#Instaświęta - Natasza Socha - ebook + audiobook + książka

#Instaświęta ebook

Natasza Socha

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Święta w krainie mediów społecznościowych

Mistrzyni świątecznych opowieści powraca w ciepłej historii o szaleństwie internetowej popularności i znaczeniu głębokich relacji międzyludzkich

Grudniowy Poznań przykryty śnieżną pierzyną. Przedświąteczne zakupy. A w samym środku tego szaleństwa Julka, która dorabia sobie jako dekoratorka bożonarodzeniowych choinek u najbogatszych mieszkańców miasta. Jej tegorocznymi klientkami są cztery influencerki: Alex, Inez, Anna i Ewa. Każda z nich ma zamiar wygrać nieoficjalny konkurs na najpiękniejsze #instaświęta. Mimo blichtru i luksusu pokazywanego w mediach społecznościowych, wszystkie dźwigają własny bagaż problemów. Kłopoty z dorastającymi dziećmi, nieudane małżeństwo, samotność... A jednak istnieje dom Julki i jej dziadka, w którym kobiety odkryją, jak łatwo można być sobą i odnaleźć prawdziwe rodzinne ciepło.

Natasza Socha w ujmujący sposób pisze o sile rodzinnych więzi i rozgrzewa serca prawdziwie świąteczną atmosferą. #Instaświęta przypomina, że rzeczywistość często bywa piękniejsza niż instagramowe ujęcia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 270

Oceny
4,5 (197 ocen)
130
41
19
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Z braku laku…

Lubię książki tej autorki, ale ta mnie rozczarowała. Wyszedł mi z tej historii świat pełen smutnych zakłamanych ludzi, których życie składa się głównie z problemów.
10
Iwonek0206

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka,.
00
Adella60
(edytowany)

Całkiem niezła

Naiwny i zakłamany świat przedświąteczny. I nagle wszystko w jedną godzinę się wywraca i mamy podany bajkowy rytuał świąteczny. Nie dziękuję
00
mkoston

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę fajna ciepła książka. Budzi optymizm i poprawia nastrój Dobrze przeczytana. Polecam.
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna, słodko- gorzka powieść świąteczna w której pokazane są najważniejsze wartości . Natasza Socha w najwyższej formie
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: DO­ROTA WIERZ­BICKA
Re­dak­cja: DO­MI­NIKA WRE­SIŁO
Ko­rekta: ANNA MI­LEW­SKA, MA­RIA ROLA, ANETA TKA­CZYK
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: PA­WEŁ PAN­CZA­KIE­WICZ/PAN­CZA­KIE­WICZ ART.DE­SIGN
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Na­ta­sza So­cha © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2023
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07897-6
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁ 1

W sta­ro­żyt­nym Rzy­mie w Sa­tur­na­lia, czyli święto ku czci le­gen­dar­nego władcy Ita­lii, który na­uczył lu­dzi upra­wiać rolę i wi­no­grona, od­by­wa­jące się w dniach od 17 do 23 grud­nia, przy­stra­jano drzewa li­ścia­ste blusz­czem i lau­rem, aby bła­gać boga o uro­dzaj na przy­szły rok.

Julka pod­nio­sła głowę, otwo­rzyła sze­roko usta, za­mknęła oczy i po­łknęła pierw­szy tej zimy pła­tek śniegu. Jej twarz roz­ja­śnił uśmiech. To był jej co­roczny ry­tuał, któ­rego na­uczyli ją ro­dzice. Po­łknię­cie śnie­żynki zwia­sto­wało udane święta oraz moc pre­zen­tów pod cho­inką. Ta­kich jak na przy­kład cu­downy zie­lony swe­ter, który ide­al­nie pa­so­wałby do jej zie­lo­nych oczu. Miała wtedy trzy­na­ście lat i taki swe­ter był jej ma­rze­niem. Nie mo­gła uwie­rzyć, kiedy go w końcu do­stała. Z prze­ję­ciem do­ty­kała mięk­kiej wełny i wą­chała jej za­pach. A po­tem nie chciała go zdjąć na­wet do snu. Albo Zhu Zhu Pet, gry­zoń ro­bot przy­po­mi­na­jący cho­mika. Do­stała go, kiedy miała sie­dem lat, i od razu po­ko­chała szczerą mi­ło­ścią. Cho­mik cu­dow­nie mru­czał, bie­gał po ca­łym domu, a gdy się zmę­czył, po pro­stu spał.

Pięć lat temu nie po­łknęła płatka śniegu, ja­koś o tym za­po­mniała. Czy wła­śnie dla­tego wy­da­rzyła się tra­ge­dia?

Julka ob­li­zała spierzch­nięte usta, po­pra­wiła zie­loną czapkę i po­stu­kała w okno skle­po­wej wy­stawy, na któ­rej dwie sprze­daw­czy­nie ubie­rały cho­inkę. Była koń­cówka li­sto­pada, a więc naj­wyż­szy czas na świą­teczną aran­ża­cję. Obie ko­biety po­ma­chały jej i chyba na­wet się uśmiech­nęły. Julka zmru­żyła oczy i za­pa­trzyła się w bo­żo­na­ro­dze­niowe drzewko.

Każda z ozdób, które po­ja­wiają się na tra­dy­cyj­nych cho­in­kach, ma swoje zna­cze­nie. Jabłko na­wią­zuje do raj­skiego owocu, dzwo­neczki sym­bo­li­zują do­brą no­winę, aniołki – opiekę Bożą, a łań­cu­chy – znie­wo­le­nie grze­chem, cho­ciaż nie­któ­rzy wie­rzą, że ra­czej wzmac­niają one ro­dzinne więzy. Naj­waż­niej­sza jest oczy­wi­ście gwiazda be­tle­jem­ska, którą umiesz­cza się na wierz­chołku drzewka. Jest sym­bo­lem świa­tła pro­wa­dzą­cego do domu zbłą­ka­nych wę­drow­ców. Tyle mówi tra­dy­cja.

Ju­lia zda­wała so­bie jed­nak sprawę z tego, że tra­dy­cję już dawno wy­parła ko­mer­cja, a także moda na kon­kretne ozdoby. Cho­inka stała się nie tyle sym­bo­lem świąt, ile od­zwier­cie­dle­niem pew­nego sta­tusu, do­wo­dem na to, że ktoś zna się na tren­dach i ma do­bry gust.

W tym roku dziew­czyna miała nie­ła­twe za­da­nie, bo już we wrze­śniu ze­brała zle­ce­nia na ubra­nie aż sie­dem­na­stu cho­inek. Pro­blem w tym, że więk­szość klien­tów chciała, aby Julka w ra­mach so­lid­nych przy­go­to­wań po­ja­wiała się w ich domu naj­czę­ściej, jak się da, a na ty­dzień przed Wi­gi­lią przy­stro­iła samą cho­inkę. Po­go­dze­nie tych wszyst­kich ży­czeń było zwy­czaj­nie nie­wy­ko­nalne. Sie­dem­na­ście zle­ceń roz­ło­żyła za­tem w cza­sie, a na gru­dzień zo­sta­wiła so­bie klu­czo­wych klien­tów: cztery domy, a do­kład­niej cztery za­możne, in­flu­en­cer­skie ro­dziny, które wpła­ciły gi­gan­tyczne za­liczki, by na pewno mieć drzewko pięk­niej­sze niż w do­mach in­nych gwiazd i zwy­kłych użyt­kow­ni­ków me­diów spo­łecz­no­ścio­wych.

Po­zo­stali klienci zgo­dzili się, by cho­inki w ich sa­lo­nach sta­nęły już w li­sto­pa­dzie, a na­wet uznali to za cał­kiem do­bry po­mysł. Zgod­nie orze­kli, że w ten spo­sób wy­dłu­żają so­bie ra­dość ocze­ki­wa­nia.

Nie byli w tym od­osob­nieni, osta­tecz­nie pierw­sze świą­teczne de­ko­ra­cje po­ja­wiły się w Po­zna­niu już w oko­li­cach paź­dzier­nika, a prze­cież po dro­dze było jesz­cze Hal­lo­ween. Nie od dziś wia­domo, że im czę­ściej czło­wiek jest bom­bar­do­wany re­klamą, tym ła­twiej jej ulega, choćby pod­świa­do­mie. Dzięki temu udaje się prze­dłu­żyć okres świą­tecz­nych za­ku­pów, by w grud­niu osią­gnąć kon­su­menc­kie apo­geum.

Cztery ro­dziny nie chciały wszakże sły­szeć o li­sto­pa­dzie, bo w tym cza­sie miały za­pla­no­waną inną stra­te­gię w so­cial me­diach i nie mo­gły na­ru­szyć tego har­mo­no­gramu. W grę wcho­dził za­tem wy­łącz­nie gru­dzień. Od każ­dej klientki wy­pły­nęła go­rąca prośba, żeby de­ko­ra­cje były na­prawdę wy­jąt­kowe. Inne niż wszyst­kie.

Ju­lia wy­zna­wała za­sadę ab­so­lut­nej dys­kre­cji i ni­gdy nie roz­ma­wiała o swo­ich klien­tach. Nie po­da­wała na­zwisk, nie su­ge­ro­wała, kto jesz­cze za­mó­wił u niej ubie­ra­nie cho­inki, wła­ści­wie w ogóle nie po­ru­szała tego te­matu.

Gdyby ktoś jej kilka lat temu po­wie­dział, że naj­wię­cej pie­nię­dzy za­robi w grud­niu, i to tylko dzięki ubie­ra­niu bo­żo­na­ro­dze­nio­wych drze­wek w do­mach in­flu­en­ce­rów, pew­nie po­pu­ka­łaby się w czoło. A jed­nak liczba osób nie­zde­cy­do­wa­nych, które nie miały po­ję­cia, jak za­brać się do de­ko­ro­wa­nia cho­inki, czy też po pro­stu się bały, że zro­bią to źle, ro­sła z każ­dym ro­kiem. Przy­naj­mniej tak wy­ni­kało z in­sta­gra­mo­wych fo­tek i wy­dłu­ża­ją­cej się li­sty klien­tów Julki.

Czy były to chwi­lowe ka­prysy? Coś w ro­dzaju mody? A może wła­śnie strach przed tym, że ob­ser­wu­jący źle oce­nią do­mowe drzewko, sko­men­tują w nie­przy­jemny spo­sób, a po­tem bę­dzie się to od­bi­jało czkawką przez cały rok? Ży­cie in­flu­en­ce­rów wcale nie jest ta­kie ła­twe. Zwłasz­cza w grud­niu, kiedy wszystko musi być per­fek­cyjne. Cho­inka to prze­cież główny sym­bol świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia. Przy­ciąga wzrok i pięk­nie pre­zen­tuje się na zdję­ciach. Oczy­wi­ście pod wa­run­kiem, że jest ory­gi­nal­nie ude­ko­ro­wana. Cu­dow­nie by­łoby zgar­nąć dzięki niej bo­żo­na­ro­dze­niowe lajki i wy­grać w nie­for­mal­nym kon­kur­sie na naj­pięk­niej­sze #in­sta­święta...

Wszystko za­częło się trzy lata temu, kiedy Julka wy­je­chała do swo­jej ciotki do Lon­dynu i tam zu­peł­nie przy­pad­kowo ze­tknęła się ze zja­wi­skiem ubie­ra­nia cho­inek na zle­ce­nie. Usły­szała kie­dyś, jak ciotka Magda, która w Lon­dy­nie ka­zała mó­wić na sie­bie Ma­de­le­ine, dys­ku­to­wała z są­siadką o tym, ile pie­nię­dzy trzeba bę­dzie wy­dać w tym roku na świą­teczne de­ko­ra­cje.

– Wy­obraź so­bie, że bo­gaci lon­dyń­czycy prze­zna­czają na­wet kilka ty­sięcy fun­tów na pro­fe­sjo­nalne de­ko­ro­wa­nie domu! Nie je­stem pewna, czy mnie na to stać, ale kilka stó­wek mo­gła­bym za­in­we­sto­wać. Przy­naj­mniej w samą cho­inkę – za­sta­na­wiała się gło­śno ciotka.

Julka była pewna, że się prze­sły­szała.

– Cio­ciu, ty tak se­rio? – spy­tała zdu­miona, kiedy są­siadka już so­bie po­szła.

– Oczy­wi­ście. Dy­rek­to­rzy du­żych firm, ce­le­bryci i ar­ty­ści płacą ogromne sumy de­ko­ra­to­rom, któ­rzy in­sta­lują im w domu cho­inkę i inne ozdoby, a na drzwiach wej­ścio­wych wie­szają wie­niec.

– Na­prawdę ist­nieje ktoś taki jak in­sta­la­tor wieńca na drzwiach? – ro­ze­śmiała się Julka.

Ciotka Ma­de­le­ine wzru­szyła ra­mio­nami.

– Wy­czy­ta­łam ostat­nio w spe­cjal­nym ra­por­cie „The Gu­ar­dian”, że je­den z miesz­kań­ców Lon­dynu syp­nął około osiem­dzie­się­ciu ty­sięcy fun­tów na de­ko­ra­cje i do­datki, w tym lo­do­wi­sko oraz dwa żywe re­ni­fery. Świat się zmie­nia, moja droga, po­dob­nie jak moda na różne rze­czy. Kie­dyś cho­inka nie była aż tak ważna jak te­raz.

– A mnie się wy­da­wało, że za­wsze była główną bo­ha­terką świąt... – Julka zmarsz­czyła nos.

Ciotka Ma­de­le­ine tylko mach­nęła ręką.

– Cho­dzi o to, że te­raz jest czymś wię­cej niż tylko bo­żo­na­ro­dze­nio­wym drzew­kiem. W isto­cie po­ka­zuje światu, czy masz gust. Czy orien­tu­jesz się w naj­now­szych tren­dach, czy wiesz, co w tra­wie pisz­czy.

– Chcesz mi po­wie­dzieć, że cho­inka po­winna być modna? Tak jakby... ubie­rać się u naj­lep­szych pro­jek­tan­tów?

Ciotka ski­nęła głową.

– Coś w tym stylu. Zresztą nie mó­wię tu tylko o niej, ale o wszyst­kich bo­żo­na­ro­dze­nio­wych do­dat­kach. Cho­dzi o to, żeby de­ko­ra­cje były nie­stan­dar­dowe i wy­róż­niały się na tle tych, które mają są­sie­dzi. Nie­któ­rzy na przy­kład za­ma­wiają ogromną liczbę po­zła­ca­nych lub wy­sa­dza­nych krysz­tał­kami bom­bek. Cel jest je­den: nie ku­po­wać tego, co wszy­scy. Nie ma nic gor­szego niż ślepe po­dą­ża­nie za tłu­mem. No chyba nie mu­szę ci tłu­ma­czyć ta­kich rze­czy.

– Za­wsze wy­da­wało mi się, że ubie­ra­nie cho­inki ma w so­bie coś ma­gicz­nego. Że lu­dzie lu­bią ro­bić to sa­mo­dziel­nie, bo wtedy mogą do­tknąć du­cha świąt. Je­śli wiesz, co mam na my­śli... – Julka na­dal nie mo­gła zro­zu­mieć tego trendu.

Ciotka Ma­de­le­ine naj­wy­raź­niej nie miała z tym pro­blemu.

– Ale czasy się zmie­niają, po­dob­nie jak na­sta­wie­nie do pew­nych rze­czy. I do­sko­nale ro­zu­miem, dla­czego ktoś wzywa kwia­ciarkę z Kni­ghts­bridge tylko po to, żeby za­wie­siła wie­niec na drzwiach wej­ścio­wych, a po­tem usta­wiła i ude­ko­ro­wała rzadką od­mianę jo­dły. Koszt to mi­ni­mum ty­siąc pięć­set fun­tów, ale wy­da­tek się opłaci.

– Niby jak? – wtrą­ciła scep­tycz­nie Julka.

– Lon­dyń­ska elita co roku pro­wa­dzi świą­teczną bi­twę. Każ­demu za­leży na za­pre­zen­to­wa­niu światu spek­ta­ku­lar­nych de­ko­ra­cji. Stąd za­po­trze­bo­wa­nie na pro­fe­sjo­nalne firmy even­towe, które po­tra­fią stwo­rzyć zi­mową kra­inę cza­rów w do­mach i ogro­dach. Są w sta­nie na­wet ścią­gnąć ak­to­rów do ode­gra­nia roli Mi­ko­łaja lub anio­łów. Ja aku­rat uwa­żam, że nie ma w tym nic złego. Osta­tecz­nie, je­żeli ktoś ma pie­nią­dze, to niech je so­bie wy­daje, na co chce. Święta to prze­cież nie­koń­czący się stru­mień go­tówki, prawda? Wy­da­wajmy pie­nią­dze z ra­do­ścią, za­miast li­czyć każdy grosz – orze­kła i wzru­szyła bez­tro­sko ra­mio­nami.

Kiedy Ju­lia wró­ciła do Pol­ski, na kilka mie­sięcy za­po­mniała o tym, co zo­ba­czyła w Lon­dy­nie i co usły­szała od ciotki, ale już pod ko­niec wa­ka­cji ko­lej­nego roku przy­szedł jej do głowy pe­wien po­mysł. A co, je­śli za­ofe­ro­wa­łaby po­dobne usługi na ro­dzi­mym rynku? Pol­scy ce­le­bryci na pewno nie chcieli być gorsi od swo­ich ko­le­gów z za­gra­nicy. Święta Bo­żego Na­ro­dze­nia już od dawna były do bólu ko­mer­cyjne, z tym nie mu­siała wszak dys­ku­to­wać. Dla­tego kto wie, może od­płatna po­moc w or­ga­ni­za­cji per­fek­cyj­nych #in­sta­świąt wcale nie jest tak nie­do­rzeczna, jak by się mo­gło wy­da­wać? Może nie wszy­scy od razu sku­szą się na to, by ich re­zy­den­cje zo­stały prze­ro­bione na scenę z Dziadka do orze­chów, z żoł­nie­rzami za­baw­kami na­tu­ral­nej wiel­ko­ści (ciotka opo­wia­dała o lon­dyń­skiej ro­dzi­nie, która wy­brała taki wła­śnie wy­strój), ale z całą pew­no­ścią chęt­nie sko­rzy­stają z moż­li­wo­ści mod­nego i ory­gi­nal­nego ude­ko­ro­wa­nia domu oraz sa­mej cho­inki. Prze­cież każdy ce­le­bryta miał swo­jego wi­za­ży­stę, sty­li­stę wło­sów, ma­ki­ja­ży­stę i pew­nie też de­ko­ra­tora wnętrz. Po­sia­da­nie pry­wat­nego de­ko­ra­tora cho­inki było więc tylko kwe­stią czasu. Oraz sno­bi­zmu. Julka miała pewne do­świad­cze­nie w tym te­ma­cie, cho­ciaż może nie­ko­niecz­nie zwią­zane z ubie­ra­niem bo­żo­na­ro­dze­nio­wych drze­wek. Ale od ja­kie­goś czasu pra­co­wała w wa­ka­cje w kwia­ciarni, gdzie zaj­mo­wała się mię­dzy in­nymi ukła­da­niem wią­za­nek i kwia­to­wych de­ko­ra­cji. Oka­zało się, że ma do tego smy­kałkę i wła­ści­cielka po­zwo­liła jej na­wet przy­go­to­wać kilka ślub­nych bu­kie­tów, które spo­tkały się z ab­so­lut­nym za­chwy­tem. Rok temu zro­biła za­tem kurs flo­ry­styczny i te­raz warto by­łoby z tego sko­rzy­stać. Cho­ciaż nie lu­biła so­cial me­diów, mo­gła przy­naj­mniej na nich „za­ro­bić”.

W ten wła­śnie spo­sób Julka roz­po­częła swoją przy­godę z ubie­ra­niem drze­wek na zle­ce­nie. Co prawda, tro­szeczkę na­gięła rze­czy­wi­stość, chwa­ląc się w CV de­ko­ro­wa­niem do­mów naj­bo­gat­szych lon­dyń­czy­ków, miała jed­nak ci­chą na­dzieję, że nikt tego nie spraw­dzi. Z opo­wie­ści ciotki Ma­de­le­ine stwo­rzyła wła­sną hi­sto­rię, a na­stęp­nie opu­bli­ko­wała re­klamę w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Na In­sta­gra­mie za­ło­żyła pro­fil i opa­trzyła go krót­kim opi­sem: „de­ko­ra­torka cho­inek”. Nie wrzu­ciła zbyt wielu fo­tek, za to wszyst­kie pro­fe­sjo­nalne i z całą pew­no­ścią przy­ku­wa­jące uwagę.

I to był strzał w dzie­siątkę. Mimo że w pierw­szym roku dzia­łal­no­ści miała tylko kilka zle­ceń, to i tak wy­star­czyło na po­kry­cie cze­snego za ko­lejny rok stu­diów, za­kup wy­ma­rzo­nego ro­weru i na parę faj­nych ciu­chów, a na­wet udało jej się ciut odło­żyć. Wszy­scy chwa­lili jej kre­atyw­ność i obie­cali, że po­lecą ją swoim zna­jo­mym. Pu­bli­ku­jąc zdję­cia na In­sta­gra­mie, za­wsze ozna­czali Julkę, co rów­nież oka­zało się przy­datne w pro­mo­cji biz­nesu.

„Sty­listka Bo­żego Na­ro­dze­nia”.

„Kró­lowa de­ko­ro­wa­nia cho­inek”.

„Won­der Wo­man świata świą­tecz­nych bi­be­lo­tów” – to tylko nie­które z mnó­stwa ko­men­ta­rzy, ja­kie prze­czy­tała na te­mat swo­jej pracy. W tym roku liczba za­mó­wień prze­kro­czyła wszel­kie jej ocze­ki­wa­nia. Julka po­my­ślała na­wet, że do­brze by­łoby mieć po­moc­nika, cho­ciaż wcale nie za­mie­rzała od­da­wać swo­jego po­my­słu ko­muś in­nemu. Je­dyny pro­blem po­le­gał na tym, że okres przed­świą­teczny był zde­cy­do­wa­nie za krótki, żeby zdo­łała za­dbać o wszyst­kich klien­tów. Do­brze, że część zde­cy­do­wała się na współ­pracę w li­sto­pa­dzie. Cztery ro­dziny, które uparły się na gru­dzień, miały za­miar re­gu­lar­nie bom­bar­do­wać me­dia spo­łecz­no­ściowe in­for­ma­cjami o tym, że wiel­kie przy­go­to­wa­nia już się roz­po­częły. Fotki mu­siały po­ja­wiać się w okre­ślo­nych od­stę­pach czasu i za każ­dym ra­zem wzbu­dzać po­wszechny za­chwyt. Ten z ko­lei prze­kła­dał się na za­in­te­re­so­wa­nie ko­lo­ro­wej prasy oraz plot­kar­skich por­tali, któ­rych niby nikt nie lu­bił, ale nikt też nie miał nic prze­ciwko temu, żeby tam o nim wspo­mniano. Nie­ważne, w ja­kim kon­tek­ście, ważne, żeby roz­lało się po sieci.

Osta­tecz­nie Julce udało się ja­koś do­grać wszyst­kie ter­miny, cho­ciaż wy­glą­dało na to, że w grud­niu nie bę­dzie miała zbyt wiele wol­nego. Mu­siała po­świę­cić na pracę rów­nież nie­które so­boty i nie­dziele, by ty­dzień przed samą Wi­gi­lią po­sta­wić kropkę nad i, czyli ude­ko­ro­wać bo­żo­na­ro­dze­niowe drzewka. Nie mo­gła oczy­wi­ście po­ja­wić się w domu klienta tylko raz. W grę wcho­dziły re­gu­larne wi­zyty, żeby wszystko skru­pu­lat­nie prze­ana­li­zo­wać, za­pla­no­wać, uzgod­nić, a po­tem roz­po­cząć świą­teczne przy­go­to­wa­nia.

Ale może to i do­brze, że bę­dzie miała co ro­bić. Nie lu­biła prze­cież grud­nia.

– Cie­szy mnie twoja smy­kałka do in­te­re­sów – po­wie­dział dzia­dek Ju­lii, z któ­rym miesz­kała w ka­mie­nicy bli­sko Sta­rego Rynku w Po­zna­niu.

Po śmierci ro­dzi­ców dziew­czyny to wła­śnie pan An­toni za­opie­ko­wał się wnuczką, która miała wtedy nie­spełna sie­dem­na­ście lat. I zro­bił to tak do­brze, że Julka nie wy­obra­żała so­bie dnia, w któ­rym mia­łaby się wy­pro­wa­dzić i roz­po­cząć sa­mo­dzielne ży­cie. Być może był już na to czas, ale ona pró­bo­wała na ra­zie o tym nie my­śleć. Żyli w zgo­dzie w dwu­po­ko­jo­wym miesz­ka­niu dziadka, bo Julka nie chciała wra­cać do tego, w któ­rym miesz­kała z ro­dzi­cami i które przy­po­mi­nało jej dawne czasy. Pan An­toni sprze­dał je za­tem, a nie­wiel­kie pie­nią­dze, ja­kie zo­stały po spła­cie kre­dytu, umie­ścił na kon­cie Julki, cho­ciaż tro­chę za­bez­pie­cza­jąc w ten spo­sób jej przy­szłość. Przy­naj­mniej tyle mógł dla niej zro­bić.

Z dziad­kiem Julce miesz­kało się bar­dzo do­brze, głów­nie dzięki jego trzeź­wemu spoj­rze­niu na świat. Ni­gdy nie owi­jał w ba­wełnę i za­wsze mó­wił to, co my­ślał. Był przy tym wy­jąt­kowo wy­ro­zu­miały dla in­nych, w prze­ci­wień­stwie do niej.

– W za­sa­dzie to na­tchnęła mnie ciotka Ma­de­le­ine. I po­my­śleć, że mogę za­ra­biać na czymś, co czło­wiek po­wi­nien ro­bić sam. Smutne to... A za­ra­zem głu­pie – do­dała po chwili. – Ja ro­zu­miem, że ktoś może nie wie­dzieć, jak się gra na uku­lele, ale chyba nie jest trudno za­wie­sić bombkę na cho­ince. – Po­krę­ciła z nie­do­wie­rza­niem głową.

Dzia­dek się za­śmiał.

– Do­my­ślam się, że nie cho­dzi tu tylko o samo za­wie­sze­nie bombki... Bombka to bombka, czy może coś mi umknęło w ostat­nich la­tach?

– To ra­czej taka prze­no­śnia. Cho­dzi o to, żeby cho­inka wy­glą­dała nie­ty­powo.

– To może za­wieś na niej su­szoną kieł­basę – za­pro­po­no­wał dzia­dek.

Julka za­chi­cho­tała.

– Su­szona kieł­basa zde­cy­do­wa­nie nie jest in­sta­gra­mowa. Za­nim zde­cy­duję, jak po­winno wy­glą­dać drzewko, mu­szę od­wie­dzić ro­dzinę, do­kład­nie obej­rzeć dom, oce­nić ko­lo­ry­stykę wnętrz, wy­strój i mnó­stwo in­nych rze­czy. – Julka prze­wró­ciła oczami. – Poza tym mu­szę za­pro­po­no­wać co naj­mniej pięć po­my­słów do wy­boru, żeby klienci byli prze­ko­nani, że to oni po­dej­mują de­cy­zje. Mu­simy wszystko szcze­gó­łowo usta­lić, za­pla­no­wać... Mo­żesz mi wie­rzyć, że jest to rów­nie trudne, jak przy­go­to­wa­nia do ślubu.

Pan An­toni zmarsz­czył za­baw­nie nos.

– Masz ra­cję, tro­chę to smutne – orzekł po chwili – choć może się cze­piamy? Może kryje się za tym coś wię­cej?

– Ab­so­lut­nie nie. Zde­cy­do­wa­nie nie ma w tym dru­giego dna. Ale przy­naj­mniej mam dzięki temu do­bry za­ro­bek.

Julka od za­wsze uwa­żała, że de­ko­ro­wa­nie domu, a już zwłasz­cza cho­inki, jest czymś in­tym­nym, ro­dzin­nym, czymś, co scala miesz­kań­ców domu i po­wo­duje, że ma się jesz­cze więk­szą ochotę na święta. Lecz naj­wy­raź­niej nie o to w tym wszyst­kim cho­dziło.

– Za­czy­nam ju­tro w domu pań­stwa Mar­czyń­skich – po­wie­działa jesz­cze, zer­ka­jąc na na­zwi­sko za­pi­sane w te­le­fo­nie. – Mają ogromną willę urzą­dzoną na bo­gato. Tak wnio­skuję po zdję­ciach na In­sta­gra­mie. Z roz­mowy przez te­le­fon wiem jesz­cze, że klientka nie pra­cuje, jej mąż pro­wa­dzi ja­kiś biz­nes. Aha, i mają córkę.

– Dziwne, że dziecko nie po­trafi przy­stroić cho­inki. Czy po pro­stu jej nie po­zwa­lają? – za­sta­no­wił się pan An­toni.

Julka uśmiech­nęła się pod no­sem.

– Moż­liwe, że nie ma do tego smy­kałki. Albo że de­ko­ro­wa­nie domu nie jest dla niej wy­star­cza­jąco cie­kawe. Zresztą, nie­ważne. Nie będę w to wni­kać, osta­tecz­nie to moje naj­droż­sze zle­ce­nie. Wy­obraź so­bie, że za­płacą mi osiem ty­sięcy! Pierw­sza tran­sza już na po­czątku grud­nia, a więc za chwilę.

– Ile? – Pan An­toni zła­pał się za serce. – Prze­cież to jest czte­ro­krot­ność mo­jej eme­ry­tury! I to za co! Za do­pa­so­wa­nie cho­inki pod ko­lor po­koju i ubra­nie jej w drogą su­kienkę... Bez urazy. Ależ chciał­bym to zo­ba­czyć! Julka, a może po­wiedz, że przy­pro­wa­dzisz ze sobą po­moc­nika Świę­tego Mi­ko­łaja. Je­stem w sta­nie za­ło­żyć sztuczną siwą brodę i wbić się w czer­wony ku­bra­czek. – Wy­dął śmiesz­nie po­liczki. – To co, weź­miesz mnie pod uwagę?

Dziew­czyna tylko się uśmiech­nęła, a po­tem po­de­szła do dziadka i po­ca­ło­wała go w czoło. Lu­biła jego iro­niczne po­czu­cie hu­moru i to, że tak cel­nie punk­to­wał naj­więk­szą głu­potę. Ale te pie­nią­dze były jej po­trzebne, a per­spek­tywa ła­twego za­robku bar­dzo ku­sząca. Mo­głaby je póź­niej prze­zna­czyć bez więk­szych wy­rzu­tów su­mie­nia na swoje przy­jem­no­ści. A skoro ktoś chciał je wy­dać i nie ro­bił z tego żad­nego pro­blemu, to dla­czego ona mia­łaby nie sko­rzy­stać? Dzięki ła­two za­ro­bio­nej go­tówce nie mu­siała ru­szać ka­pi­tału ze sprze­daży miesz­ka­nia.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki