43,99 zł
Zanim zaczniesz rozwiązywać jakiś problem, upewnij się, czy to twój problem.
Po całym dniu pracy marzysz o chwili spokoju. Ale zanim zdążysz odetchnąć, dzwoni telefon – koleżanka znów czegoś potrzebuje. Mąż i syn pytają o wakacje, a pies czeka na spacer. W pracy wyświadczasz przysługi, a uznanie zbiera ktoś inny. Jesteś zmęczona, ale – jak zawsze – działasz. Bo to ty ogarniasz wszystko. Bo to ty dbasz o wszystkich. Bo inaczej się nie da.
A jeśli się da?
Terri Cole, ceniona psychoterapeutka i autorka Strażniczki swoich granic, obala mity dotyczące wysokofunkcjonującego uzależnienia (HFC), które prowadzi do nadmiernej troski o innych, przez co zapominamy o sobie. To może skutkować wypaleniem i utratą siebie.
Dzięki tej książce nauczysz się rozpoznawać schematy HFC, zaczniesz chronić siebie i opiekować się sobą, a nie tylko innymi. To przyśpieszony kurs dla każdego, kto bierze na siebie za dużo (bo nie potrafi odmówić) i cierpi z tego powodu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 275
Data ważności licencji: 11/22/2030
Tytuł oryginału: Too Much. A Guide to Breaking the Cycle of High-Functioning Codependency
Copyright © 2024 Terri Cole.
This Translation published by exclusive license from Sounds True Inc.
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025
Copyright © for the translation by Matylda Biernacka
Opieka wydawnicza: Ewelina Tondys
Opieka redakcyjna: Anna Małocha
Przyjęcie tłumaczenia, adiustacja, korekta, adaptacja makiety na potrzeby wydania: Pracownia 12A
Promocja i marketing: Kinga Smerlińska-Pis
Projekt okładki i ilustracja na okładce:
Wiki Januszczyk, @studiochaosu
ISBN: 978-83-8135-559-9
www.otwarte.eu
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.,
ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków
Wydanie I, 2025
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Zakaz szkolenia algorytmów AI: nie ograniczając w żadnym zakresie wyłącznych praw autora i wydawcy określonych zapisami o prawie autorskim, stanowczo zabrania się wykorzystywania niniejszej publikacji do „trenowania” generatywnej sztucznej inteligencji (AI) w zakresie tworzenia tekstów. Autor zastrzega sobie prawo do udzielania licencji w celu trenowania generatywnej AI i tworzenia modeli językowych.
Niniejsza książka nie stanowi substytutu medycznej konsultacji lekarskiej, psychiatrycznej czy porady u innego specjalisty. Prezentuje ona informacje, które mogą pomóc czytelnikom we współpracy z lekarzami, psychiatrami i innymi specjalistami we wspólnym osiągnięciu optymalnego dobrostanu. Zaleca się, by odbiorcy uważnie czytali i analizowali przedstawione treści, a także szukali porady u wykwalifikowanego specjalisty, zanim podejmą próbę wykorzystania zawartych tu materiałów.
W celu zachowania poufności wszystkie opisane tu przykładowe sytuacje składają się z połączenia licznych przypadków i nie stanowią historii jednego konkretnego pacjenta. Dla zachowania anonimowości pacjentów wszelkie imiona zostały zmienione.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
„Jak przestać zadowalać innych ujawnia, jak nasza najgłębsza kompulsywna potrzeba, by pomagać innym i ich uzdrawiać, może niespodziewanie odwieść nas od siebie samych. Odmieniająca życie lektura, oferująca drogę do odzyskania sprawczości i integralności emocjonalnej”.
Doktor Shefali, autorka bestsellerów „New York Timesa” The Conscious Parent oraz The Parenting Map
„Ta książka to moja biblia! Jako osoba, która nie znała wszystkich niuansów i zawiłości HFC, odnoszę wrażenie, że w czuły sposób kazała mi spojrzeć prawdzie w oczy. Terri nie tylko ma łatwe w zastosowaniu i głębokie przemyślenia, ale też podchodzi do tematu z dystansem i lekkością. Po tej lekturze nie będę już taka sama i polecam ją każdej współczesnej kobiecie”.
Krista Williams, współgospodyni podcastu Almost 30
„Jak przestać zadowalać innych to wspaniały przewodnik dla każdego, kto kiedykolwiek wpadł w pułapkę »robienia zbyt wiele« kosztem własnego dobrostanu. Jeśli szukacie książki psychologicznej opartej na rzeczywistych, łatwych do wcielenia krokach, to jest pozycja dla was. Pozwólcie, by siła tej książki wyciągnęła z was lepszą wersję, pozwoliła budować zdrowsze życie i zrównoważone relacje, które SZANUJĄ WASZE potrzeby. To lektura obowiązkowa”.
Christine Gutierrez, autorka I Am Diosa
Z głębi serca pragnę, by spostrzeżenia, którymi dzielę się na kartach niniejszej książki, doprowadziły cię do wyzwolenia z potrzeby działania i bycia wszystkim dla wszystkich (czyli z wysokofunkcjonującego współuzależnienia), a także do głębokiej samoakceptacji i spokoju wewnętrznego.
Dzięki odpuszczeniu kontroli, a także obecności tu i teraz zbudujesz życie bardziej spektakularne i satysfakcjonujące, niż ci się wyśniło. Życie na ciebie czeka. Jestem zaszczycona, że mogę być twoją przewodniczką w tej transformacyjnej podróży.
Mojemu oddanemu mężowi, Victorowi Juhaszowi. Nic nie wydarzyłoby się bez twojego niezachwianego wsparcia i nieograniczonej cierpliwości. Kocham cię najmocniej na świecie.
Mamie i siostrom, które z miłością pozwoliły mi podzielić się naszą wspólną historią.
Lata temu stałam na peronie w drodze do domu od terapeutki na Long Island, kiedy moją uwagę przykuł chudy dzieciak z kocem. Odezwał się mój radar pomocnicy. „Hm – pomyślałam – ciekawe, co jest grane”.
Kiedy wsiedliśmy do pociągu, zaczęłam z nim rozmawiać. Okazało się, że Billy miał przejechać samochodem cały kraj, ale w ostatniej chwili odwołano to zlecenie i teraz wylądował tu, zmierzając do Nowego Jorku, miejsca, gdzie nigdy nie był i nie miał gdzie spać.
Billy, który miał pewnie jakieś dziewiętnaście lat, wyglądał na wyjątkowo naiwnego chłopaka. Sama, mając lat dwadzieścia trzy, nie byłam szczególnie doświadczona życiowo, ale mieszkałam i pracowałam w Nowym Jorku. Pamiętajcie, że działo się to pod koniec lat osiemdziesiątych i w mieście wciąż było niebezpiecznie. Na pewno mogłam mu pomóc.
− Chwila, to co zamierzasz zrobić? – spytałam.
− Prześpię się chyba na dworcu – odparł nonszalancko.
− Którym?
− Penn Stati…
− Nie – przerwałam mu. – Nie możesz spać na Penn Station. Okradną cię. Jedziesz ze mną do domu.
I tak właśnie zabrałam ze sobą całkiem obcego człowieka do kawalerki, którą dzieliłam z przyjaciółką. Nawet się nie zawahałam i nie zadzwoniłam do niej, żeby sprawdzić, czy nie ma nic przeciwko temu. Uznałam, że zgodziłaby się, że nie możemy pozwolić, by biedny Billy mierzył się z nowojorską dżunglą w pojedynkę – i nie myliłam się.
Lata później dostrzegam w historii Billy’ego symbol tego, co było dla mnie chlebem powszednim – brania odpowiedzialności za cudze sprawy i problemy, nawet te obcych ludzi. Stawianie preferencji, potrzeb i losu innych ludzi wyżej od własnego dobrostanu było dla mnie ustawieniem domyślnym. Muszę. Wszystkim. Pomóc.
Na szczęście Billy był nieszkodliwy i wyszedł następnego ranka bez żadnych incydentów. Nie oznacza to jednak, że moje impulsywne nadodpowiedzialne zachowanie nie stanowiło problemu. Dziś najbardziej rzuca mi się w oczy to, jak kompulsywnie podjęłam decyzję, że to ja muszę go uratować. Między moimi myślami, uczuciami i działaniem nie było ani trochę przerwy. Natychmiast odparłam: „Nie ma mowy, idziesz ze mną”. Nie przyszło mi do głowy, żeby zatrzymać się i zastanowić: „Hmm… czy to w ogóle mój problem?”.
Miałam, rzecz jasna, inne możliwości. Mogłam polecić Billy’emu jakiś hostel albo zaproponować, żeby zadekował się w jakimś bezpieczniejszym miejscu niż Penn Station. Mogłam wyjąć pięć dolców, żeby kupił sobie kawę i coś do zjedzenia. Albo mogłam zająć się własnymi sprawami.
Zamiast skorzystać z którejś z tych opcji, przerzuciłam swoje najgorsze lęki na Billy’ego (który zdawał się całkowicie pogodzony z własnymi planami) i natychmiast uznałam ten projekt za istotniejszy od własnego dobrostanu (i dobrostanu mojej współlokatorki). Prawda jest taka, że przywykłam do działania w ten sposób we wszystkich obszarach życia, z bliskimi, współpracownikami i, owszem, nawet z nieznajomymi.
Choć może nie zapędzilibyście się równie daleko jak ja z Billym, to być może macie własną wersję wychylania nosa ze swojego ogródka i przejmowania sterów w kwestii cudzych decyzji i życia, bo czujecie głęboko zakorzenioną odpowiedzialność za innych ludzi.
Zastanówcie się nad poniższymi sprawami:
Czy często jesteś osobą, do której ludzie zwracają się po poradę, kiedy znajdą się w kłopocie?
Czy regularnie dbasz o cudze potrzeby i preferencje?
Czy mówisz „tak”, żeby uniknąć kłopotów, chociaż masz ochotę powiedzieć „nie”?
Czy dajesz za wiele, a otrzymujesz w zamian mniej?
Czy jesteś zawodową naprawiaczką, zawsze uważną, zawsze gotową do działania w imieniu innych ludzi?
Czy jesteś tak kompetentna, że czasem odnosisz wrażenie, iż jeśli nie zadbasz o plan podróży / zorganizowanie kalendarza / podział rachunku podczas grupowego obiadu / rozwiązanie rodzinnych konfliktów swojej opiekunki do dziecka / zażegnanie kryzysu egzystencjalnego u swojej przyjaciółki, to zapanuje chaos?
Jeśli któreś z powyższych pytań brzmi znajomo, istnieje spore prawdopodobieństwo, że należycie do moich nadgorliwych, dających zbyt hojnie i nadwyrężających siebie sióstr. To zachowania charakterystyczne dla współuzależnienia, obok nadmiarowego działania, odczuwania, zarządzania, kontrolowania, przewodzenia, przekonywania, dopieszczania itd. Celem tej książki jest odejście od trybu „zbyt wiele” i przejście w tryb „w sam raz” oraz pomoc w odnalezieniu drogi poza schematami zachowań, które mogą wyczerpywać waszą energię i szkodzić wam oraz waszym relacjom.
Na szczęście trafiliście we właściwe miejsce. Nie tylko jestem jedną z was – spędziłam ostatnie dwie dekady na wychodzeniu z robienia „zbyt wiele” – ale jako licencjonowana psychoterapeutka, nauczycielka i coach poświęciłam mnóstwo czasu na uczenie się o fundamentach współuzależnienia i na planowanie, jak nauczyć innych rozsupływania psychologicznych węzłów, które nas zamęczają. Z całego serca pragnę pomóc wam w poszerzeniu świadomości na temat dysfunkcyjnych schematów zachowań i zaburzonych granic, żebyście mogli codziennie wdrażać realne zmiany i wieść szczęśliwsze, zdrowsze i spokojniejsze życie.
Zmiana jest możliwa. Nie tylko doświadczyłam jej we własnym życiu, ale byłam też jej świadkiem w życiu rzeszy moich klientów, którzy chodzili do mnie na terapię, oraz uczniów, których edukowałam na kursach. Napotkałam kompetentne kobiety wszelkich środowisk: szefowe i menedżerki, wschodzące gwiazdy dziennikarstwa i uznane artystki, supermamy i superprzyjaciółki. I choć każda żyła w innych warunkach, większość, jeśli nie wszystkie, przejawiała symptomy współuzależnienia. Czuły się przez to wyczerpane, miały ograniczony poziom energii, którą mogły poświęcić na własny dobrostan wewnętrzny i marzenia. Wieloma z nich kierowało nieuświadomione przekonanie, że ciężar świata spoczywa na ich barkach – i to wyłącznie one są odpowiedzialne za naprawienie tego, co nie działa. Wiele z nich spędzało dni w stanie zapracowania i stałego napięcia, działały ponad miarę i zastanawiały się: „Czy tylko ja potrafię tu cokolwiek załatwić?”. Wiele ostatecznie przekraczało granicę, za którą życie wydawało się niekończącym się ciągiem zadań do wykonania, nawet jeśli angażowały się w działania, które dawniej sprawiały im radość. Trudno jest odczuwać radość, inspirację czy nadzieję, jeśli człowiek czuje się przytłoczony obowiązkami, wyczerpany, sfrustrowany i chronicznie niedoceniany.
Jeśli kiwacie głową, pozwólcie, że was zapewnię: istnieje sposób na wyrwanie się z tego cierpienia, taki, który wymaga introspektywnego i szczerego dialogu ze sobą na temat tego, co kieruje naszym zachowaniem. Kiedy wasz poziom samowiedzy się poprawi i zaczniecie dokonywać ważnych odkryć na temat tego, dlaczego funkcjonujecie tak, a nie inaczej, znajdziecie się na odpowiedniej pozycji, by podjąć świadome decyzje dotyczące postawy, jaką chcecie przyjąć. Takie zrozumienie pozwala budować relacje i życie waszych marzeń, poprzez podejmowanie jednego słusznego działania po drugim.
Nie istnieje lek na współuzależnienie, ale można z niego wyjść. Zauważycie w trakcie terapii, że kusi was powrót do dysfunkcyjnych zachowań – które obejmują też zaburzone granice – ale świadomość umożliwi dokonania innych wyborów. Przeczytajcie zatem niniejszą książkę i bądźcie, proszę, cierpliwi w stosunku do samych siebie.
Wielu z nas zostało uwarunkowanych, by koncentrować się na zewnątrz na preferencjach, pragnieniach, potrzebach i komforcie innych ludzi – by przyjąć rolę opiekunów i opiekunek. Nauczyliśmy się robić wszystko, co w naszej mocy, żeby uniknąć negatywnych komentarzy od dorosłych w naszym życiu. Możemy mieć trudność z zawodzeniem innych, ponieważ nadal działamy w pozycji dziecięcego lęku przed odrzuceniem i oceną. Z początku doświadczaliśmy tego od rodziców lub opiekunów, a później zostało to wzmocnione przez nauczycieli, kolegów, szefów i współpracowników. Następnie informacje te były powtarzane i ugruntowywane przez kulturę, w programach i filmach telewizyjnych, w mediach społecznościowych i tak naprawdę we wszystkich zakątkach życia społecznego. Raz po raz mówiono nam, że bycie życzliwym, hojnym, miłym i poświęcającym się to pożądana cecha i że branie pod uwagę własnych potrzeb, pragnień i priorytetów świadczy o zaabsorbowaniu sobą, jest robieniem szumu wokół siebie i czymś złym. Nic więc dziwnego, że w życiu dorosłym kompulsywnie podejmujemy nadmiarowe działania i hiperodpowiedzialność. Te schematy zachowań są głęboko zakorzenione i w znacznej mierze nieuświadomione.
Rozwiązanie jest proste – niełatwe, ale proste. Dzięki nauce, jak rozróżnić to, co należy do naszych obowiązków, a co nie (lub co leży w obrębie naszego ogródka, a co nie, jak to często ujmuję), proces zmian staje się znacznie przystępniejszy i prostszy. Nasz ostateczny sukces płynie z chęci otwarcia się na nowe sposoby wchodzenia w relacje ze sobą, co wpływa pozytywnie na relacje z innymi i ze światem w ogóle.
Wykroczenie poza ugruntowany sposób myślenia i zachowywania się może być czasem przytłaczające, szczególnie na początku terapii. To normalne. Jeśli jednak będziecie z oddaniem praktykować trzymanie się własnego ogródka, z całą pewnością zobaczycie efekty. Wymaga to pracowitości. Nie oczekiwalibyście, że nabierzecie płynności językowej po jednych zajęciach. Tu działa to tak samo i również warte jest waszego zaangażowania. Kiedy skończycie czytać tę książkę, poznacie siebie w sposób prawdziwszy i bliższy – co zaowocuje mniejszym stresem, większą swobodą i lepszą jakością relacji, szczególnie tej, którą macie ze sobą.
Zabierzmy się więc do pracy. Oto zarys tego, o czym będziemy mówić w książce. W rozdziale 1 przyjrzymy się terminowi „współuzależnienie”, jego pochodzeniu i temu, jak poszerzam tę definicję, by pasowała do naszego współczesnego życia, na podstawie konkretnego zestawu zachowań, które widziałam wielokrotnie w swojej dwudziestopięcioletniej praktyce terapeutycznej. (Jeśli jednak wzdragacie się przed myślą o współuzależnieniu, to powiem jedno: od etykietki znacznie istotniejsze będzie zidentyfikowanie nawyków i uwarunkowań, abyście mogli z nich wyjść i żyć w najlepszy możliwy dla siebie sposób). Przez resztę części I będziemy identyfikować problematyczne zachowania i uświadamiać sobie, jak odnosicie się do samych siebie i innych. Aby wasze zachowanie zgodne było z waszymi pragnieniami, poświęcimy trochę czasu na wyjaśnienie, co nazywam „piwnicą” – innymi słowy na kwestię naszej podświadomości. Przyjrzymy się waszemu wzorcowi relacyjnemu, który odzwierciedla informacje, jakie otrzymywaliście na wczesnym etapie życia – od rodziny, społeczności i społeczeństwa – dotyczące tego, jak należy budować relacje z innymi ludźmi. Tak, będziemy przywoływać wspomnienia, by zbadać, jak tamte wczesne wpływy odciskają swoje piętno na waszym obecnym życiu, i przeorganizować wasz wzorzec, tak żeby dawał wyraz waszym pragnieniom i wyznawanym wartościom. Celem tego procesu nie jest obwinianie innych, na przykład rodziców czy opiekunów, ale udzielenie wam wsparcia w budowaniu własnego, suwerennego i radosnego życia, na które zasługujecie. Możecie mieć pewność, że przeprowadzę was ze szczegółami przez ten proces. Róbcie sobie przerwy, gdy tylko czujecie taką potrzebę. Działajcie we własnym tempie i zgodnie z własną gotowością.
Część II koncentruje się na zmianie waszej relacji ze sobą i światem i pomaga zakotwiczyć się we własnym doświadczeniu, tak byście mogli wchodzić w zdrowsze relacje z innymi. Omówimy wasze doświadczenia relacyjne w życiu dorosłym, które wciąż napędzane były niezaleczonymi ranami i problemami z przeszłości (ponieważ oderwanie od siebie znacząco zwiększa ryzyko powrotu do zachowań dysfunkcyjnych), i nauczymy się, jak praktykować obecność tu i teraz, gdy dana interakcja buduje nieprzyjemne emocjonalne napięcie. Zajmiemy się też radzeniem sobie z nawrotami, które mogą zdarzać się szczególnie w chwilach kryzysu, i przeanalizujemy potencjalne reakcje osób, które przywykły do tego, że porzucacie samych siebie i nadmiarowo się dostosowujecie. Otrzymacie strategie przetrwania okresu dyskomfortu, kiedy zaczniecie dokonywać pozytywnych zmian, ale jeszcze nie opanujecie nowego, afirmującego życie zestawu umiejętności. Wiedza to potęga i niniejsza książka udziela ważnej lekcji na temat dokonywania trwałych zmian w zachowaniu, korzystnych dla wszystkich, w tym szczególnie dla was samych.
Jakikolwiek styl czytania preferujecie, zwróćcie uwagę, że niniejsza książka została zaprojektowana do czytania w porządku chronologicznym, gdyż każdy kolejny rozdział opiera się na poprzednich. Żeby łatwiej było wam zastosować nabywaną wiedzę w praktyce, w każdym rozdziale proponuję porady, samoocenę i ćwiczenia. Tych samych elementów używam w pracy z klientami i studentami i są one kluczowe dla osiągnięcia pożądanych rezultatów.
Oto co znajdziecie w każdym z rozdziałów:
Powtórz za mną. Mocne, pozytywne stwierdzenia zaprojektowane, by pomóc wam w zmianie nastawienia i wzmocnić samoocenę. Używajcie ich jako afirmacji, które kierują waszymi myślami i działaniami.
Czuła uwaga. Notki i refleksje płynące prosto z serca, służące łagodnej zachęcie i przypominające wam o tym, jak ważna jest wasza podróż i jaką moc ma miłość do samego siebie.
Autorefleksja. Chwile introspekcji, które pomogą wam zastanowić się nad swoją podróżą i dadzą przestrzeń do spersonalizowania przemyśleń i zastosowania ich we własnym życiu.
Twoja kolej. Szybkie testy do samooceny, które pomogą wam spersonalizować i uwewnętrznić wzmacniające informacje na temat siebie samych oraz zastosować je we własnym życiu.
Podejmij działanie. Znajdujące się na końcu każdego rozdziału sekcje przedstawiają praktyczne ćwiczenia i łatwe do zastosowania kroki.
Świadomość.
Pomocne sposoby na poszerzanie samoświadomości i utrzymywanie samorozwoju na najważniejszym miejscu w waszym umyśle.
Praktyka.
Podkreśla wagę dbania o siebie, dostarczając wskazówek na temat włączania praktyk zaopiekowania się sobą do codziennego grafiku.
W głąb.
Przekierowuje was na koniec książki, gdzie znajdziecie więcej dogłębnych ćwiczeń poszerzających samoświadomość i porad pozwalających na personalizację procesu terapeutycznego.
Możecie też skorzystać z HFC Bonus Bundle online. Na stronie hfcbook.com/resources znajdziecie wybór narzędzi do praktyki uważności, sterowanych medytacji i dodatkowych strategii.
Książka ta jest podróżą prowadzącą do samoodkrycia i odzyskania sprawczości, a ja zachęcam was, żebyście w pełni angażowali się w każdą jej część, by czerpać z niej jak największe korzyści. Jeśli lubicie robić notatki, możecie założyć sobie dziennik.
Moja rada? Działajcie w swoim tempie, korzystajcie z tego, co działa, a resztę sobie odpuśćcie.
Jeśli znacie moją pracę z mediów społecznościowych, podcastu The Terri Cole Show, jednego z moich kursów online lub książki Strażniczka Swoich Granic, możecie rozpoznawać niektóre z głównych koncepcji leżących u podstaw mojego nauczania. Rozwijałam je przez ponad dwie dekady pracy jako terapeutka, coach i nauczycielka. W niniejszej książce „trzy pytania dla jasności”, „powtarzające się schematy”, „oaza zen” i „wzorce” zostaną omówione przez konkretny pryzmat współuzależnienia i schematów relacyjnych. To moje wypróbowane autorskie strategie i narzędzia przyspieszające proces terapeutyczny.
Rozpoczynając tę podróż, możecie odczuwać żal lub wstyd z powodu własnych zachowań w przeszłości. To normalne. Potraktujcie całą tę książkę jako strefę bez oceny. Robicie bilans i zbieracie dane, by łatwiej dokonywać dziś dobrych wyborów i móc posuwać się naprzód. Współuzależnienie nie oznacza, że jesteście kimś złym czy celowo kontrolującym. Oznacza, że macie wyuczone zachowania, których możecie się oduczyć, i tyle. Współczucie wobec siebie jest ważne, kiedy człowiek walczy z zakorzenioną dynamiką. Jak przestać zadowalać innych poszerza waszą świadomość i edukuje na temat zdrowych relacji. Jak pisałam powyżej, te dysfunkcyjne zachowania, nad których zmianą pracujecie, zostały wam wpojone we wczesnym dzieciństwie i nie z waszej winy. Samoświadomość to najlepsze narzędzie do oddzielenia zachowań zdrowych od tych dysfunkcyjnych. Kiedy poszerzy się już samoświadomość, dokonywanie pożądanych zmian w swoim cennym i wyjątkowym życiu staje się możliwe.
Krok po kroku możecie nauczyć się, jak dokonywać małych, ale ważkich zmian, które poskutkują wielkim przełomem w relacjach: jak mówić „nie”, kiedy chcecie powiedzieć „nie”, jak zatrzymać się, zanim nagniecie się do cudzej woli, jak nie stawiać współlokatorki w nieprzyjemnej sytuacji, bo zaprosiliście kompletnie obcą osobę na noc – i wiele innych. Gdy zaczniecie to robić, zmieni się wszystko.
To, co czujecie, ma znaczenie. To, co myślicie, ma znaczenie. To, czego chcecie, ma znaczenie. Te kwestie muszą mieć dla was znaczenie najistotniejsze. Może to nowa perspektywa spojrzenia na własne wybory i może z początku trochę niewygodna. Nie szkodzi. Budowanie trwałej zmiany wymaga pracy, ale dacie sobie z tym bez wątpienia radę.
Wybierając ścieżkę prowadzącą do zdrowia, wracacie do samych siebie – być może po raz pierwszy w życiu. W tym procesie dużo jest piękna, bogactwa i korzyści, jeśli więc poczujecie się przytłoczeni, nie zapominajcie o celu. Poznanie siebie na głębszym poziomie oznacza dawanie innym ludziom szansy na poznanie was również głębiej. A o to chodzi w życiu.
Dzięki sprawdzonym technikom transformacji tysiące ludzi na całym świecie nauczyłam, jak budować życie, które ich ekscytuje i które daje spełnienie. To podejście opiera się na samoświadomości, samowiedzy, współczuciu i miłości względem siebie.
Chcę tego również dla was, ponieważ jesteście dla mnie celem – jesteście powodem, dla którego robię to, co robię.
Pragnę wzbogacać wasze życie i pomóc wam w osiąganiu marzeń i pragnień. Napisałam tę książkę dla was i wierzę całym sercem, że jeśli będziecie trzymali się obranego kursu, znajdziecie klucz do wyzwolenia się z trybu „zbyt wiele” i przejścia do trybu „w sam raz”.
Jestem bardzo podekscytowana, że mogę poprowadzić was w tej przełomowej i uzdrawiającej podróży. Ruszajmy!
CZĘŚĆ I
Nieuleczone wysokofunkcjonujące współuzależnienie emocjonalne
Kontrolowanie, nadmiarowe zaangażowanie i dawanie zbyt wiele
Wiele lat temu siedziałam w swoim biurze przy Dwudziestej Drugiej Zachodniej w Nowym Jorku, wyczekując niecierpliwie Andrei, odnoszącej sukcesy prawniczki w średnim wieku, która z początku trafiła na terapię, by lepiej radzić sobie z przytłaczającą dawką stresu, jaką serwowało jej życie. Jak wielu moich klientów Andrea cierpiała na stały nadmiar obowiązków w pracy, domu i życiu osobistym. A jednak zawsze zjawiała się na czas z listą punktów do omówienia podczas sesji. Zdziwiłam się więc, kiedy w poprzednim tygodniu odwołała spotkanie w ostatniej chwili. Chociaż przysłała krótką wiadomość pięć minut przed początkiem sesji, zaniepokoiło mnie to nietypowe dla niej zachowanie.
Zarówno w domu, jak i w życiu Andrea była wytrawną działaczką – kochającą mamą dwojga pełnych energii dzieci w wieku szkolnym, oddaną żoną, a także godną zaufania krewną i przyjaciółką. Jednocześnie pracowała sześćdziesiąt godzin w tygodniu w firmie i mimo to była w stanie działać w ramach wolontariatu w miejscowym domu kultury, stać na czele rady rodziców w szkole swoich dzieci i organizować świetne spotkania w gronie najbliższych przyjaciół. Na dodatek była pomocną dłonią dla wszystkich swoich bliskich. Każdemu, kto potrzebował porady, perspektywy albo ramienia, na którym można się wypłakać, Andrea służyła swoją obecnością, zazwyczaj też sarkastycznym żarcikiem, chusteczką do nosa i wyraźnie nakreślonym planem, jak uporać się z danym problemem. Jeśli przychodzi wam do głowy: „Jakim cudem miała na to wszystko czas?”, odpowiedź brzmi: „Nie miała”. A jednak, jak wielu z moich klientów twardzieli, nie poddawała się, przekraczała własne granice i starała się naginać prawa czasu i przestrzeni, obstając przy tym, że wszystko „gra”. Bo, szczerze, gdyby nie zrobiła tego wszystkiego, to kto by to zrobił? Parła więc naprzód.
Jej system miał jednak słabe punkty. Podczas wizyt w moim gabinecie powtarzała znajomy refren: „Dlaczego wszyscy działają tak nieefektywnie?”. Jej rodzina, współpracownicy, przyjaciele i cóż, ogółem cały świat, nie byli w stanie dorównać możliwościom Andrei.
Ostatnimi czasy bywała wyjątkowo poirytowana sprawami rozmaitej wagi i powtarzała kwestie typu: „Dasz wiarę, że Jack oczekuje, że to ja odbiorę naszą córkę od koleżanki w środku nocy?”. Albo: „Przyjaciele po prostu zakładają, że to ja zajmę się wszystkimi planami podróży, jakbym była jedyną posiadaczką konta na Airbnb”. I: „Mojemu partnerowi w firmie nie przyszło do głowy, żeby zarezerwować miejsce na lunch dla naszego najważniejszego klienta. Czy ja muszę, do cholery, myśleć o wszystkim?”.
Czy naprawdę musiała robić wszystko, czy nie, to i tak robiła. Zastanawiałam się, czy jej gniew – i rosnący poziom stresu oraz nieumiejętność odmawiania – miały coś wspólnego z tym, że nie zjawiła się na naszym ostatnim umówionym spotkaniu.
Andrea generalnie przeszacowywała swoje możliwości i poziom energii. Nie dostrzegała związku między wysokim poziomem stresu i ilością rzeczy, jakie stale robiła dla innych. Jej relacja z samą sobą nigdy nie była brana pod uwagę. Wyglądało to tak, jakby za motto wzięła sobie: „Twoje sprawy to moje sprawy”.
Tak wielu z nas nauczono, że zgadzanie się na wszystko da nam honorową odznakę. To przekonanie kształtuje nasze relacje i wpływa na jakość życia. Jak większość moich bardzo ambitnych klientek, kobiet, które zawsze są gotowe, by ugasić potencjalny pożar, Andrea na logikę zdawała sobie sprawę, że mogłaby powiedzieć „nie” rodzinie, przyjaciołom czy współpracownikom. Ale w praktyce? Rzadko się to zdarzało.
TWOJA KOLEJ
Sprawdź: czy starasz się robić wszystko?
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele robimy, dopóki nie wykonamy rachunku sumienia. Przeczytaj poniższe pytania i zanotuj odpowiedzi.
Ile godzin w tygodniu pracujesz (w domu i poza nim)? Jeśli masz dzieci, czy to ty „domyślnie” się nimi zajmujesz (posiłki, odwożenie do szkoły i odbieranie z niej, wizyty u lekarzy, zajęcia dodatkowe, wywiadówki, ubrania, spotkania z innymi dziećmi etc.)? Jak dużo czasu poświęcasz na utrzymywanie kontaktów z rodziną? Kto zajmuje się domem? Jeśli dzielicie się obowiązkami, to jakim procentem zajmuje się każda z osób? Czy jeśli przyjaciel / krewny / członek rodziny / współpracownik potrzebuje czegoś, to rzucasz wszystko, żeby mu pomóc? Jeśli pozostajesz w związku, jaką częścią wspólnego życia zajmujesz się ty (pomyśl o spotkaniach towarzyskich, zdrowiu, sporcie, rodzinie, pracy etc.)? Czy to ty częściej utrzymujesz kontakty z rodziną partnera niż rodzina z tobą? Dla ilu osób jesteś powierniczką?Przeglądając odpowiedzi, zastanów się, w jaki sposób te aspekty życia kształtują twoją obecną rzeczywistość. Na tym etapie nabieramy dopiero świadomości i zbieramy informacje, nie podejmujemy jeszcze nowych działań.
Kiedy Andrea weszła do mojego gabinetu i opadła na kanapę, wydała z siebie przeciągłe westchnienie. Pod oczami miała cienie, a bluzkę nieco wymiętą.
− Co się wydarzyło w ubiegłym tygodniu? – spytałam.
− Eh… Odzyskiwałam siły po wizycie na SOR-ze poprzedniej nocy – odparła. – Ale nie martw się, nic mi nie jest.
− Dlaczego trafiłaś na SOR? – spytałam.
− Wszystko zaczęło się od obłędnego dnia w pracy. Kluczowe zeznania się przedłużyły, przez co byłam ze wszystkim w plecy. Asystentka się rozchorowała. I musiałam zrobić research medyczny online dla jednego ze współpracowników, któremu wyszła dziwaczna wysypka na szyi. – Przewróciła oczami. – Wprost cudownie.
Kiedy wróciła do domu, jej dziesięcioletnia córka bardzo potrzebowała towarzystwa mamy, a Evelyn, niańka, rozładowała własny stres związany z chorobą ojca i rzekomą niewiernością chłopaka.
− Boże, Terri, ja tylko spytałam po prostu, jak się ma – powiedziała Andrea, wciąż rozdrażniona mimo upływu tygodnia. – Zaproponowałam, że umówię ją ze znajomym lekarzem, który mógłby mieć jakieś pomysły co do stanu jej ojca. Ale w kwestii chłopaka, oj, miałam pewne przemyślenia…
W trakcie przypominania Evelyn, jak to ostatnim razem jej chłopak przekroczył granice, i wymyślania wspólnymi siłami planu, jak miałaby zostawić tego dupka, Andrea zaczęła się nagle dusić.
Jej stan zrobił się na tyle poważny, że wylądowała na SOR-ze, gdzie lekarz zapytał ją: „Czy doświadczyła już pani wcześniej napadu paniki?”.
− Miałam wrażenie, że słoń usiadł mi na piersi. Powiedziałam mu: „To z pewnością nie to! Czuję się tak, jakbym umierała!”. Nie ma najmniejszej szansy, żeby to był tylko napad paniki.
Zgodnie z wynikami EKG Andrea nie miała zawału serca. Właściwie to nie miała najmniejszych problemów z sercem. Lekarz zalecił jej odpoczynek i zasugerował, żeby zainteresowała się technikami regulacji poziomu stresu.
− Terri, to nie może wszystko wynikać z mojej głowy.
Może i Andrea nie powiązała słonia na piersi z nadmiarowym funkcjonowaniem (robieniem wszystkiego za wszystkich), ale jej zlany (nadmiarowo zaangażowany) styl relacji ze wszystkimi ludźmi w jej życiu – i nie tylko – dla mnie wyglądał wyraźnie na tego słonia, którego wszyscy widzą, ale o którym nikt nie mówi.
− Czym, jak myślisz, jest napad paniki? – spytałam.
− Kiedy człowiek pęka pod naporem presji?
Wielokrotnie widziałam, jak kobiety pokroju Andrei, które „potrafią wszystko”, są inteligentne, zdolne i ciężko pracują, mają skłonność do postrzegania stanów lękowych jako słabości. „Coś musi być ze mną nie tak”, mówią sobie.
− To raczej sytuacja, kiedy cała presja, pod jaką się znajdujesz, wreszcie staje się nie do wytrzymania. I postawmy sprawę jasno: nie ma to nic wspólnego z siłą twojej psychiki – zapewniłam ją.
Choć Andrea miała złudne przekonanie, że zdoła udźwignąć wszystko – za męża, rodzinę, przyjaciół, klientów i personel pomocniczy – jej ciało miało odmienne zdanie. Ślady rosnącego wyczerpania przeobraziły się w pełnowymiarowy kryzys. Nie mogła już dłużej zaprzeczać, że coś się musi zmienić. Stresująca wizyta na SOR-ze stała się zaproszeniem do samoświadomości – otworzyła jej oczy na schemat robienia zbyt wiele dla innych przy zaniedbywaniu własnych potrzeb.
Spojrzała na mnie, a potem wbiła wzrok w podłogę.
− Sposób, w jaki nawiązujesz relacje z ludźmi w swoim życiu – zaryzykowałam – to współuzależnienie.
Na taką wzmiankę Andrea poderwała głowę.
− Współuzależniona? Ja? – zdumiała się. – Terri, przecież wiesz, że na nikim się nie opieram. To wszyscy polegają na mnie.
Nie po raz pierwszy klientka odrzucała moją uwagę na temat zachowań wskazujących na współuzależnienie. Właśnie dlatego, jak pokazuje moje doświadczenie zawodowe, większość ludzi nie rozumie, czym właściwie jest współuzależnienie.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
CZĘŚĆ II
UZDROWIENIE HFC
Odczuwanie, zgoda i działanie z umiarem
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
