znacząc go przy okazji niebieskim tuszem. To nie była jednak odpowiednia chwila, abym zwróciła jej na to uwagę.
Wiedziałam, że to dużo, ale gdzieś w środku czułam, że muszę ją jakoś przekonać… Bo jeśli nie Beatrice, to kto? Nie miałam w Akademii już nikogo.
– Według dawnych zasad każdy może zabrać jedną osobę. Będziesz tylko pomocnikiem. Nie dosięgną cię zaszczyty, a w tym przypadku raczej gniew Zeusa. Będziesz bezpieczna. Niczym korespondent wojenny.
– Korespondent wojenny nadal zgadza się na pewne ryzyko, a ja… – Przerwała i pokręciła głową. – Jest mi tu dobrze, Kassandro. Nie chcę wchodzić w to bagno. Czuję znak magiczny, który na stałe osiadł w murach szkoły. To zostanie zapamiętane.
– Jesteś moją jedyną nadzieją.
– Przepraszam cię, ale… nie. To za dużo. Może ktoś inny się zgodzi?
– Może…
Odpowiedziałam na jej pocieszający uśmiech tym samym, bo co miałam zrobić? Błagać? Spróbowałam – nie wyszło. Pozostało mi jedynie pogodzić się z porażką i liczyć na to, że Holden znajdzie wśród dzieci Hadesa kogoś, kto nam pomoże. Mnie właśnie skończyły się opcje.
Panie redaktorze, pyta pan, czy mają jakieś szanse? Jeśli mam być szczery, znikome. Bez błogosławieństwa bogów misje były praktycznie niemożliwe do wykonania. Przypomnę jeszcze, że to ja byłem jednym z nielicznych głosów przeciwko Nowemu Porządkowi. Ten system sprawił, że herosi są… krusi, zbyt delikatni, nieprzygotowani na to, co czai się w cieniu. Nie nadają się na taką wyprawę.
Fragment rozmowy prezentera w programie Dzień dobry, Olimp! z Onufrym Scottem, autorem księgi Misja herosa – droga do Olimpu
Dobrze! Stop! – Scott zaklaskała, na co opuściliśmy z Holdenem gardę.
Od dobrych trzech godzin ćwiczyliśmy w specjalnie zarezerwowanej dla nas sali treningowej w gimnazjonie. Po długiej rozgrzewce i jeszcze dłuższym biegu na bieżniach w końcu przeszliśmy do walki. Zajmowaliśmy się wszystkim. Scott chciała nas nauczyć jak najwięcej – zarówno pod względem ataku, jak i obrony.
Nic zatem dziwnego, że gdy nam przerwała, odetchnęłam z ulgą. Ledwo trzymałam się na rozedrganych nogach. Pot spływał mi po plecach, a policzki piekły od gorąca. Miałam wrażenie, że płuca zaraz odmówią mi posłuszeństwa.
– Na dzisiaj skończymy. Idzie wam zaskakująco dobrze. – Ostatnie słowa skierowała bardziej do mnie niż do syna Hadesa, bo to przecież on znany był ze swoich bokserskich umiejętności. Ja raczej byłam jedną z tych osób, które opuszczają lekcje wychowania fizycznego.
– To zasługa Holdena – odpowiedziałam, próbując opanować zadyszkę. – Pomagał mi podczas turnieju.
– To było najtrudniejsze zadanie, któremu podołałem – rzekł z ironicznym uśmieszkiem. Udałam, że jego słowa mnie zabolały. W głębi poczułam jednak przyjemne ciepło… Ironiczny i złośliwy Holden nie został zniszczony przez bogów.
– A myślałam, że najtrudniej było ci nie grozić mi sztyletem… Albo… – podeszłam do niego bliżej, aby akurat tego Scott nie usłyszała – wyznać, że coś do mnie czujesz. Tak tylko rzucam. Może się mylę. – Zerknęłam w stronę chłopaka i posłałam mu uśmiech.
– Oj, wiedźmo, wiedźmo…
Zdjęliśmy rękawice, które wylądowały w znajdującym się przy drzwiach koszu. Następnie zajęliśmy miejsca na ławce i sięgnęliśmy po prawie puste butelki z wodą.
– Kamery pokazywały wiele… Nawet jeśli myśleliście, że nikt nie patrzył. – Scott uśmiechnęła się smutno. Stanęła naprzeciwko nas, opierając się plecami o ścianę. – Jeśli coś zawdzięczam mojemu niebiologicznemu ojcu, to przezorność i rozwagę. Radzę wam przyjrzeć się nagraniom z wyzwań. Zobaczcie, jaką świat nadał wam narrację, a może wykorzystacie to podczas misji. Nadal będą wam patrzeć na ręce, nie zapominajcie o tym.
Jej słowa mnie przeraziły.
Oczywiście myślałam o tym, żeby obejrzeć cały turniej, ale wyłączyłam go po kilku minutach. To było zbyt świeże, jakbym rozdrapywała jątrzącą się ranę.
– Pani ojcem jest Onufry Scott, zgadza się? – zapytał Holden.
– Tak… – odpowiedziała niechętnie. – Jedyny śmiertelnik, który dostąpił zaszczytu udziału w życiu bogów i półbogów… Tak o nim mówią.
– Dzisiaj oglądałem jego wywiad w Dzień dobry, Olimp! Niezbyt wierzy w to, że sprostamy wyzwaniu.
– No cóż… On zazwyczaj w nikogo nie wierzy. Chyba że w siebie. – Prychnęła, choć czuć było, że nadal ją to boli. – Dlatego jeśli mówię, że wiem co nieco o misjach, to znaczy, że naprawdę wiem. Tak byłam wychowywana. Ojciec nigdy nie pogodził się z wprowadzeniem Nowego Porządku, a kontakt straciliśmy, gdy zaczęłam tu pracować. Wystarczą mi jednak jego księgi. Omówię z wami wszystkie najważniejsze zapisy, abyście byli przygotowani.
– Dziękujemy – odpowiedziałam.
Scott pokręciła głową.
– Nie macie za co. Gdybym wyciągnęła was z tego bagna, wtedy moglibyście mi dziękować. Teraz… – Westchnęła. – Teraz po prostu musimy zadbać, żebyście byli gotowi. A do tego potrzebny jest też porządny posiłek. – Spojrzała na zegarek, który miała na nadgarstku. – Lećcie coś zjeść, o tej godzinie na stołówce nie powinno być wielkiego tłumu.
Byłam pewna, że wicedyrektorka specjalnie przeciągnęła trening, abyśmy napotkali na korytarzu jak najmniej ciekawskich spojrzeń. Miałam ich dość. Chciałam omijać ludzi szerokim łukiem. Ignorowałam pytania, oskarżenia i obelgi. Zdarzały się także komplementy i pochlebstwa, ale te nawet nie docierały do mojej świadomości.
Przechodząc korytarzem, obawiałam się także, że nagle zza zakrętu wyskoczą na mnie herosi biorący udział w turnieju. Otoczą mnie, jak zrobili to w lesie. Córka bogini piękności Afrodyty być może dokończy swego dzieła, a pomoże jej w tym sam syn boga wojny Aresa. Zeus byłby zadowolony z takiego nagłego obrotu sprawy.
Był problem… i go nie ma.
Pożegnaliśmy się ze Scott, po czym poszliśmy się przebrać.
Gdy wyszłam z szatni, Holden już na mnie czekał. Opierał się plecami o ścianę i wpatrywał w jakiś punkt. Wydawał się nieobecny, spięty. Nie powinno mnie to dziwić, a jednak poczułam, że między nami powoli zaczyna rosnąć bariera – złożona z obaw, strachu i niepewności.
– Idziemy? – zapytałam z uśmiechem, po czym wskazałam głową w stronę stołówki.
– Idź sama.
Stanął naprzeciwko i spojrzał na mnie tymi brązowymi oczami, w których tak lubiłam tonąć. Wołał mnie do siebie i odpychał. Jakby sam nie mógł się zdecydować, czy chce, aby to, co zrodziło się między nami podczas turnieju, trwało. A może tylko przenosiłam na niego swoje własne obawy?
– Czemu? – Wymierzyłam w niego oskarżycielskie spojrzenie. – Na pewno jesteś głodny. Nie jedliśmy nic od rana.
– Zjem w pokoju. Muszę jeszcze coś załatwić…
– Co? – Nie dawałam za wygraną.
Nie chciałam, żeby odchodził. Okazało się, że samotność, która była moją nierozłączoną towarzyszką przed turniejem, teraz zaczęła mi przeszkadzać. Po prostu bałam się zostać sama. Co, jeśli ktoś będzie chciał to wykorzystać? A jeśli zrobi to mój umysł i podsunie mi myśli, które sprawią, że zupełnie w siebie zwątpię?
– Pójdę do Nikolaou, aby złożyć mu propozycję dołączenia do misji mojego pomocnika.
– Masz kogoś i się nie chwalisz?! – Złapałam go za ramiona. Miałam ochotę potrząsnąć nim, skakać i drzeć się z radości.
– To nic pewnego, dlatego nie chciałem robić ci nadziei.
Entuzjazm trochę opadł, ale „nic pewnego” brzmiało lepiej niż stanowcze „nie”, które usłyszałam wczoraj od Beatrice.
– Dasz mi znać po rozmowie?
– No jasne.
Holden uniósł dłoń, a następnie położył mi ją na karku. Przyciągnął mnie do siebie, po czym złożył na moim czole krótki pocałunek. Przymknęłam mimowolnie powieki, delektując się tą chwilą bliskości.
– Złapiemy się później.
Skinęłam głową i niechętnie pozwoliłam mu skierować się w drugą stronę. Sama weszłam do stołówki. Pomieszczenie było ogromne; na wejściu znajdowała się kuchnia i bar z wyłożonym jedzeniem, później zaczynała się część jadalniana – to tam stały okrągłe stoliki i krzesła, a także większe loże umieszczone pod ścianą. Zawsze najchętniej siadałam po drugiej stronie – przy oknach. Dzięki temu podczas posiłku mogłam obserwować, co się dzieje na ulicach Nowego Jorku. Nie miałam przyjaciół, a Alexander z wiadomych względów nie usiadłby przy mnie, dlatego zajmowałam się życiem innych – gdybałam, czym się zajmują, czy są w związku, gdzie tak się śpieszą, z kim rozmawiają przez telefon albo o co się kłócą.
– Dzień dobry – przywitałam się z kobietą, która wydawała obiady, po czym rozejrzałam się po prawie pustej stołówce. Prawie…
Kolejne zajęcia miały się zacząć za dwie minuty, więc uczniowie szybko kończyli jeść zupę albo mięso z ziemniakami. Mimo to zatrzymywali się na chwilę, aby na mnie zerknąć. Szeptali pomiędzy jedną łyżką a drugą. Ciągle słyszałam swoje imię.
Próbowałam to zignorować. Wzięłam pozostawione w podgrzewanych pojemnikach jedzenie, nawet nie patrząc, jaką zupę nalewam ani co znalazło się na talerzu z drugim daniem. Usiadłam przy najbardziej oddalonym stoliku pod oknem, marząc, aby jakimś cudem Hekate obdarowała mnie mocą niewidzialności.
Nie miałam apetytu, posłuchałam jednak swojego burczącego brzucha i wlałam w siebie przynajmniej zupę, która delikatnie mnie zapełniła. Grzebałam właśnie widelcem w drugim daniu, gdy usłyszałam:
– Można?
Uniosłam głowę, aby lepiej przyjrzeć się osobie, która chciała się do mnie dosiąść – i zamarłam. Gdyby nie to, że dziewczyna położyła tacę na stole i zajęła miejsce, pewnie ciągle trwałabym sparaliżowana.
– Cynthia… – ledwo wyszeptałam jej imię.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Agnieszka Nowak
Redakcja: Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta: Małgorzata Lach
Projekt okładki: Anna Jamróz
Ilustracja na okładce i wyklejka: © Anna Jamróz
Copyright © 2024 by Natalia Brożek-Opioła
Copyright © 2024, Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-613-8
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik