Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
513 osoby interesują się tą książką
Dla fanów Haunting Adeline oraz Little Stranger!
Potrafił wykonywać sztuczki, których oni nie znali.
Tylko Cartier Nero – księżniczka Mayhem – stanowiła dla niego wyzwanie.
Dziewczyna dorastała w otoczeniu wielu braci. Ale ci z organizacji Kiznitch nie byli jej prawdziwą rodziną. Mimo to właśnie tak ich odbierała, oprócz Keatona Cicero.
Nigdy nie traktowała go jak brata, nie potrafiła patrzeć na niego w ten sposób.
Kochanie kogoś takiego jak on nigdy nie wydawało się proste. Tkwiącego w nim mroku nie dało się zaakceptować.
Przez całe życie jej bracia robili wszystko, żeby chronić swoją księżniczkę. Wkrótce jednak się okaże, że to nie ona potrzebowała ochrony.
Tylko oni.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 436
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: In Chaos We Reign
Copyright © Amo Jones 2022
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Marta Grandke
Korekta: Katarzyna Dziedzicka, Martyna Janc, Martyna Góralewska
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
Projekt okładki: Hang Le
ISBN 978-83-8418-266-6 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Jeden
Dwa
Trzy
Cztery
Pięć
Sześć
Siedem
Osiem
Dziewięć
Dziesięć
Jedenaście
Dwanaście
Trzynaście
Czternaście
Piętnaście
Szesnaście
Siedemnaście
Osiemnaście
Dziewiętnaście
Dwadzieścia
Dwadzieścia jeden
Dwadzieścia dwa
Dwadzieścia trzy
Dwadzieścia cztery
Dwadzieścia pięć
Epilog
Grande finale
Podziękowania
Przypisy
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Moim czytelniczkom i czytelnikom. Gdyby nie Wy, postacie z moich książek dręczyłyby tylko mnie.
Cartier
Szesnaście lat
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że Kyrin jest szalony. Miałam dwanaście lat i patrzyłam, jak odrywa mięso od kości mężczyzny, po tym jak ten mnie porwał i zamknął w opuszczonym domu, żeby pobawić się w przebieranki. Facet był obcy i choć nasz rodzinny biznes oznaczał ryzyko, nie wiązał się w żaden sposób z Midnight Mayhem czy Kiznitch. Mój wspaniały brat bez mrugnięcia okiem rozerwał tamtego na strzępy gołymi rękami. Dzisiejsza noc jest taka jak wtedy, tylko gorsza. Gorsza, bo spróbował mnie skrzywdzić ktoś, kogo znam.
Drzwi wejściowe zatrzaskują się i wlewam do wanny różowy płyn do kąpieli z kaszmirem. Sięgam po telefon leżący na blacie, otwieram Spotify i włączam OT Niykee Heaton. Sprawdzam, czy woda jest wystarczająco ciepła, i wchodzę do niej, chlapiąc na podłogę z ciemnego, żyłkowanego marmuru. Potem zamykam oczy i próbuję zmyć z siebie miniony wieczór. Nie chcę, żeby Kyrin słyszał, jak płaczę, bo wiem, że tylko jeszcze bardziej by się wkurzył. Radziłam sobie z tą szkołą, odkąd rodzice mnie do niej wpakowali, a brat uparł się, że mam się trzymać z dala od Mayhem, i nadal będę sobie z nią radzić, gdy pojedzie w trasę. Teraz potrzebuję spokoju. Potrzebuję nic nie czuć. Nic nie widzieć. Nic nie słyszeć. Mówią, że utonięcie to najspokojniejsza śmierć, i potrafię sobie wyobrazić dlaczego. Po kilku minutach duszenia z radością wita się uczucie odrętwienia. Tak jak teraz. Pustka. Zawieszona między sferą życia i śmierci, mogę leżeć i wstrzymywać oddech, aż po prostu… umrę.
Czyjaś ręka łapie mnie za szyję i wyrywa z zamroczenia. Wynurzam się i z wściekłością ocieram twarz. Co jest, kurwa?! Otwieram oczy i widzę Keatona, jednego z czterech braci Kiznitch. On i Kyrin są nierozłączni od urodzenia – jak wszyscy – ale Keaton nie wydaje się taki jak reszta. Jest po prostu… inny.
Zaciskam usta i przyglądam się ubraniu, które nosi. Plamy krwi pokrywają markowe dżinsy, a kiedy w końcu patrzę na jego twarz, widzę błoto i więcej czerwieni na policzku i koszuli. Bracia Kiznitch to moje przybrane rodzeństwo, wszyscy z wyjątkiem Keatona. On nie jest dla mnie jak brat, a to głównie dlatego, że nigdy nie traktował mnie tak jak pozostali. Raczej go nie wkurzam, ale też nie przepada za mną. Zawsze po prostu był. W każdym razie od dłuższego czasu. Ale nie wiem, czy to, co nas łączy, nazwałabym normalną przyjaźnią. Dostaję skrętu kiszek za każdym razem, gdy przyłapię Keatona na gapieniu się na mnie, a im jestem starsza, tym częściej się to zdarza, co nie zmienia faktu, że oboje z tym walczymy. Prawdopodobnie bardziej niż którykolwiek z pozostałych Braci, nie licząc Kyrina.
– Keaton, co jest, kurwa? – Oparta plecami o wannę patrzę na niego. Uderzam palcem o kran, aby puścić gorącą wodę.
Kątem oka widzę, jak klęka, następnie zaciska palce na moim podbródku i przybliża do siebie nasze twarze. Gdy przyszpila mnie spojrzeniem, wstrzymuję oddech. Keaton jest najstraszniejszy ze wszystkich Braci – dla wszystkich oprócz mnie. Mrok ciągnie się za nim wszędzie i choćby nie wiem, co robił, nigdy się go nie pozbędzie. Pod powierzchnią tych boskich rysów kryje się udręka. Zawsze martwiło mnie to, że nie zdołam jej usunąć. Ale tego nikt nie dokona.
– Ktoś jeszcze był w to zamieszany? – Pytanie zadaje tak niskim głosem, że brzmi jak ostrzeżenie. Zatracam się w myślach, wodząc wzrokiem po jego wydatnych wargach.
– Nie – szepczę, choć nie bez trudu, bo ślina zbiera mi się w gardle.
Keaton prostuje się, zdejmuje buty, ściąga koszulkę przez głowę i rzuca ją w kąt.
– Keaton… – ostrzegam. – Jeśli Kyrin…
– Naprawdę mam to teraz w dupie, Tygrysie. – Zamykam oczy i opieram się o krawędź wanny.
Słyszę brzęk paska upadającego na podłogę, potem zapada długa cisza. Gdy już myślę, że nie zrobi tego, co zamierzał, czuję, jak trąca mnie nogą, i kładzie się w wannie po przeciwnej stronie. Keaton i ja trzymamy się na dystans. Myślę, że często wyobrażam sobie pewne rzeczy. Długie spojrzenia, muśnięcie dłoni, dotyk. Walczymy z całych sił, ale wyraźnie nam na sobie zależy – to było oczywiste od samego początku. Granice nigdy nie zostały jasno wytyczone.
Aż do teraz.
Powinnam przynajmniej zostawić włączone światło i nie zapalać tylu świec. Nie zdaję sobie sprawy, że wstrzymuję oddech, dopóki nie wypuszczam go powoli, spazmatycznie i rozpaczliwie.
– Otwórz oczy.
Powoli to robię. Przygryzam dolną wargę, gdy przyłapuję go na wpatrywaniu się we mnie. Włosy ma wilgotne i sterczą niedbale, jakby właśnie przeciągnął po nich mokrą dłonią. Jego policzki zaczerwieniły się od gorącej wody. Keaton jest duży, większy niż pozostali Bracia, więc cały tors wystaje mu ponad pianę, a długie ramiona rozciągają się szeroko na krawędziach wanny. Skupiam się na jednym z demonów wytatuowanych z przodu jego szyi. Nazwał go „mój zwierzak”. Kiedy miałam dwanaście lat, próbował mnie nim straszyć. Mówił, że jeśli znajdę sobie chłopaka, to stwór ożyje i go zamorduje. Nigdy się nad tym zbytnio nie zastanawiałam, aż do teraz.
– Chcesz o tym pogadać? – pyta. Jego głos brzmi tak nisko, że przypomina szept. Gdyby nie zaciśnięte zęby, powiedziałabym, że pozostaje spokojny. Ale tak nie jest. Nie chcę o tym rozmawiać ani o tym myśleć. O fiucie, który zamyka się ze mną i swoją dziwną dziewczyną w sypialni i mnie odurza? Nie, dzięki. Zdecydowanie nie.
– Narobiliście dużo bałaganu? – Zanurzam palce w pianie, formując z niej górkę środkowym palcem.
– Wiesz, że nie możemy o tym z tobą rozmawiać. – Jego dłonie zbliżają się do moich. Przestaję bawić się bąbelkami i patrzę na niego zza wilgotnych rzęs.
Serce tłucze mi się w piersi, a między udami czuję mrowienie, gdy jego ciemne tęczówki zatrzymują się na moich.
– Chodź do mnie.
– Keaton…
Przewraca oczami, muska mi twarz palcami, zostawiając na niej pianę, i opiera się o wannę. Przenosi wzrok z powrotem na mnie, unosi lekko kącik ust.
– Chyba nie chcesz, żebym się powtarzał?
Keaton i ja nigdy nie flirtowaliśmy. A na pewno nie tak otwarcie jak teraz. To, co wydarzyło się dzisiejszej nocy, było gówniane i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie cieszę się, że siedzi tu ze mną. Dzięki niemu czuję się bezpiecznie.
Keaton to cichy obrońca grupy, działa zakulisowo, skutecznie. Dopiero gdy jest już za późno i wykrwawiasz się na chodniku, a życie przelatuje ci przed oczami, orientujesz się, że to on cię postrzelił.
Tkwimy w wannie. Nie wiem, czy on jest nagi, ale ja tak. Nie żeby ktoś z Kiznitch miał z tym problem, wszyscy widzieliśmy się bez ciuchów, więc nie dostrzegam w tym nic dziwnego.
Dziwne za to jest to, że cała ta wymiana zdań wcale nie wydaje się taka…
Przesuwam się do przodu, opieram dłonie na jego wytatuowanych kolanach, podczas gdy on je rozsuwa i kładzie głowę na brzegu wanny. Obejmuje mnie ramionami i przyciska do klatki piersiowej. Woda pryska na podłogę. Wzdycham, spoczywając na jego potężnym torsie. Cała udręka dzisiejszego wieczoru ulatnia się ze mnie, jakby wiedziała, że nie ma szans w konfrontacji z kimś, kto mi teraz towarzyszy. Nie czuję zaskoczenia, że Keaton nie zdjął bielizny. Oczywiście napięcie seksualne istnieje tylko w mojej głowie. Wszystko jest jednostronne. On tylko pociesza małą Lodową Księżniczkę, podczas gdy ja ślinię się na widok najlepszego przyjaciela mojego brata.
Przesuwa się i czuję jego wargi we włosach. Wodzę palcem po wewnętrznym bicepsie mężczyzny, śledząc wytatuowaną tam czaszkę i motocykl.
– Przykro mi, że musiałeś dziś kogoś zabić z mojego powodu.
Keaton najpierw na moment sztywnieje, a po chwili się odsuwa.
– Popatrz na mnie.
Jego głos wydaje się spokojny, ale na tyle stanowczy, że nie potrafię się mu sprzeciwić.
Przechylam głowę na bok i patrzę na niego z dołu, powieki mam ciężkie jak ołów. To pewnie przez sole magnezu1, które wcześniej wsypałam do wody. Cholera. Po co to zrobiłam?
Keaton mruga, gęste rzęsy poruszają się nad wysokimi kośćmi policzkowymi, ale on nie przerywa kontaktu wzrokowego.
– Zabiłbym dla ciebie każdego. – Odchyla się, sama muszę rozszyfrować jego słowa. – Jeśli to cokolwiek pomaga… – urywa, przesuwa dłonią po twarzy. – Ale to już wiesz.
Dopiero gdy unosi kącik ust, zdaję sobie sprawę, że wpatruję się w jego wargi. Delikatne, ale z wyraźnie zaznaczoną krzywizną łuku. Są idealne. Zbyt ładne jak na mężczyznę z demonicznymi tatuażami.
– O czym myślisz? Hmm? – To prawie jak obelga, która ma moc obudzenia wszystkich najbardziej intensywnych fantazji o nim. Snuję je, odkąd się dowiedziałam, że mogę je spełnić.
Wbijam w niego wzrok, wysuwam język i oblizuję dolną wargę.
– Nie jestem pewna, czy w ogóle myślę…
Jego uścisk staje się mocniejszy, wzrok przesuwa się na moje usta, a na twarzy pojawia się ten sam co zawsze pewny siebie uśmieszek.
– No dalej… – Pochyla się na tyle blisko, że czubki naszych nosów się stykają. – Zrób to.
Bez zastanowienia kładę dłoń na jego karku i siadam na nim okrakiem. Keaton kładzie mi rękę na biodrze – nie tyłku, tylko właśnie biodrze – ponownie opiera się o wannę, z tym swoim głupim uśmiechem na ustach. Nie powstrzymał mnie i według odebranych przeze mnie sygnałów, nie ma takiego zamiaru. Przełyka, a jabłko Adama porusza się w górę i dół. Zanim zdążę się wycofać i wrócić do roli „niedostępnej księżniczki”, stykam się z nim czołem. Keaton nieruchomieje na chwilę, nasze spojrzenia się krzyżują. Kiedy ustami zbliżam się do niego, a on widzi, że nie planuję się wycofać, zsuwa rękę z biodra na tyłek i rozchyla wargi. Serce mi zamiera, gdy zdaję sobie sprawę, że pozwala mi się pocałować. Jego usta są dokładnie tak miękkie, na jakie wyglądają. Pogłębiam gest, lekko pociągam za pasemko włosów ręką spoczywającą na jego karku. Liżę go po krzywiźnie wargi.
Jezu. Jego język. Wsuwa mi go do ust, a wolną rękę kładzie na drugim pośladku, przyciągając mnie do sporego wybrzuszenia między nogami.
Zaciska palce na moim tyłku i pogłębia pocałunek. Wbijam mu paznokcie w łopatki i kołyszę się na nim. Łechtaczka pulsuje pod wpływem tarcia, zaplatam uda na jego pasie, ale to i tak nic – dosłownie nic – w porównaniu z tym, jak wali mi serce od tego, że jest tak blisko. W tej pozycji. Między moimi nogami. Mogłabym się rozpaść tu i teraz, a on nawet by się nie zorientował.
Keaton wędruje w górę kręgosłupa, łapie mnie za włosy i odciąga od siebie.
Przyciskam kciuk do jego wydatnej dolnej wargi, czerwonej jak policzki.
– Nie… – Wiem, że mnie powstrzyma, ale po takim wstępie chyba naprawdę się rozpłaczę, jeśli nie pozwoli mi na to, na co nabrałam ochoty.
– Mała. – Mój żołądek wywija koziołki na słowa padające z jego ust, choć wiem, że następne będą rozczarowaniem. – Nie mogę tego z tobą zrobić. Oboje to wiemy…
Unoszę dłoń i przesuwam palcem po ostrych konturach jego podbródka.
– Proszę. – Zniżam się do błagania.
Całuje mnie delikatnie w szyję, a potem w ucho.
– Jeszcze nie.
Całe ciepło, które przetoczyło się przeze mnie pod wpływem pocałunków i dotyku, zaczyna się zamieniać w płynną lawę.
– Dobrze – szepczę nad jego ustami. – W takim razie będziesz oglądał, jak pieprzę się z kimś innym. Z KAŻDYM. Dopóki nie pogodzisz się z tym, że mój brat nie ma nic do gadania na temat tego, przed kim rozkładam nogi.
Nie reaguje. Co wcale mnie nie dziwi, ponieważ Keaton nie angażuje się emocjonalnie w takie głupie dramy. Nigdy nie daje się wciągnąć w coś takiego. Ale to nie oznacza, że jest pozbawiony emocji, ukrywa ich całe mnóstwo – i dlatego, gdy w końcu je uwalnia, są tak potężne. Prawdziwebłogosławieństwo.
Śmieje się, a jego oddech łaskocze mnie w szyję.
– Przede wszystkim to nie ma nic wspólnego z twoim bratem. Mogę cię zerżnąć, kiedy przyjdzie mi na to ochota. Myślisz, że się go boję? Zapominasz, że to ja nauczyłem go wszystkiego, co umie… – Bierze między zęby mój płatek ucha. – Chcesz się przekonać, na co mnie stać? To dalej, Tygrysie. Zobaczymy, ile jeszcze tatuaży mi zafundujesz.
*
Pierwszy raz jechałam na motocyklu, kiedy uciekałam przed Kyrinem. Moich rodziców prawie nigdy nie było w domu, ponieważ ciągle wyjeżdżali w trasę. Kiedy już wracali, mama chciała nam to jakoś wynagrodzić i piekła przepyszne donaty, które pozostawiały na języku słodki, maślano-cynamonowy posmak, przez co miało się ochotę na więcej jeszcze długo po ich zjedzeniu. Kyrin był zły, że pochłonęłam ostatni przysmak. Tak małostkowy jest mój brat. Wsiadłam na jego maszynę, która okazała się dla mnie o wiele za duża, i odpaliłam ją. Nie miałam czasu na zastanawianie się, przekręciłam manetkę i pojazd wystrzelił do przodu. Nie wiedziałam, jak zwolnić, zahamować czy się zatrzymać. Na szczęście rezydencja rodziny Nero graniczyła w Wiosce z leśną polaną. Słyszałam za sobą krzyk Kyrina – prawdopodobnie wrzeszczał coś o donatach. Wiatr targał mi włosami, ale nie odważyłam się spojrzeć na prędkościomierz. Dopiero gdy rozgryzłam sprzęgło, zmianę biegów i – na szczęście – hamulec, zapanowałam nad mocą między nogami. Jechałam przez las, nie oglądając się za siebie. Drzewa migały w zawrotnym tempie. Skręciłam w polną ścieżkę, którą często jeździł Kyrin, a ja tamtędy biegałam. Prowadziła do innych posiadłości, ale nigdy nie dotarłam do jej końca.
Dodałam gazu i motocykl pognał do przodu. Im szybciej jechałam, tym szerzej się uśmiechałam. Spojrzałam w końcu na licznik i zobaczyłam, jak wskazówka przechyla się przy nabieraniu prędkości. Potrzebowałam jej. Bardzo jej teraz potrzebowałam. Nie mogłam uwierzyć, że wszyscy Bracia dostali motocykle, a mnie nikt nigdy nie zapytał, czy też bym nie chciała jakiegoś. Co to za pieprzona, samcza dyskryminacja?
Wcisnęłam hamulec, gdy dojechałam do skrzyżowania, przechyliłam pojazd na bok i zamknęłam oczy. Silnik zadudnił pode mną.
Otworzyłam oczy i wjechałam z impetem na polanę bez ścieżki. Drzewa rosły tu rzadko. Nie wiedziałam, czy to naturalny stan rzeczy, czy Ojcowie kogoś wynajęli, tak czy inaczej nigdy nie było tu powalonych pni.
Zwolniłam, ale kontynuowałam z szybkością wystarczającą, aby wyglądało na to, że wiem, dokąd zmierzam. Wiatr nadal targał moją fryzurą, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wyminąwszy kamienie i gałęzie, zobaczyłam, że droga kończy się kilka metrów przede mną. Gdy wcisnęłam hamulec i zatrzymałam się przy krawędzi klifu, kurz i gałązki wystrzeliły w powietrze.
– Jasna cholera…
Spojrzałam w dół, stopy mrowiły od adrenaliny. Na dnie, jakieś trzydzieści metrów niżej, znajdowało się duże jezioro, ale nie ono przykuło moją uwagę. Ktoś rozbił tam sporych rozmiarów namiot, który mógłby konkurować z tym należącym do Midnight Mayhem. Cztery ogromne iglice łukowato wznosiły się ku niebu, konstrukcja miała szklane ciemne ściany. Gdyby nie metalowa gwiazda Kiznitch umieszczona nad wejściem, pomyślałabym, że jakaś konkurencyjna grupa siedzi tuż pod naszym nosem.
Motocykl pracował na jałowym biegu. Zaczęłam się cofać, ale zatrzymałam się, bo kątem oka coś zauważyłam. Z dołu przyglądał mi się Keaton. Był bez koszulki, miał na sobie tylko dżinsy.
Przechyliłam głowę.
Pokręcił głową i machnął ręką, żebym odjechała.
Co to było za miejsce i dlaczego je tutaj ukryli?
I to dosłownie.
Keaton
Tydzień później
Cartier Nero była znana z tego, że pakowała się w kłopoty. Nieustannie. I to stanowi właśnie, kurwa, problem, kiedy ktoś taki jak ona ma do dyspozycji cztery osoby gotowe dla niej zabijać i umrzeć. Mordowanie jest ważne… ponieważ to robimy. Często. Dla niej. A mówiąc „my”, zazwyczaj mam na myśli Kyrina i mnie.
Ta mała suka zatrzepocze rzęsami i dostaje, co tylko chce, bo to Cartier Nero.
Księżniczka Midnight Mayhem.
Pierdolona Królowa Lodu z Kiznitch.
Bez jaj. Zasłużyła sobie na to miano nie ze względu na turkusowe włosy – kolor mroźnej, arktycznej wody – ale dlatego, że dokładnie tym jest. Zimną suką. Pierwszym błędem jej rodziców było umieszczenie dziewczyny w normalnej szkole i zakazanie wyjazdów w trasy z nami. Najchętniej spaliłbym ten dom z tymi wszystkimi popaprańcami w środku.
– Cartier! – krzyczę.
Jej małe ciało zatrzymuje się tuż przed szklanymi drzwiami prowadzącymi do ogrodu za domem. Nie rusza się. Gra muzyka, spocone małolaty poruszają się w jej rytm, ale ona na pewno mnie słyszy. Dobrze i wyraźnie.
Kiedy myślę, że zaraz się odwróci, dziewczyna rusza i przeciska się między ludźmi, którzy tłoczą się na patio aż do krawędzi oświetlonego ledowymi diodami basenu.
Z bezczelnym uśmieszkiem wyrywam komuś piwo z ręki i ruszam za nią. Doskonale wie, co robi. Gówniara. Gdy tylko wychodzę na patio, w kieszeni zaczyna mi wibrować telefon. Odblokowuję go i widzę, że to Ky.
– Jest tam?
Daruję sobie wspominanie, że zniknęła w tłumie.
– Tak. Co z nią? – Cartier dobrze odgrywa wielką gwiazdę, ale gdy robi się dym, staje się przykrywką dla Kiznitch. Mieliśmy właśnie wyjechać z Nowego Jorku na rok z uwagi na nasze międzynarodowe zobowiązania, a ona musiała kolejny raz urządzić scenę. I to akurat w swoje urodziny.
– Żyje. – Tyle słyszę w słuchawce, gdy rozglądam się dookoła. Błyszczące światła, roześmiane laski i napaleni faceci wpatrzeni w Cartier. – Może powinienem po prostu wpakować jej kulkę między oczy. Jeszcze się rozkręci i narobi kłopotów.
Dom rodziny Nero na Upper East Side w Nowym Jorku jest absolutnie zwyczajny. Wysokie sufity, nowoczesne sprzęty i pięć sypialni na piętrze. Nie wiem, kiedy ostatni raz mieszkała tu starszyzna Nero, ale sądząc po stanie nieruchomości, powiedziałbym, że mniej więcej w tym samym czasie, kiedy wyjechaliśmy. To oznacza, że Cartier, która ma teraz prawie siedemnaście lat, biega po mieście, bawiąc się w królową i dysponując nieograniczoną ilością kasy. Mogę sobie jedynie wyobrazić, w jakie gówno się wpakowała.
W końcu wyławiam ją wzrokiem. Siedzi na krześle obok basenu z trzema chłopakami i dziewczyną. Rozdziela ich stół, a na nim rozsypano biały proszek w równych liniach. Miękkie włosy Cartier opadają na ramiona, jest umalowana. Obraca zwinięty banknot w palcach, po czym pochyla się i wciąga nie jedną, ale trzy kreski za jednym zamachem.
Najwyraźniej nadaje nowe znaczenie swojej ksywie.
– Nie – odpowiadam narwanemu kumplowi, kierując się w stronę Królowej Lodu. – Zaraz tam będę. – Rozłączywszy się, wsuwam telefon z powrotem do kieszeni i klękam obok Cartier, opierając dłoń na jej kolanie.
– Człowieku, nie masz u niej szans. Ona pieprzy się tylko z belframi.
Nie odchodzę, zaciskam tylko mocniej palce. Ona wbija wzrok w blat, nie chce na mnie spojrzeć.
– Co? – cedzę przez zaciśnięte zęby, ale się nie odsuwam. Chcę zobaczyć jej reakcję, jak te ostre rysy łagodnieją, gdy oświadcza, że rżnęła się ze swoim nauczycielem.
Kiedy na moim ramieniu ląduje ręka jej kompana od koki, obracam się i rozwalam mu nos pięścią. Prostuję się, knykcie mam umazane krwią.
– Nie dotykaj mnie, kurwa.
Odwracam się do Cartier, która nadal się nie ruszyła z miejsca.
– Popatrz na mnie.
Nie robi tego, więc zmuszam ją, zaciskając zakrwawione palce na jej podbródku, i wtedy to widzę. Ogień, lód i wszystko, co definiuje członków rodziny Nero, ale to jej oczy mnie rozbrajają. Dzieje się tak, odkąd byliśmy dziećmi, ale zachowałem to dla siebie. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, posłałbym Kyrina i siebie do Valhalli2, a ona nie jest warta utraty brata.
Może kiedyś.
Ale nie dzisiaj.
– Nie wiedziałam, że wróciłeś.
Niebieskie tęczówki podkreśliła ciemną kredką albo innym szajsem, którego laski używają, żeby wyglądać jak Jack Sparrow. Kiedy w szklistych od emocji oczach Cartier pojawia się łza i spływa po policzku, ściskam mocniej jej podbródek.
– Zostaw to gówno, musimy pogadać.
W końcu ona wyrywa się z mojego uścisku, wyciera twarz i podnosi się z krzesła. Wyciąga telefon spomiędzy cycków, wyłącza muzykę na Spotify, a potem krzyczy:
– Wszyscy wypierdalać!
Zgromadzeni znikają szybko, jakby już wcześniej to przerabiali i na własne oczy mieli okazję zobaczyć, co się dzieje, kiedy Cartier się wkurwia. Nie zawsze tak się zachowuje i robi to tylko w stosunku do tych, których rzeczywiście nie szanuje albo nie lubi. Przez to jest równie irytująca, co niebezpieczna. Domyślam się, że drama sprzed tygodnia z tamtym dupkiem i jego dziewczyną skończyła się tak, jak chcieliśmy. Cartier w to nie wmieszano i jej reputacja nie ucierpiała.
Patrzę, jak ludzie się rozchodzą, w tym koleś z roztrzaskanym przeze mnie nosem. Kumple chwytają go pod pachami i pomagają mu wstać.
Śmieję po cichu, kręcąc głową, a potem łapię Cartier za nadgarstek i ciągnę z powrotem do domu. Na podłodze walają się plastikowe kubki, na stolikach do kawy ktoś zostawił zniszczone, puste pudełka po pizzy.
Na blacie wciąż leży koks wart tysiące dolców – scena żywcem wyjęta z kadru o rozpieszczonych bachorach, którym nie brakuje kasy, tylko miłości.
Ściągam bluzę przez głowę i rzucam ją na kolana Cartier.
– Włóż to i nie kłóć się ze mną. Nie mam nastroju. – Zwalam się na sofę, rozsiadam wygodnie i przyglądam się uważnie dziewczynie. – Tak przy okazji twój brat jest wkurzony. Co ty odpierdalasz?
– Nic – odwarkuje, wkłada bluzę i zakrywa skąpy skórzany top, który uwydatnia jej napompowane cycki.
Cartier ma ciało, które wygląda dojrzalej, niż wskazywałby na to jej wiek. Jesteśmy z Midnight Mayhem, tak, ale to przyczyna, dla której dziewczyna nie jeździ z nami w trasy, bo nikt z nas jej tam nie chce. Zresztą istnieje wiele innych powodów.
Jeden z nich to jej brat, który wpada właśnie do pokoju. Drzwi uderzają o ścianę, przez co Cartier aż podskakuje.
– Co to, kurwa, było, Car! Rozjebałaś tę sukę na miazgę! – Kyrin pochyla się i przyciska do siostry swoją twarz. Ona krzywi się, siadając na sofie naprzeciwko. – To teraz tym się zajmujesz, co? Odgrywanie roli szkolnej suki ci nie wystarcza, musisz też rzucać się na biednych wsioków?
Cartier wywraca błękitnymi oczami.
– Wyluzujcie. Kurwa. To wszystko było – wymachuje rękami – za obopólną zgodą.
Pochylam się do przodu i opieram łokcie na udach.
– To znaczy?
– To znaczy… – W końcu patrzy na mnie. Z całych sił staram się do niej nie uśmiechnąć. Od czasu naszej uroczej kąpieli w wannie dziewczyna trzyma się na dystans.
I dobrze. Powinna. Kieruje wzrok z powrotem na Kyrina. Ma rumieńce na policzkach. Wygląda, jakby nie potrafiła dobrać słów.
– Walczyłyśmy w klatce. Ludzie robili zakłady, a ja akurat byłam najlepsza. – Uderza brata w pierś, a ja zdziwiony unoszę brwi. Co jest, kurwa? Walka w klatce?
Opadam na oparcie sofy i się śmieję.
– O ja pierdolę.
Cartier kontynuuje swoją tyradę.
– I bardzo mi się nie podoba, że rozjebaliście mi PRZYJĘCIE URODZINOWE i ogólnie wywracacie życie do góry nogami!
Kyrin warczy, i to dosłownie. To zarąbiste, że Bóg, czy chuj wie kto, stworzył nas z jakiegoś powodu i stwierdził, że wymyśli coś takiego jak ta słodka, kochająca się rodzinka. Jakby pomyślał: Hej, już wiem, tych dwoje oszołomów będzie rodzeństwem.
– Skończyłaś.
Cartier otwiera szeroko oczy. Widzę, jak przeszywa ją strach, blada twarz zastyga w kamiennym wyrazie.
Ky sprawuje pełną kontrolę nad siostrą, ma nawet więcej do gadania niż ich rodzice. Po ostatnim urządzonym przez nią syfie, jaki musieliśmy posprzątać, już stąpała po cienkim lodzie. Nic dziwnego, że Kyrin się wkurzył. Odsuwa się gwałtownie od jej krzesła i podchodzi do szafki z alkoholem znajdującej się obok kominka.
– Nie obchodzi mnie już, czego chcesz. Regularnie wystawiasz na próbę moją cierpliwość. Ty…
– I pieprzy się ze swoim nauczycielem – dodaję spokojnie, nie odrywając wzroku od jej oczu. Chcę, żeby wyjechała z tego cholernego miasta, jak najdalej od wszystkich, jak najszybciej. Ignoruję sprawę z pedagogiem, bo mogę zabić go później. Z iloma facetami spała? I dlaczego założyłem, że to dziewica? A tak, wiem, bo jest niepełnoletnia, a poza tym myślałem, że ma więcej rozumu.
Cartier zamiera w bezruchu, trzymane na kolanach dłonie zaciska w pięści.
– Skłamał. Jarrod podkochiwał się we mnie, odkąd zaczęłam chodzić do tej szkoły.
– Jesteś niepełnoletnia… – odpowiadam sucho. Nie muszę mówić ze złością, bo wie, kiedy ogarnia mnie wściekłość. Kiedy się wkurzam. Kiedy pieprzę wszystko i wszystkich. Cartier siedzi mi w głowie od dnia swoich narodzin.
Zawsze zauważam, kiedy postanawia coś przeskrobać. Błysk w jej niebieskich oczach staje się wtedy jeszcze jaśniejszy.
– BYŁAM. – Zaciskam usta.
– To prawda? – Kyrin nawet nie zauważa, że między mną a nią dochodzi do wymiany zdań. Nie ruszył się ze swojego miejsca. To bardziej dla jej niż dla jego bezpieczeństwa.
– Pieprzysz się z nauczycielem? – Kyrin łapie butelkę whiskey i mamrocze przekleństwa po rumuńsku. Następnie przeskakuje przez śmietnik na podłodze i wchodzi po schodach ze złością, mocno stawiając kroki.
Czekam, aż drzwi się zatrzasną, i wtedy w końcu przerywam ciszę.
– Z jebanym belfrem?
– O co ci chodzi, ALUCARD3? – Siada i zakłada nogę na nogę, jakby od niechcenia, z pewną nonszalancją. – Powiedziałeś, że piłka jest w grze. – Przesuwa językiem po dolnej wardze. – No to gramy.
Zaciskam zęby tak mocno, że niemal słyszę odgłos lekkiego pęknięcia rezonującego w czaszce. I to nie z powodu tego głupiego przezwiska.
– Myślisz, że to takie słodkie? – Pochylam się do przodu i opieram łokcie na udach. – Wiesz, gdzie cię wyśle?
Unosi brew.
– Nie gdzie mnie wyśle, tylko gdzie CHCE mnie wysłać. Wiem, jak postępować z moim bratem. – Ma rację, rzeczywiście tak było, ale teraz się myli. Tym razem Kyrin nie da się udobruchać. Na pewno zabiorą ją do jakiegoś klasztoru na zadupiu, ale niech sama się tym martwi.
Cartier powoli wstaje i rusza w moją stronę, stawiając długie kroki. Opieram się o starą wiktoriańską sofę, uśmiechając się i rozsuwając szerzej nogi.
– Tym razem nie przestanę… – ostrzegam, gdy siada mi na kolanach.
Cartier nie znajdowała się poza zasięgiem. Nigdy nie postrzegałem jej w ten sposób. Zawsze wiedziałem, że stanie się moja. To tylko kwestia czasu. Ten moment jeszcze nie nadszedł, co nie znaczy, że nie mogę się z nią zabawić, czekając na właściwą chwilę.
Przechyla głowę na bok i jej długie turkusowe włosy opadają na poduszkę sofy.
– A dlaczego?
Kładę dłonie na jej udach i rozchylam je szerzej, przyciskając ją do twardego kutasa. Kurwa. Uwielbiam czuć na sobie ten ciężar, a jej skóra jest tak gładka, na jaką wygląda. Przypomina kaszmir w zimny dzień.
– Bo jesteś już pełnoletnia.
– Ach, no tak. – Rozchyla wargi, a ja zmuszam się, by ich nie ugryźć. – Wielki, zły Keaton Cicero, który morduje ludzi i tak dalej. – Pochyla się niżej, ustami muska płatek mojego ucha. Te słowa ścinają mi krew w żyłach. Ona odsuwa się i patrząc na mnie z góry, unosi zaczepnie brwi. – Czekał, aż będę PEŁNOLETNIA.
Śmiech dudni mi w piersi. Z twarzy Cartier znika kpiarski uśmieszek, kiedy zaciskam dłoń na jej szyi, rzucam dziewczynę na sofę i opieram się o jej cipkę, zmusiwszy tym samym do rozłożenia nóg.
– Nie molestuję małolat.
Cartier jest dzika jak żadna inna. Odważnie kręci tyłkiem, bo wie, że jeśli ktokolwiek będzie przyglądał się jej zbyt długo, trup zacznie słać się gęsto. Z takiej mocy wynika też pewien rodzaj głupoty, ale ta dziewczyna dokładnie wie, jak to wykorzystać.
– Ale ja chcę, żebyś mnie pomolestował. – Oto przykład. Ta kurewka pozbyła się już dziewictwa, chociaż pragnęli jej chłopcy i dorośli mężczyźni u Kiznitch. Jest pieprzonym Świętym Graalem naszego pokolenia, a ona po prostu komuś się oddała, zachowała się jak zwyczajna pomponiara, po tym jak jej chłopak, kapitan drużyny, zdobył bramkę w ostatnich sekundach meczu.
– Będę musiał… – Powoli przesuwam dłonie do krawędzi skórzanej spódnicy, wsuwam je pod nią i kładę na tyłku. Kiedy czubkami palców muskam gładką cipkę, posyłam jej uśmieszek i kończę: – …go z ciebie wydymać.
Wpatrują się we mnie łagodne oczy jebanej sarenki Bambi. Ale to tylko pozory. Cartier powoli unosi ręce i ściąga przez głowę bluzę. Włosy w kolorze morskiej toni spływają jej na ramiona jak fala i ciuch ląduje obok nas. Napinam mięśnie ud, przez żyły przelatują mi iskry. Gdy pochylam się nad nią, ona szybko poluzowuje sznurki ciasnego gorsetu i zaciska palce na moim podbródku.
– Możesz spróbować.
Kładę dłoń na jej szyi i zbliżam do siebie nasze usta. Kurwa. Te wargi smakują jak miód, ale język to niebezpieczna broń. Cartier oplata mnie w pasie udami, nie zawracam sobie głowy takimi drobiazgami jak zdjęcie z niej spódnicy. Rozpinam dżinsy i je zsuwam.
Cartier odsuwa się nieznacznie i pyta:
– Masz gumki? – Jej ciężki oddech ląduje na moich wilgotnych ustach.
– Myślisz, że, kurwa, kim ja jestem? Killianem? Nie chodzę z prezerwatywami w kieszeni. – Przesuwam palcem wskazującym po jej tyłku w dół szczeliny, między mokrymi fałdkami i zanurzam go w środku. Kiedy czuję na nim ciepło, wydaję ciche westchnienie, tłumiąc jednocześnie warknięcie. – Wyciągnę go. Nie interesuje mnie rozmnażanie się z tobą.
Chichocze, zaciskając mi dłonie na szyi. Przez chwilę skupiam się na kontraście naszych skór. Moja jest cała pokryta tatuażami, jej nieskazitelnie czysta.
Rozsuwam szeroko jej nogi i klękam między nimi, przyciskając kciuk do wargi.
– Otwórz.
Wpatrując mi się w oczy, Cartier rozchyla wydatne usta i zaciska je na kciuku. Dokładnie wie, co robi, jakby wielokrotnie odgrywała tę scenę w swojej głowie.
Jest tak pewna siebie, że pozwolę jej wziąć mojego kutasa.
Kręcę głową.
– Chwilunia, Tygrysie. Musisz postępować zgodnie z instrukcjami. Otwórz szeroko. – Wargi ponownie się rozchylają i wsuwam w nie głęboko dwa palce. Kiedy kącik jej ust wykrzywia się triumfalnie, mrużę oczy. Nie ma odruchu wymiotnego. Dostanie jej się za to później.
– Napluj. – Podpiera się na łokciach i spluwa mi na dłoń, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Rozsmarowuję ślinę na główce penisa, a resztki zlizuję. Potem pochylam się nad dziewczyną i nakierowuję się blisko jej wejścia. Cartier nie przestaje wpatrywać się we mnie z przebiegłą miną, jakby wiedziała coś, czego ja nie. Ale nie zaskakuje mnie to. Manipulujemy ludźmi, ale ona potrafi zręcznie ominąć nasze gierki. Nie jest taka jak inne laski.
– No dalej… – Jej usta zamykają się, gdy się w nią wbijam. Czuję, że coś rozrywam, gdy tylko uderzam jajami w pośladki.
Łapię dziewczynę za szyję i zmuszam, żeby na mnie spojrzała. Z kącika oka spływa jej łza, usta ma zaciśnięte, jakby najmniejszy ruch wywoływał ból. Na uroczej twarzy maluje się sprzeciw. Na tych policzkach, w których pojawiają się dwa śliczne dołeczki, kiedy się uśmiecha. Nad delikatnym łukiem górnej wargi, przez co dołeczki wydają się jeszcze większe. I wreszcie w oczach. Są w tym samym kolorze co jej włosy, z rzęsami tak ciemnymi jak naturalne odrosty.
– Co jest, kurwa – warczę cicho tuż przy jej twarzy, żeby nie obudzić wielkiego złego wilka na górze, bo on aż buzuje wściekłością. Unoszę kącik ust, bynajmniej nie z obrzydzenia. – Jesteś dziewicą?
Odsuwa się gwałtownie i wyrywa z uścisku, więc puszczam szyję i kładę dłoń na jej udzie.
– Weź to. – Te słowa ściskają moje serce równie mocno, co cipka kutasa. – Nie chcę go tracić z kimś innym. Proszę, Keaton. Weź to.
Powoli kręcę biodrami, sprawdzając jej reakcję. Krzywi się lekko, ale współpracuje ze mną.
– Jest już moje – warczę, lekko przygryzam jej wargi i łapię westchnienia.
Ona odchyla się, przesuwa mi językiem po linii żuchwy, a następnie skubie płatek ucha.
– Tym razem.
Kiedy zanurzam się głębiej, wbija zęby w załom mojej szyi, zduszając jęk. Dobrze.
– Zawsze musisz coś odpierdolić. – Wysuwam się powoli, sycząc, coraz bardziej pobudzony przez tarcie. – Ale to jest zdecydowanie moje. – Przyspieszam i ona zaciska mi palce na ramionach. Patrzę na jej twarz i pojawiające się na niej emocje. Najpierw ból. Potem jeszcze więcej cierpienia, gdy chwyta zębami wargę, by powstrzymać krzyk. Kiedy w końcu rozluźnia uda, pozwalając mi na więcej ruchu, wywraca też oczami. Bóg mi świadkiem, w tym momencie już wiem. Najpierw ją zerżnę i złamię, a potem poskładam do kupy.
Liżę jej słoną skórę tuż nad obojczykiem i gryzę z całej siły.
– Wyglądasz zajebiście idealnie pode mną, mała. – Kiedy na jej ciele pojawia się gęsia skórka, uśmiecham się, nie odrywając ust od dziewczęcej szyi. – Tak. Nigdzie cię, kurwa, nie puszczę.
Podnoszę Cartier, łapiąc w talii, i okręcam się tak, że teraz to ja siedzę na sofie, a ona na mnie. Odgarnia długie włosy z twarzy i zbliża palce do mojego policzka. Uchylam się, bo wkurwiam się na to, że jej dotyk okazuje się tak bardzo przyjemny. Przychodzę do niej, kiedy jej potrzebuję. Teraz, z kutasem w jej wnętrzu, czuję się, jakby to ona zwróciła się do mnie.
– Teraz ty dowodzisz. Jazda. – Dziewczyna powoli podnosi się, wysuwa go do połowy, a po chwili opuszcza się z powrotem. – Kurwa. – Opieram się plecami o sofę i ściskam Cartier w pasie. – Masz sześćdziesiąt sekund, żeby przyzwyczaić się do kutasa, a potem zerżnę cię po swojemu.
– Ale…
– Pięćdziesiąt cztery…
Otwiera szeroko oczy i zaciska mi palce na szyi. Porusza się niezgrabnie, jakby starała się wypracować odpowiedni rytm.
Nie potrafię powstrzymać śmiechu.
Uderza mnie w klatkę piersiową.
– Dopiero się, kurwa, uczę! Pokażesz mi czy mam iść do kogoś innego?
Natychmiast cichnę, wykrzywiam tylko kącik ust.
– Zrób to, a go zabiję. – Opieram dłonie na jej tyłku i nakierowuję ją na mój trzon. – I WIESZ KURWA, ŻE TO ZROBIĘ.
Przewraca oczami, a dłonie zanurza w moich włosach. Ciągnie za nie i ponownie zaczyna się ruszać. Patrzę na napinające się mięśnie jej brzucha.
– To jak taniec. – Uśmiecha się łobuzersko, unosząc idealny łuk brwi.
Trzymając ją za pośladki, wstaję z sofy i sadzam na fortepianie stojącym w kącie pokoju. Ten jedyny raz jestem wdzięczny za rupiecie, którymi jej rodzice zagracili dom, rekompensując dzieciom brak miłości. Kładę Cartier płasko na pokrywie instrumentu i przesuwam dłonią po tych idealnych cyckach. Falują, kiedy klepię lekko w ich bok. Biorę sutek do ust i zaczynam ssać, cały czas na nią patrząc.
Unosi się na łokciach, ściskając mnie w pasie nogami.
– O… To jest…
Zaciskam zęby na miękkim guzku, a ona aż się wzdryga, zaskoczona. Przesuwam językiem po brodawce i znowu gryzę, ale tym razem skórę dookoła. Twarz Cartier się odpręża, dziewczyna odwraca głowę na bok. Czuję, jak się cała rozluźnia, a jej usta rozciąga leniwy uśmieszek. Kiedy w niej jestem… Kurwa, budzą się w moim wnętrzu jakieś atawistyczne instynkty. Jakby każda część mnie chciała mieć pewność, że nikt się do niej nie zbliży.
– Pierwsza zasada pieprzenia… – mruczę, składając pocałunki na jej żebrach i ignorując to, że perfumy Cartier jeszcze bardziej mnie pobudzają. – Nie musisz być dziwką, żeby rżnąć się jak ona.
– Mmm, brzmi nieźle. – Rozsuwa lekko nogi, gdy zaczynam lizać jej biodro. Ona jest uzależniona od adrenaliny; zawsze była. Lubi dreszczyk emocji. Wiem, że do mnie też może się tak przywiązać, ale mam to zwyczajnie w dupie.
– Co robisz? – pyta niskim głosem. Liżę gładką skórę po wewnętrznej stronie ud, kładę dłonie na jej kolanach i rozchylam je jeszcze bardziej. – Keaton, jestem cała zakrwawiona.
– Dokładnie.
Przesuwam językiem po łechtaczce i Cartier opada na drewnianą pokrywę. Powoli zataczam nim kręgi i przeciągam po obu stronach cipki, by zlizać z niej krew. Czuję żelazisty smak. Jęczę i z powrotem zabieram się za łechtaczkę. Ssę, liżę i pieprzę ją językiem tak, jak wiem, że jej się spodoba. Bo choć chcę ją złamać, rozumiem, że tego potrzebuje. Nie mogę być teraz samolubny – tylko ten jeden raz. Czyli przez jakieś następne pięć minut.
Ona zaczyna się wiercić, jej spocone kolana wyślizgują mi się spod dłoni. Kiedy wygina plecy w łuk, kładę drugą rękę na jej podbrzuszu i naciskam. Cała drży, ale nie odpuszczam. Przywieram ustami do cipki, przyciskam język do łechtaczki i zanurzam się w jej szczelinie. Cartier traci panowanie nad sobą, ciągnie mnie za włosy, a z jej lubieżnych ust wydobywają się niekontrolowane jęki.
Odrywam usta od jej krocza i się prostuję.
– Zamknij się. Nie chcę, żeby twój brat zobaczył, co robię z jego ukochaną młodszą siostrą.
– Teraz ja… – Podnosi się na łokciach i dotyka stopą kutasa.
– Ssałaś już kutasa? Tylko się zastanów, zanim odpowiesz, bo już i tak balansuję na granicy wytrzymałości. Należy ci się jednak porządne bzykanko, a tylko ja ci mogę je zapewnić.
Potargane włosy opadają jej na ramiona, przyciągają uwagę do zarumienionych policzków i wydatnych ust. Pot lśniący na gładkiej, opalonej skórze również nie pomaga. Już wiem, jak Cartier Nero wygląda po rżnięciu, a teraz jeszcze dopilnuję, aby nikt inny już tego nie zobaczył.
Powoli kręci głową, nieśmiały uśmiech leniwie unosi kąciki jej ust.
– Nie, ale oglądam porno.
Śmieję się, zerkając w bok, a następnie łapię ją za uda i ciągnę na brzeg fortepianu, aż ustawiam ją w jednej linii z kutasem.
– Niestety, ale o tym, co mnie kręci, nie znajdziesz nic na Pornhubie. – Przesuwam czubkiem palca po wilgotnych fałdach, rozcieram jej soki na główce penisa, a resztę zlizuję.
Otwiera szeroko oczy, policzki rozciągają się w zadziornym uśmieszku.
– Chcę sprawdzić, jak smakuje.
Pieprzyć to. Wbijam się w nią z powrotem. Gdy opada ponownie na instrument, a z jej ust dobywa się cichutki jęk, ze mnie wyrywa się zwierzęcy syk.
Ściskam jej szyję.
– Zamknij się. Nie wydawaj żadnego dźwięku.
Zaciska usta, a ja wbijam się w nią mocniej. Głębiej, aż nogi fortepianu skrzypią na marmurowej podłodze. Jest jak anioł w skórze diabła. Obraz zamazuje mi się przed oczami, instrument stabilizuje moje ruchy, dzięki czemu są bardziej intensywne i brutalne.
– Grzeczna dziewczynka. – Puszczam jej szyję i wsuwam w jej usta palce. Cipka zaciska się na mnie, czuję, jak puchną mi jaja. – Gotowa na więcej?
Nie odpowiada, więc zwalniam tempo pchnięć. Przez sekundę wpatruje się w moje oczy, jakby między nami istniała głęboka więź, coś pradawnego, fizycznego, co nie potrzebuje słów.
– Keaton! – sprzeciwia się łagodnie i lekko się rumieni.
– Kurwa, Cartier, wysłów się. Mów, czego chcesz? – Kładę rękę na jej podbrzuszu, by przytrzymać ją w miejscu, i nadal się w nią wbijam.
– Chcę dojść.
– Tak? A gdzie? – Oblizuję wargi, pot spływa mi po czole. Im dłużej w niej jestem, tym trudniej mi się powstrzymać przed zostawieniem śladów na tej idealnej skórze.
– Na twoim kutasie. – W mojej głowie następuje zwarcie. Ponownie łapię dziewczynę za gardło i lądujemy na podłodze. Tym razem ona znajduje się na górze, wpatrując się we mnie rozognionym wzrokiem. Daję jej mocnego klapsa i ściskam pośladek.
– To wsiadaj na konia i ruszaj, aż go zajedziesz. – Wilgoć spływa po jej gładkiej skórze, po małym pępku i krzywiznach brzucha. Porusza się na mnie fachowo, jakby ćwiczyła to od lat.
– Kurwa. – Chwytam jej biodra tak mocno, że na pewno zrobią się siniaki. Dobrze. Znów ściska mnie udami.
– Cholera… – Cartier dyszy, pochylając się i zbliżając usta do moich warg. – Ja…
Ssę płatek jej ucha i szepczę:
– Dojdź jak grzeczna dziewczynka.
Jej mięśnie rozluźniają się, ciało drży, wzrok ma utkwiony we mnie. Oczy otwiera szeroko, usta układa w literę „o”. Gorąca ciecz rozlewa się między nami, gdy Cartier na mnie dochodzi.
Podnoszę ją jak lalkę i kładę na podłodze, a potem zakładam jej włosy za ucho. Widzę, że się zmęczyła.
– Będziemy musieli popracować nad twoją kondycją, mała. – Oczy błyszczą jej ekscytacją, gdy zbliża drobną dłoń do penisa. Trzyma go tak, że jej palce się nie stykają, i przesuwa sobie główką po ustach.
– Krew?
– Mhm. – Ponownie poprawiam jej fryzurę. – Dobrze ci w czerwonym.
Wykrzywia wargi i wsuwa kutasa w ciepłe wnętrze ust, wpatrując się we mnie w poszukiwaniu wskazówek. Jest zajebiście naturalna.
– Kurwa! – Delikatnie masuję skórę jej głowy. Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. – Dobrze. Ty…
Bierze mnie w całości. Patrzę, jak centymetr po centymetrze erekcja znika w jej gardle. Cartier wpatruje się we mnie, przesuwa językiem po czubku i zaczyna ssać.
Zakręcam jej włosy wokół nadgarstka i odchylam głowę dziewczyny.
– Co to, kurwa, ma być? Okłamujesz mnie?
– Nie, złamasie. A teraz kładź się i siedź cicho.
Kurwa. Będzie z nią problem. Znów otula mnie ciepło i wszystkie myśli ulatują z głowy. Ona bawi się kutasem, ssie i liże go, aż robi się coraz większy. Przesuwa po nim dłonią, wkłada do ust jądro i przesuwa po nim językiem. Wtedy tracę kontrolę. Gorąca sperma strzela i tryska na jej twarzy. Cartier połyka każdą kroplę, jakby to był pieprzony deser.
Zlizuje nasienie z policzka i zjada je.
– Pycha.
Śmieję się i patrzę, jak przewraca się na bok, sięga po moją bluzę z kapturem i ją zakłada.
– Kyrin nas zabije, jeśli to zobaczy.
Wyciągam bezwiednie dłoń i łapię ją za rękaw.
– Mówię poważnie, Cartier. Tym razem on nie żartuje. Na pewno nie będziesz jeździć w trasy z Mayhem.
Jej uśmiech znika, na twarzy pojawia się smutek.
– Wiem. Znajdę sobie jakieś zajęcie. – Wstaję i wkładam dżinsy. Cartier przechyla głowę i wpatruje się we mnie, uderzając w mój tors dłonią zaciśniętą w piąstkę.
– Nie musisz się o mnie martwić. Potrafię o siebie zadbać.
Uśmiecham się do niej, łapię ją za pośladki i przyciągam do siebie.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Tygrysie.
Obciąga skórzaną spódnicę i zerka na mnie przez ramię z uśmiechem.
– Dzięki za prezent.
1 Chodzi o sól Epsom; dodawana do kąpieli, łagodzi napięcie mięśni i działa relaksująco (przyp. tłum.).
2 Valhalla to w mitologii nordyckiej miejsce, do którego trafiają polegli wojownicy zasługujący na chwałę (przyp. tłum.).
3 Alucard to postać, która pojawia się w różnych formach, ale zawsze związaną z wampiryzmem i często z dziedzictwem Drakuli. W różnych historiach może mieć różne motywacje i cele, ale zawsze jest to postać niezwykle potężna i tajemnicza (przyp. tłum.).