Grzeszni. Wojownik - Ana Rose - ebook

Grzeszni. Wojownik ebook

Rose Ana

4,5

Opis

Trzecia część serii „Grzeszni”, opowiadająca o grupie przyjaciół z Miami. Prawdziwe uczucia, namiętny romans i walka z niebezpiecznym przeciwnikiem, czyli wszystko, co w tym gatunku lubimy najbardziej.

Powiedzieć, że Ash i Hope od początku nie przypadli sobie do gustu, to tak jakby nic nie powiedzieć. Co prawda nie przeszkodziło im to wylądować w łóżku, ale upojna noc, której przebiegu oboje nie pamiętają, nie poprawiła ich wzajemnych relacji.

Hope sprawia wrażenie silnej kobiety, która potrafi poradzić sobie z każdym facetem, ale to tylko zewnętrzna skorupa: pod nią kryje się krucha, wrażliwa dziewczyna z mroczną przeszłością. Ash, który z powodzeniem gra rolę aroganta, ma za sobą skomplikowane relacje z kobietami. Pozornie nic nie wskazuje na to, żeby ta dwójka mogła się dogadać. Do czasu… Miastem wstrząsa seria brutalnych gwałtów, a Ash i Hope łączą siły, by wspólnie stawić czoła zagrożeniu.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 302

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (35 ocen)
23
8
1
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagdaPrz

Z braku laku…

Pierwsze dwie części jeszcze ja.koś się przeczytało ale ta to jakieś nieporozumienie. Akcja w książce skacze, ma się wrażenie, że czyta się zlepki pisane oddzielnie, a potem nie umiejętnie są połączone. Dość męcząca lektura.
00
SinRostro87

Nie oderwiesz się od lektury

Kto by pomyślał Ash??? Polecam tą książkę, jednak najpierw warto sięgnąć po wcześniejsze części.
00
Gwiazdeczka_Asia

Dobrze spędzony czas

Wylądowali razem w łóżku, pomimo że od początku się nienawidzili. Niestety żadna z nich nie pamięta tej nocy. Nie poprawiło to ich relacji. Niedługo potem przeszłość Hope zaczyna się o siebie upominać. Ash postanawia jej pomóc. Czy da radę? Co z tego wszystkiego wyniknie?
00
gaga1405

Nie oderwiesz się od lektury

„Grzeszni. Wojownik” to trzeci tom serii Grzeszni, autorstwa Any Rose. Miałam już okazję czytać inne książki autorki, więc wiedziałam czego się spodziewać, nie mniej, z wielką ciekawością sięgałam po kolejną pozycję spod jej pióra. Ash to typowy badboy, uczestnik nielegalnych walk, który zmienia panienki jak rękawiczki. Gdy na jego drodze staje pyskata Hope, mężczyzna czuje, że musi ją mieć. Niestety, dziewczyna stroni od płci przeciwnej, sama uwielbia walczyć i nie po myśli jej jest zostać kolejna zdobyczą Asha. Jednonocna przygoda, której przebiegu oboje nie pamiętają, tylko zaostrza apetyt mężczyzny. Gdy w mieście dochodzi do brutalnych gwałtów, Hope zaczyna prowadzić treningi z samoobrony dla kobiet w klubie fitness Asha. Coraz częstsze spotkania oraz wspólni znajomi zbliżają ich do siebie. Jednak czy dwa tak silne charaktery są w stanie ze sobą współgrać? Autorka ma przyjemny styl, używa prostego słownictwa, co sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Sceny zbliżeń między bo...
00
Anetakrzyzak

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza część ❤️❤️❤️ co to była wybuchową para 😁
00

Popularność




Projekt okładki: Marta Lisowska

Redakcja: Dorota Kielczyk

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Aleksandra Czapiewska

Redakcja techniczna: Robert Fritzkowski

Korekta: Marta Stochmiałek, Aleksandra Zok-Smoła/Lingventa

Zdjęcia na okładce:

© LIGHTFIELD STUDIOS/Stock.adobe.com

© Daniil/Stock.adobe.com

© by Ana Rose © for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2334-4

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

PROLOG

Zmieniłem się.

Tak.

Spytacie mnie czemu?

Odpowiedź jest prosta. Złamało mnie życie. Stałem się zupełnie innym człowiekiem, całkowitym przeciwieństwem poprzedniego ja. Dawny, miły i spokojny Ash odszedł w zapomnienie. Na jego miejscu pojawił się zimny i nieczuły Ash.

Zraniony do głębi Ash.

Ale jedna kobieta, inna niż wszystkie, które poznałem, znalazła drogę do mojego serca. Kobieta, która potrafiła walczyć o swoje i wygrywać.

Noc, która to zmieniła.

Noc z nią. Oboje pijani. Ja złamany, ona – moja nadzieja.

Razem z Dorianem wybraliśmy się, jak zawsze po wygranej walce, na imprezę do doków. Reszta chłopaków pojechała tam z nami. Zabawa trwała już w najlepsze, a goście zdążyli się nieźle wstawić. Ludzie zaczepiali mnie i gratulowali wygranej. Walki, to one mi zostały, gdy musiałem zrezygnować z wyścigów. Wiedziałem, że nigdy nie pokonam tego pieprzonego Miltona. Koleś był mistrzem.

Dlatego pozostało mi jedynie oddać mu pole i zająć się czymś innym. Czymś, w czym teraz ja okazałbym się najlepszy. Wtedy pojawił się Dorian i zaproponował mi udział w walkach dla elity. Z początku miałem z nim wyłącznie nadzorować walki, ale im dłużej tam przebywałem, tym bardziej mi się podobało.

Zasmakowałem tego raz i nie zamierzam przerywać przygody. W walce mogę uwolnić bestię, która siedzi gdzieś głęboko we mnie, i nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za to, że spuszczę porządny łomot jakiemuś chętnemu gościowi.

Kierujemy się z Dorianem do barku pełnego alkoholu i wtedy ją dostrzegam.

Stoi oparta o ścianę i gada z jakąś inną niezłą dupeczką. Nogi same niosą mnie w tamtą stronę. Dorian dotrzymuje mi tempa, dopytując, gdzie tak pędzę.

Żebym to ja sam wiedział…

– Hej, lalunia – rzucam swoim nowym tekstem w stylu dupkowatego gościa.

– Spadaj, koleś – odwarkuje do mnie czarnulka.

Mój kutas budzi się do życia na dźwięk jej seksownego, jedwabistego głosu. Ta laska działa na mnie, na każdą komórkę mojego ciała.

– Sorry, dziewczyny, za mojego kumpla. – Dorian wyłania się zza mnie.

– Lepiej go zabierz, zanim ona się wkurzy – ostrzega ta druga panienka.

– Stary, po czyjej jesteś stronie? – zwracam się do kumpla.

– Po twojej, ale ta dziewczyna nie lubi tego typu tek­stów – próbuje mi wytłumaczyć.

Niech się buja.

– O, na pewno polubi to, co mam jej do zaproponowania – mówię z lubieżnym uśmieszkiem, a czarnulka patrzy na mnie, mrużąc oczy.

Podoba mi się jej wojowniczy wyraz twarzy. Silna i gotowa do walki. Liczę na to, że właśnie taka jest w łóżku.

– Zjeżdżaj, zanim rozkwaszę ci ten cwaniacki uśmieszek. – Ręce trzyma po bokach; widzę, jak zaciska pięści. Jest na granicy wytrzymałości.

Ani mi się śni odpuścić. Muszę ją mieć w łóżku, pod sobą. Chcę widzieć, jak jęczy, gdy będę się w nią wbijał, i jak krzyczy moje imię. O tak. Potrzebna mi istna tygrysica w łóżku. A ona zdecydowanie wygląda na taką drapieżną kocicę.

– Ostra jesteś, mała. Ale zatrzymaj tę energię do czasu, gdy będziemy się pieprzyć jak szaleni – walę bezczelnie.

Czarnulka z wściekłością odpycha się od ściany; Dorian staje między nami.

– Hope, chłopak się napierdolił i nie wie, co plecie – usiłuje obrócić moje słowa w głupi żart.

– Nie, kochana Hope, jestem trzeźwy jak jeszcze nigdy w życiu. – Nie ułatwiam sprawy.

– Zamknij się, idioto! – beszta mnie przyjaciel, a ja patrzę na niego zszokowany.

Jeszcze nigdy nie zwracał się do mnie w ten sposób.

– Posłuchaj, palancie, swojego kolegi. – Czarnulka uśmiecha się władczo.

Wtedy coś we mnie pęka. W jednej chwili odpycham wszystko, co stoi mi na drodze do niej, i przypieram ją całym ciałem do ściany, o którą jeszcze niedawno się opierała.

Jej oddech owiewa moje usta, a kutas wbija się w jej udo. Ocieram nosem o jej odsłoniętą szyję; dziewczyna szarpnięciem natychmiast odwraca głowę na bok. Wiem dobrze, że chce uniknąć pocałunku.

– Nie drażnij mnie, maleńka – droczę się z nią.

– Odwal się, kretynie! – warczy przez zaciśnięte zęby; wtedy gryzę jej jedwabistą skórę szyi i od razu liżę to miejsce.

Wszystko dzieje się w przyśpieszonym tempie. Laska kopie mnie w piszczel, a ja odrywam się od niej, klnąc z bólu. Wykorzystuje tę okazję, aby uciec, to znaczy odejść tryumfalnym krokiem. Skubana, dobra jest, nie przypuszczałem. Choć z drugiej strony w walkach potrzeba dużo sprytu, a ona właśnie go ma.

Jeszcze się spotkamy, maleńka. Na pewno.

Dorian zabiera mnie do baru. Piję na umór, więc szybko urywa mi się film.

Budzę się z koszmarnym bólem głowy i kacem, który suszy mnie jak cholera. Powinienem zdecydowanie pić z umiarem. Nagle czuję przy sobie ruch; podrywam się do pozycji siedzącej. Plecami do mnie leży naga kobieta; przez chwilę podziwiam jej aksamitną karmelową skórę i smakowite kształty. Moja noc musiała być kurewsko zajebista. Laski, takie jak ta tutaj, nie są zbyt szybkie i otwarte na przygodne bzykanie. Czuję się bardzo zadowolony, choć niczego nie pamiętam z naszego seksu, który musiał być spektakularny.

Cholera, że też nic mi się nie przypomina! Niech to szlag!

Obraca się w moją stronę, a kiedy widzę od przodu tę piękną niewiastę, dosłownie dech mi zapiera. Prawdę powiedziawszy: jestem przeszczęśliwy. Laska, która mnie kopnęła i odeszła, leży właśnie przede mną, w całej swojej okazałości.

Bóg jednak istnieje i jest dla mnie bardzo hojny.

Czarnulka przeciąga się, a gdy dotyka mojego nagiego uda, otwiera oczy i zamiera.

– Co tu się, do jasnej cholery, dzieje? – zszokowana pyta w końcu.

Czyli nie tylko mi urwał się film. Super.

– Chciałem o to samo zapytać ciebie. – Uśmiecham się kpiąco.

– Nie szczerz się tak, idioto – beszta mnie, potem gwałtownie zasłania się pościelą.

– Nie bądź teraz taka cnotliwa. – Wyciągam ku niej rękę, ale szybko daje mi klapsa w dłoń.

Śmieję się w najlepsze; dziewczyna, totalnie wkurzona, z całej siły zaciska zęby.

– Nie spinaj się tak, skarbie, złość piękności szkodzi – droczę się z nią.

– Nie wierzę, że przespałam się z takim osłem – cedzi.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Sięgam ręką pod pościel, ale od razu zaczyna wierzgać i kopać.

– Zabieraj te swoje brudne łapska! – krzyczy.

– W nocy ich z całą pewnością pragnęłaś. – Wyzywająco unoszę brew.

– Fu, jesteś ohydny. – Gramoli się z całą pościelą, żeby wstać.

Szarpię za brzeg prześcieradła, bo nie zamierzam pozostać nagi. Jeśli źle jej w łóżku, niech radzi sobie bez okrycia. Krzyczy rozjuszona i biegnie do łazienki. Dla efektu trzaska drzwiami. Jej przepyszne dla oka ciało znika z mojego pola widzenia.

Leżę sobie w łóżku z rękami pod głową, gdy nagle otwierają się drzwi, a zza nich wyłania się ona. Ubrana od góry do dołu.

– Myślałem, że jeszcze pobaraszkujemy. – Klepię dłonią miejsce obok siebie, tam gdzie jeszcze niedawno leżała.

Prycha oburzona i pokazuje mi środkowy palec.

– Powiedz o tym komuś, a cię wypatroszę – ostrzega. – Zapomnij, że do czegokolwiek między nami doszło. To była pomyłka. Wielka pieprzona pomyłka. Urwał mi się film i tyle. Niczego nie kontrolowałam.

– Jaasne. – Prowokuję dziewczynę, posyłając jej w powietrzu całusa. – Wrócisz jeszcze na drugą rundę. Wcześniej czy później.

– Możesz pomarzyć! – Kładzie dłonie na biodrach. – Lepiej trzymaj język za zębami.

Okręca się na pięcie i wychodzi. Zostawia za sobą swój słodki zapach, który unosi się po całym pokoju; czuć go nawet na pościeli.

Opadam plecami na łóżko i wzdycham. Odpływam myślami, a jakieś strzępy wczorajszej nocy migają mi w głowie.

Kolejnym razem będę przygotowany. Teraz jeszcze bardziej jej pragnę. Chcę ją znowu u siebie w łóżku.

I, kurwa, nie byłbym sobą, gdybym tego nie dostał!

ROZDZIAŁ 1 Ash

Wiedziałem jedno: chcę ją mieć znowu. Odkąd wylądowali­śmy w łóżku i żadne z nas nie pamiętało niczego po upojnej nocy, dziewczyna unikała mnie jak ognia. A kiedy tylko próbowałem podejść, kąsała i gryzła słowami. Ciąg­le o tym myślałem. Uwierzycie, że jeszcze istnieją takie kobiety? Waleczne, pewne siebie i tego, czego od życia oczekują. Taka właśnie była Hope. Spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. I w dodatku zaczęła się przyjaźnić z Arią, która po mojej ostatniej akcji jest na mnie wściekła. Wiem, że sam sobie na to zapracowałem, ale wszyscy wokół byli szczęśliwi, a ja nadal tkwiłem w martwym punkcie.

Bez przerwy się zastanawiam, jaka była noc z Hope. Zaledwie niejasne wspomnienia dawały o sobie znać. Pamiętam, że była dzika w łóżku i że jeszcze nigdy nie miałem takiej kobiety. Cholernie żałuję, ale nie pamiętam jej nagiego spoconego ciała. Tego, jak dochodziła czy jak jęczała, kiedy byłem w niej głęboko.

Jakie to wkurzające. Szału można dostać. Muszę znów doprowadzić do naszego spotkania w łóżku. Wiem, że to nie będzie proste, bo ona sama uważała tamtą noc za jedną wielką pomyłkę, chwilę pijackiego odurzenia. Udawała, że do niczego między nami nie doszło; wmawiała sobie i mnie, że nie uprawialiśmy seksu, którego – co najśmieszniejsze – żadne z nas nie pamiętało. A jeśli ona jednak coś zapamiętała? Może nie zadowoliłem jej w łóżku? Albo moje umiejętności nie wprawiły jej w ekstazę? Cholera, kobieta taka jak ona potrzebuje czegoś więcej niż zwykłego, codziennego bzykania. To na pewno.

Wchodzę do siłowni Doriana, jednej z najlepszymi trenerami w mieście, choć budynek znajduje się w gorszej dzielnicy. Na sali panuje typowy tutaj gwar, słychać ostre uderzenia pięściami w przeróżne przedmioty. Do tego zapach stęchlizny i duchota. Cholera, jak oni mogą trenować w takich warunkach?

Kieruję się schodami prosto do biura Doriana, pukam i wchodzę. Ten siedzi za swoim biurkiem zawalonym papierami, a nad nim stoi jego prawa ręka – Colin.

– Siema, chłopaki – rzucam, opadając na stare, przeżarte przez termity krzesło. – Potrzebna wam nowa miejscówka. Nie myśleliście o zmianie lokalizacji?

– Stary, wiesz, jaki to drogi interes? – odzywa się Colin.

– Chciałem z tobą o tym pogadać – dodaje Dorian.

– Słucham.

– Nie wszedłbyś ze mną w kolejny interes? – pyta.

Zaczynam się do niego szczerzyć.

– Wal śmiało. – Jego wstępna propozycja mnie zaciekawia.

Nie powiem, że nie mam kasy, bo mam. Moi rodzice prowadzą własną korporację w branży telekomunikacyjnej. Nigdy nie brakowało mi niczego, a oni finansowali każdą moją zachciankę. Teraz jednak zależało mi na własnym interesie, który okazałby się kopalnią złota. Zamierzałem zacząć zarabiać, pokazać starym, że sam potrafię coś osiągnąć. Chciałem, aby ojciec był ze mnie dumny.

– Wiesz, że ta speluna pamięta dobre czasy, ale pora na nową lokalizację. Przydałoby się też wymienić sprzęt.

Podoba mi się jego pomysł. Idealna inwestycja, która może procentować przez lata.

– Moi ludzie są najlepsi w tym fachu – ciągnie kumpel. – Za mną pójdą wszędzie. Więc o ekipę się nie martwię. Teraz tylko kwestia kasy. Potrzebuję bogatego wspólnika. Dlatego proponuję ci spółkę. Ja dam ludzi, ty wyłożysz pieniądze. Będziemy obaj nadzorować wszystko. Można zrobić tam część treningową z ringiem na samym środku, no i warto zorganizować coś dla kobiet. Co ty na to?

– Szczwany z ciebie lis. – Kiwam głową i cmokam. – Podoba mi się twój plan. Forsa to nie problem. Dobre lokum, to ono jest najważniejsze. Pomysł, żeby oprócz siłowni dla facetów zrobić salę dla kobiet, jest strzałem w dziesiątkę.

– Ja miejscówkę mogę zorganizować – włącza się do rozmowy Colin. – Jak byłem za granicą, poznałem gościa, który ma do sprzedania budynek w centrum miasta. Idealne miejsce. Można tam zrobić dużą salę z ringiem, a na górze ogarnąć siłownię z rowerkami, bieżniami, orbitrekami i wieloma innymi tego typu rzeczami. Zatrudnilibyśmy kilka trenerek fitnessu.

– Dobra, ile może kosztować ten interes? – pytam.

– Sam lokal pochłonąłby majątek – odzywa się Dorian.

– Liczby, chłopaki, liczby. – Macham ręką.

– Budynek kosztuje dwa miliony.

Śmieję się. Rodzice nigdy nie dadzą mi tyle hajsu, ale wiem, co może rozwiązać problem.

– Chłopaki, ile gościu zaczeka ze sprzedażą? – pytam.

– Po znajomości, z miesiąc – odpowiada Colin.

– W porządku, za miesiąc wyłożę kasę.

Dorian sięga po swoją wiekową szkocką, którą jak głupi oszczędzał.

– A niech tam, liczę, że interes wypali i będzie mnie stać na miliony takich butelek. – Podnosi szklankę, którą przed chwilą napełnił.

Z Colinem robimy to samo. Wypijam duszkiem i się krzywię. Nieźle wali. Gadamy jeszcze chwilę, potem wracam do domu.

Ciągle siedzi mi w głowie propozycja Doriana. Nie mogę przestać o niej myśleć. Dlatego robię małe rozeznanie w tym temacie i podliczam koszty. Interes wymaga fortuny, ale jest tego wart. Dobry PR i możemy być najlepszą siłownią w mieście. Za niecały miesiąc dostanę sporo kasy. Dziadkowie zostawili mi środki na koncie, które mogę podjąć, kiedy skończę dwadzieścia dwa lata, a to już niebawem. Ta forsa otworzy drzwi do wielu interesów. Mogę nią dysponować w zupełnie dowolny sposób. A teraz nadarza się wspaniała okazja, żeby ją dobrze zainwestować. Dorian ma dos­konałych trenerów, którzy naprawdę znają się na rzeczy. A jeśli chcemy, aby powstała też część rekreacyjna dla kobiet, trzeba zatrudnić ze dwie babki do fitnessu. Zanim jednak podejmę taką decyzję, muszę omówić sprawę z ojcem.

Jak co niedzielę spotykam się z rodzicami i rodzeństwem w domu, na obiedzie. Nasza rodzina jest bardzo ze sobą zżyta, a rodzice są dla nas ogromnym wsparciem.

Najpierw witam się z mamą, która natychmiast zamyka mnie w ramionach, co wywołuje we mnie serdeczny śmiech.

– Dawno cię nie widziałam. – Całuje mnie w policzek.

– Mamo, widujemy się co tydzień – jęczę.

– To nadal rzadko.

Podchodzę do taty, witamy się uściskiem dłoni. Moi dwaj bracia siedzą ze swoimi żonami w salonie. Tak, tak, moi bracia są już żonaci. Dziwne, nie? Ja jedyny nawet nie mam panny. Ale dobrze mi tak jak teraz. Nie potrzebuję laski, która wiecznie mnie kontroluje, marudzi i nie daje o sobie zapomnieć.

Po obiedzie zamykam się z tatą i braćmi w jego gabinecie. Już tradycyjnie cichcem popala sobie przy nas papierosy, bo mama by mu na to nie pozwoliła. Zasłania się nami, żeby w spokoju oddać się nałogowi.

– Co tam u was, chłopcy? – pyta, rozsiadając się w swoim ulubionym fotelu.

– Muszę z tobą pilnie pogadać – odzywam się pierwszy.

Tata jest najlepszym doradcą. Siedzi w biznesie od lat, więc zna się na rzeczy.

– No to dawaj. – Zaciąga się papierosem.

Siadam na kanapie. Naprzeciwko niego. Moi bracia chwilowo są zajęci rozmową między sobą.

– Kolega zaproponował mi interes – zaczynam, a gdy ojciec potakuje, mówię dalej. – Chodzi o wspólne prowadzenie siłowni; tyle że chcemy ją powiększyć o salę dla kobiet i fitness.

– No nie wiem, synu – zastanawia się głośno. – W mieście jest sporo tego typu przybytków.

– Ale nie cieszą się taką popularnością jak ten nasz – zauważam zgodnie z prawdą i opowiadam mu o planach siłowni. Widzę, że powoli zmienia swoje nastawienie. – Będzie to miejsce dla każdego, bez względu na płeć. Chcę zainwestować i zatrudnić wykwalifikowanych trenerów.

– To, co mi do tej pory przedstawiłeś, uważam za całkiem dobry plan na udany biznes – stwierdza wreszcie. – Ludzie, synu, to oni są najważniejsi. Jeśli jesteś tak bardzo przekonany do tego przedsięwzięcia, masz moje wsparcie. Domyślam się, że właśnie na tę siłownię zamierzasz wydać swój fundusz.

– Dla mnie to głupota – wtrąca się Greg. On woli bezpieczne inwestycje. Zawsze długo się zastanawia, zanim wreszcie włoży w coś pieniądze. Dlatego wiedziałem, że nie będę miał w nim sprzymierzeńca. – W mieście jest tego pełno. Pewnie będziesz musiał ciągle ładować w ten biznes kasę.

Wiem, że mówi to w dobrej wierze. Ja jednak czuję, że to świetna okazja. Mogę na tym podwoić dochód.

– Ryzyko zawsze istnieje. – Ojciec wyraźnie trzyma moją stronę. – Bez ryzyka nigdy do niczego nie dojdziesz.

– Tato, to góra szmalu – dołącza się Ian.

– Jasne, ale należy do niego – przekonuje ojciec tych dwóch niedowiarków.

Obaj rozkładają ręce; nie wracamy już do tego tematu. I tak, cokolwiek by się działo, bracia na pewno mi pomogą.

Stoję z Dorianem i Colinem przed dużym oszklonym budynkiem. Idealna lokalizacja i widok na tętniące życiem miasto. Podchodzi do nas chudy jak wieszak facet w drogim garniturze.

– Cześć, Colin. – Lekkie skinienie głową. – Zaraz powinien pojawić się mój agent.

– Steven, to jest Dorian i Ash.

Witamy się uściskami rąk.

Potem gość mało się angażuje. Większość rozmowy prowadzimy z jego agentem, bo Steven co chwilę odbiera telefony i odchodzi na bok, aby porozmawiać. W końcu ustalamy, że jutro podpiszemy akt notarialny i wpłacimy kasę. Później z chłopakami zostajemy sami i sprawdzamy budynek. Wymaga remontu, to na pewno. Ale duży plus, że jest aż osiem kondygnacji. My zajmiemy maksymalnie trzy, co pozwoli mi wynająć pięć pięter. Interes może się okazać dla mnie żyłą złota.

Przez kolejne dni ja przy wsparciu Doriana i Huntera załatwiam ekipy remontowe i sprzęty, Colin siedzi na tyłku i nadzoruje biznes w starej siłowni. Hunter sam się zgłosił do współpracy. Cieszę się, że mój najlepszy przyjaciel mi pomaga, choć nie przepada za Dorianem.

W piątek jestem już pełnoprawnym właścicielem budynku i jeszcze tego samego dnia daję ogłoszenia o wynajmie lokali. Nie czekam długo na pierwsze propozycje. Dosłownie po kilku godzinach dostaję mail, ale postanawiam to przedyskutować z Dorianem.

W sobotę odbywają się kolejne walki, w których jak zawsze biorę udział. Zjawiam się w piwnicach starych doków przed czasem. Dorian już tam na mnie czeka, on również chce zobaczyć dzisiejsze starcie dziewczyn. Dwie panienki walczące jak tygrysice to niezły widok. A zwłaszcza jeśli jedną z nich jest Hope. Mój kutas natychmiast się ożywia, gdy widzę, jak laska atakuje. Jej każdy cios powaliłyby niejednego kolesia. Oczywiście nie mówię tu o sobie, bo na mnie potrzeba o wiele silniejszego przeciwnika.

– Niesamowita dziewczyna. – Słyszę jakiegoś faceta stojącego za mną.

– Założę się, że w łóżku też jest taka waleczna – odzywa się drugi. – Pewnie lubi dostawać klapsy. Oj, ten tyłeczek jest do tego stworzony.

Na tę ich durną gadkę aż wszystko we mnie buzuje. Cholera, co się ze mną dzieje? Nie chcę słuchać takich tekstów pod adresem Hope. Wiem, że o niej mówią, bo jest najlepsza w tej dziurze. W dodatku teraz znajduje się na ringu i walczy.

Colin obok mnie zaczyna gwizdać, co odwraca moją uwagę od rozmowy dwóch kolesi za mną. Na szczęście mija mi też ochota na to, żeby im rozkwasić nosy. Mój wzrok pada na ring: Hope stoi, triumfując nad swoją przeciwniczką, która rozwalona leży pod jej stopami. Moja dziewczyna. Kurwa! Co się ze mną dzieje? Ona nawet mnie nie lubi. Zaraz, poprawka: ona mnie nienawidzi. Znów wyłazi ze mnie stary dupkowaty Ash. Taki się stałem i taki pozostanę na zawsze.

Podchodzimy z chłopakami do baru, gdzie Colin od razu osacza Leylę. Rozglądam się, bo nigdzie nie widzę Arii. Dziwne, najczęściej pojawia się z dziewczynami. Może nowemu chłopaczkowi nie podoba się jej hobby?

Śmieję się w duchu, co trochę chyba wymyka się spod kontroli, bo dostrzegam, że Hope piorunuje mnie wzrokiem. Jest spocona, ale mnie to wcale nie przeszkadza. Wręcz dodaje jej to surowości.

Podchodzę do wojowniczki, nie odrywając od niej wzroku, a ona najpierw mruży oczy, potem odwraca się do mnie plecami.

– Cześć, maleńka – rzucam, stając za nią.

– Daruj sobie. – Pokazuje mi środkowy palec.

– Niezła walka – zagaduję jeszcze raz.

– Aha, coś jeszcze? – odwarkuje, nadal nieprzekonana do mnie.

– Nie chciałabyś popracować jako trenerka? – wypalam, zanim zdążę ugryźć się w język. Co ja wyprawiam?

Jednak ona szybko znów odwraca się do mnie przodem i pytająco unosi brew.

– W co ty grasz, koleś? – pyta podejrzliwie.

– Z Dorianem otwieramy nową siłownię – wyjaśniam, a ona machnięciem ręki ponagla mnie, żebym mówił dalej. – No i potrzebujemy ze dwóch dziewczyn. Myśleliśmy o fitnessie, ale ja jeszcze rozważam opcję trenerek dla kobiet.

– I chcesz, żebym to była właśnie ja? – podpytuje.

Widzę, że połknęła haczyk. W duchu zacieram ręce. Jeśli będzie w moim zasięgu, szybko ją złamię.

– Jeśli nie jesteś zainteresowana, spoko, poszukam kogoś innego. – Udaję, że chcę się odwrócić, wtedy ona szybko łapie mnie za ramię i zatrzymuje. Jeden zero dla Asha. Będziesz moja, skarbie. Zanim się obejrzysz.

Patrzę na nią pytająco.

– Dobra, powiem tak… – Nadal trzyma mnie za ramię. Miejsce, gdzie spoczywa jej ręka, pali mnie, a ten płomień rozprzestrzenia się na każdą cząstkę mojego ciała. – Jestem zainteresowana. I mam dla ciebie pewną propozycję.

– Więc chodź, znajdziemy jakieś cichsze miejsce – mówię.

Przez kilka sekund patrzy na mnie i się zastanawia, po czym mija mnie i rusza na zaplecze, gdzie przygotowują się zawodnicy. Wchodzi do pierwszego pomieszczenia, a ja zamykam drzwi, odcinając nas od zgiełku.

– Mów. – Siadam na krześle.

– Słyszałeś o ostatnich seriach gwałtów w mieście? – pyta. Kiedy przytakuję, mówi dalej: – Kobiety zaczynają się bać. Myślałam o poprowadzeniu kilku zajęć z samoobrony. Nie wszystkie panie chcą, żeby trenerem był mężczyzna. Co ty na to?

– Świetny pomysł – przyznaję. Ma dziewczyna łeb na karku. Nie dość, że świetne ciało, to w dodatku bystry umysł. Ideał.

– Zamieściłabym gdzie trzeba ogłoszenia – proponuje.

– Kochana, nie zapędzajmy się – stopuję jej entuzjazm. – Jeszcze budynek nie jest gotowy. Minie miesiąc, zanim będziemy mogli tam wejść i się urządzać.

– Okej, rozumiem. – Wstaje, wyraźnie gotowa zakończyć naszą rozmowę.

Łapię ją za rękę, gdy próbuje mnie wyminąć, i szybkim ruchem wciągam na swoje kolana.

– Powaliło cię?! – krzyczy, szarpiąc się, ale jestem silniejszy.

Nagle uderza mnie łokciem w pierś; natychmiast ją puszczam, a wtedy ona mi zwiewa. Mogłem to przewidzieć.

Śmiejąc się, wracam do chłopaków, którzy czekają na mnie.

Walczę i jak zwykle zwyciężam. Odnalazłem coś, w czym jestem najlepszy.

Wchodzimy z Dorianem do nowo wyremontowanego budynku. Wszystko aż lśni, na jutro zaplanowaliśmy wielkie otwarcie. Na pierwszym piętrze mamy wspólny gabinet. Stamtąd przez dużą szybę rozciąga się widok na ring i bardzo przestronne pomieszczenie do ćwiczeń dla bokserów. Na piętrze, gdzie znajduje się gabinet, umieściliśmy też siłownię pełną różnego sprzętu oraz szatnie. Piętro wyżej jest kilka sal do fitnessu i do innych ćwiczeń – ale tam musimy jeszcze wiele rzeczy zorganizować. Na tej samej kondygnacji chętni będą mogli siedzieć w kawiarni i podziwiać tętniące życiem centrum miasta. Na dole przy wejściu umieściliśmy główną szatnię i kontuar dla ochroniarzy.

– Podoba mi się to, co stworzyliśmy. – Dorian wyrywa mnie z rozmyślań.

– Miejsce jest na wysokim poziomie. – Kiwam głową. – Jutro przyjdą tu tłumy. No i ten pomysł Colina z rabatem na ten dzień… naprawdę genialny.

– Wysłał też kilka zaproszeń szychom z naszego miasta – oznajmia Dorian.

– Oby nie z tej ciemnej jego strony – Patrzę na kumpla podejrzliwie.

– Stary, musimy mieć układy także z tymi – tłumaczy.

– Nie chcę tu żadnych używek – ostrzegam.

– Jasne, to też nie moja bajka. – Podnosi ręce w obronie.

– Aha, zaproponowałem robotę Hope. – Przypominam sobie o tym, więc mu mówię. Wolę, żeby dowiedział się ode mnie. Choć dziewczyna jeszcze nie dała mi żadnej jasnej odpowiedzi.

– Co takiego? – Wytrzeszcza oczy zszokowany. – Oszalałeś? Ta laska jest jak dynamit. Nie wiesz, w co nas pakujesz.

– Nie powiedziała, że się zgadza – uspokajam Doriana.

– Ona zrównałaby to miejsce z ziemią – śmieje się. – Może dobrze walczy, ale jak coś ją wyprowadzi z równowagi, to nie ma zmiłuj.

– Boisz się jej? – Z trudem opanowuję wybuch śmiechu.

– Ja? Serio o to pytasz? – Patrzy na mnie spode łba. – Wiesz, że niczego się nie boję.

– Dorian cyka się laski – drażnię go bezczelnie.

– Nigdy nie będziesz szybszy ode mnie.

Opadam na nowo zakupioną, czarną skórzaną kanapę.

W gabinecie stoi wielkie czarne biurko, a przy nim fotel królewskich rozmiarów. Przed nim są dwa masywne krzesła z czarnej skóry. Barek znajduje się obok drzwi. Natomiast do części wypoczynkowej wnieś­li­ś­my skórzaną kanapę i dwa przepastne fotele – te zostały ustawione przodem do szklanej ściany z widokiem na ring. Okna wychodzą na ulicę, gdzie wiecznie panuje ruch. Na bocznej ścianie wisi siedemdziesięcio­calowy telewizor, z podłączonym najlepszym na rynku zestawem kina domowego. Do całej siłowni zakupiłem najwyższej klasy sprzęt, a ekipa majstrów porozprowadzała kabelki. Moja siłka jest więc zajebiście wyposażona. Wszystkie nowinki elektroniczne można znaleźć właśnie tutaj.

Wchodzę do domu, a w salonie zastaję całą paczkę. Liv jak zwykle siedzi na kolanach Huntera, Aria natomiast na kolanach Miltona. Cudownie, trafiłem prosto w paszczę lwa. Witam się z nimi i jak najszybciej się stamtąd ulatniam. Nie chcę oglądać tej ich sielanki.

Leżę bezczynnie w swojej sypialni, gdy przychodzi do mnie wiadomość.

DORIAN: Siema, co porabiasz? Wpadniesz do mnie i Colina?

Zastanawiam się przez chwilę. Odkąd Hunter związał się z Liv, odsunął się ode mnie. Poświęca jej cały wolny czas. Poza tym ostatnio jest skoncentrowany na swojej karierze, która mocno się rozwija. Interesuje się nim kilka dobrych zespołów piłkarskich; dostał też już ze dwie propozycje pracy. Ustawił się i zaraz po ukończeniu college’u będzie grał zawodowo.

Dlatego ja podjąłem starania, aby otworzyć własny biznes. Od kilku tygodniu znacznie więcej czasu spędzam z Dorianem i jego kumplami, którzy przyjęli mnie do swojej paczki. Dobra, co mi szkodzi – wpadnę do nich, trochę się razem napijemy. Jutro jednak musimy być w doskonałej formie, bo mamy otwarcie naszego interesu.

JA: Spoko. Wbijam za godzinę. Ale ostrożnie. Jutro nasz wielki dzień.

DORIAN: Bracie, jasne. Z umiarem…

Wstaję z łóżka, biorę szybki prysznic, ubieram się i wychodzę.

Wjeżdżam na podziemny parking wieżowca swoim nowym maserati z czarną matową blachą. Silnik ryczy, warkot roznosi się po całym parkingu i odbija się od ścian. Daję naokoło znać o sobie. Kilka par oczu odwraca się w moim kierunku, ale wiem, że nikt mnie nie widzi przez czarne przyciemniane szyby auta. Parkuję jak najbliżej windy i wysiadam. Wciskam guzik, winda otwiera się, a z niej wysiadają dwie wypindrzone lalunie. Nie mogło być lepiej. Mierzą mnie wzrokiem od stóp do głów i mijają, chichocząc. Ostatni raz rzucam na nie okiem i jadę do chłopaków. Winda w kilka sekund dowozi mnie na miejsce. Ich apartament znajduje się na ostatnim – dwudziestym ósmym – piętrze. Byłem tu już kilka razy: wnętrza są niesamowite. Mieszkają w nich tylko oni dwaj, co jakiś czas organizują imprezy. Apartament jest dwupoziomowy. Na dole mieści się część mieszkalna, na górze, czyli na dachu, znajduje się basen z kilkoma innymi pomieszczeniami.

Pukam do drzwi, po czym słyszę zbliżający się kobiecy chichot. Co jest, do cholery? Mają towarzystwo? Czemu mnie o tym nie uprzedzili?

Drzwi otwiera mi cycata blondynka w samym bikini. Uśmiecha się do mnie zalotnie, trzepocząc długimi rzęsami. Odwraca się i rusza w głąb mieszkania, ale przy tym kiwa palcem wskazującym, zapraszając, abym poszedł za nią.

Coś czuję, że ta noc będzie jednak długa i pełna wrażeń.

Kręcę głową, wchodzę do środka i dla efektu trzaskam drzwiami. Laska podskakuje z chichotem; uśmiecham się szeroko.

Maleńka, dziś będziesz moja.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz