Gdzie diabeł mówi dobranoc. Tom 2. Nie wywołuj wilka z lasu - Karina Bonowicz - ebook

Gdzie diabeł mówi dobranoc. Tom 2. Nie wywołuj wilka z lasu ebook

Karina Bonowicz

4,4

Opis

Pięcioro przeklętych i tylko jedna zasada: jesteś z diabłem albo przeciwko niemu.

 

Według legendy wiele stuleci temu czwórka przyjaciół została wygnana z rodzinnej wioski, gdyż ludzie lękali się ich czarów. Rozeszli się w cztery strony świata, ale zadziwiającym zbiegiem okoliczności i tak wszyscy dotarli w to samo miejsce – do czarciego kamienia. Tam wywołali diabła i dobili z nim targu... Ich potomkowie przez wieki odczuwali skutki tego paktu i bezskutecznie próbowali się z niego wywikłać. Czy przedstawicielom kolejnego pokolenia uda się wreszcie wrócić do normalności? Jakie przeszkody będą musieli wcześniej pokonać? Z jakimi przeciwnikami się zmierzyć? Jakich sojuszników pozyskać? Małe miasteczko na odludziu stanie się sceną niezwykłych wydarzeń.

 

Związani magiczną przysięgą, Alicja i Nikodem nie ustają w poszukiwaniach naczynia niezbędnego do odprawienia upragnionego rytuału. Tymczasem dokoła nich dochodzi do serii morderstw, jednak część ofiar szybko wraca z martwych. Para nastolatków może ufać wyłącznie sobie; nawet ich najbliżsi mają przed nimi starannie skrywane tajemnice. Na dodatek obrzęd odprawienia diabła znienacka staje pod znakiem zapytania. Czy w ostatniej chwili uda się znaleźć brakującego uczestnika rytuału?Pięcioro przeklętych i tylko jedna zasada: jesteś z diabłem albo przeciwko niemu.

 

Według legendy wiele stuleci temu czwórka przyjaciół została wygnana z rodzinnej wioski, gdyż ludzie lękali się ich czarów. Rozeszli się w cztery strony świata, ale zadziwiającym zbiegiem okoliczności i tak wszyscy dotarli w to samo miejsce – do czarciego kamienia. Tam wywołali diabła i dobili z nim targu... Ich potomkowie przez wieki odczuwali skutki tego paktu i bezskutecznie próbowali się z niego wywikłać. Czy przedstawicielom kolejnego pokolenia uda się wreszcie wrócić do normalności? Jakie przeszkody będą musieli wcześniej pokonać? Z jakimi przeciwnikami się zmierzyć? Jakich sojuszników pozyskać? Małe miasteczko na odludziu stanie się sceną niezwykłych wydarzeń.

 

Związani magiczną przysięgą, Alicja i Nikodem nie ustają w poszukiwaniach naczynia niezbędnego do odprawienia upragnionego rytuału. Tymczasem dokoła nich dochodzi do serii morderstw, jednak część ofiar szybko wraca z martwych. Para nastolatków może ufać wyłącznie sobie; nawet ich najbliżsi mają przed nimi starannie skrywane tajemnice. Na dodatek obrzęd odprawienia diabła znienacka staje pod znakiem zapytania. Czy w ostatniej chwili uda się znaleźć brakującego uczestnika rytuału?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 545

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (326 ocen)
186
91
40
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aldzib

Nie oderwiesz się od lektury

niesamowita, magiczna, pełna emocji
00
Magdalen123

Nie oderwiesz się od lektury

Drugi tom czyta się chyba jeszcze szybciej niż pierwszy, mnostwo dziwnych splotów akcji, ale książka wciągająca jak dla mnie .
00
Avellanna

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
antonizieba

Całkiem niezła

Lekka młodzieżowa książka fantasy, umiejscowiona w słowiańskim uniwersum.
00
Piotrbialy1979

Dobrze spędzony czas

intrygująca, przyciąga uwagę. polecam
00

Popularność




Copyright © 2019 Karina Bonowicz

All rights reserved / Wszelkie prawa zastrzeżone

Copyright © WYDAWNICTWO INITIUM

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja: PIOTR CHOJNACKI

Korekta: KATARZYNA KUSOJĆ

Koncepcja okładki: PATRYK LUBAS

Wykonanie ilustracji okładkowej: PIOTR SOKOŁOWSKIDTP: PATRYK LUBAS

Współpraca organizacyjna: ANITA BRYLEWSKA, BARBARA JARZĄB

Wydanie I

ISBN 978-83-66328-12-9

Wydawnictwo INITIUM

www.initium.pl

e-mail: [email protected]

facebook.com/wydawnictwo.initium

Tak mówię do dziewczyny:

Nie wwódź mnie w bór ciemny,

Nie wołaj po imieniu, nie patrz oko w oko –

Bo nigdy nie wiadomo, co za stwór tajemny

Z mroku na świat pod ludzką przychodzi powłoką.

Bolesław Leśmian, Powieść o rozumnej dziewczynie

Rozdział pierwszy

– Czy mógłbyś nam wyjaśnić, chłopcze, co właśnie zaszło?

Wszystkie oczy zwróciły się na Borysa.

Siedzieli w salonie Tatiany: Alicja, Natasza, Olga, Konstanty, Jurko. Tylko Tatiana krążyła po pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Jeśli Alicja myślała, że to, co wydarzyło się w kościele, było piekłem, grubo się myliła. Prawdziwe piekło rozpętało się dopiero po pogrzebie. To, że siedzieli teraz grzecznie na kanapie naprzeciwko bledszego niż zwykle Borysa, wynikało z tego, że chyba wszyscy opadli z sił po wrzaskach i krzykach, którymi wypełnił się dom Tatiany.

– Borysie… – zaczął Konstanty, który był, jak zawsze zresztą, najbardziej opanowany z całego towarzystwa. – Czy mógłbyś nam…

– Tak, mógłbym – powiedział zniecierpliwiony już Borys. – Miejmy to wreszcie za sobą.

Wziął głęboki oddech.

– To ja przemieniłem Elizę.

Konstanty ruchem ręki uspokoił wrzawę, która podniosła się na kanapie.

– Dlaczego? – zapytał spokojnie.

– Dlaczego? – żachnął się Borys. – Miałem pozwolić jej umrzeć?

Alicja poruszyła się niespokojnie.

– A ja mam inne pytanie – wyrwała się, ignorując Konstantego, który już otwierał usta. – Czy możesz mi powiedzieć, jakim cudem w trumnie znalazła się Eliza? Pomijam już to, że podobno powiedzieliście jej rodzicom, że trumna musi być zamknięta, bo Eliza jest w takim stanie, że nie nadaje się do pokazywania.

Natasza odwróciła się w jej stronę i zmroziła koleżankę wzrokiem.

– Serio? Chcesz teraz o tym rozmawiać?!

Alicja wytrzymała jej spojrzenie.

– Tak. Chcę teraz o tym rozmawiać. Chyba należy mi się jakieś słowo wyjaśnienia.

Natasza już otworzyła usta, ale Konstanty uciszył ją gestem.

– Mógłbyś wyjaśnić koleżance? – zwrócił się do wnuka.

Borys znów nabrał powietrza, jakby chciał go mieć na zapas.

– To normalna sprawa w przypadku strzyg – powiedział po chwili. – Eliza jest strzygą, więc też to umie. My po prostu… potrafimy udawać umarłych.

– To znaczy? – spytała Alicja i z ciekawości aż pochyliła się w jego stronę.

– To coś w rodzaju… hibernacji. – Borys zmarszczył czoło, jakby usiłował sobie przypomnieć, jak to szło. – Nasze serce zwalnia do dwóch uderzeń na minutę, temperatura spada poniżej trzydziestu pięciu stopni, puls nie jest w ogóle wyczuwalny, a oddech… No przestajemy po prostu oddychać.

– Serio? – Oczy Alicji zrobiły się niemal okrągłe ze zdziwienia.

– Serio. To bardzo przydatna… właściwość.

– Zwłaszcza na wojnie – mruknęła Natasza.

Borys udał, że jej nie słyszy.

– Ale są, oczywiście, też minusy. Zwykle można to zrobić tylko raz. To znaczy możemy tak robić, ile razy chcemy, ale oficjalnie jedynie raz. No bo tak powinno być. Umiera się tylko raz… Miałem na myśli cywilów – dodał szybko. – Kiedy już cię uznają za zmarłego, tak jak Elizę, nie można następnego dnia iść, jak gdyby nigdy nic, do szkoły. Oczywiście, jest też ryzyko, że pochowają cię żywcem…

Alicja miała wrażenie, że Borys trochę się rozluźnił, opowiadając o strzygach. I żywych trupach, co chyba na jedno wychodziło…

– Co teraz będzie z Elizą? – spytała cicho.

Borys wzruszył ramionami.

– Musi się ukrywać. Jest uznana, i to już oficjalnie, za zmarłą. Wszyscy widzieli ją przecież w trumnie…

– Jakim cudem udało ci się ją wcisnąć do tej trumny? – zainteresowała się Alicja. Miała wrażenie, że właśnie padło pytanie, które każdy chciał zadać.

– Miałem dużo szczęścia. Jeśli w ogóle można tak powiedzieć… – Borys uśmiechnął się gorzko. – Przyszedłem wcześniej, jak wy zresztą… – Popatrzył na Alicję porozumiewawczo. – Nikogo jeszcze nie było. Zmusiłem ją, żeby tam weszła i… udawała zmarłą.

– Ale… co było w takim razie wcześniej w trumnie? – Alicja stawała się coraz bardziej dociekliwa.

– Co się dało – odpowiedział milczący dotąd Jurko. – Musieliśmy ją jakoś obciążyć.

No tak. W końcu nie takie pogrzeby już przechodzili, pomyślała dziewczyna. Na samą myśl o tym, jak załatwiali podobne sprawy, dostawała gęsiej skórki. Nagle ją olśniło.

– Czekaj! I ona tak po prostu tam weszła? – spytała, świdrując Borysa wzrokiem.

– To jej architekt, idiotko – warknęła Natasza. – Zawsze będzie robiła to, co jej każe. Dopóki nie osiągnie… jak to się mówi? – Długo szukała słowa, wreszcie pytająco zerknęła na Olgę.

– Dojrzałości. Czyli czegoś, czego ty na pewno nie osiągniesz nigdy – odpowiedziała uprzejmie Olga.

Natasza podziękowała jej wściekłym spojrzeniem.

– Jak osiągnie dojrzałość, to się usamodzielni i Borys będzie mógł ją wypuścić – kontynuowała, nie patrząc już na Alicję. – Do tego czasu za nią odpowiada. No, chyba że… Pozbędzie się problemu.

Zapadła cisza.

Alicja powiodła wzrokiem po zebranych.

Czy ona ma na myśli to, o czym Alicja właśnie pomyślała?

– Chyba nie zamierzacie jej…

– Nikt nie będzie jej zabijał – powiedział twardo Borys.

– Czyżby? – Natasza uniosła wymownie brew.

Alicja popatrzyła na towarzystwo na kanapie. Ich miny mówiły same za siebie.

– Nie macie chyba zamiaru jej… – Bała się dokończyć.

– Nie mają? – spytał ironicznie Borys. – Jesteś pewna?

– OK. Dobra. – Alicja uniosła ręce w geście kapitulacji. – To prawda, ona jest niebezpieczna…

– Przede wszystkim dla siebie – mruknął Borys.

Alicja zignorowała go.

– Sama bym jej chętnie skręciła kark za to, że dwa razy próbowała mi odgryźć głowę, ale…

– Zaraz! Jakie dwa razy?! – ryknęła Tatiana.

Alicja wymieniła szybkie spojrzenie z Borysem.

– Chcesz powiedzieć, że w zakrystii to nie był pierwszy raz, kiedy cię zaatakowała? – spytała ostro ciotka.

Alicja wpatrywała się w strzygonia. Czyżby właśnie jeszcze bardziej go pogrążyła? Nie wiedziała już, czy powinna zdradzić, co zaszło w kuchni Tatiany. Nie chciała zaszkodzić chłopakowi. Chociaż… Czy w tej sytuacji można było mu jeszcze bardziej zaszkodzić?

– Pomyliłam się – powiedziała w końcu do ciotki. – To nie były dwa razy, tylko jakieś milion pięćset razy. Trudno mi było policzyć, bo cały czas próbowałam się skupić na tym, żeby nie dać sobie odgryźć głowy – dodała ze złością.

Borys uśmiechnął się lekko. Chyba docenił to, że go nie wsypała.

– Czy możemy kontynuować? – spytał nagle Konstanty. – Niech ta rozmowa stanie się choć trochę konstruktywna.

Alicja popatrzyła na niego w osłupieniu. Serio? Czy on naprawdę myśli, że są na zebraniu kółka dyskusyjnego?

– Czy mógłbyś więc wyjaśnić, chłopcze, oprócz tej oczywistej kwestii, że przemieniłeś Elizę, jak to w ogóle mogło się stać? – Konstanty był tak zdumiony, a przy tym tak niewiarygodnie opanowany, że Alicja aż oniemiała. Czy on go właśnie pyta, jak to się stało, że nie umył rąk przed kolacją, czy dlaczego zamienił kogoś w strzygę???

– Nie chciałem, żeby umarła – odparł Borys.

– Ale w ten sposób złamałeś prawo. – Głos Konstantego brzmiał jak z konfesjonału. – Trzeba było zostawić sprawy własnemu biegowi. A teraz nie dość, że postąpiłeś wbrew zasadom, to jeszcze naraziłeś nas wszystkich na niebezpieczeństwo.

Borys siedział z pochyloną głową. Alicji zrobiło się go żal.

– Zaraz, zaraz – zniecierpliwiła się. – Przecież on uratował jej życie! Jakkolwiek by to głupio brzmiało… – dodała, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie brzmi to mało logicznie. – Czy nie możemy spojrzeć na to z tej strony? Zrobił, co trzeba.

Chłopak podniósł głowę i popatrzył na nią z wdzięcznością.

– Mylisz się, młoda damo – powiedział poważnie Konstanty. – My tego tak nie załatwiamy. Nie przemieniamy. Taką mamy zasadę.

– Czy to wasza zasada, czy ogólnoświatowa? – Alicja patrzyła mężczyźnie prosto w oczy. – Bo jakoś nie wierzę, że na świecie nie ma żadnych przemienionych strzyg i Eliza jest pierwszym takim przypadkiem.

– Owszem – przytaknął Konstanty. – Zgadza się. Do przemian dochodzi, ale my… to znaczy nasza rodzina, tego nie robimy. Nie przemieniamy nikogo i nie ma od tej reguły żadnych wyjątków. Poza tym to wbrew naturze.

– Przypominam panu, że wszystko, co robimy, ale też to, kim jesteśmy, jest wbrew naturze – powiedziała, nie spuszczając z niego wzroku.

– Alicja! – wrzasnęła Tatiana.

Borys znów uśmiechnął się do Alicji. Tym razem odwzajemniła jego uśmiech.

– Alicja – odezwała się już spokojniej ciotka. – Borys złamał prawo selekcji naturalnej. I musi… – zawahała się i spojrzała na Konstantego.

– Musi ponieść konsekwencje – przytaknął stary strzygoń.

Alicja spojrzała najpierw na niego, potem na ciotkę.

– To znaczy co? Zostanie ukamienowany? Wbity na pal? Zakopany żywcem?

Tatiana westchnęła.

– Stanie przed Radą Etyki Istot Magicznych.

Alicja zmarszczyła brwi. Gdzieś już słyszała tę nazwę. Tylko gdzie?

– Co… to?

– Myślałaś, że nas nie obowiązują żadne zasady? – spytała kpiąco Olga. Do tej pory siedziała ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i milczała. – Że możemy robić, co chcemy?

– No – przyznała Alicja. – Jak tak na was patrzę, to tak. Tak właśnie myślałam.

Ciotka zgromiła ją wzrokiem.

– Każdy musi respektować Radę – powiedziała ostro.

Alicja pokiwała głową.

– Nawet Dymitri?

– Nawet.

– I Dymitri zgłasza wszystkie swoje wałki do Rady? – Alicja uśmiechnęła się złośliwie.

Tatiana zacisnęła zęby.

– A czy każdy złodziej zgłasza się na policję? – spytała lodowatym tonem. – I czy każdego złodzieja da się złapać?

– Posłuchaj, młoda damo – zaczął Konstanty. – Każda tego typu sprawa musi być zgłaszana Radzie. I wierz mi, lepiej to zgłosić, niż czekać, aż się wyda.

Dziewczyna popatrzyła na niego osłupiała.

– Chcecie to zgłosić?

– Nie mamy wyboru – powiedział Konstanty, rozkładając ręce.

– Przecież on nie zrobił niczego takiego! – Alicja aż uniosła się na kanapie. – Chciał ją tylko uratować.

Borys patrzył na nią udręczonym wzrokiem.

– To już oceni Rada – stwierdziła Tatiana. – Rozpatrzą wszystkie za i przeciw. Nawet jeśli miał dobre intencje… No cóż. Szara magia też niby ma dobre intencje, a trzeba ją zgłaszać.

– Co? – Skrzywiła się Alicja.

– Szara magia – powtórzyła ciotka. – Polega na tym, że robisz coś kosztem czegoś. Na przykład ratujesz czyjeś życie, ale poświęcasz cudze…

– Chodzi o to, że musi zostać zachowana równowaga w przyrodzie – przerwał jej Konstanty. – Rada, oprócz władzy sądowniczej, ma też inne zadania. Musi sprawować pieczę nad tym, by nie została zaburzona równowaga między naszym światem a światem cywilów. Nie możemy zbytnio w niego ingerować. A przede wszystkim nie możemy robić niczego, co sprowadzi niebezpieczeństwo na nasz… Na nas. To znaczy na istoty magiczne.

– Aha – mruknęła Alicja. – I wy wszyscy trzęsiecie portkami przed tą całą Radą, tak?

– Jak cywile przed swoimi sądami. – Konstanty uśmiechnął się pobłażliwie.

– OK. A co z wami? Z wami, którzy robicie takie wałki, jak na przykład tuszowanie czyjejś śmierci? To też chyba powinno zostać zgłoszone, prawda? – Alicja spojrzała wyzywająco na starego strzygonia.

– Robimy wszystko, żeby nie narażać nas wszystkich na niebezpieczeństwo – odpowiedział oględnie. – Ale oczywiście w granicach rozsądku. Rozsądku, którego mojemu wnukowi zabrakło. – Spojrzał ostro na Borysa. – Zawiodłem się na tobie, chłopcze. Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałem.

Alicji ścierpły zęby od słów Konstantego, mimo że nie były skierowane do niej. Borys znów spuścił głowę i patrzył w podłogę.

– Nie tylko naraziłeś nas na niebezpieczeństwo, ale jeszcze zataiłeś ten fakt – ciągnął jego dziadek. – To, że przemieniłeś Elizę, jest, oczywiście, niewybaczalne. Przemieniłeś ją i zostawiłeś samą sobie. Pozwoliłeś jej uciec i robić… te wszystkie straszne rzeczy. Ale jest coś gorszego. Wiedziałeś, co się z nią dzieje, i nie powiedziałeś nam o tym. Pozwoliłeś nam się bać. O siebie i o to, że wszystko się wyda.

– Wiesz, ile mnie to wszystko kosztowało? – wtrącił się Jurko. – Ile się namęczyłem, żeby to zatuszować?

Borys nadal patrzył w podłogę.

– Przepraszam – szepnął.

– To wszystko, co masz nam do powiedzenia? – Konstanty aż uniósł brwi ze zdziwienia.

– Oddam się w ręce Rady. – Borys wyprostował się nagle i spojrzał dziadkowi prosto w oczy.

– Co?! – ryknęła Alicja.

– Musi się przyznać – powiedział Konstanty. – Przynajmniej możemy mieć nadzieję na łagodniejszy wymiar kary.

– To znaczy? Utopią go, zamiast spalić? – zaczęła ironizować Alicja. – I pan to mówi tak spokojnie?! Pan, który chyba nieraz miał do czynienia z Radą, prawda? – Uniosła znacząco brew.

Konstanty przełknął to gładko.

– Dlatego też wiem, że trzeba ponosić konsekwencję swoich działań.

Alicja westchnęła. Gadanie z Konstantym było jak rozmowa z tybetańskim młynkiem do klepania modlitw. Pod warunkiem że nie jesteś młynkiem…

– Dobrze – poddała się. – Co w najgorszym wypadku może mu grozić?

– Śmierć – odparł bez zająknięcia strzygoń. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Przełknęła ślinę, bo nagle zaschło jej w gardle.

– A… w najlepszym? – zaryzykowała.

– Uniewinnienie.

– Jak to? – Zmarszczyła brwi. Czy to przypadkiem nie oni przez cały czas przekonywali ją, że nie ma takiej opcji, żeby Borys nie poniósł kary?

– Jeśli zostanie przedstawiona wystarczająca liczba dowodów na to, co zrobił, zrobił w dobrej wierze, to jest szansa, że zostanie uniewinniony – wyrecytował swobodnie Konstanty.

– To chyba oczywiste – mruknęła Alicja.

– Nie dla Rady – powiedział ostro Konstanty. Zupełnie jakby karcił dziecko, które nie rozumie, czemu nie można myć rąk w sedesie.

– To znaczy jest taka opcja, tak? Że zostanie uniewinniony? – upewniła się Alicja, patrząc na Borysa, który od jakiegoś czasu gapił się na nią z… No właśnie, czym? Podziwem? W każdym przypadku wyglądał głupio z otwartymi ustami.

– Jest – przytaknął starszy pan, który próbował nie wyglądać na znużonego jej pytaniami, ale wychodziło mu to coraz gorzej. – Dlatego musimy to zgłosić. Tylko tak ma szansę na uniewinnienie.

– A co z Elizą?

– To zależy od Rady. Może zdecydować, że Elizę należy przysposobić albo…

– Zabić? – Alicja nie wierzyła w to, co słyszała.

Konstanty nie odpowiedział. Rozłożył ręce.

– I co teraz? – drążyła dziewczyna, lekceważąc niecierpliwe spojrzenia Nataszy i Olgi, które zaczęły się już wiercić na kanapie. Tylko Jurko, który zajmował sobą niemal trzy czwarte miejsca, siedział niewzruszony z założonymi rękoma. Wyglądał, jakby takie rozmowy stanowiły dla niego, podobnie jak sekcje zwłok, chleb powszedni.

– Nic. Czekamy. – Konstanty wzruszył ramionami.

– A co z Elizą? – odezwała się nagle Olga. – Gdzie ona w ogóle jest?

– U nas – odparł Borys.

– Co?! – ryknęła jego siostra.

– Musiałem dopilnować, żeby nie pochowali jej żywcem – powiedział kwaśno Borys. – Jurko mi pomógł. Aha, zamknąłem ją w twoim pokoju, więc się nie zdziw po powrocie…

Twarz Olgi płynnie zmieniła się z trupio bladej we wściekle purpurową.

– Zamknąłeś ją w moim pokoju?! Zgłupiałeś?

– Chyba lepiej w twoim niż w moim. W końcu to dziewczyna…

Olga się zapowietrzyła i już nic więcej nie powiedziała. Spojrzała tylko z wyrzutem na Konstantego.

– Spokojnie – uciszył ją dziadek. – Zajmiemy się tym. Rozumiem, że jest tam bezpieczna? – Spojrzał znacząco na Borysa.

– Tak – wtrąciła się Tatiana. – O ile nie zje samej siebie. Zamknęłam drzwi i okna formułą blokującą dostęp.

Alicja popatrzyła na nią z uznaniem. Zadbali o wszystko. No nie… Naprawdę musieli robić to wcześniej, skoro są tak świetnie zorganizowani.

– To jak długo będzie tam siedzieć? – spytała w końcu.

– Do rozstrzygnięcia sprawy – powiedział Konstanty. – Poza tym… Borys jest jej architektem, więc tylko on ma na nią wpływ. No i oczywiście jest za nią odpowiedzialny. Ponosi pełną odpowiedzialność za wszystko, co zrobi. – Popatrzył uważnie na wnuka. – Rozumiesz, synu? Ta sprawa z Malcem…

– Zabiła go, żeby się przemienić, tak? – upewniła się Alicja.

– No właśnie teraz to już nie jest takie pewne… – zauważyła kwaśno Natasza.

– Jak to?

Borys uznał, że powinien zabrać głos.

– Żeby strzyga mogła przejść przemianę, nie musi nikogo zabijać.

– To znaczy?

– Przemiana zachodzi dokładnie tak samo jak w przypadku wilkodlaków. Tam do krwiobiegu trafia wilczy jad, tu – jad strzygi. I cały proces przebiega dokładnie tak samo. Jad strzygi, który normalnie może być zabójczy, zaczyna działać w odwrotny sposób. Umarli ożywają…

– Na dwadzieścia cztery godziny, tak? – uściśliła Alicja. – Bo potem muszą kogoś zabić, żeby przemiana została zakończona?

Borys pokręcił głową.

– Nie w przypadku strzyg. Tu chodzi tylko o to, żeby jad trafił jak najszybciej do krwiobiegu i utrzymał się przez dobę. Po upływie tego czasu wiadomo, czy jad się przyjął i czy mamy do czynienia ze strzygą. Albo strzygoniem.

– To on może się nie przyjąć?

– No to trochę jak z przeszczepem. – Borys uśmiechnął się krzywo.

Alicja się zamyśliła.

– To znaczy, że to nie ona zabiła Malca, tak?

– To znaczy, że zabiła go nie po to, żeby dokończyć przemianę – zniecierpliwiła się Olga. – Jednym słowem, zabiła, bo była po prostu głodna. A to już raczej nie działa na jej korzyść. Ani na korzyść mojego brata.

Zapadła niezręczna cisza.

– Co z rytuałem? – Natasza zadała pytanie, które powinno w końcu paść, ale chyba nikt nie odważył się go zadać. – Jeśli Borys się przyzna, zostanie zatrzymany przez Radę do czasu procesu. A my nie będziemy mieć czwartego do rytuału…

– Przypominam, że nie wszyscy z nas podjęli decyzję o udziale – zareagowała błyskawicznie Olga, wbijając wzrok w Alicję.

Ta odwzajemniła zabójcze spojrzenie, ale się nie odezwała.

– Dajmy jej dziś spokój, OK? – powiedziała nagle Tatiana. – Dopiero co uszła z życiem z rąk Elizy.

Alicja spojrzała na ciotkę z wdzięcznością.

– Rytuał za niecałe trzy tygodnie, a my nie mamy nic – wycedziła Olga przez zęby. – A teraz jeszcze to… Czy chociaż wiadomo, czy ona jest na pewno koryfeuszem?

Alicja wytrzymała jej wzrok. No i co teraz? Ma się przyznać? Nie przyznawać się? Poszukiwania idą pełną parą, a nikt z obecnych o tym nie wie. Czuła, że nie powinna jeszcze o tym mówić. Jeszcze nie… Ale chyba nie ma sensu dalej ukrywać, że jest koryfeuszem.

W końcu i tak to jasne jak słońce.

– Jestem – powiedziała spokojnie.

Wszyscy zebrani spojrzeli na Alicję.

– A więc znalazłaś indykację. – W głosie Konstantego dało się słyszeć nutę radości. To było naprawdę coś w przypadku tak powściągliwego człowieka.

– Może. – Alicja patrzyła mu prosto w oczy. – I uważam, że powinniśmy zaczekać z tym donoszeniem do Rady na Borysa.

– Też tak myślę – powiedziała nagle Tatiana. Zdziwiło to Alicję. Czy to właśnie nie ciotka naciskała, że sprawę należy zgłosić? – Zaczekajmy do rytuału. Nie możemy stracić Borysa. To znaczy… – Spojrzała na niego przepraszająco. – Nie o to mi chodziło.

– Wiem. – Chłopak pokiwał głową.

Konstanty siedział ze ściągniętymi brwiami. Teraz oczy wszystkich zwróciły się na niego. Czekali, co powie.

– Tak nie można. – Konstanty wyprostował się gwałtownie.

– Tu chodzi o przyszłość nas wszystkich… – zaczęła Tatiana. – Przecież nam wszystkim zależało na tym rytuale. Coś się zmieniło?

– Są ważniejsze rzeczy – powiedział stary Zemrow.

– Ważniejsze niż rytuał? – jęknęła Olga. Alicja nie miała wątpliwości, po czyjej stronie jest w tym sporze. W końcu to dla niej ten rytuał był najważniejszy.

– Dziecko… – Konstanty zwrócił się do wnuczki. – Tu chodzi o twojego brata. O jego… życie. Jeśli ta sprawa się wyda, czekają go poważne konsekwencje. Znacznie poważniejsze, niż możesz sobie wyobrazić. Poza tym nie wiemy, czy uda się utrzymać istnienie Elizy strzygi w tajemnicy. A jeśli znów ucieknie? Jeśli zacznie zabijać? Nie możemy tego zataić.

– Ale my tego nie zataimy! – zawołała Olga. – Po prostu… przesuniemy w czasie powiedzenie prawdy.

Alicja była pod wrażeniem. Jakie to proste, prawda? Wystarczy to nazwać inaczej, tak?

Konstanty pokręcił głową.

– Przecież nikt nie wie o Elizie. – Głos Olgi przybierał coraz bardziej błagalny ton. – Nikt oprócz nas…

– I Nikodema – rzuciła głucho Alicja.

– O czym ty mówisz?

– O Nikodemie, którego Eliza zaatakowała w zakrystii. Zanim rzuciła się na mnie.

Olga osunęła się na kanapie. Natasza za to uważnie przyjrzała się Alicji.

– I co? Tak po prostu domyślił się, że Eliza to strzyga? – Uniosła lekko brew, nie spuszczając oczu z Alicji.

– Tak. – Dziewczyna wytrzymała jej spojrzenie. – Zwłaszcza kiedy w drzwiach stanął Borys i poprosił ją, żeby się odsunęła, a ona dziwnym zbiegiem okoliczności postanowiła nam jednak nie odgryzać głów.

– No to koniec – wyszeptała Olga. – Jeśli on wie, to wie i Dymitri. I całe miasteczko. To naprawdę koniec.

Alicja przygryzała przez chwilę wargę.

– Nikodem nic nie powie. Nikomu – oznajmiła wreszcie.

Wszystkie oczy zwróciły się na nią. Nawet Borys zmarszczył brwi, jakby nie wierzył w to, co przed chwilą usłyszał.

– Jak to? – spytał.

– Po prostu nie powie. Serio. – Alicja spojrzała chłopakowi prosto w oczy.

– Ale… jak to? – powtórzyła za bratem Olga.

– Nie wystarczy wam to, że powiedziałam, że nie powie? – Alicja założyła ręce na piersi i zacisnęła usta.

No tak… Z nimi to nie przejdzie.

– Ale… dlaczego? – zaczęła drążyć wciąż zaskoczona Olga.

Bo jesteśmy związani przysięgą, pomyślała Alicja.

– Bo mam na niego haka – wyjaśniła.

No można to i tak nazwać, uśmiechnęła się w duchu.

– Jakiego? – Ton Olgi był coraz bardziej natarczywy. Alicja zacisnęła zęby, udając, że nie widzi, jak Natasza świdruje ją wzrokiem.

– Normalnego – syknęła. – Powiedziałam, że nic nie powie, tak? Trudno, musicie mi uwierzyć, że naprawdę mam na niego dobrego haka.

Przeszło? Alicja powiodła wzrokiem po zebranych. Nie wyglądali na przekonanych, a Borys od jakiegoś czasu przyglądał jej się bardzo podejrzliwie.

– A jeśli to nie wystarczy, to ja też mam na niego haka – odezwała się nagle Natasza.

Alicja obejrzała się na nią. Blefowała? Na pewno blefowała. Jakiego haka mogłaby mieć na Nikodema?

– Tak? A co to za hak? – spytała Tatiana.

Natasza uśmiechnęła się tajemniczo.

– Widziałam coś.

Zapadła cisza. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu.

Wszyscy oprócz Alicji, która nie miała pojęcia, co to właściwie oznacza.

– To zakazane – dodała Natasza.

– Ale co? – dociekała Olga.

Natasza położyła palec na ustach.

– Powiem, kiedy przyjdzie na to czas.

– Serio? – odezwał się niemal nieobecny duchem Jurko. – Masz haka na Nikodema Dobrygina?

– Serio – przytaknęła Natasza. Wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. – Dlatego mnie nie znosi, a ja mam święty spokój.

Alicja patrzyła w podłogę, żeby nie było widać, jak bardzo jest zmieszana. Czy faktycznie o to im poszło? Rzeczywiście Nikodem zrobił coś zakazanego, a Natasza go przyłapała? Czy blefuje, żeby ratować jej skórę? Zerknęła na koleżankę. Natasza zdawała się dobrze bawić. Alicja nie miała pojęcia, czy to dlatego, że naprawdę miała haka na Nikodema, czy tak dobrze ściemniała.

– No dobra. – Tatiana w końcu przerwała ciszę, która zapanowała nagle w pokoju. – To chyba z grubsza wiemy, na czym stoimy.

Olga wstała, potrącając siedzącą obok Nataszę, która syknęła ostrzegawczo.

– Jakie wiemy? Co my właściwie wiemy? Co z Borysem? Co z rytuałem? Gówno wiemy!

– Olgo… – przywołał ją do porządku Konstanty.

– Przepraszam, dziadku – mruknęła. – Musimy coś postanowić. Tu i teraz.

Alicja popatrzyła na zgromadzonych. Wszyscy mieli bardzo głupie miny. Było oczywiste, że nikt nie wiedział, co dalej. Nawet Konstanty milczał jak zaklęty, uparcie wpatrując się we wzorki na dywanie. W końcu głos zabrała Tatiana.

– Może zostawmy to, jak jest. Na razie – powiedziała szybko, widząc, że Olga już otwiera usta, żeby wygłosić kolejny monolog. – Prześpimy się z tym i jutro podejmiemy decyzję. Eliza jest bezpieczna w waszym domu. Borys… – zawahała się – …też jest bezpieczny. Przynajmniej na razie. Jutro postanowimy, czy zgłaszamy to Radzie. To znaczy… Borys się zgłasza. – Rzuciła szybkie spojrzenie w jego stronę. – Chociaż nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Nie przed rytuałem…

– Tatiano. – Konstanty się podniósł. – Nie wydaje mi się dobrym pomysłem, żeby się nie zgłaszał…

– A może najpierw jego zapytacie, co? – mruknęła Natasza.

– Obawiam się, że Borys nie ma tu nic do powiedzenia – uciął Zemrow.

– Konstanty, z całym szacunkiem… – zaczęła Tatiana. – To jego decyzja.

– To nie jest już jego decyzja – rzucił ostro strzygoń. – Siedzimy w tym wszyscy. Po uszy.

Borys wyglądał na oszołomionego. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Alicja była przekonana, że przy całej swojej bohaterskiej postawie wcale nie miał ochoty się przyznawać.

– W takim razie zagłosujemy – zaproponowała nagle Tatiana.

– Co takiego? – Konstanty zmarszczył brwi.

– Będziemy głosować – powtórzyła Tatiana. – Jutro zagłosujemy, czy Borys ma się sam zgłosić do Rady przed rytuałem, czy nie.

Konstanty milczał. Wyglądał tak, jakby odtwarzał w pamięci wzór na pole kwadratu.

– Zgoda – powiedział w końcu.

Borys wypuścił długo wstrzymywane powietrze.

– To nie załatwia całej sprawy, chłopcze – ostrzegł Konstanty lodowatym tonem.

Alicja poczuła gęsią skórkę. Nie chciała być w skórze Borysa. Nie tylko z powodu sprawy z Elizą, ale też ze względu na Konstantego. Dziadek Zemrow wyglądał jej na takiego, co każe swoim wnukom za karę klęczeć na grochu i jeść brukselkę. No, może nie równocześnie…

Podniosła głowę i natknęła się na spojrzenie Konstantego.

– Mam nadzieję, że jeśli przegłosujecie, żeby nie wydawać Borysa przed rytuałem, będzie to warte zachodu – stwierdził, nie spuszczając z niej wzroku. – Dobrej nocy.

Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Powiedział „przegłosujecie”. To oznaczało, że nie miał zamiaru zmieniać zdania.

Rozdział drugi

Alicja spała jak zabita.

Miała wrażenie, że ledwie zamknęła oczy, a już zawarczał budzik w komórce. I to dosłownie, bo zapomniała wyłączyć wibracje.

Na szczęście ciotka okazała się litościwa i nie zadawała wczorajszego wieczoru żadnych pytań. No, może oprócz tego, którą mrożonkę Alicja życzy sobie zjeść na kolację. I nic więcej. No tak… Chyba wszystko zostało już powiedziane w salonie. A przynajmniej oficjalna wersja wszystkiego. Bo gdyby uczestnicy tego spotkania dowiedzieli się na przykład, że razem z Nikodemem złożyła Przysięgę na Trzy Księżyce… Dziewczyna przymknęła oczy. Gdyby mogła wrócić do spania… Kiedy spała, nie musiała myśleć. Ani rozwiązywać problemów. Nic nie musiała. Przeciągnęła się i jeszcze raz spojrzała na komórkę. Myślała, że leży bezczynnie przez pięć minut, a minęło dwadzieścia.

Nie ma rady, trzeba wstawać. Dzisiaj zaczynały się przesłuchania i żadne usprawiedliwienie nie przejdzie. Alicja popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Chyba źle zmyła makijaż pogrzebowy, bo pod oczami wciąż miała lekko rozmazane ciemne smugi. Przemyła twarz zimną wodą, a potem zaczęła trzeć powieki podkradzionymi ciotce płatkami kosmetycznymi. W rezultacie nie wyglądała już jak panda, ale jak osoba reklamująca środek na zapalenie spojówek. Przed zastosowaniem tego środka, rzecz jasna.

Kiedy zeszła na śniadanie, pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, była sporych rozmiarów paczka na stole. Ciotka stała oparta o zlew i wolno sączyła kawę.

– Co to? – spytała Alicja, nalewając sobie kawy.

– Paczka od twojej ciotki – wyjaśniła Tatiana, nie patrząc nawet w jej stronę. – Przyszła wczoraj. Zapomniałam ci powiedzieć, ale zakładam, że i tak nie miałabyś do tego głowy.

Czy Alicji słusznie się wydawało, że Tatiana nie lubiła ciotki Meli? Mimo że jej tak naprawdę nie znała? Mruknęła niewyraźnie coś, co od biedy można było uznać za „dzięki”, i zaczęła rozrywać papier. Miała nadzieję, że ciotka Mela nie przysłała jej ketchupu, słoika oliwek i bawełnianych gaci na zimę, jakby Alicja mieszkała w dzikiej głuszy i do najbliższego sklepu miała trzy dni drogi. Zajrzała do środka. No dobra, nie było tak źle. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kilka książek, ptasie mleczko, szampon do włosów o zapachu lawendowym, słuchawki, których Alicja nie zabrała z Warszawy, i ciepłe szare rękawiczki. Serio? Rękawiczki? Po co jej wełniane rękawiczki w październiku? Wyjęła je i przyjrzała im się uważnie, jakby przy bliższym poznaniu miały okazać się czymś innym. Niestety, były to zwyczajne dziergane rękawiczki, które przydadzą jej się za dwa miesiące. Pod warunkiem że spadnie śnieg. I że Alicja nie zgubi ich do tego czasu. To znaczy wsadzi gdzieś i już nigdy nie znajdzie.

Wrzuciła wszystko z powrotem do kartonu i upiła duży łyk kawy.

– Chodźmy! – Odstawiła kubek, chociaż to zwykle Tatiana ją poganiała. – Miejmy to już z głowy.

Kiedy ciotka się ubierała, Alicja zerknęła jeszcze raz na paczkę. Jedna z rękawiczek nie trafiła do kartonu i upadła na podłogę. Z tej perspektywy wyglądała jak odcięta dłoń. Dziewczyną wstrząsnął dreszcz obrzydzenia.

Szkoła znów miała czym żyć. Głośno komentowano zachowanie Adaszewa, który zrobił z siebie totalnego kretyna podczas pogrzebu. Oczywiście nie zabrakło fantazyjnych teorii, według których nowy komendant miał być pod wpływem dopalaczy, słyszeć głosy płynące z kaloryfera i kontaktować się z istotami pozaziemskimi. Równocześnie wszyscy zachodzili w głowę, dlaczego zostało wznowione śledztwo w sprawie śmierci Elizy i co nowego przyniesie dochodzenie świeżo upieczonego komendanta w sprawie poprzednika, który przecież – podobnie jak Eliza – miał zginąć wskutek nieszczęśliwego wypadku.

– Zaczynam go podziwiać – powiedziała ni z tego ni z owego Tatiana, kiedy usiadły przed salą matematyczną, gdzie odbywały się przesłuchania.

– Kogo? – spytała, krzywiąc się, Alicja.

– No tego Adaszewa. Po takiej szopce, jaką wczoraj urządził, i po tym, jak zrobił z siebie skończonego idiotę, zakopałabym się na jego miejscu głęboko w kartoflach i nie wychodziła do wiosny. A on jak gdyby nigdy nic otwiera śledztwo… – Pokręciła głową z niedowierzaniem.

Alicja gryzła palce.

– O co może mnie pytać?

Tatiana wzruszyła ramionami.

– O to samo, co Malec. Zresztą, co nowego możesz wnieść do sprawy? Że znałaś ją dokładnie tyle samo, ile podczas ostatniego przesłuchania? Chyba nic się w tej kwestii nie zmieniło?

Koleżanka popatrzyła na nią wymownie.

– Wiesz, o czym mówię. – Tatiana przewróciła oczami.

– Nie podoba mi się ten koleś. – Alicja pokręciła głową, zerkając jednocześnie na zegarek. Przesłuchanie miało się zacząć o dziewiątej; teraz był maglowany Borys. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co właśnie przechodził, zważywszy na to, co działo się poprzedniego dnia. Ciekawe, czy Konstanty uraczył go jeszcze dłuższym kazaniem po powrocie do domu? Czy Borys musiał klęczeć na grochu? Jeść nieosolony gotowany szpinak? Chodzić boso po klockach Lego? A może…

– Cześć, Wiktor. – Alicja podniosła głowę na widok granatowej koszulki polo. – To znaczy dzień dobry panu. – Puściła do niego oko.

Nauczyciel pokręcił głową z rozbawieniem.

– Tatiana. – Skinął głową w jej kierunku.

– Cześć, Wiktor – mruknęła Tatiana, uciekając przed nim wzrokiem. – Co słychać?

– W porządku. – Wiktor stał sztywno wyprostowany, jakby połknął kij od mopa i nie mógł się schylić.

– Też jesteś przesłuchiwany?

– Tak, za dwie godziny.

Alicja miała tego dość.

– Serio? Zamierzacie się tak zachowywać przez cały czas? Nie wiem, o co wam poszło, ale nie zachowujcie się jak dzieci, bo to już nawet nie jest zabawne.

Tatiana siedziała ze zmarszczonym czołem i założonymi rękoma. Wiktor drapał się po głowie.

– Prawdę mówiąc, nie wiem, o co nam poszło – powiedział w końcu.

Dyplomata, pomyślała Alicja z rozbawieniem. Było jasne jak słońce, że to ciotka musiała z nim zerwać, a nie on z nią. I to nawet bez sensownego powodu.

Tatiana siedziała i patrzyła w ścianę.

– A ty? Pamiętasz może? – zwrócił się ostrożnie do Tatiany.

– Jeśli będziesz się tak nabzdyczać, to w końcu pękniesz i będzie smród – stwierdziła Alicja, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ciotka była naprawdę głupia.

Tatiana wciąż gapiła się w ścianę.

– Chyba zacznę odliczać… – mruknęła Alicja. – Raz… dwa…

Tatiana zmarszczyła brwi.

– …trzy… i…

Ciotka parsknęła śmiechem.

– Głupia jesteś, wiesz? – rzuciła w stronę siostrzenicy.

– Superniania byłaby z ciebie dumna, Taja. – Wiktor stłumił uśmiech.

Tatiana przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Bardziej do siebie niż do Wiktora, ale Alicja uznała, że nie jest źle. Jak dobrze pójdzie, to za jakieś dwadzieścia pięć lat zaczną ze sobą rozmawiać normalnie. Podrapała się po szyi. Zmarszczyła brwi. Znowu swędzi ją kark. Co się dzieje… Albo zadzieje. Spojrzała na zegarek. Za dziesięć dziewiąta. Ile jeszcze będą maglować Borysa? Powinna była do niego zadzwonić wczoraj… Tylko co miałaby mu niby powiedzieć? Mogła chociaż napisać SMS-a. Tylko jakiego? „Jesteś w głębokiej dupie. To fakt. Przykro mi, że cię powieszą, ukamienują czy co tam robi z takimi jak ty ta wasza Rada. Pozdrawiam, Alicja”. No może niekoniecznie takiego…

Usłyszała jakieś miarowe kroki.

Podniosła głowę.

Zza rogu wyszli Nikodem i Dymitri.

Alicja wstrzymała oddech. No tak. Dzisiaj pewnie przesłuchają wszystkich jak leci. W tym Nikodema, który będzie musiał teraz opowiadać, że widział Elizę po raz ostatni wcale nie wczoraj, kiedy próbowała dobrać mu się do gardła, ale na tej nieszczęsnej imprezie, która była tak dawno, że Alicja miała wrażenie, że odbyła się w ubiegłym stuleciu.

Nikodem patrzył w podłogę. Dymitri skinął głową Wiktorowi, nie zaszczycając Alicji i Tatiany ani jednym spojrzeniem.

– Rozumiem, że dalej się gniewacie? – spytał Wiktor, kiedy Tatiana obrzuciła Dymitriego zabójczym wzrokiem.

– Jaja sobie robisz? – warknęła.

Wiktor zamarł i jeszcze bardziej się wyprostował. O ile można było się bardziej wyprostować…

– Nie… Chodziło mi o to, że… No wiesz przecież, że…

– Pieprz się! – syknęła Tatiana. Wstała i nawet nie patrząc w jego stronę, pomaszerowała prosto do damskiej toalety.

– No i widzisz… – Nauczyciel niecierpliwym ruchem przeczesał włosy. Wyglądał na zakłopotanego. I zrezygnowanego.

– No widzę – mruknęła Alicja i obiecała sobie, że będzie mieć w nosie to, w jakich relacjach są ciotka i Wiktor.

– Pójdę już – wymamrotał historyk. – To będzie długi dzień…

– Taaa… – Dziewczyna pokiwała głową. – Będzie.

Ledwo Wiktor zniknął za rogiem, drzwi do sali matematycznej zamienionej na salę przesłuchań otworzyły się i szybkim krokiem wyszedł z niej Konstanty. Za nim wlókł się Borys. Wyglądał, jakby w ogóle nie spał. Zupełnie jak żywy trup. Nie, to chyba nie jest odpowiednie słowo… Alicja poderwała się i podeszła do niego, olewając zupełnie starego strzygonia.

– Borys… – zaczęła.

Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się blado.

– Nie możecie ze sobą rozmawiać. – Policjant, w którym Alicja rozpoznała jednego z tych, którzy towarzyszyli Adaszewowi podczas pogrzebu, stanął między nimi. – Przykro mi, takie są procedury. – Rozłożył ręce.

Borys wzruszył przepraszająco ramionami i powlókł się za dziadkiem. Alicja obejrzała się za nim. Jak mogła być taką świnią, żeby nie zadzwonić do niego poprzedniego dnia?

– Porozmawiamy później! – zawołała za odchodzącym kolegą, którego Konstanty ponaglająco chwycił za łokieć. Chłopak chciał się jeszcze odwrócić, ale dziadek nie dał mu już szansy.

– Alicja Kujadynowicz – odczytał z długiej listy policjant. – Sama jesteś? A gdzie…

– Tatiana Korsakow. – Ciotka pojawiła się w tym samym momencie. – Możemy zaczynać?

Funkcjonariusz zmierzył ją wzrokiem i otworzył szerzej drzwi, w których stanął sam komendant.

Tatiana przyjrzała się mu uważnie.

– Paweł Adaszew. – Wyciągnął do niej rękę.

– Tatiana…

– Wiem, kim pani jest – przerwał jej.

Tatiana chwyciła jego dłoń i uśmiechnęła się szeroko.

– Doprawdy? – Uniosła brew. – A skąd?

Adaszew nie odwzajemnił uśmiechu.

– Powiedzmy, że słyszałem to i owo o pani profesji.

Twarz Tatiany się ściągnęła. Zerknęła na wciąż ściskającą jej dłoń rękę Adaszewa. Na jego przegubie dyndała cienka czerwona bransoletka.

– A co to? – spytała niewinnie. – Jest pan wyznawcą kabały?

– Coś w tym rodzaju – mruknął. – Zapraszam! – Puścił ją przodem. Alicja weszła za ciotką. Poczuła się bardzo nieswojo, kiedy policjant zamknął drzwi.

– Proszę. – Adaszew wskazał Alicji miejsce naprzeciwko stołu, za którym sam usiadł. Leżały na nim sterty białych teczek. Pewnie akta sprawy Elizy. A może i Malca… Dziewczyna poczuła rosnący niepokój. Zerknęła na Tatianę, która zajęła miejsce w jednej z pierwszych ławek. Ciotka też wyglądała na zaniepokojoną, co wcale nie dodawało Alicji otuchy.

– No dobrze. – Adaszew osunął się lekko na krześle. – Zaczniemy od tego, kiedy po raz ostatni widziałaś Elizę Karikę.

– Chyba po raz pierwszy i ostatni – poprawiła go Alicja. – Nie wiem, czy pan wie, ale jestem w tej szkole od tygodnia, więc raczej nie miałam zbyt wielu okazji, żeby poznać Elizę. Po raz pierwszy i ostatni widziałam ją pierwszego dnia szkoły, kiedy chciała mnie po niej oprowadzić, i tyle.

– I oprowadziła cię?

– Odmówiłam.

– Czemu?

– Bo umiem radzić sobie sama. Poza tym nie szukam przyjaciółek.

Adaszew zmrużył oczy i przyjrzał się jej uważnie.

– Rozmawiałyście?

– Tak. Jakieś… – Alicja zawahała się, usiłując sobie przypomnieć, o czym rozmawiała z Elizą, zanim kazała jej spadać – …półtorej minuty?

– O czym?

– O tym, że ona chce mi wszystko pokazać, a ja nie jestem zainteresowana – powiedziała lekko zniecierpliwiona Alicja.

– I to wszystko?

– Tak.

Adaszew zapisał coś w notesie i znów osunął się na krześle.

– Brałaś udział w imprezie w bunkrze?

Alicja przełknęła ślinę.

– Tak.

– Jak na kogoś, kto nie chce zawierać bliższych znajomości, to dosyć szybko się zaaklimatyzowałaś. Zwłaszcza że imprezy w bunkrze, z tego, co udało mi się ustalić, były dość elitarne… – Przekrzywił lekko głowę, nie spuszczając z niej wzroku.

– Nie wiem, czy można nazwać elitarną imprezę, na której bawi się cała szkoła – odparła z lekką irytacją Alicja.

– Skąd wiesz, że była tam cała szkoła? Udało ci się poznać całą szkołę w jeden dzień?

– Tak powiedziała pani dyrektor na apelu, kiedy ogłoszono śmierć Elizy – wyjaśniła chłodno Alicja. – Kłamała?

Komisarz znów zmrużył oczy.

– Z kim poszłaś na imprezę?

– Z Nataszą Soficz.

– A skąd ją znasz?

– Poznałam ją pierwszego dnia.

– Oprowadzała cię po szkole?

– Nie, siedzimy w jednej ławce.

– I już pierwszego dnia zaprzyjaźniłyście się na tyle, żeby pójść razem na imprezę w środku lasu?

– Nie trzeba się przyjaźnić, żeby pójść z kimś na imprezę. – Alicja czuła, jak rośnie w niej irytacja.

– Czy Eliza Karika była na tej imprezie?

– Podobno.

– A ty ją widziałaś?

– Nie.

Adaszew znów zapisał coś w notatniku. Dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie w stronę ciotki, która siedziała sztywno i wyglądała na przerażoną. Alicji jej widok nie dodał animuszu. Wręcz przeciwnie, czuła, że coś jest nie tak. Przełknęła ślinę. Zaschło jej w gardle, ale nikt nie zaproponował jej wody, więc nie mogła o nią poprosić. Kątem oka zobaczyła, jak policjant siedzący w jednej ze środkowych ławek wystukiwał coś zapamiętale na laptopie. Pewnie jej zeznania.

– Więc nie widziałaś Elizy Kariki podczas imprezy w bunkrze? – spytał jeszcze raz Adaszew.

– Nie.

– A po niej?

– Też nie – odparła spokojnie Alicja. – Po raz drugi i ostatni zobaczyłam ją wczoraj. W trumnie.

Przed oczami przesuwały jej się obrazy Elizy rzucającej się w zakrystii na Nikodema, a potem na nią samą. Zamrugała oczami, jakby chciała w ten sposób pozbyć się tych widoków z pamięci. Na zawsze. Ale natrętna myśl o krwiożerczych zapędach Elizy wciąż krążyła jej po głowie. Syndrom białego niedźwiedzia.

– Co było potem? Jak wróciłaś do domu? – ciągnął komisarz.

– Potem zjawił się nasz historyk Wiktor Szkutnik i moja ciotka Tatiana i… było po imprezie. Zostałam odwieziona do domu razem z Nataszą i zostałyśmy w nim do następnego dnia.

– Natasza Soficz nocowała u ciebie?

– Tak.

– Kiedy dowiedziałaś się, że Eliza nie żyje?

– Następnego dnia. Powiedziała mi o tym ciotka.

– Że?

– Że Eliza została znaleziona w lesie. Martwa. I że najprawdopodobniej padła ofiarą okolicznych wilków, bo takie przypadki się tutaj zdarzały.

– Uwierzyłaś?

Alicja struchlała. Policzyła w głowie do pięciu, żeby zyskać na czasie i się uspokoić.

– Dlaczego miałam nie uwierzyć? Nie znam się na tym. W Warszawie nie ma wilków. Nie licząc zoo.

Adaszew zignorował jej ironiczny ton. Bazgrał cały czas w notesie. Kiedy skończył, zaczął się bawić długopisem. Milczał przez dłuższą chwilę.

– Przyjaźnisz się z Nikodemem Dobryginem?

Dziewczynę przeszedł zimny dreszcz.

– Znam go mniej więcej od tygodnia. To chyba za mało, żeby powiedzieć, że się z kimś przyjaźnię.

– Ale pisaliście razem mowę pożegnalną na pogrzeb Elizy. Dlaczego pracowaliście nad nią razem?

Alicja poczuła, jak suchość w gardle zaczyna być nie do zniesienia. Do czego on zmierza?

– Proszę spytać o to panią dyrektor i pana Szkutnika. To oni nam kazali napisać tę mowę.

Komisarz pokiwał głową i znów coś zanotował.

– Spędzacie chyba sporo czasu razem…

– Chodzimy razem do klasy, więc siłą rzeczy widujemy się codziennie.

– No i jest jeszcze koza…

Teraz Alicja poczuła, że robi jej się naprawdę niedobrze. Skąd on to wszystko wie? Musiał pytać w szkole… Dlaczego tak się jej uczepił?

– Tak, jest jeszcze koza – powiedziała chłodno Alicja. – Ale jesteśmy tam oboje za to, że kłóciliśmy się na lekcji.

Adaszew uśmiechnął się lekko. Po raz pierwszy od początku przesłuchania.

– Jak to mówią: kto się lubi, ten się czubi.

– Czy to ma jakiś związek ze sprawą? – spytała nagle Tatiana.

– Jeszcze nie wiem… – Policjant uśmiechnął się do siebie i znów zrobił notatkę w notesie. – To wszystko, dziękuję – powiedział, podnosząc głowę. – Aspirant Sarnowski przyniesie zaraz wydruk zeznania. Do podpisania. Jeśli, oczywiście, wszystko będzie się zgadzać.

Alicja wstała i dopiero teraz poczuła, że ma nogi jak z waty. Rzuciła okiem na wydruk, który podsunął jej aspirant jakiś tam, i podpisała, stawiając koślawe litery, bo tak bardzo drżały jej ręce. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi.

Przed salą matematyczną stała już Natasza z Jurkiem.

– Zapraszam! – ryknął Adaszew.

Natasza rzuciła szybkie spojrzenie Alicji, jakby próbowała wyczytać coś z jej twarzy, ale chwilę później drzwi do klasy zatrzasnęły się z hukiem. Alicja i Tatiana zostały same na pustym korytarzu.

– On wie – szepnęła Tatiana.

– Co? – mruknęła niewyraźnie Alicja.

– Chciałam zastosować chwyt czarownicy, ale…

– Co chciałaś? 

– Chwyt czarownicy. Coś, co powinnaś już dawno umieć. – Ciotka westchnęła. – Chwytasz kogoś za nadgarstek w taki sposób, że robi, co zechcesz.

– I co chciałaś, żeby zrobił?

– Chciałam zmusić go, żeby był nam przychylny.

– No to raczej nie zadziałało.

– Nie. – Tatiana pokręciła głową. – Był przygotowany. Miał antyuroczną opaskę.

– Mówisz o tym czerwonym badziewiu?

– Z siedmioma supłami – powiedziała Tatiana z podziwem. – To jest zaawansowana ochrona przeciw urokom. On nie jest jakimś tam gliną. Doskonale wie, co tu się dzieje… Dobrze się czujesz? – spytała nagle. – Jesteś blada.

– Muszę do łazienki. – Alicja poczuła, że robi jej się słabo.

– Iść z tobą?

Alicja pokręciła głową i szybko skręciła za róg. W toalecie odkręciła wodę i podstawiła palec pod strumień. Kiedy poczuła lodowate igiełki, nabrała wody w dłonie i chlusnęła sobie prosto w twarz. Potem przyłożyła mokrą rękę do karku i przytrzymała, czując, jak zimne krople spływają jej po plecach. Może powinna poprosić ciotkę, żeby zabrała ją do domu. Chyba nie da rady przesiedzieć całego dnia w szkole i udawać, że interesuje ją wzór na pole trójkąta. Paweł Adaszew… Co to za facet? O co mu chodzi? Dlaczego ją tak wypytywał o Nikodema? To nie był mało lotny Malec. Ten tutaj wyglądał jej na prawdziwego sukinsyna. I na dodatek ta opaska… Faktycznie dobrze się przygotował. Wiedział, że przyjeżdża do siedliska dziwadeł. No, chyba że należał do tych, co na wszelki wypadek wiążą czerwone kokardki na doniczkach z paprotką i spluwają przez lewe ramię. Nie. Tatiana ma rację. Coś jest nie tak… Ten facet jest naprawdę dziwny. I niebezpieczny. Alicja przytknęła czoło do chłodnej tafli lustra. Zaraz rozboli ją głowa. Zawsze wiedziała to z wyprzedzeniem. Potarła skroń. Powinna chyba od razu wziąć ibuprom.

Nagle usłyszała, jak ktoś wchodzi do łazienki. Nie, tylko nie to… Wskoczyła do pierwszej z brzegu kabiny i zasunęła zamek. Nie miała ochoty na żadne pogaduszki. No, chyba że to ciotka. Ale ona raczej by się darła od samych drzwi. Alicja usiadła na zamkniętej klapie sedesu i niemal przestała oddychać. Kto to może być? I dlaczego jest tak cicho?

Nagle usłyszała pukanie do drzwi swojej kabiny. Aż podskoczyła.

– Stawiam na to, że jesteś w tej.

Alicja przewróciła oczami i otworzyła.

– Widzę, że bardzo lubisz damskie toalety.

– Nie powiem, że nie. – Nikodem uniósł brew.

– Czego chcesz? – mruknęła Alicja, podchodząc do umywalki i odkręcając wodę, mimo że chwilę wcześniej myła ręce. – Jeśli chcesz mnie spytać o przesłuchanie, to tak, Adaszew to kawał gnoja. Nie, nic mu nie powiedziałam. I tak, pytał, czy się przyjaźnimy.

– Co?

– To. Przygotuj się na podobny zestaw pytań.

Nikodem potrząsnął głową z niedowierzaniem.

– Serio? Pytał o takie rzeczy?

Dziewczyna sięgnęła po papierowy ręcznik.

– Uważaj na niego. Jest naprawdę dziwny.

Nikodem zmarszczył czoło i pokiwał głową w zamyśleniu.

– A tak serio to co ty tu robisz? – Alicja założyła ręce na piersi.

Chłopak ocknął się z odrętwienia.

– Dostałem SMS-a.

– Znów?!

– No.

Wyjął telefon, odszukał wiadomość.

– „Wiem, co zrobiliście. Też byłem na pogrzebie. Może czas najwyższy się spotkać”.

Alicja patrzyła bez słowa na wiadomość, dopóki litery nie zaczęły się zlewać ze sobą.

– O rany… – powiedziała w końcu.

– To nie wszystko.

Alicja otworzyła usta.

– Dostałem też maila od tych tam… Rycerzy. – Nikodem znów wystukał coś na wyświetlaczu. – Chcą się spotkać. To znaczy chcą spotkać się ze mną jako z potencjalnym kandydatem na Rycerza – prychnął.

– Pokaż! – Wyrwała mu telefon z ręki i zaczęła czytać..

– „Andrzeju…”

Alicja uniosła brew.

– O co ci chodzi? Chyba nie mogłem podać swojego imienia, nie? – mruknął Dobrygin.

– „Z przyjemnością przyjęliśmy twoje zgłoszenie. To wspaniale, że chcesz dołączyć do naszego zacnego grona. Chętnie spotkamy się z tobą w celu omówienia szczegółów i rozpatrzenia twojej kandydatury…” No to pięknie. Jak dobrze pójdzie, to spotkasz się z jednymi i drugimi. I co teraz?

– Jak to co? Trzeba się z nimi spotkać i tyle. – Nikodem wzruszył ramionami.

– A co z tym SMS-em? Coś więcej? Chcą się spotkać i co? I właściwie kto chce się spotkać? – Dziewczyna potarła dłonią skroń.

– Nie wiem. – Nikodem schował telefon. – Czekamy na kolejnego SMS-a.

– A ci… Rycerze… Umówiłeś się już z nimi?

– Jeszcze nie. Mają wyznaczyć termin.

– No dobra. No to czekamy.

Nikodem milczał.

– O której masz przesłuchanie? – Spytała tylko po to, żeby przerwać tę krępującą ciszę.

– Za pół godziny. – Spojrzał na zegarek w komórce. – Jestem po Nataszy.

Alicja wyrzuciła papierowy ręcznik do kosza.

– Dobra, pogadamy później. – Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. – Aha, i odczekaj chwilę, zanim wyjdziesz. Niby wszyscy są na lekcjach, ale wiesz…

Chłopak przewrócił oczami.

Alicja ostrożnie otworzyła drzwi, spojrzała w lewo, w prawo i… stanęła oko w oko z Dymitrim. Poczuła, jak dostaje gęsiej skórki. Ten facet zawsze tak na nią działał. Bała się go. I bała się do tego przyznać. Przełknęła głośno ślinę.

– Alicja!

Zza rogu wyłoniła się Tatiana. Alicja odetchnęła w duchu z ulgą.

– Wszystko w porządku? – spytała siostrzenicę, rzucając jednocześnie szybkie spojrzenie Dobryginowi.

– Tak – powiedziała prędko Alicja, wymijając mężczyznę. – Chodźmy! – Chwyciła ciotkę za łokieć. – Natasza już wyszła?

Odwróciła się jeszcze, zanim skręciły. Dymitri wciąż stał przed toaletą i odprowadzał ją wzrokiem. Takim, jakiego bała się najbardziej.

– Na pewno w porządku? – upewniła się ciotka, kiedy stanęły znów przed salą matematyczną. – Cały czas jesteś blada.

– Nie, w porządku – mruknęła Alicja.

– Co tu robi Dymitri? – warknęła nagle Tatiana.

– Jak to co? Przyszedł z Nikodemem. Będą go przesłuchiwać po Nataszy.

– Skąd wiesz? – Ciotka spojrzała na nią podejrzliwie.

– Ostatnio też tak było – powiedziała szybko Alicja.

Tatiana nie wyglądała na przekonaną. Wciąż uważnie przyglądała się siostrzenicy. Na szczęście chwilę później drzwi klasy się otworzyły i wypadła z nich Natasza, a za nią wytoczył się Jurko. Dziewczyna była purpurowa na twarzy.

– Nikodem Dobrygin. – Sarnowski wyszedł za nimi pochylony nad kartką z nazwiskami. Rozejrzał się po korytarzu. – Nikodem Dobrygin!

Zza rogu wyłonił się Dymitri, a zaraz za nim Nikodem. Był blady jak ściana. Alicja uchwyciła przez chwilę jego spojrzenie, zanim nie wbił go w podłogę. Kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi za Dobryginami, Natasza podbiegła do Tatiany i Alicji.

– Widziałaś? Widziałaś to? – Zaczęła natarczywie wpatrywać się w Tatianę.

Tatiana pokiwała głową.

– Ma opaskę.

– I to jaką! Siedem supłów! – emocjonowała się Natasza.

– Ciszej! – syknął Jurko, który stanął za jej plecami.

– Zastosowałam chwyt czarownicy i nic! – Natasza była bliska płaczu.

– Ja też – powiedziała spokojnie Tatiana. – Chyba go nie doceniliśmy.

Jurko popatrzył uważnie na Tatianę.

– Czy to oznacza, że… – zaczął.

– …będziemy mieć poważne kłopoty – dopowiedziała Tatiana. – To nie jest jakiś tam Malec, który chciał nam dosrać przy byle okazji, ale gówno mógł nam zrobić. Ten wie, co robi.

– Co teraz? – spytała w końcu Alicja. Czuła potworne zmęczenie, a była dopiero dziesiąta.

– Teraz idziecie na lekcje – stwierdziła ciotka. – A potem będziemy rozmawiać. I głosować w sprawie Borysa. Na razie nic tu po nas – rzuciła do Jurka.

Alicja zaniemówiła. I to tyle?

– To znaczy co? Mamy wrócić na geografię i udawać, że wszystko jest w porządku?

– Teraz jest polski – zwróciła jej uwagę Natasza, ale Alicja ją zignorowała.

Tatiana podeszła do siostrzenicy i położyła jej ręce na ramionach.

– Tutaj jesteś bezpieczna. Jeśli wiesz, o czym mówię…

Alicja miała to gdzieś. Nigdzie nie była bezpieczna i żadne uspokajające kłamstwa ciotki nie robiły już na niej wrażenia.

– Czy ty słyszysz samą siebie? – powiedziała, kręcąc głową z niedowierzaniem. Odwróciła się i bez pożegnania powlokła się razem z Nataszą do klasy.

Polski już się zaczął. Polonistka omawiała Rękawiczkę Schillera, ale chyba tylko ją to obchodziło. Alicja popatrzyła na puste miejsce Nikodema. Ciekawe, o co go wypytuje ten palant. Czy też go spyta o to, czy się przyjaźnią? O co tutaj chodzi? W co on pogrywa? Zerknęła na ławkę bliźniaków. Borys patrzył w okno. Olga zdawała się słuchać, ale chyba myślami była daleko. Alicja wciąż miała wyrzuty sumienia, że nie porozmawiała z Borysem. Z drugiej strony… Co mogłaby mu powiedzieć? Był w głębokiej dupie. Tak się z reguły kończą dobre chęci. Już wiadomo, czemu piekło jest nimi wybrukowane. Próbowała postawić się na jego miejscu. Chciał uratować dziewczynę, której nawet nie znał, co uruchomiło lawinę nieszczęść i doprowadziło do tego, że teraz każdemu z nich grozi niebezpieczeństwo, nie mówiąc już o tej całej Radzie, która zaczęła jawić się Alicji niczym jeden wielki potterowski Lord Voldemort. Ona sama czułaby się z tym podle, a co tu mówić o nieskazitelnym i cnotliwym rycerzu w białych adidasach, którym niewątpliwie był Borys. Musi z nim porozmawiać. Nie miała pojęcia, co mu powie, ale powinna to zrobić. Tym bardziej że jakoś nie wierzyła, że otrzymał jakiekolwiek wyrazy wsparcia. Na razie wszyscy byli na niego mniej lub bardziej wściekli. Alicja zerknęła na Nataszę, która siedziała zaskakująco cicho, podparta na łokciach i miała przymknięte oczy. Wyglądała na wyczerpaną. Alicja miała ochotę zrobić to samo, ale bała się, że naprawdę zaśnie. Może powinna jednak skupić się na lekcji…

Nikodem wrócił w połowie polskiego. Usiadł i nawet nie pofatygował się, żeby wyjąć podręcznik. Widocznie uznał, że mu się nie opłaca, a polonistka, która wyglądała na taką, co prowadzi lekcję dla samej siebie, nie zwróciła na to uwagi. Bezbarwnym głosem opowiadała o Rękawiczce. Alicja zanotowała sobie w głowie, że zaraz po rozmowie z Borysem powinna też pogadać z Nikodemem. Ale na razie… Na razie odpocznie. Zapomniała już, jak to jest siedzieć i nudzić się na lekcji. Ostatnio dużo myślała i nie miało to nic wspólnego z lekcjami. Czasem odnosiła wrażenie, że szkoła to tylko dodatek do tego, co działo się poza nią. Może powinna w końcu się pouczyć. Dla odmiany nie z zeszytu Tatiany, ale z zeszytu do polskiego. Albo historii. Otworzyła więc podręcznik i skupiła się na tym, co mówiła nauczycielka. Ale nie miała pojęcia, o czym mowa, bo przecież nie przeczytała wiersza. Przebiegła szybko wzrokiem po kolejnych wersach i uśmiechnęła się do siebie. No tak… Kolejne romantyczne brednie. Królewna rzuca rękawiczkę między dzikie zwierzęta, a kandydaci na jej męża jak barany rzucają się za nią (rękawiczką, rzecz jasna, nie panną) i po kolei idą jak cielęta na rzeź. Ale oczywiście trafia kosa na kamień i w końcu jakiś śmiałek wyławia rękawiczkę, a potem rzuca nią w twarz królewnie. Koniec historii. Rany. Cóż za przewrotne zakończenie. A gdzie „żyli długo i szczęśliwie”? Alicja miała ochotę parsknąć śmiechem. Podniosła głowę i zobaczyła, jak polonistka zaczyna wyświetlać na projektorze jakieś ilustracje do wiersza. Dziewczyna wytężyła wzrok. Dość niewydarzone te malowidła, pomyślała. I nie ona jedna.

– To rękawiczka czy obiecana ręka królewny? – zapytał, siląc się na powagę, chłopak w bluzie dresowej. Klasa wybuchnęła śmiechem. I to takim przywodzącym na myśl nagły atak epileptyczny. Ten też był trudny do opanowania. Alicja zmrużyła oczy i przyjrzała się rysunkowi. Rękawiczka rzeczywiście wyglądała jak obcięta ręka. Zupełnie jak rękawiczka od ciotki Meli.

Nagle uchwyciła wzrok Nikodema, który przyglądał się ilustracji natarczywie, a jego oczy robiły się coraz większe. Alicja patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Potem jeszcze raz spojrzała na wyświetlany właśnie rysunek, po czym znów rzuciła okiem w stronę Dobrygina.

Mimo że nie żyję, wciąż mam pięć palców. Kim jestem?

„Rękawiczką”, wymówiła bezgłośnie.

Na twarzy Nikodema błąkał się ledwo dostrzegalny uśmiech.

Alicja nie mogła się doczekać końca lekcji. Cały czas zastanawiała się, jak niepostrzeżenie wymienić się z Nikodemem uwagami o ich wspólnym odkryciu. Jednak kiedy zabrzęczał dzwonek, nie musiała się już nad tym zastanawiać, bo zanim znalazła się na korytarzu, Natasza chwyciła ją za łokieć i zaciągnęła w stronę damskiej toalety.

– Co ty robisz? – syknęła, ale koleżanka mocno trzymała jej rękę. Pociągnęła drzwi łazienki i otworzyła pierwszą z brzegu kabinę.

– Właź!

– Oszalałaś?! – warknęła Alicja, ale Natasza popchnęła ją do środka i weszła za nią, przesuwając szybko zasuwkę.

– Musimy pogadać – powiedziała poważnie Natasza.

Alicja zrobiła krok do tyłu i oparła się o ścianę, żeby zapewnić sobie minimum intymności.

– Też sobie miejsce znalazłaś… – Pokręciła głową.

– Masz lepszy pomysł? – warknęła Natasza.

– Co jest? – mruknęła Alicja, marszcząc brwi.

Natasza patrzyła na nią uważnie i milczała przez dłuższą chwilę.

– Ten cały komendant z Koziej Wólki wypytywał mnie o ciebie i Nikodema.

Alicja struchlała.

– To znaczy? – spytała ostrożnie.

– No czy się przyjaźnicie i takie tam. I w ogóle czy coś was łączy…

Alicja przygryzła wargę, ale nic nie powiedziała.

– Dlatego pytam ciebie. – Natasza brzmiała bardzo poważnie. Zbyt poważnie, żeby wziąć ją na serio. – Czy coś was łączy?

– Co za idiotyczne pytanie! 

– Nie pytam, czy się z nim bzykasz, ale czy coś was łączy w sensie… służbowym – wycedziła Natasza. – Jeśli wiesz, o czym mówię…

Alicja patrzyła jej prosto w oczy. W takich chwilach zastanawiała się, czy Natasza jest faktycznie w stanie wejść do jej głowy. Jest spalona.

– Oprócz tego, że siedzę z nim w kozie? – spytała, starając się, żeby jej głos zabrzmiał naturalnie.

– Powiedziałaś, że Nikodem będzie milczał jak grób, jeśli chodzi o Elizę. 

– Tak powiedziałam.

– Jak to zrobiłaś?

– Mówiłam już. Mam na niego haka.

– Jakiego?

Alicja myślała gorączkowo. Może powinna zaryzykować?

– Chyba wiesz, o jakim haku mówię… – Uśmiechnęła się porozumiewawczo.

Natasza przez chwilę patrzyła jej prosto w oczy, nie zmieniając wyrazu twarzy.

Wreszcie uśmiechnęła się szeroko.

– Serio? Też widziałaś, jak się przemienia w wilkodlaka?

Alicja zacisnęła zęby i wbiła paznokcie w uda, żeby z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Natasza widziała, jak Nikodem przemienia się w wilka? Czy ona dobrze zrozumiała?! O rany…

Pokiwała wolno głową.

Natasza klepnęła ją w ramię.

– Czad, nie? – Oczy dziewczyny błyszczały z podekscytowania. – Oczywiście poza tym, że to zakazane. W sensie przemieniać się na oczach cywilów. Wiesz, grozi mu za to Rada i w ogóle. – Spoważniała, ale tylko na chwilę. I chyba raczej fałszywie.

– Kiedy go widziałaś? – spytała Alicja, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.

Jej koleżanka przybrała skupiony wyraz twarzy.

– W wakacje. To było na jakiejś imprezie w bunkrze. Wszyscy byli totalnie nawaleni. I upaleni. Nikodem miał jakiś towar do opchnięcia i zachwalał, że ma się po nim taki odlot, że hej! No i dał trochę jakimś kolesiom. A żeby było wiarygodniej, przemienił się na ich oczach w wilka. W sensie… no, wiesz… Że ma się niby taki trip, nie? Kolesie się posrali, ale kiedy Nikodem wrócił do swojej postaci i spytał, jak było, od razu wyciągnęli kasę i kupili wszystko. Ciekawe, co było potem, kiedy okazało się, że im się już nie wyświetla człowiek zamieniający się w wilka… – zarechotała Natasza.

Alicja słuchała tego jak streszczenia kolejnej powieści Stephena Kinga. Ale to nie była książka. Ona żyła w takim świecie, gdzie chłopak przemieniał się w wilka, żeby sprzedać trochę dragów.

– Widziałaś to?

– No.

– Na własne oczy?

– No.

Alicja nie wiedziała, co powiedzieć. To był jakiś obłęd.

– A ty? – spytała nagle Natasza. – Kiedy ty go widziałaś?

Alicja zamarła. Eee… Wcale?

Na szczęście coś jej się przypomniało.

– Poczekaj, jaki układ zawarłaś z Nikodemem?

Natasza zrobiła cwaną minę.

– No wiesz…

– Nie wiem właśnie.

– Obiecałam, że nie doniosę do Rady w zamian… – zniżyła głos.

– W zamian? – ponagliła ją Alicja.

– W zamian za święty spokój i ampułkę z krwią pierwszego strzygonia.

Czy ona właśnie mówi o tej samej ampułce, którą jakiś czas temu chciała przekupić ją Olga?

– Mówisz o ampułce…

– O ampułce z krwią pierwszego strzygonia – powtórzyła wolniej i wyraźniej Natasza.

– Tej, która…

– Tej samej. Jeśli dojdzie do tego rytuału i stracimy moc, dzięki ampułce będę mogła w każdej chwili zostać surogatem i wrócą moje magiczne właściwości. Wiem, że to trochę jak in vitro, ale skutek będzie taki sam.

Alicja patrzyła na nią w osłupieniu. A więc Olga miała rację. Ta ampułka faktycznie tak działała…

– Myślałam, że chcesz się pozbyć swoich magicznych właściwości – zdziwiła się.

– Chcę mieć furtkę OK? – Natasza wzruszyła ramionami.

Alicja myślała przez chwilę. Coś jej się nie zgadzało…

– Skąd Nikodem ma ampułkę pierwszego strzygonia?

– Od Konstantego.

– Co?!

Natasza uciszyła ją gestem i zaczęła nadsłuchiwać. Na szczęście w łazience panował gwar; słychać było jedynie piski i paplanie dziewcząt, które tak jak one postanowiły wykorzystać długą przerwę na plotkowanie albo poprawianie urody. Alicji i Nataszy ten jazgot był akurat na rękę, chociaż co chwilę ktoś szarpał za klamkę drzwi ich kabiny i wydawał pomruk niezadowolenia po zderzeniu z zasuniętym zamkiem.

– To nie tak… – zaczęła Natasza. – Konstanty, który, jak wiemy, święty nie był, przehandlował ją w czasach swojej szalonej młodości. Chciał ją potem odzyskać i znów narobił niezłego bigosu. I stanął przed Radą. A w Radzie siedział akurat Cyryl Dobrygin. Tak, tak – mruknęła, widząc minę Alicji. – Z tych Dobryginów. To był dziadek Nikodema. Zarekwirował ampułkę, która miała od tej pory być trzymana w siedzibie Rady razem z innymi niebezpiecznymi rzeczami. Jak się zapewne domyślasz, dziwnym zbiegiem okoliczności zaginęła i wieść niesie, że miała trafić do rąk Dymitriego. On, oczywiście, wszystkiego się wyparł, ale chyba nikt nie wierzy Dymitriemu…

Alicja skrupulatnie przyswajała informacje o ampułce, zastanawiając się, kto tu kłamie, Nikodem czy Olga.

– I co? – spytała w końcu. – Nikodem ma ci ją dać?

– No. Tylko… – zawahała się Natasza. – Najpierw musi ją znaleźć, bo nie wiadomo, gdzie ją trzyma Dymitri. Raczej nie nad kominkiem w salonie.

– Jaką masz pewność, że Nikodem cię nie wpuszcza w maliny? – spytała przytomnie Alicja.

– Jeśli wpuszcza, jeszcze tego samego dnia idę do Rady – powiedziała twardo Natasza. Alicja widziała błysk w jej oku i wiedziała, że przyjaciółka nie żartuje.

– A co z tobą? – spytała nagle Natasza. – Co ty mu powiedziałaś, żeby siedział cicho?

Alicja zmarszczyła brwi.

– Raczej czego nie powiedziałam…

Natasza zrobiła wielkie oczy.

– Nie powiedziałam mu, że nie jest koryfeuszem. – Głos Alicji brzmiał wyjątkowo spokojnie. – On wciąż wierzy, że jesteśmy nimi oboje. Więc powiedziałam mu, że jeśli będzie milczał w sprawie Borysa, wejdę z nim w ten układ. W tę… przysięgę czy coś tam. Jemu naprawdę zależy na tym naczyniu, wiesz?

– Nam też. – Natasza zmroziła ją wzrokiem. – Czy ty coś robisz w tym kierunku? Czy jeszcze siedzisz i rzucasz monetą? 

Alicja zacisnęła zęby. Jak długo będzie ciągnąć jeszcze tę farsę?

– Chyba musimy już wyjść. Siedzimy tu trochę długo – zauważyła chłodno i chwyciła za zasuwkę.

Natasza przytrzymała jej rękę.

– Pytam poważnie.

– A ja ci poważnie odpowiadam, że musimy wyjść, bo zaraz skończy się przerwa – powiedziała przez zęby, nie spuszczając wzroku z Nataszy. – A teraz się odsuń.

Natasza puściła ją i się przesunęła.

Alicja wypadła z kabiny. Zaraz za nią wytoczyła się Natasza. Gwar w łazience ucichł jak nożem uciął. Wszystkie oczy zwróciły się na dziewczyny. Alicja dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, jak głupio musiało to wyglądać. Uśmiechnęła się lekko.

– No to chyba nie było tak bardzo intymne miejsce, jak myślałyśmy…

Natasza poprawiła czarny – jak zawsze – T-shirt.

– A mnie to tam nie przeszkadza. – Odsłoniła zęby w uśmiechu.

Ruszyła w stronę lustra, a dziewczęta rozstępowały się przed nią jak Morze Czerwone.

Natasza przejrzała się, starła rozmazany tusz do rzęs i poprawiła włosy. Wyszła, zostawiając osłupiałe koleżanki za sobą. Alicja miała ochotę parsknąć śmiechem na widok ich min, ale się powstrzymała. Przeszła między nimi i pchnęła niedomknięte drzwi. No, to chyba szkoła znów będzie miała czym żyć.

Alicja stała przed maszyną do napojów z lekko przechyloną głową i próbowała przeczytać, która woda jest gazowana, a która nie. Cola skończyła się chyba dawno temu, bo w jej miejscu ziała czarna dziura. W głowie miała kompletny mętlik. Nie wiedziała, od czego ma zacząć. Od tego, że Nikodem obiecał Nataszy ampułkę, którą jej z kolei chciała obiecać Olga? Czy może od tego, że mają indykację? A może od tego, że powinna, tak czy siak, porozmawiać z Nikodemem? A może z Olgą? O Borysie nie wspominając… Wreszcie udało jej się wyjąć wybraną butelkę. Spojrzała na etykietę. Cholera, niegazowana! Nienawidziła niegazowanej, mimo że rodzice jej tłumaczyli, że nie powinna pić gazowanych napojów, bo… No właśnie, dlaczego?

– Powinnaś pić niegazowaną. Nie czytałaś w internecie? To bardzo niezdrowo…

Dziewczyna zesztywniała. Pochylał się nad nią Dymitri. Cała krew odpłynęła jej z głowy i poczuła, że robi jej się słabo. Jednak strach był silniejszy i krew wróciła na swoje miejsce. Adrenalina też.

– Czego chcesz? – warknęła.

– Widzę, że nic się nie zmieniło. Nadal jesteś dla mnie niemiła. – Jego głos był, jak zawsze, niski i chrapliwy. Uśmiechał się przy tym lekko, co tylko potęgowało jej strach.

– Czego chcesz? – powtórzyła przez zaciśnięte zęby.

Dymitri pochylił się nad nią jeszcze bardziej i jego głos przeszedł w szept.

– Zostaw go w spokoju.

Alicja wyglądała na totalnie ogłupiałą.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Dobrze wiesz. Odczep się od Nikodema. Wiem, że jest niezły… – Znów się uśmiechnął, mrużąc przy tym oczy.

– Jeśli uważasz, że twój bratanek jest niezły, to chyba powinien zająć się tobą prokurator – powiedziała Alicja lodowatym tonem, chociaż serce podchodziło jej do gardła.

– Wyszczekana się zrobiłaś. – Czy w jego głosie słychać było uznanie? – Wiem, co kombinujesz… – Tym razem już nie było żadnych wątpliwości. W jego głosie dźwięczało ostrzeżenie. I groźba. – I nie uda ci się to.

– Niby co?

– Nie udawaj! – syknął. – Jesteś taka sama jak twoja ciotka.

Alicja starała się oddychać miarowo, mimo że przychodziło jej to z trudem. Nie chciała, żeby zobaczył, jak bardzo się boi. Chociaż na bank czuł jej strach. Jak pies. Albo raczej jak wilk…

– Do tego rytuału nie dojdzie – powiedział Dymitri. – Masz na to moje słowo. Możecie sobie pomarzyć!

– Ale naczynie wciąż cię kusi, co? – spytała nagle, czując rosnącą przewagę. W końcu on nie wie tego, co wie ona… – Chciałbyś je w końcu dostać w swoje ręce, prawda? Zniszczysz je i masz spokój raz na zawsze. A tak… musisz zabijać wszystkich, którzy mogliby je znaleźć i doprowadzić do rytuału.

Dymitri roześmiał się głośno.

– Nie macie go, prawda? Oczywiście, że go nie macie…

– Nie mamy. Ale wy też go nie macie. I nawet nie masz pojęcia, jak je znaleźć…

Dymitri spoważniał.

– Ale ty, zdaje się, wiesz, prawda? Bo jesteś koryfeuszem.

– Skąd ten pomysł?

– Stąd że nie jest nim żadne z nich.

– A twój bratanek?

– Nikodem? Nie. Na pewno nim nie jest. To ty nim jesteś, dlatego tak na ciebie czekali.

– Powiedzmy, że nim jestem. I co? Zabijesz mnie teraz? Jeśli to zrobisz, to nigdy nie znajdziesz naczynia. A w następnym pokoleniu na pewno ktoś je znajdzie, rytuał zostanie odprawiony, a ty będziesz w dupie. No więc na co czekasz? Może mnie zepchniesz ze schodów? Albo nie! Wiem! Po prostu przegryziesz mi szyję. Może będzie to kolejny wypadek, co? Po Elizie, Malcu…

Dymitri zaciskał pięści.

– Nie wolno mi…

Alicja zamarła. Co on właśnie powiedział? Że co mu nie wolno?

– Co ty powiedziałeś? Zmieniłeś zdanie? Nie będziesz mnie jednak zabijał?

Dymitri wyglądał tak, jakby przestraszył się własnych słów.

– Nie zmieniłem zdania co do ciebie – wycedził przez zęby. – I nie będę powtarzać. Lepiej uważaj, dziewczynko. I trzymaj się z dala od Nikodema.

Odszedł szybkim krokiem. Kiedy zniknął za rogiem, Alicja odetchnęła. Miała wrażenie, jakby całą rozmowę z Dymitrim prowadziła pod wodą i dopiero teraz mogła zaczerpnąć powietrza.

Na karku wystąpił jej zimny pot. Przyłożyła chłodną butelkę do czoła. Nagle poczuła, jak ktoś uderza ją barkiem. Wszystkie drobne, które cały czas ściskała w ręku, rozsypały się po podłodze.

– Hej! – wrzasnęła, zanim się zorientowała, kto to taki.

Do maszyny podszedł Nikodem, który zaczął wyłuskiwać jakieś drobniaki z kieszeni.

Alicja zamilkła. Co on wyprawia?

– Nie drażnij go – wyszeptał Nikodem.

Alicja nie ruszyła się z miejsca.

– Nie wiesz, do czego jest zdolny.

– Chyba jednak wiem – syknęła.

– Nie masz pojęcia – powiedział Nikodem, wrzucając drobniaki do maszyny. Alicja udawała, że zbiera swoje z podłogi.

Nikodem zastanawiał się nad napojem.

– Chyba mamy indykację – rzucił, przekrzywiając głowę i przyglądając się rzędowi puszek.

– Tak, to… – zaczęła Alicja.

– Nie mów tego głośno – syknął Nikodem, wybierając puszkę sprite’a. – Myślisz o tym samym, co ja?

Alicja osłupiała. Wytężyła wszystkie zmysły. Niemal czuła myśli Nikodema… Złoty pięćdziesiąt reszty, rękawiczka, przyklejona do bocznej ściany maszyny guma do żucia, puszka sprite’a…

– Tak – powiedziała ze ściśniętym gardłem. Czy ona czyta w jego myślach???

– To dobrze – szepnął Nikodem. – No to do roboty!

Dziewczyna się skrzywiła.

– Mamy sprawdzić wszystkie rękawiczki w mieście?!

– Zacznijmy od własnych – mruknął Nikodem i pochylił się po napój. – Zakładam, że ty sama masz ich z pięć tysięcy. I to różowych.

Alicja wstała i otrzepała kolana.

Przechodząc obok Nikodema, uderzyła go z całej siły barkiem.

– Idiota! – warknęła.

Dymitri przyglądał im się z drugiego końca korytarza.

Alicja czekała na Borysa. Grzebał się niemiłosiernie, na dodatek był – jak zawsze – w pakiecie z Olgą, która już nawet nie starała się ukrywać swojej niechęci do Alicji. Na szczęście tym razem Alicja nie musiała się użerać z Nataszą, która wyjątkowo nie miała dzisiaj ochoty wychodzić ze szkoły razem z koleżanką. Nie wyglądała na obrażoną, bo Natasza należała do tych dziewczyn, które nie fochują, ale walą prawdę między oczy (ewentualnie po prostu walą między oczy), na pewno była jednak wściekła. I podejrzliwa. A to, że miała ku temu powody, to już zupełnie inna historia…

Alicja podeszła do bliźniaków, którzy stali właśnie przy swoich szafkach i w milczeniu pakowali książki do plecaków.

– Możemy porozmawiać? – spytała Borysa, starając się ignorować spojrzenie jego siostry, która świdrowała ją nienawistnym wzrokiem.

– Tak, jasne – powiedział cicho chłopak. Był biały jak ściana i miał podkrążone oczy, co sprawiało, że wyglądał jak najprawdziwszy Edward ze Zmierzchu, i to bez charakteryzacji. Oczywiście, nie w wydaniu Roberta Pattinsona…

– Dziadek na nas czeka – rzuciła lodowatym tonem Olga.

– Przejdę się. – Borys zatrzasnął szafkę.

– Co? – Olga aż otworzyła usta ze zdziwienia.

– Powiedziałem, że się przejdę – powtórzył jej brat, tym razem ostrzej.

Olga walnęła drzwiczkami szafki.

– Jak chcesz! Będziesz się sam tłumaczył – warknęła i odwróciła się na pięcie.

Borys uśmiechnął się słabo do Alicji.

– Chyba mnie nie lubi – mruknęła, patrząc w ślad za Olgą.

– Nieee… Zdaje ci się. – Borys puścił do niej oko.

Dziewczyna roześmiała się, ale jej śmiech zabrzmiał nerwowo.

Borys zasunął plecak i popatrzył na nią wyczekująco.

– O czym chciałaś porozmawiać?

– Może wyjdziemy stąd? – zaproponowała. – Mam dość szkoły na dziś.

Fakt. To był jeden z gorszych dni. A pojawienie się Dymitriego było chyba gwoździem programu. Albo gwoździem do trumny, jak kto woli. Dawno go nie widziała, a już na pewno nie z tak bliska. I wciąż wzbudzał w niej lęk. Zupełnie jak wtedy na cmentarzu. Wierzyła Nikodemowi, że Dymitri jest zdolny do wszystkiego. W końcu zabił swoich przyjaciół… Nie powinna testować jego możliwości. Ciotka ma rację. I Nikodem też. Tylko o co mu chodziło, kiedy powiedział, że nie wolno mu zrobić jej krzywdy?

– Alicja? – Głos Borysa wyrwał ją z zamyślenia.

– Tak? – Podniosła głowę.

– Idziemy?

– Tak. – Uśmiechnęła się lekko. – Chodźmy.

Wyszli na zewnątrz. Alicja wciągnęła głęboko powietrze.

– Jak się czujesz? – spytał Borys.

– Serio? Pytasz, jak ja się czuję? To chyba ja powinnam ciebie o to spytać.

Szlachetny do końca. Zaraz, do jakiego końca???

– Nie wiem… Chyba jeszcze to wszystko do mnie nie dociera… – Pokręcił z niedowierzaniem głową.

Alicja musiała przyznać, że wyglądał dokładnie tak, jak się sam opisał.

– No tak… – mruknęła. Czuła się niezręcznie. Co właściwie powinna mu powiedzieć?

– To o czym chciałaś rozmawiać? – spytał w końcu chłopak.

Alicja zmieszała się. No właśnie. O czym?

– Pomyślałam… że może ty chciałbyś porozmawiać… O tym, co się stało. Zakładam, że nie masz za bardzo z kim o tym pogadać…