Jak przetrwać w przestępczym Krakowie - Karol Ossowski - ebook + książka

Jak przetrwać w przestępczym Krakowie ebook

Ossowski Karol

0,0

Opis

Zapraszam Cię, drogi Czytelniku, w fascynującą podróż po uliczkach i rynkach średniowiecznego i nowożytnego Krakowa. Nie nastawiaj się, że będzie to trasa przyjemna. W większości wypełni ją smród, brud i ubóstwo (z niewielką domieszką humoru), czyli to, z czym na co dzień mieli do czynienia mieszkańcy dawnego Krakowa. Dowiesz się, w jakie miejsca krakowski patrycjat wolał się nie zapuszczać albo chodził po kryjomu. Poznasz zwyczaje, wierzenia i organizację członków świata przestępczego. Prześledzisz ówczesną „drogę kryminalną”, od motywów popychających do przestępstw, poprzez zbrodnie i występki, a na karach kończąc. Może odkryjesz różnice między przestępczym światkiem średniowiecza a jego dzisiejszym odpowiednikiem? A może odnajdziesz ponadczasowe zależności, motywy i zachowania?

Będziesz mógł poznać największych krakowskich mistrzów złodziejskiego rzemiosła i seryjnych morderców. Zobaczysz, kim byli i gdzie grasowali podkrakowscy rozbójnicy. Spotkasz mężczyzn i kobiety, ludzi młodych i starców, nędzarzy i bogaczy. Wszyscy, tak odlegli w czasie, mogą okazać się bardzo podobni do współczesnych ludzi. Będą szukali pieniędzy, uznania, rozrywki, przygody i zemsty…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 439

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Wydawnictwo Astra s.c., Kraków 2019

Wszystkie prawa zastrzeżone. Poza uczciwym, osobistym korzystaniem w celu nauki, badań, analizy albo oceny, przewidzianym w Ustawie o Prawach Autorskich, Projektowych i Patentowych z 1988 r., żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w bazach danych ani transmitowana w żadnej postaci ani żadnymi środkami przekazu – elektronicznie, elektrycznie, chemicznie, mechanicznie, optycznie, przez fotokopie ani w żaden inny sposób – bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw autorskich.

Koncepcja: Karol Ossowski Jacek Małkowski

Redakcja: Katarzyna Dobrogowska

Konsultacja merytoryczna: Monika Michalska

Redaktor prowadzący: Aleksandra Marczuk

Skład i przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Ilustracja na okładce: Fragment obrazu Jana Sandersa van HemessenaWesołe towarzystwo, XVI wiek Panorama Krakowa z Civitates orbis terrarum G. Brauna i F. Hogenberga, XVII wiek © Agencja BE&W

Wydanie I Kraków 2019

ISBN 978-83-65280-96-1

Wydawnictwo Astra 31-026 Kraków ul. Radziwiłłowska 26/2 tel. 12 292 07 30

www.wydawnictwo-astra.plwww.facebook.com/[email protected]

Prowadzimy sprzedaż wysyłkowąwww.wydawnictwo-astra.pl

Książkę dedykuję mojej bandzie rozbójników – żonie Kasi oraz synom Aleksandrowi i Franciszkowi

Garść dobrych rad

Antyzłodziejskie zabezpieczenie

Księga ta należy do ........................................................., a spisał ją Karol,Żarliwie proszę wszelkich mężów i niewiasty,Aby żadna zdradliwa osoba nie kradła tejże książki,By nie zabierała jej siłą, złodziejstwem ani mową fałszywą,Dlaczego?Gdyż nie ma skarbu większego ponad księgi, które się posiada* .

* Parafraza zaklęcia przeciw kradzieży książek zapisanego m.in. w Bald’s Leechbook, angielskim traktacie z IX wieku, poświęconym ówczesnemu ziołolecznictwu i medycynie. Więcej na ten temat zob.: Leechdom, wortcunning and starcraft of Early England. Being a collection of documents, for the most part never before printed, illustrating the history of science in this country before the Norman Conquest, t. 2, oprac. O. Cockayne, Londyn 1865, s. 298.

Gdzie nie warto się wybierać

Zamtuz

krawca Polaka o trędowatej twarzy

Karczma

w „Smoczej Jamie”

Jaskinia

łotrowska, czyli „Piwnica Świdnicka”

Miejsce

kaźni

Łaźnia

pod

Rogaczami

Łaźnia Żydowska

Łaźnia

na

Piasku

Łaźnia

przy

ulicy Szpitalnej

Łaźnia

przy

kościele Franciszkanów

Krakowska

dzielnica czerwonych latarni

Ulica

Świnia

Ulica

Krowia i bezimienne obszary przy murach

Cmentarz

mariacki, miejsce zborne hultajstwa krakowskiego

Okół – świat melin, straży i kleru

Ulica

Kocia

Rynek. Uwaga!!! Tu

obcinają kiesy i inne części ciała

Ulica

Psia

Szpital

duchaków

Cmentarz

skazańców

A gdzie warto...

20 Wydawnictwo Astra

Opracowano na podstawie: J. Widawski, Miejskie mury obronne w państwie polskim do początku XV w., Warszawa 1973.

Z wizytą w tortorni

Córka śmieciarza – zwana niekiedy bocianem. Żelazny pas obejmujący szyję podejrzanego, biegnący następnie wzdłuż pasa aż do jego kostek. Pas ten był na tyle krótki, że zmuszał torturowanego do przybierania pozycji niemal embrionalnej. Dodatkowo krępowano ręce podejrzanego tak, że w krótkim czasie następowały skurcze niemal wszystkich mięśni.

Gruszka – niewielki przyrząd przypominający kształtem gruszkę, podobny do współczesnych grzechotek. Wkładano ją podejrzanemu gwałtownie w usta, pochwę lub odbyt, a następnie powoli rozszerzano. Zadawało to nieodwracalne rany, tym bardziej że w wielu wypadkach gruszka dodatkowo była wyposażona w kolce.

Hiszpańskie buty– tworzyły je dwie żelazne płyty posiadające od wewnątrz kolce. W niektórych przypadkach płyty przypominały swoim wyglądem buty. Płyty po włożeniu na goleń lub łydkę powoli skręcano przy pomocy żelaznych śrub. Prowadziło to do wbijania się kolców w nogę, krwawienia czy łamania kości.

Hiszpański płaszcz – była to niewielka beczka, w której umieszczano torturowanego. Musiał w niej klęczeć, a od góry beczka była tak zabezpieczona, iż wystawała jedynie głowa podejrzanego. Tortury te mogły trwać nawet kilka dni, przez co niejednokrotnie osoba taka musiała klęczeć we własnych nieczystościach. Naturalnie przyciągało to różnego rodzaju robactwo, które żywiło się ciałem torturowanego. Najczęściej karmiono go i pojono tylko jeden raz dziennie, by jedynie spotęgować ból. Zdarzało się, że beczka z torturowanym zostawała wystawiona na intensywne słońce bądź mroźne wiatry.

Wikimedia Commons/AlexKarpman.

Konik – pozioma belka skierowana ostrym kantem do góry. Opierała się na czterech kolejnych belkach, a całość swoim wyglądem przypominała konia. Torturowany sadzany był na „grzbiecie” belki, tak że cały czas ostra jej krawędź raniła mu dolne partie ciała. Zdarzało się, że do nóg podejrzanego przymocowywano kamienie, by jeszcze bardziej potęgować ból.

Obcęgi – używano ich zarówno do tortur przedśmiertnych, jak i tych mających doprowadzić do uzyskania zeznań. Przed śmiercią obcęgami odrywano kawałki ciała. Była to jedna z form karania skazańców. W izbie tortur natomiast obcęgów używano najczęściej do wyrywania paznokci u rąk i nóg. Wcześniej podejrzany zostawał przywiązany do stołu. Zdarzało się, że wcześniej obcęgi rozgrzewano do czerwoności.

Pomorska czapka– urządzenie służące do zgniatania czaszki, przypominające nieco prasę. Z jednej strony podejrzany opierał głowę na żelaznym pręcie, natomiast od góry nakładano mu półokrągłą misę połączoną z prętem specjalną śrubą. Następnie poprzez powolne dokręcanie śruby następowało zgniatanie czaszki.

Stół tortur – był to stół posiadający na dwóch końcach kołowrotki z przymocowanymi do nich linami. Podejrzanego umieszczano na stole w pozycji leżącej, a jego ręce przywiązywano do lin. Następnie kat kręcił jednym z kołowrotków, przez co lina nawijała się na niego. Podejrzany był powoli rozciągany na stole, a jego ręce i nogi wypadały ze stawów. W razie zastosowania zbyt dużej siły torturowanego można było nawet rozerwać na kawałki.

Szczury – niezwykle bolesna forma tortur. Kat po rozcięciu brzucha podejrzanego zaszywał w nim szczura. Gryzoń, starając się uwolnić, zaczynał przegryzać się przez wnętrzności nieszczęśnika. Najczęściej nawet szybkie przyznanie się podejrzanego do winy i uwolnienie szczura i tak kończyło się tragicznie dla torturowanego. Uszkodzenia organów i choroby odzwierzęce szybko prowadziły do śmierci.

Trumna – metalowy lub drewniany pojemnik, kształtem przypominający właśnie trumnę. Osoba zamknięta w nim nie mogła się niemal w ogóle poruszyć czy podrapać. Takie zamknięcie mogło trwać nawet kilka dni. Trumny posiadały otwór na usta, by podejrzany mógł zeznawać lub aby można go było nakarmić, co jednak nie zdarzało się często. Ból od zastałych mięśni był u torturowanych ogromny. Bywało, że w nieczyszczonych trumnach gnieździły się robaki, które chodziły po podejrzanym, a nawet żywiły się nim.

Wahadło Judasza – stołek z drewnianą bądź metalową piramidą na górze. Torturowanego rozbierano do naga, krępowano nogi i ręce, a następnie podciągano na linach. W końcu opuszczano go na wspomnianą piramidę. Podejrzany musiał cały czas balansować na jej szczycie. Wywoływało to ogromny ból i powodowało powolne rozrywanie okolic odbytu.

Widelec heretyków – składał się z dwóch części, żelaznej obręczy założonej na szyję torturowanego oraz przytwierdzonego do niej pręta zakończonego na obydwu końcach kolcami. W zależności od ułożenia jeden koniec pręta wbijał się w mostek podejrzanego, a drugi w jego gardło. Cały czas można było jednak zeznawać. Jak sama nazwa wskazuje, stosowano go najczęściej w przypadku heretyków niechcących przyznać się do swoich grzechów.

Zgniatacz kciuków – specjalna prasa stosowana do śrubowania kciuków. Składała się z drewnianych lub metalowych płyt połączonych śrubami. Umieszczone w niej ręce lub nogi powoli ściskano. Odpowiednio użyta powodowała ból, krwawienie, a niekiedy połamanie palców.

Żelazna dziewica – metalowy pojemnik kształtem przypominający egipski sarkofag. Osoba umieszczona w środku nie mogła się poruszać. W pojemniku znajdowały się liczne niewielkie dziury, przez które kat mógł wbijać w podejrzanego noże, gwoździe czy różne ostrza. Natomiast wbrew powszechnemu mniemaniu żelazna dziewica nie posiadała wewnątrz, na stałe, kolców. Często umieszczano je tam później, w czasach gdy już nie stosowano tego rodzaju tortur.

Żelazne krzesło – istniało kilka wariantów tego urządzenia. Większość jednak posiadała kolce na siedzeniu, oparciu, pod rękami i koło nóg. Bywały również takie, które miały kolce koło głowy oraz pod stopami. Torturowanego przywiązywano linami bądź przykuwano kajdanami do tego krzesła. Dzięki temu kolce przekłuwały skórę podejrzanego, ale nie przebijały żadnych organów. Rany częściowo blokowane były przez same kolce, przez co nie następowała gwałtowana utrata krwi. Zdarzało się, że w siedzeniu krzesła dodatkowo znajdowały się dziury, w których umieszczano rozżarzone węgle, a na torturowanym układano kamienie, by zwiększyć nacisk na kolce.

Na kogo lepiej uważać

Andrzej strażnik – dowódca straży, złodziej wina, konia i pieniędzy.

Andrzej Wierzynek – rajca, który był dobrym mówcą, ale słabym defraudatorem.

Bartoszz Lusiny – przypadkowo przez krótki czas najbardziej poszukiwany złodziej w Rzeczpospolitej.

Bieniasz – grabarz dżumowy, lubiący dorobić sobie kosztem klientów.

Dorota Goździewa z Kundorfu – tak lubująca się w kapuście, że gotowa była dla niej zabić.

Erazm Czeczotka – zwany Krwawym Burmistrzem, najbogatszy spośród złoczyńców, uważał się za władcę Krakowa.

Jakusz Stroen Wierzynek – bogacz, znany ze świętokradztwa i wyzywania swoich krewnych.

Jan Pieniążek z Witowic– ksiądz, cudzołożnik, dla kochanki poćwiartował jej męża.

Jan Witkowski – miłośnik wszelkiej zwierzyny, nie na talerzu, lecz w swoim łożu.

Katarzyna Kwapiszewa – leśna fałszerka pieniędzy, od wytapiania których twarz jej poparzyło.

Katarzyna Wlekyne – rozbójniczka, nawet w ciąży napadała na kupców i podróżnych.

Krzysztof Szafraniec – pan na zamku w Pieskowej Skale, z zapałem grabiący kupców śląskich, za którymi nie przepadał.

Macioraz Falaise– mordercza świnia, której los miał być przestrogą dla innych zwierząt z jej gatunku.

Marcinz Łaska – ratuszowy złodziej, ofiara chciwości własnej żony.

Mikołaj z Krakowa– za dnia kat, nocą czarownik i wróżbita.

Szczęsna Barwietka– stręczycielka, mamiąca wiejskie dziewczęta wizją pracy u cnotliwej pani.

Wojciech Kobelka – zwany Parszywką, posiadacz lepkich lasek do podkradania monet.

Universitätsbibliothek Heidelberg.

Słownik mowy wełtarskiej

Poniżej znajduje się krótki słownik najważniejszych słów z mowy wełtarskiej. Był to jeden z języków tajemnych używanych na terenach dawnej Rzeczpospolitej przez różnej maści oszustów i złodziei. Kraków słynął z nauczania tego języka. Posługiwanie się nim pozwalało przestępcom nawet w zatłoczonych miejscach, takich jak karczmy czy rynki, omawiać szczegóły akcji rabunkowych.

beb – piwo

buchacz – złodziej

cierpięga – szubienica

drzemcarz – złodziej nocny

drzimka – kradzież nocna

dwornik, dworka – szef i szefowa zamtuza

dźwignąć – ukraść

kał – grosz

kawnięta – buty

kierzychota – gospoda

koło – talar

kos – rzezimieszek, kieszonkowiec

kumany – znajomy, członek bandy

machczik – złodziej

nabyte – ukradzione

niżyć – rozbijać

odkinąć – otworzyć

odkiwadło – wytrych

oman – pieniądze

paioy – pachołek

przewodnia – znajomość, towarzystwo

ptaszek – hak do kradzieży przez okno

pukawka – rusznica

rogowacz – bicz

sekta – porozumienie

sięgawka – kieszeń

skruch – kat

starszy – chleb

szczypawnik – mieszek

ślęzak – meliniarz, paser

wątrobnica – sakwa na pieniądze

węzeł – kłódka

wiadomy – członek bractwa

wieja – szubienica

wyraźnik – złodziej kieszonkowy

wyrażać – kraść z kieszeni

wystawić – umknąć

zapłoniec – czerwony złoty

Universitätsbibliothek Heidelberg.

Wstęp

Niektórzy krakowianami bądź krakowiankami się rodzą. Inni nimi zostają. Czy zastanawialiśmy się kiedyś, co to znaczy zostać krakusem lub krakuską? Współcześnie wystarczy przeprowadzić się do miasta, zameldować, wyrobić nowy dowód, zacząć płacić tam podatki i voilà.

Kiedyś było to znacznie bardziej skomplikowane. Kandydat na obywatela grodu Kraka musiał wykazać urodzenie z legalnego związku, przedstawić władzom poświadczenie dwóch zamożnych miejscowych mieszczan, złożyć uroczyste ślubowanie, że będzie przestrzegał prawa, nabyć nieruchomość w mieście, uregulować wszystkie opłaty i wpisać się do odpowiednich ksiąg. Gdy już uzyskało się obywatelstwo, pojawiał się kolejny szkopuł. Jak przetrwać w tym mieście?

Rozwiązanie większości problemów, na które natrafimy podczas wędrówki po brukach i ulicach Krakowa, znajdziemy w pierwszej części niniejszej serii – Jak przetrwać w średniowiecznym Krakowie Agnieszki Bukowczan-Rzeszut. Co jednak począć, gdy to problemy będą próbowały znaleźć nas? Kogo się wystrzegać, a do kogo zwrócić się o pomoc? Po czym poznać wielokrotnego recydywistę? Które zaułki Krakowa omijać? Co zrobić, gdy najdą nam dom? Gdzie się schronić, gdy zbójcy zechcą nas pozbawić złota, a nawet życia? Na te i wiele podobnych pytań spróbuje odpowiedzieć właśnie ta książka.

O jakim Krakowie mowa, gdy słyszymy, że to Kraków dawnych wieków? Nie jest to bynajmniej tylko średniowiecze. Przez termin „dawne wieki” będziemy rozumieć okres od początku XIV do połowy XVII wieku. Dlaczego jednak tylko tyle – lub aż tyle?

Przestępczy Kraków dawnych wieków jest definiowany przez czasy jego największego rozkwitu. Od początku XIV stulecia znaczenie zarówno miasta, jak i jego mieszkańców cały czas wzrasta. Jego władze są ukształtowane, funkcjonują służby porządkowe, działają sądy i… miejska szubienica. Do Krakowa napływa coraz więcej nowych mieszczan, a wraz z nimi pojawia się coraz więcej przedstawicieli marginesu społecznego oraz członków świata przestępczego. Zarówno miasto, jak i świat przestępczy w ciągu wieków XV i XVI intensywnie się rozwijają. Niestety koniec XVI stulecia, a przede wszystkim pierwsza połowa XVII wieku przynoszą schyłek rozwoju ówczesnego miasta stołecznego. Stolica zostaje przeniesiona do Warszawy, a cały kraj nawiedzają różnego rodzaju klęski: głód, zarazy, liczne wojny. To wszystko prowadzi do upadku pozycji Krakowa.

Oczywiście nie było tak, że wraz ze spadkiem znaczenia miasta tamtejsi przestępcy się z niego wynieśli. Oni tam cały czas istnieli (i istnieją?). Można by jednak rzec, że nie byli to już ci sami złoczyńcy co pięćdziesiąt czy sto lat wcześniej.

Tym bardziej więc warto poznać mroczną stronę tego zapewne najważniejszego wówczas miasta Rzeczpospolitej. Udajmy się zatem w ciemne krakowskie zaułki, poznajmy twarze ich mieszkańców i zobaczmy Kraków, którego władze miejskie nie chciałyby nam pokazać.

Drogi Czytelniku, rozsiądź się wygodnie i rozkoszuj lekturą!

Agencja BEW.

Wiejski prawnik, obraz Pietera Bruegla młodszego, I poł. XVII wieku. Wikimedia Commons/FA2010.

- I -

Drze, łupi i dręczy ubogich ludzi ten, co prawa nie zna1

W dzisiejszych czasach wiele osób nie orientuje się, kto rządzi danym miastem ani gdzie się udać, żeby rozwiązać konkretną sprawę. Nie inaczej było w przeszłości. Największe zainteresowanie władzami miejskimi przejawiali majętniejsi mieszczanie – patrycjusze, do których należeli zarówno bogaci kupcy, jak i rzemieślnicy. Nie wynikało to bynajmniej z czystej ciekawości, ale było raczej następstwem faktu, iż władze wybierano właśnie z tej grupy społecznej. Plebs, margines społeczny czy przestępcy kontaktów z rajcami raczej unikali. Prawdopodobnie dlatego, że mieli z nimi styczność głównie podczas rozpraw sądowych. Można uznać to za błąd, gdyż poznanie władz miejskich, a tym bardziej swoich praw, mogło się okazać bardzo przydatne. Do kogóż bowiem mieliby się udać w średniowiecznym Krakowie, jeśliby im chmiel na granicy wyrósł i nie wiedzieliby, do kogo należy? Albo co mieliby zrobić, gdyby niesforna kura sąsiada zniszczyła im grządki? Albo gdyby chcieli wiedzieć, jak wysoka jest kara za rzucanie czarów?

Znaj swoich panów

Historia naszego Krakowa rozpoczyna się od jego lokacji w 1257 roku, za sprawą pierwszych wójtów-zasadźców: Gedko Stilvoyta, Dytmara Wolka i Jakuba, niegdyś sędziego z Nysy. Założenia miasta dokonał Bolesław Wstydliwy, który w dokumencie lokacyjnym podkreślił:

[…] kładziemy to w uszy wszystkim, tak obecnym, jak przyszłym, że my, Bolesław […] zakładamy je [Kraków] na tym prawie, na jakim założone zostało miasto Wrocław, z tym jednak, by trzymano się nie tego, co się dzieje we Wrocławiu, lecz co się dziać powinno w myśl prawa i form miasta Magdeburga2.

Od początku wiadomym było, że prawo, którym mieli się rządzić krakowianie, będzie prawem magdeburskim. A co za tym idzie, że do rządzenia miastem potrzebni będą: wójt, ławnicy i rajcy.

Wójtowie-zasadźcy otrzymali znaczące przywileje. Przede wszystkim uzyskali 30 łanów frankońskich (22,6–25,8 ha), wolnych od wszelkich opłat. To obszar równy mniej więcej połowie dzisiejszej Wieliczki albo całemu Staremu Miastu, Kazimierzowi i Kleparzowi razem wziętym. Poza tym pobierali czynsze z co szóstej działki budowlanej. Mieli prawo połowu ryb, zakładania jatek rzeźniczych, piekarni, warsztatów szewskich czy młynów3. Jak na tamte czasy zyskiwali dość dużo. A co mieli zrobić w zamian? Niczym współcześni geodeci, musieli wytyczyć położenie rynku, głównych ulic, kramów i jatek. Następnie mieli sprowadzić jak największą grupę nowych osadników chcących osiąść w Krakowie, a na koniec zorganizować ławę, czyli główny sąd miejski4.

Z większości swoich zadań się wywiązali, odebrali odpowiednie wynagrodzenie, a gdy po sześciu latach skończył im się okres wolnizny (zwolnienia z podatków), wójtostwo sprzedali niejakiemu Raszko. Ten, przejąwszy obowiązki, musiał już odprowadzać podatki, choć nie tak duże, jak zwykli mieszczanie. Poza tym cały czas korzystał z praw i przywilejów nadanych pierwszym wójtom przez Bolesława Wstydliwego. Jego następcy nadal zarządzali miastem i przewodzili ławie miejskiej. Do ich kompetencji należało także sądzenie przestępców.

W Krakowie przez wiele lat po lokacji działało jedynie siedmiu ławników. Było to sprzeczne z prawem magdeburskim, gdyż, jak można było w nim przeczytać:

W Majdeburgu jedenaście przysiężników bywają obierani a wójt dwunasty […]. Która liczba znaczy jedenaście zwolenników Pana Chrystusowych, krom Judasza, który Pana wydał, a wójt dwunasty, znaczy Zbawiciela naszego, który był głową zwolenników5.

Dopiero pomiędzy 1375 a 1382 rokiem uzyskano w Krakowie wymaganą liczbę ławników6.

Pierwotnie kompetencje ławy i wójta były znacznie szersze niż rady. Wystarczy spojrzeć na sprawy sądowe – jakie trafiały przed oblicze ławników, a jakie rajców. Ci pierwsi mieli pełną jurysdykcję w sprawach cywilnych czy karnych, drudzy natomiast zajmowali się głównie nadzorowaniem miar i wag7. Taki stan rzeczy trwał aż do buntu wójta Alberta (1311–1312). Czym była i jak przebiegała wspomniana rewolta? Najlepiej oddaje to zapis z Rocznika kapituły krakowskiej:

Roku wcielenia Pana naszego Jezusa Chrystusa 1312 mieszczanie krakowscy rozpaleni szałem germańskiej zajadłości, przyjaciele przestępstwa, a także jawni i skryci wrogowie pokoju, poniechawszy bojaźni bożej, sprzeciwili się panu Władysławowi księciu Krakowa i Sandomierza i władcy całego królestwa polskiego, tak jak Judasz dając Jezusowi pocałunek, w miejsce przysięgi okazali przebiegłą chytrość i sprowadzili księcia opolskiego Bolesława. Ten w końcu ugodziwszy się ze wspomnianym księciem Władysławem Łokietkiem i zadawszy mieszczanom liczne szkody, uwięziwszy wójta Alberta, który dał początek całej tej nieprawości, ustąpił z miasta i powrócił do siebie8.

Miasto i jego władze po stłumionym buncie nie były już takie same. Łokietek zlikwidował dziedziczność stanowiska wójta i mianował w jego miejsce swojego urzędnika. Zajął wójtom nadane im wcześniej dobra, a członków rady i ławy wymienił na swoich zwolenników. Od tego czasu pozycja rady zaczęła zyskiwać na znaczeniu. Tym bardziej, że okres sprawowania funkcji rajcy cały czas się wydłużał – pierwotnie trwał rok, by na początku XV wieku zamienić się w okres dożywotni. Liczba rajców również się zwiększyła, z 6 do stałych 24. Zgodnie ze statutami Kazimierza Wielkiego połowa rady miała być wybierana spośród rzemieślników (łac. de populo mechanico), druga natomiast spośród obywateli i kupców miejskich (łac. de populo civili ac mercatorum)9.

Trudno stwierdzić, jakie dokładnie kryteria należało spełnić, żeby zostać rajcą w Krakowie. Gdyby jednak prawo magdeburskie traktowane było skrupulatnie, według wszystkich wymogów, urząd ten nigdy nie zostałby obsadzony. Jak czytamy we wspomnianym prawie:

Dla pożytku miejskiego mają być obierani w radę ludzie dobrzy, mądrzy, lat zupełnych przynajmniej we dwudziestu i w piąci lat, w mieście osiedli, wszakże nie barzo bogaci ani też ubodzy, ale śrzedniego stanu […] Nadto mają być z prawego małżeństwa narodzeni, doma zawżdy mieszkający, dobrej sławy, Boga się bojący, sprawiedliwości i prawdę miłujący, kłamstwa i złość w nienawiści mający. Tajemnic miejskich nie objawiający, w słowiech i w uczynkach stali, łakomstwem się brzydzący, darów nie naszladujący, mierni, nie pijanice, nie dwujęzyczni, nie pochlebcy, nie błaznowie, nie natrętowie, nie cudzołożnicy, nie oni, których żony rządzą, nie lichwiarze, nie fałszerze, nie zwadliwi. […] Też nie ma być na to obieran człowiek obcy i z inszego prawa i komu by było dziewięćdziesiąt lat10.

W Krakowie w czasie każdej kadencji urzędowało 24 takich… „rajców-supermenów”.

W ciągu XIV wieku rada miejska przejęła większość kompetencji wójta i ławy, podporządkowując sobie oba urzędy. Symbolicznym końcem „niezależności” wójtów od rady było wykupienie urzędu wójta w 1475 roku od ówczesnego dzierżawcy tego urzędu Piotra Langa, za kwotę nieco ponad 933 grzywny11.

Chmiel na czyj grunt korzeń puści, ten go ma rwać

Rajca czy ławnik nie wydawał wyroku w oparciu o „widzimisię”. Tak jak obecnie, niezbędne było sięgnięcie do zbiorów praw, które dziś nazwalibyśmy kodeksami. W prawie magdeburskim rolę tę odgrywały Zwierciadło saskie oraz Weichbild.

Warto pamiętać, że to, co w Europie Środkowej i Wschodniej nazywano „prawem niemieckim”, wcale nie było prawodawstwem Niemiec. Na zachodzie Europy określenia tego bowiem nie znano. Ius Teutonicum zastosowano do nazwania prawodawstwa wywodzącego się z terenu cesarstwa i wzorowanego na nim. Pozwoliło to na odróżnienie go od praw zwyczajowych stosowanych w krajach środkowoeuropejskich12.

W sądownictwie na terenie Rzeszy posługiwano się prywatnymi spisami prawa zwyczajowego. Nazywano je „zwierciadłami”, a do najsłynniejszych z nich należały: Zwierciadło szwabskie, Zwierciadło frankońskie czy Zwierciadło saskie (niem. Sachsenspiegel, łac. Speculum Saxonum).

Ostatnie z nich spisał niejaki Eike von Repkow (XII/XIII w.)13, ławnik, jakich wielu. Doskonale znając praktyki saksońskie i prawo zwyczajowe, postanowił wykorzystać swoją wiedzę, przelewając znane sobie paragrafy na papier. Dzieło to ma sporo wad, ponieważ pomija wiele aspektów, żywotnych dla ówczesnego systemu społecznego, o innych znów się nadto rozpisuje, jednak podstawowe przepisy prawa przedstawia w sposób tak przystępny, że stały się one zrozumiałe nawet dla laika.

To w Zwierciadle możemy przeczytać, jak ma dowodzić swej niewinności osoba powtórnie oskarżona o kradzież:

[…] z tych trzech rzeczy iedynie sobie obrać powinien [oskarżony], albo żelazo czerwono rospalone w ręce gołey nosić, albo we wrząco wodę po łokieć całe włożyć, albo się boiowi w Szrankach bronić14.

Za pierwszym razem oskarżony składał przysięgę, najczęściej na Biblię, iż złodziejem nie jest. Jeśli go nie dosięgła kara boska w postaci rażenia piorunem, od kary nieraz był zwalniany. Później, przy kolejnym oskarżeniu, należało zastosować wyżej wspomniane próby, które nazywano „ordaliami”, czyli sądami bożymi. W przypadku rozpalonego żelaza nie wystarczyło przejść się z nim na oczach sędziów. Istotne było bowiem, jak będą goić się po nim rany (bo oczywiste, że takie powstać musiały). Jeśli poraniona ręka goiła się źle, był to wyraźny znak winy oskarżonego. Podobnie sprawa wyglądała w przypadku próby gorącej wody. Ręka wyciągnięta z wrzątku była sprawdzana pod kątem oparzeń. Sędziów interesowała intensywność i wielkość oparzeń. Im większe, tym gorzej dla podejrzanego. Ostatnią wymienioną próbą był pojedynek, najczęściej stosowany sąd boży. Wierzono, że Bóg nie dopuści do zwycięstwa osoby, która rzeczywiście była przestępcą. Walczyła ona ze swoim oskarżycielem. Niekiedy można było wystawić kogoś w zastępstwie. Działo się tak zazwyczaj wtedy, gdy mieli walczyć przeciwnicy z dwóch różnych stanów. Nie uchodziło, by rycerz stawał w szranki z chłopem. Zwierciadło saskie pominęło ostatnie z ordaliów, czyli próbę zimnej wody. Stosowano ją najrzadziej, gdyż była równoznaczna z uniewinnieniem. Oskarżonego wrzucano na głęboką wodę, i jeśli tonął, oznaczało to, że jest niewinny. Trudno jednak było nie tonąć, gdy miało się związane ręce i nogi15.

Zwierciadło regulowało również bardziej przyziemne problemy. Możemy w nim na przykład przeczytać, co czynić, gdy chmiel wyrośnie na granicy:

Jeśliby się Chmiel piął przez płot, tedy na czyi grunt korzeń puści, ten go ma rwać przez płot iako może dostadź, czego dostanie, to jego, a co na drugiey stronie za płotem zostanie, to sąsiedzkie16.

XV-wieczne przedstawienie próby żelaza w obecności cesarza Ottona III. Wikimedia Commons/Snowdog.

Dalej dowiemy się, jaka czeka nas kara za kradzież zboża: „Kto by zboże w nocy kradł, ma być obieszon, ieśliby to we dnie czynił, ma być scięt”17. A także jak wynagrodzić dobrego psa myśliwskiego: „Pies myśliwy ma być nagradzan drugim psem[przeciwnej płci]”18. Oraz co zrobić z niesforną kurą: „Jeśliby kury na cudzy grunt wleciały, y szkodę uczyniły, tedy ie wolno pochwytać, y skrzydła im tylko ociąwszy[wypuścić]”19.

Równie istotną funkcję jak Zwierciadło saskie pełniłzbiór praw Weichbild,zawierający podstawowe przepisy miasta Magdeburga. Potocznie zwano go magdeburgią lub Saxonem. W przeciwieństwie jednak do Zwierciadła zgromadzone przepisy nie zostały spisane przez jednego człowieka. Zbierano je od początku istnienia miasta, czyli od 805 roku, i ostatecznie połączono w całość na przełomie XIII i XIV wieku. Co ciekawe, istotną część tego zbioru stanowi trzynastowieczne pouczenie Magdeburga dla Wrocławia20.

Weichbild to mieszanina różnych rodzajów praw. Przepisy w nim zawarte były specyficzne, dotyczyły głównie miejskich stosunków prawnych. Dla średniowiecznej praktyki sądowej czymś naturalnym było przenikanie się odmiennych rodzajów praw. W zbiorze znajdują się więc zapisy z gatunku prawa kościelnego, karnego, cywilnego i wielu innych.

Nie jest więc niczym niezwykłym akapit poświęcony klątwom, w którym czytamy:

[…] klątwa nic innego nie jest, iedno wyrok Sędziego Duchownego, który wychodzi dla iakiegokolwiek występku na dusze, która skarana na tym świecie inaczey być nie może, iedno przez przymuszenie do posłuszeństwa21.

Jedną z ważniejszych kwestii poruszanych w Weichbildzie stanowiło prawo azylu. Zasady jego stosowania były, nie przymierzając, bardziej skomplikowane, niż można to zobaczyć w powieściach awanturniczych czy filmach przygodowych. Przykładowo, mogliśmy skryć się w kościele, klasztorze lub na cmentarzu (który, jako miejsce poświęcone, miał takie same prawa jak kościół), uciekając przed napadem, grabieżą czy skrytobójstwem. Ścigający nie miał prawa wtargnąć tam za nami. Jednak gdy samemu było się grabieżcą, złodziejem lub mordercą uchylającym się przed sprawiedliwością, poświęcona ziemia schronieniem już nie była. Złoczyńca mógł być pochwycony w kościele, jeśli nie prowadziło to do rozlewu krwi oraz nie było akurat w pobliżu duchownego, plebana, księdza, mnicha lub mniszki. Ci bowiem mogli wstawić się za złoczyńcą i wziąć go w obronę. Lecz to zależało już tylko od ich dobrej woli. Weichbild wymienia także grupy osób, które na azyl w ogóle nie mogły liczyć, niezależnie od tego, czy były sprawcami, czy ofiarami przestępstw. Jak czytamy:

Tu masz wiedzieć, że pięciorakich ludzi Kościół, Klasztor, cmyntarz, ani insze mieysce święcone nie obroni […]. Naprzód Żydom. Gdyby Żyd co złego uczynił (zwłaszcza ieśliby się orężem bronił: gdyż Żydom z orężem chodzić zakazano) a uciekłby do kościoła, by się też y okrzcić chciał, tedy go kościół nie broni. Drudzy są słudzy nie wolni, którzy od Panów swych uciekają. Zwłaszcza ieśliby się też zbroyną ręką bronili. Trzeci są Świętokradcy y ci którzy kościoły, albo inne mieysca święte łupią, i gwałcą. Czwarci są gwałtownicy panien. Piąci są Cudzołożnicy, y porubnicy iawni, którzy się iawnie nierządnicami bawią, y którzy Bogu poślubione Panny gwałcą22.

Rękopis Zwierciadła saskiego z 1385 roku, przechowywany w Duisburgu. Wikimedia Commons/Magnus Manske.

Jak nietrudno zauważyć, morderca miał więcej szans na azyl niż Żyd czy sługa.

Autorzy średniowiecznych traktatów prawnych nie stronili od bardziej dosadnego języka. W Weichbildzie można przeczytać, co autor sądzi o ławnikach, którzy są „tak głupi, że to sobie mają za jakąś wzgardę wielką, gdy kto ich Decreta gani, y nieprzyjmuje”23.Niczym niezwykłym nie było grożenie skazanemu śmiercią, jeśliby ten próbował odwoływać się od wyroku do wyższej instancji. Najczęściej chodziło o zwykłą dumę czy pychę ławnika.

Któż nam wyjaśni, jak sądzić trzeba?

Kodeksy kodeksami, a praktyka swoją drogą. Mieszczanom żyjącym w miastach założonych na prawie magdeburskim nie wystarczały dwa zbiory praw do rozstrzygania zawiłości ich kłopotów. I dobrze, gdyż ani Zwierciadło,ani Weichbild nie wyjaśniały wszelkich nieścisłości i problemów, na jakie mogły się natknąć władze i sądy miejskie. Z tego powodu zaczęto sięgać po ortyle i pouczenia.

Czym były ortyle? Rozstrzygnięciami konkretnych spraw sądowych. Jeśli rada czy ława krakowska uważała, że nie jest na tyle kompetentna, doświadczona czy oczytana, aby daną sprawę osądzić, wówczas prosiła o rozstrzygnięcie sąd wyższej instancji24. Jako że było to średniowiecze, podziału na sądy rejonowe i apelacyjne nikt jeszcze nie wymyślił, więc odwoływano się nie gdzie indziej tylko – do Magdeburga. W niedługim czasie od założenia pierwszych miast i osad na prawie magdeburskim lokalne władze zaczęły się zwracać do rady i ławy Magdeburga o rozstrzygnięcie konkretnych sporów. Tamtejsi włodarze orzekali w trudnych sprawach bardzo chętnie. Robili to pilnie, gdyż z jednej strony dzięki temu wzrastał prestiż i znaczenie Magdeburga, z drugiej po prostu na tym zarabiali. Każde miasto, w tym Kraków, które zwracało się z prośbą o rozstrzygnięcie konfliktu prawnego, musiało się liczyć z koniecznością odpowiedniej zapłaty dla rajców magdeburskich. Na szczęście ortyle miały charakter precedensowy, dzięki czemu można je było stosować w przypadku kolejnych podobnych spraw. Pozwalało to skrócić czas działań procesowych i zaoszczędzić na ponownych kosztach.

Pouczenia, w przeciwieństwie do ortyli, nie były rozstrzygnięciami konkretnych spraw. To raczej wskazówki o charakterze ogólnym25. Jeśli miasto filialne miało problem z jakimiś nieścisłościami prawnymi, wówczas zwracało się o pouczenie, zwłaszcza gdy ani Zwierciadło,ani Weichbild nie odpowiadały konkretnie na dany problem. Najczęściej o takie pouczenia prosili wrocławianie. Inne miasta mogły potem z takich „obcych” pouczeń korzystać. Znów wtedy oszczędzały, bo nie płaciły za nową wykładnię prawa.

Odwoływanie się do Magdeburga, miasta bądź co bądź leżącego poza granicami Polski, było nie w smak polskim królom. Aby ukrócić tę praktykę, Kazimierz Wielki w 1356 roku powołał Sąd Wyższy Prawa Niemieckiego na zamku krakowskim26. Był to sąd apelacyjny dla wszystkich sądów miejskich z terenu Małopolski. Jak sama nazwa wskazuje, obradował na Wawelu. A jeśli ktoś chciał się odwołać od wyroku tego sądu bądź oczekiwał wydania nowego ortylu, wówczas zgłaszał się do drugiego nowo powołanego sądu – Sądu Sześciu Miast. Był to w zasadzie sąd trzeciej instancji i zrzeszał przedstawicieli Krakowa, Kazimierza, Bochni, Wieliczki, Sącza i Olkusza. Dlaczego akurat tych? Ówcześnie tak to tłumaczono:

Ma Wieliczka skarb wielki soli, ma i Bochnia, ma Ilkusz srebro i ołów. Ma Kraków, oprócz prerogatywy, że stołeczne miasto, skarb nieoszacowany przyjaciół świętych bożych patronów swych, śś. Stanisława, Jacka, Jana Kantego i inszych wielu. Ma i klejnot koronny, cnoty nauk mistrzynią akademią […]. Cieszy się Kazimierz miejscem męczeństwa przedniego patrona Polski Stanisława i z grobów b. Stanisława i b. Izajasza cudami przesławnych. Cieszy się Sandecz z grobu i relikwij b. Kunegundy […]27.

A z bardziej prozaicznych powodów – bo były to główne ośrodki miejskie Małopolski. Jednak pomimo nakazu królewskiego jeszcze przez długi czas miasta jawnie czy skrycie wolały się odwoływać do Magdeburga niż do miejscowych sądów wyższych.

Z jakimi sprawami nie radziły sobie władze miejskie i musiały zwracać się o pomoc do Magdeburga? Było ich bardzo wiele i obejmowały cały wachlarz różnych przypadków. Rajcy nie wiedzieli na przykład, co mają czynić z samobójcami, gdyż, jak czytamy:

Jeden człowiek sam się obiesił, [co z nim] mają uczynić, mają-li ji schować a kako albo gdzie pogrześć ji podług prawa? Z duchowego prawa mamy, iż takiego człowieka, co się sam zgubił, tego nie mają pogrześć w ziemi twardej, ale mają ji zarzucić w błoto podług prawa28.

Wiele spraw miało charakter obyczajowy. Nieraz były to historie niemal jak z Mody na sukces. Oto mieliśmy przypadek z dwiema parami małżeńskimi. Jedna kobieta była matką chrzestną dziecka u drugiej pary. Dosyć szybko jednak matka chrzestna zmarła, tak samo jak mąż tej drugiej kobiety, ojciec dziecka. Ci, którzy pozostali przy życiu, wzięli ślub i żyli razem lat dziesięć. Mieli razem jedno dziecko. Jednak po śmierci mężczyzny jego dzieci z pierwszego małżeństwa nie chciały dać wiana swej macosze, gdyż, jak twierdziły:

Nasza matka krzciła dziecię naszej macosze, a nie mogła nasza macocha za naszym oćcem być w małżeństwie, a nie jego żoną była, a to dziecię, co je miała, nie jest małżeńskie, ale jest słowie wyleganiec […]29.

Sąd prawa niemieckiego na zamku krakowskim poświadcza ugodę między Patrasjuszem a krakowskim mieszczaninem, 17 października 1380 roku. Wikimedia Commons/Lukasz Truscinski.

Ówcześnie wierzono, że chrzest tworzy szczególnego rodzaju duchową więź między rodziną ochrzczonego a rodzicami chrzestnymi. Teologowie średniowieczni wskazywali nawet na wyższość owego pokrewieństwa duchowego nad pokrewieństwem krwi. Kanoniści wyszczególnili szereg przeszkód wynikających stąd dla zawierania związków małżeńskich, począwszy od związku chrzestnego rodzica z chrześniakiem, małżeństwa chrześniaka z dzieckiem chrzestnego, związku między chrzestnymi dziecka, a na małżeństwie matki ochrzczonego z ojcem chrzestnego kończąc. Na szczęście dla kobiety ławnicy magdeburscy stanęli po jej stronie, więc wiano swoje odzyskała.

Do Magdeburga nieraz zwracano się z pytaniem, co należy czynić, jeśli złapano kogoś na krzywoprzysięstwie, lichwie czy fałszowaniu pieniędzy. Odpowiedź z Magdeburga zazwyczaj była taka sama:

O krzywoprzysięstwo mają człowieka owinić / Kto wiadomie bierze lichwę / Kogo o[b]winią, u kogo pieniądze fałszywe / […] zaprzyżli się, może tego praw być na krzyżu, a wyzna-li się, bez czci i bez prawa został podług prawa30.

Co na współczesną polszczyznę można przetłumaczyć: złapani na gorącym uczynku, jeśli się nie przyznają, mają być łamani (torturowani) na krzyżu, a jeśli się przyznają, mogą być praw i czci pozbawieni.

O wyszynku, kwarcie wody, nocnym złocie

Rajcy, gdy już oczytali się w Zwierciadle i Weichbildzie,a w razie potrzebyzasięgnęli porady z Magdeburga, mogli zacząć wydawać swoje prawa. Dziś nazwalibyśmy je uchwałami miejskimi, w przeszłości natomiast określano je wilkierzami31. Były to pojedyncze uchwały bądź zbiory uchwał, które jednak nie mogły stać w sprzeczności z prawem magdeburskim32. Każdy mieszczanin był zobowiązany podporządkować się im, zwłaszcza że podejmowały one problemy życia codziennego. Można było między innymi odnaleźć tam prawa dotyczące ulubionego trunku braci studenckiej – piwa.

Rajcy miejscy we wszystkich miastach założonych na prawie magdeburskim zajmowali się regulacjami wyszynku, czyli sprzedaży alkoholu w karczmach. W Krakowie zgodnie z wilkierzem z 1370 roku33 można było sprzedawać trunki w piwnicach, poza tymi, które miały wejście od ulicy. Większe tawerny posiadały dwie izby oraz skład na towary. Karczmy podmiejskie czy wiejskie mogły się dodatkowo pochwalić ogrodem z chmielnikiem, łąką czy nawet browarem. Natomiast w przydrożnych zajazdach pojawiały się stajnie dla koni34. Niestety dla klientów miejskie ustawy dość dokładnie określały godziny otwarcia gospód. Toruński wilkierz z 1403 roku nakazywał zamknięcie ich już na dwie godziny przed zachodem słońca35. Krakowski natomiast zabraniał sprzedaży alkoholu po drugim wydzwonieniu wieczoru na ratuszu. Na szczęście dla kupujących zakaz ten obejmował sprzedaż na miejscu, a nie na wynos36. Oczywiście, pomimo zakazów sprzedaży w nocy czy też w niektóre święta karczmy działały również w czasie zakazanym. Nawet gdy groziły za to wysokie grzywny. Władze miejskie nieraz zakazywały swoimi wilkierzami przekraczania progu karczmy z bronią w ręku. W Poznaniu na przykład groziła kara 6 groszy grzywny dla tych, którzy chcieliby pić z pałką, kijem czy siekierą przy boku37.

Piwo było warzone najczęściej wewnątrz murów miejskich. We Wrocławiu czy w Świdnicy działki piwne znajdowały się w samym centrum miasta, w Krakowie zaś wzdłuż głównych ulic biegnących w stronę bram. Dzięki temu łatwiej dało się zbyć towar wśród przyjezdnych. Jeśli miało się „dom piwny” (tak określały działkę piwną źródła) dalej od centrum, było się skazanym głównie na lokalną klientelę38.

Wilkierze wkraczały nieraz na grunt moralności i dobrego prowadzenia się. Regulowały na przykład ilość weselnych gości, którzy mogli się udać z młodymi do łaźni na wspólną kąpiel. W Krakowie było to od 16 do 20 osób, nie wliczając żon i dzieci uczestników39. Kąpiel przedmałżeńska wynikała z nakazów rytualnych. Była to forma symbolicznego oczyszczenia z grzechów poprzez zanurzenie w wodzie. Wprowadzano jednak obostrzenia co do obyczajności w łaźni. I tak w wilkierzu z końca XIV wieku czytamy: „Nie ma żaden mężczyzna ani kobieta, ani dziecko, ani dziewczyna między sobą oblewać się wodą, ani żadnej swawoli dopuszczać się”40.Gdyby jednak nie posłuchał i „brata w łaźni o ziemię uderzy, albo też gdy jeden drugiego rzeczy splami, poleje albo do łaźni niewiast wejdzie, karanym zostanie”41.

Jednym z bardziej żywotnych problemów, z którymi musiała się mierzyć rada miejska, była czystość na ulicach, a właściwie jej brak. Niejednokrotnie władze Krakowa ogłaszały wilkierze nakazujące dbanie o porządek. Niewywiązanie się z rajcowskich nakazów mogło skutkować nawet utratą dobytku. Jeden z wilkierzy, z końca XVI wieku, wskazywał:

Item przed domem aby każdy chędożył, a te błota, także śmiecie, gnoje i insze plugastwa z domu, a mianowicie od świni, za miasto wynosić abo wywozić kazał, a nie na rynek abo za domy to wyrzucał, ani rynsztokami na ulicę wypuszczał pod winą. Bydła i świnie, przed którymi bruki i cmentarze spokojnie być nie mogą, aby każdy w domach swych zawierał i chował, a na ulicę ich nie wypuszczał, pod winą42.

Browar na rycinie z XVI wieku. Wikimedia Commons/Okoli.

Zanieczyszczone ulice były bolączką nie tylko krakowian. W Anglii czy Niderlandach wywożenie na wieś „nocnego złota”, jak nazywano miejskie błoto i ludzkie ekskrementy, stanowiło praktykę dość częstą. To samo tyczyło się innych odpadków, takich jak resztki zwierzęce, roślinne czy popiół43.

Cechy krakowskie, podobnie jak te z innych miast rządzących się prawem magdeburskim, posiadały własne ustawodawstwo. Nie było ono jednak niezależne od władz miejskich. Statuty cechowe były specjalnymi wilkierzami miejskimi, regulującymi w swych zapisach organizację rzemiosła i jego zasady. Nie były cechom narzucane, ale tworzone wraz z nimi44.

Bractwa cechowe miały w wilkierzach ściśle określone zasady „przyjęcia do zawodu”. W gospodach odbywały się wyzwoliny, podczas których nowe osoby przyjmowano w poczet czeladników. Po przejściu specjalnej ceremonii kandydatów wpisywano do rejestru towarzyszy, czyli członków bractwa. Był to samodzielny związek funkcjonujący w ramach działalności cechu. Wiązał się dość często z określoną gospodą, w której czeladnicy urządzali swoje spotkania, organizowali różne ceremonie oraz rozwiązywali spory. Nowo wyzwolony czeladnik zobowiązany był do ugoszczenia swych współbraci w jednej z oberż45. W Anglii dla odmiany biesiadowano na koszt czterech braci cechowych, a nawet zdarzały się spotkania finansowane przez gildię kupiecką (w jej skład wchodziły cechy rzemieślnicze)46.

Władze cechowe dbały o porządek i czystość w szeregach swoich towarzyszy. Nakazywały członkom cechu regularne odwiedzanie łaźni. Higiena w tamtych czasach miała bowiem duże znaczenie. Tak pisały o tym postanowienia zjazdu krawców miast śląskich z XIV wieku:

[…] powinien każdy czeladnik chodzić ze swym mistrzem do kąpieli, a nie wysyłać innego czeladnika [za siebie], a jeśli jakiś mistrz swojemu czeladnikowi na to pozwoli, ten będzie winien 4 funty wosku47.

Miecz, pastorał i… motyka

Nie tylko władzami i prawami miejskimi żył Kraków. Mieszczanie tworzyli jeden ze stanów, na które ówcześnie dzielono społeczeństwo. Poza nimi byli jeszcze rycerze/szlachta, duchowieństwo i chłopi, czyli odpowiednio: ci, którzy walczą, ci, którzy się modlą, i ci, którzy pracują. Przedstawicieli każdej z tych grup można było dostrzec na ulicach czy rynkach miejskich. Każdy ze stanów posiadał również odrębne prawa, przywileje i sądownictwo. Lecz mimo to zdarzało się, iż mieszczanin odpowiadał czasem przed sądem kościelnym, a chłop przed miejskim. Dlatego znajomość praw innych stanów była bardzo przydatna.

Nie bij po głowie, bo się nie wypłacisz

Zanim w Europie pojawiły się przywileje, dzięki którym rozwinęło się społeczeństwo stanowe, system prawny opierał się na prawie zwyczajowym. Było to prawo nie spisane, nie skodyfikowane, ale powstałe w wyniku stosowania przez społeczeństwo pewnych „zwyczajów”. Ich znajomość przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. Dopiero później niektóre z tych praw zapisano.

Najbardziej znanym z takich spisów jest Prawo salickie. Było ono stosowane w czasach Merowingów na terenach dzisiejszej Francji. Co można w nim odnaleźć? W zasadzie jest to cennik, każde bowiem przestępstwo czy przewinienie miało swoją wartość. I tak, jeśli „ktoś ukradł wołu lub krowę z cielęciem, niechaj będzie zasądzony na 1400 denarów”48, „a jeśliby ktoś rzucił na kogoś czary, a ten uniknął ich [działania], sprawca przestępstwa, któremu je udowodniono, zasądzony będzie na 2500 denarów”49, i znów „jeśliby ktoś ugodził innego w głowę w ten sposób, że ukazał się mózg i wystąpiły na zewnątrz trzy znajdujące się nad mózgiem kości, zasądzony zostanie na 1200 denarów”50. Długo by wymieniać tego typu zapisy. Nie były to jednak ceny niskie, gdyż przykładowo za 1200 denarów dało się nabyć całego konia lub trzy wieprze, lub beczkę śledzi (ok. 100 sztuk). Zatem, by nie stracić ulubionej świni, korzystniej było nikogo nie zabijać.

Z prawem zwyczajowym był ten problem, że obyczaje czasem się zmieniały. Poza tym te, które obowiązywały u nas, niekoniecznie przestrzegane były u sąsiadów w grodzie obok. Z tego powodu dążono do unifikacji i spisania podstawowych zasad. Tak narodziły się kapitularze. Nazwa pochodzi od łac. capitulum, oznaczającego „artykuł”, bo tym właśnie były – zbiorem artykułów. Zamieszczano tam zapisy mniej i bardziej istotne. Przeczytamy w nich między innymi o karach za rozbój:

Gdyby ktoś z naszej czeladzi w dobrach naszych wyrządził jakąś szkodę czy to przez rozbój, czy przez inny występek, winien zwrócić stratę; prócz tego niechaj, zgodnie z prawem, podlegnie karze chłosty z wyjątkiem wypadku zabójstwa i podpalenia, za co należy się fredum [kara za naruszenie pokoju]51.

A także o materacach:

Aby w każdym majątku znajdowały się w komorze: kołdry, materace, poduszki, prześcieradła, obrusy, dywany na ławy, naczynia miedziane, ołowiane, żelazne, drewniane, wilki kuchenne, łańcuchy, haki do kotłów, heble, topory, świdry, ośniki i wszystkie (inne) narzędzia, tak aby nie zachodziła potrzeba szukać ich gdzie indziej lub pożyczać52.

Czy o tłoczeniu wina:

[…] niechaj dbają o to rządcy, by nikt się nie ośmielał gnieść winogron nogami, ale aby wszystko było robione czysto i sumiennie53.

Z czasem pojawiły się przywileje i statuty. To na nich opierało się późnośredniowieczne i nowożytne sądownictwo. Zarówno przywileje, jak i statuty były określane przez specjalne prawa przyznawane jednostce lub grupie. Nadawał je król, książę czy lokalny pan. Oczywiście te najważniejsze, obejmujące cały obszar kraju, były wystawiane przez władcę i dotyczyły bardzo różnych kwestii.

Mieliśmy w Polsce m.in. statut mówiący o żydowskiej chytrości, gdzie zapisano:

[…] zakazujemy, aby żydowie na prawa albo na liste pieniądzy nie pożyczali, jeno na dostateczny zakład […], ale gdyby żydowie wzdam mimo to dawały, pieniądze swe stracą54.

Pojawiały się statuty spisane w formie krótkiej opowieści, jak ten zatytułowany Złodziejstwo pszczół albo miodu, gdzie czytamy:

Piotr żałował na Jana przed sądem, jako pszczoły albo miody jego nocną rzeczą kradomje wziąwszy, do swego domu doniósł, […]. Ale Jan zaprzał rzeczy złodziejstwa rzekąc, jam swój miód jawno do swego domu przyniósł. […] Tedy Piotr niemając świadków, rzekł, iże świadkowie są zmarli, niemam kiem doświadczyć. Tedy my [Kazimierz Wielki] wstawszy, przysądziliśmy Janowi własną ręką przysiągwszy odycz [zadośćuczynienie]55.

Głównymi bohaterami wielu tego typu statutów z czasów Kazimierza Wielkiego byli wspomniani Piotr i Jan.

Zarówno królowie, jak i ich poddani woleli mieć wszystko dokładnie wyjaśnione na piśmie. W przywilejach przeczytamy o tym, „że żydzi mogą sprzedawać i kupować wszystko swobodnie, chleba dotykać, jako chrześcijanie”56,albo że sołtys Marcin ze wsi Radlina miał „moc sądzenia, ucięcia głowy i obcięcia członków co do tych, którzy by zawinili we wsi”57. Dzięki przywilejowi Kazimierza Wielkiego z 1350 roku kasztelan krakowski Spytko został bogatym człowiekiem, bo:

[…] gdziekolwiek kruszec jakiego bądź rodzaju: złota, srebra, miedzi i ołowiu w posiadłościach tegoż pana Spytka znalezion został […] za rzeczywistego i prawego dziedzica z jego potomstwem ogłaszamy58.

Strona tytułowa wizualnej interpretacji Statutu Kaliskiego stylizowana na średniowieczny manuskrypt, Artur Szyk, XX wiek. Wikimedia Commons/Allison.c.chang.

Własnymi przywilejami mógł się pochwalić Uniwersytet Krakowski. Otrzymał je od królów Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły. Rektorzy zyskali dzięki temu prawo do sądzenia magistrów, doktorów czy scholarów, o ile nie złapano ich na „złodziejstwie, cudzołóstwie lub nierządzie, zabójstwie lub innej zbrodni głównej”59. Dodatkowo Uniwersytet uzyskał szereg przywilejów od biskupów krakowskich. Rektor miał m.in. prawo rzucania ekskomuniki. Ciekawe, jak sprawa wyglądałaby dzisiaj, gdyby za niezaliczenie przedmiotu obłożono studenta ekskomuniką.

Duchowni na zmywaku

Duchowieństwo, jak już wspomniano, posiadało własne przywileje regulujące ich prawa i obowiązki. Jednakże Kościół posługiwał się w swoim sądownictwie również osobnym prawodawstwem. Z jednej strony był to tzw. Dekret Gracjana i Dekretały Grzegorza IX,a z drugiej statuty wydawane przez biskupów, arcybiskupów czy kapituły.

Dekret Gracjana był zbiorem kanonów, czyli kościelnych przepisów prawnych. Pracę tę spisał w XII wieku mnich Gracjan z bolońskiego klasztoru Kamedułów św. Feliksa i Nabora. Bynajmniej, Gracjan nie zajmował się spisywaniem kościelnych artykułów z nudów czy w ramach hobby. Przyświecała mu idea „uzgodnienia niezgodnych kanonów”60. Była to jedna z bolączek średniowiecznego sądownictwa kościelnego. Wielu papieży i Ojców Kościoła w ciągu wieków wydało stosy dekretów, bulli i pism, w których wyjaśniali, jak należy sądzić. Okazuje się jednak, iż wielu z nich nie czytało dokumentów swoich poprzedników, przez co nie raz i nie dwa wydawali prawa sprzeczne z już istniejącymi. A jako że zgodnie z ideami głoszonymi przez Kościół papież był nieomylny… to kościelni sędziowie mieli niejednokrotnie problem. I tutaj wkroczył Gracjan. Usystematyzował i wyjaśnił nieścisłości powstałe w kościelnych kanonach. Od tej pory sądzenie i skazywanie było znacznie łatwiejsze. Dekretały Grzegorza IX, powstałe w XIII wieku, był natomiast uzupełnieniem i aktualizacją opracowania Gracjana.

Dekret Gracjana wyjaśniał takie kwestie, jak zasadność stosowania tortur. Czytamy w nim:

Pewien kleryk popełnił cielesny grzech przed wyświęceniem na kapłana. Po święceniach, w szalonym gniewie zabił kogoś. Odzyskawszy swe zdrowie, został oskarżony przed biskupem przez kobietę, z którą popełnił grzech. Biskup zatem w niedzielę zbadał sprawę. Kapłan zaprzeczył oskarżeniom wysuniętym przeciw niemu; szukał pomocy pewnych kleryków, lecz ci niechętni byli dostarczyć mu obrony bez zapłaty. W końcu biskup wymusił wyznanie przez tortury. Potem sam i bez posłuchania synodalnego wydał wyrok61.

Zasadniczo Gracjan stwierdził, że nie powinno się torturować w celu uzyskania zeznań. Niestety, kleryka to nie uratowało. Interesujący jest fakt, że biskup prowadził dochodzenie w sprawie współżycia. Zapewne odbyło się ono bez zawartego wcześniej kontraktu małżeńskiego. Wygląda na to, że zbliżenie było większym występkiem niż zabójstwo. Kleryk mógł się wybronić, gdyby… jego sakiewka nie była zbyt pusta. W tej sytuacji współbracia w posłudze nie chcieli go wesprzeć odpowiednimi zeznaniami. Na szczęście dla biskupa (lecz na pewno nie dla kleryka) podczas procesu powszechnie stosowano wówczas tortury. Dzięki temu do wyznania win doszło dość szybko.

W dawnych wiekach ważną misją dla duchowieństwa była walka z czarami i zabobonami. Problem pojawiał się wtedy, gdy czarownik ukrywał się w szeregach Kościoła. Gracjan opisał takie wydarzenie:

Pewien kapłan będąc wróżem i różdżkarzem, został uznany winnym przed biskupem. Poprawiany przez biskupa nie chciał zaprzestać procederu i został ekskomunikowany. Będąc u kresu [na łożu śmierci], został wyspowiadany przez pewnego kapłana bez konsultacji z biskupem. Pokuta była mu przepisana w czasie przewidzianym przez kanony62.

Jak widzimy, trzeba było tę osobę ekskomunikować. Jednak mimo tego kapłan-wróż nadal prowadził praktykę medyczno-astrologiczną. Niestety, nie wiadomo, czy niezaprzestanie procederu wynikało z rzeczywistej wiary w swoje zdolności, czy może ze znacznych dochodów uzyskiwanych dzięki wróżbom. A może z jednego i drugiego? Mimo to, w ostatnich chwilach życia, zaufany kapłan poratował kolegę spowiedzią. Ciekawe, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby wróż nie był duchownym…

Istotny problem dla ludzi średniowiecza stanowiły wojny. Prowadzono je na różne sposoby i na różnych obszarach. Jak czytamy:

Pewien świecki człowiek szukał [sposobów] oddzielenia od uregulowań diecezjalnych bazyliki przez siebie ufundowanej. Biskup utrzymywał, że kościół z całym mieniem swoim należy do jego dyspozycji. W końcu zwyciężył przemocą biskup, z wojskiem złożonym z parafian. Uzurpował sobie należności kościoła, jako mu należne63.

W średniowieczu bardzo często wszczynano wojny lokalne, jak ta w przytoczonym fragmencie. Żeby im się przeciwstawić i zaprowadzić namiastkę spokoju, Kościół ogłosił na przełomie X i XI wieku Pokój i Rozejm Boży (łac. Pax et Treuga Dei). Zakazywano prowadzenia wojen: od Bożego Narodzenia do poniedziałku po Trzech Królach, od Wielkiego Postu aż do Zielonych Świątek, we wszystkie wigilie świąt i święta oraz trzy dni w tygodniu, od czwartku wieczorem aż do świtu w poniedziałek. Jeśliby ktoś złamał ten zakaz, musiał być ścięty lub miał stracić rękę albo zapłacić karę. Wszystko zależało od, a jakże, przynależności stanowej oraz rodzaju przewinienia. Idea Pokoju Bożego na wielu terenach Europy była bardzo żywa, dawała bowiem wytchnienie od ciągłych bitew i walk. Ułożono nawet specjalną przysięgę:

Nie będę naruszać [praw] Kościoła w żaden sposób. Nie zranię kleryka czy mnicha nieuzbrojonego. Nie ukradnę wołu, krowy, świni, owcy, kozy, osła czy klaczy ze źrebięciem. […] Nie wezmę muła czy konia, męskiego czy żeńskiego, czy źrebaka pasącego się […] Nie będę palił domów i niszczył ich […]. Nie będę wyrywał winorośli. Nie zaatakuję szlachetnych panien podróżujących bez swych mężów, ani [nie zaatakuję] ich służek, ani wdów czy zakonnic, chyba że z ich winy64.

Cóż więc musiało się dziać przed powołaniem Pokoju Bożego?

Jednak nie zawsze w lokalnych sporach i sądach artykuły dekretów były wystarczające. Z tego powodu wydawano statuty prowincjonalne lub diecezjalne, których zasięg terytorialny, jak sama nazwa wskazuje, był ograniczony. Biskupi w swoich statutach walczyli z wieloma przywarami duchowieństwa. Jednym z najczęstszych grzechów kleru było pijaństwo i zadawanie się z „nieodpowiednimi pannami”.

Do karczm duchowni mogli się udawać jedynie pod pewnymi warunkami. Zazwyczaj czynili to, gdy byli w podróży, w czasie trwania sądu lub jarmarku oraz kiedy zaprosiła ich tam szanowana osoba65. Oczywiste jest, że przepisy te często były łamane. W różnego rodzaju sprawach odbywających się przed sądami, gdzie oskarżonymi byli księża, nigdy nie zaprzeczali oni swojej obecności przy karczemnym stole, lecz raczej temu, iż zbyt dużo wypili czy zadawali się z podejrzanymi kobietami66. Czynili to aż nazbyt często. W jednym z dokumentów kapitulnych wspomniane są słowa, jakie wypowiedział parafianin do proboszcza i jego konkubiny, jawnie przesiadujących w karczmie: „pessima rebaca, ty tu siedzisz, aby pić, a mąż twój ciężko pracuje, idź lepiej do męża pracować”67.Całe zajście skończyło się bójką z proboszczem.

Nierzadko duchowni nie tylko upijali się w zajazdach, ale nawet zaciągali się w nich do pracy, by dorobić na następną kolejkę. Oczywiście, biskupi starali się walczyć z takim zachowaniem i wydawali kolejne statuty zakazujące takiego postępowania oraz podnosili grzywny. Nie odnosiło to jednak większego skutku68. Biskupi sprzeciwiali się także organizacji w karczemnych izbach posiedzeń sądów kościelnych czy przesiadywaniu tam z parą młodą tuż po ślubie, co nieraz zdarzało się duchownym. Wspomina o tym m.in. statut biskupa Nankera z 1320 roku:

W sprawie usunięcia błędnych nawyków zakorzenionych w wielu miejscach naszej diecezji, a przede wszystkim wśród pewnych przełożonych sądów kościelnych i ich przedstawicieli, a zwłaszcza przełożonych kapituł wiejskich, którzy sądy prowadzą w tawernach, jak też widziani byli z kielichem karczemnych trunków przez obecnych tam. Ktokolwiek z tychże [duchownych] będzie uczęszczał do tawern, zostanie ukarany69.

Mnich kosztujący wino, XIII wiek. Wikimedia Commons/Peter Isotalo.

Rzadko kiedy biskupie zakazy i nakazy odnosiły sukces w podobnych przypadkach. Szczególnie że i sami hierarchowie często świętością nie grzeszyli.

Ten usnąwszy stół liże

Status chłopów był szczególny. Z jednej strony tworzyli oni jeden stan, z drugiej wszystko zależało od tego, komu poszczególni chłopi podlegali. Z tego powodu życie chłopskie mogło być regulowane przez przywileje króla/pana, statuty kościelne czy prawo magdeburskie. Nieraz wszystkie te prawa stosowano równocześnie.

Właściciel wsi dbał przede wszystkim o to, żeby jego wieś miała jak najwięcej mieszkańców i dzięki temu przynosiła jak najwyższe dochody. Z tego powodu uciekający ze wsi chłopi byli ścigani, zarówno przez władze świeckie, jak i duchowne. W dokumentach nakładano nieraz kary nie tylko na zbiega, ale i tego, który go przyjął. Widać to w dokumencie z XV wieku:

[…] gdy jakiś kmieć czy to w dzień, czy to w nocy potajemnie odszedłby od pana bez [zachowania] należnego czasu i bez doznanej [od pana] krzywdy, tedy ów pan, do którego zbiegł, będzie obowiązany zwrócić go pod karą pięćdziesiąt wiardunków […]70.

Nie przeszkadzało to jednak niektórym panom przymuszać obcych chłopów do pracy u siebie na roli. Taki los spotkał chociażby młynarza Stanisława z Olszówki. Jego żona skarżyła się, że dziedzic Piotr Brzeski „zmuszał [jej męża] do pełnienia służby i do pracy surowymi słowami i siłą”,a nawet napadł na nią na gościńcu i „własne jej rzeczy z wozu zabrał”71.

Szemrany prawnik radzi…

…co czynić ze złodziejem złapanym na gorącym uczynku.

Jeśli w nocy przyłapany, wówczas zabity być może i konsekwencji nie będzie. Za dnia lepiej nie ubijać, bo samemu głowę się straci.

…co czynić ze skarbem znalezionym w nowo nabytej kamienicy.

Dawny właściciel odzyskać go powinien. Chyba że zapomni się, kto nim był, albo pomrze on wcześniej. I lepiej samemu go odnaleźć, bo najemni robotnicy do połowy skarbu prawa mieć będą.

…co czynić, by gardłem nie płacić, gdy w bójce się kogoś zabiło.

Pierwej nie zbiegać, bo i tak najpewniej strażnicy znajdą. Dalej świadków powołać, iż nie z umyślności się kogo życia pozbawiło, a jeno z wypadku. Rajcy pewno wtedy wygnać za to chcieć będą, ale jeśli rodzinę pomarłego się znajdzie i srebrem opłaci, tedy w mieście się zostanie.

…co czynić, by karę zmniejszoną mieć.

Najprzód jeśli się kto dobrowolnie przyzna i za występek swój żałuje, może mieć karę zmniejszoną. Podobnież, gdy chromym na ciele się jest. Dalej jeśli się co ukradło, ale zwróciło, to ważne dla sądu jest. Równie dobrze w tej sytuacji kobietą być, bo ciąża od katowskiego topora chroni. Najlepiej jednak biednym nie być. Im więcej w mieszku, tym dalej od miejskiej katorgi.

Zdarzało się, że chłopi, chcąc oderwać się od pracy na roli, sięgali po mocniejszy trunek. Nierzadkim widokiem było pijaństwo. W sądach oskarżeni często tłumaczyli się ze swego postępowania w tawernie, „zrzucając” wszystko na alkohol. Zrobił tak na przykład kmieć z Trześniowej, który stwierdził: „pijany byłem i dlatego nawymyślałem mojemu teściowi”72.

Opilstwo w oberży zarzucały żony swym mężom. Również kaznodzieje przestrzegali, by mężczyźni bacznie obserwowali rodziców swych wybranek serca, gdyż, jak twierdzili, „jeśli bowiem matka pijaczka, córka nie lepsza będzie. Bo ta przywara ku córkom przywiera”73.Chłopskie całonocne biesiadowanie i pijaństwo dobrze ilustruje szesnastowieczna pieśń:

Hejnał świta nie próżnujmy

Lecz pod wiechę się gotujmy

Ten śpiewa o świętym krzyże

Ten śledziową głowę gryzie

Ten usnąwszy stół liże74.

Oczywiście, z tak niemoralnym prowadzeniem się Kościół walczył, na ile mógł. Ograniczenia wprowadzane były przede wszystkim przez synody kościelne. Za ich sprawą nie wolno było prowadzić wyszynku trunków w niedziele podczas mszy, w czasie Wielkanocy czy Bożego Narodzenia75. Należy jednak powątpiewać w skuteczność tego ustawodawstwa.

1 Parafraza cytatu za: B. Groicki, Porządek sądów i spraw miejskich prawa majdeburskiego w Koronie Polskiej, red. K. Koranyi, Warszawa 1953, s. 4.

2Przywileje lokacyjne Krakowa i Poznania, wyd. A. Kłodziński, Kraków 1947, s. 21.

3 B. Krasnowolski, Uposażenie ziemskie lokacyjnego Krakowa a uposażenie wójtowskie, „Krzysztofory” 2008, t. 26, , s. 50–53.

4 J. Wyrozumski, Dzieje Krakowa: Kraków do schyłku wieków średnich, t. I, Kraków 1992, s. 167.

5 B. Groicki, op. cit., s. 38.

6Kodeks dyplomatyczny miasta Krakowa (1257–1506),cz. I,wyd. F. Piekosiński, Kraków 1879, s. XLVI.

7 A. Gąsiorowski, Wójt i starosta, ramię monarsze w polskim mieście średniowiecznym [w:] Ars Historica. Prace z dziejów powszechnych i Polski, red. W. Wolarski, Poznań 1976, s. 438–439.

8Monumenta Poloniae Historica, seria II, t. V, Kraków 1961, s. 104; tłum. J. Wyrozumski, Dzieje Krakowa..., s. 199.

9Ustawa o starostach, o monecie i o Rajcach Krakowskich [w:] Starodawne prawa polskiego pomniki poprzedzone wywodem historyczno-krytycznym tak zwanego Prawodawsta Wiślickiego Kazimierza Wielkiego, t. I, wyd. A. Z. Helcel, Warszawa 1856, s. 226.

10 R. Groicki, op. cit., s. 29.

11 M. Starzyński, Krakowska rada miejska w średniowieczu, Kraków 2010, s. 100.

12 K. Buczek, O najdawniejszym spisie prawa polskiego, „Kwartalnik Historyczny” 1960, t. LXVII, nr 1, s. 162–163.

13 J. H. Burns, The Cambridge history of medieval political thought c.350–c.1450, Cambridge 1988, s. 666.

14 P. Szczerbic, Speculum Saxonum albo prawo saskie i magdeburskie porządkiem abecadła z łacińskiego i niemieckich exemplarzów zebrane, Lwów 1581, s. 512.

15 Dopiero w późnych czasach nowożytnych zmieniła się sytuacja z próbą zimnej wody. Wiele kobiet rzeczywiście unosiło się na wodzie. Przypisywano to kontaktom z diabłem, przez co oskarżone mogły trafić na stos. Wyjaśnienie tego fenomenu jest jednak prozaiczne. Noszone wówczas rozległe suknie dzięki wyporności nie pozwalały związanym niewiastom się utopić. Ratowały je przed utonięciem, ale skazywały na późniejsze spalenie. Więcej na ten temat zob.: J. Wijaczka, Próba zimnej wody (pławienie) w oskarżeniach i procesach o czary w państwie polsko-litewskim w XVI–XVIII wieku, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce” 2016, t. LX, s. 73–110.

16 P. Szczerbic, Speculum Saxonum…, s. 48.

17 Ibidem, s. 511.

18 Ibidem, s. 300.

19 Ibidem, s. 196.

20 M. Starzyński, Krakowska rada miejska…,s. 101.

21 P. Szczerbic, Jus municipale, to jest prawo miejskie magdeburskie nowo z łacińskiego i niemieckiego języka z pilnością i wiernie przełożone, Lwów 1581, s. 19.

22 Ibidem, s. 35.

23 Ibidem, s. 48.

24 G.M. Kowalski, Prawo miejskie magdeburskie w Polsce od XIII do XVIII wieku [w:] Kraków, europejskie miasto prawa magdeburskiego 1257–1791, Kraków 2007, s. 27.

25 M. Maciejewski, Historia prawa sądowego Polski. Zarys wykładu, Koszalin 1998, s. 25.

26Najstarsza Księga Sądu Najwyższego Prawa Niemieckiego na Zamku Krakowskim, wyd. A. Kłodziński, Kraków 1936, s. XIV–XV.

27 B. Groicki, op. cit., s. 18.

28Najstarsze staropolskie tłumaczenie ortyli magdeburskich, według rękopisu nr 50 Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, cz. II,J. Reczek, oprac. W. Twardzik, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1972, s. 321.

29 Ibidem, s. 284–285.

30 Ibidem, s. 90–91.

31 Wykaz wszystkich znanych krakowskich wilkierzy z lat 1336–1500, wraz z krótkim wyjaśnieniem ich treści znajduje się w Aneksie II, Średniowieczne wilkierze krakowskie [w:] M. Starzyński, op. cit.,s. 305–336.

32 W. Maisel, Kodyfikacje statutów miejskich w dawnej Polsce, „Studia Źródłoznawcze” 1977, t. XXII, s. 153.

33Najstarszy zbiór przywilejów i wilkierzy miasta Krakowa, cz. II,wyd. S. Estreicher, Kraków 1936, nr 2.

34 M. Bobrzyński, Prawo propinacyi w dawnej Polsce, Kraków 1888, s. 17.

35 H. Zaremska, Miejsca spotkań kultury masowej: karczmy i łaźnie [w:] Kultura Polski średniowiecznej XIV–XV wieku, red.B. Geremek, Warszawa 1997, s. 242.

36 H. Zaremska, Miejsca spotkań…, s. 242.

37 Ibidem, s. 247.

38 Ibidem,s. 242.

39 Ibidem, s. 254.

40Najstarszy zbiór…,op. cit., s. 281; tłum. H. Zaremska, Miejsca spotkań…, s. 254.

41 J. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania w dawnych czasach, t. II, Poznań 1838, s. 86–94; tłum. H. Zaremska, Miejsca spotkań…,s. 254.

42Promulgatio edicti regii de Securitate publica [w:] Prawa, przywileje i statuta miasta Krakowa (1507–1795), t. 2, (1587–1696), z. I, Kraków 1890, s. 61; także R. Szmytka, Zanieczyszczenia nowożytnego Krakowa [w:] Ekobiografia Krakowa, red. A. Izdebski, R. Szmytka, Kraków 2018, s. 217–218.

43 P. Miodunka, Miasto nie istnieje samodzielnie [w:] Ekobiografia Krakowa, red. A. Izdebski, R. Szmytka, Kraków 2018, s. 178.

44 H. Zaremska, Miasto, struktury społeczne i styl życia [w:] Kultura Polski średniowiecznej XIV–XV wieku, red. B. Geremek, Warszawa 1997, s. 193.

45 H. Zaremska, Miejsca spotkań…, s. 243.

46 K. Ossowski, Miejskie gildie kupieckie w czternastowiecznej Anglii. Zarys zagadnienia [w:] Średniowieczny mercator christianus. Praktyka, organizacja, idee etyczne i religijne. Materiały V Kongresu Mediewistów Polskich, t. VIII,red. M.W. Bukała, G. Myśliwski, Rzeszów 2018, s. 89.

47Polska w okresie monarchii stanowej 1364–1456. Wybór tekstów, oprac. R. Heck, Warszawa 1955, s. 46; także H. Zaremska, Miejsca spotkań…, s. 253.

48Prawo salickie (Lex Salica Francorum) 507–511 [w:] M.J. Ptak, M. Kinstler, Powszechna historia państwa i prawa. Wybór tekstów źródłowych, Warszawa 1999, s. 49. Pełny tekst Prawa salickiego zob. R. Hube, Prawo salickie. Podług tekstu rękopisu Biblioteki Głównej Warszawskiej, Warszawa 1867.

49 Ibidem, s. 50.

50 Ibidem, s. 49.

51Kapitularz Ludwika Pobożnego „De Villis” z 794/5 roku [w:] M.J. Ptak, M. Kinstler, op. cit., s. 57.

52 Ibidem, s. 61.

53 Ibidem.

54Statut warecki króla Władysława Jagiełły z 1423 r. [w:] Kodeks dzikowski. Rękopis z r. 1501, zawierający tłumaczenie średniowiecznych prawa polskiego pomników, oprac. F. Piekosiński, Kraków 1893, s. 134; zapis uwspółcześniony – Karol Ossowski.

55Zwód statutów króla Kazimierza Wielkiego obejmujący artykułów 163 [w:] Kodeks dzikowski, op. cit., s. 34; zapis uwspółcześniony – Karol Ossowski.

56Przywilej Bolesława Pobożnego dla Żydów [w:] J. Sawicki, Wybór tekstów źródłowych z historii państwa i prawa polskiego, Warszawa 1952, s. 42.

57Dokument lokacyjny wsi Radlina [w:] J. Sawicki, op. cit., s. 44.

58Przywilej Kazimierza Wielkiego dla Spytka, kasztelana krakowskiego, na kopanie rud kruszcowych we własnych tegoż dobrach [w:] J. Sawicki, op. cit., s. 67.

59Dokument Kazimierza Wielkiego z dnia 12 maja 1364 r. [w:] J. Sawicki, op. cit., s. 71.

60 T. Maciejewski, op. cit., s. 21.

61Corpus iuris canonici. Editio lipsiensis secunda post Aemilii Ludouici Richteri curas ad librorum manu scriptorum et editionis romanae fidem recognouit et adnotatione critica instruxit Aemilius Friedberg. Pars prior. Decretum magistri Gratiani, Graz 1959, s. 34; tłum. A. Adamczuk, Dekret Gracjana ze zbiorów BU KUL Causa XV, http://www.bu.kul.pl/art_10709.html, dostęp: 07.02.2019.

62