Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
82 osoby interesują się tą książką
Spin-off powieści Ideal!
Dziewiętnastoletnia Blair Rogers od dawna ma dokładnie określoną wizję swojej przyszłości. Zakłada, że wraz z przyjaciółmi i chłopakiem dostanie się na Princeton University i wspólnie spędzą tam wiele szczęśliwych lat.
Jest jednak coś, czego Blair kompletnie nie przewidziała.
Nie dostaje się na wymarzoną uczelnię.
Zrozpaczona dziewczyna jest zmuszona rozstać się z przyjaciółmi i rozpocząć naukę na San Francisco State University, gdzie udali się również uczniowie, za którymi – delikatnie rzecz ujmując – ona nie przepada.
W pokoju akademickim czeka na nią Maddie, jej współlokatorka, różniąca się od znanych Blair ludzi. Jakby tego było mało w ramach zajęć na uczelni dziewczyna musi przeprowadzić wywiad z Zaynem Russelem, narcystycznym mechanikiem samochodowym, który odsiadywał karę w więzieniu.
Blair wie, że nie chce mieć z tym chłopakiem nic wspólnego.
Przynajmniej tak sobie powtarza.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 514
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Kinga Macowicz
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Magdalena Mieczkowska
Korekta: Katarzyna Twarduś, Aleksandra Płotka, Kamila Grotowska
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-143-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
– Dostałam A z plusem. – Wyszczerzyłam się do Logana.
– Naprawdę? – Udawał przejętego. – Bo ja też – odparł i wyciągnął kartkę zza pleców.
Wyrwałam mu ją, a następnie przyjrzałam się jej uważnie.
– Zgadnijcie, co my dostałyśmy!
Uniosłam wzrok na dwie dziewczyny, które się do nas właśnie dosiadały.
– A z plusem – rzucił zawadiacko Logan.
– No a jak! – pisnęła Cassie, zajmując miejsce koło chłopaka.
Jules usiadła po mojej prawej.
– To już jutro. – Podekscytowałam się. – Myślicie, że nas przyjmą?
– Jesteśmy najlepszymi uczniami – prychnął Logan. – To oczywiste, że tak.
– Princeton na nas czeka – mruknęłam, wpatrując się w niego. – Nasze marzenia się spełnią.
Logan posłał mi całusa, a ja zachichotałam pod nosem.
Nie mogłam uwierzyć, że to się działo! We czworo marzyliśmy o tej chwili od rozpoczęcia pierwszej klasy, czyli od czasu, gdy się poznaliśmy. Miałam spędzić kolejne lata życia z dwiema najlepszymi przyjaciółkami oraz chłopakiem na jednej z lepszych uczelni w USA. Przez całe liceum harowaliśmy, żeby zdobywać najlepsze oceny, pracowaliśmy jako wolontariusze i chodziliśmy na kilka zajęć dodatkowych w ciągu dnia, aby dotrzeć tu, gdzie jesteśmy teraz.
– Co dzisiaj robimy?
Popatrzyłam zmieszana na Cassie – Afroamerykanka z kręconymi włosami jak zwykle przybrała na swoje usta szeroki uśmiech. Śmiem twierdzić, że nie znam pozytywniejszej osoby od niej.
– To, co zawsze. – Wzruszyłam ramionami. – Uczymy się.
– No tak, ale to nasz ostatni dzień – wymamrotała skołowana. – Może poszlibyśmy na imprezę? Słyszałam, że Jasper Lorens coś organizuje i… – Umilkła, gdy dostrzegła nasze miny.
A w szczególności moją.
My nie chodziliśmy na imprezy. Nigdy. Nie zniżaliśmy się do takiego poziomu, aby każdą wolną chwilę wykorzystywać na prowizoryczną zabawę, która polegała na upijaniu się do nieprzytomności.
– Chyba się przesłyszałam. – Nerwowo uniosłam kącik ust. – Chcesz iść na imprezę? Ty?
Cassie podrapała się po karku.
– Ja odpadam – odezwała się cicho Jules. – Jestem córką burmistrza i mi nie wypada.
– Cassie, co w ciebie wstąpiło? – Nie odpuszczałam. – Przez całe cztery lata się nie zhańbiłaś, a teraz nagle chcesz to zaprzepaścić?
– Myślę, że trochę przesadzasz, Blair.
Poczułam, jakby ktoś właśnie uderzył mnie w twarz.
– Słucham? – Popatrzyłam z niedowierzaniem na Logana. – Ty przeciwko mnie?
– To tylko jedna impreza – bąknął. – Może ja też pójdę?
Cassie z wdzięczności posłała mu uśmiech, a ja chyba właśnie dostałam wylewu.
– Czekaj – uniosłam głos. – To ty przez cztery lata wmawiałeś mi, że alkohol zabija szare komórki w mózgu i nie powinnam go pić, a teraz idziesz sobie na imprezę jak gdyby nigdy nic? – Zrobiłam pauzę, żeby zdusić swoje wzburzenie. W końcu byliśmy na stołówce szkolnej. – Błagam, powiedz mi, że dostrzegasz swoją hipokryzję.
– Uspokój się i wtedy pogadamy – rzucił Logan.
Dziewczyny sprawnie skupiły uwagę na czymś innym.
– Wiecie co? To my idziemy, a wy sobie pogadajcie – powiedziała Cassie, a po chwili obie uciekły z prędkością światła.
Wbiłam spojrzenie w chłopaka, który zachowywał się, jakby nic się nie stało.
– Robisz sobie ze mnie żarty, Logan?
Jego nonszalancka postawa rozwścieczyła mnie jeszcze bardziej.
– Nie zawsze muszę zgadzać się z tobą w stu procentach, Blair.
Potrząsnęłam głową.
– Tu… – zawahałam się. – Tu już nawet nie chodzi o to.
– A o co?
On naprawdę, do cholery, nie widział swojego błędu.
– Sekundę temu zakwestionowałeś mój autorytet przy dziewczynach!
– Tak samo jak ty sekundę temu zakwestionowałaś autorytet Cassie – burknął. – Może to ty jesteś hipokrytką, a nie ja?
– Jesteś MOIM chłopakiem – podkreśliłam rozzłoszczona. – Nieważne, co mówię, musisz stanąć za mną murem. Szczególnie w obecności innych.
– Czy ty w ogóle siebie słyszysz, Blair? – Zmarszczył czoło. – Każesz mi obrażać drugą osobę dlatego, że ty tego chcesz.
– Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi – burknęłam. – Po prostu zrobiło mi się przykro. I trochę nie rozumiem, dlaczego ot tak zmieniłeś podejście. Przecież to ty zawsze stroniłeś od imprez i ubliżałeś tym, którzy na nie chodzą!
– To, że pójdę na imprezę, nie oznacza, że będę na niej pił alkohol – palnął arogancko. – Jesteś przewrażliwiona.
– Ale…
To on zawsze był przewrażliwiony! Sam mnie tego nauczył!
Postanowiłam dłużej nie drążyć tematu. Nie chciałam się sprzeczać przed tak ważnym dla nas dniem.
– Nie chcę się kłócić. – Wydęłam wargi.
– Jak wolisz, Blair. – Zaczął pakować rzeczy do plecaka. – Ja i tak pójdę na tę imprezę.
Coś zakuło mnie w sercu, ale przecież nie mogłam mu tego zabronić.
– Ja zostanę w domu. Może się trochę pouczę? – Wysiliłam się na słaby uśmiech.
– Muszę się zbierać. – Wstał z miejsca. – Mam jeszcze dziś spotkanie kółka teatralnego.
– Czekaj, odprowadzę cię. Ja i tak skończyłam już lekcje. – Pośpiesznie do niego dołączyłam, ale zanim złapałam go za rękę, przyjrzałam się jego ubiorowi.
Typowa dla Logana beżowa polówka idealnie prezentowała się na jego niezbyt umięśnionej klatce piersiowej, do tego spodnie szyte na miarę, eleganckie mokasyny oraz złoty zegarek… Mimowolnie się wyszczerzyłam. Byliśmy razem już cztery lata, a on wciąż nie zmienił swojego szykownego stylu. Ten urodziwy szatyn zawsze prezentował się nienagannie w porównaniu z innymi chłopcami w swoim wieku. Wyróżniał się – i za to go pokochałam.
– Ładnie dziś wyglądasz – dodałam po chwili ciszy.
Spojrzał na mnie z góry.
– Dziękuję.
– Widzimy się jutro? – zapytałam, wtulając głowę w jego przedramię.
– Idę na golfa z ojcem, więc raczej nie.
– Myślałam, że spędzimy razem ten wyjątkowy wieczór – mruknęłam prowokująco.
– W takim razie może wpadnę. – Uniósł zaczepnie brew.
Zarechotałam i dałam mu kuksańca w bok.
– Wiesz ty co? Tylko w takim wypadku przychodzisz.
Uśmiechnął się nieznacznie, a następnie pocałował mnie w czubek głowy.
– Muszę lecieć. Do zobaczenia, Blair.
Obserwowałam, jak wchodzi do sali teatralnej. Z ciężkim westchnieniem opuściłam ramiona. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to ja spędzę z nim resztę życia.
– Blair!
Odskoczyłam na bok, bo poczułam za sobą czyjąś obecność. Oczywiście był to nie kto inny jak pan Roberts. Staruszek niechlujnie poprawił swoje okulary, a po chwili spojrzał na mnie uradowany.
– Jakie spotkanie! – zaśmiał się. – Pędzę właśnie na zajęcia kółka teatralnego.
– Tak, wiem. – Posłałam mu ciepły uśmiech. – Uczniowie już na pana czekają.
– A ty nie chciałabyś do nas dołączyć? Twoi rodzice kiedyś wystąpili w moim musicalu! Ach, cóż to były za czasy!
– Nie, dziękuję. I tak mam już dużo zajęć.
– Co u nich słychać? – Nauczyciel puścił moją odpowiedź mimo uszu.
– U rodziców? – dopytałam. – Wszystko w porządku. Tak przynajmniej mi się wydaje.
– To dobrze, to dobrze. Pamiętam, kiedy byli licealistami! To były czasy! Teraz już nie jest tak jak kiedyś, ale też dobrze, prawda? – westchnął melancholijnie. – Trzymaj się, panienko Blair.
– Do widzenia.
***
Odłożyłam pilot do bramy, kiedy ta stanęła przede mną otworem. Ostrożnie wjechałam na niewielki plac pod domem i zaparkowałam. W pośpiechu wysiadłam z samochodu i podbiegłam do drzwi, ponieważ na dworze zaczynało kropić, a ja nie chciałam zmoczyć włosów, bo zaraz miałabym siano na głowie.
Kiedy do moich nozdrzy dotarł zapach spaghetti, skrzywiłam się. To nie tak, że nie lubiłam tego dania, wręcz przeciwnie! Po prostu odrobinę już mi się przejadło, zważywszy na to, że mama gotowała je przynajmniej raz w tygodniu.
– Wróciłaś!
Tuż przede mną wyrosła kobieta średniego wzrostu. Uśmiechnęła się szeroko, wycierając ubrudzone sosem dłonie o swój pudroworóżowy fartuszek.
– Cześć, mamo – rzuciłam od niechcenia, stawiając plecak na stole kuchennym.
– Jak było w szkole? – zapytała, wracając do gotowania.
– Fajnie.
– Czyli było chujowo – dobiegł nas męski głos.
Odruchowo spojrzałam na tatę, który obdarzył nas łobuzerskim uśmieszkiem, a mama przewróciła oczami, chociaż jej humor znacznie się poprawił.
– Archer, nie klnij przy dziecku.
– To nie dziecko. Ma już dziewiętnaście lat.
Odetchnęłam ze znużeniem.
Mimo że moi rodzice byli już po czterdziestce, to wciąż zachowywali się jak zbuntowane nastolatki. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo mnie to męczyło tak na okrągło wysłuchiwać ich sprzeczek. Zdecydowanie brakowało im powagi adekwatnej do ich wieku.
– Znowu spaghetti. Jak super! – zakomunikował, a po chwili dostał od mamy kuksańca w bok.
– Dawniej uwielbiałeś, kiedy ci je robiłam.
– Wciąż uwielbiam, ale nie wtedy, gdy jem je praktycznie co czwarty dzień.
– Jesteś niemiły.
– Zawsze byłem niemiły.
– Wciąż się zastanawiam, dlaczego poleciałam na takiego gbura – burknęła.
Tata objął ją ramieniem.
– Naprawdę chcesz, abym zaczął ci wymieniać powody?
Chrząknęłam, pragnąc jak najszybciej przerwać ich zaloty. Czułam, że jeśli nie zrobię tego teraz, to za chwilę będę świadkiem bardzo intymnej, a zarazem nieprzyjemnej dla moich oczu sytuacji.
– Możliwe, że Logan jutro do mnie przyjdzie.
Odsunęli się od siebie, a na obu twarzach zagościł grymas.
– Jestem z nim cztery lata. Moglibyście chociaż udawać, że go lubicie – warknęłam. O tym właśnie mówiłam: oni nie zachowywali się, jak na dorosłych przystało, ale jak rozwydrzone dzieci, którym humory mogły zmienić się ot tak.
– Lubimy go, skarbie – zaczęła łagodnie mama. – Po prostu…
– Po prostu jest sztywny – dokończył za nią tata. – I trochę dziwny.
Ręce opadły mi bezwładnie. Nie wierzyłam.
– Nie mówicie serio. Czy wy… – próbowałam starannie dobrać słowa. – Czy wy w ogóle siebie słyszycie? Logan to najlepsza partia w mieście.
– Najlepsza partia w mieście – powtórzyła rozbawiona mama. – Skarbie, nie o to w tym chodzi. – Przytuliła się do boku taty, po czym spojrzała na niego maślanymi oczami. – Tu chodzi o miłość.
Głośno prychnęłam, zabierając plecak z blatu.
– Jedno nie wyklucza drugiego. Przecież kocham Logana.
Zanim rodzice znów postanowili skomentować mój związek, ich uwagę przykuło głośne trzaśnięcie drzwiami. Sama także przeniosłam wzrok na sylwetkę dziesięciolatka, który zmierzał w naszą stronę. Przewróciłam oczami na widok brudnych od błota spodni i podartej koszulki.
– Trey!
Chłopiec zarechotał, po czym z rozpędu rzucił plecak tuż pod moje stopy. Odsunęłam się o kilka kroków.
– Wyglądasz jak dziecko wojny.
Mama podeszła do niego, aby przyjrzeć mu się z bliska. Kiedy włożyła palec między swoje wargi, żeby go zwilżyć, a potem wytrzeć brudny kącik jego ust, skrzywił się z odrazą.
– Fuj! Mamo, ile razy mówiłem ci, żebyś tego nie robiła? To obrzydliwe!
– Dobrze, że twoje buciory nie są obrzydliwe. – Wskazała palcem na ubłocone trampki. – Wracałeś w takim stanie autobusem?
Pokiwał głową, patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem.
– Tak. Dzwoniłem do Blair, żeby mnie odebrała, kiedy będzie wracać, ale ona powiedziała: „nie” i się rozłączyła.
Mój środkowy palec aż wołał o użycie.
– Nie przyjmuję do swojego porsche brudasów. Jeszcze upaćkałbyś mi siedzenia.
Chłopiec nie był tak pobłażliwy jak ja i wystawił do mnie środkowy palec.
– Trey, bądź milszy dla siostry – westchnęła mama. – A ty, Blair, nie bądź taką pedantką. To twój brat!
Wyciągnęłam z szafki kubek i podeszłam do ekspresu do kawy.
– Powiesz nam, co takiego się wydarzyło, że kolejne twoje ubrania pójdą do wyrzucenia? – dociekał tata, mając gdzieś wulgarne gesty dziesięciolatka.
– Pobiłem się z Chase’em. – Wzruszył ramionami, wpychając do ust łyżkę wyjętą z sosu do spaghetti.
– Czy ty wiesz, ile bakterii masz na swoim języku? – syknęłam, niemiło go szturchając.
W odpowiedzi oblizał całą łyżkę, aby następnie włożyć ją z powrotem do garnka, a moja chęć szarpnięcia go za te brązowe, roztrzepane kudły była większa niż sekundę wcześniej. A wtedy już i tak była spora.
– Jak to pobiłeś się z Chase’em? – westchnęła ze zmęczeniem mama. – Znowu?
– Mamooo… – przeciągnął znużony. – No mówiłem ci już, że my tak robimy na żarty. To tylko zabawa.
– Aż tak mocno cię szarpał?
Złapała w palce jego podartą koszulkę. Chłopiec spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem, a po chwili wyszczerzył się rozbawiony.
– Co ty! Chase chciałby mieć tyle siły – zaśmiał się. – Poszliśmy jeszcze po szkole na boisko i graliśmy w nogę.
Kobieta popatrzyła na syna z politowaniem.
– A ty jak zwykle musiałeś rzucać się na piłkę niczym lew?
Ten posłał jej spojrzenie mówiące: „Mamo, weź”.
– Zawsze muszę być najlepszy.
Mama odetchnęła i wróciła do gotowania. Kątem oka spoglądała na tatę, który wydawał się niezmiernie dumny z syna.
– Wiem, po kim to masz – mruknęła pod nosem.
– Wygrałeś chociaż tę bójkę?
Z niedowierzaniem przyglądałam się ojcu. Mimo że nie miałam dzieci, to nie sądziłam, żeby to była prawidłowa reakcja rodzica na wieść o tym, że jego dziecko wdało się w bójkę.
– Archer!
Trey – w przeciwieństwie do mamy – był zachwycony.
– No nie inaczej! Najpierw powaliłem go prawym sierpowym, potem założyłem dźwignię, dokładnie tak, jak mnie uczyłeś! A potem…
Tata zaśmiał się nerwowo, czym mu przerwał. Podrapał się po karku, usilnie unikając wzroku żony. Trey zaś natychmiast umilkł i spuścił głowę.
– Może chodźmy do salonu? – zagadnął chłopiec. – Pokażę ci, ile nowych pucharków zdobyłem.
– Dobry pomysł.
Zanim się obejrzałam, tata i Trey umknęli do salonu i rzucili się na kanapę. Z szerokimi uśmiechami wyjęli z kieszeni telefony, po czym zaczęli pokazywać sobie nowe postępy w grach.
Pokręciłam głową.
– Słyszałam, że Jasper organizuje imprezę.
Upiłam łyk kawy, powstrzymując się od przewrócenia oczami. Wiedziałam, do czego dążyła, i wcale nie miałam ochoty na tę rozmowę.
– Cieszę się, że jesteś na bieżąco z imprezami nastolatków.
Zignorowała mój komentarz.
– Podobno ma być to wielka impreza na zakończenie szkoły. Przyjdzie tam cały wasz rocznik, więc będzie idealną okazją do pożegnania się ze wszystkimi – drążyła, co chwilę posyłając mi zaczepne uśmieszki.
– Nie mam się z kim żegnać. Wszyscy moi przyjaciele wybierają się na tę samą uczelnię co ja, więc będziemy się widywać.
Dojrzałam ledwo dostrzegalne drgnięcie jej brwi. Oznaczało, że powoli zaczynałam wyprowadzać ją z równowagi.
– A reszta znajomych? Na pewno jest ktoś oprócz Logana, Cassie i Jules, z kim chciałabyś się pożegnać.
– Nie.
Nie kłamałam. Nie miałam nikogo innego.
– No dobra… Ale to w końcu ostatnia impreza. Szkoda by na nią nie pójść. W przyszłości na pewno byś tego żałowała.
– Mamo – powiedziałam poirytowana – dobrze wiesz, że nie chodzę na imprezy. Tłumaczę ci to od początku szkoły średniej. Czego ty nie rozumiesz?
– Wyjmij w końcu kij z dupy, sztywniaku!
Spiorunowałam Treya wzrokiem. Ten bezczelny gówniarz rechotał na cały dom, a tata próbował go uciszyć.
– Przysięgam, że jeżeli zaraz się nie zamkniesz, to wyrzucę twoją pieprzoną jaszczurkę przez okno, a potem zakopię ją w ogródku i do końca życia będę kazała ci patrzeć na jej grób.
Finalnie umilkł.
I słusznie.
– No wiem, ale to taka szczególna impreza, pożegnalna – kontynuowała mama. – Chociaż pójdź zobaczyć. Jeśli ci się nie spodoba, to wrócisz do domu.
– Nie. Nie lubię imprez.
Sięgnęłam po kubek z kawą, chcąc jak najszybciej uciec do swojego pokoju.
Jej głos zatrzymał mnie w kuchni.
– Nie rozumiem! – zawołała. – Masz dziewiętnaście lat, jesteś nastolatką. Dlaczego więc nie chcesz sobie raz odpuścić i się pobawić? Cały czas przesiadujesz w domu albo w szkole. Nie robisz nic innego poza nauką! To niezdrowe. – Wpatrywała się we mnie ze szczerą złością, a ja nie miałam skrupułów, żeby nie odwzajemnić tego spojrzenia.
Zaśmiałam się ironicznie, nie dowierzając własnym uszom.
– Dlaczego taka jesteś? Dlaczego jako jedyna nie przyjaźnisz się z dziećmi naszych przyjaciół? Nie uśmiechasz się, wszystko odbierasz jako atak, nie potrafisz z nami pożartować, nawet z nami nie rozmawiasz. Dlaczego?
Coś boleśnie ukuło mnie w klatkę piersiową. Łzy zaatakowały moje oczy, a ja uparcie próbowałam je zatrzymać. Nie mogłam przy niej płakać.
– Przepraszam, mamo, że nie jestem taka jak ty. Naprawdę bardzo mi z tego powodu przykro.
Skłamałam. Nigdy nie chciałam być taka jak ona. Nawet kiedy wiedziałam, że wszyscy tego ode mnie oczekiwali.
Tessa Rogers, niegdyś White, była przykładem matki idealnej – zabawna, luźna, pogodna, charyzmatyczna, niczego nigdy mi nie zakazywała i nie dawała szlabanów. Każdy nastolatek w moim wieku chciałby mieć taką mamę. Życie z Tessą wydawało się bezproblemowe i nadzwyczaj łatwe. Od moich narodzin wszyscy myśleli, że będę taka jak ona – bo przecież to niemożliwe, aby córka Rogersów była nudną sztywniarą, która nie ma wielkiego grona znajomych i nie lubi tańczyć do samego rana.
Rodzice nie potrafili tego zaakceptować. Szczególnie matka.
Od zawsze problemem dla niej było to, że nie należałam do żadnej zgranej paczki, z którą mogłabym się spotykać co weekend. Krzyczała na mnie, kiedy uczyłam się w piątkowy wieczór, a o moich ambicjach na dostanie się na uczelnie typu Harvard czy Princeton nawet nie chciała słyszeć. Czasem zapędzała się za daleko i zabierała mi książki i zeszyty. Doskonale wiedziała, że i tak nie wybiorę się na żadną imprezę, bo najzwyczajniej w świecie ich nie lubię, a i tak ukrócała mi wszelkie formy nauki. Chore.
Dawniej było mi przykro, że moja mama nie akceptowała tego, kim jestem, ale z czasem zdążyłam się przyzwyczaić. Tessa Rogers była krótkowzroczna i nie widziała w życiu innej drogi niż ta, którą sama podążała. Uważała, że szczęście składa się jedynie ze spotkań z przyjaciółmi.
Moje szczęście wyglądało inaczej.
Zatrzasnęłam drzwi do swojego pokoju i ciężko westchnęłam. Mój wzrok padł na idealnie pościelone łóżko, na którym leżała kartka z notatkami. Ściągnęłam brwi, odczuwając dyskomfort spowodowany nieporządkiem. Nienawidziłam syfu, dlatego nawet taka głupota potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi.
Przystanęłam przy biurku i zaczęłam wypakowywać rzeczy z plecaka. Kiedy chowałam ostatnie zeszyty do szafki, sięgnęłam po wibrujący w kieszeni telefon.
Cassie:
przepraszam że byłam przyczyną twojej kłótni z Loganem. nie chciałam stawać między wami
Z westchnieniem opadłam na krzesło.
Dalej nie rozumiałam, dlaczego Cassie i Logan chcieli iść na imprezę. Zawsze stroniliśmy od tego typu wydarzeń, ponieważ ten sposób rozrywki – alkohol czy inne używki – nie był dla nas. Dziewczyna aż tak bardzo mnie nie dziwiła, ponieważ z naszej czwórki cechowała się największą charyzmą i zawsze ciągnęło ją do ludzi. Natomiast Logan zszokował mnie jak nigdy wcześniej. To on zasiał we mnie nienawiść do imprez i do ludzi, którzy na nie chodzą. Od początku naszego związku sugerował, że jeśli kiedykolwiek bym się na taką wybrała, to mocno podważyłby mój iloraz inteligencji. Niemożliwe, aby z dnia na dzień jego stanowisko na ten temat zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wiedziałam, czy powinnam o to zapytać.
Ja:
Nie ma sprawy. wszystko jest w porządku
Zastanowiłam się chwilę, zanim wysłałam kolejną wiadomość.
Ja:
to w końcu wybierasz się na tę imprezę?
Logan zamierzał wpaść do Jaspera, co niezmiernie mnie irytowało, ale postanowiłam to przemilczeć i nie wszczynać z tego powodu kłótni. Chociaż wiedziałam, że gdyby role się odwróciły i to ja byłabym na miejscu Logana, nie puściłby mi tego płazem.
Chwilę czekałam na odpowiedź.
Cassie:
Tak. Logan przyjedzie po mnie o 20. mam nadzieję że nie masz z tym problemu
Skądże!
Lubiłam Cassie, przyjaźniłam się z nią już wiele lat, ale nie potrafiłam pozostać neutralna. Nie, kiedy mój chłopak jechał z nią na imprezę, nawet gdy zdawał sobie sprawę, że niezbyt podoba mi się ten pomysł. Nie miałam jej niczego za złe, ale wciąż ten fakt nieco mnie irytował.
Ja:
Nie
Cassie:
oki! nie musisz się martwić. będę miała go na oku :)
Zablokowałam telefon, po czym z hukiem odłożyłam go na biurko. To nie tak, że jestem zazdrosna czy coś, tylko po prostu wkurzył mnie taki rozwój sytuacji. Ufałam Loganowi i nie bałam się, że mnie z kimś zdradzi. Nawet nie przeszło mi to przez myśl.
Odpaliłam laptopa, a następnie wyszukałam stronę główną Uniwersytetu Princeton. Z rozmarzeniem przeglądałam zdjęcia, które przedstawiały rozpoczęcie roku akademickiego. Liczyłam, że za kilka miesięcy też się tam znajdę i to ja będę uśmiechała się do fotografa.
Mój brzuch nieprzyjemnie zacisnął się ze stresu.
Już jutro dowiem się, czy moje marzenia się spełnią. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny moje życie ulegnie całkowitej zmianie.
***
– Chase, Jonah, Trey! W tym momencie macie przestać się szarpać!
– Mamo, mówiliśmy ci już, że to dla zabawy!
– Ja też to swojej mówiłem, ale ona nie chce tego słuchać.
– Ja pieprzę, przecież to logiczne.
– Słownictwo, Chase! Masz zaledwie dziesięć lat!
– Luzuj, Scarlett, niech się bawią.
– Archer, zabawy nie muszą polegać na bijatykach czy przeklinaniu.
– „Ja pieprzę” to nie przekleństwo.
– Chase!
Postawiłam stopę na ostatnim stopniu schodów. Mój wzrok od razu powędrował ku trójce chłopców, którzy przewracali oczami, usłyszawszy słowa cioci Scarlett. Dwóch bliźniaków wyglądających jak klony wujka Briana napierało na mojego brata. Ten jednak nie zdawał się złościć z tego powodu, a wręcz przeciwnie – zacisnął zęby, a następnie uderzył Chase’a w ramię. Ten, o dziwo, roześmiał się i ponownie ruszył do walki.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam na to patrzeć. Zamiast tego skupiłam się na osobach wchodzących do naszego domu. Wujek Brian z ciocią Scarlett ściągali już płaszcze, a reszta towarzystwa dopiero co przekraczała próg domu. Ciocia Jennifer i wujek Issac szli ramię w ramię z wujkiem Mattem, a tuż za nimi kroczyli Harry i Leo. Szeroko się uśmiechnęłam, gdy dostrzegłam małą białą kulkę krzątającą się pod nogami.
– Dior!
Puszysty szpic miniaturowy wyrwał się swojemu właścicielowi, aby skoczyć na moje zgięte kolana. Zaśmiałam się głośno, kiedy piesek polizał mnie po twarzy, a potem lekko ugryzł w ucho.
– Cześć, słodziaku – powiedziałam piskliwym głosem, nie mogąc powstrzymać ckliwości.
Pocałowałam go w głowę, a następnie wzięłam na ręce. Nie wydawało się, żeby Dior miał coś przeciwko, bo od razu wtulił się w zagłębienie mojej szyi. Słodziak.
– Ciebie też miło widzieć, Blair – przywitał mnie wujek Leo. – Cieszę się, że spodobał ci się mój pies.
Posłałam mu rozbawione spojrzenie.
– Od zawsze był moim ulubieńcem.
Lubiłam wszystkich znajomych swoich rodziców, nawet jeśli byli do nich bardzo podobni. Odnosiłam jednak wrażenie, jakby za mną nie przepadali. Ich dzieci przyjaźniły się ze sobą, tylko ja stanowiłam wyjątek. Mimo to nigdy nie komentowali mojego stylu życia – w przeciwieństwie do mamy – i zbytnio się nim nie interesowali, co mi odpowiadało.
Rodzynkiem był wujek Leo, który miał do mnie ogromną słabość, odkąd byłam mała. Ja także darzyłam go większą sympatią niż innych. Kilkukrotnie wyżaliłam mu się ze swoich problemów związanych z mamą, a on zawsze starał się z nią porozmawiać. Niestety, bezskutecznie. I choć Leo Philips był najlepszym przyjacielem Tessy Rogers, to zawsze stawał w obronie jej córki. Mogłam śmiało powiedzieć, że kochałam wujka Leo i był on jedną (o ile nie jedyną) z osób, którym szczerze ufałam.
– A ty od zawsze byłaś moją ulubienicą.
Wujek Leo podszedł, aby złożyć całusa na czubku mojej głowy. Mimowolnie na moich ustach zagościł uśmiech. Kątem oka widziałam zmieszane spojrzenie mamy, ponieważ przy niej nigdy nie okazywałam takiej radości jak przy jej przyjacielu.
– Świetnie wyglądacie – skomentowałam ubiór jego i wujka Harry’ego.
Pierwszy postawił na różową koszulę, a drugi – na błękitną. Razem prezentowali się uroczo.
– Mamy matching1 – cmoknął Leo. – Ja wybierałem, jakby co.
– Mnie się nie podobają – mruknął Harry, choć w jego głosie słychać było nutę sarkazmu.
– Są gusta i guściki – rzucił z wyższością mój faworyt, po czym zarzucił rękę na moje ramię.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Bardzo się za nimi stęskniłam.
– Na ile przyjechaliście?
Obaj mieszkali w Nowym Jorku, bo tam Leo miał pracę. Nie potrafiłam wyrazić, jak bardzo mu zazdrościłam, ponieważ żył moim wymarzonym życiem. Również pragnęłam zostać dziennikarką modową i też chciałam pracować dla magazynu „Vogue”!
– Na cztery dni. – Skinął głową. – Zostalibyśmy dłużej, ale za tydzień jest Fashion Week w Paryżu i muszę tam być kilka dni wcześniej.
Jęknęłam głośno. Marzyłam, aby być na jego miejscu.
– Zabierz mnie ze sobą. Błagam.
Zaśmiał się głośno, spoglądając na mnie z radością.
– Jeszcze kilka lat, a będziesz moją rywalką w branży.
– Nigdy nie będę tak dobra jak ty.
– Będziesz lepsza. Ja już to widzę. – Odsunął się, aby spojrzeć na mój strój. – Te rajstopy mają być hitem w następnym roku. Wyprzedzasz trendy.
– Nawet o tym nie wiedziałam. – Wzruszyłam skromnie ramionami.
Małe kłamstewko nigdy nie zaszkodzi. Nic się nie stanie, jeśli nie wspomnę o tym, że codziennie wieczorem przeglądam każdy zakątek internetu, aby dowiedzieć się, co niedługo będzie modne.
– Jutro uczelnie wysyłają e-maile, prawda? – zagadnął, kiedy się od siebie odsunęliśmy, a ja postawiłam Diora na podłodze. – Princeton?
– Tak – westchnęłam. – Trochę się stresuję. Co jeśli się nie dostanę?
Leo machnął ręką.
– Dostaniesz się. Nie znam większego kujona od ciebie.
Uniosłam brew, choć wcale mnie to nie uraziło.
– Taką mam nadzieję.
Naszą rozmowę przerwał tata, który stał przy grillu i krzyczał na innych, że mają jeść, a nie gadać, bo niepotrzebnie kupował tyle kiełbasy. Przewróciłam oczami, a wujek zarechotał.
– Posiedzisz z nami? Może się trochę odstresujesz?
Automatycznie pokręciłam głową.
– Nie. Muszę się pouczyć.
Niespodziewanie pojawił się koło nas wujek Brian. Nie zdziwiło mnie, kiedy zamiast przywitać się z nami, kucnął przy Diorze i zaczął wkładać mu palce do pyska.
– Ostrzegam: może ugryźć – powiedział z rozbawieniem Leo.
Mężczyzna prychnął.
– To tylko zabawa. A poza tym pimpek nie gryzie.
Jak na zawołanie Dior drasnął wujka zębami, na co ten z zaskoczeniem odsunął się od psa. Mnie drgnął kącik ust na ten zabawny widok.
– Co to za niespodzianka? – burknął, wstając na proste nogi. – Leo, przyprowadź go do mnie. Może pobawi się z Księżniczką?
Księżniczka to chihuahua Scarlett i Briana cechująca się nadpobudliwością i agresywnością wobec innych. Szczerze się jej bałam.
– Raczej nie.
Leo się skrzywił, a wujek Brian skupił uwagę na mnie. Lubiłam go bardziej niż resztę, ale mniej niż wujka Leo.
– Blair, myślałem, że jesteś na imprezie u Jaspera. Ten gówniarz pozapraszał wszystkich ze szkoły. Boję się, co zastaną Issac i Jennifer – parsknął.
Jasper to najmłodszy syn wujka Issaca i cioci Jennifer. Byliśmy w tym samym wieku, ale nigdy za wiele ze sobą nie rozmawialiśmy. To on organizował imprezę, na którą wybrali się mój chłopak i przyjaciółka.
– Ja też się boję! – krzyknęła z patio mama Jaspera. – Jeśli zniszczą mi kuchnię, to mu nogi z dupy powyrywam!
– A niech się bawią! – zawołał wujek Issac.
– Weź mnie nie denerwuj – bąknęła ciocia Jennifer.
Pogłaskałam Diora, który skoczył na moje kolano.
– To ja się już zbieram. Dobrej zabawy.
Zanim zdążyli się odezwać, pomknęłam do swojego pokoju. Ucieszyłam się, gdy zauważyłam idącego za mną psa. Wpuściłam go do swojej oazy, a on od razu rzucił się na łóżko. Natychmiast do niego dołączyłam, oparłam głowę o zagłówek, a następnie wyciągnęłam telefon z kieszeni.
Ja:
kiedy wracasz?
Przygryzłam wargę w oczekiwaniu na odpowiedź. Ta nie nadchodziła, pomimo że chłopak był aktywny.
Weszłam na Instagram. Natychmiast zwróciłam uwagę na relację Logana oraz Cassie. Rzadko wstawiali cokolwiek na media społecznościowe, dlatego nieco mnie to zaskoczyło. Najpierw weszłam na konto dziewczyny.
Filmik przedstawiał ją oraz kilkoro ludzi z naszego rocznika.
– Bawimy siiiiiięęę! – wykrzyknęła, podnosząc kubek, a ja skrzywiłam się, kiedy spostrzegłam, jak bardzo jest pijana. Dziwny widok.
Już miałam wychodzić z jej profilu, ale w ostatniej chwili zauważyłam coś niepokojącego. Przybliżyłam ekran i wytężyłam wzrok. Nie myliłam się. Logan stał z piwem w dłoni i nie wyglądał na trzeźwego. Od razu zrobiłam zrzut ekranu i weszłam w naszą konwersację.
Ja:
Wysłano zdjęcie.
„To że pójdę na imprezę nie oznacza że będę na niej pił alkohol”???
Co za pieprzony hipokryta!
Podenerwowana kliknęłam w jego relację i bałam się, co w niej zastanę. Na szczęście zobaczyłam jedynie zdjęcie, które przedstawiało Logana i jakiegoś chłopaka siedzących na kanapie.
Ponownie wróciłam do naszej rozmowy. Był aktywny, co jeszcze bardziej mnie podjudzało.
Ja:
co ty do cholery odwalasz?
Odczytał wiadomości, ale nie raczył mi na nie odpisać. Zirytowana rzuciłam telefon na bok i spojrzałam w sufit.
Jutro Logan będzie miał przechlapane – to było pewne.
I jutro dostanę się na Princeton – to też było pewne.
Był pierwszy kwietnia.
Dzisiejszy dzień spokojnie mogłam określić mianem najważniejszego w moim życiu. Przygotowywałam się na ten moment całe cztery lata, a dokładniej tysiąc czterysta sześćdziesiąt jeden dni. Przepłakałam godziny nad książkami, zarywałam noce na naukę, a każdą wolną chwilę poświęcałam na zajęcia dodatkowe, którymi mogłam się wykazać podczas procesu rekrutacji. Wszystko po to, aby dostać się na upragnioną uczelnię i spełnić marzenia.
Nikt ani nic nie mogło zepsuć mi tego dnia.
Otworzyłam oczy równo o siódmej pięćdziesiąt dziewięć, minutę przed budzikiem. Nie czując żadnego zmęczenia, wstałam i się rozciągnęłam. Miałam ustalony plan na cały dzień i zamierzałam dopilnować, aby wszystko poszło zgodnie z nim.
Starannie pościeliłam łóżko, uprzątnęłam pokój, zrobiłam poranną pielęgnację i umyłam zęby. Z szafy wyciągnęłam gotowy outfit, który składał się z ciemnych wzorzystych rajstop, czarnej spódniczki oraz bordowej bluzki z długim rękawem. Ułożyłam ubrania na pościeli. W kącie pokoju czekały wysokie, skórzane kozaki do kolan oraz bordowa torebka marki Chanel. Wczoraj wieczorem przygotowałam sobie strój, żeby dziś nie marnować na to czasu.
Chociaż czas poświęcony na modę nigdy nie jest stracony.
Zeszłam do kuchni i zabrałam się do przygotowywania śniadania. Było po dziewiątej, a więc moja rodzina jeszcze spała. Spodziewałam się, że rodzice obudzą się co najmniej za godzinę, a Trey pewnie wstanie o dwunastej. Jedynie ja z całej naszej czwórki byłam rannym ptaszkiem, co często przynosiło korzyści. Jedną z nich było to, że miałam całą kuchnię dla siebie i nikt nie przeszkadzał mi w jedzeniu. Lubiłam wtedy włączać cicho muzykę i bujać się do rytmu, kiedy nikt mnie nie widział. Teraz też to zrobiłam.
– I came home in the mornin’ light. My mother says „When you gonna live your life right?”2– zanuciłam, przykładając do ust łyżkę do mieszania.
Kochałam stare hity i czasem żałowałam, że nie urodziłam się w latach świetności swoich dziadków.
– Oh, momma dear, we’re not the fortunate ones. And girls, they wanna have fun. Oh, girls just wanna have fun.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam kręcić biodrami. Uwielbiałam takie momenty, kiedy mogłam być sobą. Od zawsze ciągnęło mnie do tańca, ale nigdy nie poprosiłam rodziców, żeby zapisali mnie na dodatkowe zajęcia, chociaż wiedziałam, że na pewno by to zrobili. Taniec był chyba po prostu dla mnie na tyle intymny, że wolałam zostawić go dla siebie.
– Nie miałam pojęcia, że potrafisz tak dobrze tańczyć.
Gwałtownie się wyprostowałam, a następnie rzuciłam się w kierunku telefonu. Speszona wyłączyłam piosenkę i wbiłam wzrok w jajecznicę. Ziścił się mój największy koszmar – ktoś mnie przyłapał.
Mama rzuciła mi rozbawione spojrzenie i podeszła do ekspresu do kawy. Włączyła go, po czym wyciągnęła z szafki swój ulubiony kubek.
– Jakoś tak. – Wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pomysłu, co powiedzieć.
Moja mama wiedziała o mnie stosunkowo mało, ponieważ nigdy nie miałam ochoty dzielić się z nią swoimi marzeniami, sekretami czy pasjami. Raz chciałam to zrobić, ale wtedy sprowadziła rozmowę na temat przyjaciół i spędzania z nimi czasu, więc szybko się poddałam.
– Lubię tę piosenkę.
Sięgnęła po mój telefon i stuknęła w ekran, a z głośników znów zaczęło płynąć dzieło Cyndi Lauper.
Some boys take a beautiful girl. And hide her away from the rest of the world. I wanna be the one to walk in the sun. Oh, girls, they wanna have fun.
– Za tydzień przychodzą e-maile z uczelni, nie?
Policzyłam do trzech, zanim wykrztusiłam z siebie odpowiedź:
– Nie, mamo, to dzisiaj.
Taka właśnie była Tessa Rogers. Nie pamiętała nawet, kiedy nastąpi najważniejszy dzień życia jej córki. Wszystko, co niezwiązane z imprezami czy innymi pierdołami, w ogóle jej nie interesowało.
– Och! – Otworzyła usta ze zdziwienia. – Musiały pomylić mi się tygodnie. Nie wiedziałam, że już jest kwiecień.
– Taaa – mruknęłam.
Udawałyśmy, że wczorajsza wymiana zdań nie miała miejsca. Robiłyśmy tak za każdym razem, bo gdybyśmy miały to rozpamiętywać, byłybyśmy na siebie wiecznie obrażone. Nie żeby jakoś bardzo mi to przeszkadzało.
– W takim razie pokaż, czy się dostałaś.
Nałożyłam sobie jedzenie na talerz.
– Powiem wam wieczorem, kiedy sama już będę wiedziała.
– Nie powinni wysyłać wiadomości z rana?
Ruszyłam w stronę swojego pokoju.
– Już wysłali, ale umówiłam się z Cassie, Jules i Loganem, że otworzymy je wspólnie. Spotykamy się wieczorem u Cassie.
W sumie to ta nagła zmiana planów nastąpiła o czwartej nad ranem, kiedy to Cassie napisała na grupie, że fajnie byłoby coś takiego zorganizować. Wszyscy na to przystaliśmy.
Mama pokiwała głową.
– Trzymam kciuki.
Kłamstwo. Wcale ich nie trzymała. Wolałaby, abym dostała się na jakąś państwową uczelnię, bo to na takich według niej dzieje się najwięcej.
Od razu po tym, jak zjadłam śniadanie przy biurku, poszłam do łazienki. Szykowałam się nie tylko na oficjalne sprawdzenie wyników, lecz także na obiad z Loganem. Dopiero o drugiej w nocy raczył mi odpisać, a przez to, że nie mogłam zasnąć, bo się ciągle zamartwiałam, zdecydowałam, że się z nim spotkam. Jeszcze kilka godzin temu nastawiałam się na ostrą reprymendę, ale teraz przeszła mi na nią chęć. To był zbyt ważny dzień dla nas obojga i nie zamierzałam go zepsuć kłótnią. Oczekiwałam rozmowy z klasą.
Pod prysznicem spędziłam sporo czasu, bo musiałam zrobić peeling i się wydepilować. Stanęłam przed lustrem w samym ręczniku i zaczęłam rozczesywać włosy, przyglądając się swojemu odbiciu.
Byłam skrajnie podobna do mamy, i tym razem w pozytywnym znaczeniu. Brunatne, grube włosy sięgały mi aż do pasa, co było skutkiem ciągłego używania wcierek i korzystania z najlepszych jakościowo produktów. Rysy mojej twarzy także podobne były do rysów Tessy Rogers, czekoladowe oczy jednak odziedziczyłam po tacie. Akurat za urodę śmiało mogłam podziękować rodzicom.
Westchnęłam, po czym zabrałam się do suszenia włosów. Przymykałam powieki, żeby uniknąć podmuchu ciepłego powietrza. Nienawidziłam tej części porannej rutyny, ponieważ za każdym razem rozbolewała mnie przy tym ręka.
Kiedy skończyłam, odłożyłam suszarkę na miejsce. Już miałam odejść, lecz nagle kątem oka zauważyłam coś bardzo, ale to bardzo niepokojącego. Stanęłam jak wryta i wpatrywałam się we własne odbicie. Na moment straciłam czucie w każdym skrawku ciała. Sparaliżowana ledwo mogłam cokolwiek z siebie wydusić, ale w końcu ryknęłam:
– Trey!!!
Mój brat jakby tylko czekał na ten moment, bo w ułamku sekundy wpadł do łazienki. Już przy wejściu krztusił się śmiechem i potykał o własne nogi. Położył sobie dłonie na brzuchu, a po sekundzie wskazał na mnie palcem.
– Prima aprilis!
Nie.
Zabiję go.
Jebany pierwszy kwietnia.
Jebane prima aprilis.
– Trey – powiedziałam ze spokojem, na co momentalnie umilkł.
Zdał sobie sprawę, jak bardzo ma przechlapane, bo moje kolejne słowa już nie były tak łagodne:
– Chcesz prima aprilis?! Proszę bardzo! – W samym ręczniku wybiegłam z łazienki, popychając chłopca na kafelki. Na korytarzu zdążyłam zauważyć zaspanego tatę, który właśnie wychodził z sypialni, oraz zaniepokojoną mamę wchodzącą na piętro. Za sobą słyszałam krzyki Treya i błagania, abym tego nie robiła.
Drzwi do jego pokoju z hukiem obiły się o ścianę, a ja wdarłam się do pomieszczenia. Od razu ruszyłam w stronę terrarium, w którym słodko spała niewielka jaszczurka o imieniu Mike. Bez wahania sięgnęłam po najlepszego przyjaciela swojego brata, a następnie złapałam nożyczki leżące na jego biurku. Przyłożyłam ostrze do gada.
W tym samym momencie Trey – a za nim rodzice – wbiegli do pokoju. Chłopiec wytrzeszczył oczy.
– Ty chora psychicznie wariatko! Zostaw Mike’a!
Mama z tatą wyglądali na porządnie zdziwionych, choć mężczyzna uśmiechał się pod nosem.
– Ostrzegałam cię, gówniarzu, że jeśli znów coś odwalisz, to możesz się z nim pożegnać! – krzyknęłam rozwścieczona.
Mój brat definitywnie przesadził.
– Przecież to głupi żart! – zawołał rozdrażniony, lecz zachowywał bezpieczny dystans, abym przypadkiem nie wyrządziła krzywdy zwierzęciu. – I tak nic nie widać!
Sam w to nie wierzył.
– Nic nie widać? – prychnęłam, potrząsając głową. – Wyglądam jak jakaś patuska, co na powitanie mówi „elo”, a wieczorami handluje prochami i spotyka się z Brianem!
– Nie obrażaj wujka. – Tata chrząknął.
– Przecież pójdziesz do fryzjerki i ona ci to zmyje, idiotko! – drążył mój brat. Co chwilę spoglądał z niepokojem na Mike’a.
– To nie o to chodzi! Dziś otwieram e-mail z decyzją o przyjęciu na Princeton, a wyglądam jak gówno! Wszystko miało być idealnie, ale ty mi to zniszczyłeś!
– Mamo, tato, powiedzcie jej coś! – zwrócił się błagalnie do rodziców.
Musiał być głupi, jeśli sądził, że oni mogą coś zdziałać w tej sytuacji. Chyba jeszcze nie pojął, że ich umiejętności wychowawcze zatrzymały się na poziomie pierwszym.
Mama przetarła dłonią twarz, a tata z rozbawieniem wpatrywał się w moje włosy. Przypominam, że wyglądałam jak upiór, a w dłoni trzymałam jaszczurkę i nożyczki.
– Blair, odłóż Mike’a – nakazała. – A ty, Trey, przeproś siostrę. Faktycznie przesadziłeś.
Dziesięciolatek już otworzył usta, aby odpyskować, ale na szczęście w porę je zamknął i zrezygnowany odwrócił głowę w moją stronę.
– Przepraszam – burknął.
Wiedziałam, że jego przeprosiny nie były szczere i zrobił to tylko po to, żebym oddała mu przyjaciela.
– Mam w dupie twoje przeprosiny – warknęłam. – Powiedz Mike’owi: „pa”.
Z przerażeniem rzucił się w moją stronę.
– Nie!
Chłopiec upadł na kolana przez to, że odsunęłam się w odpowiednim momencie na bok. W tym czasie odłożyłam straumatyzowanego Mike’a do terrarium. Tak naprawdę nigdy nie zamierzałam go uśmiercić. Lubiłam zwierzęta i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym wyrządzić gadowi krzywdę, ale Trey nie musiał o tym wiedzieć.
– Następnym razem od razu odetnę mu głowę.
Kiedy ruszyłam do przodu, usłyszałam, że Trey odetchnął z ulgą.
– Jesteś chora – wymamrotał cicho pod nosem.
Ku jego nieszczęściu usłyszałam to. Uniosłam brew i powoli zaczęłam się odwracać.
– Powiedziałeś coś czy się przesłyszałam?
Trey spuścił wzrok i wzruszył niemrawo ramionami.
– Przesłyszałaś się.
– Taką mam nadzieję.
Minęłam rechoczących rodziców, a raczej tatę, który umierał ze śmiechu, kiedy przyjrzał się dokładniej moim włosom. Mama starała się posłać mi współczujące spojrzenie, ale słabo jej to wychodziło.
Z wściekłością zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i ponownie stanęłam przed lustrem. Łzy zgromadziły mi się w kącikach oczu. Wyglądałam paskudnie.
Z niechęcią zrobiłam sobie zdjęcie i weszłam w konwersację ze swoją fryzjerką.
Ja:
Wysłano zdjęcie.
SOS. Musisz mi pomóc
Odpisała niemal od razu.
Lucy:
MATKO BOSKA KTO CIĘ TAK SKRZYWDZIŁ?
BIEDNY TREY. DOMYŚLAM SIĘ ŻE TO JEGO SPRAWKA
Biedna ja!
Ja:
Masz jakiś wolny termin?
Lucy była najlepszą fryzjerką w całym Daly City, więc znalezienie u niej wolnego terminu – a szczególnie na początku każdego miesiąca – graniczyło z cudem.
Lucy:
Dopiero w maju ale nie zostawię cię w potrzebie. przyjedź w poniedziałek o 19 zostanę po godzinach.
Kamień spadł mi z serca.
Ja:
dziękuję. Będę ci wdzięczna do końca życia <3
Ponownie spojrzałam w lustro. Tym razem nie powstrzymałam płaczu. Gorzej już chyba być nie może.
***
Od szyi w dół czułam się pięknie. Naprawdę. Ubiór zdecydowanie pasował do mojego stylu i sama stwierdziłam, że wyglądam ładnie. Niestety wszystko psuło się od obojczyków w górę. Paskudne włosy spięłam klamrą, mając nadzieję, że nikt nie zauważy zmiany ich koloru. Podkreśliłam usta najbardziej krwistą szminką, aby ta skutecznie odwracała uwagę od koszmarnej fryzury.
Ostatnim razem wyglądałam tak brzydko osiemnaście lat temu. Miałam wtedy roczek, a rodzice nieco mnie roztyli kalorycznymi papkami dla dzieci.
Weszłam do przestronnej restauracji, która na szczęście nie była aż tak ekskluzywna. Obawiałam się, że nie dałabym rady pokazać się w takim wydaniu w miejscu o nienagannej opinii. Wstydziłam się cholernych włosów.
Niepewnym krokiem ruszyłam do najbardziej oddalonego stolika, przy którym siedział już Logan. Wzrok chłopaka utkwiony był w telefonie, przez co mnie nie zauważył. Dopiero kiedy odsunęłam krzesło, uniósł ze zmęczeniem głowę. Unikałam jego spojrzenia. Nie chciałam ujrzeć szczerego rozbawienia, kiedy dostrzeże to paskudztwo na mojej głowie.
– Co ty zrobiłaś? – zapytał, nagle poważniejąc.
Westchnęłam, przecierając twarz dłońmi.
– Trey zrobił mi nieśmieszny żart z okazji prima aprilis – mruknęłam, sięgając po kartę dań. – Jest aż tak źle? – Popatrzyłam na niego kątem oka.
Krzywił się.
Czyli było okropnie.
– Wyglądasz trochę jak dziewczyna spod ciemnej gwiazdy – rzucił po chwili, sprawnie unikając odpowiedzi na moje pytanie.
– Nic nawet nie mów. – Zacisnęłam usta w wąską linię. – Na szczęście Lucy przyjmie mnie w poniedziałek, więc nie ma aż takiej tragedii. Zawsze ma pozajmowane terminy, dlatego cieszę się, że zrobiła dla mnie wyjątek. Mimo wszystko źle się czuję z tym, że będzie musiała zostać po godzinach. To nie w porządku i…
Logan przerwał mi gwałtownie uniesieniem dłoni. Natychmiast umilkłam, zdając sobie sprawę z tego, do czego zmierzał.
– Słowotok, Blair – bąknął zniesmaczony. – Mówiłem ci, żebyś tego nie robiła. To irytujące.
Logan od lat próbował wyeliminować u mnie natłok słów. Ku jego niezadowoleniu występował on bardzo często, więc usilnie starał się ograniczyć jego częstotliwość do zera. Wielokrotnie zwracał mi uwagę, ale ja nigdy nie potrafiłam nad tym zapanować.
– Wiem, przepraszam.
W tym samym momencie podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam tylko krewetki tygrysie i jakiegoś bezalkoholowego drinka. Kiedy dziewczyna odeszła, wbiłam wzrok w Logana. Ten niezbyt się tym przejął, bo zaczął z zainteresowaniem przeglądać kartę alkoholi.
– Co ty robisz? – Mój ton nie należał do najmilszych.
Zmarszczył czoło, ale nie uniósł głowy.
– O co ci chodzi?
– Od kiedy pijesz?
Logan westchnął, po czym w końcu zaszczycił mnie spojrzeniem.
– Chodzi ci o wczorajszą imprezę?
– Raczej dzisiejszą, bo wróciłeś nad ranem – syknęłam.
– No i co? – Uniósł prowokująco brew.
Nie poznawałam własnego chłopaka po czterech latach związku.
– No i co? – przedrzeźniłam go. – Pomijam fakt, że poszedłeś na imprezę, bo ta rozmowa jest już za nami. Chciałeś, to poszedłeś. Szanuję to, ale nie rozumiem. – Zrobiłam głębszy wdech. – Ale obiecałeś, że nie będziesz pił.
– Nie obiecałem, że nie będę – przerwał mi nagle. – Powiedziałem, że to, że idę na imprezę, nie oznacza, że będę na niej pić alkohol.
Ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc.
– Logan, to to samo.
– Nie. Nie ma w tym zdaniu żadnej obietnicy.
Ręce mi opadały. Nie wierzyłam własnym uszom.
– Czy ty… – zająknęłam się – czy ty siebie w ogóle słyszysz?
Logan wyglądał na niewzruszonego. Ze spokojem wypił wodę z cytryną, którą sekundę temu przyniosła kelnerka. Mnie, w przeciwieństwie do niego, prawie roznosiło.
– Robisz mi aferę o chwilę zabawy? – zapytał ze stoickim spokojem.
Znów podniósł mi ciśnienie.
– Nie. Robię ci aferę o twoją hipokryzję. Bo gdybyś nigdy nie zakazywał mi chodzić na imprezy, to nie miałabym prawa się o cokolwiek do ciebie przyczepić, ale w momencie, kiedy to ty w głównej mierze nastawiłeś mnie przeciwko temu wszystkiemu, nie powinieneś tak się zachowywać.
– Ludzie się zmieniają, Blair. Dziś pójdę na imprezę, a jutro będę jebał wszystkie osoby biorące w nich udział – wymamrotał, nic sobie nie robiąc z moich słów. – A te zażalenia składaj samej sobie. Miałaś język, mogłaś się odezwać, jeśli coś ci nie pasowało.
Przewróciłam oczami.
– Gdybym ci powiedziała, że chcę iść na imprezę, a co gorsza, faktycznie bym na nią poszła, tobyś ze mną zerwał.
Logan uśmiechnął się pod nosem.
– To nie jest zabawne.
Uśmiechał się i uśmiechał, a ja tego nie rozumiałam.
– Dlaczego w takim razie nadal ze mną jesteś? – Emanował arogancją. – Z twoich opowieści wynika, że jestem strasznie toksyczny, więc pytanie brzmi: dlaczego?
Mentalnie uderzył mnie w policzek. Nie spodziewałam się takiego pytania, a jeszcze mniej tego, że odważy się je zadać. Nigdy nie wchodziliśmy na tak mroczne tematy dotyczące naszego związku, a ja pragnęłam, aby tak pozostało. Nie chciałam zrywać. We dwójkę byliśmy idealni, a nasza relacja to spełnienie moich marzeń.
– Bo cię kocham.
Logan skinął lekko głową, przyglądając się mojej twarzy. Czułam się nieco speszona. Nawet po czterech latach mnie onieśmielał.
– Ja ciebie też, więc się nie kłóćmy. Szczególnie w tak ważnym dla nas dniu.
Nie mogłam jeszcze odetchnąć z ulgą. Nie, kiedy niewyjaśniona sprawa wisiała w powietrzu.
– Ale wrócimy do tego?
Chłopak niemrawo przytaknął. Kelnerka przyniosła nasze dania i Logan zabrał się do jedzenia. Mój burczący brzuch także kazał mi zająć się krewetkami.
– Idziemy od razu do Cassie? Zbliża się szósta. – Minęła chwila, zanim postanowiłam podjąć jakiś temat.
– Możemy. – Wzruszył ramionami. – Ale nie zostaniemy długo, bo rodzice zaprosili nas na kolację.
Prawie wypuściłam widelec.
– Że co? – wydukałam. Mój brzuch od razu zacisnął się ze stresu. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– Zapomniałem – mruknął.
Ach, tak, zapomniał, bo miał pieprzonego kaca!
– Jak ty sobie to wyobrażasz? – syknęłam, biorąc między palce kosmyk włosów. – Z tymi kudłami nigdy nie pokażę się twoim rodzicom!
Państwo Eastonowie byli majętnymi ludźmi z klasą i na pewno nie chcieliby gościć u siebie jakiejś szemranej ulicznicy!
– Przesadzasz – burknął. – Nawet nie zauważą.
Uniosłam brew. Niczego nie byłam tak pewna jak tego, że nie umknie to ich czujnemu oku.
– Twoja matka ostatnio zapytała mnie, czy widziałam pryszcza na swojej żuchwie. Sama ledwo go zauważyłam, bo był podskórny!
Logan się zaśmiał. Dobrze wiedział, że mam rację. Lubiłam jego rodziców, ale często bywali dosyć bezpośredni i wścibscy.
– Jeśli dowiedzą się, że przyjęli cię na Princeton, to nawet nie dostrzegą nowego koloru włosów. Będą zbyt zajęci opowiadaniem, jaka to prestiżowa uczelnia i jak wiele im dała.
Eastonowie byli absolwentami Princeton, co stanowiło niemałe wyróżnienie. Pragnęłam, aby dzieci moje i Logana podziwiały nas tak bardzo, jak ja podziwiam jego rodziców.
– Miejmy taką nadzieję.
Logan poprosił o rachunek, a ja zajęłam się rozmyślaniem o naszej przyszłości. Widziałam nas w Princeton jako dwoje najlepszych studentów na całej uczelni.
Marzenia ściętej głowy? Raczej cele do osiągnięcia.
***
– Ale się ekscytuję! – pisnęła Cassie, zapraszając nas do domu.
Weszłam pierwsza, więc to nie mnie przypadło zamykanie drzwi. Rozejrzałam się pobieżnie po wnętrzu, a po chwili zdjęłam buty. Byłam u Cassie już wiele razy, więc nie za bardzo skupiałam uwagę na wystroju.
– Są twoi rodzice?
Szłam za dziewczyną w głąb salonu.
– Nie. – Pokręciła głową. – Poprosiłam, żeby zostawili nas samych na ten wieczór, więc są dziś u dziadków. Wszystko musi być idealnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszyłam się, że nie tylko ja tak poważnie podchodzę do tego dnia.
– Otwieramy maile o pełnej godzinie? – zapytała cicho Jules, spoglądając na zegarek. – Jest szósta czterdzieści. Wolimy o siódmej czy o ósmej?
– O ósmej – odpowiedziałam, a reszta przytaknęła. Musiałam psychicznie nastawić się na ten moment.
– Patrzcie, co mam!
Cassie na chwilę opuściła salon, aby po sekundzie wrócić z niewielkim aparatem fotograficznym w dłoni.
– To aparat moich rodziców! – Wyszczerzyła się. – Mają go od dwudziestu lat i pozwolili mi nas nagrać, kiedy otwieramy maile.
Logan rozparł się na kanapie, biorąc w dłonie książkę leżącą na stoliku.
– Ktoś jeszcze używa aparatów oprócz profesjonalnych fotografów? – prychnął. – Przecież wszystko mamy tu. – Podniósł telefon.
Przewróciłam oczami i podeszłam do zmieszanej Cassie.
– Kocham stare przedmioty. Tak samo jak stare piosenki, dzieła sztuki, poezje, historie, osobowości.
Dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie, podając mi przedmiot. Obróciłam go w dłoniach. Ostatnimi czasy podobały mi się takie starocie.
– Jak było wczoraj na imprezie? – zapytała Jules, a ja odwróciłam głowę i skierowałam ku niej wzrok. Usiadła obok Logana. Ten się przesunął, robiąc jej miejsce.
– Świetnie! – Klasnęła radośnie Cassie, podchodząc do nich. – Żałuj, że cię nie było.
– Wiecie, że nie mogłam. – Jules wydęła wargi. – Tata by mnie zabił.
Zajęłam miejsce na skórzanym fotelu.
– Jaspera tak poniosło, że biegał bez bokserek po całej ulicy – zarechotała głośno.
Zszokowało mnie, kiedy Logan uniósł kącik ust. Przecież to żenujące.
– Brzmi fajnie – stęknęła.
Brzmi fajnie? Nie poznawałam przyjaciół.
– Fajnie? – wykrztusiłam z niedowierzaniem. – Od kiedy robienie z siebie idioty stało się cool?
– A wy jak się bawiliście? – Jules mnie zignorowała. Mała pieprzona Jules mnie zignorowała!
Cassie musiała zauważyć moją minę, bo zaśmiała się niezręcznie, drapiąc się po nosie, a sekundę później wykrzyknęła:
– A co wy na to, żebyśmy już teraz sprawdzili maile? Po co tyle czekać?!
Milczeliśmy. Logan wpatrywał się z irytującym podziwem w Jules, co było, kurwa, irracjonalne. Ja zabijałam ją wzrokiem, a urocza, niczemu winna Jules uśmiechała się słabo do mojego chłopaka. Los ewidentnie tego dnia robił sobie ze mnie żarty.
– Dobra, przygotujcie się!
Cassie zabrała ode mnie aparat, a następnie ustawiła na kominku. Chwilę coś przy nim majstrowała, aż w końcu zajęła miejsce na kanapie. Kazała nam wszystkim usiąść obok siebie, co wywołało spore poruszenie, ale nikt jawnie nie protestował. Cała czwórka wyjęła telefony z kieszeni i każdy wszedł na swoją pocztę.
Natychmiast zaczęłam się stresować. Z jednej strony wiedziałam, że mam spore szanse na przyjęcie i moja porażka była wręcz niemożliwa, jednak z drugiej zawsze istniało jakieś „ale”. Bałam się, że tym razem „ale” dosięgnie także i mnie.
– „Szanowny Panie Loganie, z ogromną radością informujemy, że po dokładnej analizie Pana aplikacji Komisja Rekrutacyjna zdecydowała o przyjęciu Pana na studia na Uniwersytecie Princeton. Gratulujemy!”.
– „Szanowna Pani Cassie, z ogromną radością informujemy, że po dokładnej analizie Pani aplikacji Komisja Rekrutacyjna zdecydowała o przyjęciu Pani na studia na Uniwersytecie Princeton. Gratulujemy!”.
Jak na złość mój internet zaczął szwankować. Ze łzami w oczach natarczywie klikałam w mail.
– „Szanowna Pani Jules, z ogromną radością informujemy, że po dokładnej analizie Pani aplikacji Komisja Rekrutacyjna zdecydowała o przyjęciu Pani na studia na Uniwersytecie Princeton. Gratulujemy!”.
W końcu mi się udało.
– „Szanowna Pani Blair, dziękujemy za zainteresowanie Uniwersytetem Princeton i za złożenie aplikacji na naszą uczelnię. Po dokładnym rozpatrzeniu Pani zgłoszenia z przykrością informujemy, że decyzja o przyjęciu Pani na studia w zbliżającym się roku akademickim jest odmowna…”.
Przymknęłam powieki i wypuściłam z ręki telefon. Chyba leciałam do tyłu.
1Matching – (z ang.) zgodność, dopasowanie (przyp. red.).
2 Tekst piosenki Cyndi Lauper Girls Just Want to Have Fun (przyp. red.).