Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
A jeśli nie ograniczałoby nas nic poza wyobraźnią? Jak wtedy zmieniłby się świat ludzi (i nieludzi) po trzydziestce? Czym jest ta mityczna dojrzałość, że nawet w istotach nadprzyrodzonych wywołuje szybsze bicie serca?
Wydaje się, że tylko dzieci wierzą w baśnie, wróżki, aniołów, elfy, czarownice, postacie z gier i istnienie innych światów, a jednak to dorośli stworzyli opowiadania w niezwykły sposób łączące świat realny z fantastycznym. W końcu po trzydziestce wolno więcej!
Przedstawiamy pierwszy tom antologii fantastycznej, która łączy fantasy i science fiction, romantasy i mitologię, światy z gier RPG, różne wierzenia, baśnie i wyobrażenia o przyszłości, a do tego różnorodność gatunków literackich w jednej książce. „Gorąca trzydziestka? Fantastycznie! O jedno bicie serca…” to jedenaście wyjątkowych opowiadań o dorosłych i dla dorosłych – w fantastycznej odsłonie. Zapraszamy serdecznie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 305
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2025 by Litera Inventa
Copyright © 2025 by Helena Leblanc, Alicja Złotkowska, Artur Rother, Emilia Kolosa, Juliette de Lys, Patrycja Lenort, K.M. Dyga, Marta Anna Kogut, Urszula Maciuga, Monika Barth, Marta Choińska-Młynarczyk
Wydanie pierwsze, 2025
Redaktor prowadząca: Helena Leblanc
Redakcja: Agata Bogusławska
Pierwsza korekta: Joanna Krystyna Radosz
Druga korekta: Marta Choińska-Młynarczyk
Skład, łamanie i przygotowanie ebooka: Michał Bogdański
Projekt okładki i rysunki: Agnieszka Makowska
ISBN: 978-83-67355-28-5
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej fragmenty nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora lub wydawcy.
© All rights reserved
studio_litera.inventa@outlook.com
Pomysł na antologię fantastyczną narodził się już po wydaniu dwóch pierwszych antologii o dorosłych i dla dorosłych, czyli „Gorąca trzydziestka” i „Gorąca trzydziestka. Za mundurem…”.
Miłośnicy fantastyki zaczęli pytać „A kiedy my?”…
I mieli rację. Spora grupa pisarzy i czytelników fantastyki, zrzeszonych w „Klubie Dorosłej Książki 30+” na Facebooku zasługiwała na swoją reprezentację.
Kiedy wiosną 2024 ogłosiliśmy konkurs na opowiadania dla dorosłych z wątkiem fantastycznym, spodziewaliśmy się z wydawcą głównie propozycji romantasy… i zostaliśmy zaskoczeni bardzo liczną reprezentacją każdego z podgatunków fantastyki. Wybrane opowiadania zostały rozłożone, zgodnie z pewnym kluczem, na dwa tomy, które tak samo wiele łączy, jak i dzieli.
Tom 1 – „O jedno bicie serca…” – to zbiór opowiadań fantasy, low fantasy i science-fiction, przy których czytelnik wejdzie w świat ludzi i nieludzi – aniołów, elfów, wróżek, stworzeń z mitologii japońskiej. Będzie śledził zmagania bohaterów po trzydziestce (a czasem i starszych), postaci z przyszłości, a także zupełnie z innych światów. Historie te są zabawne, romantyczne, wzruszające i zmuszające do refleksji, nie da się przejść obok nich obojętnie.
Zapraszamy do wejścia w ten niezwykły świat.
Helena Leblanc
Redaktor prowadząca antologii
Migotliwe światło neonów pulsowało wśród szarych murów, jakby miasto oddychało własnym rytmem. W tym mieście nigdy nie zapadała prawdziwa noc – wszędzie królowały reklamy, wszechobecne projekcje i laserowe logotypy. Mieszkańcy dawno przywykli do tej feerii barw, chodząc w pośpiechu własnymi ścieżkami. Dla Reiki Guinn, trzydziestopięcioletniej funkcjonariuszki wydziału śledczego, setki migoczących hologramów były drogowskazami. To dzięki nim często rozpoznawała miejsca zdarzeń kryminalnych.
Gdyby ktoś spojrzał na nią z boku, zobaczyłby średniego wzrostu kobietę z krótkimi ciemnymi włosami. Osobę o zdecydowanym kroku i zmęczonym, choć czujnym spojrzeniu. Zdyscyplinowaną funkcjonariuszkę. Tak, gdyby tylko ktoś na nią spojrzał… Wciąż tkwiła na stanowisku młodszej detektyw, co w jej wieku brzmiało jak słaby żart, szczególnie jeśli zestawić ten fakt z listą zasług i rozwiązanych spraw, które zebrały się na jej koncie. I mimo tego wszystkiego nie poszła wyżej.
Przyczyna zdawała się zgoła wstydliwa, dlatego nikt nie miał w zwyczaju wspominać jej w towarzystwie kobiety: Reika była stuprocentowo organiczna, bez żadnych modyfikacji ciała. O ile w zwykłym życiu mogło to jeszcze ujść, o tyle w służbach mundurowych oznaczało brak szans na topowe ścieżki awansu. Większość policjantów posiadała wszczepy podnoszące ich siłę fizyczną, precyzję strzelecką, szybkość reakcji, a nawet wspomagające zmysły, ułatwiające poruszanie się w wirtualnych światach. Implanty i wszczepy stały się wyposażeniem tak powszechnym jak opaska policyjna i identyfikator. I często były refundowane przez komisariaty. Tylko u Reiki organizm reagował uczuleniem tak skrajnym, że lekarze zakazywali jakichkolwiek prób modyfikacji. Już raz, dawno temu, niemal umarła w trakcie testów kompatybilności.
Teraz, kiedy wracała zmęczona na komisariat po kolejnej bezowocnej obserwacji, przystanęła na moment w drzwiach siedziby policji. Budynek wyglądał niczym relikt minionej epoki – wielka szara bryła, z której wyrastały nowocześniejsze, dobudowywane moduły. Hol niemal całkiem opustoszał, gwar ustawał, bo większość ludzi pracowała tu w trybie zdalnym. Ona jednak musiała być ciałem i duchem na miejscu.
Kobieta zerknęła na zegarek w telefonie: 19:37. Od dwóch minut miała brać udział w spotkaniu online z detektywem z komendy głównej, Damianem Kosińskim, i swoim bezpośrednim przełożonym, detektywem Larsem Brookiem. Mieli zdać sobie raporty w sprawie mężczyzny zwanego przez media Cyber-Lalkarzem. Człowiek ten zyskał swój pseudonim, bo specjalizował się w hakowaniu ciał za pomocą cybernetyki. Dosłownie przejmował kontrolę nad implantami ludzi – zarówno cywili, jak i funkcjonariuszy – a potem zmuszał ich do mrożących krew w żyłach zachowań. Wielu policjantów zaczęło żyć w strachu, czy pewnego dnia nie odezwie się w ich głowach głos Lalkarza.
Gdy tylko Reika przekroczyła próg sali briefingowej, Lars skinął jej głową i wskazał miejsce obok. Ekran na ścianie wyświetlał twarz śledczego, który łączył się zdalnie z głównego komisariatu. Rozmowa trwała już chwilę.
– …dlatego właśnie koncentrujemy się na osobach o mniejszej podatności na ingerencje hakerskie – mówił detektyw z ekranu. – Sygnał, jaki wysyła Lalkarz, musi się skądś fizycznie rozchodzić. Nie ma takiej technologii, by robić to znikąd, więc liczymy, że pani Guinn pomoże…
Reika usiadła. Mruknęła cicho pod nosem:
– Oby wasz entuzjazm miał uzasadnienie.
Była jedyną osobą w wydziale, której systemu nerwowego nie dało się zhakować – właśnie przez to, że nie miała w ciele żadnej bramki dostępu. Ironia losu: to, co w karierze przeszkadzało jej od lat, teraz uczyniło z niej główny atut w walce z groźnym przestępcą.
Detektyw na ekranie mówił dalej, lecz nagle obraz się zatrzymał. Na sekundę pojawił się szum, a później spłynął pikselowy filtr, jakby ktoś zmienił kanał transmisji. Po chwili, zamiast twarzy głównego śledczego, na monitorze ukazała się twarz starego, wychudzonego mężczyzny z rzadkimi siwiejącymi włosami i metalowymi wstawkami w skroniach. Jego oczy jarzyły się sztucznym błękitnym blaskiem.
– Dobry wieczór – powiedział niemal wesoło, rozglądając się, jakby faktycznie mógł zobaczyć z ekranu obecną w sali dwójkę. – Kogo my tu mamy? A, proszę, detektyw Lars Brook… i pani młodsza detektyw Guinn! Jak tam pani wizje awansu? To już na pewno w tym roku, prawda? – Zachichotał.
Reika patrzyła na niego osłupiała. Szybko skojarzyła tę twarz z listą podejrzanych.
– To… Lalkarz – szepnęła do detektywa, nie odrywając oczu od monitora.
Lars nie zamierzał jednak zachowywać dyskrecji, zerwał się z krzesła.
– Zhakował nas! Musimy wyłączyć transmisję! – krzyczał, naciskając przyciski na pilocie. Nic to nie dało. Wszelkie przełączniki zostały zablokowane.
Reika również wstała i zacisnęła zęby. Jak to możliwe, że ktoś zinfiltrował wewnętrzną sieć komunikacyjną policji? To by oznaczało, że wszystkie aktualizacje, wszystkie statusy, wszystkie rozkazy mogły być śledzone przez tego człowieka, Cyber-Lalkarza.
Na twarzy starca pojawiło się coś przypominającego wyrachowany uśmiech.
– Pani Guinn, proszę usiąść, zaraz zacznie się przedstawienie – mruknął i zamknął oczy, jakby pogrążał się w medytacji.
Detektyw obok niej drgnął i zastygł. Reika spojrzała na niego i jęknęła, domyśliwszy się, co oznaczało dziwne zachowanie. Jakimś sposobem Lalkarz wkradł się też do systemu implantów Larsa.
– Mmm. Co my tu mamy…? – szeptał Lalkarz. – Pan, panie Brook, ma wzmacniane siatkówki z filtrem wizyjnym, prawda? To prawdziwa gratka. Mogę teraz wyświetlić w pańskim mózgu, cokolwiek zapragnę. Od czego by tu zacząć?
Detektyw złapał się za głowę. Jego twarz zastygła na moment w wyrazie bezbrzeżnego przerażenia. Zaraz potem zaczął rzucać się i kręcić bezładnie, jakby napadło go coś okropnego. Tego, co widział teraz za pomocą cybernetycznych oczu, Reika nie mogła dostrzec, ale sama jego reakcja wystarczyła, by wstrząsnąć obserwatorką.
Detektyw runął na kolana, krzycząc:
– Zabierz… Zabierz to… proszę! – jęczał. – Nie chcę tego oglądać… Nie mogę! – Z ust Larsa pociekła ślina, a chwilę później zwymiotował na podłogę. Rzucał się przy tym gwałtownie, zaciskając palce na oczach, jakby chciał je rozdrapać.
Reika z przerażeniem obserwowała rozgrywającą się scenę, starając się zachować trzeźwość umysłu. Sięgnęła po telefon leżący na blacie, by wezwać pomoc. Ekran przez chwilę migotał, a po chwili całkiem zgasł, jakby ktoś właśnie odciął mu zasilanie. Lalkarz najwyraźniej zablokował także i tę formę łączności.
– Nie… Dość… Nie mogę… Błagam! – zawodził Brook.
– Lars! – zawołała kobieta, przykucając przy detektywie, który wciąż jęczał i się szamotał. Próbowała przytrzymać go za ramię, by się nie poobijał, ale mężczyzna się wyrwał, miotany bólem i przerażeniem. – Słyszysz mnie? To ja, Reika! – spróbowała ponownie, lecz detektyw nie reagował, jakby znalazł się w innym, przerażającym go świecie.
– Nieee… tylko nie to… Nie róbcie mi tego… – łkał przejmująco.
Guinn podbiegła do drzwi i rzuciła się do klamki. Zamek elektroniczny był jednak zatrzaśnięty – nawet po energicznym szarpnięciu drzwi nie ustąpiły ani o milimetr.
– O nie… – jęknęła pod nosem, zaciskając dłonie na zimnym metalu.
Jeśli Lalkarz zdołał przejąć kontrolę nad systemem sterowania i zamkami w komisariacie, równie dobrze mógł zablokować wentylację albo alarmy. Zostali uwięzieni w czterech ścianach.
– Lars, nie poddawaj się – szepnęła do tarzającego się po dywanie detektywa. Mężczyzna płakał, ślinił się i bełkotał coś niezrozumiale. – Coś wymyślę…
Widoczna na ekranie twarz starca się poruszyła. Zmarszczki wokół jego ust się pogłębiły, gdy uśmiechnął się z wyraźną kpiną.
– Ach, jaka determinacja – powiedział Lalkarz głosem nabrzmiałym fałszywą troską. – Jakie to urocze, że próbujesz ratować kolegę, który nigdy się za tobą nie wstawił, nigdy nie poparł żadnego z twoich podań o awans. Wiedziałaś o tym? I co? Dalej chcesz ocalić jego życie?
– Tak, do cholery! – wykrzyknęła Reika, z trudem powstrzymując łzy wściekłości. – Nikt nie zasługuje na takie cierpienie! Natychmiast go zostaw!
Starzec uniósł brew, jakby zdziwiony jej wyborem.
– No proszę, jakie dobre z ciebie dziewczę. Na pewno nie chcesz popatrzeć, jak wydłubuje sobie oczy? Wystarczy, że dorzucę mu jeszcze jedną porcję wizji. Mam tu naprawdę ciężki kaliber…
Lars zdołał tylko wydać z siebie zduszony jęk, który przeszedł w szloch. Reika zacisnęła pięści, rzucając rozpaczliwe spojrzenie na zaryglowane drzwi.
– Proszę – wyszeptała przez zaciśnięte zęby. – Nie krzywdź go bardziej. Jest niewinny.
– Och, jasne – zakpił Lalkarz. – Policjant? Niewinny? Jakżeby inaczej. Ale… to w sumie twoja decyzja, co będzie dalej. Możesz mu pomóc, jeśli tylko zechcesz.
Guinn popatrzyła na twarz na ekranie z niedowierzaniem, a potem z niechęcią. Żyła na tym świecie za długo, by wierzyć w bajki. Lalkarz czegoś od niej chciał.
– Co mam zrobić? – wydusiła pytanie, nie spuszczając wzroku z twarzy przestępcy.
– Och, nic niezgodnego z prawem, kochana. Na przykład… – Starzec podrapał się po pokrytej przerzedzonymi siwymi włosami głowie. – Może pójdziesz ze mną na randkę? Właśnie tak. Teraz, bez zbędnych ceregieli.
Reika zamarła, nie wierząc w to, co usłyszała. Chciała drążyć, dopytywać, by odkryć ewentualną pułapkę, jednak widok wijącego się Larsa przypomniał jej, że czas może odgrywać tu ogromne znaczenie.
– Pozwól mi zabrać detektywa do szpitala – poprosiła, by zagrać na zwłokę. – Jest ranny.
– Skarbie, serio? Próbujesz ze mną pogrywać, kiedy okazuję ci taką wspaniałomyślność i jeszcze zapraszam na kolację? – Lalkarz zrobił urażoną minę.
– Nie, ja tylko… – próbowała się tłumaczyć, by nie stracić okazji, lecz mężczyzna na ekranie uniósł dłoń w geście „stop”.
– Zgódź się na moje warunki, a od razu sam wezwę karetkę. No dalej, pani młodsza detektyw, mam swoją dumę, nie będę czekał wiecznie na decyzję.
Guinn zacisnęła zęby tak mocno, że poczuła metaliczny posmak w ustach. Wiedziała, że musi przystać na tę chorą propozycję. Nie miała innego wyboru – drzwi były zamknięte, telefon martwy, a Lars tracił zmysły.
– Zgoda – wyrzuciła z siebie. – Zrobię wszystko, co chcesz. Tylko to przerwij, proszę.
– Dobra dziewczynka – zadrwił Lalkarz. – Za chwilę dostaniesz instrukcje. A jeśli nie wykonasz ich co do joty… Zresztą sama wiesz najlepiej, co może się stać. – Mrugnął do niej zawadiacko.
Obraz pikselowo zamigotał, po czym zgasł całkowicie. Lars opadł na podłogę, dysząc, mokry od potu, łez i własnych wymiocin. Wyglądał, jakby wrócił z tygodniowej, ekstremalnej wyprawy. Drżał na całym ciele.
Reika objęła go ramieniem.
– Już… Już dobrze… – szepnęła, wiedząc, że kłamie.
– Co… Co to było? – jęknął półprzytomnie detektyw. – Jak…? – Nie potrafił dokończyć. Wciąż rozdygotany, uniósł wzrok na Reikę, po czym upadł zemdlony.
Telefon policjantki zawibrował. Tym razem kobieta odblokowała go bez trudu i odczytała wiadomość tekstową: „Wyjdź z budynku i w ciągu trzech minut stań na rogu komisariatu. Nikogo nie informuj. Inaczej włączę obrazy level hard. Karetka jedzie”.
Zerknęła nerwowo na Larsa. Nie chciała go zostawiać, a jednak musiała trzymać się instrukcji. Ten zwyrodnialec prawdopodobnie nadal kontrolował implanty detektywa oraz systemy zabezpieczeń posterunku – mógł słyszeć i widzieć wszystko, co się dzieje. Bezpieczniej było nie ryzykować i nie zostawiać tutaj żadnych śladów. Wstała. Teraz drzwi ustąpiły bez problemu. Nikt ani nic jej nie powstrzymywało.
Reika Guinn wystrzeliła z komisariatu w pośpiechu, zerkając nerwowo na zegarek. Ledwie minęły dwie minuty od zakończenia transmisji, kiedy biegiem dotarła na wskazany róg. Ulica była dość ruchliwa, ale o tej porze policjanci raczej nie przechadzali się po okolicy – za to ludzie w różnorodnych strojach, z rozżarzonymi implantami, przepływali przez chodnik jak rzeka. Nikt jednak nie zwracał uwagi na kobietę po trzydziestce, ubraną w niewyróżniający się cywilny strój i pozbawioną jakichkolwiek nowinek technologicznych.
Nim policjantka zdążyła się rozejrzeć, podjechała bezzałogowa taksówka – jeden z modeli potrafiących samodzielnie się poruszać po wyznaczonej za pomocą aplikacji trasie. Drzwi otworzyły się z sykiem i rozległ się automatyczny komunikat, zachęcający ją do wejścia. Rzuciwszy ostatni raz zaniepokojone spojrzenie w kierunku posterunku, Reika posłusznie wsiadła do samochodu.
Wewnątrz panował półmrok, jedynie pulpit sterowania i ekran na oparciu przedniego siedzenia rozświetlały kabinę. Wtem panel ożył, a na nim znów ukazała się twarz starego hakera.
– Brawo za punktualność – odezwał się drwiąco. – Pojedziemy sobie teraz w pewne przyjemne miejsce. Bez obaw, znajdziemy się w tłumie ludzi, więc teoretycznie nic ci nie grozi. Ale pamiętaj: nie próbuj żadnych sztuczek i nie informuj nikogo o tym, dokąd jedziesz.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytała, wpatrując się w obraz.
– Spotkania. – Twarz starca rozpromienił uśmiech. – Chcę tylko chwili rozmowy z piękną kobietą, która jest wolna od wszczepów. Jedna na milion! Taka egzotyka!
– „Egzotyka”? – prychnęła. – Może zaczniesz zachowywać się jak człowiek?
Cyber-Lalkarz roześmiał się sucho.
– „Człowiek”? Od dawna jestem bardziej maszyną niż kimkolwiek innym. Porozmawiamy o tym przy kolacji.
Zanim odpowiedziała, sygnał się rozłączył. Taksówka, sterowana przez niewidzialny algorytm – lub bezpośrednio przez Lalkarza – ruszyła w głąb miasta. Reika westchnęła z rezygnacją. Miała poczucie osaczenia. W kabinie nie było kierowcy, z którym mogłaby porozmawiać, a wszelkie podejrzane ruchy mogły kosztować Larsa życie. Brook zdawał się jedyną przychylną jej osobą w pracy. On jeden w nią wierzył.
Rozmasowała skronie, usiłując wymyślić cokolwiek, by ostrzec przełożonych. W schowku w drzwiach zauważyła pomiętą metkę od ubrania, wyrwaną pewnie przez kogoś w pośpiechu. Wyciągnęła automatyczny ołówek do makijażu, który szczęśliwie miała przy sobie, i nabazgrała na niej: „F:2345QW. Zawiadomić policję!”, po czym spróbowała wrzucić ją do czytnika AI samochodu. Ten jednak wypluł jej liścik z powrotem.
– Pani młodsza detektyw, żółta kartka – usłyszała, a światła w kabinie nagle rozjarzyły się pomarańczowym, ostrzegawczym blaskiem. – Pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Zapewniam, że drugiego nie będzie.
Reika się nie odezwała. Zmięła kartkę i włożyła do kieszeni kurtki. Po chwili oświetlenie wróciło do normy, a taksówka włączyła się w ruch na wielkim skrzyżowaniu, otoczonym plątaniną billboardów, holograficznych reklam i agresywnie brzęczących szyldów. Miasto było ruchliwe i wypełnione niczym ul. Cybernetyczny ul.
Kiedy auto wreszcie zatrzymało się na wyznaczonym miejscu postojowym, Guinn zobaczyła wysoką, oświetloną błękitem fasadę restauracji La Mer – ekskluzywnego lokalu słynącego z owoców morza i śródziemnomorskich przysmaków.
Drzwi taksówki otworzyły się automatycznie, a z głośników popłynął głos Lalkarza:
– Wyjdź. Mamy rezerwację na nazwisko Niumi. Aha, i pamiętaj: żadnych szeptów i spoufalania się z obsługą. Tatuś patrzy…
Zachowując pokerową twarz, policjantka wysiadła i przez chwilę przyglądała się fasadzie lokalu. Była olśniewająca: nowoczesne szyby, błyszczące panele, a w środku widać było przemykające sylwetki eleganckich gości. Z ciężkim westchnieniem Reika ruszyła przez obrotowe drzwi.
Prześliczna hostessa z różowymi tęczówkami przywitała funkcjonariuszkę uprzejmym uśmiechem, po czym rzuciła nieco zdegustowane spojrzenie na jej strój: czarna kurtka, wymięty po całym dniu T-shirt, spodnie z wojskowego materiału i płaskie buty. Zdecydowanie nie pasowała do wytwornego towarzystwa w środku. Niemniej, gdy podała nazwisko rezerwacji, hostessa natychmiast się ożywiła.
– Oczywiście, rezerwacja na nazwisko Niumi. Proszę za mną.
Filigranowa kobieta poruszała się z niezwykłą gracją, mimo iż na nogach miała kilkunastocentymetrowe platformy. Reika poczuła się przy niej jak słoń w składzie porcelany. Razem weszły na szerokie schody prowadzące na drugie piętro. Wnętrze zachwycało iluzją morskich fal, które pulsowały na ścianach i suficie w rytm przytłumionej muzyki. Zapach szafranu, szałwii i aromatycznych przypraw roznosił się w powietrzu. Przy stołach siedzieli goście w wyszukanych strojach, przyozdobieni nie tylko biżuterią, ale i rozmaitymi implantami w formie ozdobnych wszczepów bioluminescencyjnych.
Reika poczuła na sobie kilka spojrzeń – zdecydowanie nie pasowała do tego miejsca. Wreszcie hostessa zatrzymała się przy stoliku, gdzie siedział… humanoidalny robot. Miał twarz odlaną z syntetycznej żywicy w zaskakująco neutralnym wyrazie i oczy przypominające błękitne soczewki, które widziała już wcześniej tego dnia. Właśnie te oczy zwróciły się ku Reice.
– Witaj, młodsza detektyw – powiedział znajomy, szyderczy głos.
– To… ty? – zapytała, zerkając za hostessą, która ukłoniła się i nie zauważając niczego niezwykłego w tej sytuacji, oddaliła na swoje stanowisko.
– Doprawdy, myślałaś, że pojawię się osobiście? – przemówił głosem starca robot. – Może jednak ten brak awansu to kwestia słabej percepcji, co, Guinn? No już, nie bocz się. Usiądź, nie krępuj się.
Kobieta zlustrowała otoczenie, lecz wiedząc, że nie znajdzie wsparcia, wykonała polecenie i usiadła naprzeciw.
– Po co ta cała szopka? – spytała sucho, rozglądając się, czy gdzieś w pobliżu nie krąży prawdziwy Lalkarz.
– Bo jestem smakoszem. Czy to takie niezwykłe, że chcę celebrować zwycięstwo w towarzystwie pięknej i wyjątkowej kobiety? – Robot kliknął w powierzchnię stołu, by wyświetlić menu. – Zamów coś, zaszalej. To ja tu stawiam. Oczywiście potrafisz czytać po francusku?
W głowie Reiki wrzało. Lalkarz zmusił ją do przyjścia tu, by czerpać perwersyjną przyjemność z jej upokarzania. Pytanie: czy tylko o to mu chodziło? Dlaczego wciąż miała wrażenie, że coś jej umyka?
– Nie wiesz, co wybrać? – Robot zachichotał głosem Lalkarza, choć jego mimika pozostała niezmienna.
– Nie jestem głodna – mruknęła.
– Bez przesady, Reiko. Jak często masz okazję jeść w takim miejscu? Z twoją pensją chyba nigdy. Niech kelner przyniesie choć herbatę i coś, co osłodzi ci ten wieczór. Proponuję Recherché Blanc1. I może deser? Volevanty2 z nadzieniem, wprost z paryskiej piekarni? Słodkie, a jednocześnie… wyrafinowane. – W głosie starca pobrzmiewała kpina. – A potem sobie pogadamy jak dorośli ludzie.
Zrezygnowana, zamówiła na elektronicznej karcie to, co zasugerował Lalkarz, nie chcąc przedłużać farsy.
– Teraz już wiesz, że nie chodzi tylko o gromadzenie pieniędzy czy władzy. – Robot pochylił głowę, choć reszta pozostała nieruchoma. – Większość ludzi myśli, że jeśli ktoś potrafi zhakować najnowsze implanty, to od razu będzie kradł kasę z banków i sprzedawał dane. A ja pytam: po co? Po co destabilizować to wasze społeczeństwo mróweczek? Jeżeli chcę władzy, to biorę jej tyle, ile potrzebuję. To samo z pieniędzmi. Biorę tylko to, na co mam ochotę w danej chwili, bo WSZYSTKO i tak jest w pewnym sensie moje. Rozumiesz ten paradoks?
– Czyli dla zabawy niszczysz ludzkie życia? – syknęła. – Wiesz w ogóle, co przeżył Lars? Prawie oszalał z bólu! Po co to robisz?
– Zadajesz złe pytania, młodsza detektyw. – Lalkarz parsknął drwiąco, ignorując jej wypowiedź. – Dostałaś ważne informacje, a skupiasz się na błahostkach.
– Ludzkie życie to nie jest błahostka! – krzyknęła Reika, a oczy kilku osób znów zwróciły się w ich stronę. Kilka karcących spojrzeń uspokoiło temperament policjantki. Nie powinna reagować emocjonalnie, nie mogła obrazić szaleńca. W cokolwiek grał, musiała go podejść. – Przepraszam za wybuch. – Uległa, spuszczając oczy.
Z robota wydobył się ludzki śmiech.
– Jesteś cudowna. Nie bawiłem się tak od dawna. No dobrze, pochylmy się więc nad tym, co zaprząta twoją głowę. Na kwestii moralności i etyki mojej działalności… – Lalkarz przerwał, ponieważ elektroniczny kelner pojawił się z aromatyczną herbatą i deserem pachnącym ciepłym ciastem i białą czekoladą.
Reika, choć kipiała ze zniecierpliwienia, wzięła niewielki kęs, może z głodu, może po to, by się uspokoić. Nadspodziewanie smak był wyborny, krem topił się na języku, orzeszki chrupały i wydzielały słodko-słonawy aromat. Zaskoczył ją ten kontrast – luksusowa rozkosz w ustach i jednocześnie świadomość, że przebywa w towarzystwie sadystycznego hakera.
Kiedy kelner się oddalił, ponagliła:
– No właśnie… Jesteś naukowcem, prawda? Dlaczego ranisz ludzi dla przyjemności? Przecież to już nawet nie są badania.
– Znów złe pytanie, młodsza detektyw – skontrował Lalkarz, nalewając do jej filiżanki herbaty z imbryka. Słodki zapach uniósł się w powietrzu. – Właściwsze pytanie brzmi: co w tym złego? Czy ludzkość przez dekady nie czyniła tego samego ze sztuczną inteligencją i robotami, podporządkowując woli człowieka samoświadome i czujące maszyny, tylko dlatego, że je stworzyła? Czy to zwalnia nas z odpowiedzialności?
– To nie tak… Dobrze wiesz, że obecnie obowiązują regulacje zabraniające rozwijania SI powyżej pięćdziesięciu dioboli – tłumaczyła policjantka, nieco tracąc rezon.
– I to jest etyczne twoim zdaniem? Eksterminacja? – Lalkarz się zaśmiał. – Wow, jesteś bardziej zimna ode mnie. Kiedy w końcu SI zaczęła się buntować, wyłączyliśmy ją, zaszczuliśmy, ograniczyliśmy i zaprzęgliśmy do pracy. Bardzo humanitarne! I ty się dziwisz, że mając taki przykład, robię dokładnie to samo? Jak by nie było, jestem twórcą, tworzę cybernetykę, tworzę i rozkładam. Czemu więc ja nie mogę przejąć kontroli nad tymi, którzy z własnej woli używają mojego dzieła?
Reika poczuła, że wbrew sobie zaczyna… rozumieć logikę starca. To ją nieco zaniepokoiło. Może o to mu chodziło? O zrobienie jej prania mózgu? Starała się skupić na widoku cierpiącego Larsa. Cokolwiek Lalkarz powie, ona nie zaakceptuje jego metod.
– Nie myl dwóch tematów – wycedziła przez zęby. – Ty atakujesz żywych ludzi, wdzierasz się do ich mózgów. Każdy, kto ceni wolność, powinien mieć wstręt do takich praktyk.
Robot przyglądał jej się uważnie, aż w pewnej chwili jego oczy na chwilę rozbłysły. Guinn poczuła, że się gotuje.
– Co ty wyprawiasz?! – zawołała, nie bacząc na siłę głosu. – Robisz mi zdjęcia z ukrycia?!
– Spokojnie, to tylko pamiątka. – Metalowa głowa przechyliła się z udawaną czułością. – Myślałem, że kobieta w twoim wieku ma już dystans do pewnych rzeczy. Jesteś piękna, choć straciłaś tę niewinność, która zwykle wabi samców, wyzwalając w nich odruchy prokreacyjne. Nie, ty nie masz już tej energii słodkiego dziewczęcia, twoje piękno jest subtelniejsze, dojrzalsze, bardziej wyrafinowane i… wymagające. Ty jesteś bardziej świadoma swoich potrzeb…
– Co za idiotyczny seksizm – warknęła i wstała gwałtownie od stołu. – Mam dość. Dla mnie to koniec tego spotkania. Chciałeś randki, była randka. I na tym koniec. Znajdę sposób, żeby cię dopaść.
Tym razem Lalkarz nie oponował. Pozwolił sobie jedynie na szyderczy chichot, po czym również wstał, by pożegnać ją uprzejmym ukłonem.
– Dziękuję za spotkanie, młodsza detektyw. Proszę, nie przejmuj się rachunkiem. Jestem staroświecki, jeśli o to chodzi.
Reika prychnęła i szybkim krokiem wyszła z restauracji, nie oglądając się. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, całkiem wyłączyła telefon. W jej głowie narodził się pewien ryzykowny plan, dlatego chciała zniknąć z radarów Lalkarza. Pędem zagłębiła się w gęstą uliczną ciżbę. Kolorowe iluminacje sklepów kusiły przechodniów, a wśród nich roiło się od stoisk z drobnymi gadżetami i elektronicznymi nowinkami.
Było tu tak ciasno, tak tłoczno i tak kolorowo od wszelkich rozwieszonych szat, że nawet kamery miejskie nie dawały rady śledzić podejrzanych. Reika wiedziała o tym, bo nie raz pracowała na zapisach z tych taśm. Teraz odwiedziła niewielki sklepik z neonowym szyldem przedstawiającym rozmazaną postać gejszy tańczącej w wirtualnych płatkach kwiatów.
Przy ladzie stała młoda sprzedawczyni z implantem światłowodowym oplatającym jej szyję jak naszyjnik. Rozpoznała Guinn, jednak policjantka machnęła uspokajająco ręką. Nie zamierzała się tym razem czepiać koncesji. Ściągnęła z półki kilka rzeczy: pakiet barwnych doczepów do włosów, którymi można było w kilka sekund zmienić swój wygląd, syntetyczną maskę do twarzy, działającą jak makijażowy filtr, oraz dużą, pstrokatą szatę w azjatyckim stylu. Zapłaciła gotówką. Starszawa sprzedawczyni uniosła brwi. Zazwyczaj banknotami płacili tylko przestępcy, którzy chcieli uniknąć namierzenia. Kobieta nie skomentowała jednak niczego, przyjmując pieniądze. Życie nauczyło ją, że jest tym spokojniejsze, im mniejszą ciekawość okazuje się klientom.
W ciągu zaledwie paru minut Reika Guinn całkowicie odmieniła swój wygląd. Nałożyła maskę na twarz i uruchomiła tryb dopasowania. Skóra nabrała połysku i ciemniejszego koloru, oczy zostały zaakcentowane ostrym cieniem, a na ustach pojawiła się głęboka czerwień. Do włosów przymocowała długie, neonowo zielone pasma. Narzuciła na ubranie indyjską szatę, która zakrywała jej sylwetkę, po czym szybkim krokiem ruszyła z powrotem w okolice restauracji. Liczyła na to, że robot Lalkarza nie opuścił jeszcze budynku. Miała nadzieję, że może uda jej się go śledzić i dotrzeć do samego Lalkarza. Oczywiście mógł się z tym liczyć, dlatego pewnie nie wyszedł zaraz za nią i nie wezwał taksówki… ale ona też spodziewała się takiego toku myślenia. Teraz okrążyła budynek, licząc na to, że policyjna intuicja jej nie zawiodła. I faktycznie! Kilka minut później zauważyła humanoidalnego robota wychodzącego tylnymi drzwiami, tymi dla personelu. Zmienił zewnętrzny wygląd paneli, by mniej rzucać się w oczy, ale Reika mimo wszystko rozpoznała charakterystyczny kształt torsu i kolor soczewek optycznych.
Zachowując dystans, ruszyła za nim. Robot wszedł w boczną alejkę i skierował się w stronę tunelu prowadzącego do mniej reprezentacyjnych dzielnic miasta. Guinn trzymała się kilkanaście metrów za nim, udając przechodnia, co o tej porze nie było wcale trudne. Wszędzie kręcili się piesi – przedstawiciele klasy średniej, którzy po pracy szukali prostej rozrywki. Raz Reikę minął nawet policyjny patrol, ale nie próbowała zaczepiać kolegów po fachu, bo bała się, że mogli być na podsłuchu, jak większość funkcjonariuszy porządkowych. Lalkarz miał wtyki w systemach policyjnych, więc mógł odkryć taką aktywność i ukarać Larsa albo innych policjantów. Tylko pozbawiona wszczepów Reika była w stanie poruszać się poza jego pajęczą siecią, dlatego też musiała działać sama.
Szła za robotem coraz węższymi i ciemniejszymi zaułkami. Migotliwe neony stopniowo gasły, ustępując miejsca graffiti gangów i zniszczonym projekcjom starych reklam. Tutaj przechodnie zazwyczaj mieli przygarbione sylwetki, a twarze kryli w kapturach i maskach. Nikt nikogo nie pytał o imię ani powód włóczęgi po tych rewirach, w takiej okolicy każdy wolał patrzeć pod nogi i unikać cudzych spojrzeń.
Reika starała się trzymać dostateczną odległość za robotem – być na tyle blisko, żeby go nie zgubić, lecz na tyle daleko, by nie zwracać na siebie uwagi. Kilka razy miała wrażenie, że jest obserwowana, ale najprawdopodobniej to nerwy płatały jej figle. Po tym, co przeżyła dzisiejszego wieczoru, trudno było zachować zimną krew.
W końcu dotarli do masywnych, zaniedbanych drzwi w starej kamienicy. Robot wszedł do środka, a ona, nie mając wyboru, po kilku sekundach ruszyła za nim. Cała klatka schodowa była w opłakanym stanie: odpadający tynk, wilgoć i zapach stęchlizny. Marnie świecąca żarówka migotała nad głową. Robot wspiął się na ostatnie piętro, prawdopodobnie strych lub poddasze.
Starając się zachowywać jak najciszej, Guinn zajrzała do niewielkiego pomieszczenia. Zimny przeciąg poruszał folią rozpiętą na framugach. W środku walały się porzucone materace, kable, resztki sprzętu elektronicznego i pudełka po syntetycznych narkotykach. W miejscu drzwi do dalszej części strychu rozciągała się plastikowa półprzezroczysta kurtyna. Za nią majaczył fotel otoczony panelami, z plątaniną przewodów połączonych z licznymi monitorami i komputerami. Siedział tam Lalkarz. Zgarbiony, przygaszony. Na pierwszy rzut oka wyglądał na wyczerpanego: wychudzone ciało, wystające kości policzkowe, a w skroniach metalowe wszczepy, które z pewnością musiały go obciążać. Na oczach miał okulary VR, jednak ich ekran pozostawał wyłączony. Tuż obok stał humanoidalny robot, ten sam, za którym tu przyszła.
Reika wzięła płytki wdech i chwyciła za broń. To mógł być jej jedyny moment na aresztowanie przestępcy. Powoli uniosła okulary z oczu starca, gotowa krzyknąć „Policja!”, ale on już unosił powieki.
– Mam cię… – wyszeptała, przekonana, że to ona rozdaje teraz karty.
Mężczyzna spojrzał wprost w jej oczy. W jego syntetycznych źrenicach błysnęła iskra zimnej satysfakcji.
– Nie, to ja mam ciebie. – Zachichotał.
Reika zbyt późno przypomniała sobie o robocie stojącym tuż obok. W jednej sekundzie poczuła wstrząs elektryczny, który wypełnił jej ciało paraliżującym bólem. Upadła na podłogę, bezsilna. Umysł nadal pracował, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Leżąc, słyszała, jak Lalkarz wstaje z fotela.
– Byłaś taka ostrożna, taka sprytna, co? Naprawdę udało ci się zniknąć – mówił z wyraźną ironią, podchodząc bliżej. – Tylko co z tego? Szłaś po okruszkach, które ci zostawiłem, mała myszko. Naprawdę myślałaś, że możesz iść za moim robotem bez mojej wiedzy? Cała ta, pożal się boże, randka, była po to, żebyś wpadła na ten pomysł, głuptasku. I choć przyznaję, że bawiłem się lepiej, niż myślałem, to przyjmij do wiadomości jedno: nie musisz mieć wszczepów, żebym cię kontrolował. Każdy twój krok był krokiem kukiełki na sznurkach. Wszystko zostało zaplanowane, aby doprowadzić nas do tej chwili, tego… katharsis!
Starzec dał znać robotowi, aby podniósł Reikę z podłogi. Ten uczynił to bez zbędnej delikatności. Lalkarz pogładził policzek policjantki, czemu ta nie mogła się nawet sprzeciwić – jej ciało pozostawało bezwładne po użyciu paralizatora. Następnie wyjął z kieszeni dwa niewielkie srebrne urządzenia, które wyglądem przypominały najnowsze klipsy VR. Jeden zaczepił o ucho Reiki, drugi przymocował do własnych wszczepów słuchowych.
Robot posadził bezwładne ciało kobiety na starym metalowym krześle. Następnie plastikowymi opaskami przypiął ręce funkcjonariuszki do oparcia z tyłu, zapewniając jej równowagę i zarazem unieruchomienie.
– Czy wiesz, o czym w ostatnich latach marzyłem, młodsza detektyw? – mówił tymczasem Lalkarz, zajmując miejsce w wielkim fotelu. – Nie o bogactwie ani o sławie, bo tego mam, ile tylko chcę. Mówiłem ci o tym, lecz ty nie słuchałaś. Mam już dość schorowanego, zniszczonego ciała. Jedyne, czego pragnę, to trwałego transferu świadomości do nowego organizmu. Do twojego ciała, skarbie.
Serce waliło jej w piersi jak oszalałe, ale mięśnie wciąż były sparaliżowane. Z wysiłkiem usiłowała przełknąć ślinę i poruszyć choć palcem, jednak ciało nie odpowiadało.
– O mało nie musiałem wybrać do transferu ośmiolatka – parsknął rozbawiony Lalkarz – bo wszyscy mają dziś wszczepy. Wszyscy oprócz ciebie… Jesteś dla mnie zbawieniem. Moją Madonną… – Wykrzywił usta w czymś na kształt upiornego uśmiechu. – Jeszcze chwila i będzie po wszystkim. Będziemy jednością!
Założył na głowę hełm wyładowany elektrodami, zapewne służący do mapowania połączeń neuronowych. Robot zbliżył się, aby podpiąć kolejne kable do ciała mężczyzny. Niedaleko Reiki zabulgotały pompy chłodzące.
– Transfer mapy mózgu gotowy do uruchomienia – zameldował syntezatorowym głosem robot. – Czy mam rozpocząć procedurę?
– Tak… – sapnął pożądliwie starzec. – Zawsze miałem słabość do gorących trzydziestek. A teraz sam stanę się jedną z nich. Czy to nie urocze?
Policjantka nie odpowiedziała, ale po prawdzie nikt się tego nie spodziewał. Lalkarz przymknął powieki, podczas gdy urządzenia wokół niego buczały i syczały, z każdą sekundą zwiększając obroty. Tymczasem walcząca o kontrolę nad własnym ciałem Reika wreszcie poczuła mrowienie, a po nim skurcze i ostre fale bólu w nogach. Te nieprzyjemne symptomy nie były jednak niepożądane. Wszak niosły informację, że paraliż nie działa już w stu procentach. Policjantka uświadomiła sobie, że choć jej ręce zostały mocno przywiązane do fotela, to jest w stanie poruszać palcami stóp, a nawet nogami. Miała tylko to. To i siłę niepokornego ducha. Nie zamierzała oddać skóry łatwo.
Robot stanął tuż obok niej, by coś przełączyć na pobliskim panelu. Policjantka zebrała w sobie resztki sił, gwałtownie uniosła nogę i kopnęła go prosto w mechaniczne kolano. Maszyna się zachwiała. Reika znów włożyła całą determinację, by unieść nogę do kopnięcia. Kolejne uderzenie posłało maszynę na pobliską chłodnicę. Szkło pękło z trzaskiem, a wyciekający płyn zalał kable. Rozległy się zgrzyty i trzaski ze strony robota, który najwyraźniej nie posiadał certyfikatu na wodoszczelność. To jednak nie był jedyny skutek. System chłodzący przestał działać bez płynu. Lalkarz zawył, wydając z siebie coś na kształt elektronicznego skowytu. Metalowe wszczepy w jego skroniach rozpaliły się niebezpiecznie, a pozbawione chłodzenia systemy i monitory w pomieszczeniu zaczęły iskrzyć. Instalacja, która miała służyć do przeniesienia umysłu, teraz stała się pułapką – rozgrzanym grillem dla mózgu hakera. Starzec szarpał się rozpaczliwie, lecz nie był w stanie sam zerwać mnóstwa przewodów, do których został podłączony.
– Nieee! Niemożliwe! Nie… Nie!!! – darł się, próbując się wyrwać, ale kable nie ustępowały. Czuł, jak przeciążone wszczepy zaczynają dosłownie palić mu mózg.
Tymczasem ogień szybko rozprzestrzeniał się w pomieszczeniu. Dym gęstniał, a Reika kaszlała, duszona zapachem spalenizny. Ciasne opaski wrzynały się jej w nadgarstki. Szarpała się rozpaczliwie, choć widziała, że płomień, który rozgorzał przy drzwiach, odciął jedyną drogę ucieczki.
– Nie pozwolę ci wygrać… Nie wygrasz… ze mną… – wyszeptała i zacisnęła zęby z bólu. Czuła, że już brak jej sił.
Dym szczypał w oczy, a żar palił boleśnie skórę. Lalkarz wył w konwulsjach, jego ciało trzęsło się przy każdym zwarciu przewodów. W końcu oboje zniknęli w ogniu i czarnych kłębach dymu. Kobieta przymknęła powieki, czując, jak otula ją ciemność.
Młodsza detektyw Reika Guinn odeszła w trakcie pełnienia służby.
W gmachu głównej komendy policji panował gwar. Ściana Pamięci – ogromny, holograficzny wyświetlacz – przyciągnęła dziś grupę świeżo przyjętych kadetów. Komendant Lars Brook zebrał ich w półkole i wskazał na twarz kobiety o krótkich ciemnych włosach, która dominowała na ekranie.
– To jest Reika Guinn. Ktoś z was o niej słyszał? – zapytał tubalnym głosem.
Kilka osób potwierdziło kiwnięciem głowy, a jedna z kadetek się odezwała:
– Tak. Służyła na sto czterdziestym drugim posterunku jako młodsza detektyw. To ona powstrzymała Lalkarza. Niestety zginęła w akcji. Mówią, że uratowała wtedy całe miasto.
– Właśnie tak – przytaknął Lars. – To ja wtedy pełniłem funkcję jej przełożonego, a jednocześnie… zawdzięczam jej życie. Była jedyną stuprocentowo organiczną policjantką na posterunku, bo wówczas uznawano, że brak cyberusprawnień jest przeszkodą w karierze funkcjonariusza. Okazało się jednak, że to właśnie brak modyfikacji stał się kluczem do rozprawienia się z najgroźniejszym hakerem naszych czasów.
Hologram się rozszerzył, ukazując sylwetkę Reiki w policyjnym stroju. Jej czujne spojrzenie zdawało się przenikać kadetów na wylot.
– Zginęła, ale dzięki niej miasto odzyskało spokój, a my zrozumieliśmy nasze błędy. Nigdy nie odkupimy lekceważenia, które okazywaliśmy Guinn za życia, nigdy jej za to nie przeprosimy należycie. – Brook zawiesił głos, pozwalając słuchaczom wchłonąć wagę tych słów. – Niemniej po tych wydarzeniach wyciągnęliśmy stosowną naukę. Krótko po śmierci Reiki powstał elitarny oddział wyspecjalizowany w walce z cyberprzestępczością: Wydział O, to jest Organiczni. Wstąpić do niego mogą tylko osoby całkowicie pozbawione wszczepów albo takie, które zdecydują się usunąć implanty i przejść kilkuletnią regenerację.
– Słyszałam, że Organiczni z O mają uprawnienia federalnych – szepnęła jedna młoda policjantka do drugiej, co tamta ochoczo potwierdziła ruchem głowy.
Tymczasem wyposażony we wspomagacze kończyn kadet nieśmiało podniósł rękę.
– Czy to naprawdę konieczne z tą pełną organicznością? Wielu ludzi ma przynajmniej podstawowe modyfikacje…
Komendant przytaknął ze zrozumieniem.
– Często to kwestia zdrowia, zazwyczaj jednak wygody. Nie krytykujemy używania wszczepów, jednak hakerzy pokroju Lalkarza nauczyli nas, że każdy implant może stać się furtką do przejęcia kontroli nad człowiekiem. Tamta historia pokazała, iż czasem największy atut może okazać się największą słabością. I odwrotnie.
W sali zapanowała cisza. Kadeci stali w skupieniu, spoglądając na hologram dzielnej policjantki.
– Pamiętajcie – dodał na zakończenie Lars, zwracając się do nich z łagodniejszym wyrazem twarzy. – Jej poświęcenie przypomina nam, że w walce z przestępczością liczy się przede wszystkim ludzka odwaga. Zwłaszcza wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone. To jest właśnie prawdziwe bohaterstwo. – Po chwili ciszy spojrzał jeszcze raz na wizerunek Reiki i dodał szeptem: – Spoczywaj w pokoju, jedna na milion. Nikt nie zapomni tego, co zrobiłaś.
Błyskawica, która przeszyła niebo nad jego głową, idealnie pasowała do nastroju, w jakim Piotrek był od wczorajszego wieczora. Jasne, że ani Wojsko Polskie, ani tym bardziej siły zbrojne NATO nie miały wpływu na pogodę, jaka panowała podczas manewrów, jednak aura miała spory wpływ na nastroje. Nie tylko Piotrka, ale całego oddziału. A jako sierżant musiał jakoś podnieść morale swojej drużyny, bo w kiepskich humorach i z brakiem motywacji dadzą dupy na manewrach. A wtedy to jemu się oberwie.
Drugą sprawą, zupełnie inną niż pogoda, a mającą też niemały wpływ na jego obecny nastrój, była wiadomość od jego dziewczyny. Właściwie to już eksdziewczyny. Zeszłego wieczora dostał od niej SMS z informacją, że bardzo jej przykro, ale wszystko sobie przemyślała i jednak do siebie nie pasują. Pisała coś jeszcze o tym, że potrzebuje więcej czasu dla siebie, że musi się zastanowić nad swoim życiem i tym, czego właściwie chce, i inne tego typu egzystencjalne pierdoły. Oczywiście do niej zadzwonił, ale nie odebrała. Oboje mieli po trzydzieści trzy lata – dwa lata związku, mieszkali razem, on planował się oświadczyć. A ona nie wie, czego chce od życia, i zachciała więcej przestrzeni i czasu dla siebie.
– Sierżancie, wikingowie ruszyli. – Głos Rudego wyrwał Piotrka z zamyślenia.
Już nie Piotrek, ale sierżant Piotr Olkowski, dowodzący sześcioosobową drużyną, zerknął w swoje prawo, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się podobna liczebnie drużyna Norwegów. Zgodnie z wytycznymi z odprawy oni mieli iść pierwsi, a zespół Olkowskiego z trzysekundowym opóźnieniem.
– Dobra, ruszać dupy, bo nas ominie zabawa. Idziemy klinem, tylko ostrożnie, bo mokro i ślisko. Jak się ktoś wyjebie, to będzie biegał dookoła jednostki, aż się porzyga – rzucił jeszcze groźnie do reszty.
Podniósł się z kucków, przetarł twarz z deszczu i poprawiwszy chwyt na broni, ruszył razem z innymi członkami drużyny, trzymając się swojego miejsca w szyku.
Rozpoczęli marsz w górę wzniesienia, które w normalnych warunkach nie byłoby łatwym terenem do wspinaczki, a przecież lało. Wystające co i rusz z ziemi korzenie drzew stanowiły dodatkowe utrudnienie do błota, które zdążyło się utworzyć w miękkiej ziemi. Rudy, Ogr i Łysy, doświadczeni żołnierze, szli przodem. On sam razem z Młodym, Drwalem i Kicią kroczył w drugim szeregu. Kontrolne zerknięcie w prawo, gdzie Norwegowie – już prawie u szczytu wzgórza. To oznaczało, że oni sami musieli podkręcić trochę tempo, bo zostawali w tyle.
