W alchemii, w łaźni i pod szubienicą. Historyczny spacer po dawnym Krakowie - Agnieszka Bukowczan-Rzeszut, Barbara Faron, Karol Ossowski - ebook

W alchemii, w łaźni i pod szubienicą. Historyczny spacer po dawnym Krakowie ebook

Bukowczan-Rzeszut Agnieszka, Faron Barbara, Ossowski Karol

5,0

Opis

Oto pierwszy przewodnik po Krakowie, w którym średniowieczny gród ożywa w wyobraźni, zapełniając się gwarem mieszkańców oraz wydarzeniami tworzącymi barwną historię. Spójrz na miasto oczyma krakowian sprzed kilkuset lat, poznaj trasy, którymi na co dzień chadzali i miejsca, które najczęściej odwiedzali – oraz te, których przykładni mieszkańcy woleli unikać. Zajrzyj do miejskich kramów i warsztatów, wybierz się na krakowskie wesele i pogrzeb, a jeśli masz dość odwagi – także do karczmy, łaźni i zamtuza.
Udaj się śladem łotrów i skazańców do przestępczego Krakowa, ale… strzeż sakiewki! Na tętniących życiem uliczkach, pełnych brudu i ubóstwa, roi się bowiem od drobnych rzezimieszków, złodziei i kobiet podejrzanego autoramentu. Jeżeli masz odwagę, zaglądnij do zamtuza, w którym spotkasz nie tylko panie lekkich obyczajów, ale i groźnych przedstawicieli półświatka. Zajrzyj do domu kata, sali tortur i na miejsce kaźni, gdzie niejeden przestępca stracił ucho, palec, a czasem i głowę.
Dowiedz się, jakie choroby epidemiczne nawiedzały Kraków, zajrzyj do leprozoriów dla trędowatych, lazaretów dla zapowietrzonych i na morowe cmentarze. Poznaj patronów od zarazy i kościoły, w których przechowywane są ich relikwie, oraz wejdź do apteki po medykamenty „jadom zarazy przeciwne”. I, aby się upewnić, że wrócisz z tej wycieczki cało, poszukaj tam rogu jednorożca, bezoaru albo innych uniwersalnych środków na morowe powietrze.
Jeśli nie boisz się alchemików, czarownic i diabłów, wybierz się na spacer śladem dawnych wierzeń, magii i przesądów. Poznaj poskromiciela kołtunów i dawne centrum nauk tajemnych, niszę najsłynniejszej krakowskiej wróżki oraz miejsca, w których nadal straszą Czarne Damy, przemykają cienie sławnych czarnoksiężników i czają się czarty – te czyhające na ofiarę, z cyrografem spisanym na wisielczej skórze, i te niżej postawione w piekielnej hierarchii.
Wyrusz po Krakowie szlakiem rozpusty i grzechu, po epokach pełnych wydarzeń wywołujących rumieniec wstydu lub grymas odrazy, i odwiedź zapomniane miejsca, które uczciwym, bogobojnym ludziom surowo nakazywano omijać. Odkryj nieznany Kraków, spacerując ścieżkami tych jego mieszkańców, których nieprzynosząca chluby działalność była nierozerwalnie związana z funkcjonowaniem miasta.
Książka otrzymała nagrodę: KRAKOWSKA KSIĄŻKA MIESIĄCA – IX 2023

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 479

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Wydawnictwo Astra s.c., Kraków 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone. Poza uczciwym, osobistym korzystaniem w celu nauki, badań, analizy albo oceny, przewidzianym w Ustawie o Prawach Autorskich, Projektowych i Patentowych z 1988 r., żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w bazach danych ani transmitowana w żadnej postaci ani żadnymi środkami przekazu – elektronicznie, elektrycznie, chemicznie, mechanicznie, optycznie, przez fotokopie ani w żaden inny sposób – bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw autorskich.

Koncepcja: Jacek Małkowski

Tekst:Agnieszka Bukowczan-Rzeszut Nie takie ciemne wieki, czyli spacer po średniowiecznym Krakowie Szlakiem rozpusty i grzechu, czyli spacer po lubieżnym Krakowie

Barbara Faron Szlakiem plag i kar boskich, czyli spacer po pandemicznym Krakowie Szlakiem alchemików i szarlatanów, czyli spacer po zabobonnym Krakowie Tam, gdzie się Twardowski z czartem bratał

Karol Ossowski Śladami łotrów i skazańców, czyli spacer po przestępczym Krakowie

Redakcja i korekta: Barbara Faron, Dorota Ilnicka, Aleksandra Marczuk

Konsultacja merytoryczna: dr Monika Michalska

Skład i przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Projekt okładki: Joanna & Grzegorz Japoł

Wydanie I Kraków 2023

ISBN 978-83-66625-89-1

Wydawnictwo Astra 30-717 Krakówul. Księdza Wincentego Turka 14/25 tel. 12 292 07 30

www.wydawnictwo-astra.pl

Wstęp

Żyjemy w epoce, której specyfikę wyznacza między innymi dostęp do natychmiastowej informacji. Informacja ta może być podana w formie cyfrowej lub „tradycyjnej”, odpowiedzi na nurtujące nas pytania możemy szukać w sieci i mediach cyfrowych – albo książkach, gazetach, archiwach. Dwa, trzy czy pięć stuleci temu nasi przodkowie mogli polegać wyłącznie na informacji pisanej albo ustnej – przy czym ta druga była szybsza i łatwiejsza do uzyskania. Czy dziś nadal możemy polegać na opowieściach jako źródle informacji, wiedzy i ciekawostek o świecie? Cóż, to zależy, kto i o czym opowiada.

Opowieści o przeszłości mają to do siebie, że zawsze będą nacechowane osobowością opowiadającego, przenosząc jego sympatie i antypatie, przemycając opinie i poglądy, a także wartości, jakie ta osoba wyznaje. Opowieść może – a nawet powinna – „przemycać” także pasję i emocje opowiadającego, gdyż dzięki temu zyskuje szansę trafienia na podatny grunt otwartego umysłu słuchacza. Pasja, niczym niesione wiatrem nasiono, potrafi niepostrzeżenie wykiełkować i zapuścić korzenie, a w efekcie skłonić do własnych poszukiwań, pogłębiania wiedzy, rozwijania zainteresowań. Pasja do historii to jej nieustające odkrywanie, zadawanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi, chęć poznawania osób, które miały wpływ na bieg wydarzeń. Przejawia się w tym, że pasjonat zupełnie innym wzrokiem patrzy na miejsca, obiekty, pamiątki czy zabytki. Co więcej, jest w stanie patrzeć znacznie dalej i dostrzegać miejsca, które były, lecz zatarł je czas; ludzi, którzy pozostawili po sobie niewidoczny ślad lub symboliczne dziedzictwo; przedmioty, których znaczenie zostało z biegiem stuleci zapomniane. Stojąc na krakowskim rynku, miłośnik historii jest w stanie oczyma wyobraźni dostrzec dawny ruch między nieistniejącymi już kramami i jatkami, poczuć zapach sprzedawanych tu ryb, drewna czy przypraw korzennych, usłyszeć łaciński śpiew i modlitwy podczas odbywającego się na cmentarzu przykościelnym pogrzebu, wiwaty na cześć przejeżdżającej przez miasto królewskiej narzeczonej czy okrzyki gawiedzi na widok chłostanej przy pręgierzu wszetecznicy. Przechadzając się wzdłuż kamienic, potrafi wyobrazić sobie warsztaty rzemieślnicze, w których mistrz z rodziną i czeladzią uwijają się jak mrówki, w trakcie spaceru po Plantach dostrzec bramy prowadzące do miasta, którymi przybywają kupcy na handel, chłopi na służbę, młodzież na naukę.

Jak zwiedzać miejsca, których już nie ma? Po co poznawać ludzi, którzy od dawna nie żyją? Jaki ma to sens w epoce, w której znaczenie słów odnoszących się do zapomnianych zawodów, dawnych czynności czy nieprzyrządzanych od wieków potraw sprawdzimy w kilkanaście sekund na Wikipedii, a rekonstrukcję królewskiego ślubu, pokaz dawnych strojów czy przebieg turnieju rycerskiego obejrzymy w kilkanaście minut na YouTubie? „Wielka historia to zbiór małych historii” – twierdził Zygmunt Miłoszewski, a dla nas historia nie potrafi się obyć bez opowieści, w które można się zanurzyć. Poznawanie historii nie jest pełne bez udziału jej niemych świadków – pozostałości miejskich murów, zabytkowych świątyń i grobów, wystawionych w muzeach przedmiotów codziennego i niecodziennego użytku, czy wreszcie sięgnięcia po źródła, takie jak dzienniki, pamiętniki, relacje...

I

Nie takie ciemne wieki, czyli spacer po średniowiecznym Krakowie

Na skale całożercy wnet założono sławne miasto, od imienia Grakcha nazwane Gracchovia, aby wiecznie żyła pamięć Grakcha. Niektórzy nazwali je Krakowem od krakania kruków, które zleciały się tam do ścierwa potwora.

Wincenty Kadłubek, Kronika Polski, XII/XIII wiek

Czym się różnił Kraków doby wieków średnich od Krakowa współczesnego? Czytając to pytanie, zapewne wzruszycie ramionami lub uśmiechniecie się pod nosem. „Wszystkim!” – nasuwa się niemal od razu. Ja zapytam jednak: „A tak konkretnie, to czym?”.

Nie sposób poznać średniowiecznego miasta, jeśli nie jest się gotowym na to, by wkroczyć możliwie jak najgłębiej w życie jego mieszkańców, ich codzienność, wydarzenia, jakie miały wpływ na ich los, trudy i bolączki życia rodzinnego, zawodowego, sąsiedzkiego. Czegóż możemy się dowiedzieć o życiu w mieście średniowiecznym, jeśli nie będziemy gotowi poznać codziennego jadłospisu mieszczan, ich zwyczajów zakupowych, trybu pracy czy metod leczenia, nauki i wychowywania dzieci? Czy ktoś, kto w ciągu ledwie kilku godzin, w pośpiechu i bez refleksji wstąpi do kilku kościołów, zajrzy do Sukiennic i Smoczej Jamy, by potem przeglądać zdjęcia na smartfonie podczas delektowania się słodkim deserem przy kawiarnianym stoliku wyniesie cokolwiek wartościowego z wycieczki po Krakowie? Odpowiedzi na te pytania pozostawiam już Czytelnikom po lekturze przewodnika, której – mam taką nadzieję – towarzyszyć będzie spacer po opisywanych w nim miejscach.

Historia nigdy nie jest czarno-biała – jest niezwykle barwna, pełna emocji i różnorodna, tak jak ludzie, którzy ją tworzą poprzez życie, jakie wiedli. Właśnie taką historię o Krakowie wieków średnich chcę opowiedzieć, zapraszając Was do poznania ludzi, miejsc, zwyczajów i wydarzeń, które razem składają się na obraz miasta sprzed pięciu stuleci. Jak barwne i bogate było życie miejskie w wiekach nazywanych niesłusznie „ciemnymi” – przekonacie się sami!

Spacer 1

Przybywając do średniowiecznego Krakowa, czyli rzecz o fortyfikacjach miasta i jego wyglądzie

Zamierzając przeto lokować miasto w Krakowie i zgromadzić tu ludzi z różnych stron świata, wpajamy w uszy każdemu z osobna, tak współczesnym, jak i przyszłym, że my Bolesław z łaski Boga książę Krakowa i Sandomierza razem z przesławną matką naszą Grzymisławą i szlachetną małżonką naszą Kunegundą, miasto to lokujemy.

Akt lokacji miasta Krakowa z 5 czerwca 1257 roku1

Nasz spacer po średniowiecznym Krakowie rozpoczynamy na Plantach – między Barbakanem a Bramą Floriańską. Czy dziś, w XXI stuleciu, potrafimy sobie wyobrazić wygląd historycznego miasta? Posłużmy się opisem z pochodzącego z 1493 roku Liber chronicarum (funkcjonującego w polskiej literaturze także jako Kronika Świata, Kronika Schedla lubKronika norymberska) autorstwa Hartmanna Schedla:

Przywilej lokacyjny Krakowa z 1257 roku, obecnie przechowywany w Archiwum Narodowym w Krakowie

„Miasto to jest po pierwsze otoczone wysokimi murami z blankami i wykuszami, basztami i wysokimi strażnicami dla trębaczy, dalej niewielkim starodawnym murem, a wreszcie objęte wałem usypanym z gruzu i fosami. Jedne z tych fos są napełnione wodą z rybami, inne mają zapuszczone brzegi. Ciek wodny zwany Rudzisz [„Rudys”, Rudawa] opływa całe miasto i porusza koła młyńskie, jest rozprowadzony po całym mieście przy pomocy koryt oraz rur podziemnych”2.

Kraków z przełomu XIV i XV wieku otaczały potężne fortyfikacje. Podwójne mury, liczące około 3 km długości, wzmocnione były blisko 50 basztami, 8 bramami i fosą zasilaną wodami Rudawy. Jednym z najokazalszych umocnień był wówczas Barbakan, od którego rozpoczynamy zwiedzanie średniowiecznego miasta.

Plan spacerów

Podczas spaceru zajrzymy do średniowiecznego uniwersytetu i kościoła, wejdziemy do łaźni, kramu, warsztatu i apteki, rozejrzymy się po miejskich zabudowaniach, a także poznamy dawną kuchnię, obowiązki bractw cechowych oraz zwyczaje związane z chorobą i śmiercią…

Barbaka

n

Aptek

a

Kościół Mariacki

Szkoła parafialna

Collegium

Maius

Kościół św. Anny

Pałac

Pod

Baranami

Rynek

(targi)

Sukiennic

e

Plac

Szczepański

Ulica

Wiślna

Ulica

Grodzka

Kościół Franciszkanów

Niezdobyty „Rondel”

Słynny BarbakanI, zwany „Rondlem”, wybudowano w latach 1498–1499, po klęsce na Bukowinie, jaką poniósł wracający z wyprawy mołdawskiej król Jan Olbracht. Głównym powodem wzniesienia tej budowli była obawa przed najazdem Wołochów, Turków i Tatarów pustoszących Ruś i Podole. Próba frontalnego ataku na miasto od strony, gdzie zaczynamy spacer, czyli od Florencji, jak dawniej nazywano Kleparz, i Barbakanu była wręcz samobójcza3. „Rondel” chroniony był prawie trzymetrowym murem, do którego budowy użyto – w części do dawnego poziomu fosy – kamieni wapiennych połączonych wapienną zaprawą murarską, a powyżej poziomu wody dobrze wypalonej cegły. Ponadto otaczała go kilkumetrowej głębokości fosa. Wyposażony był w 130 otworów strzelniczych na trzech kondygnacjach, kraty i stanowiska do wylewania wrzącej smoły lub oleju. Według specjalistów to umocnienie było nie do zdobycia aż do XVIII wieku, a i współcześnie nadal sprawia wrażenie niedostępnej twierdzy, w której można by się schronić i przetrwać tam najgorszą zawieruchę.

Barbakan i fragment murów obronnych, koniec XV wieku

Budowlę wzniesiono na planie koła o średnicy wewnętrznej niemal 25 m, a w murach długiego korytarza (tzw. szyi), który łączył ją z Bramą Floriańską, znajdowały się otwory strzelnicze. Obrona zbudowanej w 1307 roku Bramy Floriańskiej należała najpierw do cechu kuszników, a od XVI wieku do cechu kuśnierzy – każdy z krakowskich cechów obsadzał bowiem jedną z ówczesnych baszt i bram4. Jeśli udamy się Plantami w stronę ulicy Westerplatte, dojdziemy do nieistniejącej już bramy bronionej w dawnych wiekach przez cech rzeźników, a zbudowanej w 1312 roku za Władysława Łokietka. Po buncie wójta Alberta zlikwidowano dom wójtowski na Gródku, wzniesiono ufortyfikowany gródek Łokietka, a bramę Rzeźniczą włączono w obręb fortyfikacji Łokietkowego Gródka, budując dla mieszczan nową bramę zwaną Mikołajską, 50 m na północ od miejsca, w którym stała brama Rzeźnicza. Tę ostatnią w XV wieku zamurowano, a w XVII stuleciu wykorzystano do wzniesienia zabudowań klasztornych sióstr dominikanek przy obecnej ulicy Mikołajskiej 21. Do dziś jej bryła widoczna jest w klasztornym murze. Dalej znajdowała się zbudowana najpóźniej, w 1395 roku, brama Nowa, zamykająca obecną ulicę Sienną, której strzegł cech rzeźników, a od XVI wieku piekarzy, następnie Grodzka (1298), leżąca u wylotu ulicy o tej samej nazwie – ochraniana przez cech złotników. Kolejne bramy to: Poboczna (u wylotu ulicy Kanoniczej, występująca także jako furta, wzmiankowana po raz pierwszy w roku 1390, broniona przez rzeźników i piekarzy), Wiślna (początkowo zwana furtą Wodną, w źródłach pod nazwą bramy Wiślnej pojawia się od 1314 roku, stojąca u wylotu dzisiejszej ulicy Wiślnej na Planty, u zbiegu z ulicą Karola Olszewskiego, będąca niegdyś pod opieką cechu kotlarzy, ślusarzy i naglarzy – gwoździarzy i zegarmistrzów), Szewska (istniejąca według źródeł już w 1313 roku, zlokalizowana u wylotu ulicy Szewskiej, broniona przez szewców i białoskórników) oraz Sławkowska (u wylotu ulicy Sławkowskiej, istniejąca od 1311 roku i broniona przez cech krawców). Pomiędzy poszczególnymi bramami znajdowały się obsadzone uzbrojonymi rzemieślnikami baszty: między bramą Mikołajską a Nową baszta kordybaników i szychtarzy, dalej od bramy Nowej do Grodzkiej baszty kowali, siodlarzy, pierścienników i bednarzy. Między Grodzką a Wiślną baszty: murarzy, rymarzy, iglarzy i malarzy; między Wiślną a Szewską baszty: cechów prasołów, cyrulików, miechowników i kaletników, blacharzy, rusznikarzy i nożowników; z kolei między bramą Szewską a Sławkowską stały baszty: czerwonoskórników, garncarzy, introligatorów, łaziebników, ceklarzy, baszta katowska i szewców. W kierunku Bramy Floriańskiej znajdowały się baszty mieczników, cieśli i stolarzy.

Obwarowania Krakowa w XIV/XV wieku

Bramy

Floriańska

Mikołajska

Rzeźnicza

Nowa

Grodzk

a

Dolna

(na Wawelu)

Poboczn

a

Wiślna

Szewsk

a

Sławkowska

Baszty

Pasamoników

Karczmarzy

I

Karczmarzy

II

Prochowa

II

Grzebieniarz

y

Przekupniów

Barchanników

Czapników

Kurdybaników

Prochowa

III

Piekarsk

a

Kowal

i

Siodlarz

y

Pierścienników

Bednarz

y

Murarzy

i kamieniarzy

Rymarz

y

Prochowa

I

Iglarz

y

Malarz

y

Solarz

y

Cyrulików

Miechowników

Kaletników

Blacharz

y

Rusznikarz

y

Nożowników

Czerwonych

Garbarzy

Garncarz

y

Paśników

Introligatorów

Łaziebników

Ceklarz

y

Katowsk

a

Szewska

I

Szewska

II

Mieczników

Ciesielsk

a

Stolarsk

a

Na wroga z cepem… i kuszą

Jakim uzbrojeniem posługiwali się średniowieczni obrońcy miasta? W księdze rady miejskiej Krakowa z 1427 roku czytamy: „Panowie rajcy kazali spisać broń, którą każde rzemiosło, czyli cecha, ma w mieście, nie którą pojedynczy posiada sam, lecz którą mają w spólnem przechowaniu swego rzemiosła, czyli cechy”5, polecając, aby obrońcy powiększyli arsenały cechowe. W ten sposób dowiadujemy się, że cech kowalski posiadał siedem żelaznych hełmów i jeden pancerz, ale rajcy nakazują: „Macie mieć jeszcze 2 pancerze, 4 ręczne kusze, 6 tarczy, 10 cepów”6. Złotnicy posiadali dwa pancerze, dwie tarcze i jeden hełm żelazny, a mieli posiadać łącznie 6 pancerzy, 5 kusz ręcznych, 10 cepów, 6 tarcz i tyleż hełmów żelaznych. Całkiem nieźle uzbrojeni byli krawcy, dysponujący 11 pancerzami, 16 hełmami i 10 tarczami, a kazano im dokupić 10 cepów i sześć kusz. Również garbarze, m.in. z ośmioma pancerzami, 10 hełmami, 11 tarczami i dwiema rusznicami, nie byli w najgorszej sytuacji, a mieli się dozbroić w dodatkowe pancerze, rusznice, cepy i spisy7. Z kolei kompletnie nieuzbrojonym kramarzom nakazano: „Macie mieć 5 pancerzy, 5 hełmów żelaznych, 5 kusz ręcznych, 5 włóczni, 6 cepów”8.

Rekonstrukcja fragmentu zabudowy południowej części rynku z 2. poł. XIII wieku

Zatrzymajmy się na chwilę przy kuszy, która była jedną z najbardziej zabójczych broni na wyposażeniu obrońców średniowiecznego Krakowa. W kolekcji Muzeum Krakowa można do dziś oglądać przepiękny, znakomicie zachowany egzemplarz, jeden z najstarszych w zbiorach polskich, który z dużym prawdopodobieństwem został wykonany w krakowskim warsztacie kuszniczym u schyłku XIV lub na początku XV wieku. Na soborze laterańskim II (1139) kusza została uznana za broń „niegodną rycerza” i zakazana w wojnach przeciwko chrześcijanom (natomiast podczas krucjat można z niej było strzelać do woli). Tak opisywała ją Anna Komnena w Aleksjadzie spisanej w XII stuleciu, obejmującej wydarzenia z lat 1069–1118:

Cięciwy nie naciąga się prawą ręką, nie wysuwa się też łuku na przód ręką lewą! Napinający cięciwę tej broni, groźnej i dalekostrzelnej, musi odrzucić się, by tak rzec, prawie na wznak, zaprzeć się nogami w oba końce łuku i obiema rękami naciągnąć cięciwę ze wszystkich sił. Na środku cięciwy znajduje się wpust o kształcie półcylindrycznym, stykający się z samą cięciwą. Rozmiar jego jest prawie równy bardzo długiej strzale, sięga od cięciwy do środka łuku. […] Wkładane doń strzały są bardzo krótkie, lecz za to niezwykle grube, zakończone u szpica ciężkimi żelaznymi nasadkami. Strzały wypuszczone gwałtownie mocą cięciwy napiętej z wielkim wysiłkiem […] przebijają na wylot tarczę czy pancerz z grubego żelaza i lecą dalej. Oto dlaczego lot tego rodzaju strzał jest silny i nie do powstrzymania. […] Cangra działa tak, jakby strzelał sam diabeł. Kogo dosięgnie pocisk, ten pada nieszczęsny. Umiera od razu, nie czując uderzenia, tak jest ono silne9.

Uzbrojenie krakowskich mieszczan szykujących się do odparcia wroga dziś może się wydawać dość prymitywne, a ich przygotowanie bojowe – wątpliwe. Warto jednak pamiętać, że ludzie ci walczyli o własne, doskonale sobie znane miasto, stawali w obronie swoich rodzin i dobytku – byli więc ogromnie zdeterminowani i zmotywowani do zwycięstwa.

Domy z kamienia i bruk na ulicach

Gdy przyjezdni, zwłaszcza ci nieobyci w świecie, przekraczali jedną z bram Krakowa w pokojowym celu – czy to zawodowym, czy prywatnym – mogli być zaskoczeni wyglądem miasta. Kraków wraz ze wzgórzem wawelskim był znaczącym ośrodkiem politycznym, gospodarczym i administracyjnym. Świadczą o tym ówczesne opisy. „Miasto ma […] wiele pięknych i uroczych domów mieszczańskich”10 – zachwycał się Schedel, a na dołączonym do Liber chronicarum drzeworycie możemy podziwiać panoramę miasta z jego pełnymi uroku kamienicami. O ich wyglądzie i wyposażeniu będziemy mówić więcej w rozdziale na temat życia rodzinnego, tymczasem spróbujmy sobie wyobrazić ogólny kształt Krakowa. Spójrzmy na miasto oczami ówczesnego przybysza wjeżdżającego doń od strony Florencji. Linia murów oddzielała zwartą zabudowę miejską od rozproszonych na przedmieściach budynków. Miasto zostało rozplanowane w układzie szachownicowym, a jego centrum stanowił rynek o bokach 200 na 200 metrów11. Wygląd Krakowa doby średniowiecza daleki był od obecnego – z przestronnym rynkiem, szerokimi kamienicami i wygodnymi ulicami. Ówczesne miasto było ciasne, ludne i gwarne. Pozostałe place miejskie, znacznie mniejsze od rynku, zabudowywano w podobny sposób, a kamienice wznoszono według określonego schematu, by gwarantować ich funkcjonalność. Budynki składały się z części górnej, czyli mieszkalnej, oraz dolnej, gdzie mieściły się sklepy, pracownie i warsztaty12. Domy kryte gontem lub dachówką zgodnie z nazwą („kamienice”) już w średniowieczu budowano z kamienia, a ich środkową część z cegieł. Najwyższe kondygnacje miały natomiast konstrukcję drewnianą, co czyniło je łatwym łupem dla ognia – czy to będącego efektem klęsk żywiołowych, czy też zaprószonego przypadkiem bądź celowo, na przykład w wyniku najazdu na miasto, które jeszcze w połowie XIII wieku pozbawione było murów miejskich. Pod rokiem 1241 w kronice Jana Długosza czytamy:

Tatarzy zaś po klęsce zadanej pod Chmielnikiem w Popielec docierają do Krakowa, znajdują go opuszczonym przez ludzi – wszyscy bowiem rozbiegli się po ustronnych miejscach – srożą się tak [po] kościołach, jak domach i wszystkich pomieszczeniach i w święto Wielkanocy podpalają go13.

Obrona Legnicy przed Tatarami w 1241 roku. Ilustracja z tzw. manuskryptu św. Jadwigi

Józef Szujski tak pisał o napadzie na nieufortyfikowane miasto: „Kraków poszedł w perzynę, Lignica zatrzymała Tatarów, bo Lignica miała już mury niemieckim obyczajem, Kraków ich nie miał. Napróżno lała się krew rycerska pod Chmielnikiem i Turskiem, jedna fortyfikacya mogła być skuteczną”14. Historyk ten nazwał zniszczenie Krakowa przez Tatarów „naturalnem zamknięciem epoki pierwszej jego dziejów”15. Ostatecznie Bolesław Wstydliwy, który zwyciężył w walce o tron krakowski, w 1258 roku, w obliczu zagrożenia kolejnym najazdem tatarskim, nakazał wybudować umocnienia16. Kraków był już wówczas miastem na prawie niemieckim – rok wcześniej książę wydał bowiem przywilej lokacyjny, na mocy którego Kraków otrzymał prawo magdeburskie, co uwieńczyło trwający od ponad stulecia proces kształtowania się gminy miejskiej oraz kilkusetletni okres rozwoju ośrodka grodowego17. Potężne fortyfikacje, które przez wieki chroniły miasto, możemy sobie dziś jedynie wyobrażać na podstawie pozostałości murów miejskich, dawnych drzeworytów czy zachowanych relacji.

Rekonstrukcja rynku krakowskiego z 1. poł. XIV wieku

Bolesław V Wstydliwy (1226–1279) był synem Leszka Białego i ruskiej księżniczki Grzymisławy oraz ostatnim przedstawicielem małopolskiej linii Piastów. Przydomek Wstydliwy (łac. Pudicus) nadali mu poddani, kiedy władca wspólnie z żoną, późniejszą św. Kingą, złożył śluby czystości. Para książęca odznaczała się wielką pobożnością. Po śmierci męża Kinga wstąpiła do zakonu klarysek. Z tym zgromadzeniem związana była również siostra Bolesława, błogosławiona Salomea, która odpowiadała za wychowanie duchowe przyszłej bratowej w latach jej młodości.

Spacer 2

Do apteki po łajno, wódkę i słodycze

Nie dziw, iż u nas w Krakowie często mór i choroby niebezpieczne bywają, iż żadnej pilności w ochędóstwie nie masz […] śmieci, gnojów, rumów, jako po ulicach rynsztoki pełne śmierdzącego błota, studnie karczmarskie smrodliwe, z futrusu rzeźniczego zalatuje, prewety z brzegów swych wychodzą i z domów się dobywają18.

Sebastian Petrycy, Instrukcyja abo nauka..., 1613 rok

Przez Bramę Floriańską wchodzimy w ulicę o tej samej nazwie. Dziś kwitnie tu handel, rozwija się rękodzieło, działają rozliczne restauracje i knajpki. Spróbujmy w tym miejscu przenieść się oczyma wyobraźni do wieków średnich, by poznać popularne wówczas metody leczenia i zajrzeć do apteki 2. Doskonałym źródłem informacji na temat dawnego lecznictwa jest Muzeum Farmacji Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, zlokalizowane w zabytkowej, czternastowiecznej kamienicy pod numerem 25. Bogate zbiory tej instytucji zajmują cały budynek, a zwiedzającym udostępniane są do oglądania gotyckie piwnice, pomieszczenia zlokalizowane na parterze i obu piętrach oraz strych. Spacerując pomiędzy meblami aptecznymi z dawnych epok, można obejrzeć ówczesne naczynia apteczne, zielniki czy rękopisy i przestudiować receptury i przepisy. Jak wyglądała dawna apteka i w jakim celu przychodzili do niej mieszkańcy Krakowa?

Widok na ulicę Floriańską, XIX wiek

Wszystkie drogi prowadzą do… apteki

Zacznijmy od tego, że w dobie starożytnej role lekarza i aptekarza łączyły w sobie te same osoby (praktyka ta utrzymała się zresztą przez kolejne stulecia w zakonach); lekarze sporządzali leki i sprzedawali je na własną rękę. Jeszcze w średniowieczu medycyna bazowała w dużej mierze na teoriach Galena – rzymskiego lekarza z przełomu II i III wieku, nadwornego medyka Marka Aureliusza, prowadzącego apothekę na rzymskiej Via Sacra19. We wczesnych wiekach średnich nauki medyczne rozwijały się przede wszystkim w klasztorach, choć w świecie arabskim apteki działały już jako osobne placówki przynajmniej od IX wieku. Dzięki krucjatom wiedza Awicenny i medyków arabskich dotarła do krajów Europy, a panujący na przełomie XII i XIII stulecia król Fryderyk II Hohenstauf wydał w 1240 roku pierwsze normy aptekarskie dla Sycylii, rozdzielając raz na zawsze zawód lekarski od aptekarskiego. Od tej pory tamtejszym medykom nie wolno było utrzymywać aptek, a aptekarzom – leczyć. Dalszy rozwój nauk farmaceutycznych nastąpił na uniwersytetach, głównie włoskich, hiszpańskich czy francuskich. W 1498 roku we Florencji wydano pierwszą farmakopeę miejską (lekospis), czyli zbiór przepisów na leki obowiązujący wszystkie apteki na danym obszarze (nie tylko miast, ale także regionu czy całego państwa). Pierwsza farmakopea w Krakowie została uchwalona w 1683 roku (Pharmacopoea Cracoviensis). W XIX wieku taki zbiór wydano z kolei dla ziem polskich.

Schyłek epoki wyznaczyła działalność Paracelsusa (urodzonego w roku 1493 lub 1494, zmarłego w 1541), profesora z uniwersytetu w Bazylei, zwanego ojcem medycyny nowożytnej. Jako pierwszy wprowadził on do lecznictwa preparaty chemiczne oraz mineralne, a przy tym słynne trucizny, o których mawiał, że odpowiednio spreparowane i umiejętnie stosowane mają niezwykłe właściwości. Wpływ jego szkoły sięgał aż po wiek XIX. Z czasem miasta przejęły patronat nad naukami aptekarskimi, ściągając do siebie świetnie wykształconych specjalistów, przygotowując farmakopee i dyspensatoria (prace rozszerzające i komentujące treść farmakopei, m.in. zawierające opisy roślin leczniczych), według których należało przyrządzać w mieście leki.

Syropy, maści i trucizny

Jak wyglądała krakowska apteka? Obrazuje to w dużej mierze Muzeum Farmacji. Średniowieczna apteka zajmowała sporą powierzchnię, zazwyczaj kilka kondygnacji: od piwnicy, przez piętro, gdzie przyrządzano leki i sprzedawano je, kończąc na podwórzu czy oficynie, gdzie trzymano niezbędne składniki, zakładano ogród zielarski czy warzono mikstury. Aptekarze sporządzali leki dla pacjentów na podstawie recepty lekarskiej, a procedura wytwarzania i skład miały pozostawać pod regularną, comiesięczną kontrolą lekarzy20. Z kolei na przykład w XVI wieku Zygmunt Stary wprowadził wymóg corocznej kontroli wszystkich aptek w polskich miastach. Szanujący się farmaceuta, specjalista w swoim fachu, posiadał naczynia cynowe, srebrne, miedziane, alembiki czy puszki. Syropy trzymał w naczyniach podobnych do dzbanów, zioła i korzenie w pudłach drewnianych i skrzyniach, wodę, ocet i wino w dzbanach kamiennych, glinianych lub w beczkach, maści i oleje w puszkach zamykanych, podobnych do dzisiejszych puszek aptecznych21. Do niezbędnych w każdej aptece utensyliów należały moździerze, prasy, filtry, kapsuły do pozłacania pigułek, drażetkarki, krajalnice do rozdrabniania ziół czy kociołki do przyrządzania wywarów, odwarów oraz mikstur. Z kolei na półkach dostępne było niemalże wszystko – od wosku i pieczęci, przez miód, mąkę, alkohol, odchody ludzkie i zwierzęce czy łaziebne brudy22. Aby wyobrazić sobie to bogactwo i różnorodność substancji, preparatów i składników, odwołajmy się do obszernego opisu zawartości apteczki domowej znajdującego się w pracy polskiego etnografa Łukasza Gołębiowskiego z 1830 roku. Wprawdzie pochodzi on z późniejszego okresu, ale pamiętajmy, że metody leczenia rodem z ksiąg Hipokratesa i Galena przetrwały wiele wieków.

Wnętrze apteki na czternastowiecznej ilustracji

Apteczka najdawniejszych to czasów zabytek […]. Lekarzy nie było, nie każde ich miejsce wreszcie posiadać mogło i może. Ztąd apteczki dwa rodzaje uważać wypada: dla zdrowia, i wygody lub przyjemności, czyli: pierwsze jako lékarstwa, drugie jako przysmaki. Co do pierwszego: Syreniusza, Marcina z Urzędowa lub inny zielnik przed sobą mając, przewartowawszy go nie raz, umiejąc go prawie na pamięć, gdzie go nie było z przepisów, lub i z głowy [pani domu – przyp. autorki] bieglejsza od wiosny aż do późnej jesieni: to na alembiku pędziła wody, wódki, smażyła sadła, zbierała tłustości, robiła dryakwie, octy, suszyła kwiaty, liście, owoce, korzenie. Z królestwa zwierzęcego bywały wody i wódki: z piesków młodych, zajączków, królików, bocianów i t. d. w alembik włożonych i wodą lub wódką nalanych, z roślin, od wonnéj konwalii zacząwszy, i róży aż do bławatków, dzięglu, ruty, piołunu, ile ich tylko znać która mogła lub wyczytać, albo zasłyszeć od kogo. Nie zapominano tu wody marcowej, z śniegu stopionej, płeć piękną utrzymującej, lub chroniącej od piegów, pierwszej wody deszczowej, albo w czasie grzmotów i piorunów zebranej. Sadła i tłustości poczynając od ludzkiego, były psie, ze świń, gęsi, niedźwiedzi, borsuków, zajęcy, wilków i lisów. Dryakwie z wszelkich gadów: żab, węży, jaszczurek, smielsze robiły w domu, albo sprowadzano weneckie. Octy nadewszystko: malinowe, konwaliowe, fiałkowe, porzeczkowe, berberysowe it. p. być musiały koniecznie, i zioła wszelkiego rodzaju: to całkowicie suszone, to części ich jakie, którém jedynie przyznawano skutek23.

Klientka u aptekarza na piętnastowiecznej miniaturze

Mało tego, w aptece można było nabyć również amulety magiczne i kadzidła lub proszki, na przykład z bylicy, którą okadzano dom, by oddalić czary lub zdjąć zadany urok24. Hitem w czasach epidemii były przepisywane na receptę pigułki chroniące od morowego powietrza25. Był to zresztą jeden z wielu „niezawodnych” środków przeciwko zarazie według ówczesnej wiary, obok minerałów czy proszku z żab i węży. Jeszcze w XIX wieku na ziemi krakowskiej wierzono, że środkiem chroniącym od moru była maść z sadła węża, którą trzeba było nacierać się w okolicy serca. Medykamenty z żab i węży przepisywał także swoim pacjentom, do których należeli książę krakowski Leszek Czarny i jego żona Gryfina, słynny medyk, dominikanin Mikołaj z Polski26. O jego metodach tak pisał przed ponad stu laty historyk medycyny Ernest Świeżawski: „Najprzód, wyraźnie dyjagnoza dla niego była zbyteczną, bo znał tylko panaceum, miał tylko jednę receptę na wszystkie choroby. Węże, jaszczurki i żaby, były przez tego dominikanina – lekarza zalecane jako ogólny środek leczniczy »czy to na ból oczu, czy na co innego«”27. Warto nadmienić, że Mikołaj praktykował w czasach, gdy na ziemiach polskich nie obowiązywał jeszcze rozdział profesji medyka i aptekarza (pierwsza połowa XIII wieku), toteż sam zarówno przepisywał, jak i wykonywał wszelakie proszki, mikstury czy maści. Niemal sto lat później, w 1333 roku, mamy już wzmiankę o tym, że w Krakowie żył i praktykował apothecarius Konrad, który nabył w mieście posesję. Jednak po raz pierwszy polska nazwa zawodu – „apothekarz” – pojawiła się w źródłach dopiero w 144328.

Kieliszeczek na trawienie i coś słodkiego na prezent

Apteki, z dawien dawna zwane „składami” (apothecae istitorum lub camera), były w wiekach średnich czymś właśnie na kształt składów towarowych, przy czym oferowały towary rzadkie, kosztowne, luksusowe29. Aptekarze, określani także mianem „kramarzy” czy „korzenników”, handlowali tam produktami sprowadzanymi z dalekich krajów, gdyż „pierwotnie apteka jest sklepem korzennym, aptekarz i kramarz to samo znaczą”30. Lepiej zaopatrzone apteki rozstawiały nawet swoje kramy na rynku krakowskim i tam sprzedawały świeże zioła31. Średniowieczny aptekarz był także cukiernikiem: „wyrabiał rozliczne konfekty, dla okazałości nawet złocone lub srebrzone, modre (od bławatków) i różane cukry, trzymał rywle, małmazye i inne wina przyprawiane szafranem, goździkami, cytwarem, imbirem”32. Przynajmniej od roku 1393 na dworze Jadwigi i Władysława Jagiełły praktykę aptekarską prowadził niejaki Andrzej (Andree Apothecario). Jak podają źródła, 6 lipca tegoż roku dostał zapłatę w wysokości niebagatelnej sumy 7 grzywien pro confectis et ellectuaris, które posłano wielkiej księżnej litewskiej Witoldowej33. Aby mógł sporządzić owe smakołyki dla dworu, zużył – wedle rachunków – 30 funtów cukru, dwa funty kwiatu muszkatołowego, trzy funty kory cynamonowej, cztery funty pieprzu, cztery funty kardamonu i sześć funtów anyżu, co samo w sobie stanowiło niemałą fortunę. Co ciekawe, inny krakowski aptekarz, Paweł, żyjący w drugiej połowie XV stulecia, skarżył się rektorowi Uniwersytetu Krakowskiego na studenta, niejakiego Wróblewskiego, który wziąwszy od niego „konfekcyje” na poczęstunek z okazji swojej promocji, nie zapłacił za nie34.

Gołębiowski poza słodkościami dodaje do „niezbędnika aptecznego” jeszcze „wódki zakrawne, słodkie lub gorzkie, likwory, konfitury, soki, powidła, serki, pierniczki, makowniki, owoce suszone, marynowane, wszelkie marynaty, wszelkie wety lub co przekąską zwano, gomółki, krajanki”35. To w aptekach kupowano aż do XIX wieku słynną krakowską „pańską skórkę” na kaszel, i to tam, a nie do karczmy, chadzano na kieliszek wódki36. Stali klienci, którzy często zostawiali u aptekarzy krakowskich spore sumy, mogli liczyć na bardzo współczesny zwyczaj, jakim jest przesyłanie podarunków z okazji świąt – dostawali w prezencie kadzidła, wonną wódkę królowej Elżbiety, zwaną także wodą węgierską, aromatyczne wina, balsamy lub inne wonności, bielidła i róż37. Nietrudno się zatem domyślić, że aptekarze byli ludźmi zamożnymi. Drugi z kolei obecny w źródłach krakowski aptekarz, imieniem Grzegorz, w 1362 roku padł ofiarą rabunku – złodzieje splądrowali jego dom, trzy lata później zaś jego służący Jan został wygnany z miasta za pobicie kobiety. Tenże Grzegorz poręczył w 1396 roku także za niejakiego Tylona Sattlera do wysokości sumy 200 grzywien, co stanowi kolejny – po posiadaniu własnego domu i zatrudnianiu służby – dowód jego dobrej sytuacji materialnej38. Źródła podają również inne przykłady majętnych farmaceutów. Niejaki Jakobin, krakowski aptekarz, sprzedał w 1366 roku swój dom przy ulicy Grodzkiej w Krakowie, natomiast Tomasz cztery lata później kupił dom przy ulicy Sławkowskiej, z kolei dwóch innych aptekarzy z XV stulecia, Maciej i Stano, było ławnikami miejskimi. W dalszej części spaceru udamy się do kościoła Mariackiego, warto więc nadmienić, że spoczywa w nim kilku krakowskich aptekarzy z XVI i XVII wieku.

Spacer 3

W trosce o duszę średniowiecznych krakowian

Pogański książę, bardzo potężny, siedząc na Wiślech urągał chrześcijanom i szkody im wyrządzał. Posławszy więc do niego, kazał mu [Metody – przyp. aut.] powiedzieć: „Dobrze by było, synu, abyś się dał ochrzcić dobrowolnie na swojej ziemi, bo inaczej będziesz w niewolę wzięty i zmuszony przyjąć chrzest na ziemi cudzej”39.

Żywot św. Metodego, IX wiek

Gdy wychodzimy z ulicy Floriańskiej na Rynek Główny, nasz wzrok natychmiast przyciąga stojąca ukośnie względem jego osi bryła kościoła Mariackiego3. Świątynia ta przez ostatnie osiem stuleci była symbolem wiary, strażnicą i ostoją bezpieczeństwa, przestrzenią nauczania i duchowego wytchnienia, wreszcie miejscem odbywania kary i wiecznego spoczynku dla wielu pokoleń krakowian. W obliczu wszelkiego rodzaju klęsk, które mogły dotknąć człowieka każdego dnia, w obliczu nieuchronności śmierci, ale również przemian społecznych, gospodarczych i duchowych, jakie cechowały epokę, religijność w wymiarze grupowym i indywidualnym wymagała właściwej pieczy i pokierowania. Potężna i wpływowa diecezja krakowska w schyłkowym okresie wieków średnich sięgała swoimi granicami od śląskiego Bytomia aż po Rzeszów na wschodzie, na północy zaś aż do Łukowa, obejmując województwa krakowskie, sandomierskie i lubelskie oraz wschodnią część Górnego Śląska (księstwo oświęcimskie, zatorskie, siewierskie i część pszczyńskiego)40. Była to również najlepiej uposażona i najzamożniejsza diecezja w kraju – dochody biskupów krakowskich przewyższały nawet dochody arcybiskupów gnieźnieńskich. Ponadto biskupi krakowscy mieli pierwotnie pierwsze miejsce i głos zarówno w Kościele, jak i senacie, po arcybiskupach gnieźnieńskich (prymasach) i lwowskich, i zasiadali po prawicy króla41. W tym okresie można już było mówić o hierarchii stolic biskupich: najbardziej cenioną i mającą największe wpływy polityczne była diecezja krakowska, drugą w kolejności, o największych wpływach kościelnych – gnieźnieńska, trzecią zaś, nieco mniej znamienitą, ale wciąż pożądaną ze względu na powiązane z nią wysokie godności kancelaryjne – włocławska42.

Rekonstrukcja kościoła Mariackiego, XIII wiek

Poczet zasłużonych biskupów krakowskich

Infułę biskupią w diecezji krakowskiej dzierżyło w wiekach średnich wielu wybitnych i zasłużonych duchownych, którzy na stałe zapisali się w historii miasta43. Ich dziedzictwo trwa w budowlach, które ufundowali, odbudowali lub przebudowali dla swoich wiernych, oraz w znamiennych dla Krakowa i państwa wydarzeniach, w których brali udział. Jeszcze przed lokacją miasta Gedko, konsekrowany w Rzymie w 1166 roku i sprawujący swoją funkcję do roku 1185, wraz z księciem Kazimierzem Sprawiedliwym sprowadził do Polski relikwie św. Floriana i ufundował kolegiatę (obecnie kościół parafialny i kolegiata uniwersytecka) pod wezwaniem tego świętego na Kleparzu. Pełce, jego następcy (1186–1207), przypisuje się wzniesienie kościoła św. Krzyża, który do dziś można oglądać nieopodal Teatru im. Juliusza Słowackiego, i podziwiać prostotę jego czystej, gotyckiej bryły. Dawniej znajdował się tu cmentarz parafialny, a do kościoła przylegały zabudowania klasztorne i szpitalne. Następnie infułę dzierżył w Krakowie słynny Wincenty zwany Kadłubkiem (rządził diecezją między 1208 a 1218 rokiem), po nim zaś Iwo Odrowąż, który osobiście starał się u papieża Grzegorza IX o podniesienie Krakowa do rangi arcybiskupstwa, lecz nie udało mu się zrealizować tego celu. Za to w roku 1222 sprowadził do Polski dominikanów i osadził ich przy kościele Świętej Trójcy, cystersów zaś, sprowadzonych do Kacic, przeniesiono cztery lata później do Mogiły. Warto udać się do tego niezwykłego miejsca, w którym po dziś dzień gospodarują bracia cystersi. Przepiękna polichromia Stanisława Samostrzelnika oraz dwudziestoczterogodzinna tarcza najstarszego w Polsce zegara mechanicznego pochodzącego z XIII wieku są jednymi z wielu zabytków, które można obejrzeć w opactwie. Biskupowi Odrowążowi zawdzięczamy również budowę kościoła Mariackiego w Krakowie oraz fundację szpitala św. Ducha na Prądniku (1221). Doczesne szczątki tego duchownego spoczywają w krakowskim kościele Dominikanów.

Następcą Iwona był Wisław z Kościelca, konsekrowany w 1231 roku. To dzięki niemu odnowiono wieże kościoła Mariackiego, spalone w wielkim pożarze, który strawił miasto rok wcześniej. Za jego czasów do Krakowa sprowadzono braci franciszkanów (1237), dla których – dzięki wsparciu księcia Bolesława Wstydliwego – wybudowano kościół, dziś znany jako bazylika św. Franciszka z Asyżu, znajdujący się przy placu Wszystkich Świętych. To tutaj można podziwiać zapierające dech w piersiach witraże i polichromie projektu Stanisława Wyspiańskiego.

Następcą Wisława był Prandota z Białaczowa, który rządził diecezją w latach 1242–1266. Za jego kadencji Kraków doczekał się nadania praw miejskich, a św. Stanisław – kanonizacji. W 1244 roku biskup ten przeniósł szpital św. Ducha z Prądnika do Krakowa i oddał mu wspomniany kościół parafialny św. Krzyża. Do znamienitszych biskupów krakowskich średniowiecza należał również Piotr Wysz z Radolina, który objął diecezję w 1392 roku i pełnił zaszczytną funkcję powiernika królowej Jadwigi44. Za jego czasów król Władysław Jagiełło sprowadził do Krakowa braci karmelitów (1397) i osadził ich przy dzisiejszej bazylice Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny Na Piasku. Warto jeszcze nadmienić, że w murze tej świątyni do dziś można oglądać odcisk stopy królowej Jadwigi.

Według krakowskiej legendy królowa Jadwiga pewnego dnia przechodziła wraz z orszakiem obok budowanego właśnie kościoła Na Piasku. Dostrzegła smutek na twarzy jednego z kamieniarzy. Ten, spytany, czym się trapi, miał odpowiedzieć, że jego żona ciężko choruje, a on nie ma pieniędzy na lekarza. Wówczas królowa oparła stopę na jednym z kamieni, odpięła z trzewika złotą klamrę i podała kamieniarzowi. Gdy odeszła, dostrzeżono ślad jej stopy odciśnięty w twardym kamieniu. Kamieniarze uznali to za cud i dowód świętości królowej, dlatego wmurowali kamień z datą „1390” w ścianę kościoła. Do dziś można go oglądać w murze od strony ulicy Garbarskiej, gdzie zabezpieczony jest żelazną kratą.

Kościół Karmelitów Na Piasku, XIX wiek

Nie można również zapominać o Zbigniewie Oleśnickim, o którym jeden z autorów napisał:

[...] była to jedna z najznakomitszych w Kościele i historyi naszej postaci i mimo niektórych, w ostatnich dziesięciu latach życia przypisywanych mu błędów, mąż wielkich zasług i głębokiego rozumu politycznego, nad którego nikt w ówczesnej Polsce nie przedstawiał w swej osobie lepiej ani tego co narodowe ani co katolickie45.

W 1423 Oleśnicki otrzymał infułę krakowską, którą dzierżył do swojej śmierci w 1455 roku (zmarł w wieku 66 lat). Jako pierwszy z polskich biskupów został wyniesiony do godności kardynalskiej (1449)46. Do jego zasług należy dodać również sprowadzenie do Polski braci bernardynów i ufundowanie im w roku 1453 klasztoru i kościoła (kościół św. Bernardyna) u stóp wzgórza wawelskiego, na Stradomiu. W świątyni tej do dziś można oglądać późnobarokowy ołtarz z rzeźbą św. Anny Samotrzeciej z końca XV wieku, pochodzącą prawdopodobnie z warsztatu Wita Stwosza. Bernardyni szybko zaaklimatyzowali się w ówczesnym środowisku religijnym Krakowa – mieszkańcy miasta cenili ich za próby przybliżania wiernym pojęcia tajemnic wiary i zachęcania do regularnego uczestnictwa w obrzędach religijnych za pomocą nowatorskich rozwiązań. Tak niemal sto lat temu ich działalność opisywał profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Feliks Koneczny:

Przyciągały też wiernych pewne nowości w nabożeństwie u bernardynów, a nowości piękne i miłe i podnoszące ducha. Oni zaprowadzili jasełka i żłobek, nie trzeba się rozwodzić, ile nabożeństwa rzewnego przybywało przez to ich kościołom! Ale co więcej, oni pociągnęli ludność bardziej do uczestnictwa w nabożeństwie odprawianym przy ołtarzu, przez to, że zaprowadzili śpiew wiernych. Dotychczas obecni w kościele ograniczeni byli do wołań: „Kyrie elejson!”. I temu podobnych krótkich nabożnych okrzyków. Śpiewać pieśni nabożne można było tylko po łacinie, bo polskich jeszcze nie było, jeszcze ich nie ułożono. Tym zajęli się bernardyni i tym pozyskali sobie wielce ludność, gdziekolwiek się pojawili47.

Symbol Krakowa

Kościół Mariacki, będący dziś jednym z symboli miasta, wzniesiono w latach dwudziestych XIII wieku, a erygowanie nowej świątyni, jak czytamy w Rocznikach Jana Długosza, nastąpiło w 1222 roku: „Buduje też wtedy biskup krakowski Iwo na rynku miasta Krakowa nowy kościół, poświęca go Bożej Rodzicielce NMPannie i przelewa oraz przenosi na niego prawa parafii, którą pierwotnie ustanowił przy kościele św. Trójcy”48. W tym ostatnim, oddanym za pontyfikatu Iwona Odrowąża ojcom dominikanom, znajduje się przepiękny relikwiarz św. Jacka, pierwszego polskiego dominikanina, również pochodzącego z rodu Odrowążów.

W średniowieczu kościół Mariacki był jedną z kilku świątyń znajdujących się w obrębie rynku i jego okolic. Poza kościołem św. Wojciecha, gdzie zgodnie z legendą misjonarz miał głosić kazania do ludu przed swoją męczeńską śmiercią, warto wspomnieć o niezachowanych do czasów współczesnych kościołach św. Jana Chrzciciela, św. Szczepana i Wszystkich Świętych. Wykończenia, przypadające na przełom XIV i XV wieku, obejmowały sklepienia w stylu gotyckim. Z obiektów o charakterze sakralnym wzniesionych u zarania dziejów Krakowa jako ośrodka miejskiego, a więc jeszcze w stylu romańskim, tylko dwa przetrwały do dziś w stanie niemal niezmienionym. Są to krypta św. Leonarda na Wawelu oraz kościół św. Andrzeja przy ulicy Grodzkiej, w którym w czasie najazdu z 1241 roku ludność nieufortyfikowanego wówczas miasta broniła się przed Tatarami.

Schyłek epoki

Na wiek XV przypadał rozwój architektury gotyckiej. Odnowiono istniejący od XIII stulecia kościół św. Marii Magdaleny przy ulicy Grodzkiej (do dziś pozostał po nim tylko pusty plac noszący imię świętej), w 1405 roku ukończono kościół Bożego Ciała, około 1430 roku wybudowano kruchtę w kościele św. Katarzyny, w roku 1442 lub 1443 przebudowano zniszczone wskutek trzęsienia ziemi sklepienie w chórze kościoła Mariackiego i podwyższono wieżę północną, zwaną hejnalicą, która pełniła funkcję strażnicy miejskiej. To stąd po dziś dzień o każdej pełnej godzinie na cztery strony świata płynie melodia hejnału krakowskiego. W 1478 roku cieśla Matias Heringkan nakrył wieżę hełmem, a w latach 1477–1489 powstało retabulum ołtarza głównego autorstwa Wita Stwosza49 – największa gotycka nastawa ołtarzowa w Europie, która stanowi dziś jeden z głównych punktów turystycznych na mapie miasta. Dzieje ołtarza były burzliwe. Podczas drugiej wojny światowej został wywieziony z Krakowa przez nazistów, później odzyskany dzięki staraniom profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Karola Estreichera (1906–1984). Następnie kilkukrotnie poddawany był konserwacji i renowacji. A to tylko jedne z wielu epizodów w ponad pięćsetletniej historii tego niezwykłego dzieła.

Rekonstrukcja dwunastowiecznego kościoła św. Andrzeja

Hejnał mariacki to melodia w tonacji F-dur, wygrywana z północnej wieży kościoła Mariackiego przez dwóch hejnalistów, strażaków Państwowej Straży Pożarnej, którzy na zmianę wychodzą na wieżę kościoła. Każdy wykonuje utwór 48 razy w ciągu doby (co godzinę hejnał rozbrzmiewa cztery razy – na wszystkie strony świata). W wiekach średnich hejnał był nie tylko sygnałem do otwierania bram rano, a wieczorem do ich zamykania. Strażnik miejski trąbił również na alarm, gdy dostrzegł pożar lub zbliżającego się wroga. Zgodnie z legendą (wymyśloną zresztą w XX wieku) hejnał się urywa, ponieważ trębacz, alarmując w ten sposób miasto na widok zbliżających się Tatarów, w trakcie grania melodii został trafiony strzałą tatarską w gardło. Bramy w porę zamknięto, Kraków ocalał, a na pamiątkę tego wydarzenia melodia wykonywana przez hejnalistę nagle się urywa.

W stylu gotyckim wybudowano także kaplice na Wawelu – Świętokrzyską i Świętej Trójcy, ponadto kościoły na Stradomiu – bernardynów (1453) oraz św. Agnieszki (1459). U schyłku stulecia (1498) założono cmentarz na Garbarach dla parafii św. Szczepana – mieszkańcy Krakowa mieli od ponad 200 lat własny cmentarz przykościelny przy dzisiejszej bazylice Mariackiej. Mur cmentarny ciągnął się od kamienicy Czyncielów (obecnie Rynek Główny 4) wzdłuż północnej ściany kościoła w stronę ulicy Mikołajskiej. Dziś granicę cmentarza można oszacować dzięki „opasce” z ciemnej kostki, którą wyłożony jest fragment placu Mariackiego wokół świątyni. Co roku w Dzień Zaduszny ludzie palą znicze dla uczczenia pamięci zmarłych, którzy spoczywali tu przez cztery stulecia. Przy bocznych drzwiach kościoła Mariackiego, które dawniej prowadziły na cmentarz, zachowane są kuny – to dawne miejsce odbywania kary przez skazanych przestępców, podobnie jak cela, której zakratowane okienko wychodziło na cmentarz, by odsiadujący w niej złoczyńcy mogli zastanowić się nad swoim postępowaniem. W 1338 roku dzięki fundacji Mikołaja Wierzynka wybudowano kaplicę cmentarną św. Barbary, przebudowywaną pod koniec XIV stulecia (obecnie kościół św. Barbary). Pod koniec XV wieku wzniesiono przy niej kaplicę Ogrojcową z plastycznym wyobrażeniem Chrystusa w Ogrojcu, ufundowaną przez ród Szwarców z inicjatywy Adama Szwarca, rajcy krakowskiego50.

Kaplica Ogrojcowa przy kościele św. Barbary, XIX wiek

Pamiętaj o śmierci

Schyłek średniowiecza to czas głębokiego kryzysu w Kościele zachodnim – zjawiska o złożonej genezie i przejawach, do którego przyczyniły się także wojny, głód, nieurodzaj czy zarazy, w tym nawracające epidemie dżumy, zwanej wówczas czarną śmiercią. Również klęski żywiołowe wystawiały wiarę ludzką na próbę, ponieważ nie rozumiano wówczas przyczyn tego typu zjawisk i nie dysponowano odpowiednimi środkami zaradczymi. Jeśli krakowian nie trapiły akurat wojny i najazdy, to spadały na ich głowy kary boskie i plagi. W 1475 roku miasto nawiedziła powódź, a w latach1425, 1482 i 1496 mieszkańców zdziesiątkowały zarazy. W tym samym stuleciu Kraków doświadczył trzęsienia ziemi – i to nawet dwukrotnie, bo w 1403 i 1443 roku. Miasto regularnie pustoszył też ogień. Jak pisał Walerian Kalinka w 1850 roku: „Od r. 1124 było w Krakowie 42 wielkich pożarów. Każdy ognistym znakiem wyrył się w historyi miasta Krakowa, każdy znalazł opis i miejsce w starych kronikach”51. Przykładowo w 1407 roku spłonął kościół św. Anny, a w 1455 roku, jak czytamy u Marcina Bielskiego, „wielki ogień wyszedł z grodzkiej ulicy blisko św. Piotra kościoła; a wtenczas rzemieślnicy kurka strzelali przed miastem z wielkością ludzi, przeto nierychło ognia ugaszono. Zgorzała ul. grodzka i kanonicza ze swemi przecznicami, kościołów cztery, św. Piotra, św. Marcina, św. Andrzeja, św. Magdaleny z kolegium Juristarum”52.

Pożar z roku 1463 zniszczył kościoły Dominikanów i Franciszkanów oraz pałac biskupi, w latach 1473 i 1475 pożar pochłonął sto domów, w roku 1476 ogień spowodowany uderzeniem pioruna strawił ponownie kościół Franciszkanów, a w roku 1492 poszła z dymem część uniwersytetu53. Kolejny pożar miał miejsce dwa lata później – akurat w tym czasie przebywał w mieście poseł sułtana tureckiego. Zamieszkał on wraz z orszakiem w kamienicy Pod św. Janem Kapistranem na rogu Wiślnej. Nocą wybuchł pożar, który szybko objął niemal całe miasto. Spłonęły bramy: Mikołajska, Floriańska i Sławkowska, kościół św. Marka z klasztorem, częściowo kościół św. Szczepana. Przybyli ze Wschodu goście byli wyjątkowo zniesmaczeni: twierdzili, że Polacy ani uchronić się przed pożarem, ani walczyć z nim nie potrafią. Bielski pisał, że Turcy, „wziąwszy odpuszczenie u króla, pojechali precz”. Mieszczanie krakowscy byli przekonani, że „plagę ognia” wywołali Żydzi, więc nakłonili króla, by ich „wygnał do Kazimirza”54.

Stojąc dziś u wrót prowadzących do bazyliki Mariackiej, spróbujmy wyobrazić sobie Kraków sprzed wieków – trawiony pożarami i zarazami, nękany najazdami – oraz życie jego mieszkańców, którzy ani na chwilę nie zapominali o kruchości ludzkiego istnienia. Po zwiedzeniu świątyni, w której przez wieki witano i żegnano pokolenia krakowian, warto przespacerować się w ciszy po terenie dawnego cmentarza i zajrzeć do kaplicy, skrytej nieco w cieniu kościoła, nieczęsto odwiedzanej, by przenieść się w wyobraźni do czasów, kiedy śmierć, także ta nieoczekiwana, nagła i brutalna, była nieodłączną częścią życia.

Cmentarze średniowiecznego Krakowa nocami rozświetlał blask tzw. latarni umarłych. Były to kamienne lub ceglane budowle, które informowały przechodzących o tym, że zbliżają się do miejsca sacrum, groźnego, naznaczonego śmiercią, miejsca pobytu pokutujących dusz czy upiorów. W dzisiejszym Krakowie zachowane latarnie umarłych można oglądać np. przy kościele św. Mikołaja na ulicy Kopernika, u wylotu ulicy św. Sebastiana (na tyłach hotelu Royal) czy przy ulicy Marii Konopnickiej, niedaleko ronda Grunwaldzkiego.

Spacer 4

Ze szkoły parafialnej w mury uniwersytetu

[W Uniwersytecie Krakowskim] najbardziej kwitnie nauka astronomii [a pod tym względem] [...] w całych Niemczech nie masz sławniejszej [akademii]55.

Hartmann Schedel, Liber chronicarum, 1493 rok

Spacer szlakiem nauki w średniowiecznym Krakowie rozpoczynamy w miejscu, gdzie zakończyliśmy opowieść o życiu duchowym mieszkańców miasta – pod dzisiejszą bazyliką Mariacką. Jako dawny kościół parafialny realizowała ona zadanie nauczania elementarnego w szkole parafialnej, która pod koniec średniowiecza występowała powszechnie – badania Eugeniusza Wiśniowskiego nad szkolnictwem parafialnym w diecezji krakowskiej i gnieźnieńskiej na początku XVI wieku wskazują, że 90% parafii posiadało szkoły56. Klemens Bąkowski w Dziejach Krakowa podaje: „Według tradycyi pierwszą taką szkołę założył biskup Iwo (zmarły 1229) w Krakowie przy kościele parafialnym św. Trójcy, później N. P. Maryi”57. Szkoły parafialne istniały w większych ośrodkach miejskich przy kościołach, a u schyłku średniowiecza otwierano je nawet w niewielkich parafiach. Gdzie dokładnie należy szukać dawnej lokalizacji krakowskiej szkoły parafialnej 4? Gdzieś w południowej części Małego Rynku. W średniowieczu miejsce to nazywane było placem Szkolnym (pl. Scolae, pl. Scholarum, pl. scolae s. Mariae). Z Opisu Szkoły archiprezb. N. P. Maryi z roku 1775 wiemy, że budynek szkoły miał „cztery mury okrążające”, jeden „z Siennej ulicy, czyli facyata”, drugi od jatek rzeźniczych na pobliskim placu (obecnym Małym Rynku), trzeci od klasztoru Dominikanów, czwarty stał „od Psałteryów” (jedna z kamienic przy ulicy Stolarskiej)58. Do szkoły wchodziło się od strony ulicy Siennej.

Szkoła parafialna nie dla córki

Zapoczątkowane w wieku XIII szkolnictwo parafialne rozwijało się do schyłku epoki. Były to szkoły niższego stopnia, zapewniające zdobycie elementarnej wiedzy i kluczowych umiejętności, ale także otwierające drzwi do dalszego kształcenia, jeśli uczeń miał ku temu predyspozycje i możliwości. Ze względu na program nauczania uczniowie – a warto zaznaczyć, że byli to wyłącznie chłopcy – dzielili się na „klasy” (zwykle maksymalnie trzy, nie wliczając w to klasy przygotowawczej). Wtedy nie dostrzegano jeszcze, jak zresztą przez kolejne stulecia, potrzeby kształcenia dziewcząt. Ambroży Grabowski pisał o tym tak:

W ogólności córki rzemieślników ówczesnych nie pobierały żadnej edukacyi; najwięcej, gdy którą nauczono czytać, czyli jak i dotąd nasz lud wysławia się, mówi na książce, czyli modli się. Nauki czytania udzielały zwykle kobiety, które nazywano szwaczkami – i kiedy kto mówi, że moja córka chodzi do szwaczki, znaczyło to, że chodzi do jakiej letniej kobiety, która uczy ją czytać59.

Rekonstrukcja kościoła Mariackiego z około 1320 roku

Uczniowie pisali na tabliczkach powlekanych woskiem, które były znacznie tańsze od pergaminu, toteż stosowano je również w życiu publicznym (np. do spisywania zeznań sądowych)60. W swoim programie (ordynacji) szkoła przy kościele Mariackim miała naukę pacierza i zasad wiary, psalmów, alfabetu, śpiewu kościelnego i gramatyki łacińskiej w dwóch klasach, przy czym klasa wyższa obejmowała także rachunki, podstawy stylistyki i pisania listów61. Niektóre ze szkół parafialnych uczyły wyłącznie czytania i pisania w języku polskim, w innych, jak w omawianej przez nas szkole, można było nauczyć się podstaw języka łacińskiego. Służył do tego podręcznik do gramatyki łacińskiej autorstwa rzymskiego gramatyka Donata żyjącego w IV wieku, którego pierwsze polsko-łacińskie wydanie pojawiło się w 1583 roku. Najpopularniejszym tekstem łacińskim omawianym w szkołach parafialnych był zbiór dwuwierszy łacińskich poświęconych zasadom życia i postępowania – Catonis Disticha Moralia. Uczniowie tłumaczyli na lekcjach zawarte w nim sentencje na język polski i dokonywali ich rozbioru gramatycznego. W XIV wieku bez znajomości łaciny nie było co myśleć ani o studiach, ani o stanowisku państwowym czy kościelnym – podobnie jak dziś bez znajomości języka angielskiego trudno o zdobycie dobrej pracy. Warto podkreślić tutaj wagę, jaką przykładano do znajomości języka polskiego i nauki w tym języku – uchwały synodów z XIV wieku niezwykle rygorystycznie podchodziły do doboru nauczycieli. W przypadkach, gdy nauczycielem w szkole parafialnej zostawał na przykład Niemiec nieznający języka polskiego, na placówkę tę nakładano kary kościelne62. Oczywiście nie zamykano obcokrajowcom możliwości pracy w tym zawodzie, musieli oni jednak zagwarantować, że będą uczyć i objaśniać wyłącznie po polsku.

Nauka w średniowiecznej szkole parafialnej

Autorem pierwszego podręcznika do gramatyki języka polskiego, opartego o gramatykę Donata, był żyjący w Krakowie w drugiej połowie XVI wieku Piotr Stoiński. Tytuł jego dzieła brzmiał: Polonicae grammatices institutio. In eorum gratiam qui eius linguae elegantiam cito & facile addiscere cupiunt, a ukazało się ono w miejscowej drukarni Macieja Wirzbięty w 1568 roku.

Jeśli ktoś znał łacinę, a przy tym umiał czytać (pisać niekoniecznie), zwano go literatem. Rachunki nie wchodziły, jakbyśmy to dziś nazwali, do „podstawy programowej” szkół parafialnych jako odrębny przedmiot – uczono ich na tyle, na ile było to konieczne do zrozumienia kalendarza kościelnego. Ważnym przedmiotem był za to śpiew kościelny, co wynikało z zapotrzebowania na kantorów, czyli urzędników duchownych w kapitułach. Ich obowiązkiem było przewodzenie w chórze lub śpiewanie pieśni wymagających wykonania solisty (współcześnie osoba o tej funkcji intonuje pieśni podczas mszy), ale także branie udziału w oratoriach religijnych czy świeckich. Szkołą parafialną kierował nauczyciel zwany często rektorem. Niekiedy pełnił on w parafii również funkcję organisty, a w większych parafiach miał dodatkowo pomocnika (locatus), często byłego ucznia. Wynagrodzenie i utrzymanie nauczyciela spoczywały na barkach bądź plebana, bądź gminy lub miasta, ale częściowo także parafian i uczniów. Zgodnie z ordynacją szkoły parafialnej, która funkcjonowała przy kościele Mariackim, uczniowie przekazywali dodatkowe świadczenia, głównie finansowe, z okazji świąt (np. na św. Gawła, 16 października, każdy scholar musiał dać nauczycielowi koguta lub pół grosza), w postaci opłaty kwartalnej czy w przypadku zaistnienia konkretnej potrzeby (np. zakup opału na zimę). Rodzice chłopców uczących się czytania i podstaw gramatyki łacińskiej na tzw. małym Donacie płacili w tej szkole kwartalne czesne w wysokości grosza dla rektora i drugie tyle dla pomocnika, a więc rocznie 8 groszy63 plus wspomniane opłaty dodatkowe. W przypadku starszych dzieci, używających do nauki poszerzonego wydania podręcznika, płacono po 2 grosze kwartalnie dla nauczyciela i tyle samo dla pomocnika. Osobną opłatę ponosili rodzice za naukę śpiewu – kantor brał od chłopców śpiewających pierwszy głos po pół grosza, a drugi głos – po groszu. Razem wynosiło to rocznie nawet ponad 20 groszy, nie licząc na przykład opłaty łaziebnej czy wydatków na lekarstwa64.

Kościół parafialny Najświętszej Maryi Panny był w wiekach średnich jednym z największych kościołów krakowskich, niezwykle znaczącym pod względem prestiżu i zamożności. Był też miejscem realizowania potrzeb duchowych dla bogatego i wpływowego mieszczaństwa, pracowało w nim prawie 60 księży, w tym osobni kaznodzieje. Wobec znacznej liczby ludności niemieckiej w średniowiecznym Krakowie nabożeństwa dodatkowe, kazania i śpiewy odbywały się początkowo po niemiecku, potem w dwóch językach, polskim i niemieckim. Uczęszczająca do tutejszej szkoły parafialnej młodzież – nierzadko różnej narodowości – szlachecka, miejska, ale także wiejska, jeśli rodzinę było stać na kształcenie synów, mogła liczyć na dobry poziom nauczania, gdyż była to jedna z najlepszych szkół w mieście. Jeśli ktoś pragnął kontynuować naukę, mógł udać się do szkoły katedralnej, kolegiackiej czy klasztornej, gdzie program nauczania obejmował tzw. trivium (gramatyka, retoryka, dialektyka) i quadrivium (arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka)65. Szkoły te nazywano szkołami wielkimi lub wyższymi – w kontraście do szkół parafialnych, które zwano małymi. Po ich ukończeniu pozostawało już tylko kształcenie uniwersyteckie.

Założenie Szkoły Głównej przeniesieniem do Krakowa ugruntowane. Alegoryczny obraz Jana Matejki, XIX wiek

Nauk przemożnych perła

Przecinając krakowski Rynek Główny w kierunku zachodnim, wchodzimy w ulicę św. Anny, którą docieramy do zabudowań uniwersyteckich.Na rogu ulic św. Anny i Jagiellońskiej mieści się Collegium Maius 5, choć to nie w tym miejscu rozpoczęła się historia uniwersytetu (miał się mieścić na dzisiejszym Kazimierzu). Początki krakowskiej Alma Mater sięgają 1364 roku, kiedy to król Kazimierz Wielki, ku wielkiemu niezadowoleniu papieża i biskupa Bodzanty, uposażył z królewskich żup solnych uczelnię, której zamierzał nadać charakter świecki i państwowy66. Początkowo struktura Studium Generale nie obejmowała wydziału teologii (uruchomienie go nie było możliwe bez zgody papieża), za to wydział prawa miał składać się z aż ośmiu katedr, w tym pięciu prawa rzymskiego, a trzech kanonicznego. Zaplanowano tylko dwie katedry medycyny i jedną sztuk wyzwolonych. W intencji monarchy była to szkoła przede wszystkim dla przyszłych urzędników państwowych. Uniwersytet Kazimierzowski nie mógł spełnić tej funkcji, gdyż wraz ze śmiercią króla, pozbawiony wsparcia i uposażenia ze strony Kościoła, zawiesił działalność na około 20 lat. Dopiero po roku 1397, gdy papież Bonifacy IX wydał bullę zezwalającą na utworzenie wydziału teologii, a Władysław Jagiełło – przywilej fundacyjny (królowa Jadwiga na mocy testamentu z 1399 roku przekazywała swoje kosztowności jako uposażenie dla uczelni), uniwersytet mógł na nowo otworzyć podwoje. Z jakichś powodów, być może w efekcie antyżydowskich nastrojów, jakie przetaczały się przez Europę w tym okresie, król Władysław Jagiełło zdecydował się umieścić Studium Generale w dzielnicy żydowskiej. Żyjący na przełomie XIX i XX wieku historyk krakowskiej kultury żydowskiej Majer Bałaban tak pisał o dziejach ulicy św. Anny w wiekach średnich:

Mury Collegium Maius zachowały wiele średniowiecznych detali. Widok od ulicy św. Anny, XIX wiek

Już w r. 1304. wspominają akta o ulicy Żydowskiej. Jest to dzisiejsza ulica Św. Anny, przytykająca z jednej strony do rynku, a z drugiej do murów miejskich (dziś biblioteka Jagiellońska i planty). Tu blizko murów ulica rozszerzała się w plac, na którym ogniskowało się życie żydowskie. W miejscu, na którem dziś stoi biblioteka Jagiellońska, stała stara bożnica, o której jest już wzmianka w aktach z r. 1356. Ulica Żydowska sięgała aż do murów miejskich, w których w tem miejscu znajdowała się brama; zwała się ona „bramką żydowską” porta lub valvae Judaeorum i przez nią wychodziło się za miasto. Tuż za murami rozlewały się liczne sadzawki, zasilane wodą płynącej tędy Rudawy, a dalej rozciągały się ogrody aż do cmentarza żydowskiego leżącego naprzeciwko murów, niedaleko bramy żydowskiej i szewskiej. […] W tej to ulicy „żydowskiej” mieszkali wszyscy Żydzi krakowscy […] znajdujemy tu także domy i place chrześcian i to szczególnie rzemieślników. I tak wspominają najstarsze księgi miejskie Krakowa o mieszkających tutaj piekarzach, szewcach, krawcach, rybakach, młynarzach, pasownikach, złotnikach67.

Na potrzeby nowej uczelni wykupiono część domów żydowskich, ale także te będące w rękach chrześcijańskich – np. za 600 grzywien w 1400 roku król zakupił od rodziny Pęcherzów z Rzeszotar narożną, jednopiętrową kamienicę, w której do dziś mieści się Collegium Maius68. Uroczyste otwarcie przeniesionej z Kazimierza do Krakowa akademii miało miejsce 26 lipca 1400 roku. Biskup Piotr Wysz, doktor prawa, absolwent uniwersytetów w Pradze i Padwie, wygłosił wówczas pierwszy wykład prawa kanonicznego. Warto dodać, że jako biskup krakowski był kanclerzem uniwersytetu – tę funkcję krakowscy biskupi pełnili od początku powstania uczelni w 1364 roku na mocy bulli papieża Urbana V69. Warto zacytować ustęp z dyplomu erekcyjnego autorstwa kanonika krakowskiego i sandomierskiego, notariusza królewskiego Mikołaja Trąby:

Aby mieszkańców i poddanych ziem naszych litewskich, tych zwłaszcza, którzy w zastarzałym pozostając błędzie byli naszymi towarzyszami ciemności, a których przyjęciem świętej wiary katolickiej do łona świętej matki Kościoła przywiedliśmy [...] na synów światłości nawrócić i pomocą tych, których umysły mądrości i nauki pełność ozdobiła, to jest ludzi w podstawach i tajnikach pisma biegłych, których radą tron królewski się umacnia, a cnotliwymi czynami rzeczpospolita stale w zdrowie i siły wzrasta [...]. Dlatego zaiste rozlicznych ziem dostąpiliśmy panowania i królestwa polskiego otrzymaliśmy koronę, abyśmy je blaskiem uczonych osób świecili, ich naukami jego niedostatki i cienie usunęli i z innymi krajami je zrównali. Niechaj więc tam będzie nauk przemożnych perła, aby wydawała męże dojrzałością rady znakomite, ozdobą cnót świetne i w różnych umiejętnościach biegłe. Niechaj otworzy się orzeźwiające źródło nauk, z którego pełności niech czerpią wszyscy, naukami napoić się pragnący70.

Hartmann Schedel w swojej Liber chronicarum z 1493 roku pisał o Uniwersytecie Krakowskim, że jest to „wielce znakomita Szkoła Wyższa, obsadzona licznymi wykształconymi, przesławnymi i głęboko uczonymi mężami, gdzie to wykłada się liczne i różnorodne rodzaje sztuk wyzwolonych i pielęgnuje się uczone pisarstwo”71. Uczelnia była podzielona na cztery wydziały: sztuk wyzwolonych (artium liberalium, zwany później filozoficznym), teologii, prawa i medycyny. Pierwszy z fakultetów przygotowywał słuchaczy do funkcji publicznych, kształcąc nauczycieli szkół parafialnych, notariuszy, skrybów i pisarzy. Z uniwersytetu wyszło także grono uznanych astronomów, astrologów (niektórzy ponoć praktykowali sztuki czarnoksięskie72), geografów czy matematyków, a także poetów, jak choćby notariusz Władysława Jagiełły – Adam Świnka, autor epitafiów Zawiszy Czarnego czy zmarłej w wieku 23 lat Jadwigi Jagiellonki, bądź też biskup Stanisław Ciołek, autor słynnej pochwały Krakowa.

O, Krakowie sławny nasz!

Zgodność ludu twego znasz,

Kler nadzwyczaj liczny masz,

Statkiem zdobna męska twarz,

Matkom zawsze dzieci dasz,

Panny dzierżą cnoty straż,

Dóbr obfitość stroi cię.

Czyste zdroje cię zraszają,

Mosty brzegi rzek spajają,

Wzgórza straż jak wał ci dają.

Tu występni przepadają,

Prawi dary otrzymają.

Królowie w koronach stają

Wdzięczną łaską zdobiąc cię. [...]

Kwiat rycerstwa walecznego,

Obyczajem słynącego,

Błyszczy tutaj. Dla smutnego

Tyś zdrój miodu kojącego,

Żółcią nie zaprawionego.

Depcąc obraz zła wszelkiego

Wiedziesz wdzięczne pląsy swe. [...]

Stanisław Ciołek, Cracovia civitas..., ok. 1426 lub 1428 roku, z jęz. łac. tłum. E. Buszewicz73

Teologia pozwalała nie tylko zdobyć rozeznanie w zawiłościach doktryny, lecz także wspomóc w poszukiwaniu dróg do reformy rozdartego schizmą Kościoła. Na soborze w Bazylei (1431–1437) niemałą rolę odegrali krakowscy profesorowie teologii – Jakub z Paradyża i Tomasz Strzempiński. Wreszcie doktor medycyny, Jan z Ludziska, zasłynął jako oficjalny mówca uniwersytecki, a w jego mowach dało się odczuć ogromną wrażliwość na niesprawiedliwość społeczną oraz krzywdę ludności chłopskiej. Na wydziale prawa – pod kierunkiem takich uznanych uczonych, jak Paweł Włodkowic czy Stanisław ze Skarbimierza – kształcili się dyplomaci i mężowie stanu, twórcy aktów prawnych i polityki międzynarodowej. Wykłady na wszystkich wydziałach prowadzone były oczywiście po łacinie.

Stanisław ze Skarbimierza stworzył zręby doktryny prawnej o wojnach sprawiedliwych, a Paweł Włodkowic podważył pogląd o uniwersalnym charakterze władzy cesarskiej i papieskiej. Włodkowic był też żarliwym obrońcą sprawy polskiej w sporze z Krzyżakami, twórcą szkoły prawa narodów – głosił, że wiara nie powinna być szerzona i narzucana gwałtem, a poganie mają na równi z chrześcijanami prawo do niepodległości, wolności i własności74. Warto tu nadmienić, że studia prawnicze w wiekach średnich nie przypominały nauki w czasach współczesnych. Do XVI wieku prawo rzymskie było znane tylko na uczelniach zagranicznych, zwłaszcza włoskich, natomiast w krakowskiej Alma Mater pod tym pojęciem rozumiano wyłącznie prawo kanoniczne. Nie było zatem w Polsce w tym okresie legistów ani w środowisku naukowym, ani w administracji czy sądownictwie. Nie wykształciła się jeszcze hierarchia urzędnicza we współczesnym rozumieniu tego terminu. Wykształcenia prawniczego wymagał za to od swoich urzędników (np. archidiakona czy oficjała) Kościół, toteż często studia prawnicze realizowano wraz z teologicznymi.

Pierwszy fakultet miał charakter szkoły wstępnej – zapewniał wykształcenie ogólne, dając jednocześnie możliwość poznania metody badań określanej mianem scholastycznej. Studia na tym wydziale były dwustopniowe i obejmowały trivium (logika, gramatyka i retoryka) oraz quadrivium (matematyka, astronomia, fizyka i muzyka)75. Po trzech lub czterech latach scholarzy absolwenci z tytułem bakałarza mogli być dopuszczeni do dalszych studiów na innych wydziałach, a ci, którzy nie kontynuowali nauki, mogli nauczać w szkołach niższego szczebla. Wydział sztuk wyzwolonych swój rozkwit odnotował u schyłku epoki, głównie na polu matematyki i astronomii. W murach krakowskiego uniwersytetu kształcił się na przykład Wojciech z Brudzewa, który jako pierwszy stwierdził, że Księżyc porusza się po elipsie i zawsze jest zwrócony tylko jedną stroną w kierunku Ziemi. Po ukończeniu nauki pozostał na uczelni jako wykładowca. Ten wybitny profesor nauczał m.in. Mikołaja Kopernika, Bernarda Wapowskiego czy Michała z Wrocławia. Co ciekawe, w połowie XV wieku, z inicjatywy profesora Jana z Dąbrówki, do programu nauczania na wydziale artium liberalium wprowadzono Kronikę Polski Wincentego Kadłubka – była to nowość, niespotykana dotąd na średniowiecznych uniwersytetach. Celem studiowania dzieła nie była wprawdzie nauka historii, lecz czerpanie z niego zasad i przykładów moralnych, ale miało to dalekosiężne skutki w postaci położenia podwalin edukacji historycznej i historiografii. Także w tym celu Jan Długosz oddał swoje Roczniki mistrzom z wszechnicy do wykończenia, poprawy i dalszego prowadzenia. Kilkanaście lat później w murach uniwersytetu spod pióra Macieja z Miechowa wyszła kontynuacja dzieła Długosza. Pisano oczywiście po łacinie, w tym języku także prowadzono wykłady, już wtedy jednak pojawiały się pierwsze dzieła w języku ojczystym, jak trójjęzyczny (łacińsko-polsko-niemiecki) Psałterz floriański, sporządzony dla samej królowej Jadwigi.

Wpływ uczelni na państwo. Jan Matejko, XIX wiek