Homo Hapticus. Dlaczego nie możemy żyć bez zmysłu dotyku - Dr Martin Grunwald - ebook

Homo Hapticus. Dlaczego nie możemy żyć bez zmysłu dotyku ebook

Grunwald Martin

0,0
42,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy dotyk to temat, którego lepiej nie „dotykać”? Już nie!

Zmysł dotyku, tak często przez nas niedoceniany, to prawdziwy majstersztyk natury. Jego receptory znajdują się niemal wszędzie: nie tylko w skórze, lecz także w tkance łącznej, śluzówce, mięśniach, ścięgnach czy stawach. Codziennie doświadczamy jego wpływu na nasze życie, utrzymując pionową postawę, odganiając natarczywą muchę czy mimowolnie dotykając twarzy, by obniżyć poziom stresu.

Martin Grunwald to kierownik jedynego w Europie laboratorium zajmującego się zmysłem dotyku. W książce Homo hapticus dowodzi, że zmysł ten jest o wiele ważniejszy niż słuch, węch czy smak – okazuje się wprost niezbędny do naszego przeżycia biologicznego. Obrazowo opisuje fascynujący proces powstawania wrażeń dotykowych i spektrum problemów oraz zagadnień związanych z dotykiem. Bóle fantomowe, techniki masażu noworodków, kwestia kontaktu fizycznego w różnych kręgach kulturowych, projektowanie marki haptycznej pozwalającej rozpoznać przedmiot za pomocą dotyku – to tematy, którymi obecnie zajmują się na całym świecie naukowcy, lekarze, konstruktorzy i marketingowcy.

Nie możemy więc czuć się dotknięci, widząc narodziny nowego gatunku: homo sapiens hapticus.

 

Czy wiesz, że:

  • rekonwalescencja przebiega szybciej, jeśli na chwilę przed operacją lekarze i pielęgniarki przyjaźnie pogłaszczą pacjenta;
  • nieprzytulane dzieci gorzej się rozwijają;
  • ciepłe ręce zwiększają nasze szanse na sukces podczas rozmowy o pracę;
  • cięższe przedmioty są według naszej oceny cenniejsze.

 

"Jest z nami niemal od samego początku i opuszcza nas jako ostatni. Pomaga w ocenie sytuacji oraz innych ludzi. Oddziałuje na granicy świadomości albo całkiem podświadomie. Przynosi ulgę lub dostarcza cierpień. Dotyk - najczęściej pomijany ze wszystkich zmysłów - doczekał się wreszcie swojego „złotego wieku”. Poznajcie go lepiej dzięki tej książce.” Marta Alicja Trzeciak - dziennikarka naukowa, autorka książek popularnonaukowych

 

Martin Grunwald jest niemieckim psychologiem. Założyciel i kierownik Laboratorium Haptycznego na Uniwersytecie w Lipsku. Jest to jedyna tego typu w Europie jednostka badawcza zajmująca się kompleksowym badaniem neurologicznych, biologicznych i psychologicznych aspektów dotyku. Wydana w 2008 roku książka Human Haptic Perception jego autorstwa to kanoniczna pozycja w badaniach nad dotykiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 292

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wprowadzenie

Przeciętny człowiek, ba, niejeden naukowiec rozumie znaczenie i przydatność zmysłu dotyku całkiem po prostu: dzięki niemu znajdujemy w ciemnościach budzik, kontakt elektryczny lub partnerkę/partnera. Ktoś bardziej zorientowany doda, że szczególną wrażliwość wykazują opuszki palców. Szukając początku taśmy klejącej, najlepiej ją bowiem dokładnie obmacać, ponieważ wzrok na niewiele się tutaj przyda. Tylko dotykając płyty kuchennej lub garnka, dowiemy się, że są gorące, tak samo odróżnimy powierzchnię gładką od porowatej, miękką od twardej, wypukłą od płaskiej, przedmioty ciężkie od lekkich. Bez trudu zarejestrujemy także charakterystyczną różnicę między stopą obutą a bosą. Wiemy też, że zmysł dotyku pełni niebagatelną rolę w miłości i erotyce.

Ta lista możliwości uzmysławia rolę narządu dotyku w codziennym życiu. Wyniki badań uświadamiają z kolei zasadniczy aspekt tego zmysłu: bez niego życie jest niemożliwe. Na pozór zaskakująca teza, z której wynika kolejna kwestia: jakim sposobem jeden z narządów zmysłu może być tak ważny, że od niego zależy przeżycie? Śmiercią nie grozi przecież nawet wrodzona ślepota lub głuchota. Nasze życie nie wisi na włosku również po całkowitej utracie węchu i smaku. Tymczasem bez dotyku, a ściślej bez układu czuciowego, równowaga biologiczna zostałaby całkowicie zachwiana.

Bez narządu dotyku nie moglibyśmy ogarnąć umysłem własnego istnienia. Jedną z jego podstawowych funkcji jest bowiem stała świadomość naszego ciała. Nie myślimy siebie, my siebie czujemy. Z zamkniętymi oczami, w domu towarowym, po przebudzeniu czy na spacerze. W każdej milisekundzie dnia jesteśmy stuprocentowo pewni naszej fizycznej obecności. Układ czuciowy stanowi o jedności naszego jestestwa. Reszta zmysłów może tylko fakultatywnie potwierdzać tę pewność. To podstawowe prawo dotyczy całego życia na Ziemi, od organizmów jednokomórkowych po wielokomórkowe, takie jak człowiek.

Niezbędna do przeżycia biologiczna moc czucia wewnętrznego i zewnętrznego pojawia się już w fazie embrionalnej i towarzyszy nam przez całe życie. Każde dotknięcie naszego ciała jest interpretowane na poziomie psychologicznym i biologicznym, choć niekoniecznie musimy zdawać sobie z tego sprawę. Nawet jeśli tylko siedzimy lub leżymy, układ czuciowy analizuje i czuwa nad naszym stanem. W każdym momencie. Palcami wyczuwamy różnice w powierzchni, tak niewielkie, że niewidoczne gołym okiem. Krótki uścisk może wywołać przyjemne emocje, które utrzymują się przez kilka godzin, a nawet dni. Zdrowy rozwój fizyczny i stabilna psychika dziecka zależą od bliskości fizycznej w tym samym stopniu, co udany związek miłosny i partnerski. Każda dziedzina naszego życia nosi niewidzialne piętno działania zmysłu dotyku. Pod względem biologicznym jest to największy i najbardziej wpływowy narząd zmys­łu, majstersztyk natury traktowany jednocześnie jako oczywistość, i mało doceniany, co wykażemy na przykładach.

Wrażliwość dotykowa dziecka…

Dobrze jest possać smoczek. Dla naszej najmłodszej córki, Emilie, była to jedna z większych przyjemności, zakupiliśmy więc wszelkie możliwe rodzaje smoczków z najbardziej wymyślnych materiałów ekologicznych. W miarę konieczności wystarczyło kilka wyćwiczonych do perfekcji spojrzeń lub gestów i już jeden z tych magicznych przedmiotów znajdował się w zasięgu ręki.

Pewnego dnia, miało się ku wieczorowi, poszukiwania smoczków zaczęły się przeciągać i w końcu do akcji musiała wkroczyć cała rodzina. Przepadły jak kamfora. Wreszcie starsza siostra, Johanna, odkryła jeden z nich w zupełnie nieprawdopodobnym miejscu. Nie czas, by je tutaj opisywać. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Smoczek został dokładnie umyty i triumfalnie wręczony najmłodszej latorośli. Wzięła go do buzi, po czym w jednej sekundzie wylądował na podłodze, zataczając szeroki łuk. Procedura mycia została powtórzona, jednak spotkał go ten sam los. Dokładne oględziny nie pomogły w rozwiązaniu zagadki tak kategorycznego odrzucenia. Nie było rady, trzeba było na nowo podjąć poszukiwania kolejnych egzemplarzy. Przeczesaliśmy ogród, nawet samochód, gdzie odkryliśmy dwa wspaniałe egzemplarze. Oba zostały starannie umyte, a my w napięciu i z nadzieją oczekiwaliśmy, co na to mała księżniczka. Pierwszy błyskawicznie wylądował na podłodze, eliminacja dokonała się w ułamku sekundy. Przy drugim buzia dziecka rozpromieniła się i rozległo się głośne, smakowite mlaskanie. Wieczorny rytuał czytania i śpiewania mógł się wreszcie rozpocząć. Chwila ulgi, lecz pojawiły się pytania. Dlaczego z trzech, będących w stałym użyciu, smoczków zaakceptowany został tylko jeden? Wszystkie miały ten sam kształt i wykonane były z tego samego materiału. W każdym razie na pierwszy rzut oka. Następnego dnia zbadaliśmy je dokładniej. Wszystkie miały wprawdzie tę samą długość i szerokość, jednak różnica w strukturze przestrzennej wynosiła pół milimetra. Niemowlę najwyraźniej wyczuło tę różnicę receptorami dotykowymi ust i w ułamku sekundy rozstrzygnęło, czy jest ona do zaakceptowania, czy nie. Afirmacja określonych cech haptycznych – na wysokim poziomie sensorycznym – stanowi zatem umiejętność, jaką nie dysponuje nawet dorosły człowiek. Ślady doświadczeń ze smoczkiem Emilie, która tymczasem skończyła liceum, zachowały się w domu rodzinnym do dzisiaj: w rozlicznych kufrach, skrzynkach na narzędzia, szufladach i każdym innym pojemniku pojawia się co rusz ten jeden jedyny, wymarzony rodzaj smoczka.

…drażniła psychologów…

Rok 1993, Instytut Neuropsychologii w Jenie. W osłoniętej ekranem elekromagnetycznym kabinie EEG siedzi osoba nr 25 i z zasłoniętymi oczami obmacuje płaskorzeźbę. W pokoju obok młody naukowiec obserwuje przez szybę jej poruszające się dłonie i wykres EEG. Przy każdym mikroskopijnie małym ruchu palców miliony sensorów mięśni, ścięgien, stawów, włosów i skóry wysyłają kaskady sygnałów do mózgu, który łączy je wszystkie w sensowną całość, w rezultat poznawczy. W końcu powstaje precyzyjny obraz tego, co zdołały wyczuć dłonie. W tym miejscu eksperyment się kończy. Rzeźba zostaje usunięta, a zadaniem badanego jest wykonać rysunek już z otwartymi oczami. Zazwyczaj jest bardzo podobny do oryginału.

Z osobą nr 25 jest nieco inaczej. Wyjątkowo długo obmacuje rzeźbę. Prowadzący wyczuwa jej napięcie, z wykresu EEG wynika, że dokłada nadzwyczajnych wysiłków. Jednakże największe zaskoczenie budzi wykonany rysunek: żadnego podobieństwa do oryginału. Same kreski, kółka, zawijasy bez ładu i składu, dziewczyna nie rozpoznała nawet zwykłego trójkąta. Co to ma znaczyć? Żaden z pięćdziesięciu badanych młodych studentów nie uzyskał takiego wyniku. „Wyjątek potwierdza regułę” – w podobnych wypadkach mówią naukowcy. Ten jednak okazał się na tyle dziwny i spektakularny, że domagał się wyjaśnień, choćby z czystej ciekawości. Wszystko wskazywało na zaburzenia percepcji osoby nr 25, której nie udało się złożyć w całość poszczególnych informacji haptycznych. Potrafiła rozpoznać zaledwie pojedyncze elementy.

Co mogło być przyczyną tego zjawiska? Dziewczyna studiowała piąty semestr na bardzo trudnym kierunku, co wymagało sporych zdolności kognitywnych. Można więc było wykluczyć brak umiejętności poznawczych. Nie mogło też być mowy o chorobie neurologicznej z prostego powodu: w tamtych czasach neurobiologiczne zaburzenia zmysłu dotyku badano tylko w przypadku ciężkich uszkodzeń ciała lub prawej półkuli mózgu po wypadku albo zawale mózgu. Zresztą tego typu uszkodzenia prowadzą do poważnych ograniczeń także w innych obszarach sensoryczno-kognitywnych, osoba taka nie byłaby zatem w stanie uczestniczyć w żadnych zajęciach. Najprościej byłoby powtórzyć test lub przynajmniej porozmawiać z dziewczyną o jej wyniku. Niestety nie chciała zrobić ani jednego, ani drugiego. Młody naukowiec musiał się więc cieszyć tym, co miał, a miał niewiele.

Przed każdym badaniem EEG należy wypełnić ankietę na temat byłych lub obecnych chorób neurologicznych bądź psychiatrycznych. Tu jednak nie pojawiły się żadne przydatne dane. W tamtych czasach nie notowano również wzrostu i masy ciała. W dokumentacji udało się jednak znaleźć jedną, choć nieco tajemniczą, wskazówkę. Okazało się, że przedramiona i twarz dziewczyny są owłosione w znacznym stopniu, a skóra na ramionach szorstka i szara, jakby dawno się nie myła. Jedna z ciężkich chorób psychicznych objawia się właśnie nadmiernym owłosieniem, tak zwanym lanugo, oraz charakterystycznymi zmianami na skórze: to anorexia nervosa. Za tymi nietypowymi objawami (nietypowymi, ponieważ lanugo pojawia się zwykle w 13.–16. tygodniu ciąży i zanika krótko przed porodem) stoją poważne zmiany hormonalne wywołane niemal całkowitą rezygnacją z jedzenia.

Na czym jednak polega związek między permanentnym głodzeniem się a zaburzeniami zmysłu dotyku? W literaturze naukowej nie istniały badania na ten temat. W tamtych czasach nie prowadzono też badań nad zaburzeniami innych narządów zmysłów w tej grupie pacjentek. Wyniki badań dziewczyny nr 25 dziwiły doświadczonych psychologów i neuropsychologów, którzy tylko potrząsali głowami. Wnioski o kontynuowanie badań i poszukiwania partnerów z różnych klinik spełzły na niczym. Z bardzo prostej przyczyny: wiedza na temat zmysłu dotyku była znikoma, a hipoteza, że między jego zaburzeniami a anoreksją zachodzi związek, wydawała się absurdalna.

Młodego naukowca wciąż jednak intrygowała zagadka niezwykłego przypadku nr 25. Tak dalece, że kolejnych dziesięć lat życia poświęcił na intensywne badania tej i innych grup pacjentów, pragnąc dowiedzieć się, czy oni także cierpią na podobne dolegliwości. Kontynuowanie pracy było możliwe dzięki otwartemu umysłowi ówczesnej przełożonej oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży przy klinice uniwersyteckiej w Lipsku, pani profesor Ettrich, oraz jej współpracownic, Bianki Assmann i Angeliki Dähne. Po latach badań zaczęła się krystalizować spójna i empirycznie sprawdzalna koncepcja obserwowanych zjawisk. Co więcej, wyłoniła się nawet nowatorska metoda leczenia. Koledzy z całego świata przyjmują ją z zainteresowaniem lub niedowierzaniem, w niektórych specjalistycznych klinikach weszła w skład fizykoterapii i pomaga powstrzymać, niekiedy śmiertelny, przebieg anoreksji.

…i sceptycznych producentów samochodów

W przestronnej sali konferencyjnej bez okien panowała kompletna cisza. Zamiast entuzjastycznych braw zapadło głębokie milczenie, a młody naukowiec widział przed sobą same ponure twarze. Mijały przytłaczające sekundy. Była połowa lat dziewięćdziesiątych. Zaproszenie wystosowała grupa niemieckich producentów samochodów, by dowiedzieć się, czy dotyk należy do ważnych narządów zmysłu. W końcu ciszę przerwał jeden ze słuchaczy i, zgarnąwszy energicznym ruchem papiery ze stołu, ze sfrustrowaną miną ruszył w stronę drzwi. Potrząsał głową, jakby chciał dać do zrozumienia, że ma tego wszystkiego dość. Nie zdążył jeszcze dobrze trzasnąć drzwiami, a już kolejni dwaj panowie zaczęli pakować swoje manatki i wyszli bez słowa. Młody, niespełna trzydziestoletni naukowiec wciąż stał przy projektorze w oczekiwaniu na pytania. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi. Pozostali słuchacze sprawiali wrażenie zajętych wyłącznie sobą. Niektórzy cicho rozmawiali, lecz tylko z najbliższymi sąsiadami. Dopiero gdy podnieśli głos, okazało się, że sala podzieliła się na przeciwne obozy.

Jedna strona prezentowała pogląd, że przy projektowaniu samochodu należy wziąć pod uwagę także wrażenia dotykowe. Najwyraźniej ta grupa była pomysłodawcą zaproszenia. Poczuli się pewniej po wykładzie, który zdawał się potwierdzać ich intuicyjne przypuszczenia. Druga strona uznała to za jawną prowokację i atakowała coraz mocniej. „Bzdury”, „luksusów się zachciewa” – krzyczeli. Zwolennicy uwzględnienia percepcji haptycznej w procesie produkcji dosłownie wymachiwali przeciwnikom pod nosem pozytywnymi przykładami z wykładu: technicznymi rozwiązaniami konkurencji lub w innych dziedzinach przemysłu. Sceptycy odebrali to jako zwykłe krytykowanie ich i nie wykazywali najmniejszej ochoty na rzeczową dyskusję.

Niezbyt dyplomatycznie młody naukowiec zaczął porównywać klamki, przełączniki i inne elementy różnych marek samochodów, analizując ich haptyczne wady i zalety. Wyraził pogląd, że rzeczy w ogóle, a części samochodowe w szczególności, niekoniecznie muszą być dobre tylko dlatego, że na takie wyglądają. Produkt stworzony wyłącznie dla oka, bez uwzględnienia wrażliwości dotykowej człowieka jest bez przyszłości – brzmiała zasadnicza teza jego wykładu. Konkurencja nie śpi i producent, który upiera się przy tradycyjnym, zdominowanym przez wrażenia wzrokowe wzornictwie, nie biorąc pod uwagę różnych potrzeb haptycznych, będzie musiał ponosić straty na światowych rynkach. Tego było już za wiele. Nie da się złapać wszystkich srok za ogon. A poza tym kto powiedział, że taka będzie powszechna tendencja? W popularnych czasopismach samochodowych nie ma o tym mowy, a zresztą to, co robi konkurencja, to jedna sprawa, a to, co się robi samemu, druga. Nikt nie będzie wydawał pieniędzy na takie głupoty, nawet w przyszłości. Potem padło jeszcze kilka uprzejmych pytań. Kiedy jednak rozmowa zeszła na temat niezbędnych badań rozwiązujących specyficzne kwestie użytkowania, twarze przeciwników spochmurniały. Kilka lat później ta właśnie firma stworzyła własną grupę badawczą „Haptik”, która z powodzeniem pracuje dla tego producenta samochodów do dzisiaj.

Anegdoty te łączy jedna wspólna cecha – wszystkie dotyczą centralnej pozycji narządu dotyku człowieka oraz podejścia do niego, raczej niewłaściwego, niż odwrotnie. Producenci samochodów o mało się nie pobili na wieść, że technologia haptyczna to przyszłość wyposażenia wnętrza pojazdu. Nawet psycholodzy kliniczni z trudem zaakceptowali możliwy związek anoreksji z zaburzeniami czucia. Młodym rodzicom nie przyszło do głowy, że ośmiomiesięczny niemowlak może wyczuć wręcz mikroskopijne różnice w strukturze smoczka.

Zastrzeżenia te są w pełni zrozumiałe, chociaż nie ułatwiają sprawy. W życiu codziennym rzadko uświadamiamy sobie istnienie i znaczenie zmysłu dotyku, a w programach szkolnych i uniwersyteckich nie poświęca się temu zagadnieniu specjalnej uwagi. Bombardowani nieustannie wrażeniami wizualnymi i syceni wiedzą, że rzekomo 80% informacji przetwarza narząd wzroku, nie zastanawiamy się nad rolą dotyku. Czucie wewnętrzne i zdolność odbierania różnych bodźców zewnętrznych palcami i ciałem są czymś tak normalnym jak to, że słyszymy, widzimy, czujemy zapach i smak. „Być przy zdrowych zmysłach” to naturalny stan ludzkiej egzystencji. Oprócz kilku wyjątków. Po co się nad tym zastanawiać? Sytuacja zrozumiała, jeśli chodzi o zwykłego śmiertelnika, zastanawia jednak umiarkowane zainteresowanie naukowców.

Zmysł dotyku – podobnie jak węchu i smaku – jest konsekwent­nie i zdecydowanie lekceważony w środowisku psychologów i lekarzy, zwłaszcza w porównaniu ze wzrokiem. Korzenie tego podejścia znajdują się w starożytnej filozofii Platona i Arystotelesa1. Religia i filozofia średniowiecza oraz późniejsza medycyna i nauka również przyczyniły się do minimalizowania biologicznej i poznawczej funkcji zmysłu dotyku.

Nawet stosunkowo nowa dziedzina nauki, psychologia, która powstała pod koniec XIX wieku, a pierwszy jej instytut został założony przez Wilhelma Wundta w Lipsku, nie wprowadziła do tej kwestii istotnych zmian. Ani u początków swego istnienia, ani obecnie. Według współczesnej wiedzy przeżycia i zachowanie człowieka są związane z procesami kognitywnymi, emocjonalnymi, pamięciowymi i innymi, którym konsekwentnie odmawia się podstaw fizycznych. Aktualna wiedza przyrodnicza, zupełnie jak niegdyś teoria Platona „o boskim oku”, jednomyślnie prezentuje pogląd, że poznanie wzrokowe dzierży absolutny prym i zajmuje superpozycję w indywidualnym procesie poznawczym. Natomiast narządowi dotyku przyznaje się, jeśli w ogóle, podrzędną funkcję poznawczą.

Tylko kilkuset naukowców na całym świecie zajmuje się badaniami zasady działania i możliwościami ludzkiego zmysłu dotyku. Bez porównania większa liczba badaczy oraz instytucji zgłębia biologiczne i psychologiczne podstawy wzroku i słuchu. Obecnie dysponujemy więc bogatą i różnorodną wiedzą na temat funkcjonowania tych dwóch „najważniejszych” układów zmysłów. Najwyraźniej zarówno wiedza stosowana, jak i medycyna oraz inne nauki biologiczne czerpią profity z prymarnej roli wzroku i słuchu. ­Stale poszerzająca się wiedza ogólna na temat sposobu działania poszczególnych elementów biochemicznych oraz całych mechaniz­mów neuro­nalnego przetwarzania danych zmysłu audiowizualnego doprowadziła na przykład do rozwoju bioelektrycznych implantów ucha i oczu. Znacznie powiększyły się też techniczne możliwości kopiowania jakości wzrokowych i słuchowych w robotyce lub w świecie wirtualnym. Taki stan rzeczy doprowadził do powstania swoistego błędnego koła: aktualne wyniki badań potwierdzają dawne metody badawcze. Im głośniejsze i bardziej widoczne osiągnięcia praktyczne i teoretyczne, tym bardziej lekceważący stosunek do możliwości innych narządów zmysłów.

Stosunek do znaczenia i funkcji ludzkiego zmysłu dotyku ulega powoli zmianie, choć w sposób niezauważalny dla szerszej publiczności. Intensywna działalność badawcza na całym świecie przynosi zaskakujące wyniki i coraz lepsze rozumienie sposobu działania naszego czucia. Pojawiają się też kwestie, które w zasadniczy sposób stoją w sprzeczności z dotychczasową wiedzą. Jedne dotyczą biologicznego (filogenetycznego) pochodzenia naszych zdolności dotykowych. Inne – cudownego połączenia ontogenetycznego (rozwoju osobniczego) ludzkiej egzystencji z doświadczeniem interakcji i stymulacji haptycznej. Stąd zasadnicze pytanie: czy jakakolwiek forma życia jest w ogóle możliwa bez istnienia i działania narządu dotyku? Trudno o bardziej pryncypialną kwestię i nie chodzi tu bynajmniej o rozważania czysto teoretyczne, wynika ona bowiem z dotychczasowej wiedzy na temat funkcji i znaczenia tego narządu zmysłu. Całkiem możliwe, że odpowiedź przewartościuje i zmieni obraz człowieka.

Jest tyle do zrobienia, poruszamy się po omacku!

1 Początek wewnątrz i zewnątrz

Zmysły człowieka rozwijają się w różnym czasie i odmiennym tempie, lecz zawsze według ściśle ustalonej zasady. Porządek czasowy wyznaczają prawa natury, a zmysł dotyku zajmuje priorytetową pozycję. Jego wczesny rozwój to cudowne osiągnięcie przyrody, które tworzy istotne, biologiczne i psychologiczne, fundamenty pod niezbędne do przeżycia funkcje.

Tak naprawdę w życiu człowieka występują dwie zasadnicze fazy: czas do narodzin i czas po nich aż do śmierci. Przyjmuje się powszechnie, że wszystkie narządy zmysłów dojrzewają w pełni dopiero po porodzie. Za przykład podaje się – jakżeby inaczej? – rozwój wzroku. Krótko przed urodzeniem i po urodzeniu noworodek reaguje tylko na zmiany natężenia światła, czyli właściwie jest ślepy. Dopiero wykształcenie różnych grup komórek siatkówki pod wpływem bodźców świetlnych umożliwia uruchomienie procesów wizualnych, określanych mianem widzenia. W 12. miesiącu życia biologiczny rozwój najważniejszych elementów narządu wzroku zostaje niemal zakończony. Fovea centralis – dołek środkowy siatkówki oka, czyli obszar najostrzejszego widzenia – wykształca się ostatecznie dopiero w czwartym roku życia1.

Zaburzenia w rozwoju prowadzące do wrodzonej lub nabytej ślepoty nie oznaczają jednak zatrzymania innych funkcji życiowych organizmu, które mogą doprowadzić do śmierci. Podobnie rzecz ma się ze słuchem, węchem i smakiem. Wadliwy rozwój, a nawet utrata dwóch narządów zmysłów, na przykład w przypadku niewidomych i głuchych, nie oznacza ogólnej zapaści całego organizmu. Życie toczy się nadal. Choćby z pewnymi ograniczeniami.

Narządy słuchu, wzroku, węchu i smaku to w sensie biologicznym zaledwie praktyczne „oferty”, które możemy wykorzystać do interpretacji wydarzeń i cech świata zewnętrznego. To jakby fakultatywne narzędzia pomocnicze, które możemy wykorzystać w procesie uczenia się i adaptacji do trójwymiarowej rzeczywistości. Z każdego punktu widzenia są potrzebne i pomagają nam w nawiązaniu kontaktów społecznych, lecz ich uszkodzenie bądź utrata nie zagrażają życiu.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa ze zmysłem dotyku. Obserwując proces rozwojowy, zauważymy, że zdolność odbierania bodźców przez skórę wykształca się już w pierwszych tygodniach po zapłodnieniu komórki jajowej. Od siódmego tygodnia ciąży dziecko reaguje na lekkie podrażnienie warg cofnięciem główki i drgnięciem całego ciała2. Delikatne muśnięcie zmysł dotyku odbiera jako bodziec zewnętrzny, a reakcja wskazuje na unikanie takiej stymulacji. W tym okresie człowiek liczy zaledwie 16 milimetrów i poza czuciem żaden inny zmysł nie wykazuje aktywności!

Reakcja embrionu na stymulację stanowi wiarygodny i istotny dowód na to, że podstawowe funkcje zmysłu dotyku są już rozwinięte we wczesnej fazie ontogenezy. Jeszcze przed wykształceniem się wszystkich organów wewnętrznych (ich rozwój kończy się z reguły do dziewiątego tygodnia ciąży; od tej chwili rozpoczyna się faza płodowa) rozwijający się narząd czucia odbiera bodźce fizyczne, które wyzwalają reakcję całego ciała. Z jednej strony stanowi to ważki argument za tym, że zmysł dotyku rozwija się jako pierwszy. Z drugiej świadczy o wzajemnym powiązaniu układu sensorycznego i motorycznego już w bardzo wczesnej fazie życia płodowego. Ruch całego tułowia w reakcji na stymulację zakłada bowiem, że przetworzone na elementarnym poziomie bodźce są następnie kierowane do centrów względnie neuronów ruchowych. Z całą pewnością nie jest to świadomy akt, a raczej odruch czysto biologiczny, którym sterują motoneurony, występujące w rdzeniu kręgowym od 33. dnia ciąży.

Bardzo możliwe, że tak wczesny rozwój elementarnej wrażliwości dotykowej służy funkcji ochronnej. Ale embrion, a potem płód, już od kilku milionów lat dojrzewa w bezpiecznym środowisku łona matki. Solidnie opakowany w odporne na mechaniczne uszkodzenia i dźwiękoszczelne tkanki, jest praktycznie odizolowany od świata zewnętrznego i jego potencjalnie szkodliwych wpływów. Przyszła matka dysponuje też poza tym odpowiednimi umiejętnościami kognitywnymi i motorycznymi, które wykorzystuje do ochrony jej samej i dziecka. Tak więc z biologicznego punktu widzenia niezbyt sensowne wydaje się tworzenie tak doskonałego systemu ochronnego, który ma służyć wyłącznie bezpieczeństwu płodu. Gdyby nawet plan natury zakładał wykształcenie dodatkowych zabezpieczeń, można to było zrobić w późniejszym okresie ciąży, wręcz dopiero po narodzinach. Z jakiego zatem powodu zdolność odbierania i reagowania na bodźce pojawia się już w fazie embrionalnej?

Potraktowanie zarodka nie jako przyszłego człowieka, lecz jako sensownie uporządkowanego zbioru komórek, podsunie jedną z odpowiedzi. W odróżnieniu od organizmów jednokomórkowych (na przykład ameby) organizm embrionu składa się z milionów komórek o wyspecjalizowanych funkcjach i zadaniach. Niektóre są komórkami krwi, mięśni i kości, z innych rozwijają się neurony i włókna nerwowe. W każdym mikrometrze organizmu znajdują się grupy komórek o ściśle ustalonej strukturze i porządku, które stanowią ­fizyczny początek istoty ludzkiej. Do funkcjonalnego i przestrzennego uporządkowania różnych grup komórek konieczna jest między nimi ożywiona komunikacja biochemiczna i biomechaniczna. Naj­istotniejsza informacja, którą każda komórka musi opracować, by zagwarantować uporządkowany rozwój całego organizmu, dotyczy kontaktu z sąsiednimi komórkami i wrażliwości na każdy możliwy wpływ fizyczny (ciśnienie, wibracje, ciepło, zimno). Wiemy obecnie, że komórka jest w stanie zarejestrować fizykalne zmiany na swojej powierzchni i do pewnego stopnia zaadaptować się do nich dzięki własnym ruchom. To najprostsza forma wrażliwości sensorycznej. W reakcji na zmiany fizyczne na swojej ścianie komórka wysyła kaskady sygnałów biochemicznych do sąsiednich komórek, a ich prędkość zależy od rodzaju komórki i jakości sygnału. Temu pierwotnemu mechanizmowi embrion zawdzięcza motoryczną reakcję warg na podrażnienie.

Obronny ruch embrionu to wynik działania prawa natury, który określam mianem zasady kontaktu: każdy żywy organizm – od ­jedno- po wielokomórkowe – dysponuje wrażliwością na dotyk i jest zdolny do reakcji, ponieważ ten elementarny mechanizm gwarantuje mu przeżycie3.

Eksperymentarium dotykowe płodu

W siódmym tygodniu ciąży wrażliwość sensoryczna embrionu ogranicza się tylko do warg, lecz już w kolejnych tygodniach pojawiają się reakcje na podrażnienie głowy, ramion i pleców. Do 14. tygodnia pasywna wrażliwość na dotyk rozprzestrzenia się na wszystkie obszary ciała i odbierają one bodźce taktylne.

Taktylnie czy haptycznie?

Z neurofizjologicznego punktu widzenia istotne jest, czy na dotknięcie reagujemy ruchem własnego ciała, czy przyjmujemy je biernie. Z tego względu dysponujemy dwoma różnymi określeniami na te reakcje: wrażenia taktylne powstają pod wpływem zewnętrznych bodźców fizykalnych, ucisku lub dotknięcia, na przykład podczas masażu. Jeśli natomiast to my masujemy, nasz system nerwowy generuje doznania haptyczne. Dotykanie własnego ciała to także haptyka. Ponieważ przez większą część dnia jesteśmy aktywni, prawie wszystkie doznania dotykowe należą do kategorii haptycznych, a tylko niewielka część do taktylnych.

Rozwój sensoryczny i motoryczny przebiegają równolegle. Do ósmego tygodnia ciąży embrion może, napinając tułów, lekko unieść głowę i wykonywać nieskoordynowane ruchy całym ciałem. Już od dziewiątego tygodnia porusza oddzielnie rękami, nogami i głową. Oznacza to, że pozycję zmienia już nie cały zespół komórek, lecz pojedyncze części ciała, które w coraz większym stopniu potrafią przetwarzać impulsy motoryczne na niezależne od siebie ruchy. Żeby ruchy przebiegały w sposób skoordynowany i równoległy, muszą być kontrolowane i sterowane na poziomie sensorycznym. Już w okresie płodowym każdy ruch wymaga doprowadzonej do perfekcji współpracy receptorów dotykowych skóry i mięśni, ścięgien, tkanki łącznej oraz stawów. Receptory ruchu należą do czucia głębokiego i nie odbierają bodźców z zewnątrz. Zarówno w stanie spoczynku, jak i podczas ruchu malutkie sensory w mięśniach, stawach i kapsułach ścięgien wysyłają bez przerwy sygnały elektryczne, dzięki czemu w każdej milisekundzie organizm jest informowany o napięciu mięśni i ścięgien oraz o położeniu stawów. Impulsy czucia powierzchniowego generowane przez ruchy własne lub bodźce zewnętrzne także pomagają ustalić położenie i pozycję poszczególnych części ciała. Na podstawie milionów pojedynczych informacji z różnych sensorów system nerwowy może ustalić ułożenie i pozycję części ciała względem całego organizmu. Ta część narządu dotyku nazywa się propriocepcją.

Bez zmysłu kinestetycznego nie moglibyśmy wykonywać celowych ruchów. Ani przed, ani po narodzinach. Czucie głębokie to jednocześnie kontroler i towarzysz każdego ruchu. Jego działanie przypomina sprawdzenie stanu konta przed dokonaniem przelewu. W zależności od wyniku przelewamy gotówkę lub nie.

Im dokładniejszy i bardziej celowy ruch mamy wykonać – zarówno przed narodzinami, jak i po narodzinach – tym precyzyjniejsze muszą być biologiczne dane na temat aktualnego położenia ciała oraz jego części względem siebie. I to zarówno przed ruchem, jak i podczas ruchu. Te istotne informacje z proprioreceptorów zostają natychmiast przetworzone przez system nerwowy. Zmysł równowagi, który umożliwia czucie głowy i reszty ciała w przestrzeni, zaliczany jest również do wyspecjalizowanych organów propriocepcji.

Rozwijający się w pierwszych tygodniach ciąży układ nerwowy zarodka pobiera pierwsze lekcje na temat przestrzennej natury i budowy ciała oraz jego możliwych ruchów. Pomaga mu w tym czucie powierzchniowe (eksterocepcja), które stopniowo rozszerza się na całe ciało, oraz czucie głębokie (propriocepcja), skierowane na organy wewnętrzne. Równoległy rozwój wrażliwości na tych dwóch poziomach stanowi konieczny warunek zaistnienia ruchów rozciągających oraz dotykania twarzy. Obserwuje się je od 10. tygodnia ciąży. Aktywne dotykanie twarzy bądź głowy nie tylko stymuluje te obszary ciała, lecz także inicjuje rozwój ważnego obwodu emocjonalno-kognitywnego, z którego korzystamy jeszcze w dorosłym wieku (zob. rozdz. 4).

Od 12. tygodnia ciąży – w tym czasie nie pracuje jeszcze żaden inny narząd zmysłu! – płód potrafi ruszać palcami oraz otwierać i zaciskać piąstki. Już od 15. tygodnia posiada pełen repertuar ruchów. Intensywnie bada swoje ciało, zwłaszcza twarz, i otaczającą je przestrzeń4. Zaczyna też ssać kciuk! Podkreślmy jeszcze raz: bez informacji wizualnych dziecko jest w stanie włożyć palec do buzi, pobudzając i ćwicząc odruch ssania. Bardzo wrażliwa w tej fazie skóra twarzy i rosnąca wrażliwość palców stymulują ten proces. Nawiasem mówiąc, trenowanie odruchu ssania to nie bezproduktywne umilanie sobie czasu, lecz nabywanie umiejętności niezbędnej do życia w świecie zewnętrznym. W warunkach naturalnych maluch, który nie potrafi ssać, nie ma szans na przeżycie. Zdobycz ta jest możliwa dzięki współpracy receptorów czucia głębokiego i powierzchniowego oraz narządu ruchu. Wykonanie jednej z pierwszych, mających życiowe znaczenie, czynności – ssania kciuka – jest możliwe w stosunkowo wczesnej fazie po zapłodnieniu i to bez udziału pozostałych narządów zmysłów.

Rozwój lanugo

W 17. tygodniu ciąży środowisko nie dostarcza płodowi zbyt ­wielu bodźców. Dziecko nie słyszy, w łonie jest ciepło, ale ciemno, nie ma wrażeń zapachowych ani smakowych, ponieważ niezbędne do tego receptory jeszcze się nie wykształciły. Dorosły człowiek, który znalazłby się w takich warunkach, odczułby je jako torturę metodą deprywacji sensorycznej. Około 13-centymetrowy płód unosi się po prostu w wodach płodowych macicy. Jest co prawda wrażliwy na dotyk, lecz w tej fazie życia i w tych okolicznościach brakuje mu tej stymulacji (chyba że ma bliźniacze rodzeństwo, któremu zawdzięcza przypadkowe dotknięcia).

Jedynymi atrakcjami w tej monotonnej egzystencji są ruchy własne i ciała matki. Zasada kontaktu mówi jednak, że wszystkiemu, co ma się rozwijać, musi zostać dostarczony nie tylko pokarm, lecz także stymulacja fizyczna. Nagą skórę płodu otacza płyn owodniowy i delikatne bodźce stymulują ją tylko w ograniczonym stopniu. I w tej oto fazie pojawia się na całym ciele płodu (poza wnętrzem dłoni i podeszwami stóp) meszek, tak zwane lanugo. Każdy długi na pięć do siedmiu milimetrów włosek zaopatrzony jest w receptor i nawet najmniejsze jego ugięcie wywołuje kaskadę impulsów przesyłaną do mózgu. Długość włosów i połączenie z sensorami skóry sprawiają, że ich działanie przypomina anteny wychwytujące i wzmacniające każdy najdrobniejszy ruch wód płodowych.

Dzięki lanugo płód poddany jest teraz permanentnemu działaniu bodźców fizycznych, które – zarówno w sytuacji spoczynku, jak również pod wpływem ruchów własnych i zewnętrznych – pobudzają zmysł dotyku i stymulują układ nerwowy. Ten sensoryczny trik natury wzmacnia wrażliwość na bodźce, co odgrywa ogromną rolę w dalszym rozwoju. Według wielu naukowców wzrost dziec­ka jest bezpośrednio zależny od stymulacji lanugo5. Niektórzy z nich twierdzą, że salwy impulsów z receptorów na meszku docierają do ważnych obszarów mózgu (podwzgórza, kory mózgowej) i aktywują przywspółczulny układ nerwowy. Kaskady impulsów wywołują wyrzut z podwzgórza hormonu wzrostu, oksytocyny, co następuje od 16. tygodnia ciąży. Stymulacja kory mózgowej jest źródłem pierwszych przyjemnych doznań fizycznych. Hormon wzrostu oraz wyspa mózgowa odgrywają zasadniczą rolę w rozwoju wszystkich zdolności społecznych, poznawczych i fizycznych po narodzinach.

Meszek płodowy, a ściślej wzmożona stymulacja jego receptorów i wywołane nimi pozytywne emocje to najprawdopodobniej powód wzmożonej aktywności płodu od 18. tygodnia ciąży. W organizmie dziecka powstaje obwód regulacyjny, który także po narodzinach pełni ważną funkcję w rozwoju motorycznym i tworzeniu emocjonalnych interakcji między stymulacją ruchową a dotykową. Lanugo to zatem nie tylko ewolucyjna pamiątka po futrze przodków, o czym świadczy jego zanik od 33. tygodnia ciąży.

Między 15. a 20. tygodniem ciąży rozwój sensoryczny dotyczy przede wszystkim zmysłu dotyku i pobudzenia wrażliwości oraz zdolności motorycznych. W niewielkiej przestrzeni macicy głowa, ręce, stopy, tułów i mięśnie twarzy poruszają się oddzielnie i w sposób względnie skoordynowany. To prawdziwy cud natury: w ciągu 20 tygodni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i bez ingerencji wyższej instancji, odbył się równoległy proces rozwoju motoryki oraz czucia powierzchniowego i głębokiego. To jeden z najważniejszych fundamentów życia każdego organizmu. Płód liczy 16 centymetrów i do terminu porodu pozostała już połowa czasu.

Do tej pory procesy dorastania i dojrzewania przebiegają bez udziału i ingerencji ze strony innych układów zmysłów. Na drugim planie wykształcają się ich receptory i połączenia nerwowe, są jednak zbyt niedojrzałe, by móc opracować bodźce z otoczenia. Dziec­ko jeszcze nie słyszy, na głośne dźwięki nie reaguje gwałtownym ruchem. Nie reaguje na głos matki lub stale zmieniające się odgłosy jej ciała. Receptory i układ nerwowy słuchu, które są odpowiedzialne za przetwarzanie szerokiego pasma fal akustycznych, rozwijają się dopiero od 24. tygodnia ciąży. Do wykształcenia zjawiska zwanego słyszeniem konieczny jest rozwój mikroskopijnie małych komórek rzęsatych błony bębenkowej ucha w korze mózgowej oraz prowadzących do niej włókien nerwowych. Komórki rzęsate otoczone są płynem, wprawianym w drżenie pod wpływem fal dźwiękowych. Drgania błony powodują ugięcie rzęsek i w wyniku wielu procesów biochemicznych i bioelektrycznych uzyskujemy wrażenie słuchowe. Narząd słuchu zbudowany jest niewątpliwie na wzór układu dotyku. Słyszenie to w istocie zdolność wychwytywania i przekazywania do mózgu drgań mechanicznych o różnej częstotliwości (zwanych także wibracjami). Z tego powodu słuch jest wyspecjalizowaną, ograniczoną do określonego obszaru ciała, formą percepcji dotykowej.

Przez ścisłe połączenie obu narządów zmysłów zrozumiałe stają się stwierdzenia w rodzaju: pod wpływem muzyki lub pięknego tonu głosu dosłownie „przeszły mi dreszcze po plecach”. Metaforycznie rzecz ujmując, wrażenie słuchowe to nic innego jak specyficzny sposób kontaktu fizycznego; na bardzo podobnej zasadzie komórki rzęsate ucha wewnętrznego są w stanie „wymacać” wibracje ze świata zewnętrznego. Dotknięcie skóry i pobudzenie rzęsek w uchu wewnętrznym rejestrujemy bardzo precyzyjnie, ponieważ oba narządy są zbudowane według tej samej biologicznej zasady i podlegają tej samej determinancie. Polega ona na tym, że każdy organizm żyjący w trójwymiarowym świecie musi umieć rejestrować największe dostępne mu spektrum bodźców fizycznych. Służy to ochronie, a także stwarza możliwości adaptacyjne i organizacyjne. Mówiąc wprost: im więcej jestem w stanie odczuć, tym większe mam szanse na przeżycie. Bez tej umiejętności żaden organizm nie przetrwa na tym świecie.

W tym samym czasie i anatomicznie w tym samym miejscu – czyli w uchu wewnętrznym – powstaje kolejna struktura sensoryczna. Ona i zmysł dotyku pozwalają nam zorientować się w położeniu naszej głowy w stosunku do reszty ciała. Wiemy także, czy jest odwrócona, przechylona lub spuszczona. Odpowiedzialny za to jest narząd równowagi zbudowany z trzech przewodów półkolis­tych i dwóch woreczków otolitowych, wyściełanych komórkami włos­kowatymi. Ruch płynu i galaretowatej substancji w przewodach półkolistych oraz woreczkach powoduje skurcz i rozkurcz komórek i wyzwala impuls elektryczny. Już od 25. tygodnia ciąży organ ten rejestruje zmiany pozycji głowy, a co za tym idzie – skręt ciała. Dzięki zmysłowi równowagi płód zna swoje położenie w łonie matki i za pomocą ruchów własnego ciała przyjmuje optymalną pozycję do porodu. Nie istnieje jednak naukowe wyjaśnienie, dlaczego dziecko przyjmuje właściwą pozycję (lub nie). Możliwe, że głos matki słychać najlepiej w miednicy i płód wykonuje ruchy w poszukiwaniu najdogodniejszych warunków akustycznych6.

Dotykanie własnego ciała

Od chwili gdy dziecko porusza rękami i nogami niezależnie od siebie, zaczyna też wykonywać celowe i bardzo złożone ruchy w fazie czuwania. Ich liczba i różnorodność zależą od dojrzałości komórek nerwowych w mózgu i stanu psychicznego matki7. Bogactwo repertuaru uzależnione jest – jak już wspominaliśmy – od fazy rozwojowej. Większa część ruchów ramion i dłoni skierowana jest na własne ciało. Raz prawą, raz lewą dłonią płód dotyka swojego tułowia, nóg i stóp oraz głowy. Do tej pory nie udało się ustalić celowości i funkcji tych działań. Szczególnie zagadkowa jest wyjątkowo częsta eksploracja głowy, zwłaszcza twarzy.

Intuicja podpowiada, że są to ruchy przypadkowe, spowodowane budową anatomiczną, przygiętymi rączkami i pozycją głowy. Ze zdjęć ultrasonograficznych o dużej rozdzielczości, wykonywanych w ramach badań prenatalnych, wynika jednak, że zachowanie to trudno uznać za przypadkowe. Porównując liczbę dotknięć twarzy z poziomem odczuwanego przez matkę stresu, okazuje się, że częstotliwość dotyku wzrasta wraz ze stresem matki. Ustalono także, iż dziecko palącej matki dotyka się częściej.

Bodźce psychologiczne lub biochemiczne, które wywołują u matki stres, przedostają się różnymi kanałami do organizmu płodu, który zmianę stanu sygnalizuje dotknięciem ręką twarzy. Nie znamy jeszcze dokładnie przebiegu tego procesu, wiadomo jednak, że bezpośredni kontakt dłoni z twarzą stymuluje jej skórę i włókna nerwowe, a wywołane tym kaskady impulsów mają najkrótszą do przebycia drogę do mózgu. Na tym etapie wiedzy możemy tylko przypuszczać, że skutkuje to wyrzutem różnych substancji, na przykład oksytocyny, która ma duży wpływ na organizm płodu. Przy dodatkowym założeniu, że dotykanie własnego ciała wywołuje także zmianę stanu neurochemicznego, zachowanie dziecka nabiera sensu. Mówiąc po prostu: dotykając się, dziecko wraca do równowagi fizjologicznej i emocjonalnej, co objawia się między innymi wolniejszą akcją serca. Płód nie jest więc całkiem bezradny wobec zdarzeń stresujących matkę i aktywna stymulacja skóry twarzy pomaga mu, przynajmniej częściowo, samodzielnie regulować swój stan neurofizjologiczny.

Chociaż wiedza ta już sama w sobie jest bardzo interesująca, to dopiero odkrycie dokonane przez Nadję Reissland wywołuje prawdziwą sensację: zgodnie z jej obserwacjami płód dotyka twarzy głównie lewą ręką9. Ma to znaczenie, ponieważ według badań nad mózgiem dorosłego człowieka za procesy emocjonalne odpowiedzialna jest w dużej mierze prawa półkula mózgu. Nawiasem mówiąc, z wiekiem zmarszczki na lewej części twarzy są głębsze, ponieważ „półkula emocjonalna” bardziej absorbuje jej mięśnie. Uzasadnione jest zatem założenie, że stymulacja twarzy lewą ręką wyzwala szlak sygnałowy, który przetwarza prawa półkula. Stanowi to poniekąd dowód, że tym sposobem dziecko stara się przywrócić zachwianą przez stres matki równowagę emocjonalną i fizjologiczną. Jest to oczywiście swego rodzaju nadinterpretacja ze względu na małą liczbę przesłanek. Nie można jednak wykluczyć, że płód dysponuje podstawowymi uczuciami i potrafi rejestrować ich zmianę. Bo z jakiego niby powodu zdolność do przeżywania emocji miałaby się kształtować dopiero po porodzie? Bliższe prawdy jest raczej założenie, że wymiar psychiczny, podobnie jak każdy inny, rozwija się w biologicznym kontinuum czasowym, w którym mieści się również okres przed narodzinami.

Zdolność i biologiczna konieczność dotykania własnej twarzy stają się jeszcze bardziej zrozumiałe przy obserwacji dorosłego człowieka: każdy z nas wykonuje codziennie 400–800 takich ruchów. Do tego trzeba doliczyć całe mnóstwo odruchowych dotknięć innych części ciała. W tym miejscu chcemy jedynie podkreślić, że niezależnie od wieku prezentujemy specyficzny dla nas i bardzo złożony wzorzec behawioralny, który powstał już w życiu płodowym. Nawet jeśli odzwyczailiśmy się ssać palec, to aż po wiek dorosły dotykamy naszego ciała w pozornie bezcelowy sposób, według odruchowego, charakterystycznego dla nas wzorca zachowania, ustalonego w łonie matki (zob. rozdz. 3).

Prężenie mięśni wyrazem emocji

Bezpośredni i bardzo specyficzny wpływ na ruchy płodu mają także akustyczne i taktylne sygnały przewodzone przez pępowinę. Badania ultrasonograficzne pokazują, że dziecko w fazie czuwania reaguje na różne zachowania matki zmianą tętna oraz ruchami dłoni, rąk, głowy i warg. W swoich pracach Viola Marx i Emese Nagy piszą, że od 26. tygodnia ciąży ruchy płodu są częstsze, gdy matka głaszcze się po brzuchu10. Rzadsze, gdy czyta na głos. Wciąż jeszcze nie wiemy, czy głos matki uspokaja dziecko, czy podczas głaskania po brzuchu odczuwa ono ciepło jej dłoni, a nawet drobne zmiany na skórze. Obserwacje te dowodzą jednak czegoś więcej: w zależności od stadium rozwoju układu nerwowo-mięśniowego i nerwowego zachowanie dojrzałego płodu zmienia się pod wpływem sygnałów akustycznych, taktylnych i chemicznych wysyłanych przez matkę. Zmiany dotyczą nie tylko stosunkowo łatwych do pomiaru parametrów, na przykład tętna, lecz także złożonych sposobów zachowań motorycznych.

Szeroko zakrojone badania z Japonii pokazują, że ruchy płodu zależą także od stanu emocjonalnego matki11. Kobietom w 32. tygodniu ciąży wyświetlano smutny, neutralny lub wesoły film. Podczas projekcji obserwowano na ultrasonografie ruchy rąk dziecka. Gdy matka śmiała się, oglądając komedię, dziecko stawało się bardziej aktywne; gdy smutniała przy melodramacie, wykonywało mniej ruchów. Wiedza ta niesie głębokie przesłanie: uczuciowy stan matki oddziałuje na dziecko.

Reakcją na matczyne emocje są nie tylko ruchy rąk, głowy i nóg, lecz także mięśni twarzy. W każdej połowie twarzy znajduje się po 26 mięśni, które są całkowicie wykształcone od 16. tygodnia ciąży. Wykonują ruchy w zależności od stadium rozwojowego. Pierwsze nieskoordynowane ruchy mięśni twarzy w formie chaotycznych grymasów zaobserwowano już w siódmym tygodniu ciąży! Im dojrzalszy płód, tym bogatsza mimika. Dziecko od 33. tygodnia ciąży „uśmiecha się”; potrafi także zrobić płaczliwą minę, wyrazić ból i niezadowolenie12. Może przyjąć także tak zwany neutralny czy spokojny wyraz twarzy.

Nie dysponujemy jeszcze pełną wiedzą, czy między konkretnym grymasem a stanem fizycznym płodu zachodzi bezpośredni związek. Doświadczenia naukowców z Nowej Zelandii dowodzą, że płaczliwy grymas pojawia się w odpowiedzi na bardzo głośny bodziec dźwiękowy13. Do podobnej konkluzji prowadzą obserwacje wcześniaków. Ból zadawany w trakcie zabiegów lekarskich (na przykład ukłucie igłą przy pobieraniu krwi) wywołuje jednoznaczny grymas bólu lub płaczu, z towarzyszącą mu adekwatną artykulacją. Czas trwania i siła wyrazu zależą od długości i intensywności zadawanego bólu14. Dzięki współpracy mięśni warg i języka dziecko potrafi wysunąć język, ziewnąć i – jak już wspomniano – ssać palec.

Zsynchronizowane i skoordynowane ruchy twarzy płodu zależą od fizycznego i psychicznego stanu matki. Zażywanie narkotyków, picie alkoholu i palenie papierosów narażają dziecko na dyskomfort. W poczuciu zagrożenia często wykonuje ono rytmiczne ruchy wargami, ma czkawkę lub wygina tułów, co świadczy o przeżywanym stresie. Zupełnie inaczej zachowuje się bez wpływu używek15.

Grymasy te płód wykonuje w samotności, w ciemnym, odizolowanym od świata łonie matki. Nie ma jeszcze obserwatora, który mógłby je zinterpretować. Już niebawem staną się one narzędziem komunikacji emocjonalnej z otoczeniem dostarczającym pokarm. Trening przed narodzinami jest z biologicznego punktu widzenia konieczny do nawiązania późniejszych relacji ze środowiskiem społecznym, co z konieczności musi się odbywać pozawerbalnie.

Mimika dziecka nie zawsze rozwija się bezproblemowo. Na jej bogactwo mają wpływ zaburzenia w rozwoju i dojrzewaniu mózgu, z tego powodu prowadzi cię coraz więcej badań tego typu. Niewykluczone, że w przyszłości będzie można stwierdzić stopień zaawansowania rozwoju układu nerwowego oraz ewentualne zaburzenia na podstawie grymasów płodu. Nawet jeśli nie dotrzemy do przyczyn tego zjawiska, to uzyskamy wskazówki na temat ograniczeń mimicznych nowo narodzonego dziecka, co może mieć decydujące znaczenie w nawiązaniu emocjonalnej więzi z rodzicami.

Fenomen ust